środa, 3 maja 2017

Canvas [4/20]

Sklep z zabawkami


Warkot silnika i słabe światło ulicznych latarni zbudziły mocno wstawionego Baekhyuna. Mężczyzna z jękiem podniósł się i rozejrzał dookoła. Siedział na tylnym siedzeniu jakiegoś super szybkiego samochodu i nie miał zielonego pojęcia, dokąd zmierza. Zamrugał parokrotnie, mając nadzieję, że to tylko sen, lecz nic się nie zmieniło. Czy ktoś go porwał? Czy może ktoś go uratował? Takie pytania krążyły w jego głowie, gdy auto wykonywało kolejne manewry.
Jak wreszcie udało mu się w miarę dojść do siebie, ułożył łokcie na oparciach przednich foteli i wsunął głowę między nie. Po lewej stronie ujrzał przystojny profil młodej twarzy, rozczochrane kruczoczarne włosy i małą bliznę na prawym policzku. Miejsce pasażera było puste. Przełknął ślinę i odchrząknął cicho, a wtedy kierowca dostrzegł go kątem oka. Byun nadal czuł, jak kołuje mu w głowie, jednak postanowił sklecić jakieś zdanie, by dowiedzieć się, gdzie, do cholery, jadą.
Excuse me, dokąd jedziemy? – zapytał, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zmieszał dwa języki.
Mężczyzna z przodu zaśmiał się cicho, lecz nie powiedział nic, a po chwili ostro skręcił na jakiś podjazd. Malarzowi żołądek wywrócił się do góry nogami i niebezpiecznie podskoczył do gardła. Baekhyun myślał, że zwróci wszystkie wypite trunki w postaci wybuchowej mieszanki, ale udało mu się zapanować nad własnym organizmem. Samochód nagle zatrzymał się, a kierowca zwrócił się twarzą do swego niezbyt trzeźwego pasażera, który był zdezorientowany do granic możliwości.
– Dotarło do moich uszu, że chciałbyś się zabawić – odpowiedział pewnie, posyłając Byunowi wyzywające spojrzenie, po czym niemal niezauważalnie oblizał wargi. – Wydaje mi się, że to nadal aktualne…? – bardziej spytał, aniżeli stwierdził, unosząc brwi ku górze.
Malarz zmarszczył nos, badawczo obserwując swojego towarzysza. Nie widział żadnego podstępu, a jednak ten wsadził go śpiącego do swojego auta, co wyglądało zupełnie jak porwanie. Mimo wypicia sporej ilości alkoholu, Baek pozostał czujny. Nie chciał dać się zwieść w jakąkolwiek pułapkę, nawet jeśli nie byłoby z niego żadnego pożytku. Bądźmy szczerzy, kto mógłby żądać za niego okupu, gdy nie miał rodziny, a Kyungsoo nie byłoby stać na zapłacenie jakiejś dużej sumy.
– To zależy od tego, co masz na myśli, mówiąc o zabawie – oznajmił Byun, prostując się, by wyglądać poważniej, jak negocjator. – Bo narkotyki na pewno nie wchodzą w grę – zarzekł od razu, podnosząc palec.
Mężczyzna zaśmiał się ponownie, odsłaniając dwa rzędy wybielonych zębów. – Myślałem o czymś o wiele przyjemniejszym od tych wszystkich prochów i strzykawek – odezwał się i posłał Baekhyunowi uwodzicielski uśmiech.
Jasnowłosy nie był głupcem i od razu domyślił się, o co chodziło. Momentalnie jego oczy zabłyszczały wesoło na chęć zysku. Kolejny zastrzyk gotówki był mu niezbędny. Potrzebował nowych kolorów farb, płócien i grubych papierów. Nie pogardziłby także zakupem pędzli, gdyż jego były już stare, zmordowane i dawno pogubiły mnóstwo włosia. Miał więc ogromną szansę, by zrealizować swoją małą listę zakupów bez zbędnego wysiłku czy błagania Do o pożyczenie choćby złamanego grosza.
– Po co więc wywiozłeś mnie z klubu? – rzucił Byun po paru sekundach niezręcznej, prawie ogłupiającej ciszy.
– Tamte pokoje są obrzydliwe, nie wydaje ci się? Różowe ściany, śmieszne posążki i inne pierdoły. Rzygać się od tego chce. – Czarnowłosy zadrżał i skrzywił się na wspomnienie paskudnych wnętrz. – A ja chcę czuć się komfortowo.
Stukanie w szybę przerwało im tę do niczego nie zmierzającą konwersację. Mężczyzna zręcznym ruchem uchylił ją, by zostać powitanym przez wykwitnie ubranego boya hotelowego, który zaoferował odprowadzenia samochodu. Kierowca skinął głową, uśmiechając się serdecznie, po czym wysiadł z pojazdu, to samo nakazując malarzowi. Ten z trudem wygrzebał się z tylnego siedzenia, ledwie stając na równych nogach. Świat nieprzerwanie wirował mu przed oczami i przez to wydawało mu się, że stoją przed najdroższym hotelem w Seulu.
– Co to za miejsce? – spytał Baekhyun, nerwowo łapiąc towarzysza za łokieć, aby nie upaść.
– The Westin Chosun – odparł tamten ze stoickim spokojem, na co zaś Byun był bliski zadławienia się własną śliną.
I tak oto właśnie patrzył na, w rzeczy samej, najbardziej kosztowny hotel w calutkim Seulu. Zakrzywiony budynek błyszczał zapalonymi światłami w co poniektórych oknach. Na tle nocnego nieba mogło to być zrównane z ogromną gwiazdą znajdującą się tuż przed nimi. Baekhyun lekko rozchylił usta ze zdziwienia. Nie śnił. Nie miał omamów. Był pozytywnie zaskoczony i nie próbował tego ukrywać. Uśmiechnął się tak szeroko, aż rozbolały go policzki, odwracając twarz w stronę towarzysza.
– Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę miał przyjemność być gościem tego miejsca – odezwał się, po czym westchnął i wzruszył lekko ramionami.
– Później mi za to podziękujesz, a teraz chodźmy, bo robi się coraz chłodniej – ponaglił czarnowłosy, łapiąc malarza za rękę.
Kierowali się wprost do szerokich drzwi, przez które już dało się dostrzec pyszne wnętrze urządzone z największą skrupulatnością. Jak tylko weszli do środka, Byun zatopił spojrzenie w cudownym całokształcie. Nie potrafił zdecydować się, na co patrzeć najpierw: czy na lśniące stoły, gdzie poustawiane były wykwintne wazony z kwiatami, których bogactwo spiętrzonych barw sprawiało, iż przypominały pawia, który chwali się przed innymi swym kolorowym ogonem czy może na drogie dywany zaściełające podłogę, aż żal było po nich stąpać, czy też na idealnie kopie najwspanialszych dzieł malarskich wiszących na ścianach. Kryształowe żyrandole również były warte poświęcenia uwagi każdego, kto przychodził w to miejsce.
– Pójdę poprosić o jakiś pokój, nigdzie nie odchodź – zaanonsował mężczyzna, na co malarz tylko posłusznie skinął głową, nadal rozglądając się po lobby, jak gdyby tkwił w jakiejś niebotycznej fantazji.
Mocny uścisk dłoni wyrwał go z jego własnego, odrobinę dziecięcego świata i zrozumiał, że to już czas. Pospiesznie wsiedli do windy i brunet bez zawahania wcisnął przycisk z numerem 23. Niezręczna cisza otoczyła ich ze wszystkich stron, jakby nadsłuchując niespokojnych oddechów czy nawet nieznacznych ruchów powiek. Przenikała wszystko, dotykała najdrobniejszych szczegółów, na które człowiek nie miał czasu ani ochoty zwracać uwagi. Po chwili jednak mężczyzna zakaszlał cicho, całkowicie celowo.
– Jak masz na imię? – zapytał malarza, nie patrząc na niego.
Bawiąc się własnymi palcami, Byun parę sekund rozmyślał nad odpowiedzią. Mógł być, kim tylko zechciał. Miał możliwość przedstawienia się jako dziedzica jednej z tych olbrzymich firm, o których codziennie czyta się w gazetach lub słyszy w wiadomościach. Mógł również udawać zabiedzoną sierotę wygnaną z domu, aby zarabiać na życia, która powoli wspinała się po drabince bogactwa, zbierając każdy zarobiony grosz. Nie miał jednak siły, by ubarwiać coraz to nowsze kłamstwa i wyplatać słowami sieci niezgłębionego fałszu, w jakim i tak już głęboko tkwił. – Jestem Hyun – odrzekł krótko, zerkając na numer piętra.
 Charakterystyczny dźwięk oznajmił, że dotarli na miejsce. Czarnowłosy wyszedł pierwszy, a malarz podążył w ślad za nim. Tamten wyglądał zupełnie tak, jakby bywał tu bardzo często. Doskonale wiedział, w którą stronę należy się skierować, by dojść do konkretnego numeru. Niespodziewanie zatrzymał się, przesunął kartę przez czytnik i otworzył drzwi, zapraszając Baekhyuna do środka.
– Ja mam na imię Sehun – powiedział trochę chłodno, zdejmując buty, kiedy już obaj znaleźli się w pokoju.
Pomieszczenie było duże. Byun przełknął ślinę, czując wielką gulę formującą się w jego gardle. Mógł przysiąc, że całość była większa niż jego mieszkanie, a znajdowało się tam tylko królewskiej wielkości łóżko, dwie nocne szafki i rozsuwana szafa. Można było też wyjść na balkon i przyjrzeć się panoramie zapadającego w rozkoszny sen miasta. Błyszczące punkciki znikały w czarnej otchłani jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Widok ten nie mógł umknąć nikomu, albowiem oczy samoistnie pełzły w jego stronę, uwiedzione rozwiewającą się w powietrzu przepastną aurą. I mimo iż każdego wieczoru wizja ta wyglądała niemalże tak samo, nie można było się nudzić, obserwując umykające światełka.
– Podoba ci się tu, hm? – wymruczał Sehun wprost do ucha Baekhyuna, po czym ucałował miejsce tuż za nim, jednocześnie obejmując mężczyznę od tyłu.
Malarz zadrżał, nie spodziewając się tak nagłego kontaktu. Był zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w nocny widok, by zwracać uwagę na swego towarzysza. Odpowiedział mu tylko skinieniem głowy, a później poddał się w obliczu pocałunków składanych na jego karku i szyi. Przymknął oczy, opierając się o silny tors, pozwalając robić ze sobą to, co tamtemu wydawało się słuszne. Nie oponował nawet wtedy, kiedy czarnowłosy bezceremonialnie wyjął mu koszulę ze spodni i jął go rozbierać.
Ocknął się dopiero, jak poczuł chłód na ramionach. Rozejrzał się, a następnie odwrócił przodem do Sehuna, który zaczął pozbywać się również swoich ubrań. Może był zbyt pijany, aby funkcjonować w stu procentach normalnie, jednakże wiedział, czego chce. Zagryzając wargę, podszedł do niego i złapał go za łokieć. Parę sekund patrzyli sobie głęboko w oczy, chociaż nie było to nikomu potrzebne.
Ciepłe i spragnione wargi Baekhyuna prędko złączyły się z tymi Sehuna, dając upust najbardziej ambiwalentnym emocjom. Dwa rozpalone ciała w mgnieniu oka porozumiały się bez choćby jednego dźwięku. Milcząca spowiedź pragnień wkrótce miała znaleźć rozgrzeszenie w pościeli. Najdrobniejsze potrzeby miały zostać otulone eteryczną powłoczką spełnienia. Dwóch młodych mężczyzn miało wzajemnie oddać swe ciała w lubieżnym akcie, zaspokajając czysto zwierzęce instynkty.
Z początku chaotyczny gest przerodził się w coś niemal brutalnego. Gdzieś w drodze do wielkiego łoża Sehun umyślnie zacisnął zęby na dolnej wardze malarza. Ten zaś syknął cicho, niespiesznie siadając na skraju śnieżnobiałej, pachnącej jaśminem pościeli. Z uwagą śledził najmniejszy ruch czarnowłosego. Obserwował, jak powoli wchodzi na łóżko niczym pantera szykująca się do skoku na swoją ofiarę. W chwilę potem dokończył pozbawiać ich obu odzieży i obaj byli całkowicie nadzy.
Sehun się nie cackał. Nie bawił się w słodkie pieszczoty. Był zdecydowany i robił tylko to, co chciał. Nie zamierzał w nieskończoność zasypywać pocałunkami chudego ciała. Widział mnóstwo czerwonych śladów i poniekąd obrzydziło go to. Nie odczuwał potrzeby bycia jednym z wielu, którzy oznaczyli Byuna. On chciał go tylko zaliczyć, a potem się rozejść. Gdyby mógł, pewnie nawet nie zabierałby go do hotelu, jednak klubowe pokoje były dla niego gorsze niż pierwsza lepsza toaleta.
– Nogi szeroko – zakomenderował stanowczo i surowo, lecz to wcale nie wpłynęło na psychikę Baekhyuna. Posłusznie tylko rozsunął nogi, nie opierając się niczemu.
I możliwe, że był to błąd. Być może powinien był go odepchnąć, ale wypił zbyt dużo i nie miał na to siły. Był przekonany, że nie będzie pamiętał tego, jak bardzo bezwzględny był Sehun. Pierwsze pchnięcie zabolało, aż Byun zacisnął zęby i powieki. Odwrócił głowę, nie chcąc patrzeć na mężczyznę nad sobą. Niemrawo tylko wykonywał jego polecenia: obejmował go w pasie, jęczał wniebogłosy. Udawał, że jest mu dobrze, gdy tak naprawdę był od tego daleki. Poczuł też kilka klapsów i silne palce zaciskające się na jego udach czy też biodrach. Doskonale wiedział, że będzie miał siniaki.
Nie zorientował się, kiedy Sehun osiągnął spełnienie. Sam zrobił to niby mimowolnie, myślami będąc gdzieś daleko. Nie miał pojęcia, dlaczego odpłynął do kompletnie innej krainy i nie koncentrował się na tym, co się działo. Ostatnim razem wydawało mu się, że to dlatego, że wypił za mało; teraz miał wrażenie, że za duża ilość alkoholu odciągnęła go od rzeczywistości. Bezwiednie puścił czarnowłosego, bez przerwy patrząc na świat za oknem.
– Ubieraj się, Hyun – rzucił Sehun, kolejny raz klepiąc malarza w pośladek. – Zamówię ci taksówkę i zapłacę za ciebie.
– Powinieneś też zapłacić mnie – żachnął się Byun, siadając niezwykle pomału.
– Niby za co?
– Za to, że pozwoliłem ci uprawiać ze mną seks. – Padła jasna i oczywista odpowiedź. Baekhyun wdział koszulę, po czym zsunął się z łóżka i pokuśtykał do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku.
Brunet z niedowierzaniem patrzył w ślad za malarzem. Pokręcił głową i prychnął, zapinając spodnie. Wyciągnął portfel, a z niego wcale nie cienki plik banknotów, po czym położył go na brzegu łóżka. Zaraz potem zadzwonił po taryfę, nie widząc sensu w odwożeniu towarzysza do domu. Nie był jego niańką, lecz mógł być na tyle miły, by zatroszczyć się o jego bezpieczny powrót. Na to wyciągnął następne parę banknotów, drapiąc się po głowie i klnąc pod nosem. Nie był przygotowany na taki obrót sytuacji. Cóż, sam był sobie winien. Gdyby zapytał wcześniej, pewnie nie byłby w tej chwili rozczarowany.
◄►
Ciemne budynki, słabo oświetlone ulice i cienie pojedynczych drzew rysowały się z każdej strony, gdy Byun wygodnie wbił się w fotel. Taksówkarz nie jechał szybko, pomimo tego że był sam środek nocy. Nie było to złe. Przynajmniej nie powodowało mdłości czy zawrotów głowy. Spokój dopełniała cicha muzyka żwawo umykająca z głośnika. Była kojąca, pozwalała się odprężyć, a to właśnie tego malarz potrzebował. Czuł się czymś zmęczony, ale nie był pewien czym.
Umknął mu gdzieś moment, w którym zasnął. Obudziło go dopiero szturchanie w ramię i nawoływania starszego mężczyzny. Leniwie rozchylił zaklejone powieki i ślamazarnie rozejrzał się dookoła. Samochód stał niemal pod samymi drzwiami jego ukochanej kamienicy, na co odetchnął z ulgą. Wysiadł, uśmiechając się lekko, a potem ukłonił się i wręczył taksówkarzowi odliczoną kwotę. Poczekał, aż auto zniknie mu z pola widzenia, w tym samym czasie wdychając orzeźwiające nocne powietrze.
Droga do samego mieszkania wcale nie była taka łatwa. Nadal kręciło mu się w głowie i było mu słabo. Wielobarwne plamki bujały się w dziwnym rytmie przed jego oczyma tak szybko, że prawie spadł ze schodów trzy razy, nie wiedząc, gdzie konkretnie ma postawić nogę. Z całej siły zacisnął dłoń na poręczy, która nagle wydała się oślizłą żmiją, umyślnie wymykającą się z jego uścisku. Był zmęczony i odurzony wszystkimi doświadczeniami.
Ledwie zapukał do drzwi, a Kyungsoo już mu otworzył. Nie spał. Czuwał. Baekhyun był mu w tamtym momencie wdzięczny, że został, lecz nim udało mu się cokolwiek powiedzieć konwulsyjne fale objęły jego ciało. Drżał, stojąc w progu, jednakże niemal natychmiast pędem rzucił się w kierunku łazienki. Zwymiotował parokrotnie, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Mimo to poczuł się lepiej. Przestało być mu słabo, a zawirowania w głowie ustały.
Do pospiesznie przyniósł butelkę z wodą i zmoczony ręcznik. Pomógł przyjacielowi otrzeć usta jak i całą twarz. Dał mu się napić, odgarniając włosy osobliwie przyklejone do czoła. Po raz pierwszy od bardzo dawna stało się coś takiego. Baekhyun wymiotował tylko wtedy, kiedy się czymś struł, gdy przytłaczał go wyolbrzymiony stres i kiedy za dużo wypił.
– W porządku? – spytał cicho Kyungsoo, na co młodszy niespiesznie pokiwał głową, a potem opadł w jego ramiona.
– Chyba wyrzygałem też to, co dziś zobaczyłem i doświadczyłem. – Markotny głos był trochę dziecinny i śpiący.
– Co to znaczy? Stało się coś złego?
– Najpierw jakiś facet w klubie zaoferował mi narkotyki – zaczął wyliczać malarz, coraz mocniej wtulając się w przyjaciela – potem schlałem się jak świnia i prawie straciłem przytomność, a później jakiś bogaty laluś zabrał mnie do The Westin Chosun i skorzystał z mojego tyłka w niezbyt przyjemny sposób – wymamrotał. Wnet gwałtownie wciągnął powietrze, wracając pamięcią do bolesnego dotyku.
– Och… – Tylko tyle był w stanie wykrztusić z siebie Do.
Nie miał pojęcia, jak pocieszyć malarza, bo nigdy tego nie robił. Zazwyczaj tylko go pouczał i starał się udzielać dobrych rad. Ostrożnie przeczesał palcami jego włosy i począł głaskać go po plecach, drugą ręką podtrzymując go w pasie. Zrobiło mu się kuriozalnie przykro, zupełnie jakby ktoś przejechał psa, który nie był jego, ale którego bardzo lubił.
– Kyungsoo, śpij dzisiaj ze mną, proszę – wyszeptał Baekhyun, lgnąc do starszego jak dziecko do matki. – Nie chcę zostać sam.
◄►
Równo o świcie Do Kyungsoo otworzył oczy, nie mogąc znieść żaru ogarniającego jego ciało. Nie dość, że spał z Byunem niemal przyklejonym do swego ciała, to jeszcze zawinięci byli w grubą kołdrę, tworząc coś w postaci naleśnika. Nie było to zbyt wygodne, a poza tym musiał wyjść, żeby zdążyć do pracy. Chciał też zobaczyć się z Jonginem, bo inaczej mógł to zrobić dopiero wieczorem. Z drugiej strony coś podpowiadało mu, że tego dnia będzie zmuszony zostać przy swoim przyjacielu.
Zerknął na śpiącą postać i Baekhyun nagle wydał mu się niesamowicie bezbronny i słaby. Pogłaskał go po głowie, uśmiechając się blado. Jego uczucia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i postanowił zadzwonić do szefa, żeby wziąć sobie wolne. Kilka minut później to właśnie zrobił, zostawiając malarza śpiącego jak suseł.
Niewiele czasu było mu potrzeba do wymyślenia coś na dobre śniadanie. Przygotował wszystko, żeby później móc zrobić tosty z dżemem truskawkowym i kawę dla siebie oraz herbatę dla młodszego – dla niego odnalazł też tabletki od bólu głowy. Nie budził go jednak. Czekał spokojnie. Raz po raz zaglądał do maleńkiej sypialni, sprawdzając, czy Byun już odpędził od siebie sen czy jeszcze twardo tkwi w objęciach Morfeusza. Spędził na tym dwie godziny, aż w końcu za którymś razem dostrzegł ociężale rozchylające się powieki.
– Kyungsoo… – wymamrotał Baekhyun, przekręcając się na plecy. – Kyungsoo, jesteś tutaj? – rzucił niemrawo, przecierając piąstkami oczy.
– Jestem – odrzekł Do, podchodząc do przyjaciela. – Jak się czujesz?
– Boli mnie głowa. – Głos malarza był dziwnie bezbarwny i płytki. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku, dlatego też Kyungsoo skinął, a potem prędko wrócił do kuchni i przyrządził zaplanowanie śniadanie.
– Mam nadzieję, że będzie ci smakować – odezwał się ponownie starszy, wchodząc do pokoiku z dużym talerzem i dwoma kubkami w rękach.
Pomału, aby niczego nie rozlać i nie narobić bałaganu z samego rana, usiadł na brzydkim materacu. Podsunął Baekhyunowi talerz i zaczekał, aż tamten poczęstuje się ciepłym tostem z rozpływającym się słodkim dżemem. Patrzył na twarz młodszego, na której wymalował się delikatny uśmiech i sam się uśmiechnął. Poczuł coś w rodzaju ulgi, jakby nagle wszystko wróciło do normy. Wziął jedną chrupiącą kromkę i także zaczął się nią zajadać z apetytem, popijając ją małymi łykami gorzkiej kawy.
Gdy malarz syknął cicho, a jego dłoń przesunęła się pod kołdrą, Kyungsoo wyraźnie się zaniepokoił. Wówczas Baekhyun bezspornie odsłonił swoje szczuplutkie ciało i wyszły na jaw liczne siniaki, zostawione przez przebiegłego bruneta. To nie wyglądało ładnie, ani nie było przyjemne, więc Do na powrót zasłonił mlecznobiałą skórę pokrytą granatowymi plamami wyglądającymi jak atramentowe kleksy.
– Nie mogłeś go powstrzymać? – zapytał nieśmiało, odkładając pusty talerz na podłogę i wsuwając nogi pod kołdrę.
– Byłem zbyt pijany – wykrztusił Byun, kończąc herbatę. Po dłuższej chwili milczenia i tylko sączenia ciepłych napojów odchrząknął cicho. – Pójdźmy dzisiaj do sklepu plastycznego – powiedział szeptem, unosząc wzrok na przyjaciela.
– Masz na to siłę? – rzucił pospiesznie, na co drugi tylko skinął ochoczo głową. – W takim razie zgoda. Tylko zadzwonię do Jongina i powiem mu, że dzisiaj będę cały dzień u ciebie.
Z wszystkimi naczyniami, których było bardzo niewiele, Do po upływie paru minut zniknął w kuchni. Malarz przeciągnął się, prostując nogi i ręce. Stęknął przy tym cicho, kiedy kolejne stawy strzyknęły, dając o sobie znać. Odetchnął, wpatrując się ze spokojem w sufit. Był pewien, że to będzie wspaniały dzień. W końcu jego kieszeń była przepełniona pieniędzmi i mieli iść w jego ulubione miejsce. Był także szczęśliwy z powodu tak prostego, lecz smacznego śniadania.
Wstał, odrzucając na bok okrycie, po czym z nieukrywaną radością otworzył na oścież okno. Uśmiechnął się błogo, gdy promienie słońca połaskotały go w policzki. Znajome dachy kamienic i przemykający w oddali ludzie napawali go dziwną chęcią życia i potrzebą wyjścia z tej ciasnej klitki. Nie chciał dusić się w mieszkaniu, skoro tylko mógł pełną piersią zaczerpnąć świeżego powietrza. Od dawna nie czuł się w ten sposób. Nie miał chęci malować, ale łaknął obcowania z zewnętrznym światem. Pragnął też przemierzać spojrzeniem kolejne półki z pędzlami, farbami, płótnami czy brulionami.
◄►
W godzinę później Baekhyun przy Kyungsoo u boku wesołym,  prawie tanecznym krokiem opuszczał swoją dzielnicę. Z dala obserwował jakieś ptaszki, które siedziały na cienkiej gałązce drzewa, podczas gdy przyjaciel rozmawiał przez telefon ze swoim chłopakiem. Rzucił na niego okiem. Wydawało mu się, że ta rozpromieniona twarz jest odzwierciedleniem wszelkich uczuć, jakie Do żywił do Jongina. Sam Byun nie rozumiał do końca, jak to wyglądałoby w jego przypadku. Nie pamiętał, czym są emocje. Pozbył się ich dawno temu. A teraz miał wrażenie, że już ich nie potrzebuje.
Na miejsce dotarli na piechotę. Nie było powodu, żeby łapać autobus, gdyż słońce świeciło bardzo delikatnie, nie zalewając ulic nieznośnym żarem. Rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, żeby nie naruszać harmonii małego sklepu. Każda rzecz tutaj przykuwała uwagę malarza. Nie miał pojęcia, na czym powinien skupić się najpierw. Liczne barwy, przedziwne kształty, niefrasobliwe faktury – wszystko to wołało go i błagało o jedną chwilkę, jakby wkrótce miało zniknąć.
– Czy mogę w czymś pomóc? – odezwała się niziutka pracownica z uroczym uśmiechem, dzięki któremu nie wyglądała na więcej niż siedemnaście lat.
– Na razie dziękuję, muszę się rozejrzeć – odpowiedział Baekhyun, totalnie olewając dziewczynę.
Jego rozbiegane oczy spoczęły na srebrnych tubkach z kolorowymi paseczkami i wypisanymi na nich nazwami. Długo gapił się na nie, skanując stoisko od góry do dołu i z powrotem, a potem jeszcze raz i kolejny. Jego smukłe palce z gracją zaciskały się w pięści, by zaraz móc się rozluźnić i poruszać w bliżej nieokreślony sposób, nieco przypominający grę na pianinie. Wreszcie sięgnął po jedną barwę. Wybór był oczywiście dokładnie przemyślany.
Był to błękit. Taki błękit jakim zabarwione jest letnie niebo, na którym beztrosko tańczą chmury. Taki błękit, w którym bez problemu można by utonąć, tylko na niego patrząc. Bardzo przypadł Byunowi do gustu. Był pogodny. Kolejna tubka zawierała śliczną świeżą zieleń. Tak świeżą, jak zapach dopiero co skoszonej trawy i tak intensywną jak rzęsa na stawie. Zadowolony z siebie podszedł do innej półki, nie informując o tym Do, który już od jakiegoś czasu bez większego zainteresowania przeglądał notatniki.
Bruliony w kolorze śniegu leżały pozwijane w rulony, a tuż obok nich tak samo umieszczone płótna. Oczy Baekhyuna wypełniał najszczerszy zachwyt i nie mógł opanować dziecięcej radości i czysto chłopięcych rumieńców, które żywcem paliły jego policzki aż po same uszy. Pomalutku sunął opuszkami palców po surowych materiałach, ciesząc się ich strukturą zupełnie tak, jakby oddychał pełną piersią. Wziął kilka sztuk, które uznał za konieczne, po czym wybrał również parę niezbędnych pędzli. Małe i duże, miękkie i twarde cieszyły jego oczy i duszę, lecz nie mógł kupić wszystkich.
Z rękami zajętymi przez bardzo wartościowe dla malarza przedmioty ruszył do kasy śmiałym krokiem. Nie oglądał się na przyjaciela. Przy ladzie spotkał tę samą dziewczynę, która poprzednio zaoferowała mu swą pomoc. Ekspedientka z firmowym uśmiechem podliczyła cenę, a Baekhyun zapłacił, szczerząc się do samego siebie jak kompletny głupek. Czuł się jak dziecko w wielkim sklepie z zabawkami, gdzie mógł wziąć do domu to, o czym zamarzył.
Wyszedłszy na ulicę, skierował wzrok na prawo i już miał się odezwać, gdy zorientował się, że Kyungsoo przy nim zwyczajnie nie ma. Przełknął ślinę, mocniej chwytając drobne zakupy. Wrócił do sklepu z nieco mniej entuzjastycznym wyrazem twarzy, rozglądając się po schludnym pomieszczeniu. Gdy dostrzegł starszego w oddali, odetchnął. Przez moment miał wrażenie, że tamten umyślnie sobie gdzieś poszedł.
– Kyungsoo, wychodzimy! – zawołał trochę głośniej niż powinien i czekał.
Mając przyjaciela z powrotem u swego boku, uśmiechnął się szeroko i prawdziwie. Wręczył mu jeden rulon, gdzie znajdowały się bruliony, a sam chwycił drugi oraz torebkę z farbami i pędzlami. Ruszyli w drogę powrotną, podczas gdy południowe słońce przyjemnie świeciło im w twarze.  Nagle Baekhyun westchnął głęboko, jakby wypuszczając z ust najbardziej skryte zachcianki.
– Chodźmy na lody, proszę – powiedział cicho z nadzieją, że Do go usłyszał.
– Teraz? Na lody?
– No, tak. A czy to jakiś problem? – spytał Baek, lekko nadymając policzki.
– Nie, ale… z tymi wszystkimi zakupami? – Kyungsoo nie był do końca przekonany co do tego pomysłu. Nie uśmiechało mu się taszczyć tych wszystkich gratów do jakiejś kawiarni tylko po to, aby jego najdroższy przyjaciel mógł zjeść trochę lodów.
– Tak, z zakupami. Ty poczekasz, popilnujesz, a ja skoczę do supermarketu i kupię nam rożki. Te niebieskie. Albo różowe. – Byun chwilę zastanawiał się nad podjęciem decyzji, jak gdyby miał być to najważniejszy wybór w całym jego życiu. – No, pomóż mi. Niebieskie – o smaku gumy balonowej czy różowe – o smaku waty cukrowej? – nalegał, marszcząc brwi a przy tym także i nos.
– Niech będą niebieskie – z lekką niechęcią odrzekł Do, nieświadomie spuszczając ramiona z bezradności. Lubił Baekhyuna, oczywiście, jednakże jego nadpobudliwa strona czasami działała mu na nerwy. Czuł, że traci kontrolę nad światem, a młodszy wyprawia wszystko, co tylko mu się spodoba, choć są to niezwykłe głupoty.
Znajdowali się właśnie przed tym samym marketem, w którym kilka dni wcześniej robili zakupy. Byun odstawił wszystko tuż pod nogami Kyungsoo i pobiegł do środka, jakby ktoś go gonił i mu przy tym groził. Dopadłszy do miejsca, gdzie były lody, zaśmiał się cicho, zaś jego oczy na nowo rozświetlił ten uroczy blask. Zabrał dwa niebieskie rożki i dziarsko poszedł w stronę kas. Niektórzy rzucali mu kpiące spojrzenia, mając wrażenie, że jest jakimś wariatem, inni tylko kręcili głową z niedowierzaniem.
Baekhyun wybiegł z supermarketu tak szybko, jak do niego wbiegł. Nie było się czemu dziwić. Dwa mocno niebieskie rożki aż prosiły się, aby je skosztować.  Lecz młodszy nie uległ przedwczesnej pokusie. Poczekał, aż przyjaciel weźmie swojego loda i dopiero wtedy obaj zaczęli jeść. W drodze do mieszkania rozmawiali, powoli delektując się skromnymi słodyczami. Słońce wznosiło się coraz wyżej, ale im to wcale nie przeszkadzało.
Wkrótce znaleźli się przy kamienicy malarza. Wszystko dookoła było identyczne, podczas ich nieobecności nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Na górę dotarli kilka chwil później. Nim Byun poukładał na swoich miejscach swe zakupy, usiadł wraz z Kyungsoo na kuchennym stole i dokończyli jeść lody.
– Jongin nie będzie zły, że spędzasz ze mną cały dzień? – spytał cierpko Baekhyun, brodząc w mętnym dla niego temacie, jakim były związki i miłość.
– Nie, dlaczego miałby się denerwować? Jesteś moim przyjacielem. On wie, że między nami nie mogłoby być nic więcej – wyjaśnił Do, posyłając malarzowi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
– Ach… Rozumiem.
Tak naprawdę nic nie rozumiał. Nie wiedział, w jaki sposób działała miłość, czym są prawdziwe emocje i jak można darzyć inną osobę uczuciami. I w gruncie rzeczy nie było mu to do niczego potrzebne. Dobrze mu było tak, jak było w tamtej chwili. Czuł się kimś posiadającym więcej wolności niż inni. Miał więcej swobody, gdyż wierzył, że uczucia są rodzajem liny wiążącej z drugim człowiekiem. Liny, która zatrzymuje samotną łódkę i nie pozwala jej odpłynąć na nieznaną wodę. On był właśnie taką łódką. Małą w ogromnym oceanie mijających go każdego dnia ludzi. I taką właśnie łódką pragnął pozostać. Był przekonany, że nie musi nikogo kochać, że ktoś taki jest zbędny.
Wytarłszy lepkie ręce w spodnie, malarz zeskoczył ze stołu i poszedł zająć się swoimi sprawami. Bardzo skrupulatnie umieścił płótna i bruliony w rogu pokoju, aby nie obsunęły się na ziemię. Pędzle zabezpieczył przed zniszczeniem i ukrył w szufladzie, tuż obok świeżutkich tubek z farbami. Odetchnął, przebiegając wzrokiem po swoich skarbach. Tylko to było mu konieczne do życia. To było dla niego najcenniejsze.

3 komentarze:

  1. Wow, nie spodziewałam się, że to w ogóle będzie Sehun. I że będzie taki brutalny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba i bardzo ładnie piszesz! ♡ Czekam na pojawienie się Chanyeola, niech już wkracza do akcji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Ja na serio myślałam, że pojawi się Chanyeol. A to był Sehun. I to w roli takiego bogatego gówniarza. Lepiej jego postaci nie mogłaś ująć. Bardzo konkretny był. No nie powiem. I znów tyle wspaniałych scenek pomiędzy Kyungsoo i Baekhyunem. Pomimo tego, że Baekkie jest potwornym człowiekiem, to z Kyungsoo jest taki słodki. Na serio biedne to stworzonko!

    OdpowiedzUsuń