środa, 24 grudnia 2014

Christmas gift

Tytuł: Christmas Gift
Pairing: SeBaek
Bohaterowie: Oh Sehun, Byun Baekhyun, Kim Jongin
Rating: PG
Gatunek: AU, oneshot, fluff, mpreg
A/N: Witam was w to wigilijne południe. Na początku chciałam złożyć życzenia, a więc dużo zdrowia, szczęścia, pogody ducha, spokojnych świąt bez kłótni i wrzasków, żebyście dostali pod choinkę wymarzone prezenty i oczywiście dużo, dużo miłości.Teraz mogę zaprosić was do czytania! :)
 

                Minął już przeszło rok od kiedy Sehun i ja wzięliśmy ślub. Od liceum obaj wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni i nie widzieliśmy swojej przyszłości z kimś innym. Mimo iż bardzo go kochałem, ciągle wstydziłem się oddać mu swój pierwszy raz. To wszystko było strasznie krępujące i wstydliwe. Za każdym razem, gdy on próbował namówić mnie na jakąś upojną noc, skutecznie odmawiałem, ale widziałem, że jemu się to nie podobało oraz że go to raniło.
            Pewnego wieczoru coś we mnie pękło i postanowiłem się przełamać. Siedząc na kanapie, dawałem mu subtelne sygnały, aby zabrał mnie sprzed telewizora do sypialni, a następnie zrobił to, na co od dawna czekał. Nie ociągał się długo, więc już kilka minut później czułem dłonie Sehuna na swoim nagim ciele. Po chwili zostałem obsypany namiętnymi pocałunkami, które były tylko kroplą w morzu rozkoszy. Ze wszystkich sił starałem się nie pokazywać tego, że nadal trochę się boję.
            Kiedy obaj byliśmy już obnażeni i rozpaleni do granic naszych możliwości, mój mąż przygotował moje ciało na przyjęcie jego męskości. Wypełnił mnie całym sobą i zdawało mi się, że jestem rozciągany do granic możliwości. Jednak po chwili bólu zacząłem doświadczać przyjemności, błagałem o więcej. Nigdy nie przypuszczałem, że jestem zdolny do czegoś takiego. Każdy jego ruch oraz mój odzew na niego był nowy, inny a także był spełnieniem moich najskrytszych marzeń.
            Gdy wszystkie głośne jęki opuściły moje gardło, a Sehun zostawił we mnie swoje nasienie, obaj ułożyliśmy się wygodnie na naszym wielkim małżeńskim łożu. Myślami błądziłem wokół tego, co przed chwilą miało miejsce. Kochałem się z Sehunem po raz pierwszy. Przez głowę przepływały mi pytania: „Czy byłem dobry?”, „Czy mu się podobało?”. Wydawało mi się to całkiem naturalne, w końcu nie wiedziałem, jak mam się zachować po czymś takim.
            Przytuliłem się do niego, podkulając nieco nogi. Mój mąż objął mnie czule, jak zawsze miał w zwyczaju. Pomimo tego, że był młodszy, troszczył się o moje dobro bez względu na wszystko. Zarabiał dla nas pieniądze oraz chronił mnie przed wszystkim co złe. Przede wszystkim za to ofiarowałem mu swoją miłość. Ale nie tylko to było powodem, dla którego go kochałem. Uwielbiałem, kiedy kupował mi róże i przynosił śniadania do łóżka; gdy żegnał mnie czule, wychodząc do pracy i przytulał, przepraszając.
            Niedługo po błądzeniu we własnym umyśle zasnąłem skulony jak szczeniak. Ostatnim, co poczułem, był troskliwy pocałunek w czoło a także ciepło grubej kołdry, otulającej nas dwóch w tę marcową noc. Musiałem przyznać, że miałem niepojęte szczęście, spotykając Sehuna w swoim życiu.
▲▼
            Nadchodziła wiosna. Każda roślina, jaką spotykałem, kiedy szedłem do pracy, miała zielone i różowe pąki, a każde zwierzątko szukało swojej pary. Miłość wisiała w powietrzu i można było to dostrzec gołym okiem, bez zbędnego zagłębiania się w łono natury. Wystarczyło spojrzeć za okno, a widziało się ludzi, zazwyczaj samotnych, którzy w tym czasie byli z kimś innym. Rozmawiali, przytulali się, trzymali za ręce.
            Ja miałem już to szczęście, że nie musiałem za nikim podążać, ani nikogo nie musiałem śledzić czy też podrywać. Miałem Sehuna. Był moim oczkiem w głowie, tak jak ja dla niego. Z każdym kolejnym dniem kochałem go coraz bardziej i bardziej, zdając sobie sprawę, jak ważny dla mnie jest oraz ile dla mnie zrobił.
            Jednego razu poszliśmy na dość długi popołudniowy spacer. Obaj byliśmy już trochę zmęczeni po pracy, więc postanowiliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza w pobliskim parku, do którego obaj uwielbialiśmy często chodzić. Nagie gałęzie drzew powolutku ubierały się w kolor nadziei, pozwalając nam podziwiać je od samego początku.
            Usiedliśmy na samotnej ławce stojącej w blasku słońca, trzymając nasze dłonie ciągle splecione razem. Patrzyłem na swoje buty, czekając, aż Sehun pierwszy zacznie rozmowę. Kiedy tak się jednak nie stało, oparłem wygodnie głowę na jego ramieniu i zerknąłem na niego. Dokładnie studiowałem jego prawy policzek, na którym widniała mała blizna. Doskonale wiedziałem, skąd pochodziła, bo już kilkanaście lub kilkadziesiąt razy słyszałem tę historię. Jednak ciągle o nią pytałem, bo lubiłem, gdy mi to opowiadał.
            Nagle mój mąż spojrzał na mnie, uśmiechając się promiennie. Przygryzłem leciutko wargę, czując, że moje policzki oblewają się szkarłatnym rumieńcem. Zamknąłem oczy w zakłopotaniu, zdawałem sobie sprawę, że Sehun zawsze tak na mnie działał i nie umiałem tego opanować.
            -Jak ci minął dzień w pracy? – zapytał cicho, głaszcząc mnie po głowie.
            -Całkiem dobrze – mruknąłem w odpowiedzi. – Nie było wielu nowych pacjentów, więc zajmowałem się starymi. Wiesz, nawet kilku z nich polubiłem. Nie są takimi zgredami, jak na początku myślałem – odparłem i zaśmiałem się niezbyt głośno.
            Sehun również zaczął się śmiać, ale po chwili obaj spoważnieliśmy. Otoczył mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie. Pocałował mnie w czubek głowy, po czym oparł na niej swój policzek. Oddychałem głęboko i spokojnie, takie chwile były dla mnie wyjątkowe i niepowtarzalne. Miały w sobie to coś, czego nigdy nie potrafiłem określić.
            -Lubisz pomagać innym prawda? – spytał, a ja tylko skinąłem delikatnie. – Dlaczego więc nie zostałeś lekarzem?
            Podniosłem się, otwierając powoli oczy. Spojrzałem mu w twarz i posłałem delikatny uśmiech, który tak bardzo lubił. – To byłoby dla mnie zbyt wiele. Bycie pielęgniarzem, to nie to samo, co bycie doktorem. W moim zawodzie mam świetny kontakt z ludźmi, pomagam im, rozmawiam z nimi o tym, co lubią, co im się podoba. Gdybym ich leczył, nie miałbym na to czasu. Poza tym nie lubię mówić pacjentom o złych rzeczach. Nie wytrzymałbym psychicznie.
            Sehun kiwał głową, patrząc na mnie w zamyśleniu. Nie wiedziałem, o co mu chodziło, ani jak mam się w tym momencie zachować, więc przez następne kilka minut po prostu wpatrywaliśmy się w siebie jak w obrazki. Jego oczy w kolorze słodkiej czekolady przepełnione były miłością oraz radością, którą dzielił ze mną. Przesunąłem spojrzenie na jego usta. Miękkie i delikatne malinowe wargi drgały lekko aż miałem ochotę je pocałować.
            -Baekhyun-ah, czy chciałbyś, żebyśmy mieli dziecko? – odezwał się cicho, nie tracąc kontaktu wzrokowego ze mną.
            -Tak – szepnąłem, wtulając się w niego. – Chciałbym, abyśmy razem wychowali małą, słodką dziewczynkę. Nauczyłbym ją tylu ciekawych rzeczy – uśmiechnąłem się do siebie.
            W głębi serca od zawsze marzyłem, by mieć córkę. Maleńką, kochaną istotkę, która byłaby najpiękniejszym stworzeniem na całym świecie. Z pewnością byłaby księżniczką tatusia, bo jak mogłoby być inaczej. Wtedy jednak nie byłem jeszcze do końca pewien, czy wolę mężczyzn czy kobiety. Gdy wyszło, jak wyszło, moje plany legły w gruzach, bo kto dałby dwóm gejom zaadoptować małego człowieczka. Uprzedzenia górowały nad wszystkim.
            Westchnąłem ciężko, podnosząc się z ramienia męża i opierając o ławkę. Poprawiłem kurtkę, a ta wydała mi się dziwnie mniejsza niż zazwyczaj. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co mogło się przydarzyć. Czy skurczyła się w praniu? Nie, raczej nie. Co za głupi pomysł strzelił mi do głowy. A może…
            -Sehun, przytyłem! – powiedziałem głośno i całkiem poważnie, odsuwając się od niego.
            -Oj, Baek, nie bądź niemądry. Jak mogłeś przytyć, skoro jesz jak dawniej – rzekł i zaśmiał się, mierzwiąc mi włosy na głowie.
            Niestety to nie pocieszało mnie, a jeszcze tylko bardziej utwierdziło we własnym przekonaniu. Wlepiałem oczy w swój brzuch, będąc zupełnie poirytowanym. Mój mąż miał rację. Jadłem cały czas tak samo, a mimo to przybrałem na wadze. To było całkowicie żenujące i popsuło mój nastrój. Wstałem prędko, po czym stanąłem do niego bokiem.
            -Patrz, Sehun – wyprostowałem się. – Mam większy brzuch, prawda?
            Nie otrzymałem takiej odpowiedzi, jakiej się spodziewałem. W zamian za to zobaczyłem, że chłopak podniósł się, a następnie zatrzymał się na wprost mnie. Objął mnie ostrożnie w talii, przyciągając bliżej siebie. Mimowolnie zawiesiłem ręce na jego szyi, patrząc mu głęboko w oczy. Nie minęła sekunda, a już czułem wargi Sehuna oplatające moje, jakby motyl łaskotał mnie swymi skrzydełkami. Odwzajemniłem ten gest dość łapczywie i żądnie. Natychmiast poczułem, jak jego zwinny język ślizga się po moim podniebieniu, zachęcając mnie do zabawy.
            Przerwał nam nieco zimny kwietniowy wiatr, który zerwał się niespodziewanie, niszcząc nasze fryzury. Chwyciliśmy się za ręce, po czym prędko pobiegliśmy do naszego niewielkiego mieszkania, śmiejąc się po drodze jak małe dzieci.
▲▼
            Tej nocy wypadła mi akurat zmiana w pracy. Byłem trochę zażenowany, wiedząc, że nie będę mógł poprzytulać się do Sehuna oraz że nie otrzymam słodkiego pocałunku przed zaśnięciem. Do domu miałem wrócić o szóstej rano, kiedy on będzie pewnie już w drodze do biura.
            Przeszedłem powoli przez korytarz, sprawdzając, czy wszyscy pacjenci już poszli spać. Praca pielęgniarza nie była trudna, jednak czasami zdarzały się niezwykle upierdliwe przypadki, które istniały tylko po to, by denerwować człowieka i psuć mu dobry humor. Poprawiłem swoją zielonkawą tunikę, po czym zmarszczyłem brwi oraz zacisnąłem wargi. Była ciaśniejsza.
            Od ostatniej rozmowy z Sehunem na temat mojej wagi unikałem tego tematu, jak tylko mogłem, bo nie miałem powodu, by go uporczywie drążyć. Jednak to wydało mi się nienaturalne, że mój brzuch powiększył się od tamtej pory. Był czerwiec i wydawało mi się, jakbym przez te kilka miesięcy przytył z pięć kilogramów, a przecież nic nie robiłem, żeby to się stało. Potrząsnąłem głową, odtrącając dręczące mnie myśli.
            W pewnej chwili poczułem, jak mój żołądek wywraca się do góry nogami, a przełyk zawiązuje w supeł. Nagła potrzeba zwymiotowania dopadła mnie jak śnieg w środku lata. Prędko udałem się do toalety, po czym zwymiotowałem dość obficie. Po kilku minutach ślęczenia nad muszlą klozetową, podniosłem się, wytarłem i opłuknąłem twarz, a potem wyszedłem z powrotem na korytarz.
            Całkiem przypadkiem wpadłem na Jongina. Był on moim i Sehuna przyjacielem. Znaliśmy się od liceum i bardzo lubiliśmy. Był z niego niezły amant. Od kiedy tylko pamiętam, podrywał wszystkie kobiety, a niekiedy także i mężczyzn. Właśnie dlatego został ginekologiem, ale był też doskonałym chirurgiem i w pewnym sensie byłem z niego dumny. Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc na niego. Dawno się nie widzieliśmy.
            -Cześć, Baek – powiedział Jongin wesoło, odpowiadając na mój uśmiech tym samym. – Co u ciebie?
            -Hej – mruknąłem i odsunąłem się nieco. – Wszystko dobrze… chyba – westchnąłem, spoglądając w podłogę.
            -Coś nie tak? Źle się czujesz? Chcesz wody? – pytał jak nakręcony. To było dla niego typowe.
            -Nie, tylko… Ech, wymiotowałem – splotłem palce, które drżały nerwowo. Zacząłem się nimi bawić.
            -Och… Chodźmy usiąść i o wszystkim mi powiesz.
            Kim, widząc, że nie żartuję, objął mnie ręką w talii, prowadząc do najbliższych krzeseł.  Starałem się oddychać głęboko, bo ktoś powiedział mi, że to pomaga. Nie wiedziałem, co było przyczyną moich wymiotów. Może szpitalna kolacja, jaką zjadłem kilka godzin temu? A może coś, co razem z moim mężem spożyliśmy na obiad? Ech, sprzedawcy powinni częściej kontrolować towary w swoich sklepach, inaczej potrują więcej ludzi, niż to w ogóle możliwe. Nieprawdopodobne, że takie rzeczy się zdarzają.
            Kiedy już usiedliśmy, przyjaciel przyglądał mi się badawczo. Dał mi odrobinę czasu, abym mógł jakoś dojść do siebie. Lekko kręciło mi się w głowie, jednak nie miałem ochoty już biec do łazienki, by zwrócić po raz kolejny. Delikatny uśmiech zagościł na ustach Jongina, gdy subtelnie pogłaskał moje ramię.
            -Już lepiej? – spytał, a ja tylko pokiwałem, odpowiadając. – To teraz mi wszystko opowiedz. Wiesz, czemu tak się stało?
            -Nie – odparłem, kładąc dłonie na swoich kolanach i ściskając je lekko. – Ale to nie zdarzyło się pierwszy raz – przyznałem szczerze.
            Martwiło mnie to. Może jakaś egzotyczna choroba, przeniesiona przez jakiegoś pacjenta, wskoczyła do mojego organizmu, niespodziewanie mnie atakując. Sehun nie wiedział o moim niezbyt dobrym stanie zdrowia. Ukrywałem przed nim wszystko, bo nie chciałem, by się przejmował takimi błahostkami, skoro miał  wielki nawał pracy i innych obowiązków.
            -Oh…  Byłeś z tym u jakiegoś lekarza? – Jongin przerwał moje bezsensowne rozmyślania.
            -Nie. Nie czuję takiej potrzeby.
            -Powinieneś iść. W sumie… ja jestem lekarzem. Powiedz mi, od kiedy tak się dzieje i czy masz jakieś inne objawy -  poprosił. Był niezwykle poważny. Czułem, że chce mi pomóc.
            -Więc… Uhm… Od dwóch tygodni miewam poranne mdłości. Czasami zdarzają się też niespodziewanie jak dzisiaj. Poza tym zauważyłem, że przytyłem i… - właśnie teraz zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. Domyśliłem się, dlaczego przybrałem na wadze.
            -I? – przyjaciel ponaglił mnie.
            -Jem jak słoń, Jongin. Dzisiaj zjadłem na śniadanie trzy miski płatków – westchnąłem, ale zaraz podniosłem głowę. – Ale w takim razie powinienem chyba przytyć więcej! I… moje uda powinny być grubsze! – wstałem, otwierając usta za zdziwienia. Wszystko wydawało mi się tak bardzo nienaturalne a także sprzeczne z prawami przyrody.
            -Baekhyun – zaczął cicho, stając obok mnie i kładąc mi rękę na ramieniu. – Z opisanymi przez ciebie symptomami spotkałem się setki lub więcej razy. Zazwyczaj przychodzą do mnie z tym kobiety. Muszę powiedzieć, że mnie zszokowałeś i chcę wykonać ci jedno badanie.
            Uśmiechnął się do siebie, a ja nie wiedziałem, co mam myśleć. Złapał mnie za rękaw, po czym zaczął ciągnąć w tylko jemu wiadomym kierunku. Byłem zszokowany, ale również nieco podekscytowany. Nie miałem  pojęcia, o jakiej chorobie mówił mój przyjaciel, mimo to wystraszyłem się.
            Kilka minut później znaleźliśmy się w gabinecie Jongina. Nie chirurgicznym, tylko tym ginekologicznym. To wydało mi się podejrzane. A może po prostu nie chciał, by ktoś nas usłyszał? Tak wtedy pomyślałem, bo to było jedyne logiczne wytłumaczenie.
            -Baekhyun, połóż się na kozetce – poprosił, uśmiechając się w sposób, jakiego nie umiałem określić.
            Posłusznie ułożyłem się na leżance, wpatrując pytająco w mojego przyjaciela. Zaskoczył mnie, kiedy podciągnął do góry moją tunikę, a spodnie obsunął na biodra. Czy on próbował mnie do czegoś namówić? O nie! Takie rzeczy nie przejdą. Sehun jest tym jedynym i nigdy bym go nie zdradził. Zacząłem się szybko podnosić, ale Jongin z powrotem popchnął mnie do poprzedniej pozycji.
            -Nie panikuj, Baek – odparł ciepło, posyłając mi uspokajające spojrzenie.
            Próbowałem się rozluźnić, ale właśnie poczułem na swoim brzuchu zimny żel. Zadrżałem. Oh, więc teraz kochany pan doktor zrobi mi badanie ultrasonografem. W porządku. Może wreszcie dowiem się, jakie są przyczyny mojego beznadziejnego stanu zdrowia.
            Leżałem wygodnie, patrząc w sufit i rozmyślając ponownie nad głupimi objawami, które miewałem od dłuższego czasu. Przyzwyczaiłem się do nich. Przestały robić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Teraz po prostu chciałem poznać diagnozę oraz otrzymać receptę na leki, które zabiorą to świństwo ode mnie.
            -Gratuluję, Baekhyun – radosny głos Jongina wyrwał mnie z moich myśli. Patrzyłem nań rozkojarzony. Lekarz powoli odwrócił w moją stronę monitor aparatury, wciąż trzymając głowicę na moim brzuchu. – Jesteś w trzecim miesiącu ciąży.
            Moje oczy rozszerzyły się w dość teatralny sposób. Zamrugałem kilkakrotnie, nie dając wiary jego słowom. Przeniosłem wzrok na ekran, po czym prawie podskoczyłem. Zobaczyłem coś, co widziałem już wielokrotnie w telewizji, ale także i tu, w szpitalu. Maleńki płód poruszał się wewnątrz mnie, ssąc delikatnie swój maciupki palec.
            W pewnej chwili uderzył we mnie niekontrolowany napływ uczuć i łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Chwyciłem Jongina za nadgarstek, po czym rozpłakałem się bardziej. W mojej głowie nie mieściło się to, jak wielkie błogosławieństwo nosiłem w sobie. Czułem się wyjątkowy, oprószony przez życie szczęściem z każdej możliwej strony.  
            Słone krople spływały po moich policzkach szerokimi strumieniami, a na moich ustach zagościł uśmiech. Puściłem dłoń przyjaciela, a on zabrał ode mnie aparaturę i podał mi chusteczki do wytarcia brzucha. Zrobiłem to szybko, po czym usiadłem. Otrzymałem zdjęcia USG. Trzymałem je w rękach, nie mogąc się nimi nacieszyć.
            -Teraz już wiesz, na co jesteś chory – zaśmiał się Kim, głaskając mnie delikatnie po głowie. – Dbaj o siebie, Baekhyun i przychodź na rutynowe badania. Jedz dużo owoców, nie denerwuj się. Czy chcesz znać płeć?
            Zerknąłem na niego z ukosa, po czym wzruszyłem ramionami. Nie w pełni dotarło mnie, o czym mówił lekarz. Byłem za bardzo zafascynowany cudem, jaki się wydarzył. Gdy Jongin powtórzył swoje słowa, znowu wybuchając śmiechem, zmarszczyłem brwi.
            -Nie. Nie chcę. Chcę zrobić sobie i Sehunowi niespodziankę – powiedziałem nieco drżącym z poruszenia głosem.

            Tym razem moja dniówka zakończyła się przed czasem. Już o piątej rano stałem przed drzwiami mieszkania, zastanawiając się, jak powiedzieć mojemu mężowi, że będziemy mieli dziecko. Zdecydowałem, iż zrobię to powoli, bez zbędnego podniecenia. Chciałem, by był to dla niego prezent, o jakim nigdy nie zapomni, najpiękniejszy podarek na świecie.
            Otworzyłem drzwi i usłyszałem szuranie stóp po kuchennej posadzce. Wiedziałem, że Sehun już nie spał, bo musiał iść wcześnie do pracy. Cicho zdjąłem buty, a następnie podszedłem do wejścia prowadzącego w stronę stołu. Na raz do moich nozdrzy dotarł zapach świeżej kawy oraz zobaczyłem dobrze znaną mi postać. Miał na sobie tylko bieliznę i obcisłą bokserkę. Wyglądał jak zawsze cudownie.
            Bezszelestnie wszedłem do pomieszczenia, patrząc ciągle w podłogę. Zatrzymałem się na środku, ściskając w dłoniach to, co dał mi Jongin. Schowałem ręce za plecami, a wtedy mój mąż stanął przede mną. Usłyszałem jego ciche westchnięcie, westchnięcie ulgi, które zapewniło mnie o tym, że cieszył się z mojego wcześniejszego powrotu.
            -Dzień dobry, Baekhyun – powiedział przyciszonym głosem, po czym pocałował mnie w czoło.
            -Cześć – odparłem, nie patrząc na niego. – Sehun, muszę ci coś powiedzieć – wypaliłem, zaciskając lekko dłonie.
            -Tak? – odezwał się poważnie, gdy podniosłem na niego wzrok. – O co chodzi?
            -J-ja… - zacząłem niepewnie, wciąż nie wiedząc, jak się do tego zabrać.
            -Masz kogoś? Chcesz rozwodu? – zapytał powoli, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem. Nie odezwałem się nic, tylko wziąłem bardzo głęboki wdech, próbując uspokoić moje kołaczące serce.
            - Ty… zostaniesz ojcem – wyszeptałem, patrząc mu w oczy.
            W jednej sekundzie jego oczy rozbłysnęły bezkresną radością, jakiej nigdy u nikogo nie widziałem. Położył dłonie na moich ramionach i uścisnął je lekko. Był szczęśliwy. Nie. Był najszczęśliwszym człowiekiem na całej planecie.
            -Załatwiłeś nam adopcję! O mój Boże, to cudownie – maleńkie łzy spłynęły po jego policzkach.
            -Nie – powiedziałem stanowczo, mimo że głos mi się trząsł.
            -Ale… przed chwilą powiedziałeś, że-
            -Jestem w ciąży –przerwałem mu, wyciągając w jego stronę dłonie ze zdjęciami USG naszego dziecka.
            Przyglądał się im przez kilka długich minut. Przekładał po kolei, nie mogąc opanować swej radości. Kiedy trochę ochłonął, podszedł do mnie i czule ucałował moje usta.
            -Kocham cię – powiedział głośno, a echo tych słów wypełniło każdy kąt w naszym niewielkim mieszkaniu.
▲▼
            We wrześniu musiałem iść na kolejne badania kontrolne. Już dawno zadecydowałem, że Jongin zostanie moim lekarzem prowadzącym. Ufałem mu. Był jedynym człowiekiem, któremu powierzyłem swoje zdrowie. Od ostatniego razu mój brzuch chyba zwiększył swą objętość dwukrotnie, ale nie przeszkadzało mi to, dopóki wiedziałem, jaki skarb w sobie noszę.
            Razem z moim mężem poszliśmy do lekarza. Nie chciałem przed nim niczego ukrywać. Wręcz przeciwnie, pragnąłem, by wiedział oraz widział każdą rzecz, jaka dotyczyła naszego maleństwa. Znów miałem na skórze zimny żel, a dobry przyjaciel powoli studiował wszystko, co znajdowało się pod nią. Wyraźnie zainteresowany Sehun patrzył w ekran jak zaczarowany. Podziwiał nieduże nóżki i rączki, które machały wesoło na swój sposób.  
            Obaj byliśmy wzruszeni, a Jongin, który nas obserwował, był w niemałym szoku. Uznał, że to niewiarygodne, iż i ja, i Sehun jesteśmy z tego powodu tak bardzo rozradowani. Otrzymaliśmy kolejne wydruki z ultrasonografu lecz nieustannie nie chcieliśmy znać płci dziecka.
            Wyszliśmy z gabinetu, trzymając się  za ręce. Mijający nas ludzie patrzyli z zazdrością lub odrzuceniem, jednak nas to nie obchodziło. Szybko ubraliśmy swoje kurtki, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Chłodny wiatr zawiał dość mocno, więc przysunąłem się bliżej męża. Otoczył mnie ramieniem i pocałował w skroń.
            -Jestem tak bardzo szczęśliwy, że nawet nie umiem tego opisać – powiedział, głaszcząc moje włosy.
            -Ja też, Sehun. To wszystko wydaje się tak bardzo niemożliwe, ale jednak się stało – zaśmiałem się lekko, chowając twarz w jego ramieniu. W pewnej chwili poczułem delikatne uderzenie i zatrzymałem się.
            -Co się dzieje, Baek? – zapytał, obserwując mnie z niepokojem.
            -Nic, skarbie. Tylko dostałem kopniaka od naszego dziecka – zachichotałem.
            Sehun również zaniósł się lekkim śmiechem. Położył ostrożnie dłoń na moim okrągłym brzuchu, wsuwając ją pod moje wierzchnie odzienie. Wiedziałem, że czuł to samo co ja. Czuł, jak maleństwo obija się o mnie, sprawiając mi lekki ból. Robiło tak już od pewnego czasu, więc przyzwyczaiłem się, a nawet polubiłem to. Dzięki tym ruchom, miałem pewność, że żyje i kontaktuje się ze mną za pomocą swego własnego języka. Dwa niezbyt mocne uderzenia często zdarzały się, gdy mówiłem w jego stronę „kocham cię”. Byłem przekonany, że rozumie te proste słowa i zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką miłością go darzę.
            -Niecierpliwi się – stwierdził mój mąż, zabierając dłoń.
            -Musi poczekać jeszcze parę miesięcy – spojrzałem na wybrzuszenie pod kurtką. – Jesteś najlepszym, co mogło nam się przytrafić – szepnąłem, uśmiechając się do niego.
▲▼
            Szybko nadszedł grudzień, czyli czas rozwiązania. Z każdym dniem odczuwałem coraz większą euforię, bo nasze maleństwo miało wreszcie przyjść na świat. Nigdy nie myślałem, że coś takiego kiedykolwiek mnie spotka. A jednak stało się.
            Od rana krzątałem się po kuchni w fartuchu, który doskonale podkreślał wypukłość mojego brzucha. Musiałem przyznać, że ta dość spora kulka nie pomagała mi w przyrządzaniu jedzenia. Szykowałem potrawy bożonarodzeniowe, które tak bardzo uwielbialiśmy. W tym roku zrobiłem więcej, ponieważ wiedziałem, że będę jadł co najmniej za dwoje.
            To był szczególnie radosny dzień nie tylko dlatego, że mieliśmy składać sobie życzenia czy oglądać świąteczne filmy. Dokładnie dwa lata temu, dwudziestego piątego grudnia, Sehun i ja wzięliśmy ślub. Było to skrajnie szalone i prawie niemożliwe do wykonania lecz udało nam się.
            Poprawiłem czerwony fartuch z nadrukowanym Świętym Mikołajem, a potem wytarłem ręce w trochę brudny już ręcznik. Usiadłem przy stole i sięgnąłem po kolorowy lukier, który na pewno był już gotowy. Prawdą było to, że byłem doskonałym kucharzem a jeszcze lepszym cukiernikiem. Wziąłem do ręki pierniczka w kształcie serca i zrobiłem na nim różowy wzór oraz kilka zielonych i żółtych kropek. W podobny sposób ozdobiłem resztę ciastek w innych kształtach. Choinki, aniołki oraz gwiazdki zasypały prawie cały stół. Zrobiłem ich tak dużo, ale nie wszystko to było dla nas.
            -Baekhyun, czy jesteś gotowy? – zapytał Sehun, wchodząc do domu z zielonym drzewkiem w rękach. Uderzył od niego przyjemny zimowy chłód.
            -Już, już. Poczekaj – odszedłem od stołu, ściągając fartuszek.
            Mój mąż ustawił iglaka na stojaku w salonie. Pokręciłem głową, zakładając buty i widząc, ile śniegu mamy w korytarzu. Będę musiał to uprzątnąć, gdy wrócimy. Poszedłem do kuchni, po czym zapakowałem do pudełek jak najwięcej pierniczków się dało. Włożyłem je do świątecznej torby , a następnie obwiązałem czerwoną kokardą. Założyłem kurtkę i razem z Sehunem byliśmy gotowi do wyjścia. Prędko opuściliśmy mieszkanie, idąc i trzymając się za ręce.
            -Dzieci się ucieszą, prawda? – spytał, wskazując na ozdobioną siatkę.
            -Tak. Przynajmniej mam taką nadzieję. Straszni mi ich szkoda. Nie mają rodziców. To smutne – odparłem, patrząc na męża.
            -Dzięki tobie mają przynajmniej weselsze święta – uśmiechnął się. Wiedziałem, że był ze mnie dumny.
            Szybko dotarliśmy do znajomego nam domu dziecka. W ostatnim czasie bywaliśmy tam często, by pobawić się z tymi opuszczonymi lub porzuconymi dzieciakami. Chcieliśmy mieć chociaż niewielką wprawę w opiece nad bobasami.
            Podarowałem ciastka opiekunce tych wszystkich maluchów, a ona z szerokim uśmiechem nam podziękowała. Później poszliśmy złożyć życzenia wszystkim na raz i każdemu z osobna. To był najszczęśliwszy dla nich dzień. Współczułem im z całego serca, ale przecież nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko ofiarowywać różne prezenty.
            Po kilku godzinach wróciliśmy do domu. Rozebrałem się, a potem  zająłem swoje miejsce w kuchni. Sehun natomiast pośpieszył się i zaczął ubierać choinkę. Nagle dostrzegłem, że za oknem zaczął padać śnieg. To było nadzwyczajnie urocze, więc zawołałem męża, byśmy razem mogli podziwiać ten widok. Jakiś czas gapiliśmy się w świat za szybą, jakbyśmy wrócili do czasów dzieciństwa.
            -Kocham cię, Baekhyun – szepnął Sehun, przytulając mnie od tyłu. Pocałował mnie w skroń, a ja odwróciłem się do niego przodem.
            -Ja ciebie też –odparłem i przylgnąłem do jego warg swoimi. Ten całus był zwykły, krótki, niespodziewany, ale jakże pełen miłości oraz dobroci.
            Do godziny osiemnastej byliśmy zajęci czymś innym. Ja wciąż kucharzyłem, zaś mój małżonek przystroił drzewko oraz nakrył do stołu, po czym usiadł na krześle w kuchni i obserwował mnie uważnie. Czułem, że zachwyca się moim brzuchem, a raczej dzieckiem, które znajdowało się wewnątrz niego.
            Kiedy wszystko było już przygotowane, zaniosłem jedzenie do salonu, ponieważ niedługo mieliśmy zacząć kolację. Poszedłem jeszcze tylko po opłatki i ułożyłem je przy naszych talerzach. Prawie w pośpiechu przebrałem się w czyściejsze ubranie. Sehun zrobił to samo. Znaleźliśmy się przy choince, trzymając się za ręce. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, gdy migające światełka oświetlały nas w piękny sposób, dodając magii tej chwili.
            -Baekhyun – zaczął cicho Sehun – życzę ci byś był zdrowy, by nasz dzidziuś urodził się bez żadnych kłopotów, żebyś był ze mną szczęśliwy i żebyśmy za rok również spotkali się w tym miejscu, mając kolejny wspólny rok za sobą.
            -Dziękuję – odparłem. –Ja życzę tobie… - urwałem, czując silny skurcz. Jęknąłem z bólu, łapiąc męża za ramię.
            -Co się dzieje? – zapytał spanikowany, przytrzymując mnie.
            -To chyba już czas… - wypowiedziałem słabo, ale on zrozumiał, o co mi chodziło.
            Nie ociągając się, wziął moją torbę przygotowaną na wyjazd do szpitala. Ubrał nas ciepło, a następnie zaniósł mnie do samochodu i zabezpieczył, by nie stała nam się żadna krzywda. Sehun jechał szybko lecz ostrożnie. Co jakiś czas odczuwałem podobne bóle, sycząc oraz wijąc się na siedzeniu. W krótkim czasie dojechaliśmy na miejsce. Było mi słabo. Słyszałem tylko głos Jongina oraz pielęgniarek. Niespodziewanie pode mną znalazł się wózek, po czym chyba zemdlałem.
            Ocknąłem się wycieńczony i ledwie przytomny. Rozejrzałem się dookoła. Dostrzegłem, że znajduję się w szpitalnej sali ubrany w moją ukochaną piżamę. Poza mną była jeszcze tylko jedna kobieta, ale spała. Myślałem, że śnię.
            Po upływie kilku minut drzwi pomieszczenia otworzyły się. Stanął w nich mój najlepszy przyjaciel oraz pielęgniarka z jakimś zawiniątkiem w rękach. Zbliżyli się do mnie i położna podała mi kolorowy, dziecięcy kocyk. Wziąłem go ostrożnie, po czym spojrzałem na to, co jest w środku. Maleńka różowa główka z dużymi oczami zwrócona była w moją stronę, a niewielkie rączki znajdowały się po obu jej stronach.
            -Masz gościa, Baekhyun – odezwał się Jongin, odsuwając i wskazując na wejście.
            Odwróciłem głowę i ujrzałem tam Sehuna. Miał kwiaty. Czerwone róże, które tak bardzo lubiłem. Lekarz ze swoją pomocnicą wyszli, a mąż zajął miejsce na moim łóżku. Włożył kwiaty do wazonu, który stał na szafce obok. Potem uśmiechnął się do mnie, a następnie pocałował mnie w czoło.
            -Jak ją nazwiemy? – zapytał, zerkając na dzidziusia.
            -Sunhee – odparłem. – Tak jak zawsze chciałeś – uśmiechnąłem się.
            Przez chwilę patrzył na mnie, a potem na maleństwo. Najdelikatniej jak potrafił, dotknął  niewielkiej dłoni dziewczynki, jakby się bał, że coś jej może zrobić złego. Zaśmiałem się cicho, czując jego niepewność. Pogłaskałem jej drobny policzek, a ona tylko zmrużyła oczka i wydaje mi się, że zasnęła. Spojrzeliśmy na siebie z Sehunem. Widziałem w jego oczach radość a także bezkresną dumę.
            -Wesołych świąt, Baekhyun – szepnął, muskając subtelnie moje usta swoimi.
            -Wesołych świąt, najdroższy – odparłem, łącząc nasze wargi w czułym pocałunku.