piątek, 25 kwietnia 2014

Yuppie

Tytuł: Yuppie
Bohaterowie: Park Chanyeol, Byun Baekhyun
Pairing: Chanbaek
Rating: NC-17

Gatunek: AU, smut, romans, oneshot
A/N: Ohayo! Po dwóch tygodniach(!!!) wreszcie coś mam. Jestem w szoku, że tak długo nic nie dodawałam, ale to akurat teraz mało ważne. Wreszcie skończyły się egzaminy, więc może teraz znajdę więcej czasu na wszystko. 
            Marketing to działalność mająca na celu wynajdowanie, pobudzanie i zaspokajanie potrzeb podmiotów gospodarczych.
            Chanyeol od samego rana siedział z głową w książkach. Pogrążony w nauce nie zwracał uwagi na upływające godziny. Ani na chwilę nie opuścił swojego pokoju, więc mogło się wydawać, że wyszedł i jeszcze nie wrócił, jednak on usilnie starał się przygotować do ważnego egzaminu.
            Chłopak kolejny raz wertował jeden i ten sam rozdział, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Całkiem zapomniał, że nie mieszka tutaj sam i ktoś może martwić, się tym, że nie pojawił się dzisiaj i nie zmieszał kogoś z błotem. Tak. Chanyeol był typem zawsze-chętny-z-niewyparzoną-gębą, więc kiedy tylko nadarzała się okazja podsuwał innym seksualne podteksty bądź używał w stosunku do nich chamskich odzywek.
            -Cześć, Park – czarnowłosy usłyszał ciepły głos Baekhyuna, który stał w drzwiach i trzymał w rękach tacę. – Co robisz?
            -Czy pozwoliłem ci wejść? – warknął Chanyeol, patrząc pogardliwie na chłopaka, a następnie przewracając oczami. – Uczę się. A ty, czego tu chciałeś?
            -Cały dzień nie wychodzisz z pokoju, myślałem, że wyszedłeś z Jonginem, ale kiedy do niego zadzwoniłem i okazało się, że nie ma ciebie z nim pomyślałem, że jesteś w domu i przyniosłem ci coś do jedzenia – odrzekł blondyn i uśmiechnął się przyjaźnie.
            Olbrzym wiercił wzrokiem dziurę w słodkiej twarzy Baekhyuna i z niedowierzaniem analizował jego wypowiedź. Po dogłębnym zastanowieniu postanowił wykorzystać chłopaka, aby sobie pomóc i zaliczyć egzamin na co najmniej siedemdziesiąt procent.
            -Właściwie to trochę zgłodniałem. Co tam masz? – rzucił Chanyeol i gestem  ręki zaprosił blondyna do siebie.
            -Mam herbatę z cytryną i babeczki – odparł i postawił tacę na biurku, po czym usiadł na najbliższym krześle.
            Czarnowłosy z apetytem zajadał się pysznym deserem, popijając ciepły, parujący napój. Zauważył, że Baekhyun co jakiś czas spogląda na niego z zainteresowaniem, a kiedy ten go przyłapywał, od razu odwracał wzrok.
            Gdy skończyli jeść, niższy chłopak wstał i chciał wyjść, ale Chanyeol powstrzymał go.
            -Byun, może mógłbyś pomóc mi w nauce? – zapytał, patrząc na chłopaka znad swoich okularów.
            -J-ja? – wyjąkał blondyn, patrząc na giganta wielkimi oczami.
            -Tak, ty. W końcu jesteś na pierwszym miejscu w rankingu szkoły. Nie wiem, jak ty to robisz, bo ani razu nie widziałem cię ślęczącego nad książkami – odparł Yeol, patrząc pytająco na Baekhyuna. – To jak będzie?
            -Dobrze, pomogę ci. Pokaż mi to – powiedział, po czym wziął książkę, którą czarnowłosy trzymał w rękach.
            Szybko przestudiował wszystkie zaznaczone rozdziały i zamyślił się na chwilę. Ekonomia nie jest bardzo trudną nauką, a Park nie wydaje się głupi, więc myślę, że pójdzie nam łatwo, pomyślał Baekhyun i popatrzył na chłopaka.
            -Kiedy masz ten egzamin? – zapytał po chwili.
            -Ech… jutro – odparł olbrzym i przeczesał ręką swoje włosy.
            -Da się zrobić – powiedział blondyn i przesiadł się na łóżko obok swojego współlokatora.
            Chłopak czytał Chanyeolowi krótkie teksty, a następnie przekładał je na bardziej zrozumiały język. Starał się jak najdokładniej zobrazować wszystko, aby czarnowłosy mógł zapamiętać proste pojęcia. Objaśniał mu wykresy i tabelki, po czym zadawał mu pytania. Już miał przejść do rozwiązywania zadań, gdy olbrzym odezwał się.
            -Wiesz, Byun, jest mały problem. Nie widziałem nic, co mi pokazywałeś.
            Baekhyun spojrzał na książkę leżącą przed nim i po dłuższej chwili uświadomił sobie, że leży ona bokiem do Chanyeola i przez to tamten mało widzi. Szybko odwrócił głowę i skarcił się w myślach.
            -Przepraszam – powiedział i odwrócił książkę frontem do olbrzyma.
            -Yah, teraz ty nic nie widzisz – rzekł czarnowłosy, po czym usiadł w rozkroku. – Chodź tutaj – na te słowa, wskazał miejsce między swoimi nogami.
            -A-ale czy nie będę cię rozpraszał? – zapytał blondyn cicho.
            -Nie, chodź tu – rzucił Chanyeol, przyciągając Baekhyuna za rękę i wygodnie usadawiając go na wolnej przestrzeni.
            Blondyn włożył podręcznik do ekonomii w duże dłonie czarnowłosego i jeszcze raz wyjaśniał mu wszystko to, co wcześniej. Kolejny raz opisywał wykresy, tabelki, aż wreszcie przeszli do rozwiązywania zadań. Park skutecznie udawał, że słucha, co mówi do niego mniejszy chłopak, a tak naprawdę obserwował go z zainteresowaniem. Patrzył na jego delikatną, nieco dziewczęcą twarz, która wydawała mu się niezwykle piękna, czego nigdy wcześniej nie zauważył. Jasne, puszyste włosy subtelnie opadały na czoło Baekhyuna, dodając mu jeszcze więcej uroku. Czarnowłosy przesunął wzrok na dłonie drobnego chłopaka. Długie, zgrabne palce wodziły po cienkich słupkach wykresów i dużych liczbach w tabelkach.
            -Rozumiesz, Park? – zapytał nagle chłopak, odrywając olbrzyma od jego zajęcia.
            -Yhm… - mruknął brunet tuż przy uchu jasnowłosego, przesuwając nosem po jego szyi  i delektując się jego słodkim, lawendowym zapachem.
            -Co ty robisz?! –krzyknął Baekhyun, kiedy czarnowłosy zaczął całować jego linię szczęki, zatrzaskując przy tym podręcznik i odrzucając go gdzieś na bok.
            -Jakich używasz perfum, Baek? – zapytał swoim niskim, seksownym głosem, przesuwając rękami wzdłuż ramion Byuna.
            Chanyeol zaczął subtelnie całować kark i szyję mniejszego chłopaka, dłońmi przesuwając po jego talii. Poczuł jak jego ciała ogarnia olbrzymie, niepohamowane pożądanie i ostrożnie podążył za jego głosem. W delikatny sposób starał się zatrzymać przy sobie Baekhyuna, aby ten nie uciekł z pokoju z krzykiem.
            Powoli przesunął swoje olbrzymie dłonie na uda blondyna i zaczął je z umiarem masować. Z ust drugiego chłopaka zaczęły wydobywać się ciche jęki i pomrukiwania. Czarnowłosy zaczął czule całować jego wargi, zatapiając się w błogiej rozkoszy.
            Baekhyun był na skraju wytrzymałości. Ze wszystkich sił starał się opanować swoje emocje, ale nie potrafił. Nigdy nikomu nie wyjawił, że tak naprawdę Park Chanyeol jest chłopakiem, który mu się podoba i którego pragnie ze wszystkich sił. Teraz, kiedy miał go tak blisko, chciał uciec, bo nie umiał poradzić sobie z ogarniającym go strachem i stresem. W pewnej chwili poczuł, jak odległość między jego pośladkami a męskością olbrzyma zmniejszyła się.
            Chanyeol zamknął oczy i postanowił zaryzykować, przenosząc swoje dłonie na krocze blondyna. Na reakcję z drugiej strony nie musiał długo czekać. Zaszokowany chłopak podkulił nogi i zagryzł wargi, odciągając rękę bruneta.
            -Wszystko w porządku, Baekhyun? – zapytał cicho, głaszcząc mniejszego po policzku z niezwykłą troską.
            -Park… - zaczął, odwracając głowę w stronę czarnowłosego. – j-ja nigdy tego nie robiłem.
            -Nie bój się. Postaram się być delikatny – odparł Chanyeol i uśmiechnął się łobuzersko, po czym przywarł wargami do ust jasnowłosego.
            Łagodne pocałunki doprowadzały Baekhyuna do zawrotów głowy. Był nieco oszołomiony, kiedy brunet polizał jego dolną wargę, ale szybko zrozumiał o co mu chodziło i rozchylił usta, pozwalając chłopakowi smakować swoje słodkie wnętrze. Czuł jak zwinny język olbrzyma z lekką nieśmiałością dotyka jego miękkich policzków, pieszcząc je z każdym drobnym ruchem.
            Park był zaskakująco ostrożny i postanowił się nie spieszyć. Powoli powrócił do poprzedniej czynności i rozpiął spodnie swojego korepetytora, po czym chwycił za skrawek bielizny.
            -Jesteś pewien, że tego chcesz? – szepnął czarnowłosy, przerywając na chwilę.
            W odpowiedzi Baekhyun skinął głową i chwycił się uda Chanyeola.
            Całując perfekcyjną szyję blondyna, Park włożył rękę w jego bokserki i delikatnie chwycił jego członka. Zaczął go stymulować, starając się sprawić tym jak największą przyjemność chłopakowi. Ciałem Chanyeola wstrząsało pożądanie, ale ten skutecznie je odsuwał i był cierpliwy w doprowadzaniu Baekhyuna do rozkoszy. Jasnowłosy odchylił głowę i oparł ją na klatce piersiowej olbrzyma, po czym zamknął oczy i oddał się ekstazie.
            Problemem olbrzyma była mała przestrzeń do swobodnego wykonywania swojego zadania. Desperacko zsunął obcisłe spodnie chłopaka do połowy ud i znów począł lekko szarpać jego męskość. Byun cicho skomlał i odrzucał na boki swoją głowę, kurczowo zaciskając dłonie w pięści.
Chanyeol suwał po penisie blondyna w górę i w dół doprowadzając go do uniesienia. Co chwilę przesuwał kciukiem po szczelinie na jego główce, w odpowiedzi uzyskując błogie miauknięcia. Kiedy Baekhyun był blisko osiągnięcia szczytu, jego ciałem wstrząsnęły nagłe, ciężkie dreszcze. Kilka sekund później doszedł, zalewając spermą swoją koszulkę i rękę olbrzyma, którą tamten w mgnieniu oka wytarł o jego spodnie.
Moment później Park puścił chłopaka, podniósł się z miejsca i ruszył do szafki znajdującej się w przeciwległym rogu pokoju, po czym począł w niej czegoś szukać.
-Hej, co ty robisz?! – krzyknął roztrzęsiony Byun, podnosząc się na łokciach. –Zostawiasz mnie w takim stanie i gdzieś sobie idziesz?!
            -Spokojnie, Baek – odparł Chanyeol, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu. – Poszedłem po coś, co będzie nam potrzebne – odszedł od półki, a następnie rzucił na łóżko małą buteleczkę.
            -Co to? – spytał jasnowłosy, patrząc na kolorowy pojemniczek.
            -Lubrykant, skarbie – mruknął olbrzym, siadając między nogami Baekhyuna.
Chłopak ściągnął swoją koszulkę i odrzucił ją na podłogę, ukazując delikatnie zarysowane mięśnie brzucha. Następnie pomógł mniejszemu pozbyć się jego odzieży. Ostrożnie zdejmował jego koszulkę, aby nie ubrudzić go białą, lepką cieczą. To samo zrobił ze spodniami, a później, tak jak swoje, położył je na podłodze.
Nachylając się nad blondynem, patrzył mu przenikliwie w oczy. Pocałował go czule w usta, po czym odezwał się.
-Baekhyun, odpowiedz na jedno pytanie.
            -Hm?
            -Czy ty coś do mnie czujesz? – na te słowa Byun odwrócił wzrok, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Po chwili wymamrotał coś pod nosem, ale Chanyeol nic z tego nie zrozumiał. – Mógłbyś powtórzyć? – poprosił.
            -Powiedziałem, że bardzo cię lubię i tak cholernie mi się podobasz – powiedział Baekhyun i pospiesznie zakrył swoją twarz dłońmi.
Olbrzym delikatnie chwycił chłopaka za nadgarstek i powoli odsunął jego dłoń. Widział, że tamten jest zawstydzony i jednocześnie boi się jego reakcji.
-Co w tym złego? – zapytał, uśmiechając się promiennie. – Każdy ma kogoś takiego. Ty masz mnie, a ja… mam ciebie - wymruczał cicho z lekką nieśmiałością i powrócił do całowania ust Byun.
Pomału przesuwał się wzdłuż jego szyi, nie pomijając obojczyków, do sutków. Subtelnie ssał je i przygryzał, doprowadzając blondyna do cichych jęków, które skrupulatnie zapadały mu w pamięć. Olbrzym ostatni raz dotknął językiem wrażliwego punktu na ciele chłopaka i muskając jego skórę nosem, zaczął całować jego brzuch. Kiedy dotarł do bokserek Baekhyuna, podniósł się i spojrzał na niego po raz kolejny.
Urocza twarz z dwoma czerwonymi rumieńcami przyprawiała go o szybsze bicie serca. Delikatnie rozchylone wargi aż prosiły się o kolejne pocałunki, ale Chanyeol powstrzymywał się, bo chciał spróbować czegoś więcej ze swoim niedoświadczonym współlokatorem.
-Baek – szepnął, patrząc chłopakowi w oczy. – Wystarczy, że coś cię zaboli, a przestanę. Powiedz, kiedy…
            -Park –mruknął jasnowłosy. – Po prostu zrób to.
Olbrzym szybko ściągnął niepotrzebną bieliznę chłopaka, po czym sięgnął po lubrykant. Obficie nawilżył swoje długie palce, a następnie rozsunął nieco pośladki Baekhyuna i zaczął przesuwać opuszkiem wokół jego dziewiczego otworu, drażniąc go. Po chwili wsunął jeden ze swoich palców w jego wnętrze, aż tamten cicho syknął. Chanyeol zaczął wykonywać płytkie ruchy, aby jasnowłosy mógł przyzwyczaić się do obcego ciała w sobie.
Byun na początku czuł lekki ból roznoszący dreszcze po jego ciele, które później zastąpiły fale przyjemności. Z jego ust wydobywały się urywane jęki, które starał się maskować, zagryzając wargi. Po pewnym czasie poczuł jak jego ciasne wejście rozciągają dwa, a chwilę później trzy palce czarnowłosego.
Gdy Chanyeol uznał, że Baekhyun jest odpowiednio przygotowany, wyciągnął z jego wnętrza swoje palce w najmniej oczekiwanym momencie. Przez chwilę patrzył na zaniepokojonego chłopaka i zastanawiał się, czy na pewno podejmuje właściwe decyzje. W ostatniej chwili chciał zrezygnować i przeprosić mniejszego za swoje zachowanie, ale właśnie wtedy tamten przyciągnął go do siebie i zainicjował nieśmiały pocałunek. W tym momencie olbrzym odsunął od swoich myśli wszystkie bariery.
Niechętnie odsunął się od blondyna i w pośpiechu ściągnął swoje bokserki, po czym zimnym żelem nasmarował swojego nabrzmiałego członka. Nakierował go na otwór chłopaka, a następnie, podpierając się na rękach, przybliżył się do Baekhyuna.
Jasnowłosy mocno zacisnął swoje drobne dłonie na pościeli  i zamknął oczy. Czuł, jak Chanyeol stopniowo zanurza się w jego wnętrzu i z każdym kolejnym ruchem krzyczał coraz głośniej. Na jego policzkach pojawiły się drobne łzy, które olbrzym natychmiast otarł swoim kciukiem. Odczuwając całą długość chłopaka w sobie, Byun chwycił swojego współlokatora za rękę i wbił paznokcie w jego skórę, aż popłynęła szkarłatna ciecz. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na swoje dzieło.
-Przepraszam – mruknął cicho i natychmiast puścił czarnowłosego.
W odzewie Park zaczął czule całować szyję Baekhyuna, zostawiając na niej czerwone ślady. Ostrożnie poruszył swoim penisem, na co chłopak krzyknął jeszcze głośniej. Powoli ból ustępował miejsca rozkoszy i głośnie wrzaski zamieniły się w słodkie skomlenie. Chanyeol starał się być czuły i delikatny, aby blondyn zapamiętał swój pierwszy raz jako cudowne przeżycie.
Z każdym kolejnym pchnięciem olbrzym sukcesywnie zwiększał tempo. Drobny chłopak wił się pod nim, łapczywie nabierając powietrze i kurczowo przytrzymując się łóżka. Donośnie wykrzykiwał imię czarnowłosego, a przez jego ciało przepływały konwulsyjne fale ciepła, przenosząc go do krainy uniesienia.
Zbliżając się do osiągnięcia szczytu, Park kolejny raz zawładnął wargami Baekhyuna. Całował je z zachłanną pasją, podczas gdy chłopak jęczał wprost w jego usta w nieskończonej przyjemności.
Czarnowłosy wykonał ostateczny ruch, sprawiając, że jego współlokator krzyknął ostatni raz, po czym znalazł swoje spełnienie, brudząc spermą swój brzuch i tors olbrzyma. Kilka sekund później Park wylał swoje nasienie we wnętrzu chłopaka, po czym zmęczony opadł na łóżko i ułożył się obok niego.
Obaj leżeli na wpół przytomni, oblepieni maleńkimi kroplami potu, ciężko dysząc i próbując opanować drżące ciała. Chanyeol ostrożnie przysunął do siebie jasnowłosego, po czym pocałował go w czoło, a ten wtulił się w jego pierś, nasłuchując bicia serca chłopaka.
-Wiesz, Park – odezwał się po chwili Baekhyun – zachowałeś się jak typowy yuppie.
-Czyli kto? –zapytał olbrzym, marszcząc się przy tym.
             -Młody, dynamiczny człowiek sukcesu z wielkiego miasta – odrzekł, chichocząc. – To pojęcie z ekonomii.
            -Tego nie znałem – odpowiedział Yeol, po czym zamknął mniejszego w swoim opiekuńczym uścisku. 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Voodoo doll - Rozdział 9

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans
Ostrzeżenia: przekleństwa, brutalne sceny

A/N: Witam! Na wstępie chcę was przeprosić za to, że nie dodałam wcześniej tego rozdziału. Cały ten tydzień to jakaś masakra. Ogólnie postanowiłam, że nie będę już regularnie dodawać na bloga. Tak wyszło. Ale na pocieszenie chcę powiedzieć, że będę się starała dodać jak najczęściej. Zapraszam do czytania i komentowania!
9.Na zgodę
            W ciągu kolejnych kilku dni Luhan – sponiewierany, obolały i zmęczony – jakoś dał radę przeżyć weekend i poniedziałkowy poranek. Ciągle przytłaczały go straszne myśli i dotkliwe uczucie brudnego dotyku prawie obcej mu osoby. Przed oczami co rusz odtwarzał okropne obrazy z tamtej nocy. Nadal miał na ciele siniaki i krwawe blizny. Zadrapania na plecach i brzuchu piekły niemiłosiernie, a chodzenie sprawiało mu trudność.
            W szkole chłopak nie zachowywał się normalnie. Unikał wszystkich, bo zdawało mu się, że wiedzą oni o tym, co się wydarzyło. Lekcje matematyki były dla Luhana katorgą. Za każdym razem był wzywany do rozwiązywania przykładów na tablicy, a nauczyciel patrzył na niego wymownie. Chłopak bał się porozmawiać nawet z Layem, nie wspominając już o Sehunie.
            Ciągłe wrażenie, że wszyscy go obserwują, nie znikało. Bał się wszystkiego, a najbardziej tego, że ktoś skrzywdzi go po raz kolejny.  Na każdej przerwie zamykał się w toalecie, ale pewnego razu Sehun to zauważył i postanowił z nim porozmawiać.
            -Cześć, Luhan – powiedział młodszy chłopak, chwytając Luhana za ramię. – Stało się coś? Ostatnio dziwnie się zachowujesz.
            -Cz-cześć – wyjąkał szatyn. – Nie, nic się nie stało… Chodzi o to, że jest mi przykro z powodu, że się pokłóciliśmy. Przepraszam, ale nie umiałem inaczej zareagować. Wiesz, jak bardzo cię kocham i martwię się o ciebie.
            -Oh, Lu, przecież nic się nie stało – odrzekł Sehun i próbował przytulić do siebie chłopaka, ale tamten odepchnął go. – Co się dzieje?
            -Nic. Przepraszam – odparł Luhan i próbował odejść, ale blondyn chwycił go za nadgarstek.
            -Jakie „nic”? Przecież zachowujesz się, jakbyś przed kimś uciekał. Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz – mówił stanowczo młodszy, patrząc przenikliwie w oczy swojemu chłopakowi. – Masz mi natychmiast powiedzieć o co chodzi. Słucham.
            -O nic nie chodzi, Sehun! – krzyknął szatyn, próbując powstrzymać łzy. – Puść mnie.
            -Nie. Luhan, znowu mnie okłamujesz, mam rację? –rzucił Oh patrząc pretensjonalnie na Xiao.
            -Hunnie, ja po prostu… -zaczął niepewnie starszy. – Po prostu chciałem, żebyś spotkali się w następną niedzielę. Co ty na to?
            -Czy ty zapraszasz mnie na randkę? – zapytał Sehun, uśmiechając się szelmowsko.
            -Powiedzmy, że tak. Jest to randka. Przyjedź do mnie w niedzielę przed południem i razem się gdzieś wybierzemy.
            -W porządku. Będę na pewno – odparł blondyn i pocałował Luhana w czoło.
***
            Następnego dnia Xiao obudził się zlany zimnym potem. Czuł się jak matni. Nie potrafił poradzić sobie z odrzuceniem bolesnych wspomnień. Potrzebował ciepła i bliskości. Teraz. Dokładnie w tej chwili. Chciał mieć przy sobie drugą osobę, w ramionach której budziłby się bezpiecznie każdego poranka. Co prawda miał Sehuna, ale to mu nie wystarczało. Chłopak rzadko do niego przyjeżdżał, a jeżeli już , to nawet nie zostawał na noc.
            W dodatku Luhan zdał sobie sprawę, że zaczyna brakować mu pieniędzy. Właściciel domu od tygodnia upominał się o czynsz, a ten tylko udawał, że tego nie zauważa. Rodzice przestali przysyłać mu pieniądze, odkąd ich sytuacjach finansowa znacznie się pogorszyła. Chłopak wiedział, że będzie musiał znaleźć sobie pracę tym bardziej, jeżeli chciał dostać się na wymarzone studia prawnicze.
            Po dłuższym namyśle Luhan zdecydował, że zapomni o ostatnich przykrych wydarzeniach, które i tak robiły mu wodę z mózgu w wystarczającym stopniu i poszuka dla siebie jakiegoś zajęcia. Przeglądając strony internetowe, chłopak natknął się na profil agencji towarzyskiej. Bez zastanawiania się nad konsekwencjami swojego czynu Xiao od razu zamieścił ogłoszenie wraz z krótkim opisem i zdjęciem.
            Na odzew nie musiał długo czekać. Już tego samego dnia pierwszy klient zadzwonił do niego i poprosił o spotkanie. Z jednej strony chłopak cieszył się, bo wiedział, że zdobędzie wymarzone pieniądze, ale z drugiej strony czuł się, jakby właśnie okłamywał cały świat. Ochoczo przystał na propozycję starszego mężczyzny, a ten pojawił się niedługo później.
            Luhan starał się być profesjonalny. Mimo iż w środku trząsł się ze strachu, na jego ustach gościł promienny uśmiech. Mężczyzna, tak jak obiecał, był czuły i delikatny. Jego dotyk przyprawiał Xiao o ciepłe dreszcze, jednak nie były one tak silne, jak te, wywołane przez kontakt z ciałem Sehuna. Po wykonanej pracy, klient zapłacił chłopakowi odpowiednią sumę i wyszedł żegnając się czule.
            Cały wieczór Luhan zastanawiał się czy dobrze zrobił, podejmując taką decyzję. W końcu mógł przecież znaleźć inna pracę, ale za bardzo zapadły mu w głowę beznamiętne słowa nauczyciela „pieprzysz się lepiej niż niejedna dziwka”. Chłopak jeszcze przez jakiś czas układał w głowie rożne scenariusze, jakie mogły wydarzyć się tamtej nocy. Zdecydowanie ten, który miał miejsce, był tym najgorszym.
***
            W słoneczne niedzielne przedpołudnie Sehun przyjechał swoim samochodem pod dom Luhana. Chciał poczekać i zadzwonić do chłopaka, ale właśnie w tej samej chwili ktoś wyszedł z jego domu, uprzednio żegnając się pocałunkiem w usta. Blondyn zaniepokoił się i poczekał aż mężczyzna odjedzie. Powoli wyszedł z samochodu i podszedł do samotnie stojącego Xiao.
            -Kim był ten mężczyzna? – zapytał Sehun ostro, marszcząc przy tym brwi.
            -On... to był tylko znajomy – odrzekł Luhan, uśmiechając się.
            -Znajomy? O tej porze? Całował cię? W USTA? –dopytywał niecierpliwie chłopak.
            Xiao nie odpowiadał. Nerwowo przygryzał wargę i spoglądał na swoje buty. Czuł się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku przy podbieraniu słodyczy. Obecność Sehuna przyprawiała go o niemały stres i zdenerwowanie.
            -Kim był ten mężczyzna?! – krzyknął blondyn, zaciskając pięści, a Luhan tylko schylił głowę, jakby chciał uciec.
            -To był mój klient – odpowiedział chłopak i odwrócił głowę, ukazując mnóstwo czerwonych śladów na swojej szyi.
            -Aha. Klient. Zaraz… czy to oznacza, że ty… - Sehun zawahał się przez chwilę. –że ty sprzedajesz się obcym facetom za pieniądze?
            Xiao powoli pokiwał głową. Czuł na sobie groźne spojrzenie blondyna, które sztyletowało go do szpiku kości. Właśnie wtedy pożałował swoich czynów.
            -Okłamałeś mnie! – wrzasnął Sehun, zaciskając dłonie w pięści aż do zbielenia kłykci. – Jesteś taką małą dziwką, wiesz? Powinienem wcześniej się tego domyślić. Czego jeszcze mi nie powiedziałeś?! Może tego, że spałeś z Layem, co?! –chłopak wykrzykiwał.
            -Sehun, przestań – powiedział cicho Luhan, patrząc z żalem na swojego chłopaka.
            -Spałeś z nim czy nie?!
            -Sehun, proszę – szepnął szatyn.
            -O nic mnie nie proś, tylko odpowiedz! –krzyknął młodszy, wiercąc wzrokiem dziurę w głowie Luhana.
            Starszy chłopak milczał. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Co chwilę chciał zdobyć się na odpowiedź, ale ciężko mu było dobrać słowa. Po kilku minutach głuchej ciszy, wreszcie odezwał się. -Tak, ale wybacz mi. To stało się pod wpływem chwili. Poniosły mnie emocje.
            Sehun patrzył na Xiao z otępieniem. W jednej chwili przez jego głowę przepłynęło tysiące myśli i uczuć. W kącikach jego oczu powoli zbierały się łzy, ale wiedział, że nie może teraz płakać. Pokazałby wtedy, jak bardzo jest słaby. Jak bardzo mu zależy.
            Zacisnął mocniej pięści i podszedł do Luhana, po czym z całej siły uderzył go w policzek otwartą dłonią i odwrócił się. Chciał odejść. Potrzebował dać upust swoim emocjom i pozwolić ulotnić się im jak powietrzu z balonika. Poczuł jak coś ciągnie go za rękaw bluzy. Był pewien, że to Xiao Lu, jednak nie uległ. Wyszarpnął się z lekkiego uścisku i wrócił do samochodu.
            Chłopak był załamany. Oparł głowę na kierownicy, po czym rozpłakał się. W łkaniu, jakie nim wstrząsnęło, nie było bólu, ale tylko nagle rozbudzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym. Łzy spływające po jego policzkach zdawały się nie mieć końca. Powoli skapywały na jego ubranie, zostawiając mokre ślady.
            Po krótkiej chwili Sehun otrząsnął się i wytarł swoje oczy wierzchem dłoni. Wyjrzał przez szybę i zobaczył, że Luhan ciągle stoi w tym samym miejscu. Wyglądał jak opuszczony szczeniak, który czeka aż ktoś mu pomoże. W kącikach jego oczu czaiły się ledwie zauważalne, błyszczące krople słonawej, przezroczystej cieczy. Zaraz pewnie by się rozpłakał,  gdyby tylko nie było w pobliżu blondyna.
            Bez wahania chłopak wysiadł z samochodu i ruszył w stronę szatyna. Tęsknota za delikatnym i ciepłym dotykiem jego skóry zwyciężyła cały ból i żal. Chwycił Luhana w swoje ramiona i przycisnął go do siebie.
            -Przepraszam – szepnął mu do ucha i zaciągnął się jego cudownym zapachem, nadal cicho płacząc.
            Xiao Lu ostrożnie głaskał Sehuna po plecach. Nie chciał, żeby tamten zraził się do niego w taki, czy inny sposób. Powoli odsunął go od siebie i spojrzał w oczy z błaganiem zawartym w brązowych tęczówkach.
            -Chodź do domu –zaproponował Luhan. – Wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję – mówił, łamiącym się głosem.
            Z niepewnością czającą się w powietrzu Oh zgodził się na propozycję szatyna. Poszedł za nim do domu, próbując przywrócić się do normalnego stanu. Duże roztrzęsienie emocjonalne nie pozwalało mu  racjonalnie myśleć i jasno określać sytuacji, w jakiej się znajduje.
            -Usiądź – powiedział starszy chłopak, wskazując na sofę, na której chwilę później sam zajął miejsce.
            -Chyba masz mi dużo do powiedzenia. Tak mi się przynajmniej wydaje – powiedział Sehun, irytującym tonem. – Zaczynaj. Nie mam całego dnia.
            -W takim razie po kolei. Wszystko zaczęło się od tego, że nie zdałem ważnego testu z matematyki i…

            -Co ma matematyka do tego, że,  powiedzmy sobie wprost, dajesz dupy za pieniądze? – zapytał zdenerwowany blondyn.
            -… pan Jung przyszedł do mojego domu – kontynuował Luhan, nie zważając na słowa Sehuna –proponując mi zdanie tego idiotycznego sprawdzianu, po czym tak po prostu… tak po prostu… - mamrotał chłopak.
            -Co po prostu?! – krzyknął młodszy.
            -Można powiedzieć, że mnie zgwałcił – szepnął Xiao Lu, wycierając łzy ze swoich policzków.
            -A-ale… jak? –spytał oszołomiony Oh.
            -Tak po prostu, ale zostawmy to. Po całym tym zajściu czułem się okropnie. Chciałem, żeby ktoś mi pomógł, ale bałem się, że cała szkoła już wie, o tym co zaszło między mną a tym nauczycielem. Postanowiłem poszukać czułości wśród obcych mężczyzn – wyjąkał szatyn.
            -Luhan, nie podoba mi się to. Miałeś mnie! Mogłeś przyjść i wszystko mi opowiedzieć!
            -Mogłem, ale się bałem. To wszystko mnie sparaliżowało. W dodatku on zostawił mi pieniądze i powiedział, że jestem lepszy niż niejedna dziwka – wyrzucił z siebie Luhan na jednym oddechu. – Poza tym potrzebowałem tej kasy.
            Zapadła głucha cisza. Sehun nie wiedział jak zareagować, a Xiao Lu straszliwie bał się, że każde kolejne słowo bardziej zrani jego chłopaka.
            -A Yixing? Co z nim? On też ci zapłacił? –zapytał nagle blondyn.
            -N-nie – mruknął starszy. –To wszystko działo się tak szybko. Niewiele pamiętam, ale jest mi bardzo przykro.
            Luhan zeskoczył z sofy i przykucnął przed młodszym, który podpierał swoją głowę na rękach. Położył mu dłonie na kolanach i patrzył na niego błagalnie.
            -Przepraszam – szepnął po chwili szatyn, na co blondyn odchylił się do tyłu i poklepał swoje uda, dając znak, aby tamten usiadł mu na kolanach.
            Szatyn ochoczo wspiął się na nogi Sehuna i usiadł, po czym przytulił się do niego, obejmując go za szyję i chowając swoją głowę w zagłębieniu jego szyi. Chwilę później delikatnie odcisnął swoje usta na wystającym obojczyku chłopaka, zostawiając mokry ślad, co było iskrą w morzu tęsknoty.
            Blondyn wziął głęboki oddech i zaczął zachłannie całować szyję Xiao Lu, omijając miejsca, gdzie zostawione były czerwone ślady. Przesunął językiem od jego linii szczęki aż do ucha, po czym przygryzł delikatnie jego płatek.
            -Wybaczam ci – szepnął Sehun, a ciepłe powietrze o zapachu słodkiej wanilii delikatnie połaskotało czułe miejsce za uchem Luhana, w wyniku czego ten jęknął cicho, odchylając szyję.
            Bez opamiętania Oh wsunął swoje dłonie pod koszulkę starszego chłopaka, studiując każdy skrawek małego ciała, którego tak dawno nie dotykał. Miękka skóra, jaką miał pod palcami, wywoływała u niego ciarki na całym ciele. Po omacku odnalazł usta swojego partnera i czule je całował, na nowo odkrywając ich prawie zapomniany smak. Były tak samo słodkie. Tak samo smakowały malinami. Małe, ciepłe i idealnie pasujące do jego warg.
            Na wpół omotany rozkoszą Luhan poddał się Sehunowi. Z każdą chwilą bardziej zatracał się w jego znajomym dotyku. Poddał się całkowicie, kiedy tamten ostrożnie ściągnął jego koszulkę i zobaczył całą klatkę piersiową w licznych, czerwono-fioletowych śladach. Przez chwilę przyglądał się, jak blondyn wodzi po nich palcami i patrzy na nie z żalem, ale już chwilę później łapczywie go obejmował i układał z pocałunków ścieżki na jego nagim brzuchu.
            Luhan delikatnie odsunął się od swojego chłopaka i zdjął z niego bluzę i podkoszulek, po czym odrzucił je na ziemię. Przesunął dłońmi po nieco wyrzeźbionym torsie Sehuna, mając przed oczami ich ostatni seks. Doskonale pamiętał uczucie, które teraz prawie opuściło go całkowicie. Elektryzujące powietrze otaczało ich z każdej strony, powoli stając się coraz gęstsze.
            -Nie odrzucaj mnie więcej – wysapał Sehun tuż przy szyi Xiao, na co ten odpowiedział mu słodkim jękiem.
            Sofa zdawała się być niewygodnym miejscem na takie czułości, jednak Sehunowi to nie przeszkadzało. Ostrożnie ułożył Luhana w wygodnej pozycji i zobaczył wypukłość czającą się w jego spodniach. Blondyn usiadł między nogami chłopaka i niby przypadkiem ocierał kolanem o jego męskość. Delikatnie przesuwał rękami po jego udach, sprawiając, że ten co chwila odwracał swoją głowę i cicho skomlał.
            -Sehun-ah – wychrypiał Xiao Lu. – Nie wytrzymam dłużej… Pragnę cię…
            W odpowiedzi młodszy chłopak zaczął powoli odpinać spodnie szatyna. Gdy skończył, zsunął je i rzucił na podłogę. Po chwili spokojnie wsunął rękę w jego bokserki i zaczął przesuwać wzdłuż całej męskości Luhana. Starszy cicho pojękiwał, zaciskając pięści na materiale pokrywającym sofę. Nadmiar uczuć kumulował się w całym jego organizmie i powoli odpływał w dół, przyprawiając go o dreszcze rozkoszy.
            Lu zauważył znajomy błysk w oku Seuhna, kiedy ten zdejmował jego bokserki, powodując, że prezentował się teraz nagi w całej swojej okazałości. Blondyn całował aksamitną, alabastrową skórę na klatce piersiowej chłopaka, zsuwając się coraz niżej, aż dotarł do jego członka. Ostrożnie polizał całą jego długość, po czym wsunął sobie do ust i zaczął delikatnie ssać. Jedną ręką czule masował udo Xiao w czasie, gdy ten wplatał palce w jego włosy i mocniej przyciskał głowę do swojego krocza.
            Rozkoszne dźwięki roznosiły się echem po całym domu, kiedy Sehun doprowadzał Luhana do ekstazy. Rytmicznie poruszał głową w górę i w dół. Co jakiś czas niespodziewanie napierał językiem na szczelinę na penisie chłopaka. Nie przerywając wykonywanej czynności, blondyn podniósł wzrok i popatrzył na twarz Xiao. Półprzymknięte powieki, rozchylone usta, z których co chwilę uciekały błogie jęki i sapnięcia oraz dwa ogromne rumieńce rozlane na policzkach, przypominające kwitnące róże doprowadzały Oh do zawrotu głowy.
            Kiedy Luhan był już u progu swojej wytrzymałości, wypchnął biodra do góry i szarpnął swojego chłopaka za włosy, przyciągając bliżej. Głośno wykrzyknął jego imię po raz ostatni i osiągnął szczyt, a jego sperma wylała się wprost do gardła Sehuna. Po chwili, nadal ciężko dysząc, Xiao otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko do klęczącego przed nim blondyna.
            -Um… Hunnie… - mruknął szatyn, przełykając ślinę. – Chcę więcej.
            Sehun przygryzł wargę, a w jego oczach po raz kolejny pojawił się ten blask. Przesunął dłońmi po swoim ciele, obserwując reakcję Luhana. Ten tylko oblizał wargi i patrzył z pożądaniem na poczynania młodszego chłopaka, który właśnie w tej chwili rozpinał swoje spodnie i wyciągał lubrykant z tylnej kieszeni. Gdy Oh zsunął z nóg niepotrzebny materiał, instynktownie powiódł swoją ręką po torsie Xiao, a chwilę później wprowadził na ten sam tor swoje usta.
            Łapczywe pocałunki układały się w niemy krzyk, wołający o tęsknocie ich obydwu. Blondyn przesunął swoje dłonie na pośladki Luhana, delikatnie je rozchylając. Cały czas patrząc w oczy starszego, nawilżył swoją dłoń zimnym żelem. Bez pośpiechu wsunął jeden palec, na co chłopak odpowiedział mu cichym stęknięciem. Sehun uniósł się nad jego ciałem, podziwiając idealny obraz piękna. Przez chwilę wpatrywał się w delikatną, nagą klatkę piersiową chłopaka, badając każdy obcy czerwony ślad. Ostrożnie zgiął swój palec w jego wnętrzu i zaczął miarowo nim poruszać. Xiao Lu pojękiwał, znajdując się w błogostanie, co było oczywistym sygnałem, że czeka na więcej.
            Nie zwlekając długo, Oh nałożył lubrykant na swojego członka i zaczął napierać nim na ciasne wejście starszego chłopaka. Sekundę później delikatnie wszedł w niego, ulegając wewnętrznym manewrom swojego ciała. Poruszał się zgrabnie i idealnie wpasował swoje tempo w oczekiwania Luhana. Był jednocześnie taktowny i brutalny, czuły i beznamiętny. Z każdym kolejnym pchnięciem mocniej wyrażał pustkę, jaką otaczał się w ostatnim czasie.
             W krótkim czasie ich niby zwyczajny seks przerodził się w dziką walkę o nieokreślone uczucia. Sehun dawał z siebie więcej niż sam chciał, a Xiao mocniej pragnął jego ciała i bliskości. Powietrze gęstniało od przewijających się przez nie niewypowiedzianych słów.
            Czując, że koniec jest bliski Luhan odrzucił swoją głowę w bok, a jego ciało mimowolnie wygięło się w perfekcyjny łuk. Ostatnie intensywne pchnięcie. Ostatni moment na dokończenie niesłownej rozmowy. Obaj znaleźli swój upust niemal równocześnie.
            Blondyn ostrożnie ułożył się obok swojego chłopaka i przytulił go do siebie, po czym pocałował w czoło. Kropelki potu błyszczały na ich ciałach i  mieniły się w blasku promieni słonecznych, wścibsko zaglądających przez okno.
            -Kocham cię – szepnął Sehun, wdychając rozkoszny zapach skóry Xiao.
            Kilka minut później Oh, jakby nigdy nic, wstał i wciągnął na siebie swoje ubrania. Rozejrzał się dokoła mrucząc coś pod nosem. Popatrzył jeszcze jeden raz na Luhana i pożegnał go czułym spojrzeniem, po czym wyszedł bez żadnych wyjaśnień.

środa, 2 kwietnia 2014

Just one day

Tytuł: Just one day
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han
Pairing: Hunhan
Rating: G
Gatunek: AU, oneshot, angst
A/N: Dobry wieczór! Pierwszy raz chyba wyrobiłam się tak wcześnie. Nie ukrywajmy, że raczej będziecie płakać. Tak jakoś wyszło. Zapraszam do czytania i komentowania! :3

            Siedziałem samotnie na dworcu, czekając na przyjazd mojego pociągu. Pogoda idealnie wkomponowała się w mój nastrój, lało i wiało. Gęsta mgła ograniczała widoczność do trzech metrów, więc mało kto mógł zauważyć moje podkrążone oczy, co było spowodowane przez nieprzespaną noc. Tego dnia byłem jednocześnie szczęśliwy i smutny.
            Po dwudziestu minutach z oddali słychać było hałas pociągu, a chwilę później ludzie wysypywali się spomiędzy jego drzwi, otwierając parasolki. Powoli wstałem i wszedłem do pociągu, po czym zająłem najbardziej odludne miejsce i zacząłem czytać książkę.
            Nie mogłem się skupić na tekście lektury. Co chwilę zaprzątałem sobie głowę myślą, jak mam po raz kolejny przekroczyć próg tego ohydnego szpitala. Nienawidziłem tego miejsca. Była tam chłodna atmosfera, a ludzie wyglądali na zabiedzonych i zaniedbanych. Gdybym mógł, nie przyjeżdżałbym tam wcale, ale robiłem wszystko, żeby zobaczyć Luhana.
            Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem przed sobą duży, żółty budynek, który widziałem nie pierwszy raz i który zawał się emanować radością. Jednak z chwilą spojrzenia na napis ‘Specjalistyczny Zakład Opieki Medycznej’ miny rzedły wszystkim znającym to miejsce. Ci, którzy po raz pierwszy przychodzili tu na konsultację,  opuszczali ten szpital z przerażeniem i szokiem oraz starali się tutaj nie wracać.
            Szybko wszedłem do środka i moim oczom ukazały się znane, szare ściany. Nie oglądając się na nikogo, udałem się w kierunku oddziału psychiatrycznego. Tak. Luhan, nie dość, że miał raka kości, to jeszcze dokuczała mu depresja i ogólne zaburzenia psychiki. Bardzo się o niego bałem. Kochałem go i nie chciałem go stracić.
            Po drodze mijałem ludzi z różnych oddziałów. Pan z neurologii. Kobieta z reumatologii. Wszyscy wyglądali inaczej, jednak łączyło ich jedno –świadomość, że nie wyjdą stad żywi i strach malujący się w ich oczach. W gruncie rzeczy nie pamiętam, aby ktokolwiek powrócił z tego miejsca, nie wyzionąwszy ducha.
            Gdy dotarłem na piąte piętro, przy recepcji zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek.
            -Pan do kogo? –spytała ostro, kalecząc swoim wzrokiem moją twarz.
            -Przyszedłem odwiedzić pana Lu Hana –powiedziałem stanowczo i wystarczająco głośno, aby usłyszały mnie koleżanki tej pani, siedzące w pomieszczeniu dla nich przeznaczonych.
            Kobieta zaczęła przeglądać dokumenty porozrzucane na jej biurku, a gdy znalazła to czego szukała, pokręciła niechętnie głową. Nie zwróciłem uwagi na jej ciche pomrukiwania, które dla mnie i tak nic nie znaczyły.
            -Proszę za mną – odrzekła pielęgniarka i wyszła zza lady, po czym ruszyła przed siebie, prowadząc mnie do pokoju najdroższej mi osoby.
            Przechodząc korytarzem, kątem oka zaglądałem do innych pokoi. Trzy- bądź czteroosobowe pomieszczenia huczały od gwaru rozmów lub ataków chorych pacjentów. Sala Luhana znajdowała się na samym końcu. Dokoła drzwi ściana była mocno odrapana, a kolorowa niegdyś tapeta zdawała się być starą, niepotrzebną gazetą.
            Kobieta spojrzała na mnie wymownie, jakby sugerowała, że mną gardzi lub jakby wiedziała, że kogoś zabiłem. Po krótkim sztyletowaniu mnie wzrokiem, odsunęła się od wejścia.
            - Może pan wejść –powiedziała całkiem obojętnie i beznamiętnie. –Proszę nie przemęczać pacjenta, nie podawać mu środków innych niż zalecane oraz nie namawiać do rzeczy, które mogą zakończyć jego życie – dokończyła, po czym odeszła, zostawiając mnie w niemałym osłupieniu.
            Wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem klamkę, po czym wszedłem do środka. Moim oczom ukazał się zupełnie inny pokój niż ostatnio. Dawniej ściany pokryte były kolorową tapetą i wisiały na nich barwne obrazy. Na środku sali stał stół i cztery krzesła. Mimo wszystko było to dość przytulne miejsce. Dzisiaj ujrzałem brudne, odrapane pomieszczenie, które było jakby odizolowane od reszty świata. W niektórych miejscach tynk odpadał płatami, lecz nie odstraszało mnie to. Rozejrzałem się dokoła i zobaczyłem łóżko stojące z dala od okna, pod którym znajdowało się białe, metalowe krzesło.
            Powoli podszedłem do łóżka, na ramie którego była powieszona karta pacjenta. Chwyciłem ją w ręce i dokładnie przestudiowałem. Wszystko czego się spodziewałem. Leki antydepresyjne. Leki antydepresyjne. Leki antydepresyjne. Żadnych zapisanych zabiegów na raka. Byłem załamany.
            Ostrożnie i po cichu wziąłem krzesło spod okna i postawiłem je przy łóżku, po czym zdjąwszy kurtkę, usiadłem. Luhan prawdopodobnie spał, gdyż był przykryty białą kołdrą po samą szyję oraz oddychał miarowo i spokojnie. W lewej ręce ściskał brązową maskotkę króliczka, którą podarowałem mu na naszą rocznicę. Wpatrywałem się w jego delikatną twarz. Była bledsza niż zwykle. Kości policzkowe prawie rozrywały mu skórę. Widziałem, jak bardzo jest słaby.
            Chłopak z wolna otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie. Patrzył na mnie badawczo i z niedowierzaniem.
            -Cześć, Luhan – powiedziałem i wyszczerzyłem zęby na powitanie.
            W odpowiedzi otrzymałem uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie – uśmiech słodkiego dziecka. Był ciepły i szczery. Spojrzałem w oczy chłopaka i wiedziałem, że był naprawdę szczęśliwy. Wyciągnął rękę w moją stronę. Była chuda, posiniaczona i pocięta, lecz ja ostrożnie ją chwyciłem i przysunąłem do swoich ust, po czym delikatnie musnąłem.
            Luhan niezgrabnie wysunął swoją rękę z mojego uścisku i położył mi na policzku. Przez moje ciało przepłynęły dreszcze, docierając aż do serca. Dlaczego tak się działo? Dlaczego ten chłopak tak na mnie działał? Prawdopodobnie dlatego, że bardzo go kochałem i tęskniłem ze nim. Dawno go nie widziałem. Brakowało mi go.
            -Jak się trzymasz? – zapytałem cicho.
            -Świetnie –mruknął Luhan zachrypniętym i zaspanym głosem.
            -Nadal go masz –powiedziałem z uśmiechem, wskazując na brązowego króliczka.
 Było widać, że chłopak się zawstydził, gdyż spuścił głowę. W dawnych okolicznościach pewnie jeszcze miałby rumieńce na policzkach, jednak teraz wydawało mi się, że spowodowałyby one czerwone blizny na jego twarzy.
-Nie jadłeś jeszcze śniadania, prawda? – zapytałem, a Luhan tylko skinął głową. – Przyniosłem coś co lubisz. Rogaliki z czekoladą – powiedziałem i uśmiechnąłem się.
            -Nie zapomniałeś –odparł chłopak i jeszcze bardziej się rozpromienił.
            -Nigdy nie zapomnę – odrzekłem, a on w tym czasie usiadł, podnosząc się na łokciach.
            -Mam prośbę – zaczął nieśmiało. –Pomógłbyś mi się ubrać?
            -Nie ma sprawy – odpowiedziałem.
Luhan jednym zgrabnym ruchem odsunął kołdrę, po czym zeskoczył delikatnie na podłogę, stając tuż przede mną.
-Wybierz dla mnie ubrania, proszę –rzucił chłopak, zaskakując mnie. – Są one w szafie na drugim końcu pokoju.
Byłem zdziwiony, że w tej sali jest jakaś szafa. Rozejrzałem się dokładnie i faktycznie, w przeciwległym kącie stał jakiś mebel. Podszedłem do niego. Widocznie wcześniej go nie zauważyłem, bo był stary, obskurny i zniszczony. Jak wszystko inne tutaj. Wyciągnąłem ze środka czarne spodnie i ładny, biały t-shirt z nadrukiem, po czym wróciłem do Luhana i położyłem ubrania na łóżku.
Chłopak stał przez chwilę nieruchomo i tępo wpatrywał się w rzeczy, które mu przyniosłem.
-Coś się stało? –zapytałem dociekliwie.
            -Nie – odpowiedział Luhan nieco skrępowany – Po prostu… Cieszę się, że tu jesteś – mówił z uśmiechem, a po chwili ściągnął z siebie spodnie i koszulkę od piżamy.
Byłem w szoku. Mój chłopak był chodzącym wrakiem człowieka. Przestraszyłem się nie na żarty. Dokładnie, przyglądając się każdej jego kości, obejrzałem jego ciało. Przesunąłem wzrokiem od czubka głowy Luhana, po same końce palców u stóp.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to nienaturalnie wystające obojczyki. Owszem, Luhan zawsze był chudy, ale nigdy nie aż tak. Kości te odstawały tak bardzo, że zdawało się, iż zaraz znajdą się poza jego alabastrową skórą. Tak samo było z żebrami i kośćmi biodrowymi. Nie chciałem patrzeć na brzuch chłopaka, a właściwie jego brak. Liczne siniaki w kolorze fioletowo-czerwonej tęczy powodowały u mnie wstrząsające myśli. Następnie obejrzałem jego nogi. Nadzwyczajnie kościste kolana i stopy. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Piszczele również wyróżniały się na tle łydki. Myślałem, że za chwilę rozerwą prawie przezroczyste ciało chłopaka. Zamrugałem kilkakrotnie, nie pozwalając łzom wydostać się z moich oczu. Dziwiłem się, że Luhan jeszcze w ogóle żyje i jakkolwiek się porusza. I wtedy do mnie dotarło.
-Co oni ci robią? – zapytałem, po czym ostrożnie przytuliłem kruche ciało chłopaka do siebie.
            -Um… Sehun, jest mi bardzo zimno –odrzekł, unikając odpowiedzi na moje pytanie.
W pośpiechu odsunąłem się od niego i chwyciłem koszulkę leżącą na łóżku, a następnie założyłem ją na Luhana. To samo uczyniłem ze spodniami. Muszę przyznać, że te ubrania wyglądały na nim gorzej niż na wieszaku.
-Pójdę po coś do picia – powiedziałem, dyskretnie odwracając wzrok.
            -Dobrze, zaczekam na ciebie –odparł chłopak i powłóczywszy nogami, udał się w stronę łóżka.
Jak najszybciej opuściłem pokój. Łzy w moich oczach przybierały na sile, ale skutecznie nie pozwalałem im się wydostać. Szedłem korytarzem, wbijając wzrok w podłogę. Nie patrzyłem czy ktoś idzie, czy też nie. W jednej chwili wpadłem na pielęgniarkę, która wcześniej zaprowadziła mnie do Luhana. Kobieta przewróciła się. Taca z lekami dla różnych pacjentów, którą przed chwilą trzymała w rękach, upadła, a tabletki potoczyły się po podłodze.
            -Co pan narobił?! –napadła na mnie kobieta, wciąż siedząc na podłodze.
            -Przepraszam panią… -dukałem pod nosem.
            -Jest pan niemożliwy! – ryknęła, a z pomieszczenia socjalnego wybiegły jej koleżanki, szemrając i patrząc na mnie złowrogo.
            Spoglądałem przez chwilę to na nie, to na potrąconą pielęgniarkę. Nagle, nie wiedząc dlaczego, zacząłem płakać. Gapiące się na mnie kobiety przestały rozmawiać i wróciły, skąd przyszły. Wytarłem ręką oczy, po czym pomogłem wstać tamtej pani.
            -Jeszcze raz bardzo przepraszam – powiedziałem poważnie, po czym ruszyłem do automatu z napojami.
            Wrzuciłem kilka monet i wybrałem dwie czekolady. Luhan bardzo kochał czekoladę, był od niej uzależniony. Stwierdziłem to po naszej kilkuletniej znajomości. Nie umiał wytrzymać, nie jedząc słodkiej przyjemności, lecz teraz, kiedy żył w tym szpitalu, musiał się do tego jakoś przyzwyczaić. Chwyciłem dwa kubki  z ciepłym napojem i ruszyłem z powrotem. Po drodze jedna z pielęgniarek zaczepiła mnie.
            -Przepraszam, mam tutaj lekarstwa dla pana Lu Hana. Czy mógłby pan mu je podać? – w odpowiedzi skinąłem głową i wcisnąłem sobie do kieszeni pojemniczek z tabletkami.
            Gdy wszedłem do pokoju, Luhan, wpatrzony w świat za oknem, odezwał się.
            -Gdzie byłeś tak długo? – wyczułem w jego głosie nutkę irytacji i oburzenia.
            -Przepraszam, miałem po drodze mały wypadek. Potrąciłem pielęgniarkę – odparłem i podałem chłopakowi kubek z ciepłym napojem.
            Luhan nadal stał przy oknie z parującą czekoladą w rękach. Zrobił mały łyk, ale nie odrywał wzroku od mglistego widoku.
            -Kiedy ostatnio byłeś na dworze? – spytałem niepewnie.
            -Nie pamiętam – odpowiedział Luhan obojętnie.
            Nagle zauważyłem, że chłopak zaczyna drżeć. Odłożył kubek z czekoladą na parapet, a chwilę później usłyszałem cichy szloch. Przesunął drobnymi palcami, po chudym, poranionym nadgarstku. Mojej uwadze nie umknęły świeże blizny, które jeszcze błyszczały szkarłatem krwi. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę.
            -Sehun… - zaczął Luhan łamiącym się głosem – ja nie chcę tutaj być. Jest mi tutaj źle. Oni codziennie przychodzą do mnie i znęcają się nade mną – podszedłem do niego i przytuliłem jego małe ciało do swojej klatki piersiowej. - Rano na śniadanie dostaję garść kolorowych tabletek antydepresyjnych, po których jestem senny, więc nawet nie zauważam, kiedy znowu zasypiam. One i tak nic nie pomagają. Na obiad przychodzą do mnie, aby zabrać mnie na naświetlania. Ja jednak jestem stanowczy i udaję, że mam napady szału. Widzisz ten tynk na podłodze – powiedział wskazując na płaty gipsu leżące na ziemi. – To moja sprawka. Nie chcę, żeby mnie naświetlali. Czuję się po tym źle i również chce mi się spać. Nie wracam do pokoju o własnych siłach. Kiedy tak się buntuję, oni popychają mnie na łóżko i okładają pięściami. Stąd siniaki – objąłem go mocniej i czułem jakby zaraz miał rozpaść się na milion kawałków. – W ostatnim tygodniu przychodzili dawać mi zastrzyki na kolację, ale okazało się, że mam zbyt słabe serce. Dzisiejszej nocy obudziłem się i po cichu wyszedłem do łazienki. Tam znalazłem potłuczoną butelkę i… - Luhan zawahał się przez chwilę – pociąłem się nią – uniósł rękę, na której widniały niedawne blizny.
            Chłopak odwrócił się do mnie i oparł głowę na mojej klatce piersiowej. Staliśmy tak chwilę, aż w końcu on podniósł głowę i spojrzał na mnie oczami błyszczącymi od łez.
            -Sehun – powiedział, a po jego policzkach spłynęło kilka łez. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś jadłem.
            Głaskałem go po plecach, czując pod palcami wszystkie kości. Chciałem oddać mu część swojego ciała. Chciałem, żeby wyglądał tak jak dawniej. Chłopak wtulał swoją twarz w moją koszulkę, cicho płacząc. Tkwiliśmy w ten sposób kilka minut, aż on w końcu odezwał się.
            -Możemy już zjeść? Jestem bardzo głodny – na te słowa kiwnąłem głową i podałem mu kubek napoju stojący na parapecie.
            Usiedliśmy razem do śniadania. Luhan rozsiadł się na łóżku, a ja na metalowym krześle. Chwyciłem swój plecak i wyciągnąłem z niego dwa czekoladowe rogaliki, po czym jeden z nich podałem chłopakowi. Patrzyłem jak delikatnie gryzie miękkie ciasto, a później z trudem przełyka każdy kęs, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
            -Hej, co jest? – zapytałem niepewnie.
            -Moje gardło… – wskazał palcem na wymienione miejsce. – Boli. Nie mogę przełykać.
            Wcale nie zdziwiły mnie te słowa. Po tym co wcześniej powiedział, bez problemu wywnioskowałem, że ma poważne problemy z odżywianiem, a to wszystko z winy lekarzy.
            Podszedłem do łóżka i usiadłem obok Luhana, a ten powoli wdrapał się na moje kolana. Namoczyłem trochę rogalika w parującej czekoladzie i podałem chłopakowi do ust.
            -Lepiej? – spytałem cicho, nie będąc do końca pewny, czy moje pytanie ma sens.
            -Tak. Nie boli tak bardzo – odparł Luhan, po czym dokończył posiłek.
            Trzymałem jego kruche ciało w swoich objęciach. Chłopak położył głowę w zagłębieniu mojej szyi i nasłuchiwał bicia mojego serca. W pewnej chwili swoimi maleńkimi, delikatnymi ustami złożył na moim policzku motyli pocałunek. Poczułem mrowienie na całym ciele. Ogarnęło mnie uczucie troski i mocniej przygarnąłem go do siebie.
            Kilka godzin później, gdy opowiedzieliśmy sobie wszystko, co działo się od mojej ostatniej wizyty, zaprosiłem Luhana na obiad. Zeszliśmy obaj do szpitalnej stołówki, w której za wszystko trzeba było zapłacić. Poszedłem do baru, aby zamówić dla nas coś do jedzenia, a Luhanowi poleciłem, aby wybrał dla nas stolik.
            -Dwa razy ramen, proszę – powiedziałem do starszej kobiety stojącej po drugiej stronie lady, a ta odesłała mnie, żebym poczekał kilkanaście minut.
            Zasiadłem na wysokim barowym krześle i spojrzałem w stronę Luhana, który nadal wybierał miejsce. Do głowy powróciły wszystkie wspomnienia z nim związane. Moment, w którym się poznaliśmy. Spędzany wspólnie czas, który marnowaliśmy na głupoty. Później nasz pierwszy pocałunek i to jak zostaliśmy parą.
             Kilka miesięcy później chłopak dowiedział się, że jest ciężko chory. Na początku nic mi nie mówił, ale kiedy zauważyłem u niego pierwsze blizny po cięciach, nie mogłem tylko bezczynnie patrzeć. Zmusiłem go do wyznania mi prawdy. Po jakimś czasie przyszedł czas, aby powiedział to swoim rodzicom i wtedy rozpoczęło się prawdziwe piekło, czyli to, że przywieźli go tutaj. To był czas, kiedy widział ich po raz ostatni. Nigdy więcej go nie odwiedzili. Nigdy więcej do niego nie zadzwonili.
            -Ramen gotowy! – krzyknęła kobieta stojąca za barem, wyrywając mnie z zamyślenia.
            Zapłaciłem kucharce należną jej sumę, po czym chwyciłem dwa talerze i poszedłem do stolika wybranego przez Luhana. Chłopak siedział wpatrzony w bezkresną mgłę za oknem. Jego spojrzenie było matowe i puste, ale jednocześnie po brzegi wypełnione miłością i nadzieją.
            -Smacznego – powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko, podając Luhanowi ciepłe danie.
            -Ramen! – krzyknął uradowany i wepchnął sobie do ust nieco makaronu.
            Siedzieliśmy w ciszy i spokojnie jedliśmy obiad. Nagle chłopak wstał, chwytając się za brzuch. Pochylił się do przodu, a po jego ciele rozchodziły się dreszcze.
            -Luhan, co się dzieje? – zapytałem ze nieukrywanym strachem.
            -Muszę do toalety – powiedział cicho i prawie biegiem rzucił się we wspomnianym kierunku.
            Bałem się o niego. Tak bardzo się bałem. Przez moją głową przepłynęła myśl, że Luhan może połamać sobie swoje wątłe nogi. Wstałem i zostawiając niedojedzony ramen, szybko ruszyłem za nim.
            Gdy dotarłem na miejsce, usłyszałem, jak ktoś wymiotuje i szlocha jednocześnie. Otworzyłem drzwi kabiny, z której dochodziły te dźwięki i zobaczyłem swojego chłopaka. Klęczał pochylony i zwracał wszystko, co zjadł tego dnia. Po chwili przestał, a wtedy usiadłem obok niego i ostrożnie wycierałem mu twarz chusteczką.
            -Już wszystko dobrze? – zapytałem zmartwiony.
            -Jest lepiej – powiedział Luhan, przytulając się do mnie. – Sehunnie, zabierz mnie stąd, proszę.
            Bez zastanowienia chwyciłem chłopaka w swoje ramiona i niosłem go jak dziecko do jego pokoju. Był strasznie lekki. Zbyt lekki. Czułem same kości. Jakbym niósł śmierć na rękach. Mijane pielęgniarki patrzyły na nas z wyrzutem.
            Kiedy znaleźliśmy się w sali Luhana, delikatnie ułożyłem go na łóżku. Usiadłem obok, trzymając go za rękę. Co jakiś czas przeczesywałem jego włosy. Nie były już takie jak kiedyś. Dawniej wybujałą czuprynę zastąpiły cienkie, miękkie włosy, przypominające w dotyku kaczy puch.
            Po kilkunastu nieudolnych próbach zaśnięcia, chłopak poddał się i zaczęliśmy rozmowę o niczym. Mówiliśmy o pogodzie, żartowaliśmy. Widziałem, że Luhan jest naprawdę szczęśliwy. Szczęśliwy ze mną.
            -Luhan, czy jest szansa, że wyjdziesz z tego? – zapytałem z nadzieją w głosie.
            -Wydaje mi się… - zaczął chłopak łamiącym się głosem. – Wydaje mi się, że nie.
            Z jego oczu popłynęło kilka łez, które natychmiast szybko otarłem wierzchem dłoni. Spojrzałem za okno. Robiło się coraz ciemniej. Wiedziałem, że zaraz będę musiał wyjść i wrócić do domu. Mój pociąg odjeżdżał o 21:37. Nie chciałem zostawiać Luhana samego. Za bardzo mi go brakuje. Za bardzo go kocham.
            Przez kilka minut tkwiliśmy w głuchej ciszy. Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy mieli nie zobaczyć się kolejny raz. Dokładnie badałem wszystkie szczegóły twarzy chłopaka, aby móc zapamiętać to na wszystkie dni naszej rozłąki. Zauważyłem, że on również przyglądał mi się przenikliwie. Z każdą kolejną chwilą wydawało mi się, że Luhan coraz ciężej otwiera powieki. Był senny.
            -Sehunnie – rozpoczął niepewnie. – Jesteś dla mnie bardzo ważny. Wiesz, że gdyby nie ty, pewnie już dawno bym nie żył. Mój umysł, jak i serce, jest bardzo słaby. W ogóle jestem słaby i zawsze taki byłem. To pewnie dlatego teraz jestem chory. Wydaje mi się, że lekarze nigdy nie powiedzieli mi prawdy. Ciągle słyszałem tylko, że nie ma dla mnie dawcy, ale jestem pewien, że to moi rodzice kazali mi tak mówić. Oni mnie nienawidzą od zawsze. Inaczej nie leżałbym tutaj, tylko w jakimś renomowanym i nowoczesnym szpitalu, już dawno po przeszczepie – chłopak mówił drżącym głosem, a z moich oczu zaczęły płynąć pojedyncze słone krople. – Jest tyle rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć, ale czuję, że nie starczy nam czasu. Chcę, żebyś wiedział tylko jedno. Kocham cię.
            Po tych słowach Luhan wypuścił powietrze z ust i już więcej go nie zaczerpnął. Położyłem dłoń na jego nadgarstku. Zero pulsu. Żadnego odruchu. Dłonią zamknąłem mu oczy i ostatni raz na niego spojrzałem. Zapamiętam cię takiego, jaki byłeś dzisiaj, pomyślałem, głaszcząc jego dłoń. Powoli wstałem i wyszedłem z sali.
           -LUHAN NIE ŻYJE! – krzyknąłem, zdzierając gardło. – On umarł! To wy go zabiliście! – wrzeszczałem, po czym usiadłem pod ścianą i rozpłakałem się, wmawiając sobie, że to jest tylko zły sen.