– Ale to jeszcze nie wszystko. – Chanyeol
uniósł dłoń, sugerując malarzowi, żeby jeszcze nie zabierał głosu. Odetchnął z
ulgą, pozbywszy się ciężaru tajemnicy o swym rozwodzie i niezliczonych
kłamstwach, które gościły w jego życiu. – Zauważyłeś może, że moja matka jest
wobec mnie bardzo szorstka i oziębła. – Baekhyun skinął lekko głową, delikatnie
muskając palcami wierzch dłoni bruneta. – To dlatego, że nigdy jej nie
słuchałem. Od dziecka robiłem, co chciałem, chociaż ona miała inne plany wobec
mnie. Miałem być lekarzem, miałem grać na pianinie, miałem znać przynajmniej
trzy języki, a kiedy skutecznie to wszystko odrzucałem, denerwowała się. Na
początku wybrałem koszykówkę ponad instrument, później wolałem czytać mądre
książki i poszerzać wiedzę, niż wysłuchiwać politycznych wystąpień, najgorszą rzeczą
było to, że odrzuciłem studia medyczne. Wybrałem, się na architekturę, ale
postawiła mi warunek. Jeśli nie wezmę choćby psychologii jako drugiego
kierunku, zrujnuje moją wymarzoną karierę.
Starszy spojrzał na swojego gościa z
niedowierzaniem, z jego ust wyrwało się nieposkromione sapnięcie. Pokręcił
głową, zastanawiając się, co było gorsze. Jego pełni nienawiści i nietolerancji
rodzice czy matka Parka, która od początku do końca zaplanowała życie swego
syna i postanowiła je zniszczyć, gdy zaczął odstawać od wyznaczonych przez nią
norm.
– Ponoć matki powinny wspierać swoje dzieci –
powiedział Baekhyun z kpiącym uśmieszkiem błąkającym się po jego ustach.
– Moja matka wspiera swoje dziecko, to
młodsze, Sehuna. A on robi wszystko tak, żeby ją zadowolić i nawet jeśli
rzucając paskudne oskarżenia pod twoim adresem, przyznał się, że był w miejscu,
które nie jest godne pochwały, nie wspomniała słowa o tym, że jej się to nie
podoba. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Taka już jest. Odkąd Sehun zaczął
robić to, o co go prosiła, ja odszedłem gdzieś daleko na drugi plan. Stałem się
„tym gorszym” dzieckiem, bo miałem własne marzenia i plany na przyszłość. Nie
rozumiałem, dlaczego chce zrobić ze mnie kogoś, kim ja być nie chciałem.
– A ojciec? – wtrącił dyskretnie malarz.
– Ojca nic to nie obchodziło. Całe dnie
siedział w firmie, zajmował się swoimi sprawami. Dopóki do jego uszu nie
docierały żadne skargi na temat matki czy nas dwóch, nie interesował się tym,
co dzieje się w domu – odpowiedział szczerze czarnowłosy. – Raz nawet
próbowałem mu powiedzieć, że mama zmusza mnie do pójścia na zajęcia z gry na
instrumencie, ale wyprosił mnie za drzwi. Powiedział, że przeszkadzam mu w
pracy, a na biurku widziałem tylko butelkę whisky, która i tak była już do
połowy opróżniona.
– Kiedy coś mnie dręczyło, to wymykałem się w
nocy z domu, żeby móc popatrzeć na gwiazdy. Zawsze pomagało, do czasu, gdy
mieszkałem w domu – mruknął Baekhyun bardziej do siebie, a później posłał
brunetowi smutny uśmiech. – Poza tym wygląda na to, że świetnie się dobraliśmy
– zażartował.
Długą chwilę siedzieli w ciszy, którą
rozpraszało tylko pomrukiwanie Momo. Kotka leżała obok nich na materacu,
wygrzewając się w słabych promieniach południowego słońca. Co rusz przewracała
się z jednego boku na drugi lub tarzała się na plecach, ukazując swoje iście
dziecięce oblicze.
Nieoczekiwanie Park chwycił w swoje dłonie
dłoń Byuna, na co ten aż podskoczył, wyrywając rękę z niepewnego uścisku.
Odwrócił się plecami, czując łaskoczące dreszcze na całym ciele. Nie zauważył
nawet, jak jego policzki zaróżowiły się ze wstydu. Bardzo niedokładnie potrafił
przypomnieć sobie to uczucie, więc nie zagłębiał się w nie, tylko podniósł się
na równe nogi. Zostawiając Chanyeola samego z Momo, poszedł do kuchni i
postawił czajnik pełen wody na kuchence.
– Chcesz herbaty? – spytał po chwili, obiema
rękami chwytając się framugi i przechylając do przodu. – A może kawy?
W tamtym momencie to czarnowłosy poczuł
ciepło uderzające do twarzy. Jego duże uszy zrobiły się ceglasto czerwone,
kiedy niechcący ujrzał szczupły brzuch malarza, gdy jego podkoszulek podsunął
się do góry. Wybełkotał, że woli napić się herbaty i nagle całą uwagę skupił na
leniuchującej kotce. Zaczął ją drapać za uszami, a potem nawet delikatnie
przyciskał poduszki jej łapek i uśmiechał się przy tym jak dzieciak.
Zapominając o tym jakże zbyt osobliwym widoku, wrócił myślami do tego, co
mężczyzna wyznał mu o sobie i wciąż nie mógł w to uwierzyć.
Owszem, może czasami Byun był nie do
zniesienia, ale z pewnością był inny, kiedy był młodszy. Nie do końca rozumiał
też podejście rodziców chłopaka. Oczywiście, był to szok. Sam chyba
zareagowałby podobnie, widząc swojego ukochanego syna w ramionach innego
mężczyzny, ale spróbowałby to zaakceptować. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Możliwe, że na jakiś czas przestałby rozmawiać z dzieckiem, ale nie odwróciłby
się od niego zupełnie i jeszcze na dodatek by go nie okradł. To byłoby już
podłe.
– Masz – rzucił Baekhyun, wręczając
Chanyeolowi nieco obtłuczony kubek z gorącą herbatą. – Może nie wyszła lura.
Musiałem zrobić dwie herbaty z jednej saszetki. Zapomniałem zrobić zakupy.
Teraz widzę, czym to się kończy.
– Chcesz, żebym poszedł z tobą coś kupić? –
spytał Park i upił łyk ciepłego napoju. Nie był taki zły, dlatego jego wargi
wykrzywił radosny grymas. – Nie, mam lepszy pomysł – wypalił, zanim starszy
zdążył cokolwiek powiedzieć. – Mieszkaj z powrotem u mnie. Z tobą mi wygodniej,
bo wiem, że jedzenie się nie zmarnuje, jeśli ugotuję za dużo. No i ogólnie jest
jakoś tak milej, przynajmniej mam towarzystwo.
– A co z kotem? – mruknął malarz, lekko
wydymając wargę, kiedy głaskał Momo z największą czułością.
– Zabierz go ze sobą. Jeśli chcesz, możemy
jechać do mnie nawet dzisiaj, co ty na to?
Przez parę minut, które zdawały się ciągnąc w
nieskończoność, Baekhyun zastanawiał się, jaką decyzję powinien podjąć. Z
jednej strony lubił być niezależny i samotny, chciał żyć według własnych zasad,
nie myśleć o niczym i nie troszczyć się o sprawy dnia codziennego. Zawsze był
Kyungsoo, przynoszący mu obiady, a czasami nawet i całe siatki z zakupami. Z
drugiej strony zauważył, że Chanyeol również się o niego troszczy. Co prawda,
nie umoralniał go, nie tłukł do głowy bezowocnych kazań, tylko zwyczajnie się
nim zajmował. Kupił mu też ubrania i ofiarował czas, by posłuchać bezdusznej
opowieści oraz wyjawić swój własny sekret.
Byun powoli podniósł wzrok na twarz bruneta.
Zacisnął delikatnie suche wargi, przyglądając mu się uważnie. W oczach, które
nieznacznie pociemniały zapewne dzięki światłu, widział te same uczucia, które
poczuł niedługo wcześniej. Ciepło, bliskość, troskę, zmartwienie. Nie pamiętał,
kiedy ostatni raz ktoś traktował go w ten sposób. Bladoróżowy rumieniec
zabłądził na jego policzkach, przez co zawstydzony musiał spuścić głowę,
wlepiając spojrzenie w wyblakły wzorek na materacu. Nagle zadrżał. Zacisnął
mocniej palce na uchu kubka. Nie mógł pozwolić sobie na słabość. Nie chciał, by
jakiekolwiek emocje wchodziły mu w drogę i sterowały jego życiem.
– Dobrze – odparł mimo wszystko,
niepotrzebnie poprawiając swą brudną koszulkę. – Spakuję się szybko, przebiorę
i możemy jechać. Ale musisz pozwolić mi zabrać sztalugę i kilka rzeczy do
malowania. – Byun uniósł ostrzegawczo palec, co wyglądało dość zabawnie, lecz
jego wyraz twarzy sugerował, że jest śmiertelnie poważny.
Zakrywając usta dłonią, Park zaśmiał się
cicho. – Przecież nie opuszczasz tego mieszkania na zawsze. To tylko kilka dni,
tak na próbę. Poza tym nie wyzdrowiałeś do końca. Dziwię się, że nie wzięło cię
coś poważnego. Chodzisz tylko w bieliźnie i koszulce, a tutaj jest zimno, jak
dla mnie nawet za zimno. – Czarnowłosy upił kolejny łyk herbaty, dopiero teraz
wyczuwając lekko cytrynowy posmak. – Jak już będziesz w pełni sił, to wrócisz
tutaj. Czyli za jakieś pięć dni. Wytrzymasz tyle?
Malarz odpowiedział szybkim skinieniem głowy.
Jak tylko opróżnił swój kubek, zabrał się za upychanie swetrów i spodni z
rozklekotanych szuflad do torby, którą udało mu się znaleźć. Chanyeol tylko
obserwował go z ukosa. Zagryzał wargi, żeby się nie roześmiać, gdy starszy
bezskutecznie upychał kolejne ubrania kolanem. Odsuwając na bok domagającą się
uwagi kotkę, wstał, a później zręcznie pomógł Baekhyunowi zasunąć jego
niewielki bagaż.
– Ubierz się. Nie mam zamiaru tłumaczyć się
przed sąsiadami, dlaczego przywiozłem do siebie kogoś tak wyrozbieranego. –
Brunet rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, wymownie poruszając brwiami.
Na ustach malarza zagościł za to znaczący
uśmieszek. Chwilę mierzył Parka wzrokiem, aż w końcu prychnął cicho, kręcąc
głową. Pospiesznie wciągnął na siebie jakieś podarte dżinsy i włożył gruby
golf, który miał pod ręką. Doskonale pamiętając o swej ukochanej Momo, do
siatki spakował jej miseczki i gałganek, który służył kotce jako zabawka.
Ustawił wszystko w korytarzu i wziął zwierzę na ręce, mówiąc do niego po cichu.
Gdy Chanyeol raczył pojawić się, by włożyć buty i kurtkę, Byun zwrócił się w
jego stronę.
– Ty znosisz bagaże. Ja muszę zająć się
kotem. – Po tych słowach wyszedł z mieszkania przepełniony swą wybujałą dumą, z
głową uniesioną wysoko.
◄►
Mimo niechęci Baekhyuna co do wstąpienia do
supermarketu, poszli tam. Już dojeżdżali do mieszkania Parka, kiedy nagle
przypomniało mu się, że to on koniecznie potrzebuje uzupełnić zapasy.
Oczywiście jasnowłosy przewrócił oczami i na sklepowym parkingu powiedział, że
posiedzi i poczeka, jednak młodszy uparcie nalegał, nie puszczając drzwi.
Obawiając się, że zamarznie na śmierć od tego silnego wiatru, Byun wysiadł z
auta i kręcąc głową, ruszył za swym towarzyszem.
Jego prawdziwy instynkt z zawrotną szybkością
obudził się w sklepie. Białe półki kuszące produktami w kolorowych opakowaniach
przykuwały uwagę na dłużej, niż powinny. Właśnie przez to malarz został daleko
w tyle, podczas gdy Chanyeol miał już w swoim koszyku ryż, jajka i kilka innych
niezbędnych produktów. Przestępując nerwowo z nogi na nogę w alejce ze
słodyczami, Baekhyun miał ochotę zabrać ze sobą wszystko. Odetchnął ciężko,
powtarzając sobie, że nie powinien nadużywać grzeczności bruneta. Dlatego już
kilka minut później niósł całe naręcze kwaśnych żelek z sokiem wymieszanych z
opakowaniami waty cukrowej i lodów o smaku gumy balonowej. Miał szczęście, że
nic nie wypadło mu po drodze.
– Czyś ty zwariował? – zapytał cicho Park,
marszcząc brwi i otwierając ze zdziwienia usta. – Zjesz to wszystko?
– Jasne. – Wrzucając rzeczy do koszyka, Byun
uśmiechał się jak dzieciak. Spojrzał na czarnowłosego szczenięcym spojrzeniem i
zamrugał w uroczy sposób. – Ale nie myśl, że możesz sobie coś z tego zabrać.
Wszystko jest moje.
– Jeszcze czego – burknął Chanyeol,
podjeżdżając do kasy.
W drodze do mieszkania młodszy raz po raz
rzucał zaniepokojone spojrzenie Baekhyunowi, który zasnął, oparłszy głowę o
szybę. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie to, że z ust płynęła mu
niebiesko-różowa ślina, bo przedtem zapalczywie konsumował kupioną za nieswoje
pieniądze watę cukrową. Park doszedł do wniosku, że szyba będzie się cała
kleiła, ale nie mógł mieć mu tego za złe. Wolał go widzieć śpiącego niż
biegającego po wychłodzonym mieszkaniu bez porządnego ubrania na sobie.
Gdy już zaparkował na dobrze znanym sobie
miejscu parkingowym, wysiadł z auta i wyjął z niego torby z zakupami.
Pospiesznie zaniósł je na górę, by móc bez problemu wrócić po swojego gościa.
Ostrożnie otworzył drzwi, odpiął pas i wziął zaślinionego malarza na ręce.
Zaśmiał się cicho, widząc, jak ten na sekundę zmarszczył nos. Zamknął stopą
drzwi, zablokował je i ruszył na górę.
Jak już usadził Baekhyuna na sofie w
prawdopodobnie wygodnej pozycji, zdjął mu buty i kurtkę, odstawiwszy pudełeczko
po słodkiej przekąsce na ławę. Później położył go na kanapie i przykrył kocem,
z wyraźnym opóźnieniem życząc dobrego snu. Poukładał swoje zakupy w
odpowiednich szafkach, a słodycze malarza postawił na wolnej półce, gdzie
dawniej stały słoiczki z herbatami. Wyrzucił je zaraz po swoim rozwodzie, bo za
bardzo przypominały mu o żonie, która podarowała mu je, gdy się rozstawali,
twierdząc, że jej do niczego już się nie przydadzą.
Później wziął prysznic, który pozwolił ukoić
jego zmęczone nerwy i zmysły po solidnej dawce nowych, niekoniecznie wspaniałych
informacji. Przygotował też dla siebie kolację, uprzednio kilkukrotnie
upewniając się, że malarz nadal śpi. Gdy zjadł, z nieco wymuszonym entuzjazmem
zabrał się do skończenia prac na uczelnię. Przez ostatnie dni, kiedy zamartwiał
się Baekhyunem i z jego powodu wyrywał sobie włosy z głowy, nie miał na to
czasu. A termin składania prac zbliżał się nieubłaganie.
Gdy czarna noc już dawno spowiła cały
nieboskłon, Chanyeol przeciągnął się, odkładając ołówek na stół. Dłonią
rozmasował sobie kark i ziewnął szeroko. Zapisał skończony projekt, a potem
pozbierał cały sprzęt i zaniósł go na biurko do sypialni. W mgnieniu oka
przebrał się w odpowiedniejszy do spania dres. Już miał się kłaść do łóżka, gdy
przypomniał sobie o gościu. Poszedł więc do salonu i zręcznie przeniósł go do
swojego pokoju.
– Jeszcze pięć minut, proszę – wymamrotał
Byun z lekka dziecięcym głosem. Musiało śnić mu się coś, co przypomniało mu o
minionych latach.
Brunet uśmiechnął się bezwiednie,
przeczesując skołtunione włosy Baekhyuna. Dał się jednak zaskoczyć, kiedy ten w
moment później otworzył zaspane oczy. Zaczął wypytywać, co Chanyeol sobie
wyobraża, po co zabrał go do siebie i rządzić się, jakby było to jego własne
mieszkanie. Sugerując prysznic i ciepłe łóżko, Park zignorował jego żądania dotyczące
wielkiej porcji lodów w zamian za zniewagę w postaci niemal bezgłośnego „Ucisz
się.”
◄►
Później tej nocy Baekhyun leżał nieruchomo,
wzrokiem kreśląc na suficie nieodgadnione, nietykalne wzory. Widział je jedynie
blady paznokieć księżyca, dziko łypiący zza niezasłoniętej żaluzji. Kiedy przez
Parka wcześniej się obudził, czuł ciągłe zmęczenie, ale po kąpieli i założeniu
świeżych ubrań zniknęło. Westchnął ciężko, przewracając się na bok. Zamknął
oczy na, jak mu się wydawało, kilka minut, a później i tak je otworzył. Wolałby
kolejne godziny snu niż oglądanie niezmierzonej ciemności.
Wnet usłyszał jakby szmer. Poczuł, że coś za
nim jest i wcale nie chodziło tu o śpiącego Chanyeola. Przewrócił oczami,
chociaż cień lęku czaił się z tyłu jego głowy. Wodząc wzrokiem po zatopionym w
granatowej nocy pokoju, malarz obserwował niewidzialne kontury mebli. Wydawało
mu się, że zna na pamięć każdą rzecz w tej sypialni, bo ostatnim razem spędził
tu trochę czasu. Nim się zorientował, jego powieki przyćmiła mglista zasłona
snu.
Nie na długo jednak pozostał w objęciach
Morfeusza. Niecałe piętnaście minut później znów patrzył na pogrążony w mroku
pokój. Nie wiedział już, co robić. Bezczynne leżenie męczyło go
niewyobrażalnie. Miał ochotę wstać i biegać albo nawet malować po omacku, byle
tylko się czymś zająć. Niespodziewana energia tańczyła w jego drobnym ciele, co
było niemal niespotykane. Z niemocy westchnął tak ciężko, że aż zabolały go
wszystkie żebra.
Cichy szmer za plecami dał się słyszeć
kolejny raz. Mężczyzna pomyślał, że już zaczyna wariować. Sekundę później do
jego uszu dotarł krzyk. Zadrżał paralitycznie, czując jak fala strachu gładko
spływa mu po kręgosłupie. Wstał i na palcach poszedł do kuchni. Był tam
niedługo i nie pamiętał, po co poszedł ani co tam robił, gdy na powrót
znajdował się w łóżku z ręką wsuniętą pod poduszkę. Mimo to poczuł dziwne
bezpieczeństwo i ulgę, co trochę podniosło go na duchu.
Zaciskając z całej siły powieki, ponownie
usiłował zasnąć. Na próżno. Nieustępliwe szelesty, szepty, niezrozumiałe słowa
szumiały mu w uszach. Otworzył szeroko oczy i sam prawie krzyknął. Jakaś postać
zamajaczyła mu w polu widzenia, ale zaraz zniknęła. Potrzasnął głową z
niedowierzaniem i usiadł przerażony. Kilka sekund później ktoś go zawołał. Odwrócił
się gwałtownie, ale to ta sama dziwaczna postać mignęła przed nim. Całkiem obca
siła mdłości ścisnęła mu żołądek i w konwulsyjnym odruchu popchnęła do przodu,
ale podłoga została czysta. Mężczyzna tylko zakaszlał.
Gdy postanowił położyć się i jeszcze raz
spróbować zasnąć, tajemnicze stworzenie jak żywe ukazało się tuż przed jego
twarzą. Wrzasnął przerażony, odruchowo sięgając pod poduszkę. Zaniepokojony
Chanyeol ocknął się z nie tak głębokiego snu i z miejsca zapalił nocną lampkę.
Usiadł, przecierając spowite snem oczy, które wciąż nie mogły się w pełni
otworzyć.
– Co się dzieje, Baekhyun? – wymamrotał
brunet, ale starszy jakby wcale go nie usłyszał.
Do jego uszu wpadały tylko kpiące zdania
pochodzące z ust nieznajomej postaci. Krzyczał, błagał o odejście. Chciał, żeby
zostawiono go w spokoju.
– Idź tam, skąd przyszedłeś! – warknął Byun,
unosząc dłoń, w której zabłyszczał masywny nóż.
W jednej sekundzie brunet został wyrwany z
leniwego rytuału pobudki. Z szybko bijącym sercem wstał i chciał podejść do Baekhyuna,
ale ten zdążył już wybiec na korytarz. Wciąż wrzeszczał i mruczał prośby
słabnącym aż do bólu głosem. Jego bladą, chudą twarz wykrzywiała za to złość i cierpienie.
Niepojęte uczucia mieszały się w nim, kiedy patrzył przed siebie nieobecnym
wzrokiem. Czarnowłosy szybko podążył za nim i wyminął go, by móc spokojnie do
niego przemówić.
– Baekhyun, odłóż to. Nie rozumiem, co się
dzieje, ale połóż ten nóż na ziemi, dobrze? – powiedział z największym
opanowaniem, wyciągając ręce przed siebie, żeby w każdej chwili móc wyrwać
ostre narzędzie z rąk malarza.
– Odsuń się, Chanyeol – rozkazał chłodno
Baekhyun, wymachując metalowym ostrzem we wszystkie strony. – Zejdź mi z drogi,
bo on jest tuż za tobą!
Zanim Parkowi udało się zapytać, o kogo
chodzi, poczuł za plecami ścianę. Co gorsza, znalazł się w rogu korytarza. Nie
miał żadnej drogi ucieczki, na wypadek gdyby starszy zechciał go skrzywdzić,
czego i tak się nie spodziewał. Z trudem przełknął gulę, jaka zdążyła narosnąć
w jego gardle. Z przejęciem wpatrywał się w Byuna, który przeszywał powietrze
wzrokiem tak pewnym, jakby nic innego nie liczyło się od tego, co przed sobą
widzi.
– ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! – wrzasnął malarz.
– Baekhyun, z kim ty rozmawiasz?! – krzyknął
Chanyeol, ale to na nic się zdało, jako że jasnowłosy uniósł nóż w
niebezpiecznym geście.
Kierowany wewnętrznym instynktem brunet
skulił się i osłonił lewym ramieniem, zaciskając oczy. Kiedy na powrót
wyprostował się i rozchylił powieki, nie wiedział nic. Zimny brzęk metalu o
wyłożoną płytkami podłogę przywrócił mu okruchy świadomości. Czuł nienaturalne
szczypanie w ramieniu, jednocześnie patrząc na zalewającą się łzami twarz
starszego. Nie umiał połączyć fragmentów w całość. Bezwolnie dotknął palcami
piekącego miejsca i natychmiast tego pożałował. Lepka, ciepła ciecz spływała
wartką strużką, brudząc jego dłoń, a później również kafelki.
– Przepraszam, Chanyeol! – wykrzyczał
Baekhyun przez łzy i zaszlochał tak głośno, aż zabolało go gardło.
Zbity z tropu brunet spojrzał na swoją rękę.
Nagle wszystkie zmysły wskoczyły na swoje miejsce. Widok żywo cieknącej krwi,
jej mdlący zapach i metaliczny posmak w ustach sprawiły, że Park osunął się po
ścianie. Zakręciło mu się w głowie. Nie myślał już o niczym. Nie rozumiał, co się
dookoła dzieje. Był za bardzo oszołomiony. Wiedział tylko, że niechcący dał się
zapędzić w kozi róg. Podniósł głowę i ujrzał dwa razy bardziej zaskoczonego
malarza.
Ten jednak w porę się otrząsnął i pobiegł po
telefon. Drżącymi palcami wystukał numer na pogotowie. Był tak zagubiony, że
nie zastanawiał się nad tym, co powinien powiedzieć. Po drugiej stronie słuchawki
nagle odezwała się kobieta. Mechanicznym, chłodnym głosem prawie od niechcenia prosiła
go o wyjaśnienie, lecz Byun nie odzywał się ani słowem. Nie potrafił nic z
siebie wykrztusić, jakby wielki kamień utknął mu w gardle. Kompletna pustka
tańczyła w jego umyśle, a przed oczami rysował się niewyraźny obraz krwawiącego
Chanyeola.
– Proszę przysłać szybko karetkę. Ja…
dźgnąłem mojego chłopaka nożem. Nie ma rozległych obrażeń, ale nie wiem, co
dokładnie mogło mu się stać. – Potok słów popłynął nie wiadomo skąd. Gdzieś po
drodze zamienił się w niewyraźny bełkot. Poproszony przez kobietę, Baekhyun uspokoił
się. Później zapytała go o adres oraz samopoczucie. Prędko podał, gdzie się
znajduje, a później znowu zamilkł. – Nie czuję się najlepiej. Proszę jak najszybciej
przyjechać – dodał i bezceremonialnie się rozłączył.
Telefon prędko wylądował na ziemi, wysunąwszy
się z kredowobiałej dłoni. Starszy mężczyzna zrobił kilka głębokich oddechów i
znowu zniknął w sypialni Parka. Powrócił ze znalezioną koszulą. Uklęknął przy
brunecie, po czym zrobił mu prowizoryczny opatrunek, starając się nie rozpłakać
drugi raz. Nie miał pojęcia, jak racjonalnie wytłumaczyć swoje wcześniejsze
zachowanie, dlatego nie mówił nic. Bał się, że może pogorszyć sytuację.
Zrobiwszy sprawny węzełek, uciekł do łazienki, nie mając odwagi spojrzeć
Chanyeolowi w twarz.
Solidnie namoczył jeden z wiszących
ręczników, bez ustanku patrząc w lustro. Przyglądał się własnemu odbiciu, jakby
nie wiedział, na kogo patrzy. Poszarzała twarz, cienie pod oczami, pustka. Miał
wrażenie, że jest kompletnie inną osobą, dlatego odruchowo ochlapał lustro,
zabrał mokrą tkaninę i biegiem wrócił do rannego Parka. Bardzo powoli starł
całą krew i starał się nie panikować, w tym samym czasie jego ciało samo
chciało wyrwać się i zniknąć z tego miejsca, choćby chowając się w krzakach.
Kilkanaście minut później, ktoś zaczął
dzwonić i głośno stukać do drzwi, nie dbając o późną porę. Malarz otworzył,
słysząc rosnące echo głosów medyków. Wpuścił ich do środka i obserwował, jak
zajmują się tym, którego nazwał swoim chłopakiem. Zrobił to tylko po to, by się
pospieszyli, ale nie mógł być pewien, że to pomogło. Najpierw odwiązali
prowizoryczny opatrunek, odkładając na bok przesączony krwią ręcznik.
Zdezynfekowali ranę, dyskutowali między sobą. Rozmowy, specjalistyczne, choć
nieskomplikowane słowa nie docierały do niego. Był rozerwany wpół.
– Halo, proszę pana! – Jeden z mężczyzn stał
teraz przed nim, machając dłonią przed jego twarzą. – Jest pan bardzo blady.
Powiedział pan, że źle się czuje, proszę z nami. – Złapał go pod ramię.
Cała czwórka zeszła na dół i wsiedli do
karetki, która zaraz odjechała. Chanyeolowi nałożono nienaganny opatrunek,
mówiąc mu, że ranę trzeba szyć, jako że jest trochę głęboka, ale nie poważna.
Pokiwał głową, uspokajając tym i siebie, i Baekhyuna. Spojrzał wtedy na niego.
Skonsternowany wyraz twarzy uparcie nie znikał. Brunet zaczął się martwić, bo
coś chyba było nie tak. Nie rozumiał, dlaczego zabierali ich obydwu. Nie miał
jednak czasu, by to przemyśleć. Zasnął, jak tylko ratownicy podali mu zastrzyk.
◄►
– Czy jest pan w szoku? – padło pierwsze
pytanie, kiedy Byun znalazł się w gabinecie lekarskim, sam.
– Nie. – Jego głos był chłodny, a wzrok
nieobecny.
– Dlaczego pan to zrobił? – Starszy mężczyzna
z zauważalną siwizną na skroniach kliknął długopisem, zabierając się do
robienia notatek.
– Nie wiem – burknął, spuszczając głowę. – On mnie do tego zmusił.
– Pański partner, pan Park? – Lekarz nie
ustępował, posyłając zagubionemu malarzowi zamyślone spojrzenie.
– Nie. Ten, kto za nim stał. Nie mam pojęcia,
skąd on się tam wziął. Jak się obudziłem po drzemce, to go zobaczyłem. Mówił mi
takie paskudne rzeczy, wracał do przeszłości. Nie chciałem go słuchać.
Znienawidziłem go, jak tylko zaczął. Chciałem go zabić, ale… – odpowiedział, po
czym sięgnął po szklankę i duszkiem wypił wodę. – Poza tym Chanyeol nie jest
moim chłopakiem. Chciałem, żebyście szybciej przyjechali.
Doktor pokiwał niemrawo głową, szukając
wyjaśnienia. W pośpiechu zapisał coś niezwykle niewyraźnym pismem. Zacisnął
zęby, przyglądając się młodemu człowiekowi przed sobą.
– Miał pan halucynacje – oświadczył,
układając dłonie na biurku jedna na drugiej. – Sypiał pan ostatnio dobrze?
– Nie spałem prawie wcale przez ostatnie
kilka dni. – Baekhyun podniósł na niego ciekawskie oczy. Wyglądał jak mały
chłopiec, szukający odpowiedzi na poważne pytania dorosłych. – Chciałem tylko
malować i czytać, i biegać, i śpiewać, ale nie mogłem się na niczym skupić, na
wszystko brakowało mi czasu. Nawet zjeść nie dane mi było w spokoju, jakby
zaraz czasu miało zabraknąć – dodał nieco ciszej, speszony.
W odpowiedzi mężczyzna jedynie mruknął,
skrzętnie notując swoje spostrzeżenia i wnioski. Nie mógł wyciągać ich
pochopnie, dlatego zaraz z uśmiechem pożegnał malarza, prosząc go, by jednak
nie oddalał się ze szpitala. Tamten wyszedł, ukłoniwszy się z czystej
grzeczności.
◄►
– Jak się pan czuje, panie Park? – zapytał
ten sam lekarz, wskazując ręką, by brunet zajął miejsce po drugiej stronie
biurka.
– Cóż… Wciąż jestem lekko oszołomiony. Nie
mam pojęcia, jak do tego doszło – odrzekł Chanyeol, palcami zdrowej ręki
przeczesując niesforną czuprynę. – Widzi pan, mogłem spodziewać się
wszystkiego, ale nie tego. Chciałem go powstrzymać. Nawet nie wiem przed czym,
ale próbowałem. Szkoda, że nie wyszło mi to na dobre. – Westchnął, kątem oka
zerkając na starannie zabezpieczone szwy.
– Przepraszam, że zmienię temat, ale czy
zauważył pan może coś dziwnego w zachowaniu pana Byuna? – Mężczyzna poprawił
okulary, zaś jego twarz nabrała bardzo poważnego wyrazu.
Chanyeol był zdumiony tym pytaniem. Przełknął
ślinę i zamrugał, jak gdyby nie był pewien, czy naprawdę zostało ono zadane.
Naglący wzrok doktora upewnił go, że miało to miejsce. – Nic szczególnego.
Półtora tygodnia temu zaczął być jakiś przybity, nie chciał się do mnie – w
zasadzie do nikogo – odzywać. Wydawało mi się, że płakał. Później wrócił do
swojego mieszkania.
– Rozstaliście się?
– Nie, nie o to chodzi. Pomieszkiwał u mnie,
bo stamtąd miał bliżej do szpitala, w którym leżał jego przyjaciel. W zasadzie
nie rozumiem, dlaczego karetka przyjechała stąd, kiedy– – urwał i machnął ręką,
widząc, jak mężczyzna przestaje notować i posyła mu karcące spojrzenie. – Więc
jak wrócił do siebie, to pewnego dnia znalazłem go na ulicy. To znaczy siedział
na przystanku cały przemoczony, zachorował. Znów zabrałem go do siebie. W
niedzielę pojechaliśmy do moich rodziców. Po tej wizycie Baekhyun ponownie
wrócił do siebie. A kiedy go odwiedziłem, zachowywał się zupełnie inaczej niż
wcześniej. Od depresji po euforię. Rozumie pan?
Lekarz pokiwał głową. Park nagle wyprostował
się na krześle, ukradkiem zerkając na kartkę przed doktorem. Dostrzegł jakieś
słowa klucze. Przygnębienie. Euforia.
Nadmiar ruchu. Problemy z koncentracją. Wzmożony apetyt. Zaburzenia snu. Urojenia.
Chrząknięcie sprawiło, że zadrżał, spuszczając głowę. Długo patrzył bez
słowa na swoje dłonie, a później oparł je o kolana.
– Może pan już iść do domu – oznajmił lekarz,
wstając z miejsca, po czym uścisnął dłoń Parka.
◄►
– Panie Byun. – Baekhyun podniósł głowę,
przestając bezsensownie splatać i rozplatać palce. Ujrzał mężczyznę, z którym
kilkanaście minut temu przeprowadzał idiotyczną rozmowę. – Pójdzie pan ze mną.
– Jak to? Dokąd go pan zabiera? – Chanyeol
pojawił się, jakby dosłownie spadł z nieba. Podbiegł do malarza, łapiąc go za
nadgarstek. Choć czuł pieczenie w ramieniu i wiedział, że nie powinien
przesadzać, chciał wiedzieć, co się, do cholery, dzieje. – Co to ma znaczyć?
– Zabieramy pana na oddział psychiatryczny.
Być może zostanie również odesłany do specjalistycznego ośrodka.
– Co? – obaj, Byun i jego towarzysz,
wydyszeli, spoglądając to na siebie, to na mężczyznę przed nimi, który w jednej
chwili zaczął uśmiechać się jak szaleniec.
– Muszę się panu przyjrzeć, panie Byun.
Samodzielnie może pan nie dać sobie rady. – Doktor ruszył przed siebie,
pokazując tym samym, że czeka, by Baekhyun go dogonił.
Ale jasnowłosy tylko odwrócił głowę i
spojrzał na Chanyeola. Zmarszczył brwi, dostrzegając bandaż na ramieniu. Czuł
się winny, lecz z drugiej strony robił to dla ich wspólnego dobra. Obcy ludzie
nie mogli tak po prostu go nachodzić. Zwłaszcza, jeśli nie mieszkał u siebie.
Potrząsnął głową, odpędzając nadbiegające ze wszystkich kierunków natrętne myśli.
– Przepraszam, Chanyeol – wyszeptał.
Wyswobodził dłoń z luźnego uścisku, a potem
puścił się pędem za znikającym na zakręcie doktorem. Mdlący zapach i rozmyty
obraz przezroczystej bieli osaczały go, wręcz przylegały do jego ciała. Bardzo
chciał móc zostać z Parkiem, chciał się zbuntować, ale tym samym nie wybaczyłby
sobie, gdyby po raz kolejny coś mu zrobił. Byun Baekhyun nie był przykładnym
człowiekiem, godnym naśladowania, ale też nie krzywdził ludzi. Właśnie dlatego
po raz pierwszy w życiu postanowił wystąpić przeciwko samemu sobie. Poddał się.