piątek, 28 kwietnia 2017

Canvas [3/20]

Lustro na dnie jeziora

Baekhyun zamarł. Przełknął głośno ślinę, nie podnosząc wzroku na chłopaka. Jego głos wywołał dreszcze na całym ciele malarza, dlatego bał się, co by było, gdyby ich spojrzenia się spotkały. Po dłuższej chwili zaczął zastanawiać się nad jakąś sensowną odpowiedzią na zadane pytanie. Zupełnie nie widział nic w sobie ani w swoim życiu, co byłoby warte zmarnowania czasu na opowieść. Był nudny. Jego bytowanie bez ustanku oscylowało przy tych samych punktach: niekończącym się tworzeniu obrazów, które i tak zaraz ulegały destrukcji; nierzadkich wypadach do klubów w celu skorzystania z ludzkiej wolności; zdobywaniu pieniędzy poprzez niezbyt godny chwalenia się trud i równie częstych spotkaniach z Kyungsoo, który raz po raz zbierał go do kupy. Odchrząknął z lekka, jakby szykując się do zabrania głosu.
– A co tu jest do opowiadania? Pewnie Kyungsoo już wszystko ci wyjawił – odezwał się w końcu Byun, splatając dłonie na brzegu stołu.
– Masz rację. Całkiem sporo o tobie wiem. Jesteś malarzem i chcesz osiągnąć niebywały sukces. To bardzo interesujące – przyznał nieśmiało Jongin, po czym wziął ostatni łyk wina. Smakował go na języku, więc zapadło między nimi niezręczne milczenie. – Mimo iż powiedział mi bardzo wiele, abym mógł cię choć odrobinę poznać – podjął ponownie po chwili – nie wspominał mi o tym, czym zajmujesz się, kiedy nie pracujesz.
Zbity z tropu Baekhyun spojrzał na Kim, a ten tylko patrzył na niego ciekawsko, wyczekując ujmującego wyznania, które nie jednemu dałoby do myślenia. Byun teraz zupełnie nie miał pojęcia, co mógłby z siebie wydusić. Bacznym wzrokiem studiował łagodne rysy twarzy chłopaka, dzięki którym wyglądał jak nastolatek. Kiedy jednak spojrzał w jego oczy, natychmiast tego pożałował. Był pewien, że niewinne oczy od razu mogą przeistoczyć się w magnetyzującą toń, której nie sposób było się oprzeć. I malarz był już pewien, że poznanie Jongina nie było najlepszą rzeczą, jakiej się doczekał, chociaż przedtem czekał na to.
Zacisnął zęby, a w jego głowie pojawił się tajemniczy głos, który podszepnął mu, aby zagrał w grę, która zwykle działała na innych mężczyzn. Poruszył się więc niespokojnie, pozwalając, by jego ramię odsłoniło się, prezentując rzędy mozaikowych malinek i ostatnie ugryzienie. Stopą delikatnie przesunął po łydce Kim, najwyraźniej wprowadzając go w zakłopotanie. Przejął kontrolę i prowokował, choć jego wcześniejsze intencje wcale tego nie zapowiadały. Był jakby otumaniony uśpioną żądzą, której tak rychło nie dało się odpędzić. Otrząsnął się dopiero, kiedy Jongin zagaił kolejny temat.
– Ja na co dzień uczę się w szkole baletowej, a w wolnym czasie jestem instruktorem tańca – powiedział z błahym uśmiechem, zupełnie jakby jeszcze sekundę wcześniej starszy niczego względem niego nie inicjował. – Jestem więc trochę zapracowany, ale jak mam więcej czasu zabieram Kyungsoo do kina albo jeździmy poza miasto, żeby się zrelaksować – brzmiał prawie niczym zakochany dzieciak z liceum, ale w gruncie rzeczy był niewiele starszy i wszystko widział w innych barwach.
– To bardzo miłe z twojej strony. Nie dziwię się, dlaczego Soo tak ciebie czasami chwali – odrzekł Byun, unosząc kąciki ust w górę. – W wolnym czasie też maluję albo wychodzę… gdzieś. Bywa tak, że nie mam ochoty kisić się w moim mieszkanku. – Westchnął, po czym przewrócił oczami. Mimo iż usilnie próbował skupić się na sensownej wypowiedzi, jego myśli odbiegały w zupełnie inne strony. Utkwił pewne spojrzenie w uroczej buzi. – Nie pomyślałeś o tym, że moglibyśmy pójść–
– Gdzie pójdziemy? – Nagłe pojawienie się Kyungsoo zatrzymało niebezpieczną sytuację, z której Byun nie potrafił znaleźć wyjścia.
– Moglibyście wpaść do mnie, nie uważasz, że to dobry pomysł? – malarz zwrócił się do przyjaciela, nerwowo poprawiając swój sweter.
– Nie dzisiaj. Jestem już trochę zmęczony, a jutro znów szykuje się długi dzień w pracy – narzekał Do, oparłszy głowę o pierś ukochanego. Ten objął go w talii, a następnie czule ucałował w skroń, co już doszczętnie zgasiło zapędy Baekhyuna.
– To może ja pójdę zapłacić – zasugerował naprędce, nie mogąc znieść podenerwowania.
Jak tylko wstał od stolika i ominął kilka innych, począł kręcić się bez celu tu i tam. Nie panował nad tym, co w niego wstąpiło, ale czuł się źle. Czuł, że musi wyznać przyjacielowi prawdę, ale równocześnie obawiał się, że Do pokłóci się z nim i zostawi samemu sobie. Pokręcił głową, nagle wpadając na kelnera, który tego wieczoru ich przywitał i wskazał ich miejsce. Uśmiechnął się do niego z nieskrywaną ulgą i poprosił o rachunek, zatrzymując się przy najbliższej ścianie. Był za filarem, więc miał pewność, że może na moment oderwać się od paskudnych myśli. Ostatni raz zaciągnął się wyśmienitymi zapachami unoszącymi się dookoła niego, dając upust wyobraźni.
Z miejsca przeniósł się na powrót do swej sypialni przed rozłożone płótno i farby czekające przy sztaludze. Chwycił beztrosko pędzel, wykonując pociągnięcie za pociągnięciem i bez końca malował. Tworzył ogromne dzieło, którego nikt by się nie powstydził. Nie widział końca, choć każdy szczegół już był wykreowany. Kolejne pociągnięcia nanosiły nowe elementy. Cudowny pejzaż przedstawiał wielkie jezioro w modrym kolorze, tu i tam poprzetykane soczystą liściastą zielenią. Nad nim zwieszało się drzewo, jakby przeglądało się w lustrze wody i podziwiało swą nieskazitelną urodę. Tu i tam piętrzyły się krzaki dające poczucie, że tylko owe drzewo wiedziało o istnieniu cudnego jeziora.
– Pański rachunek – głos kelnera wyrwał Baekhyuna z niebotycznej fantazji. Odliczył odpowiednią sumę, podziękował się i ukłonił, a potem odnalazł przyjaciół czekających u wyjścia.
◄►
Przyjaciele odprowadzili malarza pod jego parszywą kamienicę, rozmawiając między sobą. Byun pozostał cicho przez całą drogę, bo i tak nie miał nic konkretnego do powiedzenia, a jeszcze narobiłby sobie jakichś kłopotów. Mógłby na przykład wyjawić, że próbował coś insynuować w restauracji, a nie chciał ostrych spojrzeń, których czasami zwyczajnie miał dość. Cieszył się przynajmniej szczęściem Kyungsoo i tym, że tak świetnie dogaduje się ze swoim chłopakiem. Jemu nie potrzeba było osoby do kochania, jako że nie potrafił wzbudzić w sobie najprostszych uczuć jak radość czy smutek.
– A ty co o tym myślisz, Baek? – Roześmiany głos Do wyrwał Baekhyuna z zamyślenia. Mężczyzna przygryzł wargę, nawet nie wysilając się na udawanie, że w ogóle słuchał.
– Znowu nie słuchał – podszepnął Jongin, po czym delikatnie musnął wargami skroń ukochanego. – Mówiliśmy o tym, że byłoby wygodniej, gdybyśmy mieszkali bliżej siebie. Mógłbyś mieszkać w naszej dzielnicy albo my tutaj, chociaż nie uważam, żeby było to najwspanialsze miejsce na świecie – przyznał i uśmiechnął się kwaśno.
– Może i tak byłoby lepiej – mruknął malarz, obejmując się ramionami, gdyż zawiał mocniejszy wiatr.
W rzeczywistości nie miał najmniejszej ochoty przeprowadzać się ze swojej kamienicy. Znał kilkoro ludzi w sąsiedztwie i to mu wystarczało. Kiedy nadarzyłaby się wyjątkowa sytuacja, dałby radę poprosić o pomoc. Nie był pięciolatkiem, którego na każdym kroku trzeba pilnować, by nie zrobił sobie krzywdy. Nie był też pewien, czy mieszkanie tak blisko Kyungsoo wyszłoby mu na dobre. Starszemu co jakiś czas załączał się iście matczyny instynkt, czego Baekhyun nie potrafił zrozumieć. Możliwe, że nawet nie próbował zrozumieć. Lubił żyć tak jak teraz. Był niezależny, a Do wyłącznie go wspierał i wyciągał pomocną dłoń, gdy było to potrzebne.
Uniósł wzrok na nocne niebo, czując kolejne podmuchy wichru. Pojedyncze gwiazdy tańczyły, rytmicznie mrugając raz za razem. Chmury co rusz przesłaniały srebrzystą tarczę księżyca i po chwili ukazywały go na nowo, jakby prezentując coraz to nowe oblicze. Coraz więcej ciężkich szarych kłębów jęło przykrywać migoczący obraz i nim się zorientował, spadł rzęsisty deszcz. Szybko rozejrzał się zaniepokojony, starając się odnaleźć przyjaciół. Lecz tych nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Zadrżał, nie mając pojęcia, w którą stronę powinien iść.
– Baekhyun! Baek! – krzyczał Kyungsoo, wychylając się spod wiaty przystanku oddalonego o kilkaset metrów.
– Tutaj! – odkrzyknął Byun, biegnąc w kierunku Do. Zimne krople bardziej dogłębnie nasączały jego ubrania.
– Dlaczego się tam zatrzymałeś? Ktoś tam był? – rzucał ciekawskie pytania Jongin, a dreszcze co parę sekund przebiegały po jego ciele.
– Nie, zapatrzyłem się – odpowiedział spokojnie Baekhyun, zasiadając na plastikowej ławeczce. Czuł, jak materiał przykleja się do jego ciała, lecz nie mógł temu zaradzić.
– Wyglądasz teraz jak zmokła kura. Kiedy my byliśmy o dwa kroki od tej budy, ty gapiłeś się w niebo – żachnął się Kyungsoo, po czym odetchnął ciężko. – Musisz o siebie dbać, nie możesz narażać się na choroby, a teraz jesteś cały przemoczony i pewnie jutro będziesz miał katar. – Na to malarz posłał mu tylko śmiercionośne spojrzenie. Współczucie i rozczulanie się były mu niepotrzebne.
– Poradzę sobie jakoś – odburknął, krzyżując ramiona na piersi.
Dziesięć minut później deszcz przestał padać, więc trójka bez kłopotu mogła opuścić przystanek. Z ubrań Baekhyun spływały strumienie wody. Przyspieszyli więc kroku, żeby naprawdę się nie przeziębił i dosłownie po chwili znaleźli się pod dużymi drewnianymi drzwiami z urwaną kolorową figurką przy klamce. Pożegnali się i Byun jeszcze raz obiecał, że będzie na siebie uważał. Później leniwie wszedł po schodach, czując, że przemoczona odzież niesłychanie mu ciąży. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi mieszkania i zapalił światło.
Mokry i zziębnięty pomału pozbył się ubrań, a zaraz potem udał się po gruby, ciepły ręcznik, którym wytarł się do sucha. Pociągając nosem, zaparzył sobie gorącej herbaty z miodem i plasterkiem cytryny, po czym zasiadł na starym narożniku przy stole w kuchni. Choć raz postanowił naprawdę posłuchać przyjaciela, bo nie miał pieniędzy na lekarstwa. Tego dnia wydał niemalże wszystko, co poprzedniej nocy zarobił. Ale nie obchodziło go to zbyt wiele. Miał przed sobą przecież jeszcze mnóstwo okazji, kiedy będzie mógł zdobyć dwa, a może i trzy razy tyle.
Gdy w końcu dno kubka pokazało się oczom malarza, wstawił go do zlewu, nie kwapiąc się nawet, by posprzątać. Wszedł do sypialni, naciągnął na tyłek pierwsze wyciągnięte z szuflady bokserki, a następnie od razu rzucił się na posłanie. Zadrżał, czując lekki chłód, bo dopiero co się ogrzał, lecz natychmiast okrył kościste ciało, nie pozwalając temperaturze uciec. Z całych sił zacisnął powieki, jakby miał dość wszystkiego. Pomimo że zrobił dobry uczynek, zapraszając Kyungsoo i Jongina do restauracji, z niczym nie było mu lżej.
Wiedział, że kolejnego ranka znów będzie musiał wstać,  poskładać się do kupy i znów próbować coś namalować. Pewnie po raz kolejny podrze wartościowe płótno lub gruby papier, klnąc pod niebiosa i złoszcząc się o utratę weny. Wieczorem przywdzieje najbardziej seksowne ubranie, jakie znajdzie w jednej z komód, uważając, żeby nie powtórzyło się z ubiorem z poprzednich nocy, i wyruszy do klubu, aby zdobyć trochę grosza na najpotrzebniejsze rzeczy. A zauważył, że zaczynało ubywać przyborów do malowania. A wiadomo, że bez nich nie mógł nic zdziałać.
Przekręcił się na drugi bok, pociągnął nosem i zasnął, nie zważając na księżycowy blask wlewający się przez okno.
◄►
Poranek okazał się dla Baekhyuna jakoś dziwnie drażniący. Wszystko leciało mu z rąk: naczynia – tak, postanowił sobie przyrządzić śniadanie, co było dla niego nie lada wyczynem, szczoteczka do zębów, pędzle, tubki z farbami. Tupał nogą, licząc na to, że jednak nie zrobi dziury w podłodze, która swoje i tak już zapewne wycierpiała. Denerwował go śpiew ptaków, które przysiadły na pobliskim drucie i świergotały, ile tylko starczyło im sił. Podszedł do okna i krzyczał na nie, wymachując rękami jak prawdziwy szaleniec.
Odetchnął dopiero koło południa, gdy udało mu się idealnie rozłożyć odpowiednio przygotowane płótno i wycisnąć farby na paletę bez pobrudzenia wszystkiego dookoła. Uśmiechnął się sarkastycznie, mając pewność, że za sekundę coś i tak pójdzie nie po jego myśli. Tak czy inaczej wziął się do pracy. Mimo iż była to praca z farbami olejnymi, nie chciał tracić czasu na szkicowanie. Miał zamysł, a ołówek pewnie wszystko by zniszczył.
Delikatnie więc przymknął oczy, a leciutki wiatr musnął jego policzki. Przypomniał sobie zapachy unoszące się dookoła niego w restauracji. Nie wiedział, dlaczego aromat jedzenia wywoływał u niego fantazje związane z krajobrazami, ale nie była to pora, na myślenie o tym. Do każdej komórki jego ciała dotarły też wszystkie barwy i faktury, jakie poprzedniego dnia ujrzał czy dotknął.
Zanurzył pędzel w jasnoróżowej plamie i począł nanosić to tu, to tam kilkucentymetrowe maźnięcia. Kolejne stworzył nieco przybrudzonym odcieniem, po czym zrezygnował zupełnie z ciepłego koloru. Poszedł w zieleń. Zrazu jasną, a później coraz ciemniejszą, jakby brzydszą. Ta wkrótce przemieniła się w błotnistą szarość, jakże konieczną do oddania kolorytu gór. Puste miejsce w lewym dolnym rogu zapełnił żółtym kleksem rozmąconym z ziemistym brązem. Po kilku godzinach uznał swe dzieło za skończone. Musiał tylko poczekać, aż wyschnie, co miało potrwać niekrótko, jako że gdzieniegdzie warstwy farby były naprawdę grube.
Wyszedł do łazienki, by umyć dłonie, uprzednio wkładając pędzle do słoika z rozpuszczalnikiem. Jak tylko wrócił, jego wzrok spoczął na dopiero co namalowanym obrazie. Uśmiechnął się do siebie z dumą, przestawiając sztalugę bliżej komody, by nie zabierała niepotrzebnie miejsca. Odetchnął świeżym powietrzem, powoli porządkując porozkładane dookoła siebie narzędzia. Raczył nawet pościerać kolorowe plamki z podłogi, na co zwykle nie miał siły. Miał jednak nadzieję, że skoro udała mu się jedna rzecz, może pozwolić sobie na takie pierdoły.
Powróciwszy z kuchni po wypiciu mocnej kawy, znów utkwił wzrok w jeszcze nie wyschniętym malowidle. Skrzywił się lekko. Przekręcił głowę w prawo, później w lewo, a na jego twarz wpełzł grymas, który całkowicie odejmował mu urok. Zacisnął zęby i pięści, przełykając ciężko ślinę. Milion myśli przepłynęło mu przez głowę niby górski potok. Jeszcze raz z przesadną uwagą obejrzał malunek, podchodząc raz bliżej, raz dalej. Zupełnie nagle kopnął stopą w sztalugę, nie zważając na ból w dużym palcu, jaki to przyniosło.
– To miało być wrzosowisko, a nie jakieś barwione gówno – powiedział kąśliwie do samego siebie. – Nawet bachor umie namalować jakieś krzaki lepiej niż ja! – krzyknął, odrywając płótno i rzucając je na ziemię.
Nie baczył na to, że brudzi swoje nagie stopy. Deptał materiał, rozmazując plamy farby nie tylko po nim, ale po niedawno sprzątanej podłodze. Ostatecznie poszedł po nóż, aby pociąć nieudane bazgroły i wyrzucić strzępy do kosza. Wrzeszczał przy tym i przeklinał na cały świat, jakby była to wola jakiejś wyższej siły, a nie jego samego. Ktoś całkiem obcy mógłby pomyśleć, że w kamienicy zamieszkał wariat i należałoby go zamknąć w stosownym miejscu, ale to był tylko Baekhyun i właśnie w ten sposób wyrażał swoją złość.
Kiedy zmordowany leżał na ziemi, dysząc ciężko, jako że było to niełatwe zadanie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Malarz zamknął oczy, biorąc uspokajający wdech. Ktoś zadzwonił po raz kolejny. Byun natychmiast podniósł się z podłogi, po czym poszedł otworzyć. Dobijanie się, to nie było coś, co lubił. Z impetem rozwarł drzwi, a jego twarz przybrała groźny wyraz. Nie bez powodu. Wolał być sam po tym, jak znowu nie udało mu się stworzyć arcydzieła, o którym tak bardzo marzył.
– Co ci się stało? – zapytał Kyungsoo, bez zbędnych uprzejmości i wszedł do środka, lustrując wzrokiem pobrudzonego malarza.
– Gorszy dzień…? – Baekhyun bardziej zapytał, niż stwierdził, zatrzaskując wejście za przyjacielem.  – Tak, tak mi się wydaje. No, bo jak inaczej można nazwać to, że mój obraz nadaje się tylko do śmieci albo do tego, żeby można się nim podetrzeć?
– Nie może być aż tak źle – odrzekł Do, jednak gdy wszedł do zabałaganionej sypialni, jego oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów i z miejsca zmienił zdanie. – Czy ty… znów zniszczyłeś jakiś obraz?
– Badziewie, a nie obraz – sprostował Byun, uśmiechając się kpiąco. Szybko zamrugał oczyma, jakby nagle przypominając sobie o wszelakich manierach. – Może napijesz się czegoś?
– Nie, lepiej zostań tutaj. Jeszcze coś rozbijesz i się pokaleczysz, a to nie byłoby dla ciebie dobre – bełkotał coraz ciszej Kyungsoo, ogarniając umysłem zastany nieporządek.
– Wiesz co, pójdę się dzisiaj napić – poinformował Baekhyun, podchodząc bliżej przyjaciela. – Odstresuję się, a potem pójdę poszukać inspiracji.
– Ty nie potrzebujesz inspiracji, Baek, ty potrzebujesz uczuć. To one pobudzają człowieka do działania. Dzięki emocjom będziesz mógł–
– Nie mów mi, co mam robić, sam wiem lepiej, okej? – Głos malarza był stanowczy, trochę chłodny i ostry. – Te całe uczucia są do niczego. Możesz je sobie wcisnąć gdzieś.
– W porządku, rób, jak uważasz. – Do wysilił się na pobłażliwy uśmiech. – A teraz się rozbierz, bo wyglądasz, jakby ktoś wylał na ciebie kilka puszek farby. I śmierdzisz jak farba. Co ty właściwie zrobiłeś?
– Można powiedzieć, że wytarzałem się we własnym obrazie. Zniszczyłem go doszczętnie, rozcinając płótno nożem. Chciałem, żeby cierpiało – powiedział szczerze i posłusznie zdjął wszystkie ubrania, zostając w samej bieliźnie. – Nawet jeśli to tylko rzecz, może ma duszę. Może kocha, jak się po nim maluje. A może ja chciałem, żeby umarło, bo okazało się bezwartościowe jak plastikowy manekin z wystawy.
– Dobra, dobra, przestań filozofować, Baek. – Do odwrócił się w kierunku przyjaciela i miał podnieść brudne ciuchy z podłogi, gdy jego uwagę przykuły niemal świeże ślady na ciele młodszego. Dotknął jego ramienia i przygryzł wargę, kiedy tamten syknął cicho. – Dlaczego sobie na to pozwalasz?
– To się stało przypadkiem. Nie wiedziałem, że mi to zrobił.
– Jak to… nie wiedziałeś? – spytał wyraźnie zainteresowany Kyungsoo. Zastanawiał się też, czy malarz tylko się wykręcał czy jednak mówił prawdę.
– Normalnie. Nie mogłem wiedzieć, bo dochodziłem.
Do natychmiast otworzył usta z niedowierzaniem. Aż tak intymne fakty z życia przyjaciela nie były mu potrzebne. – Nie musiałem tego wiedzieć.
– Ale chciałeś – żachnął się Baekhyun, a na jego usta wpełzł figlarny uśmieszek.
Przyjaciel nie odezwał się już nic. Zacisnął tylko wargi, marszcząc brwi, po czym zebrał odzież z podłogi i wrzucił ją do pralki. Znowu zamieniał się w prywatną kurę domową Baekhyuna. Włączył pranie, a następnie wziął mokrą szmatę i chciał zabrać się za umycie podłogi w sypialni.
W tym czasie pocięte płótno zniknęło, gdyż malarz wyniósł je do przedpokoju. Był dziwakiem, ale nie chciał paradować w majtkach przed kamienicą. Obawiał się zboczeńców, którzy mogli czyhać gdzieś za żywopłotem. Później podreptał do łazienki, by zdrapać farbę ze swoich bladych rąk i twarzy. Co chwila syczał lub klął, bo niektóre fragmenty były już mocno zaschnięte, lecz musiał to wycierpieć. Im więcej czasu by upłynęło, tym bardziej by go bolało. Ostatecznie po pięciu minutach zeskrobał wszystkie barwne ślady ze swej skóry. Mimo iż trząsł się od zimnej wody, wyszedł z uśmiechem na twarzy.
Kyungsoo uparcie tarł ścierką po wysłużonych deskach, powoli zacierając ślady napadu złości przyjaciela. Nie pytał, dlaczego tamten wyrządził szkodę praktycznie samemu sobie, bo znał powód. Kolejny obraz okazał się niewart tracenia czasu na oglądanie go i rozmyślanie nad całokształtem. Co z tego, że nikt nie powiedział o nim choćby jednego słowa. Baekhyun sam najlepiej wiedział, iż coś jest rozpaczliwie obrzydliwe, choć tak naprawdę mogło być niewyobrażalnie pięknym odwzorowaniem nieistniejącego na świecie miejsca czy też rzeczy.
Westchnął ciężko, ocierając z czoła drobne kropelki potu. Podniósł się z klęczek, rzucając okiem na cały pokój, a jego ramiona żałośnie opadły ze zmęczenia. Przez moment poczuł, jakby z jednej pracy przyszedł do drugiej, jednakże nie miał odwagi odmówić pomocy czy zwyczajnie rzucić Baekhyunowi śmierdzącą szmatą w twarz. Zacisnął więc zęby, a kiedy ujrzał malarza w pobliżu, na jego ustach zagościł słaby uśmiech. Bądź co bądź miał go obok siebie i zawsze mógł się do niego odezwać w każdej sprawie. Nie robił tego za często, bo nie lubił się narzucać, ale już sama świadomość dawała mu poczucie bezpieczeństwa, jakie można odczuć tylko w rodzinnym domu.
– Muszę poszukać czegoś eleganckiego – wypalił nagle Byun, szczerząc dwa rządki równiutkich zębów w pełnym fałszu geście. W głowie miał wizję nocy, nie myślał o tym, co jest teraz.
Późno popołudniowe słońce powoli znikało za linią horyzontu, wiedzione na cienkiej nitce, pyszniąc się ponad wszystkimi ludźmi. Przyjemne morze oranżu i czerwieni migoczącymi falami zalewało niebo, oślepiając przechodniów na ulicach czy dzieci w oknach. Z każdą kolejną minutą wielka tarcza była coraz mniej widoczna, dając przyzwolenie na conocny występ milionów srebrzystych perełek, mrugających tu i ówdzie.
◄►
Baekhyun dopinał wszystko na ostatni guzik, gotując się do wyruszenia na wieczorny podbój. Czarna połyskująca koszula ciasno opinała jego wątłą postać, zaś spodnie w tym samym kolorze sprawiały, że jego nogi wyglądały na jeszcze chudsze, niż były w rzeczywistości. Nerwowo przesunął palcem po dolnej wardze, orientując się, że Do wciąż siedzi w jego mieszkaniu. Prawdopodobnie siorbał za gorącą dla niego herbatę, podczas gdy malarz mozolnie dopracowywał makijaż, bez którego nie potrafił się obejść.
– Kyungsoo, czy ty nie masz zamiaru iść do domu? – spytał Baek, opierając dłonie na biodrach.
– O co ci chodzi? – spytał Do zbity z tropu. Nigdzie mu się nie spieszyło. Chciał spędzić trochę czasu z przyjacielem.
– Chciałbym już wyjść. Mówiłem ci, że muszę się napić. – Głośne westchnięcie pełne podenerwowania wyrwało się z ust malarza. Tupnął nogą, spoglądając na sufit. – Muszę zapomnieć o tym pierdolonym obrazie. Potrzebuję stworzyć nowy.
– Idź, Baek. Zostanę dzisiaj tutaj – odrzekł Kyungsoo, biorąc kolejny łyk napoju.
– Co?! Dlaczego nie wracasz do domu, do Jongina? – zapytał wyraźnie zniecierpliwiony. Baekhyun był w tej chwili w takim nastroju, że mógłby dosłownie wyrzucić starszego za drzwi. Ciągle miał w głowie to przeklęte malowidło.
– Jestem wyczerpany. Przenocuję tutaj, a jutro przed pracą szybko się zmyję. – Patrzył niemal błagalnie na przyjaciela, przymykając powieki. – Proszę, Baek.
– No dobra, ale nic mi tu nie zniszcz. – Malarz pogroził palcem, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami, a te omal nie wypadły z zawiasów.
– Oj, Baek, gdybyś ty wiedział, jak bardzo chciałbym dziś spać w swoim łóżku – mruknął Kyungsoo pod nosem, przeciągając się w najlepsze. Mówiąc szczerze, został w tej lichej klitce tylko po to, żeby poczekać na przyjaciela. Miał dziwne przeczucie, że tej nocy coś może się stać, a nie chciał potem gnać przez pół miasta na złamanie karku. Stąd było po prostu bliżej.
◄►
Głośna muzyka, gryzący w oczy papierosowy dym i duszące zapachy perfum uroczyście powitały Baekhyuna, jak tylko przekroczył próg swego ulubionego klubu. Wsunął dłoń do kieszeni i poczuł ulgę, odnajdując tam kilka banknotów. Potrzebował się porządnie spić, jednak na tyle, by nie stracić poczucia rzeczywistości. Od razu skierował się do baru, zajmując pierwsze wolne miejsce i poprosił o kilka shotów. Po chwili zamówił też sok, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Wszystkie obawy zniknęły po pierwszym kieliszku. Za nim szedł kolejny, a urocza twarz raz po raz wykrzywiała się w grymasie niesmaku. Na koniec popił wszystko pomarańczowym, nieco za słodkim sokiem. Zamrugał prędko, pozbywając się wstrętnego smaku z języka i rozejrzał się dookoła. Nie było źle. Nie czuł zawrotów głowy, mimo iż wypił sporo, a noc była jeszcze całkiem młoda. Uprzejmie podziękował barmanowi, który go obsłużył, zapłacił i przesiedział parę minut bezczynnie, czekając na lepszą piosenkę.
Gdy zaczęło nudzić mu się w samotności – dookoła niego siadały tylko mniej lub bardziej obrzydzające pary, obściskujące się na oczach wszystkich i niemal zjadające sobie twarze – zeskoczył z wysokiego stołka i pewnym krokiem udał się na parkiet. Wcisnął się pomiędzy tłum ocierających się o siebie mężczyzn, nie siląc się nawet na wzrokowy kontakt. Miał ochotę na zabawę, niekoniecznie na seks, niemniej jednak i tym by nie pogardził. Zamknął oczy, wypuszczając z ust zasnute potwornymi przemyśleniami powietrze. Całego jego ciało zaczęło poruszać się w rytm płynącej z głośników melodii. Biodra same kołysały się, przykuwając wygłodniałe spojrzenia.
How you doing, babe? – Nieco skrzekliwy, niezupełnie sympatyczny głos sprawił, że Baekhyun otworzył oczy. Tuż przed nim wysoki, rudowłosy obcokrajowiec starał się dopasować swoje ruchy do tych jego.
Pretty good – odpowiedział płynnie malarz, uśmiechając się półgębkiem. Nieznacznie przysunął się do dość przystojnego jegomościa, kładąc dłonie na jego ramionach.
– Może chcesz poczuć się lepiej? – spytał mężczyzna, nie rezygnując z angielszczyzny. Przesunął dłonie na biodra Byuna, przyciągając go do siebie mocno, jakby był jakąś lalką.
– Bardzo chętnie – mruknął Baekhyun.
Nim się zorientował, rudzielec pociągnął go za sobą na górę. Skanował wzrokiem jego postać i oblizał wargi. Może nie był to do końca jego typ, ale stanowił miłą odmianę. Nie umiał stwierdzić, czy to Europejczyk czy Amerykanin, ale było mu to obojętne, o ile umiał zachować się w łóżku. Jego dłoń była szorstka, aczkolwiek przyjemna i wyobrażał sobie, jak to jest być dotykanym przez takie dłonie. Był pewien, że zaraz się przekona. Nie mógł się doczekać.
Ale rudowłosemu też wyraźnie się spieszyło. Po schodach prawie biegli. Malarz kilka razy był bliski przewrócenia się, lecz zdołał trzymać równowagę i mknąć dalej za nieznajomym. Niedługo potem dotarli do jednego z tych tandetnie wystrojonych pokoi. Tam czekała na Byuna prawdziwa niespodzianka. Miejsca w puchatych fotelach zajmowały wyrozbierane kobiety, które chyba weszły tu przez okno, jako że nie bardzo miały, czego tu szukać. Kilka butelek szampana czy innego trunku stało na podłodze.
Baekhyun nerwowo przełknął ślinę. Miał pieprzyć się na oczach dwóch wypindrzonych damulek? Nigdy w życiu. Zerknął na mężczyznę, który zdążył puścić jego rękę. Czekał zatrwożony, nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. Przełknął ślinę, zaciskając i rozluźniając dłonie. W końcu rudzielec odwrócił się w jego stronę, machając mu przed nosem woreczkiem z białym proszkiem.
– Siadaj na łóżku. Przygotuję wszystko i poczujemy się lepiej – oznajmił, uśmiechając się z wyższością. Wyglądał iście paskudnie.
Z niepokojem i duszą na ramieniu Byun zasiadł na miękkiej, gładkiej pościeli, wyczekując najgorszego. Jeśli nie wypił za dużo i mózg dobrze mu podpowiadał, facet trzymał narkotyki i zwyczajnie chciał go naćpać. A on nie to miał na myśli.
Mała srebrna taca została wsunięta mu na kolana i zwinięty dolar wetknięty w dłoń. Dostał nawet instrukcję. Musiał się tylko pochylił, przytknąć rulonik do nosa i wciągnąć kreskę. Zadrżał. Czuł się jak małe dziecko. Niezdolny do uprzedniej oceny niebezpieczeństwa wszedł prosto w paszczę lwa. Zrobił kilka uspokajających oddechów i zebrał się na odwagę. Nim zdążył się odezwać, rudowłosy go uprzedził.
– Nie bawisz się? – rzucił szorstko, w jego głosie można było dosłyszeć nawet rozkaz.
– Nie chcę – wymamrotał w końcu Baekhyun. Odstawił tackę na bok, zagryzając wargę i wstał.
Już był przy drzwiach, gdy mężczyzna ostro złapał go za nadgarstek, po czym uderzył w twarz. Byun aż się zatoczył, uderzając plecami o klamkę. Zabolało jak cholera.
– Dostałeś nagrodę, a teraz spieprzaj. Jeśli zobaczę cię dziś raz jeszcze, to pożałujesz. Ze mną nie pogrywa się w ten sposób, bo… – Ale Baekhyun już go nie słyszał. Do jego uszu dotarł tylko stłumiony chichot dwóch towarzyszek rudzielca, gdy opuszczał ten przeklęty pokój.
Przeszedł kilka kroków, mijając inne białe drzwi. Usłyszał krzyk i puścił się biegiem. Jak błyskawica popędził po schodach w dół i ponownie zasiadł przy barze. Serce biło mu tak szybko, jakby przebiegł najdłuższy w życiu dystans, zaś oddech był niebywale nierównomierny. Chude ciało trzęsło się jak w ataku paniki. Sam barman zainteresował się stanem malarza, ale ten zbył go tylko machnięciem ręki. Oparł głowę na rękach położonych na blacie. Nie wierzył, że tak łatwo dał się zapędzić w kozi róg. Wiele razy słyszał, że narkotyki do wspaniała rozrywka, lecz nie miał ochoty próbować. Znał takie przypadki, gdzie kończyło się to fatalnie i podświadomie przeczuwał, że sam byłby jednym z nich.
Następne pół godziny spędził na piciu kolorowych drinków, gapieniu się na tańczący tłum i wodzeniu wzrokiem za tańczącymi na blatach młodymi chłopakami. Prychnął pod nosem. Od niechcenia wychylił kolejne dwa shoty, a potem poczuł niemałe zawirowania. Potrząsnął głową raz, drugi i trzeci, jednakże to nic nie pomogło. Parkiet, ludzie, szklanki, butelki. Wszystko wirowało przed nim i nie dawał rady tego powstrzymać.
Nieprzytomnie zsuwał się ze stołka, gdy wnet poczuł jakieś ciepłe ramiona dookoła swej talii. Ktoś go przytrzymał i postawił na nogi. Wkrótce chłodne nocne powietrze musnęło jego twarz. Mamrotał coś do siebie pod nosem, ale sam nie widział w tym głębszego sensu. Zwykłe głupoty. Zaraz też zasnął, nie czując już nic. Miał tylko świadomość tego, że jest od teraz czyimś ciężarem.


obraz Baekhyuna
A/N: Cześć wszystkim! Jak widać zaczęłam nowe ff. Cieszę się, że się Wam podoba i dziękuję za wszystkie komentarze.

2 komentarze:

  1. W końcu tutaj dotarłam. Mogę się założyć, że Baekhyun nie odpuści Jonginowi i poderwie go. Nawet jeśli to jest chłopek jego przyjaciela. Ten typ już tak ma… No co poradzisz? Uwielbiam relacje Baekhyuna i Kyungsoo. Wbrew pozorom są na serio urocze. Tym bardziej, że Ksoo tak wspiera swojego przyjaciela. A ten obraz Baekhyuna jest ładny. Zastanawiam się w czyje łapy wpadł nasz mały Baekkie!

    OdpowiedzUsuń