Tydzień, o którym Baekhyun rozmyślał jak o
przygodzie całego swego życia, wlókł się niemiłosiernie. Jedna godzina mozolnie
pociągała za sobą drugą, podczas gdy mężczyzna wylegiwał się na pięknej kanapie
otulony ciepłym kocem. Popołudniami gapił się w gadające pudło, udając, że śledzi
najświeższe wiadomości i wie, co się dzieje w kraju. Był poniekąd zadziwiony
techniką. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz oglądał skrupulatnie poruszające się
obrazy. U siebie nie miał nawet najmniejszego telewizora, nie był mu specjalnie
niezbędny.
Co rano zaś wygrzebywał się spod zagrzanej
oddechem kołdry, wystawiając na początku czubek głowy, a dopiero później chude
ręce i resztę ciała. Chanyeol zachęcał go wesołymi okrzykami i pysznym
śniadaniem. Zawsze dostawał ogromny kubek herbaty i pełny talerz czegoś, czym
mógł napełnić brzuch. Oczywiście więcej niż połowę zostawiał. Wychodził do
łazienki, brał letni prysznic i ubierał czyste ubrania, które pralka Parka z
radością wyprała dzień wcześniej, nadając im zupełnie nowy zapach.
Później obaj jechali do szpitala. Malarz
spędzał czas ze swoim przyjacielem. Kilka razy udało im się nawet wyjść razem
do kawiarenki na parterze. Park zapełniał sobie godziny, rozmawiając z Jonginem
czy przygotowując coś na uczelnię. Jak tylko wracali znów do domu, wychodził
bowiem, żeby się uczyć. Pozostawiał swojemu lokatorowi serdeczny uśmiech i
zmierzwione włosy, a żaden z tych gestów nie był naciągany. Obiecywał też, że
wróci najszybciej, jak tylko będzie mógł, żeby mogli razem obejrzeć jakiś
kolejny bezsensowny romans na DVD.
Ale nie wszystkie dni miały być takie same –
przepełnione nudą i rutyną i tylko czasami przerywane spontaniczną zabawą z
Momo, którą Park polubił z całego serca. Na piątek, dzień, kiedy Kyungsoo
przechodził przez badania kontrolne, Chanyeol zaplanował coś specjalnego. Za
nic w świecie nie chciał zdradzić Baekhyunowi swojej niespodzianki. Zapewniał
go jednak, że będzie zadowolony i niczego nie pożałuje, wystarczy, że zaufa w
tej jednej kwestii. Krzyżując ręce na piersi i odwracając się w łóżku plecami,
zgodził się. Trochę jeszcze burczał pod nosem, mając nadzieję, że to skłoni
bruneta do mówienia, lecz tamten był nieugięty i nie puścił pary z ust.
Szklisty poranek z powodzeniem ściągnął
ciężką zasłonę snu z powiek malarza. Przetarłszy oczy, uniósł się na łokciach i
rozejrzał się dookoła. Szarobura poświata wlewała się przez przysłonięte roletą
okno. Opadając z powrotem na poduszki, Baekhyun uśmiechnął się do siebie z
dziwnym poczuciem uniesienia. Zerknął na Parka. Spał jak zabity, swoim
zwyczajem leżąc na plecach. To, co najbardziej bawiło starszego, to lekko
otwarte oczy. Kiedy wspomniał o tym podczas któregoś obiadu, czarnowłosy rzucił
mu mordercze spojrzenie, po czym roześmiał się na całe gardło.
Zgrabnie przekręcając się na prawy bok,
podparł ręką głowę. Śpiący Chanyeol wyglądał trochę jak małe dziecko. Było to
zabawne, ale i nieco urocze, co Byun przyznawał przed samym sobą. Konfrontując
w głowie wszystkie za i przeciw swojego nowego, nieprzemyślanego planu, wygrała
część mówiąca, że powinien go zrealizować.
Korzystając z okazji, że czarnowłosy pozwolił
mu spać w samej bieliźnie (pod warunkiem, że specjalnie nie zgubi jej w trakcie
snu), przysunął się bliżej nieco. Wiedział już, że numer z dłonią nie podziała,
dlatego musiał skorzystać z czegoś bardziej ryzykownego. Zagryzając do bólu
wargę, w ślimaczym tempie ułożył się tak, żeby zawisnąć nad Parkiem. Utrzymanie
się na drżących ramionach było nie lada wyzwaniem, ale tym razem nie mógł
niczego zepsuć. Ostrożnie usiadł na osłoniętych udach młodszego, a materiał
spodni od piżamy przyjemnie ogrzał jego nogi.
Zadrżał lekko przenosząc zmęczone nadmiernym,
jak dla Baekhyuna, wysiłkiem ręce na zaokrąglone ramiona Chanyeola. Jego naga
skóra była ciepła i miękka w dotyku, jakby przez cały czas brał kąpiele niczym
Kleopatra. To rozesłało kolejne przyjemne dreszcze po ciele malarza. Przez
kilka ulotnie długich chwil wodził koniuszkami palców po spokojnie falującej
piersi, do której miał ochotę przylgnąć i trwać. Bezgłośnie parsknięcie
wydostało się z jego ust, gdy zdał sobie sprawę, że myśli o czymś niemożliwym i
musi się pospieszyć, zanim brunet się obudzi.
Nieznacznie poruszył biodrami, ocierając się
pośladkami o jego krocze. Krótkie, urywane westchnienie rozpłynęło się w
powietrzu niby letnia mgła. Przymknął oczy, nieco wolniej powtarzając tę
czynność. I może nie było to tym, czego chciał najbardziej, ale i tak odczuwał
subtelną przyjemność. Jego szczupłe palce zaczęły mimowolnie zwijać się w
pięści, przy okazji drapiąc skórę Chanyeola, zostawiając na niej czerwone
ścieżki. Nim zdążył się opamiętać, jego ciało samowolnie wpasowało się w
jednostajny rytm. Kołysząc biodrami, pojękiwał cicho, zaciskając powieki.
Odchyliwszy głowę do tyłu, uniósł się lekko. Gdy już miał swobodnie opaść,
silna dłoń z całej siły odepchnęła go i byłby spadł z łóżka.
– Chyba coś ci już kiedyś powiedziałem,
prawda? – Brunet oddychał szybko, niespokojnie. Jego głos był roztrzęsiony, a
oczy biegały od wątłej postaci Baekhyuna do spodni, w których spał. W tej jakże
niefortunnej chwili malarz dostrzegł plamę w miejscu jeszcze sekundę wcześniej
przez niego pieszczonym. Zachichotał. – Czy to wydaje ci się śmieszne? Jak dla
mnie nie jest.
– Ale nie zaprzeczysz, że ci się podobało –
Byun bardziej stwierdził, niż zapytał, kładąc się na plecach. Ułożył dłonie pod
głową, wpatrując się w sufit. – Jeśli chcesz mi powiedzieć, że twoje ciało nie
reaguje na pieszczoty ze strony facetów, to skłamiesz.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – żachnął
się Park, siadając prosto. Ze zmarszczonymi brwiami wyglądał jak obrażony,
przerośnięty dzieciak.
– Rzuć okiem na swoją piżamę. – Był tak
pewien swego, że nawet nie wysilił się, by sprawdzić, czy młodszy rzeczywiście
to zrobił. – Jeżeli znalazłeś na nich plamę, to gratuluję błyskotliwości. A tak
swoją drogą to dlaczego nie chcesz się ze mną kochać? Obrzydzam cię?
– Nie. Po prostu nie chcę – oświadczył
Chanyeol, wstając z łóżka. Podszedł do szafy i zaczął szukać czystych ubrań. –
Nie wszystko sprowadza się do seksu.
– Aha, czyli mogę przez to rozumieć, że nie
masz nic przeciwko pieprzeniu się z facetem, tak? – Pytanie malarza było
bezpośrednie i nieco zbyt osobiste, lecz nie baczył na to. – I gdybyś miał
ochotę, to zrobilibyśmy to tu i teraz, prawda?
– Nie pytaj mnie o takie rzeczy, dobrze? –
Czarnowłosy był wyraźnie wyprowadzony z równowagi, co przejawiało się w
niecodziennym u niego trzaskaniem szafkami i szufladami. Wyjąwszy rzeczy dla
siebie, chciał pójść do łazienki, jednak Baekhyun miał odmienne plany.
– Odpowiedz mi na to jedno jedyne pytanie.
Zrobiłbyś to ze mną czy nie? – Oparł drobne dłonie na piersi Parka. Czuł pod
palcami coraz szybciej bijące serce, podczas gdy tamten skutecznie odwracał
wzrok.
– Tak, zrobiłbym to. A teraz zejdź mi z
drogi, obiecałem ci niespodziankę i dotrzymam słowa. Możesz nakarmić kota, ja
za chwilę zrobię coś dla nas. – Chanyeol wyminął Byuna. Ocierając przypadkowo
ramieniem o jego ramię, poczuł niesmaczny prąd muskający jego ciało. Pokręcił
głową i zniknął za drzwiami, po czym przekręcił klucz.
◄►
Podczas jedzenia puchatych naleśników z
truskawkami i bananami Baekhyun wydawał się człowiekiem z innej planety.
Przeżuwał tak intensywnie i szybko, aż trzęsły mu się uszy. Normalnie pewnie
zjadłby mniej niż połowę śniadania, ale nie wtedy, gdy było to coś słodkiego.
Po wepchnięciu w siebie dwóch ciepłych placków miał wyraźnie dość i tym razem
nie oszukiwał nikogo, nawet samego siebie. Na tak przyjazny widok Chanyeol aż
zaśmiał się do siebie, układając sobie na talerzu kawałki skrupulatnie
pokrojonych owoców.
– Mógłbym jeść takie codziennie. – Malarz
westchnął, łapiąc się za brzuch. – Czemu wcześniej podawałeś mi takie
obrzydlistwo?
– Tamto jedzenie nie jest paskudne, a tego
nie możesz jeść codziennie, bo będziesz gruby albo dostaniesz cukrzycy – odparł
Park, po czym zrobił spory łyk ze swojego ukochanego kubka, w którym czekała na
niego zimna już kawa.
– Wszystko mi jedno – burknął, opierając
brodę na dłoniach. Intensywnie wpatrywał się w młodszego mężczyznę przed sobą,
uważnie obserwując każdy jego najdrobniejszy gest.
– Coś się stało? Jestem brudny? – zapytał
czarnowłosy z pełnymi ustami, odruchowo przecierając oba policzki dłońmi.
Starszy pokręcił leniwie głową i zaraz wrócił
do swego zajęcia. Nigdy zbytnio nie interesował się ludźmi, ale teraz przeszło
mu przez myśl, że może w nich powinien szukać inspiracji, że może powinien
zacząć malować przygarbione nad stołami postaci, które jedzą, piszą, rysują,
marszczą brwi nad trudnymi decyzjami, jakie przyszło im podjąć. Przekrzywił
głowę, uznając, że ten pomysł nie był wcale takie zły. Mimo to potrzebował, by
ktoś służył mu za modela, a nie prosił nikogo o pomoc. Dlatego też błyskotliwa
idea prędko wylądowała w jednej z szuflad jego umysłu.
Chanyeol zaś nie dociekał już dłużej. Skoro
Byun nie miał nic lepszego do roboty, mógł mu się bezkarnie przyglądać. Nie
musiał za to płacić. Na sekundę podniósł tylko wzrok, a ich oczy spotkały się w
niebezpiecznie magicznym punkcie. Park miał wrażenie, jakby coś przeszyło mu
duszę, aż końcówki jego uszu zrobiły się ceglastoczerwone. Przygryzł wargę,
odsuwając od siebie pusty już talerz. Dokończył w pośpiechu pobudzający napój,
o mało się nim nie krztusząc, a później włożył naczynia do zlewu i zakasał
rękawy z zamiarem pozbycia się góry brudnych talerzy.
– Zostaw to – odezwał się cicho Baekhyun,
odkładając pusty kubek po herbacie. – Ja… Ja to zrobię, jak wrócimy –
wymamrotał coś, co było u niego czymś zupełnie nowym. Chcąc uniknąć pytań,
kontynuował: – Przyjmij to jako formę podziękowania za mieszkanie, okej?
– Niech ci będzie – odrzekł brunet i wzruszył
ramionami. – Zbierajmy się, bo inaczej nie pokażę ci mojej niespodzianki.
W ciepłych kurtkach i wygodnych butach
opuścili mieszkanie Chanyeola. Gdy byli już na zewnątrz, malarz od razu ruszył
w kierunku samochodu. Młodszy zatrzymał go w porę, chwytając chudy nadgarstek
swoją dużą dłonią. Nieme pytanie wymalowane było w oczach niższego, jak gdyby
wielki czerwony znak zapytania widniał na jego zmarszczonym czole.
– Nie jedziemy samochodem – powiedział
dobitnie. – Przejdziemy się dzisiaj. Nie jest specjalnie zimno.
Byun skinął głową, ruszając zaraz za
brunetem. Ich droga była przepełniona milczeniem. Raptem dyskretne gesty tkały
nieśmiałą rozmowę toczącą się między dwójką dorosłych mężczyzn. Tu Chanyeol
powstrzymał Baekhyuna przed wtargnięciem na jezdnię na czerwonym świetle, tam
przyciągnął go do siebie, aby uniknął zderzenia z inną osobą, w innym miejscu
ostrzegł go przed stopniami czy osuniętą płytą chodnika.
– Jesteśmy na miejscu – zabrał w końcu głos,
gdy zatrzymali się przed czymś co wyglądało jak wejście na ogromne targowisko.
Podnosząc z wolna głowę co kilka ulic, malarz
nie wykazywał zainteresowania okolicą. Nie zachwycało go nic poza czubkami
własnych butów. Lecz stojąc przed morzem straganów i kolorowych stoisk, w jego
oczach zatańczyły wesołe ogniki. Pod wpływem impulsu ścisnął dłoń swojego
towarzysza i pisnął cicho, unosząc się na palcach. Nie mógł uwierzyć w to, co
widział. Zamrugał kilkakrotnie, upewniając się, czy aby na pewno nie śni.
– Czy my jesteśmy w… – urwał, zdając sobie
sprawę z tego, gdzie się znajduje.
– Tak, to dzielnica Hongdae. Zabrałem cię
tutaj, żebyśmy się jakoś rozerwali. Byłeś tu kiedyś?
– Jasne, jako dziecko milion razy
przychodziłem tu z rodzicami – paplał podniecony Baekhyun, drżąc wewnętrznie.
– Teraz też mógłbyś tu z nimi przyjść. W
końcu to nic złego.
– No, właśnie, nie ma takiej możliwości. –
Głos starszego nagle stał się chłodny jak podmuch wiatru, który przesmyknął się
przez ich włosy.
– Dlaczego?
– Moi rodzice… – zaczął cicho Byun, ukrywając
w kieszeniach kurtki zaciśnięte w piąstki dłonie. – Moi rodzice nie żyją.
Zginęli w wypadku samochodowym, jak miałem szesnaście lat.
– Przykro mi – odpowiedział Chanyeol z
wyraźną nutą żalu w głosie. – Może w takim nie powinienem był cię tu zabierać?
– Nie, jest w porządku. Minęło naprawdę sporo
czasu, odkąd ostatni raz tu byłem – mruknął malarz, wysilając się na blady
uśmiech, w którym było więcej fałszu niż w źle zaśpiewanej frazie piosenki
przez nieudolnego śpiewaka.
Tak oto ruszyli wzdłuż ulicy, po której –
mimo niezbyt sprzyjającej pogody – włóczyło się bardzo dużo ludzi, od
nastolatków poprzez rodziców z dziećmi, aż do starszych par prowadzących się
pod rękę. Mijając skupiska straganów, Baekhyun nie wiedział, w czym zanurzyć
spojrzenie. Barwne koszulki, mieniące się w słabych promieniach błyszczące
breloczki, okulary przeciwsłoneczne i interesujące widokówki. Każda z tych
rzeczy na parę krótkich sekund kradła jego uwagę. Gdy przechodzili obok stoiska
ze słodyczami, żołądek mężczyzny zawarczał groźne, prosząc o cukrową watę i
kilka tasiemek kwaśnych żelek.
Niestety, ku zasmuceniu i rozczarowaniu
Byuna, Chanyeol odciągnął go z dala od ziejących cukrem smakołyków. Nawet
szczenięce spojrzenie nic nie pomogło. Niechętnie więc poszedł w kierunku
ujmujących pocztówek, zostawiając cukierki za sobą. Czasami jego łakomstwo było
niepohamowane i to właśnie był ten czas, lecz młodszy dosadnie przekazał mu
wcześniej, że nie ma zamiaru skakać dookoła niego z lekarstwami czy pilnować
jego diety. Odpuścił, skupiając się na czymś innym.
Wkrótce dostrzegł w oddali zabawne okulary i
peruki. Nie bacząc na to, że czarnowłosy przyglądał się taniej i słabej jakości
bazarowej biżuterii, szarpnął go za rękaw, niemal wykręcając mu rękę.
Podekscytowanie Baekhyuna było dużo większe niż on sam.
– Au, au! Baekhyun, puść – prosił Chanyeol,
starając się nie przewrócić, gdy jego nogi same plątały się w szaleńczym biegu
za jasnowłosym malarzem.
– Zobacz, Chanyeol. Jakie to fajne! –
krzyczał Byun, skupiając na sobie wścibskie i drwiące spojrzenia innych
przechodniów.
Zatrzymał się w niespodziewanym momencie i
gdyby brunet był mniej uważny, z pewnością wpadłby na niego i zaraz obaj leżeliby
na ziemi poturbowani. Dysząc głośno z euforycznym uśmiechem na pobladłych
wargach, lustrował wzrokiem gadżety w kolorach tęczy. Chwilę później zerknął na
Parka i roześmiał się głośno.
– Przymierz to – poprosił, sięgając po opaskę
z kocimi uszami.
Dosłownie po sekundzie głowę młodszego
zdobiły dwa białe uszka, w uroczy sposób kontrastując z kolorem jego włosów.
Baekhyun sięgnął po leżące na stoisku lusterko i podsunął je drugiemu pod sam
nos. Patrząc na zmarszczoną w grymasie niechęci twarz, wyglądał, jak gdyby
mocno się nad czymś zastanawiał. Nie spodziewał się, że z czoła bruneta tak
szybko znikną brzydkie zmarszczki, a na jego usta wkradnie się słaby uśmiech.
– Nie wyglądam aż tak źle – skomentował
Chanyeol, oglądając się z różnych perspektyw. – Może nawet dałbym się skusić na
taki zakup.
Rozpromieniony i ożywiony malarz naprędce
sięgnął więc po drugą parę kocich uszu i nałożył sobie na głowę. Bezwarunkowo
nakazał kupić obie opaski, po czym wyjął z kieszeni telefon i włączył aparat.
Gdy czarnowłosy nie patrzył, pstryknął mu trzy szybkie zdjęcia. Udał jeszcze,
że sprawdza godzinę i robi sobie samemu kilka fotek, zanim zażądał wspólnego
zdjęcia. Choć kąciki jego ust unosiły się w nie do końca szczerym geście,
gdzieś głęboko był wdzięczny za taką błahostkę.
Przez następną godzinę zatrzymywali się przy
bazarach z najróżniejszymi głupstwami. Jedne były bardziej absorbujące i
niedorzeczne, inne zwyczajnie niesmaczne i godne pogardy, a mimo to poświęcili
im odrobinę czasu, jakby był to ich ostatni dzień. Po takim maratonie byli
bardzo zmęczeni. Zwłaszcza Baekhyun, który co pięć minut narzekał, jak bardzo
bolą go nogi i że wieczorem będzie miał opuchnięte kostki. Park przewracał
tylko oczami, by natychmiast zostać zaciągniętym do kolejnego stoiska.
Ostatecznie beztroska zabawa dobiegła końca i stanęli przed jedną z wielu
miejscowych restauracji.
– Co chcesz zjeść? – zapytał młodszy,
przepuszczając Byuna w drzwiach. Nie chciał, by tamten przez przypadek dokądś
uciekł. – Ryż? Makaron?
– Chcę mandu – odparł bezapelacyjne
jasnowłosy, pocierając jedną dłoń o drugą, by je rozgrzać.
– Dobrze, będą mandu. – Ramiona Parka opadły
bezwładnie, kiedy podążał, aby znaleźć wolny stolik.
Zajęli miejsce w sąsiedztwie dużego okna tuż
przy wejściu po lewej stronie, by dzięki temu móc przy okazji obserwować
uliczny ruch. Złociste liście bez wysiłku spadały z drzew wprost na głowy
spieszących się przechodniów, co przyciągnęło uwagę Baekhyuna. Spodobało mu się
to. Mógł patrzeć na innych bezkarnie, a nawet śmiać się z nich, lecz na to nie
miał ochoty. W odpowiedniej chwili zamówił dla siebie małą porcję klusek i
zieloną herbatę, pozwalając młodszemu za wszystko zapłacić.
◄►
Do mieszkania Chanyeola dotarli, gdy słońce
kładło się na horyzoncie gorzkimi promieniami w kolorze pomarańczy. Wysuszony
brąz tańczył nad smutną niewidzialną linią, która co parę minut pochłaniała
kolejne części rażącej blaskiem kuli, by w końcu połknąć ją w całości. Malarz
jak zwykle zdjął buty i niedbale kopnął je w róg przedpokoju, powiesił na
wieszaku swój płaszcz i wszedł do przytulnego salonu, rzucając siatkę z
wyproszonymi zakupami. Przypomniawszy sobie o złożonej obietnicy, udał się do
kuchni, powłócząc nogami. Mimo wszystko zakasał rękawy i napuścił do zlewu
ciepłej wody, aby już po chwili zmywać z naczyń zaschnięte resztki śniadania.
– Jesteś pewien, że chcesz to robić? –
zapytał brunet nieco drażniącym tonem, opierając się o brzeg najbliższej
szafki. – To mój dom, więc ja powinienem to zrobić.
– Dam sobie radę – odpowiedział dzielnie
Byun, ustawiając kolejne talerze na suszarce.
– Podobał ci się dzisiejszy dzień? – Park nie
chciał dać za wygraną i zostawić starszego samego, by pogrążył się we własnym
świecie, dlatego usiadł przy stole, nalewając sobie wodę do kubka.
– Bywały lepsze – burknął mężczyzna,
dokładnie dociskając szmatkę do plam tłuszczu, które nie chciały się domyć. –
Ale nie było tak źle.
Niesamowicie zafascynowało Chanyeola to, jak
nastrój Baekhyuna zmienił się od chłodnego południa aż do tej pory. Dałby uciąć
sobie głowę, że widział kilka jego twarzy, jakby cierpiał na zaburzenia osobowości.
Z drugiej strony jednak wierzył, że mężczyzna taki po prostu jest, że to jego
natura, taki charakter. Życie kształtuje każdego człowieka jak woda drążąca
dziurę w skale. Może właśnie w nim wyżłobiła coś tak dziwnego i unikatowego, że
nie jest to chorobą, a po prostu organicznym elementem jego jako człowieka.
Opierając brodę na dłoni, przyglądał się
szczupłej sylwetce, raz po raz pociąganej niewidzialnym sznurkiem losu, by
odłożyła wymyte naczynie czy odgarnęła z czoła opadające na nie włosy. W mdłym świetle
sączącym się z żarówki w okapie brunet pomyślał, że mógłby rozmyślać nad tym
widokiem każdego dnia. Przydałby mu się ktoś, kto krzątałby się w jego kuchni,
szurając rano i wieczorem za dużymi kapciami i ktoś, kto być może zakrzątałby
się również w jego sercu, pozostając tym samym na dłuższą chwilę u jego boku.
– Skończyłem – zawołał malarz zmęczonym
głosem, opierając się rękami o blat stołu. Zerknął pytająco na młodszego. –
Gapiłeś się na mnie – stwierdził podejrzliwie.
– Nawet jeśli tak, to co? Czy jest coś złego
w tym, że przyglądałem się drugiemu człowiekowi? – Bronił się Park, nie
oczekując odpowiedzi na żadne z postawionych pytań. Czym prędzej wstał od
stołu, nie zostawiając czasu na dalszą dyskusję. – Powinieneś się wykąpać i
położyć. Jesteś zmęczony. Poza tym dziękuję za umycie naczyń!
Znikając w ciemnym zaciszu salonu z laptopem
na kolanach, Chanyeol postanowił zająć się pracą. Jakieś pół godziny później
usłyszał szum wody płynącej spod prysznica, a później ciche dźwięki mokrych
jeszcze stóp idących w stronę sypialni. Skupił się jednak na szkicowaniu nowego
projektu na swoje zajęcia. Codzienne drobnostki nie mogły wchodzić mu w paradę
ze szkołą, jeśli chciał wystarczająco zadowolić swoją wymagającą matkę.
Westchnął, przeczesując palcami splątane przez wiatr włosy. Rozłożył bezradnie
ręce i nagle poczuł pod palcami śliski materiał reklamówki.
Zaciekawiony otworzył ją i przeglądał
przedmioty, które sam kupił. Opaski z kocimi uszami, przy których Baekhyun
promiennie się uśmiechał, a jego usta uformowały zabawny prostokącik.
Przeciwsłoneczne okulary z różowymi oprawkami. Przy ich zakupie malarz udawał
światową gwiazdę. Małe pudełko kwaśnych żelek, o które Byun w końcu go ubłagał.
Szeroki uśmiech ozdobił jego usta. Bezpiecznie odłożył na bok pamiątki z wypadu na Hongdae. Owszem,
było go stać na wiele więcej, ale nie chciał zaciągać starszego do drogich
miejsc. Wolał, by obaj czuli się komfortowo i nie przejmowali się innymi.
◄►
Godzina na wyświetlaczu w telefonie już dawno
przekroczyła północ, kiedy Chanyeol prawie bezszelestnie wsunął się pod chłodną
kołdrę. Bardzo przy tym uważał, żeby nie obudzić Baekhyuna, który najwyraźniej
smacznie spał od dobrych kilku godzin. Położywszy się na plecach, westchnął
cicho, po czym przewrócił się na bok. Choć noc była bezksiężycowa i zdawało
się, że nic nie może zakłócić jego rytmu snu, nie potrafił zasnąć. Leżał więc
nieruchomo, raz po raz ciężko wypuszczając z ust powietrze, jakby wiązało się
to z nadmiernym wysiłkiem.
– Ty też nie możesz spać, co? – spytał malarz
zachrypniętym głosem, układając ręce wzdłuż ciała jak robią to ludzie w
szpitalu.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie zasnąłeś ani
na minutę, odkąd się położyłeś? – odpowiedział Chanyeol, przekręcając się na
plecy.
– Nie.
Wlepiając nieobecne spojrzenie w sufit,
malarz błądził myślami od jednego wydarzenia z minionego dnia do drugiego.
Wcześniej odnosił wrażenie, że jakaś cząstka jego serca poruszyła się i pewne
emocje ożyły, nawet jeśli sobie tego nie życzył, lecz w jednym momencie
stwierdził, że to absurd. Schował wszystko do małego pudełeczka i zamknął
niewidzialną kłódką, by niechciane uczucia już nigdy się nie pojawiły.
Większość uśmiechów udawał, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Czasami
zwyczajnie nie reagował na słowa czy gesty innych. Wolał być obojętny.
– O czym myślisz? – Park przysunął się nieco
bliżej i patrzył na pustą twarz, która w mroku wyglądała poniekąd smutno.
– O niczym – mruknął Baekhyun, napotykając
wzrok młodszego. Na jego ustach na parę krótkich chwil zabłądził szelmowski
uśmiech.
Odwrócił się plecami do Chanyeola, wsuwając
złożone dłonie pod zmęczony policzek. Bardzo chciał zasnąć i odciąć się od
tego, co nie dawało mu spokoju. Nie umiał zapanować nad własnym umysłem,
dlatego mocniej zacisnął oczy, bardzo pragnąc wyzbyć się tego, co było
niepotrzebne. Słyszał, jak brunet spokojnie wrócił na swoje miejsce. Wraz ze
słodkim szelestem materiału ułożył się wygodnie i prawdopodobnie zasnął, gdyż
jego oddech wreszcie był równomierny.
A Byun, chociaż mocno chciał, tej nocy nie
zmrużył oka. Niebezpieczne demony tańczyły groteskowy balet, jak tylko
przymykał powieki. Dopóki więc słońce nie zaczęło budzić się w porannym
uniesieniu, z nieskalaną impertynencją szukał ratunku w śnieżnobiałej warstwie
farby, która w skrajnym przypadku mogła co najwyżej pozbawić go życia.
Z transu otrząsnął się, widząc podnoszącego
się z łóżka Chanyeola. Usiadł powoli i zakręciło mu się w głowie. Potrząsnął
nią delikatnie, słysząc nieoczekiwany szum, jakby ogromny pociąg przejeżdżał
tuż obok niego. Odetchnął z trudem. Nieuchwytny ciężar zgniatał mu pierś
niepohamowaną mocą. Położył się znów na łóżku, przykuwając uwagę Parka.
– Wyglądasz okropnie. Czy coś się stało?
– Nie spałem – wymamrotał malarz,
przekręcając się na bok i zakrywając kołdrą po same uszy.
– W takim razie poleż jeszcze trochę.
Przygotuję śniadanie, ale jak będziesz spał, to nie będę cię obudził. – Miły
uśmiech, jaki wtedy wygiął jego usta, mógłby roztopić nawet lód, lecz Byun nie
widział go ani przez sekundę.
W zamian za to rzeczywiście udało mu się utonąć
w szerokich ramionach Morfeusza. Widocznie tajemnicze małe stwory zmęczyły się
wybieganiem zza kulis ciemności i postanowiły zasiąść na niewygodnych
krzesłach, czekając na lepszy moment.
◄►
– Baekhyun, jest już południe. Muszę wyjść na
zakupy – mówił brunet niepewnym głosem, z wyczuciem głaszcząc szczupłe ramię.
– To idź – odburknął starszy, nie
wyściubiając nosa ze swej kryjówki.
Słysząc trzask drzwi, Byun tylko ciaśniej
owinął się kołdrą. Nie miał ochoty na nic. Nie miał też zamiaru robić
czegokolwiek. Krótką wymianę zdań z Chanyeolem uznał za największe osiągnięcie
tego dnia, a i tak czuł się, jakby to było zbyt wiele. Pomyślał o cofnięciu
czasu i niewypowiedzeniu tych kilku słów, jakie nagle wydały mu się zbędne i
nieistotne. Równie dobrze mógł machnąć ręką czy przytaknąć skinieniem głowy.
Sklep ewidentnie musiał znajdować się bardzo
blisko, bo już po piętnastu minutach znajome szuranie dało znać o obecności
czarnowłosego w mieszkaniu. Echo niosło również hałas, jaki robiły siatki z
zakupami. Baekhyunowi w jednej chwili zrobiło się niedobrze, a żołądek prawie
mu się skręcił, ale powstrzymał odruch wymiotny, decydując się na wystawienie
twarzy do słońca dla własnego bezpieczeństwa. Jednocześnie nawiedziła go wizja
śmierci. Przecież gdyby tylko zrobił jakiś nieświadomy czy niefortunny ruch,
wkrótce mógłby nie żyć.
Zaśmiał się.
– Wstajesz? Będę gotował obiad. Chcesz zjeść
dziś makaron czy ryż? A może kluski, tak jak wczoraj? – spytał Chanyeol, stając
przy łóżku z rękami opartymi na biodrach.
– Jestem jeszcze zmęczony. Nie będę niczego
jadł.
– Jak to? Śniadania też nie tknąłeś, a stało
na stole aż do teraz. – Głos Parka zadrżał niecierpliwie i niepewnie. Martwił
się.
– Zostaw mnie w spokoju. Idź sobie gotuj czy
co tam innego robisz – odpowiedział beznamiętnie Byun, spoglądając na twarz
młodszego, na której wychwycił cień niepokoju. – I nie patrz na mnie w ten
sposób. Nie chcę twojej pomocy, więc po prostu wyjdź.
Wzruszając obojętnie ramionami i uciekając
wzrokiem, Chanyeol w czterech krokach wycofał się z pokoju, jak najciszej
zamykając za sobą drzwi. Przez moment rozsądek podpowiadał mu, by wrócił,
przysiadł na brzegu łóżka i zapytał, co się dzieje. Zrezygnował, zdając sobie
sprawę, że do niczego to nie doprowadzi, a tylko bardziej rozjuszy Baekhyuna
lub nawet go zasmuci. Położył więc dłoń na chłodnym drewnie, zastanawiając się
nad tym, czy popełnił jakiś błąd, czy powiedział coś nie tak, czy spojrzał
jakoś krzywo. Odszedł ze spuszczoną głową, stwierdzając, że naprawdę lepiej
będzie, jak zajmie się gotowaniem.
Tymczasem malarz bił się z własnymi myślami.
Miał ochotę rozedrzeć pościel, która nie grzała go nawet odrobinę. Choć w
głowie szalał mu istny huragan, on sam pozostał w zastygłej pozycji, leżąc na
boku i wpatrując się w metalową klamkę. Na wskroś przeszywało go wrażenie, że
jest zwiędłą roślinką i nie jest już nikomu potrzebny, bo przepiękny kwiat
stracił krzykliwe płatki. Skulił się bardziej, przyciskając do piersi zmięty
materiał. Chciał płakać, ale nie mógł. Chciał krzyczeć, ale brakowało mu sił.
Jedyne, na co było go stać, to przymknięcie oczu i sen przez kolejne kilka
godzin.
◄►
– Długo już tak śpi? – Kyungsoo usiadł w
wiklinowym fotelu i założył nogę na nogę.
– Wczoraj nie wyszedł w ogóle z łóżka –
odpowiedział Chanyeol powoli. – Czego się napijesz? Kawy? Herbaty?
– Herbata będzie w porządku.
Wracając z dwoma dużymi kubkami parującej i
pachnącej herbaty, brunet kolejny raz rozważał, czy powiedzieć wszystko Do.
Podał mu ciepły napój, uśmiechając się przy tym szeroko i niezręcznie.
Spodziewał się tej wizyty, ale to nie on miał zajmować się gościem. Przyjaciele
umówili się, że Kyungsoo wpadnie do Parka, żeby móc spędzić trochę czasu z
malarzem tuż po wyjściu ze szpitala. Siedzieli więc teraz we dwóch, nie bardzo
wiedząc, do jakiego tematu nawiązać. Starszy odruchowo przemykał wzrokiem po
wszystkich ścianach wcale nie szykownie urządzonego pomieszczenia i skrycie
zachwycał się delikatnym pięknem.
– Czy Baekhyun zachowywał się tak wcześniej?
– zapytał nagle Chanyeol, wyrywając Do z zamyślenia.
– Nie jestem pewien. Zdarzało nam się, że nie
widywaliśmy się nawet miesiąc, a przez telefon niewiele można ustalić. Sam
wiesz, jak jest – wyjaśnił, po czym sięgnął po białe naczynie i zrobiwszy łyk,
zacisnął wargi.
– Nie chce ze mną rozmawiać. Nie chce jeść.
Był zły, jak chciałem położyć się spać, więc zająłem kanapę. – Czarnowłosy
westchnął niecierpliwie, jego drżący oddech zmącił idealny ruch snującej się
pary. – Może jest chory, ale nie chce mi powiedzieć. Nie wiem. Niepokoi mnie
to.
– Może powinieneś spytać kogoś, kto znał go
przede mną – zasugerował pewnie Kyungsoo, patrząc młodszemu prosto w oczy.
– Co masz na myśli?
– Zadzwoń do jego rodziców.
– Ale przecież… rodzice Baekhyuna nie żyją –
odrzekł zbity z tropu Chanyeol, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Tak ci powiedział? – zapytał rozbawiony Do,
a gdy tamten skinął, roześmiał się na głos. – Jego rodzice żyją i mieszkają w
Jeonju. Jeśli skłamał, to musiał mieć jakiś powód, ale przecież każdy z nas ma
swoje sekrety, prawda?
– Tak, masz rację – zgodził się Park, a w
jego głosie brzmiała nuta wahania. – Ja na przykład byłem żonaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz