Warkot silnika i słabe światło ulicznych
latarni zbudziły mocno wstawionego Baekhyuna. Mężczyzna z jękiem podniósł się i
rozejrzał dookoła. Siedział na tylnym siedzeniu jakiegoś super szybkiego
samochodu i nie miał zielonego pojęcia, dokąd zmierza. Zamrugał parokrotnie,
mając nadzieję, że to tylko sen, lecz nic się nie zmieniło. Czy ktoś go porwał?
Czy może ktoś go uratował? Takie pytania krążyły w jego głowie, gdy auto
wykonywało kolejne manewry.
Jak wreszcie udało mu się w miarę dojść do
siebie, ułożył łokcie na oparciach przednich foteli i wsunął głowę między nie.
Po lewej stronie ujrzał przystojny profil młodej twarzy, rozczochrane kruczoczarne
włosy i małą bliznę na prawym policzku. Miejsce pasażera było puste. Przełknął
ślinę i odchrząknął cicho, a wtedy kierowca dostrzegł go kątem oka. Byun nadal
czuł, jak kołuje mu w głowie, jednak postanowił sklecić jakieś zdanie, by
dowiedzieć się, gdzie, do cholery, jadą.
– Excuse
me, dokąd jedziemy? – zapytał, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że
zmieszał dwa języki.
Mężczyzna z przodu zaśmiał się cicho, lecz
nie powiedział nic, a po chwili ostro skręcił na jakiś podjazd. Malarzowi
żołądek wywrócił się do góry nogami i niebezpiecznie podskoczył do gardła.
Baekhyun myślał, że zwróci wszystkie wypite trunki w postaci wybuchowej
mieszanki, ale udało mu się zapanować nad własnym organizmem. Samochód nagle
zatrzymał się, a kierowca zwrócił się twarzą do swego niezbyt trzeźwego
pasażera, który był zdezorientowany do granic możliwości.
– Dotarło do moich uszu, że chciałbyś się
zabawić – odpowiedział pewnie, posyłając Byunowi wyzywające spojrzenie, po czym
niemal niezauważalnie oblizał wargi. – Wydaje mi się, że to nadal aktualne…? –
bardziej spytał, aniżeli stwierdził, unosząc brwi ku górze.
Malarz zmarszczył nos, badawczo obserwując
swojego towarzysza. Nie widział żadnego podstępu, a jednak ten wsadził go
śpiącego do swojego auta, co wyglądało zupełnie jak porwanie. Mimo wypicia
sporej ilości alkoholu, Baek pozostał czujny. Nie chciał dać się zwieść w
jakąkolwiek pułapkę, nawet jeśli nie byłoby z niego żadnego pożytku. Bądźmy
szczerzy, kto mógłby żądać za niego okupu, gdy nie miał rodziny, a Kyungsoo nie
byłoby stać na zapłacenie jakiejś dużej sumy.
– To zależy od tego, co masz na myśli, mówiąc
o zabawie – oznajmił Byun, prostując się, by wyglądać poważniej, jak
negocjator. – Bo narkotyki na pewno nie wchodzą w grę – zarzekł od razu,
podnosząc palec.
Mężczyzna zaśmiał się ponownie, odsłaniając
dwa rzędy wybielonych zębów. – Myślałem o czymś o wiele przyjemniejszym od tych
wszystkich prochów i strzykawek – odezwał się i posłał Baekhyunowi
uwodzicielski uśmiech.
Jasnowłosy nie był głupcem i od razu domyślił
się, o co chodziło. Momentalnie jego oczy zabłyszczały wesoło na chęć zysku.
Kolejny zastrzyk gotówki był mu niezbędny. Potrzebował nowych kolorów farb,
płócien i grubych papierów. Nie pogardziłby także zakupem pędzli, gdyż jego
były już stare, zmordowane i dawno pogubiły mnóstwo włosia. Miał więc ogromną
szansę, by zrealizować swoją małą listę zakupów bez zbędnego wysiłku czy
błagania Do o pożyczenie choćby złamanego grosza.
– Po co więc wywiozłeś mnie z klubu? – rzucił
Byun po paru sekundach niezręcznej, prawie ogłupiającej ciszy.
– Tamte pokoje są obrzydliwe, nie wydaje ci
się? Różowe ściany, śmieszne posążki i inne pierdoły. Rzygać się od tego chce.
– Czarnowłosy zadrżał i skrzywił się na wspomnienie paskudnych wnętrz. – A ja
chcę czuć się komfortowo.
Stukanie w szybę przerwało im tę do niczego
nie zmierzającą konwersację. Mężczyzna zręcznym ruchem uchylił ją, by zostać
powitanym przez wykwitnie ubranego boya hotelowego, który zaoferował
odprowadzenia samochodu. Kierowca skinął głową, uśmiechając się serdecznie, po
czym wysiadł z pojazdu, to samo nakazując malarzowi. Ten z trudem wygrzebał się
z tylnego siedzenia, ledwie stając na równych nogach. Świat nieprzerwanie
wirował mu przed oczami i przez to wydawało mu się, że stoją przed najdroższym
hotelem w Seulu.
– Co to za miejsce? – spytał Baekhyun,
nerwowo łapiąc towarzysza za łokieć, aby nie upaść.
– The Westin Chosun – odparł tamten ze
stoickim spokojem, na co zaś Byun był bliski zadławienia się własną śliną.
I tak oto właśnie patrzył na, w rzeczy samej,
najbardziej kosztowny hotel w calutkim Seulu. Zakrzywiony budynek błyszczał
zapalonymi światłami w co poniektórych oknach. Na tle nocnego nieba mogło to
być zrównane z ogromną gwiazdą znajdującą się tuż przed nimi. Baekhyun lekko
rozchylił usta ze zdziwienia. Nie śnił. Nie miał omamów. Był pozytywnie
zaskoczony i nie próbował tego ukrywać. Uśmiechnął się tak szeroko, aż
rozbolały go policzki, odwracając twarz w stronę towarzysza.
– Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę
miał przyjemność być gościem tego miejsca – odezwał się, po czym westchnął i
wzruszył lekko ramionami.
– Później mi za to podziękujesz, a teraz chodźmy,
bo robi się coraz chłodniej – ponaglił czarnowłosy, łapiąc malarza za rękę.
Kierowali się wprost do szerokich drzwi,
przez które już dało się dostrzec pyszne wnętrze urządzone z największą
skrupulatnością. Jak tylko weszli do środka, Byun zatopił spojrzenie w cudownym
całokształcie. Nie potrafił zdecydować się, na co patrzeć najpierw: czy na
lśniące stoły, gdzie poustawiane były wykwintne wazony z kwiatami, których
bogactwo spiętrzonych barw sprawiało, iż przypominały pawia, który chwali się
przed innymi swym kolorowym ogonem czy może na drogie dywany zaściełające
podłogę, aż żal było po nich stąpać, czy też na idealnie kopie najwspanialszych
dzieł malarskich wiszących na ścianach. Kryształowe żyrandole również były
warte poświęcenia uwagi każdego, kto przychodził w to miejsce.
– Pójdę poprosić o jakiś pokój, nigdzie nie
odchodź – zaanonsował mężczyzna, na co malarz tylko posłusznie skinął głową,
nadal rozglądając się po lobby, jak gdyby tkwił w jakiejś niebotycznej
fantazji.
Mocny uścisk dłoni wyrwał go z jego własnego,
odrobinę dziecięcego świata i zrozumiał, że to już czas. Pospiesznie wsiedli do
windy i brunet bez zawahania wcisnął przycisk z numerem 23. Niezręczna cisza
otoczyła ich ze wszystkich stron, jakby nadsłuchując niespokojnych oddechów czy
nawet nieznacznych ruchów powiek. Przenikała wszystko, dotykała
najdrobniejszych szczegółów, na które człowiek nie miał czasu ani ochoty
zwracać uwagi. Po chwili jednak mężczyzna zakaszlał cicho, całkowicie celowo.
– Jak masz na imię? – zapytał malarza, nie
patrząc na niego.
Bawiąc się własnymi palcami, Byun parę sekund
rozmyślał nad odpowiedzią. Mógł być, kim tylko zechciał. Miał możliwość
przedstawienia się jako dziedzica jednej z tych olbrzymich firm, o których
codziennie czyta się w gazetach lub słyszy w wiadomościach. Mógł również udawać
zabiedzoną sierotę wygnaną z domu, aby zarabiać na życia, która powoli wspinała
się po drabince bogactwa, zbierając każdy zarobiony grosz. Nie miał jednak siły,
by ubarwiać coraz to nowsze kłamstwa i wyplatać słowami sieci niezgłębionego
fałszu, w jakim i tak już głęboko tkwił. – Jestem Hyun – odrzekł krótko,
zerkając na numer piętra.
Charakterystyczny
dźwięk oznajmił, że dotarli na miejsce. Czarnowłosy wyszedł pierwszy, a malarz
podążył w ślad za nim. Tamten wyglądał zupełnie tak, jakby bywał tu bardzo
często. Doskonale wiedział, w którą stronę należy się skierować, by dojść do
konkretnego numeru. Niespodziewanie zatrzymał się, przesunął kartę przez
czytnik i otworzył drzwi, zapraszając Baekhyuna do środka.
– Ja mam na imię Sehun – powiedział trochę
chłodno, zdejmując buty, kiedy już obaj znaleźli się w pokoju.
Pomieszczenie było duże. Byun przełknął
ślinę, czując wielką gulę formującą się w jego gardle. Mógł przysiąc, że całość
była większa niż jego mieszkanie, a znajdowało się tam tylko królewskiej
wielkości łóżko, dwie nocne szafki i rozsuwana szafa. Można było też wyjść na
balkon i przyjrzeć się panoramie zapadającego w rozkoszny sen miasta.
Błyszczące punkciki znikały w czarnej otchłani jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Widok ten nie mógł umknąć nikomu, albowiem oczy samoistnie pełzły w
jego stronę, uwiedzione rozwiewającą się w powietrzu przepastną aurą. I mimo iż
każdego wieczoru wizja ta wyglądała niemalże tak samo, nie można było się
nudzić, obserwując umykające światełka.
– Podoba ci się tu, hm? – wymruczał Sehun wprost
do ucha Baekhyuna, po czym ucałował miejsce tuż za nim, jednocześnie obejmując
mężczyznę od tyłu.
Malarz zadrżał, nie spodziewając się tak
nagłego kontaktu. Był zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w nocny widok, by
zwracać uwagę na swego towarzysza. Odpowiedział mu tylko skinieniem głowy, a
później poddał się w obliczu pocałunków składanych na jego karku i szyi.
Przymknął oczy, opierając się o silny tors, pozwalając robić ze sobą to, co
tamtemu wydawało się słuszne. Nie oponował nawet wtedy, kiedy czarnowłosy
bezceremonialnie wyjął mu koszulę ze spodni i jął go rozbierać.
Ocknął się dopiero, jak poczuł chłód na
ramionach. Rozejrzał się, a następnie odwrócił przodem do Sehuna, który zaczął
pozbywać się również swoich ubrań. Może był zbyt pijany, aby funkcjonować w stu
procentach normalnie, jednakże wiedział, czego chce. Zagryzając wargę, podszedł
do niego i złapał go za łokieć. Parę sekund patrzyli sobie głęboko w oczy,
chociaż nie było to nikomu potrzebne.
Ciepłe i spragnione wargi Baekhyuna prędko
złączyły się z tymi Sehuna, dając upust najbardziej ambiwalentnym emocjom. Dwa
rozpalone ciała w mgnieniu oka porozumiały się bez choćby jednego dźwięku.
Milcząca spowiedź pragnień wkrótce miała znaleźć rozgrzeszenie w pościeli.
Najdrobniejsze potrzeby miały zostać otulone eteryczną powłoczką spełnienia.
Dwóch młodych mężczyzn miało wzajemnie oddać swe ciała w lubieżnym akcie,
zaspokajając czysto zwierzęce instynkty.
Z początku chaotyczny gest przerodził się w
coś niemal brutalnego. Gdzieś w drodze do wielkiego łoża Sehun umyślnie
zacisnął zęby na dolnej wardze malarza. Ten zaś syknął cicho, niespiesznie
siadając na skraju śnieżnobiałej, pachnącej jaśminem pościeli. Z uwagą śledził
najmniejszy ruch czarnowłosego. Obserwował, jak powoli wchodzi na łóżko niczym
pantera szykująca się do skoku na swoją ofiarę. W chwilę potem dokończył pozbawiać
ich obu odzieży i obaj byli całkowicie nadzy.
Sehun się nie cackał. Nie bawił się w słodkie
pieszczoty. Był zdecydowany i robił tylko to, co chciał. Nie zamierzał w
nieskończoność zasypywać pocałunkami chudego ciała. Widział mnóstwo czerwonych
śladów i poniekąd obrzydziło go to. Nie odczuwał potrzeby bycia jednym z wielu,
którzy oznaczyli Byuna. On chciał go
tylko zaliczyć, a potem się rozejść. Gdyby mógł, pewnie nawet nie zabierałby go
do hotelu, jednak klubowe pokoje były dla niego gorsze niż pierwsza lepsza
toaleta.
– Nogi szeroko – zakomenderował stanowczo i
surowo, lecz to wcale nie wpłynęło na psychikę Baekhyuna. Posłusznie tylko
rozsunął nogi, nie opierając się niczemu.
I możliwe, że był to błąd. Być może powinien
był go odepchnąć, ale wypił zbyt dużo i nie miał na to siły. Był przekonany, że
nie będzie pamiętał tego, jak bardzo bezwzględny był Sehun. Pierwsze pchnięcie
zabolało, aż Byun zacisnął zęby i powieki. Odwrócił głowę, nie chcąc patrzeć na
mężczyznę nad sobą. Niemrawo tylko wykonywał jego polecenia: obejmował go w
pasie, jęczał wniebogłosy. Udawał, że jest mu dobrze, gdy tak naprawdę był od
tego daleki. Poczuł też kilka klapsów i silne palce zaciskające się na jego
udach czy też biodrach. Doskonale wiedział, że będzie miał siniaki.
Nie zorientował się, kiedy Sehun osiągnął
spełnienie. Sam zrobił to niby mimowolnie, myślami będąc gdzieś daleko. Nie
miał pojęcia, dlaczego odpłynął do kompletnie innej krainy i nie koncentrował
się na tym, co się działo. Ostatnim razem wydawało mu się, że to dlatego, że
wypił za mało; teraz miał wrażenie, że za duża ilość alkoholu odciągnęła go od
rzeczywistości. Bezwiednie puścił czarnowłosego, bez przerwy patrząc na świat
za oknem.
– Ubieraj się, Hyun – rzucił Sehun, kolejny
raz klepiąc malarza w pośladek. – Zamówię ci taksówkę i zapłacę za ciebie.
– Powinieneś też zapłacić mnie – żachnął się
Byun, siadając niezwykle pomału.
– Niby za co?
– Za to, że pozwoliłem ci uprawiać ze mną
seks. – Padła jasna i oczywista odpowiedź. Baekhyun wdział koszulę, po czym
zsunął się z łóżka i pokuśtykał do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku.
Brunet z niedowierzaniem patrzył w ślad za
malarzem. Pokręcił głową i prychnął, zapinając spodnie. Wyciągnął portfel, a z
niego wcale nie cienki plik banknotów, po czym położył go na brzegu łóżka.
Zaraz potem zadzwonił po taryfę, nie widząc sensu w odwożeniu towarzysza do
domu. Nie był jego niańką, lecz mógł być na tyle miły, by zatroszczyć się o jego bezpieczny powrót. Na to wyciągnął
następne parę banknotów, drapiąc się po głowie i klnąc pod nosem. Nie był
przygotowany na taki obrót sytuacji. Cóż, sam był sobie winien. Gdyby zapytał
wcześniej, pewnie nie byłby w tej chwili rozczarowany.
◄►
Ciemne budynki, słabo oświetlone ulice i
cienie pojedynczych drzew rysowały się z każdej strony, gdy Byun wygodnie wbił
się w fotel. Taksówkarz nie jechał szybko, pomimo tego że był sam środek nocy.
Nie było to złe. Przynajmniej nie powodowało mdłości czy zawrotów głowy. Spokój
dopełniała cicha muzyka żwawo umykająca z głośnika. Była kojąca, pozwalała się
odprężyć, a to właśnie tego malarz potrzebował. Czuł się czymś zmęczony, ale
nie był pewien czym.
Umknął mu gdzieś moment, w którym zasnął.
Obudziło go dopiero szturchanie w ramię i nawoływania starszego mężczyzny. Leniwie
rozchylił zaklejone powieki i ślamazarnie rozejrzał się dookoła. Samochód stał
niemal pod samymi drzwiami jego ukochanej
kamienicy, na co odetchnął z ulgą. Wysiadł, uśmiechając się lekko, a potem
ukłonił się i wręczył taksówkarzowi odliczoną kwotę. Poczekał, aż auto zniknie
mu z pola widzenia, w tym samym czasie wdychając orzeźwiające nocne powietrze.
Droga do samego mieszkania wcale nie była
taka łatwa. Nadal kręciło mu się w głowie i było mu słabo. Wielobarwne plamki
bujały się w dziwnym rytmie przed jego oczyma tak szybko, że prawie spadł ze
schodów trzy razy, nie wiedząc, gdzie konkretnie ma postawić nogę. Z całej siły
zacisnął dłoń na poręczy, która nagle wydała się oślizłą żmiją, umyślnie
wymykającą się z jego uścisku. Był zmęczony i odurzony wszystkimi
doświadczeniami.
Ledwie zapukał do drzwi, a Kyungsoo już mu
otworzył. Nie spał. Czuwał. Baekhyun był mu w tamtym momencie wdzięczny, że
został, lecz nim udało mu się cokolwiek powiedzieć konwulsyjne fale objęły jego
ciało. Drżał, stojąc w progu, jednakże niemal natychmiast pędem rzucił się w
kierunku łazienki. Zwymiotował parokrotnie, robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
Mimo to poczuł się lepiej. Przestało być mu słabo, a zawirowania w głowie
ustały.
Do pospiesznie przyniósł butelkę z wodą i
zmoczony ręcznik. Pomógł przyjacielowi otrzeć usta jak i całą twarz. Dał mu się
napić, odgarniając włosy osobliwie przyklejone do czoła. Po raz pierwszy od
bardzo dawna stało się coś takiego. Baekhyun wymiotował tylko wtedy, kiedy się
czymś struł, gdy przytłaczał go wyolbrzymiony stres i kiedy za dużo wypił.
– W porządku? – spytał cicho Kyungsoo, na co
młodszy niespiesznie pokiwał głową, a potem opadł w jego ramiona.
– Chyba wyrzygałem też to, co dziś zobaczyłem
i doświadczyłem. – Markotny głos był trochę dziecinny i śpiący.
– Co to znaczy? Stało się coś złego?
– Najpierw jakiś facet w klubie zaoferował mi
narkotyki – zaczął wyliczać malarz, coraz mocniej wtulając się w przyjaciela –
potem schlałem się jak świnia i prawie straciłem przytomność, a później jakiś
bogaty laluś zabrał mnie do The Westin Chosun i skorzystał z mojego tyłka w
niezbyt przyjemny sposób – wymamrotał. Wnet gwałtownie wciągnął powietrze,
wracając pamięcią do bolesnego dotyku.
– Och… – Tylko tyle był w stanie wykrztusić z
siebie Do.
Nie miał pojęcia, jak pocieszyć malarza, bo
nigdy tego nie robił. Zazwyczaj tylko go pouczał i starał się udzielać dobrych
rad. Ostrożnie przeczesał palcami jego włosy i począł głaskać go po plecach,
drugą ręką podtrzymując go w pasie. Zrobiło mu się kuriozalnie przykro,
zupełnie jakby ktoś przejechał psa, który nie był jego, ale którego bardzo
lubił.
– Kyungsoo, śpij dzisiaj ze mną, proszę –
wyszeptał Baekhyun, lgnąc do starszego jak dziecko do matki. – Nie chcę zostać
sam.
◄►
Równo o świcie Do Kyungsoo otworzył oczy, nie
mogąc znieść żaru ogarniającego jego ciało. Nie dość, że spał z Byunem niemal
przyklejonym do swego ciała, to jeszcze zawinięci byli w grubą kołdrę, tworząc
coś w postaci naleśnika. Nie było to zbyt wygodne, a poza tym musiał wyjść,
żeby zdążyć do pracy. Chciał też zobaczyć się z Jonginem, bo inaczej mógł to
zrobić dopiero wieczorem. Z drugiej strony coś podpowiadało mu, że tego dnia
będzie zmuszony zostać przy swoim przyjacielu.
Zerknął na śpiącą postać i Baekhyun nagle
wydał mu się niesamowicie bezbronny i słaby. Pogłaskał go po głowie,
uśmiechając się blado. Jego uczucia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i
postanowił zadzwonić do szefa, żeby wziąć sobie wolne. Kilka minut później to
właśnie zrobił, zostawiając malarza śpiącego jak suseł.
Niewiele czasu było mu potrzeba do wymyślenia
coś na dobre śniadanie. Przygotował wszystko, żeby później móc zrobić tosty z
dżemem truskawkowym i kawę dla siebie oraz herbatę dla młodszego – dla niego odnalazł
też tabletki od bólu głowy. Nie budził go jednak. Czekał spokojnie. Raz po raz
zaglądał do maleńkiej sypialni, sprawdzając, czy Byun już odpędził od siebie
sen czy jeszcze twardo tkwi w objęciach Morfeusza. Spędził na tym dwie godziny,
aż w końcu za którymś razem dostrzegł ociężale rozchylające się powieki.
– Kyungsoo… – wymamrotał Baekhyun,
przekręcając się na plecy. – Kyungsoo, jesteś tutaj? – rzucił niemrawo,
przecierając piąstkami oczy.
– Jestem – odrzekł Do, podchodząc do
przyjaciela. – Jak się czujesz?
– Boli mnie głowa. – Głos malarza był dziwnie
bezbarwny i płytki. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku, dlatego też Kyungsoo
skinął, a potem prędko wrócił do kuchni i przyrządził zaplanowanie śniadanie.
– Mam nadzieję, że będzie ci smakować –
odezwał się ponownie starszy, wchodząc do pokoiku z dużym talerzem i dwoma
kubkami w rękach.
Pomału, aby niczego nie rozlać i nie narobić
bałaganu z samego rana, usiadł na brzydkim materacu. Podsunął Baekhyunowi
talerz i zaczekał, aż tamten poczęstuje się ciepłym tostem z rozpływającym się
słodkim dżemem. Patrzył na twarz młodszego, na której wymalował się delikatny
uśmiech i sam się uśmiechnął. Poczuł coś w rodzaju ulgi, jakby nagle wszystko
wróciło do normy. Wziął jedną chrupiącą kromkę i także zaczął się nią zajadać z
apetytem, popijając ją małymi łykami gorzkiej kawy.
Gdy malarz syknął cicho, a jego dłoń
przesunęła się pod kołdrą, Kyungsoo wyraźnie się zaniepokoił. Wówczas Baekhyun
bezspornie odsłonił swoje szczuplutkie ciało i wyszły na jaw liczne siniaki,
zostawione przez przebiegłego bruneta. To nie wyglądało ładnie, ani nie było
przyjemne, więc Do na powrót zasłonił mlecznobiałą skórę pokrytą granatowymi
plamami wyglądającymi jak atramentowe kleksy.
– Nie mogłeś go powstrzymać? – zapytał
nieśmiało, odkładając pusty talerz na podłogę i wsuwając nogi pod kołdrę.
– Byłem zbyt pijany – wykrztusił Byun,
kończąc herbatę. Po dłuższej chwili milczenia i tylko sączenia ciepłych napojów
odchrząknął cicho. – Pójdźmy dzisiaj do sklepu plastycznego – powiedział
szeptem, unosząc wzrok na przyjaciela.
– Masz na to siłę? – rzucił pospiesznie, na
co drugi tylko skinął ochoczo głową. – W takim razie zgoda. Tylko zadzwonię do
Jongina i powiem mu, że dzisiaj będę cały dzień u ciebie.
Z wszystkimi naczyniami, których było bardzo
niewiele, Do po upływie paru minut zniknął w kuchni. Malarz przeciągnął się,
prostując nogi i ręce. Stęknął przy tym cicho, kiedy kolejne stawy strzyknęły,
dając o sobie znać. Odetchnął, wpatrując się ze spokojem w sufit. Był pewien,
że to będzie wspaniały dzień. W końcu jego kieszeń była przepełniona pieniędzmi
i mieli iść w jego ulubione miejsce. Był także szczęśliwy z powodu tak
prostego, lecz smacznego śniadania.
Wstał, odrzucając na bok okrycie, po czym z
nieukrywaną radością otworzył na oścież okno. Uśmiechnął się błogo, gdy
promienie słońca połaskotały go w policzki. Znajome dachy kamienic i przemykający
w oddali ludzie napawali go dziwną chęcią życia i potrzebą wyjścia z tej
ciasnej klitki. Nie chciał dusić się w mieszkaniu, skoro tylko mógł pełną
piersią zaczerpnąć świeżego powietrza. Od dawna nie czuł się w ten sposób. Nie
miał chęci malować, ale łaknął obcowania z zewnętrznym światem. Pragnął też
przemierzać spojrzeniem kolejne półki z pędzlami, farbami, płótnami czy
brulionami.
◄►
W godzinę później Baekhyun przy Kyungsoo u
boku wesołym, prawie tanecznym krokiem
opuszczał swoją dzielnicę. Z dala obserwował jakieś ptaszki, które siedziały na
cienkiej gałązce drzewa, podczas gdy przyjaciel rozmawiał przez telefon ze
swoim chłopakiem. Rzucił na niego okiem. Wydawało mu się, że ta rozpromieniona
twarz jest odzwierciedleniem wszelkich uczuć, jakie Do żywił do Jongina. Sam
Byun nie rozumiał do końca, jak to wyglądałoby w jego przypadku. Nie pamiętał,
czym są emocje. Pozbył się ich dawno temu. A teraz miał wrażenie, że już ich
nie potrzebuje.
Na miejsce dotarli na piechotę. Nie było
powodu, żeby łapać autobus, gdyż słońce świeciło bardzo delikatnie, nie
zalewając ulic nieznośnym żarem. Rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, żeby
nie naruszać harmonii małego sklepu. Każda rzecz tutaj przykuwała uwagę
malarza. Nie miał pojęcia, na czym powinien skupić się najpierw. Liczne barwy,
przedziwne kształty, niefrasobliwe faktury – wszystko to wołało go i błagało o
jedną chwilkę, jakby wkrótce miało zniknąć.
– Czy mogę w czymś pomóc? – odezwała się
niziutka pracownica z uroczym uśmiechem, dzięki któremu nie wyglądała na więcej
niż siedemnaście lat.
– Na razie dziękuję, muszę się rozejrzeć –
odpowiedział Baekhyun, totalnie olewając dziewczynę.
Jego rozbiegane oczy spoczęły na srebrnych
tubkach z kolorowymi paseczkami i wypisanymi na nich nazwami. Długo gapił się
na nie, skanując stoisko od góry do dołu i z powrotem, a potem jeszcze raz i
kolejny. Jego smukłe palce z gracją zaciskały się w pięści, by zaraz móc się
rozluźnić i poruszać w bliżej nieokreślony sposób, nieco przypominający grę na
pianinie. Wreszcie sięgnął po jedną barwę. Wybór był oczywiście dokładnie
przemyślany.
Był to błękit. Taki błękit jakim zabarwione
jest letnie niebo, na którym beztrosko tańczą chmury. Taki błękit, w którym bez
problemu można by utonąć, tylko na niego patrząc. Bardzo przypadł Byunowi do
gustu. Był pogodny. Kolejna tubka zawierała śliczną świeżą zieleń. Tak świeżą,
jak zapach dopiero co skoszonej trawy i tak intensywną jak rzęsa na stawie.
Zadowolony z siebie podszedł do innej półki, nie informując o tym Do, który już
od jakiegoś czasu bez większego zainteresowania przeglądał notatniki.
Bruliony w kolorze śniegu leżały pozwijane w
rulony, a tuż obok nich tak samo umieszczone płótna. Oczy Baekhyuna wypełniał
najszczerszy zachwyt i nie mógł opanować dziecięcej radości i czysto
chłopięcych rumieńców, które żywcem paliły jego policzki aż po same uszy.
Pomalutku sunął opuszkami palców po surowych materiałach, ciesząc się ich
strukturą zupełnie tak, jakby oddychał pełną piersią. Wziął kilka sztuk, które
uznał za konieczne, po czym wybrał również parę niezbędnych pędzli. Małe i
duże, miękkie i twarde cieszyły jego oczy i duszę, lecz nie mógł kupić
wszystkich.
Z rękami zajętymi przez bardzo wartościowe
dla malarza przedmioty ruszył do kasy śmiałym krokiem. Nie oglądał się na
przyjaciela. Przy ladzie spotkał tę samą dziewczynę, która poprzednio
zaoferowała mu swą pomoc. Ekspedientka z firmowym uśmiechem podliczyła cenę, a
Baekhyun zapłacił, szczerząc się do samego siebie jak kompletny głupek. Czuł
się jak dziecko w wielkim sklepie z zabawkami, gdzie mógł wziąć do domu to, o
czym zamarzył.
Wyszedłszy na ulicę, skierował wzrok na prawo
i już miał się odezwać, gdy zorientował się, że Kyungsoo przy nim zwyczajnie
nie ma. Przełknął ślinę, mocniej chwytając drobne
zakupy. Wrócił do sklepu z nieco mniej entuzjastycznym wyrazem twarzy,
rozglądając się po schludnym pomieszczeniu. Gdy dostrzegł starszego w oddali,
odetchnął. Przez moment miał wrażenie, że tamten umyślnie sobie gdzieś poszedł.
– Kyungsoo, wychodzimy! – zawołał trochę
głośniej niż powinien i czekał.
Mając przyjaciela z powrotem u swego boku,
uśmiechnął się szeroko i prawdziwie. Wręczył mu jeden rulon, gdzie znajdowały
się bruliony, a sam chwycił drugi oraz torebkę z farbami i pędzlami. Ruszyli w
drogę powrotną, podczas gdy południowe słońce przyjemnie świeciło im w twarze. Nagle Baekhyun westchnął głęboko, jakby
wypuszczając z ust najbardziej skryte zachcianki.
– Chodźmy na lody, proszę – powiedział cicho
z nadzieją, że Do go usłyszał.
– Teraz? Na lody?
– No, tak. A czy to jakiś problem? – spytał
Baek, lekko nadymając policzki.
– Nie, ale… z tymi wszystkimi zakupami? –
Kyungsoo nie był do końca przekonany co do tego pomysłu. Nie uśmiechało mu się
taszczyć tych wszystkich gratów do jakiejś kawiarni tylko po to, aby jego
najdroższy przyjaciel mógł zjeść trochę lodów.
– Tak, z zakupami. Ty poczekasz, popilnujesz,
a ja skoczę do supermarketu i kupię nam rożki. Te niebieskie. Albo różowe. –
Byun chwilę zastanawiał się nad podjęciem decyzji, jak gdyby miał być to
najważniejszy wybór w całym jego życiu. – No, pomóż mi. Niebieskie – o smaku
gumy balonowej czy różowe – o smaku waty cukrowej? – nalegał, marszcząc brwi a
przy tym także i nos.
– Niech będą niebieskie – z lekką niechęcią
odrzekł Do, nieświadomie spuszczając ramiona z bezradności. Lubił Baekhyuna,
oczywiście, jednakże jego nadpobudliwa strona czasami działała mu na nerwy.
Czuł, że traci kontrolę nad światem, a młodszy wyprawia wszystko, co tylko mu
się spodoba, choć są to niezwykłe głupoty.
Znajdowali się właśnie przed tym samym
marketem, w którym kilka dni wcześniej robili zakupy. Byun odstawił wszystko
tuż pod nogami Kyungsoo i pobiegł do środka, jakby ktoś go gonił i mu przy tym
groził. Dopadłszy do miejsca, gdzie były lody, zaśmiał się cicho, zaś jego oczy
na nowo rozświetlił ten uroczy blask. Zabrał dwa niebieskie rożki i dziarsko
poszedł w stronę kas. Niektórzy rzucali mu kpiące spojrzenia, mając wrażenie,
że jest jakimś wariatem, inni tylko kręcili głową z niedowierzaniem.
Baekhyun wybiegł z supermarketu tak szybko,
jak do niego wbiegł. Nie było się czemu dziwić. Dwa mocno niebieskie rożki aż
prosiły się, aby je skosztować. Lecz
młodszy nie uległ przedwczesnej pokusie. Poczekał, aż przyjaciel weźmie swojego
loda i dopiero wtedy obaj zaczęli jeść. W drodze do mieszkania rozmawiali,
powoli delektując się skromnymi słodyczami. Słońce wznosiło się coraz wyżej,
ale im to wcale nie przeszkadzało.
Wkrótce znaleźli się przy kamienicy malarza.
Wszystko dookoła było identyczne, podczas ich nieobecności nie wydarzyło się
nic nadzwyczajnego. Na górę dotarli kilka chwil później. Nim Byun poukładał na
swoich miejscach swe zakupy, usiadł wraz z Kyungsoo na kuchennym stole i
dokończyli jeść lody.
– Jongin nie będzie zły, że spędzasz ze mną
cały dzień? – spytał cierpko Baekhyun, brodząc w mętnym dla niego temacie,
jakim były związki i miłość.
– Nie, dlaczego miałby się denerwować? Jesteś
moim przyjacielem. On wie, że między nami nie mogłoby być nic więcej – wyjaśnił
Do, posyłając malarzowi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
– Ach… Rozumiem.
Tak naprawdę nic nie rozumiał. Nie wiedział,
w jaki sposób działała miłość, czym
są prawdziwe emocje i jak można darzyć inną osobę uczuciami. I w gruncie rzeczy
nie było mu to do niczego potrzebne. Dobrze mu było tak, jak było w tamtej
chwili. Czuł się kimś posiadającym więcej wolności niż inni. Miał więcej
swobody, gdyż wierzył, że uczucia są rodzajem liny wiążącej z drugim
człowiekiem. Liny, która zatrzymuje samotną łódkę i nie pozwala jej odpłynąć na
nieznaną wodę. On był właśnie taką łódką. Małą w ogromnym oceanie mijających go
każdego dnia ludzi. I taką właśnie łódką pragnął pozostać. Był przekonany, że
nie musi nikogo kochać, że ktoś taki jest zbędny.
Wytarłszy lepkie ręce w spodnie, malarz
zeskoczył ze stołu i poszedł zająć się swoimi sprawami. Bardzo skrupulatnie
umieścił płótna i bruliony w rogu pokoju, aby nie obsunęły się na ziemię.
Pędzle zabezpieczył przed zniszczeniem i ukrył w szufladzie, tuż obok
świeżutkich tubek z farbami. Odetchnął, przebiegając wzrokiem po swoich
skarbach. Tylko to było mu konieczne do życia. To było dla niego najcenniejsze.
Wow, nie spodziewałam się, że to w ogóle będzie Sehun. I że będzie taki brutalny...
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba i bardzo ładnie piszesz! ♡ Czekam na pojawienie się Chanyeola, niech już wkracza do akcji :D
OdpowiedzUsuńO matko! Ja na serio myślałam, że pojawi się Chanyeol. A to był Sehun. I to w roli takiego bogatego gówniarza. Lepiej jego postaci nie mogłaś ująć. Bardzo konkretny był. No nie powiem. I znów tyle wspaniałych scenek pomiędzy Kyungsoo i Baekhyunem. Pomimo tego, że Baekkie jest potwornym człowiekiem, to z Kyungsoo jest taki słodki. Na serio biedne to stworzonko!
OdpowiedzUsuń