sobota, 29 marca 2014

Voodoo doll - Rozdział 8

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans

A/N: Dobry wieczór! Nie mam dzisiaj nic do gadania. Napiszę tylko tyle, że jest mi bardzo przykro z powodu wyrządzonej krzywdy w tym rozdziale. Zapraszam do czytania! 
8. Prośby i błagania
                Jak każdego ranka Luhan powinien wcześnie wstać, aby zdążyć odpowiednio przygotować się przed szkołą. Jednak tym razem tak nie było. Chłopak obudził się o 7:30. Nie zdążył zjeść śniadania. Ledwo ubrał się i ułożył włosy. W pośpiechu chwycił swoją torbę, włożył buty i wybiegł z domu, prawie zapominając o jego zamknięciu. Chłopak odwrócił się i był w ogromnym szoku, kiedy zobaczył swojego przyjaciela.
            -Xing! – wykrzyknął podchodząc do chłopaka. – Jak się masz? Co z twoimi nogami?
            -Cześć, Luhan – odpowiedział Lay. – Wszystko w porządku. Nie są złamane, tylko bardzo mocno obtarte. Mam bandaże na kolanach.
            -A co z treningami? – zapytał zatroskany Xiao, wiedząc jak bardzo jego przyjaciel uwielbia biegać i tańczyć.
            -Na razie nie mogę uprawiać żadnych sportów przez tydzień, dopóki nogi mi się nie wygoją.
            -Tak mi przykro. Liczyłem, że wygrasz ten bieg – powiedział Luhan kładąc rękę na ramieniu Yixinga.
            -Może następnym razem – odparł pociesznie przyjaciel i obaj szybko ruszyli do szkoły.
            Na każdej lekcji Luhan był bardzo szczęśliwy. Yixing był zdrowy, nic mu nie było. To był główny powód jego radości. Chłopak miał nadzieję, że skaleczenia Laya szybko się zagoją i znów wszystko będzie jak dawniej.
            Z drugiej strony Xiao był trochę przybity po kłótni z Sehunem. Zrobiło mu się trochę głupio, że tak na niego nakrzyczał, ale nie było innej drogi, aby dotrzeć do umysłu młodszego chłopaka, a nie chciał go stracić w tak głupi sposób. Postanowił, że jak tylko go spotka, porozmawia z nim i wszystko mu dokładnie wyjaśni.
            Podczas lekcji matematyki Luhan cały czas miał wrażenie, że jest coś o czym zapomniał. Jednak z biegiem czasu przestał na to zwracać uwagę. Starał się, jak tylko mógł, aby pomóc Layowi w wykonywaniu trudnych zadań, których tamten nie potrafił zrozumieć. Nawet umówił się z nim na korepetycje na dzień następny. Była to także okazja, do porozmawiania o innych sprawach.
            Gdy rozbrzmiał dzwonek i wszyscy opuścili salę, Lu przypomniał sobie, że tym co wypadło mu z głowy było napisanie testu. Czuł się zakłopotany. Była to jego przed ostatnia lekcja, więc postanowił, że pójdzie do nauczyciela. Chłopak powoli wszedł do klasy, zastając pana Jung siedzącego przy biurku i sprawdzającego prace uczniów.
            -Luhan, czy coś się stało? – zapytał matematyk, poprawiając swoje okulary na nosie.
            -Um… Bo widzi pan, miałem dzisiaj napisać zaległy test, ale zapomniałem – odparł chłopak, spuszczając głowę w dół.
            -Oh, fakt. Ja również o tym zapomniałem, ale wiesz co? Nie martw się. Zadzwonię do ciebie i napiszesz go po lekcjach – zaproponował nauczyciel. – Zgoda?
            W odpowiedzi Xiao skinął głową, po czym szybko wyszedł z sali. Powłócząc nogami, udał się do szatni i przebrał na lekcję wychowania fizycznego. Całą godzinę chłopak biegał, jakby coś go hamowało. W gruncie rzeczy tak właśnie było. Nie dość, że zapomniał o ważnym dla niego teście, to jeszcze jak na złość, nigdzie nie mógł znaleźć swojego chłopaka, a bardzo chciał z nim porozmawiać.
            Po skończonych zajęciach chłopak udał się do domu, lekko podenerwowany. Chciał zadzwonić do swojej miłości, jednak wiedział, że to nic nie da, bo tamten i tak nie odbierze. Za mocno odebrał wczorajsze słowa. Za bardzo się nimi przejął, chociaż udawał, że wcale tak nie jest.
            Całe popołudnie Luhan spędził bawiąc się z psem i oglądając telewizję. Niespecjalnie przejmował się tym, że pan Jung do niego nie zadzwonił. Po prostu uważał, że zrobi to następnego dnia.
            Gdy zbliżał się wieczór i chłopak był już bardzo zmęczony, postanowił, że pójdzie wziąć prysznic i położy się wcześniej spać. Już miał wchodzić na górę, gdy usłyszał dźwięk dzwoniącego telefonu. Z początku ucieszył się, myśląc, że to Sehun, jednak pomylił się, gdyż na jego wyświetlaczu widniało ‘numer nieznany’. Luhan niepewnie nacisnął zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha.
            -Halo? – zapytał ze strachem.
            -Cześć, Luhan –usłyszał w słuchawce znajomy głos nauczyciela matematyki. – Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale dopiero skończyłem pracę. Miałem mnóstwo testów do sprawdzenia i właśnie przypomniało mi się, co mówiłeś, gdy u mnie byłeś.
           
-Uhm… - mruknął chłopak. – I co pan postanowił?
            -Wymyśliłem, że napiszesz ten test najszybciej. Tak, żeby nie marnować naszego wspólnego czasu. Twojego na dodatkową naukę i mojego na dłuższy czas sprawdzania –odparł mężczyzna.
            -Więc co pan proponuje? – spytał Luhan.
            -Proponuję, żebyś otworzył swoje drzwi wejściowe –rzekł pan Jung i rozłączył się.
            Xiao Lu był zaskoczony sugestią nauczyciela. Nie wiedział dlaczego ani po co, miałby otwierać drzwi. Czy ktoś tam stał? Chłopak nie wiedział, ale jakiś dziwny instynkt kazał mu zrobić to, co powiedział nauczyciel. Podszedł i chwycił za klamkę, bojąc się otworzyć. Po chwili wahania Luhan pociągnął drzwi w swoją stronę i był bardzo zdziwiony tym, kogo zobaczył.
            -Pan Jung? Co pan tutaj robi? – zapytał zszokowany i zakłopotany chłopak.
            -Dobry wieczór! Mówiłem, że chcę, abyś napisał ten test jak najszybciej – odparł mężczyzna.
            -A-ale ja spodziewałem się, że to będzie tuż po lekcjach – mówił Xiao Lu, nadal będąc w niemałym osłupieniu.
            -Oto jestem. Co prawda jest godzina dwudziesta pierwsza, ale to ci chyba nie przeszkadza, prawda?- w odpowiedzi chłopak skinął głową. – Mogę wejść.
            -Oczywiście – odrzekł Luhan i przesunął się, aby wpuścić mężczyznę do środka.
            Nauczyciel ściągnął marynarkę i buty, po czym ruszył w stronę salonu, dokładnie rozglądając się i zapamiętując każdy zakamarek domu.
            -Może napije się pan herbaty? – zapytał chłopak, będąc w kuchni.
            -Z przyjemnością – odpowiedział pan Jung, wygodnie rozsiadając się na kanapie.
            Wsypując świeże liski herbaty do glinianego czajniczka, Luhan kątem oka obserwował poczynania matematyka, jednak nie zauważył nic niepokojącego w jego zachowaniu. Mężczyzna po prostu siedział i wpatrywał się w obrazy wiszące na ścianie.
            -Ładnie mieszkasz –odezwał się nagle, gdy chłopak wychodził z kuchni niosąc ze sobą smaczny, parujący napój.
            -Dziękuję – odparł Xiao, siadając na drugim końcu kanapy.
            -Wiesz, mam trzydzieści pięć lat i odkąd pracuję, jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Jesteś mądry, inteligentny, pracowity i odpowiedzialny, a do tego bardzo przystojny – powiedział mężczyzna i upił łyk herbaty.
            -To bardzo miłe z pana strony.
            -Oh, Luhan. Przestań zwracać się do mnie per „pan”. Mam na imię Shin Ho, więc mówi mi po prostu Shin – odrzekł pan Jung i uśmiechnął się lekko.
            -A więc dobrze, Shin – powiedział niepewnie chłopak. – Co z moim testem?
            -Uhm… właśnie. Chciałbyś może zaliczyć go tu, w domu? – zapytał mężczyzna.
            -Byłoby wspaniale, ale najlepiej, gdybym mógł zdać go teraz.
            -Na to liczyłem – powiedział nauczyciel, zniżając swój głos do cichego pomruku i zmniejszając dystans dzielący go od Xiao.
            -To może… zacznijmy – zaproponował chłopak, podnosząc się z miejsca.
            -Dobrze. Myślę, że w twoim pokoju będzie najlepiej – odrzekł Jung i również wstał.
            Wchodząc po schodach Luhan nerwowo zaciskał i rozluźniał pięści. Cały czas czuł na sobie wzrok nauczyciela, jakby ten zaraz miał na niego naskoczyć. W jego głowie rodził się strach. Strach przed testem czy może przed mężczyzną? Sam nie umiał tego wyjaśnić, przez co denerwował się jeszcze bardziej.
            Gdy dotarli do pokoju chłopaka, matematyk pewnym krokiem wszedł do środka, po czym usiadł na łóżku. Luhan, nieco spięty, wszedł zaraz za nim i zasiadł na krześle przy biurku, a następnie wyciągnął kartkę i długopis.
            -Co ty robisz, Lulu? – zapytał mężczyzna, patrząc na Xiao ze zdziwieniem.
            -Czekam na jakieś zadania – wymamrotał chłopak cicho, niespokojnie stukając długopisem o blat sosnowego biurka.
            -Żartujesz, prawda? Naprawdę chcesz pisać test?
            -Przepraszam – odrzekł Lu, spuszczając głowę, a następnie wstał i patrzył niecierpliwie na pana Jung.
            -Zatańcz dla mnie – rzucił niespodziewanie nauczyciel.
            -Słucham? – spytał chłopak z niedowierzaniem.
            -Luhan, proszę… - powiedział Shin błagalnym tonem
            -Ale nie mam żadnej muzyki – Luhan próbował jakoś uciec od całej tej sytuacji, nie mogąc rozgryźć toku myślenia swojego gościa.
            -Oh, w takim razie… rozbierz się.
            Skrępowany Luhan zaczął powoli odpinać guziki swojego swetra drżącymi palcami. Chłopak cały czas patrzył na swojego rozmówcę i w duchu błagał, aby ktoś wszedł i zabrał go stąd. Rozpiąwszy swoją wierzchnią odzież, zdjął ją i odłożył na pobliskie krzesło.
            -I co teraz? –zapytał głosem trzęsącym się ze strachu.
            -Kiedy mówiłem, żebyś się rozebrał, miałem na myśli to, żebyś został w samej bieliźnie – odparł Jung, podnosząc ton i rozluźnił swój czarny krawat.
            Jasne myślenie Xiao Lu zostało wyłączone wraz ze zdrowym rozsądkiem. Powoli zdejmował swoją koszulkę i spodnie. Jego umysł pracował jakby w zwolnionym tempie, co nie pozwalało mu stawiać oporu.
            Chłopak stał na środku pokoju w samych bokserkach. Jasne światło księżycowej pełni oświetlało jego skórę, przez co wydawała się mieć perłowy kolor. Matematyk, siedząc na łóżku dokładnie przyjrzał mu się, a chwilę później zareagował.
            -Podejdź do mnie, Luhan – powiedział spokojnym, przyciszonym głosem, powodując, że chłopak jak zahipnotyzowany wykonał jego polecenie.
            Mężczyzna delikatnie złapał go za rękę i przyciągnął bliżej siebie.
            -Jesteś taki delikatny i niewinny. Chyba nikt nie ma na tyle odwagi, żeby cię skrzywdzić – mówił dalej Jung, patrząc w duże, błyszczące oczy Luhana, w których malowało się przerażenie.
            -Jesteś naprawdę śliczny –kontynuował mężczyzna. – I taki naiwny – powiedział ostro i szarpnął rękę chłopaka, w wyniku czego, ten usiadł na jego kolanach.
            Matematyk objął Luhana, a jego obcy dotyk wywołał u młodego szatyna gęsią skórkę. Patrzył na małe, delikatne ciało, badając wzrokiem każdy jego milimetr. Jung odchylił się lekko i odpiął pasek swoich spodni, po czym wyciągnął go i położył obok. Zaczął rozpinać swoją koszulę, a Luhan nadal patrzył na niego podejrzliwie.
            Nauczyciel odrzucił swoją koszulę na bok i ujął twarz Xiao w dłonie, a następnie zaczął go zachłannie całować. Jego pocałunki były wulgarne, brutalne i nieczułe. Szybko wepchnął chłopakowi swój język do ust, nie zważając na jego reakcję. Raz po raz przygryzał jego wargę, aż w końcu zaczęła płynąć z niej krew. Oderwał się od chłopaka i spojrzał w jego oczy. Były pełne bólu.
            Złapał swój skórzany pasek i wziął ręce Luhana do tyłu. Za plecami chłopaka zapiął je, najciaśniej jak tylko potrafił, a chłopak wykrzywił swoją twarz w grymasie towarzyszących mu uczuć.
            Jung mocno popchnął chłopaka na łóżko i szybko pozbył się jego bielizny. Sam zsunął swoje spodnie, po czym przystąpił do działania. Dłonią przesunął po nagim torsie Luhana, paznokciami raniąc jego aksamitną i perłową skórę. Nachylił się nad nimi znów zaczął go agresywnie całować. Przesuwał się wzdłuż jego linii szczęki aż do szyi. Zostawiał mocno czerwone ślady, jakby chciał zaznaczyć, że chłopak należy tylko do niego.
            -Naprawdę jesteś taki, jak mówili inni nauczyciele – zaczął mężczyzna, podnosząc się patrząc w oczy Xiao, które wypełnione były łzami. – Bezradny i po prostu głupi. Nie umiesz sobie z nikim poradzić. Jesteś po prostu beznadziejnym człowiekiem, ale możesz być świetną zabawką – dokończył i zaśmiał się szyderczo.
            Jeszcze raz przeciągnął ręką po delikatnym brzuchu chłopaka, docierając do jego męskości. Chwycił ją w dłoń i zaczął intensywnie poruszać po niej w górę i w dół, co jakiś czas mocno szarpiąc. Luhan miał wrażenie, że jest to jakiś zły sen, z którego po prostu może się obudzić. Jego oczy niemiłosiernie piekły od ciągle napływających łez.
            -Argh… - jęknął Luhan, kiedy poczuł, że jest bliski końca. Sam nie wiedział, czy bardziej bolało go teraz ciało czy dusza.
            Mężczyzna wytarł swoją brudną rękę w pościel, po czym pozbył się swojej bielizny. Nachylił się nad bezbronnym chłopakiem i przełożył jego skrępowane ręce nad głowę. Jung rozchylił nogi chłopaka, uśmiechając się ironicznie. Chwycił w rękę swojego członka i przybliżył się do wejścia Xiao.
            -N-nie.. proszę… nie rób tego… błagam… -szeptał chłopak, łkając w męczarniach.
            -Cii… - odrzekł Shin. – Nie będzie bolało – skłamał dosadnie.
            Po chwili Jung wbił się całym swoim członkiem w ciało Luhana. Chłopak poczuł ostry, przeszywający ból w dole kręgosłupa. Zagryzł mocno zęby, tłumiąc jęk bólu. Chwilę później do jego umysłu dotarło, że po jego udach spływa jakaś ciecz. Będąc na wpół świadomym, rozpoznał, że musi być to krew.
            Mężczyzna zaczął poruszać się wolno, lecz bardzo mocno. Patrzył na twarz chłopaka, szczycąc się wyrządzaną mu krzywdą. Zgiął się nad klatką piersiową chłopaka i językiem kreślił ścieżki na jego skórze, co chwila ją gryząc. Chęć spełnienia siebie samego była dla niego najważniejsza. Gryzł i ssał sutki Luhana, a jęki młodszego rozchodziły się po całym domu, mieszając się z jego łkaniem.
            Z każdą chwilą Jung wbijał się w chłopaka mocniej i głębiej, ignorując prośby i błagania, żeby skończył. Oddał się niepohamowanej ekstazie, gdy mięśnie Luhana zaciskały się wokół niego. W końcu osiągnął swój cel i obficie wypełnił wnętrze chłopaka, po czym opadł bezwładnie prawie miażdżąc ciało młodszego.
            Kilka minut później Jung podniósł się i stanął obok łóżka. Xiao myślał, że to już koniec katowania go, jednak bardzo się pomylił.
            -Wstawaj! – rozkazał mężczyzna ostrym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć tonem.
            Lu ostrożnie poruszył się na białej pościeli, jednak każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ogromny ból, który przeszywał go aż do kości.
            -Luhan! Ja czekam! – warknął Jung, niecierpliwiąc się.
            Siadając na łóżku, chłopak nie czuł dolnych części swojego ciała. Ze wszystkich sił podniósł się, ale zaraz upadł, obijając sobie kolana o podłogę. Nauczyciel chwycił go za włosy i przyciągnął do siebie.
            -Będziesz robił to, co ci każę – wycedził starszy, patrząc w zaczerwienione i przepełnione strachem oczy Luhana.
            Chłopak kiwnął lekko głową, a kiedy domyślił się o co chodzi, otworzył usta. Matematyk wsunął swojego penisa do jamy ustnej młodego szatyna, a ten zaczął go delikatnie ssać. Szarpiąc Luhana za włosy, poruszał jego głową w przód i w tył, zatracając się w przyjemności. Całkiem stracił swoje ludzkie uczucia i odruchy, zachowywał się jak zwierzę, a nawet jak potwór. W tej chwili był tyranem, a nie miłym i uprzejmym nauczycielem.
             Machinalnie obijał się o ścianki gardła chłopaka, powodując, że tamten prawie się krztusił. Nie był to pierwszy raz, kiedy Luhan komuś obciągał, ale nigdy nie odbywało się to w ten sposób. W pewnej chwili Jung wypiął biodra do przodu i wytrysnął wprost do gardła chłopaka, a ten zmuszony był wszystko połknąć. Z chwilą przypływu radości wywołaną wykonaniem celu, nauczyciel puścił Luhana oraz uwolnił jego ręce i popchnął go na podłogę, po czym poszedł do łazienki wziąć prysznic.
            Xiao Lu leżał bezwładnie, nie mogąc się poruszyć. Był zbyt słaby, zbyt wymęczony i zbyt obolały. Nie potrafił normalnie myśleć, cały czas w głowie pojawiały się obrazy sprzed kilkunastu minut. Chłopak zamknął oczy i rozpłakał się, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. Czuł się brudny pod względem fizycznym i psychicznym. Zebrał w sobie wszystkie siły i na obolałych nadgarstkach ledwie podniósł się i chwycił łóżka.
            Ostrożnie wczołgał się, nie czując bioder i dolnych części kręgosłupa. Spojrzał na pościel znajdującą się pod nim. Była cała zakrwawiona, zalana potem, łzami i spermą. Chwycił ją posiniaczonymi rękami i odsunął jak najdalej od siebie. Ułożył się blisko ściany i skulił się w kłębek. Pragnął zasnąć i najlepiej wcale się nie budzić.
            Po dwudziestu minutach chłopak usłyszał ciężkie kroki swojego oprawcy. Czuł w powietrzu zapach malinowego żelu pod prysznic, który tak bardzo uwielbiał, jednak teraz zrodziło się do niego ogromne obrzydzenie i odraza. Mężczyzna usiadł na łóżku, a następnie odwrócił Xiao do siebie. Wciągnął na niego bokserki i położył się obok. Chciał go do siebie przytulić, ale chłopak skutecznie się odsunął, po czym wykończony szybko zasnął.
***
            Rankiem Luhan obudził się w swoim pokoju. Zdziwiło go, dlaczego jest w samej bieliźnie i nie okrywa go ciepła kołdra. Wtedy wspomnienia z nocy uderzyły w niego z  ogromną mocą. Popatrzył na swoje ciało. Nadal był brudny, do tego na brzuchu miał szramy po paznokciach, a obok niektórych była zaschnięta krew. Palące czerwone plamy na szyi, które na pewno długo nie przestaną dawać o sobie znać oraz bolące biodra i zalane czerwoną cieczą uda.
            -Dzień dobry, Lulu! – zawołał radośnie Shin, wchodząc do pokoju z tacą, na której były ciepła herbata i świeże bułeczki z dżemem truskawkowym. – Przyniosłem ci śniadanie.
            Xiao Lu ostrożnie przesunął się na kraniec łóżka, wykrzywiając twarz w grymasie cierpienia. Powoli wstał i ledwie utrzymując się na nogach, podszedł do szafy. Wyciągnął czyste ubrania i ruszył w stronę drzwi.
            -Luhan, a co z jedzeniem? – zapytał nauczyciel, przepuszczając chłopaka w drzwiach.
            -Nie jestem głodny – odpowiedział szatyn, zachrypniętym głosem.
            Bez pośpiechu Xiao poruszał się do łazienki. Kiedy był w środku, zamknął drzwi, a następnie podszedł do lustra. Jego śliczna, delikatna twarz wyglądała, jakby przeszła tortury. Pod oczami widniały dwa duże sine półkola, zapewne spowodowane płaczem.
            Odkręcił kurek i wszedł pod prysznic. Zimną wodą, starał się uleczyć bolące miejsca, lecz te bolały jeszcze bardziej. Nie umiejąc poradzić sobie z bólem, rozpłakał się. Oparł głowę o płytki i patrzył, jak cały brud spływa z jego ciała. Woda zmieszana z krwią, cierpieniem i błaganiami spotęgowała przypływ emocji.
            Luhan powoli wyszedł spod prysznica i dokładnie osuszył swoją skórę. Założył czyste ubranie i zaczął myć zęby. Metaliczny smak utrzymywał się w jego gardle, powodując nudności, ale jak na złość nie mógł zwymiotować. Dokładnie oczyścił swoją jamę ustną, a następnie wyszedł z łazienki i zeszedł do kuchni.
            Jung czekał na niego, zakładając swoją marynarkę i wiążąc buty.
            -Dobrze, że już zszedłeś – powiedział, widząc Xiao na schodach. – Zaliczyłeś test na szóstkę. Jestem z ciebie dumny.
            -Oh... – westchnął Luhan, patrząc na nauczyciela z żalem w oczach.
            -Na blacie w kuchni zostawiłem ci trochę pieniędzy. Taka dodatkowa nagroda – rzucił mężczyzna i uśmiechnął się, po czym ruszył w stronę drzwi.
            Xiao Lu odwrócił się i rozejrzał po kuchni. Stało tam uprzednio przygotowane śniadanie, a obok faktycznie leżał spory plik pieniędzy.
            -A i jeszcze jedno – krzyknął Jung, otwierając drzwi. – Pieprzysz się lepiej niż niejedna dziwka! – wyszedł, trzaskając drzwiami.
            Dziwka. Tak Luhan pomyślał o sobie. Został wykorzystany. Nie umiał się opierać. Nie stawiał jakichkolwiek przeszkód. Bał się? Nie. Został zamroczony. Czym? Sam nie wiedział.
            Nagle poczuł jak jego umysł zalewa fala wspomnień ostatnich wydarzeń. Łzy zebrały się w kącikach jego oczu, aby następnie spłynąć dwoma szerokimi strumieniami, mocząc świeże ubranie.
            Chłopak nadal czuł się brudny. Był niczym. Zwykły śmieć, który nie jest niczego wart. Nikt nie mógł mu teraz pomóc. Nikogo przy nim nie było. Chciał zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu, aby nie pamiętać katuszy przez jakie przeszedł.
             Z drugiej strony pragnął mieć przy sobie Sehuna, żeby powiedzieć mu o wszystkim co się stało. Mocno odczuwał jego brak. Chciał, żeby ten głupawy blondyn, którego życie uratował, stał się jego aniołem stróżem i ochronił go przed każdym niebezpieczeństwem.

sobota, 22 marca 2014

Voodoo doll - Rozdział 7

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans

A/N: Już siódmy rozdział. No nie... jeszcze 8 do końca. Od razu mówię, że ten jest krótki. Jak dla mnie zbyt krótki, ale nic więcej nie mogłam już wykrzesać, żeby to napisać. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie dłuższy i okropny. Myślę, że dam radę go napisać. Żeby nie zanudzać zapraszam do czytania i komentowania! :3
7. I tak wszyscy stajemy się samotni
            Następnego ranka Sehuna obudziły wrzaski rozchodzące się po całym domu. Zaspany chłopak wstał i z bólem głowy ruszył w stronę, skąd dochodził hałas. Powolnym krokiem wszedł do salonu i zastał tam obrazek, który widział już kilka dni wcześniej. Matka Sehuna siedziała na kanapie, płacząc i rozmasowując swój posiniaczony nadgarstek. Mężczyzna stał obok niej i wykrzykiwał obelgi skierowane w jej stronę, które kobieta starała się bezskutecznie odeprzeć.
            Młody Oh z ciężkim szokiem wysłuchiwał kłótni rodziców. Niegdyś idealna rodzina, którą wszyscy podziwiali i szanowali, rozpadała się na jego oczach. Chłopak przypomniał sobie wspólne obiady i wypady do kina. Później ojciec zaczął więcej pracować i przestawał dotrzymywać wierności pani Oh, która zaś poznała swojego kochanka, Junsu. Sehun wiedział o poczynaniach swojej matki, jednak starał się chronić rodziciela i nic mu nie mówił.
            Chłopak powoli wyszedł na środek pokoju i nie wiedział, jak powinien się zachować. Tępo patrzył na poczynania ojca i chciał go powstrzymać, lecz wiedział, że może to zakończyć się tak, jak ostatnim razem.
            -Przestańcie wreszcie! – krzyknął Sehun, wyrywając rodziców z transu. – Ciągle tylko się kłócicie. Nie moglibyście normalnie porozmawiać?
            -Synu – zaczęła pani Oh. – Jeszcze wielu rzeczy nie rozumiesz. Jesteś jeszcze młody i będziesz musiał wszystkiego doświadczyć. Być może kiedyś znajdziesz się w sytuacji podobnej do naszej.
            - Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał niepewnie chłopak.
            - Po prostu, Sehun, rozwodzimy się z matką – powiedział mężczyzna i chwycił butelkę dobrej whisky, po czym wypełnił nią szklankę i upił spory łyk. – Twoja matka ma tego młodego fagasa, a ja.. cóż, moja asystentka, jest moją nową dziewczyną.
            Sehun głośno przełknął ślinę i próbował zrozumieć co ojciec do niego powiedział. Nigdy nie przypuszczał, że ma on kogokolwiek innego i wie o romansie pani Oh.
            - A co będzie ze mną? –zapytał blondyn po chwili głuchej ciszy.
            -Ty zostaniesz tutaj. W domu – rozpoczęła stanowczo kobieta. – Dopełniliśmy wszystkich formalności, aby ta willa była tylko i wyłącznie twoja. My z ojcem wyjeżdżamy. Ja zamierzam wraz z Junsu wyjechać do Stanów, a ojciec do Europy. Jednym słowem zostajesz sam.
            Ostatnie zdanie odbijało się w głowie Sehuna, jak piłka uderzona o podłogę. W ogromnym szoku chłopak opuścił salon i wrócił do siebie. Z wolna przeanalizował wydarzenie tego poranka i zdecydował, że nie pójdzie prosto do szkoły. Założył dżinsy i biały podkoszulek, po czym wziął plecak i szybko wyszedł z domu.
            Pierwszą osobą, do której chciał pójść był Luhan, jednak Sehun wiedział, że ten nie zgodzi się iść z nim na wagary. Był zbyt przejęty szkołą i ocenami. Poszedł więc do Chanyeola.
            Olbrzym ochoczo zgodził się na propozycję blondyna i wziąwszy pieniądze, ruszyli do zacisznego miejsca, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Po drodze czarnowłosy wstąpił do sklepu i zakupił kilka piw dla siebie i przyjaciela.
            Idealną lokalizacją na bezpieczną ucieczkę z lekcji był park, do którego prawie nikt nie przychodził. Chłopcy usiedli na jednej z ławek i rozłożyli swój ekwipunek. Chanyeol otworzył dwie puszki alkoholu i jedną z nich podał Sehunowi.
            -Mam problemy –powiedział blondyn i pociągnął łyk napoju.
            -Wiem. Zauważyłem to. Luhan coraz bardziej się od ciebie odsuwa – odparł czarnowłosy.
            -Tutaj nie chodzi o niego, Yeol – rzekł Sehun i wstał, aby rozprostować kości. – Chodzi o moich rodziców.
            -Co z nimi? Któreś z nich jest chore? – wypytywał Chanyeol i zniecierpliwiony wyczekiwał odpowiedzi.
            -Nie. Z ich zdrowiem wszystko w porządku. Po prostu rozwodzą się.
            -Co?! – wykrzyknął olbrzym wypluwając to, co miał w ustach.
            -Rozwodzą się – powtórzył Sehun. –Może to i lepiej. Przynajmniej dla nich. Matka ma Junsu, a ojciec swoją sekretarkę. Oboje wyjeżdżają. Ja zostaję tu, w Seulu.
            -Sehun – powiedział Chanyeol i wstał, aby przytulić przyjaciela. – Tak mi przykro – szepnął do ucha chłopakowi. – Wszystko jakoś się ułoży. Gdybyś czegoś potrzebował, nie zapominaj, że przecież masz Luhana i oczywiście mnie.
            Skołowany blondyn kurczowo trzymał się ubrania czarnowłosego, jakby myślał, że i ten zaraz odejdzie, zostawiając go. Nie mogąc zapanować nad własnymi emocjami, Sehun rozpłakał się. Jeszcze przez jakiś czas tak tkwili, aż w końcu z powrotem usiedli. Yeol pocieszał blondyna, popijając piwo, aż ten zorientował się, że obiecał swojemu chłopakowi, że pojawi się na jego meczu.
            W porze czwartej godziny lekcyjnej dwaj przyjaciele dotarli do szkoły i wcisnęli się na trybuny przy boisku. Usiedli w pierwszym rzędzie, aby wszystko dobrze widzieć i żeby Xiao Lu ich zauważył.
            Piętnaście minut od ich przybycia rozpoczął się mecz. Luhan grał na swojej stałej pozycji napastnika, gdyż doskonale radził sobie w tej roli.; Przyjmował i podawał piłki jak zawodowiec. W dodatku poruszał się tak szybko, że nikt nie mógł go dogonić.
            Z każdym podanie serce Sehuna chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Zafascynowany rozgrywką radował się, kiedy zwykle delikatny i nieco dziewczęcy Xiao dostawał piłkę i wbijał gole. Zdobył ich aż trzy, przez co jego drużyna wygrała 5:2.
            Wszyscy kibice na trybunach czuli ogromną dumę, gdy wręczano medale. Tuż po tej ceremonii każdy z nich podchodził i robił sobie pamiątkowe zdjęcia z zawodnikami. W tym czasie Chanyeol ulotnił się i dał Sehunowi wolną rękę.
            Chłopak podszedł do Luhana, kiedy jego fani zostawili go w spokoju i dali chwilę oddechu.
            -Gratuluję – powiedział blondyn i mocno przytulił Xiao do siebie.
            -Dziękuję, Hunnie – odparł starszy chłopak i wziął głęboki wdech. – Piłeś alkohol? – zapytał nieco zdziwiony, gdy wyczuł od młodszego okropny smród.
            -Daj spokój – powiedział Oh i mocniej przytulił szatyna.
            -Sehun! Puść mnie natychmiast! – krzyknął Luhan i odepchnął blondyna. – Obiecałeś, że już nigdy nie będziesz pił, pamiętasz?
            -Przestań – warknął młodszy, przybierając postawę obronną. – Jesteś przewrażliwiony i nadopiekuńczy.
            -Czy mam ci przypomnieć, co było rok temu? Muszę ci opowiadać, jak wyglądałeś po dwóch tygodniach nieustannego picia? Chcesz, żebym po raz kolejny mówił ci, jak strasznie się czułem, gdy musiałem się tobą zajmować? A może masz ochotę wiedzieć co wyprawiałeś i w jaki sposób raniłeś wszystkich dokoła? – po policzku Xiao popłynęły łzy.

            Sehun szedł ulicą, popijając drogie wino z pękniętej butelki. Odór alkoholu roznosił się wokół niego i wszyscy, którzy go mijali, odsuwali się jak najdalej. Jego wygląd też nie był najlepszy. Podkrążone i napuchnięte oczy, rozcięta warga, z której sączyła się krew i pełno siniaków na twarzy jak i całym ciele.
            Chłopak pociągnął spory łyk trunku, aż zakręciło mu się w głowie. Z powodu uprzednio wypitego alkoholu upadł na chodnik, potrącając jakiegoś przechodnia i o mało nie rozbijając sobie głowy. Tuląc twarz do zimnego podłoża, nawet nie zauważył, kiedy poczuł falę gorąca i odpłynął, tracąc przytomność.
            -Wszystko w porządku? – zapytał potrącony chłopak, a gdy Sehun się nie odezwał, zareagował ponownie. – Halo! Czy pan mnie słyszy?
            Przechodzień obrócił chłopaka na plecy, uważając, aby nie zrobić mu większej krzywdy. Z kieszeni płaszcza wyciągnął chusteczkę i delikatnie zaczął wycierać brudną twarz nieznajomego. Po chwili patrzenia na nieprzytomnego, rozpoznał w nim szkolnego znajomego.
            -Hej! Czy ty mnie znasz? Jestem Luhan – mówił, potrząsając Sehunem. – Obudź się.
            Kilka minut później oczy pijanego chłopaka otworzyły się, a on sam odzyskał część swojej świadomości. Nieustannie próbował wstać, ale miał za mało sił i był zbyt zmęczony.
            -Ty… ja cię skądś kojarzę – rzucił Sehun, podnosząc się na łokciu. – Chodzisz do mojej szkoły, prawda?
            -Tak – odparł Xiao ze łzami w oczach. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak wyglądasz?
            -Cóż… jakiś tydzień temu rzuciła mnie dziewczyna. Od tamtej pory zacząłem pić. To jedyne wyjście, jakie znalazłem. Trochę boli mnie głowa, ale myślę, że dam sobie radę – rzekł młodszy chłopak.
            Luhan bez żadnych obaw przytulił Sehuna. Nie wiedział dlaczego to zrobił. Nie przeszkadzał mu smród, rozchodzący się wokół niego. Czuł, że musi go uratować.
            Wraz z upływem czasu Xiao Lu udało się przywrócić chłopaka do normalnego stanu, jednak kosztowało go to wiele pracy, poświęcenia i wyrzeczeń. Jednak dla Sehuna był w stanie zrobić wszystko, aby tylko ten nie sięgnął dna. Spotkania z psychologiem, stała opieka, a rodzice młodszego nic nie wiedzieli. Szkoła poinformowała ich, że wyjechał na dwumiesięczny obóz sportowy.

            -Nie musiałeś tego robić. Nie musiałeś robić nic – rzucił Sehun wymijająco. –Mogłeś zostawić mnie takiego, jakiego mnie spotkałeś. Pewnie już dawno bym umarł. Wszystkim żyłoby się lepiej.
            -Skończ opowiadać takie rzeczy! Poświęcałem dla ciebie każdą wolną chwilę. Chciałem, żebyś wrócił do rzeczywistości i zostawił przeszłość za sobą, a teraz nic sobie z tego nie robisz – mówił Luhan, drżąc od płaczu. – Za bardzo cię kocham, żeby pozwolić ci odejść.
            Blondyn puścił słowa Xiao mimo uszu. Nie chciał dłużej wysłuchiwać o swojej przeszłości, która była jednym wielki bagnem i wyeliminowała Sehuna na pewien czas z życia. Chłopak szybko odwrócił się i odszedł w stronę swojego domu.
            Będąc przed posiadłością państwa Oh, a teraz już raczej panicza Oh, blondyn nie mógł nie zauważyć, że samochody jego rodziców zniknęły z podjazdu. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi wejściowych i pociągnął za klamkę. Ku jego zdziwieniu wejście było otwarte.
            Cisza zalewająca cały dom, aż bolała uszy. Sehun ostrożnie zwiedził każdy zakątek domu, ale nie zastał tam nikogo, nawet obsługi. Przeszukał nawet sypialnię rodziców, ale nie znalazł ich rzeczy tylko puste szafki. Ostatnim miejscy, do którego starł, był jego pokój.
            Gdy wszedł do środka, rozejrzał się dookoła, jakby myślał, że to tutaj wszyscy się ukryli, jednak zastał tam tylko chłodną biel ścian i ponury nastrój pomieszczenia.
            Nagle w oczy rzuciła mu się kartka, leżąca na jego biurku. Szybko podszedł i wziął ją. Delikatnie różowy papier pachniał perfumami matki, a na górze widniał wykaligrafowany napis „Do Sehuna”.
            Chłopak nie wiedział, czego może się spodziewać. Ostrożnie otworzył kartkę i zaczął czytać.
            Drogi synu,
                        jest mi bardzo przykro, że stało się tak, jak się stało. Żadne z nas nie mogło i nie chciało zatrzymywać drugiego. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz i wybaczysz nam wszystko, tak jak uczyniliśmy to z twoim tatą. Jedyne o czym chcę, abyś pamiętał, jest to, że nic nie stało się z twojej winy.
                        W imieniu ojca chciałam cię przeprosić za obrażenia, jakie poniosłeś w czasie waszej kłótni. Pragnę ci jeszcze przekazać, że nie musisz martwić się o pieniądze. Każdego miesiąca ja i twój tato będziemy wysyłać ci sporą sumę, abyś mógł żyć tak jak dotychczas.
                        Pamiętaj, aby o siebie dbać i nie urządzaj zbyt często imprez. Razem z ojcem nie chcemy jeszcze zostać dziadkami.    
                        Kocham cię i całuję,
Mama.
            Sehun nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wtedy wydarzenia z poranka dotarły do niego ze zdwojoną siło. Wszystko mu się rozjaśniło i zdał sobie sprawę, że został całkiem sam. Nie umiał się z tym pogodzić. Mimo iż nigdy specjalnie nie zwierzał się rodzicom, czuł, że jakaś jego cząstka jest od nich uzależniona. Nie chodziło tu o pieniądze.
            Zawsze kiedy widział swoją matkę, ona dawała mu siłę, gdyż przypominał sobie jej słowa  z dzieciństwa „Pamiętaj, że dasz radę tylko wtedy, gdy ciągle będziesz się starał i będziesz próbował”. Nawet z największymi problemami poradził sobie przez to jedno zdanie.
            Ojca nigdy nie było w domu, ale Sehun miał poczucie, że to właśnie dlatego, że ciężko pracuje dla swojej rodziny. Widział w nim oddanego i godnego poświęcenia mężczyznę. Mężczyznę, którego każdy podziwiał. Mężczyznę, jakim on sam chciał zostać.
            Chłopak zaczął nerwowo chodzić po pokoju, próbując się uspokoić, jednak to nic nie dało. Z każdą sekundą serce bolało go coraz bardziej, a w oczach gromadziło się więcej łez. Szare myśli przytłaczały jego umysł, powodując, że świat dookoła zaczął wirować.
            W końcu Sehun nie wytrzymał. Oparł się o ścianę, ściskając list w dłoni, aby po chwili osunąć się na ziemię, rzewnie płacząc. Położył głowę na kolanach, a łzy płynęły po jego policzkach, mocząc jego spodnie kilka sekund później. Trzymany list stłamsił, przyciskając do serca. Czuł, że to jedyna pamiątka po matce, jaka mu została. Wiedział, że nie ma już odwrotu i musi sobie poradzić. Nie może zachowywać się jak rozpieszczony bachor, którym był. Postanowił, że mimo wszystko postawi swoje życie na nogi i nie zmarnuje żadnej chwili.

środa, 19 marca 2014

Shadows cz. 2

Tytuł: Shadows: Two Moons
Bohaterowie główni: Kim Jongin (Kai), Lu Han, Oh Sehun
Bohaterowie drugoplanowi: Park Chanyeol, Kim Minseok, Wu Yi Fan, Kim Joonmyun, Kim Jongdae, Byun Baekhyun, Do Kyungsoo, Huang Zitao, Zhang Yixing
Pairing: KaiLu
Rating: R
Gatunek: AU, horror, supernatural, twoshot

A/N: Mam, ludzie, mam! Dzień dobry/ dobry wieczór. Jest 23:23, a ja właśnie skończyłam pisać tę drugą część. Niech mnie kiedyś ktoś kopnie. Powinnam zacząć pisać to wcześniej. Mam nadzieję, że wyszło to jakoś dobrze. Zapraszam do czytania i komentowania! :D
Two moons
            30 czerwca o umówionej porze Luhan pojawił się w ustalonym miejscu. Dokoła niego rozpościerał się ogromny las, skąpany w czerni nocy. Chłopak stał jak skamieniały, bojąc się wszystkiego, co go otaczało. Nagle usłyszał za drzewem jakiś szmer. Chciał uciec, lecz w tej samej chwili ktoś jedną ręką objął go w pasie, a drugą zasłonił mu usta.
            -To tylko ja – Luhan usłyszał znajomy głos Jongina. – Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć – mruknął chłopak i odwrócił Lu twarzą do siebie.
            Xiao był bardzo zdziwiony tym, co przed sobą zobaczył. Kai, który zwykle nosił nowoczesne i lanserskie ciuchy, miał na sobie długą czarną szatę z kapturem, który założony był na jego głowę.
            Ciemnoskóry złapał Luhana za rękę i powoli odsunął materiał koszuli z delikatnej skóry chłopaka. Obejrzał ją dokładnie, po czym wyciągnął swoją dłoń i ostrym, długim pazurem przeciął skórę na przegubie Xiao.
            -Co ty robisz?! – wykrzyknął Lu. – Oszalałeś?! – chłopak próbował wyszarpnąć swoją rękę z uścisku Jongina, jednak było to bezskuteczne.
            -Uspokój się, Luhan – to powiedziawszy, Kim przystawił swój nos do rany blondyna i zaciągnął się zapachem słodkiej, świeżej krwi, a następnie przesunął po niej swoim językiem.
            Xiao Lu nie mógł opanować złości, która ogarnęła jego umysł. Szarpał się i wykręcał jednak na próżno. Chwilę później Jongin wgryzł się w rękę chłopaka i zaczął chłeptać jego krew. Luhan ze zdziwienia szerzej otworzył swoje oczy, ale już chwilę później poczuł, jak jego ciało zalewa fala pożądania. Elektryzujące uczucie raz po raz uderzało w każdą komórkę jego ciała. Chłopak zaczął jęczeć i oddychać coraz ciężej, jak gdyby właśnie przeżywał orgazm. W tej samej chwili Kai odsunął się od niego, po czym przesunął palcami po otwartej ranie, sprawiając, że ta zniknęła.
            Luhan popadł w ogromne zdumienie. Nigdy nie widział czegoś takiego. Szybko przypomniał sobie, co przerabiał na historii dla zainteresowanych kilka dni temu.
            -Wiem, czym jesteś – wydukał Xiao, czując jak krew odpływa mu z twarzy. – Jesteś wampirem!
            -Nie bądź śmieszny, Luhan – odrzekł Jongin. – Takie rzeczy nie istnieją.
            -Ale przecież właśnie przed chwilą piłeś moją krew! – powiedział blondyn głosem drżącym z przerażenia.
            -Tutaj masz rację, ale mylisz się co do mojej istoty. Nie jestem wampirem. Nie jestem nawet jak duch – chłopak przerwał na chwilę. – Jestem cieniem  - podniósł głowę, ukazując swoje oczy, które teraz błyszczały srebrem niczym księżyc w bezchmurną noc.
            Luhan zamarł w bezruchu. W swojej głowie powoli przetwarzał informacje, jednak wciąż nie mógł zrozumieć, po co Kim go tutaj zaprosił.
            -Włóż to – odezwał się nagle ciemnoskóry, podając Lu białą szatę. – Musisz ładnie wyglądać.
            Blondyn wziął do rąk delikatny, kaszmirowy materiał, a następnie zrobił kilka kroków w tył i schował się za drzewem. Zdjął swoje ubranie, po czym ostrożnie, uważając, aby nie rozpruć, ubrał odzież podarowaną przez Kaia. Kiedy był już przebrany, wyszedł z ciemności i powrócił do zakapturzonego chłopaka.
            -Co teraz? – zapytał cicho Luhan, patrząc na Jongina wzrokiem wyrażającym strach i odrętwienie.
            -Zamknij oczy. Nie bój się – odparł ciemnoskóry, chwytając blondyna za rękę. – Złap mnie mocno – polecił, a gdy czuł, że chłopak kurczowo przytrzymuje się jego płaszcza, pstryknął palcami i znaleźli się na ogromnej polanie.
            Xiao Lu powoli otworzył oczy. Dookoła niego nie znajdowało się już mnóstwo olbrzymich sosen tylko miękka trawa. Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na niebo. Zakręciło mu się w głowie od widoku dwóch księżyców. Do jego nozdrzy docierał zapach deszczu, a przecież noc była niezwykle pogodna.
            Prawie jak w moim śnie – pomyślał Luhan, biorąc kilka głębokich wdechów dla uspokojenia.
            -Jak to zrobiłeś? – rzucił blondyn w stronę Kaia.
            -Po prostu użyłem swojej mocy – odpowiedział ciemnoskóry, przewracając teatralnie oczami i odchodząc od Xiao.
            Nagle, nie wiadomo skąd, na polanie rozbłysło światło, ukazując znajdujący się tam ogromny drewniany stół, wokół którego stały cztery zakapturzone postacie. Luhan z trudem przełknął ślinę, oczekując, że za chwilę wszystko zamieni się w jedną z szalonych, tematycznych imprez.
            -Witajcie, bracia! – wykrzyczał Jongin, unosząc ręce do góry, niczym kapłan podczas odprawiania nabożeństwa. – Zebraliśmy się tutaj, aby dokonać ostatecznej przemiany. Dzisiejszej nocy uwolnimy się z ludzkich ciał i staniemy się nieśmiertelni. Bądźcie pozdrowieni! Niech mrok księżyca wspomoże nas w przygotowaniu obrzędu!
            -Witaj, mistrzu! – odpowiedziały zgodnym chórem zakapturzone postacie. – Z Mroku powstaliśmy i w Mroku istnieje nasze życie!
            Kim odwrócił się w stronę oszołomionego Xiao i powoli zbliżył się do niego. Stojąc przed chłopakiem, uniósł swoją dłoń, a następnie paznokciami rozszarpał jego śnieżnobiałe odzienie i tym samym odsłonił jego dziewicze ciało. Dokładnie oglądał każdy skrawek delikatnej skóry Luhana i z oszałamiającym podnieceniem nasycał się jego zapachem.
             W pewnej chwili Kai zrobił głębokie nacięcie pod żebrami Xiao, aż ten zawył z bólu. Ciemnoskóry uśmiechnął się pod nosem, a następnie pochylił głowę i przesunął językiem po świeżej ranie, spijając ciepłą krew.
            Blondyn był sparaliżowany przez tortury, jakim poddawał go Jongin, gdyż ten raz po raz wgryzał się w jego szyję, tworząc na niej siniaki i upajając się niesplamionym, czerwonym płynem. Odrętwienie całego ciała sprawiło, że Xiao momentami nie wiedział, gdzie się znajduje i co robi.
            Gdy Kim był już w pełni posilony narkotyzującym napojem, odsunął się od Luhana i wrócił na swoje miejsce wokół stołu. Ruchem ręki nakreślił w powietrzu okrąg i wtedy jeden z jego zakapturzonych towarzyszy poruszył się i powoli zbliżał się w stronę niewinnego chłopaka, poruszając się bezszelestnie, jakby płynął w powietrzu.
            W chwili kiedy lasem poruszył delikatny wiatr, nakrycie z głowy idącego, zsunęło się i Xiao ujrzał znajomą twarz ze szkolnego korytarza, Kim Minseoka. Xiumin podszedł do blondyna i dokładnie zlustrował go wzrokiem.
            -Wyglądasz jakbyś się bał – zadrwił chłopak, mrużąc oczy.
            -N-nie – wymamrotał Luhan, próbując zrobić krok w tył, ale zanim dobrze pomyślał, okazało się, że był to największy błąd jaki popełnił tej nocy.
            -Hej, hej. Nie uciekaj – powiedział Minseok i wyciągnął przed siebie rękę, łapiąc Xiao za nadgarstek i przyciągając bliżej siebie.
            Xiumin ostrożnie polizał bolesną ranę zrobioną przez Jongina. Pozwolił, aby krew powoli spływała mu do gardła, ogarniając cały jego organizm. W tym przypadku nie miała ona tak silnej mocy jak u Kaia, jednak działała równie pobudzająco.
            Chłopak wyprostował się i wyciągnął przed siebie ręce, po czym skupił się, ujawniając swoją moc. Kilka sekund później całe ciało Luhana pokryte było lodem. Blondyn skowyczał z bólu i prawie stracił przytomność. Czuł jak każda komórka jego ciała zastyga, a on sam jest na pograniczu śmierci. Wyglądał jak żywa lodówka albo, co gorsza, żywcem zamrożony człowiek.
            Xiao patrzył na Minseoka błagalnym wzrokiem i próbował wykrztusić z siebie kilka słów, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Chłód panował nad jego ciałem, aż do szpiku kości, wywołując ogromne męczarnie dla ciała i duszy. Xiumin powoli opuszczał swoje ręce i przestawał działać mocą na bezbronnego chłopaka, po czym oddalił się i wrócił na swoje miejsce.
            Po Minseoku przyszła kolej następnego z Braci Mroku. Ten bez skrupułów zdjął swój kaptur i pokazał swoją twarz, znajdując się tuż przy niewinnym Luhanie.
            -Chanyeol - wykrztusił blondyn ledwie słyszalnym głosem.
            -Nie jest ci zbyt zimno? – zapytał Park z udawaną troską w głosie. – Mogę ci pomóc – to powiedziawszy, pstryknął palcami, a na jego dłoni pojawił się maleńki płomyk.
            Chłopak owionął ogniem ciało Xiao, roztapiając lód wytworzony przez Xiumina, po czym znów ukrył go w swojej dłoni.
            -Mógłbym spróbować twojej krwi – rzucił czarnowłosy – ale jest zbyt zimna – Luhan z trudem przełknął ślinę, starając się wydedukować, co tamten ma na myśli.
            Chanyeol szybkim ruchem przyciągnął Xiao do siebie, obejmując go w talii. Drugą ręką rozniecił ogień na ciele chłopaka, który drżał z przerażenia, cierpienia oraz wstydu. Płomienie szybko rozprzestrzeniły się po całej skórze blondyna, jednak on nie zaczynał się palić. Czuł jak krew bulgocze w jego żyłach, a serce bliskie jest eksplozji.
            -Chyba mnie poniosło – rzucił czarnowłosy z udawanym przejęciem, po czym zgasił pożar wywołany na niewinnym chłopaku.
            Oszołomiony Luhan nie do końca wiedział, co się z nim dzieje. Odczuł tylko ogromny ból w miejscu, gdzie trzymał go Park. Chwilę później olbrzym zaczął popijać krew z boku Lu.
            -Jest odpowiednio gorąca i gęsta – mówił głosem tłumionym przez własnie pomrukiwania. – Mógłbym ją pić w nieskończoność.
            Ledwie Xiao Lu zdążył mrugnąć, a obok Chanyeola znajdował się kolejny chłopak, którego blondyn również znał. Suho odepchnął swojego przyjaciela, próbując ochronić Luhana.
            -Wystarczy, Yeol – powiedział Joonmyun władczym tonem. – Nie umiesz się kontrolować, a chłopak wyraźnie się boi, że wypijesz z niego całą krew.
            Czarnowłosy spuścił głowię i niechętnie powrócił do kręgu. W tym samym czasie Suho ostrożnie polewał Luhana wodą. Blondyn czuł, że może mu zaufać. Nie wiedział jednak, jak bardzo się myli.
            Gdy Joonmyun dotarł swoją mocą do twarzy chłopaka, zacisnął ręce w pięści. Woda nagle przestała płynąć. Xiao zaczął się dusić, gdyż spora ilość płynu znajdowała się w jego nosie. Nie mógł nabrać oddechu. Każda sekunda przybliżała go do odejścia w zaświaty. I wtedy Suho odpuścił.
            Luhan zaczął kaszleć i ciężko dyszeć, a z jego nozdrzy wypływały strużki krwi. Ten, który go torturował, wykorzystał sytuację i niezauważenie zaczerpnął łyk jego świeżej, czerwonej posoki wyciekającej spod żeber, następnie zniknął tak szybko, jak się pojawił.
            Ostatni w kolejce do wypróbowania swojej mocy był chłopak, którego Xiao nie znał. Powolnym krokiem zbliżył się do blondyna i chwycił go za rękę, zamykając oczy. Gdy ów młodzieniec otworzył powieki i sparaliżował Luhana wzrokiem, poruszył dłonią, wysyłając do ciała ofiary ładunek elektryczny. Porażenie było dosyć mocne. Xiao Lu najpierw zadrżał, a później krzyczał i skomlał z bólu przeszywającego każdą komórkę jego organizmu.
            -Jestem Jongdae – powiedział słodko zakapturzony chłopak. – Mam nadzieje, że obaj bawimy się świetnie – rzucił Luhanowi badawcze spojrzenie, po czym spragniony  rzucił się na jego krwawą ranę.
            Nagle powietrze zawirowało i zdawało się, że zaraz rozwieje czerń lasu. Na tle jednego z księżyców wyłoniła się wysoka postać z ogromnymi skrzydłami.  Wszyscy zgromadzeni wznieśli swoje głowy ku górze, z czego Luhan wywnioskował, że był to jeszcze jeden mroczny towarzysz. Mężczyzna unosił się wysoko ponad nimi, poruszając skrzydłami z niezwykłą siłą. Najbliższe drzewa zdawały się uginać, pod ciężarem wiatru wywołanego tym zjawiskiem. Kilka sekund później postać wylądowała na polanie, szybko chowając swoje skrzydła.
            -Kris, wreszcie jesteś! – krzyknął uradowany Jongin i zaczął iścć w stronę nowoprzybyłego gościa.
            -Smarkaczu, nie zaczekałeś na mnie! – wrzasnął mężczyzna, rzucając na środek stołu jakieś zabite zwierzę. – Ja jestem przywódcą. Dałem zgodę, abyś prowadził dzisiejszą ceremonię, bo jest to twój człowiek, ale nie przyjmuję do wiadomości, że mnie wystawiłeś – odwrócił wzrok w stronę Luhana i przybliżył się do niego.
            -To ty jesteś tym, który skojarzył się z Jonginem – rzucił Kris, sztyletując wzrokiem Xiao. – Jestem Wu Yi Fan. Przełożony stojącego tam stadka baranów. Kai mówił, że wyglądasz apetycznie. Jestem ciekaw, jak smakujesz.
            Mężczyzna przekręcił głowę w bok i jeszcze raz zlustrował Luhana wzrokiem pełnym grozy. Wysunął swój język i delikatnie wepchnął go w ranę chłopaka.
            -Argh… - wrzasnął Xiao, kiedy Kris zaczął ssać jego krew.
            -Czysty i dziewiczy – rzucił Wu, odrywając się od blondyna. – Wprost idealny – złapał Luhana za ramiona, po czym kopnął go kolanem w brzuch.
            Blondyn zaczął zwijać się z bólu. Zanim zdążył dojść do siebie, mężczyzna kopnął go jeszcze raz, silniej. Chłopak czuł, że nie przeżyje tej nocy, jednak miał nadzieję, że ktoś go uratuje i wyciągnie z bagna w jakie się wplątał. W myślach powtarzał imię Sehuna, próbując go w ten sposób przywołać.
            Kris powolnym krokiem oddalił się w stronę stworzonego przez Kaia kręgu.
            -Przygotujcie krew! – krzyknął. –Rozpoczynamy przemianę!
            Jongin pospiesznie wziął ogromny kielich i podszedł z nim do Luhana. Ostrymi pazurami przeciął delikatną skórę i pozwolił, by dziewicza i słodka krew chłopaka spłynęła wprost do czary, wypełniając ją do połowy. Drugą część naczynia zapełniła krew młodego jelenia. Tak samo czystego i niewinnego jak Xiao Lu.
            Po wymieszaniu dwóch płynów, Kai podchodził do każdego, wypowiadając słowa „Bądź pozdrowiony’ i dając do wypicia spory łyk sporządzonego napoju. Gdy po spożyciu krwi, oczy wszystkich Strażników Mroku zrobiły się przerażająco srebrne, Luhan wiedział, że nie ma już odwrotu i musi nadal służyć Jonginowi.
            Ciemnoskóry odłożył kielich na stół i powrócił na swoje miejsce, przywracając krąg. Chłopak wyciągnął ręce ku górze i zaczął coś mówić w nieznanym Xiao języku.
            -Summi regis nostri inveniantur præsentiarum  mundare maledicto homine fiunt, umbrae mundi semper – zaczął głośno Jongin. –Ut vivere immortalis et hoc usque ad finem mundi dies longiora.  Aliquid, non potest quin, ut adducant ad te virgo in corde mortali Hostia nectitur consociationibus. Reliquit, et petere quod non cura semper eorum circumdederit. Ave!*
            Kai opuścił ręce i podszedł do Luhana. Mocno go przytulił, a następnie ucałował jego czoło. Zobaczył, że w oczach blondyna zbierają się łzy. Nie wiedział, co ma robić. Chciał tylko dokończyć swoje zadanie i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. Pragnął odciąć się na zawsze od ludzkiego świata.
            -Jongin, dlaczego? – wydukał Xiao, a łzy spłynęły mu po policzkach, tworząc dwie słone ścieżki.
            -Bo jesteś mój – odpowiedział Jongin, głaszcząc chłopaka po policzku. – Kocham cię – to powiedziawszy, przytrzymał ramię Lu i swoimi ostrymi pazurami przebił jego skórę i połamał kości, aby wydobyć niewinne serce.
            Xiao jeszcze przez chwilę drżał i patrzył na Kaia, a następnie rana w jego ciele zasklepiła się, a sam blondyn osunął się na ziemię i odszedł w zaświaty.
            Mam nadzieję, że tam będzie ci się żyło lepiej – pomyślał Kim.
            Ciemnoskóry wrócił do ogromnego stołu i położył na nim wyszarpane serce. Zdobycz zapulsowała jeszcze kilka razy, po czym rozdzieliła się na sześć części i każda z nich wypełniła ciało jednego ze Strażników Mroku. Powietrze dokoła nich zawirowało, a chwilę później czas jakby się zatrzymał, pozbawiając ich ludzkiej formy. Byli teraz nieśmiertelni i niepokonani. Oddalili się szybko od miejsca ceremonii, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
***
            -Chłopaki, pospieszcie się – wołał Baekhyun do swoich kolegów, oświetlając leśną drogę swoją mocą.
            -Przecież idziemy – krzyknął Sehun, biegnąc tuż za Byunem.
            Po chwili wszyscy znaleźni się przy polanie, na której niedawno zakończyły się obrzędy pełni księżyców. Oh wbiegł na polanę, najszybciej jak tylko mógł. Chłopak rozejrzał się dookoła i zobaczył, że niedaleko ogromnego stołu leży czyjeś ciało. Nie czekając ani chwili, natychmiast tam podszedł.
            Sehun nie mógł zapanować nad swoją mocą, gdy ujrzał swojego najlepszego przyjaciela, Luhana. Potężny wiatr ogarnął cały las tak, że nawet najgrubsze drzewa zginały się wpół. Szatyn powoli opanowywał nerwy i przykucnął nad leżącym. Ostrożnie oglądał delikatne ciało, aby nie zadawać Xiao bólu. Widział ogromne siniaki i to bardzo raniło jego serce. Po chwili Sehun pochwycił przyjaciela w swoje ramiona i przytulił go. Bijący chłód odrzucał go i nie mógł znieść tego uczucia.
            -Yixing, mam prośbę – powiedział nerwowo Oh.- Chciałbym, abyś go uleczył.
            Lay skinął głową i pochylił się nad Luhanem. Wyciągnął ręce i przesuwał nimi nad posiniaczonym ciałem, sprawiając, że te znikały. Xiao Lu jednak nie otworzył oczu, co bardzo zmartwiło Sehuna.
            -Co jest? – zapytał. – Dlaczego on się nie budzi?
            -Nie wiem – wymamrotał Yixing.
            -Spróbuj jeszcze raz, błagam – rzucił szatyn, będąc bliski płaczu.
            Starszy chłopak ponownie wyciągnął ręce przed siebie i skupił cały swój umysł, angażując się w jak najlepszą pomoc. Zacisnął pięści i przesunął nimi po delikatnej skórze Xiao. Zdawało mu się, że czuje każdą jego komórkę. Czul nawet ból, który już dawno odszedł. W pewnej chwili, gdy przesuwał swoje dłonie nad miejscem, gdzie powinno znajdować się serce, zamarł. Nie wyczul ani nie usłyszał bijącego narządu.
            -Sehunnie – zaczął spokojnie Yixing. – Mam złe wieści. Twój przyjaciel… on nie ma serca – wydusił w końcu.
            -Jak to? – krzyknął Oh. – Przecież… przecież to niemożliwe – mówił dalej chłopak. – Tao! Tao, chodź tutaj! Błagam, cofnij czas. Dla mnie! Dla niego! On musi żyć!
            Huang Zitao stanął tuż obok Laya i pstryknął palcami, zamykając oczy. Gdy je ponownie otworzył wszystko wyglądało jak sekundę temu. Ciemny las, znajdujący się pod osłoną noc. Sehun klęczący przy zwłokach najlepszego przyjaciela. I on próbujący mu pomóc. Dotarło do niego, że moc nie zadziałała. Spóźnili się.
            -Huang, co się dzieje?! – powiedział szatyn ze łzami w oczach. – Dlaczego wciąż tkwimy w tym samym miejscu i czasie. Huang… co się dzieje?
            -Przykro mi, Sehun. Moja moc zawiodła – powiedział Tao i odszedł, spuszczając głowę.
            Oh wciąż pochylał się nad ciałem Luhana, a po jego policzkach spływały łzy, następnie skapując na nagie ciało przyjaciela.
            -Luhan – zaczął Sehun – mówiłem ci, żebyś od niego odszedł. Kazałem ci się odciąć od jego życia. Nie chciałeś mnie posłuchać i zobacz jak skończyłeś. Kochałem cię jak brata – położył głowę Xiao na swoich kolanach. – Powinieneś był mnie posłuchać – to powiedziawszy, chłopak ucałował czoło zmarłego blondyna.
             Brak imienia...
            Powszechnie znanego.
            I brak twarzy...
            Pozbawiony sumienia.

           
Boskością obdarzony,
            używał swej władzy
            I nad życiem…
            I nad tym co przyziemne…
            Jak miłość i przyjaźń

           
Poległe...
            Posłuszny mocą,
            jakim rozkazom służył...
            Posłuszny...
            Wzlatując, nabrał chwały...
            Oddał miłość by...
            Móc żyć.


*Najwyższy nasz królu, spotykamy się tu dzisiaj, 
aby oczyścić się z klątwy człowieczej i stać się na wieki cieniami świata. 
Pragniemy żyć nieśmiertelnie i trwać aż po kres ziemskich dni, a nawet jeszcze dłużej.
Nic nie jest w stanie nas powstrzymać, gdyż przynosimy Ci w ofierze dziewicze serce śmiertelnika, które zostało powiązane Skojarzeniem.
Prosimy, abyś nigdy nas nie opuszczał i na zawsze otaczał nas swoją opieką. 
Bądź pozdrowiony!

sobota, 15 marca 2014

Voodoo doll - Rozdział 6

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans
Ostrzeżenia: przekleństwa, brutalne sceny
A/N: Witajcie! Uff... wyrobiłam się jakoś. Od 13 to męczyłam na przemian z prezentacją. Masakra. Mam nadzieję, że nie wypadło źle. Dziękuję bardzo wszystkim za komentarze. To jest naprawdę miłe. Dziękuję za uwagę. Zapraszam do czytania i komentowania! :3


6. Trzeci zawsze korzysta
                Wraz ze wschodem słońca Luhan obudził się. Otworzywszy oczy, chłopak nie wiedział, gdzie się znajduje i zaczął panikować. Gdy tylko odwrócił się na bok i zobaczył śpiącego Laya, od razu się uspokoił. Jego przyjaciel wyglądał bardzo słodko, kiedy spał. Chłopak uśmiechał się przez sen, w wyniku czego w jego policzkach zagościły dwa urocze dołeczki.
                 Luhan przyłożył dłoń do twarzy Yixinga i zaczął go delikatnie głaskać. Następnie przesunął swoją rękę na klatkę piersiową przyjaciela i wsłuchiwał się w równy, spokojny rytm bijącego serca. Pod palcami czuł ciepło, które jeszcze niedawno był przy nim i w nim. Wtedy dotarło do niego, co zrobił poprzedniej nocy. Spędził ją z Layem. Zdradził Sehuna.
                Chłopak chciał szybko zabrać dłoń z ciała przyjaciela, jednak ten w tym samym czasie się obudził i zatrzymał ją.
                -Co robisz, Lu? – rzucił Lay zaspanym głosem, wciąż  słodko się uśmiechając.
                -M-muszę iść do domu – szepnął Xiao i z trudem wygramolił się spod ciepłej, puchatej kołdry.
                -Nie idź jeszcze – prosił Yixing, błagalnie patrząc na przyjaciela.
                -Przepraszam, muszę – odrzekł starszy chłopak i ruszył po swoje ubrania, po czym udał się do łazienki.
                Biorąc poranny prysznic, Luhan dokładnie zastanowił się nad ubiegłą nocą. Czuł, że wyrzuty sumienia zatruwają jego umysł i nie mógł sobie z tym poradzić. Zimna woda oblewała go ze wszystkich stron, a on starał się odtrącać złe myśli.
                Zdradziłeś Sehuna, kretynie. Zraniłeś go – takie zdania odbijały się echem po głowie Xiao, niszcząc jego poranek.
                Gdy Lu ubrał się i wyszedł z powrotem do pokoju Laya, tamten nadal leżał w łóżku, zakrywając się aż po uszy kołdrą. Starszy chłopak podszedł do śpiącego, ostrożnie odsunął miękką pościel i złożył delikatny pocałunek na czole przyjaciela. Następnie Luhan pozbierał swoje rzeczy i wyszedł, po czym ruszył w stronę swojego domu, aby zdążyć przygotować się do szkoły.
                Przed rozpoczęciem zajęć, Luhan ze wszystkich sił starał się odnaleźć Sehuna. Gdy wśród tłumu, zobaczył znajomą blond fryzurę, głośno przełknął ślinę i z trudem ruszył w tamtym kierunku. Xiao drżał na całym ciele, kiedy zbliżył się do roześmianego chłopaka.
                -Cz-cześć Hunnie – szepnął, kładąc rękę na ramieniu młodszego i wysilając się na sztuczny uśmiech.
                -O, Luhan! – wykrzyknął blondyn, odwracając się i przerywając rozmowę ze swoimi kolegami z klasy. – Mam z tobą do pogadania. Teraz – rzucił, sztyletując Lu wzrokiem.
                -Uhm… Dobrze, możemy porozmawiać – odpowiedział cicho Xiao, a Sehun szarpnął go za rękę i pociągnął w miejsce, gdzie było najmniej osób.
                -Gdzie wczoraj byłeś?! Dlaczego nie odbierałeś telefonu?! – mówił blondyn podniesionym tonem.
                -Nie było mnie w domu, a mój telefon się rozładował – mówił Luhan, spuszczając głowę i wyglądając przy tym, jak mały bezbronny szczeniak.
                -To gdzie byłeś, jak nie w domu? – zapytał Sehun, powoli uspokajając swoje nerwy.
                -Byłem u Laya. Zostałem na noc – rzucił szatyn i spojrzał na swojego chłopaka, któremu właśnie w tej chwili oczy rozbłysnęły wściekłością i można w nich było zobaczyć istny pożar uczuć.
                -Co ty z nim robiłeś, mały kłamczuchu? – powiedział blondyn i popchnął Luhana na ścianę.
                -Nic - odparł stanowczo Xiao. – Nic, co mogłoby cię zranić – dokończył i uśmiechnął się ciepło.
                -Mam nadzieję – rzekł Sehun, po czym przysunął się bliżej Luhana. – W innym wypadku nie skończyłoby się tylko na rozmowie – to powiedziawszy, jeszcze raz pchnął swojego chłopaka, po czym odszedł.
                Skołowany szatyn zaczekał, aż młodszy zniknie z jego pola widzenia, po czym ruszył w stronę pracowni matematycznej. W połowie drogi do Lu dołączył jego przyjaciel.
                -Dlaczego tak szybko rano wyszedłeś? – zapytał Lay, starając się dotrzymać chłopakowi kroku.
                -Musiałem… musiałem przygotować się do szkoły –wymamrotał Luhan, spuszczając głowę.
                -Przecież mogłem pożyczyć ci książki i zrobić śniadanie, i… - mówił Yixing jak nakręcony.
                -Nie. Nie mogłeś – zaoponował Xiao i wszedł do klasy, gdyż właśnie zadzwonił dzwonek.
                Całą lekcję Luhan siedział skupiony na zadaniach. Bez trudu radził sobie nawet z tymi najtrudniejszymi i również pomagał Layowi.
                -Luhan, wstań – odezwał się nagle pan Jung, a Xiao Lu nie wiedział, co się dokoła dzieje.
                -O co chodzi? – zapytał chłopak, powoli podnosząc się z miejsca.
                -Nie było cię na ostatnim teście. Chciałbym, żebyś zaliczył go w piątek – powiedział mężczyzna, poprawiając okulary na swoim nosie.
                -Dobrze, nie ma sprawy. Przygotuję się na piątek – powiedział Lu z uśmiechem na twarzy, po czym usiadł na swoim miejscu.
                Gdy rozbrzmiał dzwonek na przerwę i wszyscy zaczęli wychodzić z klasy, nauczyciel matematyki przywołał Luhana do siebie. Zdziwiony chłopak szybko podszedł do pana Jung i zapytał go, o co chodzi.
                -Chciałbym twój numer telefonu – powiedział mężczyzna. – W razie gdybyś zapomniał o teście.
                -Uhm… Oczywiście, już podaję – rzucił Xiao, po czym wyciągnął kartkę oraz długopis i zanotował swój numer, a następnie wyszedł z klasy
                -Dziękuję bardzo! – usłyszał chłopak zza zamykających się drzwi.
                Na jednej z kolejnych lekcji, jak co roku, rozpoczynała się międzyszkolna olimpiada, na której uczniowie z najlepszych seulskich szkół rywalizowali ze sobą jak na prawdziwej Olimpiadzie. Luhan był bardzo podekscytowany, gdyż Lay brał udział w biegu na sto metrów. Chłopak przyszedł, aby dopingować swojego przyjaciela. Nie przewidział jednak, że ktoś może chcieć zaszkodzić Yixingowi.
                ***
                -Chodź szybciej, Yeol – Sehun ponaglał czarnowłosego, który ciągle rozglądał się za gośćmi, którzy przyjechali do ich szkoły.
                -Już, już idę – odpowiedział chłopak i wyrównał swój krok z blondynem.
                -Nie chcę się spóźnić. Nie mogę pozwolić, aby ten śmieć wygrał – warknął Oh, marszcząc brwi.
                -Uspokój się trochę i zachowaj ostrożność, żeby nikt nie zauważył co się dzieje – powiedział Chanyeol, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. 
                -Usiądziemy w ostatnim rzędzie – rzucił Sehun – O, tam! – wskazał najlepszy punkt obserwacyjny, będący jednocześnie bardzo dobrym ukryciem. – Chodź!
                Olbrzym podążył za swoim przyjacielem, który z determinacją omijał kolejne dziewczyny wzdychające na ich widok. Chłopak był skupiony na swoim zadaniu. Za wszelką cenę chciał zaszkodzić Layowi i nie dopuścić, aby ten wygrał najbardziej emocjonujący bieg tych zawodów.
                ***
                Luhan krążył dokoła szatni dla biegaczy, chcąc jak najszybciej znaleźć Yixinga i dodać mu odwagi, aby wygrał. Gdy tylko ten się pojawił, na twarzy Xiao zagościł wielki uśmiech.
                -Xing! Wygrasz to! Wierzę w ciebie! – mówił Luhan, zachowując się jak nastolatka, która pierwszy raz spotkała swojego idola.
                -Jasne, że wygram. W końcu jestem najlepszy – odpowiedział Lay, i mocno przytulił Luhana, po czym poszedł na krótką rozgrzewkę.
                Xiao pobiegł zająć swoje miejsce na widowni. Usiadł w pierwszy rzędzie, żeby wszystko dokładnie widzieć. Kiedy Lay był już na starcie, chłopak pomachał mu i mocno zacisnął swoje dłonie, pokazując, że trzyma za niego kciuki.
                ***
                -Sehun! Zaraz startują - powiedział Chanyeol do blondyna, który ciągle grzebał w swoim plecaku.
                -Idealnie – rzucił chłopak i wyciągnął lalkę voodoo i kilka szpilek z bocznej kieszeni. – Tym razem spróbuję czegoś innego. Bez rozlewu krwi – uśmiechnął się szyderczo i spojrzał w kierunku bieżni.
                Chłopak ściskał w swoich rękach narzędzia do wykonania swojego zadania. Gdy rozległ się strzał Sehun nie zastanawiał się długo i główką szpilki kilkakrotnie uderzył w miejsce, gdzie znajdowały się kolana małej lalki. Raz po raz uśmiechał się sam do siebie, jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie niszczy życie swojemu największemu wrogowi.
                Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś – powiedział Sehun do siebie w myślach, po czym jeszcze kilka razy dał upust swojej złości krzywdząc voodoo.
                -Patrz! – wrzasnął Yeol, wyrywając blondyna z jego skupionego zajęcia.
                Sehun podniósł się z miejsca i podszedł do barierki, gdzie stał czarnowłosy. Na bieżni panował ogromny chaos. Ludzie tłoczyli się dokoła zawodnika, który niespodziewanie upadł i nie ukończył swojego biegu. Ktoś niósł nosze. Ktoś krzyczał.
                -Wydaje mi się, że narobiłeś niezłego zamieszania – rzucił Chanyeol i szturchnął swojego przyjaciela.
                -Niech ma za swoje, bezużyteczne stworzenie – wycedził Sehun, po czym schował narzędzie czynu do swojego plecaka.
                ***
                -Lay! – krzyknął Luhan, wybiegając zza barierki w stronę leżącego na ziemi Yixinga. – Lay, co z tobą?
                -Proszę się odsunąć – powiedział mężczyzna w czerwonym stroju, który okazał się sanitariuszem. – Może być z nim naprawdę źle. Z moich oględzin wynika, że może mieć złamaną nogę albo, co gorsza, dwie złamane nogi. Musimy jak najszybciej zabrać go do szpitala.
                Xiao Lu patrzył na całą sytuację jakby przez mgłę. Łzy napływały mu do oczu, jednak za wszelką cenę starał się je powstrzymać. Chłopak spojrzał na leżącego przed nim przyjaciela, który stracił przytomność. Jego nogi i ręce były prawie całe odrapane. Na kolanach widniały wielkie siniaki takie jak te, które Luhan widział poprzedniej nocy. W pewnej chwili ktoś odciągnął go na bok i mocno przytulił.
                -Cii… Wszystko będzie dobrze – szeptał Sehun wprost do ucha Lu. – Zobaczysz, wyjdzie z tego.
                - Co ty tu robisz? – spytał szatyn, podnosząc głowę i marszcząc brwi. – Od kiedy interesuje cię los moich przyjaciół?
                -Nie interesuje mnie to – rzucił blondyn, na co Xiao odepchnął go od siebie. – Ty mnie interesujesz, Luhan. Nie chcę, żebyś był przygnębiony czy smutny – powiedział i ucałował czoło chłopaka.
                -Odejdź. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – odparł Lu, odwracając się do Sehuna plecami.
                -Przestań się na mnie boczyć – blondyn chwycił starszego za rękę. – Przepraszam za to co zrobiłem rano. Jest mi z tym głupio.
                Luhan stanął twarzą do swojego chłopaka, a chwilę później wtulił się w niego, płacząc. Chłopak drżał na całym ciele, nie mogąc się pogodzić z tym, co spotkało Yixinga.
                -Może pójdziemy do ciebie? –zaproponował nagle Sehun.
                -Nie ma mowy! Za to jak mnie ostatnio traktujesz, chcesz wpadać do mnie, gdy tylko ci się podoba? Wykluczone.
                -Lulu, proszę. Pozwól sobie pomóc – mówił młodszy z troską w glosie.
                -Powiedziałem nie! – krzyknął Lu, krzyżując ręce na piersi.
                -W takim razie idziemy do ciebie – rzucił blondyn i pociągnął za sobą Xiao, prowadząc go do swojego samochodu.

                -Gdzie mnie zabierasz, gówniarzu? – warknął Luhan, próbując wysiąść z pojazdu.
                -Wow! Od kiedy ty się tak wyrażasz? – zaśmiał się Sehun. – Zwykle jesteś miły i kochaniutki. Jedziemy do ciebie, jak już mówiłem wcześniej.
                -Za dużo sobie pozwalasz – burknął Xiao i odwrócił głowę w stronę szyby.
                Kiedy Sehun zaparkował swój samochód na podjeździe Lu, starszy chłopak zdawał się być nieobecny. Blondyn delikatnie potrząsnął jego ramieniem, na co tamten do razu odwrócił głowę w jego stronę. Wzrok Xiao był pusty i blady, a oczy błyszczały mu od napływających łez.
                -Nie płacz, skarbie – powiedział młodszy i przytulił  Xiao. – Chodźmy do środka.
                Luhan wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku drzwi. Trzęsącymi się dłońmi znalazł odpowiedni klucz i wsunął go w otwór zamka, po czym przekręcił, otwierając wejście. Sehun cały czas był krok za nim, na wypadek gdyby coś miało się stać.
                Będąc już w środku, blondyn szybko zdjął swoje buty i bluzę i rzucił je w kąt.
                -Znowu bałaganisz – powiedział Luhan. – Nigdy po sobie nie sprzątasz.
                -Przykro mi. Taki już jestem – rzucił młodszy i podszedł do Xiao, po czym chwycił jego twarz w dłonie i spojrzał mu w oczy. – Aleś ty naiwny – powiedział i zaczął brutalnie całować chłopaka.
                -Nie! Wiem co chcesz zrobić! – krzyknął Lu, odpychając od siebie Sehuna. – Jutro mam zawody w piłkę nożną. Nie chcę, żeby coś mnie bolało.
                -Fakt. Ostatnio bywam trochę brutalny wobec ciebie – odparł blondyn i szybko pocałował starszego w czoło.
                W tym samym czasie do salonu przybiegł mały szczeniaczek, którego Sehun kilka dni temu podarował swojemu chłopakowi. Puchate stworzonko zwiedziło cały pokój, po czym podbiegło do blondyna.
                -Cześć, piesku. Jak się masz? – powiedział młodszy, przykucając i biorąc szczeniaka na ręce. – Jak masz na imię?
                -Nazwałem go Tiānshǐ – odparł Luhan i uśmiechnął się ciepło. – To znaczy anioł.
                Sehun przez chwilę bawił się z psem, a następnie odstawił go na ziemię i podszedł do kanapy, na której położył się Xiao.
                -Może obejrzymy jakiś film? – zaproponował blondyn, siadając i włączając telewizor.
                -Chętnie – odparł Lu. – Włącz film akcji. Ostatnio je polubiłem.
                Blondyn przez chwilę był zdziwiony decyzją Luhana, jednak po chwili znalazł kanał, gdzie właśnie rozpoczynała się kolejna część „Szybkich i wściekłych”. Chłopak wcisnął chude ciało tuż za swojego chłopaka i przytulił się do niego.
                -Sehun, powiedziałem ci, że dzisiaj nie mogę – zaoponował Xiao, kiedy młodszy wsunął rękę pod jego koszulkę i delikatnie muskał palcami aksamitną skórę chłopaka.
                -Nic nie będę robił – powiedział Oh, podnosząc ręce do góry. – Chciałem cię tylko dotknąć.
                -Wybacz. Jestem przewrażliwiony – powiedział Luhan i przycisnął głowę blondyna do swojej piersi.
                Sehun słyszał łomoczące serce w klatce piersiowej Lu. Uwielbiał słuchać tego dźwięku, który przyprawiał go o ciarki na całym ciele. Wiedział, że jego miłość jest prawdziwa i żywa. Nic nie było w stanie dorównać uczuciu bezgranicznego szczęścia, jakim było posiadanie ukochanej osoby.
                Kiedy film się skończył Luhan chciał wstać, aby wyłączyć telewizor, ale blondyn mu nie pozwolił. Przyciągnął chłopaka bliżej siebie i przez kilka długich minut patrzyli sobie w oczy, czytając z nich wszystko. Krzyżujące się spojrzenia wyrażały komplet uczuć.
                -Kocham cię – szepnął nagle Xiao i złożył na ustach Sehuna delikatny pocałunek.
                Młodszy chłopak zamknął oczy i dał zatopić się w odczuciu, jak gdyby jego wargi były muskane przez skrzydła motyla. Ostrożnie wyciągnął rękę i po omacku przyłożył ją do policzka Luhana, po czym otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że tamten jest bliski płaczu.
                -Co się dzieje, Lulu? – szepnął Sehun, podnosząc się na łokciu.
                -Kocham cię – powtórzył Luhan. – To się dzieje. Po prostu… jestem szczęśliwy – wymamrotał i wtulił się w ramię blondyna.
                Gdy obaj uspokoili się, blondyn musiał pożegnać się z Xiao. Obiecał mu, że następnego dnia będzie go dopingował i przyjdzie obejrzeć jego mecz, po czym opuścił jego dom, wsiadł do samochodu i odjechał.
                ***
                Brama wjazdowa wielkiej willi państwa Oh była otwarta, co zaszokowało Sehuna. Nikt nigdy nie zostawiał jej w ten sposób, bo wszyscy wiedzieli, że ktoś może się włamać. Blondyn wjechał na podjazd, po czym zamknął metalowe ogrodzenie.
                Chłopak powoli wszedł do domu i zauważył, że światło w salonie świeci się, co oznaczało, że któreś z jego rodziców tam się znajduje. Sehun wszedł do pomieszczenia o ujrzał swojego ojca, który siedział na fotelu, popijając whisky. Mężczyzna gestem ręki wskazał, aby blondyn usiadł, gdy tylko go zauważył.
                - Przepraszam za moje ostatnie zachowanie – powiedział ojciec Sehuna, a chłopak wyczuł, że mówi to szczerze. – Przeze mnie wyglądasz… jak wyglądasz.
                -Jakbym rozbił głową szklaną witrynę – burknął blondyn.
                -Naprawdę mi przykro.
                -Tato, co się dzieje? – zapytał Sehun, słysząc łamiący się głos głowy rodziny.
                -Nic, wszystko w porządku. Idź spać, synu. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam – powiedział mężczyzna i uśmiechnął się sztucznie.
                Chłopak opuścił salon i poszedł do swojego pokoju. W głowie kłębiły mu się myśli, dlaczego jego ojciec coś przed nim ukrywa. Nie umiał zrozumieć tego, że jako jedyny syn nie wie, co dzieje się pomiędzy jego rodzicami. Zadręczając się trudnymi pytaniami, poszedł się wykąpać, a kiedy wrócił, rzucił się na łóżko i starał się jak najszybciej zasnąć. Niestety nawet nie myśląc o swojej rodzinie, Sehun nie mógł zasnąć. 
                -Życie porządnie kopnęło mnie w dupę i wyrzuciło na śmietnik – mruknął chłopak do siebie i wcisnął głowę w poduszkę, po raz kolejny próbując uciec w objęcia Morfeusza.