Pairing: ChanLu (Chanyeol/ Luhan)
Gatunek: oneshot, angst, dramat, romans
A/N: Witajcie! Wszyscy zapewne wiecie co się stało. Jest mi przykro z tego powodu, ale nic na to nie poradzę. Są ludzie i parapety.
Muszę dodać teraz te wszystkie notki jeszcze raz. Ugh... No i z góry przepraszam za wygląd, ale na razie nic lepszego nie mam. Niedługo będzie lepiej. Obiecuję. :3
Chanyeol poznał Luhana w najbardziej burzliwym okresie swojego życia. Chodził wtedy
do trzeciej klasy liceum i był chyba największym buntownikiem na świecie.
Wagarował, palił, pił, a czasami też zdarzało mi się zażyć jakieś dragi i
urządzać imprezy do białego rana. Jego znajomi dosyć często przychodzili do
niego, kiedy mieli problemy z dostaniem dużej ilości alkoholu. Lecz gdy to
olbrzym miał jakiś problem wszyscy od niego uciekali i zostawał sam.
Luhan był innym typem człowieka.
Nigdy nie pomyślałby o korzystaniu z używek i opuszczaniu zajęć w szkole. Był,
można powiedzieć, chodzącym ideałem. Zawsze pomagał innym, gdy ci byli w
potrzebie. Kiedy poznał Chanyeola, nie miało dla niego znaczenia jaki on jest.
Olbrzym nigdy nie zdawał sobie
sprawy, że może zaprzyjaźnić się z kimś, kto jest jego zupełnym
przeciwieństwem, lecz im lepiej poznawał Xiao, tym bardziej to stawało się
prawdą. Zawsze, kiedy borykał się z jakimś problemem, szatyn widział to i
starał się mu pomóc. Jednak Chan zamykał się w sobie i szukał pomocy wśród
alkoholu i papierosów. Jednym słowem uważał, że topienie się w takim bagnie
jest lepsze od rady przyjaciela.
Mimo wszystko Lu uważał, że
musi pomóc Chanyeolowi, aby ten nie stoczył się na samo dno. Każdego dnia
przychodził do jego domu i zastawał tam to samo. Yeol zalany w trupa, leżący na
kanapie lub na podłodze, dookoła puste butelki, papierki i niedopałki.
Gdzieniegdzie leżały kawałki szkła, a na ścianach widniały brudne plamy rozlanego
alkoholu. Luhan sprzątał wszystkie te rzeczy, po czym starał się doprowadzić
swojego przyjaciela do porządku. Wiedział, że musi uratować go, zanim jeszcze
wyjedzie na studia. Codziennie, kiedy tylko Chanyeol był w stanie, prowadzili
rozmowy na temat zachowania czarnowłosego. Xiao prawił mu morały, jednak tamten
nic sobie z tego nie robił. W końcu Lu postanowił podjąć ryzykowny krok i
usunął z domu Chana wszystkie używki, jakie tylko się tam znajdowały.
Kiedy Chanyeol dowiedział się o
tym co zrobił jego przyjaciel, był wściekły. Nie potrafił sobie znaleźć
miejsca, a na dodatek Luhan ciągle go pilnował. Po kilku miesiącach ciągłego
narzekania na pomoc Xiao, postanowił, że
musi coś zmienić. Nie mógł dalej żyć, jakby w jego życiu sens miały tylko
alkohol, papierosy i imprezy. Na domiar
problemów groziło mu oblanie roku i powtarzanie klasy. W tamtym momencie
poprosił Luhana o prawdziwą pomoc. Szatyn oczywiście zgodził się i od tamtej
pory zaczęli prowadzić prawdziwe rozmowy na temat przykrych zachowań Yeola.
Czarnowłosy powoli wychodził z dołka i odrzucał na bok wszelkie zmartwienia i
używki. Starał się patrzeć na świat tak, jak kilka lat temu, kiedy jeszcze był
szczęśliwym dzieckiem.
W ciągu trzech miesięcy
Chanyeol wyszedł na prostą ze swoim zachowaniem jak również ze szkołą. Z
Luhanem spędzał więcej czasu, mimo iż nie potrzebował już jego stałej opieki.
Zawsze, kiedy byli razem, serce Chana waliło jak oszalałe. Wystarczył mały
uśmiech ze strony Xiao, a czarnowłosy czerwienił się i unikał kontaktu z nim.
Któregoś dnia, gdy spędzali
czas podczas lunchu, Luhan zauważył dziwne zachowania Chanyeola i zapytał go:
- Channie, co się dzieje?
- Nic, po prostu źle się czuję
– zbył go Yeol i wrócił do jedzenia swojej kanapki.
- Ostatnio coraz częściej to
zauważam – rzucił Lu i spojrzał na przyjaciela pytająco. – Może mi to
wyjaśnisz?
Chanyeol nic się nie odezwał,
tylko wyszedł z baru i wrócił do domu, opuszczając tym samym dwie ostatnie
lekcje. W domu chłopak rzucił się na łóżko i począł analizować swoje
zachowanie. Ciągle myślał o Luhanie. Kiedy starszego nie było w pobliżu, Chan
ciągle chodził przygnębiony i wyglądał, jakby miał początki depresji, lecz kiedy
Lu pojawiał się na horyzoncie, czarnowłosy promieniał radością na kilometr. W
dodatku przy jakichkolwiek kontaktach z przyjacielem czuł niezliczoną ilość
emocji przepływających przez jego ciało oraz motyle w brzuchu.
- To ludzie chyba nazywają
miłością – powiedział do siebie Chan, po czym zapadł w głęboki sen.
***
Pewnego dnia Luhan przyszedł do
Chanyeola z przykrą wiadomością.
- Chan, bo widzisz… ja… muszę
wyjechać – powiedział szatyn, a głos trząsł mu się przy tym, jakby stał na
mrozie w samym środku zimy. – Wyjeżdżam na studia, ale nie martw się, wrócę na
święta. Obiecuję – dokończył, a łzy po jego policzkach zaczęły spływać jak
gdyby miał już nigdy więcej nie spotkać się z olbrzymem.
- Rozumiem – odpowiedział
czarnowłosy, udając obojętnego, ale jego ciałem wstrząsały dreszcze
emocji. Już dłużej nie umiał tego
znosić. – Luhan, muszę ci powiedzieć coś ważnego – zaczął Chanyeol. – Kocham
cię – dokończył, a później mocno przytulił Xiao.
Szatyn był
zdezorientowany. Nie do końca dotarło do niego to, co właśnie usłyszał, jednak
czując, jak Yeol zamyka go w ciepłym uścisku swoich rąk, wtulił się w niego
mocno. Po chwili oderwali się od siebie i wtedy Lu zobaczył, że oczy Chanyeola przepełnione
są bezgraniczną miłością. Nie była to miłość przyjacielska ani nawet braterska.
Była to prawdziwa miłość. Taka, jaką zwykle mężczyzna darzy kobietę. Mimo iż Xiao zwykle był opanowany, tym razem
poniosły go emocje. Zbliżył się do olbrzyma, wspiął na palce i złączył ich
wargi w czułym pocałunku. Czuł, że w tej chwili czas się dla nich zatrzymał.
Nie liczyło się nic innego. Tylko on i Chanyeol. Ich ostatnie chwile razem.
Kiedy oderwali się od siebie, obydwoje nie mogli złapać tchu i kurczowo zaciskali
dłonie na swoich ubraniach.
Luhan jeszcze nigdzie nie
wyjechał, ale Yeol już za nim tęsknił. Wiedział, że będzie mu ciężko, a także
będzie musiał pilnować się, aby znów nie popaść w jakiś nałóg. Jednak dla
swojej miłości był gotowy poświęcić wszystko.
Kilka godzin później
czarnowłosy pożegnał się z Xiao i obiecał mu, że będzie na niego czekał.
***
W chłodny, grudniowy poranek
Chanyeol został obudzony przez dźwięk swojego telefonu. Był to Luhan.
- Cześć, Chan. Jak się
masz? – zapytał szatyn radosnym tonem.
- Hej. U mnie wszystko w
porządku – odpowiedział olbrzym zaspanym głosem.
- Słyszę, że cię obudziłem.
Przepraszam. Mam dla ciebie wiadomość. Dzisiaj wracam do Seulu. O dwunastej
będę na lotnisku. Chciałbym, żebyś po mnie przyjechał – powiedział Lu i zaśmiał
się do słuchawki.
- Jasne. Będę na ciebie czekał
– rzucił Yeol, po czym rozłączył się.
Chłopak szybko wstał z łóżka i
spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta.
Mam niewiele czasu – pomyślał i
pospiesznie ruszył do łazienki.
Pół godziny później czarnowłosy
był wykąpany i ubrany. Jadł śniadanie oraz rozsyłał na prawo i lewo duże
pokłady optymistycznej energii. Nawet włączył radio, którego zwykle
nienawidził. Bardzo cieszyła go wiadomość, że Luhan wraca. Co prawda tylko na
okres świąteczny, ale to zawsze było coś.
O jedenastej Chanyeol wyjechał
z domu, pomimo iż droga na lotnisko nie była długa. Jezdnia jednak była
oblodzona, a chłopak nie chciał spowodować wypadku. Po czterdziestu minutach
jazdy czarnowłosy dotarł na miejsce i usiadł w poczekalni, czekając na samolot
z Busan.
O równej dwunastej rozległ się
dźwięk na całe lotnisko, że samolot z Busan właśnie wylądował. Chanyeol był
bardzo podekscytowany. Wstał z miejsca i ruszył w stronę osób wysiadających z
samolotu.
Pięć minut później odnalazł
Luhana, objął go i razem kierowali się w stronę wyjścia. Nagle rozległ się
głośny huk. Wszyscy byli oszołomieni. Ktoś wystrzelił z pistoletu. Chanyeol
poczuł jak coś drży w jego ramionach. To był Xiao. Szatyn został postrzelony.
Pocisk przeszył jego klatkę piersiową i chwilę później chłopak leżał na zimnej
posadzce lotniska. Z rany postrzałowej sączyła się czerwona, gorąca krew,
tworząc coraz większą kałużę.
- Luhan! – krzyknął czarnowłosy
drżącym głosem. – Nie zostawiaj mnie, proszę. Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz. Wyjdziesz z tego. Zaraz zadzwonię po karetkę – dokończył, a po jego
policzkach zaczęły płynąć słone łzy.
- Channie… – wymamrotał Lu z
przymkniętymi powiekami – Kocham cię. – To powiedziawszy, szatyn zamknął oczy i
wydobył z ust ostatni oddech.
- Nie! Nie! NIE!–
wrzasnął Yeol – Nie możesz odejść, rozumiesz?! Ty… ty musisz żyć! Luhan,
błagam, obudź się! – Olbrzym krzyczał cały czas, ale było już za późno.
Jeszcze przez kilka minut
czarnowłosy zdzierał gardło, krzycząc i szlochając. Jednak szatyn już nie żył.
Ludzie znajdujący się dookoła Chanyeola, starali się omijać go szerokim łukiem,
gdyż uważali go za szaleńca lub chorego, który wydostał się z zamkniętego
ośrodka. Kiedy chłopak otrząsnął się z szoku, zadzwonił do rodziców Luhana,
którzy mieszkali w Seulu. Opowiedział im całą historię, po czym wrócił do
siebie, żeby jakoś się ogarnąć.
***
Dwa dni później odbył się
pogrzeb Luhana. Chanyeol przyszedł tam wyraźnie zmarnowany. Nie mógł poukładać
w głowie faktów, które ostatnio się wydarzyły. Stracił swoją miłość. Stracił
kogoś, na kim bardzo mu zależało. Nawet nie zdążył z nim porozmawiać o tym, co
robił w tym czasie, kiedy się nie widzieli.
Na pogrzeb czarnowłosy
przyniósł największy wieniec, jaki tylko udało mu się kupić. Całą ceremonie
pogrzebową patrzył się na dębową trumnę, a jego twarz zalewały gorące łzy. Nie
chciał żyć w świecie, w którym nie ma Luhana. W świecie, który jest pełny
kłamstw i fałszywych miłości, oprócz tej jego jednej jedynej. Czuł, że coś w
nim umarło. Nie umiał poradzić sobie z opanowaniem emocji, więc przestał się
ich wstydzić. Nie obchodziło go co powiedzą inni ludzie.
Po godzinnej ceremonii,
Chanyeol podszedł do rodziców Xiao i złożył im najszczersze kondolencje. Matka
Luhana uścisnęła czarnowłosego i zaprosiła go na herbatę. Chanyeol jednak
odmówił. Nie chciał widzieć zrozpaczonej rodziny Xiao. Pogrążyłby się jeszcze
bardziej.
***
Dni mijały a Chanyeol nie przestawał
płakać. Oprócz wylewania łez, zaczął znowu sięgać po alkohol. Po jego domu
znowu zaczęły walać się potłuczone butelki i niedopałki papierosów. Chłopak
znowu się staczał. Ostatnim razem nie sięgnął dna, ale tym razem postanowił to
zrobić. Przestał jeść i wychodzić z domu. Znów stał się odludkiem.
Mimo iż zbliżały się Święta
Bożego Narodzenia, czarnowłosy nie czuł tej ciepłej atmosfery. Można
powiedzieć, że nie czuł już nic poza smutkiem, żalem i samotnością. Było mu
bardzo ciężko i bardzo źle. Czarne myśli krążyły dokoła niego jak w piekielnych
kręgach. Czasami wydawało mu się, że widzi Luhana, ale kiedy próbował go
dotknąć, ten rozpływał się w powietrzu, a Chanyeol znowu brał łyk alkoholu, po
czym zasypiał na schodach lub pod drzwiami pokoju.
Z każdym dniem czarnowłosy czuł
się i wyglądał coraz gorzej. Jego skóra przybrała ziemisty odcień. Miał
wypuchnięte oczy i wargi. Poruszał się jak widmo. Był znudzony ciągłym
siedzeniem w domu i upijaniem się. Chciał to zakończyć. Ubrał na siebie ciepłą
kurtkę i ruszył do miejsca, w którym zawsze przebywali jego dawni kumple.
Ludzie mijający Chana na ulicy, odsuwali się od niego jak najdalej. Wokół niego
unosił się odór alkoholu i dymu nikotynowego.
Kiedy jego znajomi go zobaczyli, najpierw zaczęli się z niego
śmiać, ale wysłuchawszy całej historii, częstowali go różnymi rzeczami.
- Chanyeol wrócił do bycia
Chanyeolem – skwitował jeden z pijackich kolegów czarnowłosego.
- Oby już taki pozostał –
dopowiedział kolejny z nich.
- Chłopaki, przestańcie.
Przyszedłem tu w innym celu – rzucił Yeol. – Chciałbym, żebyście sprzedali mi
jakieś porządne dragi.
Znajomi czarnowłosego spojrzeli
na siebie, a na ich twarzach zagościły znaczące uśmieszki. Każdy z nich
wygrzebał z kieszeni po kilka woreczków kolorowych tabletek i białego proszku.
Zaczęli je dokładnie opisywać, aby bardziej zachęcić Chanyeola. Czarnowłosy
wybrał te, które najbardziej mu się spodobały i wydobył z kieszeni gruby plik
banknotów, po czym chwiejnym krokiem wrócił do swojego domu. Po drodze chłopak
kupił jeszcze kilka butelek drogiego alkoholu.
Kiedy dotarł na miejsce było
już ciemno. Czarnowłosy przekroczył próg swojego domu i rzucił w kąt grubą
kurtkę, nie zapominając o uprzednim wyciągnięciu z niej torebeczek z
narkotykami.
Chanyeol postanowił odpłynąć
tej nocy.
Wziął pierwszą butelkę i upił z
niej łyk. Smak gorzkiego trunku wypełnił jego usta i chłopak od razu poczuł się
lepiej. Następnie otworzył jeden woreczek z kolorowymi tabletkami i połknął ich
kilka, popijając je napojem z otwartej butelki. Chanyeol chciał ponownie poczuć
smak wolności w swojej głowie. Podszedł do stolika i wysypał trochę proszku, po
czym jednym sprawnym gestem wciągnął go nosem i znów poczuł się tak, jak
dawniej. Wszystkie złe emocje z niego uleciały niczym z napompowanego balonika.
Tak czarnowłosy spędził całą noc, aż w końcu opróżnił wszystkie butelki i
woreczki z dragami.
Kiedy nie pozostało mu już nic,
poczuł, że musi się położyć. Szybko opadł na ziemię nie mogąc utrzymać
równowagi. W swojej głowie nie słyszał żadnych przykrych myśli. Nie słyszał już
nic.
- Luhan, chcę żyć z tobą! –
krzyknął Chanyeol, po czym zamknął oczy i uspokoił swój organizm. Jego serce i
oddech zwalniały. Czuł, że wszystko od niego ucieka, że odpływa w inny świat.
Jego powieki stawały się coraz cięższe, a pozostałe części ciała coraz lżejsze.
Kilka chwil później nie czuł już nic.
Matko. Poplakalam sie jak glupia... Pierwszy raz czytam taki paring ... Ale wyszedl ci bosko ... Smutasny strasznie ..
OdpowiedzUsuńKredens ×
O mamo. O mamo. Śliczne to jest. <3 Mam wrażenie, że to wszystko tak szybko przeminęło, ale bardzo dobrze mi się to czytało. Nigdy nie patrzyłam na Chanyeola jak na osobę, która może tak się zachowywać. Ty dałaś mi jego nową wizję, która jest całkiem ciekawa. Fajnie, że spojrzałaś na niego z tej nowej perspektywy.
OdpowiedzUsuńHwaiting!
Niee. Nieee. A miało być tak idealnie ;;
OdpowiedzUsuńLulu. Channie ;;;;
Och... Przypadkowo zamknęłam kartę, a pisałam w niej komentarz, no cóż może teraz przynajmniej lepszy wyjdzie xD
OdpowiedzUsuńOgólnie co do długości to w trakcie czytania wydawało mi się krótkie, pewnie dlatego, że masz taki lekki i przyjemny styl <3 Natomiast jeśli chodzi o fabułę to mam pewien niedosyt ;; ponieważ nie wyjaśniłaś przyczyny zabójstwa Luhana, co nie zmienia faktu, że prawie się popłakałam przy tej scenie.
No właśnie, jeśli chodzi o to, kocham angsty i angsty życiem, ponieważ doprowadzają mnie do takiego stanu i wtedy najwięcej czuję w trakcie czytania. No, ale może to tylko ja xD
Cóż, nie pozostaje mi nic jak życzyć weny i wszystkiego dobrego na przyszłość <3