sobota, 24 maja 2014

Voodoo doll - Rozdział 12

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek:AU, angst, smut, chaptered, romans
A/N: Witam! Podsyłam kolejny rozdział Voodoo doll. Do końca zostały już tylko dwa. Trochę smutek. Zapraszam do czytania i komentowania! :3

12. W obliczu śmierci

            -Sehun, kazałem ci przestać! – wrzeszczał Chanyeol odkąd tylko wszedł do domu przyjaciela.
            Szybkim krokiem przemierzył dystans, jaki był pomiędzy nimi i zgrabnym ruchem wypchnął z jego rąk szklankę wypełnioną alkoholem. Naczynie z głuchym hukiem upadło na podłogę i rozbiło się na setki drobnych kryształków, pozostawiając mokrą plamę rozlanego trunku.
            -Ups – mruknął Oh, wzruszając ramionami i przestępując z nogi na nogę. – Rozbiłeś – westchnął i zrobił krok w jego stronę, raniąc stopę rozbitym szkłem. – Musisz posprzątać – odszedł, utykając na rozciętą kończynę.
            Park zacisnął dłonie w pięści i gwałtownie odwrócił się, po czym złapał jasnowłosego za ramię. Przez chwilę zaciskał rękę na chudym ciele, dopóki chłopak nie zaczął drżeć pod wpływem jego krzywdzącego dotyku.
            -To boli – szepnął Sehun, zagryzając wargi i zaciskając powieki.
            -Mnie też boli, kiedy widzę, jakie głupoty wyprawiasz – powiedział olbrzym chłodnym tonem, piorunując tył jego głowy swoim spojrzeniem.
            -Jesteś kretynem, Channie – wymamrotał, przecierając oczy, z których zaczęły płynąć pojedyncze łzy. – Nie zrozumiesz mnie. Nigdy.
            -Obiecałem ci pomóc i to zrobię – odparł i zaczął głaskać go w miejscu, gdzie wcześniej usilnie zaciskał swoją dłoń.
            Młodszy chłopak odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego zapłakanymi oczami. Widniał w nich ogromny strach, który aż wylewał się z pięknych brązowych tęczówek, sprawiając, że każdy człowiek na niego patrzący przeraziłby się. Oh zrobił dwa drobne kroki w stronę czarnowłosego, po czym oparł głowę na jego piersi. Wyglądał jak drewniana marionetka, której uczuciami manipuluje doskonały lalkarz, tak samo jak jego ruchami.
            -Zabierz mnie stąd – szepnął prawie bezgłośnie, oddychając ciężko.
            -Pójdziemy do lekarza. Przebierz się – odrzekł Chanyeol rozkazującym tonem.
            -Nie chcę.
            -Chcesz walczyć o Luhana. Widzę i czuję to – na te słowa Sehun tylko pokiwał głową – więc weź swoją wychudzoną dupę w garść i się ogarnij.
            Chłód bijący od nich obu roznosił się dokoła nich jak lodowa chmura. Zimno uderzające od Parka było delikatne i ulotne, które roztapiało się wraz z poczuciem bezpieczeństwa i zaufania. Mroźna aura drugiego chłopaka otulała go szczelnie z każdej strony, jednocześnie ciągnąc go na dno. Z impetem uderzała w jego serce, przenikając aż do jego kruchej duszy, powoli zabijając jego człowieczeństwo.
            - Po prostu mnie stąd zabierz – wymamrotał młodszy i rozpłakał się.
***      
            Następnego dnia zdesperowany Chanyeol prawie siłą zaciągnął Sehuna do psychologa. Jasnowłosy chłopak próbował się opierać, gryząc i drapiąc swojego przyjaciela, jednak ten się nie poddał. Kiedy byli na miejscu, Oh został skutecznie wepchnięty do gabinetu doktora Kim.
            Przyjazny wygląd lekarza i jego promienny nastrój wzbudził podejrzenia wychudzonego młodzieńca. Nieprzenikliwie otoczony żelaznym chłodem swoich uczuć badał wzrokiem mężczyznę w średnim wieku. Spoglądał na niego zmęczonymi oczami, gdy ten zapisywał w kartotece jego dane.
            Po upływie około dziesięciu długich minut, pan Kim zaczął mówić coś do chłopaka. Chciał z nim porozmawiać. Chciał pomóc mu rozwiązać jego problemy. Jednak Sehun wszystko wpuszczał jednym uchem, a drugim wypuszczał. Milczał. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a dreszcze na całym jego ciele zdradzały strach, który od niedawna wypełniał każdy jego dzień. Spuścił głowę, chcąc ukryć puste łzy i zdławić szloch wstrząsający nawet jego duszą.
            Miły doktor ostrożnie podszedł do jasnowłosego i położył mu dłoń na ramieniu, ale ten od razu zepchnął ją z niewiarygodną – jak na niego – siłą. Patrzył groźnie na mężczyznę i zacisnął dłonie w pięści. W jego gardle ugrzęzła soczysta wiązanka przekleństw, którą spłukały łykane przez niego łzy.
            -Panie Oh, w ten sposób nie będę mógł nic dla pana zrobić – powiedział lekarz, przysuwając stołek naprzeciw chłopaka.
            Jasnowłosy długo stawiał opór, zanim pan Kim dotarł do niego przez grub mur, który wybudował dookoła siebie z niewidzialnej lodowej ściany, Kiedy chłopak wreszcie otworzył swoje wnętrze przed czterdziestoletnim mężczyzną, bez większych zahamować zaczął wylewać z siebie swoje łzy, a z jego ust padały słowa, które do tej pory raniły go od wewnątrz.
            Po kilkugodzinnej szczerej rozmowie lekarz zdiagnozował u Sehuna postępującą depresję, a także wstępny alkoholizm. Gołym okiem zauważył również, że chłopak ma głęboką anemię. Dostał leki, które obiecał wykupić i zażywać codziennie według wskazań oraz porządną poradę, aby z kimś dużo rozmawiać na temat tego, co czuje.
            Chanyeol odebrał całkiem odmienionego przyjaciela z gabinetu doktora Kim. Nie był już ponury i przygnębiony. Mimo zapłakanych oczu i zapuchniętej twarzy na jego ustach zagościł blady uśmiech. Terapeuta nieco zmienił jego tok myślenia. Wpoił mu, że może być lepiej i wszystko jakoś się ułoży. Ponad to wepchnął mu do głowy, że tylko prawdziwa pomoc sprawi, że zapomni o swoich trudnych przejściach i da mu siłę, aby naprawdę przywrócić stary porządek.
***
            Kiedy obaj opuścili aptekę, Oh poprosił olbrzyma o telefon, aby mógł zadzwonić do Luhana. Chanyeol bez zastanowienia pożyczył mu komórkę. Czuł się spełniony. Wiedział, że wypełnił swoją obietnicę i był z tego powodu niesamowicie dumny.
            Niestety mina mu zrzedła, gdy jasnowłosy prawie rzucił jego telefonem o chodnik. W jego oczach znów pojawiło się mnóstwo łez przelanych strachem. Chłopak cały drżał. Nie był w stanie się opanować, więc otworzył usta i zaczął krzyczeć. Park przytulił go do siebie i nie pytając, co się stało, zaczął uspokajać.
            Pół godziny krzyku wymęczyło Sehuna do szpiku kości. Nie miał więcej sił, aby użalać się nad swoim losem. Czarnowłosy wziął go na ręce i zaniósł do samochodu, po czym zawiózł go do domu.
            -Nie odebrał, prawda? – zapytał cicho chłopak, kiedy Oh w miarę przywrócił się do normalnego stanu. Nadal płakał, ale nie krzyczał już jak furiat wypuszczony z ośrodka psychiatrycznego.
            -Nie odebrał – mruknął, spoglądając z szybę. Pogoda tego dnia nie była wcale świetna. Wiało i padało tak jak kilka dni wcześniej, jakby pogoda dokładnie wyczuwała nastrój zbolałego serca Sehuna.
            Dłuższy odpoczynek przyniósł spore korzyści młodszemu chłopakowi. Stał się on nieco żywszy i po zażyciu leków porozmawiał z Chanyeolem. Mówił mu o tym, co czai się w jego sercu, powoli krusząc lód, obtulający go do tej pory tak szczelnie jak sieć pajęcza niewinną ofiarę.
            Spokojny Park był pewien, że może zostawić przyjaciela bez opieki, bo ten będzie umiał sobie poradzić. Wierzył, że właściwie rozpisane dawkowanie leków nie zagubi się i Sehun będzie o nim pamiętał. Dodatkowo naładował jego telefon i obiecał, że będzie dzwonił do niego codziennie, aby upewnić się, czy wszystko w porządku i odwiedzać go tak często, jak tylko będzie mógł.
            W zamian za to jasnowłosy przysiągł dobrze się sprawować i telefonować w razie problemów czy chęci wypłakania mu się i wyżalenia wszystkiego, co leży mu na sercu. Chłopak postanowił więcej nie ukrywać w sobie uczuć, które mogłyby go niszczyć.
***
            Już w ciągu następnych kilku dni wszystkie obietnice zostały złamane. Sehun nie zadzwonił, gdy potrzebował wsparcia. Wolał utopić swoje smutki w alkoholu, zapominając o lekarstwach. Chanyeol natomiast nie dbał o to, czy przyjaciel ma się dobrze. Nie miał czasu, aby odsłuchać kilka głupich sygnałów i przeprowadzić krótką lecz znaczącą rozmowę z przyjacielem. Żadnemu z nich nie przeszkadzała pustka, jaka znów zaistniała między nimi. Nicość i tak wisiała już wcześniej w powietrzu, a nic nie warte przysięgi tylko ją dopełniły.
            Próba kontaktu z Luhanem nie dostarczała Oh spokoju, ale tamten nie dawał żadnego odzewu z niewiadomej przyczyny. Może zgubił telefon? Może nie chciał już dłużej być z Sehunem? A może po prostu nie mógł przeboleć tego, że popełnił błąd i nie potrafił się do tego przyznać?
            Serce młodszego chłopaka było obolałe od ran, jakie bez przerwy zadawało mu życie, a jego ciało było wymęczone i potrzebowało odpoczynku. Jednak jego psychika po wizycie u specjalisty nakazywała mu walczyć o swój nie do końca zepsuty związek.
            Brak jakiegokolwiek sygnału ze strony Xiao powodował, że jasnowłosy działał impulsywnie. Biegał po domu i krzyczał coś bez sensu.  Czasami tłukł jakieś naczynia, ale ostatnim razem czara goryczy się przelała.
            Po kolejnym głuchym telefonie do Luhana, Sehun rzucił komórkę w kąt. Ciężko oddychał, a z jego oczu płynęły kolejne pojedyncze łzy. Powoli zaczął krążyć po domu, rozluźniając i zaciskając na przemian pięści. Pod nosem po cichu rzucał wyzwiskami co do osoby Yixinga, a potem Xiao Lu.
            Na drżących nogach podszedł do stolika z lekarstwami i postanowił nadrobić zaległości w ich zażywaniu. Garść białych tabletek znalazła się na jego kruchej, trzęsącej się dłoni. Kilka z nich wylądowało na podłodze, ale chłopak się tym nie przejął. Następnym przystankiem w jego domu był barek z alkoholem. Chwycił jedną butelkę, która była otwarta i upił mały łyk. Rozkoszował się cudownym gorzkim smakiem trunku. Po chwili wszystkie drażetki ze swojej dłoni wsypał do ust i zalał ulubionym napojem. Wszystko dokładnie połknął.
            Nie upłynęło dużo czasu, a Sehunowi zaczęło kręcić się w głowie. Chwiejnym krokiem odnalazł drogę do łazienki. Podszedł do lustra i spojrzał na swoje nędzne odbicie. Uderzył pięścią w umywalkę, aż szafka pod nią otworzyła się. Spojrzał w dół i ujrzał na półce błyszczącą w jasnym świetle żyletkę. Blado uśmiechnął się do siebie i chwycił ją do ręki. Oparł się o zimne kafelki, po czym płacząc, zsunął się na podłogę.
            W swoich chudych palcach obracał ostry metalowy przedmiot, tłocząc w głowie setki negatywnych myśli. Bez pośpiechu przyłożył narzędzie do żył na swoim lewym nadgarstku i pociągnął kilkakrotnie. Chwile później to samo uczynił na swoim prawym przegubie. Krew spływała po jego rękach, tworząc coraz dłuższe strumyki.
            Z każdą chwilą chłopak widział coraz gorzej. Nie tylko łzy zamazywały mu obraz, ale również omamy spowodowane utratą dużej ilości krwi. Z minuty na minutę majaczył coraz bardziej. Opowiadał różne głupoty i zsuwał się na podłogę do pozycji leżącej.
            Szkarłatna ciecz tworzyła dookoła niego większą kałużę z każdą kolejną kroplą, mieszając się ze spływającymi z jego policzków łzami. Umysł młodego chłopaka powoli przestawał funkcjonować jak powinien. Robiło mu się lżej na duszy i przed oczami widniała mu niezliczona ilość małych, czarnych plamek, aż w końcu całkowicie zalały mu one widok. Kilka chwil później Sehun utracił przytomność.
***
            Chanyeol był takim, który zawsze przybywał w porę. Tak było i w tym wypadku. Zaniepokojony zerwaniem obietnicy i tym, że jego przyjaciel nie odbiera od niego telefonu, pojechał do niego mimo później pory. Bez zastanowienia przeszukał cały dom i odnalazł Oh na podłodze w łazience.
            -Sehun! Sehun! – krzyczał, potrząsając za wątłe ramiona chłopaka.
            Krew otaczała go z każdej strony. Czuł jej zapach, a nawet smak, co przyprawiało go o mdłości. Czym prędzej chwycił za telefon i zadzwonił na pogotowie. Drżącym głosem złożył wezwanie, po czym powrócił do jasnowłosego chłopaka. Dokładnie oglądał jego ciało i zauważył głębokie ślady cięć, które bardzo go zdziwiły. Bowiem nigdy wcześniej Sehun nie robił takich rzeczy. Zdusił w sobie rwący krzyk i potok łez, trzymając przyjaciela za rękę. Cały czas mówił do niego, bo ślepo wierzył, że ten jeszcze się obudzi.
            Gdy karetka przyjechała i sanitariusze zabrali nieprzytomnego chłopaka, Chanyeol chciał pojechać z nimi, jednak mu nie pozwolono. Ledwie ogarnął siebie i swoje roztrzęsione emocje i ruszył za ambulansem do szpitala. Siedział w poczekalni, nerwowo tupiąc nogami i wykręcając swoje palce. Dwie godziny później ordynator podszedł do P

arka i powiedział mu, żeby szedł do domu, gdyż udało się przywrócić młodemu pacjentowi przytomność i jakoś ustabilizować jego stan. Czarnowłosy usłuchał lekarza i opuścił szpital.
***
            Sehun obudził się następnego ranka, jednak nie otwierał oczu. Jego powieki były ociężałe tak jak cała reszta ciała. Nie mógł się ruszyć z nieznanego sobie powodu. Do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach, a w jego uszach co chwilę coś piszczało. Wyostrzył bardziej swoje zmysły i usłyszał również czyjś oddech i wyczuć w powietrzu delikatną woń świeżych malin, która wydała mu się podejrzanie znajoma.
            Zebrał w sobie wszystkie swoje siły i spróbował poruszyć palcem lewej ręki, co po kilku próbach udało mu się. Chwilę później poczuł na swojej dłoni przyjemne ciepło od drugiej osoby. Ktoś coś do niego mówił przyciszonym głosem i nie mógł tego usłyszeć. Za wszelką cenę chciał zobaczyć swojego gościa. Powoli i ociężale uchylił powieki, a biel pomieszczenia silnie uderzyła do jego oczu.
            Po chwili przyzwyczaił się i przesunął swój wzrok na tajemniczą osobę. Był to Luhan. Serce Sehuna z prędkością światła skoczyło mu do gardła, przez co obraz na urządzeniu monitorującym gwałtownie się zmienił. Chłopak zamknął oczy i wziął długi, głęboki wdech. Gdy uznał, że jest na tyle silny, aby odezwać się, zrobił to.
            -Wyjdź stąd natychmiast i zostaw mnie w spokoju – wychrypiał dość słabo, sztyletując chłopaka wzrokiem.
            -A-ale... – wydukał Xiao, a z jego oczu popłynęły łzy, kiedy jasnowłosy wyciągnął rękę z jego delikatnego uścisku.
            -Wyjdź! Nie chcę cię oglądać – wycedził przez zęby i w tym samym czasie lekarz w białym fartuchu wszedł do sali. Zapłakany szatyn odpuścił i spojrzał na starszego mężczyznę z bólem serca. – panie doktorze, czy wszystko z nim w porządku? – zapytał, ukradkiem spoglądając na Sehuna.
            -Jego stan jest teraz stabilny. Przeprowadziliśmy płukanie żołądka i zabandażowaliśmy rany oraz przetoczyliśmy świeżą krew. Nałykał się tabletek antydepresyjnych i zapił je alkoholem. To definitywnie była próba samobójcza – odparł lekarz, po czym wyszedł.
            Łzy wezbrały w oczach Xiao Lu, gdyż nie spodziewał się czegoś takiego po swoim chłopaku. Wrócił do niego i usiadł na skraju jego łózka.
            -Sehunnie –zaczął cichutko, nie patrząc na niego. Nie był na tyle odważny, aby spojrzeć mu w oczy właśnie w tym momencie. – Dlaczego to zrobiłeś? Jaki był powód tego, że chciałeś się zabić?
            Niedoszły samobójca odwrócił głowę i udawał, że go nie słyszy. Nie widziałem sensu życia, w świecie, gdzie nie ma ciebie, pomyślał. Znów zamykał się w swoim świecie. W tej chwili miał do siebie żal za to, że tak desperacko postąpił. Zobaczyć twarz swojej miłości po czymś taki, to było dla niego zbyt wiele.
            Nie mogąc znieść ciszy ze strony Oh, Luhan postanowił opuścić pomieszczenie. Chwiejnym krokiem z drżącym od płaczu ciałem powoli poruszał się w kierunku drzwi. Ostatni raz ze łzami w oczach spojrzał na niego i nacisnął klamkę, po czym wyszedł.
            -Mam nadzieję, że do mnie wrócisz – szepnęli obaj, nie słysząc siebie nawzajem, jednak w ich sercach coś ciepłego rozbudziło się na nowo.

środa, 7 maja 2014

Voodoo doll - Rodział 11

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans

A/N: Ohayo! :3 Jestem z siebie taka dumna. Już niedługo koniec tego ff. WRESZCIE. Ten rozdział jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Trochę taki rozdział-niespodzianka. Zapraszam do czytania i komentowania! :D
11. Chwila słabości
                Klika kolejnych dni sprytnie przepływało Sehunowi przez palce. Każdy z nich był do siebie łudząco podobny – szary i beznadziejny. Szansa na odzyskanie Luhana z rąk Yixigna zmalała do zera, a sam chłopak prawie się załamał. W ciągu dwóch tygodni pojawił się tylko raz w szkole, gdyż nie mógł wytrzymać towarzystwa roześmianych kolegów, a przede wszystkim obecności Xiao, który zdawał się nie zwracać na niego najmniejszej uwagi.
            W domu spędzał czas samotnie. Nie zapraszał nikogo, bo po pierwsze nie miał kogo, a po drugie chciał być całkowicie odosobniony. W agonii uczuć zgubił poczucie wartości miłości i przyjaźni, a zastąpiła je bezduszna nienawiść. Pocieszenie odnalazł w niewielkich butelkach wypełnionych alkoholem. Codziennie odpływał w kolorowy świat, gdzie zdawał się tonąć w szczęściu. Bez miłości. Bez Luhana. W otoczeniu własnych myśli.
            Zaniepokojony nagłą nieobecnością Sehuna Chanyeol starał się złapać z nim jakiś kontakt. Dzień po dniu dosłownie wisiał na telefonie, usiłując usłyszeć choćby westchnienie chłopaka z drugiej strony słuchawki, ale wszystko to szło na marne. Oh nie dawał żadnego znaku życia.
            W pewien piątkowy poranek złość czarnowłosego sięgnęła zenitu. Telefon zagubionego w życiu Sehuna rozładował się. Park załamał ręce i postanowił odwiedzić go zaraz po szkole. Tuż po zajęciach chłopak poszedł do rezydencji panicza Oh. Stojąc przed drzwiami jeszcze raz wykonał połączenie, które okazało się być całkiem nie na miejscu. Kilka chwil później wielokrotnie zadzwonił dzwonkiem, ale nikt mu nie otworzył.
            Przestraszony zaczął chodzić dookoła willi i uderzał w poszczególne okna. Żadnej reakcji ze środka. Ani jednej pokojówki czy lokaja. Wrócił do wejścia i bez większego namysłu nacisnął klamkę. Ku jego zdziwieniu dębowe drzwi zaskrzypiały i otworzyły się.
            Chłopak wpadł do środka i począł rozglądać się po wszystkich pomieszczeniach. Dokładnie zwiedził prawie cały dom, ale nikogo nie znalazł. Ostatnim miejscem jakie mu zostało, był gabinet, w którym jeszcze niedawno urzędował pan Oh. Czarnowłosy sceptycznie podszedł do odwiedzenia go, ale postanowił to zrobić, uważając to za swoją ostatnią nadzieję.
            Powoli otworzył drzwi i wszedł do środka. Omiótł wzrokiem pomieszczenie i był w niemałym szoku. Na skórzanej kanapie leżały pełne lub już opróżnione butelki po nieznanych mu trunkach. Jednak jego uwadze nie umknęła postać siedząca w samym rogu kanapy, ubrana w bokserki i stary, rozciągnięty podkoszulek. Sehun.
            W jednej ręce blondyn trzymał szklankę do połowy wypełnioną brązową cieczą, a opuszkiem palca wskazującego drugiej ręki ostrożnie badał jej krawędź. Powoli upił łyk, przechylając naczynie i odchylając swoją szyję. Gdy powrócił do poprzedniej pozycji, podniósł swój wzrok, a jego oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczył przyjaciela.
            -Cześć, Chanyeol – powiedział zachrypniętym głosem, odstawiając szklankę na stolik.
            -Sehun! –powiedział chłopak, podnosząc ton głosu. – Co ty, do cholery, robisz?! –podszedł i zajął miejsce obok niego.
            -Ja… staram się zapomnieć – odburknął, tępo patrząc przed siebie.
            -W ten sposób? - zapytał zdziwiony Park, patrząc na niego pytająco.
            -A znasz lepszy? – odpowiedział pytaniem na pytanie, zerkając na Chanyeola z nadzieją.
            -Przestań! –krzyknął i potrząsnął za wątłe ramiona Oh. – Znowu chcesz doprowadzić się do tamtego stanu? Nie pamiętasz, co Luhan dla ciebie zrobił?
            -Nie chcę o nim słyszeć – mruknął i oparł się plecami o kanapę, po czym zamknął oczy.
            -Stało się coś? – spytał zaniepokojony olbrzym z troską w głosie.
            -Czy coś się stało? Czy coś się stało? – powtarzał Sehun jak w amoku. – Tak, idioto, stało się! Lulu odnalazł tą pierdoloną lalkę! Palant – burknął, przeczesując palcami włosy.
            Głucha cisza wypełniła całe pomieszczenie. Powściągliwe westchnięcia młodszego chłopaka co chwila bezczelnie ją przerywały. Zdawało się, że chce coś powiedzieć, ale za każdym razem głos grzązł w jego gardle.
            -Co zamierzasz z tym zrobić? – mruknął Chanyeol, przerywając przytłaczające milczenie.
            -To, co robię teraz – odpowiedział i nalał do szklanki nieco alkoholu, po czym wypił wszystko jednym haustem.
            -Sehun, przestań! – powiedział czarnowłosy ze stoickim spokojem, odbierając Oh naczynie z trunkiem.
            -Nauczył cię ktoś nie ruszać nie swoich rzeczy?! – krzyknął zdenerwowany chłopak z oburzeniem patrząc na giganta.
            -Skończ pyskować – rzekł i wstał, po czym zaczął zbierać opróżnione porozrzucane butelki po alkoholu.
            Jasnowłosy z zainteresowaniem przyglądał się temu, co robi Yeol. Uciekając od toczącego się życia, zatapiał się w swoich myślach. Zadrżał lekko, kiedy przyjaciel powrócił na swoje miejsce.
            -Po co ty tu w ogóle przyszedłeś? – zapytał Sehun, przysuwając się do niego.
            -Martwię się o ciebie – mruknął i spojrzał na chłopaka.
            Był wyczerpany i blady. Wielkie sińce pod oczami dawały znak, że nie spał lub niedawno płakał. Prawdopodobnie nie jadł lub robił to bardzo rzadko i w małych ilościach. Było widać, że schudł.
            -Nie masz o co – wyszeptał młodszy, gładząc Chanyeola po ramieniu.
            -Przestałeś chodzić do szkoły. Znowu pijesz. Wyglądasz jak widmo – wyliczał czarnowłosy z wyrzutem. – Jak mam się nie martwić?
            -Po prostu… nie przejmuj się mną. Ja nie mam nikogo i nikim się nie przejmuję. Życie jakoś się toczy. W zasadzie nie wiem, co się dzieje na zewnątrz – wymamrotał i wzruszył rękami.
            -Sehun, wróć do normalności – poprosił chłopak z naciskiem. – Wiesz, że mogę ci pomóc.
            Oh długo wpatrywał się w twarz Parka, aż ten wreszcie zwrócił się w jego stronę. Patrzył w jego smutne oczy, znajdując w nich troskę i wielką tęsknotę. Nagle przybliżył się do niego, a następnie zaatakował jego usta swoimi. Zszokowany olbrzym delikatnie odepchnął go od siebie.
            -Co ty robisz? – zapytał Chanyeol i spojrzał chłopakowi w oczy.
            -Nie udawaj, że ci się nie podobało – powiedział jasnowłosy, oblizując usta.
            -Nie, nie było to przyjemne – odpowiedział, odwracając wzrok.
            -Chanyeol, ja potrzebuję bliskości – wymruczał Sehun i popatrzył na usta starszego.
            -Mogę cię przytulić, jeśli chcesz – odburknął i wyciągnął ręce, otaczając nimi chude ciało przyjaciela.
            -Nie o taką bliskość mi chodziło – szepnął, odciągając ramiona olbrzyma.
            -Chyba nie mówisz poważnie? – odpowiedział pytaniem, przesuwając językiem po dolnej wardze.
            -Pozwól mi – wychrypiał Oh, po czym znów pocałował Yeola.
            Ostrożnie popchnął  go i wsunął się na jego kolana, nie odrywając od niego swoich ust, Rękami masował kark chłopaka, wywołując ciepłe dreszcze na jego ciele. Park chętnie przyjął język młodszego między swoje wargi, smakując go. Starał się odwzajemniać każdy drobny gest, wodząc rękami po jego talii.
            Rosnące podniecenie dawało o sobie znać, pobudzając członka jasnowłosego chłopaka. Napierał na krocze Chanyeola całym sobą, cicho jęcząc. Nawet przez dżinsy czuł, że również zrobił się twardy. Sehun bez entuzjazmu odsunął się od przyjaciela i spojrzał mu czule w oczy.
            -Nie wiedziałem, że wolisz chłopców, Park – wymruczał mu do ucha i polizał jego płatek.
            Czarnowłosy zadrżał i zaśmiał się pod nosem. – Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – powiedział gardłowym głosem, którego echo wypełniło gęstniejące powietrze.      
            Sehun wsunął swoje chłodne dłonie pod koszulkę olbrzyma, dotykając opuszkami palców jego rozgrzanego ciała. Nie zastanawiał się, czy robi dobrze czy źle. W tamtej chwili miłość Luhana przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
            Podążając za głosem pożądania, zaczął łapczywie zdejmować ubrania przyjaciela. Patrzył na jego półnagie ciało, przygryzając spierzchniętą wargę. Po chwili Oh przywarł do szyi Chanyeola, ssąc ją i gryząc. Chłopak półgłosem szeptał imię jasnowłosego, oddając się rozkoszy, jaką tamten mu dawał. Wplótł palce w jego włosy i szarpnął nim do tyłu, po czym zawładnął jego chętnymi ustami. Jego język ochoczo smakował słodkie wnętrze młodszego, badawczo dotykając jego miękkich policzków, podniebienia, stykając ich języki razem.
            Kilka chwil później Sehun zeskoczył z kolan Parka i począł rozpinać jego spodnie, a następnie szybko się ich pozbył tak jak jego bokserek. W mgnieniu oka niedbale zrzucił swoją koszulkę i bieliznę, po czym wrócił na swoje miejsce. Śmiało ocierał swoim nabrzmiałym członkiem o jego tors, głośno sapiąc i odchylając głowę. Ujął go w dłoń i zaczął rytmicznie pompować, czasami ugniatając.
            Podniecony tym widokiem Chanyeol nieświadomie poruszył biodrami, co wywołało głośny jęk u drugiego chłopaka. Przesuwał swoim penisem w pobliżu jego ciasnego wejścia, przyprawiając go o przyjemne dreszcze. Niespodziewanie Oh puścił swoją męskość i przylgnął wargami do ust przyjaciela.
            Po upływie kilkunastu zbyt szybko płynących sekund Sehun uniósł się lekko do góry, po czym powoli wsunął się na sztywnego członka czarnowłosego, opadając. Ostry krzyk chłopaka przeciął gęste otaczające ich powietrze. W jego oczach pojawiły się znikome ślady łez, których pozbył się, mrugając coraz szybciej. Kiedy przyzwyczaił się do nowego uczucia, zaczął rytmicznie poruszać się w górę i w dół, zapewniając stan uniesienia im obu.
            Im bliżej osiągnięcia szczytu byli, tym jasnowłosy wykonywał szybsze ruchy, a Park wyżej wypychał swoje biodra. Wraz z ostatecznym gestem jęknęli sobie wzajemnie w usta, po czym starszy chłopak wylał swoją spermę we wnętrzu Sehuna, a ten pobrudził swoim nasieniem ich nagie torsy.
            Z ciężkim oddechem Oh opadł swoim ciałem na klatkę piersiową Chanyeola. Po chwili zaczął się niewytłumaczalnie trząść, aż w końcu chłopak usłyszał jego szloch. Słone krople spływały po jego twarzy strumieniami, skapując w dół z nieopisaną ulgą. Czarnowłosy przycisnął go do siebie i głaskał po plecach. Pozwolił mu wylać swoje uczucia z płaczem.
            Gdy Sehun otrząsnął się z władającego nim żalu, wstał i chwiejnym krokiem udał się do łazienki. Gorący prysznic zmywał z niego cały brud, którego nabył w ciągu tych kilku dni. Brud nienawiści, beznadziei i samotności.
            Oparł się głową o ścianę i głęboko westchnął, kiedy poczuł, że Chanyeol stoi tuż za nim. Chłopak objął go od tyłu, dając poczucie bezpieczeństwa. – Obiecuję ci pomóc – szepnął.
            Chcąc uniknąć kolejnego ataku słabości, Oh wyszedł spod strumienia ciepłej wody i osuszył się puszystym ręcznikiem, po czym opuścił pomieszczenie. Ze wszystkich sił chciał uciec jak najdalej. Chciał znów odnaleźć ukojenie w alkoholu, ale wiedział, że póki Park u niego jest, nie może go zawieść.
            Kiedy świeżo wykąpany i przebrany Chanyeol wyszedł z łazienki, młodszy chłopak siedział nagi na parapecie przy szeroko otwartym oknie. Tępo wpatrywał się w przestrzeń na zewnątrz, gdzie nocny świat obmywały smutne krople deszczu. Olbrzym chwycił swoją bluzę i delikatnie okrył nią wyziębione ciało Sehuna.
            -Zejdź, bo się przeziębisz – mruknął troskliwym tonem, kładąc ręce na jego ramionach.
            -Wiesz, Chanyeol – zaczął jasnowłosy zachrypniętym tonem. – Kocham deszcz – uśmiechnął się blado i wystawił rękę za okno. – On jest taki ludzki. Te małe kropelki są jak ludzkie łzy, a one oznaczają, że jest w nas choć odrobina człowieczeństwa. Mimo wszystko i tak jestem potworem – mówił po cichu.
            -Gadasz bzdury – odezwał się czarnowłosy, siadając obok niego.
            -Nah… Kocham Luhana, ale nie wiem, czy on darzy mnie tym samym uczuciem. Wytykam mu, że tak nie jest, ale skąd mogę to wiedzieć. Czuję, że go to rani, przez co odsuwa się ode mnie i w efekcie sam wpycham go w łapy Laya. Jestem potworem dla samego siebie. Poza tym niby za co on miałby mnie kochać? Za to coś na twarzy? – szepnął łamiącym się głosem, wskazując niedawne blizny.
            -Naprawdę głupio gadasz – odparł czarnowłosy smutno. – Luhan na pewno cię kocha, ale on nie widzi nic złego w kolegowaniu się z Yixingiem. On nie czuje potrzeby, żeby walczyć o wasz związek, bo ma pewność, że między wami wszystko jest w należytym porządku. Ale nie widzi, co ty robisz. Gdyby tu był zamiast mnie, pewnie nawrzucałby ci za to, jak się zachowujesz, a potem zacząłby przypominać ci tamten okres. Xiao w ten sposób walczył o ciebie. O twoje życie. Zrozum to wreszcie. On nigdy by cię nie zostawił na pastwę losu.
            Sehun zadrżał lekko i znów zaczął rzewnie płakać. Czuł się wyrwany z życia, jakby wszystko, o czym mówił przyjaciel, ominęło go szerokim łukiem, zostawiając po sobie tylko znikomy ślad w jego pamięci. Niektóre sceny pamiętał bardzo dokładnie – to, jak zaczął pić i to, jak Luhan przyszedł mu z pomocą. W głębi duszy nienawidził siebie za to, że tak łatwo mu uległ. Uważał, że lepiej by było, gdyby wtedy sięgnął dna.
            -Moje bytowanie nie ma sensu – szepnął przecierając zmęczone i zapłakane oczy.
            -Sehun! – krzyknął olbrzym, patrząc na niego karcąco. – Nawet nie próbuj robić nic głupiego! Przecież masz dla kogo żyć. Masz Luhana, a jeśli nie jego, to wciąż jestem ja. Nie pozwolę ci odejść!
            -Mówisz dokładnie tak jak on – odpowiedział, co chwilę pociągając nosem.
            Chanyeol milczał, patrząc na przyjaciela ze smutkiem i troską w oczach. W jego sercu kłębił się cień nadziei, że uda mu się wyrwać Sehuna ze szponów samotności i poczucia pustki. Ze wszystkich sił chciał mu pomóc. Pragnął, aby znów było jak dawniej w związku jasnowłosego z Xiao Lu.
            -Potrzebujesz snu – mruknął, biorąc chłopaka na ręce i zaniósł go do sypialni.
            Ułożył go wygodnie na łóżku i zadbał, żeby tamten odpłynął w objęcia Morfeusza. Przez pół nocy siedział przy nim i trzymał go za rękę. Nie rozumiał, w jaki sposób tak wspaniały człowiek staczał się i upadał coraz niżej w tak szybkim tempie.
            -Obiecuję, że cię z tego wyciągnę – szepnął, po czym pogłaskał go po policzku i wyszedł.

piątek, 2 maja 2014

Voodoo doll - Rozdział 10

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered, romans
Ostrzeżenia: przekleństwa, brutalne sceny
A/N: Dzień dobry! Tym razem przychodzę z kolejnym rozdziałem VD dużo szybciej niż ostatnio. Mam nadzieję, że nie wyszedł źle, chociaż tak mi się wydaje. Dziękuję wam za wszystkie komentarze itd. Zapraszam do czytania. :3
10. Utracony skarb
                Następnego dnia, wcześnie rano Sehun pojawił się pod domem Luhana, promieniejąc z radości. Słońce oświetlało jego bladą twarz, gdy wysiadał z samochodu i szedł do drzwi domu chłopaka. Zapukał kilkakrotnie, a po chwili wejście otworzyło się i w progu stanął sam Xiao, będąc jeszcze w piżamie.
               -Co tu robisz o tej porze? – zapytał, ziewając i przeciągając się leniwie.
            -Cześć, Lulu – przywitał się Oh z szerokim uśmiechem na ustach. –Wpadłem, żeby zabrać cię na jakieś dobre śniadanie.
             -Przecież mogę zjeść śniadanie w domu – burknął szatyn, przecierając oczy.
             -W takim razie… potraktujmy to jak randkę – powiedział młodszy.
              -Um… - mruknął Luhan, zamyślając się na chwilę.- Zgoda.
            Chłopak wpuścił Sehuna do domu i zaprowadził go do swojego pokoju. Sam wziął swój mundurek i zaczął się rozbierać. Bez skrępowania pokazywał swoje idealne, małe ciało, nieświadomie podniecając blondyna. Kiedy zapinał swoją koszulę, znajome ręce otoczyły go od tyłu i powoli zsuwały z niego delikatny materiał. Luhan nie umiał oprzeć się pokusie i dał się uwodzić idealnie dopasowanym dłoniom drugiego chłopaka, które niezdarnie błądziły po całym jego ciele.
            -Ah… Hunnie, nie teraz – jęczał szatyn, próbując odciągnąć ręce młodszego od swoich ud.
          -Jak nie teraz to kiedy? – wyszeptał Sehun głębokim głosem wprost do ucha Xiao, wywołując u niego gęsią skórkę.
            -Później... błagam, później… - mamrotał, chcąc przerwać trwający akt i jednocześnie sprawić, by sytuacja rozwinęła się dalej.
            Z miłosnego uniesienia wyrwał ich dźwięk dzwoniącego telefonu młodszego chłopaka. Szybko wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran, po czym odsunął się od Luhana i odebrał.
            -Halo? – zapytał niepewnie i wsłuchiwał się w głos po drugiej stronie.
           W tym czasie brązowowłosy przywrócił do porządku swój zdrowy rozsądek i zaczął się ponownie ubierać. Powoli zapinał guziki koszuli, dyskretnie podsłuchując rozmowę Sehuna, jednak nic z niej nie rozumiał, oprócz krótkich „aha”, „okej” i „nie”. Właśnie schylał się, po swoją marynarkę, gdy chłopak wrzasnął „nie chcę mieć z tobą nic wspólnego”, aż Luhan podskoczył przestraszony. Zobaczył, że blondyn unosi rękę, jakby próbował rzucić telefonem o podłogę, jednak w porę go powstrzymał.
            -Wszystko w porządku? – zapytał starszy troskliwym tonem.
          -Nic nie jest w porządku – odparł Sehun i odwrócił się. Jego twarz tkwiła w dziwnym grymasie, a w kącikach oczu zbierały się łzy, które starał się powstrzymać, mrugając coraz częściej.
         -Nie wstydź się. Łzy nie są czymś złym – powiedział Luhan, próbując uspokoić chłopaka. – Pokazują, że każdy z nas ma jakieś uczucia i choćby odrobinę człowieczeństwa w sobie.
            -O czym ty mówisz, Luhan? 
         -O tym – odparł cicho, po czym przesunął dłonią po ciepłym policzku blondyna, ścierając z niego słoną kroplę.
            Młodszy chłopak ujął twarz Xiao w swoje dłonie i przenikliwie spojrzał mu w oczy.
      -Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię ponad życie. Nie ma drugiej osoby, którą darzyłbym tak wielkim uczuciem – powiedział, a potem nagle czule pocałował go w usta. 
            -Um... Jestem już trochę głodny. Możemy iść wreszcie na to śniadanie? – odrzekł Luhan, niszcząc romantyczną atmosferę stworzoną przez Sehuna.
            -Tak, chodźmy.
***
            W centrum miasta, dwadzieścia minut drogi od szkoły, znajdowała się najlepsza naleśnikarnia w mieście. Oh uwielbiał jeść przepyszne placki z czekoladą i gdyby mógł, robiłby to codziennie na śniadanie, obiad i kolację. Xiao kilkakrotnie dał się namówić chłopakowi na spróbowanie ich, ale jakoś nie przypadły mu do gustu. Zdecydowanie bardziej wolał bitą śmietanę i owoce.
            -Na co masz dzisiaj ochotę? – zapytał Sehun, podchodząc razem z Lu do baru w celu złożenia zamówienia.
            -Maliny i bita śmietana. Jak zwykle – odrzekł chłopak i delikatnie położył dłoń na ramieniu blondyna.
            -Witam! Czym mogę służyć? – odezwała się młoda, wysoka blondynka, będąca sprzedawczynią w tym miejscu. 
            -Dzień dobry, poprosimy naleśniki z czekoladą, a drugie z malinami i bitą śmietaną – odparł młodszy i posłał dziewczynie ciepły uśmiech.
            -Coś do picia? – zapytała.
            -Sok pomarańczowy – wypalił Luhan bez zastanowienia.
            -Tak, poprosimy sok – potwierdził Oh i kątem oka spojrzał na chłopaka.
            -Proszę zająć miejsce i chwilę poczekać. Przyjdę do panów wkrótce – odparła kelnerka, wystukując kody na kasie.
            Xiao Lu pociągnął Sehuna za rękaw marynarki i poprowadził do stolika, na którym w wazonie stały świeże, żółte tulipany. Słońce jak reflektor oświetlało to miejsce, sprawiając, że jego promienie wytwarzały dookoła tajemniczą aurę. Chłopak wybrał właśnie ten stolik, gdyż miało się wrażenie, że otacza je magiczna bańka wypełniona szczęściem.
            -Kto do ciebie dzwonił? – zagadnął Luhan, kiedy obaj zajęli miejsca naprzeciwko siebie.
            -Mój ojciec – odparł Sehun ze zgorszoną miną i odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na szatyna, a wtedy cała otoczka szczęścia, jakby uciekła w siną dal.
            -Hej, stało się coś? – zapytał szeptem zaniepokojony Xiao.
            -Tak, stało się – warknął blondyn, przymykając powieki, a po jego policzkach pociekły dwie strużki słonych kropli. – Moi rodzice się rozwodzą i… zostawili mnie samego.
            -Przykro mi, Sehun-ah – odrzekł starszy, podchodząc do chłopaka i głaszcząc go po włosach.
            -Pańskie zamówienie – odezwała się nagle młoda kelnerka, trzymając w rękach tacę ze śniadaniem.
            -Dziękujemy – powiedział Lu, wracając na swoje miejsce.
            Oh wyprostował się na krześle i przetarł dłońmi swoje oczy. Były czerwone i nieco podpuchnięte, czego brązowowłosy wcześniej nie zauważył. Całą noc chłopak nie umiał zasnąć, bo wiedział, że następnego dnia wszystko będzie takie samo.
            -Jedz, Luhan – powiedział Sehun, szturchając talerz starszego, co tamten posłusznie wykonał.
            W pewnej chwili blondyn przestał jeść swoje śniadanie i spojrzał na Xiao Lu, po czym delikatnie się uśmiechnął. Powoli nachylił się nad stolikiem i przybliżył swoją twarz, do twarzy chłopaka. Ostrożnie oblizał jego wargi, po czym wrócił na swoje miejsce.
            -Co to było? – rzucił zawstydzony Luhan, wycierając się serwetką.
            -Miałeś tam trochę bitej śmietany – odparł młodszy, rzucając szatynowi znaczące spojrzenie.
            -Mogłeś mi po prostu powiedzieć, a nie… - nie dokończył, bo Sehun przerwał mu, tym razem całując czule.
            -Przestań marudzić, Lulu.
***
            Droga do szkoły zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Głuchą ciszę przerywały tylko ciche oddechy ich obu. Luhan patrzył przed siebie, tonąc w własnych przemyśleniach, a Oh skupiał się na poprawnym prowadzeniu samochodu.
            -Wyjaśnij mi wszystko, co się dzieje – szepnął nagle Xiao Lu, przerywając niezręczne milczenie.
            -Tutaj nie ma co wyjaśniać – burknął blondyn, nieprzerwanie wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
            -Właśnie, że jest – krzyknął chłopak. – Płakałeś dzisiaj dwa razy. Widać, że coś cię trapi. Boisz się powiedzieć mi o tym – urwał na chwilę, łapiąc haust powietrza. – Nie ufasz mi.
            Oh spojrzał na niego przelotnie, jakby chciał rzucić w niego kamieniem. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy i bardziej skupił się na drodze.
            -To nie są twoje sprawy, Luhan – odparł po chwili, próbując załagodzić niepokój szatyna.
            -I kto tu kogo okłamuje? – żachnął się Xiao i wbił swój wzrok w Sehuna, na co ten tylko prychnął i rzucił chłopakowi pogardliwe spojrzenie.
***
            -Sehun, co się z tobą dzieje?! – krzyknął Chanyeol, zatrzaskując szafkę blondyna tuż przed jego nosem, kiedy ten wyjmował z niej książki.
            -A co ma się dziać? – burknął młodszy, odwracając się w stronę przyjaciela. 
            -Dzwoniłem do ciebie kilkanaście razy w ciągu tygodnia, a ty ani razu nie odebrałeś. Coś musiało się stać – stwierdził, badawczo patrząc na twarz Oh, która z każdą sekundą wyrażała inne emocje.
            -Nic się nie stało –wycedził chłopak przez zaciśnięte zęby.
            -Przecież widzę, że tak – odparł olbrzym zaciskając dłoń na ramieniu Sehuna.
            -Odpieprz się, Yeol – warknął, popychając czarnowłosego tak mocno, że ten zatoczył się kilka kroków do tyłu.
            Oh ruszył szybko przed siebie idąc w stronę  klasy. Słyszał za sobą głos i kroki Chanyeola, przeklinające jego egzystencję. W głębi duszy chciał wszystko wyznać przyjacielowi, ale złość na otaczającą go rzeczywistość była większa.
            Myślę, że powinieneś sprzedać ten dom dla dobra nas wszystkich. Za dużo w nim pozostałości po naszej rodzinie, a ty musisz o nas zapomnieć, bo nasze drogi się rozeszły, synu– te słowa ciągle krążyły po jego głowie. Ojciec prawie kazał mu porzucić wspomnienia i swój rodzinny dom. Mężczyzna chciał, aby wszystko, co wiązało się z piękną przeszłością, utonęło i już nigdy więcej nie powróciło na powierzchnię.
            Dosłownie pół minuty przed dzwonkiem Sehun zmienił decyzję i postanowił, że nie pójdzie na pierwszą lekcję. Bez wahania chciał znaleźć Luhana i użyć go jako swojego pocieszenia. Pewnym krokiem podążał w stronę sali, gdzie właśnie miały zacząć się zajęcia starszego chłopaka. Kiedy zobaczył go rozmawiającego z Layem, jego twarz od razu nabrała groźnego wyrazu. Podszedł do Xiao szybkim krokiem i bez skrupułów szarpnął go za rękaw i pociągnął za sobą w kierunku toalety.
            -Yah! Gówniarzu, co ty robisz?! – krzyknął Luhan, próbując nie potknąć się o własne nogi.
            -Musimy pogadać – odpowiedział Sehun, wpychając chłopaka do środka i zatrzaskując za sobą drzwi.
            -Możemy porozmawiać na kory… - dzwonek na lekcję przerwał wypowiedź chłopaka. – Muszę iść na lekcję.
            -Nigdzie nie pójdziesz – warknął blondyn i wepchnął Lu do jednej z kabin, po czym zamknął drzwi i przekręcił klucz.
            -Sehun… - miauknął chłopak, kiedy Oh przycisnął go do ściany, blokując mu drogę ucieczki rękami tuż obok jego głowy.
            Blondyn ostrożnie nachylił się nad Xiao i musnął nosem jego policzek. – Tak jak powiedziałem. Nigdzie nie idziesz – wychrypiał tuż przy jego uchu, otulając swym ciepłym oddechem jego łabędzią  szyję i tym samym wywołując dreszcze na ciele starszego.
            Chłopak przesunął jedną rękę na talię Luhana, po czym zainicjował nieco brutalny pocałunek. Jego wargi łapczywie atakowały malinowe usta drugiego, raz po raz wślizgując swój zwinny język między nie.
            Xiao Lu cicho jęknął, kiedy Oh delikatnie przebiegł ręką po jego kroczu, czując jak twardnieje.  Młodszy ciągle zajmował się dopieszczaniem nabrzmiałych warg szatyna, jednocześnie rozpinając jego spodnie. Drugą ręką szybko pozbył się niepotrzebnej marynarki chłopaka  i rzucił ją niedbale na podłogę, a po chwili to samo uczynił ze swoją.
            -Ch-chciałeś ze mną rozmawiać – wycharczał Luhan, odchylając swoją gdy Sehun smużył ją przelotnymi pocałunkami.
            -Tak. Chciałem powspominać z tobą parę rzeczy – odparł, rozpinając koszulę chłopaka.
            Zniecierpliwiony Oh szarpnął delikatny materiał niewinnie białej koszuli, powodując, że niektóre guziki odpadły na dobre. Opływowe mięśnie Luhana przyciągały uwagę blondyna i rozbudzały jego pożądanie. Wrażliwy na dotyk szatyn wzdrygnął się, czując na swoim ciele chłodne dłonie drugiego. Palce młodszego z wdziękiem przesuwały się po torsie chłopaka, po chwili odnajdując jego twarde sutki. Sehun począł je subtelnie szczypać, a następnie lizać i ssać, w czasie, gdy słodkie sapnięcia uciekały z ust Xiao, wypełniając puste powietrze.
            Sehun gwałtownie odwrócił Luhana i przyparł do zimnej ściany jego nagą klatkę piersiową. Chwycił za skrawek jego bokserek, a następnie ostrożnie wsunął swoją dłoń i ujął jego penisa. Bez pośpiechu zaczął go masować, co jakiś czas ugniatając z wyczuciem. Kiedy poczuł na swoich palcach pierwsze krople preejakulatu, odezwał się cicho.
            -Pamiętasz nasz pierwszy raz, Lulu?
            -Ngh… - jęknął Xiao Lu, czując długie palce Sehuna zaciskające się na jego członku.
            Młodszy w mgnieniu oka uwolnił szatyna, po czym bez wahania rozpiął swoje spodnie i ściągnął je razem z bielizną. Po chwili chwycił w dłoń swoją męskość i wykonywał energiczne ruchy aż do pojawienia się pierwszych kropli nasienia.
            -Mam nadzieję, że wybaczysz mi brak lubrykantu – mruknął, powoli rozchylając miękkie pośladki chłopaka.
            Skromne jęki umykały z gardła Xiao, gdy Sehun zaczął pomału się w nim zanurzać. Kiedy cała jego długość znajdowała się w ciasnym wnętrzu szatyna, przybliżył swoją twarz do jego, po czym delikatnie musnął wargami jego ucho.
            -A pamiętasz może, gdzie to robiliśmy? – szepnął Oh uwodzicielskim tonem, wykonując pierwszy ruch swoimi biodrami.
            -Sehun… ugh… - stęknął starszy, przytrzymując się ściany, po czym powoli pokręcił głową.
            -Więc… - Sehun westchnął coraz szybciej pchając w Luhana – to było tutaj. Dokładnie w tej kabinie. Jęczałeś tak głośno, że musiałem zasłaniać twoje małe, słodkie usta, aby nikt cię nie usłyszał.
            Xiao Lu zamknął oczy, czując, że jest bliski osiągnięcia szczytu. W tym samym czasie blondyn znów chwycił jego cieknącego członka w swoją dłoń i poruszał nią równo z rytmem swoich uderzeń, co doprowadzało drugiego do utraty zmysłów. Dźwięk uderzających o siebie nagich ciał tylko potęgował ich przyjemność.
            -Sehun-ah… - krzyknął Lu na całe gardło, brudząc swoją spermą ścianę i rękę chłopaka.
Chwilę później Oh dołączył do swojego partnera, wykonując ostatnie ostre pchnięcie. Ciężkie oddechy wciąż wypełniały powietrze, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Sehun uśmiechnął się łobuzersko, na co Xiao tylko przystawił mu palec do ust.
-Zajęte – odezwał się chłopak, z trudem łapiąc oddech.
-Yah, Luhan-ah, to ty – odezwał się znajomy głos Chanyeola. – Mógłbyś coś przekazać Sehunowi?
-Hm… A co jeśli nie? – zapytał, śmiejąc się cicho, kiedy wspomniany chłopak zaczął go łaskotać.
-Luhan-ah, proszę.
-Nie możesz sam do niego iść? Nah… - jęknął, gdy blondyn niespodziewanie się poruszył.
-Nie, ponieważ wydaje mi się, że on jest tam z tobą i trzyma swoje przyrodzenie w twoim małym tyłku.
          -Chanyeol! – krzyknął Xiao Lu. – Idź sobie. Możesz sam powiedzieć wszystko Sehunowi.
            -Nie! Masz mu to przekazać, bo inaczej otworzę te pieprzone drzwi i zrobię z tobą… 
            -Co zrobisz?! – odezwał się w pewnej chwili Oh przytłumionym głosem.
            -O, Sehun. Wiedziałem, że tam jesteś. Skoro już wszystko się wyjaśniło… - czarnowłosy mówił jak najęty.
            -Co chciałeś mu zrobić?! –warknął blondyn, uderzając ręką w ścianę.
            -Nic – burknął Park. – Wracając do tematu, Sehun, nauczyciel geografii, z której właśnie wyszedłem, powiedział, że cię obleje, bo to już kolejny raz, kiedy nie pojawiłeś się na lekcji.
            -Sehun! – wrzasnął rozzłoszczony Luhan. – Obiecałeś mi, że nie będziesz olewał szkoły.
            -Przepraszam – wymruczał Oh i starał przywrócić się do porządku.
            -To ja nie będę przeszkadzał – odezwał się Chanyeol. – Cieszę się, że u was wszystko jak dawniej – odchodząc, uderzył w drzwi i zaśmiał się głośno.
***
            Po skończonych lekcjach i wielu kazaniach Luhana Sehunowi udało się namówić go, aby do niego wpadł. Kiedy byli już w środku Xiao pospiesznie otworzył drzwi pokoju chłopaka i wciągnął go za sobą. Szybko ściągnął z niego marynarkę i rzucił ją w kąt. Zaczął rozpinać swoją koszulę, gdy młodszy pchnął go na łóżko. Blondyn zdarł koszulę Lulu i rzucił ją na podłogę, a następnie to samo zrobił ze swoją, po czym wstał i zaczął rozpinać swoje spodnie i odwrócił się w stronę okna.
           Luhan poczuł, że coś pod jego głową jest nie tak. Włożył rękę pod poduszkę i wyciągnął stamtąd maleńką, szmacianą laleczkę, która miała powbijane szpilki w całe ciało, a z tyłu głowy przyczepione było jakieś zdjęcie. Xiao Lu delikatnie odpiął i rozwinął fotografię. Bardzo się zdumiał się, gdy zobaczył pomięty wizerunek Laya.
          -Co tam masz? – spytał Sehun, podchodząc do łóżka
          -N-nic – wyjąkał Luhan, próbując ukryć zdjęcie.
          -Hej, przecież widzę, że coś masz. Lu, daj mi to! – wrzasnął młodszy, chwytając chłopaka za rękę.
          Szatyn pospiesznie podał laleczkę w ręce swojego chłopaka, po czym mocno zacisnął wargi.
         -Skąd to masz? – zapytał podenerwowany Oh.
         -Leżała tutaj – odpowiedział cicho starszy, wskazując poduszkę.
         -Nikt nie kazał ci tego ruszać! – krzyknął blondyn, wymachując rękami.
        W oczach Luhana pojawiły się łzy. Odwrócił głowę, żeby nie patrzeć na blondyna. Młodszy wstał i zaczął się ubierać, to samo polecił Lu. Gdy przywrócili się do porządku, chłopak zaczął rozmowę.
         -Hunnie, możesz wyjaśnić mi, co to jest? – zapytał, trzymając lalkę w rękach.
         -To nie twoja sprawa – warknął Sehun.
         -Ale tam jest zdjęcie mojego przyjaciela – rzekł starszy i zaczął się nad czymś zastanawiać – Już wiem co to jest. T-to voodoo.
        -Brawo, mały geniuszu – rzucił ironicznie Oh.
        -Przepraszam – powiedział Luhan prawie bezgłośnie.
        -Ja już tak dalej nie mogę. Rozumiesz? – wybuchnął Sehun, po chwili ciszy – Nie chcę, żebyś się z nim spotykał.
         Blondyn zacisnął ręce na laleczce i rzucił nią o podłogę.
        -W ten sposób ranisz mnie i jego. Widziałem krew na jego plecach, kiedy u niego nocowałem. Jesteś sadystą. Egoistycznym dupkiem, który chce mnie mieć tylko dla siebie. Mam dosyć ciebie i twoich chorych fantazji. Żegnaj Oh! – wykrzyczał Xiao, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
       -Co ja narobiłem? – westchnął Sehun. – Straciłem mój skarb. Mój największy skarb. -Chłopak stał i tępo wpatrywał się w szarą przestrzeń za oknem. Mocno zagryzał wargi, dopóki nie poczuł na nich krwi. Przymknął powieki, a po jego policzkach spłynęły dwie słone łzy. - Muszę go odzyskać – przyrzekł sobie, po czym rozpłakał się jeszcze bardziej.