Baekhyun jak przez mgłę pamiętał, jak dostał
się do mieszkania. Zaczepił kogoś, żeby podwiózł go do domu, a potem kłócili
się przez kilka minut. Doszłoby do rękoczynów, gdyby nie brunet, z którym
malarz umówił się na randkę.
Mężczyzna zapłacił za taksówkę, gdzie chwilę później wylądował zmęczony i nieco
pijany Byun. Podał swój adres taksówkarzowi, a potem zasnął tak szybko, jak
ułożył się na tylnym siedzeniu. Obudził się dopiero wtedy, gdy samochód ostro
zahamował i mało brakowało, a obaj wypadliby przez przednią szybę.
Było już jasno, kiedy Baekhyun obudził się ze
snu. Miał koszmar, przez co całe jego ciało kleiło się od potu. Odór wypitego
alkoholu unosił się w powietrzu i Momo wyraźnie nie miała ochoty, by spędzić tę
noc w ramionach swojego właściciela. Kotka nerwowo prychała na parapecie,
przebierając niecierpliwie łapkami, jak gdyby chciała sama otworzyć okno.
Malarz przeciągnął się, ziewając szeroko. Dopiero potem wstał i przekręcił
metalową klamkę. Pociągnął ramę w swoją stronę, aby czyste i orzeźwiające smugi
porannego wietrzyku wpadły do mieszkania.
Kiedy mężczyzna był już w miarę rozbudzony,
wrócił na swoje posłanie, a Momo położyła się tuż obok, pomrukując cicho.
Patrzył w sufit i zastanawiał się, jakim cudem zgodził się pójść na
niezobowiązujące spotkanie. Uśmiechnął się do siebie kpiąco, po czym prychnął,
z niedowierzaniem kręcąc głową. Był chyba bardziej zdesperowany niż wtedy, gdy
dzwonił do Jongina. Chwilę jeszcze błądził wzrokiem po żółtych i szarych
plamach powstałych przez zacieki. Przeczesał także palcami sierść kotki, a
później wstał, wiedząc, że z minuty na minutę ma coraz mniej czasu. Przez
moment wydawało mu się, że to idiotyczna decyzja. Natychmiast musiał
skontaktować się z przyjacielem, chociaż był świadomy, że tamten z pewnością
ciężko teraz pracuje.
– Cześć,
Baek. Coś się stało? – spytał
Kyungsoo zaraz po tym, jak odebrał po trzech sygnałach.
– Idę na randkę – wypalił malarz bez
zastanowienia, zaciskając mocno oczy.
– I tylko dlatego do mnie dzwo- Czekaj! Co ty
powiedziałeś? – Do jakby nie wierzył w to, co
właśnie usłyszał.
– Błagam, nie każ mi tego powtarzać. Mogłem
nie dzwonić. – Baekhyun westchnął, z nadmierną siłą przecierając twarz dłonią.
Odchrząknął cicho i nieco podenerwowany wrócił do rozmowy. – Poszedłem wczoraj
do klubu. Facet nie chciał iść ze mną do hotelu, więc umówiliśmy się na randkę. – Ostatnie słowo wypowiedział z
silnym akcentem, jak gdyby podkreślał je grubą, czarną linią. – Muszę niedługo
wyjść, bo się spóźnię. Problem w tym, że nie mam pojęcia, co założyć. Nie chcę,
żeby od razu pomyślał, że chcę tuż po tej kawie czy tam herbacie iść z nim do
łóżka.
– A chcesz?
– Cholera, tak! Ale nie mogę wyglądać, jakby
moje ubrania były przeznaczone do zdarcia ich ze mnie, prawda? – wyrzucił na jednym
oddechu, aż poczerwieniały mu policzki. Nie wiedział, czy spowodowane było to
frustracją czy podenerwowaniem.
– To
znaczy, że chcesz zrobić dobre pierwsze wrażenie, tak?
– Chyba tak – odburknął Byun, delikatnie
drapiąc Momo za uchem. Uśmiechnął się lekko, gdy kotka zamruczała i wyciągnęła
przed siebie przednie łapki.
– Więc
ubierz się tak, jakbyś wychodził po zakupy, a nie na jakieś wielkie wyjście. No
i zachowuj się naturalnie, nie zachowuj się jak gwiazda i nie zrób z siebie
idioty. – Kyungsoo pouczał malarza, choć
ten nigdy nie odstawiał wymienionych przez niego scen.
Rozłączyli się chwilę później. Baekhyun nadal
wlepiał wzrok w sufit, wzdychając raz po raz. Wydawało mu się, że owa randka
będzie tragedią i utrapieniem. Nigdy nie chodził na nie, bo uważał, że są
zbędne, skoro i tak prędzej czy później on i jego partner mieli wylądować w
łóżku. Wreszcie wstał, po czym wziął orzeźwiający prysznic, żeby nie wyglądało
na to, że nie spał pół nocy. Później nakarmił Momo karmą z puszki i dla siebie
też wziął jakieś prymitywne śniadanie, żeby nie zemdleć gdzieś po drodze, gdyż
musiał udać się na miejsce spotkania pieszo. Nie miał już więcej pieniędzy,
żeby zamówić po raz kolejny taksówkę.
Spojrzawszy na zegarek, prawie oparzył się
herbatą, gdy jego ręka nerwowo zadrżała. Było już wpół do jedenastej i musiał
się spieszyć, jeśli nie chciał się spóźnić. Był niemal pewien, że przystojny
brunet szybko by się ulotnił, gdyby Byun nie zjawił się na czas. Śmieszniejsze
było jednak to, że nawet jeśli odszedłby tylko kilka ulic dalej, malarz nie
miałby pojęcia, jak go znaleźć. Nie znali swoich imion. Było to absurdalne,
lecz wydawało się, że zupełnie o tym zapomnieli. Można było to również
wytłumaczyć brakiem odpowiedniego momentu.
◄►
Prawie biegł, co rusz zerkając na ekran
telefonu. Przebiegł przez ulicę, gdy zdążyło już zapalić się czerwone światło.
Kilku kierowców zatrąbiło na niego, ale tylko machnął ręką, uśmiechając się
niezręcznie. Baekhyun nie wiedział, że zwróciło to uwagę mężczyzny stojącego
przy wejściu do kawiarni. Rozejrzał się on, a kiedy ujrzał twarz, którą
zapamiętał poprzedniego wieczoru, kąciki jego ust uniosły się ku górze. Nie do
końca spodziewał się, że jasnowłosy przyjdzie na umówione spotkanie, jakie on
sam nazwał randką. Skoro wcześniej próbował od razu zaciągnąć go do hotelowego
pokoju, wydawało mu się, że nie zjawi się tylko po to, by napić się jakiejś głupiej
kawy.
Malarz przystanął na chwilę pod murem, żeby
odetchnąć. Już od dzieciństwa stronił od wysiłku fizycznego, dlatego nagle
zaczęły palić go płuca. Kilkakrotnie uderzył pięścią w klatkę piersiową,
zaciskając oczy. Unormowawszy rozszalały i świszczący oddech, wyprostował się i
odchrząknął. Niedługo zajęło mu zorientowanie się, że wysoki brunet, lustruje
go wzrokiem. Z początku nie był przekonany, czy to ta osoba, o której myślał.
Nie było się czemu dziwić. Facet miał na nosie przeciwsłoneczne okulary, a ubrany
był w czarną koszulkę i spodnie tego samego koloru. Byun podszedł do niego i
uniósł brwi z drwiącą miną.
– Umarł ktoś? – wypalił cierpko, szarpiąc za
klamkę.
– Nikt nie umarł – odrzekł drugi mężczyzna
ochrypłym – tak jak minionego wieczoru – głosem, podążając za malarzem.
Zajęli miejsce z dala od wścibskich oczu
innych klientów. Zasiedli na wygodnych wiklinowych krzesłach wyłożonych
miękkimi poduszkami. Byun przyglądał się minimalistycznemu acz całkiem
efektownemu wystrojowi. Piaskowe kamienie na ścianach, duże okna i proste
papierowe żyrandole sprawiały, że można było poczuć się jak w domu. Zapach
przygotowywanej kawy i pieczonego ciasta pozwalały rozluźnić się i zapomnieć o
troskach. Nie było lepszego miejsca na spontaniczny wypad z przyjaciółmi czy
rodzicami albo na randkę. Brunet najwyraźniej wiedział, co robi, wybierając
właśnie ten lokal. On sam prezentował się zupełnie inaczej, niż gdy stał na
zewnątrz, a promienie słońca skrupulatnie oblewały go nadmiarem ciepła.
Pulchna, starsza już kobieta podeszła do nich
z zapytaniem czego się napiją. Poleciła oczywiście specjał dnia, ale ani
Baekhyun, ani jego towarzysz z niego nie skorzystali. Kobieta uśmiechnęła się
więc, kiwając w zrozumieniu głową.
– Czego zatem się panowie napiją? – spytała
swym skrzekliwym głosem.
– Latte macchiato i szarlotkę – oznajmił
czarnowłosy, uśmiechając się przy tym rozbrajająco.
– A pan? – kelnerka zwróciła się do malarza,
zapisawszy w notatniku pierwsze zamówienie.
Zbyt zdezorientowany przez ten jeden gest
Baekhyun przez moment nie odezwał się nic. Zamrugał prędko, kiedy dotarło do
niego, że cała uwaga skupiona jest właśnie na nim. Niespokojny śmiech wyrwał
się z jego ust. Spuścił wzrok, jakby zastanawiając się nad tym, co powinien dla
siebie wybrać. W zasadzie nie miał ochoty na nic. I to tylko dlatego, że nie
miał ani grosza, by móc kupić choćby szklankę czystej wody. Pod wpływem
impulsu, sięgnął do kieszeni, po czym z zakłopotaniem spojrzał na wyczekującą
kobietę.
– Bardzo mi przykro, ale ja chyba dziś
odmówię – rzekł chłodno, a potem zacisnął usta w prostą kreskę. – Zapomniałem
portfela – skłamał.
– Nic nie szkodzi – zaoponował brunet. – To
ja cię zaprosiłem, więc ja stawiam. Możesz wybrać, co tylko chcesz.
– Ach, w porządku – odpowiedział Baekhyun,
przełykając z trudem gulę, jaka urosła w jego gardle. – W takim razie poproszę
cappuccino i sernik.
Kobieta w pośpiechu zanotowała słowa malarza
wykręconą przez artretyzm dłonią, po czym skłoniła głowę, odsłaniając w
uśmiechu żółte, wykrzywione zęby, i odeszła. Niezręczna cisza otoczyła dwóch
młodych mężczyzn, jako że żaden z nich nie miał pojęcia, od czego zacząć
rozmowę. Konwersacje o pogodzie czy najnowszych wiadomościach były już
przereklamowane, a poza tym raczej nie było to coś, o czym chcieliby mówić.
Byun uważnie studiował wzrokiem wnętrze kawiarni, co parę sekund znajdując
jakieś dziwaczne odpryski na podłogowych płytkach czy też brzydkie zacieki na
wielkich szybach.
Nim jednak jakikolwiek temat został podjęty,
przy ich stoliku pojawił się wysoki, młody kelner w białej koszuli i brązowym
fartuchu w białe kropki zawiązanym w pasie. Trzymał w dłoniach tacę, z której
chwilę później zdjął dwa talerzyki z ciastami oraz wysoką szklankę i filiżankę.
Baekhyun podziękował, mrucząc niewyraźnie pod nosem. Ostrożnie przesunął spodeczek
tak, by przypadkiem nie zahaczyć ręką i nie rozlać gorącego napoju. Nie zwrócił
uwagi na przyglądającego mu się bruneta, gdyż za bardzo był zajęty
obserwowaniem znikającej z cappuccino brązowej pianki. W końcu jednak podniósł
wzrok i zaczął intensywnie wpatrywać się w twarz swojego towarzysza, oparłszy
łokcie na brzegu stolika.
– Dlaczego mnie zaprosiłeś na tę całą randkę?
– zapytał trochę zbyt chłodno i ostro, zupełnie jakby miał mnóstwo ciekawszych
rzeczy do zrobienia w tym momencie niż siedzenie z nieznajomym w całkiem
urokliwym lokalu.
– A dlaczego miałbym tego nie robić? –
odpowiedział czarnowłosy pytaniem na pytanie. Oparł brodę na dłoni, równie
uparcie patrząc na malarza. – Jesteś całkiem atrakcyjny, a poza tym sam mnie
gdzieś wyciągałeś, prawda? Przecież wiadomo, że lepiej spotkać się w ciągu
dnia. Nikt nie jest zmęczony, można swobodnie porozmawiać.
– Problem w tym, że ja nie chciałem z tobą
rozmawiać – wyburczał pod nosem
Baekhyun, opuszką palca przesuwając po brzegu filiżanki.
– Słucham? – Oczy mężczyzny nagle zrobiły się
nieco większe, jakby to ciche zdanie bardzo wyraźnie dotarło do jego uszu.
– Nic, nic. Mówiłem tylko, że to miło tak
sobie o czymś porozmawiać – odrzekł Byun, podnosząc wzrok i uśmiechając się
niezręcznie. – Tak w ogóle, to jestem Baekhyun – dodał, natychmiast wyciągając
przed siebie dłoń.
Nieznajomy, który już wkrótce miał przestać
nim być, zareagował w taki sposób, jakby ktoś zdjął mu z piersi ogromny kamień.
Delikatnie ścisnął szczupłe palce, jak gdyby wstydził się tego dotyku, po czym
jego twarz przyozdobiła się w czarujący uśmiech. – Chanyeol – powiedział niemal
szeptem.
Chwilę później ponownie ogarnęła ich ta
dziwnie sztywna atmosfera, która towarzyszy chyba wszystkim pierwszym
spotkaniom. Obaj uciekali wzrokiem w jak najdalsze kąty kawiarni, by tylko na
siebie nie patrzeć. Nawet brud na butach innych klientów wydawał się o niebo
ciekawszy, niż jakaś konkretna pogawędka. Malarz poczuł też niespodziewane
wyrzuty. Przedtem upierał się, że zaciągnie czarnowłosego do łóżka bez
kiwnięcia palcem, a teraz, gdy zobaczył jego niewinne gesty i jowialne
usposobienie, miał ochotę uderzyć się w głowę czymś ciężkim. Chciał wybić sobie
ten pomysł, który jeszcze niedawno wydawał się najlepszą ideą na świecie. Przez
te kilka minut zdążył jednak spełznąć do rangi małostkowej, dziecięcej
zachcianki.
Chanyeol ostrożnie sięgnął po wysoką
szklankę, bojąc się, że mógłby zakłócić tę gęstą ciszę, która zdawała się
wypełniać ich uszy po same brzegi. Malarz bezwiednie przeniósł na niego
spojrzenie, zbierając się na odwagę. Spędzenie popołudnia na bezczynnym
siedzeniu i omijaniu osoby, która gdzieś go zaprosiła, nie było interesującym
zestawieniem. A już z pewnością nie usatysfakcjonowałoby go, gdyby tak po
prostu wypił cappuccino i zjadł sernik, a potem poszedł sobie w siną dal, nie
zamieniwszy choćby jeszcze jednego słowa z mężczyzną zajmującym miejsce
naprzeciw niego. To zaś byłaby porażka w zakresie kontaktów międzyludzkich. A
wcale nie chodziło o to, że on nie potrafił kontaktować się z innymi we
właściwy sposób. Zwyczajnie zapomniał przez to, że ograniczał swoje życie do
wychodzenia do klubów i widzenia się z Kyungsoo.
Może należało to zmienić. Koniec końców nie
brzmiało to tak niedorzecznie, lecz było nieco trudniejsze do wykonania.
– Może coś mi o sobie opowiesz – zaproponował
nieśmiało Chanyeol, wyrywając Byuna z jego maleńkiego świata.
Przełykając z trudem ślinę, Baekhyun
zorientował się, że przeżywa deja vu.
Podobnymi słowami przemówił do niego Jongin pamiętnego wieczoru w drogiej
restauracji, kiedy Kyungsoo wyszedł do toalety. Czy te słowa miały być oznaką
kolejnej katastrofy i jego następnego desperackiego ruchu? Potrząsnął głową,
zacisnąwszy oczy, odganiając obłędne myśli. Musiał mieć trzeźwy umysł i nie dać
się omamić zwodniczym żądzom i podstępnym, czysto zwierzęcym instynktom. Kąciki
jego ust przesunęły się w górę, wykrzywiając usta w ładnym, zupełnie naturalnym
uśmiechu. Parę sekund myślał nad odpowiedzią. Znikąd pojawiła się chęć wyjawienia
brunetowi dosłownie całej życiowej historii. Powstrzymał ją dopiero wtedy, gdy
dobitnie przeżuł wielki kawałek sernika. Drażniły go rodzynki i chciało mu się
przez to zwymiotować, lecz dzielnie je przełknął, nie dając po sobie poznać, że
coś jest nie tak.
– Nie mam zbyt wiele do opowiedzenia, ale
niech będzie – odrzekł, po czym pociągnął spory łyk cappuccino z uroczej
filiżanki. – Mam dwadzieścia sześć lat, więc nie jestem taki młody, jak ci się
pewnie wydawało. Mieszkam sam, żyję sam. Jestem malarzem… w pewnym sensie –
bardziej wymamrotał, niż powiedział. Wzruszył ramionami, kolejny raz sięgając
po widelczyk, by nabrać na niego kęs ciasta.
– O, to ciekawe – odpowiedział Chanyeol,
cicho siorbiąc swoją jeszcze gorącą kawę. Byun odpowiedział mu na to niedosłyszalnym
prychnięciem. – Ja jestem studentem psychologii… i architektury. Mama uparła
się na tę psychologię, to beznadziejna historia. – Zaśmiał się cierpko.
– Wszystkie moje historie są beznadziejne –
wtrącił nagle Baekhyun, spuszczając wzrok na podłogę. Dostrzegł kilka świeżych
plam. Musiały zostać po poprzednich klientach, którzy także wybrali to miejsce.
– Na pewno tak nie jest. Każdy z nas przeżył
coś, co jest niesamowite. Przynajmniej w jego własnym odczuciu. – Ton głosu
czarnowłosego był pocieszający i dziwnie ciepły, jak drwa strzelające w kominku
w chłodny jesienny wieczór. Zdawał się zalewać każdy bolesny dołek i rzucał
cień szansy na to, że w szkaradnych przeżyciach tliło się coś, co jest warte
ujrzenia światła dziennego.
– Ja nie mam takich wspomnień. Wygląda na to,
że całe moje życie było paskudne. Od początku aż do tej pory. – Malarz ponownie
sięgnął po kruchą filiżankę. Jego dłoń drżała, lecz nie rozlał gorącego napoju.
W zamian za to zrobił kilka głębokich łyków, jakby starał się zatopić pożar
słów, który lada chwila miał wydostać się z jego ust niepowstrzymany.
– Jak dla mnie, zwyczajnie przesadzasz, ale
to tylko moje odczucia. Nie będę się o nic kłócił. Nawet cię dobrze nie znam –
mruknął, a potem zajął się swoim poczęstunkiem.
We wszechobecnym milczeniu przestali zwracać
na siebie uwagę. Byun nie chciał już nic mówić, bo miał przeczucie, że jest
tykającą bombą, która może wybuchnąć, jak tylko usłyszy coś niewłaściwego. Bał
się, że nakrzyczy na bruneta, co w obecnej sytuacji byłoby uznane za coś
godnego powstydzenia. Znajdowali się w miejscu publicznym, gdzie oprócz nich
byli również inni ludzie. Przyszli tu po to, by cieszyć się słonecznym dniem, a
nie, by wysłuchiwać krzyków jakiegoś opętanego gościa.
Chanyeol z drugiej strony był prawie obcy,
dlatego nie miał absolutnie żadnego prawa wtrącać się w cudze życie. Może i był
zainteresowany ludzkim losem, lecz postanowił się poddać, widząc malującą się
na delikatnej twarzy złość, rosnącą z kolejną wypowiedzią. Chciał być dobrym
psychologiem w przyszłości, lecz do tej pory zdążył nauczyć się, że naciskanie
na innych czy wpieranie im swoich racji, nie jest właściwe. W ulotnym
spojrzeniu uchwycił skupioną postać Baekhyuna. Mężczyzna koncentrował się na
wykrawaniu widelczykiem idealnego kawałeczka ciasta. Przypominało to dziecinną
zabawę w układanie klocków w dokładnie taki sam kształt jak na rysunku poniżej,
dlatego wywołało na twarzy młodszego nikły uśmiech. To zabawne, że wystarczył
ułamek sekundy, by brunet zadecydował, że chce spotkać się z jasnowłosym
kolejny raz. Wrodzona nieśmiałość trochę go blokowała. Nie umiał zaprosić go
tak od razu. Postanowił poczekać do momentu, gdy będą mieli się rozstać.
Nie musieli na niego specjalnie długo czekać.
Dokładnie dziesięć minut później Chanyeol dyskretnym ruchem ręki przywołał tego
samego młodziutkiego kelnera, prosząc o rachunek. Zapłacił odpowiednią sumę,
pokazując przy tym uśmiech pełen serdeczności. Opuścili lokal chwilę później,
wychodząc wprost na tonący w słońcu chodnik, gdzie kurz, pyłki i drobne śmieci
tańczyły niczym baletnice, poruszane przez słaby wiatr. Młodszy z powrotem
wsunął na nos ciemne okulary, po czym spojrzał na malarza, wcisnąwszy dłonie w
ciasne kieszenie spodni.
– Odprowadzić cię do domu? – zapytał, unosząc
jedną brew ku górze.
– Dam sobie radę – odparł Byun i przystawił
sobie dłoń do czoła, tworząc prowizoryczną ochronę przed ostrymi promieniami.
– Słuchaj, nie chciałem, żeby to wszystko
wypadło w ten sposób – podjął wyższy, gdy krępująca cisza wypełniła przestrzeń
między nimi. – Myślałem, że znajdziemy wspólny język albo porozmawiamy o muzyce
czy sztuce, nie wiem… Dlatego może… może dasz się zaprosić na jeszcze jedną
randkę? Moglibyśmy iść razem na obiad lub do parku, na lody, do muzeum, do
wesołego miasteczka, do-
– Zgoda – wciął się Baekhyun. Chyba patrzył w
oczy bruneta, ale nie był tego do końca pewien. Przystał na tę propozycję nie
dlatego, że chciał, aby tamten się przymknął. Zwyczajnie był ciekaw jego innej
strony. Poza tym jego wcześniejsze przeczucia także podsuwały mu na myśli
zawiłe konwersacje, podczas których z jednego tematu przeskakuje się nie drugi
i nie mają one końca. Spotkanie wyglądało całkowicie odwrotnie, wobec czego
może jednak warto było spróbować jeszcze jeden raz. – Za tydzień ci pasuje?
– Będzie w sam raz. – Chanyeol ochoczo
pokiwał głową, a na jego ustach pojawił się iście chłopięcy uśmiech. Taki,
który ukazuje się, gdy najładniejsza dziewczynka w klasie pożyczy koledze
ołówek, kiedy ten o niego poprosi z ogromną nadzieją w głosie. – Przyjechać po
ciebie czy spotkamy się tutaj.
Analizując w głowie wszystkie za i przeciw,
Byun naprędce wyciągnął właściwy wniosek. – Myślę, że tu jest wygodniej –
powiedział, a zaraz potem dodał: – O czternastej będę na ciebie czekał.
– Okej, to jesteśmy umówieni – powiedział
czarnowłosy. Jego palce – najwyraźniej z ekscytacji – poruszały się pod
materiałem w kieszeniach. Nie umknęło to uwadze malarza, lecz nie wysilił się
na zgryźliwy komentarz. Pozostawił to spostrzeżenie dla siebie. – Do
zobaczenia, Baekhyun. – Powoli zaczął się oddalać, wesoło machając na
pożegnanie.
Jakiś czas jeszcze Byun stał w jednym
miejscu, zapatrzony w horyzont. Chyba nawet nie dostrzegł, że Chanyeol zniknął
z jego pola widzenia, skręciwszy dwie uliczki dalej. Wciąż miał w uszach dźwięk
swego imienia, które zasłyszał w jego ustach. Brzmiało tak uporczywie miękko i
nadzwyczajnie przyjaźnie. Jakby znali się już od lat i wiedzieli o wszystkich
swoich sekretach; nawet o tych, które każdy człowiek chce zakopać co najmniej
dziesięć metrów pod ziemią i na zawsze o nich zapomnieć. Mężczyzna przełknął
ślinę i mocno zacisnął powieki, po czym potrząsnął energicznie głową, prawie
tracąc przy tym równowagę. Kiedy otworzył oczy świat wokół wirował przez ułamek
sekundy. Potem wszystko wskoczyło na swoje miejsce, ale echo głosu
czarnowłosego odbijało się w najdalszych zakamarkach jego głowy. Przełknął
ślinę i odwrócił się w przeciwną stronę. Chciał jak najszybciej znaleźć się w
mieszkaniu.
◄►
Na dworze było już prawie szaro. Tylko
nieliczne fioletowe i różowawe cienie przebijały się na smętnym tle nieba,
pozostawiając przykre uczucie w sercu obserwatora. Baekhyun właśnie bawił się z
Momo, przesuwając po drewnianej podłodze starą skarpetę, na której zawiązał
trzy zgrabne supełki. Kotka ochoczo napadała na gałganka, skacząc i chwytając
go przednimi łapkami. Czasami odskakiwała tak prędko, jak go dotknęła, co
strasznie bawiło malarza. Nie mogąc wytrzymać, kładł się na ziemi i śmiał do
rozpuku. Jednak kiedy był już bez sił, nie wrócił do zabawy. Mimo to cały czas
machał ręką, nie dając Momo odpocząć. Czuł jej puszyste futerko na swoich
palcach i właśnie to wprawiało go w lepszy nastrój. Właśnie gdy chciał wstać,
aby przenieść się do kuchni i zrobić kolację, kotka wskoczyła mu na pierś,
kokieteryjnie muskając ogonem twarz Baekhyuna.
– Koniec tego dobrego. Musimy coś zjeść –
powiedział, ostrożnie spychając ją na poprzednie miejsce. Całkiem znienacka
zadzwonił dzwonek do drzwi, a po nim nastąpiły trzy głuche stuknięcia. – Kto to
może być? – szepnął, spoglądając to na kota, to na drzwi.
Słysząc kolejną serię groźnego łomotu, Byun
podskoczył. Ktoś musiał być naprawdę upierdliwy albo zniecierpliwiony. Poszedł
więc otworzyć i jakże wielce był zaskoczony, kiedy przed jego oczami pojawiła
się niewysoka, szczupła kobieta (a może jeszcze nastolatka). Jej oczy,
podkreślone przez bardzo naturalny makijaż, wpatrywały się w jakiś punkt za
malarzem. Dopiero jak odchrząknął, jej spojrzenie spoczęło na jego twarzy.
Wyglądała na zagubioną i zakłopotaną. Nerwowo szczypała materiał swej obcisłej
spódnicy, najwyraźniej starając się zebrać do kupy wszystkie myśli, jakie
krążyły jej po głowie.
– Czy nie widział pan może… kota? – zapytała
nieśmiało, zaciskając drobne dłonie w piąstki. Westchnęła jakby z niemocy,
jakby próbowała wezwać na pomoc samego Boga. – Widzi pan, on – właściwie ona –
była taka mała, brązowa, z niebieskimi oczkami. To kotka mojej cioci, zostawiła
ją u mnie na dwa tygodnie. Wyszłam pewnego dnia do pracy, a kiedy wróciłam jej
już nie było. Przebiegłam chyba całe miasto, ale tego kota nigdzie nie ma i
pomyślałam, że może tutaj, chociaż to mało prawdopodobne, ktoś go znalazł.
– Tak się składa, że chyba mogę pani pomóc –
rozpoczął Baekhyun po długiej chwili namysłu. Wydawało mu się, że jego Momo idealnie pasuje do tego
zwięzłego opisu. – Niedawno znalazłem w krzakach takiego małego kotka i
przyniosłem go do domu, żeby nic mu się nie stało. – Jego fałszywy uśmiech
wyglądał niemal prawdziwie.
Jak na zawołanie Momo przydreptała w pole
widzenia dwójki rozmawiających. Zamiauczała, podnosząc łebek w kierunku
Baekhyuna. Dumnie zrobiła kilka kroków w jego stronę i otarła się o jego nogę,
mrucząc donośnie. Wyglądała na rozmarzoną. On
jest moim panem, mówiło jej zachowanie.
– Pearl! – wykrzyknęła dziewczyna,
bezprecedensowo wbiegając do mieszkania mężczyzny. Popchnęła go przy tym,
zupełnie zapominając o jego obecności. Wzięła zwierzę na ręce, po czym
odetchnęła z ulgą. – Jak się cieszę, że cię znalazłam.
– Przepraszam bardzo, ale to ja ją znalazłem
– oświadczył chłodno Byun, tym razem nawet nie siląc się na przyjazny wyraz
twarzy.
– No i co? – Prychnęła z wyższością,
ściskając mocno kota, który tęsknie patrzył na malarza. Ciche miauknięcie było
krzykiem rozpaczy. – To kot mojej ciotki, nie twój, więc pójdzie ze mną –
rzekła, a potem wyszła.
Udało jej się tylko przekroczyć próg, gdyż
Baekhyun mocno chwycił ją za ramię, zmuszając, by się odwróciła. Nie mógł
pozwolić na takie traktowanie. Ani siebie, ani kotki. Był szczęśliwym znalazcą,
a Momo wyglądała na nieco zaniedbaną. Widocznie jej los wcale nie obchodził tej
dobrze ubranej paniusi, skoro nie miała nawet czasu porządnie jej upilnować. Gdyby
czuła się bezpiecznie, z pewnością nie uciekłaby w siną dal, tylko grzecznie
spałaby na swoim posłaniu przez cały dzień. Byun bardzo delikatnie, a
jednocześnie dość sprawnie i szybko odebrał dziewczynie zwierzę, unosząc głowę
ku górze. Jego oczy raptem stały się wąskie jak szparki. Przypominał
drapieżnika gotującego się do skoku na
swą ofiarę.
– Momo zostanie ze mną – powiedział, dobitnie
podkreślając imię kotki. Zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku. W ogóle
nie miał ochoty sprowadzić bezsensownego sporu.
◄►
Całun
nocy pokrył całe niebo, a gwiazdy rozpoczęły plecenie misternej, świetlistej
sieci, kiedy Baekhyun usiadł na parapecie, otworzywszy szeroko okno. Chłodne,
przesycone wilgocią rosnących w pobliżu drzew powietrze osiadało na jego nagich
ramionach i zmęczonej twarzy. Czerwone oko kwitnącej róży wonnie łypało na
niego zza rynny, na której zapleciona była długa łodyga. Mężczyzna zerknął w
dół, lecz natychmiast przeniósł wzrok na bezchmurne sklepienie. Obserwował
migoczące punkciki z wielką uwagą. Starał się nie opuścić żadnego mrugnięcia,
bojąc się, że błyszcząca kula zaraz rozpadnie się w pył, którego już nie będzie
mógł dostrzec.
Każdy z nas
przeżył coś, co jest niesamowite. Przynajmniej w jego własnym odczuciu. Malarz pogrążył się w myślach, przyciągając
kolana pod brodę. Otoczył chude nogi rękami, przypominając sobie najstarsze
wspomnienia, na jakie było go stać. Nigdy nie mówił o swoim dzieciństwie, choć
tak naprawdę nie wspominał go źle. I może istotnie, nie miał ciekawych
historyjek podobnych do tych z kolorowych snów, lecz w jego pamięci doskonale
wrył się rytuał, który powtarzał zawsze, jeśli tylko miał ku temu sposobność.
Przed oczami jak przez mgłę ukazało mu się
usiane gwiazdami niebo. Z wielką, starą
zieloną książką siedział na miękkim kocu na wzgórzu za domem. Nikt nie
wiedział, że wymknął się, by podziwiać błyskające cuda oddalone o dziesiątki
albo nawet i setki tysięcy lat świetlnych. W tej właśnie książce bardzo uważnie
i dokładnie sprawdzał wszystkie nazwy i układy. Niezliczone konstelacje przez
długi czas trwały w jego pamięci. Nie był tym jakoś szczególnie zainteresowany,
nie wiązał z tym swej przyszłości. Było to raczej niezobowiązujące hobby,
którym zajmował się w wolnych chwilach. Podręcznik, jeszcze z czasów dziadka,
pomagał mu najwięcej, jako że nikomu nie powiedział o tym, że ciekawią go
gwiazdy.
– Jak dorosnę, też będę błyszczeć tak jasno –
wyszeptał podczas swej ostatniej wizyty na pokrytym wieczorną rosną
wzniesieniu. Miał wtedy czternaście lat. Później jakby wszystko to rozmyło się
z biegiem czasu.
Kilka samotnych, niechcianych łez spłynęło po
policzku Baekhyuna. Pociągnął nosem i starł je w pośpiechu. Seria głębokich
wdechów pomogła mu się uspokoić. Ogarnął go wewnętrzny strach przed tym, że
ktoś może zobaczyć go płaczącego, a przecież to tego całe swe dorosłe życie
najbardziej się wstydził. Ale była już noc i ledwie można było ujrzeć to, co
znajdowało się w odległości pięciu metrów, więc niejeden miałby kłopot z
dostrzeżeniem skromnych słonych kropli na bladym policzku. Byun jeszcze raz
otarł swą twarz, czując palącą ścieżkę ciągnącą się aż po szyję.
Zeskoczył z parapetu, słysząc głośne
pomrukiwania Momo. Kotka smacznie spała zwinięta w kłębek pośród zmiętej
pościeli. Malarz zamknął okno, pozwalając bolesnym wspomnieniom odlecieć w
świat wraz z wiatrem. Ułożył się na posłaniu, zakrywając kołdrą po samą brodę.
Nowe i te zupełnie przestarzałe doświadczenia wciąż tliły się w jego uśpionym
sercu. Zagubione spojrzenie jednakże nie spoczęło na suficie oświetlanym przez
mdłe światło księżycowego rogala. Baekhyun natychmiast zamknął oczy, uciekając
do krainy snów. Przez głowę przemknęło mu maleńkie życzenie. By koszmar z
poprzedniej nocy nie dopadł go i tym razem.
To nie tak, że się go bał. Nie chciał tylko wracać
do przeszłości, od której odciął się już dawno temu. Nie chciał rozwiązywać
męczącego supła, za którym kryły się niezliczone przykrości i upokorzenia.
Chciał żyć jak do tej pory, nie pamiętając o tym, co zostawił za sobą, jakby
tamta rzeczywistość nigdy nie istniała. Dziecięce obietnice i marzenia były już
starte jak zmyte przez fale wzory na piasku. Pozostała po nich tylko gorycz i
prawie niedostrzegalna skorupa, która każdym swym tchnieniem walczyła o lepsze
jutro.
A/N: W końcu pojawił się Chanyeol!
A/N: W końcu pojawił się Chanyeol!
No nie, nie lubię tak dużej różnicy wieku pomiędzy nimi, a do tego starszego Baeka i tak nieśmiałego w pewnym sensie Chanyeola xddd
OdpowiedzUsuńKomentuję dopiero teraz, bo w końcu znalazłam na to chwilkę czasu 😉 Zacznijmy od tego, że jak nie lubię kotów, to Momo bardzo polubiłam i cieszę się, że Baek jej nie oddał. Bo mimo wszystko o każde zwierzątko trzeba dbać 💕
OdpowiedzUsuńA właśnie mi strasznie podoba się to, że Chanyeol jest taki nieśmiały 😊 Rzadko pojawiają się opowiadania, w których to Baekhyun jest śmielszy, a moim zdaniem Yeolowi bardzo pasuje bycie takim niewinnym słodziakiem 👌
Życzę dużo weny 💗
Pozdrawiam 😘