poniedziałek, 12 czerwca 2017

Canvas [12/20]

Nieodkryte arcydzieło


Tydzień, o którym Baekhyun rozmyślał jak o przygodzie całego swego życia, wlókł się niemiłosiernie. Jedna godzina mozolnie pociągała za sobą drugą, podczas gdy mężczyzna wylegiwał się na pięknej kanapie otulony ciepłym kocem. Popołudniami gapił się w gadające pudło, udając, że śledzi najświeższe wiadomości i wie, co się dzieje w kraju. Był poniekąd zadziwiony techniką. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz oglądał skrupulatnie poruszające się obrazy. U siebie nie miał nawet najmniejszego telewizora, nie był mu specjalnie niezbędny.
Co rano zaś wygrzebywał się spod zagrzanej oddechem kołdry, wystawiając na początku czubek głowy, a dopiero później chude ręce i resztę ciała. Chanyeol zachęcał go wesołymi okrzykami i pysznym śniadaniem. Zawsze dostawał ogromny kubek herbaty i pełny talerz czegoś, czym mógł napełnić brzuch. Oczywiście więcej niż połowę zostawiał. Wychodził do łazienki, brał letni prysznic i ubierał czyste ubrania, które pralka Parka z radością wyprała dzień wcześniej, nadając im zupełnie nowy zapach.
Później obaj jechali do szpitala. Malarz spędzał czas ze swoim przyjacielem. Kilka razy udało im się nawet wyjść razem do kawiarenki na parterze. Park zapełniał sobie godziny, rozmawiając z Jonginem czy przygotowując coś na uczelnię. Jak tylko wracali znów do domu, wychodził bowiem, żeby się uczyć. Pozostawiał swojemu lokatorowi serdeczny uśmiech i zmierzwione włosy, a żaden z tych gestów nie był naciągany. Obiecywał też, że wróci najszybciej, jak tylko będzie mógł, żeby mogli razem obejrzeć jakiś kolejny bezsensowny romans na DVD.
Ale nie wszystkie dni miały być takie same – przepełnione nudą i rutyną i tylko czasami przerywane spontaniczną zabawą z Momo, którą Park polubił z całego serca. Na piątek, dzień, kiedy Kyungsoo przechodził przez badania kontrolne, Chanyeol zaplanował coś specjalnego. Za nic w świecie nie chciał zdradzić Baekhyunowi swojej niespodzianki. Zapewniał go jednak, że będzie zadowolony i niczego nie pożałuje, wystarczy, że zaufa w tej jednej kwestii. Krzyżując ręce na piersi i odwracając się w łóżku plecami, zgodził się. Trochę jeszcze burczał pod nosem, mając nadzieję, że to skłoni bruneta do mówienia, lecz tamten był nieugięty i nie puścił pary z ust.
Szklisty poranek z powodzeniem ściągnął ciężką zasłonę snu z powiek malarza. Przetarłszy oczy, uniósł się na łokciach i rozejrzał się dookoła. Szarobura poświata wlewała się przez przysłonięte roletą okno. Opadając z powrotem na poduszki, Baekhyun uśmiechnął się do siebie z dziwnym poczuciem uniesienia. Zerknął na Parka. Spał jak zabity, swoim zwyczajem leżąc na plecach. To, co najbardziej bawiło starszego, to lekko otwarte oczy. Kiedy wspomniał o tym podczas któregoś obiadu, czarnowłosy rzucił mu mordercze spojrzenie, po czym roześmiał się na całe gardło.
Zgrabnie przekręcając się na prawy bok, podparł ręką głowę. Śpiący Chanyeol wyglądał trochę jak małe dziecko. Było to zabawne, ale i nieco urocze, co Byun przyznawał przed samym sobą. Konfrontując w głowie wszystkie za i przeciw swojego nowego, nieprzemyślanego planu, wygrała część mówiąca, że powinien go zrealizować.
Korzystając z okazji, że czarnowłosy pozwolił mu spać w samej bieliźnie (pod warunkiem, że specjalnie nie zgubi jej w trakcie snu), przysunął się bliżej nieco. Wiedział już, że numer z dłonią nie podziała, dlatego musiał skorzystać z czegoś bardziej ryzykownego. Zagryzając do bólu wargę, w ślimaczym tempie ułożył się tak, żeby zawisnąć nad Parkiem. Utrzymanie się na drżących ramionach było nie lada wyzwaniem, ale tym razem nie mógł niczego zepsuć. Ostrożnie usiadł na osłoniętych udach młodszego, a materiał spodni od piżamy przyjemnie ogrzał jego nogi.
Zadrżał lekko przenosząc zmęczone nadmiernym, jak dla Baekhyuna, wysiłkiem ręce na zaokrąglone ramiona Chanyeola. Jego naga skóra była ciepła i miękka w dotyku, jakby przez cały czas brał kąpiele niczym Kleopatra. To rozesłało kolejne przyjemne dreszcze po ciele malarza. Przez kilka ulotnie długich chwil wodził koniuszkami palców po spokojnie falującej piersi, do której miał ochotę przylgnąć i trwać. Bezgłośnie parsknięcie wydostało się z jego ust, gdy zdał sobie sprawę, że myśli o czymś niemożliwym i musi się pospieszyć, zanim brunet się obudzi.
Nieznacznie poruszył biodrami, ocierając się pośladkami o jego krocze. Krótkie, urywane westchnienie rozpłynęło się w powietrzu niby letnia mgła. Przymknął oczy, nieco wolniej powtarzając tę czynność. I może nie było to tym, czego chciał najbardziej, ale i tak odczuwał subtelną przyjemność. Jego szczupłe palce zaczęły mimowolnie zwijać się w pięści, przy okazji drapiąc skórę Chanyeola, zostawiając na niej czerwone ścieżki. Nim zdążył się opamiętać, jego ciało samowolnie wpasowało się w jednostajny rytm. Kołysząc biodrami, pojękiwał cicho, zaciskając powieki. Odchyliwszy głowę do tyłu, uniósł się lekko. Gdy już miał swobodnie opaść, silna dłoń z całej siły odepchnęła go i byłby spadł z łóżka.
– Chyba coś ci już kiedyś powiedziałem, prawda? – Brunet oddychał szybko, niespokojnie. Jego głos był roztrzęsiony, a oczy biegały od wątłej postaci Baekhyuna do spodni, w których spał. W tej jakże niefortunnej chwili malarz dostrzegł plamę w miejscu jeszcze sekundę wcześniej przez niego pieszczonym. Zachichotał. – Czy to wydaje ci się śmieszne? Jak dla mnie nie jest.
– Ale nie zaprzeczysz, że ci się podobało – Byun bardziej stwierdził, niż zapytał, kładąc się na plecach. Ułożył dłonie pod głową, wpatrując się w sufit. – Jeśli chcesz mi powiedzieć, że twoje ciało nie reaguje na pieszczoty ze strony facetów, to skłamiesz.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – żachnął się Park, siadając prosto. Ze zmarszczonymi brwiami wyglądał jak obrażony, przerośnięty dzieciak.
– Rzuć okiem na swoją piżamę. – Był tak pewien swego, że nawet nie wysilił się, by sprawdzić, czy młodszy rzeczywiście to zrobił. – Jeżeli znalazłeś na nich plamę, to gratuluję błyskotliwości. A tak swoją drogą to dlaczego nie chcesz się ze mną kochać? Obrzydzam cię?
– Nie. Po prostu nie chcę – oświadczył Chanyeol, wstając z łóżka. Podszedł do szafy i zaczął szukać czystych ubrań. – Nie wszystko sprowadza się do seksu.
– Aha, czyli mogę przez to rozumieć, że nie masz nic przeciwko pieprzeniu się z facetem, tak? – Pytanie malarza było bezpośrednie i nieco zbyt osobiste, lecz nie baczył na to. – I gdybyś miał ochotę, to zrobilibyśmy to tu i teraz, prawda?
– Nie pytaj mnie o takie rzeczy, dobrze? – Czarnowłosy był wyraźnie wyprowadzony z równowagi, co przejawiało się w niecodziennym u niego trzaskaniem szafkami i szufladami. Wyjąwszy rzeczy dla siebie, chciał pójść do łazienki, jednak Baekhyun miał odmienne plany.
– Odpowiedz mi na to jedno jedyne pytanie. Zrobiłbyś to ze mną czy nie? – Oparł drobne dłonie na piersi Parka. Czuł pod palcami coraz szybciej bijące serce, podczas gdy tamten skutecznie odwracał wzrok.
– Tak, zrobiłbym to. A teraz zejdź mi z drogi, obiecałem ci niespodziankę i dotrzymam słowa. Możesz nakarmić kota, ja za chwilę zrobię coś dla nas. – Chanyeol wyminął Byuna. Ocierając przypadkowo ramieniem o jego ramię, poczuł niesmaczny prąd muskający jego ciało. Pokręcił głową i zniknął za drzwiami, po czym przekręcił klucz.
◄►
Podczas jedzenia puchatych naleśników z truskawkami i bananami Baekhyun wydawał się człowiekiem z innej planety. Przeżuwał tak intensywnie i szybko, aż trzęsły mu się uszy. Normalnie pewnie zjadłby mniej niż połowę śniadania, ale nie wtedy, gdy było to coś słodkiego. Po wepchnięciu w siebie dwóch ciepłych placków miał wyraźnie dość i tym razem nie oszukiwał nikogo, nawet samego siebie. Na tak przyjazny widok Chanyeol aż zaśmiał się do siebie, układając sobie na talerzu kawałki skrupulatnie pokrojonych owoców.
– Mógłbym jeść takie codziennie. – Malarz westchnął, łapiąc się za brzuch. – Czemu wcześniej podawałeś mi takie obrzydlistwo?
– Tamto jedzenie nie jest paskudne, a tego nie możesz jeść codziennie, bo będziesz gruby albo dostaniesz cukrzycy – odparł Park, po czym zrobił spory łyk ze swojego ukochanego kubka, w którym czekała na niego zimna już kawa.
– Wszystko mi jedno – burknął, opierając brodę na dłoniach. Intensywnie wpatrywał się w młodszego mężczyznę przed sobą, uważnie obserwując każdy jego najdrobniejszy gest.
– Coś się stało? Jestem brudny? – zapytał czarnowłosy z pełnymi ustami, odruchowo przecierając oba policzki dłońmi.
Starszy pokręcił leniwie głową i zaraz wrócił do swego zajęcia. Nigdy zbytnio nie interesował się ludźmi, ale teraz przeszło mu przez myśl, że może w nich powinien szukać inspiracji, że może powinien zacząć malować przygarbione nad stołami postaci, które jedzą, piszą, rysują, marszczą brwi nad trudnymi decyzjami, jakie przyszło im podjąć. Przekrzywił głowę, uznając, że ten pomysł nie był wcale takie zły. Mimo to potrzebował, by ktoś służył mu za modela, a nie prosił nikogo o pomoc. Dlatego też błyskotliwa idea prędko wylądowała w jednej z szuflad jego umysłu.
Chanyeol zaś nie dociekał już dłużej. Skoro Byun nie miał nic lepszego do roboty, mógł mu się bezkarnie przyglądać. Nie musiał za to płacić. Na sekundę podniósł tylko wzrok, a ich oczy spotkały się w niebezpiecznie magicznym punkcie. Park miał wrażenie, jakby coś przeszyło mu duszę, aż końcówki jego uszu zrobiły się ceglastoczerwone. Przygryzł wargę, odsuwając od siebie pusty już talerz. Dokończył w pośpiechu pobudzający napój, o mało się nim nie krztusząc, a później włożył naczynia do zlewu i zakasał rękawy z zamiarem pozbycia się góry brudnych talerzy.
– Zostaw to – odezwał się cicho Baekhyun, odkładając pusty kubek po herbacie. – Ja… Ja to zrobię, jak wrócimy – wymamrotał coś, co było u niego czymś zupełnie nowym. Chcąc uniknąć pytań, kontynuował: – Przyjmij to jako formę podziękowania za mieszkanie, okej?
– Niech ci będzie – odrzekł brunet i wzruszył ramionami. – Zbierajmy się, bo inaczej nie pokażę ci mojej niespodzianki.
W ciepłych kurtkach i wygodnych butach opuścili mieszkanie Chanyeola. Gdy byli już na zewnątrz, malarz od razu ruszył w kierunku samochodu. Młodszy zatrzymał go w porę, chwytając chudy nadgarstek swoją dużą dłonią. Nieme pytanie wymalowane było w oczach niższego, jak gdyby wielki czerwony znak zapytania widniał na jego zmarszczonym czole.
– Nie jedziemy samochodem – powiedział dobitnie. – Przejdziemy się dzisiaj. Nie jest specjalnie zimno.
Byun skinął głową, ruszając zaraz za brunetem. Ich droga była przepełniona milczeniem. Raptem dyskretne gesty tkały nieśmiałą rozmowę toczącą się między dwójką dorosłych mężczyzn. Tu Chanyeol powstrzymał Baekhyuna przed wtargnięciem na jezdnię na czerwonym świetle, tam przyciągnął go do siebie, aby uniknął zderzenia z inną osobą, w innym miejscu ostrzegł go przed stopniami czy osuniętą płytą chodnika.
– Jesteśmy na miejscu – zabrał w końcu głos, gdy zatrzymali się przed czymś co wyglądało jak wejście na ogromne targowisko.
Podnosząc z wolna głowę co kilka ulic, malarz nie wykazywał zainteresowania okolicą. Nie zachwycało go nic poza czubkami własnych butów. Lecz stojąc przed morzem straganów i kolorowych stoisk, w jego oczach zatańczyły wesołe ogniki. Pod wpływem impulsu ścisnął dłoń swojego towarzysza i pisnął cicho, unosząc się na palcach. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Zamrugał kilkakrotnie, upewniając się, czy aby na pewno nie śni.
– Czy my jesteśmy w… – urwał, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.
– Tak, to dzielnica Hongdae. Zabrałem cię tutaj, żebyśmy się jakoś rozerwali. Byłeś tu kiedyś?
– Jasne, jako dziecko milion razy przychodziłem tu z rodzicami – paplał podniecony Baekhyun, drżąc wewnętrznie.
– Teraz też mógłbyś tu z nimi przyjść. W końcu to nic złego.
– No, właśnie, nie ma takiej możliwości. – Głos starszego nagle stał się chłodny jak podmuch wiatru, który przesmyknął się przez ich włosy.
– Dlaczego?
– Moi rodzice… – zaczął cicho Byun, ukrywając w kieszeniach kurtki zaciśnięte w piąstki dłonie. – Moi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, jak miałem szesnaście lat.
– Przykro mi – odpowiedział Chanyeol z wyraźną nutą żalu w głosie. – Może w takim nie powinienem był cię tu zabierać?
– Nie, jest w porządku. Minęło naprawdę sporo czasu, odkąd ostatni raz tu byłem – mruknął malarz, wysilając się na blady uśmiech, w którym było więcej fałszu niż w źle zaśpiewanej frazie piosenki przez nieudolnego śpiewaka.
Tak oto ruszyli wzdłuż ulicy, po której – mimo niezbyt sprzyjającej pogody – włóczyło się bardzo dużo ludzi, od nastolatków poprzez rodziców z dziećmi, aż do starszych par prowadzących się pod rękę. Mijając skupiska straganów, Baekhyun nie wiedział, w czym zanurzyć spojrzenie. Barwne koszulki, mieniące się w słabych promieniach błyszczące breloczki, okulary przeciwsłoneczne i interesujące widokówki. Każda z tych rzeczy na parę krótkich sekund kradła jego uwagę. Gdy przechodzili obok stoiska ze słodyczami, żołądek mężczyzny zawarczał groźne, prosząc o cukrową watę i kilka tasiemek kwaśnych żelek.
Niestety, ku zasmuceniu i rozczarowaniu Byuna, Chanyeol odciągnął go z dala od ziejących cukrem smakołyków. Nawet szczenięce spojrzenie nic nie pomogło. Niechętnie więc poszedł w kierunku ujmujących pocztówek, zostawiając cukierki za sobą. Czasami jego łakomstwo było niepohamowane i to właśnie był ten czas, lecz młodszy dosadnie przekazał mu wcześniej, że nie ma zamiaru skakać dookoła niego z lekarstwami czy pilnować jego diety. Odpuścił, skupiając się na czymś innym.
Wkrótce dostrzegł w oddali zabawne okulary i peruki. Nie bacząc na to, że czarnowłosy przyglądał się taniej i słabej jakości bazarowej biżuterii, szarpnął go za rękaw, niemal wykręcając mu rękę. Podekscytowanie Baekhyuna było dużo większe niż on sam.
– Au, au! Baekhyun, puść – prosił Chanyeol, starając się nie przewrócić, gdy jego nogi same plątały się w szaleńczym biegu za jasnowłosym malarzem.
– Zobacz, Chanyeol. Jakie to fajne! – krzyczał Byun, skupiając na sobie wścibskie i drwiące spojrzenia innych przechodniów.
Zatrzymał się w niespodziewanym momencie i gdyby brunet był mniej uważny, z pewnością wpadłby na niego i zaraz obaj leżeliby na ziemi poturbowani. Dysząc głośno z euforycznym uśmiechem na pobladłych wargach, lustrował wzrokiem gadżety w kolorach tęczy. Chwilę później zerknął na Parka i roześmiał się głośno.
– Przymierz to – poprosił, sięgając po opaskę z kocimi uszami.
Dosłownie po sekundzie głowę młodszego zdobiły dwa białe uszka, w uroczy sposób kontrastując z kolorem jego włosów. Baekhyun sięgnął po leżące na stoisku lusterko i podsunął je drugiemu pod sam nos. Patrząc na zmarszczoną w grymasie niechęci twarz, wyglądał, jak gdyby mocno się nad czymś zastanawiał. Nie spodziewał się, że z czoła bruneta tak szybko znikną brzydkie zmarszczki, a na jego usta wkradnie się słaby uśmiech.
– Nie wyglądam aż tak źle – skomentował Chanyeol, oglądając się z różnych perspektyw. – Może nawet dałbym się skusić na taki zakup.
Rozpromieniony i ożywiony malarz naprędce sięgnął więc po drugą parę kocich uszu i nałożył sobie na głowę. Bezwarunkowo nakazał kupić obie opaski, po czym wyjął z kieszeni telefon i włączył aparat. Gdy czarnowłosy nie patrzył, pstryknął mu trzy szybkie zdjęcia. Udał jeszcze, że sprawdza godzinę i robi sobie samemu kilka fotek, zanim zażądał wspólnego zdjęcia. Choć kąciki jego ust unosiły się w nie do końca szczerym geście, gdzieś głęboko był wdzięczny za taką błahostkę.
Przez następną godzinę zatrzymywali się przy bazarach z najróżniejszymi głupstwami. Jedne były bardziej absorbujące i niedorzeczne, inne zwyczajnie niesmaczne i godne pogardy, a mimo to poświęcili im odrobinę czasu, jakby był to ich ostatni dzień. Po takim maratonie byli bardzo zmęczeni. Zwłaszcza Baekhyun, który co pięć minut narzekał, jak bardzo bolą go nogi i że wieczorem będzie miał opuchnięte kostki. Park przewracał tylko oczami, by natychmiast zostać zaciągniętym do kolejnego stoiska. Ostatecznie beztroska zabawa dobiegła końca i stanęli przed jedną z wielu miejscowych restauracji.
– Co chcesz zjeść? – zapytał młodszy, przepuszczając Byuna w drzwiach. Nie chciał, by tamten przez przypadek dokądś uciekł. – Ryż? Makaron?
– Chcę mandu – odparł bezapelacyjne jasnowłosy, pocierając jedną dłoń o drugą, by je rozgrzać.
– Dobrze, będą mandu. – Ramiona Parka opadły bezwładnie, kiedy podążał, aby znaleźć wolny stolik.
Zajęli miejsce w sąsiedztwie dużego okna tuż przy wejściu po lewej stronie, by dzięki temu móc przy okazji obserwować uliczny ruch. Złociste liście bez wysiłku spadały z drzew wprost na głowy spieszących się przechodniów, co przyciągnęło uwagę Baekhyuna. Spodobało mu się to. Mógł patrzeć na innych bezkarnie, a nawet śmiać się z nich, lecz na to nie miał ochoty. W odpowiedniej chwili zamówił dla siebie małą porcję klusek i zieloną herbatę, pozwalając młodszemu za wszystko zapłacić.
◄►
Do mieszkania Chanyeola dotarli, gdy słońce kładło się na horyzoncie gorzkimi promieniami w kolorze pomarańczy. Wysuszony brąz tańczył nad smutną niewidzialną linią, która co parę minut pochłaniała kolejne części rażącej blaskiem kuli, by w końcu połknąć ją w całości. Malarz jak zwykle zdjął buty i niedbale kopnął je w róg przedpokoju, powiesił na wieszaku swój płaszcz i wszedł do przytulnego salonu, rzucając siatkę z wyproszonymi zakupami. Przypomniawszy sobie o złożonej obietnicy, udał się do kuchni, powłócząc nogami. Mimo wszystko zakasał rękawy i napuścił do zlewu ciepłej wody, aby już po chwili zmywać z naczyń zaschnięte resztki śniadania.
– Jesteś pewien, że chcesz to robić? – zapytał brunet nieco drażniącym tonem, opierając się o brzeg najbliższej szafki. – To mój dom, więc ja powinienem to zrobić.
– Dam sobie radę – odpowiedział dzielnie Byun, ustawiając kolejne talerze na suszarce.
– Podobał ci się dzisiejszy dzień? – Park nie chciał dać za wygraną i zostawić starszego samego, by pogrążył się we własnym świecie, dlatego usiadł przy stole, nalewając sobie wodę do kubka.
– Bywały lepsze – burknął mężczyzna, dokładnie dociskając szmatkę do plam tłuszczu, które nie chciały się domyć. – Ale nie było tak źle.
Niesamowicie zafascynowało Chanyeola to, jak nastrój Baekhyuna zmienił się od chłodnego południa aż do tej pory. Dałby uciąć sobie głowę, że widział kilka jego twarzy, jakby cierpiał na zaburzenia osobowości. Z drugiej strony jednak wierzył, że mężczyzna taki po prostu jest, że to jego natura, taki charakter. Życie kształtuje każdego człowieka jak woda drążąca dziurę w skale. Może właśnie w nim wyżłobiła coś tak dziwnego i unikatowego, że nie jest to chorobą, a po prostu organicznym elementem jego jako człowieka.
Opierając brodę na dłoni, przyglądał się szczupłej sylwetce, raz po raz pociąganej niewidzialnym sznurkiem losu, by odłożyła wymyte naczynie czy odgarnęła z czoła opadające na nie włosy. W mdłym świetle sączącym się z żarówki w okapie brunet pomyślał, że mógłby rozmyślać nad tym widokiem każdego dnia. Przydałby mu się ktoś, kto krzątałby się w jego kuchni, szurając rano i wieczorem za dużymi kapciami i ktoś, kto być może zakrzątałby się również w jego sercu, pozostając tym samym na dłuższą chwilę u jego boku.
– Skończyłem – zawołał malarz zmęczonym głosem, opierając się rękami o blat stołu. Zerknął pytająco na młodszego. – Gapiłeś się na mnie – stwierdził podejrzliwie.
– Nawet jeśli tak, to co? Czy jest coś złego w tym, że przyglądałem się drugiemu człowiekowi? – Bronił się Park, nie oczekując odpowiedzi na żadne z postawionych pytań. Czym prędzej wstał od stołu, nie zostawiając czasu na dalszą dyskusję. – Powinieneś się wykąpać i położyć. Jesteś zmęczony. Poza tym dziękuję za umycie naczyń!
Znikając w ciemnym zaciszu salonu z laptopem na kolanach, Chanyeol postanowił zająć się pracą. Jakieś pół godziny później usłyszał szum wody płynącej spod prysznica, a później ciche dźwięki mokrych jeszcze stóp idących w stronę sypialni. Skupił się jednak na szkicowaniu nowego projektu na swoje zajęcia. Codzienne drobnostki nie mogły wchodzić mu w paradę ze szkołą, jeśli chciał wystarczająco zadowolić swoją wymagającą matkę. Westchnął, przeczesując palcami splątane przez wiatr włosy. Rozłożył bezradnie ręce i nagle poczuł pod palcami śliski materiał reklamówki.
Zaciekawiony otworzył ją i przeglądał przedmioty, które sam kupił. Opaski z kocimi uszami, przy których Baekhyun promiennie się uśmiechał, a jego usta uformowały zabawny prostokącik. Przeciwsłoneczne okulary z różowymi oprawkami. Przy ich zakupie malarz udawał światową gwiazdę. Małe pudełko kwaśnych żelek, o które Byun w końcu go ubłagał. Szeroki uśmiech ozdobił jego usta. Bezpiecznie odłożył na bok pamiątki z wypadu na Hongdae. Owszem, było go stać na wiele więcej, ale nie chciał zaciągać starszego do drogich miejsc. Wolał, by obaj czuli się komfortowo i nie przejmowali się innymi.
◄►
Godzina na wyświetlaczu w telefonie już dawno przekroczyła północ, kiedy Chanyeol prawie bezszelestnie wsunął się pod chłodną kołdrę. Bardzo przy tym uważał, żeby nie obudzić Baekhyuna, który najwyraźniej smacznie spał od dobrych kilku godzin. Położywszy się na plecach, westchnął cicho, po czym przewrócił się na bok. Choć noc była bezksiężycowa i zdawało się, że nic nie może zakłócić jego rytmu snu, nie potrafił zasnąć. Leżał więc nieruchomo, raz po raz ciężko wypuszczając z ust powietrze, jakby wiązało się to z nadmiernym wysiłkiem.
– Ty też nie możesz spać, co? – spytał malarz zachrypniętym głosem, układając ręce wzdłuż ciała jak robią to ludzie w szpitalu.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie zasnąłeś ani na minutę, odkąd się położyłeś? – odpowiedział Chanyeol, przekręcając się na plecy.
– Nie.
Wlepiając nieobecne spojrzenie w sufit, malarz błądził myślami od jednego wydarzenia z minionego dnia do drugiego. Wcześniej odnosił wrażenie, że jakaś cząstka jego serca poruszyła się i pewne emocje ożyły, nawet jeśli sobie tego nie życzył, lecz w jednym momencie stwierdził, że to absurd. Schował wszystko do małego pudełeczka i zamknął niewidzialną kłódką, by niechciane uczucia już nigdy się nie pojawiły. Większość uśmiechów udawał, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Czasami zwyczajnie nie reagował na słowa czy gesty innych. Wolał być obojętny.
– O czym myślisz? – Park przysunął się nieco bliżej i patrzył na pustą twarz, która w mroku wyglądała poniekąd smutno.
– O niczym – mruknął Baekhyun, napotykając wzrok młodszego. Na jego ustach na parę krótkich chwil zabłądził szelmowski uśmiech.
Odwrócił się plecami do Chanyeola, wsuwając złożone dłonie pod zmęczony policzek. Bardzo chciał zasnąć i odciąć się od tego, co nie dawało mu spokoju. Nie umiał zapanować nad własnym umysłem, dlatego mocniej zacisnął oczy, bardzo pragnąc wyzbyć się tego, co było niepotrzebne. Słyszał, jak brunet spokojnie wrócił na swoje miejsce. Wraz ze słodkim szelestem materiału ułożył się wygodnie i prawdopodobnie zasnął, gdyż jego oddech wreszcie był równomierny.
A Byun, chociaż mocno chciał, tej nocy nie zmrużył oka. Niebezpieczne demony tańczyły groteskowy balet, jak tylko przymykał powieki. Dopóki więc słońce nie zaczęło budzić się w porannym uniesieniu, z nieskalaną impertynencją szukał ratunku w śnieżnobiałej warstwie farby, która w skrajnym przypadku mogła co najwyżej pozbawić go życia.
Z transu otrząsnął się, widząc podnoszącego się z łóżka Chanyeola. Usiadł powoli i zakręciło mu się w głowie. Potrząsnął nią delikatnie, słysząc nieoczekiwany szum, jakby ogromny pociąg przejeżdżał tuż obok niego. Odetchnął z trudem. Nieuchwytny ciężar zgniatał mu pierś niepohamowaną mocą. Położył się znów na łóżku, przykuwając uwagę Parka.
– Wyglądasz okropnie. Czy coś się stało?
– Nie spałem – wymamrotał malarz, przekręcając się na bok i zakrywając kołdrą po same uszy.
– W takim razie poleż jeszcze trochę. Przygotuję śniadanie, ale jak będziesz spał, to nie będę cię obudził. – Miły uśmiech, jaki wtedy wygiął jego usta, mógłby roztopić nawet lód, lecz Byun nie widział go ani przez sekundę.
W zamian za to rzeczywiście udało mu się utonąć w szerokich ramionach Morfeusza. Widocznie tajemnicze małe stwory zmęczyły się wybieganiem zza kulis ciemności i postanowiły zasiąść na niewygodnych krzesłach, czekając na lepszy moment.
◄►
– Baekhyun, jest już południe. Muszę wyjść na zakupy – mówił brunet niepewnym głosem, z wyczuciem głaszcząc szczupłe ramię.
– To idź – odburknął starszy, nie wyściubiając nosa ze swej kryjówki.
Słysząc trzask drzwi, Byun tylko ciaśniej owinął się kołdrą. Nie miał ochoty na nic. Nie miał też zamiaru robić czegokolwiek. Krótką wymianę zdań z Chanyeolem uznał za największe osiągnięcie tego dnia, a i tak czuł się, jakby to było zbyt wiele. Pomyślał o cofnięciu czasu i niewypowiedzeniu tych kilku słów, jakie nagle wydały mu się zbędne i nieistotne. Równie dobrze mógł machnąć ręką czy przytaknąć skinieniem głowy.
Sklep ewidentnie musiał znajdować się bardzo blisko, bo już po piętnastu minutach znajome szuranie dało znać o obecności czarnowłosego w mieszkaniu. Echo niosło również hałas, jaki robiły siatki z zakupami. Baekhyunowi w jednej chwili zrobiło się niedobrze, a żołądek prawie mu się skręcił, ale powstrzymał odruch wymiotny, decydując się na wystawienie twarzy do słońca dla własnego bezpieczeństwa. Jednocześnie nawiedziła go wizja śmierci. Przecież gdyby tylko zrobił jakiś nieświadomy czy niefortunny ruch, wkrótce mógłby nie żyć.
Zaśmiał się.
– Wstajesz? Będę gotował obiad. Chcesz zjeść dziś makaron czy ryż? A może kluski, tak jak wczoraj? – spytał Chanyeol, stając przy łóżku z rękami opartymi na biodrach.
– Jestem jeszcze zmęczony. Nie będę niczego jadł.
– Jak to? Śniadania też nie tknąłeś, a stało na stole aż do teraz. – Głos Parka zadrżał niecierpliwie i niepewnie. Martwił się.
– Zostaw mnie w spokoju. Idź sobie gotuj czy co tam innego robisz – odpowiedział beznamiętnie Byun, spoglądając na twarz młodszego, na której wychwycił cień niepokoju. – I nie patrz na mnie w ten sposób. Nie chcę twojej pomocy, więc po prostu wyjdź.
Wzruszając obojętnie ramionami i uciekając wzrokiem, Chanyeol w czterech krokach wycofał się z pokoju, jak najciszej zamykając za sobą drzwi. Przez moment rozsądek podpowiadał mu, by wrócił, przysiadł na brzegu łóżka i zapytał, co się dzieje. Zrezygnował, zdając sobie sprawę, że do niczego to nie doprowadzi, a tylko bardziej rozjuszy Baekhyuna lub nawet go zasmuci. Położył więc dłoń na chłodnym drewnie, zastanawiając się nad tym, czy popełnił jakiś błąd, czy powiedział coś nie tak, czy spojrzał jakoś krzywo. Odszedł ze spuszczoną głową, stwierdzając, że naprawdę lepiej będzie, jak zajmie się gotowaniem.
Tymczasem malarz bił się z własnymi myślami. Miał ochotę rozedrzeć pościel, która nie grzała go nawet odrobinę. Choć w głowie szalał mu istny huragan, on sam pozostał w zastygłej pozycji, leżąc na boku i wpatrując się w metalową klamkę. Na wskroś przeszywało go wrażenie, że jest zwiędłą roślinką i nie jest już nikomu potrzebny, bo przepiękny kwiat stracił krzykliwe płatki. Skulił się bardziej, przyciskając do piersi zmięty materiał. Chciał płakać, ale nie mógł. Chciał krzyczeć, ale brakowało mu sił. Jedyne, na co było go stać, to przymknięcie oczu i sen przez kolejne kilka godzin.
◄►
– Długo już tak śpi? – Kyungsoo usiadł w wiklinowym fotelu i założył nogę na nogę.
– Wczoraj nie wyszedł w ogóle z łóżka – odpowiedział Chanyeol powoli. – Czego się napijesz? Kawy? Herbaty?
– Herbata będzie w porządku.
Wracając z dwoma dużymi kubkami parującej i pachnącej herbaty, brunet kolejny raz rozważał, czy powiedzieć wszystko Do. Podał mu ciepły napój, uśmiechając się przy tym szeroko i niezręcznie. Spodziewał się tej wizyty, ale to nie on miał zajmować się gościem. Przyjaciele umówili się, że Kyungsoo wpadnie do Parka, żeby móc spędzić trochę czasu z malarzem tuż po wyjściu ze szpitala. Siedzieli więc teraz we dwóch, nie bardzo wiedząc, do jakiego tematu nawiązać. Starszy odruchowo przemykał wzrokiem po wszystkich ścianach wcale nie szykownie urządzonego pomieszczenia i skrycie zachwycał się delikatnym pięknem.
– Czy Baekhyun zachowywał się tak wcześniej? – zapytał nagle Chanyeol, wyrywając Do z zamyślenia.
– Nie jestem pewien. Zdarzało nam się, że nie widywaliśmy się nawet miesiąc, a przez telefon niewiele można ustalić. Sam wiesz, jak jest – wyjaśnił, po czym sięgnął po białe naczynie i zrobiwszy łyk, zacisnął wargi.
– Nie chce ze mną rozmawiać. Nie chce jeść. Był zły, jak chciałem położyć się spać, więc zająłem kanapę. – Czarnowłosy westchnął niecierpliwie, jego drżący oddech zmącił idealny ruch snującej się pary. – Może jest chory, ale nie chce mi powiedzieć. Nie wiem. Niepokoi mnie to.
– Może powinieneś spytać kogoś, kto znał go przede mną – zasugerował pewnie Kyungsoo, patrząc młodszemu prosto w oczy.
– Co masz na myśli?
– Zadzwoń do jego rodziców.
– Ale przecież… rodzice Baekhyuna nie żyją – odrzekł zbity z tropu Chanyeol, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Tak ci powiedział? – zapytał rozbawiony Do, a gdy tamten skinął, roześmiał się na głos. – Jego rodzice żyją i mieszkają w Jeonju. Jeśli skłamał, to musiał mieć jakiś powód, ale przecież każdy z nas ma swoje sekrety, prawda?
– Tak, masz rację – zgodził się Park, a w jego głosie brzmiała nuta wahania. – Ja na przykład byłem żonaty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz