piątek, 2 czerwca 2017

Canvas [10/20]

Świeże barwy


Niecierpliwie postukując butem w szpitalne kafelki, Baekhyun nucił pod nosem jakąś starą piosenkę, którą pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Od czasu trochę nieskładnej rozmowy z Chanyeolem nie wydarzyło się nic, co byłoby godne jego uwagi, dlatego bardzo dokładnie zabrał się za studiowanie popękanej posadzki. Jongin w tym czasie ulotnił się, twierdząc, że musi porozmawiać z lekarzem prowadzącym Kyungsoo. Chciał znać jego stan i nie było w tym nic dziwnego, w końcu miał prawo wiedzieć, jak ma się jego ukochany. Kiedy smętna melodia dobiegła do końca, przyrdzewiałe drzwi wysłużonej windy rozsunęły się, a wysoka, uśmiechnięta postać ukazała się niczym zbawienna oaza na pustyni, gdzie słońce prażyło z podwójną mocą.
– Cześć! – zawołał Park, kierując się w stronę malarza. Chyba zachował się zbyt głośno, bo jedna z pielęgniarek wyszła z malutkiego pokoiku i spojrzała na niego złowrogo. On jakby skulił się, przepraszająco kiwając głową. – Cześć – powiedział jeszcze raz, ciszej; jego oczy aż buchały z podekscytowania.
– Usłyszałem za pierwszym razem – obruszył się Byun, wykrzywiając kpiąco usta. Plastikowe krzesełko ugięło się pod ciężarem ciała bruneta, a przyjemy chłód owiał chudszego mężczyznę, wywołując gęsią skórkę i jednocześnie odpychając nieprzyjemny zapach lekarstw, chorób i śmierci. – Po co tu w ogóle przyjechałeś?
Oczy Chanyeola nagle zrobiły się ogromne, jakby dopiero co zobaczył ducha. Otworzył usta, próbując coś powiedzieć, po czym zamknął je, nie wykrztusiwszy nic, przez co wyglądał jak ryba. Widok ten rozśmieszył Baekhyuna, dlatego zakrył usta dłonią. Nie zdołał jednak ukryć drobnych zmarszczek w kącikach oczu, które go zdradziły. A Park był najzwyczajniej w świecie zaskoczony. Przedtem, gdy rozmawiali przez telefon, wydawało mu się, że będzie mile widziany, lecz teraz zdawało mu się, że jest zupełnie inaczej. Albo po prostu nie przyzwyczaił się jeszcze do tego, że nastrój starszego może ulec zmianie nawet pięćset razy w ciągu trzech sekund.
– Zapomnij, że pytałem o cokolwiek. – Malarz zbył go machnięciem ręki.
– Przestraszyłem się, że jednak to ty miałeś jakiś wypadek – odezwał się w końcu czarnowłosy, wciąż niepewnym wzrokiem omiatając lekko przygarbioną sylwetkę na stołku obok. – Na szczęście jesteś cały. Co z twoim przyjacielem?
– Potłukł się – burknął Byun, ale po chwili uniósł groźnie palec w geście zaprzeczenia. – Nie, roztrzaskał sobie głowę. Chociaż nie do końca. Zemdlał i rąbnął w szafkę czy coś takiego. – Wzruszył ramionami w drażniąco lekceważącym geście.
Chanyeol tylko pokręcił głową,  po czym oparł ją na dłoniach.
– Jadłeś coś? – zapytał moment później, mając wrażenie, że Baekhyun chociaż tym razem skleci jakieś konkretne zdanie.
– Wypiłem tylko kawę, ale nie jestem głodny. Może później – odparł starszy, a potem spojrzał w górę i zaczął studiować sufit z taką samą uwagą, z jaką wcześniej skanował podłogę.
Krępująca cisza omiatała ich bardzo delikatnie, lecz mimo to potęgowała czające się tuż za rogiem napięcie. Coraz ciężej wymyślić było jakiś przyjemny temat do rozmowy, bo każdy mógł być tym wrażliwym, mógł wywołać fale niepotrzebnej irytacji. W końcu Park postanowił się poddać. Jeśli konwersacja nie mogła go uratować, musiał przejść do czynów. Bez wahania wstał, a następnie chwycił malarza za nadgarstek. Może było to z jego strony zbyt śmiałe – o czym mógł świadczyć blady rumieniec pokrywający jego policzki – ale nie umiał znaleźć bardziej sensownego rozwiązania. Siedzenie w szpitalu nie było doskonałym pomysłem na spędzenie sobotniego popołudnia.
– Gdzie mnie ciągniesz? – warknął Baekhyun, szamocząc się niepotrzebnie. Uścisk Chanyeola wcale nie był taki ciasny.
– Pójdziemy do mnie, tak się przecież umawialiśmy – odpowiedział nonszalancko brunet, uśmiechając się półgębkiem.
– Ale Kyungsoo jest w szpitalu! Muszę tutaj być, chcę z nim porozmawiać! – Byun protestował, ile tylko miał sił w płucach. Jego krzyki były bezpodstawne i zupełnie zbyteczne. – Zostaw mnie w spokoju!
Baekhyun szarpnął się mocno, wyrywając dłoń z niepewnego uchwytu. Zrobił to z takim impetem, że mało brakowało, a jego piękna i trochę zaspana twarz spotkałaby się z lodowatą posadzką. Park zareagował w porę. Zrobił duży krok do tyłu i złapał jasnowłosego w pasie, nie pozwalając mu upaść. Oczy ich obydwu były szeroko otwarte. Jednego ze zdziwienia, drugiego ze strachu. Czas jakby na parę przeciągłych sekund stanął w miejscu, zostawiając ich samych sobie. Mogli wtedy zrobić bardzo wiele, ale żadnemu z nich nic oryginalnego nie przyszło do głowy.
W pośpiechu malarz wyprostował się, odpychając dużą dłoń z nieskrywaną odrazą. Sam nie był do końca pewien, dlaczego tak zareagował. Poniekąd była to chyba wina jego ego. Nie lubił, gdy ktoś jawnie mu pomagał. Obrzucił czarnowłosego pogardliwym spojrzeniem, po czym udał, że otrzepuje z niewidocznego brudu swoją wysłużoną kurtkę. Odchrząknął znacząco. Czuł wstyd. Zarówno z powodu swojego wcześniejszego zachowania jak i tego, że Chanyeol był zmuszony go podtrzymać.
– Kyungsoo jest nieprzytomny i nie będzie dziś z nikim rozmawiał. – Cichy i smutny głos Jongina wyrwał dwójkę z przedziwnego wzburzenia, którego ogromna chmura zwisała nad ich głowami. – Możesz iść do domu, hyung. – Zwrócił się do Baekhyuna, przenosząc spojrzenie na drugiego mężczyznę. – Ty musisz być tą randką, o której wcześniej wspominał Baek, prawda?
Szybkie skinienie głowy Parka, a potem jasny i ciepły uśmiech w mig rozjaśniły twarz Kim. – Jestem Chanyeol – odezwał się uprzejmie, wyciągając rękę na powitanie, którą najmłodszy z nich natychmiast potrząsnął.
– Zajmij się hyungiem, nie chcę, żeby się niepotrzebnie zamartwiał i denerwował. Lekarz powiedział, że jutro Kyungsoo powinien się ocknąć, więc wtedy możecie przyjść go odwiedzić. – Jongin przetarł twarz dłonią i ziewnął szeroko, wydając z siebie rozwlekły jęk. – Przepraszam – burknął nieśmiało, ale po chwili dodał: – Nie zapomnijcie kupić czekoladek. Kyungsoo się ucieszy. – Po tych słowach zniknął, prawdopodobnie idąc z powrotem do sali swego chłopaka.
Zniechęcony i nieco podminowany malarz ruszył do windy, unosząc w wyższością brodę. Dla Chanyeola wyglądał niemal komicznie, ale jego usta wykrzywił tylko mdły grymas przypominający śmiech. Nim wąskie drzwi zdążyły się zamknąć, bezszelestnie wsunął się do środka, odruchowo wciskając przycisk parteru. Wyczekująco patrzył na towarzysza, który bardzo wyraźnie go ignorował i możliwe, że był na niego zły.
– Długo będziesz się jeszcze tak gapił? – burknął Byun, ale jego głos nie ział już takim chłodem i gniewem jak wcześniej.
Park z miejsca zwiesił głowę. Wkrótce potem winda zatrzymała się, drzwiczki rozsunęły, a oni wysiedli tam, gdzie masa ludzi wykłócała się o miejsce w kolejce albo narzekała na niekompetentne pielęgniarki wprost do ich uszu. Przez ulotny moment niepewnie stali w miejscu, a dopiero potem Baekhyun posłał młodszemu pytające i nieco naglące spojrzenie. Kiedy tamten tylko zmarszczył brwi, malarz boleśnie przewrócił oczami, wcale się z tym nie kryjąc.
– Mieliśmy jechać do ciebie, tak?
– Myślałem, że już nie chcesz – odrzekł zdezorientowany.
– Nic takiego nie powiedziałem.
Wzruszywszy ramionami, Chanyeol poszedł do wyjścia, przelotnie zerkając, czy jasnowłosy podąża za nim. Po krótkim czasie – który mimo wszystko wydawał się wiecznością utkaną z niewidzialnej sieci drutów wysokiego napięcia – dotarli do samochodu. Brunet otworzył drzwi dla malarza, a ten rzucił mu wymowne spojrzenie, po czym wsiadł i agresywnie zamknął za sobą drzwi z głośnym trzaskiem. Urażona duma dawała o sobie znać jak pozostałość po nieszczęśliwym zadraśnięciu na policzku w postaci długiej rany. Park zajął miejsce kierowcy, zapiął pas i bez żadnych zbędnych słów odjechał.
Pierwsze liście złociły się już w przenikliwych promieniach słońca, które miały przypalić je jeszcze mocniej i zamienić w czerwone kształty przypominające żywe języki ognia. Jesień powoli wkraczała do Seulu, gdzie mało kto się nią przejmował, jako że i duzi, i mali patrzyli tylko na koniec własnego nosa. Nie myślano o drugim człowieku, a co dopiero o zmieniającym się pięknie świata. Wiele fantastycznych, niemalże baśniowych detali umykało ludzkim oczom, ale nie Baekhyunowi. On z największą ciekawością, którą prezentował wszem i wobec, zachwycał się zażółconym drzewom i krzewom oraz ptakom, z wolna zaczynającym przygotowania do zimy.
Wzdychał i wyrażał szczere zdumienie, kiedy brunet zwinnie prowadził samochód mniej lub bardziej zatłoczonymi ulicami miasta. Zachowywał się zupełnie jak mały chłopiec, który po raz pierwszy świadomie patrzy na tak wspaniałe zjawisko. Park uśmiechnął się na to pod nosem. Nie sądził, żeby Byun udawał. Albo nie potrafił, albo jego osobowość była samoistnym kameleonem, zmieniającym się w zależności od sytuacji i okoliczności, a kłamać zdarzało mu się tylko wtedy, gdy został ostatecznie przyparty do muru lub gdy chciał uzyskać coś, na czym okropnie mu zależało. Ciężki oddech nagle przykuł uwagę młodszego. Zerknął na towarzysza, który już nie śledził uważnie biegnących wzdłuż drogi drzew, a lustrował wzrokiem swoje dłonie.
– Coś się stało? – odezwał się ochrypłym głosem, po czym zmuszony był odchrząknąć.
– Nie, nic. – Baekhyun aż dwukrotnie pokręcił głową. – Po prostu zgłodniałem. – Słaby, wymuszony uśmiech ozdobił jego twarz, lecz zdawało się, że zaraz zwyczajnie odpadnie jak źle przyklejona tapeta.
– Dobrze się składa. Coś nam ugotuję. Może daleko mi do mistrza kuchni, ale z głodu jeszcze nie umarłem – rzekł i cicho parsknął śmiechem.
Nie dłużej jak pięć minut później Chanyeol sprawnie zaparkował samochód pod tym samym budynkiem, gdzie ostatnim razem budził malarza z głębokiego snu. Wysiadł z auta tak szybko, że można by rzec, że wyskoczył i był gotów otworzyć drugiemu drzwi, gdyby tylko tamten pozwolił na to. Nim jednak Park znalazł się po stronie pasażera, Byun zatrzasnął już drzwiczki, uśmiechając się przy tym w diaboliczny sposób.
– Prowadź – poprosił Baekhyun, następnie delikatnie chwytając Parka za łokieć.
Zdumiony brunet nawet nie wiedział, co odpowiedzieć. Dlatego też przycisnął mały guziczek na pilocie samochodu, zamykając go, i ruszył w kierunku drzwi wejściowych nowoczesnego wieżowca. Będąc w środku, zajrzał pośpiesznie do skrzynki, ale nie czekała na niego żadna korespondencja. Dotarli więc do starej windy, która chwilowo stała pusta i nikt poza nimi jej nie potrzebował. Chanyeol wszedł pierwszy, bez patrzenia wciskając numer swojego piętra – jedenaście. Zanim ruszyli na wycieczkę w górę, spojrzał na malarza. Uśmiechał się chyba nieświadomie, mimo iż w małej kabinie pachniało psimi odchodami i tanim alkoholem. Bynajmniej mu to nie przeszkadzało.
– Wysoko mieszkasz – powiedział jasnowłosy tym samym tonem, jakim odezwał się na parkingu. Wysiedli z windy, a drobna dłoń jakby mocniej zacisnęła się na ręce młodszego. – Musisz mieć niesamowity widok z okna. Mam rację?
– W zasadzie to nie wiem. – Drapiąc się po głowie, chłopak zmarszczył brwi. – Prawie nigdy tego nie robię, nie mam czasu. Chyba że słychać jadącą karetkę albo coś takiego. – Wyjął z kieszeni klucze, zatrzymując się przed jednymi z kilku masywnie wyglądających drzwi na długim korytarzu.
Szybkim ruchem brunet przekręcił klucz, a reszta zabrzęczała nieprzyjemnie, roznosząc się smętnym echem po pustym korytarzu. Zaprosił swojego gościa do środka, a później wkroczył tuż za nim. Zdążył zdjąć buty i odwiesić płacz na wieszak, podczas gdy Byun stał w miejscu jak słup soli.
– Rozbierz się i rozgość. Zaraz zrobię nam coś do jedzenia. Chcesz herbaty albo kawy? – Spojrzał wyczekująco na swojego gościa, ale ten nie zwracał na niego uwagi.
Wodząc nieobecnym wzrokiem po mieszkaniu, Baekhyun chłonął każdy detal, każdy drobny szczegół, jakby chciał wyryć w pamięci obraz tego miejsca. Cóż, z poprzednich obserwacji wywnioskował, że Chanyeol jest bogaty, ale jego cztery kąty nie okazywały tego aż tak bardzo. Przedpokój był dość szeroki i jasny dzięki otwartym przejściom do salonu, z którego wlewało się czyste słoneczne światło. Pod stopami wyczuwało się miękki dywan z długim włosiem w kolorze świeżego piasku. Na ścianach porozwieszane były różne obrazki. Większość z nich ukazywała matkę naturę w rozmaitych sytuacjach. Uśpioną w objęciach mroźnej, śnieżnej pierzyny lub rozkwitającą milionami kwiatów w samym środku upalnego lata.
Malarz po omacku zdjął kurtkę, wręczył ją brunetowi, a potem ściągnął buty jak dzieciak, zsuwając je palcami. Nie przejmując się tym, że nie jest u siebie, skierował kroki w stronę sączącej się jasności. Opierając dłoń o framugę, rozejrzał się po ogromnym pokoju, gdzie z pewnością można było przyjąć gości. Ściana po jego lewej stronie cała – od podłogi aż po sufit – pokryta była książkami. Przed nią stał malutki stolik z dwoma wiklinowymi krzesłami wyściełanymi uroczymi poduszeczkami. Ciekawskiemu oku nie umknął nowoczesny telewizor wiszący po prawej stronie. Z pewnością przyjemnie oglądało się filmy i seriale zalegając na miękkiej kanapie i sącząc kawę lub herbatę.
– Musieliśmy wybić ścianę, żeby zrobić taki wielki salon. Chcieliśmy też zamurować jedno wejście, ale wtedy wchodziłbym raczej jak do grobowca, a nie do mieszkania – wytłumaczył Chanyeol i zaśmiał się cicho. – Na co masz ochotę?
– Cokolwiek zrobisz – mruknął jasnowłosy, będąc w stanie tajemniczego zauroczenia.
Przez myśl przemknęło mu, że gdyby było to jego mieszkanie, zamiast regału z książkami, urządziłby sobie porządną pracownię. Przygryzł wargę, wyobrażając sobie wspaniałe obrazy, które mógłby tworzyć, mając więcej pieniędzy.
– Ale to nie majątek tworzy artystę – burknął pod nosem, ostrożnie wchodząc do pokoju wypełnionego iście domową atmosferą.
Z odrobiną niepewności usiadł na brązowej sofie, przyglądając się rozmieszczonym roślinom. Sprawiały, że wnętrze było jeszcze przytulniejsze i estetyczne. Jego wzrok sam powędrował na stolik do kawy, lecz nie było tam nic istotnego. Kilka czasopism na dolnej półce i podkładki pod szklanki na blacie. Jak widać czarnowłosy lubił mieć porządek i o niego dbał. Nigdzie nie poniewierały się kłaki z kurzu, ubrania nie były porozrzucane w każdym możliwym kącie. Miejsce to idealnie komponowało się ze słowem „harmonia”, jeśli nie było jego dokładną definicją.
Wyraźny aromat gotowanych potraw dał Byunowi znać, że Park naprawdę potrafi coś przyrządzić, a nie tylko wsadzić do mikrofalówki i nastawić na kilka minut. Wyczuwał  świeże warzywa i kurczaka, gdzieś też dotarł do niego bardzo dobrze zamaskowany aromat parzonej kawy. Mimowolnie uśmiechnął się. Choć było mu dość dziwnie – jako że nigdy nie przychodził do nikogo z wizytą – liczył na miłe spędzenie czasu.
Kilka minut później Chanyeol przyszedł do salonu z ogromną tacą, na której umieścił najróżniejsze miski i miseczki. Ostrożnie położył ją na stoliku, a potem zaczął po kolei zdejmować naczynia z ryżem i przystawkami oraz z zupą, na koniec ustawił kubki z gorącą kawą. Srebrny krążek spoczął na podłodze, a brunet odsunął ławę od kanapy, po czym zasiadł na chłodnych panelach naprzeciw swojego gościa. Baekhyun mimowolnie zsunął się za swojego miejsca i przysiadł na piętach, wpatrując się w Parka.
– Zjedz dobrze – powiedział młodszy, ochoczo chwytając w dłonie metalowe pałeczki.
Ze skromnym uśmiechem na ustach Byun sięgnął po sztućce. Początkowo tylko niemrawo przebierał nimi w ryżu, narażając się na groźny wzrok bruneta. Z czasem jednak zaczął go trochę nabierać, dokładając sobie kiełki, kawałki bakłażana lub aromatyczne mięso.
– Nie ma tu kurczaka ani nic gotowanego? – zapytał nagle, popijając jedzenie sporym łykiem kawy.
– Nie. Dlaczego pytasz?
– Taki czułem zapach. – Baekhyun wzruszył ramionami, wpychając sobie do buzi ostry kawałek wołowiny.
– Może akurat na to miałeś ochotę – odrzekł Chanyeol, a potem odłożył na bok łyżkę i pałeczki, kończąc jedzenie. Westchnął i przeciągnął się leniwie. – Ja się najadłem, a ty? – rzucił, zerkając na ledwie napoczęty kopczyk ryżu. Uniósł brwi, patrząc na swego gościa. – Nie smakuje ci?!
– Nie tylko… Ja zawsze tak mało jem – odpowiedział jasnowłosy, a jego usta same wykrzywiły się w usprawiedliwiającym grymasie.
– Rozumiem.
Odsuwając od siebie mocno niedojedzony obiad, Byun z powrotem zajął miejsce na kanapie. Pozwolił Parkowi w spokoju posprzątać, zostawiając dla siebie tylko kubek z niedopitym napojem. Mimo iż był przestygnięty, wziął naczynie i objął je dłońmi, jakby chciał je ogrzać. Kiedy czarnowłosy usiadł przy nim, spojrzał pytająco, zastanawiając się, czy przynieść koc czy też nie. Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę starszego, a później uśmiechnął się szeroko.
– Zimno ci? – spytał, wskazując brodą ciasno oplecione palce. – Mogę przynieść koc. Ogrzewanie jeszcze nie działa.
– Nie trzeba – mruknął słabo malarz.
◄►
Dwa kubki herbaty i pół filmu później Chanyeol zerknął na Baekhyuna, którego głowa bezwładnie opadła na jego ramię. Zamknięte oczy i spokojny oddech mogły świadczyć tylko o głębokim śnie. Uśmiechając się słabo, czarnowłosy odgarnął ze zmarszczonego czoła kilka niesfornych kosmyków. Niebieskie światło wypływające z telewizora nienaturalnie oświetlało uśpioną twarz, nadając jej prawie kosmiczny charakter. Ostrożnie przesuwając starszego w prawo, Park wstał, starając się nie narobić hałasu.
Bezszelestnie wcisnął czerwony przycisk na pilocie i salon ogarnęła groźna fioletowa poświata zza okna. Niebo tego wieczoru zadziwiająco szybko okryło się grubą pierzyną utkaną z chmur. Młody mężczyzna przeciągnął się, rozprostowując długie ręce, a potem ziewnął szeroko. Oglądanie w idealnej ciszy nużyło go, dlatego postanowił zrobić coś bardziej ambitnego. Jeszcze raz rzucił okiem na wtulonego w oparcie kanapy gościa i westchnął cicho. Nie planował go budzić. Pozbierał ze stolika puste kubki, wolnym krokiem zmierzając do kuchni.
Słysząc niewyraźnie mamrotanie,  zatrzymał się, wytężając słuch. Nic. Odstawił naczynia do zlewu i wyszedł do swojej sypialni po laptopa. Przykrywająca łóżko beżowa narzuta z niesfornymi frędzlami, zmusiła go, żeby ją zabrał. Upchnąwszy ją pod pachę, wziął potrzebne urządzenie z biurka i wrócił w ciche miejsce, by móc nad czymś popracować, nikomu nie przeszkadzając. Na moment wszedł do pokoju gościnnego i okrył Baekhyuna ciepłą kapą. Otulił go w miarę szczelnie, choć bardzo drżały mu przy tym dłonie.
Usiadł przy kwadratowym stole, gdzie stał koszyk z nie tak świeżymi owocami. Włączył komputer, przecierając palcami oczy. Jasność ekranu dodatkowo go poraziła, dlatego był zmuszony zapalić lampkę przy okapie. Od razu zrobiło się lepiej. Otworzył jakiś plik z uczelni, uważnie czytając kolejne strony. Szybko się jednak znudził. Tego dnia nie miał już ochoty na naukę. Po namyśle włączył program do rysowania i przeobraził laptopa w urządzenie do komfortowej pracy. Poszedł jeszcze do siebie, by wyjąć z biurka pisak, po drodze zaglądając do Baekhyuna, i przystąpił do projektowania wnętrza – być może czyichś – marzeń.
Przy robieniu tego, co bardzo lubił, czas upłynął mu dwa albo i trzy razy szybciej niż normalnie. Nim zdążył zapisać czwarty plik z projektem, zerknął na zegarek, ziewając szeroko. Dochodziła dwudziesta druga. Przeczesał palcami włosy, wyłączając komputer. Bardzo cicho i wolno przemieścił się do salonu. Malarz kurczowo ściskał brzeg narzuty, ale nie przylegał już do sofy, jakby była jego jedyną własnością. Jedna noga bezwładnie zwisała z siedziska, a druga była na nim wyciągnięta. Ręce trzymał blisko przy twarzy. Chanyeol uśmiechnął się bezwolnie na ten, bądź co bądź, uroczy widok.
Opierając dłonie na biodrach, zastanawiał się, co począć. Czułby się źle, gdyby tak zwyczajnie potrząsnął starszego za ramię i na siłę go obudził. Przygryzł wargę, pochylając się nad nim.
– Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać – wyszeptał ledwie słyszalnym głosem.
Bardzo uważnie wsunął ręce pod drobne ciało i uniósł je do góry. Zdziwił się, dostrzegając, że Baekhyun ważył tyle co nic. Przeniósł go do sypialni i położył na łóżku, cały czas mając na uwadze, by nagle nie osunęła mu się głowa. Zdjął jasną kapę, przez co jego gość niespokojnie zadrżał, a potem przekręcił się na drugi bok. Serce Parka na sekundę stanęło, a później młody mężczyzna pomału otulił śpiącego ciepłą kołdrą.
Przeciągając się kolejny raz, postanowił wziąć szybki prysznic. Powieki same mu się zamykały, a nie chciał zasnąć przy stole lub na fotelu, co zdarzało mu się nie rzadko. Wyjął z szafy świeżą bieliznę i dresowe spodnie, po czym niemal pobiegł do łazienki. Ciepła woda w zamkniętej kabinie sprawiła, że prawie zapadł w sen na stojąco. Otrząsnął się, gdy niemal uderzył głową w zaparowane drzwiczki. Poklepał się po twarzy, zakręcając kurek i wyszedł spod strumienia wody, która zdążyła już przestygnąć.
Jakieś dziesięć minut później z błogim uśmiechem wsunął się pod kołdrę. Przypilnował, żeby nie odkryć swojego gościa, który przez calutki czas spał jak malutkie dziecko. Odwróciwszy się do niego plecami, spojrzał jeszcze w okno. Westchnął, widząc niezasuniętą roletę, ale nie miał już sił, by wstać i doprowadzić ją do porządku. Nie widział w tym sensu. Co najwyżej rano wstanie trochę wcześniej albo zakryje oczy poduszką i pójdzie spać dalej. Z tymi błahymi myślami zasnął, przyciskając głowę do pachnącej jaśminem poduszki.
◄►
Swawolne promyki malowały na policzkach Baekhyuna anielską poświatę już od samego wschodu. Radosne czerwone plamy rozkwitły na nich niczym kwiaty przebijające się spod grubej warstwy śniegu. Dziecięcy uśmiech wykrzywiał lekko przesuszone wargi. W pewnej chwili, jakby ktoś to gdzieś ustalił, malarz rozchylił powieki, osłaniając twarz przed porannym światłem. Przymknął oczy na krótki moment, z wolna przyzwyczajając się do porażającej jasności, po czym przetoczył się na bok, spuszczając wzrok na pościel w kolorze lawendy.
Niby wszystko do siebie pasowało, a jednak miał wrażenie, jakby nie pasował do miejsca, w którym przebywał. Już miał wyskoczyć z ciepłego łóżka i uciec z krzykiem, wyklinając po drodze fanaberie mężczyzny, którego zaprosił w ramiona rozkoszy poprzedniego wieczoru, gdy zdał sobie sprawę, że jest w ubraniu. Zmarszczył brwi i przypomniał sobie, jak oglądał przerażająco nudny thriller, trzymając w dłoniach kubek z zimną kawą, a później herbatą. Po drodze musiał urwać mu się film, bo kompletnie nic nie pamiętał, a raczej nikt mu niczego nie dosypał. Po cichu zmienił pozycję, zwracając się twarzą w kierunku okna. Dostrzegł obok siebie Chanyeola pogrążonego w głębokim śnie.
Zakrywając usta dłonią, zlustrował go dokładnie, lecz nie dostrzegł niczego podejrzanego. To dobrze. W zakłopotanie wprawiło go tylko to, że młodszy nie miał żadnej koszulki, a jego naga pierś zdradziecko wyglądała zza rąbka kołdry. Byun wrócił do pozycji na plecy i zaplatając dłonie na piersi, wlepił wzrok w sufit. Znalazł małą, czarną plamkę, więc zaczął szukać kolejnej. Kiedy niczego się nie dopatrzył, fuknął poirytowany. Niespodziewanie wpadł mu do głowy bardzo przebiegły pomysł, aż musiał zagryźć wargi, żeby się nie uśmiechnąć.
Upewnił się, czy aby na pewno Chanyeol śpi i przysnął się do niego tak, że ich uda prawie się stykały. Jego zwinna dłoń przesunęła się najpierw do odsłoniętym biodrze chłopaka, sunąc w stronę pępka. Pod opuszkami palców wyczuł włoski na ścieżce miłości, a jego policzki niemal rozpalił żywy ogień zadowolenia. Kątem oka zerknął na twarz czarnowłosego. Nie zaszła na niej choćby maleńka zmiana, więc takie gesty nie robiły na nim większego wrażenia. Czyżby był do nich przyzwyczajony? Baekhyun przesunął palcami wzdłuż krótkich włosków, aż w końcu dotarł do linii spodni.
Bez problemu poradził sobie z gumką – i tak była już dosyć rozciągnięta. Rosła w nim ekscytacja. Nie miał pojęcia, czego spodziewać się po Parku. O ile ten w ogóle zareaguje! Pewnym ruchem ułożył dłoń na zakrytej materiałem bokserek męskości młodszego. Gdy tamten nie poruszył się nawet o milimetr, malarz zaczął ją z wyczuciem masować i pieścić. Nie raz i nie dwa powiedziano mu, że jego dłonie mogą zdziałać cuda. Nie poddawał się, raz po raz niezbyt mocno ściskając nabrzmiałe krocze.
Pierwszy cichy jęk wydostał się z ust Chanyeola i Baekhyun odetchnął głęboko. Powoli zaczynał myśleć, że takie pieszczoty na niego nie podziałają. Nie przerywał więc. Gdy coraz głośniejsze odgłosy uciekały spomiędzy warg bruneta, ten wreszcie otworzył oczy, nie mając pojęcia, co się, do diabła, dzieje. Jego zaszokowane spojrzenie natychmiast spoczęło na skupionej twarzy Byuna, który najwyraźniej dobrze się bawił. Duża dłoń pewnie zacisnęła się na kruchym nadgarstku, odpychając go jak najdalej.
– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! – krzyknął Park, próbując unormować niespokojny oddech. Usiadł, odruchowo zakrywając się poduszką.
– Wydawało mi się, że było ci dobrze – wymruczał Baekhyun, opierając głowę na dłoni i patrząc na osłupiałego chłopaka z filuternym uśmieszkiem. – Nie mam racji?
– Dlaczego dotykałeś mnie w ten sposób?! Baekhyun, wytłumacz mi to. Natychmiast! – ponaglił czarnowłosy, a po chwili jego policzki samowolnie spąsowiały. Nie mógł obronić się przed falą rosnącego wstydu.
– Chciałem sprawić ci przyjemność, czy to nie oczywiste? Mógłbyś to uznać jako formę podziękowania za gościnę czy coś – wyjaśnił i oblizał wargi koniuszkiem języka.
– Wystarczyło powiedzieć „dziękuję”, nie wymagam jakichś specjalnych podziękowań – żachnął się Chanyeol i zagryzł dolną wargę, po czym nerwowo żuł ją przez kilka sekund.
– Ale nie powiesz chyba, że ci się nie podobało, co? – Jasnowłosy wyczekująco patrzył na twarz drugiego, która w momencie zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, niż była do tej pory.
– To nie było ani trochę na miejscu – oznajmił młodszy, wstając spod kołdry. Miał dość tej nigdzie nieprowadzącej rozmowy. Poprawił zsunięte spodnie i wsunął dłonie w kieszenie. – Nigdy więcej nie waż się tego robić.
– Bo co? – Baekhyun zmienił pozycję opierając się na łokciach. Podświadomie liczył na to, że Park da się na coś namówić. Nie wiedział, jak bardzo się mylił.
– Bo już nigdy nie pozwolę ci tu przenocować, choćby była druga w nocy, a na dworze lałoby jak z cebra. – Głos młodszego był ostry i obcy, dlatego Byun od razu się poddał. Nie warto igrać z ogniem.
◄►
Przy śniadaniu, na które gospodarz mieszkania zaserwował jajecznicę na chrupiącym bekonie, towarzyszyła im cicha muzyka z radia. Nie rozmawiali, głównie z powodu Baekhyuna, który niemrawo grzebał widelcem w talerzu i dziobał świeżutką bułkę jak ptaszek. Chanyeol nie zwracał na niego uwagi. Wcześniej dał mu rzeczy na przebranie i pozwolił mu skorzystać z łazienki. Kiedy zobaczył starszego powłóczącego nogawkami czarnych spodni, tylko przewrócił oczami, a potem z własnej woli podwinął mu nogawki i ułożył koszulkę na jego chudym ciele, by nie prezentował się jak zapijaczona szumowina spod mostu.
– Znowu nie będziesz jadł? – zapytał Park, marszcząc brwi. Zrobił spory łyk gorzkiej – zdecydowanie za mocnej – herbaty, aż wykrzywiło mu twarz. – Jeśli zamierzasz to zostawić, to zjem za ciebie. Nie chcę, żeby coś się zmarnowało.
Podnosząc wzrok, malarz wyglądał jak spłoszone zwierzę. Zupełnie nie docierało do niego, co się dzieje, bo na chwilę utonął we własnym świecie. Gdy brunet ponowił pytanie, pokręcił głową, zabierając się do dalszego jedzenia. Był niezwykle głodny, dlatego też niedługo później jego talerzyk pozostał pusty, a okruchy z pieczywa przykleiły się w kącikach ust oraz posypały na podłogę. Popijając wszystko zimną, przesłodzoną herbatą, uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję za śniadanie – powiedział, siląc się na uprzejmość, o której zwykle nie chciał pamiętać i pomijał ją niemal przez cały czas. Przynajmniej kiedy był trzeźwy.
– Jongin mówił, że dzisiaj możemy wpaść w odwiedziny do Kyungsoo. Chcesz tam iść?
– Jasne, to mój przyjaciel. Muszę natłuc mu do głowy, że ma na siebie uważać. – Westchnął, opierając łokcie na stole i krzyżując ramiona.
– W porządku. Myślę, że za pół godziny uda nam się wyjść. Pozmywam naczynia, zrobię parę rzeczy i możemy jechać. Masz jakieś pieniądze na czekoladki? O tym też wspominał Jongin. – Chanyeol powoli podniósł się z miejsca, zbierając po kolei brudne naczynia. Musiał się trochę pospieszyć, bo sam jeszcze nie był gotowy, by kogokolwiek odwiedzać. Świadczył o tym chociażby ten fakt, że wciąż był w piżamie.
– Uch, wydaje mi się, że zapomniałem portfela – wybąkał Byun, spuszczając wzrok na swoje kolana. Otrzepał okruszki, strząsając je z ubrania przesadną ilość razy.
– Wobec tego ja kupię. Oddasz mi przy najbliższej okazji. – Na to Baekhyun tylko skinął głową, zagryzając wargi aż do krwi. Doskonale wiedział, że ta „najbliższa okazja” może nie nastąpić tak szybko, jak wydawało się Chanyeolowi. – Chcesz pooglądać telewizję? – zapytał czarnowłosy po męczącej chwili milczenia.
Zasiadając kolejny raz na miękkiej, zadbanej kanapie, malarz czuł się odrobinę niekomfortowo. Wlepił wzrok w ekran, bez większego skupienia śledząc przesuwające się obrazy. Jak z oddali dobiegały do niego odgłosy krzątaniny Parka. Usłyszał ciche przekleństwa, gdy tamten oparzył sobie palec żelazkiem, prasując koszulę oraz kiedy zamoczył dopiero co włożoną koszulkę podczas mycia naczyń. Wydawało mu się, że znów odpłynie do krainy niespełnionych marzeń. Jednak jego uwagę przykuły przepiękne widoki w telewizorze. Właśnie nadawali jakiś program o podróżowaniu. Z zapartym tchem Byun śledził bujne, zielone drzewa lasów amazońskich oraz ostre szczyty gór znanych prawie wszystkim na świecie.
Wtem wśród bajecznie kolorowych obrazów pojawiły się zwierzęta z kotowatych. Jak oparzony, malarz zeskoczył z sofy i pobiegł do Chanyeola, który właśnie zapinał pasek przy spodniach. Spojrzał na swojego gościa pytająco, ale zaraz zaniepokoił się. Jasnowłosy zaczął dreptać w miejscu, jakby usilnie chciał wydeptać dziurę w podłodze. Szarpał się przy tym za włosy, ale nie na tyle mocno, by je sobie wyrwać.
– Baekhyun, co się dzieje? – Park podbiegł do starszego i położył mu dłonie na ramionach. Ścisnął je lekko, lecz na tyle silnie, by go otrzeźwić. Nic to nie dało, dlatego potrząsnął nim. Puste, przerażone oczy spoczęły na nim.
– Zapomniałem o Momo – wyszeptał Byun, raz po raz przełykając ślinę. – To mój kot. Boję się, że coś jej się stało.
– Nie martw się. Pojedziemy tam zaraz po szpitalu, dobrze? – Baekhyun potulnie skinął głową i skojarzył się brunetowi z małym chłopcem. – Na pewno nic jej nie jest. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i odetchnął z ulgą, że nie stało się nic poważnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz