czwartek, 22 czerwca 2017

Canvas [14/20]

Mleko się rozlało


Następny dzień Chanyeol powitał głośnym jękiem, który był wywołany przez ostry ból w kręgosłupie. Z grymasem na twarzy usiadł prosto i przeciągając wszystkie kończyny, ziewnął najszerzej, jak potrafił. Przeczesał palcami rozczochrane włosy, jednocześnie rozmasowując bolące miejsce. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do sypiania na sofie, ale wiedział, że da radę. Kilka dni nie zrobi mu różnicy, a chciał mieć pewność, że Baekhyunowi jest wygodnie i że jest zdrowy. Ponownie ziewając, wstał, tylko po to, aby zaraz opaść na kanapę ze strachu. Malarz stał bowiem tuż obok.
Nie wyglądał zbyt korzystnie. Podkrążone oczy, blada twarz, zwisające wzdłuż ciała ręce. Gdyby było to Halloween, nie musiałby szukać stroju, by udawać ducha. Park przełknął ślinę, po czym delikatnie potrząsnął starszego za ramiona. Zamknięte powieki sugerowały, że spał na stojąco, co było jeszcze gorsze od gniecenia się na zbyt małej sofie.
– Dlaczego nie jesteś w łóżku? – Ochrypły głos bruneta w sekundzie załamał się, po części ze zmartwienia.
– Chce mi się pić – wymamrotał Baekhyun, przysuwając się bliżej Chanyeola. – I jest mi cholernie zimno. Mógłbyś podkręcić grzejnik?
Przykładając dłoń do czoła Byuna, czarnowłosy błagał, by gorączka się nie nasiliła. Los jednak miał nieco odmienne plany, gdyż w sekundzie jego ręka cała pokryła się potem, a on czuł niemal palące ciepło. Bez zastanowienia złapał wątły nadgarstek i podążył do sypialni. Poprosił malarza, by położył się do łóżka, a sam udał się do kuchni po termometr i tabletki, przy okazji wstawiając wodę na herbatę.
– Zmierz temperaturę, muszę wiedzieć, co powinienem ci podać – wytłumaczył, wręczając jasnowłosemu termometr. – Jeśli będzie bardzo źle, pojedziemy do szpitala.
Miał szczęście, że był to elektroniczny, a nie rtęciowy, bo urządzenie zaraz spotkało się z podłogą, jako że wyśliznęło się Baekhyunowi z rąk. Posłał Parkowi tylko smutny uśmiech i pozwolił zmierzyć sobie gorączkę pod pachą. Przez równe dziesięć minut Chanyeol obserwował zachowanie starszego i wydawało mu się, że nie jest już tak przygnębiony jak wcześniej. Dostrzegł też niespodziewane dreszcze i przemoczoną piżamę, na co zrobiło mu się przykro.
Cichy świst rozchodzący się po mieszkaniu oznajmił, że można już zaparzyć herbatę. Pozostawiając jasnowłosego na chwilę samego, wyszedł, by zrobić ciepłe napoje i kilka zwyczajnych kanapek na śniadanie. Kiedy wrócił z pełną tacą, prawie upuścił ją na podłogę. Malarz oddychał ciężko, ledwie otwierając powieki. W roztrzęsionej dłoni trzymał urządzenie, pokazujące temperaturę równą 39,5°. Przestraszony brunet odstawił tackę na bok i przysiadł na brzegu łóżka.
– Baekhyun – odezwał się po upływie kilku długich chwil, kiedy strach ustąpił miejsca trzeźwemu myśleniu.
Ostrożnie potrząsnął słabe ramiona, chcąc przywrócić starszemu przytomność. Nic to nie dało. W pośpiechu więc znalazł się w łazience, mocząc dwa ręczniki w lodowatej wodzie. Wrócił z nimi, po drodze zalewając podłogę w przedpokoju, lecz nie to było teraz najważniejsze. Ułożył dwa zawiniątka na twarzy i szyi mężczyzny, pozwalając żywym kroplom schłodzić rozpalone policzki. Bał się. Nie wiedział dlaczego, jednak bał się stracić Baekhyuna, który nawet nie był mu specjalnie bliski.
Z lękiem ujął szczupłą, bezbronnie wyglądającą dłoń, a samotne łzy skapnęły na nią bezwolnie. Za bardzo się przejmował. Rozumiał to doskonale, ale taki zwyczajnie był. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś umarł na jego oczach. Obwiniałby wtedy samego siebie, za swoją niekompetentność i nieodpowiedzialność. Otarłszy załzawione oczy, na nowo zamoczył ręczniki, jako że zdążyły się już nagrzać, wyciągając nadmiar ciepła z wyraźnie osłabionego ciała.
Po niespełna godzinie Baekhyun wreszcie otworzył oczy. Jego oddech nadal był niespokojny, jednak wyglądał trochę lepiej niż przedtem. Dostał lekarstwa i odgrzaną w mikrofalówce herbatę. Nie narzekał. Bez oporu zjadł dwie kanapki, choć narzekał, że ma trudności z przełykaniem z powodu drapiącego bólu gardła. Wówczas Park zaaplikował mu także syrop. Nasączone zimną wodą ręczniki wciąż leżały w pobliżu, gdyby miały być potrzebne.
Gdy pora śniadania już dawno się skończyła, Chanyeol wziął prysznic, założył świeże ubranie i pościerał z podłogi zrobione w pośpiechu kałuże. Kiedy zaś Byun zasnął, zabrał się za przygotowywanie projektu na zajęcia. Nie szło mu najlepiej. Coś przez cały czas umyślnie zadręczało jego myśli, gdy tak bardzo potrzebował skupić się na tym, co robił. Zaklął porządnie kilka razy, uderzając pięścią w blat stolika. Na uspokojenie zrobił sobie kawy, jednak i to nic nie zdziałało.
Pod wieczór brunet ostatecznie odpuścił, mimo iż nie zrobił nic przez minione siedem godzin. Od wpatrywania się w ekran bolała go głowa i szczypały oczy. Odłożył więc laptop i zajrzał do swojego chorego gościa. Wymęczony Baekhyun obudził się w tej samej chwili, co Park zamknął za sobą drzwi. Wymienili słabe uśmiechy, dając sobie znać, że jest dobrze. Chanyeol przykucnął z boku, sprawdzając temperaturę malarza.
– Jak się czujesz? – zapytał cicho. W duchu odetchnął, jako że czoło starszego nie było już tak rozognione jak rankiem. Delikatnie przeczesał jego włosy palcami.
– Lepiej niż rano – odrzekł szeptem Byun, po czym zakasłał ostrzegawczo. – Ale mógłbyś mnie przebrać. Śmierdzę i wszystko się do mnie lepi, ohyda.
Na to czarnowłosy się zaśmiał. Baekhyun doszedł do siebie w większej części. – Co zjesz na kolację? – spytał, wyjmując z szafy jakieś spodenki i luźną, ale nie za dużą koszulkę.
– Nic – burknął starszy, podnosząc się na łokciach, co sprawiło mu więcej trudności, niż się tego spodziewał. – Pieprzony deszcz – mruknął do siebie. – Jutro wracam do domu – rzucił po niespełna sekundzie, gdy już siedział w miarę możliwości wygodnie.
– Nie. – Kategoryczny protest wypłynął z ust bruneta tak niespodziewanie, aż jasnowłosy zrobił duże oczy, a jego brwi same podskoczyły do góry. Prychnął. – To znaczy… Jak pójdziesz do domu, to pewnie jeszcze bardziej się zaziębisz. Nie mam pewności, że sam się sobą zajmiesz, więc wolę mieć cię na oku tu, u mnie. Przebrać cię? – dodał, układając na łóżku czystą odzież.
– Poproszę – powiedział malarz, rzucając przy tym zalotne spojrzenie.
Niestety, upierdliwy kaszel zniszczył mu to, co chciał osiągnąć. Ze zmarszczonym czołem pozwolił więc Chanyeolowi rozebrać się. Widział na jego twarzy zmieszanie, ale nie wydusił z siebie ani słowa. Ciągle czekał na jakąś okazję. Ta nadarzyła się, gdy brunet włożył mu świeże spodenki. Wiązał właśnie sznurek, by nie zsunęły się podczas snu, a wówczas Baekhyun celowo poruszył się, sprawiając, że dłoń młodszego przesunęła się po jego kroczu.
Choć Byun chciał się głośno zaśmiać, kolejna nieznośna seria odkaszlnięć i kichnięć zmusiła go do zmiany decyzji. Karma, pomyślał, po czym już sam wciągnął sobie przez głowę szarą koszulkę. Opadł na wymiętą poduszkę, zakrywając się grubym kocem i kołdrą.
– Ugotować rosół? Owsiankę? Bulgogi? A może chcesz makaron? Kluski? – pytał bez ustanku czarnowłosy, starając się dojść do jakiegoś porozumienia. Pąsowy rumieniec powoli bledniał na jego policzkach.
– Słyszałem, że owsianka jest dobra przy chorobie, ale nie wiem, czy obcym można ufać. – Wzruszył ramionami malarz, a potem przymknął oczy.
– Dobra, w takim razie będzie owsianka. – Pozbierał przesycone choróbskiem rzeczy oraz sprzątnął kubek i talerz ze śniadania. – Jak nie zjesz, to wepchnę to w ciebie siłą, zapamiętaj.
– Nie zrobisz tego. Nie odważyłbyś się – skwitował pewny siebie Baekhyun, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie? – fuknął Park, opierając ręce na biodrach. – Zobaczymy.
– Zobaczymy – zadrwił Byun, mocniej wciskając się w miękkie łóżko.
Później, kiedy dwa talerze ciepłego posiłku były starannie ustawione na stole w towarzystwie kubków z gorącą herbatą, Chanyeol zawołał starszego na kolację. Tamten niemrawo przywlókł się do kuchni, powłócząc nogami i siąpiąc nosem. Był owinięty w koc, pod którym wcześniej leżał, bo było mu zimno, a przynajmniej wciąż przy tym przystawał. Usiadł wygodnie naprzeciw pana domu i chwycił łyżkę. Co jak co, ale choroba męczyła go i żołądek dawał o sobie znać. Poza tym wiedział, że nie może przyjmować lekarstw na pusty brzuch, jeśli nie chce nabawić się innych dolegliwości.
Skwapliwie wyjadł wszystko do ostatniej łyżki. Nie miał nawet czasu, by kolejne porcje popijać. Wyglądał, jakby gdzieś mu się spieszyło albo jakby ktoś miał mu zaraz odebrać miskę. Odetchnął ciężko, odkładając z brzękiem sztućce. Posłał młodszemu pocieszający i trochę wymuszony uśmiech, po czym wziął w ręce nadal niewystygnięty kubek.
– Myślałem, że nie zjesz wszystkiego, bo będziesz chciał udowodnić, że sobie z tobą nie poradzę – odezwał się nagle Park, w wymownym geście unosząc do góry brew.
Malarz tylko machnął lekceważąco ręką, a po chwili poprosił tabletki oraz chusteczki. Bycie chorym nie przeszkadzało mu, gdy miał kogoś, kto mu usługiwał. Takie życie mógł prowadzić i prowadziłby, jeżeli żyłby w nieco innym świecie, który był już gdzieś daleko za nim.
Wracając do łóżka na spoczynek po przyjemnym seansie filmowym, nieśmiało wymamrotał ciche podziękowania do ściany za to, że brunet zajął się nim mimo wszystko.
◄►
Przez następne trzy dni Chanyeol był bardzo zapracowany. Nie dość, że musiał sprawować pieczę nad pomału zdrowiejącym Byunem to dodatkowo usiłował skupić się na zadaniach, które musiał wykonać na uczelnię. Ledwie starczało mu czasu, by zjeść coś porządnego i by należycie się wyspać, lecz nie narzekał. Nadchodził weekend, a wraz z nim i odpoczynek. Trwał więc w swoich obowiązkach, relaksując się myślami o nadchodzących dniach.
W tym samym czasie Baekhyun kichał, smarkał i wykasływał sobie płuca, będąc prawie przyrośniętym do łóżka. Wybłagał u Parka – co zdarzało mu się okropnie rzadko – kilka książek o interesujących tytułach. Jak już jedną zaczął, to i tak jej nie kończył, sięgając po następną. Kiedy i tamta go znudziła, wracał do pierwszej, a później otwierał jeszcze inną, której wcale nie rozpoczął. Zdarzało mu się myślami nie nadążać za tym, za czym wodziły jego oczy. Przewracał wtedy dwie kartki wstecz i czytał od nowa. Tym sposobem przez minione dni nie skończył ani jednego pożyczonego egzemplarza, a w zamian tylko wymiętolił papier i pozaginał kilka rogów. Nawet nie było mu wstyd.
Nadeszła niedziela. Malarz nie rozrzucał już miliarda chusteczek na podłogę wokół łóżka ani nie groziło mu zapalenie płuc. Właściwie był już prawie zdrowy. Gdy Park wszedł do sypialni, by uprzątnąć bałagan z poprzedniego wieczora i wybrać ubrania na ten jakże wyjątkowy dzień, zadzwonił telefon. Młodszy odebrał, boleśnie przewracając oczami, jak tylko dostrzegł napis „Mama” na wyświetlaczu. Rozmowa nie trwała długo i podczas niej Chanyeol nagle zaczął się cynicznie uśmiechać i odpowiadać kąśliwie, jednakże po paru minutach wszystko to ustało.
– Mam dla ciebie coś ładnego – oznajmił, wyjmując z szafy torbę, w jaką zwykle pakuje się prezenty.
Zaciekawiony Baekhyun bez słowa podniósł się z łóżka. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy wyjął dżinsy, białą bawełnianą koszulkę i pozornie prostą marynarkę. Rzucił brunetowi pogardliwe spojrzenie, odsuwając ciuchy na bok.
– Mam włożyć na siebie to coś? – zapytał i prychnął, po czym natychmiast na powrót zaszył się pod kołdrą.
– Nie wiem, jaki styl lubisz, więc wziąłem to, co uważałem za wygodne. Rozmiar też brałem na oko. Jesteś szczupły, więc myślę, że wszystko będzie na tobie dobrze leżeć. Zbieraj się, bo nie mamy zbyt wiele czasu – trajkotał, zdejmując z wieszaka najczarniejsze spodnie z możliwych. – A, nie zapomnij się porządnie wykąpać. Czas zabić te zarazki – dodał prędko, nim Byun z niechęcią zwlekł się z łóżka wbrew własnej woli.
Jakieś pół godziny później byli już w drodze do miejsca, o którym wiedział tylko Chanyeol. Widać było, że jest spięty i czasami brakło zaledwie jednej czy dwóch sekund, by nacisnął klakson i zaczął przeklinać na otaczające go pojazdy. Starał się być jednak opanowany. Ciągle się uśmiechał i był miły, rzucając niezobowiązujące tematy, które miały wciągnąć malarza do rozmowy. Tamten bezustannie odmawiał, nie reagując na żadną z wypowiedzi czarnowłosego.
– Dokąd tak właściwie mnie wieziesz? Znowu zaplanowałeś jakiś super wypad, żeby mieć za sobą też i drugą randkę? – spytał nagle Baekhyun, a w tym samym czasie Park gwałtownie wcisnął pedał hamulca, jako że zapaliło się czerwone światło.
– Nie, jedziemy na obiad do moich rodziców – odrzekł Chanyeol tak spokojnie, jak tylko potrafił i posłał malarzowi słaby uśmiech.
– Aha? I przedstawisz mnie jako kogo? Kolegę? Przyjaciela? Lokatora? Koch­–
– Jako mojego partnera – uciął szybko brunet, umiejętnie manewrując między morzem jadących w tym samym kierunku samochodów.
– Partnera?! – Byun prychnął drwiąco, po czym zaśmiał się głośno, powodując, że młodszy znienacka się rozluźnił i wrócił do bycia tą  osobą, którą był na co dzień. – Przecież my nawet ze sobą nie sypiamy.
– Nie trzeba ze sobą sypiać, żeby ze sobą być. Tak samo nie trzeba ze sobą być, by ze sobą sypiać, prawda? – Pytające spojrzenie Parka wywołało niespodziewany lęk w Baekhyunie. Przez sekundę miał przeczucie, że tamten wie o wszystkim, co robił do tej pory, chodząc do klubów. Moment później odetchnął jednak, kiwając niezauważalnie. Przecież nie było możliwości, żeby Chanyeol dowiedział się o jego przeszłości.
– Mam nadzieję, że moja matka nie będzie nastręczać ci problemów – burknął Park, wjeżdżając na wyłożony białymi kamieniami podjazd. – A jeśli tak będzie, to szybko stamtąd uciekniemy. Obiecuję – dodał, posyłając starszemu pokrzepiający uśmiech.
Po wyjściu z samochodu oczom malarza ukazała się ogromna posesja, na której stał wielki, piętrowy dom w samym sercu dzielnicy Gangnam. Przełknął nerwowo ślinę. Cudowność budynku biła w oczy tak mocno, że trzeba było dobrze wytężyć wzrok, by dostrzec szczegóły. Wykwintne marmurowe kolumny pyszniły się przy wejściu, którego strzegły posążki aniołów po obu stronach. Mieniące się w słabym słońcu złocenia na drzwiach i przy oknach nie dawały się nie zauważyć. Gdyby ktoś chciał opisać to miejsce, zabrakłoby mu słów.
Zieleń trawy była tak soczysta, że zdawało się, iż jest środek wiosny, a nie końcówka listopada. Starannie przycięte krzewy wciąż ubrane były w swój ulubiony kolor, a niektóre kwiaty dopiero zaczynały więdnąć, jakby czas biegł dla nich inaczej niż dla reszty świata. Po plecach Baekhyuna przemknął niewysłowiony dreszcz odrazy, kiedy wzrokiem przebiegał po tym, co go otaczało. Jakże doskonale znał tak wyniosłe posiadłości i jakże bardzo ich nie znosił. Nie miał jednak czasu, żeby uciec, ponieważ Chanyeol chwycił go za nadgarstek, ciągnąc w kierunku wejścia po kamiennej ścieżce.
– Dzień dobry, mamo. – Brunet przywitał się uprzejmie, podchodząc do sporo niższej od siebie kobiety, która mimo wszystko miała bardzo zgorzkniały wyraz twarzy.
Gdy jej syn odczepił się wreszcie, czując przebijający spod skóry chłód, pani domu zaprosiła swych gości do środka. Nie była uprzedzona o tym, że czarnowłosy zjawi się z kimś jeszcze, dlatego jej humor w momencie się pogorszył. Odwróciwszy się plecami do dwójki przybyłych, uraczyła ich widokiem swych misternie zebranych w ciasny kok włosów oraz swej wciąż smukłej figury podkreślonej przez odpowiednio dobraną, kosztowną sukienkę. Nad wyraz wylewnym ruchem popędziła ich do kuchni.
Całkiem spore wnętrze było prześwietlone najżywszym światłem słońca. Płytki w metalicznym kolorze odbijały wszystkie barwy tęczy, rozpraszając je na białych, błyszczących szafkach. Pomieszczenie wydawało się żyć swym własnym życiem, a jednocześnie przerażało dziwnym ziąbem. Zdawało się, że na co dzień nikt tam nie urzędował, że pani domu krzątała się tam tylko od święta, nie chcąc zbrukać swych wypielęgnowanych dłoni pracą przy garach.
– Mógłbyś przedstawić nam swojego kolegę, Chanyeol – odezwał się nagle pan Park, kiedy po oszczędnym powitaniu zasiedli do pustego jeszcze stołu.
– Ach, tak. – Ożywił się nagle, rozciągając wargi w pełnym podenerwowania uśmiechu. – Mamo, tato, to jest Baekhyun. Jesteśmy ze sobą od jakiegoś czasu – oświadczył, po czym spuścił wzrok.
– Wszystkiego można się po tobie spodziewać, braciszku. – Do kuchni wszedł właśnie młody mężczyzna, równie wysoki co Chanyeol. Jego wyraz twarz zdawał się jednak mówić, że uważa się za lepszego od innych.
– Sehun – powiedział starszy z braci, obrzucając drugiego zdziwionym spojrzeniem.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że to rodzinny obiad. – Kobieta pojawiła się znikąd, niosąc do stołu dwa półmiski; na jednym z nich znajdowały się kawałki smażonej ryby, a na drugim grillowane mięso.
W tym samym czasie, gdy pani domu zajęta była nakrywaniem do stołu oraz ustawianiem na nim zapewne drogich naczyń, Baekhyun dyskretnie przyglądał się twarzy owego Sehuna. Wydawała mu się dziwnie znajoma, ale nie mógł dopasować jej do czasu ani do miejsca, w którym mógł się z nim spotkać. Nie wyglądał na znajomego z klubu, bo za bardzo się ze sobą obnosił; nie był w jego typie, więc spotkanie w hotelu również odpadało; na ulicy nie zwracał uwagi na nikogo, dlatego to zdecydowanie nie ktoś poznany przez przypadek. Westchnął ciężko, zaciskając lekko dłonie na kolanach.
– Baekhyun, tak? – pan Park zwrócił się do jasnowłosego, przykuwając tym samym uwagę wszystkich zebranych. Młody mężczyzna pospiesznie skinął głową, nakładając sobie na talerz najmniejszy kawałek ryby, jaki udało mu się wyszukać. – Powiedz nam, czym się zajmujesz.
– Ja… jestem malarzem – wykrztusił Byun po niezręcznej chwili ciszy. Z lekka szumiało mu w uszach, dlatego napił się wody.
– Malarzem?
– Tak, tato – wtrącił się Chanyeol, dokładnie przeżuwając wołowinę. – Baekhyun studiuje na Narodowym Uniwersytecie Sztuki. Widziałem kilka jego obrazów, jest naprawdę świetny – zręcznie skłamał, napychając usta kolejną porcją pysznego jedzenia. – Sama to zrobiłaś, mamo? – spytał nagle, próbując zmienić temat.
– Tak, sama wszystko przygotowałam. Postanowiłam pokazać moim synom, że kucharz nie jest nam dziś potrzebny – odrzekła pani Park, a później jej usta wykrzywiły się nieznacznie, gdy usłyszała potok pochwał ze strony jedzących.
– Naprawdę jesteś malarzem? – Sehun zaburzył panujący przez krótki moment spokój. – Nie wyglądałeś na malarza, kiedy pozwalałeś mi zabrać się do hotelu. A potem prawie żywcem wyrwałeś mi pasek ze spodni, co też nie przekonało mnie o twoim talencie. Chyba, że mówimy o zupełnie innych umiejętnościach.
Baekhyun zesztywniał na swoim miejscu, lecz nadal dzielnie skupiał się na konsumowaniu następnych porcji obiadu. Powoli zaczynało kręcić mu się w głowie, dlatego co rusz sięgał po szklankę z wodą, mając nadzieję, że ta się nigdy nie skończy i przy okazji otrzeźwi jego zamroczony umysł.
– Co chciałeś przez to powiedzieć, synu? – zapytała pani domu, marszcząc brwi.
– Chciałem przez to powiedzieć, że Baekhyun bardziej wyglądał mi na, wybaczcie, męską dziwkę niż na malarza – odpowiedział bez skrupułów Sehun, wracając do jedzenia.
Pani Park krzyknęła zszokowana, wypuszczając sztućce z dłoni. Te uderzyły w talerz, a później spadły z głuchym brzękiem na podłogę. Byun nadal niemrawo koncentrował się na posiłku, nie dostrzegając surowego spojrzenia, jakim obdarzył go jego pozorny partner. Pan Park złapał zaś swą roztrzęsioną żonę za rękę, chcąc ją uspokoić. Sehun, jako jedyny z całej piątki, pozostał niewzruszony.
– So Eun, kochanie, uspokój się – przemówił cicho gospodarz, delikatnie głaszcząc dłoń pani domu, która cały czas patrzyła nieobecnym wzrokiem to na swego młodszego syna, to na Baekhyuna.
– Przepraszam, muszę skorzystać z toalety. – Malarz, mając dość rosnącego napięcia, które lada chwila mogło wybuchnąć, wstał od stołu ze spuszczoną głową.
Jak tylko udało mu się wydostać z nowoczesnej, lecz jakże eleganckiej kuchni, oparł się o ścianę, oddychając głęboko. Nie miał pojęcia, co się właśnie dzieje, ale przeczuwał, że to jeszcze nie koniec. Na moment skulił się, zachowując się tak cicho, by rodzina myślała, że naprawdę poszedł skorzystać z łazienki, choć nawet nie próbował zgadywać, gdzie ona się znajduje. Przez kilka niezręcznych chwil żadne słowa nie padły z niczyich ust, jednak kiedy zdecydował się, że powinien wrócić do stołu i zachować pozory grzeczności, Sehun odchrząknął głośno, jak gdyby wiedział, że Byun stoi za drzwiami.
– Wracając do Hyuna – odezwał się młodszy syn, wyraźnie akcentując ostatnie słowo, co sprawiło, że Baekhyun prawie zwymiotował na podłogę, przypominając sobie wszystko w przeciągu sekundy – żałuję, że nie mogliście zobaczyć, jak prosił mnie o pieniądze za to, że się z nim przespałem. – Zaśmiał się gorzko.
Te słowa na powrót sparaliżowały panią Park, która tym razem uderzyła ręką w stół z całej siły. Patrzyła ona surowo na Chanyeola. Takiego czegoś nie spodziewałaby się po nim nawet w najgorszych koszmarach, mimo iż od zawsze był człowiekiem podążającym za własnym tokiem myślenia i snującym swe własne plany, na co rodzice spoglądali z wielką niechęcią.
– Park Chanyeol, nie życzę sobie, żeby taka… osoba przebywała w tym domu. – Lodowaty głos przeszył uzbrojone nieprzeniknionymi pytaniami milczenie. – Jeśli zamierzasz kontynuować ten związek po tym, co dziś usłyszeliśmy, nie przyprowadzaj go więcej do mojego domu! – wykrzyknęła, nie mogąc pohamować osobliwej złości. Odeszła od stołu, aby napełnić jeden z kryształowych kieliszków winem, a później duszkiem je wypiła.
– Dobrze, mamo – odrzekł pokornie Chanyeol, po cichu podnosząc się z miejsca. – Pójdę po Baekhyuna i zaraz sobie stąd pojedziemy. Następnym razem przyjadę sam, obiecuję. – Skłonił głowę w geście uniżenia i wyszedł na korytarz, ale tam zastał jedynie głośny huk drzwi, sugerujący, że ktoś właśnie wyszedł.
◄►
Podczas gdy pani domu między wierszami karciła starszego syna za życiowy wybór, malarz poczuł ogromny wstyd, który z każdej strony zaczął uderzać go coraz bardziej. Pospiesznie wsunął buty, choć kręciło mu się w głowie i miał szczerą ochotę wyrazić swoje zdanie na temat poszczególnych członków rodziny. Z szybko bijącym sercem chwycił za klamkę i przekręcił ją, w duchu przepraszając Chanyeola, któremu przysporzył problemów i dodatkowego ciężaru.
Na zewnątrz już nic nie powstrzymywało go od ronienia łez. Pozwalając bezwiednie spływać słonym kroplom, mężczyzna biegł przed siebie ile sił w nogach. Mokre ścieżki na policzkach zdawały się palić tak mocno, że prawie wypalały mu dziury nie tylko w skórze, ale i gdzieś w jego wnętrzu. Nie patrzył dokąd zmierza, bo przed oczami nieustannie miał obraz urządzonego z przepychem domu, wypielęgnowanego ogrodu i chłodu, jaki bił od tego miejsca.
Za dobrze znał takie domy. Wprawdzie wyglądały na urządzone z miłością i zdawało się, że szczęście przelewa się w nich niczym woda na poszczególnych szczeblach kaskady, prawda prezentowała się zupełnie inaczej. Za zamkniętymi drzwiami panował chaos i bezład, domownicy nierzadko żyli ze sobą skłóceni, przed najbliższymi przyjaciółmi stwarzając pozory idealnej rodziny; rodziny jak z obrazka. Jadowite słowa zalewały także uszy przybyłych, skarżąc się na leniwą służbę, brzydko ubranych gości, którzy wpadli w odwiedziony dnia poprzedniego czy źle uszyte firany.
Zepsuci do szpiku członkowie rodziny szukali pocieszenia w alkoholu, romansach czy wyżywaniu się na sobie nawzajem. Raz na jakiś czas panowała zgoda, lecz było to tak obce uczucie, że ciężko było z nim wytrzymać. Baekhyun widział w życiu zbyt wiele takich rodzin, takich ludzi, żeby ich nie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Doskonale rozumiał pobudki Sehuna. Chciał on upokorzyć Chanyeola, który nie był przecież niczemu winien.
Klnąc na siebie pod nosem, malarz złapał pierwszy nadjeżdżający autobus. Nie obchodziło go, że znów jedzie na gapę. Doszczętnie zlekceważył zaczepki kierowcy, dlatego jakaś starsza pani kupiła za niego bilet. Nie raczył podziękować. Usiadł pod oknem, a z jego oczu wciąż kapały nikczemne łzy. Bezskutecznie ocierał je rękawem, lecz nie chciały przestać płynąć. Uparły się, żeby uwolnić z malarza wszystkie uczucia, których dusił w sobie bardzo wiele przez bardzo długi – zdecydowanie za długi – czas.
Idąc w kierunku mieszkania, Byun czuł się, jakby był pijany. Chwiał się na nogach, a co parę nieporządnych kroków zanosił się śmiechem tak głośnym, że mógłby on ogłuszyć nawet głuchego. Wszedł po schodach, łapiąc się dziarsko poręczy. Co chwilę odchylał się do tyłu, z nadzieją patrząc w spowity ciemnością sufit. Na oko czuł się dobrze, znakomicie wręcz, jednak kiedy przestąpił próg swojej klitki, natychmiast pobiegł do toalety, by zwrócić wszystko, co zjadł od rana.
◄►
Przez parę następnych dni Baekhyun miał niemalże szampański humor. Śmiał się do siebie, wymądrzał się w rozmowach z kotem – który i tak nie był w stanie mu odpowiedzieć, tylko patrzył skonfundowany na dziwaczne zachowanie właściciela, otwierał szeroko okna, radując się przeraźliwym chłodem, który otulał jego wątłe ciało. Zdarzyło mu się też tańczyć w niesłyszalnym rytmie czy podrygiwać do muzyki płynącej z telefonu, gdy ktoś do niego dzwonił. Nie odebrał ani razu, nie raczył też odczytać wiadomości, które piętrzyły się w stos w skrzynce SMS.
Taka sielanka trwała, dopóki komórka mężczyzny nie odmówiła posłuszeństwa. Wówczas wyciągnął świeżutkie płótno, przymocował je do sztalugi i zaczął malować obraz. Wypełniał pustą przestrzeń bezsensownymi bohomazami, podśpiewując sobie pod nosem. Wyglądał jak mały chłopiec, który zaczął spełniać swe największe marzenie. Gdy jednak uznał, że tłuste niebieskie pasmo nie było potrzebne, odstawił niedokończony obraz na bok. Zabrał się za tworzenie kolejnego dzieła.
Bardzo ostrożnie nakładał kolejne barwy, starając się stworzyć tańczący w wyobrażeniach niesamowity krajobraz. Błękit nieboskłonu rozlewał się nad rozżarzoną pustynią. Niechcący znalazła się tam plama zieleni, niszcząca cudowną wizję malarza. Odłożył więc zmarnowane płótno na podłogę. Podobna sytuacja powtórzyła się przy kolejnych trzech próbach. Wtedy jednakże Baekhyun zwyczajnie miał ochotę malować wszystkie trzy obrazy na raz, co niekoniecznie mu się udało.
Zmęczony zmaganiem się z własną imaginacją, która co rusz podsuwała mu coraz to nowsze złudzenia, położył się na wysłużonym materacu. Momo od razu przybiegła do niego i poczęła ocierać się wpierw o stopę swego pana, a później o jego wystającą kość biodrową, którą obił poprzedniej nocy, staczając się z posłania, gdy nie mógł zasnąć. Cichy chichot wyrwał się z ust jasnowłosego, kiedy kotka musnęła ogonem po jego policzku, łaskocząc go. Wpadł w wir zabawy i dokazywania, nie bacząc na to, co dzieje się dookoła.
Trwałby tak pewnie do samego wieczora, gdyby jego brzuch nagle nie zawołał o pomoc. Wstał i pobiegł do kuchni, wyjmując z szafki dawno zapomniane paczki kwaśnych żelek z sokiem. Zdawało mu się, że zabraknie mu czasu, by je powoli skonsumować, dlatego bez przerwy napychał usta pełnymi garściami. Jego twarz wykrzywiała się w prześmiesznych grymasach, ale jakoś musiał napełnić wygłodniałe ciało. Kiedy wyrzucał puste opakowania do kosza, usłyszał głośne stukanie do drzwi.
Poszedł otworzyć, szczerząc się od ucha do ucha. Jednak w momencie, gdy ujrzał postać stojącą za dzielącą ich do tej pory grubą barierą, zechciał na powrót ją zamknąć. Udałoby mu się to, gdyby nie fakt, że Chanyeol wsunął stopę między próg a drzwi, nie pozwalając się wyrzucić.
– Idź sobie stąd, nie chcę cię widzieć – zawołał malarz, ze wszystkich sił wypychając bruneta z powrotem na korytarz.
– Pozwól mi ze sobą porozmawiać – poprosił niepewnie młodszy. Jego głos przepełniała gorzka nuta smutku, którą Baekhyun niestety usłyszał. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, z miejsca ustępując.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zapytał Byun, podkulając nogi i opierając na kolanach brodę, gdy już znaleźli się w jego skromnej sypialni.
– Kyungsoo mi powiedział. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale powtórzył adres ze cztery razy – wyjaśnił Park, zajmując miejsce obok jasnowłosego.
Musiało minąć bardzo wiele niezręcznych spojrzeń i gestów, nim wreszcie ich oczy się spotkały. Byun mocno zagryzł wargę, przypominając sobie wstyd i wszystkie uczucia, jakie zaczęły nim szarpać. Spuścił nieśmiało głowę, na co Chanyeol nieznacznie się do niego przysunął. Miał ochotę przykryć go leżącym na podłodze kocem, widząc, że jest w samym podkoszulku pobrudzonym farbami i bieliźnie, ale nie potrafił sobie na to pozwolić.
– Nie musiałeś uciekać, wiesz? Nic bym ci nie zrobił – zabrał głos czarnowłosy, układając dłonie na kolanach. – Nie odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś na wiadomości, martwiłem się – dodał po chwili. – Chciałem porozmawiać. Możemy to zrobić teraz?
Anemiczne skinienie głowy trochę pocieszyło młodszego.
– Czy to co powiedział Sehun to prawda?
– Tak.
– Chciałbyś mi to jakoś wyjaśnić?
– Tak. – Ton głosu Baekhyuna był niepewny i słaby. Podniósł wzrok na Parka, nieśmiało patrząc w jego rozżalone i zawiedzione oczy. – To nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje – uprzedził.
– Skąd możesz wiedzieć, jak ja na to wszystko patrzę? – rzucił Chanyeol, ale malarz zbył go jedynie machnięciem ręki.
– Nie pochodzę z biednej rodziny, jak może to wyglądać – zaczął szeptem, nie będąc do końca pewnym, czy to właściwy punkt zaczepienia. – Wychowałem się w rodzinie bogaczy, w takiej samej rodzinie jak twoja. Odwiedziłem krocie domów takich jak twój. Moi rodzice byli bardzo szanowani, ojciec był – pewnie nadal jest – dyrektorem firmy, którą odziedziczył po dziadku, a mama prowadziła swój mały biznes z kosmetykami. Jestem ich jedynym dzieckiem, dlatego od maleńkiego byłem rozpieszczany, ale także sporo się ode mnie wymagało.
Na chwilę przerwał, nabierając w płuca więcej powietrza, jakby mówienie było dla niego nie lada wysiłkiem. Rzucił też okiem na bruneta, którego twarz wyrażała szczere zdumienie, zanim przystąpił do dalszego opowiadania.
– Chcieli dobrze mnie wychować, więc ilekroć wyjeżdżali za granicę, brali mnie ze sobą. Byłem w Stanach, we Francji, w Hiszpanii, Chinach, Japonii, a nawet zwiedziłem kilka stolic europejskich, choć wcale nie było to moim życzeniem. Posłali mnie do najlepszej szkoły, załatwiali mi najlepszych korepetytorów. Stąd znam angielski, chiński i francuski, co nie raz mi się przydało. – Westchnął ciężko, na moment odwracając się, by z politowaniem przyjrzeć się swym obrazom. – Malowanie od zawsze było moją pasją, dlatego uczęszczałem do szkoły artystycznej. Nauczyłem się tam rysować i rzeźbić, co również mi się spodobało. W przyszłości miałem pójść na Narodowy Uniwersytet Sztuki…
– Dlaczego cię tam teraz nie ma? – spytał ponuro Park, przełknąwszy wielką gulę, jaka narosła mu w gardle. – Przecież bez problemu mógłbyś się tam dalej uczyć. – Na te słowa Baekhyun przytaknął.
– Moi rodzice wcale nie zginęli w wypadku. Wyrzucili mnie z domu, kiedy miałem szesnaście lat i od tamtej pory, starałem się wymazać ich z pamięci. Byłem gówniarzem, chciałem spróbować wszystkiego, jak każdy nastolatek – ciągnął malarz, nie czekając na pytanie. – Zacząłem kwestionować swoją seksualność i w ten sposób znalazłem sobie chłopaka. Ukryłem ten fakt przed rodzicami z wiadomych powodów, ale pewnego dnia przyprowadziłem go do siebie, jako że ich nie było. Nie pamiętam już, jak wszystko się potoczyło, ale znaleźliśmy się w sypialni moich rodziców. Byłem tak podekscytowany, że nawet nie zauważyłem, kiedy weszli do środka i tak po prostu nas przyłapali. Wiem tylko, że dobierałem się wtedy do spodni Minho. – Byun zaśmiał się na to wspomnienie, lecz zaraz potem ucichł.
– Matka przeżyła szok, ojciec wpadł w furię – mówił dalej, po kolejnej chwili wyczekującego milczenia. – Przeprosiłem, za co dostałem w policzek od obydwojga. Kazali mi przestać się z nim spotykać, ale wtedy zacząłem wykrzykiwać swoje racje. Ojciec uderzył mnie kolejny raz i powiedział, że niczym nie zasłużył sobie na takiego syna i mam się wynosić z jego domu. Tak też zrobiłem.
– Jakim cudem znalazłeś się tu? – wykrztusił w końcu Chanyeol.
– Najpierw mieszkałem trochę u Minho, później u jakiejś ciotki, a potem znalazłem to mieszkanko i uciekłem od tamtej staruszki. Była nie do zniesienia. W międzyczasie sprzedałem kilka obrazów, które stały się naprawdę wartościowymi dziełami. Zarobiłem sporo kasy. Mogłem nawet kupić sobie dom czy apartament, ale matka o wszystkim się dowiedziała i zabrała jakieś dziewięćdziesiąt procent tego, co uzyskałem. Wytłumaczyła to jako rekompensatę za stan, w jakim się znalazła.
– To przykre – skomentował krótko Park, na co malarz raptem wzruszył ramionami.
– Nie oczekuję współczucia ani pomocy, nie potrzebuję ich. Jakoś sobie radzę. – Chwilę wahał się nad wyjawieniem obecnej części swojego życia. – Nocne wypady do klubów, seks z przypadkowymi facetami i mam pieniądze na jakiś czas. Całkiem mi to odpowiada.
– A te pieniądze, które miałeś przy sobie ostatnio? Na nie też zapracowałeś swoim ciałem – zapytał niepewnie czarnowłosy, czując narastającą suchość w gardle.
– Nie – odrzekł Byun, kręcąc głową. – Udawałem syna jakiegoś faceta i za to je dostałem, ale nie przywiązuję do nich wielkiej wagi, jak widzisz. Nic nie ma dla mnie głębszego znaczenia. Chyba że ja sam.
– A miłość? Szczęście?
Nie wierzę w miłość. Gdyby rodzice naprawdę mnie kochali, nie mieszkałbym teraz w tej klitce i miałbym znaczne udziały w firmie ojca.
– Gdybyś nie był w tym miejscu, w którym się znalazłeś, nigdy bym cię nie poznał – mruknął Chanyeol, zniżając głos do szeptu. – A cieszę się, że cię poznałem, Baekhyun.
Jasnowłosy mężczyzna zadrżał, słysząc swoje imię wypowiedziane w tak czuły i delikatny sposób, jakby było pieszczotą. Spuścił wzrok, zastanawiając się głęboko nad słowami bruneta. Przyniósł mu szczęście, chociaż sam uważał, że dla wszystkich jest ciężarem i balastem. Dał mu odrobinę radości, mimo że często wywyższa się ponad innych i myśli, że jest od nich lepszy. Stał się powodem do uśmiechu, nawet jeśli wcale się nie znali i początkowe zamiary Byuna były sprzeczne ze wszystkim, co zrobił.
Uniósł głowę, kładąc trzęsącą się dłoń na tej Parka. Wyczuł pod palcami szorstką skórę. Poczuł jej ciepło, jej bliskość; poczuł to, czego od nikogo nie żądał. Kiedy ich oczy się spotkały, po policzkach malarza spłynęły lśniące łzy.
– Nie płacz, Baekhyun. Ja też muszę ci coś wyznać. – Nabrawszy w płuca wystarczającą ilość życiodajnego tlenu, Chanyeol zaczął snuć przykrą opowieść o swojej żonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz