Następny dzień Chanyeol powitał głośnym
jękiem, który był wywołany przez ostry ból w kręgosłupie. Z grymasem na twarzy
usiadł prosto i przeciągając wszystkie kończyny, ziewnął najszerzej, jak
potrafił. Przeczesał palcami rozczochrane włosy, jednocześnie rozmasowując
bolące miejsce. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do sypiania na sofie, ale
wiedział, że da radę. Kilka dni nie zrobi mu różnicy, a chciał mieć pewność, że
Baekhyunowi jest wygodnie i że jest zdrowy. Ponownie ziewając, wstał, tylko po
to, aby zaraz opaść na kanapę ze strachu. Malarz stał bowiem tuż obok.
Nie wyglądał zbyt korzystnie. Podkrążone
oczy, blada twarz, zwisające wzdłuż ciała ręce. Gdyby było to Halloween, nie
musiałby szukać stroju, by udawać ducha. Park przełknął ślinę, po czym
delikatnie potrząsnął starszego za ramiona. Zamknięte powieki sugerowały, że spał
na stojąco, co było jeszcze gorsze od gniecenia się na zbyt małej sofie.
– Dlaczego nie jesteś w łóżku? – Ochrypły
głos bruneta w sekundzie załamał się, po części ze zmartwienia.
– Chce mi się pić – wymamrotał Baekhyun,
przysuwając się bliżej Chanyeola. – I jest mi cholernie zimno. Mógłbyś
podkręcić grzejnik?
Przykładając dłoń do czoła Byuna, czarnowłosy
błagał, by gorączka się nie nasiliła. Los jednak miał nieco odmienne plany,
gdyż w sekundzie jego ręka cała pokryła się potem, a on czuł niemal palące
ciepło. Bez zastanowienia złapał wątły nadgarstek i podążył do sypialni.
Poprosił malarza, by położył się do łóżka, a sam udał się do kuchni po
termometr i tabletki, przy okazji wstawiając wodę na herbatę.
– Zmierz temperaturę, muszę wiedzieć, co
powinienem ci podać – wytłumaczył, wręczając jasnowłosemu termometr. – Jeśli
będzie bardzo źle, pojedziemy do szpitala.
Miał szczęście, że był to elektroniczny, a
nie rtęciowy, bo urządzenie zaraz spotkało się z podłogą, jako że wyśliznęło
się Baekhyunowi z rąk. Posłał Parkowi tylko smutny uśmiech i pozwolił zmierzyć
sobie gorączkę pod pachą. Przez równe dziesięć minut Chanyeol obserwował zachowanie
starszego i wydawało mu się, że nie jest już tak przygnębiony jak wcześniej.
Dostrzegł też niespodziewane dreszcze i przemoczoną piżamę, na co zrobiło mu
się przykro.
Cichy świst rozchodzący się po mieszkaniu
oznajmił, że można już zaparzyć herbatę. Pozostawiając jasnowłosego na chwilę
samego, wyszedł, by zrobić ciepłe napoje i kilka zwyczajnych kanapek na
śniadanie. Kiedy wrócił z pełną tacą, prawie upuścił ją na podłogę. Malarz
oddychał ciężko, ledwie otwierając powieki. W roztrzęsionej dłoni trzymał
urządzenie, pokazujące temperaturę równą 39,5°. Przestraszony brunet odstawił
tackę na bok i przysiadł na brzegu łóżka.
– Baekhyun – odezwał się po upływie kilku
długich chwil, kiedy strach ustąpił miejsca trzeźwemu myśleniu.
Ostrożnie potrząsnął słabe ramiona, chcąc
przywrócić starszemu przytomność. Nic to nie dało. W pośpiechu więc znalazł się
w łazience, mocząc dwa ręczniki w lodowatej wodzie. Wrócił z nimi, po drodze
zalewając podłogę w przedpokoju, lecz nie to było teraz najważniejsze. Ułożył
dwa zawiniątka na twarzy i szyi mężczyzny, pozwalając żywym kroplom schłodzić
rozpalone policzki. Bał się. Nie wiedział dlaczego, jednak bał się stracić
Baekhyuna, który nawet nie był mu specjalnie bliski.
Z lękiem ujął szczupłą, bezbronnie
wyglądającą dłoń, a samotne łzy skapnęły na nią bezwolnie. Za bardzo się
przejmował. Rozumiał to doskonale, ale taki zwyczajnie był. Nie mógł pozwolić
na to, by ktoś umarł na jego oczach. Obwiniałby wtedy samego siebie, za swoją
niekompetentność i nieodpowiedzialność. Otarłszy załzawione oczy, na nowo
zamoczył ręczniki, jako że zdążyły się już nagrzać, wyciągając nadmiar ciepła z
wyraźnie osłabionego ciała.
Po niespełna godzinie Baekhyun wreszcie
otworzył oczy. Jego oddech nadal był niespokojny, jednak wyglądał trochę lepiej
niż przedtem. Dostał lekarstwa i odgrzaną w mikrofalówce herbatę. Nie narzekał.
Bez oporu zjadł dwie kanapki, choć narzekał, że ma trudności z przełykaniem z
powodu drapiącego bólu gardła. Wówczas Park zaaplikował mu także syrop.
Nasączone zimną wodą ręczniki wciąż leżały w pobliżu, gdyby miały być
potrzebne.
Gdy pora śniadania już dawno się skończyła,
Chanyeol wziął prysznic, założył świeże ubranie i pościerał z podłogi zrobione
w pośpiechu kałuże. Kiedy zaś Byun zasnął, zabrał się za przygotowywanie projektu
na zajęcia. Nie szło mu najlepiej. Coś przez cały czas umyślnie zadręczało jego
myśli, gdy tak bardzo potrzebował skupić się na tym, co robił. Zaklął porządnie
kilka razy, uderzając pięścią w blat stolika. Na uspokojenie zrobił sobie kawy,
jednak i to nic nie zdziałało.
Pod wieczór brunet ostatecznie odpuścił, mimo
iż nie zrobił nic przez minione siedem godzin. Od wpatrywania się w ekran
bolała go głowa i szczypały oczy. Odłożył więc laptop i zajrzał do swojego
chorego gościa. Wymęczony Baekhyun obudził się w tej samej chwili, co Park
zamknął za sobą drzwi. Wymienili słabe uśmiechy, dając sobie znać, że jest
dobrze. Chanyeol przykucnął z boku, sprawdzając temperaturę malarza.
– Jak się czujesz? – zapytał cicho. W duchu
odetchnął, jako że czoło starszego nie było już tak rozognione jak rankiem.
Delikatnie przeczesał jego włosy palcami.
– Lepiej niż rano – odrzekł szeptem Byun, po
czym zakasłał ostrzegawczo. – Ale mógłbyś mnie przebrać. Śmierdzę i wszystko
się do mnie lepi, ohyda.
Na to czarnowłosy się zaśmiał. Baekhyun
doszedł do siebie w większej części. – Co zjesz na kolację? – spytał, wyjmując
z szafy jakieś spodenki i luźną, ale nie za dużą koszulkę.
– Nic – burknął starszy, podnosząc się na
łokciach, co sprawiło mu więcej trudności, niż się tego spodziewał. – Pieprzony
deszcz – mruknął do siebie. – Jutro wracam do domu – rzucił po niespełna
sekundzie, gdy już siedział w miarę możliwości wygodnie.
– Nie. – Kategoryczny protest wypłynął z ust
bruneta tak niespodziewanie, aż jasnowłosy zrobił duże oczy, a jego brwi same
podskoczyły do góry. Prychnął. – To znaczy… Jak pójdziesz do domu, to pewnie
jeszcze bardziej się zaziębisz. Nie mam pewności, że sam się sobą zajmiesz,
więc wolę mieć cię na oku tu, u mnie. Przebrać cię? – dodał, układając na łóżku
czystą odzież.
– Poproszę – powiedział malarz, rzucając przy
tym zalotne spojrzenie.
Niestety, upierdliwy kaszel zniszczył mu to,
co chciał osiągnąć. Ze zmarszczonym czołem pozwolił więc Chanyeolowi rozebrać
się. Widział na jego twarzy zmieszanie, ale nie wydusił z siebie ani słowa.
Ciągle czekał na jakąś okazję. Ta nadarzyła się, gdy brunet włożył mu świeże
spodenki. Wiązał właśnie sznurek, by nie zsunęły się podczas snu, a wówczas
Baekhyun celowo poruszył się, sprawiając, że dłoń młodszego przesunęła się po
jego kroczu.
Choć Byun chciał się głośno zaśmiać, kolejna
nieznośna seria odkaszlnięć i kichnięć zmusiła go do zmiany decyzji. Karma, pomyślał, po czym już sam
wciągnął sobie przez głowę szarą koszulkę. Opadł na wymiętą poduszkę,
zakrywając się grubym kocem i kołdrą.
– Ugotować rosół? Owsiankę? Bulgogi? A może
chcesz makaron? Kluski? – pytał bez ustanku czarnowłosy, starając się dojść do
jakiegoś porozumienia. Pąsowy rumieniec powoli bledniał na jego policzkach.
– Słyszałem, że owsianka jest dobra przy
chorobie, ale nie wiem, czy obcym można ufać. – Wzruszył ramionami malarz, a
potem przymknął oczy.
– Dobra, w takim razie będzie owsianka. –
Pozbierał przesycone choróbskiem rzeczy oraz sprzątnął kubek i talerz ze
śniadania. – Jak nie zjesz, to wepchnę to w ciebie siłą, zapamiętaj.
– Nie zrobisz tego. Nie odważyłbyś się –
skwitował pewny siebie Baekhyun, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie? – fuknął Park, opierając ręce na
biodrach. – Zobaczymy.
– Zobaczymy – zadrwił Byun, mocniej wciskając
się w miękkie łóżko.
Później, kiedy dwa talerze ciepłego posiłku
były starannie ustawione na stole w towarzystwie kubków z gorącą herbatą,
Chanyeol zawołał starszego na kolację. Tamten niemrawo przywlókł się do kuchni,
powłócząc nogami i siąpiąc nosem. Był owinięty w koc, pod którym wcześniej
leżał, bo było mu zimno, a przynajmniej wciąż przy tym przystawał. Usiadł
wygodnie naprzeciw pana domu i chwycił łyżkę. Co jak co, ale choroba męczyła go
i żołądek dawał o sobie znać. Poza tym wiedział, że nie może przyjmować
lekarstw na pusty brzuch, jeśli nie chce nabawić się innych dolegliwości.
Skwapliwie wyjadł wszystko do ostatniej
łyżki. Nie miał nawet czasu, by kolejne porcje popijać. Wyglądał, jakby gdzieś
mu się spieszyło albo jakby ktoś miał mu zaraz odebrać miskę. Odetchnął ciężko,
odkładając z brzękiem sztućce. Posłał młodszemu pocieszający i trochę wymuszony
uśmiech, po czym wziął w ręce nadal niewystygnięty kubek.
– Myślałem, że nie zjesz wszystkiego, bo
będziesz chciał udowodnić, że sobie z tobą nie poradzę – odezwał się nagle
Park, w wymownym geście unosząc do góry brew.
Malarz tylko machnął lekceważąco ręką, a po
chwili poprosił tabletki oraz chusteczki. Bycie chorym nie przeszkadzało mu,
gdy miał kogoś, kto mu usługiwał. Takie życie mógł prowadzić i prowadziłby,
jeżeli żyłby w nieco innym świecie, który był już gdzieś daleko za nim.
Wracając do łóżka na spoczynek po przyjemnym
seansie filmowym, nieśmiało wymamrotał ciche podziękowania do ściany za to, że
brunet zajął się nim mimo wszystko.
◄►
Przez następne trzy dni Chanyeol był bardzo
zapracowany. Nie dość, że musiał sprawować pieczę nad pomału zdrowiejącym
Byunem to dodatkowo usiłował skupić się na zadaniach, które musiał wykonać na
uczelnię. Ledwie starczało mu czasu, by zjeść coś porządnego i by należycie się
wyspać, lecz nie narzekał. Nadchodził weekend, a wraz z nim i odpoczynek. Trwał
więc w swoich obowiązkach, relaksując się myślami o nadchodzących dniach.
W tym samym czasie Baekhyun kichał, smarkał i
wykasływał sobie płuca, będąc prawie przyrośniętym do łóżka. Wybłagał u Parka –
co zdarzało mu się okropnie rzadko – kilka książek o interesujących tytułach.
Jak już jedną zaczął, to i tak jej nie kończył, sięgając po następną. Kiedy i
tamta go znudziła, wracał do pierwszej, a później otwierał jeszcze inną, której
wcale nie rozpoczął. Zdarzało mu się myślami nie nadążać za tym, za czym
wodziły jego oczy. Przewracał wtedy dwie kartki wstecz i czytał od nowa. Tym
sposobem przez minione dni nie skończył ani jednego pożyczonego egzemplarza, a
w zamian tylko wymiętolił papier i pozaginał kilka rogów. Nawet nie było mu
wstyd.
Nadeszła niedziela. Malarz nie rozrzucał już
miliarda chusteczek na podłogę wokół łóżka ani nie groziło mu zapalenie płuc.
Właściwie był już prawie zdrowy. Gdy Park wszedł do sypialni, by uprzątnąć
bałagan z poprzedniego wieczora i wybrać ubrania na ten jakże wyjątkowy dzień,
zadzwonił telefon. Młodszy odebrał, boleśnie przewracając oczami, jak tylko
dostrzegł napis „Mama” na wyświetlaczu. Rozmowa nie trwała długo i podczas niej
Chanyeol nagle zaczął się cynicznie uśmiechać i odpowiadać kąśliwie, jednakże
po paru minutach wszystko to ustało.
– Mam dla ciebie coś ładnego – oznajmił,
wyjmując z szafy torbę, w jaką zwykle pakuje się prezenty.
Zaciekawiony Baekhyun bez słowa podniósł się
z łóżka. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy wyjął dżinsy, białą bawełnianą
koszulkę i pozornie prostą marynarkę. Rzucił brunetowi pogardliwe spojrzenie,
odsuwając ciuchy na bok.
– Mam włożyć na siebie to coś? – zapytał i
prychnął, po czym natychmiast na powrót zaszył się pod kołdrą.
– Nie wiem, jaki styl lubisz, więc wziąłem
to, co uważałem za wygodne. Rozmiar też brałem na oko. Jesteś szczupły, więc
myślę, że wszystko będzie na tobie dobrze leżeć. Zbieraj się, bo nie mamy zbyt
wiele czasu – trajkotał, zdejmując z wieszaka najczarniejsze spodnie z
możliwych. – A, nie zapomnij się porządnie wykąpać. Czas zabić te zarazki –
dodał prędko, nim Byun z niechęcią zwlekł się z łóżka wbrew własnej woli.
Jakieś pół godziny później byli już w drodze
do miejsca, o którym wiedział tylko Chanyeol. Widać było, że jest spięty i
czasami brakło zaledwie jednej czy dwóch sekund, by nacisnął klakson i zaczął
przeklinać na otaczające go pojazdy. Starał się być jednak opanowany. Ciągle się
uśmiechał i był miły, rzucając niezobowiązujące tematy, które miały wciągnąć
malarza do rozmowy. Tamten bezustannie odmawiał, nie reagując na żadną z
wypowiedzi czarnowłosego.
– Dokąd tak właściwie mnie wieziesz? Znowu
zaplanowałeś jakiś super wypad, żeby mieć za sobą też i drugą randkę? – spytał
nagle Baekhyun, a w tym samym czasie Park gwałtownie wcisnął pedał hamulca,
jako że zapaliło się czerwone światło.
– Nie, jedziemy na obiad do moich rodziców –
odrzekł Chanyeol tak spokojnie, jak tylko potrafił i posłał malarzowi słaby
uśmiech.
– Aha? I przedstawisz mnie jako kogo? Kolegę?
Przyjaciela? Lokatora? Koch–
– Jako mojego partnera – uciął szybko brunet,
umiejętnie manewrując między morzem jadących w tym samym kierunku samochodów.
– Partnera?! – Byun prychnął drwiąco, po czym
zaśmiał się głośno, powodując, że młodszy znienacka się rozluźnił i wrócił do
bycia tą osobą, którą był na co dzień. –
Przecież my nawet ze sobą nie sypiamy.
– Nie trzeba ze sobą sypiać, żeby ze sobą
być. Tak samo nie trzeba ze sobą być, by ze sobą sypiać, prawda? – Pytające
spojrzenie Parka wywołało niespodziewany lęk w Baekhyunie. Przez sekundę miał
przeczucie, że tamten wie o wszystkim, co robił do tej pory, chodząc do klubów.
Moment później odetchnął jednak, kiwając niezauważalnie. Przecież nie było
możliwości, żeby Chanyeol dowiedział się o jego przeszłości.
– Mam nadzieję, że moja matka nie będzie
nastręczać ci problemów – burknął Park, wjeżdżając na wyłożony białymi
kamieniami podjazd. – A jeśli tak będzie, to szybko stamtąd uciekniemy.
Obiecuję – dodał, posyłając starszemu pokrzepiający uśmiech.
Po wyjściu z samochodu oczom malarza ukazała
się ogromna posesja, na której stał wielki, piętrowy dom w samym sercu
dzielnicy Gangnam. Przełknął nerwowo ślinę. Cudowność budynku biła w oczy tak
mocno, że trzeba było dobrze wytężyć wzrok, by dostrzec szczegóły. Wykwintne
marmurowe kolumny pyszniły się przy wejściu, którego strzegły posążki aniołów
po obu stronach. Mieniące się w słabym słońcu złocenia na drzwiach i przy
oknach nie dawały się nie zauważyć. Gdyby ktoś chciał opisać to miejsce,
zabrakłoby mu słów.
Zieleń trawy była tak soczysta, że zdawało
się, iż jest środek wiosny, a nie końcówka listopada. Starannie przycięte
krzewy wciąż ubrane były w swój ulubiony kolor, a niektóre kwiaty dopiero
zaczynały więdnąć, jakby czas biegł dla nich inaczej niż dla reszty świata. Po
plecach Baekhyuna przemknął niewysłowiony dreszcz odrazy, kiedy wzrokiem
przebiegał po tym, co go otaczało. Jakże doskonale znał tak wyniosłe
posiadłości i jakże bardzo ich nie znosił. Nie miał jednak czasu, żeby uciec,
ponieważ Chanyeol chwycił go za nadgarstek, ciągnąc w kierunku wejścia po
kamiennej ścieżce.
– Dzień dobry, mamo. – Brunet przywitał się
uprzejmie, podchodząc do sporo niższej od siebie kobiety, która mimo wszystko
miała bardzo zgorzkniały wyraz twarzy.
Gdy jej syn odczepił się wreszcie, czując
przebijający spod skóry chłód, pani domu zaprosiła swych gości do środka. Nie
była uprzedzona o tym, że czarnowłosy zjawi się z kimś jeszcze, dlatego jej
humor w momencie się pogorszył. Odwróciwszy się plecami do dwójki przybyłych,
uraczyła ich widokiem swych misternie zebranych w ciasny kok włosów oraz swej
wciąż smukłej figury podkreślonej przez odpowiednio dobraną, kosztowną sukienkę. Nad wyraz wylewnym
ruchem popędziła ich do kuchni.
Całkiem spore wnętrze było prześwietlone
najżywszym światłem słońca. Płytki w metalicznym kolorze odbijały wszystkie
barwy tęczy, rozpraszając je na białych, błyszczących szafkach. Pomieszczenie
wydawało się żyć swym własnym życiem, a jednocześnie przerażało dziwnym ziąbem.
Zdawało się, że na co dzień nikt tam nie urzędował, że pani domu krzątała się
tam tylko od święta, nie chcąc zbrukać swych wypielęgnowanych dłoni pracą przy
garach.
– Mógłbyś przedstawić nam swojego kolegę,
Chanyeol – odezwał się nagle pan Park, kiedy po oszczędnym powitaniu zasiedli
do pustego jeszcze stołu.
– Ach, tak. – Ożywił się nagle, rozciągając
wargi w pełnym podenerwowania uśmiechu. – Mamo, tato, to jest Baekhyun.
Jesteśmy ze sobą od jakiegoś czasu – oświadczył, po czym spuścił wzrok.
– Wszystkiego można się po tobie spodziewać,
braciszku. – Do kuchni wszedł właśnie młody mężczyzna, równie wysoki co
Chanyeol. Jego wyraz twarz zdawał się jednak mówić, że uważa się za lepszego od
innych.
– Sehun – powiedział starszy z braci,
obrzucając drugiego zdziwionym spojrzeniem.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że to rodzinny obiad. – Kobieta pojawiła się
znikąd, niosąc do stołu dwa półmiski; na jednym z nich znajdowały się kawałki
smażonej ryby, a na drugim grillowane mięso.
W tym samym czasie, gdy pani domu zajęta była
nakrywaniem do stołu oraz ustawianiem na nim zapewne drogich naczyń, Baekhyun
dyskretnie przyglądał się twarzy owego Sehuna. Wydawała mu się dziwnie znajoma,
ale nie mógł dopasować jej do czasu ani do miejsca, w którym mógł się z nim
spotkać. Nie wyglądał na znajomego z klubu, bo za bardzo się ze sobą obnosił;
nie był w jego typie, więc spotkanie w hotelu również odpadało; na ulicy nie
zwracał uwagi na nikogo, dlatego to zdecydowanie nie ktoś poznany przez
przypadek. Westchnął ciężko, zaciskając lekko dłonie na kolanach.
– Baekhyun, tak? – pan Park zwrócił się do
jasnowłosego, przykuwając tym samym uwagę wszystkich zebranych. Młody mężczyzna
pospiesznie skinął głową, nakładając sobie na talerz najmniejszy kawałek ryby,
jaki udało mu się wyszukać. – Powiedz nam, czym się zajmujesz.
– Ja… jestem malarzem – wykrztusił Byun po
niezręcznej chwili ciszy. Z lekka szumiało mu w uszach, dlatego napił się wody.
– Malarzem?
– Tak, tato – wtrącił się Chanyeol, dokładnie
przeżuwając wołowinę. – Baekhyun studiuje na Narodowym Uniwersytecie Sztuki.
Widziałem kilka jego obrazów, jest naprawdę świetny – zręcznie skłamał,
napychając usta kolejną porcją pysznego jedzenia. – Sama to zrobiłaś, mamo? –
spytał nagle, próbując zmienić temat.
– Tak, sama wszystko przygotowałam.
Postanowiłam pokazać moim synom, że kucharz nie jest nam dziś potrzebny –
odrzekła pani Park, a później jej usta wykrzywiły się nieznacznie, gdy
usłyszała potok pochwał ze strony jedzących.
– Naprawdę jesteś malarzem? – Sehun zaburzył
panujący przez krótki moment spokój. – Nie wyglądałeś na malarza, kiedy
pozwalałeś mi zabrać się do hotelu. A potem prawie żywcem wyrwałeś mi pasek ze
spodni, co też nie przekonało mnie o twoim talencie. Chyba, że mówimy o
zupełnie innych umiejętnościach.
Baekhyun zesztywniał na swoim miejscu, lecz
nadal dzielnie skupiał się na konsumowaniu następnych porcji obiadu. Powoli
zaczynało kręcić mu się w głowie, dlatego co rusz sięgał po szklankę z wodą,
mając nadzieję, że ta się nigdy nie skończy i przy okazji otrzeźwi jego
zamroczony umysł.
– Co chciałeś przez to powiedzieć, synu? –
zapytała pani domu, marszcząc brwi.
– Chciałem przez to powiedzieć, że Baekhyun
bardziej wyglądał mi na, wybaczcie, męską dziwkę niż na malarza – odpowiedział
bez skrupułów Sehun, wracając do jedzenia.
Pani Park krzyknęła zszokowana, wypuszczając
sztućce z dłoni. Te uderzyły w talerz, a później spadły z głuchym brzękiem na
podłogę. Byun nadal niemrawo koncentrował się na posiłku, nie dostrzegając
surowego spojrzenia, jakim obdarzył go jego pozorny partner. Pan Park złapał
zaś swą roztrzęsioną żonę za rękę, chcąc ją uspokoić. Sehun, jako jedyny z
całej piątki, pozostał niewzruszony.
– So Eun, kochanie, uspokój się – przemówił
cicho gospodarz, delikatnie głaszcząc dłoń pani domu, która cały czas patrzyła
nieobecnym wzrokiem to na swego młodszego syna, to na Baekhyuna.
– Przepraszam, muszę skorzystać z toalety. –
Malarz, mając dość rosnącego napięcia, które lada chwila mogło wybuchnąć, wstał
od stołu ze spuszczoną głową.
Jak tylko udało mu się wydostać z
nowoczesnej, lecz jakże eleganckiej kuchni, oparł się o ścianę, oddychając
głęboko. Nie miał pojęcia, co się właśnie dzieje, ale przeczuwał, że to jeszcze
nie koniec. Na moment skulił się, zachowując się tak cicho, by rodzina myślała,
że naprawdę poszedł skorzystać z łazienki, choć nawet nie próbował zgadywać,
gdzie ona się znajduje. Przez kilka niezręcznych chwil żadne słowa nie padły z
niczyich ust, jednak kiedy zdecydował się, że powinien wrócić do stołu i
zachować pozory grzeczności, Sehun odchrząknął głośno, jak gdyby wiedział, że
Byun stoi za drzwiami.
– Wracając do Hyuna – odezwał się młodszy syn, wyraźnie akcentując ostatnie
słowo, co sprawiło, że Baekhyun prawie zwymiotował na podłogę, przypominając
sobie wszystko w przeciągu sekundy – żałuję, że nie mogliście zobaczyć, jak
prosił mnie o pieniądze za to, że się z nim przespałem. – Zaśmiał się gorzko.
Te słowa na powrót sparaliżowały panią Park,
która tym razem uderzyła ręką w stół z całej siły. Patrzyła ona surowo na
Chanyeola. Takiego czegoś nie spodziewałaby się po nim nawet w najgorszych
koszmarach, mimo iż od zawsze był człowiekiem podążającym za własnym tokiem
myślenia i snującym swe własne plany, na co rodzice spoglądali z wielką
niechęcią.
– Park Chanyeol, nie życzę sobie, żeby taka… osoba przebywała w tym domu. – Lodowaty
głos przeszył uzbrojone nieprzeniknionymi pytaniami milczenie. – Jeśli
zamierzasz kontynuować ten związek po tym, co dziś usłyszeliśmy, nie
przyprowadzaj go więcej do mojego domu!
– wykrzyknęła, nie mogąc pohamować osobliwej złości. Odeszła od stołu, aby
napełnić jeden z kryształowych kieliszków winem, a później duszkiem je wypiła.
– Dobrze, mamo – odrzekł pokornie Chanyeol,
po cichu podnosząc się z miejsca. – Pójdę po Baekhyuna i zaraz sobie stąd
pojedziemy. Następnym razem przyjadę sam, obiecuję. – Skłonił głowę w geście
uniżenia i wyszedł na korytarz, ale tam zastał jedynie głośny huk drzwi,
sugerujący, że ktoś właśnie wyszedł.
◄►
Podczas gdy pani domu między wierszami
karciła starszego syna za życiowy wybór,
malarz poczuł ogromny wstyd, który z każdej strony zaczął uderzać go coraz
bardziej. Pospiesznie wsunął buty, choć kręciło mu się w głowie i miał szczerą
ochotę wyrazić swoje zdanie na temat poszczególnych członków rodziny. Z szybko
bijącym sercem chwycił za klamkę i przekręcił ją, w duchu przepraszając
Chanyeola, któremu przysporzył problemów i dodatkowego ciężaru.
Na zewnątrz już nic nie powstrzymywało go od
ronienia łez. Pozwalając bezwiednie spływać słonym kroplom, mężczyzna biegł
przed siebie ile sił w nogach. Mokre ścieżki na policzkach zdawały się palić
tak mocno, że prawie wypalały mu dziury nie tylko w skórze, ale i gdzieś w jego
wnętrzu. Nie patrzył dokąd zmierza, bo przed oczami nieustannie miał obraz
urządzonego z przepychem domu, wypielęgnowanego ogrodu i chłodu, jaki bił od
tego miejsca.
Za dobrze znał takie domy. Wprawdzie
wyglądały na urządzone z miłością i zdawało się, że szczęście przelewa się w
nich niczym woda na poszczególnych szczeblach kaskady, prawda prezentowała się
zupełnie inaczej. Za zamkniętymi drzwiami panował chaos i bezład, domownicy
nierzadko żyli ze sobą skłóceni, przed najbliższymi przyjaciółmi stwarzając
pozory idealnej rodziny; rodziny jak z obrazka. Jadowite słowa zalewały także
uszy przybyłych, skarżąc się na leniwą służbę, brzydko ubranych gości, którzy
wpadli w odwiedziony dnia poprzedniego czy źle uszyte firany.
Zepsuci do szpiku członkowie rodziny szukali
pocieszenia w alkoholu, romansach czy wyżywaniu się na sobie nawzajem. Raz na
jakiś czas panowała zgoda, lecz było to tak obce uczucie, że ciężko było z nim
wytrzymać. Baekhyun widział w życiu zbyt wiele takich rodzin, takich ludzi,
żeby ich nie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Doskonale rozumiał pobudki Sehuna.
Chciał on upokorzyć Chanyeola, który nie był przecież niczemu winien.
Klnąc na siebie pod nosem, malarz złapał
pierwszy nadjeżdżający autobus. Nie obchodziło go, że znów jedzie na gapę.
Doszczętnie zlekceważył zaczepki kierowcy, dlatego jakaś starsza pani kupiła za
niego bilet. Nie raczył podziękować. Usiadł pod oknem, a z jego oczu wciąż
kapały nikczemne łzy. Bezskutecznie ocierał je rękawem, lecz nie chciały
przestać płynąć. Uparły się, żeby uwolnić z malarza wszystkie uczucia, których
dusił w sobie bardzo wiele przez bardzo długi – zdecydowanie za długi – czas.
Idąc w kierunku mieszkania, Byun czuł się,
jakby był pijany. Chwiał się na nogach, a co parę nieporządnych kroków zanosił
się śmiechem tak głośnym, że mógłby on ogłuszyć nawet głuchego. Wszedł po
schodach, łapiąc się dziarsko poręczy. Co chwilę odchylał się do tyłu, z
nadzieją patrząc w spowity ciemnością sufit. Na oko czuł się dobrze, znakomicie
wręcz, jednak kiedy przestąpił próg swojej klitki, natychmiast pobiegł do
toalety, by zwrócić wszystko, co zjadł od rana.
◄►
Przez parę następnych dni Baekhyun miał
niemalże szampański humor. Śmiał się do siebie, wymądrzał się w rozmowach z
kotem – który i tak nie był w stanie mu odpowiedzieć, tylko patrzył
skonfundowany na dziwaczne zachowanie właściciela, otwierał szeroko okna,
radując się przeraźliwym chłodem, który otulał jego wątłe ciało. Zdarzyło mu
się też tańczyć w niesłyszalnym rytmie czy podrygiwać do muzyki płynącej z
telefonu, gdy ktoś do niego dzwonił. Nie odebrał ani razu, nie raczył też
odczytać wiadomości, które piętrzyły się w stos w skrzynce SMS.
Taka sielanka trwała, dopóki komórka
mężczyzny nie odmówiła posłuszeństwa. Wówczas wyciągnął świeżutkie płótno,
przymocował je do sztalugi i zaczął malować obraz. Wypełniał pustą przestrzeń
bezsensownymi bohomazami, podśpiewując sobie pod nosem. Wyglądał jak mały
chłopiec, który zaczął spełniać swe największe marzenie. Gdy jednak uznał, że
tłuste niebieskie pasmo nie było potrzebne, odstawił niedokończony obraz na
bok. Zabrał się za tworzenie kolejnego dzieła.
Bardzo ostrożnie nakładał kolejne barwy,
starając się stworzyć tańczący w wyobrażeniach niesamowity krajobraz. Błękit
nieboskłonu rozlewał się nad rozżarzoną pustynią. Niechcący znalazła się tam
plama zieleni, niszcząca cudowną wizję malarza. Odłożył więc zmarnowane płótno
na podłogę. Podobna sytuacja powtórzyła się przy kolejnych trzech próbach.
Wtedy jednakże Baekhyun zwyczajnie miał ochotę malować wszystkie trzy obrazy na
raz, co niekoniecznie mu się udało.
Zmęczony zmaganiem się z własną imaginacją,
która co rusz podsuwała mu coraz to nowsze złudzenia, położył się na wysłużonym
materacu. Momo od razu przybiegła do niego i poczęła ocierać się wpierw o stopę
swego pana, a później o jego wystającą kość biodrową, którą obił poprzedniej
nocy, staczając się z posłania, gdy nie mógł zasnąć. Cichy chichot wyrwał się z
ust jasnowłosego, kiedy kotka musnęła ogonem po jego policzku, łaskocząc go.
Wpadł w wir zabawy i dokazywania, nie bacząc na to, co dzieje się dookoła.
Trwałby tak pewnie do samego wieczora, gdyby
jego brzuch nagle nie zawołał o pomoc. Wstał i pobiegł do kuchni, wyjmując z
szafki dawno zapomniane paczki kwaśnych żelek z sokiem. Zdawało mu się, że
zabraknie mu czasu, by je powoli skonsumować, dlatego bez przerwy napychał usta
pełnymi garściami. Jego twarz wykrzywiała się w prześmiesznych grymasach, ale
jakoś musiał napełnić wygłodniałe ciało. Kiedy wyrzucał puste opakowania do
kosza, usłyszał głośne stukanie do drzwi.
Poszedł otworzyć, szczerząc się od ucha do
ucha. Jednak w momencie, gdy ujrzał postać stojącą za dzielącą ich do tej pory
grubą barierą, zechciał na powrót ją zamknąć. Udałoby mu się to, gdyby nie
fakt, że Chanyeol wsunął stopę między próg a drzwi, nie pozwalając się
wyrzucić.
– Idź sobie stąd, nie chcę cię widzieć –
zawołał malarz, ze wszystkich sił wypychając bruneta z powrotem na korytarz.
– Pozwól mi ze sobą porozmawiać – poprosił
niepewnie młodszy. Jego głos przepełniała gorzka nuta smutku, którą Baekhyun
niestety usłyszał. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, z miejsca
ustępując.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? –
zapytał Byun, podkulając nogi i opierając na kolanach brodę, gdy już znaleźli
się w jego skromnej sypialni.
– Kyungsoo mi powiedział. Na początku
myślałem, że się przesłyszałem, ale powtórzył adres ze cztery razy – wyjaśnił Park,
zajmując miejsce obok jasnowłosego.
Musiało minąć bardzo wiele niezręcznych
spojrzeń i gestów, nim wreszcie ich oczy się spotkały. Byun mocno zagryzł
wargę, przypominając sobie wstyd i wszystkie uczucia, jakie zaczęły nim
szarpać. Spuścił nieśmiało głowę, na co Chanyeol nieznacznie się do niego
przysunął. Miał ochotę przykryć go leżącym na podłodze kocem, widząc, że jest w
samym podkoszulku pobrudzonym farbami i bieliźnie, ale nie potrafił sobie na to
pozwolić.
– Nie musiałeś uciekać, wiesz? Nic bym ci nie
zrobił – zabrał głos czarnowłosy, układając dłonie na kolanach. – Nie
odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś na wiadomości, martwiłem się – dodał po
chwili. – Chciałem porozmawiać. Możemy to zrobić teraz?
Anemiczne skinienie głowy trochę pocieszyło
młodszego.
– Czy to co powiedział Sehun to prawda?
– Tak.
– Chciałbyś mi to jakoś wyjaśnić?
– Tak. – Ton głosu Baekhyuna był niepewny i
słaby. Podniósł wzrok na Parka, nieśmiało patrząc w jego rozżalone i
zawiedzione oczy. – To nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje – uprzedził.
– Skąd możesz wiedzieć, jak ja na to wszystko
patrzę? – rzucił Chanyeol, ale malarz zbył go jedynie machnięciem ręki.
– Nie pochodzę z biednej rodziny, jak może to
wyglądać – zaczął szeptem, nie będąc do końca pewnym, czy to właściwy punkt
zaczepienia. – Wychowałem się w rodzinie bogaczy, w takiej samej rodzinie jak
twoja. Odwiedziłem krocie domów takich jak twój. Moi rodzice byli bardzo
szanowani, ojciec był – pewnie nadal jest – dyrektorem firmy, którą
odziedziczył po dziadku, a mama prowadziła swój mały biznes z kosmetykami.
Jestem ich jedynym dzieckiem, dlatego od maleńkiego byłem rozpieszczany, ale
także sporo się ode mnie wymagało.
Na chwilę przerwał, nabierając w płuca więcej
powietrza, jakby mówienie było dla niego nie lada wysiłkiem. Rzucił też okiem
na bruneta, którego twarz wyrażała szczere zdumienie, zanim przystąpił do
dalszego opowiadania.
– Chcieli dobrze mnie wychować, więc ilekroć
wyjeżdżali za granicę, brali mnie ze sobą. Byłem w Stanach, we Francji, w
Hiszpanii, Chinach, Japonii, a nawet zwiedziłem kilka stolic europejskich, choć
wcale nie było to moim życzeniem. Posłali mnie do najlepszej szkoły, załatwiali
mi najlepszych korepetytorów. Stąd znam angielski, chiński i francuski, co nie
raz mi się przydało. – Westchnął ciężko, na moment odwracając się, by z
politowaniem przyjrzeć się swym obrazom. – Malowanie od zawsze było moją pasją,
dlatego uczęszczałem do szkoły artystycznej. Nauczyłem się tam rysować i
rzeźbić, co również mi się spodobało. W przyszłości miałem pójść na Narodowy
Uniwersytet Sztuki…
– Dlaczego cię tam teraz nie ma? – spytał
ponuro Park, przełknąwszy wielką gulę, jaka narosła mu w gardle. – Przecież bez
problemu mógłbyś się tam dalej uczyć. – Na te słowa Baekhyun przytaknął.
– Moi rodzice wcale nie zginęli w wypadku.
Wyrzucili mnie z domu, kiedy miałem szesnaście lat i od tamtej pory, starałem
się wymazać ich z pamięci. Byłem gówniarzem, chciałem spróbować wszystkiego,
jak każdy nastolatek – ciągnął malarz, nie czekając na pytanie. – Zacząłem
kwestionować swoją seksualność i w ten sposób znalazłem sobie chłopaka. Ukryłem
ten fakt przed rodzicami z wiadomych powodów, ale pewnego dnia przyprowadziłem
go do siebie, jako że ich nie było. Nie pamiętam już, jak wszystko się
potoczyło, ale znaleźliśmy się w sypialni moich rodziców. Byłem tak
podekscytowany, że nawet nie zauważyłem, kiedy weszli do środka i tak po prostu
nas przyłapali. Wiem tylko, że dobierałem się wtedy do spodni Minho. – Byun
zaśmiał się na to wspomnienie, lecz zaraz potem ucichł.
– Matka przeżyła szok, ojciec wpadł w furię –
mówił dalej, po kolejnej chwili wyczekującego milczenia. – Przeprosiłem, za co
dostałem w policzek od obydwojga. Kazali mi przestać się z nim spotykać, ale
wtedy zacząłem wykrzykiwać swoje racje. Ojciec uderzył mnie kolejny raz i
powiedział, że niczym nie zasłużył sobie na takiego syna i mam się wynosić z
jego domu. Tak też zrobiłem.
– Jakim cudem znalazłeś się tu? – wykrztusił
w końcu Chanyeol.
– Najpierw mieszkałem trochę u Minho, później
u jakiejś ciotki, a potem znalazłem to mieszkanko i uciekłem od tamtej
staruszki. Była nie do zniesienia. W międzyczasie sprzedałem kilka obrazów,
które stały się naprawdę wartościowymi dziełami. Zarobiłem sporo kasy. Mogłem
nawet kupić sobie dom czy apartament, ale matka o wszystkim się dowiedziała i
zabrała jakieś dziewięćdziesiąt procent tego, co uzyskałem. Wytłumaczyła to
jako rekompensatę za stan, w jakim się znalazła.
– To przykre – skomentował krótko Park, na co
malarz raptem wzruszył ramionami.
– Nie oczekuję współczucia ani pomocy, nie
potrzebuję ich. Jakoś sobie radzę. – Chwilę wahał się nad wyjawieniem obecnej
części swojego życia. – Nocne wypady do klubów, seks z przypadkowymi facetami i
mam pieniądze na jakiś czas. Całkiem mi to odpowiada.
– A te pieniądze, które miałeś przy sobie
ostatnio? Na nie też zapracowałeś swoim ciałem – zapytał niepewnie czarnowłosy,
czując narastającą suchość w gardle.
– Nie – odrzekł Byun, kręcąc głową. –
Udawałem syna jakiegoś faceta i za to je dostałem, ale nie przywiązuję do nich
wielkiej wagi, jak widzisz. Nic nie ma dla mnie głębszego znaczenia. Chyba że
ja sam.
– A miłość? Szczęście?
– Nie
wierzę w miłość. Gdyby rodzice naprawdę mnie kochali, nie mieszkałbym teraz
w tej klitce i miałbym znaczne udziały w firmie ojca.
– Gdybyś nie był w tym miejscu, w którym się
znalazłeś, nigdy bym cię nie poznał – mruknął Chanyeol, zniżając głos do
szeptu. – A cieszę się, że cię poznałem, Baekhyun.
Jasnowłosy mężczyzna zadrżał, słysząc swoje
imię wypowiedziane w tak czuły i delikatny sposób, jakby było pieszczotą.
Spuścił wzrok, zastanawiając się głęboko nad słowami bruneta. Przyniósł mu szczęście,
chociaż sam uważał, że dla wszystkich jest ciężarem i balastem. Dał mu odrobinę
radości, mimo że często wywyższa się ponad innych i myśli, że jest od nich
lepszy. Stał się powodem do uśmiechu, nawet jeśli wcale się nie znali i
początkowe zamiary Byuna były sprzeczne ze wszystkim, co zrobił.
Uniósł głowę, kładąc trzęsącą się dłoń na tej
Parka. Wyczuł pod palcami szorstką skórę. Poczuł jej ciepło, jej bliskość;
poczuł to, czego od nikogo nie żądał. Kiedy ich oczy się spotkały, po
policzkach malarza spłynęły lśniące łzy.
– Nie płacz, Baekhyun. Ja też muszę ci coś
wyznać. – Nabrawszy w płuca wystarczającą ilość życiodajnego tlenu, Chanyeol zaczął
snuć przykrą opowieść o swojej żonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz