Momo była bardzo łagodną, ale i przebiegłą
kotką. Najczęściej wygrzewała się na parapecie, beztrosko pomrukując w
złocistych promieniach słońca, ale gdy Baekhyun nie patrzył, ochoczo paradowała
po komodach lub piłowała sobie pazurki o ich brzegi. Wrodzona gracja nakazywała
jej zręcznie omijać porozrzucane ubrania czy pędzle. Kiedy granatowa noc
spowijała niebo, Momo skradała się pod kołdrę malarza jak najbardziej doświadczona
kochanka, bezszelestnie i skutecznie. Jej delikatna, puszysta sierść łaskotała
go, ale kotka nie zamierzała zmieniać swojego zachowania, nawet gdy Byun
bezlitośnie odsuwał ją od siebie.
I mimo że Baekhyun nigdy wcześniej nie
posiadał własnego zwierzęcia, intuicja podpowiadała mu, co miał robić. Dlatego
też kilka dni po znalezieniu kotki zabrał ją do weterynarza. Sam na siebie
skąpił, kiedy łapało go najlżejsze przeziębienie, jednakże teraz czuł się
odpowiedzialny za coś, co posiadał. Nie mógł tego zaniedbać, bo wtedy poczułby
się źle sam ze sobą. Weterynarz dokładnie obejrzał i zbadał Momo, ale nie
stwierdził u niej żadnych nieprawidłowości czy pasożytów. Malarz opuścił
gabinet z uśmiechem ulgi na ustach. Później wybrał się, aby zakupić kotce odpowiednie
dla niej jedzenie, choć i tak mieszał je z resztkami tego, czego sam nie zjadł.
Następne dni toczyły się bardzo wolno i
odnosiło się wrażenie, że nie mają końca. Byun zdjął ze sztalugi namalowane
ostróżki i z obrzydzeniem wcisnął płótno za komodę. Obraz, który przedtem
wydawał mu się całkiem ładny, kojarzył mu się teraz z tym, co zrobił. A
doskonale zdawał sobie sprawę, że dotkliwie zranił Kyungsoo, wykorzystując jego
chłopaka dla zaspokojenia własnych żądzy. Baekhyun otworzył okno i pozwolił, by
ciepły wiatr pogardliwie smagał jego policzki. Nie mając nic w planach, położył
się na materacu, lustrując wzrokiem odrażającą biel sufitu. Momo wskoczyła mu
na pierś i tam zwinęła się w kłębek, a on mógł pogrążyć się w rozmyślaniach.
Wiedział, że postąpił źle i całkowicie
niepoprawnie, ale gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że nikt nie dowie się o
tej jednej nocy z Jonginem. Bardzo się mylił. Odetchnął ciężko, przesuwając
dłonią po twarzy. Z drugiej strony wydawało mu się, że i tak nie umiałby znieść
myśli, że zrobił coś takiego i pewnie sam przyznałby się przed przyjacielem. To
chyba zabolałoby mniej, niż widok dwóch nagich, splecionych ze sobą ciał.
Jeszcze nie docierało to do niego, ale poczucie winy już dawno wyżarło w nim
ogromną dziurę. Nie potrafił skupić się na czymś innym. Brudny obraz tamtej
nocy raz po raz zalewał mu oczy i widział go nawet wtedy, go energicznie
potrząsał głową.
Usiadł, niechcący zrzucając z siebie kotkę,
która tylko miauknęła przeciągle i przemaszerowała w inne miejsce, a potem wstał,
zbierając w sobie całą odwagę. Może zachował się jak świnia i Kyungsoo wyraźnie
dał mu do zrozumienia, że to koniec ich znajomości, ale nie chciał tak łatwo
odpuścić. Poza nim nie miał nikogo, a Momo nie mogła pomóc mu w życiu w żaden
sposób, nawet jeśli delikatnie rozjaśniała każdy dzień swoją obecnością. Z
trudem przełknął ślinę, kierując się w stronę komody. Wyciągnął z niej
najlepsze czarne spodnie i białą koszulę. Chciał prezentować się nienagannie,
okazując starszemu należyty szacunek, czego zwykle nie robił.
Pół godziny później z szybko bijącym sercem
szedł do budynku, gdzie pracował Do. Po drodze wstąpił do kwiaciarni, żeby
kupić bukiet w ramach przeprosin, ale zrezygnował z tego pomysłu. Uznał, że to
zbyt romantyczne i wtedy byłoby
niezręcznie. Wszedł więc do cukierni i poprosił o największą i najsmaczniejszą
bombonierkę. Zapłacił, podczas gdy ekspedientka pakowała pudełko do torebki, a
potem podziękował i wyszedł. Spojrzał w niebo, jakby tam mógł znaleźć odpowiedź
na pytanie, czy postępuje właściwie. Zacisnął dłonie w pięści, decydując się
przystać przy podjętej decyzji. Nie chciał się cofać. Zawsze dążył do
wyznaczonego celu i jeśli coś powiedział, nie zmieniał zdania.
Stał przed drzwiami biura Kyungsoo, a nogi
miał jak z waty. Drżącą dłonią nacisnął klamkę, po czym postąpił parę kroków do
przodu, zanurzając się w przestronnym, szarym wnętrzu. Nie było już nikogo,
poza jednym niskim mężczyzną głęboko pogrążonym w swoich obowiązkach. Do
Kyungsoo nigdy nie lekceważył zadań, jakie zostały mu powierzone, dlatego
często spędzał przy biurku więcej czasu niż jego koledzy. Baekhyun odetchnął
widząc znajomą czuprynę, a potem pomału podszedł bliżej, jakby bał się, że coś
złego może się stać.
Słysząc chrząknięcie, starszy podniósł głowę,
a jego oczy natychmiast zamieniły się w dwie wąskie szparki. Nieprzyjemny
grymas wykrzywił jego twarz, gdy wstawał i okrążał swe stanowisko pracy.
– Po co tu przyszedłeś? Czy nie wyraziłem się
dostatecznie jasno, że nie chcę oglądać twojej twarzy mniej więcej do końca życia?
– Głos Kyungsoo był szorstki i jakże obcy, lecz jego palce drżały, jak gdyby
walczył sam ze sobą.
– Chciałem przeprosić – odparł Byun, cały
czas trzymając głowę nisko.
– Po co mi twoje przeprosiny, skoro i tak są
fałszywe?! Nigdy nie nauczysz się żałować za coś, co zrobiłeś, bo już dawno
zapomniałeś, jakie to uczucie. Jesteś jak jedna wielka skorupa. Udajesz,
kopiujesz zachowania innych, żeby wyglądało na to, że coś odczuwasz, ale prawda
jest inna – wyrzucił z siebie Do, a Baekhyun tylko zacisnął wargi, nie mając
ochoty na kłótnie.
– Chciałem przeprosić za to, że zachowałem
się jak świnia – zaczął, nie zważając na poprzednie słowa starszego. – Obaj
dobrze wiemy, że wykorzystałem Jongina. On tego nie chciał. Widziałem, że się
zmuszał, a mimo to nie przestał. Pewnie i tak wszystko by się wydało prędzej
czy później. – Malarz powoli uniósł wzrok na Kyungsoo, a potem zwilżył językiem
spierzchnięte wargi. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Byłeś jedyną osobą, która
przy mnie była. Teraz nie mam nikogo. Kupiłem ci czekoladki, ale to pewnie
będzie wyglądać jak forma przekupstwa. Dlatego bez tego proszę cię o wybaczenie
i jeszcze jedną szansę.
Kyungsoo patrzył na młodszego obojętnie,
dopiero po chwili zorientował się, że słów tych nie mógł się wyuczyć. Były one
całkiem szczere. Kiedy Baekhyun podniósł wzrok, wyczekując odpowiedzi, mógł
dostrzec czysty żal wymalowany na jego twarzy. Nigdy nie widział u niego czegoś
takiego. Zazwyczaj wyraźnie dostrzegał wszystkie humory i uczucia, które malarz
uważał za nieistniejące, bo nie potrafił ich przywołać. Tak było i tym razem.
Niepewnie podszedł bliżej i ostrożnie przytulił go.
– Już dobrze, Baek. Jestem w stanie ci
wybaczyć – powiedział cicho, mocno przyciskając dłoń do pleców przyjaciela. Tak
naprawdę te dni bez niego były dziwnie przykre i nie do zniesienia. Brakowało
mu go i na moment przestał czuć się potrzebny, a to z kolei wywołało u niego
niespotykaną niechęć do samego siebie. – Tylko musisz mi obiecać, że to był
pierwszy i ostatni raz.
◄►
Śmiejąc się, jakby nigdy nic się nie
wydarzyło, Baekhyun i Kyungsoo szli do pobliskiego baru na spóźniony obiad.
Malarz czuł się lżej. Czarne jak burzowe chmury myśli odpłynęły, gdy tylko
poczuł ciepły dotyk Do. Wcześniej bał się, że zostanie odepchnięty jak zmoczony
deszczem kundel na przystanku, ale okazało się inaczej. Był świadomy tego, że
podobna sytuacja nie może się powtórzyć, bo wtedy będzie to definitywny koniec
ich znajomości i następnej szansy już nie dostanie.
Usiedli przy pierwszy lepszym stoliku
naprzeciwko wejścia. Z powodu ograniczonych środków przy sobie zamówili średnią
pizzę Margheritę i po butelce wody. Atmosfera była trochę niezręczna, lecz
proste rozmowy o muzyce czy pogodzie z wolna rozluźniały ten paskudny węzeł. Później
temat przesunął się na ostatnie dni i Byun opowiedział o tym, jak przygarnął
bezdomnego kota, a przyjaciel pochwalił go. U niego za to nie działo się nic
ciekawego. Masa papierów w pracy i kilka sprzeczek z Jonginem z powodu późnych
powrotów i frustracji. Nic specjalnego.
– A poza tym między wami wszystko w porządku?
– wydusił niepewnie Baekhyun, przesuwając nerwowo palcami po brzegu stolika.
– Jeśli chodzi o tamten incydent, to wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie masz się o co martwić
– wytłumaczył starszy, przenosząc spojrzenie z okna na drzwi i na bibeloty,
jakby szukał ucieczki. Nie chciał wspominać o tym, jak Jongin płakał i błagał
go, by wciąż byli razem, mimo iż Kyungsoo wiedział, że nic nie było jego winą.
– Nie każę ci się trzymać od niego z daleka, bo widzę, że sam uważasz to za
pomyłkę. – Na to malarz skinął pewnie głową.
Ich zamówienie wkrótce zostało podane przez
młodego kelnera. Byun powiódł za nim wzrokiem, lecz nie miał wobec niego
żadnych zamiarów. Po prostu to wydało mu się lepsze, niż bezsensowne
wpatrywanie się w nieinteresujące nakrycie. Odetchnął, biorąc jeden kawałek
pizzy, a potem ugryzł go z największą ochotą. Stres wywołany rozmową z
przyjacielem przyprawił go o głód i ból brzucha.
– Jak stoisz z pieniędzmi? – spytał nagle
Kyungsoo, otarłszy usta bordową serwetką. Sięgnął po butelkę z wodą, a potem
wlał jej trochę do szklanki.
– Przez ostatni czas na wszystko mi
wystarczało, ale jest ich coraz mniej – odparł Baekhyun, po czym westchnął
ciężko. – Nie mam już siniaków, więc mogę iść do klubu.
Starszy skrzywił się, marszcząc brwi. Kilka
razy zdarzyło mu się widzieć przyjaciela w
akcji i nie pochwalał tego. – Przecież lepiej by było, gdybyś znalazł sobie
pracę. Stałe dochody, zero problemów. Tylko musisz być punktualny i dokładny w
wykonywaniu swoich obowiązków.
– Problem w tym, że ja się do niczego nie
nadaję – skwitował Byun, a następnie wepchnął sobie do ust spory kawałek dobrze
wypieczonego ciasta.
– Nieprawda. Problem tkwi w tym, że wydaje ci
się, że jesteś bezużyteczny. – Do wymownie uniósł brwi do góry, jak gdyby
chciał pokazać, że istotnie ma rację. – Myślę, że mogliby cię przyjąć jako
pomoc do jakiegoś sklepu czy coś takiego.
Baekhyun zbył propozycję przyjaciela cichym
prychnięciem i wrócił do jedzenia. Nie wziął więcej niż połowę, bo nie miał
ochoty. Do końca nie był nawet pewien, dlaczego zjadł aż tak dużo, bo właśnie
zachciało mu się wymiotować. Powoli popił więc wszystko wodą, żeby nie zrobić z
siebie głupka w miejscu publicznym. Nie chciał stwarzać dodatkowych kłopotów,
bo wcale tego nie lubił. Odchrząknął, gdy duży talerz zrobił się pusty i
zerknął na starszego. Nieme pytanie było wyraźnie widoczne, toteż Kyungsoo
gestem ręki zwrócił na siebie uwagę kelnera i poprosił o rachunek. Zapłaciwszy
po połowie należnej kwoty, opuścili bar.
– Przejdziemy się gdzieś? – zapytał Do,
wciskając ręce do kieszeni spodni.
– Jasne – burknął Baekhyun, z przesadną uwagą
przyglądając się chodnikowym płytom. Dawno nie czuł się tak jak w tej chwili.
Nadal był nieco zdenerwowany, bo widziało mu
się, że przyjaciel wciąż jest na niego zły. Co prawda jego pogodna twarz
wyrażała stoicki spokój, a dowodem tego był choćby uśmiech, który mógł uleczyć
nawet złamaną duszę. Mimo wszystko malarz obawiał się, że ledwie co sklejona
relacja już nigdy nie będzie taka, jak była przedtem. Postanowił więc, że od
tej pory będzie ostrożny i zajmie się swoimi sprawami. Nie był świadomy tego,
że Kyungsoo nadal chciał się nim opiekować i sprzątać jego mieszkanie, choć to
nie należało do jego obowiązków.
Krocząc bezustannie przed siebie w przyjemnej
ciszy, dotarli do placu z wielką fontanną i ławkami. To tu, to tam tłoczyli się
ludzie. Jedni chcieli kupić lody, inni watę cukrową. Niesforne dzieci wbiegały
na przestrzeń, gdzie woda tryskała spod ziemi z niewiarygodną siłą. Piski i
krzyki towarzyszyły tym niezbyt racjonalnym zabawom, ale nie można było ich
zabronić, bo sprawiało to maluchom zbyt wielką radość. Matki patrzyły z
powątpiewaniem i w myślach przeklinały się za to, że tu przyszły. Zmoczone
ubrania nigdy nie wróżyły nic dobrego, zwłaszcza gdy nie miało się nic na
zmianę. W gruncie rzeczy były jednak szczęśliwe, że ich dzieci poznają kolegów
i koleżanki.
Baekhyun i Kyungsoo usiedli na najdalszej
ławce w cieniu rzucanym przez wielkie, rozłożyste drzewo. Młodszy uniósł głowę
i spojrzał na popołudniowe niebo. Słońca z wolna chyliło się ku zachodowi,
zalewając nieskończony błękit pojedynczymi pasmami różu. Westchnął cicho, a
potem lekko się uśmiechnął, gdy promienie delikatnie musnęły jego blade
policzki. Przeniósł wzrok na przyjaciela, po czym ostrożnie przysunął się do
niego bliżej i przytulił się do jego ramienia. Cieszył się, że znowu mogą razem
siedzieć w byle jakim miejscu, nie przejmując się niczym.
– Dziękuję, Kyungsoo – wyszeptał Byun,
prostując się i opierając o ławkę.
– Za co? – Zdziwiony mężczyzna zerknął na
młodszego, marszcząc brwi.
– Za przebaczenie – opowiedział, patrząc
drugiemu prosto w oczy. W jego własnych odbijało się przyćmione oblicze
szczerości, które tańczyło także na czubku jego języka.
Kąciki ust Do uniosły się wysoko ku górze,
doprowadzając go do bólu w policzkach, ale nie baczył na to. Był kontent, że
Baekhyun dostrzegł swój błąd. Pewnie prędzej czy później sam by do niego
poszedł, tłumacząc się tym, że przemyślał sprawę i mogą jakoś dojść do
porozumienia. W pewien sposób był przywiązany do malarza i wiedział, że
specjalnie długo by bez niego nie wytrzymał. Nie chciał się do tego przyznawać,
gdzieś tam czuł, że przyjaciel i tak to wie, chociaż pewnie nie jest tego
świadomy jak i wielu innych uczuć, które czasami nim kierowały.
Gdy dzieci zaczęły marudzić i biec z płaczem
w ramiona swoich matek, mężczyźni uznali, że to dobra pora, by wracać. Kyungsoo
wciąż zastanawiał się, czy Byun tego wieczoru rzeczywiście wybierze się do
klubu. Jeśli tak, to pewnie po raz kolejny będzie się o niego martwił, bo
zawsze tak było. Nie umiał spokojnie przesiedzieć chwili, wiedząc, że drugiemu
może grozić potencjalne niebezpieczeństwo. Ograniczał jednak jakiekolwiek
telefony czy wiadomości, bo nie chciał wyjść na zazdrośnika albo kogoś, kto
matkuje Baekhyunowi. Był dorosły i wolno mu było postępować według własnych
zasad. Nawet bez pytania Do odprowadził przyjaciela do mieszkania, jakby bał
się, że ten może się gdzieś po drodze zgubić.
– Mam nadzieję, że nie będziesz jutro zbyt
zmęczony i nie spóźnisz się do pracy – odezwał się nagle Byun, przekręcając
klucz w zamku.
Kyungsoo zaśmiał się pod nosem. – Nie,
oczywiście, że nie. To był tylko krótki spacer, nic takiego – odrzekł,
wzruszając ramionami.
– Miałem na myśli to, że mogła cię zmęczyć
moja obecność – sprostował malarz, otwierając drzwi i przestępując próg.
– Nie jesteś dla mnie ciężarem, Baek –
zaoponował starszy, łapiąc drugiego za ramię. Kiedy tamten się odwrócił, na
twarzy Do zagościła powaga i wyglądał, jakby był wyciosany z kamienia. – Brakowało
mi cię przez ten czas – zdradził w końcu, spuszczając wzrok, jak gdyby
obawiając się, że Baekhyun go wyśmieje. – Jesteś dla mnie ważny, nawet jeżeli
nie otrzymuję od ciebie nic w zamian za to, że sprzątam, gotuję czy chodzę z
tobą na zakupy. Chcę to robić i nie musisz o to prosić, bo wiem, że i tak się
na to nigdy nie wysilisz. Po prostu lubię mieć poczucie, że robię coś dobrego
dla takiej osoby jak ty. To mi wystarcza – powiedział bezpretensjonalnie,
przenosząc spojrzenie od jednej części posadzki do następnej. – Może nie kocham
cię tak, jak kocham Jongina, ale traktuję cię trochę jak rodzinę.
– Dziękuję. – Cicha odpowiedź była jedyną, na
jaką było stać malarza w tamtym momencie.
◄►
Nie było prawie czarne i błyszczało na nim
tylko kilka pojedynczych gwiazd, kiedy Baekhyun bezwładnie leżał na swoim
materacu. Słowa Kyungsoo co sekundę odtwarzały się w jego głowie jak zepsuta
płyta, ale nie były przykre. Może nie docierały do jego serca tak mocno, jak
powinny, aczkolwiek były warte zapamiętania. Momo cichutko przeciągnęła się
obok mężczyzny, po czym zwinęła się w kłębek tuż obok jego żeber. Malarz
przeczesał palcami jej sierść, a potem usiadł, wzdychając.
Pomimo że Do nie chciał, by malarz szedł do
klubu, ten i tak postanowił zrobić swoje. Poniekąd lubił to, poniekąd był do
tego przymuszony. Wziął szybki prysznic, nie zwracając uwagi na zimną wodę
wywołującą dreszcze na całym jego ciele. Ubrał się szykownie, ale nie
wyzywająco, z pewną klasą. W końcu nie dawał sobą pomiatać i oczywiście nie
chciał wyjść na kogoś łatwego bez szacunku do samego siebie. Jeszcze raz
pogłaskał kotkę, obiecując jej, że wróci do domu najszybciej, jak tylko będzie
mógł, a później wyszedł, uważnie zamykając drzwi.
Pierwszym miejscem, jakie przyszło mu na
myśli, był klub, którego był niemalże stałym bywalcem. W drugiej chwili
pomyślał o nieco oddalonym lokalu, gdzie zawitał tylko dwa, może trzy razy. Tam
także mu się podobało, ale nie mógł pozwolić sobie na częste bywanie tam, gdyż
trzeba było dzwonić po taksówkę. Na nogach było za daleko. Okrążył więc
wszystkie pobliskie kamienice, po czym zatrzymał jadący samochód, który był
wyraźnie pusty. Podał kobiecie adres, a ta spojrzała na niego krzywo, lecz
przecież nie mogła mu odmówić. Usadowił się na tylnym siedzeniu i obserwował
nocny świat, do którego znów wkraczał; którego po raz kolejny stawał się
częścią. Już czuł na języku smak
alkoholu i przyjemną dozę adrenaliny w żyłach, mając przed oczami wyobrażenia
obcych mężczyzn. Tak bardzo się zamyślił, że kobieta musiała zatrąbić w
irytujący sposób, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Zapłacił jej ostatnimi
pieniędzmi, jakie posiadał, po czym wyszedł, nawet nie siląc się na pożegnanie.
I oto stał przed swoją wielką szansą. Bez
trudu dostał się do środka wraz z innymi osobami, które gorączkowo przepychały
się, żeby jak najszybciej znaleźć się w klubie. Tu było inaczej. Nie czuło się
tej przytłaczającej obecności wyłącznie mężczyzn, tutaj przychodziły także
kobiety, jako że nie było to miejsce ograniczające czyjeś preferencje. Rozejrzał
się po lokalu, uśmiechając się z pewną wyższością, jak gdyby chciał powiedzieć
całemu światu, że tylko on może się tam znajdować. Było to oczywiście
kłamstwem.
Migoczące światła nie rzucały tak ostrego
światła jak te, do których Baekhyun był przyzwyczajony. Były łagodne i
pozwalały na kontakt wzrokowy z drugą osobą. Na wysokich podestach zwinnie
poruszały się prawdziwe tancerki. Jacyś mężczyźni, którym ślina wprost spływała
po brodzie z podniecenia, wpychali im banknoty do majtek czy butów. Byun
skrzywił się, przenosząc wzrok na bujający się w rytm dyskotekowej muzyki tłum.
Co chwilę dostrzegał też młode dziewczyny dźwigające wysoko nad głową srebrne
tace z butelkami i szkłem. Sprytnie lawirowały między poruszającymi się ludźmi,
by dotrzeć do specjalnych klientów. Sam malarz podszedł do baru i zasiadł przy
nim, ciesząc oczy kolorowymi trunkami, stojącymi za barmanami.
Jeden z nich, dość wysoki z nieco drwiącym
uśmiechem, podszedł do Baekhyuna.
– Co podać? – zapytał bez ogródek, mierząc
mężczyznę wzrokiem.
– Margaritę – odrzekł Byun, krzyżując nogi.
Z pozornie wielkim zainteresowaniem już po
chwili obserwował, jak chłopak sprawnie miesza wszystkie składniki. W
rzeczywistości zaprzątał sobie głowę tym, jaką taktykę powinien wykorzystać,
żeby uwieść swoją ofiarę. Wnet
postanowił odłożyć to na później, gdyż dostał do ręki swojego drinka w nieco
śmiesznym kieliszku przypominającym kapelusz. Pospieszył się z piciem i
pochłonął całość niemal w trzech łykach. Nieprzyjemny posmak wykrzywił mu usta
i wstrząsnął nim odrobinę.
Potrząsnąwszy lekko głową, wstał, idąc w
kierunku szalejącego tłumu. Z początku tańczył blisko baru, lecz z każdą
kolejną piosenką przesuwał się coraz dalej. Spocone ciała ocierały się o niego,
a wygłodniałe oczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet wodziły za nim raz za razem.
On jednak szukał kogoś trochę innego pokroju. Wkrótce jego biodra falowały
przed lożami, które wynajmowali zazwyczaj najbogatsi goście. Były to oddzielone
od siebie sfery, gdzie czerwone światła reflektorów odbijały się na
roześmianych twarzach, podczas gdy ich właściciele wygodnie siedzieli na
miękkich kanapach obitych białą skórą, sącząc najdroższe drinki.
Baekhyun bacznie przyglądał się wszystkim
mężczyznom z osobna. Nie chciał wyjść na jakiegoś gapia, dlatego robił to
bardzo dyskretnie i umiejętnie, naprędce wyciągając przydatne wnioski. Ten był
za gruby, tamten za stary, ten zbyt pijany, a następny wyglądał jakby ktoś
przyciągnął go tu siłą i za niego płacił, czyli za biedny. Właśnie wtedy, gdy
miał się poddać i uciec, nie płacąc nawet za wypitą Margaritę, jego oczy
natrafiły na bardzo przystojną twarz, którą rozświetlał uśmiech tak jasny, jak
słońce świecące w samo południe. Mężczyzna prezentował się młodo, a może
faktycznie był w jego wieku. Plusem było to, że zajmował miejsce z samego
brzegu, więc łatwo było go wyciągnąć.
Okazja zrobiła się jeszcze łatwiejsza, gdy
jego koledzy wyszli z loży i udali się w tylko sobie wiadomą stronę. Byun
przełknął ślinę i odetchnął. Teraz albo nigdy. Jeszcze raz delikatnie odwrócił
głowę, posyłając upatrzonemu facetowi powłóczyste spojrzenie. To wystarczyło,
aby przyciągnąć jego uwagę. Baekhyun przygryzł więc wargę, a potem uśmiechnął
się półgębkiem, na co drugi odpowiedział tym samym. Zgrabnie poruszał się w
takt płynącej z głośników muzyki, odchylając się nieco do tyłu. Po jego szyi
spłynęły strużki potu, które w kolorowym świetle błyszczały niemal magicznie.
Kolejny kokieteryjny rzut oka i już był pewien, że mężczyzna zgodzi się na
wszystko.
Nie przeciągając już dłużej, aby przypadkiem
nie doczekać powrotu niechcianych towarzyszy, podszedł do siedzącego klienta.
Nie powiedział nic, tylko oblizał spierzchnięte wargi. Dopiero teraz zwrócił
uwagę na jego strój. Był formalny, ale nie sztywniacki. Biała koszula
wpuszczona była w granatowe spodnie. Czarne włosy mężczyzny także były
wystylizowane, jakby dopiero co wyszedł z jakiegoś biura. Byun pochylił się,
zaciskając kredowobiałe palce na bordowym krawacie. Jego oddech połaskotał
wargi drugiego, czego był świadomy.
– Chodź ze mną do hotelu, to się zabawimy –
powiedział kuszącym szeptem i już miał go pocałować, gdy mężczyzna
niespodziewanie położył palec na jego ustach.
– Seks nie jest tym, czego chcę – odezwał się
tamten niskim, zachrypniętym głosem, który był mimo wszystko bardzo przyjemny.
Ciepły dreszcz przemknął po plecach Baekhyuna.
– Nie? – spytał kpiąco, patrząc brunetowi w
oczy z prowokującą manierą. – A więc czego chcesz?
– Randki – odrzekł mężczyzna, na co uścisk
Byuna na jego krawacie znacznie się rozluźnił.
Baekhyun najpierw parsknął, a później
wybuchnął niepohamowanym śmiechem, zasłaniając się dłonią. W mig jego policzki
poczerwieniały i dopiero wtedy się opamiętał. Odchrząknął, udał, że poprawia
koszulę, a później z pełną powagi miną utkwił spojrzenie w twarzy
czarnowłosego. Przymrużył oczy, jak gdyby na coś czekał. Gdy z ust drugiego nie
wypłynęły żadne słowa, Byun zrobił kilka kroków i przysiadł na brzegu stolika.
– Randki, co? – rzucił, zaciskając dłonie na
blacie. Mężczyzna tylko skinął głową. – No, dobrze. Gdzie chcesz się spotkać? –
zapytał trochę od niechcenia, a potem przewrócił oczami, wzdychając.
– Na rogu tej ulicy jest taka nieduża, dość
przytulna kawiarnia – powiedział brunet, uśmiechając się ciepło. – Co powiesz
na to, żebyśmy spotkali się tam jutro w południe? Zaczekam na ciebie przy
wejściu – zaproponował, sięgając po szklaneczkę ze swoim niedokończonym
drinkiem.
Przez następne parę sekund Baekhyun
zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie przywykł do spotykania się z obcymi
osobami, zwłaszcza wtedy, gdy chciał od nich tylko seksu. Ale skoro nie mógł z
miejsca dostać tego, czego żądał, uznał, że może spotkać się z tym gościem, a
ten wówczas pozwoli mu dobrać się do jego spodni. Nie wyglądał też na kogoś,
kto nie posiada pieniędzy, więc może jednak warto było zaczekać, a większa
gotówka miała szansę wpaść do kieszeni niezbyt zamożnego malarza. Poza tym nowe
towarzystwo, nawet jeśli ta znajomość i tak miała zaraz lec w gruzach, było
miła odskocznią od szarej rzeczywistości.
– Niech ci będzie – odrzekł w końcu Byun,
odpychając się od stolika.
Już miał odejść, gdy czarnowłosy złapał go za
nadgarstek i zatrzymał. Wsunął mu w dłoń kilka banknotów, z serdecznym
uśmiechem mówiąc, że to na drinki. To w jakimś stopniu zadowoliło Baekhyuna.
Był pewien, że w ostateczności i tak dopnie swego. Kolejny raz przeciskając się
przez szalejącą ciżbę, dotarł do baru. Otarł z czoła kilka kropel potu, jakie
zdążyły się tam nagromadzić, po czym zasiadł przed tym samym barmanem co
przedtem. Tym razem młodzieniec zasugerował, że może pomóc w wyborze trunku,
gdy po dłuższej chwili malarz niczego nie zamówił.
– Sex on the Beach – wymruczał po długim
namyśle z lekkim akcentem i filuternym uśmieszkiem niespiesznie błądzącym po
jego ustach. Skoro nie mógł mieć tego, czego w tej chwili potrzebował, musiał
zadowolić się tanią namiastką obłędnego uczucia.
O kurczę, miłe zaskoczenie :D A na miejscu Soo nie wybaczylabym Baekhyunowi, bo jednak zrobił naprawdę wielkie świństwo.
OdpowiedzUsuńznów mam zaległości. typowe dla mnie... cieszę się, że Baekhyun ma kotka. to coś pozytywnego w jego smutnym życiu. w sumie Kyungsoo nie powinien wybacz Baekhyunowi, ponieważ zlekceważył jego uczucia, choć jest jego przyjacielem. jednak nie wytrzymałabym bez ich słodkich relacji. one są perfekcyjne w Twoim ff! w sumie dzięki tej akcji Kyungsoo wie, że Jongin to słaby materiał na chłopaka, który zdradza. niech go rzuci. Chanyeol jest tutaj perfekcyjny. taki męski a do tego wystrzelił z tą randką. to było boskie. śmieszny mnie, a nie powinno w sumie, to, że Baekhyun i tak traktuje go jak resztę facetów. to znaczy kolejne źródło utrzymania na jakiś czas. podoba mi się ten fakt, że Baekkie nie jest jak w innych ff, w których po ujrzeniu takiego ideału, jakim jest Chanyeol, natychmiast się zakochuje. mam jednak nadzieje, że ta randka coś zmieni w uczuciach Baekhyuna! jest szansa!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D