sobota, 22 lutego 2014

Voodoo doll - Rozdział 3

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing, Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek: AU, angst, smut, chaptered
Ostrzeżenia: przekleństwa, brutalne sceny, * - myśli Sehuna

A/N: Dzień dobry! Dzisiaj mam dla Was trzeci rozdział Voodoo doll. Moim zdaniem jest beznadziejny. Nie dość, że krótki, to jeszcze (zdaniem Wirusa) straszny. To pewnie wszystko przez to, że łapie mnie jakieś przeziębienie i strasznie boli mnie głowa. Zapraszam do czytania! :3
3. Co cię nie zabije...
                Czwartkowy poranek był dla Luhana prawdziwym koszmarem. Chłopak cały czas wymiotował i na dodatek bolała go głowa. Nie mógł nawet chwilę odpocząć od ciągłego zwracania. Kiedy tylko jego żołądek uspokoił się, Lu ubrał się i postanowił pójść do lekarza.
            Nie ma najmniejszych szans, żebym poszedł dzisiaj do szkoły. Chyba, że mam siedzieć ciągle w toalecie – rozmyślał chłopak, podczas jazdy metrem do najbliżej przychodni.
            Kiedy dotarł na miejsce, mdłości znów powrócił. Xiao czym prędzej odnalazł toaletę i zwymiotował po raz kolejny. Pielęgniarka szybko odnalazła szatyna i pomogła mu pozbierać się, po czym zaprowadziła  go do recepcji. Luhan czekał chwilę, po czym przyszedł lekarz i zaprosił go do swojego gabinetu. Mężczyzna dokładnie zbadał chłopaka i stwierdził u niego zwykłe zatrucie pokarmowe. Przepisał mu kilka niezbędnych leków, po czym Lu mógł już spokojnie wrócić do domu i tam odpocząć.
***
            Tego dnia Sehun nie poszedł do szkoły. Był w domu sam, więc nikt go do tego nie zmuszał. Z samego rana chłopak, ubrany w dżinsy i czarną bluzę, wymknął się przez okno do centrum miasta, skąd złapał autobus i pojechał do małego miasteczka w pobliżu Seulu, gdzie kiedyś mieszkała jego babcia.  Jako dziecko bardzo lubił tam przyjeżdżać. Kobieta pokazywała mu okoliczne sklepy, w tym ten, do którego miał udać się dzisiaj. Voodoo shop.
            Kilka minut po opuszczeniu autobusu, Sehun odnalazł najkrótszą drogę do zamierzonego celu. Niepewnym krokiem wszedł do dobrze sobie znanego sklepu. Wnętrze tego miejsca było, na pierwszy rzut oka, przyjazne, ale jak okazywało się później było tu przerażająco. Na półkach za ladą spoczywały różne butelki i woreczki, a obok nich leżały głowy dzikich zwierząt oraz dziwne, wystrugane z drewna postacie. Kiedy chłopak otwierał drzwi, dzwonek nad wejściem zadzwonił, a chwilę później z zaplecza wyłoniła się młoda dziewczyna, wyglądająca na całkiem normalną nastolatkę, nie pasującą do tego miejsca.
            -Witam pana, czym mogę służyć?
            -Dzień dobry. Ja… chciałbym kupić voodoo – wymamrotał Sehun pod nosem, mając nadzieję, że ekspedientka dobrze go usłyszała.
            -Proszę chwileczkę poczekać – rzuciła dziewczyna, po czym weszła z powrotem na zaplecze. Po kilku minutach młoda ekspedientka przyprowadziła ze sobą starszą kobietę.
            -Babciu, pan chciałby kupić voodoo – rzuciła dziewczyna.
            -Dobrze, moje dziecko. Możesz wrócić. Obsłużę naszego klienta – powiedziała kobieta zachrypniętym głosem, po czym odwróciła swoje blade oczy w stronę Sehuna. Chłopak głośno przełknął ślinę. – Czego dokładnie szukasz?
            -J-ja… potrzebuję voodoo, żeby pozbyć się mojego… znajomego – odpowiedział blondyn, mocno akcentując ostatnie słowo.
            Kobieta odwróciła się od lady i zaczęła szukać czegoś na półkach, znajdujących się za jej plecami. Po chwili grzebania w tekturowych pudłach, starsza ekspedientka wyciągnęła woreczek, po czym wyjęła z niego niewielką laleczkę.
            -Ta będzie idealna – powiedziała staruszka, kładąc przed Sehunem małą lalkę.
            Chłopak dokładnie obejrzał przedmiot leżący przed nim, po czym odezwał się:
            -Wezmę dwie.
            Ekspedientka zapakowała dla blondyna dwie laleczki voodoo, po czym chętnie zamieniła je na pieniądze.
            Sehun wyszedł ze sklepu i kierował się w stronę najbliższego przystanku autobusowego, gdy nagle usłyszał obok siebie piszczenie i skomlenie. Chłopak odwrócił się i zobaczył na trawie małego, opuszczonego szczeniaczka.
            -Hej, mały – rzucił pieszczotliwie blondyn i zbliżył się do pieska, po czym wziął go na ręce. – Wezmę cię ze sobą. Na pewno spodobasz się Luhanowi – powiedział czule i schował szczeniaka pod swoją bluzę, po czym poszedł złapać autobus, aby wrócić do domu i wcielić w życie swój świetny plan.
***
            Calutki czwartek był dla wszystkich prawdziwą zmorą, także i dla Laya. Chłopak cały dzień włóczył się po szkole bez celu, bo oprócz Luhana nie kolegował się w tu z nikim. W końcu dopadł Chanyeola i chodził za nim jak cień. Kiedy nadeszła pora lunchu, Yixing pobiegł za olbrzymem do stołówki.  Jednak gdy go tam nie spotkał, był bardzo zdziwiony. Już miał wychodzić i wtedy Chanyeol stanął tuż przed jego nosem.
            -Dlaczego łazisz za mną cały dzień? – rzucił czarnowłosy na dzień dobry.
            -A dlaczego nie? – odpowiedział mu Lay opryskliwie.
            -Gdzie masz Luhana? – spytał olbrzym.
            -Nie ma go dzisiaj w szkole. Nie wiem co się z nim dzieje – powiedział Xing i spojrzał pytająco na czarnowłosego.
            -Hm… Sehuna też dzisiaj nie ma. Chodźmy po coś do jedzenia i za chwilę o tym pogadamy – rzucił chłopak, po czym ruszył w stronę budki z kanapkami.
            Kiedy oboje mieli już swój lunch w rękach, poszli znaleźć wolny stolik z dala od reszty uczniów, aby móc swobodnie rozmawiać.
            -Wracając do tematu – zaczął Chanyeol. – Sehuna nie ma w szkole, więc pewnie jest z Luhanem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Wspólne wagary. Romantyczna randka, ale to trochę niepodobne do Xiao.
            -Wspólne wagary? Randka? O czym ty mówisz? – zapytał Lay, będąc w niemałym szoku.
            -Jak to? To ty nie wiesz? – rzucił Chanyeol. – Oni są parą.
            -Parą?
            -Yah, Luhan jest chłopakiem Sehuna, a Sehun jest chłopakiem Luhana. Chodzą na randki. Trzymają się za ręce. Przytulają i pewnie też całują albo Bóg wie co jeszcze robią – odpowiedział olbrzym, po czym uśmiechnął się znacząco.
            -Ok. Rozumiem, ale przestań już. Chcesz przez to powiedzieć, że Luhan… że on jest gejem? – spytał Lay, próbując nie krzyknąć z wrażenia.
            -Tak. Nie powiedział ci o tym? – zapytał zdziwiony olbrzym.
            -Jakoś tak wyszło, że o tym nie wspomniał – odpowiedział Yixing i powrócił do jedzenia swojej kanapki.

            Trzymam laleczkę voodoo.
            Biorę szpilkę.
            Kłuję nią.
            I świetnie z tego powodu się bawię.*

            Nagle Yixing poczuł delikatne ukłucie w prawej dłoni. Chwilę później to samo poczuł w lewej,  jednak zignorował to, tłumacząc sobie, że to tylko jego głupie odczucie. Wtem na swojej niedojedzonej kanapce, którą ciągle  trzymał w rękach zobaczył kropelki krwi. Chłopak przeraził się odrobinę i szybko odłożył jedzenie na stolik, po czym sięgnął do plecaka w poszukiwaniu chusteczek.
            -Czy coś się dzieje? – rzucił Chanyeol, a Lay aż podskoczył z wrażenia.
            -Nie, nic. Szukam chusteczek – odpowiedział Yixing, trzęsącym się głosem, na co olbrzym prychnął i wrócił do jedzenia.
            -Nie chcesz mówić, to nie mów – powiedział chłopak z pełnymi ustami.
            Lay grzebał w swoim plecaku, a z jego rąk płynęło coraz więcej krwi. Chłopak bał się, że Chanyeol to zauważy, dlatego ukrył swoje dłonie w rękawach marynarki.
            -Naprawdę wszystko w porządku? – rzucił czarnowłosy, patrząc na Lata podejrzliwym wzrokiem.
            -Tak, tak. W porządku – odparł szatyn.

            Czujesz ucisk i guz.
            Mam dla ciebie złe nowiny.*

            Yixing czuł, że krew z jego rąk powoli przestaje wypływać.  Chciał wyciągnąć je ze rękawów i wtedy poczuł straszny ból, przeszywający jego czaszkę. Szatyn odruchowo złapał się za głowę i pochylił w dół, sycząc z nasilającego się odczucia.
            Chanyeol szybko zareagował. Przysunął się do Laya i chciał go przytrzymać, jednak w tej samej chwili, szatyn osunął się na podłogę i zaczął nienaturalnie drżeć, a po chwili przestał się ruszać. Dokoła jego głowy i z jego pleców rozlewała się ogromna kałuża krwi. Nikt jakoś specjalnie nie przejmował tym co się dzieje. Możliwe, że nikt tego nawet nie zauważył.
            -Lay! – wrzasnął Chanyeol. – Lay! Czy ty mnie słyszysz?
            Jednak szatyn nie odpowiedział. Olbrzym był pewien, że jego kolega stracił przytomność.  Nie wiedział jednak dlaczego.
            … a jeśli to nie podziała, użyję do tego tej małej, pierdolonej laleczki! - rozwścieczony głos Sehuna, odbił się echem w głowie Chanyeola i chłopak szybko skojarzył fakty. Sehun. Voodoo doll.  Lay. Zemsta.
            Czarnowłosy szybko wyciągnął z kieszeni swój telefon i wybrał numer Sehuna. Po kilku sygnałach usłyszał głos w słuchawce.
                -O co chodzi? – odezwał się rozbawiony blondyn.
                - Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz? – wrzasnął Chanyeol tak, że wszyscy na stołówce spojrzeli na niego.
                -Jak to „co”? Dobrze się bawię i tyle – powiedział Sehun i zaczął się śmiać.
                -Sehun, popierdoleńcu, nie śmiej się. On leży na podłodze i na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent stracił przytomność.
                -Yah! I co z tego? - zapytał blondyn.
                -On może umrzeć. Nie pomyślałeś o tym, niedorozwoju? – warknął Chanyeol, prawie rzucając telefonem o podłogę.
                -Spokojnie. Panuję nad sytuacją. Zaraz to przerwę. Powiedz mi tylko, czy dużo krwi stracił.
               
-Czy dużo? Cała jego głowa jest w ogromnej, czerwonej kałuży, a ty się pytasz czy dużo? – rzucił wściekle olbrzym. – Poza tym przed chwilą powiedziałeś, że nad wszystkim panujesz.
                -Nie łap mnie za słowa – warknął Sehun . –Doskonale wiem co robię. Zaraz wyjmę szpilki i po sprawie – powiedział i rozłączył się.

                Chanyeol był strasznie wściekły na swojego przyjaciela. Co prawda wiedział, co tamten planuje zrobić, ale nie wiedział, że może to mieć takie skutki. Olbrzym odwrócił się w stronę, gdzie leżał nieprzytomny Lay. Ogromna kałuża gęstej krwi zalewała głowę chłopaka. Czarnowłosy zbliżył się i przykucnął przed szatynem, po czym delikatnie nim potrząsnął. Yixing powoli otworzył oczy.
                -Hej, Xing, jak się czujesz? – zapytał roztrzęsiony Yeol.
                -Normalnie. Trochę boli mnie głowa, ale to chyba przez tę pogodę – odpowiedział chłopak, a następnie usiadł na zimnej posadzce i spojrzał za siebie. – Co to jest? – zapytał, a jego oczy zrobiły się nienaturalnie duże.
                -Twoja krew – rzucił obojętnie czarnowłosy.
                -Skąd… jak ona się tutaj znalazła? – powiedział Yixing i zaczął trząść się ze strachu.
                -Hm… Jakby to wytłumaczyć? Najpierw złapałeś się za głowę, a później leżałeś na ziemi, podczas gdy twoja krew wypływała z rąk i pleców i zalewała wszystko dookoła – opowiedział Chanyeol, pomijając drobne szczegóły.
                -Jak to się stało?
                - Sam chciałbym to wiedzieć – rzucił olbrzym i zamyślił się na chwilę. – Pokaż mi swoje dłonie i plecy.
                -Ale po co? – zapytał zdezorientowany Lay.
                -Po prostu pokaż – warknął Yeol, na co Yixing posłusznie wyciągnął swoje dłonie.
                Chanyeol delikatnie złapał Laya i przyglądał się śladom po ranach. Teraz były to zwykłe siniaki, takie jak te, które czarnowłosy miał na nogach od grania w piłkę.
                -Teraz plecy – rzucił olbrzym.
                -Tutaj?! – krzyknął Lay. – Chodź lepiej do toalety.
                Yeol chwycił swojego kolegę za ramię i czym prędzej zaciągnął go do łazienki, gdzie pospiesznie ściągnął jego marynarkę i brał się za rozpinanie koszuli.
                -Hej! Zostaw mnie! Sam umiem się rozebrać! – wrzeszczał Yixing.
                -No, to się pospiesz – powiedział Chanyeol, nerwowo tupiąc nogą.
                -Proszę bardzo – rzucił Lay, przewracając oczami, a następnie dokończył rozpinać koszulę i odwrócił się plecami do olbrzyma.
                Chanyeol nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Rany na plecach, z których jeszcze kilka minut temu płynęła ciepła krew, zniknęły. Ich miejsce zastąpiły ogromne szramy, jakby zrobione paznokciami. Niewiele myśląc, olbrzym podszedł bliżej szatyna i przytulił go od tyłu.
                -Cieszę się, że nic ci nie jest – wymruczał Chanyeol.
                -Ok, ale możesz mnie już puścić –powiedział Lay i wyrwał się z silnego uścisku olbrzyma.
                -Przepraszam, poniosło mnie.
                -Nie ma sprawy – powiedział Yixing zakładając i zapinając swoje ubranie. – Wracajmy na lekcje.
                -Chcesz wracać w takim stanie? Obolały i umazany krwią? – zapytał olbrzym.
                -Oczywiście, że nie. Pomóż mi się umyć – powiedział Lay, trzęsąc się na samą myśl o krwi,  która nadal oblepiała jego twarz i ręce.
                Olbrzym pomógł Yixingowi pozmywać zastygniętą krew i doprowadził go do porządku. Po wszystkim odprowadził go do klasy i usprawiedliwił u nauczyciela, w wyniku czego sam musiał zostać po lekcjach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz