środa, 19 marca 2014

Shadows cz. 2

Tytuł: Shadows: Two Moons
Bohaterowie główni: Kim Jongin (Kai), Lu Han, Oh Sehun
Bohaterowie drugoplanowi: Park Chanyeol, Kim Minseok, Wu Yi Fan, Kim Joonmyun, Kim Jongdae, Byun Baekhyun, Do Kyungsoo, Huang Zitao, Zhang Yixing
Pairing: KaiLu
Rating: R
Gatunek: AU, horror, supernatural, twoshot

A/N: Mam, ludzie, mam! Dzień dobry/ dobry wieczór. Jest 23:23, a ja właśnie skończyłam pisać tę drugą część. Niech mnie kiedyś ktoś kopnie. Powinnam zacząć pisać to wcześniej. Mam nadzieję, że wyszło to jakoś dobrze. Zapraszam do czytania i komentowania! :D
Two moons
            30 czerwca o umówionej porze Luhan pojawił się w ustalonym miejscu. Dokoła niego rozpościerał się ogromny las, skąpany w czerni nocy. Chłopak stał jak skamieniały, bojąc się wszystkiego, co go otaczało. Nagle usłyszał za drzewem jakiś szmer. Chciał uciec, lecz w tej samej chwili ktoś jedną ręką objął go w pasie, a drugą zasłonił mu usta.
            -To tylko ja – Luhan usłyszał znajomy głos Jongina. – Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć – mruknął chłopak i odwrócił Lu twarzą do siebie.
            Xiao był bardzo zdziwiony tym, co przed sobą zobaczył. Kai, który zwykle nosił nowoczesne i lanserskie ciuchy, miał na sobie długą czarną szatę z kapturem, który założony był na jego głowę.
            Ciemnoskóry złapał Luhana za rękę i powoli odsunął materiał koszuli z delikatnej skóry chłopaka. Obejrzał ją dokładnie, po czym wyciągnął swoją dłoń i ostrym, długim pazurem przeciął skórę na przegubie Xiao.
            -Co ty robisz?! – wykrzyknął Lu. – Oszalałeś?! – chłopak próbował wyszarpnąć swoją rękę z uścisku Jongina, jednak było to bezskuteczne.
            -Uspokój się, Luhan – to powiedziawszy, Kim przystawił swój nos do rany blondyna i zaciągnął się zapachem słodkiej, świeżej krwi, a następnie przesunął po niej swoim językiem.
            Xiao Lu nie mógł opanować złości, która ogarnęła jego umysł. Szarpał się i wykręcał jednak na próżno. Chwilę później Jongin wgryzł się w rękę chłopaka i zaczął chłeptać jego krew. Luhan ze zdziwienia szerzej otworzył swoje oczy, ale już chwilę później poczuł, jak jego ciało zalewa fala pożądania. Elektryzujące uczucie raz po raz uderzało w każdą komórkę jego ciała. Chłopak zaczął jęczeć i oddychać coraz ciężej, jak gdyby właśnie przeżywał orgazm. W tej samej chwili Kai odsunął się od niego, po czym przesunął palcami po otwartej ranie, sprawiając, że ta zniknęła.
            Luhan popadł w ogromne zdumienie. Nigdy nie widział czegoś takiego. Szybko przypomniał sobie, co przerabiał na historii dla zainteresowanych kilka dni temu.
            -Wiem, czym jesteś – wydukał Xiao, czując jak krew odpływa mu z twarzy. – Jesteś wampirem!
            -Nie bądź śmieszny, Luhan – odrzekł Jongin. – Takie rzeczy nie istnieją.
            -Ale przecież właśnie przed chwilą piłeś moją krew! – powiedział blondyn głosem drżącym z przerażenia.
            -Tutaj masz rację, ale mylisz się co do mojej istoty. Nie jestem wampirem. Nie jestem nawet jak duch – chłopak przerwał na chwilę. – Jestem cieniem  - podniósł głowę, ukazując swoje oczy, które teraz błyszczały srebrem niczym księżyc w bezchmurną noc.
            Luhan zamarł w bezruchu. W swojej głowie powoli przetwarzał informacje, jednak wciąż nie mógł zrozumieć, po co Kim go tutaj zaprosił.
            -Włóż to – odezwał się nagle ciemnoskóry, podając Lu białą szatę. – Musisz ładnie wyglądać.
            Blondyn wziął do rąk delikatny, kaszmirowy materiał, a następnie zrobił kilka kroków w tył i schował się za drzewem. Zdjął swoje ubranie, po czym ostrożnie, uważając, aby nie rozpruć, ubrał odzież podarowaną przez Kaia. Kiedy był już przebrany, wyszedł z ciemności i powrócił do zakapturzonego chłopaka.
            -Co teraz? – zapytał cicho Luhan, patrząc na Jongina wzrokiem wyrażającym strach i odrętwienie.
            -Zamknij oczy. Nie bój się – odparł ciemnoskóry, chwytając blondyna za rękę. – Złap mnie mocno – polecił, a gdy czuł, że chłopak kurczowo przytrzymuje się jego płaszcza, pstryknął palcami i znaleźli się na ogromnej polanie.
            Xiao Lu powoli otworzył oczy. Dookoła niego nie znajdowało się już mnóstwo olbrzymich sosen tylko miękka trawa. Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na niebo. Zakręciło mu się w głowie od widoku dwóch księżyców. Do jego nozdrzy docierał zapach deszczu, a przecież noc była niezwykle pogodna.
            Prawie jak w moim śnie – pomyślał Luhan, biorąc kilka głębokich wdechów dla uspokojenia.
            -Jak to zrobiłeś? – rzucił blondyn w stronę Kaia.
            -Po prostu użyłem swojej mocy – odpowiedział ciemnoskóry, przewracając teatralnie oczami i odchodząc od Xiao.
            Nagle, nie wiadomo skąd, na polanie rozbłysło światło, ukazując znajdujący się tam ogromny drewniany stół, wokół którego stały cztery zakapturzone postacie. Luhan z trudem przełknął ślinę, oczekując, że za chwilę wszystko zamieni się w jedną z szalonych, tematycznych imprez.
            -Witajcie, bracia! – wykrzyczał Jongin, unosząc ręce do góry, niczym kapłan podczas odprawiania nabożeństwa. – Zebraliśmy się tutaj, aby dokonać ostatecznej przemiany. Dzisiejszej nocy uwolnimy się z ludzkich ciał i staniemy się nieśmiertelni. Bądźcie pozdrowieni! Niech mrok księżyca wspomoże nas w przygotowaniu obrzędu!
            -Witaj, mistrzu! – odpowiedziały zgodnym chórem zakapturzone postacie. – Z Mroku powstaliśmy i w Mroku istnieje nasze życie!
            Kim odwrócił się w stronę oszołomionego Xiao i powoli zbliżył się do niego. Stojąc przed chłopakiem, uniósł swoją dłoń, a następnie paznokciami rozszarpał jego śnieżnobiałe odzienie i tym samym odsłonił jego dziewicze ciało. Dokładnie oglądał każdy skrawek delikatnej skóry Luhana i z oszałamiającym podnieceniem nasycał się jego zapachem.
             W pewnej chwili Kai zrobił głębokie nacięcie pod żebrami Xiao, aż ten zawył z bólu. Ciemnoskóry uśmiechnął się pod nosem, a następnie pochylił głowę i przesunął językiem po świeżej ranie, spijając ciepłą krew.
            Blondyn był sparaliżowany przez tortury, jakim poddawał go Jongin, gdyż ten raz po raz wgryzał się w jego szyję, tworząc na niej siniaki i upajając się niesplamionym, czerwonym płynem. Odrętwienie całego ciała sprawiło, że Xiao momentami nie wiedział, gdzie się znajduje i co robi.
            Gdy Kim był już w pełni posilony narkotyzującym napojem, odsunął się od Luhana i wrócił na swoje miejsce wokół stołu. Ruchem ręki nakreślił w powietrzu okrąg i wtedy jeden z jego zakapturzonych towarzyszy poruszył się i powoli zbliżał się w stronę niewinnego chłopaka, poruszając się bezszelestnie, jakby płynął w powietrzu.
            W chwili kiedy lasem poruszył delikatny wiatr, nakrycie z głowy idącego, zsunęło się i Xiao ujrzał znajomą twarz ze szkolnego korytarza, Kim Minseoka. Xiumin podszedł do blondyna i dokładnie zlustrował go wzrokiem.
            -Wyglądasz jakbyś się bał – zadrwił chłopak, mrużąc oczy.
            -N-nie – wymamrotał Luhan, próbując zrobić krok w tył, ale zanim dobrze pomyślał, okazało się, że był to największy błąd jaki popełnił tej nocy.
            -Hej, hej. Nie uciekaj – powiedział Minseok i wyciągnął przed siebie rękę, łapiąc Xiao za nadgarstek i przyciągając bliżej siebie.
            Xiumin ostrożnie polizał bolesną ranę zrobioną przez Jongina. Pozwolił, aby krew powoli spływała mu do gardła, ogarniając cały jego organizm. W tym przypadku nie miała ona tak silnej mocy jak u Kaia, jednak działała równie pobudzająco.
            Chłopak wyprostował się i wyciągnął przed siebie ręce, po czym skupił się, ujawniając swoją moc. Kilka sekund później całe ciało Luhana pokryte było lodem. Blondyn skowyczał z bólu i prawie stracił przytomność. Czuł jak każda komórka jego ciała zastyga, a on sam jest na pograniczu śmierci. Wyglądał jak żywa lodówka albo, co gorsza, żywcem zamrożony człowiek.
            Xiao patrzył na Minseoka błagalnym wzrokiem i próbował wykrztusić z siebie kilka słów, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Chłód panował nad jego ciałem, aż do szpiku kości, wywołując ogromne męczarnie dla ciała i duszy. Xiumin powoli opuszczał swoje ręce i przestawał działać mocą na bezbronnego chłopaka, po czym oddalił się i wrócił na swoje miejsce.
            Po Minseoku przyszła kolej następnego z Braci Mroku. Ten bez skrupułów zdjął swój kaptur i pokazał swoją twarz, znajdując się tuż przy niewinnym Luhanie.
            -Chanyeol - wykrztusił blondyn ledwie słyszalnym głosem.
            -Nie jest ci zbyt zimno? – zapytał Park z udawaną troską w głosie. – Mogę ci pomóc – to powiedziawszy, pstryknął palcami, a na jego dłoni pojawił się maleńki płomyk.
            Chłopak owionął ogniem ciało Xiao, roztapiając lód wytworzony przez Xiumina, po czym znów ukrył go w swojej dłoni.
            -Mógłbym spróbować twojej krwi – rzucił czarnowłosy – ale jest zbyt zimna – Luhan z trudem przełknął ślinę, starając się wydedukować, co tamten ma na myśli.
            Chanyeol szybkim ruchem przyciągnął Xiao do siebie, obejmując go w talii. Drugą ręką rozniecił ogień na ciele chłopaka, który drżał z przerażenia, cierpienia oraz wstydu. Płomienie szybko rozprzestrzeniły się po całej skórze blondyna, jednak on nie zaczynał się palić. Czuł jak krew bulgocze w jego żyłach, a serce bliskie jest eksplozji.
            -Chyba mnie poniosło – rzucił czarnowłosy z udawanym przejęciem, po czym zgasił pożar wywołany na niewinnym chłopaku.
            Oszołomiony Luhan nie do końca wiedział, co się z nim dzieje. Odczuł tylko ogromny ból w miejscu, gdzie trzymał go Park. Chwilę później olbrzym zaczął popijać krew z boku Lu.
            -Jest odpowiednio gorąca i gęsta – mówił głosem tłumionym przez własnie pomrukiwania. – Mógłbym ją pić w nieskończoność.
            Ledwie Xiao Lu zdążył mrugnąć, a obok Chanyeola znajdował się kolejny chłopak, którego blondyn również znał. Suho odepchnął swojego przyjaciela, próbując ochronić Luhana.
            -Wystarczy, Yeol – powiedział Joonmyun władczym tonem. – Nie umiesz się kontrolować, a chłopak wyraźnie się boi, że wypijesz z niego całą krew.
            Czarnowłosy spuścił głowię i niechętnie powrócił do kręgu. W tym samym czasie Suho ostrożnie polewał Luhana wodą. Blondyn czuł, że może mu zaufać. Nie wiedział jednak, jak bardzo się myli.
            Gdy Joonmyun dotarł swoją mocą do twarzy chłopaka, zacisnął ręce w pięści. Woda nagle przestała płynąć. Xiao zaczął się dusić, gdyż spora ilość płynu znajdowała się w jego nosie. Nie mógł nabrać oddechu. Każda sekunda przybliżała go do odejścia w zaświaty. I wtedy Suho odpuścił.
            Luhan zaczął kaszleć i ciężko dyszeć, a z jego nozdrzy wypływały strużki krwi. Ten, który go torturował, wykorzystał sytuację i niezauważenie zaczerpnął łyk jego świeżej, czerwonej posoki wyciekającej spod żeber, następnie zniknął tak szybko, jak się pojawił.
            Ostatni w kolejce do wypróbowania swojej mocy był chłopak, którego Xiao nie znał. Powolnym krokiem zbliżył się do blondyna i chwycił go za rękę, zamykając oczy. Gdy ów młodzieniec otworzył powieki i sparaliżował Luhana wzrokiem, poruszył dłonią, wysyłając do ciała ofiary ładunek elektryczny. Porażenie było dosyć mocne. Xiao Lu najpierw zadrżał, a później krzyczał i skomlał z bólu przeszywającego każdą komórkę jego organizmu.
            -Jestem Jongdae – powiedział słodko zakapturzony chłopak. – Mam nadzieje, że obaj bawimy się świetnie – rzucił Luhanowi badawcze spojrzenie, po czym spragniony  rzucił się na jego krwawą ranę.
            Nagle powietrze zawirowało i zdawało się, że zaraz rozwieje czerń lasu. Na tle jednego z księżyców wyłoniła się wysoka postać z ogromnymi skrzydłami.  Wszyscy zgromadzeni wznieśli swoje głowy ku górze, z czego Luhan wywnioskował, że był to jeszcze jeden mroczny towarzysz. Mężczyzna unosił się wysoko ponad nimi, poruszając skrzydłami z niezwykłą siłą. Najbliższe drzewa zdawały się uginać, pod ciężarem wiatru wywołanego tym zjawiskiem. Kilka sekund później postać wylądowała na polanie, szybko chowając swoje skrzydła.
            -Kris, wreszcie jesteś! – krzyknął uradowany Jongin i zaczął iścć w stronę nowoprzybyłego gościa.
            -Smarkaczu, nie zaczekałeś na mnie! – wrzasnął mężczyzna, rzucając na środek stołu jakieś zabite zwierzę. – Ja jestem przywódcą. Dałem zgodę, abyś prowadził dzisiejszą ceremonię, bo jest to twój człowiek, ale nie przyjmuję do wiadomości, że mnie wystawiłeś – odwrócił wzrok w stronę Luhana i przybliżył się do niego.
            -To ty jesteś tym, który skojarzył się z Jonginem – rzucił Kris, sztyletując wzrokiem Xiao. – Jestem Wu Yi Fan. Przełożony stojącego tam stadka baranów. Kai mówił, że wyglądasz apetycznie. Jestem ciekaw, jak smakujesz.
            Mężczyzna przekręcił głowę w bok i jeszcze raz zlustrował Luhana wzrokiem pełnym grozy. Wysunął swój język i delikatnie wepchnął go w ranę chłopaka.
            -Argh… - wrzasnął Xiao, kiedy Kris zaczął ssać jego krew.
            -Czysty i dziewiczy – rzucił Wu, odrywając się od blondyna. – Wprost idealny – złapał Luhana za ramiona, po czym kopnął go kolanem w brzuch.
            Blondyn zaczął zwijać się z bólu. Zanim zdążył dojść do siebie, mężczyzna kopnął go jeszcze raz, silniej. Chłopak czuł, że nie przeżyje tej nocy, jednak miał nadzieję, że ktoś go uratuje i wyciągnie z bagna w jakie się wplątał. W myślach powtarzał imię Sehuna, próbując go w ten sposób przywołać.
            Kris powolnym krokiem oddalił się w stronę stworzonego przez Kaia kręgu.
            -Przygotujcie krew! – krzyknął. –Rozpoczynamy przemianę!
            Jongin pospiesznie wziął ogromny kielich i podszedł z nim do Luhana. Ostrymi pazurami przeciął delikatną skórę i pozwolił, by dziewicza i słodka krew chłopaka spłynęła wprost do czary, wypełniając ją do połowy. Drugą część naczynia zapełniła krew młodego jelenia. Tak samo czystego i niewinnego jak Xiao Lu.
            Po wymieszaniu dwóch płynów, Kai podchodził do każdego, wypowiadając słowa „Bądź pozdrowiony’ i dając do wypicia spory łyk sporządzonego napoju. Gdy po spożyciu krwi, oczy wszystkich Strażników Mroku zrobiły się przerażająco srebrne, Luhan wiedział, że nie ma już odwrotu i musi nadal służyć Jonginowi.
            Ciemnoskóry odłożył kielich na stół i powrócił na swoje miejsce, przywracając krąg. Chłopak wyciągnął ręce ku górze i zaczął coś mówić w nieznanym Xiao języku.
            -Summi regis nostri inveniantur præsentiarum  mundare maledicto homine fiunt, umbrae mundi semper – zaczął głośno Jongin. –Ut vivere immortalis et hoc usque ad finem mundi dies longiora.  Aliquid, non potest quin, ut adducant ad te virgo in corde mortali Hostia nectitur consociationibus. Reliquit, et petere quod non cura semper eorum circumdederit. Ave!*
            Kai opuścił ręce i podszedł do Luhana. Mocno go przytulił, a następnie ucałował jego czoło. Zobaczył, że w oczach blondyna zbierają się łzy. Nie wiedział, co ma robić. Chciał tylko dokończyć swoje zadanie i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. Pragnął odciąć się na zawsze od ludzkiego świata.
            -Jongin, dlaczego? – wydukał Xiao, a łzy spłynęły mu po policzkach, tworząc dwie słone ścieżki.
            -Bo jesteś mój – odpowiedział Jongin, głaszcząc chłopaka po policzku. – Kocham cię – to powiedziawszy, przytrzymał ramię Lu i swoimi ostrymi pazurami przebił jego skórę i połamał kości, aby wydobyć niewinne serce.
            Xiao jeszcze przez chwilę drżał i patrzył na Kaia, a następnie rana w jego ciele zasklepiła się, a sam blondyn osunął się na ziemię i odszedł w zaświaty.
            Mam nadzieję, że tam będzie ci się żyło lepiej – pomyślał Kim.
            Ciemnoskóry wrócił do ogromnego stołu i położył na nim wyszarpane serce. Zdobycz zapulsowała jeszcze kilka razy, po czym rozdzieliła się na sześć części i każda z nich wypełniła ciało jednego ze Strażników Mroku. Powietrze dokoła nich zawirowało, a chwilę później czas jakby się zatrzymał, pozbawiając ich ludzkiej formy. Byli teraz nieśmiertelni i niepokonani. Oddalili się szybko od miejsca ceremonii, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
***
            -Chłopaki, pospieszcie się – wołał Baekhyun do swoich kolegów, oświetlając leśną drogę swoją mocą.
            -Przecież idziemy – krzyknął Sehun, biegnąc tuż za Byunem.
            Po chwili wszyscy znaleźni się przy polanie, na której niedawno zakończyły się obrzędy pełni księżyców. Oh wbiegł na polanę, najszybciej jak tylko mógł. Chłopak rozejrzał się dookoła i zobaczył, że niedaleko ogromnego stołu leży czyjeś ciało. Nie czekając ani chwili, natychmiast tam podszedł.
            Sehun nie mógł zapanować nad swoją mocą, gdy ujrzał swojego najlepszego przyjaciela, Luhana. Potężny wiatr ogarnął cały las tak, że nawet najgrubsze drzewa zginały się wpół. Szatyn powoli opanowywał nerwy i przykucnął nad leżącym. Ostrożnie oglądał delikatne ciało, aby nie zadawać Xiao bólu. Widział ogromne siniaki i to bardzo raniło jego serce. Po chwili Sehun pochwycił przyjaciela w swoje ramiona i przytulił go. Bijący chłód odrzucał go i nie mógł znieść tego uczucia.
            -Yixing, mam prośbę – powiedział nerwowo Oh.- Chciałbym, abyś go uleczył.
            Lay skinął głową i pochylił się nad Luhanem. Wyciągnął ręce i przesuwał nimi nad posiniaczonym ciałem, sprawiając, że te znikały. Xiao Lu jednak nie otworzył oczu, co bardzo zmartwiło Sehuna.
            -Co jest? – zapytał. – Dlaczego on się nie budzi?
            -Nie wiem – wymamrotał Yixing.
            -Spróbuj jeszcze raz, błagam – rzucił szatyn, będąc bliski płaczu.
            Starszy chłopak ponownie wyciągnął ręce przed siebie i skupił cały swój umysł, angażując się w jak najlepszą pomoc. Zacisnął pięści i przesunął nimi po delikatnej skórze Xiao. Zdawało mu się, że czuje każdą jego komórkę. Czul nawet ból, który już dawno odszedł. W pewnej chwili, gdy przesuwał swoje dłonie nad miejscem, gdzie powinno znajdować się serce, zamarł. Nie wyczul ani nie usłyszał bijącego narządu.
            -Sehunnie – zaczął spokojnie Yixing. – Mam złe wieści. Twój przyjaciel… on nie ma serca – wydusił w końcu.
            -Jak to? – krzyknął Oh. – Przecież… przecież to niemożliwe – mówił dalej chłopak. – Tao! Tao, chodź tutaj! Błagam, cofnij czas. Dla mnie! Dla niego! On musi żyć!
            Huang Zitao stanął tuż obok Laya i pstryknął palcami, zamykając oczy. Gdy je ponownie otworzył wszystko wyglądało jak sekundę temu. Ciemny las, znajdujący się pod osłoną noc. Sehun klęczący przy zwłokach najlepszego przyjaciela. I on próbujący mu pomóc. Dotarło do niego, że moc nie zadziałała. Spóźnili się.
            -Huang, co się dzieje?! – powiedział szatyn ze łzami w oczach. – Dlaczego wciąż tkwimy w tym samym miejscu i czasie. Huang… co się dzieje?
            -Przykro mi, Sehun. Moja moc zawiodła – powiedział Tao i odszedł, spuszczając głowę.
            Oh wciąż pochylał się nad ciałem Luhana, a po jego policzkach spływały łzy, następnie skapując na nagie ciało przyjaciela.
            -Luhan – zaczął Sehun – mówiłem ci, żebyś od niego odszedł. Kazałem ci się odciąć od jego życia. Nie chciałeś mnie posłuchać i zobacz jak skończyłeś. Kochałem cię jak brata – położył głowę Xiao na swoich kolanach. – Powinieneś był mnie posłuchać – to powiedziawszy, chłopak ucałował czoło zmarłego blondyna.
             Brak imienia...
            Powszechnie znanego.
            I brak twarzy...
            Pozbawiony sumienia.

           
Boskością obdarzony,
            używał swej władzy
            I nad życiem…
            I nad tym co przyziemne…
            Jak miłość i przyjaźń

           
Poległe...
            Posłuszny mocą,
            jakim rozkazom służył...
            Posłuszny...
            Wzlatując, nabrał chwały...
            Oddał miłość by...
            Móc żyć.


*Najwyższy nasz królu, spotykamy się tu dzisiaj, 
aby oczyścić się z klątwy człowieczej i stać się na wieki cieniami świata. 
Pragniemy żyć nieśmiertelnie i trwać aż po kres ziemskich dni, a nawet jeszcze dłużej.
Nic nie jest w stanie nas powstrzymać, gdyż przynosimy Ci w ofierze dziewicze serce śmiertelnika, które zostało powiązane Skojarzeniem.
Prosimy, abyś nigdy nas nie opuszczał i na zawsze otaczał nas swoją opieką. 
Bądź pozdrowiony!

2 komentarze:

  1. yess, tą częścią wygrałaś moje życie. rany rany, jestem entuzjastycznie rozjebany! podobała mi się całkowicie ta scena, jak każdy po kolei dobierał się do luhana. sdkjfdskhfkdjsghdoshg. ale miałam też nadzieję, że w odpowiednim momencie wkroczy sehun i go uratuje, ale się dupek spóźnił. nawet miałam wrażenie, że ten koleś, który przyleciał ostatni to sehun, ale nie, wszechmocny kreees. pls, napisz kiedyś jakiś horror, bernard! :>>>>

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam w napięciu obie części.
    Były świetne. Aż miałam ciarki ;;

    OdpowiedzUsuń