sobota, 28 maja 2016

Black & White [8/12]

Długość rozdziału: 3462 słów

Około południa, po bardzo spóźnionym śniadaniu Chanyeol i Baekhyun wyruszyli na przechadzkę po okolicy. Żaden z nich nie miał ochoty na jeżdżenie samochodem czy wracanie do miasta choćby na pięć minut. Obaj marzyli o chwili spokoju i wytchnienia, więc wyłączyli swoje telefony, nawet jeśli później mieli mieć przez to kłopoty. Nie po to wyrwali się ze zgiełku i wrzawy, by teraz ktoś ciągle zrzędził im do uszu, co tam się właśnie dzieje. Chwilowe odcięcie od świata jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Pogoda była idealna. Majowe słońce bez specjalnego wysiłku przyjemnie ogrzewało ich twarze, a leciutki wietrzyk od czasu do czasu zapewniał słodkie ochłodzenie. Mimo wszystko student założył na siebie gruby sweter, pamiętając, jak ostatnim razem zmarzł, czekając na starszego i że tamten nad ranem skarcił go za brak dolnych części garderoby. Wdychali świeże, oczyszczające powietrze, jakie niósł ze sobą las. Jednym uchem wpuszczali odgłosy przelatujących dzikich kaczek i gęsi, a drugim plusk wyskakujących ponad powierzchnię jeziora ryb.
– Wiesz, dokąd idziemy? – zapytał nagle jasnowłosy, spoglądając na drugiego kątem oka. To nie tak, że bał się, że mężczyzna zaprowadzi go na uroczą polanę i tam zostawi, kiedy będzie zachwycał się rzadkimi okazami ptaków. Po prostu chciał się upewnić.
– Tak – odparł stanowczo Chanyeol, wpychając dłonie do kieszeni. Zanim jednak drugi zdążył coś powiedzieć, uprzedził go. – Nie powiem ci. Chcę, żeby to była niespodzianka, dobrze?
Baekhyun jak dzieciak skrzyżował ręce na piersi i spuścił głowę, nadymając wargi. Udawał obrażonego, choć w istocie lubił niespodzianki. Jako dzieciak uwielbiał dostawać niespodziewane prezenty na urodziny czy święta, ale teraz zasłużył na inny rodzaj upominków. I chociaż Park nie był nikim z rodziny, ani nie był jego chłopakiem, cieszył się, że zapewnia mu takie różnorodne atrakcje. Sam z siebie pewnie nigdy nie zdobyłby się na to, żeby pojechać w zaciszne miejsce poza miastem i chwilę się zrelaksować.
Po prawie dwugodzinnej wędrówce, w czasie której Byun chyba ze sto razy zerkał na starszego, próbując wyciągnąć informacje, dokąd się udają, dotarli do zamierzonego celu. Ich oczom ukazały się typowe wiejskie zabudowania, mnóstwo kur, kaczek i innych zwierząt, które służyły za pokarm lub przynosiły zysk w postaci jaj czy mleka. Student patrzył zaciekawiony na wszystko dookoła. Ostatnim razem był na wsi, kiedy był jeszcze dzieckiem. Jeździł często do swojej babci i pomagał jej w wielu pracach, jako że był wzorowym chłopcem.
Na myśl przyszło mu, że Chanyeol zabrał go tutaj, by znów poczuł się jak kilkanaście lat temu. Z drugiej strony podejrzewał, że może biznesman sam co jakiś czas odwiedza to miejsce z tylko sobie wiadomych powodów. To naprawdę ciekawiło chłopaka, a wkrótce wszelkie zagadki, jakie podsuwał mu umysł, miały zostać rozwiązane. Jeszcze raz jasnowłosy omiótł wzrokiem wiejski krajobraz, a potem zaciągnął się powietrzem, które nie było zatrute dymem z kominów i samochodowych spalin.
– Co będziemy tutaj robić? – zapytał mężczyzny, uwieszając się na jego ramieniu. – Tu jest naprawdę ładnie. Chętnie zostałbym tu dłużej niż na weekend – mówił bez zastanowienia, przymknąwszy oczy, gdyż słońce nieco go raziło.
– Zaraz zobaczysz, najpierw chodźmy coś zjeść – zaproponował Park, a chłopak ochoczo się zgodził, uśmiechając się przy tym szeroko.
Tradycyjna kuchnia nie była czymś obcym dla młodszego, jednak dawno nie jadł już niczego takiego. Trochę stęsknił się za wyśmienitym smakiem potraw przygotowanych z sercem, a nie w pośpiechu przy odrobinie szczęścia. Co prawda umiał gotować i robił to dla siebie i przyjaciela, ale to nie było to samo, co robiła jego mama, babcia czy kobiety mieszkające tutaj.
Weszli do jednego domu, gdzie Baekhyun od razu zaczerwienił się, ponieważ domownicy zaczęli go komentować. Widać było, że znali czarnowłosego, dlatego mogli czuć się nieco swobodniej. Mimo wszystko student postanowił mieć się na baczności, żeby nie zrobić czegoś głupiego w obecności obcych sobie ludzi. Zostali uprzejmie zaproszeni do stołu, dlatego bardzo szybko pozbyli się zbędnego obuwia i udali się do jadalni, gdzie smaki wszystkich gotowanych potraw mieszały się ze sobą, drażniąc nozdrza oczekujących na posiłek.
Na początek został podany naengmyeon czyli popularna potrawa na zimno. Napawając się samym widokiem, Baekhyun chwycił do ręki pałeczki i zaczął łowić najpierw makaron, który był nieco twardy jak na to danie przystało, a później kawałki kurczaka i jajko. Nie potrafił powstrzymać się od oblizywania ust po każdym przełknięciu, a gdy jego miska zaczęła ziać pustkami, był bliski skomlenia o więcej. Dlatego ucieszył się, jak tylko każdy wziął swoją porcję jjim.
Z nieco mniejszym entuzjazmem Chanyeol zajadał się swoją marynowaną rybą, pochłaniając przy tym podane także zieloną fasolkę i paprykę. Tak naprawdę nie skupiał się na jedzeniu, a raczej nadal próbował odkryć źródło swoich bezsennych nocy i problemów z emocjami. Ilekroć analizował wszystkie ostatnie wydarzenia, nie dochodził do żadnych konkretnych wniosków. Zaśmiał się cicho, gdy jakaś ahjumma wytarła mu brodę chusteczką. Nie oczekiwał tego, ale nie mógł być zaskoczony. Wszyscy ludzie tutaj byli to znajomi jego dziadka i babci, których już od dawna nie było na tym świecie.
Rodzice rzadko pozwalali mu widywać się ze starszą parą, ponieważ się pokłócili, ale on i tak czasami robił to w tajemnicy. Wtedy też poznał całą lokalną społeczność. Domek, do którego zabrał Baekhyuna należał do jego dziadków. Dostał go jako spadek i skorzystał, remontując go i urządzając po swojemu. Był jego ucieczką od problemów, których ostatnio tylko przybywało. Westchnął, odsuwając od siebie pusty talerz, a potem należycie podziękował.
Po krótkiej rozmowie, którą starsi ludzie zadręczali jego i Byuna – choć temu chyba się to podobało, bo żartował i śmiał się jak dzieciak, na co Park również się uśmiechał – wyszli na zewnątrz. Chłopak delikatnie poklepał się po brzuchu, a potem rozprostował ramiona, gdy ciepłe promienie słońca pieściły jego twarz. Jak dla niego wszystko było wspaniałe, nie umiał wyobrazić sobie spędzenia soboty lepiej. Może nie było to jego spełnienie marzeń, jednak czuł się trochę bardziej wolny. Przynajmniej Jongin nie jęczał mu do ucha, że musi iść zrobić popcorn, bo on przygotowywał ostatnią miskę.
– Teraz mogę pokazać ci niespodziankę – odezwał się nagle Chanyeol, kierując się z młodszym w stronę stajni.
– A samo przyjście tutaj nie było niespodzianką? – zapytał skonfundowany Baekhyun, zerkając na towarzysza z ukosa.
Mężczyzna cicho parsknął pod nosem. – W takim razie to będzie druga niespodzianka –odrzekł, uśmiechając się tak, że w jego policzku pokazał się słodki dołeczek. – Lubisz konie?
– Hm, nie wiem. Niby jeździłem do babci, ale tam nikt nie miał konia. – Jasnowłosy wzruszył niewinnie ramionami i pokręcił głową. – Chociaż nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobają. Wiele razy widziałem ich zdjęcia i uważam, że są wyjątkowe.
– Wyjątkowe? – Starszy zmarszczył brwi.
– Tak. – Byun pokiwał głową. – Koń przy człowieku jest dużym zwierzęciem, ale jak go oswoisz, staniesz się jego przyjacielem, to będziesz mógł na nim bezpiecznie jeździć. To rodzaj zaufania, prawda? Taka specjalna więź.
– Masz rację.
Chwilę później dotarli do dużej stajni. Do środka wprowadził ich nastoletni chłopiec, którego Chanyeol znał, bo był w tym miejscu nie pierwszy raz. Joohyung – bo tak chłopak miał na imię – zaprowadził ich do dwóch koni, które były najbardziej delikatne. Dodatkowo czarnowłosy jeździł na grzbietach obydwu i trochę wiedział, jak się z nimi obchodzić. Oczywiście nie był jakimś specem od koni. Znał podstawy, których nauczył go nastolatek wraz ze swoim ojcem. Był im za to wdzięczny, bo dzięki temu, mógł oderwać się od zapracowanej codzienności nie tylko po to, by iść pograć w tenisa, lecz również, by tu przyjechać i pojeździć konno.
– Będziemy jeździć? – rzucił cicho Baekhyun, tępo wpatrując się w zwierzę w boksie obok.
– Oczywiście. To jest moja druga niespodzianka – odpowiedział Chanyeol, delikatnie klepiąc jasnowłosego po ramieniu.
– A-ale ja nigdy nie jeździłem. Nie potrafię-
– Nic nie szkodzi, nauczę cię – wtrącił Joohyung, uśmiechając się promiennie do nowego znajomego.
Na początek nastolatek podał im ubrania, które były bardziej odpowiednie do jazdy konno, oraz potrzebny osprzęt. Zupełnie zielony student nie wiedział, jak ma zachowywać się przy żywym koniu, który oddychał i dodatkowo śledził wzrokiem każdy jego ruch. To w niczym nie pomagało. Na szczęście pomocny chłopak podszedł do niego, wręczając kostki cukru, którymi obaj zaraz nakarmili Susan. Joohyung dał Byunowi także marchewkę, a później pomógł mu wyszczotkować konia i założyć siodło w odpowiedni sposób.
Następnie przeszli do części, gdzie jasnowłosy miał zawrzeć nić porozumienia z koniem, na którym za chwilę miał jeździć. Co kilka sekund nerwowo strzelał oczami w kierunku Parka. Ten wyraźnie dobrze radził sobie ze swoim zwierzęciem, bo nawet śmiał się i mówił do niego. Baekhyun wyciągnął przed siebie drżącą dłoń, ale nastolatek pokręcił głową z dezaprobatą.
– Musisz być pewien tego, co robisz – pouczył z ciepłą nutą w głosie. – Koń czuje twój strach. Musisz pewnie go pogłaskać, a kiedy go karmisz, wyprostuj palce, bo inaczej cię ugryzie.
Kiwając głową, Byun ostrożnie, lecz odpowiednio położył dłoń na pysku konia i zaczął go głaskać. Uśmiechnął się lekko. – Cześć, Susan. Mam nadzieję, że nie zrobisz mi krzywdy. Nie chcę mieć złamanej nogi. Obiecuję, że będę jeździł jak należy, choć to będzie mój pierwszy raz.
Po krótkiej acz treściwej lekcji, jak należy prowadzić konia podczas jazdy, Joohyung pomógł Baekhyunowi zasiąść w siodle. To nie było aż takie trudne, kiedy miało się kogoś do pomocy. Jasnowłosy uznał, że sama jazda może wypaść gorzej, ale liczył, że w razie wypadku chłopak zrobi, co będzie konieczne. Niedługo później, kiedy tylko Chanyeol wskoczył na gniadego konia, powoli wyjechali ze stajni w kierunku polany i łąk.
– Będę uważał na Baekhyuna – rzucił mężczyzna do Joohyunga i posłał mu promienny uśmiech. Może i nie umiał jakoś wybitnie sobie radzić, ale nie chciał, by ktoś im przeszkadzał. – Bądź w pobliżu na wszelki wypadek.
We dwójkę bez pośpiechu ruszyli w stronę przeciwną do tej, skąd przyszli. Młodszy odrobinę się stresował. Bał się, że może przez swoją nieuwagę wypaść z siodła albo niechcący rozzłościć konia. Czarnowłosy natomiast czuł się pewnie. Zdążył wpaść w rytm konia, dlatego było mu łatwiej, co jakiś czas rzucał okiem na towarzysza. Nie chciał, by stała mu się jakaś krzywda. W końcu nie po to go ze sobą zabrał.
– I jak? – zapytał starszy po pięciu minutach, gdy wydawało się, że student jest już wystarczająco rozluźniony.
– Jest dobrze. Znaczy… tak mi się wydaje. – Byun mocno ściskał lejce, jednak jego dłonie nie drżały, a postawa była mniej sztywna niż przedtem. – Susan jest chyba miłym koniem.
– Tak, jest miła. Tony – Chanyeol wskazał na swojego wierzchowca – też taki jest. Z tego co wiem, ta rodzina trzyma je już dość długo i bardzo się o nie troszczy.
Jechali tak jeszcze przez jakiś czas, gawędząc o zwierzętach, aż jasnowłosy uznał, że za bardzo bolą go nogi i tyłek, więc to pora by wracać. W podobnym tempie dotarli z powrotem do stajni, gdzie już czekał na nich Joohyung. Biznesman pospiesznie zeskoczył z siodła, mając w tym już nieco wprawy. Drugiemu nie poszło tak gładko. Sam nie wiedział, jak to się stało, ale spadł, gdy pozostało mu postawić nogi na ziemi. Jęknął cicho, podnosząc się na dłoniach.
– Baekhyun! – Mężczyzna natychmiast podbiegł do Byuna i przykucnął obok. – Nic ci nie jest? – spytał z nutą niepokoju w głosie.
– Nie. To nic wielkiego – odrzekł niższy, pomału podnosząc się do pozycji stojącej. Otrzepał z ubrania siano i zaśmiał się cicho. – Wystraszyłeś się, jakbym co najmniej spadł z drzewa i złamał nogę. Naprawdę się o mnie martwisz.
Brunet mocno zmarszczył brwi, co jeszcze bardziej rozbawiło Baekhyuna. – Martwię się, bo gdyby coś ci się stało, to nie miałbym z ciebie żadnego pożytku – wyznał, nie zwracając uwagi na nastoletniego Joohyunga, który mógł wysnuć sobie własne wnioski. – Wracajmy do domu, hm?
W odpowiedzi student pokiwał głową z aprobatą. Dość szybko przebrali się w swoje poprzednie ubrania, pożegnali z wszystkimi ludźmi, którzy życzliwie ich ugościli i wyruszyli w drogę do małego, drewnianego domku. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tworząc na niebie magiczne plamy różu, pomarańczu i fioletu. Co jakiś czas mocniejszy promień całą swoją siłą beztrosko uderzał w twarz Byuna lub Parka.
Tym razem nie rozmawiali, ale cisza między nimi nie była niewygodna. Śpiew ptaków pieścił ich uszy, a wiatr dumnie rozwiewał włosy, pozwalając, by minione chwile zapadły im głęboko w pamięć. Nie mogli ukryć tego, że bardzo podobał im się czas, który razem spędzali. Nie znaczyli dla siebie wiele. W gruncie rzecz mieli znaczyć jeszcze mniej. Chanyeol, ku przekorze własnym warunkom, rozwinął ich znajomość do czegoś więcej niż seksu co kilka dni. Zabierał chłopaka do kina i w inne miejsca, choć obiecywał, że wcale tak nie będzie. Teraz już w ogóle przestał zwracać uwagę na konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć.
W czasie gdy Baekhyun i Chanyeol spędzali czas, relaksując się leśnym spacerem, Yoona nie próżnowała. Cały czas zaprzątała sobie głowę, jak dostać się do mieszkania brata, którego nie było w domu. Nie posiadała zapasowych kluczy, za bardzo starszy jej nienawidził, by pozwolić jej odwiedzać jedno ze swoich osobistych schronień przed światem. Dodatkowo nie mógł dopuścić, żeby wścibska dziewucha myszkowała po wszystkich zakamarkach i szukała czegoś, co dogłębnie zainteresowałoby ją. Później zapewne krążyłyby o Parku plotki, których nawet jego wpływowi rodzice nie daliby rady powstrzymać.
Korzystając z informacji, że czarnowłosy miał pokojówkę, odwiedzającą go co dwa dni, młoda Park postanowiła zakraść się do mieszkania. W sobotnie popołudnie pewna siebie dziewczyna wysiadła pod blokiem brata ze swojego nowiutkiego samochodu. Nie chciała być w niczym od niego gorsza, dlatego kazała sobie także kupować wyszukane nowoczesne bryki. Nasunęła na nos ciemne okulary i ruszyła na misję. Nie myślała, że coś może pójść nie tak. Zawsze dopinała swego i nie miała zamiaru się poddać. Była skłonna i do tego, by uderzyć kobietę, chociaż nie wiedziała, jaka ona jest.
Dość szybko dotarła pod znajome drzwi i prychnęła, wsadzając jedną dłoń do kieszeni. Tego dnia ubrana była wyjątkowo uroczo. Miała na sobie jasną, modnie skrojoną spódnicę i kwiecistą koszulę bez rękawów, co dawało jej razem niewinną otoczkę. Była przekonana, że pokojówka przyjmie ją, nie bardzo wypytując o dokładną przyczynę jej wizyty. Miała wymyśloną wymówkę, więc zastukała lekko do drzwi, a potem na moment przycisnęła dzwonek.
Szybko w progu pojawiła się kobieta w średnim wieku ubrana dość pospolicie. Była niewysoka, szczupła, niczym nie wyróżniała się spośród innych kobiet w jej wieku, jednak miała bardzo miły wyraz twarzy. Yoona wierzyła, że to jest kluczem do jej sukcesu.
– Dzień dobry, pana Park nie ma w domu. Ale czy jest coś, czym mogę służyć? – odezwała się pracownica.
– Dzień dobry. Jestem siostrą Chanyeola – odparła grzecznie Yoona i skłoniła się lekko, co zupełnie nie leżało w jej zwyczaju. – Brat prosił mnie, żebym przyszła sprawdzić, czy wszystko w mieszkaniu jest jak należy podczas jego nieobecności – skłamała dobitnie, szczerząc zęby w fałszywym uśmiechu.
– Och, doprawdy? Wobec tego niech pani wejdzie. Zapraszam. – Kobieta odsunęła się na bok, by dziewczyna mogła wejść do środka. – Napije się pani czegoś?
– Nie, dziękuję. Zaraz mam ważne spotkanie. Będę się spieszyć.
Kolejnym „ciepłym” uśmiechem młoda Park pożegnała sprzątającą, pozwalając jej zająć się tym, co przerwała. Jako pierwszy odwiedziła gabinet, stwarzając pozory, że rzeczywiście przyszła w tym celu, o którym wspomniała. Jej niechętne i całkowicie obojętne spojrzenia lądowały na nijakich doniczkach, biurku i innych sprzętach. Bez wyraźnego zainteresowania przechadzała się po pomieszczeniu, rzucając konieczne pochwały.
Niedługo później Yoona skierowała swoje kroki do salonu, gdzie kobieta bardzo dokładnie wycierała kurze z każdego najmniejszego kąta. Rzuciła okiem tu i ówdzie, nie chcąc przeszkadzać. Również rzekła serdeczne słowo na temat panującego ładu i porządku, po czym w końcu poszła tam, dokąd od początku zamierzała zajrzeć – do sypialni swojego brata. Była bezwzględna, dlatego miała nadzieję, że jej pierwsza misja powiodła się bez przeszkód. Nie wydawało jej się, żeby Chanyeol był na tyle inteligentny, by zorientować się w czymkolwiek.
Bezproblemowo znalazła się w dość prywatnym pomieszczeniu starszego, śmiejąc się do siebie triumfalnie. Była śmiertelnie przekonana, że zaraz zdobędzie to, czego oczekiwała – kamerę z filmem oczerniającym jej brata. Podeszła do uwielbianej przez niego komody, zabierając maleńkie urządzenie, jakie umieściła tam ostatnim razem. Nie było naruszone, więc Park wyraźnie go nie spostrzegł, co niosło ze sobą same korzyści. Moment później podłączyła kamerkę do swojej komórki, jednak była rozczarowana, widząc, że nic się nie nagrało.
– Jak to możliwe? – spytała sama siebie, wlepiając wzrok w ekran. – Nic nie rozumiem. Dlaczego to gówno nie zadziałało?! – krzyknęła rozzłoszczona i tupnęła nogą jak mała dziewczynka.
– Czy coś się stało? – Nagle do sypialni wparowała pokojówka, nerwowo gniotąc w palcach wyblakłą szmatkę.
– Nic takiego. Bardzo przepraszam, to tylko mój telefon. Wszystko takie tandetne teraz robią – wytłumaczyła pospiesznie dziewczyna, uśmiechając się sztucznie.
– A, tak, tak. Rozumiem. Już nie będę przeszkadzać. Niech pani wszystko dokładnie poogląda, żeby potem nie było niedomówień. – Wyszła, a Yoona tylko cicho prychnęła pod nosem.
Kiedy emocje trochę opadły, podeszła do wnęki w ścianie, gdzie stały najbardziej potrzebne przedmioty, między innymi elektroniczny budzik, za którym to ustawiła urządzenie. Tym razem włączyła je poprawnie. Udała jeszcze, że poprawia pościel i wyszła, licząc, że tym razem wszystko pójdzie jak z płatka. Wystarczyło tylko trochę poczekać. Bez pożegnania opuściła mieszkanie Chanyeola.
Wsiadając do samochodu, usłyszała brzęczenie swojej komórki. Odebrała, jednak przedtem głośno przełknęła ślinę, widząc imię na wyświetlaczu.
Masz to, czego nam potrzeba? – odezwał się spokojnie męski głos. Gdy nie padła żadna odpowiedź, dało się słyszeć ciche warknięcie.
– Przepraszam – odpowiedziała dziewczyna uniżonym tonem. – Nic nie zdobyłam. – Słysząc kolejne, głośniejsze warknięcie, pospieszyła z prośbą. – Daj mi jeszcze najwyżej tydzień. Nie zawiodę cię, przysięgam.
– Jeśli w określonym terminie nic nie dostanę, wszyscy dowiedzą się o twoich wybrykach, zrozumiałaś?
– Tak, szefie. Zrozumiałam.
Na zewnątrz panował już mrok, gdy Baekhyun wyszedł na werandę i oparł się o misternie zbitą balustradę, unosząc wzrok ku niebu. Pojedyncze gwiazdy mrugały, tworząc nieprzerwany ciąg, jakby liczyły ziemskie sekundy. Chłopak zatopił się we własnych myślach, co rusz zerkając na inną konstelację. Przez cały dzień czuł się dziwnie lekko, a przyjemne ciepło wlewało się do jego serca. Nie pamiętał, kiedy ostatnio nie musiał troszczyć się o wszystko dookoła. Miał wrażenie, że czas na trochę się dla niego zatrzymał, by mógł skorzystać z tego, co niesie mu życie.
Ciepłe, długie ramiona wyrwały go z zamyślenia, a głębokie mruknięcie sprawiło, że przekręcił głowę w bok. Błogi uśmiech wpełzł na jego twarz, gdy zrozumiał, że to dzięki temu mężczyźnie jest właśnie w tym miejscu, a nie gniecie się na kanapie przed telewizorem z miską niezdrowego jedzenia. Odwrócił się przodem do Parka, po czym splótł dłonie na jego karku, patrząc mu w oczy. W tamtej chwili czuł się naprawdę wyjątkowy.
– Dziękuję, Chanyeol.
– Za co? – zapytał czarnowłosy, marszcząc brwi.
– Za to, że mnie tu zabrałeś i że poświęcasz mi swój czas – odrzekł młodszy, lekko przyciskając palec do czoła drugiego. – Nie marszcz się, bo to ci nie służy.
Chanyeol zaśmiał się cicho, obdarzając chłopaka najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było go stać. Serce ścisnęło mu się na moment, po czym zaczęło bić niewyobrażalnie szybko. Uznał to za znak niecodziennego zawstydzenia. Nieczęsto ktoś dziękował mu za takie błahostki. Trudne myśli na nowo zaczęły krążyć po jego głowie, lecz starał się nie zwracać na nie uwagi. To nie był czas, ani miejsce na filozoficzne rozmyślania o życiu. Zresztą, dla niego nigdy nie był właściwy moment na podobne sprawy.
Chociaż nie było szczególnie ciepło, naszła go nagła ochota na wskoczenie do jeziora. Może jego pomysły były absurdalne, ale tak już miał i nic nie mogło tego zmienić.
– Chodźmy kąpać się w jeziorze – wypalił nagle, a w jego oczach rozszalały się wesołe ogniki.
– Oszalałeś?! – zawołał Byun, a potem roześmiał się obserwując, jak Park zdejmuje z siebie ubrania i wbiega do jeziora.
– No, chodź, Baek! – krzyknął starszy, zanurzając się do pasa w niemal lodowatej wodzie.
Pomimo że był pewien, iż na drugi dzień będzie chory albo co najmniej przeziębiony, jasnowłosy ruszył swój tyłek i poczłapał nieprzekonująco w kierunku jeziora. Wpatrywał się w drżącego bruneta, który zaraz przepłynął spory kawałek, a później wrócił i zaczął bawić się jak dziecko. Wyglądał całkiem inaczej niż wtedy, gdy poprzedniego dnia kochali się w nieznany do tej pory Baekhyunowi sposób. Student pospiesznie pozbył się swych ciuchów i ze śmiechem dołączył do Chanyeola.
– Zimna!!! – wykrzyczał, będąc już w wodzie po biodra. Złapał się za ramiona i pocierał je niecierpliwie, chcąc się jakoś rozgrzać.
Bez słowa Park zbliżył się do niższego i przyciągnął go w objęcia. Z początku tylko na niego patrzył, rozkoszując się magią chwili. Nie mogąc wytrzymać radości, która go ogarnęła, schylił się i chlusnął Byuna wodą. Nie obchodziło go, że tamten drży od ogarniającego go chłodu. Musiał się przyzwyczaić, a taka zabawa była najlepszym rozwiązaniem.
Wkrótce obaj ochlapywali się wodą bez żadnej przerwy na oddech. Wygłupiali się, popychali, łaskotali, czerpali z tych ulotnych minut tyle, ile tylko się dało. Gdy w końcu się zmęczyli, chłopak na powrót znalazł się w ramionach Chanyeola. Patrzyli sobie głęboko w oczy, nie skupiając się nawet na poprawnym oddychaniu. Cały świat dookoła zniknął w przeciągu kilku sekund. Wszystko było jakby inne, odkryte na nowo przez dziwną iskrę, która przeskakiwała między nimi, ale nie rozpalała ogniska i nie ujawniała się.
Księżycowy blask ubrał Baekhyuna w poświatę utkaną z gwiezdnego pyłu, a brunet całkowicie stracił głowę. W ciemnych tęczówkach widział nie tylko odbicie samego siebie, ale także niecodzienne ciepło, które pobudzało właśnie te bodźce, których najbardziej się bał. Jego serce ponownie niebezpiecznie załomotało. Od pewnego bolesnego momentu postanowił, że już nigdy nie ożywi do pracy swoich uczuć, by nie zostać zranionym. Życie najwidoczniej miało inne plany, gdyż z każdym dniem fragmenty jego ciała, jakby na nowo budziły się rażone wyższą energią, której źródło znajdował właśnie w tym drobnym chłopaku.


A/N: Cześć! Ostatnim razem polecaliście mi, żeby dodać to opowiadanie na Wattpad i... próbowałam. Ale czuję jakąś dziwną blokadę i chyba raczej Black & White nie znajdzie się tam. Wybaczcie. TT.TT Mimo to mam nadzieję, że prześlecie dalej link z tym ff, bo naprawdę jest mi bardzo miło, widząc, że ktoś docenia to, co publikuję.

sobota, 21 maja 2016

Black & White [7/12]

Długość rozdziału: 3541 słów

Nie mając innego wyjścia, Baekhyun przystał na propozycję Parka. W zasadzie było to raczej tak, że zwyczajnie chciał się wyrwać na kilka dni z domu, bo polubił spędzanie czasu w nieco inny sposób niż dotychczas. Pakując swoje rzeczy do wielkiej, czarnej torby, zastanawiał się, czy aby na pewno dobrze robi. Po półgodzinie i rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw uznał, że nie ma nic do stracenia, a może nawet zyskać. Upchnął jeszcze ostatnie rzeczy, po czym z trudem zasunął swój bagaż i otarł z czoła wyimaginowane kropelki potu.
            – Na ile dni jedziecie, że zabierasz taką wypchaną torbę? – spytał Jongin, na co młodszy podskoczył zaskoczony.
– Na dwa – odparł jasnowłosy, a jego przyjaciel odpowiedział zduszonym śmiechem. – Z czego się tak śmiejesz?
– Wygląda to, jakbyś spakował się na dwa ale tygodnie.
– Niech cię to nie interesuje.
– Tylko uważaj tam na siebie. Skoro ostatnio cię związał, to nie wiadomo, do czego posunie się teraz – powiedział prędko i nim zdążył wybiec z pokoju, oberwał w głowę poduszką.
– Co ty masz w tym swoim małym móżdżku? Nie jesteśmy królikami i nie będziemy się pieprzyć przez cały weekend – oznajmił szorstko chłopak, odwracając się, aby wziąć swoje rzeczy.
– A skąd ty możesz to wiedzieć? On zabiera cię do swojego domku nad jeziorem, więc tak jakby to on dyktuje warunki. – Kai upierał się przy swojej wersji, choć w tej kwestii jego zdanie i tak zupełnie się nie liczyło. – A tak poza tym to nie mieliście przypadkiem umowy, że będziesz się z nim kochał na jego życzenie?
– Jongin, przestań! Dwa dni temu byliśmy w wesołym miasteczku i chyba mogę uznać, że się kumplujemy! – Baekhyun wybuchnął. Patrzył drugiemu prosto w oczy, a z jego własnych emanowały niewidzialne błyskawice. Miał już po dziurki w nosie tego, że starszy sobie z niego żartował i nie widział nic oprócz seksu w jego stosunkach z Chanyeolem. To wcale tak nie wyglądało. Potrafili się ze sobą świetnie dogadać i w czasie kilku ostatnich spotkań bardzo dużo rozmawiali o swoich zainteresowaniach, aby lepiej się poznać.
Ich zaognioną wymianę zdań przerwał dzwonek telefonu Byuna. Natychmiast wyjął dzwoniące urządzenie z kieszeni i nacisnął zieloną słuchawkę, widząc imię Parka na swoim wyświetlaczu. Odebrał, nie zwracając już dłużej uwagi na kąśliwego Jongina i pogrążył się w rozmowie z biznesmanem. Ten przynajmniej potrafił go rozśmieszyć i sprawił, że jego oczy na nowo błyszczały w charakterystyczny dla siebie sposób. Wkrótce krótka rozmowa dobiegła końca i jasnowłosy na powrót schował telefon w spodniach.
– Muszę się zbierać. Chanyeol niedługo tu będzie – oznajmił, sięgając po torbę.
– Przepraszam, Baek – powiedział cicho ciemnowłosy, podchodząc do przyjaciela. Lekko go objął, wyrażając tym swoją szczerą skruchę. – Nie chciałem, żeby tak wyszło. Obiecuję, że już nie będę zachowywał się w ten sposób.
Baekhyun nie potrafił długo być zły na kogokolwiek, więc bez zastanowienia odwzajemnił uścisk, a potem lekko klepnął przyjaciela w głowę. Trochę go rozumiał, bo to dla nich obydwu była całkiem nowa sytuacja. Każdy starał się znaleźć własną metodę, by się w niej odnaleźć, jednak ta wybrana przez Kim okazała się nie być tą właściwą.
Po upływie zaledwie kilku minut Kai wyprowadził młodszego przed ich blok, aby się z nim należycie pożegnać. Co z tego, że już wcześniej w mieszkaniu żegnali się z dobre pięć razy. Co z tego, że student wyjeżdżał tylko na weekend. Traktowali się jak rodzeni bracia i zwykle nie rozstawali się ze sobą na dłużej niż jeden dzień. Kiedy ostatecznie Park zatrąbił poirytowany, bo czekał już jakiś czas, Byun odsunął się od taksówkarza.
– Miłej zabawy. – Jongin pomachał, a potem wcisnął dłonie w kieszenie.
– Dzięki. Uważaj na siebie i nie spal mieszkania, jak będziesz gotował – zażartował Baekhyun, wsiadając do auta. Swoje rzeczy wrzucił wcześniej na tylne siedzenie.
– Dzień dobry, Baekhyun – przywitał się mężczyzna, rzucając zalotne spojrzenie, na co jasnowłosy zachichotał pod nosem.
– Dzień dobry, panie Park. Jak się pan dzisiaj miewa? – spytał i lekko przygryzł wargę. Uwielbiał niekiedy droczyć się, używając słowa „pan”. To pozornie ochładzało ich relacje, ale w istocie było inaczej. Pozwalało to im posuwać się o krok dalej, odkrywać wzajemnie swoją psychikę, by potem móc swobodnie spędzać ze sobą czas niezależnie od czasu i miejsca.
– Wybornie – odrzekł starszy, uchylając nieco szybę, aby chłodne powietrze orzeźwiło ich twarze. – Ale będę czuł się jeszcze lepiej, kiedy dotrzemy na miejsce.
Większość drogi minęła im w ciszy, lecz nie była ona niezręczna. Poprzez czas, który ze sobą spędzili, dawno odegnali ciemne chmury zakłopotania czy zawstydzenia wzajemną obecnością. Może jeszcze nie byli na poziomie, gdzie mogli rozmawiać o dosłownie każdej rzeczy, jednak było wiele spraw, w których potrafili się dogadać, mimo iż znali się stosunkowo niedługo.
Łagodne obłoki przesuwały się po wieczornym niebie, gdzie słońce chyliło się ku zachodowi. Baekhyun ziewnął cicho, obserwując to, co działo się za oknem. Po wyjeździe za miasto oglądał zmieniający się krajobraz. Z początku były to pojedyncze domy, a dookoła nich kręciło się mnóstwo zapracowanych ludzi czy też biegały dzieci. Później wszystko przerodziło się w pola, na których końcu sklepienie niebieskie składało czcze pocałunki na życiodajnej ziemi. Wreszcie całość zamieniła się w gęsty las, poprzedzony pojedynczymi drzewami różnorakiego gatunku.
Ciemność wysokich świerków, jodeł i innych iglastych nie wzbudzała strachu. Raczej siała magię, zapraszała w głąb gąszczu, gdzie dzikie jelenie, wilki czy lisy czekały na przybycie człowieka, choć tak naprawdę nie chciały się z nim spotkać. Przez lekko odkręconą szybę do wnętrza pojazdu subtelnie przemykał się zapach słodkiej żywicy i aromatycznego igliwia, który wspaniale oddawał urok miejsca, przez które przejeżdżali. Nie było w tamtym momencie nic, co mogłoby zakłócić panujący dookoła spokój.
Kiedy oczom jasnowłosego ukazał się wyłożony kamieniami długi podjazd prowadzący wprost do drewnianego domku, był niemal pewien, że właśnie dojechali na miejsce. Tak też właśnie było. Po wjechaniu samochodem do garażu Park wysiadł, a potem zabrał swoje rzeczy. Jego towarzysz uczynił to samo i podążył za starszym, aby nie zgubić się w nieznanej okolicy.
Znajdowali się w zupełnie odosobnionym miejscu, gdzie chyba nie było żywej duszy. Wokoło rozciągała się tylko polana, a dalej za nią las. Niedaleko domu było jezioro, a gdzieś w oddali widać było inne budynki. Chłopak jednak nie zastanawiał się długo, bo został zawołany do środka domu.
Wnętrze przebiło jego najśmielsze oczekiwania. Dosłownie wszystko pachniało drewnem, czyli było tak, jak to w domku w lesie być powinno. Przedpokój był całkiem spory. Na ścianach wisiały różne obrazy i zdjęcia, a przy lewej ścianie znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętro. Po prawej stronie był mały salonik, co Baekhyun wywnioskował z powodu braku drzwi, a jedynie łuku, jaki zapraszał, by wejść do środka, usiąść na kanapie i rozgościć się. Stał tam też niewielki telewizor i biurko. Tuż obok była równie nieduża kuchnia, gdzie stały najbardziej podstawowe sprzęty.
Na wprost wejścia do domku ulokowane były drzwi, wyglądające na niezwykle masywne, jakby skrywały jakąś wielką tajemnicę. To właśnie tam poszedł Chanyeol, a student powlókł się tuż za nim. Jeśli wydawało mu się, że to on zabrał za dużo rzeczy w swojej niewielkiej, wypchanej torbie, to biznesman wziął ich ze sobą, jak gdyby przyjechali tu na miesiąc. Miał bowiem w zanadrzu całkiem sporą walizkę i dziwną torbę, w której coś zagruchotało, gdy postawił ją na ziemi.
– Co tam zabrałeś? – spytał śmiało młodszy, spoglądając, jak wyższy zmierza do łazienki dołączonej do, jak się okazało, sypialni.
– Najpotrzebniejsze rzeczy – odrzekł ogólnikowo mężczyzna.
Może nie było jeszcze nocy, ale obaj byli nieco zmęczeni podróżą i uznali, że to idealna pora, żeby się wykąpać. Pierwszy zrobił to Chanyeol, a wówczas student miał szansę, aby jeszcze raz dokładnie rozejrzeć się po domu. Czuł się trochę nieswojo, ale musiał się upewnić, że rano przypadkiem nie wyjdzie na zewnątrz, zamiast udać się do toalety. Bardzo spodobało mu się to, że wszystko przyjemnie błyszczało i wyglądało na dopiero co kupione. Cóż, stwierdził w myślach, skoro jest bogaty, to może mieć wszystko, czego tylko zapragnie.
Nim zdążył pójść gdziekolwiek dalej, mężczyzna oznajmił, że prysznic jest już wolny. Chłopak czym prędzej pobiegł po swoje rzeczy i zajął łazienkę. Mocny, znajomy zapach unosił się po pomieszczeniu, pieszcząc nozdrza Baekhyuna. Od razu ukazał mu się przed oczami Chanyeol, kiedy pierwszy raz poszedł z nim do łóżka. Naprędce odgonił te myśli, rozebrał się i wszedł pod strumień ciepłej, kojącej wody.
Kiedy już wyszedł, Park leżał na łóżku, przeglądając coś w swoim telefonie. Ujrzawszy młodszego, natychmiast odłożył urządzenie na szafkę obok. Uśmiechnął się do chłopaka, a potem wstał i podszedł do niego. Z pewną czułością założył mu za ucho wilgotne włosy i pocałował go mocno w usta. Duże dłonie natychmiast wylądowały na drobnej talii, jakby to było ich jedynym przeznaczeniem. Młodszy nie umiał się opierać, bo nawet nie zdążył się tego nigdzie nauczyć. Posłusznie rozchylił wargi, czując błagalne ruchy języka starszego.
– Rozbierz się – polecił Chanyeol, gdy odsunął się od młodszego.
Drugi natychmiast zdjął koszulkę i dresy, nie bardzo wiedząc, co powinien robić jako następne. Zagryzł wargę, uciekając wzrokiem w bok. Wiedział, że mężczyzna na niego patrzy.
– Bieliznę też zdejmij, a potem uklęknij przy łóżku tyłem do mnie – mówił dalej czarnowłosy, będąc w stu procentach świadomym tego, co chce zrobić.
Nieco podenerwowany i zdezorientowany Baekhyun zsunął z siebie bokserki, zostawiając je na podłodze. Jak mu nakazano, uklęknął obok łóżka, plecami zwracając się do Parka. Patrzył na ścianę przed sobą. Powinien był już przyzwyczaić się do takich dziwactw, ale te zwykle ujawniały się z zaskoczenia. W ciągu ostatnich tygodni nie uprawiali seksu w jakiś niekonwencjonalny sposób, nie korzystali z żadnych zabawek. Od dnia, kiedy jasnowłosy miał związanie dłonie krawatem, nie wydarzyło się nic, na co warto było zwrócić szczególną uwagę.
Na kolejne polecenie spuścił głowę i wystawił dłonie na bok, wyczekując tego, co miało zaraz nadejść. Do jego uszu docierały kroki Chanyeola, rozsuwanie suwaka torby i ciche westchnięcia. Miał wrażenie, że jego serce zmarło, chociaż w takim momencie powinno zachowywać się jak ptak, który chce wydostać się z klatki. Mimo to jego ciało nie było napięte, a nawet dziwnie rozluźnione. Uznał, że nie ma się czego obawiać, bo starszy nigdy nie zrobiłby mu krzywdy. Ufał mu.
Bez zbędnego pośpiechu brunet zbliżył się do Byuna. Ścisnął w dłoni rękojeść szpicruty i delikatnie przesunął nią wzdłuż pleców i ramienia chłopaka. Widział, jak cały drży, a na całym ciele pojawia się gęsia skórka. Uśmiechnął się lekko. Wziął zamach i wymierzył raz w otwartą dłoń swojego partnera. Usłyszał tylko, że tamten gwałtownie wciągnął powietrze.
– Czy to bolało? – spytał poważnie, nie przestając muskać palcatem aksamitnej skóry.
– Nie – odrzekł szczerze Baekhyun.
– Widzisz, chodzi o to, że ból powstaje w twojej głowie. Kiedy widzisz coś, co kojarzy ci się z bólem, zaboli, gdy tego dotkniesz – wyjaśnił, stając za młodszym i kładąc dłoń na jego miękkich włosach. Jeszcze raz, ale używając mniej siły, klepnął go w dłoń. – Połóż się na plecach, na łóżku – polecił kuszącym szeptem.
Nie wiedząc, czego powinien się spodziewać, jasnowłosy wgramolił się na ogromne łoże i ułożył się tak, jak mu kazano. Bacznym spojrzeniem obserwował nagiego mężczyznę. Owszem, teraz już w jego ciele zaczynał kłębić się strach, bo po raz pierwszy został czymś uderzony i to w taki sposób. Przełknął ślinę, widząc, jak Park zbliża się do niego. W rękach trzymał kilka przedmiotów, ale wszystko działo się zbyt szybko, by mógł je z miejsca nazwać.
Jako pierwszy poczuł sznur na swojej kostce. Jego drobnym ciałem wstrząsnęły nieznaczne dreszcze, zaś jego oczy nienaturalnie się rozszerzyły. Mimo słabego księżycowego światła, jakie wpadało przez duże okno, wszystko doskonale rozpoznawał. Zaraz też został przywiązany do ramy łóżka obiema stopami, na co począł panikować.
– Ch-chanyeol? Chanyeol, dlaczego… to robisz? – spytał Baekhyun, czując kolejny węzeł, tym razem na nadgarstku.
– Nie bój się – odpowiedział wyższy i uśmiechnął się uspokajająco. – Przysięgam, że cię nie skrzywdzę. Zaufaj mi, dobrze?
Student zareagował pewnym skinieniem głowy. Wziął głęboki oddech, powtarzając sobie, że to nie jest nic poważnego i że niewątpliwie niczego nie będzie żałował. Wkrótce też jego obie dłonie zostały przywiązane do metalowej ramy. Nim zdążył wyrazić to, jak się czuje, Chanyeol założył mu na oczy opaskę. Teraz mógł tylko snuć domysły, co działo się dookoła. Z drugiej strony miał okazję, by pobudzić wszystkie zmysły do intensywnej pracy i odbierać każde doznanie na nowo.
– Pamiętaj, że ból powstaje tylko w twoim umyśle – oświadczył Park kolejny raz. On sam nie bał się niczego. Robił takie rzeczy już mnóstwo razy, w końcu miał innych partnerów. Obawiał się tylko tego, że jasnowłosy może zacząć się szarpać i będzie chciał uciec.
Zdecydowanym ruchem podniósł z podłogi pejcz i w nieco drażniący sposób przesunął rzemykami po wewnętrznej stronie uda Baekhyuna. Do jego uszu dotarło ciche sapnięcie. Jego oczy za to cieszyły się widokiem drobnego ciała, skąpanego w księżycowym blasku. Gdyby mógł, od razu przystąpiłby do rzeczy, jednak on lubił najpierw się zabawić. Niezbyt mocno wycelował w drugą nogę i dostrzegł, jak wszystkie mięśnie chłopaka spięły się. To go jednak nie usatysfakcjonowało. Pragnął czegoś więcej.
Leżąc w obezwładniającej niewiedzy, jasnowłosy nie do końca wiedział na czym się skupić. Słuch go zawodził, gdyż czarnowłosy zachowywał się niezwykle cicho. Wobec tego musiał zdać się na zmysł dotyku. Łagodne mrowienie na wrażliwych udach sprawiało, że krew zaczęła szybciej krążyć mu w żyłach, jednak niespodziewane uderzenie, dosłownie zamknęło mu usta. Nie było już przestraszony, ale zdezorientowany, a może nawet lekko podekscytowany. Czekał na dalsze posunięcia starszego, chcąc napawać się nowymi doświadczeniami.
Kolejny raz wymierzony w zaróżowione udo Byuna sprawił, że westchnął cicho. Gdy w czasie paru następnych uderzeń pojedyncze rzemyki drażniąco musnęły jego męskość, dość głośno jęknął, czując przyjemne fale przepływające przez jego ciało. W jego głowie pojawiła się myśl, że następnego dnia nie będzie mógł chodzić, ale szybko ją przegonił. Nie liczyło się to, co miało być jutro. Jeszcze jeden bat i niemal krzyknął, wyginając plecy w łuk. Nie potrafił uspokoić rozszalałego bicia serca, które było spowodowane rosnącym podnieceniem.
Satysfakcjonując się osiągniętym efektem – zaczerwienioną skórą, urywanymi jękami, w których potrafił usłyszeć nieme błaganie – Park postanowił, że to już pora przejść dalej. Odłożył swoją zabawkę na podłogę, a potem zajął miejsce pomiędzy rozsuniętymi nogami Baekhyuna. Miał ochotę bez końca wpatrywać się w neurotycznie falującą klatkę piersiową, jednak gdzieś podświadomie chciał, aby ich ciała złączyły się w jedność choć na kilka sekund. Mimo iż nie żywił do chłopaka głębszych uczuć, nie był obojętny na jego stan. Taki miał już charakter.
Mężczyzna bardzo ostrożnie uniósł biodra młodszego w górę, a potem wsunął jeden nawilżony palec w jego wejście. To, że zwykle kierowało nim pożądanie, nie czyniło, że zapominał o komforcie partnera. Niezbyt szybko i należycie, przygotował go, wsłuchując się w wydawane przez jasnowłosego erotyczne westchnięcia. Gdy w pewnej chwili jego trzy palce trafiły w wrażliwy kłębek nerwów Baekhyuna, natychmiast wysunął dłoń, a drugi tylko zaskomlał.
– Będę delikatny – powiedział czarnowłosy, zniżając głos do szeptu, a Byun tylko skinął niemrawo głową.
Chanyeol dość powoli wszedł w niego, choć niewiele czasu minęło od ich ostatniego seksu i miał pewność, że tamten jest już przyzwyczajony. Nie był mu jednak konieczny żaden pośpiech, bo miała to być obopólna przyjemność. Każdy ich stosunek traktował jak wysoce wartościowy akt, a nie szybki numerek. Po kilku chwilach z wolna poruszył biodrami, czerpiąc rozkosz z ciepła otaczającego jego członka. Przygryzł wargę, trochę mocniej zaciskając dłonie na biodrach chłopaka, który jęknął bezwstydnie.
Nawet jeśli związane nogi i ręce nie pozwalały jasnowłosemu objąć swojego kochanka i przycisnąć go do siebie mocniej, starał się być jak najbliżej niego. Subtelnie wychodził na spotkanie jego pchnięciom, pragnąc poczuć go jeszcze bardziej. Dłonie zacisnął w pięści na wolnej części sznurka i z całej siły uniósł się lekko do góry, by ich piersi na moment się zetknęły. Czuł, jak pęta drażnią jego nadgarstki i kostki, a miejsca po uderzeniach niemiłosiernie pieką, jednak i to nie mogło równać się przyjemności, jaką czerpał z bliskości ciała bruneta.
– Chanyeol… – sapnął mniejszy, odchylając do tyłu głowę. Jak tylko poczuł na swej szyi gorące, wilgotne usta, na nowo pogrążył się w morzu ogarniających go uczuć. Nie znaczył dla tego faceta nic, a mimo to miał wrażenie, że to dzięki przeznaczeniu się spotkali. Nie kochał go. Nie był nim zauroczony, lecz chciał być zawsze tak blisko, jak tylko było to możliwe. – Chanyeol, błagam… Szybciej…
Na urzeczywistnienie prośby nie musiał długo czekać. Ruchy Parka stały się szybsze, ale wcale nie były mniej płynne czy nieodpowiednie. Obydwaj mieli dokładnie to, czego pragnęli, co siedziało głęboko zakorzenione w ich umysłach. Gdy raz po raz prostata Baekhyuna była drażniona przez męskość Chanyeola, coraz szybciej nadchodziła wyczekiwana chwila.. Zupełnie niespodziewanie jasnowłosy krzyknął z przyjemności, obficie dochodząc na swój brzuch. Czarnowłosy osiągnął spełnienie wkrótce po nim, a potem zdjął opaskę z oczu chłopaka, pozwalając mu spojrzeć na swą uśmiechniętą twarz.
Zaraz też rozwiązał sznury krępujące jego nadgarstki oraz kostki. Ułożył się obok niego, przytulając go do swojej rozgrzanej piersi. Delikatnie odgarnął grzywkę z czoła jasnowłosego, patrząc mu w oczy. Znajome iskierki tańczyły radośnie w jego tęczówkach, kiedy ostrożnie układał dłonie na klatce piersiowej Parka. Ten spojrzał w dół i dostrzegł mocno czerwone pręgi w miejscach, które jeszcze przed chwilą były związane. Uniósł je do ust i troskliwie ucałował, jakby chciał przeprosić za to, co zrobił.
– To nic – wyszeptał Baekhyun lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął, po czym na jego usta wpełzł lekki uśmiech. – To nie może się równać z niczym, czego kiedykolwiek doświadczyłem w życiu.
Te słowa zdawały się nie zaskoczyć Chanyeola. Przeczesał palcami włosy Byuna, wciąż chłonąc jego słodki zapach. – Jesteś piękny – mruknął gardłowo i odsunął się.
Nie odzywając się już ani słowem, skierował swoje kroki do łazienki, pozwalając partnerowi trochę ochłonąć. Odkręcił ciepłą wodę, napełniając nią wannę. Dolał sporo olejku o aromacie wanilii, co było przyjemnym ukojeniem dla zmysłów i ciała. Powietrze dookoła stało się nieco wilgotne i ciężkie, na co ziewnął, a potem się zaśmiał. Otworzywszy drzwi do sypialni, całe ciepłe powietrze uleciało z niewielkiego pomieszczenia, a zmęczony student leniwie podparł się na łokciach.
Wciąż nic nie mówiąc, mężczyzna wziął Byuna na ręce i zaniósł go, aby mogli się razem wykąpać. Uważał przy tym, by nie dostarczyć mu dodatkowego, niepotrzebnego bólu, gdyż z pewnością piekły go uda i uprzednio podrażnione sznurem miejsca na wrażliwej skórze. Chanyeol bardzo pomału usadził młodszego w wannie i zajął miejsce tuż za nim. Lekko przyciągnął go do siebie, by się oparł i zrelaksował.
– To było naprawdę coś niesamowitego – powiedział cicho chłopak, wpatrując się w sufit. Słodkawy zapach napawał go energią, lecz jednocześnie uspakajał rozszalały organizm po nowych doświadczeniach. – Chociaż przyznam, że na początku trochę się bałem – dodał już nieco ciszej, jakby wstydził się własnych odczuć.
– Mówiłem ci, że cię nie skrzywdzę, prawda? – Park przesunął dłonią po ramieniu jasnowłosego, ledwie go dotykając. – Nie mógłbym tego zrobić, bo wiem, że mi ufasz. Nawet jeśli nie znamy się długo… To wydaje się być nierealne, a jednak jest prawdziwe.
Po cudownej, odprężającej kąpieli obaj położyli się spać. Powieki Baekhyuna ciążyły mu już od jakiegoś czasu, utrudniając prawidłowy kontakt ze światem, dlatego zapadł w sen od razu po tym, jak ułożył głowę na miękkiej poduszce. Czarnowłosy otoczył niższego ramieniem, napawając się przyjemnym ciepłem płynącym z bliskości drugiej osoby. Przymknął oczy, zanurzając nos w puszystych włosach chłopaka, jednak jeszcze jakiś czas nie mógł zasnąć.
Po raz kolejny odwiedziły go dziwne myśli, których znaczenia nie potrafił zrozumieć. Gubił się we wszystkim, co się działo, choć pokazywał światu, że ma wszystko pod kontrolą i nigdy w nic nie miesza uczuć. Tak przynajmniej było kiedyś. Teraz powoli coś się zmieniało, ale nie potrafił nad tym zapanować. Nie umiał także odszukać źródła dręczącego go problemu, dlatego odsuwał to na bok, starając się żyć tak jak to robił do chwili obecnej.
Przeciągając się i ziewając szeroko, Byun otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła, ale widział tylko szarość, co uświadomiło go, że jest jeszcze noc. Zerknął na najbliższy zegar, utwierdzając się w swoich przekonaniach. Dochodziła piąta rano, więc nie było jeszcze pory na wstawanie. Bardziej zmartwił go fakt, że Chanyeola już nie było obok. Westchnął cicho i wygrzebał się spod kołdry, a potem wziął za dużą koszulę olbrzyma i narzucił ją na siebie, zapinając byle jak.
Jego uwadze prawie umknęły uchylone drzwi, które prowadziły prawdopodobnie na zewnątrz. Tego nie wiedział, dlatego postanowił to sprawdzić. Lekko popchnął jedno duże skrzydło, które otworzyło się i przeszywający wiatr oplótł jego drobną postać. Zadrżał. Jego wzrok spoczął na dwóch krzesłach, niewielkim stoliku i zorientował się, że jest na werandzie, a na jednym z krzeseł siedzi znajoma postać. Stąpając cicho, podszedł do mężczyzny. Oparł dłoń na jego ramieniu, spoglądając w bezkresny szafir nieba, na którym przestały już migotać gwiazdy.
– Dlaczego wstałeś? – odezwał się brunet, odwracając głowę. – I dlaczego masz na sobie tylko moją koszulę? Zwariowałeś? Chcesz zachorować?
Ruchem ręki student powstrzymał Parka, nakazując mu zostać na miejscu. – Poczułem się wyspany, a potem zauważyłem, że cię nie ma. Poszedłem cię szukać – odrzekł cicho, mierząc towarzysza wzrokiem. – Sam masz tylko byle jakie dresowe spodnie, więc nie przejmuj się tą koszulą.
– Ale… No dobrze, więc chodź tutaj. – Chanyeol poklepał swoje kolana, szczerząc zęby w zachęcającym uśmiechu. – Zaraz będzie wschód słońca. Chciałbym go z tobą obejrzeć.
Baekhyun posłusznie zajął miejsce na kolanach mężczyzny, opierając się plecami o jego chłodny tors. Wpatrywał się w bezkres, który pomału był uwalniany z ramion ciemności. Błękitnoszare niebo pokrywało się orgią oranżu i czerwieni doprawionych szczyptą nietuzinkowego blasku, co dawało wyraźny znak, że świat budzi się do życia. Wszystko to było jak nowy obraz. Wszechświat był wybitnym malarzem, a sklepienie niebieskie nędznym płótnem, które przeistaczało się w przyrodnicze arcydzieło.
Park troskliwie objął jasnowłosego w talii i ułożył głowę na jego wątłym ramieniu. W jego głowie pojawiło się przekonanie, że każdy poranek mógłby spędzać w ten sposób. Czuł się naprawdę wspaniale i nie pamiętał, kiedy ostatnio było mu tak swobodnie. Jedno pozornie nieznaczące spotkanie wywróciło jego życie do góry nogami i teraz tkwił w samym środku ziemskiego nieba. Wkrótce jednak i to miało ulec zmianie, jakiej nigdy by się nie spodziewał.
 


A/N: Cześć wszystkim! Chciałam tylko podziękować za wszystkie komentarze, choć z niewiadomych przyczyn jest ich coraz mniej. Mimo wszystko cieszą mnie i upewniają, że chyba jednak nie piszę tak źle, jak czasami mi się wydaje.