sobota, 25 czerwca 2016

Black & White [12/12]

Długość rozdziału: 4120 słów

– Zakochałeś się, Park Chanyeol – oznajmił radosnym tonem Junmyeon, odstawiając na szklaną ławę dwa niezwykle męskie różowe kubki ze świeżą herbatą. – Wiem, co mówię. Jestem psychologiem, więc trochę się na tym znam.
– Opowiadasz bzdury – obruszył się Chanyeol, wygodniej rozsiadając się w beżowym fotelu naprzeciw przyjaciela. Przez jakiś czas patrzył na niego spode łba, a potem westchnął, kręcąc głową. – Ja się nie zakochuję.
Lekarz zaśmiał się pod nosem, po czym zaczerpnął łyk ciepłego napoju. Wciąż był zaspany, jako że Park zadzwonił do niego w środku nocy i obudził go, ale czego nie robi się, żeby pomóc komuś w potrzebie. – Tego nie da się kontrolować. Zakochujesz się i już, rozumiesz? To nie jest coś, co można włączyć czy wyłączyć. To się po prostu dzieje.
Załamując ręce, Park poddał się, nie wypowiadając już ani jednego słowa. Odkąd tu przyjechał, Kim patrzył na niego z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, czego zwykle nie robił. Czasami tylko mu dogryzał, jednak to było ponad wszystkie granice. Biznesman naprodukował się, jak mógł, żeby dość szybko, ale i skrupulatnie opisać od początku wszystkie wydarzenia. Nie pomijał też tego, jak się wówczas czuł, bo przecież właśnie to było istotne dla psychologa. Nie takiego wniosku oczekiwał.
Wpatrując się w zamyśloną i jakby zniechęconą twarz Chanyeola, Junmyeon jeszcze raz przeanalizował to, co usłyszał. Nie wyglądało mu to na żadną chorobę ani obłęd. Znalazł się ktoś, kto wreszcie poruszył serce bruneta od czasu odejścia Kyungsoo. Ktoś, kto obudził w nim głęboko skrywane, być możne zapomniane uczucia. Ktoś, kto wypełnił niewidzialną pustkę i brak odpowiedniej miłości. Może i mówili sobie wcześniej, że ich związek ma dotyczyć tylko kontaktów fizycznych, lecz żadna osoba na świecie nie jest w stanie zapanować nad mimowolnymi procesami.
– Wobec tego to wszystko już na nic – skwitował Park, odwołując się do własnych myśli. Ujął swoją twarz w dłonie i przez kilka minut tępo wpatrywał się w misternie namalowany wzorek na kubku. – Tak czy inaczej koniec z umową.
– Czy ty się na pewno dobrze czujesz? – Blondyn natychmiast wstał i podszedł po przyjaciela. Przyłożył mu dłoń do czoła, sprawdzając temperaturę. – Gorączki nie masz, więc czemu ciągle myślisz o tym przebrzydłym układzie.
– Bo go zepsułem! Żaden z nas miał się nie zakochiwać.
– Nie zniszczyłeś umowy, tylko zniszczyłeś znajomość, w gwoli ścisłości – orzekł Junmyeon, kucając. Położył dłonie na kolanach młodszego, patrząc na jego twarz. Wyraźnie widać było, że malowała się na niej konsternacja z powodu niekontrolowanych uczuć. – Powinieneś go przeprosić. Nie dość, że w pewnym sensie go zdradziłeś, to jeszcze bezpodstawnie go oskarżyłeś o tamten artykuł. Jeśli on czuje to samo co ty, na pewno ci wybaczy. Musisz tylko spróbować.
– Nie chcę próbować – burknął Park, krzyżując ręce na piersi. Wyglądał teraz jak małe dziecko, któremu mama nie kupiła najnowszej zabawki. – Chcę, żeby to cholerne łomotanie w sercu i łaskotanie w brzuchu minęło, i chcę Baekhyuna z powrotem.
– Nie ma nic za darmo, Chanyeol. Nic też samo do ciebie nie przyjdzie. Zdobądź się na odwagę i to ty zrób pierwszy krok – zasugerował starszy, delikatnie klepiąc policzek biznesmana.
– Ale ja się boję. – Te słowa były zupełnie nieoczekiwane z ust tak szanowanej i godnej podziwu osoby. –  Boję się, że on mnie odepchnie.
– Kto nie ryzykuje, nie zyskuje. Zapamiętaj to.
Cały następny dzień Chanyeol spędził zamknięty w domu jak w jakiejś twierdzy. Bardzo uważnie pozamykał drzwi na klucz i zaszył się w salonie. Siedział pod kocem, wyglądając przez okno. Podziwiał Seul, co zazwyczaj go uspokajało, tak samo tym razem pozwoliło trochę rozluźnić umysł i uporządkować co nieco w zabałaganionej głowie. Powoli przeanalizował to, co związane było z Baekhyunem. Owszem, bardzo go lubił i chciał spędzać z nim czas, nawet wychodząc na miasto, ale nie uważał, żeby było to zakochanie.
Od czasu do czasu łapał się na tym, że rozmyśla o tym, jak cudownie byłoby teraz mieć chłopaka przy sobie i to z nim zalegać na kanapie. Jak przyjemnie byłoby tulić jego drobne ciało i rozmawiać o niczym. Karcił się wtedy za swoją beznadziejność, odpychając to na dalszy plan. Dręczył go również problem dziwnego mrowienia czy też łaskotania w brzuchu. Chciał się go pozbyć, ale nie umiał. Pojawiał się za każdym razem, jak tylko coś skojarzyło mu się ze studentem.
Po południu Chanyeol przeniósł się z ciepłej sofy na stołek przy fortepianie. Długo wpatrywał się w poszczególne klawisze z nadmierną uwagą, jakby tam mógł znaleźć rozwiązanie wszystkich swoich trosk. Mimo że znał na pamięć całe krocie pierwszorzędnych utworów, odnosił wrażenie, że nie potrafi teraz zagrać nic. Swobodnie ułożył palce na lśniącej klawiaturze, przymykając oczy.
Istny mętlik w głowie nie pozwalał mu ani na sekundę przywołać przed oczy żadnej pieczołowicie napisanej kompozycji, choć był skupiony do granic możliwości. Jego czoło i brwi były mocno zmarszczone, przez co wydawać się mogło, że Park rozmyślał nad tym, jak zawładnąć całym światem. Ostatecznie odetchnął zrezygnowany i odpuścił. Skoro ani jedna znana melodia nie dała się przypomnieć, postanowił zagrać to, do czego same przystąpią jego palce.
Tym sposobem już kilka minut później po schludnie urządzonym, lecz nieco pustym mieszkaniu rozległy się dźwięki Sonaty Księżycowej Beethovena. Mężczyzna nie wiedział, co tak boleśnie gnieździło się w jego umyśle i sercu, że potrafił wykrzesać z siebie ten prosty utwór, ale najwyraźniej ograniczały one zbytni wysiłek. Nie narzekał. Słodka muzyka rozpływała się dosłownie wszędzie, a jej echo cicho osiadało na meblach czy w kątach salonu przejaśnionego promieniami zachodzącego słońca. Park czuł ulgę, jak zwykle kiedy grywał.
Ale jak tylko otworzył z powrotem oczy, cała chęć do muzyki gdzieś z niego uleciała. Zaczął bezlitośnie rzępolić, nie przejmując się tym, że zaraz ktoś może przyjść do niego z pretensjami, że za głośno gra i obudzi małe dzieci. Jedno spojrzenie na tonący w słonecznym żarze Seul wystarczyło, by przeklęte kłęby myśli powróciły. Rozdrażniony uderzył w klawiaturę tak mocno, że klapa od fortepianu niemal przytrzasnęła mu palce. Niewzruszony wstał, a potem skierował swe kroki do garderoby. Potrzebował się rozerwać i na chwilę uciec od rzeczywistości.
Po dwóch godzinach niezwykle pedantycznego wybierania stroju, szybkim prysznicu i bardzo delikatnym makijażu Park ruszył na miasto. Wezwał taksówkę, żeby później nie kłopotać nikogo o odstawienie mu samochodu pod dom. Zaraz gdy wsiadł do auta, powitał go całkiem miły mężczyzna w średnim wieku. Kiedy biznesman podał adres, pod który chciał się dostać tego wieczoru, taksówkarz uśmiechnął się znacząco, zerkając na swojego pasażera we wstecznym lusterku.
Podczas drogi ucięli sobie krótką pogawędkę, która nie miała jakiegoś większego znaczenia. Ot, zwykła wymiana zdań o bieżących sprawach. Dość szybko przedostali się przez wieczorne morze pędzących w nieznane pojazdów i wkrótce samochód zatrzymał się przy klubie Black Souls. Chanyeol zapłacił należną sumę i wysiadł bez pożegnania. Kilka sekund wpatrywał się w biały, oślepiający neon, aż w końcu westchnął bezsilnie i wszedł do środka przez wielkie czarne wrota.
Znajomy widok roztańczonych ciał na zalanym barwnymi światłami parkiecie obudził w nim pozytywną energię. Przyszedł tutaj, aby zapomnieć. W głębi serca liczył nawet na samotną noc spędzoną przy co chwilę napełnianej alkoholem szklance, ale to marzenie od razu uległo destrukcji, kiedy usiadł przy barze i podszedł do niego Kris.
– Witam w Black Souls. Co podać? – powiedział zupełnie formalnie, jak zwykł witać wszystkich gości, choć doskonale wiedział, że niedługo taka atmosfera zniknie i będą rozmawiać jak normalni znajomi.
– Cześć, Kris – odrzekł ponuro Chanyeol, sunąc wzrokiem po wywieszonej nad kontuarem karcie drinków. Zdawało mu się, że nic nie będzie mu smakować, dlatego przygryzł wargę, jeszcze dogłębniej wczytując się w propozycje klubu.
– Może tequila sunrise? Przeważnie to zamawiasz – zaproponował barman, uśmiechając się lekko.
– Nie – stanowczo odparł brunet. – Daj mi coś mocniejszego.
Po wypiciu kilku głębszych, na które biznesman zdecydowanie rzadko wydawał pieniądze, mężczyzna oparł twarz na dłoniach i patrzył na stojące na półkach butelki wypełnione najróżniejszymi trunkami. Wszystkie miały fascynująco ciekawe barwy, co sprawiło, że zmarszczył brwi, jakby starał się wymyślić jakąś zaskakującą teorię dotyczącą tego, dlaczego taki a taki alkohol ma właśnie ten a nie inny odcień.
– Co jest? – spytał Kris przyciszonym głosem, ale tak, aby drugi usłyszał go pośród głośnej muzyki.
Park nie odpowiedział od razu. Bezczelnie odwrócił głowę w kierunku parkietu, z przesadną uwagą obserwując tańczący tłum. Yifan, bo tak brzmiało prawdziwe imię barmana, z miejsca wyczuł, że coś jest nie w porządku. Poznał czarnowłosego na początku studiów podczas jednej z imprez organizacyjnych i od razu zostali kumplami. Od tamtej pory byli ze sobą blisko i spotykali się dość często, jednak żaden z nich ani myślał, by zaistniało między nimi coś innego niż przyjaźń. Ich zażyłość i wzajemne zaufanie pogłębiły się jeszcze bardziej, kiedy Chanyeol załamał się po wyjeździe Kyungsoo.
Właśnie wtedy blondyn pokazał swą troskliwą i prawdziwie dojrzałą stronę. Potrafił wyciągnąć Parka z dołka, gdy tamten chodził jak zombie i więcej czasu spędzał we własnych marzeniach niż w otaczającej go rzeczywistości. Był prawdziwą podporą i uświadomił mu, jak łatwo może stracić przyszłość, którą przed sobą miał. Jego punkt widzenia był inny niż ten Junmyeona. Patrzył na sytuację bardziej jak prosty człowiek a nie wykwalifikowany specjalista.
– Wszystko się spieprzyło – odezwał się beznamiętnie czarnowłosy, zwracając swój wzrok na Krisa.
– To znaczy?
– Pamiętasz Kyungsoo? – zapytał prosto z mostu Chanyeol, krzywiąc się nieco.
– Jak mógłbym zapomnieć? – żachnął się barman. – Przez trzy lata studiów jęczałeś mi do ucha, jak to dobrze ci z nim jest, jak świetnie do siebie pasujecie i jakie to wasze randki nie są fenomenalne. Nie można też zapomnieć twoich opowieści o tym, jak mistrzowsko ci obciągał i jak krzyczał, kiedy dochodziliście w tym samym czasie. – Z szelmowskim uśmieszkiem Yifan zaserwował kolejnego drinka przyjacielowi. – W pamięć zapada też ten czas, kiedy wyłeś jak obłąkany, bo twój najukochańszy Kyungie wyleciał do Stanów i zwyczajnie kopnął cię w dupę. Nie przypominałeś wtedy samego siebie, byłeś jak wrak i dobrze, że miałeś mnie, bo inaczej nie byłbyś teraz dyrektorem, tylko mieszkałbyś w kartonie na ulicy.
Boleśnie przewracając oczami, Park zacisnął wargi. – On wrócił. – Mężczyzna syknął, nerwowo pocierając dłonią kark. – Jakby tego było mało przyszedł do mnie do firmy, a potem poszedłem z nim do łóżka. – Odwrócił spojrzenie, chcąc uniknąć złowrogiego wzroku blondyna. – A gdyby to nie wystarczyło, Baekhyun nas przyłapał. Później ukazał się w gazecie artykuł o mojej orientacji, który był sprawką mojej jakże miłej siostry, a zgnoiłem za niego nikogo innego jak właśnie Baekhyuna.
– Robisz sobie jaja w tej chwili, prawda? – spytał Yifan, unosząc brwi ku górze. Był szczerze zdziwiony. Jeśli wszystko, co mówił Chanyeol, było prawdą, to biznesman zdecydowanie wdepnął w niezłe gówno.
– Nie – oświadczył dobitnie, kręcąc głową. – Jestem teraz śmiertelnie poważny i zdaję sobie sprawę, na jakiego idiotę wyszedłem, ale co zrobić. Właśnie, co zrobić? – Westchnął w beznadziei. – Musisz mi pomóc rozwiązać ten problem.
– A co tu jest do rozwiązywania? Jak mniemam, Baekhyun już się z tobą nie spotyka. Czy to nie załatwia sprawy? Nie musisz się z nim widywać, możesz poszukać sobie kogoś innego. No, chyba że chłopak podał cię do sądu czy coś takiego.
– Widzisz… nie mogę poszukać sobie kogoś innego, bo cały czas myślę o nim – oznajmił Park z pewną dozą smutku w głosie. Upił spory łyk kolorowego drinka. – Nie wiem, chyba za nim tęsknię. Brakuje mi jego głosu, jego nieśmiałych spojrzeń, słodkiego śmiechu. I nie chodzi o seks, po prostu czuję pustkę, bo nie ma obok właśnie Baekhyuna.
Kris przez moment badawczo wpatrywał się w przyjaciela, sprawdzając, czy tamten jest przy zdrowych zmysłach i czy niczego nie udaje. To nie było do niego podobne. Po swojej wielkiej miłości do Kyungsoo nie mówił podobnych słów o żadnej innej osobie, z jaką się spotykał. Byun był po tamtym pierwszym mężczyzną, którego bliskości Chanyeol łaknął. To można było dosłyszeć poprzez te kilka zdań.
– A co z Kyungsoo? Spałeś z nim i…? – dociekał barman, opierając się na ladzie. Mimo iż nowoprzybyli klienci skarżyli się na brak szybkiej obsługi, nie potrafił zostawić bruneta w potrzebie.
– Nic. Kompletnie nic – wyjaśnił zrezygnowany biznesman. – To znaczy… było w porządku, ale to nie to samo co kiedyś. Jak go całowałem, czułem się, jakbym przykładał usta do zimnego głazu. Moje ciało nie reagowało tak jak dawniej. Nie, żebym zawalił sprawę. O tym nie było mowy – bronił się, śmiejąc się cicho pod nosem. – Chodzi o to, że nie było tych motyli w brzuchu, ekscytacji, brakowało tego czegoś. Tej chemii. Wiesz, błyszczących oczu, wzrostu adrenaliny, burzy hormonów, mrowienia w podbrzuszu, wzmożonych reakcji na każdy drobny gest.
– Skoro tego nie miałeś, to czemu śmiejesz się jak pajac? – Yifan westchnął. Przez te parę chwil zdążył zgubić się w toku myślenia Parka.
– Bo to było, gdy kochałem się z Baekhyunem. – Chanyeol nie mógł ukryć delikatnego rumieńca, który oblał jego twarz. Być może był wywołany przez ilość wypitego alkoholu, a może przez zawstydzenie. Trudno było to stwierdzić. – Za każdym razem nie mogłem przestać na niego patrzeć, jakby był nierealny. Wszystkie minuty spędzone z nim były wręcz idealne, pomijając te w ostatnim czasie. Czasami wydawało mi się, że moje serce bije szybciej. Miałem wrażenie, że jakieś dawno zagrzebane emocje chcą się we mnie obudzić, ale im na to nie pozwalałem…
Urwał i ponownie zwrócił twarz w kierunku ludzi bawiących się w rytm szalonej muzyki. Uśmiech niepewnie błądził na jego ustach. Jakiś czas tkwił we własnym świecie, gdzie nic nie było jeszcze zniszczone. Przed oczami ukazał mu się obraz tamtego wieczoru, gdy studenta prawie zaczął obmacywać jakiś staruch, czemu zapobiegł, interweniując w samą porę. Poczuł wtedy zazdrość, jednak nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą. Westchnął, spoglądając zamglonymi oczyma na Krisa.
– A teraz to tak cholernie boli – oznajmił szczerze, wskazując na miejsce swojego serca. – W zasadzie zabolało już wtedy, kiedy zobaczyłem go w drzwiach ze łzami w oczach. – Jednym haustem wypił do końca swojego drinka i skrzywił się.
– Wiesz co, Chanyeol? Według mnie to ty się zakochałeś. – Blondyn poklepał przyjaciela po ramieniu, posyłając mu szeroki, nieco sztuczny uśmiech.
Park prawie zakrztusił się powietrzem. – Ty następny?! Junmyeon powiedział to samo. Jesteście w zmowie? – Patrzył podejrzliwie na twarz barmana, ale nie udało mu się odnaleźć ukrytych intencji.
– Nie, Chanyeol. Taka jest prawda. Choćbyś nie wiem jak się bronił, nie uciekniesz od tego – powiedział ciepło. – Mam dla ciebie radę. Zabieraj stąd swój chudy tyłek, jedź do najbliższej kwiaciarni. Tutaj za rogiem jest taka otwarta całodobowo. Kup największy bukiet, jaki znajdziesz, a potem jedź do niego i na kolanach błagaj, żeby ci wybaczył.
– A jeśli on nie chce mnie już znać?
– Nie pieprz głupot, tylko natychmiast do niego jedź. Im szybciej, tym lepiej – zapewniał Kris, z każdą kolejną sekundą uśmiechając się coraz szerzej.
Nie chcąc tracić już więcej czasu, biznesman w pośpiechu uregulował rachunek, który tym razem wyniósł nieco więcej niż zwykle, a potem pożegnał się i wyszedł z klubu. Machnął ręką na przejeżdżającą taksówkę, a kiedy ta się zatrzymała, od razu poprosił o podwózkę do pobliskiego sklepu z kwiatami. Na miejscu przywitała go bardzo ładna, młoda dziewczyna, lecz poczuła odrazę, gdy do jej nozdrzy doleciał nie do końca przyjemny zapach alkoholu.
– Poproszę pięćdziesiąt czerwonych róż. Na teraz – oznajmił mężczyzna stanowczo. Nie był ani trochę pijany, co jednak podejrzewała ekspedientka, patrząc na niego, jak gdyby sobie z niej żartował. – Uprzedzę pani pytanie, tak, wszystko ze mną w porządku. Nie musi się pani o nic martwić. Proszę tylko dać mi te kwiatki.
Minah, jak głosiła plakietka, wywróciła oczami, po czym zabrała się do pracy. Ślamazarnie przyniosła odpowiednią ilość róż oraz wszystkie konieczne ozdoby, dzięki którym bukiet miał wyglądać bardzo elegancko i pompatycznie. Zręcznymi palcami precyzyjnie układała kolejne łodygi, wtykając pomiędzy nie drobne kwiaty łyszczca, co nadawało całości wdzięku. Po kilkunastu minutach obłożyła wszystko bajeczną, bordową siateczką i przewiązała kokardą. Z gracją wręczyła swoje dzieło podpitemu mężczyźnie, uśmiechając się bardziej do samej siebie aniżeli do niego.
– Należy się 80 tysięcy won – powiedziała przesłodzonym tonem, patrząc wyczekująco na klienta.
Gdy już była przekonana, że czarnowłosy sobie z niej zakpił, ten wyjął portfel i zapłacił odpowiednią kwotę. Kłaniając się w pas, chwycił wyśmienity bukiet pachnących róż. Mocno wierzył w to, że uda mu się podbić serce Baekhyuna, dołączając do prezentu wszelkie wyjaśnienia. Tak naprawdę stresował się jak przed egzaminem końcowym z matematyki w liceum, ale nie dawał tego po sobie poznać. Wsiadł z powrotem do czekającej na niego taksówki i podał kierowcy dobrze znany sobie adres.
Jadąc opustoszałymi ulicami tętniącego życiem miasta, Park rozmyślał o tym, co dokładnie ma powiedzieć studentowi. W głowie nadal miał mętlik, nie wiedział, czy najpierw powinien przeprosić czy wyjawić to, co czuje. Oparł głowę o szybę i spojrzał na kwiaty, a potem na uliczne latarnie, aż w końcu w niebo. Blask pojedynczych gwiazd przypominał mu radosne iskierki w oczach chłopaka, o których jak na złość nie mógł zapomnieć. Westchnął ciężko, potrząsając głową.
Zaraz też znaleźli się na miejscu. Z sercem, które niemalże chciało wyrwać mu się z klatki piersiowej, biznesman ruszył na górę. Ociężale wchodził po schodach, co rusz wahając się nad kolejnym krokiem. Znalazłszy się przed drzwiami mieszkania Baekhyuna, odetchnął z trudem, a bukiet ukrył za plecami. Przełknął nerwowo ślinę, po czym nacisnął przycisk dzwonka, zaciskając powieki.
Kilka chwil później dały słyszeć się jakieś zgryźliwe szepty i szczękanie zamka. W progu stanął zaspany Jongin, a jak tylko dostrzegł Parka, jego twarz nabrała groźnego wyrazu. Skrzyżował ręce na piersi, mierząc mężczyznę ostrym spojrzeniem. Wyraźnie czuł zapach alkoholu, który ciągnął się za brunetem jak wredna guma przyklejona do nowiutkiego buta.
– Czego tu chciałeś? – zapytał Jongin niewzruszony, po czym ziewnął szeroko.
– Przyszedłem zobaczyć się z Baekhyunem – odparł podenerwowany Chanyeol, ściskając w palcach brzeg wstążki.
– Baek ma cię w dupie, wiesz? – dobitnie oświadczył taksówkarz i prychnął. – Lepiej będzie, jak sobie stąd pójdziesz i już nigdy nie będziesz zawracał mu głowy. Spieprzyłeś sprawę, więc nie dostaniesz drugiej szansy, zrozumiałeś? – Park mimowolnie pokiwał głową. – A teraz życzę dobrej nocy. – Kai zatrzasnął drzwi mieszkania.
Zrezygnowany biznesman oparł się ręką o najbliższą ścianę, smutnymi oczami zwiedzając fakturę posadzki na korytarzu. Nie przewidział takiego ruchu, choć właściwie mógł się go spodziewać. Zacisnął dłoń w pięść i lekko uderzył nią, co mimo wszystko sprawiło mu ból. Niechętnie usiadł na zimnej podłodze, nie mając najmniejszego zamiaru wracać do domu. Skoro student w tej chwili spał, musiał wykorzystać poranek na chociażby króciutką rozmowę. Zdjął marynarkę, ułożył kwiaty na kolanach i okrył się, wtulając zmęczone ciało w ścianę. Na sen nie czekał długo, jako że wypite trunki zadziałały jak najpiękniejsza kołysanka.
Wczesnym rankiem Baekhyun przebudził się, szeroko ziewając w poduszkę. Przetarł zaklejone śpiochami oczy i wyszedł z ciepłego łóżka, żeby przygotować śniadanie i zażyć porannej kąpieli. W nocy zdawało mu się, iż ktoś do nich się dobijał oraz że słyszał jakieś głosy, ale nie znalazł na swoje podejrzenia żadnego potwierdzenia. Stwierdził więc, że pewnie mu się to przyśniło. Poczłapał leniwie do kuchni, pragnąc wypić gorącą herbatę i zjeść coś dobrego. Wcześniej jednak postanowił wyjrzeć na korytarz, by upewnić się, czy aby na pewno jakiś szaleniec nie zostawił czegoś pod drzwiami.
Widok, który ujrzał, zaskoczył go i całkowicie zbił z tropu. Pod ścianą, przykryty swą marynarką spał nie kto inny, a sam Park Chanyeol. Jego włosy były zmierzwione i odstawały we wszystkie strony, twarz była na swój sposób dziecięca, lecz nad nim unosiła się chmura oparów alkoholowych. Byun odkaszlnął cicho. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie chwyciło go to za jego miękkie serce. Jednocześnie poczuł też złość. Zacisnął palce, aż pobielały mu kłykcie.
– Jak bardzo tęskniłeś za nim, kiedy nie mogłeś się z nim zobaczyć? – Brzmiało pierwsze z dociekliwych pytań Jongina.
– Co to za pytanie?! – oburzył się Byun, przełykając kolejne łzy, które z prędkością światła napływały mu do oczu. Po chwili jednak westchnął, spuszczając wzrok. – No, bardzo. Nie wiem, jak mam to określić – burczał pod nosem. – Chciałem po prostu mieć go przed oczami. Sam jego widok wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Czułem, jak moje serce tańczy.
– Aha… A teraz? Teraz też za nim tęsknisz? – Kai zdawał sobie sprawę, że poruszał wrażliwy temat, ale nie miał innego wyjścia.
– T-tak – szepnął Baekhyun, a po jego policzkach stoczyły się dwie ogromne krople. – To nie tak, że chciałem mu dzisiaj wskoczyć do łóżka. Miałem ciche marzenie, żebyśmy wyszli do parku albo oglądali film. Potrzebowałem tylko przy nim być.
– Baekhyun, powiedz mi – zaczął niepewnie starszy, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w przyjaciela – co tak naprawdę czujesz do tego Parka?
Osłupiały chłopak najpierw otworzył usta, a następnie zamknął je, przez co wyglądał jak ryba usiłująca zaczerpnąć powietrze. Pociągnął nosem i przygryzł wargę. Może i nie był w niczym tak doświadczony jak otaczający go ludzie, ale jak oni miał w sobie uczucia. Nie był głazem, a czas, który udało mu się spędzić z biznesmanem był dla niego jak wjazd na sam szczyt kolejki górskiej. Tylko że zamiast z niej teraz zjechać utknął zalany potężną falą nowych, aczkolwiek rozpoznawalnych emocji i wrażeń.
– Podoba mi się – mruknął student, bawiąc się swoimi palcami. – Lubię jego bliskość, lubię spędzać z nim czas. Moje serce bije wtedy jak szalone i czuję motyle w brzuchu, Jongin-ah. A kiedy go nie ma, czuję pustkę. Nie umiem przestać o nim myśleć, nawet nie chcę. To jest silniejsze ode mnie. – Baekhyun w końcu odważył się spojrzeć Kim w oczy. – Dlaczego o to pytasz?
– Widzisz, Baek, nie jestem żadnym tam specjalistą, ale kilka razy w życiu przechodziłem przez ten stan – powiedział ciemnowłosy z lekkim, niewskazanym uśmiechem. – Jesteś po prostu zakochany.
Przez cały czas student miał w głowie ową konwersację, którą przyjaciel przeprowadził z nim tuż po tym, jak wrócił od Parka cały we łzach. Jęknął cicho, patrząc na jego skuloną postać. Nie umiał zaprzeczyć słodkim emocjom, które przez ostatnie dwa tygodnie sprawiały mu mnóstwo bólu. Chciał się ich pozbyć, jednak nie był stanie znaleźć wystarczająco dużo odwagi. Z drugiej strony nie był aż tak zdesperowany, by biec do mężczyzny i wylewnie ujawnić mu, co czuje. Odniósł wrażenie, że los podsunął mu pod nos niepowtarzalną okazję i nie miał prawa jej zmarnować. Drugiej takiej mógł już nie dostać.
Ni stąd, ni zowąd śpiący Park poruszył się, marudząc coś pod nosem. Otworzył oczy, a gdy uprzytomnił sobie, że leży na korytarzu, zaklął najdyskretniej, jak umiał. Jasnowłosy odchrząknął dość głośno, na jego twarzy pojawił się wyraz niesmaku. Biznesman prędko przeniósł na niego wzrok i był jednocześnie zmartwiony i szczęśliwy. Niemal od razu wstał na równe nogi, chwytając w dłonie ogromny bukiet. Miał szczęście, że kwiatom nic nie stało się w ciągu nocy.
– Baekhyun – powiedział cicho, nie wierząc w to, że chłopak przed nim stoi. Gwałtownie przełknął ślinę, czując, jak pocą mu się dłonie. – Dobrze cię widzieć. Jest tyle rzeczy, które chciałbym ci wyjaśnić, że nie wiem, od czego zacząć.
Niższy zgromił go spojrzeniem, mimo iż wewnętrznie chciał zaprosić go do środka i wysłuchać wszystkiego. – Co chcesz wyjaśniać? Miło było, jak zmieszałeś mnie z błotem, nie ma co. Ja nie wiem, co tu w ogóle jest do wytłumaczenia – rzekł ironicznie, po czym wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi.
– Baek, proszę, posłuchaj mnie przez moment – niemal błagał Chanyeol. Z całej siły chwycił bukiet, podsuwając go studentowi przed samą twarz. – Wiem, że zachowałem się jak najgorsza na świecie świnia. Nie powinienem cię tak traktować. Tamten poranek był jak piekło. Przyznam się, że zapomniałem o twoim przyjściu. Uległem mu, bo wydawało mi się, że nadal coś do niego czuję, ale potem okazało się, że jednak wcale tak nie jest. – Prychnął cicho, patrząc w bok. Bał się choćby rzucić okiem na Byuna, bo wiedział, że mógłby tego pożałować. – Ten artykuł to kolejna idiotyczna rzecz, która narobiła mi problemów. Zdawało mi się, że to twoja sprawka, bo nikt inny z mojego otoczenia nie chciałby mi zrobić na złość, więc pomyślałem, że mścisz się za to, że byłem z Kyungsoo.
Zginając i prostując palce dłoni, Baekhyun z pewnym rozdrażnieniem słuchał tłumaczeń czarnowłosego. Poniekąd go rozumiał, jako że od dziecka był empatyczny i potrafił wczuć się w sytuację innych. Oczywiście, że był zły, ale nie w tej chwili. W tej chwili było mu przykro, że zupełnie obce mu osoby poróżniły ich. Dogadywali się tak dobrze, a pomimo to ich wzajemne zaufanie nie było na tyle silne by przetrwać te dwie próby. Dostrzegał też cień strachu malujący się na policzkach starszego. Już miał wyciągnąć rękę i położyć ją na jego ramieniu, gdy tamten zrobił głęboki wdech.
– Przepraszam, Baekhyun. – Park utkwił wzrok w błyszczących oczach studenta. – Przepraszam za to, że zachowałem się jak dupek i wyciągnąłem pochopne wnioski, zanim dowiedziałem się prawdy. Przepraszam, że byłem głupkiem. Przepraszam za to wszystko, co złego zrobiłem wobec ciebie. Przez cały ten czas, kiedy się do mnie nie odzywałeś, bardzo tęskniłem. Ktoś uświadomił mi coś bardzo ważnego. – Przerwał na parę sekund. Stresował się coraz bardziej, nie umiejąc utrzymać emocji na wodzy. – Baekhyun, zakochałem się w tobie – oznajmił ciepłym, pełnym radości głosem.
W jednym momencie chłopak miał wrażenie, że jego serce się zatrzymało. Słowa Chanyeola nie docierały do niego tak, jak powinny. Stał jak wryty z lekko otwartymi ustami, wpatrując się w niego jak wrona w kość. Zamrugał oczyma, kiedy rzeczywistość powoli zaczynała w niego uderzać. Park Chanyeol właśnie wyznał mu, co do niego czuje i o dziwo, były to takie same uczucia, które czuł i on. Bez zastanowienia chwycił wielki bukiet, uśmiechając się na jego widok, a później rzucił się mężczyźnie na szyję.
– Ja też za tobą tęskniłem, Chanyeol – wyszeptał Baekhyun, chowając twarz w zagłębieniu szyi bruneta. Kilka chwil wdychał zapach jego mocnych, drogich perfum, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego w ogóle chciał bronić się przed zmierzającym ku niemu szczęściem. – I… też jestem w tobie zakochany, pabo.

A/N: Witam wszystkich! Jak widać, to już koniec. Mam nadzieję, że podobało Wam się to opowiadanie  będziecie do niego wracać. Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze! ♥

sobota, 18 czerwca 2016

Black & White [11/12]

Długość rozdziału: 5073 słowa

Szklane drzwi z hukiem zatrzasnęły się za Baekhyunem, który wybiegł na ulicę, a łzy wartko spływały po jego policzkach. Pokręcił głową, przecierając dłońmi zaczerwienione oczy. Zaraz potem puścił się biegiem w kierunku domu. Nie zwracał uwagi na otaczających go ludzi, którzy popychali go, wyzywali albo zwyczajnie się z niego śmiali. Wciąż miał przed sobą obraz Chanyeola w łóżku z obcym mężczyzną i nie potrafił tego wymazać. Zagryzł wargi, przepychając się przez grupkę osób, które tłoczyły się na przystanku autobusowym.
Brakowało mu oddechu, kiedy dotarł pod blok. Miał jedynie ochotę rzucić się Jonginowi na szyję i powiedzieć mu wszystko, co widział. Wzniósł wzrok ku niebu, jak gdyby rażące słońce mogło wypalić wspomnienia sprzed kilkunastu minut. Niemrawo usiadł na pobliskiej ławce, już nawet nie próbując powstrzymać napływających łez. Szlochał głośno. Zacisnął dłonie na kolanach, czując, jak złość się w nim kumuluje.
– Hej, coś się stało? – zapytał Kim, który właśnie wychodził do pracy. Bez słowa zajął miejsce obok przyjaciela i przytulił go do siebie. – O co chodzi, Baek?
– Ch-chanyeol… – wyjąkał młodszy, przyciskając twarz do torsu ciemnowłosego. Dwa razy piąstką uderzył go w ramię, a potem łapczywie wciągnął powietrze. – Jakiś chłopak… Nienawidzę go.
– Poczekaj. – Jongin ostrożnie otarł łzy z twarzy Byuna, patrząc mu w oczy. Upewniwszy się, że jest w miarę dobrze, podjął kolejną próbę, żeby dowiedzieć się co zaszło. – Czy oni coś ci zrobili?
– J-ja… poszedłem tam. Byłem już w mieszkaniu i- – Głośny szloch przerwał jasnowłosemu. Zrobił kilka głębokich wdechów, nim przystąpił do bardziej szczegółowych wyjaśnień. – Wszedłem do sypialni Chanyeola… tamten chłopak leżał pod nim, jęczał, a o-on… – Jasnowłosy rozpłakał się tylko mocniej, nie mając ochoty mówić, co było dalej.
Taksówkarz doskonale rozumiał, co chciał mu przekazać przyjaciel. Mocno przyciągnął go do siebie i zaczął gładzić jego plecy, nie zwracając uwagi na to, że przechodnie patrzą na nich w dość osobliwy sposób. Jongin podniósł się szybko z ławki i zmierzał w stronę wejściowych drzwi, ciągnąc za sobą Baekhyuna. Ten drugi nie protestował. I tak nie było potrzeby. Wolał być w domu, niż robić sztuczne zamieszanie, by potem każdy rozsiewał o nim jakieś plotki.
Po pięciu minutach wypełnionych płaczem, siąpieniem nosem i okrutną czkawką dotarli do swojego mieszkania. Student przez cały czas był niemalże przyklejony do przyjaciela, zupełnie jakby myślał, że w innym wypadku całkiem się załamie. Gdy już żadna wścibska para oczu nie mogła ich wychwycić, zdjęli buty i zasiedli na kanapie. Kim chciał choć przez moment porozmawiać i jakoś pocieszyć młodszego.
Jeśli jednak Byun wcześniej uspokoił się, to tylko po to, aby móc teraz wybuchnąć jeszcze głośniejszym szlochem. Nie umiał poradzić sobie z bólem, który uciskał jego pierś. Kilka razy złapał się za serce i z całej siły ścisnął koszulkę, ale to w niczym nie pomogło. Czując ciepłe ramiona starszego, potrafił tylko przylgnąć do niego i dusić swoje krzyki, które raz po raz wymykały się z jego ust.
– Nienawidzę go! – wrzasnął wreszcie Baekhyun, odrywając się od Kim. Pociągnął nosem i wydął wargi, jak gdyby to mogło cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń.
Z pewną ciekawością w oczach Jongin obserwował jasnowłosego. Bał się zapytać wprost, dlatego liczył na to, iż tamten powie mu wszystko, co czuje. Cóż, jakoś czuć się musiał, skoro wrócił zły i płakał. Inaczej byłoby mu obojętne, co i z kim robi Park. A na to wcale nie wyglądało. Taksówkarz lekko ścisnął ramię Byuna, posyłając mu pocieszający uśmiech.
– To musiało cię jakoś dotknąć, hm? – rzucił dość smutno, nie wiedząc, jakiej reakcji ma się spodziewać.
Z ust Baekhyuna wyrwało się kpiące prychnięcie, po czym chłopak skrzyżował ręce na piersi. – Wcale mnie to nie ruszyło. To jego życie, jego sprawy i może być sobie z kim chce, a ja pozostanę… nikim. – Jego głos stopniowo ściszał się do szeptu, aż w końcu zamienił się w bolesny jęk rozpaczy.
Trąc i tak już wystarczająco opuchnięte oczy, próbował pozbierać myśli, które chciał przekazać Kim. Nie chciał mieć przed nim żadnych tajemnic. Było mu trudno, gdyż nigdy przedtem nie znalazł się w takiej sytuacji. Oczywiście, zdarzało mu się płakać z powodu różnych rzeczy: ukradzionego plecaka, zdartych łokci, nieudanych prac w szkole i tak dalej, jednak po raz pierwszy płakał przez kogoś, kto zranił go w sposób psychiczny. Czuł, jak jego serce z każdą sekundą rozrywa się coraz bardziej i niedługo pęknie. Odetchnął ciężko, zaciskając palce w piąstki.
– Posłuchaj, Jongin. To nie jest dla mnie takie łatwe – podjął po chwili, usiłując zmierzyć się z własnymi, nieokreślonymi emocjami, które szalały w neurotycznym amoku. – Mam wrażenie, że zaraz wybuchnie mi serce. To tak bardzo boli. Kiedy zobaczyłem, jak on… z tym chłopakiem… Przez moment wydawało mi się, że śnię, a później poczułem się oszukany, niechciany i zwyczajnie niepotrzebny. Mieliśmy umowę, a on ją tak jakby zerwał. Jestem na niego wściekły, a jednocześnie za nim tęsknię. Chcę go uderzyć w tę śliczną buźkę, a zarazem mam ochotę go pocałować i powiedzieć, że to nic. Zaraz zwariuję.
Na parę długich minut zapadła głucha cisza usiana tylko wewnętrznymi przemyśleniami obojga. Kim patrzył ze zrozumieniem na studenta, uśmiechając się pod nosem znacząco. Jego teoria była prosta, lecz nie wiedział czy prawdziwa. Baekhyun zaś miał zaciśnięte wargi i patrzył w nicość. Zastanawiał się, co powinien zrobić, ale ani jedno wymyślone przez niego rozwiązanie nie wydawało mu się trafne, dlatego natychmiast z niego rezygnował.
– Wiesz, Baek, wymyśliłem coś – odezwał się nieoczekiwanie taksówkarz.
– Tak? A co?
– Powiem ci, ale najpierw odpowiesz na kilka moich pytań.
Załamując ręce nad własną głupotą, Chanyeol wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o ścianę, a później zaczął raz po raz uderzać o nią głową. Gdyby tylko udało mu się cofnąć czas i nie dopuścić do tego karygodnego aktu, który miał miejsce w jego sypialni, byłby wdzięczny niebiosom aż do końca życia. Z całej siły uderzył w panele na ścianie, nie umiejąc powstrzymać złości na samego siebie. Bo nikt inny przecież nie był tutaj winny.
Kyungsoo ostrożnie wyszedł z łóżka i ubrał się, nie oczekując już niczego. Po tym, co zaszło, był pewien, że osoba, która ich przyłapała, nie była dla Parka tylko kimś znajomym. Westchnął, a następnie wyszedł z pomieszczenia i natknął się na starszego w korytarzu. Powoli podszedł do niego i miał coś powiedzieć, ale zobaczył jego ostre, chłodne spojrzenie, które doskonale znał. To nie tak, że kiedyś było między nimi idealnie. Nie, kłócili się od czasu do czasu, jak to w związkach bywa. Raz były to tylko niewielkie sprzeczki, a innym razem poważniejsze awantury, stąd jedno spojrzenie wystarczyło, żeby wiedział, iż to nie jest dobra pora na jakiekolwiek słowa.
Odwrócił się więc i poszedł do kuchni. Miał cichą nadzieję, że może śniadanie jakoś poprawi humor starszego, chociaż po jego wyrazie twarzy czuł, że tak nie będzie. Mimo to zabrał się do pracy i już kilka minut później na stole znajdowały się dwie mocne kawy i owsianki z owocami. Do słabo uśmiechnął się do siebie, a potem wyszedł na korytarz, gdzie zastał Chanyeola wciąż walącego głową w ścianę.
– Zrobiłem śniadanie – zaczął Kyungsoo głosem pełnym obaw. – Chodź zjeść, to może trochę się uspokoisz – dodał ciszej, po czym zniknął w kuchni, nie chcąc narażać się na ostry wzrok Parka.
Starszy nerwowo odepchnął się od ściany, jak gdyby to mogło pozbawić go całej złości, jaka się w nim skumulowała. Zasiadł przy stole, patrząc w miskę przed sobą. W kompletnej ciszy minęło jakieś pięć minut, dopóki nie przerwało jej głośne westchnięcie ze strony Chanyeola. Mężczyzna podniósł wzrok na swojego gościa, a jego mina wyrażała szczerą skruchę i żal.
– Jak chcesz, to wyniosę się zaraz po śniadaniu. Przepraszam, bo coś zniszczyłem – tłumaczył się Do, nie do końca wiedząc, jak powinien się zachować. – Nie sądziłem, że kogoś teraz masz. Nie wspominałeś o tym. Jestem egoistą, bo myślałem, że mogę znowu mieć cię dla siebie. Nic tu po mnie. Zjem i po prostu odejdę.
– To nie tak, że z nim jestem czy byłem. – Na te słowa młodszy automatycznie uniósł brwi do góry. – Sypialiśmy ze sobą i nic więcej, a mimo to poczułem, jakbym go zdradził. – Biznesman ukrył twarz w dłoniach, a potem oparł na nich głowę. – Zapomniałem, że miał przyjść. Powinienem był pamiętać. Po tym, jak zareagował, widziałem, że go zraniłem.
– Daj mu czas – oznajmił Kyungsoo, a potem pociągnął spory łyk gorącej jeszcze kawy. – A póżniej do niego zadzwoń i porozmawiajcie. Nigdy nie wiesz, może sam za tobą zatęskni i to on pierwszy zadzwoni, a jak–
– Ja już za nim tęsknię! Brakuje mi go. – Chanyeol niechcący uniósł głos, jako że emocje zaczęły przejmować nad nim kontrolę.
– Brakuje ci jego ciała czy jego osoby?
– Osoby – odrzekł smutno Park, a później na moment przymknął oczy. – Lubię z nim rozmawiać i chodzić do kina, na spacery, żartować, wygłupiać się.
Zdezorientowany Do zmarszczył twarz i zamrugał kilka razy. – I on naprawdę nie jest twoim chłopakiem?
Na to starszy tylko pokręcił przecząco głową. Niechętnie zabrał się do jedzenia przygotowanej przez młodego lekarza owsianki. Już po dwóch przełknięciach począł bezcelowo mieszać łyżką w misce, a ostatecznie zrezygnował z jedzenia, gdyż nawet na to minęła mu ochota. Kawa zaś zniknęła z jego kubka w mgnieniu oka, ale i to nie zmieniło jego humoru.
Kyungsoo za to niemal od razu po zjedzeniu posiłku wstał do stołu, posprzątał po sobie, a potem poszedł się przebrać. Jako że jego walizka nie była rozpakowana, nie musiał nic po sobie zbierać. Założył tylko czyste ubrania i był gotów do wyjścia. W tym czasie Park także doprowadził się do porządku, wkładając ciemnie spodnie i bluzę. Wyglądał, jakby szykował się na pogrzeb, a wszystko to wiązało się z jego nieciekawym nastrojem. Wzrokiem szybko zlustrował swojego gościa, gdy już obaj stali w korytarzu, patrząc na siebie jak zupełnie obcy sobie ludzie.
– Odprowadzę cię na dół – zaproponował Chanyeol, wpychając dłonie w kieszenie spodni. – Muszę się trochę przewietrzyć.
W całkowitej ciszy przebyli drogę do windy, a następnie na parter. Było odrobinę niezręcznie, jednak żaden z nich nie narzekał. Wraz z kolejnymi słowami mogła wybuchnąć kłótnia, do której, mimo zaistniałej sytuacji, nie chcieli doprowadzić. Na zewnątrz przyjemny wiatr owiał ich twarze, rozwiewając negatywne myśli.
Do zbliżył się do krawędzi chodnika i machnął na taksówkę. Nim udało mu się wsiąść do środka, Park zatrzymał go, chwytając go za ramię.
– To nie twoja wina, jasne? To moja wina. Jestem zwyczajnie zapominalski, głupi i zbyt łatwo daję się przekupić – wyjaśnił bez ogródek, patrząc prosto w oczy niższego. Jego uścisk wzmocnił się, co wywołało cichy syk z drugiej strony. – Wybacz. Jedź bezpiecznie.
Ostatnie, czego biznesman w tamtej chwili się spodziewał, to niewinny pożegnalny pocałunek w policzek. Jeszcze jedno smutne spojrzenie dużych oczu, a później samochód odjechał, zostawiając go samego sobie. Nawet nie domyślał się, że ktokolwiek mógł ich obserwować czy tym bardziej wykorzystać tę okazję dla własnych korzyści.
Usiadł na najbliższej ławce, krzyżując ręce na swoim brzuchu. Spojrzał w górę, szukając choćby cienia pocieszenia w błękicie nieba, po którym leniwie sunęły śnieżnobiałe obłoki. Zamiast tego utożsamił je z własnym umysłem, ze swoimi myślami. Były to ogromne kłęby niepoznanej masy, jakiej sam bał się dotknąć. Inne były za to zwiewne, cienkie i przejrzyste – te, które dotyczyły jego pracy czy życia rodzinnego. Tych nieposkromionych nie miał odwagi ruszać, lecz wiedział, że wkrótce będzie zmuszony to zrobić by zmierzyć się z uczuciami, które od niedawna zaczęły się dookoła niego roztaczać.
Po weekendzie każdy był zabiegany. Każdy poza Yooną. Kiedy tylko dostała cynk, że brata nie ma już w jego mieszkaniu, musiała wykorzystać ten czas, aby wykraść kamerę, którą ostatnim razem założyła poprawnie. Była pewna swego sukcesu jak niczego innego. Ostatnimi czasy cel ten stał się jej priorytetem i oprócz niego nie liczyło się dla niej nic – pomijając zakupy, wychuchane ubrania, idealny makijaż, wizyty w salonach piękności i pozostałe drobne sprawy.
Używając zapasowego klucza z biura Chanyeola, który zabrała już wcześniej, udała się do jego mieszkania. Niepostrzeżenie weszła do apartamentowca, unikając spoglądania na mijane osoby. Była przekonana, że jedno małe powitanie zdradzi jej obecność i przy najbliższej sposobności ktoś wyjawi Parkowi, że tutaj była. A właśnie tego chciała uniknąć.
Bardzo cicho zniknęła za drzwiami oznaczonymi odpowiednim numerem, po czym zabrała się do pracy. Rozejrzała się, czy aby na pewno nikogo nie ma, po czym zaśmiała się do siebie szyderczo. Z sypialni zabrała nieduże urządzenie, wyłączywszy je. Przejrzała nagranie z poprzednich kilku dni i natrafiła na coś, czego nigdy w życiu by się nie spodziewała. Wiele razy snuła domysły, że mężczyzna sprasza do domu dziewczyny spod latarni albo ma jakąś ukrytą żonę, jednak ani razu nie przemknęło jej przez myśl, że jej własny, rodzony brat jest gejem.
Uderzający fakt totalnie zawrócił jej w głowie i postanowiła pójść na całość, sprawdzając zawartość tajemniczej komody Chanyeola. Z szybko bijącym sercem podeszła do wytwornego mebla, który niczym nie wyróżniał się spośród innych mebli w tym mieszkaniu. Przełknęła głośno ślinę, kolejny raz rozglądając się dookoła siebie. Zamknęła oczy i odsunęła pierwszą szufladę. Odetchnęła, ujrzawszy zwinięte w ruloniki różnobarwne krawaty, ale to nie powstrzymało jej od dalszych kroków. Otworzyła kolejną i tym razem z jej ust wyrwał się cichy okrzyk. Nie sądziła, że kiedykolwiek ujrzy przed nosem skórzaną obrożę, smycz czy też najzwyklejszy w świecie bat.
Poruszona i obrzydzona znalezionymi przedmiotami z hukiem zatrzasnęła to, co odsunęła. Upewniwszy się, że wszystko jest na swoim miejscu, opuściła mieszkanie. Niesmak ale i poczucie wyższości przesadnie ją ogarnęły. Mimo iż nie okazywała żadnych emocji, wewnętrznie cieszyła się jak dziecko, które dostało ulubionego lizaka. Nie zostawiając po sobie najmniejszych śladów, była u progu zdobycia czegoś i kogoś. Była z siebie bardzo dumna.
– Szefie, sprawa załatwiona. Jutro będzie po wszystkim – powiedziała do telefonu, kiedy tylko wsiadła do taksówki i wybrała dobrze znany sobie numer.
– Jesteś grzeczną dziewczynką. Trzymam cię mocno za słowo. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dostaniesz nagrodę – oświadczył mężczyzna po drugiej stronie słuchawki, po czym rozłączył się.
Dziewczyna schowała telefon i kamerę do torebki.
– Proszę mnie szybko zawieźć do siedziby Seul News – rzuciła do kierowcy, nonszalancko wręczając mu gruby plik banknotów. – Muszę szybko przekazać komuś mnóstwo informacji – mruknęła do siebie, uśmiechając się z wyższością.
Dni ciągnęły się Chanyeolowi jak wredna guma do żucia, która przyklejona do palców w żaden sposób nie chce się od nich odlepić. Błąkał się gdzieś między rzeczywistością a własnymi przemyśleniami, zupełnie zapominając o wszystkich ważnych rzeczach.  Jeszcze niedawno miał na głowie tyle rzeczy – spotkania, rozmowy, umowy i inne formalności – że brawie brakowało mu sekundy na nabranie powietrza, a teraz wszystko się roztrysnęło. Dosłownie jakby ktoś wcisnął mu guzik „zwolnij” lub gdyby ktoś przestawił mu życiowy bieg.
Starając się zachować pozory normalności, udał się do biura, nie dając po sobie poznać, że ostatnie dni dały mu w kość. Odnosił wrażenie, że ktoś zrobił mu solidne pranie mózgu i teraz znajduje się w innym wymiarze lub w ciele innej osoby. Nie umiał znaleźć sobie miejsca nawet we własnym gabinecie, który zwykle był jego ucieczką od wszystkich codziennych kłopotów.
Zasiadłszy przy biurku, oparł głowę na dłoniach i wpatrywał się w zegar wiszący nad drzwiami. Tykanie już po kilku chwilach zaczęło odbijać się echem w jego uszach, co strasznie go zdenerwowało, dlatego przeniósł się na skórzaną kanapę. Ułożył się na niej wygodnie i zamknął oczy, jednak zaraz przed oczami ukazał mu się widok Baekhyuna próbującego powstrzymać się od łez. Zaklął pod nosem, a potem podszedł do okna i stanął jak zwykle przy parapecie.
Było południe. Słońce tkwiło wysoko w zenicie jako biała plama rzucająca światło potrzebne do życia. On jednak utkwił swój wzrok głęboko na horyzoncie, jakby tam mógł znaleźć rozwiązanie spraw, które go przytłaczały. Niemal wszystkie myśli ciągle trzymał zatrzaśnięte na kłódkę w zakamarkach umysłu. Mimo to nie umiał skupić się na pracy i prostych czynnościach, co zwyczajnie doprowadzało go na skraj wytrzymałości. Każdy miał swoje granice. Park Chanyeol też je miał. Zaciskając dłonie na parapecie z całej siły, odetchnął ciężko.
W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi i na ciche zaproszenie Naeun weszła do środka. Dziewczyna ukłoniła się niezwykle formalnie, po czym poprawiła swą spódnicę i odchrząknęła nerwowo.
– Pan prezes Choi do pana, panie Park – zaanonsowała, a gdy jej pracodawca odwrócił się i skinął głową, zwinęła dłonie w drobne pięści. – Mam go zaprosić do środka czy powiedzieć, że jest pan zajęty? Z tego co zauważyłam, nie wygląda pan dziś najlepiej.
Mężczyzna był odrobinę zbity z tropu. Po pierwsze dlatego, że przez natłok niepotrzebnych przemyśleń zupełnie zapomniał o bardzo ważnym spotkaniu. Było ono zaplanowane z ogromnym wyprzedzeniem, stąd miał pewność, że będzie do niego idealnie przygotowany, podczas gdy w rzeczywistości nie przygotował się wcale. Drugą rzeczą, która go zaszokowała, było to, że nawet jego sekretarka zwróciła uwagę, iż dzieją się z nim dziwne rzeczy.
– Niech wejdzie. To spotkanie ma prawie historyczne znaczenie – zażartował i pozwolił dziewczynie wyjść.
Kiedy tylko do środka zawitał niezbyt wysoki mężczyzna o pogodnej twarzy i miękkich, ojcowskich rysach, młody człowiek uspokoił się. Pomimo że popełnił wielki błąd, tracąc z pamięci tę datę, musiał zachowywać się tak, jakby wszystko wiedział, wszystkiego był pewien, a wszystkie jego posunięcia były z góry ustalone. Prezes Choi chętnie skusił się na herbatę, o którą poprosił także Chanyeol. Po uprzejmym, przeplatanym podenerwowaniem przywitaniu rozpoczęli rozmawiać.
Mniej więcej w połowie spotkania obaj mężczyźni traktowali się tak, jak gdyby znali się już ładnych parę lat. Park zupełnie nie spodziewał się, że osoba w wieku jego ojca może być tak ciepła, otwarta i przyjazna, zwłaszcza w interesach. Doszli do porozumienia w kwestii finansów oraz poprawili warunki poprzedniej umowy tak, żeby niosły one ze sobą korzyści dla obu stron. Nikt niczego nie stracił, ale za to każdy coś zyskał. Pożegnali się jak należało, a z wyjściem pana Choi bańka spokoju i rozluźnienia wcale nie zniknęła.
– Myślałem, że będzie gorzej. Zaskoczyłaś mnie – powiedział brunet do sekretarki, gdy ta zbierała puste filiżanki po wypitych napojach.
– Był pan umówiony już od dwóch miesięcy. Zapomniał pan? – zapytała, na moment zaprzestając swej pracy. Jak tylko Chanyeol niemal niezauważalnie skinął głową, zachichotała pod nosem. – Chyba muszę panu pisać wcześniej kartki, czyż nie?
– To całkiem niezły pomysł. Możesz wykorzystać go w praktyce, a jak się sprawdzi zostawić na stałe – odrzekł mężczyzna, wyciągając się w fotelu. Był całkowicie spokojny, nie spodziewał się, że jakiś fatalny kataklizm dotyczący jego osoby może nadciągnąć.
Już następnego poranka od godziny szóstej rano cały Seul huczał od plotek. Wydawać się mogło, że nie było osoby, która nie przeczytałaby artykułu z pierwszych stron Seul News. Wszystko aż wrzało, jakby ktoś zamieszał patykiem w mrowisku. Nawet nieznajomi wymieniali się świeżymi informacjami, co zazwyczaj było bardzo rzadko spotykanym zjawiskiem. Uliczni gazeciarze wpychali kolejne egzemplarze wprost do rąk mijanych osób, zupełnie nie przejmując się tym, że nie dostają za to pieniędzy. Utarg tego dnia i tak wrósł chyba stukrotnie albo i bardziej, a całe to zamieszanie otaczało swymi sidłami tylko jedną znaną postać.
Gdy tylko Chanyeol przekroczył próg ogromnego szklanego biurowca, oczy wszystkich pracowników spoczęły na jego osobie. Co rusz słyszał urywane szepty oraz strzępki głośnych rozmów, które cichły, kiedy Park znalazł się w pobliżu. Zwykle cieszyło go, że skupia na sobie tak dużą uwagę, w końcu bijąca od niego pewność siebie i nienaganny wygląd, aż prosiły się o choćby ulotne spojrzenie. Tym razem jednak czuł, że coś jest nie tak. Z każdej strony zerkała na niego coraz to inna para wścibskich oczu, co doprowadzało go niemal do obłędu.
Mimo szerokich uśmiechów posyłanych w kierunku mijanych osób nie usłyszał ani jednego „dzień dobry”. Niektórzy prychali na niego i patrzyli z wyraźną pogardą, kręcąc przy tym głową z niesmakiem. Czuł się osaczony, jakby cała firma za chwilę miała się na niego rzucić i rozszarpać go na strzępy. Mimowolnie przyspieszył kroku, nie próbując nawet oglądać się za siebie.
W swym biurze nie był długo sam. Po kilku sekundach do środka wparowała zdyszana i mocno zaczerwieniona Naeun. Ledwie trzymała się na wysokich szpilkach, bo tak bardzo drżały jej szczupłe nogi. Bezsilna oparła się o ścianę. Parę razy uderzyła piąstką w pierś, usiłując złapać głębszy oddech. Park przez cały czas zaniepokojony mierzył ją wzrokiem.
– Jest pan cały? – zapytała nagle, podchodząc do mężczyzny. Zlustrowała go dokładnie od stóp do głów, po czym odetchnęła z nieukrywaną ulgą. – Dobrze, że nic panu nie jest. Martwiłam się, że te hieny coś panu zrobią.
– A to niby z jakiego powodu?
– To pan nic nie wie? – Wybałuszyła na niego wymalowane oczy i z niedowierzaniem zamrugała. W mgnieniu oka wybiegła z pomieszczenia, jednak zaraz powróciła, trzymając w dłoniach poszarpaną i pomiętoloną gazetę. Nieco niedbale rzuciła ją na biurko. – Proszę czytać.
Przełykając głośno ślinę, Chanyeol zbliżył się do drewnianego mebla, na którym spoczywała gazeta. Już z daleka rzucał się w oczy nagłówek na czerwonym tle. Wszystkie słowa zdawały się krzyczeć, dlatego Park wziął papier do ręki, wówczas głos dosłownie ugrzązł mu w gardle. Wielkie, białe litery ustawiały się w bardzo wyrazistą informację: „Ujawniamy mroczny sekret: Znany i szanowany dyrektor Park Chanyeol jest gejem!”. Pod spodem umieszczono dwa zdjęcia. Pierwsze, gdzie Kyungsoo całował go w policzek na pożegnanie, a drugie, na którym ocenzurowana była intymna scena wprost z jego sypialni. Mężczyzna mocniej ścisnął biedne kartki, sprawiając, że zamieszczone zdjęcie oraz artykuł nieestetycznie się skurczyły.
– Wszystko w porządku? – niepewnie spytała sekretarka, pochylając głowę. Pomachała ręką przed twarzą swojego szefa, lecz od razu odsunęła się, uznając, że to nie jest najlepszy pomysł. – Mnie to nie przeszkadza, nawet jeśli to prawda – powiedziała cicho, mnąc w palcach skrawek białej bluzki. – Chodzi o to, że wszyscy inni za moment o wszystkim poinformują pańskich rodziców albo jeszcze coś gorszego. Boję się, że stanie się panu krzywda.
Złość, otępienie, zaskoczenie – to wszystko mieszało się w głowie Chanyeola, kiedy tkwił w nienaturalnym odrętwieniu. Jego spojrzenie zatrzymało się na klamce, nawet nie mrugał. Powoli i jednocześnie z prędkością światła przewarzał w głowie zasłyszane treści i to, co ostatnio się wydarzyło. Kolejne elementy układanki zaczynały wskakiwać na właściwe miejsca, a jego myśli przeradzały się w jeszcze większy chaos niż do tej pory. Nie był już niczego pewien, poza tym, że został oszukany, wystawiony i zaszydzono z niego. Czuł się jak małe, zagubione dziecko. Nie wiedział, co ze sobą począć.
Rzucając pomięte kartki na podłogę, pewnym, twardym krokiem wyszedł z gabinetu. Musiał udać się w bardziej ustronne miejsce, dlatego poszedł prosto do toalety. Oczywiście do tej, gdzie mógł być sam i nikt nie miał prawa do niej wejść. Zamknął się na klucz, uprzednio sprawdzając, czy żadnego ciekawskiego nie ma w pobliżu. Chciał uniknąć następnych soczystych plotek, bo tych było już i tak zbyt wiele. Dość zamaszystym ruchem wydobył z kieszeni telefon. Bez zastanowienia wybrał numer Baekhyuna, uśmiechając się znacząco pod nosem.
– Przejrzałem cię – szepnął do siebie, przystawiając urządzenie do ucha.
– Halo? – odezwał się słaby głos po drugiej stronie słuchawki. Z jednej strony Park odrobinę za nim tęsknił, ale z drugiej wiedział, że nie przegra z jakimś tam studencikiem, jeśli chodziło o jego pozycję i karierę.
– Ładnie sobie pogrywasz, Baekhyun-ssi – powiedział, dobitnie akcentując ostatnią sylabę.
Nie rozumiem. O co chodzi? – Głos Byuna nieco drżał i był zachrypnięty, co mogło świadczyć o tym, że chłopak albo był chory, albo płakał. Brunet jednak nie przejął się niczym. Doskonale wszystko rozpracował, dlatego po prostu prychnął lekceważąco.
– Każdy tak mówi, jak chce się z czegoś usprawiedliwić. Chodzi o ten pierdolony artykuł, Baekhyun. Nie wierzę, że to ja byłem takim idiotą i dałem się nabrać na twój słodki i czarujący wygląd. I niby jesteś taki niewinny. – Zaśmiał się szyderczo, po czym mocniej zacisnął dłoń na telefonie. – Nie wiedziałem, że sprawisz, że zaciągnę cię do łóżka, a później wykorzystasz to wszystko tylko po to, żeby mnie zniszczyć. Jesteś bardziej przebiegły, niż sądziłem. Wykręcałeś się zwykłym wywiadem, a tu proszę! – Tu Chanyeol uderzył pięścią w wykafelkowaną ścianę. Syknął cicho i zacisnął zęby. – Udało ci się wybrać idealny moment. Nie wiem, czy od początku to planowałeś, czy to twoja zemsta za to, że pieprzyłem się z Kyungsoo, ale muszę przyznać, że trafiłeś w dziesiątkę. Wyjawiłeś mój największy sekret, a wcześniej odszedłeś z płaczem. Przez ciebie miałem wyrzuty sumienia, za to co zrobiłem!
– Nadal nic z tego nie rozumiem. O jaki artykuł chodzi?
Przestań strugać wariata! – Rozwścieczony Chanyeol machinalnie podniósł głos. – Spierdoliłeś mi życie! Jesteś najgorszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Żałuję czasu, który na ciebie poświęciłem. Jeśli firma upadnie, zapłacisz za to, Baekhyun-ssi. Jeszcze nie wiem jak, ale na pewno mnie popamiętasz. Wbij to sobie do tej swojej przemądrzałej studenckiej główki – wycedził i natychmiast się rozłączył.
Oparł się o ścianę, żeby móc trochę ochłonąć. Nadal nie wierzył w to, że osoba, którą bardzo lubił, a nawet zabrał ją w dość ważne dla niego miejsce, zrobiła mu takie świństwo. Jeszcze raz uderzył w ścianę i mimo iż to go zabolało, nie wykrztusił z siebie nic. Cała ta sytuacja począwszy od felernego „wypadku” z Kyungsoo zaczynała powoli zżerać go od środka. Miał do siebie żal, który teraz nagle wygasł. Zawiódł się na Baekhyunie. Zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Dziwny chłód ogarnął jego serce. Nagle cała życzliwość i dobroć, która uderzała od jego osoby, zniknęła.
Wyszedł z toalety, niechcący trzaskając przy tym drzwiami. Odetchnął, odruchowo poprawiając marynarkę oraz przeczesując palcami włosy. Pomimo uśmiechu, który właśnie wymusił, z jego oczu biła pustka, nawet nie złość. Przechodząc tuż obok jednej z sal konferencyjnych, coś dziwnego przykuło jego uwagę. Słyszał dźwięki rozmowy, dlatego po cichu podszedł bliżej, nasłuchując uważnie.
– Oh Sehun! – Głos Yoony i energiczny stukot obcasa o ziemię całkowicie go zaskoczył. Nie wiedział jednak, czy bardziej był wstrząśnięty obecnością siostry w swojej firmie czy też nazwiskiem, które znajdowało się na pierwszym miejscu listy jego wrogów.
Dlaczego ten człowiek tak bardzo go denerwował? Po pierwsze dlatego, że jego firma ostro rywalizowała z Oh Investors i nie mógł dopuścić, by ktoś taki go pokonał. Po drugie dlatego, że Oh Sehun był od niego młodszy, a już był dyrektorem tak dużego przedsiębiorstwa. Był podobnym typem jak jego siostra. Zawsze dostawał to, czego chciał i kaprysił, gdy nie podobał mu się najmniejszy detal. Park niemal dostał tragicznych spazmów, gdy dowiedział się, że pierworodny syn państwa Oh otrzymał firmę, kiedy tylko o nią poprosił. Jakby to był jakiś malutki prezent, który można komuś podarować ot tak sobie. Jego zdaniem bezczelny gówniarz nie zasłużył na coś takiego. Mimo że był prezesem, wszystkim wciąż kierował jego ojciec. Tymczasem podstarzały pan Park z ogromną nadzieją przekazał dorobek swojego życia Chanyeolowi, gdyż interes chylił się ku upadkowi.
– Sehun! Obiecałeś mi coś! – krzyczała dziewczyna, raz po raz tupiąc nogą. – Powiedziałeś, że jak znajdę na mojego brata coś, co go kompletnie zrujnuje, to spełnisz to, co sam postawiłeś za warunek! Zniszczyłam go, a ty nie chcesz dotrzymać słowa!
Zbity z tropu brunet wlepił tępe spojrzenie w drzwi. Bez czekania na dalszy rozwój sytuacji wkroczył do środka. Jeśli przedtem był zaskoczony, to tym razem omal nie padł na poważny atak serca. Oh Sehun we własnej osobie siedział w jednej z sal konferencyjnych jego firmy, patrząc na Yoonę z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Szatynka nawet nie zwróciła uwagi na wejście dyrektora, tylko bez przerwy gapiła się na blondyna.
– Zrobiłam co chciałeś, a teraz dawaj mi moją nagrodę! – wrzasnęła po raz ostatni, po czym kopnęła ze złości w stolik.
– Zdrajczyni! – odezwał się czarnowłosy, podchodząc do dziewczyny.
Mocno złapał ją za nadgarstek, a ta przerażona odwróciła głowę w jego stronę. Mężczyzna nie miał pojęcia, co teraz powinien zrobić. Wiedział, że jego ukochana siostrzyczka była zdolna do wszystkiego, ale przez myśl mu nie przeszło, że posunęłaby się do czegoś tak paskudnego. Szarpanie się Yoony nic nie dało.
– Puszczaj mnie, palancie. Sam jesteś sobie winien – powiedziała przez zęby.
– Zaraz zadzwonię do ojca, a on zrobi z tobą porządek – zagroził Park, uśmiechając się złowrogo.
– Nie! Jeśli tata się dowie, odetnie mnie od pieniędzy i prawdopodobnie wydziedziczy! Nie, Chanyeol, nie rób tego, proszę – mówiła bez ustanku, a jej wyraz twarzy w ciągu kilku sekund zmienił się na taki, jaki powinna mieć wzorowa córka.
– Więc odkręć to wszystko! – zażądał ostro brunet, odpychając dziewczynę na bok. – Po co to zrobiłaś? Co on tu robi? – zapytał, przenosząc wzrok na niemile widzianego gościa.
– To wszystko jego wina – stanowczo broniła się Yoona. Z drżącymi od nerwów dłońmi podeszła bliżej, po czym usiadła na najbliższym wolnym krześle. – Obiecał mi, że da mi stałą posadę w swojej firmie i być może oświadczy mi się, jeśli tylko znajdę wystarczająco kompromitujące fakty na ciebie. Chciał cię zniszczyć i posłużył się do tego mną.
– Jakaż ty jesteś głupia. – Sehun prychnął i pokręcił głową. – Uwierzyłaś w to, że pozwolę ci zostać moją żoną? Komuś takiemu jak ty? – Blondyn zaśmiał się cierpko. – Widziałaś się kiedyś w lustrze? Wydaje mi się, że nie.
– Dosyć tego. – Chanyeol uderzył dłonią w stół. – Ty możesz stąd wyjść. Masz trzydzieści sekund albo wezwę ochronę – rzekł brunet do Oh, ręką wskazując mu drzwi. – I żebyś mi się tu więcej nie pokazywał, bo tego pożałujesz. – Odczekał kilka chwil, aż tamten zniknął z pomieszczenia i dopiero wtedy zwrócił się do siostry. – Coś ty sobie wyobrażała? Wchodzić w układy z wrogiem?! Gdzie ty masz mózg?!
– Chanyeol! Przepraszam! Wybacz mi! Wiem, że źle zrobiłam – dziewczyna niemal błagała, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Kłamiesz. Wcale nie jest ci przykro. Jesteś tak sztuczna, że sama nawet nie wiesz, jaka jesteś naprawdę. Nie dam się nabrać na te twoje sztuczki. – Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi, obdarzając Yoonę pogardliwym spojrzeniem. – Dobrze by było, gdybyś na jakiś czas wyjechała z Seulu. Ale najpierw odkręć tę sprawę z gazetą. Nie wiem, jak zdobyłaś te wszystkie materiały, ale masz do nich natychmiast jechać i powiedzieć, że to wszystko to kłamstwa.
Po minie Parka można było wywnioskować, że ani przez krótki moment nie żartował. Ciągle taksował szatynkę wzrokiem, jak gdyby to mogło odkręcić cały ten cyrk. Dziewczyna natychmiast podniosła się ze swojego miejsca, otarła fałszywe łzy, po czym wybiegła z sali.
W tej samej chwili do Chanyeola dotarł bardzo istotny fakt. To nie Baekhyun opublikował ten przeklęty artykuł, a właśnie kilka minut wcześniej jemu się za to oberwało. Mężczyzna otworzył z niedowierzaniem usta, zaś jego oczy rozszerzyły się maksymalnie. Zorientował się, że popełnił kolosalny błąd. Nawymyślał studentowi, co tylko przyszło mu do głowy, gdyż był przekonany o jego winie. Otwartą dłonią uderzył się w czoło, klnąc na siebie w myślach. Jak mogło przyjść mu do głowy, że tak miła osoba napisałaby taki paszkwil.
Natychmiast wydobył z kieszeni swoją komórkę i niewiele myśląc, zadzwonił do Byuna. Tym razem chłopak nawet nie raczył odebrać. Po kilku sygnałach połączenie zostało odrzucone, dlatego Chanyeol spróbował ponownie. I tym razem nic. Pełen nerwów i nieokrzesanych emocji zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Zabolało go serce i poczuł, jak te wszystkie dziwne uczucia powoli zaczynały wypływać na wierzch. Zupełnie jakby ktoś otworzył puszkę Pandory.
Następne dwa tygodnie minęły biznesmanowi w podobnym klimacie. Ciągle wydzwaniał do Baekhyuna, zdarzało się też, że zostawiał mu męczące nagrania na poczcie, w których się tłumaczył, ale i one nie przynosiły efektów. Mimo że okropna wiadomość została usunięta z gazet i oświadczenie zostało sprostowane, niektórzy nadal rzucali mu podejrzliwe spojrzenia. Włóczył się z kąta w kąt, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. Ostatecznie postanowił podjąć radykalny krok. Pewnej nocy wystukał na swoim telefonie numer, który od lat znał na pamięć.
– Junmyeon, czy znalazłbyś dla mnie chwilę? – zapytał nieco zachrypniętym głosem. – Mam malutki problem.

A/N: Wybaczcie, ale jeszcze trochę potrzymam was w niepewności.