Niecierpliwie postukując butem w szpitalne
kafelki, Baekhyun nucił pod nosem jakąś starą piosenkę, którą pamiętał jeszcze
z dzieciństwa. Od czasu trochę nieskładnej rozmowy z Chanyeolem nie wydarzyło
się nic, co byłoby godne jego uwagi, dlatego bardzo dokładnie zabrał się za
studiowanie popękanej posadzki. Jongin w tym czasie ulotnił się, twierdząc, że
musi porozmawiać z lekarzem prowadzącym Kyungsoo. Chciał znać jego stan i nie
było w tym nic dziwnego, w końcu miał prawo wiedzieć, jak ma się jego ukochany.
Kiedy smętna melodia dobiegła do końca, przyrdzewiałe drzwi wysłużonej windy
rozsunęły się, a wysoka, uśmiechnięta postać ukazała się niczym zbawienna oaza
na pustyni, gdzie słońce prażyło z podwójną mocą.
– Cześć! – zawołał Park, kierując się w
stronę malarza. Chyba zachował się zbyt głośno, bo jedna z pielęgniarek wyszła
z malutkiego pokoiku i spojrzała na niego złowrogo. On jakby skulił się,
przepraszająco kiwając głową. – Cześć – powiedział jeszcze raz, ciszej; jego
oczy aż buchały z podekscytowania.
– Usłyszałem za pierwszym razem – obruszył
się Byun, wykrzywiając kpiąco usta. Plastikowe krzesełko ugięło się pod
ciężarem ciała bruneta, a przyjemy chłód owiał chudszego mężczyznę, wywołując
gęsią skórkę i jednocześnie odpychając nieprzyjemny zapach lekarstw, chorób i
śmierci. – Po co tu w ogóle przyjechałeś?
Oczy Chanyeola nagle zrobiły się ogromne,
jakby dopiero co zobaczył ducha. Otworzył usta, próbując coś powiedzieć, po
czym zamknął je, nie wykrztusiwszy nic, przez co wyglądał jak ryba. Widok ten
rozśmieszył Baekhyuna, dlatego zakrył usta dłonią. Nie zdołał jednak ukryć
drobnych zmarszczek w kącikach oczu, które go zdradziły. A Park był
najzwyczajniej w świecie zaskoczony. Przedtem, gdy rozmawiali przez telefon,
wydawało mu się, że będzie mile widziany, lecz teraz zdawało mu się, że jest
zupełnie inaczej. Albo po prostu nie przyzwyczaił się jeszcze do tego, że
nastrój starszego może ulec zmianie nawet pięćset razy w ciągu trzech sekund.
– Zapomnij, że pytałem o cokolwiek. – Malarz
zbył go machnięciem ręki.
– Przestraszyłem się, że jednak to ty miałeś
jakiś wypadek – odezwał się w końcu czarnowłosy, wciąż niepewnym wzrokiem
omiatając lekko przygarbioną sylwetkę na stołku obok. – Na szczęście jesteś
cały. Co z twoim przyjacielem?
– Potłukł się – burknął Byun, ale po chwili
uniósł groźnie palec w geście zaprzeczenia. – Nie, roztrzaskał sobie głowę.
Chociaż nie do końca. Zemdlał i rąbnął w szafkę czy coś takiego. – Wzruszył
ramionami w drażniąco lekceważącym geście.
Chanyeol tylko pokręcił głową, po czym oparł ją na dłoniach.
– Jadłeś coś? – zapytał moment później, mając
wrażenie, że Baekhyun chociaż tym razem skleci jakieś konkretne zdanie.
– Wypiłem tylko kawę, ale nie jestem głodny.
Może później – odparł starszy, a potem spojrzał w górę i zaczął studiować sufit
z taką samą uwagą, z jaką wcześniej skanował podłogę.
Krępująca cisza omiatała ich bardzo
delikatnie, lecz mimo to potęgowała czające się tuż za rogiem napięcie. Coraz
ciężej wymyślić było jakiś przyjemny temat do rozmowy, bo każdy mógł być tym
wrażliwym, mógł wywołać fale niepotrzebnej irytacji. W końcu Park postanowił
się poddać. Jeśli konwersacja nie mogła go uratować, musiał przejść do czynów.
Bez wahania wstał, a następnie chwycił malarza za nadgarstek. Może było to z
jego strony zbyt śmiałe – o czym mógł świadczyć blady rumieniec pokrywający
jego policzki – ale nie umiał znaleźć bardziej sensownego rozwiązania.
Siedzenie w szpitalu nie było doskonałym pomysłem na spędzenie sobotniego
popołudnia.
– Gdzie mnie ciągniesz? – warknął Baekhyun,
szamocząc się niepotrzebnie. Uścisk Chanyeola wcale nie był taki ciasny.
– Pójdziemy do mnie, tak się przecież
umawialiśmy – odpowiedział nonszalancko brunet, uśmiechając się półgębkiem.
– Ale Kyungsoo jest w szpitalu! Muszę tutaj
być, chcę z nim porozmawiać! – Byun protestował, ile tylko miał sił w płucach.
Jego krzyki były bezpodstawne i zupełnie zbyteczne. – Zostaw mnie w spokoju!
Baekhyun szarpnął się mocno, wyrywając dłoń z
niepewnego uchwytu. Zrobił to z takim impetem, że mało brakowało, a jego piękna
i trochę zaspana twarz spotkałaby się z lodowatą posadzką. Park zareagował w
porę. Zrobił duży krok do tyłu i złapał jasnowłosego w pasie, nie pozwalając mu
upaść. Oczy ich obydwu były szeroko otwarte. Jednego ze zdziwienia, drugiego ze
strachu. Czas jakby na parę przeciągłych sekund stanął w miejscu, zostawiając
ich samych sobie. Mogli wtedy zrobić bardzo wiele, ale żadnemu z nich nic
oryginalnego nie przyszło do głowy.
W pośpiechu malarz wyprostował się,
odpychając dużą dłoń z nieskrywaną odrazą. Sam nie był do końca pewien,
dlaczego tak zareagował. Poniekąd była to chyba wina jego ego. Nie lubił, gdy
ktoś jawnie mu pomagał. Obrzucił czarnowłosego pogardliwym spojrzeniem, po czym
udał, że otrzepuje z niewidocznego brudu swoją wysłużoną kurtkę. Odchrząknął
znacząco. Czuł wstyd. Zarówno z powodu swojego wcześniejszego zachowania jak i
tego, że Chanyeol był zmuszony go podtrzymać.
– Kyungsoo jest nieprzytomny i nie będzie
dziś z nikim rozmawiał. – Cichy i smutny głos Jongina wyrwał dwójkę z
przedziwnego wzburzenia, którego ogromna chmura zwisała nad ich głowami. –
Możesz iść do domu, hyung. – Zwrócił się do Baekhyuna, przenosząc spojrzenie na
drugiego mężczyznę. – Ty musisz być tą randką, o której wcześniej wspominał
Baek, prawda?
Szybkie skinienie głowy Parka, a potem jasny
i ciepły uśmiech w mig rozjaśniły twarz Kim. – Jestem Chanyeol – odezwał się
uprzejmie, wyciągając rękę na powitanie, którą najmłodszy z nich natychmiast
potrząsnął.
– Zajmij się hyungiem, nie chcę, żeby się
niepotrzebnie zamartwiał i denerwował. Lekarz powiedział, że jutro Kyungsoo
powinien się ocknąć, więc wtedy możecie przyjść go odwiedzić. – Jongin przetarł
twarz dłonią i ziewnął szeroko, wydając z siebie rozwlekły jęk. – Przepraszam –
burknął nieśmiało, ale po chwili dodał: – Nie zapomnijcie kupić czekoladek.
Kyungsoo się ucieszy. – Po tych słowach zniknął, prawdopodobnie idąc z powrotem
do sali swego chłopaka.
Zniechęcony i nieco podminowany malarz ruszył
do windy, unosząc w wyższością brodę. Dla Chanyeola wyglądał niemal komicznie,
ale jego usta wykrzywił tylko mdły grymas przypominający śmiech. Nim wąskie
drzwi zdążyły się zamknąć, bezszelestnie wsunął się do środka, odruchowo
wciskając przycisk parteru. Wyczekująco patrzył na towarzysza, który bardzo
wyraźnie go ignorował i możliwe, że był na niego zły.
– Długo będziesz się jeszcze tak gapił? –
burknął Byun, ale jego głos nie ział już takim chłodem i gniewem jak wcześniej.
Park z miejsca zwiesił głowę. Wkrótce potem
winda zatrzymała się, drzwiczki rozsunęły, a oni wysiedli tam, gdzie masa ludzi
wykłócała się o miejsce w kolejce albo narzekała na niekompetentne pielęgniarki
wprost do ich uszu. Przez ulotny moment niepewnie stali w miejscu, a dopiero
potem Baekhyun posłał młodszemu pytające i nieco naglące spojrzenie. Kiedy
tamten tylko zmarszczył brwi, malarz boleśnie przewrócił oczami, wcale się z
tym nie kryjąc.
– Mieliśmy jechać do ciebie, tak?
– Myślałem, że już nie chcesz – odrzekł
zdezorientowany.
– Nic takiego nie powiedziałem.
Wzruszywszy ramionami, Chanyeol poszedł do
wyjścia, przelotnie zerkając, czy jasnowłosy podąża za nim. Po krótkim czasie –
który mimo wszystko wydawał się wiecznością utkaną z niewidzialnej sieci drutów
wysokiego napięcia – dotarli do samochodu. Brunet otworzył drzwi dla malarza, a
ten rzucił mu wymowne spojrzenie, po czym wsiadł i agresywnie zamknął za sobą
drzwi z głośnym trzaskiem. Urażona duma dawała o sobie znać jak pozostałość po
nieszczęśliwym zadraśnięciu na policzku w postaci długiej rany. Park zajął miejsce
kierowcy, zapiął pas i bez żadnych zbędnych słów odjechał.
Pierwsze liście złociły się już w
przenikliwych promieniach słońca, które miały przypalić je jeszcze mocniej i
zamienić w czerwone kształty przypominające żywe języki ognia. Jesień powoli
wkraczała do Seulu, gdzie mało kto się nią przejmował, jako że i duzi, i mali
patrzyli tylko na koniec własnego nosa. Nie myślano o drugim człowieku, a co
dopiero o zmieniającym się pięknie świata. Wiele fantastycznych, niemalże
baśniowych detali umykało ludzkim oczom, ale nie Baekhyunowi. On z największą
ciekawością, którą prezentował wszem i wobec, zachwycał się zażółconym drzewom
i krzewom oraz ptakom, z wolna zaczynającym przygotowania do zimy.
Wzdychał i wyrażał szczere zdumienie, kiedy
brunet zwinnie prowadził samochód mniej lub bardziej zatłoczonymi ulicami
miasta. Zachowywał się zupełnie jak mały chłopiec, który po raz pierwszy
świadomie patrzy na tak wspaniałe zjawisko. Park uśmiechnął się na to pod
nosem. Nie sądził, żeby Byun udawał. Albo nie potrafił, albo jego osobowość
była samoistnym kameleonem, zmieniającym się w zależności od sytuacji i
okoliczności, a kłamać zdarzało mu się tylko wtedy, gdy został ostatecznie
przyparty do muru lub gdy chciał uzyskać coś, na czym okropnie mu zależało.
Ciężki oddech nagle przykuł uwagę młodszego. Zerknął na towarzysza, który już
nie śledził uważnie biegnących wzdłuż drogi drzew, a lustrował wzrokiem swoje
dłonie.
– Coś się stało? – odezwał się ochrypłym
głosem, po czym zmuszony był odchrząknąć.
– Nie, nic. – Baekhyun aż dwukrotnie pokręcił
głową. – Po prostu zgłodniałem. – Słaby, wymuszony uśmiech ozdobił jego twarz,
lecz zdawało się, że zaraz zwyczajnie odpadnie jak źle przyklejona tapeta.
– Dobrze się składa. Coś nam ugotuję. Może
daleko mi do mistrza kuchni, ale z głodu jeszcze nie umarłem – rzekł i cicho
parsknął śmiechem.
Nie dłużej jak pięć minut później Chanyeol
sprawnie zaparkował samochód pod tym samym budynkiem, gdzie ostatnim razem
budził malarza z głębokiego snu. Wysiadł z auta tak szybko, że można by rzec,
że wyskoczył i był gotów otworzyć drugiemu drzwi, gdyby tylko tamten pozwolił
na to. Nim jednak Park znalazł się po stronie pasażera, Byun zatrzasnął już
drzwiczki, uśmiechając się przy tym w diaboliczny sposób.
– Prowadź – poprosił Baekhyun, następnie
delikatnie chwytając Parka za łokieć.
Zdumiony brunet nawet nie wiedział, co
odpowiedzieć. Dlatego też przycisnął mały guziczek na pilocie samochodu,
zamykając go, i ruszył w kierunku drzwi wejściowych nowoczesnego wieżowca.
Będąc w środku, zajrzał pośpiesznie do skrzynki, ale nie czekała na niego żadna
korespondencja. Dotarli więc do starej windy, która chwilowo stała pusta i nikt
poza nimi jej nie potrzebował. Chanyeol wszedł pierwszy, bez patrzenia
wciskając numer swojego piętra – jedenaście. Zanim ruszyli na wycieczkę w górę,
spojrzał na malarza. Uśmiechał się chyba nieświadomie, mimo iż w małej kabinie
pachniało psimi odchodami i tanim alkoholem. Bynajmniej mu to nie
przeszkadzało.
– Wysoko mieszkasz – powiedział jasnowłosy
tym samym tonem, jakim odezwał się na parkingu. Wysiedli z windy, a drobna dłoń
jakby mocniej zacisnęła się na ręce młodszego. – Musisz mieć niesamowity widok
z okna. Mam rację?
– W zasadzie to nie wiem. – Drapiąc się po
głowie, chłopak zmarszczył brwi. – Prawie nigdy tego nie robię, nie mam czasu.
Chyba że słychać jadącą karetkę albo coś takiego. – Wyjął z kieszeni klucze,
zatrzymując się przed jednymi z kilku masywnie wyglądających drzwi na długim
korytarzu.
Szybkim ruchem brunet przekręcił klucz, a
reszta zabrzęczała nieprzyjemnie, roznosząc się smętnym echem po pustym
korytarzu. Zaprosił swojego gościa do środka, a później wkroczył tuż za nim.
Zdążył zdjąć buty i odwiesić płacz na wieszak, podczas gdy Byun stał w miejscu
jak słup soli.
– Rozbierz się i rozgość. Zaraz zrobię nam
coś do jedzenia. Chcesz herbaty albo kawy? – Spojrzał wyczekująco na swojego
gościa, ale ten nie zwracał na niego uwagi.
Wodząc nieobecnym wzrokiem po mieszkaniu,
Baekhyun chłonął każdy detal, każdy drobny szczegół, jakby chciał wyryć w
pamięci obraz tego miejsca. Cóż, z poprzednich obserwacji wywnioskował, że
Chanyeol jest bogaty, ale jego cztery kąty nie okazywały tego aż tak bardzo.
Przedpokój był dość szeroki i jasny dzięki otwartym przejściom do salonu, z
którego wlewało się czyste słoneczne światło. Pod stopami wyczuwało się miękki
dywan z długim włosiem w kolorze świeżego piasku. Na ścianach porozwieszane
były różne obrazki. Większość z nich ukazywała matkę naturę w rozmaitych
sytuacjach. Uśpioną w objęciach mroźnej, śnieżnej pierzyny lub rozkwitającą
milionami kwiatów w samym środku upalnego lata.
Malarz po omacku zdjął kurtkę, wręczył ją
brunetowi, a potem ściągnął buty jak dzieciak, zsuwając je palcami. Nie
przejmując się tym, że nie jest u siebie, skierował kroki w stronę sączącej się
jasności. Opierając dłoń o framugę, rozejrzał się po ogromnym pokoju, gdzie z
pewnością można było przyjąć gości. Ściana po jego lewej stronie cała – od
podłogi aż po sufit – pokryta była książkami. Przed nią stał malutki stolik z
dwoma wiklinowymi krzesłami wyściełanymi uroczymi poduszeczkami. Ciekawskiemu
oku nie umknął nowoczesny telewizor wiszący po prawej stronie. Z pewnością
przyjemnie oglądało się filmy i seriale zalegając na miękkiej kanapie i sącząc
kawę lub herbatę.
– Musieliśmy wybić ścianę, żeby zrobić taki
wielki salon. Chcieliśmy też zamurować jedno wejście, ale wtedy wchodziłbym
raczej jak do grobowca, a nie do mieszkania – wytłumaczył Chanyeol i zaśmiał
się cicho. – Na co masz ochotę?
– Cokolwiek zrobisz – mruknął jasnowłosy,
będąc w stanie tajemniczego zauroczenia.
Przez myśl przemknęło mu, że gdyby było to
jego mieszkanie, zamiast regału z książkami, urządziłby sobie porządną pracownię.
Przygryzł wargę, wyobrażając sobie wspaniałe obrazy, które mógłby tworzyć,
mając więcej pieniędzy.
– Ale to nie majątek tworzy artystę – burknął
pod nosem, ostrożnie wchodząc do pokoju wypełnionego iście domową atmosferą.
Z odrobiną niepewności usiadł na brązowej
sofie, przyglądając się rozmieszczonym roślinom. Sprawiały, że wnętrze było jeszcze
przytulniejsze i estetyczne. Jego wzrok sam powędrował na stolik do kawy, lecz
nie było tam nic istotnego. Kilka czasopism na dolnej półce i podkładki pod
szklanki na blacie. Jak widać czarnowłosy lubił mieć porządek i o niego dbał.
Nigdzie nie poniewierały się kłaki z kurzu, ubrania nie były porozrzucane w
każdym możliwym kącie. Miejsce to idealnie komponowało się ze słowem
„harmonia”, jeśli nie było jego dokładną definicją.
Wyraźny aromat gotowanych potraw dał Byunowi
znać, że Park naprawdę potrafi coś przyrządzić, a nie tylko wsadzić do
mikrofalówki i nastawić na kilka minut. Wyczuwał świeże warzywa i kurczaka, gdzieś też dotarł
do niego bardzo dobrze zamaskowany aromat parzonej kawy. Mimowolnie uśmiechnął
się. Choć było mu dość dziwnie – jako że nigdy nie przychodził do nikogo z
wizytą – liczył na miłe spędzenie czasu.
Kilka minut później Chanyeol przyszedł do
salonu z ogromną tacą, na której umieścił najróżniejsze miski i miseczki.
Ostrożnie położył ją na stoliku, a potem zaczął po kolei zdejmować naczynia z
ryżem i przystawkami oraz z zupą, na koniec ustawił kubki z gorącą kawą.
Srebrny krążek spoczął na podłodze, a brunet odsunął ławę od kanapy, po czym
zasiadł na chłodnych panelach naprzeciw swojego gościa. Baekhyun mimowolnie
zsunął się za swojego miejsca i przysiadł na piętach, wpatrując się w Parka.
– Zjedz dobrze – powiedział młodszy, ochoczo
chwytając w dłonie metalowe pałeczki.
Ze skromnym uśmiechem na ustach Byun sięgnął
po sztućce. Początkowo tylko niemrawo przebierał nimi w ryżu, narażając się na
groźny wzrok bruneta. Z czasem jednak zaczął go trochę nabierać, dokładając
sobie kiełki, kawałki bakłażana lub aromatyczne mięso.
– Nie ma tu kurczaka ani nic gotowanego? –
zapytał nagle, popijając jedzenie sporym łykiem kawy.
– Nie. Dlaczego pytasz?
– Taki czułem zapach. – Baekhyun wzruszył
ramionami, wpychając sobie do buzi ostry kawałek wołowiny.
– Może akurat na to miałeś ochotę – odrzekł
Chanyeol, a potem odłożył na bok łyżkę i pałeczki, kończąc jedzenie. Westchnął
i przeciągnął się leniwie. – Ja się najadłem, a ty? – rzucił, zerkając na
ledwie napoczęty kopczyk ryżu. Uniósł brwi, patrząc na swego gościa. – Nie
smakuje ci?!
– Nie tylko… Ja zawsze tak mało jem –
odpowiedział jasnowłosy, a jego usta same wykrzywiły się w usprawiedliwiającym
grymasie.
– Rozumiem.
Odsuwając od siebie mocno niedojedzony obiad,
Byun z powrotem zajął miejsce na kanapie. Pozwolił Parkowi w spokoju
posprzątać, zostawiając dla siebie tylko kubek z niedopitym napojem. Mimo iż
był przestygnięty, wziął naczynie i objął je dłońmi, jakby chciał je ogrzać.
Kiedy czarnowłosy usiadł przy nim, spojrzał pytająco, zastanawiając się, czy
przynieść koc czy też nie. Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę starszego, a
później uśmiechnął się szeroko.
– Zimno ci? – spytał, wskazując brodą ciasno
oplecione palce. – Mogę przynieść koc. Ogrzewanie jeszcze nie działa.
– Nie trzeba – mruknął słabo malarz.
◄►
Dwa kubki herbaty i pół filmu później
Chanyeol zerknął na Baekhyuna, którego głowa bezwładnie opadła na jego ramię.
Zamknięte oczy i spokojny oddech mogły świadczyć tylko o głębokim śnie.
Uśmiechając się słabo, czarnowłosy odgarnął ze zmarszczonego czoła kilka
niesfornych kosmyków. Niebieskie światło wypływające z telewizora nienaturalnie
oświetlało uśpioną twarz, nadając jej prawie kosmiczny charakter. Ostrożnie
przesuwając starszego w prawo, Park wstał, starając się nie narobić hałasu.
Bezszelestnie wcisnął czerwony przycisk na
pilocie i salon ogarnęła groźna fioletowa poświata zza okna. Niebo tego wieczoru
zadziwiająco szybko okryło się grubą pierzyną utkaną z chmur. Młody mężczyzna
przeciągnął się, rozprostowując długie ręce, a potem ziewnął szeroko. Oglądanie
w idealnej ciszy nużyło go, dlatego postanowił zrobić coś bardziej ambitnego.
Jeszcze raz rzucił okiem na wtulonego w oparcie kanapy gościa i westchnął
cicho. Nie planował go budzić. Pozbierał ze stolika puste kubki, wolnym krokiem
zmierzając do kuchni.
Słysząc niewyraźnie mamrotanie, zatrzymał się, wytężając słuch. Nic. Odstawił
naczynia do zlewu i wyszedł do swojej sypialni po laptopa. Przykrywająca łóżko
beżowa narzuta z niesfornymi frędzlami, zmusiła go, żeby ją zabrał. Upchnąwszy
ją pod pachę, wziął potrzebne urządzenie z biurka i wrócił w ciche miejsce, by
móc nad czymś popracować, nikomu nie przeszkadzając. Na moment wszedł do pokoju
gościnnego i okrył Baekhyuna ciepłą kapą. Otulił go w miarę szczelnie, choć
bardzo drżały mu przy tym dłonie.
Usiadł przy kwadratowym stole, gdzie stał
koszyk z nie tak świeżymi owocami. Włączył komputer, przecierając palcami oczy.
Jasność ekranu dodatkowo go poraziła, dlatego był zmuszony zapalić lampkę przy
okapie. Od razu zrobiło się lepiej. Otworzył jakiś plik z uczelni, uważnie
czytając kolejne strony. Szybko się jednak znudził. Tego dnia nie miał już ochoty
na naukę. Po namyśle włączył program do rysowania i przeobraził laptopa w
urządzenie do komfortowej pracy. Poszedł jeszcze do siebie, by wyjąć z biurka
pisak, po drodze zaglądając do Baekhyuna, i przystąpił do projektowania wnętrza
– być może czyichś – marzeń.
Przy robieniu tego, co bardzo lubił, czas
upłynął mu dwa albo i trzy razy szybciej niż normalnie. Nim zdążył zapisać
czwarty plik z projektem, zerknął na zegarek, ziewając szeroko. Dochodziła
dwudziesta druga. Przeczesał palcami włosy, wyłączając komputer. Bardzo cicho i
wolno przemieścił się do salonu. Malarz kurczowo ściskał brzeg narzuty, ale nie
przylegał już do sofy, jakby była jego jedyną własnością. Jedna noga bezwładnie
zwisała z siedziska, a druga była na nim wyciągnięta. Ręce trzymał blisko przy
twarzy. Chanyeol uśmiechnął się bezwolnie na ten, bądź co bądź, uroczy widok.
Opierając dłonie na biodrach, zastanawiał
się, co począć. Czułby się źle, gdyby tak zwyczajnie potrząsnął starszego za
ramię i na siłę go obudził. Przygryzł wargę, pochylając się nad nim.
– Mam nadzieję, że nie będzie ci to
przeszkadzać – wyszeptał ledwie słyszalnym głosem.
Bardzo uważnie wsunął ręce pod drobne ciało i
uniósł je do góry. Zdziwił się, dostrzegając, że Baekhyun ważył tyle co nic.
Przeniósł go do sypialni i położył na łóżku, cały czas mając na uwadze, by
nagle nie osunęła mu się głowa. Zdjął jasną kapę, przez co jego gość
niespokojnie zadrżał, a potem przekręcił się na drugi bok. Serce Parka na
sekundę stanęło, a później młody mężczyzna pomału otulił śpiącego ciepłą
kołdrą.
Przeciągając się kolejny raz, postanowił
wziąć szybki prysznic. Powieki same mu się zamykały, a nie chciał zasnąć przy
stole lub na fotelu, co zdarzało mu się nie rzadko. Wyjął z szafy świeżą
bieliznę i dresowe spodnie, po czym niemal pobiegł do łazienki. Ciepła woda w
zamkniętej kabinie sprawiła, że prawie zapadł w sen na stojąco. Otrząsnął się,
gdy niemal uderzył głową w zaparowane drzwiczki. Poklepał się po twarzy,
zakręcając kurek i wyszedł spod strumienia wody, która zdążyła już przestygnąć.
Jakieś dziesięć minut później z błogim
uśmiechem wsunął się pod kołdrę. Przypilnował, żeby nie odkryć swojego gościa,
który przez calutki czas spał jak malutkie dziecko. Odwróciwszy się do niego
plecami, spojrzał jeszcze w okno. Westchnął, widząc niezasuniętą roletę, ale
nie miał już sił, by wstać i doprowadzić ją do porządku. Nie widział w tym
sensu. Co najwyżej rano wstanie trochę wcześniej albo zakryje oczy poduszką i
pójdzie spać dalej. Z tymi błahymi myślami zasnął, przyciskając głowę do
pachnącej jaśminem poduszki.
◄►
Swawolne promyki malowały na policzkach
Baekhyuna anielską poświatę już od samego wschodu. Radosne czerwone plamy
rozkwitły na nich niczym kwiaty przebijające się spod grubej warstwy śniegu.
Dziecięcy uśmiech wykrzywiał lekko przesuszone wargi. W pewnej chwili, jakby
ktoś to gdzieś ustalił, malarz rozchylił powieki, osłaniając twarz przed
porannym światłem. Przymknął oczy na krótki moment, z wolna przyzwyczajając się
do porażającej jasności, po czym przetoczył się na bok, spuszczając wzrok na
pościel w kolorze lawendy.
Niby wszystko do siebie pasowało, a jednak
miał wrażenie, jakby nie pasował do miejsca, w którym przebywał. Już miał
wyskoczyć z ciepłego łóżka i uciec z krzykiem, wyklinając po drodze fanaberie
mężczyzny, którego zaprosił w ramiona rozkoszy poprzedniego wieczoru, gdy zdał
sobie sprawę, że jest w ubraniu. Zmarszczył brwi i przypomniał sobie, jak
oglądał przerażająco nudny thriller, trzymając w dłoniach kubek z zimną kawą, a
później herbatą. Po drodze musiał urwać mu się film, bo kompletnie nic nie
pamiętał, a raczej nikt mu niczego nie dosypał. Po cichu zmienił pozycję,
zwracając się twarzą w kierunku okna. Dostrzegł obok siebie Chanyeola
pogrążonego w głębokim śnie.
Zakrywając usta dłonią, zlustrował go
dokładnie, lecz nie dostrzegł niczego podejrzanego. To dobrze. W zakłopotanie
wprawiło go tylko to, że młodszy nie miał żadnej koszulki, a jego naga pierś
zdradziecko wyglądała zza rąbka kołdry. Byun wrócił do pozycji na plecy i
zaplatając dłonie na piersi, wlepił wzrok w sufit. Znalazł małą, czarną plamkę,
więc zaczął szukać kolejnej. Kiedy niczego się nie dopatrzył, fuknął
poirytowany. Niespodziewanie wpadł mu do głowy bardzo przebiegły pomysł, aż
musiał zagryźć wargi, żeby się nie uśmiechnąć.
Upewnił się, czy aby na pewno Chanyeol śpi i
przysnął się do niego tak, że ich uda prawie się stykały. Jego zwinna dłoń
przesunęła się najpierw do odsłoniętym biodrze chłopaka, sunąc w stronę pępka.
Pod opuszkami palców wyczuł włoski na ścieżce miłości, a jego policzki niemal
rozpalił żywy ogień zadowolenia. Kątem oka zerknął na twarz czarnowłosego. Nie
zaszła na niej choćby maleńka zmiana, więc takie gesty nie robiły na nim
większego wrażenia. Czyżby był do nich przyzwyczajony? Baekhyun przesunął
palcami wzdłuż krótkich włosków, aż w końcu dotarł do linii spodni.
Bez problemu poradził sobie z gumką – i tak
była już dosyć rozciągnięta. Rosła w nim ekscytacja. Nie miał pojęcia, czego
spodziewać się po Parku. O ile ten w ogóle zareaguje! Pewnym ruchem ułożył dłoń
na zakrytej materiałem bokserek męskości młodszego. Gdy tamten nie poruszył się
nawet o milimetr, malarz zaczął ją z wyczuciem masować i pieścić. Nie raz i nie
dwa powiedziano mu, że jego dłonie mogą zdziałać cuda. Nie poddawał się, raz po
raz niezbyt mocno ściskając nabrzmiałe krocze.
Pierwszy cichy jęk wydostał się z ust
Chanyeola i Baekhyun odetchnął głęboko. Powoli zaczynał myśleć, że takie
pieszczoty na niego nie podziałają. Nie przerywał więc. Gdy coraz głośniejsze
odgłosy uciekały spomiędzy warg bruneta, ten wreszcie otworzył oczy, nie mając
pojęcia, co się, do diabła, dzieje. Jego zaszokowane spojrzenie natychmiast
spoczęło na skupionej twarzy Byuna, który najwyraźniej dobrze się bawił. Duża
dłoń pewnie zacisnęła się na kruchym nadgarstku, odpychając go jak najdalej.
– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! –
krzyknął Park, próbując unormować niespokojny oddech. Usiadł, odruchowo
zakrywając się poduszką.
– Wydawało mi się, że było ci dobrze –
wymruczał Baekhyun, opierając głowę na dłoni i patrząc na osłupiałego chłopaka
z filuternym uśmieszkiem. – Nie mam racji?
– Dlaczego dotykałeś mnie w ten sposób?!
Baekhyun, wytłumacz mi to. Natychmiast! – ponaglił czarnowłosy, a po chwili
jego policzki samowolnie spąsowiały. Nie mógł obronić się przed falą rosnącego
wstydu.
– Chciałem sprawić ci przyjemność, czy to nie
oczywiste? Mógłbyś to uznać jako formę podziękowania za gościnę czy coś – wyjaśnił
i oblizał wargi koniuszkiem języka.
– Wystarczyło powiedzieć „dziękuję”, nie
wymagam jakichś specjalnych podziękowań – żachnął się Chanyeol i zagryzł dolną
wargę, po czym nerwowo żuł ją przez kilka sekund.
– Ale nie powiesz chyba, że ci się nie
podobało, co? – Jasnowłosy wyczekująco patrzył na twarz drugiego, która w
momencie zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, niż była do tej pory.
– To nie było ani trochę na miejscu –
oznajmił młodszy, wstając spod kołdry. Miał dość tej nigdzie nieprowadzącej
rozmowy. Poprawił zsunięte spodnie i wsunął dłonie w kieszenie. – Nigdy więcej
nie waż się tego robić.
– Bo co? – Baekhyun zmienił pozycję opierając
się na łokciach. Podświadomie liczył na to, że Park da się na coś namówić. Nie
wiedział, jak bardzo się mylił.
– Bo już nigdy nie pozwolę ci tu przenocować,
choćby była druga w nocy, a na dworze lałoby jak z cebra. – Głos młodszego był
ostry i obcy, dlatego Byun od razu się poddał. Nie warto igrać z ogniem.
◄►
Przy śniadaniu, na które gospodarz mieszkania
zaserwował jajecznicę na chrupiącym bekonie, towarzyszyła im cicha muzyka z
radia. Nie rozmawiali, głównie z powodu Baekhyuna, który niemrawo grzebał
widelcem w talerzu i dziobał świeżutką bułkę jak ptaszek. Chanyeol nie zwracał
na niego uwagi. Wcześniej dał mu rzeczy na przebranie i pozwolił mu skorzystać
z łazienki. Kiedy zobaczył starszego powłóczącego nogawkami czarnych spodni,
tylko przewrócił oczami, a potem z własnej woli podwinął mu nogawki i ułożył
koszulkę na jego chudym ciele, by nie prezentował się jak zapijaczona szumowina
spod mostu.
– Znowu nie będziesz jadł? – zapytał Park,
marszcząc brwi. Zrobił spory łyk gorzkiej – zdecydowanie za mocnej – herbaty,
aż wykrzywiło mu twarz. – Jeśli zamierzasz to zostawić, to zjem za ciebie. Nie
chcę, żeby coś się zmarnowało.
Podnosząc wzrok, malarz wyglądał jak
spłoszone zwierzę. Zupełnie nie docierało do niego, co się dzieje, bo na chwilę
utonął we własnym świecie. Gdy brunet ponowił pytanie, pokręcił głową,
zabierając się do dalszego jedzenia. Był niezwykle głodny, dlatego też niedługo
później jego talerzyk pozostał pusty, a okruchy z pieczywa przykleiły się w
kącikach ust oraz posypały na podłogę. Popijając wszystko zimną, przesłodzoną
herbatą, uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję za śniadanie – powiedział, siląc
się na uprzejmość, o której zwykle nie chciał pamiętać i pomijał ją niemal
przez cały czas. Przynajmniej kiedy był trzeźwy.
– Jongin mówił, że dzisiaj możemy wpaść w
odwiedziny do Kyungsoo. Chcesz tam iść?
– Jasne, to mój przyjaciel. Muszę natłuc mu
do głowy, że ma na siebie uważać. – Westchnął, opierając łokcie na stole i
krzyżując ramiona.
– W porządku. Myślę, że za pół godziny uda
nam się wyjść. Pozmywam naczynia, zrobię parę rzeczy i możemy jechać. Masz
jakieś pieniądze na czekoladki? O tym też wspominał Jongin. – Chanyeol powoli
podniósł się z miejsca, zbierając po kolei brudne naczynia. Musiał się trochę
pospieszyć, bo sam jeszcze nie był gotowy, by kogokolwiek odwiedzać. Świadczył
o tym chociażby ten fakt, że wciąż był w piżamie.
– Uch, wydaje mi się, że zapomniałem portfela
– wybąkał Byun, spuszczając wzrok na swoje kolana. Otrzepał okruszki,
strząsając je z ubrania przesadną ilość razy.
– Wobec tego ja kupię. Oddasz mi przy
najbliższej okazji. – Na to Baekhyun tylko skinął głową, zagryzając wargi aż do
krwi. Doskonale wiedział, że ta „najbliższa okazja” może nie nastąpić tak
szybko, jak wydawało się Chanyeolowi. – Chcesz pooglądać telewizję? – zapytał
czarnowłosy po męczącej chwili milczenia.
Zasiadając kolejny raz na miękkiej, zadbanej
kanapie, malarz czuł się odrobinę niekomfortowo. Wlepił wzrok w ekran, bez
większego skupienia śledząc przesuwające się obrazy. Jak z oddali dobiegały do
niego odgłosy krzątaniny Parka. Usłyszał ciche przekleństwa, gdy tamten oparzył
sobie palec żelazkiem, prasując koszulę oraz kiedy zamoczył dopiero co włożoną
koszulkę podczas mycia naczyń. Wydawało mu się, że znów odpłynie do krainy
niespełnionych marzeń. Jednak jego uwagę przykuły przepiękne widoki w
telewizorze. Właśnie nadawali jakiś program o podróżowaniu. Z zapartym tchem
Byun śledził bujne, zielone drzewa lasów amazońskich oraz ostre szczyty gór
znanych prawie wszystkim na świecie.
Wtem wśród bajecznie kolorowych obrazów
pojawiły się zwierzęta z kotowatych. Jak oparzony, malarz zeskoczył z sofy i
pobiegł do Chanyeola, który właśnie zapinał pasek przy spodniach. Spojrzał na
swojego gościa pytająco, ale zaraz zaniepokoił się. Jasnowłosy zaczął dreptać w
miejscu, jakby usilnie chciał wydeptać dziurę w podłodze. Szarpał się przy tym
za włosy, ale nie na tyle mocno, by je sobie wyrwać.
– Baekhyun, co się dzieje? – Park podbiegł do
starszego i położył mu dłonie na ramionach. Ścisnął je lekko, lecz na tyle
silnie, by go otrzeźwić. Nic to nie dało, dlatego potrząsnął nim. Puste, przerażone
oczy spoczęły na nim.
– Zapomniałem o Momo – wyszeptał Byun, raz po
raz przełykając ślinę. – To mój kot. Boję się, że coś jej się stało.
– Nie martw się. Pojedziemy tam zaraz po
szpitalu, dobrze? – Baekhyun potulnie skinął głową i skojarzył się brunetowi z
małym chłopcem. – Na pewno nic jej nie jest. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i
odetchnął z ulgą, że nie stało się nic poważnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz