wtorek, 27 czerwca 2017

Canvas [15/20]

Sygnał


– Ale to jeszcze nie wszystko. – Chanyeol uniósł dłoń, sugerując malarzowi, żeby jeszcze nie zabierał głosu. Odetchnął z ulgą, pozbywszy się ciężaru tajemnicy o swym rozwodzie i niezliczonych kłamstwach, które gościły w jego życiu. – Zauważyłeś może, że moja matka jest wobec mnie bardzo szorstka i oziębła. – Baekhyun skinął lekko głową, delikatnie muskając palcami wierzch dłoni bruneta. – To dlatego, że nigdy jej nie słuchałem. Od dziecka robiłem, co chciałem, chociaż ona miała inne plany wobec mnie. Miałem być lekarzem, miałem grać na pianinie, miałem znać przynajmniej trzy języki, a kiedy skutecznie to wszystko odrzucałem, denerwowała się. Na początku wybrałem koszykówkę ponad instrument, później wolałem czytać mądre książki i poszerzać wiedzę, niż wysłuchiwać politycznych wystąpień, najgorszą rzeczą było to, że odrzuciłem studia medyczne. Wybrałem, się na architekturę, ale postawiła mi warunek. Jeśli nie wezmę choćby psychologii jako drugiego kierunku, zrujnuje moją wymarzoną karierę.
Starszy spojrzał na swojego gościa z niedowierzaniem, z jego ust wyrwało się nieposkromione sapnięcie. Pokręcił głową, zastanawiając się, co było gorsze. Jego pełni nienawiści i nietolerancji rodzice czy matka Parka, która od początku do końca zaplanowała życie swego syna i postanowiła je zniszczyć, gdy zaczął odstawać od wyznaczonych przez nią norm.
– Ponoć matki powinny wspierać swoje dzieci – powiedział Baekhyun z kpiącym uśmieszkiem błąkającym się po jego ustach.
– Moja matka wspiera swoje dziecko, to młodsze, Sehuna. A on robi wszystko tak, żeby ją zadowolić i nawet jeśli rzucając paskudne oskarżenia pod twoim adresem, przyznał się, że był w miejscu, które nie jest godne pochwały, nie wspomniała słowa o tym, że jej się to nie podoba. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Taka już jest. Odkąd Sehun zaczął robić to, o co go prosiła, ja odszedłem gdzieś daleko na drugi plan. Stałem się „tym gorszym” dzieckiem, bo miałem własne marzenia i plany na przyszłość. Nie rozumiałem, dlaczego chce zrobić ze mnie kogoś, kim ja być nie chciałem.
– A ojciec? – wtrącił dyskretnie malarz.
– Ojca nic to nie obchodziło. Całe dnie siedział w firmie, zajmował się swoimi sprawami. Dopóki do jego uszu nie docierały żadne skargi na temat matki czy nas dwóch, nie interesował się tym, co dzieje się w domu – odpowiedział szczerze czarnowłosy. – Raz nawet próbowałem mu powiedzieć, że mama zmusza mnie do pójścia na zajęcia z gry na instrumencie, ale wyprosił mnie za drzwi. Powiedział, że przeszkadzam mu w pracy, a na biurku widziałem tylko butelkę whisky, która i tak była już do połowy opróżniona.
– Kiedy coś mnie dręczyło, to wymykałem się w nocy z domu, żeby móc popatrzeć na gwiazdy. Zawsze pomagało, do czasu, gdy mieszkałem w domu – mruknął Baekhyun bardziej do siebie, a później posłał brunetowi smutny uśmiech. – Poza tym wygląda na to, że świetnie się dobraliśmy – zażartował.
Długą chwilę siedzieli w ciszy, którą rozpraszało tylko pomrukiwanie Momo. Kotka leżała obok nich na materacu, wygrzewając się w słabych promieniach południowego słońca. Co rusz przewracała się z jednego boku na drugi lub tarzała się na plecach, ukazując swoje iście dziecięce oblicze.
Nieoczekiwanie Park chwycił w swoje dłonie dłoń Byuna, na co ten aż podskoczył, wyrywając rękę z niepewnego uścisku. Odwrócił się plecami, czując łaskoczące dreszcze na całym ciele. Nie zauważył nawet, jak jego policzki zaróżowiły się ze wstydu. Bardzo niedokładnie potrafił przypomnieć sobie to uczucie, więc nie zagłębiał się w nie, tylko podniósł się na równe nogi. Zostawiając Chanyeola samego z Momo, poszedł do kuchni i postawił czajnik pełen wody na kuchence.
– Chcesz herbaty? – spytał po chwili, obiema rękami chwytając się framugi i przechylając do przodu. – A może kawy?
W tamtym momencie to czarnowłosy poczuł ciepło uderzające do twarzy. Jego duże uszy zrobiły się ceglasto czerwone, kiedy niechcący ujrzał szczupły brzuch malarza, gdy jego podkoszulek podsunął się do góry. Wybełkotał, że woli napić się herbaty i nagle całą uwagę skupił na leniuchującej kotce. Zaczął ją drapać za uszami, a potem nawet delikatnie przyciskał poduszki jej łapek i uśmiechał się przy tym jak dzieciak. Zapominając o tym jakże zbyt osobliwym widoku, wrócił myślami do tego, co mężczyzna wyznał mu o sobie i wciąż nie mógł w to uwierzyć.
Owszem, może czasami Byun był nie do zniesienia, ale z pewnością był inny, kiedy był młodszy. Nie do końca rozumiał też podejście rodziców chłopaka. Oczywiście, był to szok. Sam chyba zareagowałby podobnie, widząc swojego ukochanego syna w ramionach innego mężczyzny, ale spróbowałby to zaakceptować. Przynajmniej tak mu się wydawało. Możliwe, że na jakiś czas przestałby rozmawiać z dzieckiem, ale nie odwróciłby się od niego zupełnie i jeszcze na dodatek by go nie okradł. To byłoby już podłe.
– Masz – rzucił Baekhyun, wręczając Chanyeolowi nieco obtłuczony kubek z gorącą herbatą. – Może nie wyszła lura. Musiałem zrobić dwie herbaty z jednej saszetki. Zapomniałem zrobić zakupy. Teraz widzę, czym to się kończy.
– Chcesz, żebym poszedł z tobą coś kupić? – spytał Park i upił łyk ciepłego napoju. Nie był taki zły, dlatego jego wargi wykrzywił radosny grymas. – Nie, mam lepszy pomysł – wypalił, zanim starszy zdążył cokolwiek powiedzieć. – Mieszkaj z powrotem u mnie. Z tobą mi wygodniej, bo wiem, że jedzenie się nie zmarnuje, jeśli ugotuję za dużo. No i ogólnie jest jakoś tak milej, przynajmniej mam towarzystwo.
– A co z kotem? – mruknął malarz, lekko wydymając wargę, kiedy głaskał Momo z największą czułością.
– Zabierz go ze sobą. Jeśli chcesz, możemy jechać do mnie nawet dzisiaj, co ty na to?
Przez parę minut, które zdawały się ciągnąc w nieskończoność, Baekhyun zastanawiał się, jaką decyzję powinien podjąć. Z jednej strony lubił być niezależny i samotny, chciał żyć według własnych zasad, nie myśleć o niczym i nie troszczyć się o sprawy dnia codziennego. Zawsze był Kyungsoo, przynoszący mu obiady, a czasami nawet i całe siatki z zakupami. Z drugiej strony zauważył, że Chanyeol również się o niego troszczy. Co prawda, nie umoralniał go, nie tłukł do głowy bezowocnych kazań, tylko zwyczajnie się nim zajmował. Kupił mu też ubrania i ofiarował czas, by posłuchać bezdusznej opowieści oraz wyjawić swój własny sekret.
Byun powoli podniósł wzrok na twarz bruneta. Zacisnął delikatnie suche wargi, przyglądając mu się uważnie. W oczach, które nieznacznie pociemniały zapewne dzięki światłu, widział te same uczucia, które poczuł niedługo wcześniej. Ciepło, bliskość, troskę, zmartwienie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś traktował go w ten sposób. Bladoróżowy rumieniec zabłądził na jego policzkach, przez co zawstydzony musiał spuścić głowę, wlepiając spojrzenie w wyblakły wzorek na materacu. Nagle zadrżał. Zacisnął mocniej palce na uchu kubka. Nie mógł pozwolić sobie na słabość. Nie chciał, by jakiekolwiek emocje wchodziły mu w drogę i sterowały jego życiem.
– Dobrze – odparł mimo wszystko, niepotrzebnie poprawiając swą brudną koszulkę. – Spakuję się szybko, przebiorę i możemy jechać. Ale musisz pozwolić mi zabrać sztalugę i kilka rzeczy do malowania. – Byun uniósł ostrzegawczo palec, co wyglądało dość zabawnie, lecz jego wyraz twarzy sugerował, że jest śmiertelnie poważny.
Zakrywając usta dłonią, Park zaśmiał się cicho. – Przecież nie opuszczasz tego mieszkania na zawsze. To tylko kilka dni, tak na próbę. Poza tym nie wyzdrowiałeś do końca. Dziwię się, że nie wzięło cię coś poważnego. Chodzisz tylko w bieliźnie i koszulce, a tutaj jest zimno, jak dla mnie nawet za zimno. – Czarnowłosy upił kolejny łyk herbaty, dopiero teraz wyczuwając lekko cytrynowy posmak. – Jak już będziesz w pełni sił, to wrócisz tutaj. Czyli za jakieś pięć dni. Wytrzymasz tyle?
Malarz odpowiedział szybkim skinieniem głowy. Jak tylko opróżnił swój kubek, zabrał się za upychanie swetrów i spodni z rozklekotanych szuflad do torby, którą udało mu się znaleźć. Chanyeol tylko obserwował go z ukosa. Zagryzał wargi, żeby się nie roześmiać, gdy starszy bezskutecznie upychał kolejne ubrania kolanem. Odsuwając na bok domagającą się uwagi kotkę, wstał, a później zręcznie pomógł Baekhyunowi zasunąć jego niewielki bagaż.
– Ubierz się. Nie mam zamiaru tłumaczyć się przed sąsiadami, dlaczego przywiozłem do siebie kogoś tak wyrozbieranego. – Brunet rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, wymownie poruszając brwiami.
Na ustach malarza zagościł za to znaczący uśmieszek. Chwilę mierzył Parka wzrokiem, aż w końcu prychnął cicho, kręcąc głową. Pospiesznie wciągnął na siebie jakieś podarte dżinsy i włożył gruby golf, który miał pod ręką. Doskonale pamiętając o swej ukochanej Momo, do siatki spakował jej miseczki i gałganek, który służył kotce jako zabawka. Ustawił wszystko w korytarzu i wziął zwierzę na ręce, mówiąc do niego po cichu. Gdy Chanyeol raczył pojawić się, by włożyć buty i kurtkę, Byun zwrócił się w jego stronę.
– Ty znosisz bagaże. Ja muszę zająć się kotem. – Po tych słowach wyszedł z mieszkania przepełniony swą wybujałą dumą, z głową uniesioną wysoko.
◄►
Mimo niechęci Baekhyuna co do wstąpienia do supermarketu, poszli tam. Już dojeżdżali do mieszkania Parka, kiedy nagle przypomniało mu się, że to on koniecznie potrzebuje uzupełnić zapasy. Oczywiście jasnowłosy przewrócił oczami i na sklepowym parkingu powiedział, że posiedzi i poczeka, jednak młodszy uparcie nalegał, nie puszczając drzwi. Obawiając się, że zamarznie na śmierć od tego silnego wiatru, Byun wysiadł z auta i kręcąc głową, ruszył za swym towarzyszem.
Jego prawdziwy instynkt z zawrotną szybkością obudził się w sklepie. Białe półki kuszące produktami w kolorowych opakowaniach przykuwały uwagę na dłużej, niż powinny. Właśnie przez to malarz został daleko w tyle, podczas gdy Chanyeol miał już w swoim koszyku ryż, jajka i kilka innych niezbędnych produktów. Przestępując nerwowo z nogi na nogę w alejce ze słodyczami, Baekhyun miał ochotę zabrać ze sobą wszystko. Odetchnął ciężko, powtarzając sobie, że nie powinien nadużywać grzeczności bruneta. Dlatego już kilka minut później niósł całe naręcze kwaśnych żelek z sokiem wymieszanych z opakowaniami waty cukrowej i lodów o smaku gumy balonowej. Miał szczęście, że nic nie wypadło mu po drodze.
– Czyś ty zwariował? – zapytał cicho Park, marszcząc brwi i otwierając ze zdziwienia usta. – Zjesz to wszystko?
– Jasne. – Wrzucając rzeczy do koszyka, Byun uśmiechał się jak dzieciak. Spojrzał na czarnowłosego szczenięcym spojrzeniem i zamrugał w uroczy sposób. – Ale nie myśl, że możesz sobie coś z tego zabrać. Wszystko jest moje.
– Jeszcze czego – burknął Chanyeol, podjeżdżając do kasy.
W drodze do mieszkania młodszy raz po raz rzucał zaniepokojone spojrzenie Baekhyunowi, który zasnął, oparłszy głowę o szybę. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie to, że z ust płynęła mu niebiesko-różowa ślina, bo przedtem zapalczywie konsumował kupioną za nieswoje pieniądze watę cukrową. Park doszedł do wniosku, że szyba będzie się cała kleiła, ale nie mógł mieć mu tego za złe. Wolał go widzieć śpiącego niż biegającego po wychłodzonym mieszkaniu bez porządnego ubrania na sobie.
Gdy już zaparkował na dobrze znanym sobie miejscu parkingowym, wysiadł z auta i wyjął z niego torby z zakupami. Pospiesznie zaniósł je na górę, by móc bez problemu wrócić po swojego gościa. Ostrożnie otworzył drzwi, odpiął pas i wziął zaślinionego malarza na ręce. Zaśmiał się cicho, widząc, jak ten na sekundę zmarszczył nos. Zamknął stopą drzwi, zablokował je i ruszył na górę.
Jak już usadził Baekhyuna na sofie w prawdopodobnie wygodnej pozycji, zdjął mu buty i kurtkę, odstawiwszy pudełeczko po słodkiej przekąsce na ławę. Później położył go na kanapie i przykrył kocem, z wyraźnym opóźnieniem życząc dobrego snu. Poukładał swoje zakupy w odpowiednich szafkach, a słodycze malarza postawił na wolnej półce, gdzie dawniej stały słoiczki z herbatami. Wyrzucił je zaraz po swoim rozwodzie, bo za bardzo przypominały mu o żonie, która podarowała mu je, gdy się rozstawali, twierdząc, że jej do niczego już się nie przydadzą.
Później wziął prysznic, który pozwolił ukoić jego zmęczone nerwy i zmysły po solidnej dawce nowych, niekoniecznie wspaniałych informacji. Przygotował też dla siebie kolację, uprzednio kilkukrotnie upewniając się, że malarz nadal śpi. Gdy zjadł, z nieco wymuszonym entuzjazmem zabrał się do skończenia prac na uczelnię. Przez ostatnie dni, kiedy zamartwiał się Baekhyunem i z jego powodu wyrywał sobie włosy z głowy, nie miał na to czasu. A termin składania prac zbliżał się nieubłaganie.
Gdy czarna noc już dawno spowiła cały nieboskłon, Chanyeol przeciągnął się, odkładając ołówek na stół. Dłonią rozmasował sobie kark i ziewnął szeroko. Zapisał skończony projekt, a potem pozbierał cały sprzęt i zaniósł go na biurko do sypialni. W mgnieniu oka przebrał się w odpowiedniejszy do spania dres. Już miał się kłaść do łóżka, gdy przypomniał sobie o gościu. Poszedł więc do salonu i zręcznie przeniósł go do swojego pokoju.
– Jeszcze pięć minut, proszę – wymamrotał Byun z lekka dziecięcym głosem. Musiało śnić mu się coś, co przypomniało mu o minionych latach.
Brunet uśmiechnął się bezwiednie, przeczesując skołtunione włosy Baekhyuna. Dał się jednak zaskoczyć, kiedy ten w moment później otworzył zaspane oczy. Zaczął wypytywać, co Chanyeol sobie wyobraża, po co zabrał go do siebie i rządzić się, jakby było to jego własne mieszkanie. Sugerując prysznic i ciepłe łóżko, Park zignorował jego żądania dotyczące wielkiej porcji lodów w zamian za zniewagę w postaci niemal bezgłośnego „Ucisz się.”
◄►
Później tej nocy Baekhyun leżał nieruchomo, wzrokiem kreśląc na suficie nieodgadnione, nietykalne wzory. Widział je jedynie blady paznokieć księżyca, dziko łypiący zza niezasłoniętej żaluzji. Kiedy przez Parka wcześniej się obudził, czuł ciągłe zmęczenie, ale po kąpieli i założeniu świeżych ubrań zniknęło. Westchnął ciężko, przewracając się na bok. Zamknął oczy na, jak mu się wydawało, kilka minut, a później i tak je otworzył. Wolałby kolejne godziny snu niż oglądanie niezmierzonej ciemności.
Wnet usłyszał jakby szmer. Poczuł, że coś za nim jest i wcale nie chodziło tu o śpiącego Chanyeola. Przewrócił oczami, chociaż cień lęku czaił się z tyłu jego głowy. Wodząc wzrokiem po zatopionym w granatowej nocy pokoju, malarz obserwował niewidzialne kontury mebli. Wydawało mu się, że zna na pamięć każdą rzecz w tej sypialni, bo ostatnim razem spędził tu trochę czasu. Nim się zorientował, jego powieki przyćmiła mglista zasłona snu.
Nie na długo jednak pozostał w objęciach Morfeusza. Niecałe piętnaście minut później znów patrzył na pogrążony w mroku pokój. Nie wiedział już, co robić. Bezczynne leżenie męczyło go niewyobrażalnie. Miał ochotę wstać i biegać albo nawet malować po omacku, byle tylko się czymś zająć. Niespodziewana energia tańczyła w jego drobnym ciele, co było niemal niespotykane. Z niemocy westchnął tak ciężko, że aż zabolały go wszystkie żebra.
Cichy szmer za plecami dał się słyszeć kolejny raz. Mężczyzna pomyślał, że już zaczyna wariować. Sekundę później do jego uszu dotarł krzyk. Zadrżał paralitycznie, czując jak fala strachu gładko spływa mu po kręgosłupie. Wstał i na palcach poszedł do kuchni. Był tam niedługo i nie pamiętał, po co poszedł ani co tam robił, gdy na powrót znajdował się w łóżku z ręką wsuniętą pod poduszkę. Mimo to poczuł dziwne bezpieczeństwo i ulgę, co trochę podniosło go na duchu.
Zaciskając z całej siły powieki, ponownie usiłował zasnąć. Na próżno. Nieustępliwe szelesty, szepty, niezrozumiałe słowa szumiały mu w uszach. Otworzył szeroko oczy i sam prawie krzyknął. Jakaś postać zamajaczyła mu w polu widzenia, ale zaraz zniknęła. Potrzasnął głową z niedowierzaniem i usiadł przerażony. Kilka sekund później ktoś go zawołał. Odwrócił się gwałtownie, ale to ta sama dziwaczna postać mignęła przed nim. Całkiem obca siła mdłości ścisnęła mu żołądek i w konwulsyjnym odruchu popchnęła do przodu, ale podłoga została czysta. Mężczyzna tylko zakaszlał.
Gdy postanowił położyć się i jeszcze raz spróbować zasnąć, tajemnicze stworzenie jak żywe ukazało się tuż przed jego twarzą. Wrzasnął przerażony, odruchowo sięgając pod poduszkę. Zaniepokojony Chanyeol ocknął się z nie tak głębokiego snu i z miejsca zapalił nocną lampkę. Usiadł, przecierając spowite snem oczy, które wciąż nie mogły się w pełni otworzyć.
– Co się dzieje, Baekhyun? – wymamrotał brunet, ale starszy jakby wcale go nie usłyszał.
Do jego uszu wpadały tylko kpiące zdania pochodzące z ust nieznajomej postaci. Krzyczał, błagał o odejście. Chciał, żeby zostawiono go w spokoju.
– Idź tam, skąd przyszedłeś! – warknął Byun, unosząc dłoń, w której zabłyszczał masywny nóż.
W jednej sekundzie brunet został wyrwany z leniwego rytuału pobudki. Z szybko bijącym sercem wstał i chciał podejść do Baekhyuna, ale ten zdążył już wybiec na korytarz. Wciąż wrzeszczał i mruczał prośby słabnącym aż do bólu głosem. Jego bladą, chudą twarz wykrzywiała za to złość i cierpienie. Niepojęte uczucia mieszały się w nim, kiedy patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Czarnowłosy szybko podążył za nim i wyminął go, by móc spokojnie do niego przemówić.
– Baekhyun, odłóż to. Nie rozumiem, co się dzieje, ale połóż ten nóż na ziemi, dobrze? – powiedział z największym opanowaniem, wyciągając ręce przed siebie, żeby w każdej chwili móc wyrwać ostre narzędzie z rąk malarza.
– Odsuń się, Chanyeol – rozkazał chłodno Baekhyun, wymachując metalowym ostrzem we wszystkie strony. – Zejdź mi z drogi, bo on jest tuż za tobą!
Zanim Parkowi udało się zapytać, o kogo chodzi, poczuł za plecami ścianę. Co gorsza, znalazł się w rogu korytarza. Nie miał żadnej drogi ucieczki, na wypadek gdyby starszy zechciał go skrzywdzić, czego i tak się nie spodziewał. Z trudem przełknął gulę, jaka zdążyła narosnąć w jego gardle. Z przejęciem wpatrywał się w Byuna, który przeszywał powietrze wzrokiem tak pewnym, jakby nic innego nie liczyło się od tego, co przed sobą widzi.
– ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! – wrzasnął malarz.
– Baekhyun, z kim ty rozmawiasz?! – krzyknął Chanyeol, ale to na nic się zdało, jako że jasnowłosy uniósł nóż w niebezpiecznym geście.
Kierowany wewnętrznym instynktem brunet skulił się i osłonił lewym ramieniem, zaciskając oczy. Kiedy na powrót wyprostował się i rozchylił powieki, nie wiedział nic. Zimny brzęk metalu o wyłożoną płytkami podłogę przywrócił mu okruchy świadomości. Czuł nienaturalne szczypanie w ramieniu, jednocześnie patrząc na zalewającą się łzami twarz starszego. Nie umiał połączyć fragmentów w całość. Bezwolnie dotknął palcami piekącego miejsca i natychmiast tego pożałował. Lepka, ciepła ciecz spływała wartką strużką, brudząc jego dłoń, a później również kafelki.
– Przepraszam, Chanyeol! – wykrzyczał Baekhyun przez łzy i zaszlochał tak głośno, aż zabolało go gardło.
Zbity z tropu brunet spojrzał na swoją rękę. Nagle wszystkie zmysły wskoczyły na swoje miejsce. Widok żywo cieknącej krwi, jej mdlący zapach i metaliczny posmak w ustach sprawiły, że Park osunął się po ścianie. Zakręciło mu się w głowie. Nie myślał już o niczym. Nie rozumiał, co się dookoła dzieje. Był za bardzo oszołomiony. Wiedział tylko, że niechcący dał się zapędzić w kozi róg. Podniósł głowę i ujrzał dwa razy bardziej zaskoczonego malarza.
Ten jednak w porę się otrząsnął i pobiegł po telefon. Drżącymi palcami wystukał numer na pogotowie. Był tak zagubiony, że nie zastanawiał się nad tym, co powinien powiedzieć. Po drugiej stronie słuchawki nagle odezwała się kobieta. Mechanicznym, chłodnym głosem prawie od niechcenia prosiła go o wyjaśnienie, lecz Byun nie odzywał się ani słowem. Nie potrafił nic z siebie wykrztusić, jakby wielki kamień utknął mu w gardle. Kompletna pustka tańczyła w jego umyśle, a przed oczami rysował się niewyraźny obraz krwawiącego Chanyeola.
– Proszę przysłać szybko karetkę. Ja… dźgnąłem mojego chłopaka nożem. Nie ma rozległych obrażeń, ale nie wiem, co dokładnie mogło mu się stać. – Potok słów popłynął nie wiadomo skąd. Gdzieś po drodze zamienił się w niewyraźny bełkot. Poproszony przez kobietę, Baekhyun uspokoił się. Później zapytała go o adres oraz samopoczucie. Prędko podał, gdzie się znajduje, a później znowu zamilkł. – Nie czuję się najlepiej. Proszę jak najszybciej przyjechać – dodał i bezceremonialnie się rozłączył.
Telefon prędko wylądował na ziemi, wysunąwszy się z kredowobiałej dłoni. Starszy mężczyzna zrobił kilka głębokich oddechów i znowu zniknął w sypialni Parka. Powrócił ze znalezioną koszulą. Uklęknął przy brunecie, po czym zrobił mu prowizoryczny opatrunek, starając się nie rozpłakać drugi raz. Nie miał pojęcia, jak racjonalnie wytłumaczyć swoje wcześniejsze zachowanie, dlatego nie mówił nic. Bał się, że może pogorszyć sytuację. Zrobiwszy sprawny węzełek, uciekł do łazienki, nie mając odwagi spojrzeć Chanyeolowi w twarz.
Solidnie namoczył jeden z wiszących ręczników, bez ustanku patrząc w lustro. Przyglądał się własnemu odbiciu, jakby nie wiedział, na kogo patrzy. Poszarzała twarz, cienie pod oczami, pustka. Miał wrażenie, że jest kompletnie inną osobą, dlatego odruchowo ochlapał lustro, zabrał mokrą tkaninę i biegiem wrócił do rannego Parka. Bardzo powoli starł całą krew i starał się nie panikować, w tym samym czasie jego ciało samo chciało wyrwać się i zniknąć z tego miejsca, choćby chowając się w krzakach.
Kilkanaście minut później, ktoś zaczął dzwonić i głośno stukać do drzwi, nie dbając o późną porę. Malarz otworzył, słysząc rosnące echo głosów medyków. Wpuścił ich do środka i obserwował, jak zajmują się tym, którego nazwał swoim chłopakiem. Zrobił to tylko po to, by się pospieszyli, ale nie mógł być pewien, że to pomogło. Najpierw odwiązali prowizoryczny opatrunek, odkładając na bok przesączony krwią ręcznik. Zdezynfekowali ranę, dyskutowali między sobą. Rozmowy, specjalistyczne, choć nieskomplikowane słowa nie docierały do niego. Był rozerwany wpół.
– Halo, proszę pana! – Jeden z mężczyzn stał teraz przed nim, machając dłonią przed jego twarzą. – Jest pan bardzo blady. Powiedział pan, że źle się czuje, proszę z nami. – Złapał go pod ramię.
Cała czwórka zeszła na dół i wsiedli do karetki, która zaraz odjechała. Chanyeolowi nałożono nienaganny opatrunek, mówiąc mu, że ranę trzeba szyć, jako że jest trochę głęboka, ale nie poważna. Pokiwał głową, uspokajając tym i siebie, i Baekhyuna. Spojrzał wtedy na niego. Skonsternowany wyraz twarzy uparcie nie znikał. Brunet zaczął się martwić, bo coś chyba było nie tak. Nie rozumiał, dlaczego zabierali ich obydwu. Nie miał jednak czasu, by to przemyśleć. Zasnął, jak tylko ratownicy podali mu zastrzyk.
◄►
– Czy jest pan w szoku? – padło pierwsze pytanie, kiedy Byun znalazł się w gabinecie lekarskim, sam.
– Nie. – Jego głos był chłodny, a wzrok nieobecny.
– Dlaczego pan to zrobił? – Starszy mężczyzna z zauważalną siwizną na skroniach kliknął długopisem, zabierając się do robienia notatek.
– Nie wiem – burknął, spuszczając głowę. – On mnie do tego zmusił.
– Pański partner, pan Park? – Lekarz nie ustępował, posyłając zagubionemu malarzowi zamyślone spojrzenie.
– Nie. Ten, kto za nim stał. Nie mam pojęcia, skąd on się tam wziął. Jak się obudziłem po drzemce, to go zobaczyłem. Mówił mi takie paskudne rzeczy, wracał do przeszłości. Nie chciałem go słuchać. Znienawidziłem go, jak tylko zaczął. Chciałem go zabić, ale… – odpowiedział, po czym sięgnął po szklankę i duszkiem wypił wodę. – Poza tym Chanyeol nie jest moim chłopakiem. Chciałem, żebyście szybciej przyjechali.
Doktor pokiwał niemrawo głową, szukając wyjaśnienia. W pośpiechu zapisał coś niezwykle niewyraźnym pismem. Zacisnął zęby, przyglądając się młodemu człowiekowi przed sobą.
– Miał pan halucynacje – oświadczył, układając dłonie na biurku jedna na drugiej. – Sypiał pan ostatnio dobrze?
– Nie spałem prawie wcale przez ostatnie kilka dni. – Baekhyun podniósł na niego ciekawskie oczy. Wyglądał jak mały chłopiec, szukający odpowiedzi na poważne pytania dorosłych. – Chciałem tylko malować i czytać, i biegać, i śpiewać, ale nie mogłem się na niczym skupić, na wszystko brakowało mi czasu. Nawet zjeść nie dane mi było w spokoju, jakby zaraz czasu miało zabraknąć – dodał nieco ciszej, speszony.
W odpowiedzi mężczyzna jedynie mruknął, skrzętnie notując swoje spostrzeżenia i wnioski. Nie mógł wyciągać ich pochopnie, dlatego zaraz z uśmiechem pożegnał malarza, prosząc go, by jednak nie oddalał się ze szpitala. Tamten wyszedł, ukłoniwszy się z czystej grzeczności.
◄►
– Jak się pan czuje, panie Park? – zapytał ten sam lekarz, wskazując ręką, by brunet zajął miejsce po drugiej stronie biurka.
– Cóż… Wciąż jestem lekko oszołomiony. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło – odrzekł Chanyeol, palcami zdrowej ręki przeczesując niesforną czuprynę. – Widzi pan, mogłem spodziewać się wszystkiego, ale nie tego. Chciałem go powstrzymać. Nawet nie wiem przed czym, ale próbowałem. Szkoda, że nie wyszło mi to na dobre. – Westchnął, kątem oka zerkając na starannie zabezpieczone szwy.
– Przepraszam, że zmienię temat, ale czy zauważył pan może coś dziwnego w zachowaniu pana Byuna? – Mężczyzna poprawił okulary, zaś jego twarz nabrała bardzo poważnego wyrazu.
Chanyeol był zdumiony tym pytaniem. Przełknął ślinę i zamrugał, jak gdyby nie był pewien, czy naprawdę zostało ono zadane. Naglący wzrok doktora upewnił go, że miało to miejsce. – Nic szczególnego. Półtora tygodnia temu zaczął być jakiś przybity, nie chciał się do mnie – w zasadzie do nikogo – odzywać. Wydawało mi się, że płakał. Później wrócił do swojego mieszkania.
– Rozstaliście się?
– Nie, nie o to chodzi. Pomieszkiwał u mnie, bo stamtąd miał bliżej do szpitala, w którym leżał jego przyjaciel. W zasadzie nie rozumiem, dlaczego karetka przyjechała stąd, kiedy– – urwał i machnął ręką, widząc, jak mężczyzna przestaje notować i posyła mu karcące spojrzenie. – Więc jak wrócił do siebie, to pewnego dnia znalazłem go na ulicy. To znaczy siedział na przystanku cały przemoczony, zachorował. Znów zabrałem go do siebie. W niedzielę pojechaliśmy do moich rodziców. Po tej wizycie Baekhyun ponownie wrócił do siebie. A kiedy go odwiedziłem, zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej. Od depresji po euforię. Rozumie pan?
Lekarz pokiwał głową. Park nagle wyprostował się na krześle, ukradkiem zerkając na kartkę przed doktorem. Dostrzegł jakieś słowa klucze. Przygnębienie. Euforia. Nadmiar ruchu. Problemy z koncentracją. Wzmożony apetyt. Zaburzenia snu. Urojenia. Chrząknięcie sprawiło, że zadrżał, spuszczając głowę. Długo patrzył bez słowa na swoje dłonie, a później oparł je o kolana.
– Może pan już iść do domu – oznajmił lekarz, wstając z miejsca, po czym uścisnął dłoń Parka.
◄►
– Panie Byun. – Baekhyun podniósł głowę, przestając bezsensownie splatać i rozplatać palce. Ujrzał mężczyznę, z którym kilkanaście minut temu przeprowadzał idiotyczną rozmowę. – Pójdzie pan ze mną.
– Jak to? Dokąd go pan zabiera? – Chanyeol pojawił się, jakby dosłownie spadł z nieba. Podbiegł do malarza, łapiąc go za nadgarstek. Choć czuł pieczenie w ramieniu i wiedział, że nie powinien przesadzać, chciał wiedzieć, co się, do cholery, dzieje. – Co to ma znaczyć?
– Zabieramy pana na oddział psychiatryczny. Być może zostanie również odesłany do specjalistycznego ośrodka.
– Co? – obaj, Byun i jego towarzysz, wydyszeli, spoglądając to na siebie, to na mężczyznę przed nimi, który w jednej chwili zaczął uśmiechać się jak szaleniec.
– Muszę się panu przyjrzeć, panie Byun. Samodzielnie może pan nie dać sobie rady. – Doktor ruszył przed siebie, pokazując tym samym, że czeka, by Baekhyun go dogonił.
Ale jasnowłosy tylko odwrócił głowę i spojrzał na Chanyeola. Zmarszczył brwi, dostrzegając bandaż na ramieniu. Czuł się winny, lecz z drugiej strony robił to dla ich wspólnego dobra. Obcy ludzie nie mogli tak po prostu go nachodzić. Zwłaszcza, jeśli nie mieszkał u siebie. Potrząsnął głową, odpędzając nadbiegające ze wszystkich kierunków natrętne myśli.
– Przepraszam, Chanyeol – wyszeptał.
Wyswobodził dłoń z luźnego uścisku, a potem puścił się pędem za znikającym na zakręcie doktorem. Mdlący zapach i rozmyty obraz przezroczystej bieli osaczały go, wręcz przylegały do jego ciała. Bardzo chciał móc zostać z Parkiem, chciał się zbuntować, ale tym samym nie wybaczyłby sobie, gdyby po raz kolejny coś mu zrobił. Byun Baekhyun nie był przykładnym człowiekiem, godnym naśladowania, ale też nie krzywdził ludzi. Właśnie dlatego po raz pierwszy w życiu postanowił wystąpić przeciwko samemu sobie. Poddał się.

czwartek, 22 czerwca 2017

Canvas [14/20]

Mleko się rozlało


Następny dzień Chanyeol powitał głośnym jękiem, który był wywołany przez ostry ból w kręgosłupie. Z grymasem na twarzy usiadł prosto i przeciągając wszystkie kończyny, ziewnął najszerzej, jak potrafił. Przeczesał palcami rozczochrane włosy, jednocześnie rozmasowując bolące miejsce. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do sypiania na sofie, ale wiedział, że da radę. Kilka dni nie zrobi mu różnicy, a chciał mieć pewność, że Baekhyunowi jest wygodnie i że jest zdrowy. Ponownie ziewając, wstał, tylko po to, aby zaraz opaść na kanapę ze strachu. Malarz stał bowiem tuż obok.
Nie wyglądał zbyt korzystnie. Podkrążone oczy, blada twarz, zwisające wzdłuż ciała ręce. Gdyby było to Halloween, nie musiałby szukać stroju, by udawać ducha. Park przełknął ślinę, po czym delikatnie potrząsnął starszego za ramiona. Zamknięte powieki sugerowały, że spał na stojąco, co było jeszcze gorsze od gniecenia się na zbyt małej sofie.
– Dlaczego nie jesteś w łóżku? – Ochrypły głos bruneta w sekundzie załamał się, po części ze zmartwienia.
– Chce mi się pić – wymamrotał Baekhyun, przysuwając się bliżej Chanyeola. – I jest mi cholernie zimno. Mógłbyś podkręcić grzejnik?
Przykładając dłoń do czoła Byuna, czarnowłosy błagał, by gorączka się nie nasiliła. Los jednak miał nieco odmienne plany, gdyż w sekundzie jego ręka cała pokryła się potem, a on czuł niemal palące ciepło. Bez zastanowienia złapał wątły nadgarstek i podążył do sypialni. Poprosił malarza, by położył się do łóżka, a sam udał się do kuchni po termometr i tabletki, przy okazji wstawiając wodę na herbatę.
– Zmierz temperaturę, muszę wiedzieć, co powinienem ci podać – wytłumaczył, wręczając jasnowłosemu termometr. – Jeśli będzie bardzo źle, pojedziemy do szpitala.
Miał szczęście, że był to elektroniczny, a nie rtęciowy, bo urządzenie zaraz spotkało się z podłogą, jako że wyśliznęło się Baekhyunowi z rąk. Posłał Parkowi tylko smutny uśmiech i pozwolił zmierzyć sobie gorączkę pod pachą. Przez równe dziesięć minut Chanyeol obserwował zachowanie starszego i wydawało mu się, że nie jest już tak przygnębiony jak wcześniej. Dostrzegł też niespodziewane dreszcze i przemoczoną piżamę, na co zrobiło mu się przykro.
Cichy świst rozchodzący się po mieszkaniu oznajmił, że można już zaparzyć herbatę. Pozostawiając jasnowłosego na chwilę samego, wyszedł, by zrobić ciepłe napoje i kilka zwyczajnych kanapek na śniadanie. Kiedy wrócił z pełną tacą, prawie upuścił ją na podłogę. Malarz oddychał ciężko, ledwie otwierając powieki. W roztrzęsionej dłoni trzymał urządzenie, pokazujące temperaturę równą 39,5°. Przestraszony brunet odstawił tackę na bok i przysiadł na brzegu łóżka.
– Baekhyun – odezwał się po upływie kilku długich chwil, kiedy strach ustąpił miejsca trzeźwemu myśleniu.
Ostrożnie potrząsnął słabe ramiona, chcąc przywrócić starszemu przytomność. Nic to nie dało. W pośpiechu więc znalazł się w łazience, mocząc dwa ręczniki w lodowatej wodzie. Wrócił z nimi, po drodze zalewając podłogę w przedpokoju, lecz nie to było teraz najważniejsze. Ułożył dwa zawiniątka na twarzy i szyi mężczyzny, pozwalając żywym kroplom schłodzić rozpalone policzki. Bał się. Nie wiedział dlaczego, jednak bał się stracić Baekhyuna, który nawet nie był mu specjalnie bliski.
Z lękiem ujął szczupłą, bezbronnie wyglądającą dłoń, a samotne łzy skapnęły na nią bezwolnie. Za bardzo się przejmował. Rozumiał to doskonale, ale taki zwyczajnie był. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś umarł na jego oczach. Obwiniałby wtedy samego siebie, za swoją niekompetentność i nieodpowiedzialność. Otarłszy załzawione oczy, na nowo zamoczył ręczniki, jako że zdążyły się już nagrzać, wyciągając nadmiar ciepła z wyraźnie osłabionego ciała.
Po niespełna godzinie Baekhyun wreszcie otworzył oczy. Jego oddech nadal był niespokojny, jednak wyglądał trochę lepiej niż przedtem. Dostał lekarstwa i odgrzaną w mikrofalówce herbatę. Nie narzekał. Bez oporu zjadł dwie kanapki, choć narzekał, że ma trudności z przełykaniem z powodu drapiącego bólu gardła. Wówczas Park zaaplikował mu także syrop. Nasączone zimną wodą ręczniki wciąż leżały w pobliżu, gdyby miały być potrzebne.
Gdy pora śniadania już dawno się skończyła, Chanyeol wziął prysznic, założył świeże ubranie i pościerał z podłogi zrobione w pośpiechu kałuże. Kiedy zaś Byun zasnął, zabrał się za przygotowywanie projektu na zajęcia. Nie szło mu najlepiej. Coś przez cały czas umyślnie zadręczało jego myśli, gdy tak bardzo potrzebował skupić się na tym, co robił. Zaklął porządnie kilka razy, uderzając pięścią w blat stolika. Na uspokojenie zrobił sobie kawy, jednak i to nic nie zdziałało.
Pod wieczór brunet ostatecznie odpuścił, mimo iż nie zrobił nic przez minione siedem godzin. Od wpatrywania się w ekran bolała go głowa i szczypały oczy. Odłożył więc laptop i zajrzał do swojego chorego gościa. Wymęczony Baekhyun obudził się w tej samej chwili, co Park zamknął za sobą drzwi. Wymienili słabe uśmiechy, dając sobie znać, że jest dobrze. Chanyeol przykucnął z boku, sprawdzając temperaturę malarza.
– Jak się czujesz? – zapytał cicho. W duchu odetchnął, jako że czoło starszego nie było już tak rozognione jak rankiem. Delikatnie przeczesał jego włosy palcami.
– Lepiej niż rano – odrzekł szeptem Byun, po czym zakasłał ostrzegawczo. – Ale mógłbyś mnie przebrać. Śmierdzę i wszystko się do mnie lepi, ohyda.
Na to czarnowłosy się zaśmiał. Baekhyun doszedł do siebie w większej części. – Co zjesz na kolację? – spytał, wyjmując z szafy jakieś spodenki i luźną, ale nie za dużą koszulkę.
– Nic – burknął starszy, podnosząc się na łokciach, co sprawiło mu więcej trudności, niż się tego spodziewał. – Pieprzony deszcz – mruknął do siebie. – Jutro wracam do domu – rzucił po niespełna sekundzie, gdy już siedział w miarę możliwości wygodnie.
– Nie. – Kategoryczny protest wypłynął z ust bruneta tak niespodziewanie, aż jasnowłosy zrobił duże oczy, a jego brwi same podskoczyły do góry. Prychnął. – To znaczy… Jak pójdziesz do domu, to pewnie jeszcze bardziej się zaziębisz. Nie mam pewności, że sam się sobą zajmiesz, więc wolę mieć cię na oku tu, u mnie. Przebrać cię? – dodał, układając na łóżku czystą odzież.
– Poproszę – powiedział malarz, rzucając przy tym zalotne spojrzenie.
Niestety, upierdliwy kaszel zniszczył mu to, co chciał osiągnąć. Ze zmarszczonym czołem pozwolił więc Chanyeolowi rozebrać się. Widział na jego twarzy zmieszanie, ale nie wydusił z siebie ani słowa. Ciągle czekał na jakąś okazję. Ta nadarzyła się, gdy brunet włożył mu świeże spodenki. Wiązał właśnie sznurek, by nie zsunęły się podczas snu, a wówczas Baekhyun celowo poruszył się, sprawiając, że dłoń młodszego przesunęła się po jego kroczu.
Choć Byun chciał się głośno zaśmiać, kolejna nieznośna seria odkaszlnięć i kichnięć zmusiła go do zmiany decyzji. Karma, pomyślał, po czym już sam wciągnął sobie przez głowę szarą koszulkę. Opadł na wymiętą poduszkę, zakrywając się grubym kocem i kołdrą.
– Ugotować rosół? Owsiankę? Bulgogi? A może chcesz makaron? Kluski? – pytał bez ustanku czarnowłosy, starając się dojść do jakiegoś porozumienia. Pąsowy rumieniec powoli bledniał na jego policzkach.
– Słyszałem, że owsianka jest dobra przy chorobie, ale nie wiem, czy obcym można ufać. – Wzruszył ramionami malarz, a potem przymknął oczy.
– Dobra, w takim razie będzie owsianka. – Pozbierał przesycone choróbskiem rzeczy oraz sprzątnął kubek i talerz ze śniadania. – Jak nie zjesz, to wepchnę to w ciebie siłą, zapamiętaj.
– Nie zrobisz tego. Nie odważyłbyś się – skwitował pewny siebie Baekhyun, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie? – fuknął Park, opierając ręce na biodrach. – Zobaczymy.
– Zobaczymy – zadrwił Byun, mocniej wciskając się w miękkie łóżko.
Później, kiedy dwa talerze ciepłego posiłku były starannie ustawione na stole w towarzystwie kubków z gorącą herbatą, Chanyeol zawołał starszego na kolację. Tamten niemrawo przywlókł się do kuchni, powłócząc nogami i siąpiąc nosem. Był owinięty w koc, pod którym wcześniej leżał, bo było mu zimno, a przynajmniej wciąż przy tym przystawał. Usiadł wygodnie naprzeciw pana domu i chwycił łyżkę. Co jak co, ale choroba męczyła go i żołądek dawał o sobie znać. Poza tym wiedział, że nie może przyjmować lekarstw na pusty brzuch, jeśli nie chce nabawić się innych dolegliwości.
Skwapliwie wyjadł wszystko do ostatniej łyżki. Nie miał nawet czasu, by kolejne porcje popijać. Wyglądał, jakby gdzieś mu się spieszyło albo jakby ktoś miał mu zaraz odebrać miskę. Odetchnął ciężko, odkładając z brzękiem sztućce. Posłał młodszemu pocieszający i trochę wymuszony uśmiech, po czym wziął w ręce nadal niewystygnięty kubek.
– Myślałem, że nie zjesz wszystkiego, bo będziesz chciał udowodnić, że sobie z tobą nie poradzę – odezwał się nagle Park, w wymownym geście unosząc do góry brew.
Malarz tylko machnął lekceważąco ręką, a po chwili poprosił tabletki oraz chusteczki. Bycie chorym nie przeszkadzało mu, gdy miał kogoś, kto mu usługiwał. Takie życie mógł prowadzić i prowadziłby, jeżeli żyłby w nieco innym świecie, który był już gdzieś daleko za nim.
Wracając do łóżka na spoczynek po przyjemnym seansie filmowym, nieśmiało wymamrotał ciche podziękowania do ściany za to, że brunet zajął się nim mimo wszystko.
◄►
Przez następne trzy dni Chanyeol był bardzo zapracowany. Nie dość, że musiał sprawować pieczę nad pomału zdrowiejącym Byunem to dodatkowo usiłował skupić się na zadaniach, które musiał wykonać na uczelnię. Ledwie starczało mu czasu, by zjeść coś porządnego i by należycie się wyspać, lecz nie narzekał. Nadchodził weekend, a wraz z nim i odpoczynek. Trwał więc w swoich obowiązkach, relaksując się myślami o nadchodzących dniach.
W tym samym czasie Baekhyun kichał, smarkał i wykasływał sobie płuca, będąc prawie przyrośniętym do łóżka. Wybłagał u Parka – co zdarzało mu się okropnie rzadko – kilka książek o interesujących tytułach. Jak już jedną zaczął, to i tak jej nie kończył, sięgając po następną. Kiedy i tamta go znudziła, wracał do pierwszej, a później otwierał jeszcze inną, której wcale nie rozpoczął. Zdarzało mu się myślami nie nadążać za tym, za czym wodziły jego oczy. Przewracał wtedy dwie kartki wstecz i czytał od nowa. Tym sposobem przez minione dni nie skończył ani jednego pożyczonego egzemplarza, a w zamian tylko wymiętolił papier i pozaginał kilka rogów. Nawet nie było mu wstyd.
Nadeszła niedziela. Malarz nie rozrzucał już miliarda chusteczek na podłogę wokół łóżka ani nie groziło mu zapalenie płuc. Właściwie był już prawie zdrowy. Gdy Park wszedł do sypialni, by uprzątnąć bałagan z poprzedniego wieczora i wybrać ubrania na ten jakże wyjątkowy dzień, zadzwonił telefon. Młodszy odebrał, boleśnie przewracając oczami, jak tylko dostrzegł napis „Mama” na wyświetlaczu. Rozmowa nie trwała długo i podczas niej Chanyeol nagle zaczął się cynicznie uśmiechać i odpowiadać kąśliwie, jednakże po paru minutach wszystko to ustało.
– Mam dla ciebie coś ładnego – oznajmił, wyjmując z szafy torbę, w jaką zwykle pakuje się prezenty.
Zaciekawiony Baekhyun bez słowa podniósł się z łóżka. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy wyjął dżinsy, białą bawełnianą koszulkę i pozornie prostą marynarkę. Rzucił brunetowi pogardliwe spojrzenie, odsuwając ciuchy na bok.
– Mam włożyć na siebie to coś? – zapytał i prychnął, po czym natychmiast na powrót zaszył się pod kołdrą.
– Nie wiem, jaki styl lubisz, więc wziąłem to, co uważałem za wygodne. Rozmiar też brałem na oko. Jesteś szczupły, więc myślę, że wszystko będzie na tobie dobrze leżeć. Zbieraj się, bo nie mamy zbyt wiele czasu – trajkotał, zdejmując z wieszaka najczarniejsze spodnie z możliwych. – A, nie zapomnij się porządnie wykąpać. Czas zabić te zarazki – dodał prędko, nim Byun z niechęcią zwlekł się z łóżka wbrew własnej woli.
Jakieś pół godziny później byli już w drodze do miejsca, o którym wiedział tylko Chanyeol. Widać było, że jest spięty i czasami brakło zaledwie jednej czy dwóch sekund, by nacisnął klakson i zaczął przeklinać na otaczające go pojazdy. Starał się być jednak opanowany. Ciągle się uśmiechał i był miły, rzucając niezobowiązujące tematy, które miały wciągnąć malarza do rozmowy. Tamten bezustannie odmawiał, nie reagując na żadną z wypowiedzi czarnowłosego.
– Dokąd tak właściwie mnie wieziesz? Znowu zaplanowałeś jakiś super wypad, żeby mieć za sobą też i drugą randkę? – spytał nagle Baekhyun, a w tym samym czasie Park gwałtownie wcisnął pedał hamulca, jako że zapaliło się czerwone światło.
– Nie, jedziemy na obiad do moich rodziców – odrzekł Chanyeol tak spokojnie, jak tylko potrafił i posłał malarzowi słaby uśmiech.
– Aha? I przedstawisz mnie jako kogo? Kolegę? Przyjaciela? Lokatora? Koch­–
– Jako mojego partnera – uciął szybko brunet, umiejętnie manewrując między morzem jadących w tym samym kierunku samochodów.
– Partnera?! – Byun prychnął drwiąco, po czym zaśmiał się głośno, powodując, że młodszy znienacka się rozluźnił i wrócił do bycia tą  osobą, którą był na co dzień. – Przecież my nawet ze sobą nie sypiamy.
– Nie trzeba ze sobą sypiać, żeby ze sobą być. Tak samo nie trzeba ze sobą być, by ze sobą sypiać, prawda? – Pytające spojrzenie Parka wywołało niespodziewany lęk w Baekhyunie. Przez sekundę miał przeczucie, że tamten wie o wszystkim, co robił do tej pory, chodząc do klubów. Moment później odetchnął jednak, kiwając niezauważalnie. Przecież nie było możliwości, żeby Chanyeol dowiedział się o jego przeszłości.
– Mam nadzieję, że moja matka nie będzie nastręczać ci problemów – burknął Park, wjeżdżając na wyłożony białymi kamieniami podjazd. – A jeśli tak będzie, to szybko stamtąd uciekniemy. Obiecuję – dodał, posyłając starszemu pokrzepiający uśmiech.
Po wyjściu z samochodu oczom malarza ukazała się ogromna posesja, na której stał wielki, piętrowy dom w samym sercu dzielnicy Gangnam. Przełknął nerwowo ślinę. Cudowność budynku biła w oczy tak mocno, że trzeba było dobrze wytężyć wzrok, by dostrzec szczegóły. Wykwintne marmurowe kolumny pyszniły się przy wejściu, którego strzegły posążki aniołów po obu stronach. Mieniące się w słabym słońcu złocenia na drzwiach i przy oknach nie dawały się nie zauważyć. Gdyby ktoś chciał opisać to miejsce, zabrakłoby mu słów.
Zieleń trawy była tak soczysta, że zdawało się, iż jest środek wiosny, a nie końcówka listopada. Starannie przycięte krzewy wciąż ubrane były w swój ulubiony kolor, a niektóre kwiaty dopiero zaczynały więdnąć, jakby czas biegł dla nich inaczej niż dla reszty świata. Po plecach Baekhyuna przemknął niewysłowiony dreszcz odrazy, kiedy wzrokiem przebiegał po tym, co go otaczało. Jakże doskonale znał tak wyniosłe posiadłości i jakże bardzo ich nie znosił. Nie miał jednak czasu, żeby uciec, ponieważ Chanyeol chwycił go za nadgarstek, ciągnąc w kierunku wejścia po kamiennej ścieżce.
– Dzień dobry, mamo. – Brunet przywitał się uprzejmie, podchodząc do sporo niższej od siebie kobiety, która mimo wszystko miała bardzo zgorzkniały wyraz twarzy.
Gdy jej syn odczepił się wreszcie, czując przebijający spod skóry chłód, pani domu zaprosiła swych gości do środka. Nie była uprzedzona o tym, że czarnowłosy zjawi się z kimś jeszcze, dlatego jej humor w momencie się pogorszył. Odwróciwszy się plecami do dwójki przybyłych, uraczyła ich widokiem swych misternie zebranych w ciasny kok włosów oraz swej wciąż smukłej figury podkreślonej przez odpowiednio dobraną, kosztowną sukienkę. Nad wyraz wylewnym ruchem popędziła ich do kuchni.
Całkiem spore wnętrze było prześwietlone najżywszym światłem słońca. Płytki w metalicznym kolorze odbijały wszystkie barwy tęczy, rozpraszając je na białych, błyszczących szafkach. Pomieszczenie wydawało się żyć swym własnym życiem, a jednocześnie przerażało dziwnym ziąbem. Zdawało się, że na co dzień nikt tam nie urzędował, że pani domu krzątała się tam tylko od święta, nie chcąc zbrukać swych wypielęgnowanych dłoni pracą przy garach.
– Mógłbyś przedstawić nam swojego kolegę, Chanyeol – odezwał się nagle pan Park, kiedy po oszczędnym powitaniu zasiedli do pustego jeszcze stołu.
– Ach, tak. – Ożywił się nagle, rozciągając wargi w pełnym podenerwowania uśmiechu. – Mamo, tato, to jest Baekhyun. Jesteśmy ze sobą od jakiegoś czasu – oświadczył, po czym spuścił wzrok.
– Wszystkiego można się po tobie spodziewać, braciszku. – Do kuchni wszedł właśnie młody mężczyzna, równie wysoki co Chanyeol. Jego wyraz twarz zdawał się jednak mówić, że uważa się za lepszego od innych.
– Sehun – powiedział starszy z braci, obrzucając drugiego zdziwionym spojrzeniem.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że to rodzinny obiad. – Kobieta pojawiła się znikąd, niosąc do stołu dwa półmiski; na jednym z nich znajdowały się kawałki smażonej ryby, a na drugim grillowane mięso.
W tym samym czasie, gdy pani domu zajęta była nakrywaniem do stołu oraz ustawianiem na nim zapewne drogich naczyń, Baekhyun dyskretnie przyglądał się twarzy owego Sehuna. Wydawała mu się dziwnie znajoma, ale nie mógł dopasować jej do czasu ani do miejsca, w którym mógł się z nim spotkać. Nie wyglądał na znajomego z klubu, bo za bardzo się ze sobą obnosił; nie był w jego typie, więc spotkanie w hotelu również odpadało; na ulicy nie zwracał uwagi na nikogo, dlatego to zdecydowanie nie ktoś poznany przez przypadek. Westchnął ciężko, zaciskając lekko dłonie na kolanach.
– Baekhyun, tak? – pan Park zwrócił się do jasnowłosego, przykuwając tym samym uwagę wszystkich zebranych. Młody mężczyzna pospiesznie skinął głową, nakładając sobie na talerz najmniejszy kawałek ryby, jaki udało mu się wyszukać. – Powiedz nam, czym się zajmujesz.
– Ja… jestem malarzem – wykrztusił Byun po niezręcznej chwili ciszy. Z lekka szumiało mu w uszach, dlatego napił się wody.
– Malarzem?
– Tak, tato – wtrącił się Chanyeol, dokładnie przeżuwając wołowinę. – Baekhyun studiuje na Narodowym Uniwersytecie Sztuki. Widziałem kilka jego obrazów, jest naprawdę świetny – zręcznie skłamał, napychając usta kolejną porcją pysznego jedzenia. – Sama to zrobiłaś, mamo? – spytał nagle, próbując zmienić temat.
– Tak, sama wszystko przygotowałam. Postanowiłam pokazać moim synom, że kucharz nie jest nam dziś potrzebny – odrzekła pani Park, a później jej usta wykrzywiły się nieznacznie, gdy usłyszała potok pochwał ze strony jedzących.
– Naprawdę jesteś malarzem? – Sehun zaburzył panujący przez krótki moment spokój. – Nie wyglądałeś na malarza, kiedy pozwalałeś mi zabrać się do hotelu. A potem prawie żywcem wyrwałeś mi pasek ze spodni, co też nie przekonało mnie o twoim talencie. Chyba, że mówimy o zupełnie innych umiejętnościach.
Baekhyun zesztywniał na swoim miejscu, lecz nadal dzielnie skupiał się na konsumowaniu następnych porcji obiadu. Powoli zaczynało kręcić mu się w głowie, dlatego co rusz sięgał po szklankę z wodą, mając nadzieję, że ta się nigdy nie skończy i przy okazji otrzeźwi jego zamroczony umysł.
– Co chciałeś przez to powiedzieć, synu? – zapytała pani domu, marszcząc brwi.
– Chciałem przez to powiedzieć, że Baekhyun bardziej wyglądał mi na, wybaczcie, męską dziwkę niż na malarza – odpowiedział bez skrupułów Sehun, wracając do jedzenia.
Pani Park krzyknęła zszokowana, wypuszczając sztućce z dłoni. Te uderzyły w talerz, a później spadły z głuchym brzękiem na podłogę. Byun nadal niemrawo koncentrował się na posiłku, nie dostrzegając surowego spojrzenia, jakim obdarzył go jego pozorny partner. Pan Park złapał zaś swą roztrzęsioną żonę za rękę, chcąc ją uspokoić. Sehun, jako jedyny z całej piątki, pozostał niewzruszony.
– So Eun, kochanie, uspokój się – przemówił cicho gospodarz, delikatnie głaszcząc dłoń pani domu, która cały czas patrzyła nieobecnym wzrokiem to na swego młodszego syna, to na Baekhyuna.
– Przepraszam, muszę skorzystać z toalety. – Malarz, mając dość rosnącego napięcia, które lada chwila mogło wybuchnąć, wstał od stołu ze spuszczoną głową.
Jak tylko udało mu się wydostać z nowoczesnej, lecz jakże eleganckiej kuchni, oparł się o ścianę, oddychając głęboko. Nie miał pojęcia, co się właśnie dzieje, ale przeczuwał, że to jeszcze nie koniec. Na moment skulił się, zachowując się tak cicho, by rodzina myślała, że naprawdę poszedł skorzystać z łazienki, choć nawet nie próbował zgadywać, gdzie ona się znajduje. Przez kilka niezręcznych chwil żadne słowa nie padły z niczyich ust, jednak kiedy zdecydował się, że powinien wrócić do stołu i zachować pozory grzeczności, Sehun odchrząknął głośno, jak gdyby wiedział, że Byun stoi za drzwiami.
– Wracając do Hyuna – odezwał się młodszy syn, wyraźnie akcentując ostatnie słowo, co sprawiło, że Baekhyun prawie zwymiotował na podłogę, przypominając sobie wszystko w przeciągu sekundy – żałuję, że nie mogliście zobaczyć, jak prosił mnie o pieniądze za to, że się z nim przespałem. – Zaśmiał się gorzko.
Te słowa na powrót sparaliżowały panią Park, która tym razem uderzyła ręką w stół z całej siły. Patrzyła ona surowo na Chanyeola. Takiego czegoś nie spodziewałaby się po nim nawet w najgorszych koszmarach, mimo iż od zawsze był człowiekiem podążającym za własnym tokiem myślenia i snującym swe własne plany, na co rodzice spoglądali z wielką niechęcią.
– Park Chanyeol, nie życzę sobie, żeby taka… osoba przebywała w tym domu. – Lodowaty głos przeszył uzbrojone nieprzeniknionymi pytaniami milczenie. – Jeśli zamierzasz kontynuować ten związek po tym, co dziś usłyszeliśmy, nie przyprowadzaj go więcej do mojego domu! – wykrzyknęła, nie mogąc pohamować osobliwej złości. Odeszła od stołu, aby napełnić jeden z kryształowych kieliszków winem, a później duszkiem je wypiła.
– Dobrze, mamo – odrzekł pokornie Chanyeol, po cichu podnosząc się z miejsca. – Pójdę po Baekhyuna i zaraz sobie stąd pojedziemy. Następnym razem przyjadę sam, obiecuję. – Skłonił głowę w geście uniżenia i wyszedł na korytarz, ale tam zastał jedynie głośny huk drzwi, sugerujący, że ktoś właśnie wyszedł.
◄►
Podczas gdy pani domu między wierszami karciła starszego syna za życiowy wybór, malarz poczuł ogromny wstyd, który z każdej strony zaczął uderzać go coraz bardziej. Pospiesznie wsunął buty, choć kręciło mu się w głowie i miał szczerą ochotę wyrazić swoje zdanie na temat poszczególnych członków rodziny. Z szybko bijącym sercem chwycił za klamkę i przekręcił ją, w duchu przepraszając Chanyeola, któremu przysporzył problemów i dodatkowego ciężaru.
Na zewnątrz już nic nie powstrzymywało go od ronienia łez. Pozwalając bezwiednie spływać słonym kroplom, mężczyzna biegł przed siebie ile sił w nogach. Mokre ścieżki na policzkach zdawały się palić tak mocno, że prawie wypalały mu dziury nie tylko w skórze, ale i gdzieś w jego wnętrzu. Nie patrzył dokąd zmierza, bo przed oczami nieustannie miał obraz urządzonego z przepychem domu, wypielęgnowanego ogrodu i chłodu, jaki bił od tego miejsca.
Za dobrze znał takie domy. Wprawdzie wyglądały na urządzone z miłością i zdawało się, że szczęście przelewa się w nich niczym woda na poszczególnych szczeblach kaskady, prawda prezentowała się zupełnie inaczej. Za zamkniętymi drzwiami panował chaos i bezład, domownicy nierzadko żyli ze sobą skłóceni, przed najbliższymi przyjaciółmi stwarzając pozory idealnej rodziny; rodziny jak z obrazka. Jadowite słowa zalewały także uszy przybyłych, skarżąc się na leniwą służbę, brzydko ubranych gości, którzy wpadli w odwiedziony dnia poprzedniego czy źle uszyte firany.
Zepsuci do szpiku członkowie rodziny szukali pocieszenia w alkoholu, romansach czy wyżywaniu się na sobie nawzajem. Raz na jakiś czas panowała zgoda, lecz było to tak obce uczucie, że ciężko było z nim wytrzymać. Baekhyun widział w życiu zbyt wiele takich rodzin, takich ludzi, żeby ich nie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Doskonale rozumiał pobudki Sehuna. Chciał on upokorzyć Chanyeola, który nie był przecież niczemu winien.
Klnąc na siebie pod nosem, malarz złapał pierwszy nadjeżdżający autobus. Nie obchodziło go, że znów jedzie na gapę. Doszczętnie zlekceważył zaczepki kierowcy, dlatego jakaś starsza pani kupiła za niego bilet. Nie raczył podziękować. Usiadł pod oknem, a z jego oczu wciąż kapały nikczemne łzy. Bezskutecznie ocierał je rękawem, lecz nie chciały przestać płynąć. Uparły się, żeby uwolnić z malarza wszystkie uczucia, których dusił w sobie bardzo wiele przez bardzo długi – zdecydowanie za długi – czas.
Idąc w kierunku mieszkania, Byun czuł się, jakby był pijany. Chwiał się na nogach, a co parę nieporządnych kroków zanosił się śmiechem tak głośnym, że mógłby on ogłuszyć nawet głuchego. Wszedł po schodach, łapiąc się dziarsko poręczy. Co chwilę odchylał się do tyłu, z nadzieją patrząc w spowity ciemnością sufit. Na oko czuł się dobrze, znakomicie wręcz, jednak kiedy przestąpił próg swojej klitki, natychmiast pobiegł do toalety, by zwrócić wszystko, co zjadł od rana.
◄►
Przez parę następnych dni Baekhyun miał niemalże szampański humor. Śmiał się do siebie, wymądrzał się w rozmowach z kotem – który i tak nie był w stanie mu odpowiedzieć, tylko patrzył skonfundowany na dziwaczne zachowanie właściciela, otwierał szeroko okna, radując się przeraźliwym chłodem, który otulał jego wątłe ciało. Zdarzyło mu się też tańczyć w niesłyszalnym rytmie czy podrygiwać do muzyki płynącej z telefonu, gdy ktoś do niego dzwonił. Nie odebrał ani razu, nie raczył też odczytać wiadomości, które piętrzyły się w stos w skrzynce SMS.
Taka sielanka trwała, dopóki komórka mężczyzny nie odmówiła posłuszeństwa. Wówczas wyciągnął świeżutkie płótno, przymocował je do sztalugi i zaczął malować obraz. Wypełniał pustą przestrzeń bezsensownymi bohomazami, podśpiewując sobie pod nosem. Wyglądał jak mały chłopiec, który zaczął spełniać swe największe marzenie. Gdy jednak uznał, że tłuste niebieskie pasmo nie było potrzebne, odstawił niedokończony obraz na bok. Zabrał się za tworzenie kolejnego dzieła.
Bardzo ostrożnie nakładał kolejne barwy, starając się stworzyć tańczący w wyobrażeniach niesamowity krajobraz. Błękit nieboskłonu rozlewał się nad rozżarzoną pustynią. Niechcący znalazła się tam plama zieleni, niszcząca cudowną wizję malarza. Odłożył więc zmarnowane płótno na podłogę. Podobna sytuacja powtórzyła się przy kolejnych trzech próbach. Wtedy jednakże Baekhyun zwyczajnie miał ochotę malować wszystkie trzy obrazy na raz, co niekoniecznie mu się udało.
Zmęczony zmaganiem się z własną imaginacją, która co rusz podsuwała mu coraz to nowsze złudzenia, położył się na wysłużonym materacu. Momo od razu przybiegła do niego i poczęła ocierać się wpierw o stopę swego pana, a później o jego wystającą kość biodrową, którą obił poprzedniej nocy, staczając się z posłania, gdy nie mógł zasnąć. Cichy chichot wyrwał się z ust jasnowłosego, kiedy kotka musnęła ogonem po jego policzku, łaskocząc go. Wpadł w wir zabawy i dokazywania, nie bacząc na to, co dzieje się dookoła.
Trwałby tak pewnie do samego wieczora, gdyby jego brzuch nagle nie zawołał o pomoc. Wstał i pobiegł do kuchni, wyjmując z szafki dawno zapomniane paczki kwaśnych żelek z sokiem. Zdawało mu się, że zabraknie mu czasu, by je powoli skonsumować, dlatego bez przerwy napychał usta pełnymi garściami. Jego twarz wykrzywiała się w prześmiesznych grymasach, ale jakoś musiał napełnić wygłodniałe ciało. Kiedy wyrzucał puste opakowania do kosza, usłyszał głośne stukanie do drzwi.
Poszedł otworzyć, szczerząc się od ucha do ucha. Jednak w momencie, gdy ujrzał postać stojącą za dzielącą ich do tej pory grubą barierą, zechciał na powrót ją zamknąć. Udałoby mu się to, gdyby nie fakt, że Chanyeol wsunął stopę między próg a drzwi, nie pozwalając się wyrzucić.
– Idź sobie stąd, nie chcę cię widzieć – zawołał malarz, ze wszystkich sił wypychając bruneta z powrotem na korytarz.
– Pozwól mi ze sobą porozmawiać – poprosił niepewnie młodszy. Jego głos przepełniała gorzka nuta smutku, którą Baekhyun niestety usłyszał. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, z miejsca ustępując.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zapytał Byun, podkulając nogi i opierając na kolanach brodę, gdy już znaleźli się w jego skromnej sypialni.
– Kyungsoo mi powiedział. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale powtórzył adres ze cztery razy – wyjaśnił Park, zajmując miejsce obok jasnowłosego.
Musiało minąć bardzo wiele niezręcznych spojrzeń i gestów, nim wreszcie ich oczy się spotkały. Byun mocno zagryzł wargę, przypominając sobie wstyd i wszystkie uczucia, jakie zaczęły nim szarpać. Spuścił nieśmiało głowę, na co Chanyeol nieznacznie się do niego przysunął. Miał ochotę przykryć go leżącym na podłodze kocem, widząc, że jest w samym podkoszulku pobrudzonym farbami i bieliźnie, ale nie potrafił sobie na to pozwolić.
– Nie musiałeś uciekać, wiesz? Nic bym ci nie zrobił – zabrał głos czarnowłosy, układając dłonie na kolanach. – Nie odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś na wiadomości, martwiłem się – dodał po chwili. – Chciałem porozmawiać. Możemy to zrobić teraz?
Anemiczne skinienie głowy trochę pocieszyło młodszego.
– Czy to co powiedział Sehun to prawda?
– Tak.
– Chciałbyś mi to jakoś wyjaśnić?
– Tak. – Ton głosu Baekhyuna był niepewny i słaby. Podniósł wzrok na Parka, nieśmiało patrząc w jego rozżalone i zawiedzione oczy. – To nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje – uprzedził.
– Skąd możesz wiedzieć, jak ja na to wszystko patrzę? – rzucił Chanyeol, ale malarz zbył go jedynie machnięciem ręki.
– Nie pochodzę z biednej rodziny, jak może to wyglądać – zaczął szeptem, nie będąc do końca pewnym, czy to właściwy punkt zaczepienia. – Wychowałem się w rodzinie bogaczy, w takiej samej rodzinie jak twoja. Odwiedziłem krocie domów takich jak twój. Moi rodzice byli bardzo szanowani, ojciec był – pewnie nadal jest – dyrektorem firmy, którą odziedziczył po dziadku, a mama prowadziła swój mały biznes z kosmetykami. Jestem ich jedynym dzieckiem, dlatego od maleńkiego byłem rozpieszczany, ale także sporo się ode mnie wymagało.
Na chwilę przerwał, nabierając w płuca więcej powietrza, jakby mówienie było dla niego nie lada wysiłkiem. Rzucił też okiem na bruneta, którego twarz wyrażała szczere zdumienie, zanim przystąpił do dalszego opowiadania.
– Chcieli dobrze mnie wychować, więc ilekroć wyjeżdżali za granicę, brali mnie ze sobą. Byłem w Stanach, we Francji, w Hiszpanii, Chinach, Japonii, a nawet zwiedziłem kilka stolic europejskich, choć wcale nie było to moim życzeniem. Posłali mnie do najlepszej szkoły, załatwiali mi najlepszych korepetytorów. Stąd znam angielski, chiński i francuski, co nie raz mi się przydało. – Westchnął ciężko, na moment odwracając się, by z politowaniem przyjrzeć się swym obrazom. – Malowanie od zawsze było moją pasją, dlatego uczęszczałem do szkoły artystycznej. Nauczyłem się tam rysować i rzeźbić, co również mi się spodobało. W przyszłości miałem pójść na Narodowy Uniwersytet Sztuki…
– Dlaczego cię tam teraz nie ma? – spytał ponuro Park, przełknąwszy wielką gulę, jaka narosła mu w gardle. – Przecież bez problemu mógłbyś się tam dalej uczyć. – Na te słowa Baekhyun przytaknął.
– Moi rodzice wcale nie zginęli w wypadku. Wyrzucili mnie z domu, kiedy miałem szesnaście lat i od tamtej pory, starałem się wymazać ich z pamięci. Byłem gówniarzem, chciałem spróbować wszystkiego, jak każdy nastolatek – ciągnął malarz, nie czekając na pytanie. – Zacząłem kwestionować swoją seksualność i w ten sposób znalazłem sobie chłopaka. Ukryłem ten fakt przed rodzicami z wiadomych powodów, ale pewnego dnia przyprowadziłem go do siebie, jako że ich nie było. Nie pamiętam już, jak wszystko się potoczyło, ale znaleźliśmy się w sypialni moich rodziców. Byłem tak podekscytowany, że nawet nie zauważyłem, kiedy weszli do środka i tak po prostu nas przyłapali. Wiem tylko, że dobierałem się wtedy do spodni Minho. – Byun zaśmiał się na to wspomnienie, lecz zaraz potem ucichł.
– Matka przeżyła szok, ojciec wpadł w furię – mówił dalej, po kolejnej chwili wyczekującego milczenia. – Przeprosiłem, za co dostałem w policzek od obydwojga. Kazali mi przestać się z nim spotykać, ale wtedy zacząłem wykrzykiwać swoje racje. Ojciec uderzył mnie kolejny raz i powiedział, że niczym nie zasłużył sobie na takiego syna i mam się wynosić z jego domu. Tak też zrobiłem.
– Jakim cudem znalazłeś się tu? – wykrztusił w końcu Chanyeol.
– Najpierw mieszkałem trochę u Minho, później u jakiejś ciotki, a potem znalazłem to mieszkanko i uciekłem od tamtej staruszki. Była nie do zniesienia. W międzyczasie sprzedałem kilka obrazów, które stały się naprawdę wartościowymi dziełami. Zarobiłem sporo kasy. Mogłem nawet kupić sobie dom czy apartament, ale matka o wszystkim się dowiedziała i zabrała jakieś dziewięćdziesiąt procent tego, co uzyskałem. Wytłumaczyła to jako rekompensatę za stan, w jakim się znalazła.
– To przykre – skomentował krótko Park, na co malarz raptem wzruszył ramionami.
– Nie oczekuję współczucia ani pomocy, nie potrzebuję ich. Jakoś sobie radzę. – Chwilę wahał się nad wyjawieniem obecnej części swojego życia. – Nocne wypady do klubów, seks z przypadkowymi facetami i mam pieniądze na jakiś czas. Całkiem mi to odpowiada.
– A te pieniądze, które miałeś przy sobie ostatnio? Na nie też zapracowałeś swoim ciałem – zapytał niepewnie czarnowłosy, czując narastającą suchość w gardle.
– Nie – odrzekł Byun, kręcąc głową. – Udawałem syna jakiegoś faceta i za to je dostałem, ale nie przywiązuję do nich wielkiej wagi, jak widzisz. Nic nie ma dla mnie głębszego znaczenia. Chyba że ja sam.
– A miłość? Szczęście?
Nie wierzę w miłość. Gdyby rodzice naprawdę mnie kochali, nie mieszkałbym teraz w tej klitce i miałbym znaczne udziały w firmie ojca.
– Gdybyś nie był w tym miejscu, w którym się znalazłeś, nigdy bym cię nie poznał – mruknął Chanyeol, zniżając głos do szeptu. – A cieszę się, że cię poznałem, Baekhyun.
Jasnowłosy mężczyzna zadrżał, słysząc swoje imię wypowiedziane w tak czuły i delikatny sposób, jakby było pieszczotą. Spuścił wzrok, zastanawiając się głęboko nad słowami bruneta. Przyniósł mu szczęście, chociaż sam uważał, że dla wszystkich jest ciężarem i balastem. Dał mu odrobinę radości, mimo że często wywyższa się ponad innych i myśli, że jest od nich lepszy. Stał się powodem do uśmiechu, nawet jeśli wcale się nie znali i początkowe zamiary Byuna były sprzeczne ze wszystkim, co zrobił.
Uniósł głowę, kładąc trzęsącą się dłoń na tej Parka. Wyczuł pod palcami szorstką skórę. Poczuł jej ciepło, jej bliskość; poczuł to, czego od nikogo nie żądał. Kiedy ich oczy się spotkały, po policzkach malarza spłynęły lśniące łzy.
– Nie płacz, Baekhyun. Ja też muszę ci coś wyznać. – Nabrawszy w płuca wystarczającą ilość życiodajnego tlenu, Chanyeol zaczął snuć przykrą opowieść o swojej żonie.