środa, 26 lutego 2014

It's just another Friday night

Tytuł: It's just another Friday night
Pairing: KrisHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, smut
A/N: Witajcie! Jestem wszystkim kompletnie zażenowana. Wszystkim oprócz tego shota. To mój pierwszy taki fanfic, więc don't judge me zbyt ostro.W ogóle nie wiem jak to wyszło. Sami się przekonajcie. Zapraszam do czytania i komentowania! :3
 
            Garnitur, szampan, kobiety, bankiet. Zwyczajny piątkowy wieczór. Zwyczajny przynajmniej dla osób takich jak ja. Nadziani frajerzy, którzy przychodzą tylko po to, żeby się napić i przelecieć jakąś modelkę. Wszyscy tacy sami. Ja również się do nich zaliczam. Na każdej takiej imprezie kobiety zbierają się w grupki i gapią na mnie, a ja mam ich już powoli dość. Od wychudzonych i wypacykowanych modelek aż po pulchne i pstrokato ubrane znawczynie mody. Nie ma co się dziwić, w końcu jeśli modelka zwiąże się z wydawcą jakiegoś czasopisma modowego, oboje zyskują dodatkowy rozgłos i - co się z tym wiąże - więcej pieniędzy.
            Dzisiejszego wieczoru siedziałem sam i starałem trzymać się na uboczu. Co jakiś czas przychodzili do mnie inni wydawcy i projektanci i zagadywali o to, co u mnie słychać i dlaczego jestem sam. Szybko ich zbywałem i wołałem kelnera, żeby przyniósł mi kolejnego drinka.
            Po kilku godzinach takiego zachowania, zaczęło kręcić mi się w głowie i czułem jakby od środka rozsadzał ją dynamit. Oparłem głowę na dłoniach i zamknąłem oczy. Wtedy podeszła do mnie znana japońska modelka Ayako Kawahara, z którą już kiedyś miałem przyjemność cudzołożyć. To co działo się później, przeszło najśmielsze oczekiwania. Wykorzystała mnie i moją gazetę, aby tylko polepszyć swój wizerunek i zedrzeć ze mnie kupę kasy.
            -Kris, skarbie, jak się bawisz? – zapytała i usiadła obok mnie.
            -Świetnie. Naprawdę – rzuciłem, próbując ją zbyć, jednak ona nie dawała za wygraną.
            -Hej, przecież widzę, że coś jest nie tak – powiedziała i przesunęła ręką po moim ramieniu, po czym wplotła ją w moje włosy. – Mnie możesz powiedzieć wszystko.
            -Nic mi nie jest. Tylko trochę boli mnie głowa – powiedziałem, strzepując jej delikatną dłoń z mojej głowy.
            -Kotku, nadal jesteś na mnie zły za to, jak cię potraktowałam? – wymruczała mi do ucha, a następnie usiadła okrakiem na moich kolanach, a jej obcisła sukienka podsunęła się do połowy uda.
            -Wiesz, że jestem i zawsze już taki będę – burknąłem, a ona przytuliła mnie do siebie.
            -Nie oszukuj sam siebie. Wiem, że nadal mnie kochasz tak bardzo jak swoje pieniądze i to durne czasopismo – powiedziała, a ja tylko tępo wpatrywałem się w jej dekolt. – Czy już czujesz się lepiej?
            Nie odpowiedziałem. W zamian za to chwyciłem jej podbródek i przesunąłem kciukiem po jej pełnych, malinowych wargach. Kilka sekund później przylgnąłem do nich swoimi wargami, jakby była to moja ostatnia deska ratunku. Nie wiem, co mnie do tego zmusiło. Może ilość wypitego alkoholu? A może to głupkowate uczucie do Kawahara, które nadal wypruwało dziurę w moim sercu? Mimo, że zostawiła mnie jak psa, ciągle myślałem i wierzyłem, że do mnie wróci. Teraz jednak nie wiedziałem, po co miałaby to robić. Wiedziałem tylko, że jej ręka znajduje się pod moją koszulą, a ja wpycham jej język do gardła jak skończony gówniarz. Szybko się opamiętałem i odsunąłem Kawahara od siebie.
            -Masz rację. Nie tutaj. Jeszcze ktoś zauważy – wyszeptała,  ja zobaczyłem znajomy błysk w jej oku.
            -Kawahara, ja nie mogę. Nie chcę. Przykro mi – rzuciłem i odepchnąłem od siebie jej rozgrzane dłonie.
            Kobieta szybko zsunęła się z moich kolan, poprawiła swoją krótką sukienkę i odchodząc rzuciła ciche „Dobranoc. Było miło.” Tak, na pewno było miło, ale nie chciałem, żeby skończyło się tak jak kiedyś.
            Powróciłem do rzeczywistości i rozejrzałem się dookoła. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Wszyscy nadal stali rozbawieni i lekko wstawieni. Postanowiłem pójść do toalety i przywrócić się do należytego porządku. Powoli podniosłem się z miejsca i chwiejnym krokiem udałem się do zamierzonego celu.
            Kiedy już znalazłem się w toalecie, w moje oczy uderzyła biel marmurowej posadzki i ścian, przez co zakręciło mi się w głowie. Podszedłem do lustra i spojrzałem na swoje odbicie. Podkrążone oczy, rozczochrane włosy i czerwone wargi. Wyglądałem, jakbym się przed chwilą obudził, a nie spędził kilka godzin na wytwornym przyjęciu w najbogatszym seulskim hotelu.
            Nagle poczułem, jak coś przewraca się w moim żołądku i nachodzą mnie niespodziewane mdłości. Zbyt duża ilość alkoholu zrobiła swoje. Wbiegłem do pierwszej lepszej kabiny, po czym zwymiotowałem. Przez kilka chwil siedziałem na podłodze i starałem się dojść do siebie. Jednak czy to aby na pewno było spowodowane przez wypite drinki? Ostatnio piłem tyle tydzień temu. To wcale nie tak dawno. Mimo wszystko poczułem się lepiej, a jako przyczynę wymiotów określiłem pocałunek z Kawahara i moje nieopisane uczucia do niej.
            Po kilku minutach siedzenia na zimnej podłodze, wstałem i poszedłem umyć twarz. Pochylając się nad umywalką i nabierając wody w ręce, usłyszałem jak ktoś wchodzi do toalety i mruczy coś pod nosem. Szybko zakręciłem wodę i sięgnął po papierowe ręczniki, a następnie spojrzałem na tego, kto wszedł do środka.
            -Na co się pan patrzy? – zapytał chłopak, mierząc mnie wzrokiem od czubka głowy po moje nowe, czarne buty. – Zna mnie pan?
            Pokręciłem przecząco głową, po czym wyrzuciłem papier do kosza, nie odrywając wzroku od młodzieńca. Delikatna, niemalże dziewczęca twarz, ciemne włosy i oczy. Wyglądał tak niewinnie ubrany w garnitur podobny do mojego. Wydawało mi się, że ktoś zaciągnął go tu siłą albo po prostu przyszedł, aby dotrzymać komuś towarzystwa.
            -Po co tu przyszedłeś? – rzuciłem ostro, a chłopak najwyraźniej się przestraszył, bo przysunął się bliżej wyjścia. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
            -Jestem tu z koleżanką. Myślałem, że kogoś tu spotkam – odpowiedział łamiącym się głosem, a jego oczy zaczęły błyszczeć od zbierających się łez.
            Zrobiło mi się go żal. Chłopak przyszedł tu dla kogoś zapewne ważnego, a ten ktoś go wystawił. Czy nie tak samo zachowała się Kawahara kilka lat temu w stosunku do mnie? Nagle młodzieniec opuścił toaletę, zostawiając mnie samego rozmyślającego nad jego losem. Nie wiem co mnie ogarnęło. Szybko wyszedłem i zacząłem się za nim rozglądać. Dookoła znajdowało się setki różnych osób, jednak ja starałem się skupić swój wzrok tylko na nim. Nigdzie go nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu.
            Po kilkunastu minutach ciągłego łażenia po całym hotelu, zobaczyłem, że chłopak siedzi samotnie przy barze. Nogi same poniosły mnie w jego kierunku i chwilę później zajmowałem miejsce obok niego.
            -Czy pan mnie śledzi?! – wybuchnął chłopak, gdy tylko mnie zauważył. – Czy ktoś pana na mnie nasłał?!
            -Spokojnie. Nikt mnie nie nasłał. Po prostu zobaczyłem cię i wyglądałeś, jakbyś zaraz miał płakać, więc postanowiłem…
            -To nie pańska sprawa – przerwał mi młodzieniec i poderwał się z miejsca.
            -Zaczekaj – rzuciłem i wstałem, łapiąc go za rękę. – Nie będę mieszał się w nie swoje sprawy, ale chciałbym zapytać, czy dotrzymasz mi towarzystwa - nie wiedziałem, co mówię, przecież nawet nie znam tego dzieciaka. Chyba naprawdę za dużo wypiłem.
            -Jeśli sprawi to panu przyjemność – wymamrotał chłopak, cofając się.
            -Chodź, usiądź tam– powiedziałem, wskazując na miejsce najbardziej oddalone od rozszalałego tłumu pijanych gości. – Kupię dla nas coś do picia  i zaraz do ciebie wrócę – rzuciłem, na co chłopak tylko skinął głową i poszedł do miejsca, które mu przed chwilą pokazałem.
            Co ja wyprawiam? – zapytałem siebie w myślach. Zobaczyłem jakiegoś chłopaka, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać i wziąłem go sobie za towarzystwo. Czy ja jestem jakiś chory?
            Poszedłem do baru i zamówiłem dla nas dwa Martini. Chwilę czekałem na swoje zamówienie, a kiedy już je otrzymałem, ruszyłem do stolika przy którym siedział młodzieniec.
            -Jak masz na imię? – rzuciłem do niego, siadając i podając mu drinka.
            -Jestem Luhan – powiedział chłopak i wyciągnął rękę w moją stronę, uśmiechając się szeroko. – Przykro mi, ale nie pijam alkoholu.
            W odpowiedzi uścisnąłem jego dłoń, po czym poszedłem kupić mu wodę. Gdy wróciłem na miejsce, chłopak nadal słodko się uśmiechał i patrzył na mnie z zaciekawieniem.
            -Dziękuję za fatygę – powiedział i sięgnął po butelkę z płynem, którą dla niego kupiłem. – Nie powiedział mi pan, jak się nazywa.
            -Nazywaj mnie jak chcesz – rzuciłem do niego, popijając swojego drinka.
            -Mogę mówić ci Sehun? – zapytał chłopak, a ja tylko kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam.
            -Opowiedz mi coś o sobie – powiedziałem, sięgając po kolejny łyk Martini.
            -Jak już wcześniej wspomniałem, mam na imię Luhan. Pochodzę z Chin i jestem studentem – zaczął młodzieniec, a potem tylko bla bla bla. Opowiadał mi o swoich studiach i nieciekawym życiu, a także o cotygodniowym bieganiu na bankiety myślą spotkania kogoś. Ilekroć wypytywałem o imię tej osoby, on odpowiadał, że to mało ważne, a w jego oczach zbierały się łzy.
            -Ile ty w ogóle masz lat? – spytałem po chwili głuchej ciszy.
            -Dwadzieścia cztery – rzucił Luhana, a ja prawie zakrztusiłem się swoim drinkiem.
            -Nie pomyślałbym. Wyglądasz na młodszego co najmniej o trzy lata – odparłem z niedowierzaniem, a mój rozmówca tylko skinął głową.
            Około północy Luhan zdawał się przysypiać. Ja również nie czułem się na siłach, aby dalej popijać Martini i wysłuchiwać ciągłych męczących próśb od nieznajomych osób o wywiad ze mną.
            -Mógłbyś odprowadzić mnie do pokoju? –zapytał niewinnie chłopak, gdy zmęczenie zaczęło dawać mu we znaki.
            -Oczywiście – odparłem ochoczo i szybko podniosłem się z miejsca, co wywołało nagły zawrót głowy i zachwianie mojej równowagi.
            -Dobrze się czujesz? – spytał Luhan i także wstał, chcąc mnie przytrzymać.
            -Tak. Wszystko w porządku. To tylko zawrót głowy – tłumaczyłem się głupkowato. – Gdzie jest twój pokój?
            -Na czwartym piętrze. Pokój numer 312. Chodźmy – powiedział i chwycił mnie za ramię.
            Postanowiliśmy iść schodami, a windę zostawić dla zakochanych i pijanych. Nigdzie nam się nie spieszyło, więc mieliśmy więcej czasu, żeby ze sobą porozmawiać. Kiedy dotarliśmy pod pokój Luhana, chłopak odwrócił się w moją stroną i przytulił się do mnie.
            -Dziękuję ci za dzisiaj. Mimo wszystko to był bardzo miły wieczór – wyszeptał, wtulając się we mnie mocniej.
            -Dobrze mu się z tobą rozmawiało – powiedziałem, przyciskając go do swojej piersi.
            Nagle jakaś nieokreślona siła wstrząsnęła moim ciałem. Delikatnie odsunąłem chłopaka od siebie i ująłem jego twarz w dłonie. Spojrzałem w niewinne oczy Luhana i przylgnąłem wargami do jego ust, zatrzymując nas w czułym pocałunku. Chłopak nie wyrywał się, w wyniku czego mój nagły atak zamienił się w dziką walkę naszych rozpalonych warg. Gdy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie, głośno dysząc.
            -Wejdź do środka, Sehun – powiedział Luhan, ściszając głos przy ostatnim słowie.
            -Z przyjemnością –rzuciłem, kiedy chłopak otworzył drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka. – Nie krępuj się, przy mówieniu do mnie „Sehun” – w odpowiedzi młodzieniec skinął głową.
            Gdy weszliśmy, moim oczom ukazał się najzwyklejszy hotelowy pokój. Jednak coś w nim zwracało moją szczególną uwagę. Mocny zapach perfum.
            W czasie kiedy ja rozglądałem się po pokoju, Chińczyk zdjął swoją marynarkę i rzucił ją na fotel, po czym podszedł do mnie i zaczął mnie całować. Niewiele myśląc objąłem go w talii i odsunąłem na bok wszystkie myśli, krążące po mojej głowie. Z każdą chwilą powietrze w pokoju stawało się coraz cięższe. Przeniosłem się z Luhanem bliżej łóżka i delikatnie go na nie popchnąłem. Chłopak tylko zaśmiał się cicho. Szybko zdjąłem swój krawat oraz marynarkę i pochyliłem się nad Luhanem, rozpinając jego koszulę.
            Kiedy wypiąłem ostatni guzik, szarpnąłem materiał, a moim oczom ukazało się delikatne i  nieskazitelne ciało chłopaka. Przesunąłem dłonią po jego brzuchu i poczułem pod palcami miękką i aksamitną skórę. Luhan zadrżał lekko, a przez moje ciało przepłynęła fala gorąca, znajdując lokum w moim podbrzuszu. Chłopak objął moją szyję i przyciągnął do siebie, inicjując pocałunek.
            Będąc zmęczony wpychaniem Luhanowi języka do gardła, przesunąłem swoje usta na jego linię szczęki, a następnie szyję i tors. Składałem subtelne pocałunki na wrażliwej skórze chłopaka, niekiedy nie mogąc się powstrzymać, zostawiałem tu i tam małe czerwone ślady jako dowód tej nocy. Luhan odrzucał głowę na bok, ukazując swoją idealną szyję, która aż prosiła się o kilka porządnych malinek.
            Przesunąłem chłopaka na środek łóżka i usiadłem między jego udami. Nagle on oplótł mnie w pasie swoimi nogami i niezdarnie przewrócił na plecy tak, że teraz siedział na moim brzuchu. Powoli rozpinał moją koszulę, a kiedy już to zrobił, zdjął ją i uśmiechnął się znacząco. Po chwili zaczął całować mój tors i brzuch swoimi drobnymi wargami. Kiedy Luhan dotarł do paska moich spodni, odpiął go, po czym zsunął z nóg niepotrzebny materiał razem z bokserkami i zrzucił je na podłogę. Uklęknął między moimi udami i chwycił w dłoń moją prężącą się męskość. Kręcąc nadgarstkiem suwał po niej w górę i w dół, jeszcze bardziej mnie pobudzając. Po kilku minutach takiej zabawy chłopak pochylił się i polizał główkę mojego członka, a następnie przesunął językiem po całej jego długości.
            -Arghhh… - jęknąłem, gdy Luhan włożył do ust mojego penisa i zaczął go delikatnie ssać, poruszając przy tym głową w przód i w tył.
             Znajdując się na granicy wytrzymałości wypchnąłem biodra do góry, chcąc, aby chłopak wziął więcej niż to było w ogóle możliwe. Luhan wcale nie protestował. Wręcz przeciwnie, jeszcze chętniej brał całą moją męskość w swoje delikatne wargi. Wiedząc, że koniec jest bliski, szarpnąłem chłopaka za włosy i przycisnąłem go do swojego krocza, po chwili znajdując swój upust. Luhan powoli odsunął się ode mnie, wytarł kąciki swoich ust, oblizał je, po czym uśmiechnął się słodko, jakby chciał powiedzieć „Polecam się na przyszłość”.
            Leżałem oszołomiony na łóżku, ponieważ nigdy żadna dziewczyna nie zrobiła mi fellatio lepiej niż ten niewinny chłopak. Na pewno robił już to wcześniej, bo niby w jaki inny sposób robiłby to tak dobrze.
            -Chodź do mnie – powiedziałem do Luhana zachrypniętym głosem, a chłopak natychmiast przyczołgał się bliżej moich ust i zaczął je delikatnie całować.
            Tym razem to ja przewróciłem chłopaka na plecy lecz zrobiłem to brutalnie w przeciwieństwie do niego. Powoli zdejmowałem jego spodnie razem z bielizną, delektując się każdym odkrywanym skrawkiem ciała, a on zdawał się być zawstydzony, gdyż subtelnie przygryzał dolną wargę.
            Kiedy Luhan był już nagi, chciałem rozsunąć jego nogi, ale on zaprotestował. Przyczołgał się do szafki nocnej, a następnie wyciągnął z szuflady małą buteleczkę zawierającą lubrykant i rzucił ją do mnie, po czym wrócił na swoje miejsce. Byłem nieco zdziwiony, że chłopak  był przygotowany na taką ewentualność.
            Wróciłem do poprzedniej pozycji i ostrożnie rozsunąłem nogi chłopaka.  Nałożyłem na palec trochę zimnego żelu i wsunąłem go w ciasne wejście chłopaka. On w odpowiedzi zamknął oczy i jęknął cicho. Bez pośpiechu zacząłem poruszać swoim palcem w przód i w tył, patrząc jak Luhan odwraca swoją głowę i kolejny raz ukazuje swoją szyję, na której miałem ochotę zostawić całe mnóstwo czerwonych śladów.
            -Sehun – jęknął po chwili chłopak – chcę… więcej – wysapał, a ja słuchając go, dołożyłem jeszcze jeden palec, na co chłopak zaczął wydawać z siebie głośniejsze dźwięki.
            Nie chciałem, żeby chłopak doszedł od samych moich palców, dlatego w najmniej oczekiwanym momencie wyjąłem je. Luhan był zdezorientowany, ale kiedy zobaczył, że nakładam lubrykant na swojego penisa, jego usta ułożyły się w wymowny uśmiech. Chwyciłem swoją męskość w dłoń i nakierowałem na otwór chłopaka. Wszedłem w niego gwałtownie, sprawiając, że przez chwilę wił się pode mną.
             Gdy Luhan uspokoił się, kazał mi się ruszyć. Zacząłem powoli i delikatnie, jakbym bał się, że zrobię mu krzywdę. On zaś objął mnie nogami, dając mi większą kontrolę ruchów. Gdzieś między pchnięciami i zderzaniem się naszych nagich ciał, słyszałem jego głośne jęki.
            Zwiększyłem tempo, a Luhan chwycił się mnie, jednocześnie robiąc paznokciami ślady na moich plecach. Cicho syknąłem z bólu, a chłopak spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i złożył na moich ustach przelotny pocałunek. Nie miałem mu niczego za złe, więc przedłużyłem nasz pocałunek.
            Czując, że mój partner zaraz osiągnie szczyt, przesunąłem ręką po jego szczupłej talii. On w tym czasie doszedł, krzycząc moje imię i zalewając swoją spermą nasze nagie brzuchy. Chwilę później swój upust znalazłem i ja będąc w Luhanie. Po wszystkim wyjąłem swojego członka z wnętrza chłopaka i jeszcze przez moment patrzyłem, jak z miejsca, gdzie jeszcze kilka sekund temu byliśmy złączeni, wycieka moje nasienie.
            Opadłem zmęczony na łóżko obok Luhana, a on przytulił się do mojej piersi. Objąłem go ramieniem i czule głaskałem jego plecy. Kiedy zrobiło się chłodno okryłem nas kołdrą i przytuliłem mocniej chłopaka.
            -Mógłbyś odpowiedzieć mi na pewne pytanie? – rzuciłem po chwili, a Luhan tylko popatrzył na mnie pytająco, po czym skinął głową. – Kim jest Sehun? Chcę wiedzieć dlaczego właśnie tak mnie nazywasz.
            -Sehun… on… on był moim chłopakiem – zaczął szatyn drżącym głosem. – Spotykaliśmy się codziennie, dopóki on nie dostał pracy w rodzinnej firmie. Po tym wydarzeniu przestaliśmy chodzić na jakiekolwiek randki. Zostawił mnie jak psa, a ja bardzo go kochałem – ostatnie zdanie rozbrzmiewało echem w moich uszach, głowie i w moim sercu. Tak samo czułem się ja, odrzucony przez Kawahara.
            -Kiedy wrócił z jednej ze swoich delegacji, spotkałem się z nim i powiedziałem mu, że się rozstajemy – ciągnął dalej Luhan, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy, które szybko otarłem. – Nawet nie zareagował. Wzruszył tylko ramionami i powiedział, że to lepiej dla niego, bo tylko byłem jego udręką i przeszkadzałem mu w robieniu nowej kariery – kariery fotografa. Mimo, iż nie chciałem go widywać, jakaś część mnie kazała mi za nim podążać i w ten sposób dowiedziałem się o bankietach takich jak ten dzisiejszy. Przychodziłem na prawie każdy, ale na próżno. Nigdzie nie znalazłem mojego Sehuna, dopóki nie pojawiłeś się ty z propozycją mówienia do ciebie tak, jak mi się podoba – chłopak rozpłakał się na dobre i wycierał swoje łzy w białą pościel, a ja uspokajałem go, nadal głaszcząc po plecach. Zrobiło mi się go bardzo żal. Wiedziałem jak musi się czuć, bo sam przeszedłem przez coś podobnego.
           Luhan przez długi czas nie mógł zasnąć, ale gdy wreszcie to zrobił ja wyślizgnąłem się z łóżka. Poszedłem wziąć szybki prysznic, założyłem swój garnitur i opuściłem pokój chłopaka. Nie powinienem był go zostawiać, nie chciałem, ale musiałem. W końcu był to zwyczajny piątkowy wieczór.

sobota, 22 lutego 2014

Voodoo doll - Rozdział 3

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing, Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered
Ostrzeżenia: przekleństwa, brutalne sceny, * - myśli Sehuna

A/N: Dzień dobry! Dzisiaj mam dla Was trzeci rozdział Voodoo doll. Moim zdaniem jest beznadziejny. Nie dość, że krótki, to jeszcze (zdaniem Wirusa) straszny. To pewnie wszystko przez to, że łapie mnie jakieś przeziębienie i strasznie boli mnie głowa. Zapraszam do czytania! :3
3. Co cię nie zabije...
                Czwartkowy poranek był dla Luhana prawdziwym koszmarem. Chłopak cały czas wymiotował i na dodatek bolała go głowa. Nie mógł nawet chwilę odpocząć od ciągłego zwracania. Kiedy tylko jego żołądek uspokoił się, Lu ubrał się i postanowił pójść do lekarza.
            Nie ma najmniejszych szans, żebym poszedł dzisiaj do szkoły. Chyba, że mam siedzieć ciągle w toalecie – rozmyślał chłopak, podczas jazdy metrem do najbliżej przychodni.
            Kiedy dotarł na miejsce, mdłości znów powrócił. Xiao czym prędzej odnalazł toaletę i zwymiotował po raz kolejny. Pielęgniarka szybko odnalazła szatyna i pomogła mu pozbierać się, po czym zaprowadziła  go do recepcji. Luhan czekał chwilę, po czym przyszedł lekarz i zaprosił go do swojego gabinetu. Mężczyzna dokładnie zbadał chłopaka i stwierdził u niego zwykłe zatrucie pokarmowe. Przepisał mu kilka niezbędnych leków, po czym Lu mógł już spokojnie wrócić do domu i tam odpocząć.
***
            Tego dnia Sehun nie poszedł do szkoły. Był w domu sam, więc nikt go do tego nie zmuszał. Z samego rana chłopak, ubrany w dżinsy i czarną bluzę, wymknął się przez okno do centrum miasta, skąd złapał autobus i pojechał do małego miasteczka w pobliżu Seulu, gdzie kiedyś mieszkała jego babcia.  Jako dziecko bardzo lubił tam przyjeżdżać. Kobieta pokazywała mu okoliczne sklepy, w tym ten, do którego miał udać się dzisiaj. Voodoo shop.
            Kilka minut po opuszczeniu autobusu, Sehun odnalazł najkrótszą drogę do zamierzonego celu. Niepewnym krokiem wszedł do dobrze sobie znanego sklepu. Wnętrze tego miejsca było, na pierwszy rzut oka, przyjazne, ale jak okazywało się później było tu przerażająco. Na półkach za ladą spoczywały różne butelki i woreczki, a obok nich leżały głowy dzikich zwierząt oraz dziwne, wystrugane z drewna postacie. Kiedy chłopak otwierał drzwi, dzwonek nad wejściem zadzwonił, a chwilę później z zaplecza wyłoniła się młoda dziewczyna, wyglądająca na całkiem normalną nastolatkę, nie pasującą do tego miejsca.
            -Witam pana, czym mogę służyć?
            -Dzień dobry. Ja… chciałbym kupić voodoo – wymamrotał Sehun pod nosem, mając nadzieję, że ekspedientka dobrze go usłyszała.
            -Proszę chwileczkę poczekać – rzuciła dziewczyna, po czym weszła z powrotem na zaplecze. Po kilku minutach młoda ekspedientka przyprowadziła ze sobą starszą kobietę.
            -Babciu, pan chciałby kupić voodoo – rzuciła dziewczyna.
            -Dobrze, moje dziecko. Możesz wrócić. Obsłużę naszego klienta – powiedziała kobieta zachrypniętym głosem, po czym odwróciła swoje blade oczy w stronę Sehuna. Chłopak głośno przełknął ślinę. – Czego dokładnie szukasz?
            -J-ja… potrzebuję voodoo, żeby pozbyć się mojego… znajomego – odpowiedział blondyn, mocno akcentując ostatnie słowo.
            Kobieta odwróciła się od lady i zaczęła szukać czegoś na półkach, znajdujących się za jej plecami. Po chwili grzebania w tekturowych pudłach, starsza ekspedientka wyciągnęła woreczek, po czym wyjęła z niego niewielką laleczkę.
            -Ta będzie idealna – powiedziała staruszka, kładąc przed Sehunem małą lalkę.
            Chłopak dokładnie obejrzał przedmiot leżący przed nim, po czym odezwał się:
            -Wezmę dwie.
            Ekspedientka zapakowała dla blondyna dwie laleczki voodoo, po czym chętnie zamieniła je na pieniądze.
            Sehun wyszedł ze sklepu i kierował się w stronę najbliższego przystanku autobusowego, gdy nagle usłyszał obok siebie piszczenie i skomlenie. Chłopak odwrócił się i zobaczył na trawie małego, opuszczonego szczeniaczka.
            -Hej, mały – rzucił pieszczotliwie blondyn i zbliżył się do pieska, po czym wziął go na ręce. – Wezmę cię ze sobą. Na pewno spodobasz się Luhanowi – powiedział czule i schował szczeniaka pod swoją bluzę, po czym poszedł złapać autobus, aby wrócić do domu i wcielić w życie swój świetny plan.
***
            Calutki czwartek był dla wszystkich prawdziwą zmorą, także i dla Laya. Chłopak cały dzień włóczył się po szkole bez celu, bo oprócz Luhana nie kolegował się w tu z nikim. W końcu dopadł Chanyeola i chodził za nim jak cień. Kiedy nadeszła pora lunchu, Yixing pobiegł za olbrzymem do stołówki.  Jednak gdy go tam nie spotkał, był bardzo zdziwiony. Już miał wychodzić i wtedy Chanyeol stanął tuż przed jego nosem.
            -Dlaczego łazisz za mną cały dzień? – rzucił czarnowłosy na dzień dobry.
            -A dlaczego nie? – odpowiedział mu Lay opryskliwie.
            -Gdzie masz Luhana? – spytał olbrzym.
            -Nie ma go dzisiaj w szkole. Nie wiem co się z nim dzieje – powiedział Xing i spojrzał pytająco na czarnowłosego.
            -Hm… Sehuna też dzisiaj nie ma. Chodźmy po coś do jedzenia i za chwilę o tym pogadamy – rzucił chłopak, po czym ruszył w stronę budki z kanapkami.
            Kiedy oboje mieli już swój lunch w rękach, poszli znaleźć wolny stolik z dala od reszty uczniów, aby móc swobodnie rozmawiać.
            -Wracając do tematu – zaczął Chanyeol. – Sehuna nie ma w szkole, więc pewnie jest z Luhanem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Wspólne wagary. Romantyczna randka, ale to trochę niepodobne do Xiao.
            -Wspólne wagary? Randka? O czym ty mówisz? – zapytał Lay, będąc w niemałym szoku.
            -Jak to? To ty nie wiesz? – rzucił Chanyeol. – Oni są parą.
            -Parą?
            -Yah, Luhan jest chłopakiem Sehuna, a Sehun jest chłopakiem Luhana. Chodzą na randki. Trzymają się za ręce. Przytulają i pewnie też całują albo Bóg wie co jeszcze robią – odpowiedział olbrzym, po czym uśmiechnął się znacząco.
            -Ok. Rozumiem, ale przestań już. Chcesz przez to powiedzieć, że Luhan… że on jest gejem? – spytał Lay, próbując nie krzyknąć z wrażenia.
            -Tak. Nie powiedział ci o tym? – zapytał zdziwiony olbrzym.
            -Jakoś tak wyszło, że o tym nie wspomniał – odpowiedział Yixing i powrócił do jedzenia swojej kanapki.

            Trzymam laleczkę voodoo.
            Biorę szpilkę.
            Kłuję nią.
            I świetnie z tego powodu się bawię.*

            Nagle Yixing poczuł delikatne ukłucie w prawej dłoni. Chwilę później to samo poczuł w lewej,  jednak zignorował to, tłumacząc sobie, że to tylko jego głupie odczucie. Wtem na swojej niedojedzonej kanapce, którą ciągle  trzymał w rękach zobaczył kropelki krwi. Chłopak przeraził się odrobinę i szybko odłożył jedzenie na stolik, po czym sięgnął do plecaka w poszukiwaniu chusteczek.
            -Czy coś się dzieje? – rzucił Chanyeol, a Lay aż podskoczył z wrażenia.
            -Nie, nic. Szukam chusteczek – odpowiedział Yixing, trzęsącym się głosem, na co olbrzym prychnął i wrócił do jedzenia.
            -Nie chcesz mówić, to nie mów – powiedział chłopak z pełnymi ustami.
            Lay grzebał w swoim plecaku, a z jego rąk płynęło coraz więcej krwi. Chłopak bał się, że Chanyeol to zauważy, dlatego ukrył swoje dłonie w rękawach marynarki.
            -Naprawdę wszystko w porządku? – rzucił czarnowłosy, patrząc na Lata podejrzliwym wzrokiem.
            -Tak, tak. W porządku – odparł szatyn.

            Czujesz ucisk i guz.
            Mam dla ciebie złe nowiny.*

            Yixing czuł, że krew z jego rąk powoli przestaje wypływać.  Chciał wyciągnąć je ze rękawów i wtedy poczuł straszny ból, przeszywający jego czaszkę. Szatyn odruchowo złapał się za głowę i pochylił w dół, sycząc z nasilającego się odczucia.
            Chanyeol szybko zareagował. Przysunął się do Laya i chciał go przytrzymać, jednak w tej samej chwili, szatyn osunął się na podłogę i zaczął nienaturalnie drżeć, a po chwili przestał się ruszać. Dokoła jego głowy i z jego pleców rozlewała się ogromna kałuża krwi. Nikt jakoś specjalnie nie przejmował tym co się dzieje. Możliwe, że nikt tego nawet nie zauważył.
            -Lay! – wrzasnął Chanyeol. – Lay! Czy ty mnie słyszysz?
            Jednak szatyn nie odpowiedział. Olbrzym był pewien, że jego kolega stracił przytomność.  Nie wiedział jednak dlaczego.
            … a jeśli to nie podziała, użyję do tego tej małej, pierdolonej laleczki! - rozwścieczony głos Sehuna, odbił się echem w głowie Chanyeola i chłopak szybko skojarzył fakty. Sehun. Voodoo doll.  Lay. Zemsta.
            Czarnowłosy szybko wyciągnął z kieszeni swój telefon i wybrał numer Sehuna. Po kilku sygnałach usłyszał głos w słuchawce.
                -O co chodzi? – odezwał się rozbawiony blondyn.
                - Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz? – wrzasnął Chanyeol tak, że wszyscy na stołówce spojrzeli na niego.
                -Jak to „co”? Dobrze się bawię i tyle – powiedział Sehun i zaczął się śmiać.
                -Sehun, popierdoleńcu, nie śmiej się. On leży na podłodze i na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent stracił przytomność.
                -Yah! I co z tego? - zapytał blondyn.
                -On może umrzeć. Nie pomyślałeś o tym, niedorozwoju? – warknął Chanyeol, prawie rzucając telefonem o podłogę.
                -Spokojnie. Panuję nad sytuacją. Zaraz to przerwę. Powiedz mi tylko, czy dużo krwi stracił.
               
-Czy dużo? Cała jego głowa jest w ogromnej, czerwonej kałuży, a ty się pytasz czy dużo? – rzucił wściekle olbrzym. – Poza tym przed chwilą powiedziałeś, że nad wszystkim panujesz.
                -Nie łap mnie za słowa – warknął Sehun . –Doskonale wiem co robię. Zaraz wyjmę szpilki i po sprawie – powiedział i rozłączył się.

                Chanyeol był strasznie wściekły na swojego przyjaciela. Co prawda wiedział, co tamten planuje zrobić, ale nie wiedział, że może to mieć takie skutki. Olbrzym odwrócił się w stronę, gdzie leżał nieprzytomny Lay. Ogromna kałuża gęstej krwi zalewała głowę chłopaka. Czarnowłosy zbliżył się i przykucnął przed szatynem, po czym delikatnie nim potrząsnął. Yixing powoli otworzył oczy.
                -Hej, Xing, jak się czujesz? – zapytał roztrzęsiony Yeol.
                -Normalnie. Trochę boli mnie głowa, ale to chyba przez tę pogodę – odpowiedział chłopak, a następnie usiadł na zimnej posadzce i spojrzał za siebie. – Co to jest? – zapytał, a jego oczy zrobiły się nienaturalnie duże.
                -Twoja krew – rzucił obojętnie czarnowłosy.
                -Skąd… jak ona się tutaj znalazła? – powiedział Yixing i zaczął trząść się ze strachu.
                -Hm… Jakby to wytłumaczyć? Najpierw złapałeś się za głowę, a później leżałeś na ziemi, podczas gdy twoja krew wypływała z rąk i pleców i zalewała wszystko dookoła – opowiedział Chanyeol, pomijając drobne szczegóły.
                -Jak to się stało?
                - Sam chciałbym to wiedzieć – rzucił olbrzym i zamyślił się na chwilę. – Pokaż mi swoje dłonie i plecy.
                -Ale po co? – zapytał zdezorientowany Lay.
                -Po prostu pokaż – warknął Yeol, na co Yixing posłusznie wyciągnął swoje dłonie.
                Chanyeol delikatnie złapał Laya i przyglądał się śladom po ranach. Teraz były to zwykłe siniaki, takie jak te, które czarnowłosy miał na nogach od grania w piłkę.
                -Teraz plecy – rzucił olbrzym.
                -Tutaj?! – krzyknął Lay. – Chodź lepiej do toalety.
                Yeol chwycił swojego kolegę za ramię i czym prędzej zaciągnął go do łazienki, gdzie pospiesznie ściągnął jego marynarkę i brał się za rozpinanie koszuli.
                -Hej! Zostaw mnie! Sam umiem się rozebrać! – wrzeszczał Yixing.
                -No, to się pospiesz – powiedział Chanyeol, nerwowo tupiąc nogą.
                -Proszę bardzo – rzucił Lay, przewracając oczami, a następnie dokończył rozpinać koszulę i odwrócił się plecami do olbrzyma.
                Chanyeol nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Rany na plecach, z których jeszcze kilka minut temu płynęła ciepła krew, zniknęły. Ich miejsce zastąpiły ogromne szramy, jakby zrobione paznokciami. Niewiele myśląc, olbrzym podszedł bliżej szatyna i przytulił go od tyłu.
                -Cieszę się, że nic ci nie jest – wymruczał Chanyeol.
                -Ok, ale możesz mnie już puścić –powiedział Lay i wyrwał się z silnego uścisku olbrzyma.
                -Przepraszam, poniosło mnie.
                -Nie ma sprawy – powiedział Yixing zakładając i zapinając swoje ubranie. – Wracajmy na lekcje.
                -Chcesz wracać w takim stanie? Obolały i umazany krwią? – zapytał olbrzym.
                -Oczywiście, że nie. Pomóż mi się umyć – powiedział Lay, trzęsąc się na samą myśl o krwi,  która nadal oblepiała jego twarz i ręce.
                Olbrzym pomógł Yixingowi pozmywać zastygniętą krew i doprowadził go do porządku. Po wszystkim odprowadził go do klasy i usprawiedliwił u nauczyciela, w wyniku czego sam musiał zostać po lekcjach.


czwartek, 20 lutego 2014

Cinderella

Tytuł: Cinderella
Pairing: Kaisoo
Rating: G
Gatunek: AU,oneshot, romans, fluff
Ostrzeżenia: brak
Dawno, dawno temu…
            -Kyungsoo, wysiadaj – powiedziała matka do swojego syna.
            Do Kyungsoo był niewysokim chłopakiem z ciemnobrązowymi włosami. Jego anielską twarz zdobiły duże oczy w kolorze czekolady i pełne usta, które z każdym uśmiechem przybierały kształt serca. Pochodził z dobrego domu, gdzie został wychowany na porządnego i mądrego człowieka. Kyungsoo jednak nie umiał pewnej rzeczy. Taniec. Chłopak nie umiał tańczyć. Jego rodzice postanowili załatwić ten problem, wpychając go do najlepszej szkoły tańca w Seulu.
            -Do Kyungsoo. Mówię do ciebie – krzyknęła kobieta. – Idź na zajęcia. Zadzwoń jak skończycie.
            Chłopak niechętnie wysiadł z samochodu i powłócząc nogami wszedł do ogromnego budynku szkoły tańca. Jego zajęcia miały rozpocząć się za pół godziny w sali 329, ale wcześniej musiał odnaleźć swoją nauczycielkę, która pomoże mu dobrać odpowiedni strój i buty.
            Kyungsoo oczekiwał, że kobieta, która przedstawiła mu się jako Lee Yunsoo, poda mu jakiś garnitur i odpowiednie buty. Tymczasem nauczycielka podała chłopakowi strój do baletu i brzydkie, szare pointy, na co ten otworzył usta ze zdumienia.
            -Czego się spodziewałeś? –spytała ostro kobieta, sztyletując Kyungsoo wzrokiem. – To jest balet, nie dyskoteka. Przebieraj się i szybko na salę.
            Zakłopotany Do szybko poszedł się przebrać. Kiedy był już gotowy spojrzał w lustro i stwierdził, że wygląda komicznie i dziewczęco, jednak z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę sali treningowej. Powoli otworzył drzwi i zdziwił się, że jest tutaj mnóstwo chłopców, wyglądających tak samo śmiesznie jak on. Kyungsoo wszedł do środka i znalazł sobie miejsce z tyłu sali, z dala od innych.
            Kilka minut później Lee Yunsoo rozpoczęła ćwiczenia rozciągające. Chłopak radził sobie z nimi w miarę dobrze, kłopoty rozpoczęły się później. Nauczycielka pokazywała różne proste i zmyślne figury. Następnie demonstrowała każdy krok i kazała go wszystkim powtarzać. Kyungsoo był załamany. Nie dość, że nie potrafił dokładnie powtórzyć ruchów kobiety, to jeszcze z każdym krokiem jego pointy spadały mu z nóg.
            Po długich dwóch godzinach męczących ćwiczeń, zajęcia się skończyły. Do chciał jak najszybciej opuścić salę treningową, jednak w ostatniej chwili panna Lee zatrzymała go.
            -Musimy porozmawiać – kobieta rzuciła oschle. Kyungsoo odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią z przerażeniem, malującym się na jego twarzy. – Nie starasz się. Nie umiesz powtarzać moich kroków. Twoje buty ciągle są na podłodze. Co ty sobie wyobrażasz? Czy ty naprawdę chcesz tańczyć? – Kobieta wyliczała, a chłopak zaciskał usta, czując jak łzy cisną mu się do oczu.
            -J-ja… staram się. Próbuję. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Chyba się nie nadaję –wymamrotał Kyungsoo i ukrył twarz w dłoniach.
            -Przestań się mazać. Idź do domu i tam ćwicz, dopóki braknie ci sił. Może będą z ciebie ludzie – rzuciła Lee i szybkim krokiem opuściła salę razem z Kyungsoo.
            Kiedy chłopak wrócił do domu postanowił, że weźmie do serca rady Lee Yunsoo i poszedł poćwiczyć. Bez butów, w dresie, Do ćwiczył do późnego wieczoru. Wszystkie kroki wychodziły mu całkiem nieźle, przynajmniej lepiej niż na zajęciach. Gdy był już bardzo zmęczony, poszedł wziąć prysznic i położył się spać z nadzieją, że kolejnych lekcjach pójdzie mu o wiele lepiej.
***
            Następnego dnia, po południu Kyungsoo udał się na zajęcia taneczne. Z uśmiechem przebrał się i wszedł na salę, jednak nie zmienił swojego miejsca, które zajął dzień wcześniej. Chłopak był pewien, że dzisiaj doskonale da sobie radę i nic mu nie stanie na przeszkodzie, aby wykonywać płynne i zwinne ruchy. Jednak, kiedy Yunsoo rozpoczęła tańczyć i kazała, żeby każdy robił to samo, Kyungsoo znów wyglądał jak oferma. Co chwila przewracał się i gubił swoje pointy.
            Lee Yunsoo była niewyobrażalnie poirytowana widząc tańczącego, a raczej dziwacznie skaczącego Do Kyungsoo. Cały czas obserwowała go i zdecydowała, że da mu szansę na dłuższy pobyt, gdyż jego rodzice zapłacili dużo pieniędzy za te zajęcia. Nie chciała, żeby poszły na marne i postawiła sobie za cel, zrobienie z Kyungsoo prawdziwej primabaleriny. Po skończonych zajęciach kobieta podeszła do chłopaka i powiedziała mu, żeby dużo trenował w domu, ponieważ w innym wypadku wyleci z tej szkoły.
            Każdego dnia Kyungsoo dokładnie odtwarzał w swoim domu wszystkie kroki, których uczył się na zajęciach, mimo iż nie wiedział jak one się nazywają, a przecież powinien to wiedzieć. Nie miał jednak czasu na zapamiętywanie skomplikowanych i trudnych nazw. Starał się jak mógł, żeby dobrze wypaść na zajęciach, ponieważ chciał udowodnić Lee Yunsoo, że nadaje się do tego oraz pokazać swoim rodzicom, że nie zmarnowali swoich ciężko zarobionych pieniędzy.
            Po miesiącu ciężkich starań, nadszedł dzień, w którym każdy nowy tancerz miał pokazać to, czego się nauczył. Kyungsoo niecierpliwił się za każdym razem, kiedy występował kolejny chłopak. Kiedy przyszła jego kolej trząsł się jak galaretka z owocami, którą tak bardzo lubił.  Nie czuł się zbyt dobrze. Trochę kręciło mu się w głowie i myślał, że zaraz może stracić grunt pod nogami, ale kiedy Lee Yunsoo wykrzyczała jego imię po raz enty, chłopak oprzytomniał. Wyszedł na środek sali i delikatnie się ukłonił. Skinął głową na znak, aby nauczycielka włączyła muzykę. Kiedy po sali rozniosło się echo delikatnych dźwięków pianina, Kyungsoo zaczął swój występ. Niestety już z drugim krokiem zgubił swojego buta. Jednak tym się nie przejmował i usiłował tańczyć dalej. Z każdym kolejnym ruchem Kyungsoo pogrążał się coraz bardziej, aż wreszcie, nie wiadomo w jaki sposób, podłożył sobie nogę i runął na ziemię z wielkim hukiem. Lee Yunsoo podbiegła do chłopaka, żeby sprawdzić czy nic mu się nie stało. Oszołomiony Kyungsoo powoli podniósł się i wybiegł z sali, bo nie chciał, żeby ktokolwiek na niego patrzył w tej sytuacji.
            Kiedy zajęcia się skończyły i wszyscy opuścili już salę, Kyungsoo poszedł tam, żeby zabrać swoje rzeczy. Wtedy do pomieszczenia weszła jego nauczycielka.
            -Kyungsoo! –krzyknęła – jesteś nieodpowiedzialny i zachowujesz się jak dziecko.
            -A-ale ja... – przerażony chłopak próbował wykrztusić jakieś usprawiedliwienie.
            -Nie przerywaj mi, kiedy do ciebie mówię! – wrzeszczała dalej kobieta. – Nie masz za grosz szacunku do mojej osoby, do mojej pracy i przede wszystkim do baletu! Dzisiaj zostajesz po zajęciach i ani mi się waż opuścić tę szkołę, dopóki nie nauczysz się porządnie podstawowych kroków! Zaliczysz ten egzamin, choćbyś miał zostać w tej szkole do końca życia! Rozumiesz?!
            -Tak, proszę pani – wymruczał Kyungsoo i ze spuszczoną głową opuścił salę, powłócząc nogami.
            Łzy zbierały mu się w oczach. Szybko otarł je wierzchem dłoni i chciał zapomnieć o tym co się stało. Tak bardzo starał się, żeby dobrze wypaść. Spędzał długie godziny na poruszaniu się jak należy. Karcił się w myślach, kiedy nie wychodził mu choćby jeden mały krok.
            Chłopak niósł swoją torbę na ramieniu i szedł do innej, mniejszej sali, która zawsze była otwarta. Przechodząc obok jednej z rzadko uczęszczanych sal, usłyszał dobiegającą z niej energiczną muzykę. Kyungsoo zauważył, że drzwi były lekko uchylone. Powolnym krokiem podszedł do nich, odłożył swoją torbę na ziemię i oparł się o futrynę, próbując zobaczyć, kto jest w środku.
            Do przez długi czas mocno wytężał wzrok, ponieważ szczelina między drzwiami a futryną była bardzo mała. W końcu chłopak delikatnie popchnął swoja przeszkodę, która przesunęła się tak, że Kyungsoo mógł swobodnie zobaczyć co dzieje się na sali. W środku znajdował się jakiś chłopak. Był wysoki, miał ciemną karnację i w przeciwieństwie do Kyungsoo, poruszał się płynnie w rytm muzyki. Z każdym drobny ruchem, włosy ciemnoskórego falowały, a po jego szyi spływały małe kropelki potu. Do był oczarowany. Jego serce zaczęło bić szybciej, prawie przyprawiając go o zawał.
            Nagle muzyka przestała grać. Tancerz powoli opadł na podłogę, a po chwili usiadł na niej i odwrócił głowę w stronę drzwi. Kyungsoo odsunął się kilka kroków od drzwi, po czym oparł się o ścianę, a następnie osunął na podłogę i zamknął oczy. Chłopak wiedział, że ciemnoskóry go zauważył. Spodziewał się, że tamten zaraz tu przybiegnie i na niego nakrzyczy.
            -Hej, wszystko w porządku? – Kyungsoo usłyszał głos tuż obok swojego ucha. Powoli podniósł głowę i otworzył oczy. Tancerz, który jeszcze kilka minut temu wirował na parkiecie jak szalony, siedział teraz obok niego i patrzył na niego z zakłopotaniem na twarzy.  – Czy coś się stało?
            -J-ja tylko… tylko… patrzyłem jak tańczysz – wyszeptał Kyungsoo i znów spuścił głowę.
            -Hej, przecież to nic złego. Tak w ogóle, co robisz tu o tej porze? Zajęcia chyba się skończyły – rzucił ciemnoskóry i uśmiechnął się do Kyungsoo niezwykle czarująco.
            -Kazano mi zostać po lekcjach i tańczyć, dopóki porządnie się nie nauczę – wyrecytował Kyungsoo, przewracając oczami.
            -Co jest nie tak z twoim tańcem? –zapytał ciemnoskóry i zmarszczył czoło.
            -Staram się stawiać dobre kroki, ale wszystko wychodzi inaczej. Poza tym zobacz – Kyungsoo wstał i zrobił obrót, po czym wskazał na but leżący w miejscu, z którego chłopak zaczął. – Do niczego się nie nadaję – rzucił i spuścił głowę.
            -Hm… - mruknął tancerz. – Po pierwsze nazywam się Kim Jongin, ale mów mi Kai. Ty pewnie jesteś Do Kyungsoo, prawda? – zapytany skinął głową. – Po drugie twoje buty… są za duże – Jongin zakrył usta dłonią, próbując ukryć śmiech
            -Jak to za duże? Przecież dała mi je moje nauczycielka. One na pewno są dobre, przecież pani Lee jest profesjonalistką – wykłócał się Kyungsoo, wymachując rękami we wszystkie strony.
            -Nie. Twoje buty na pewno są nieodpowiednie. Chodź ze mną – powiedział Kai i pociągnął Do za rękę, zabierając go do sali, z której wyszedł kilka chwil temu.
            Do rozglądał się po pomieszczeniu z szeroko otwartymi oczami. Niby była to taka sama sala jak ta, w której miał zajęcia, jednak w powietrzu unosiła się tajemnicza aura. Chłopak był pod ogromnym wrażeniem tego miejsca.
            -Na co się tak gapisz? – rzucił Jongin. – Chodź tutaj – powiedział, podchodząc do drzwi znajdujących się wewnątrz sali.
            Kyungsoo posłusznie zbliżył się do ciemnoskórego, który w tej chwili otwierał wejście do magazynu. Kiedy drzwi się otworzyły chłopak zobaczył stosy różnokolorowych ubrań i setki point leżących na stosie. Miał wrażenie, że zaczynał mu się kręcić w głowie. Nie słyszał nawet, jak Kai coś do niego powiedział.
            -Halo! Ziemia do Kyungsoo! Jaki masz rozmiar buta? – rzucił ciemnoskóry, spoglądając na wciąż oszołomionego Do.
            -Czterdzieści trzy – wymamrotał starszy tak, że Kai nic nie usłyszał.
            -Możesz powtórzyć?
            -Czterdzieści trzy! –wycedził Kyungsoo i zrobił oburzoną minę.
            Jongin podszedł do sterty butów i zaczął czegoś szukać, a Kyungsoo oglądał kolorowe stroje baletnic. Po chwili ciemnoskóry wstał, trzymając w ręku wspaniałe czarne pointy.
            -Powinny być dla ciebie idealne – zaczął tancerz. – Usiądź. Założę ci je.
            Do zmarszczył czoło, ale po dłuższej chwili walki z samym sobą uległ i grzecznie usiadł na ziemi, wyciągając nogi przed siebie. Kai delikatnie chwycił stopę starszego, jakby bał się, że zaraz się rozkruszy i zręcznym ruchem zdjął mu nieodpowiedniego buta z jego stopy.
            -Ugh… pospiesz się –ponaglił Kyungsoo. –Czuję się niezręcznie.
            -Spokojnie, jeszcze chwila – powiedział ciemnoskóry, delikatnie zawiązując satynowe wstążki na mlecznobiałych kostkach Kyungsoo.
            Kiedy Kai skończył, Do poderwał się z miejsca i wyszedł z magazynu, nie powiedziawszy nawet głupiego „dzięki”.
            -Dokąd idziesz? – spytał tancerz.
            -Poszukam sali, w której mógłbym ćwiczyć do woli – odrzekł starszy i chwycił za klamkę, chcąc wyjść.
            Chłopak jeszcze nie zdążył otworzyć drzwi, a Kai już znalazł się przy nim i powiedział:
            – Możesz ćwiczyć tutaj. W zasadzie ta cała jest tylko moja.
            Kyungsoo puścił klamkę i odwrócił się w stronę tancerza, po czym wyszeptał „Pomóż mi, proszę” i spojrzał na niego błagalnym wzrokiem. Jongin przez dłuższą chwilę patrzył na chłopaka, który był bliski płaczu.
            -OK. Pomogę ci. Na początek opowiedz mi, jak się tutaj znalazłeś, bo chyba nie zgłosiłeś się tutaj sam – rzekł ciemnoskóry.
            -Moi rodzice zapłacili za te zajęcia. Powiedzieli mi, że muszę nauczyć się tańczyć przed swoim ślubem, ale ja nawet nie mam dziewczyny – odpowiedział Kyungsoo łamiącym się głosem.
            -W takim razie chyba powinieneś chodzić na kurs tańca towarzyskiego, a nie na balet, mam rację?
            -Tak. Masz rację, ale skoro moi rodzice zapłacili już za zajęcia z baletu musze to jakoś przetrwać, pomimo, że wcale się do tego nie nadaję.
            -Nie mów tak. Musisz w siebie uwierzyć – motywował starszego Kai – Mówię, że ci pomogę, to zrobię to. Na początek pokażę ci jakiś układ. Usiądź tam – powiedział i wskazał Kyungsoo miejsce pod ścianą.
            Chłopak usiadł i śledził Jongina wzrokiem. Ciemnoskóry podszedł do magnetofonu i zaczął się rozciągać, po czym zdjął koszulkę i włączył powolną muzykę graną na pianinie. Kyungsoo był oszołomiony widokiem półnagiego kolegi. Uważnie patrzył na każdy jego ruch.
            Kai wyszedł na środek sali i ustawił się w pozycji wyjściowej, a następnie zamknął oczy i wsłuchał się w rytm delikatnej muzyki. Kilka sekund później tancerz wyprostował swoje ręce i wygiął się do przodu unosząc lewą nogę do tyłu.
            -To się nazywa arabesque – powiedział do Kyungsoo, powrócił do poprzedniej pozycji, a następnie zrobił kilka kroków i mały skok, po czym wybił się i rozłożył nogi, prawie robiąc szpagat – to jest grand jeté. Nie jest trudne, ale delikatne i efektowne. Zwłaszcza dla osoby początkującej, jak ty – ciemnoskóry zrobił dobrze wszystkim znane plié, po czym wykonał lekki skok, jednocześnie wyrzucając jedną nogę w bok, kolejno lądując znów w pozycji plié – sissonne – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
            Kyungsoo, zauroczony płynnym tańcem Kaia, odtwarzał w myślach każdy jego ruch. Zdawał sobie sprawę, że chłopak nie tańczy tutaj od niedawna. Musiał robić to już od dziecka, ponieważ ciągle podrywał się, żeby wykonać jakąś trudną pozycję, ale chwilę później odpuszczał, żeby pokazać Do coś łatwiejszego.
            -To już ostatnie co ci pokażę – rzucił tancerz, dysząc, następnie ustawił się w pozycji plié, na palcach wykonał miękki obrót, zmieniając nogę i powrócił do plié – pas de bourree.
            Chłopak poszedł wyłączyć muzykę i napić się wody. Było widać, że jest porządnie zmęczony, w końcu ćwiczył już wcześniej. Chwilę później Jongin podszedł do ściany i nacisnął przełącznik, sprawiając, że światło zgasło. Przez małą szczelinę między drzwiami a podłogą wpadała wąska wiązka słabego światła. Salę ogarnął tajemniczy mrok i Kyungsoo przestraszył się odrobinę.
            -Podejdź tutaj – powiedział Jongin i wskazał miejsce na środku sali. Do posłusznie podniósł się z ziemi i stanął przed ciemnoskórym. – Odwróć się tyłem do mnie i podnieś głowę do góry – rzekł, zniżając swój głos do szeptu.
            Kyungsoo patrzył na ich odbicie w lustrze, ale nie spodziewał się tego, co zaraz się stało. Korzystając z rozkojarzenia Do, Kai objął go w talii. Starszy próbował wyszarpnąć się, ale tancerz uspokajał go.
            -Nie zrobię ci krzywdy –wymruczał prosto do ucha Kyungsoo, a ten poczuł jak jego ciało zalewa fala gorącego oddechu Jongina. Do czuł jak tancerz delikatnie lecz gwałtownie przywiera swoim nagim torsem do jego pleców. Mimo iż miał na sobie koszulkę, czuł delikatnie zarysowane mięśnie brzucha młodszego.
            Jego serce waliło tak mocno i szybko, że zdawało się, iż zaraz rozsadzi delikatną klatkę piersiową Kyungsoo, po czym zbombarduje całą salę. Tak się jednak nie stało. Do chciał jak najszybciej uciec z sali, ale coś go zatrzymywało. Po chwili przypomniał sobie, że ręce tancerza zaciskają się na jego talii.  -Rozluźnij się i zamknij oczy – szepnął Kai i po chwili ciszy znowu zaczął mówić. – Taniec jest jak magia. Kiedy się poruszasz potrzebujesz wyczuć rytm. Wsłuchać się w każdy, nawet najdrobniejszy dźwięk, żebyś potem mógł płynąć razem z nim. Podczas tańca musisz poczuć się jak motyl, który jest delikatnie niesiony razem z wiatrem. Jak listek na wodzie, niesiony przez jej nurt – chłopak zamilknął na kilka sekund. – Kyung, kocham cię – wyszeptał.
            Kyungsoo był zdezorientowany, zdawało mu się, że śni. Nie wiedział, czy była to reakcja na zdrobnienie jego imienia, czy na całość wypowiedzi tancerza. Szybko otworzył oczy i spojrzał przed siebie. W lustrze zobaczył ten sam obraz co wcześniej. Kai stał za nim, nachylony nad jego uchem, mówiący o tańcu.
            -Co przed chwilą powiedziałeś? – spytał Do zachrypniętym głosem.
            -Mówiłem, że musisz czuć się jak listek na wodzie, którego niesie nurt rzeczny – skłamał Jongin. – A co? Zasnąłeś?
            -N-nie… - wymamrotał Kyungsoo. – Zdawało mi się, że powiedziałeś mi, że mnie... nieważne. Po prostu kontynuuj – szepnął i spuścił głowę.
            -Zdawało ci się, że powiedziałem ci, że cię kocham? – spytał ciemnoskóry, na co starszy tylko lekko kiwnął głową. Kai zagryzł swoje wargi i skarcił się w myślach za to, co zrobił – Chyba naprawdę odpłynąłeś. Nauczę cię teraz tych kilku kroków, które pokazałem ci wcześniej, dobrze? – Kyungsoo tylko skinął głową. – Jesteś dobrze rozciągnięty? –rzucił tancerz, a po chwili uprzytomnił sobie, że pytanie zabrzmiało nieco dwuznacznie.
            -Tak, w domu dużo ćwiczę, staram się tańczyć jak najlepiej – powiedział Do, na co Kai odetchnął z ulgą.
            -W takim razie przejdźmy do ćwiczenia ruchów. Na początek arabesque. Pozycja wyjściowa. Napinasz mięśnie. Wyciągasz ręce. Wychylasz się do przodu, a jedną nogę ciągniesz mocno do tyłu – dyktował Jongin, a Kyungsoo wykonywał jego polecenia.
            Za pierwszym razem Do poległ i upadł. Jednak był to niegroźny upadek. Za drugim razem chłopakowi udało się ustać w takiej pozycji przez kilka sekund, po czym, drżąc, wrócił do pozycji wyjściowej.
            -Bardzo dobrze! – krzyknął Jongin i zaczął bić brawo. Kyungsoo zarumienił się i odwrócił głowę. – Rób tak dalej, a będziesz wykonywał to perfekcyjnie. Skoro to już potrafisz, spróbujmy teraz pas de  bourree. Na początek zrób plié –powiedział Jongin szeroko się uśmiechając. - Teraz delikatny obrót, w czasie którego zmienisz nogę i powrót do plié. Kyungsoo wykonał wszystko zgodnie z poleceniem, jednak Kai patrzył na niego krzywo. – Obrót nie jest taki jak powinien. Robisz go zbyt gwałtownie. Spójrz to ma być tak – powiedział po czym zrobił lekki i zgrabny obrót.
            Kyungsoo powtórzył ruch tancerza, jednak ten nadal nie był zadowolony. Po raz kolejny ustawił się za Kyungsoo i wykonał obrót razem z nim. – Teraz spróbuj sam – Chłopak wykonał taki ruch jak przed chwilą i tym razem ciemnoskóry pochwalił go.
            Ćwiczenie kolejnych kroków szło Do całkiem łatwo. Mimo iż grand jete wydawało się trudne, Kyungsoo bez problemu poradził sobie z nim. Po kilku godzinach męczących ćwiczeń, Kai powiedział, że muszą kończyć. Szybko przebrali się i wyszli z budynku.
            -Jest już bardzo późno. Odprowadzę cię do domu  – powiedział ciemnoskóry, gdy znaleźli się na zewnątrz.
            -Nie! – krzyknął Kyungsoo. – Znaczy… nie, dziękuję. Poradzę sobie. Mieszkam daleko, ale nie jest jeszcze bardzo późno – próbował zgrywać bohatera.
            -Nie, wcale nie jest późno – zakpił Jongin. – Jest dwudziesta trzecia. Jest ciemno. Wiesz, że ktoś może cię napaść? – Kyungsoo skinął głową, a tancerz kontynuował. – Pozwól mi chociaż zapłacić za twoją taksówkę.
            Do zgodził się na propozycję Jongina, ponieważ tak naprawdę bał się, że ktoś mu zrobi krzywdę. Po piętnastu minutach przyjechała taksówka, a ciemnoskóry zapłacił z góry, nie oczekując reszty. Gdy samochód odjeżdżał, chłopak pomachał do starszego i wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.
            Pół godziny później Kyungsoo był już w domu. Nie spodziewał się, że drzwi będą otwarte, ale okazało się, że rodzice czekali na niego.
            -Kyungsoo! Gdzie ty do cholery byłeś?! Twoje zajęcia skończyły się o osiemnastej! Co robiłeś przez pięć godzin?! – od progu wrzeszczała matka chłopaka.
            -Przepraszam, że nie zadzwoniłem. Musiałem zostać po zajęciach – powiedział chłopak obojętnym tonem.
            -Jutro, jak tylko wrócisz ze szkoły, pomożesz swojemu bratu we wszystkim o co cię poprosi – dorzuciła kobieta i odesłała Kyungsoo do jego pokoju.
            Następnego dnia, kiedy tylko chłopak powrócił ze szkoły, pojechał do swojego brata, który mieszkał na drugim końcu miasta. Nie wiedział, co go czeka, kiedy dotrze na miejsce, ale wiedział, że na pewno spóźni się dzisiaj na zajęcia z baletu. Było mu przykro z tego powodu. Gdy Kyungsoo dotarł już do mieszkania swojego brata, zobaczył, że drzwi są otwarte na oścież i ktoś wynosi stamtąd kanapę.
            -Halo! Co się tutaj dzieje?! – krzyknął Kyungsoo. – Gdzie jest mój brat?
            -Seungsoo już tutaj nie mieszka. Wyprowadził się tydzień temu – rzucił jakiś mężczyzna.
            Do był w niemałym szoku. Nikt nie wspominał mu, że Seung się przeprowadził, a rodzice pewnie o tym wiedzieli. Zrobili to specjalnie. Wysłali go tutaj do pomocy, tylko po to, aby spóźnił się na balet.
            Chłopak szybko wybiegł z bloku, dobiegł na najbliższy przystanek autobusowy i złapał autobus, który zawiózł go prosto pod szkołę tańca. Był bardzo zdenerwowany. Zajęcia zaczęły się prawie godzinę temu. Wiedział, że będzie miał problemy. Wbiegł do budynku i udał się do szatni, gdzie szybko się przebrał i poszedł do drzwi swojej sali. Wcale nie miał ochoty tam wejść. Jednak po chwili walki z myślami, Kyungsoo nacisnął klamkę i wszedł ze spuszczoną głową.
            -Witaj, Do Kyungsoo – rzuciła pogardliwie Lee Yunsoo. – Myślałam, że się nie pojawisz, bo tak doskonale umiesz tańczyć – wszyscy na sali wybuchli gromkim śmiechem, a Kyungsoo ukrył twarz w dłoniach. – Cisza! Do na miejsce i powtarzasz kroki. Nie interesuje mnie, że nie było się wcześniej. Masz to umieć.
            Kobieta wróciła do swojej poprzedniej pozycji zaczęła wykonywać kolejne ruchy. Kyungsoo przyglądał się jej i rozpoznał w tym assemble. Jongin pokazywał mu to wczoraj. Chłopak dokładnie odtworzył ruchy młodszego w myślach, po czym sam zaczął je wykonywać.
            Lee Yunsoo patrzyła na chłopaka z zaciekawieniem. Była pod wrażeniem, że chłopak tak szybko nauczył się tego kroku, przecież dopiero przyszedł, a wcześniej tego nie pokazywała. Kiedy lekcja się skończyła nauczycielka podeszła do chłopaka.
            -Do, dzisiaj też zostajesz po lekcjach, bo się spóźniłeś, ale muszę cię też pochwalić. Świetne assemble, nie spodziewałam się tego po tobie – powiedziała ciepło kobieta, po czym wyszła z sali.
            Kyungsoo był zadowolony ze swojego dzisiejszego tańca, ale z drugiej strony przytłaczała go myśl, że znowu musi zostać dłużej. Chłopak powłóczył się pod salę Kaia, ciągnąc swoją torbę po podłodze. Nie miał już na nic siły. Usiadł cicho obok drzwi i przez dość dużą szczelinę między drzwiami, obserwował Jongina tak jak poprzedniego wieczoru.
            Do obserwował tancerza przez kilka godzin. Chłopak najpierw tańczył balet, podczas którego poruszał się delikatnie jakby frunął. Następnie włączył szybką i energiczną muzykę i tańczył hip-hop. Z każdym ruchem Kaia, Kyungsoo odczuwał szybsze bicie serca. Jego myśli wciąż skupiały się na krokach wykonywanych przez tancerza, a może nawet na samym tańczącym. Postanowił zostawić myśli w spokoju i wrócić do domu.
            Gdy chłopak dotarł do swojego miejsca zamieszkania i znalazł się w swoim pokoju, od razu rzucił się na łóżko. Cały czas myślał o tym, czy to co Jongin powiedział do niego wczoraj było prawdziwe, czy rzeczywiście przysnął na chwilę. Jego wnioski nie były jasne, jednak uznał, że przestanie o tym myśleć.
            Dwa tygodnie później Kyungsoo był przygotowany, by zaliczyć swój egzamin z podstawowych kroków baletowych. Postanowił zrobić to przy wszystkich. Chciał pokazać, że  nie jest bezużytecznym dzieciakiem, który tylko dzięki przypadkowi znalazł się w balecie.
            Kiedy tylko chłopak wszedł na salę, podszedł do nauczycielki i przedstawił jej swoją propozycję. Kobieta była niewyobrażalnie zadowolona z pomysłu Kyungsoo. Przygotowała dla niego odpowiednią muzykę, a chłopak wyszedł na środek sali. Kiedy muzyka rozbrzmiała w całym pomieszczeniu, chłopak zamknął oczy. Wczuł się w delikatne dźwięki i przystąpił do tańca. Na początek bezbłędnie wykonał arabesque, po czym przeszedł do pas de bourree, kolejno grand jete i sisssonne. Na koniec niespodziewanie zrobił assemble.
            Muzyka przestała grać. Kyungsoo dyszał tak, że dźwięk jego oddechu odbijał się echem po całej sali. Wszyscy stali jak osłupieni. Po chwili głuchej ciszy zaczęli bić brawo i podbiegli do chłopaka. Teraz Do wiedział, że dobrze zrobił, codziennie przychodząc do Jongina, aby razem z nim ćwiczyć.
            -Kyungsoo! – wykrzyknęła nauczycielka. – Zdałeś egzamin celująco. Najlepiej ze wszystkich uczniów – chłopak poczuł, że się czerwieni, więc spuścił głowę i delikatnie się uśmiechnął. – Mam dla ciebie propozycję. Za kilka dni w naszym teatrze będzie wystawiony balet „Cinderella”. Nie mam kogo obsadzić do męskiej roli, bo wszyscy są bardzo zajęci. Pomyślałam, że może mógłbyś wystąpić.
            -Huh? Naprawdę? Mógłbym? – pytał Kyungsoo z niedowierzaniem.
            -Oczywiście. Idealnie będziesz pasował do tej roli. Na płycie dam ci układ kroków, których musisz się nauczyć. Dasz radę. Wierzę w ciebie – powiedziała kobieta i opuściła salę.
            Do od razu pobiegł do sali, w której jak zwykle przebywał Kai. Chłopak wszedł do pomieszczenia i zauważył, że tancerz siedzi skulony pod ścianą.
            -Hej, czy coś się stało? – spytał Kyungsoo, podchodząc do chłopaka.
            -Nie, nic. Po prostu jestem zmęczony – odpowiedział Jongin i podniósł głowę, po czym słodko się uśmiechnął.
            -Zdałem egzamin na szóstkę. To wszystko dzięki tobie. Dziękuję – powiedział Do i już miał odchodzić, kiedy ciemnoskóry odezwał się do niego.
            -Pamiętasz, ten wieczór kiedy zdawało ci się, że powiedziałem ci, że cię kocham? – straszy skinął głową. Jak mógł o tym zapomnieć. Obiecywał sobie, że to zrobi, ale każdego dnia wracał do tej sytuacji. – Widzisz… ja powiedziałem to naprawdę – dokończył Kai, po czym wstał i podszedł do Kyungsoo.
            -Jak… jak mogłeś mnie kochać? Przecież nic o mnie nie wiedziałeś – odezwał się zakłopotany Do.
            - Już wtedy znałem cię lepiej niż myślisz – zaczął Jongin. – Ta szkoła należy do mojej ciotki. Wiem, kiedy pojawia się ktoś nowy i obserwuję go, przychodząc na zajęcia. Ty od razu mi się spodobałeś. Byłeś inny niż reszta – Kyungsoo prychnął. – Racja. Byłeś małą ofermą i dlatego kazałem mojej ciotce, żeby zostawiła cię po zajęciach. Wiedziałem, że w taki czy inny sposób w końcu znajdziesz moją salę. Stało się to szybciej niż myślałem.
            Do stał jak słup soli i nie wiedział co myśleć. Serce skakało mu od żołądka do gardła. Przez dłuższą chwilę nie mrugał, bo bał się, że wszystko pryśnie jak mydlana bańka. Jongin przybliżył się do niego i objął go w talii.
            -Kyungsoo, kocham cię – wyszeptał tancerz, po czym przylgnął ustami do warg starszego. Ich pocałunek był delikatny i zarazem brutalny. Kai zawładnął Kyungsoo i korzystając z jego nieuwagi popchnął go na ścianę. Starszy poddał się cudownemu uczuciu i rozchylił swoje wargi, a tancerz wsunął język do jego ust i powoli badał jego wnętrze. Nie umiejąc pohamować swoich uczuć, Kai potarł kolanem o krocze Do, na co ten odpowiedział mu głośnym jękiem. Tancerz szybko oderwał się od swojej miłości. – Przepraszam Kyung. Nie chciałem.
            Oszołomiony Do nie wiedział co powiedzieć. Stał, podtrzymując się ściany i patrzył na zakłopotanego Kaia.
            -Nic się nie stało – powiedział po chwili. – Jest jeszcze jedna rzecz. Za kilka dni jest przedstawienie, w którym wezmę udział. Bardzo chciałbym, abyś przyszedł – dokończył Kyungsoo, po czym opuścił salę. Nie musiał czekać na odpowiedź. Wiedział, że tancerz przyjdzie zobaczyć jego występ.
            Kilka dni później Do przyszedł do teatru, należącego do szkoły tańca, do której uczęszczał. Tego dnia miało odbyć się przedstawienie „Cinderella”, do którego solidnie i ciężko się przygotowywał, ponieważ był to jego pierwszy publiczny występ. Zbliżała się godzina występu, a Kyungsoo nie widział na widowni Jongina. Był zawiedziony. Myślał, że chłopak nie przyszedł.
            Kilka minut później musiał wyjść na scenę. Postanowił nie przejmować się nieobecnością ciemnoskórego i wykonać swoją rolę najlepiej jak potrafi. I tak też się stało. Kyungsoo wykonywał idealne obroty, skoki, a na koniec zrobił nawet szpagat. Kiedy wstawał nie zauważył, jak jego but rozwiązał się i zsunął z jego delikatnej stopy.
            Po skończonym występie wszyscy aktorzy zeszli ze sceny, a chwilę później wyszli z powrotem, aby przyjąć oklaski i prezenty od widzów. Gdy kurtyna opadła, Do chciał zejść na dobre, ale zauważył, że ktoś wbiega na scenę. Okazało się, że był to Jongin. Chłopak obserwował wszystko zza kulis,  teraz pobiegł po but starszego. Kiedy już trzymał go w rękach podszedł do Kyungsoo i podał mu go, po czym chwycił go za rękę i spojrzał mu w oczy.
            -Kocham cię, Kopciuszku – szepnął Kai i czule pocałował Do.
I żyli długo i szczęśliwie.

Voodoo doll - Rozdział 2

A/N: Cześć! Witajcie! Dzisiaj kolejna część odbudowy bloga, czyli drugi rozdział Voodoo doll i Cinderella. :3 Zapraszam do czytania!
2. Wszystko przeciwko mnie
            Zhang Yixing mieszkał w niedużym domu na przedmieściach Seulu. Razem ze swoją matką przyprowadził się tutaj z Pekinu. W swoim rodzinnym mieście nie miał przyjaciół. Był traktowany jak przedmiot. Nikt się nim nie przejmował, nawet jego rodzicielka. Jednak miał tylko ją i nie chciał zostać sam. Oboje chcieli rozpocząć swoje życie na nowo.
            Dochodziła godzina 7 rano. Chłopak zaczął się budzić, czując nasilający się ból wokół lewego oka.
            Od dawna był traktowany jak zabawka. Jak rzecz, którą można kopnąć, uderzyć, po czym zostawić. Nikogo nie obchodziło co się z nim stanie. Jednak kiedy każdego dnia wracał do szkoły, cała zabawa zaczynała się od nowa. Codziennie był poniewierany przez grupę chłopców z najstarszej klasy. Każdego dnia kończył na ulicy. Nigdy nie wiedział gdzie się znajduje. Tak było i tym razem.
            Obolały Lay powoli otwierał oczy. Czuł, że ciepła krew rozpływa się po jego twarzy, wydostając się z ust i nosa. Ostrożnie podniósł rękę do góry i zobaczył, że jest cała sina i zakrwawiona. Próbował poruszyć palcami, ale każdy ruch sprawiał mu ogromny ból. Przymknął powieki i chciał zapomnieć o tym, co wydarzyło się tego wieczoru.
            Lay powoli wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro i zobaczył wokół oka i na policzku wielkie limo. Przyłożył palce do bolącego miejsca i czuł, że całe jest napuchnięte. Przemył swoją twarz zimną wodą i spojrzał w lustro jeszcze raz. Jego lewy profil przypominał zmasakrowane boisko.
            Po krótkiej chwili postanowił wziąć długi prysznic. Kiedy wyszedł, od razu ubrał się w szkolny strój. Chłopak chciał ukryć swojego ogromnego siniaka, ale nie wiedział jak. Wiedział jednak, że Luhan będzie się martwił tym, co znajduje się na jego twarzy.
***
            Sehun przyjechał pod dom Luhana i postanowił zabrać go do szkoły. Wysiadł z samochodu i udał się w stronę drzwi. Już miał dzwonić dzwonkiem, gdy Lu otworzył drzwi i wbiegł na niego. Starszy podniósł głowę do góry i ujrzał swojego chłopaka.
            - Cześć, co tu robisz? – wymamrotał zdziwiony.
            - Przyjechałem, żeby zabrać cię do szkoły – odpowiedział blondyn.
            - Od kiedy ty wozisz mnie do szkoły? – zapytał starszy.
            -Tylko dzisiaj po ciebie przyjechałem – wycedził Sehun.
            Było widać, że młodszy nie jest w dobrym nastroju. Jego twarz miała groźny wygląd i odzywał się gniewnym tonem. Mocno pociągnął Luhana za nadgarstek i zaprowadził go do swojego samochodu, po czym natychmiast ruszył w stronę szkoły.
            -Chcę z tobą porozmawiać – zaczął Sehun, starając się opanować swoje rozwichrzone emocje.
            - Znowu zaczynasz – rzucił cicho starszy, rozmasowując swój obolały nadgarstek.
            - Tym razem nie będę ci niczego wytykał. Chcę ci coś oznajmić – powiedział blondyn spokojnym tonem. – Nie podoba mi się ten cały Lay. Wiem, że nawet go nie znam, ale wydaje mi się podejrzany.  Chcę go sprawdzić.
            - Ty jesteś jakiś psychiczny – rzucił Luhan.
            - Nie. Po prostu martwię się o ciebie – odpowiedział mu blondyn bezuczuciowym tonem.
            Starszy spojrzał na niego z dezaprobatą, po czym odwrócił głowę w stronę szyby. Przez resztę drogi nie zamienili już ani słowa, mimo to Luhan czuł, że Sehun miał mu jeszcze coś do powiedzenia.
            Kiedy podjechali pod szkołę, szatyn chciał od razu wysiąść z samochodu, ale młodszy zatrzymał go, chwytając jego rękę.
            - Co znowu? – burknął Luhan.
            - Zachowuj się tak, jakby mnie dzisiaj nie było w szkole – odparł blondyn.
            - Sehun, co ty kombinujesz? – zapytał starszy wyraźnie zmieszany.
            - Za długo by tłumaczyć. Idź już. Po szkole odwiozę cię do domu – rzucił Sehun oschle i uwolnił rękę Luhana z uścisku.
            Starszy chłopak szybkim krokiem wszedł do szkoły. Na korytarzu od razu odszukał Laya i razem udali się w stronę klasy. Pierwszą lekcją była matematyka z panem Jung. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy weszli do środka i zaczęli zajmować swoje miejsca. Yixing pociągnął Luhana do ostatniej ławki, on usiadł po prawej stronie, a Lu po lewej.
            Nauczyciel przywitał ich oschle, jak zwykle miał w zwyczaju. Pan Jung był bardzo niesprawiedliwym nauczycielem. Oceniał każdego zgodnie ze swoimi własnymi normami i wymaganiami. Lepsi uczniowie łatwo zdobywali u niego dobre oceny, a gorsi nawet nie mogli o takich marzyć. Luhan był najbardziej lubianym uczeniem przez pana Jung. Zawsze miał świetne oceny, nie tylko poprzez sympatię nauczyciela. Lu zawsze dobrze się uczył, a kiedy trzeba było zostawał po lekcjach i pomagał innym odrabiać prace domowe. Pan Jung bardzo to w nim cenił. Chłopak lubił tego nauczyciela, gdyż był on jedyny, który nie żądał od niego żadnej „zapłaty” w zamian za przejście do następnej klasy.
            Pan Jung cały czas patrzył na Luhana dziwnym wzrokiem. Kiedy chłopak to zauważył odwrócił się w stronę Yixinga, by mu o tym powiedzieć, lecz jego uwagę zwróciło coś innego. Był to siniak na twarzy przyjaciela.
            - Hyung, co ci się stało? – zapytał Lu i wskazał policzek Laya.
            - To? - zapytał Yixing, wskazując ogromne limo. -  Ach… wczoraj jakiś chłopak podszedł do mnie i po prostu mnie uderzył – odpowiedział mu przyjaciel.
            -Tak bez powodu? – dopytywał młodszy.
            - Musiał mieć jakiś powód, skoro to zrobił. Problem w tym, że ja go nawet nie znam.
            - A wiesz chociaż jak wyglądał? – dociekał Luhan.
            -Nie miałem czasu, żeby mu się dokładnie przyjrzeć, ale z tego co pamiętam, to miał blond włosy zaczesane do góry i był nieco wyższy ode mnie. Ubrany był w czarny garnitur i miał groźny wyraz twarzy – odparł Lay.
            -Niemożliwe, żeby to był… – szepnął do siebie Lu.
            -Ostatnia ławka, cisza! – wrzasnął pan Jung i rzucił ostrzegawcze spojrzenie Layowi.
            Do końca lekcji Luhan nie rozmawiał już z Yixingiem, żeby na wstępie nie narobić chłopakowi problemów.
            Kiedy zadzwonił dzwonek, Lu wyciągnął Laya z klasy i poszli razem zwiedzać szkołę.  Na każdej przerwie Xiao zabierał swojego przyjaciela na inne piętro i pokazywał, gdzie znajduje się jaka klasa. Gdy nadeszła pora lunchu, Luhan zaciągnął Yixinga na stołówkę.  Tam wpadli na Chanyeola, który ze względu na swój wzrost był nazywany olbrzymem.
            - Hej Luhan – zawołał Chan stając tuż przed twarzą Lu.
            - Cześć – wymruczał Luhan.
            Chanyeol był najlepszym przyjacielem Sehuna, poznali się w gimnazjum i wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Xiao nie lubił Chana, ponieważ ten nigdy nie umiał zachować się taktownie. Zawsze uśmiechał się jak idiota i zachowywał równie głupio.
            - Kto to? – zapytał olbrzym, wskazując na Yixinga.
            - To jest Lay. Jest nowy w szkole i oprowadzam go – odrzekł Luhan. Yixing tylko wyciągnął rękę i uścisnął ją z Chanyeolem.
            - Usiądźcie z nami – powiedział Yeol i zaprowadził  kolegów do stolika, przy którym siedział Sehun. Blondyn siedział ze spuszczoną głową i gapił się tępo w talerz z jedzeniem.
            - Sehun! Przyprowadziłem nam kolegów – oznajmił czarnowłosy, na co jasnowłosy tylko prychnął. – Lulu, może przedstawisz Hunniemu swojego nowego kolegę – na te słowa Sehun podniósł głowę i zrobił duże oczy widząc Yixinga.
            - Ym… To jest Lay – wymamrotał Luhan i spojrzał bojaźliwym wzrokiem na blondyna.
            -To byłeś ty – rzucił Yixing, wskazując na Sehuna. – To ty wczoraj…  Ał! – chłopak nie dokończył, ponieważ blondyn kopnął go pod stołem, dając mu tym samym znak, aby się zamknął.  Lay zrozumiał ten gest i już więcej się nie odzywał.
            Po szkole Luhan i Yixing poszli razem do kawiarni, która znajdowała się obok szkoły.  Zajęli stolik, który znajdował się dalej niż wszystkie inne, aby mieć komfort rozmowy i trochę spokoju. Lu poszedł zamówić coś do picia, a Lay w tym czasie wyciągnął potrzebne zeszyty. Po chwili Xiao Lu wrócił do stolika i odezwał się:
            -Co miałeś na myśli mówiąc do Sehuna „To byłeś ty”?
            - Ech… nieważne – rzucił Yixing.
            - Czy to on wczoraj cię uderzył? – dopytywał Luhan, a Yixing tylko skinął głową w odpowiedzi.
            -Ciągle zastanawia mnie, dlaczego to zrobił. Przecież nawet mnie nie zna – dorzucił Lay.
            -Nie przejmuj się tym. Pogadam z nim później, teraz mamy inne sprawy – odrzekł Lu i wskazał na leżące przed nimi zeszyty.
            Po dwóch godzinach nauki Luhan i Lay wyszli z kawiarni i ruszyli razem w stronę ich domów.  Mieszkali od siebie zaledwie kilkanaście domów dalej.
            -Lu, może przyjdziesz do mnie w piątek po szkole? Poznasz moją mamę i wreszcie zobaczysz mój dom – zaproponował Yixing, kiedy stali pod domem Xiao.
            -Z przyjemnością cię odwiedzę – odrzekł chłopak i ruszył w stronę drzwi swojego domu.
            Kiedy Luhan był już w środku, zrzucił swoją kurtkę i zdjął buty, po czym poszedł do pokoju i rozpakował się. Na swoim telefonie zobaczył 3 nieodebrane połączenia od Sehuna i sms.
            Lu usunął nieodebrane rozmowy i odczytał wiadomość.
            Gdzie ty jesteś? Czekam na ciebie pod szkołą.
            Zapomniałem, że Sehun miał odwieźć mnie do domu -  pomyślał Luhan i skarcił się w myślach, po czym szybko wystukał odpowiedź na klawiaturze swojego telefonu.
            Przepraszam, pomagałem Layowi w nauce.
***
            Sehun leżał na łóżku i w myślach rzucał obelgami w stronę swoich rodziców. Ojciec znów zadzwonił i powiedział, że nie wróci na noc do domu. Matka ciągle krzyczała na niego przez telefon, a z jej oczu płynęły wymuszone łzy. Tak naprawdę cieszyła się. Wreszcie mogła wyjść z domu ze swoim kochankiem, z którym była od kilku miesięcy, a ojciec o niczym nie wiedział.
            Z zamyślenia, wyrwał Sehuna odgłos przychodzącej wiadomości. Chłopak szybko złapał za swój telefon i odczytał sms.
            Przepraszam, pomagałem Layowi w nauce.
            Blondyn zdenerwował się widząc tą wiadomość. Postanowił szybko zadzwonić do swojego chłopaka i porozmawiać.
            -Słucham – odezwał się głos w słuchawce.
            -Czy ty mnie olewasz? – zapytał Sehun donośnym głosem.
            -Sehun, o co ci znowu chodzi? – powiedział Luhan.
            -Po szkole miałem odwieźć cię do domu, a ty poszedłeś sobie gdzieś z tym twoim koleżką – rzucił młodszy, nie ukrywając złości.
            -Przepraszam, zapomniałem. Poza tym Yixing… muszę mu pomagać w nauce –wymamrotał starszy.
            -Jest dopiero początek roku, więc póki co, nie musisz. Po prostu wolisz spędzać czas z nim niż ze mną – wrzasnął Sehun i rozłączył się, po czym rzucił telefonem o podłogę.
            -Sehun, czy wszystko w porządku? – matka chłopaka weszła do pokoju i spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
            -Tak, w porządku – rzucił blondyn i wstał z łóżka, po czym podniósł swój telefon i odłożył go na biurko.
            -Sehun, Czy ty… masz kogoś? – zapytała kobieta i patrzyła na swojego syna, który był zaskoczony pytaniem.
            -Oczywiście, że nie.  Skąd ci to przyszło do głowy, mamo? – odburknął blondyn, akcentując ostatnie słowo.
            - Często wychodzisz z domu, nie mówiąc dokąd ani na jak długo wychodzisz – odpowiedziała matka Sehuna.
            - Skąd o tym wiesz? – spytał poirytowany chłopak.
            - Od naszych służących – powiedziała kobieta i dodała. – Dzisiaj wychodzę z Junsu i nie wrócę na noc, więc jeśli masz kogoś, to możesz go sobie zaprosić.
            Kobieta jeszcze przez chwilę patrzyła na zdezorientowanego Sehuna, po czym wyszła, zostawiając chłopaka całkiem samego.
            Miałem jej powiedzieć, że jestem gejem i mam chłopaka? – pomyślał Sehun – Z pewnością zadzwoniłaby do ojca i kazała wysłać mnie na jakąś terapię. W swoich sprawach się nie dogadują, ale jeśli chodzi o mnie to zachowują się tak, jakby nigdy się nie kłócili i zawsze żyli idealnie. No i jeszcze Luhan. Ten człowiek doprowadza mnie do szału. Chciałbym spędzać z nim więcej czasu, ale zauważyłem, że on nie widzi świata poza Layem. Chanyeol śledził ich cały dzień, ale nie zachowywali się jakoś podejrzanie. To źle wygląda. Ja chce go mieć znowu przy sobie. Chcę, żeby się ze mną spotykał. Na szczęście mam plan. Świetny plan.
            Po długich rozmyślaniach blondyn rzucił się na łóżko i wpatrywał się w sufit pustym wzrokiem. Po kilku godzinach, które mijały w żółwim tempie, Sehun wreszcie utonął w głębokim śnie.