wtorek, 18 kwietnia 2017

Canvas [1/20]

Poszarpane płótno


Jaskrawożółte promienie słońca mozolnie przedzierały się przez ciężkie pluszowe zasłony, próbując wybudzić Byuna z głębokiego snu. Młody mężczyzna niechętnie otworzył oczy, a potem usiadł, niespiesznie je przecierając. Rozejrzał się po swojej pracowni i jednocześnie sypialni, gdzie zasnął minionego wieczora. Pootwierane tubki i puszki z farbami rozrzucone były po całym pomieszczeniu. Wielkie kolorowe plamy zabrudzały podłogę tu i tam, a sztaluga wraz z podartym płótnem leżały w niechlujnej kompozycji.
Prychając pod nosem, z kpiącym uśmieszkiem, Baekhyun podniósł się z poplamionego kawą podniszczonego materaca z kwiatowym wzorem. Poprzedniego dnia usiłował namalować prawdziwe dzieło sztuki, jedno ze swych kolejnych, ale już któryś raz z kolei mu się nie udało. Zaśmiał się szyderczo, a potem jego mina zrzedła i pokręcił głową, kopiąc stłamszony koc, pod którym spał. Słysząc dzwonek do drzwi, od razu poszedł otworzyć. Nie lubił bowiem, gdy ktoś się do niego dobijał.
Ujrzawszy pogodną twarz Kyungsoo, odstąpił krok w tył, wpuszczając go do środka. Nie stawiał oporu, bo przyjaciel tak czy inaczej zawitałby do jego mieszkania, znajdując własny sposób, by się do niego dostać.
Nie odzywając się choćby półsłowem, Do zeskanował wzrokiem wszystkie pomieszczenia. Westchnął ciężko, chociaż mógł się spodziewać, iż zastanie taki sam porządek jak zwykle. Prowizoryczne łóżko znajdowało się na środku przestronnej sypialni, a poza nim były tam tylko dwie obskurne komody z ogromnymi szufladami. Na białym parapecie, z którego odstawały strzępy lakieru, stała bujna paprotka oraz mała porcelanowa filiżanka ozdobiona malunkiem błękitnych niezapominajek. Jeden z wielu pędzli Baekhyuna był wetknięty do niewielkiego naczynia, przez co wyglądał, jakby z niego wyrastał. Kuchnia stała jak zawsze nietknięta. Niemodne już meble wyglądały jak w sklepie z antykami. Dawno nieodkurzane i niedotykane.
– Jadłeś już śniadanie? – zapytał Kyungsoo z lekkim niepokojem w głosie.
– Nie – mruknął Byun, przeciągając się niczym młody kociak. – Dopiero wstałem.
– Przygotuję coś – odpowiedział Do, przenosząc wzrok na przyjaciela. – A ty się lepiej ubierz – dodał surowo, zauważając, że drugi stoi w samych bokserkach.
Gdy tylko starszy z nich znalazł się przy szafkach, które straciły niegdyś posiadany blask, Byun powłóczył nogami, kierując się w stronę dębowej, nadgryzionej zębem czasu komody. Ostrożnie wysunął jedną z szuflad, uważając, by przypadkiem czegoś nie urwać, po czym zaczął przegrzebywać swoje ubrania. Ostatecznie zdecydował się na niesamowicie wąskie spodnie oraz stary, wyciągnięty podkoszulek z logo jakiegoś zespołu. Aprobując w myślach swój ubiór, odsunął masywne zasłony, a następnie otworzył skrzypiące okno.
Patrząc w dal, wychylił się, mocno zaciskając dłonie na krawędzi parapetu. Długi czas wpatrywał się w czubki wieżowców, mierzył wzrokiem ludzi kroczących śmiało po ulicach i obserwował tor jazdy nowoczesnych samochodów. W końcu odetchnął pełną piersią, zamykając oczy na kilka sekund.
– Dzień dobry, Seulu. Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie tak beznadziejny jak poprzedni – wymamrotał, po czym odwrócił się twarzą do wyjścia z pokoju, słysząc kroki Kyungsoo.
– Nie masz nic w lodówce – oznajmił, opierając dłonie na biodrach.
– Ani w żadnej szafce – dodał Baekhyun, przechylając głowę w prawo i lewo.
– Dlaczego nie zrobiłeś zakupów? Kiedy coś ostatnio gotowałeś? – pytał zaniepokojony Do, próbując rozszyfrować zachowanie młodszego.
– Nie chciało mi się, nie miałem czasu, nie czułem potrzeby – odrzekł Byun, podchodząc bliżej. – Nie wiem, jakiś tydzień temu. Wolę jadać na mieście.
– Nie wyczaruję śniadania z powietrza, Baek. Natychmiast idziemy na zakupy – zarządził Kyungsoo, nawet nie komentując wypowiedzi przyjaciela. Znał go już ładnych parę lat i rozumiał jego sposób bycia.
◄►
Przechodząc pomiędzy kolejnymi półkami i wrzucając do koszyka to, co wydawało się najpotrzebniejsze, Do starał się nie stracić Baekhyuna z oczu. Było to trudne, bo chłopak tkwił w swoim świecie. Zwracał uwagę nawet na niepotrzebne duperele, które jego zdaniem były czymś nadzwyczaj fascynującym. Podczas gdy Kyungsoo wkładał do wózka jajka i mleko, młodszy na palcach sięgał do najwyższej półki po czekoladę z orzechami i płatki miodowe. Zupełnie przez przypadek jego koszulka podsunęła się do góry, odsłaniając biodro, gdzie widniała olbrzymia czerwona plama. Nie umknęło to uwadze drugiego. Zmartwił się i nie mógł nie zareagować.
– Czy to siniak? – spytał od razu, wskazując palcem na rzucające się w oczy miejsce.
Baekhyun odłożył swoje zachcianki, a potem zgromił przyjaciela wzrokiem.
– Nie, to malinka – odpowiedział, obruszył się i skrzyżował ręce na piersi.
Wzdychając ciężko z  wyraźną niemocą, Do zamknął oczy, w myślach licząc do dziesięciu. Doskonale rozumiał, że każdy mężczyzna ma swoje potrzeby, bo sam miał faceta, ale uważał, że Byun przesadza. I to zdrowo. Spojrzał na niego poważnie, jak zwykle opierając dłonie na biodrach. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby zaraz mieli sobie skoczyć do gardeł.
– Czy ty jesteś uzależniony?
– Nie, biedny – odrzekł nonszalancko Baekhyun, nerwowo postukując nogą w brudną sklepową podłogę.
– To, że nie masz kasy, nie znaczy, że musisz codziennie dawać dupy za pieniądze – szepnął Kyungsoo, podchodząc bliżej.
– Ty tego nie zrozumiesz – powiedział młodszy z wyższością. – Szukam inspiracji – odpowiedział na niezadane pytanie, a potem ruszył przed siebie, nucąc coś pod nosem.
Zaciskając palce na rączce wózka, starszy poszedł dalej, nie zawracając już sobie głowy przyjacielem. Był przy nim zawsze, ciągle się nim opiekował i czuwał, nawet kiedy nikt tego nie widział. Dawanie rad także nie było mu obce. W zamian dostawał lekceważące zachowanie i czasami wredne odzywki, ale nie umiał go zostawić. Czuł się odpowiedzialny. Każdy głupi postępek Baekhyuna był dla niego jak nauczka. Starał się wyciągać wnioski z odbytych rozmów i skutków, których nie miały one przynieść. Zmieniał swoje nastawienie zależnie od sytuacji, a zawsze kończyło się tak samo. Baek robił co chciał, jak chciał i kiedy chciał. Nikomu nie było nic do tego.
Wszedł poirytowany w kolejną alejkę, aby dokończyć to, po co tu przyszedł. Musiał zadbać o wyżywienie Byuna, bo znał go już na tyle dobrze, iż wiedział, że on sam ani żadna inna osoba tego nie zrobi.
Po opuszczeniu supermarketu z wielką siatką produktów Kyungsoo dostrzegł Baekhyuna opartego o jedną z wielu latarni na parkingu. Młodszy w bardzo dwuznaczny i prowokujący sposób jadł loda, nie przejmując się otoczeniem. Skupiał się na tej czynności, jakby była czymś niezwykle ważnym. Promienie słońca bajecznie oświetlały jego twarz, przez co wyglądał jak dziecko, które jest nieświadome tego, co robi. W drugiej dłoni trzymał przezroczystą reklamówkę. Do w mig znalazł się u boku przyjaciela, osłaniając oczy przed rażącym światłem.
– Skąd miałeś na to pieniądze? – spytał starszy z lekkim podenerwowaniem w głosie.
– Znalazłem w kieszeni jakieś drobne – odburknął Byun, wyrzucając patyczek po lodzie na chodnik. – Mam jeszcze żelki, pianki, gumę balonową i watę cukrową w pudełku. Chcesz coś? – Chłopak otworzył przed Kyungsoo swoją siatkę, patrząc na niego z nadzieją.
– Nie, dzięki. Wracamy do domu, żeby zjeść śniadanie. – Brunet pokręcił głową i skierował się w stronę mieszkania przyjaciela.
◄►
– Baek, dlaczego nie jesz? – Ostry ton głosu Kyungsoo nie był w stanie oderwać Baekhyuna od jego zajęcia.
Już od jakiegoś czasu byli w mieszkaniu młodszego. Do zdążył przygotować jajecznicę na chudym bekonie. Siedzieli wygodnie na zabrudzonym materacu. Mieli jeść śniadanie, jednakże Byun był za bardzo zajęty spoglądaniem na to, co dzieje się za oknem. Nie widział wiele. Tylko dachy budynków, od których odbijały się południowe promienie przeszywającego słonecznego blasku, błękitne niebo, gdzie tańczyły śnieżnobiałe obłoki, co chwilę formując się w inne kształty. Widział też kilka przelatujących samolotów wyglądających jak ogromne stalowe ptaki. Ostatecznie odwrócił się do przyjaciela, a kąciki jego ust wzniosły się, nadając twarzy Baekhyuna pogodny wyraz.
– Myślę, że dzisiaj uda mi się namalować w końcu to, o czym od dawna marzę – zaczął cicho, po czym opadł na prymitywne posłanie. Talerz z wystygniętym posiłkiem podskoczył nieco w górę, ale jedzenie nie wylądowało na podłodze. – Czuję się pełen twórczej mocy – mruknął sekundę później.
Wtem białe naczynie wraz z widelcem znalazły się przed jego twarzą. Ochoczo chwycił je w dłonie, a następnie z nieukrywaną radością zaczął zajadać, co przygotował mu starszy. Nie narzekał na to, że za zimne, że dostał za dużo mięsa i że jajka mogłyby być bardziej dosmażone. Rozkoszował się samą czynnością, jak gdyby był to najwznioślejszy akt, forma niesamowitej sztuki, dzieło tylko dla wybranych.
Gdy skończył, wręczył pusty talerz Kyungsoo, przeciągnął się i legł jak długi w poprzek materaca. Bezmyślnie utkwił spojrzenie w suficie, zaś jego twarz wciąż miała radosny, nieco głupkowaty wyraz. Przesunął dłońmi po wysłużonych panelach, przymykając oczy, jakby badał ich fakturę. Odetchnął, podnosząc się na równe nogi.
Nie zwracając uwagi na Kyungsoo, który przeniósł się do kuchni, by trochę posprzątać i nadać tej klitce stan, który wskazywałby na to, że ktoś tu jeszcze mieszka, podniósł leżącą na podłodze sztalugę z dziurawym płótnem. Westchnął i znów prychnął pod nosem, a później ostrożnie  zdjął zszargany materiał i wymienił go na nowy – tym razem był to papier. Jeszcze przez moment wpatrywał się doskonale porowatą kartkę, która była jednym z czynników nadających jego życiu sens.
Zupełnie zapominając o otaczającym go świecie, Baekhyun wziął do rąk swoją starą, trochę zniszczoną paletę i kilkakrotnie przetarł ją szmatką. Wyjął z szuflady tubki z farbami, zadowalając się wybranymi kolorami – różem, granatem, żółcią i czerwienią. Przygotował też kubek z wodą i różne pędzle, które ostatnio dosyć często walały się po podłodze bądź też wpadały w najciemniejsze zakamarki komody. Czuł, jak jego umysł i całe ciało są doskonale nastrojone do stworzenia wspaniałego malunku. Ale nie takiego zwykłego, który można zawiesić na ścianie i chwalić się przed znajomymi. Chciał czegoś wysublimowanego, czegoś, co nawet jego samego przyprawi o zawrót głowy.
Pierwsze kilka muśnięć pędzla było jakby wymierzone, bardzo precyzyjne. Delikatna błękitna poświata witała się z przypiętym do drewnianego stojaka papierem. Ten pochłaniał kolor, spijając wszystkie przemyślenia i odczucia młodego malarza. Co rusz pojawiały się nowe plamy, przyciemniające te wcześniejsze lub poszerzające błękitny horyzont. Skupienie Baekhyuna wzrastało z kolejnym jego ruchem, coraz bardziej zapadał się w tylko sobie znany świat, pielęgnował go i odkrywał nowe ścieżki.
W tym samym czasie Kyungsoo udało się przywrócić kuchni jaką taką żywotność. Pomieszczenie znów wyglądało tak, jakby ktoś używał go każdego dnia, by przyrządzać obiady, śniadania, kolacje czy po prostu przesiadywać tam wieczorami. W szafkach poukładał rzeczy, które kupił w markecie, zapełnił nimi także i lodówkę. Kręcąc głową, schował też słodycze wybrane przez przyjaciela. Miał nadzieję, że to wszystko nie zostanie zaraz zapomniane, a jego trud na coś się przyda.
W lekkim pośpiechu zabrał się za uprzątnięcie niewielkiej łazienki, która wyglądała na równie zaniedbaną jak reszta mieszkania. Prysznic chyba od dawna nie miał styczności z ludzką stopą i Kyungsoo zastanawiał się, gdzie w takim razie kąpał się jego przyjaciel. Pominął tę kwestię, woląc skupić się na zaprowadzeniu jakiegokolwiek porządku. Wątpił w to, czy Baekhyun w niedalekiej przyszłości kogoś tu przyprowadzi, ale za bardzo przyzwyczaił się do zachowywania się jak matka. W krew weszło mu wycieranie wszystkich brudów pozostawionych przez Byuna. Lubił się o niego troszczyć, choć czasami zastanawiał się, kiedy w końcu młodszy weźmie się w garść i sam zajmie się domowymi sprawami.
Po dwóch ciężkich godzinach po całym mieszkanku rozległ się przeraźliwy huk i ogromny wrzask. Zupełnie jakby ktoś wpadł w neurotyczny szał i zaczął przewracać każdą rzecz, jaka znajdowała się w jego pobliżu. Do wybiegł z ciasnej łazienki i stanął w drzwiach sypialni Baekhyuna, patrząc na jego drżące ramiona. Podłogę zdobiło kilka nowych plam świeżo nałożonej farby, strzępy potarganego papieru i przewrócona, jak zwykle, sztaluga.
Byun rzucił na podłogę swoją paletę i pędzel, po czym odwrócił się do starszego z niefrasobliwym uśmiechem wyginającym różowe usta. Oparł dłonie na biodrach, a potem westchnął ciężko.
– Nie wyszło i tym razem – wyjaśnił Baekhyun, rzucając okiem na resztki po obrazie, który usiłował namalować. – Nawet nie chcę na to patrzeć. Szkaradzieństwo jakieś. Kto pozwolił mi się do tego w ogóle zabrać? Musiałem być chyba szalony. Jutro na pewno namaluję coś ładniejszego. Coś, co w końcu pozwoli mi poczuć, że naprawdę jestem malarzem.
– Baek, dobrze wiesz, że nie musisz od razu malować jakichś pompatycznych cudów – stwierdził cicho Kyungsoo, starając się, żeby nie rozzłościć przyjaciela. Chociaż szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie widział, żeby Byun wściekał się przez to, że jakieś malowidło mu się nie udało. – Stwórz coś prostego. Jak kiedyś. Zawsze ci się udawało. Tamte obrazy były wspaniałe.
– Nie chcę iść na łatwiznę, Kyungsoo – wytłumaczył młodszy głosem dziecka, na które nakrzyczał rodzic za nieposprzątanie zabawek. – Zamierzam stworzyć coś wielkiego. Coś, co powali wszystkich na kolana. Ciebie. Każdego oglądającego. A nawet mnie samego – mówił nieustannie Baekhyun, a w jego oczach szalały iskry zapału i pasji. – Ale do tego potrzeba mi inspiracji – dodał nieco pustym tonem, który zdawał się spływać po ścianach niczym kałuże farb rozlewające się mimowolnie po podłodze.
◄►
– Wychodzę dziś do klubu. – Owinięty w ręcznik Byun wyszedł z łazienki, udowadniając tym samym, że wbrew przemyśleniom Kyungsoo korzysta z prysznica.
Z jego wilgotnych jeszcze włosów skapywały kropelki wody, tworząc maleńkie plamki na kredowobiałej skórze. Te następnie zamieniały się w szczupłe potoki spływające z wąskich ramion aż dotąd, póki nie brakło im tchu i nie zakończyły marnego żywota. Promienie zachodzącego słońca subtelnie przesuwały się po delikatnej skórze, niespodziewanie wysuszając owe strumyki. Blada cera zaś zalewana była złotym blaskiem, jak gdyby młody mężczyzna zamienił się w posąg odlany z drogocennego kruszcu.
– Po co? – Głuche pytanie krążyło echem, podczas gdy Do mierzył przyjaciela surowym spojrzeniem.
– Będę szukał inspiracji – odburknął Baekhyun, zsuwając puszysty materiał z bioder, odsłaniając całe swoje ciało. Zwinnym krokiem przemierzył odległość dzielącą go od komody, w której przechowywał ubrania, po czym zaczął wszystko wyrzucać na podłogę.
Kyungsoo z politowaniem pokręcił głową, wchodząc za przyjacielem do pokoju. Nie miał już sił, jednak wziął się za pozbieranie pozostałości po poprzednim zajęciu Baekhyuna. Ten w tym samym czasie starał się wyszukać najlepszy strój na wieczór. Liczył na to, że znowu natrafi na jakąś interesującą osobę, z którą szybko znajdzie wspólny język, a potem drogę do prywatnego pokoju. Może to, co robił niemalże każdego wieczoru, nie było godne pochwały, ale jemu pasowało. Nie przejmował się innymi, nawet przestrogami Do, choć zdarzały się sytuacje, kiedy ten miał trochę racji.
Po bardzo długich przemyśleniach i wyłożeniu większej części swej garderoby na wyraźnie starą podłogę, Byun zdecydował się na czarne, obcisłe spodnie i koszulkę z siatki. Lubił pokazywać swoje ciało. Lubił, kiedy ludzie rozbierali go wzrokiem. Lubił przykuwać uwagę. Pospiesznie nałożył na siebie świeżą odzież, która pachniała jak morska bryza. A przynajmniej miała nieść taki zapach, bo na to wskazywał płyn do płukania. W rzeczywistości miała wystarczająco dużo czasu, by nabyć woni starego drewna. Młody malarz skrzywił się, ponownie wędrując w stronę łazienki.
Uporządkowawszy wszystkie walające się przedmioty, Kyungsoo pozmywał z obdrapanych desek plamy z farb. Wyrzucił też do kosza niepotrzebnie spożytkowany arkusz grubego papieru. Tak jak Baekhyun powiedział mu w sklepie, nie do końca wszystko rozumiał. Nie był w stanie pojąć, dlaczego Byun co rusz marnuje tak wiele materiałów, gdy nie ma pieniędzy na zakup nowych. Oczywiście, ciągle szukał swojego przeznaczenia, weny, inspiracji czy jak inaczej zwie się to coś, wyciągając przy tym pieniądze od bogatych facetów, ale to nie zmieniało jego bezmyślnego zachowania.
– Powinieneś założyć jakąś marynarkę. Jest dość chłodno – powiedział stanowczo Kyungsoo, widząc, jak przyjaciel na powrót beznamiętnie upycha ciuchy w bliskiej rozklekotania komodzie. – Dbaj o siebie.
– Przecież dbam – obruszył się młodszy, usilnie próbując dopchnąć szufladę tak, by się zamknęła. – No, dosuń się! – krzyknął w końcu, nie wytrzymując nerwowo.
– Odsuń się – poprosił Do, podchodząc bliżej. W mgnieniu oka zajął się skrupulatnym poskładaniem ubrań w kostkę, dopasował skarpety w pary i sprawnie domknął upierdliwy mebel. – Nie musisz dziękować.
Baekhyun tylko obdarzył przyjaciela szerokim uśmiechem, a później rzucił mu się na szyję. Kyungsoo nie protestował. W odpowiedzi objął go w talii, odsuwając na bok wszystkie humory malarza. Znał go na tyle, by dostrzec, że Byun jest niczym chodzący ocean. Raz był spokojny, a za innym razem fale niepokoju, radości czy też innych emocji z potężną siłą wypływały z tego drobnego ciała. Parę sekund później rozluźnili uścisk, a Baek zupełnie znikąd wyjął granatową marynarkę oraz włożył trampki.
Kilka chwil przeglądał się w krzywo zawieszonym lustrze w przedpokoju, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Dopiero gdy skończył poprawiać pojedyncze kosmyki włosów, klasnął w dłonie, jak gdyby dzięki temu jego wizerunek już nie mógł się zmienić. W pośpiechu pobiegł jeszcze do łazienki. Tam oczywiście nałożył na powieki trochę czarnej kredki, by podkreślić swoje spojrzenie. Bez starań nie osiągnąłby celu, jaki sobie postawił.
– Będę się już zbierał do domu – oświadczył Kyungsoo, wkładając swoją skórzaną kurtkę. Nie chciał rozstawać się z młodszym, jakby bał się, że stanie mu się jakaś krzywda, ale była najwyższa pora na powrót do własnego mieszkania.
– W porządku – odrzekł Baekhyun, intensywnie perfumując swoje ciało. Chciał przyciągać nie tylko cudze spojrzenia. – Zobaczymy się jutro?
– Nie wiem, Baek. Ostatnio mam coraz więcej pracy. Wiesz, jak jest. Ludzie przychodzą, dokumenty się gromadzą. Trzeba odszukiwać pewne stare zapisy – zręcznie tłumaczył się Do. Westchnął, a to wcale nie przyniosło mu wymarzonej ulgi. Martwił się o przyjaciela.
– Jasne, rozumiem. Do następnego razu – pożegnał się Byun.
– Cześć, Baek.
Po wyjściu Kyungsoo z mieszkania Baekhyun wszedł do sypialni, rozejrzał się po niej nieobecnym wzrokiem, a później położył się na swoim materacu. W jego oczach zabłyszczały łzy, ale odgonił je, mrugając naprędce. Wcale nie chodziło o to, że nie chciał wyjść, by zarobić pieniądze w klubie. Nie musiał tego robić, ale taką drogę wybrał. Nigdy nie narzekał, bo zawsze to on miał nad wszystkim kontrolę. Czasami po prostu czuł się samotny jak porzucony w schronisku pies. Nie miał rodziny, przyjaźnił się tylko z Kyungsoo. Z reguły dlatego, że nikomu nie ufał na tyle, by powierzać mu swoje sekrety i mieszać go w swoje życie.
Mimo to grał niezależnego, młodego mężczyznę, który lubi się dobrze bawić. Okrywał się ciasną powłoką utkaną z barwnych kłamstw wystarczających, aby zaimponować nowopoznanym osobom. Nigdy nie stawiał się przed nikim, nie odgrywał scen, nie chwalił się. Mówił tylko tyle, ile wystarczyło, by zaspokoić głodne i ciekawskie umysły pozostałych. Chciał pozostać w cieniu, w ukryciu. Wolał wieść spokojne życie i być dla kogoś tylko jednonocnym wspomnieniem. Nie miał w planach stwarzania sobie problemów, co mogłoby stać się, gdyby wypowiedział choćby o jedno słowo za dużo. Właśnie dlatego starał się zachowywać tak ogromną powściągliwość po wypiciu kilku drinków.
Upłynęło kilka długich, nieco niespokojnych minut. Baekhyun podniósł się na równe nogi i poprawił ubrania, a potem pogasił światła i wyszedł, przywdziewając na twarz najbardziej kpiący uśmieszek, na jaki było go stać. Idąc chodnikiem, nie podnosił wzroku na mijające go osoby. Nie obchodziło go czyjeś życie. Miał własne, z własnymi sprawami, problemami, trudami i brudami. Oprócz tego bał się, że ktoś może go zaczepić i przez śliczną buzię oberwie lub ktoś zrobi mu krzywdę. To, że starał się pokazywać swoją silną stronę, nie znaczyło, że był silny.
Gdy wreszcie młody mężczyzna zatrzymał się przed popularnym gejowskim klubem, kąciki jego ust uniosły się wyżej. Przeczesawszy palcami włosy, wszedł do środka pewnym krokiem. Znajomy zapach potu i alkoholu z impetem uderzył w jego nozdrza, otumaniając twórczy umysł. Przymknął na sekundę oczy, pozwalając, by mistyczna aura otuliła każdy zakamarek jego ciała. Oblizał usta rozluźniony i ruszył przed siebie, dzikim spojrzeniem wpatrując się w tłum wirujących na zadymionym parkiecie ciał.
– Czego się napijesz, cukiereczku? – Niewysoki czarnowłosy mężczyzna zapytał, kiedy Baekhyun zajął już miejsce na jednym z barowych stołków. Wyraźnie widać było, że facet nie jest Koreańczykiem, gdyż jego wymowa pozostawiała wiele do życzenia. Malarz obstawiał, iż to Chińczyk. – Spełnię każde twoje życzenie – mówiąc to, wyjął z kieszeni spodni portfel, a z niego błyszczącą w mdłym świetle kartę.
Dłuższą chwilę Byun skanował go podejrzliwie wzrokiem, zatrzymując spojrzenie to na przystojnej twarzy, to na wspaniałym, niezwykle modnym garniturze. W końcu uśmiechnął się zadziornie, zastanawiając się nad tym, co powinien zamówić. Nie miał ochoty na nic wymyślnego. Wystarczyło mu, że ubiegłej nocy wlał w siebie tyle różnokolorowych drinków, że nie potrafił spamiętać wszystkich ich nazw. Odchrząknął cicho, ponownie przenosząc spojrzenie na zniewalającą twarz.
– Wódka z colą wystarczy – odpowiedział stanowczo, po czym uwodzicielsko przesunął językiem po wargach i odwrócił wzrok.
– Dwa razy – dodał pospiesznie nieznajomy do kelnera, od razu przysiadając się do młodego malarza.
Baekhyun zdążył już podjąć decyzję. Mówiąc drugiemu, czego chce się napić, podpisał niewidzialną umowę z samym sobą, że to właśnie z nim spędzi tę noc. Pomimo półmroku panującego przy kontuarze, był w stanie stwierdzić, czy mężczyzna mu się podoba czy też nie. Tym razem udało mu się trafić na swój typ. Atrakcyjny, ubrany w drogie, markowe ciuchy, czarujący i chyba naprawdę skory do spełniania jego zachcianek. Nawet język nie stanowił zbyt dużej bariery. Byun był w stanie swoim wdziękiem i mową ciała przekazać, o co mu chodzi, czego pragnie i żąda.
– Jak ci na imię? – ponownie odezwał się nieznajomy, kiedy barman zaserwował dwa zamówione drinki.
Przygryzając kusząco wargę, Baekhyun sięgnął po swoją szklankę. Pomału upił łyk alkoholu wymieszanego z gazowanym napojem, po czym skrzywił się lekko. Dłuższy moment rozmyślał nad odpowiedzią. Zwykle nie wyjawiał swego prawdziwego imienia osobom, z którymi chodził wyłącznie do łóżka. Przedstawiał się jakimś zmyślonym pseudonimem bądź nazywano go wedle własnego życzenia. Nie sprzeciwiał się, bo dyktował warunki dotyczące tylko kwestii pieniężnej. Odchrząknął cicho.
– A jakie imię najbardziej ci się podoba? – rzucił niby od niechcenia.
– Jian – odrzekł mężczyzna, uśmiechając się promiennie.
– Jesteś Chińczykiem? – spytał Byun, podnosząc szklankę do ust. Jego wzrok badawczo spoczywał na nieznajomym.
– Zgadza się – powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach.
– A jak brzmi twoje imię?
Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem, zasłaniając się dłonią. Zbliżył się do Baekhyuna, układając śmiało dłoń na jego udzie. Wnet malarz poczuł ciepły oddech na swojej szyi i gwałtownie nabrał powietrza w płuca.
– Jestem Lu Han – odparł uwodzicielsko Chińczyk, przesuwając ręką w gorę i w dół po nodze swojego towarzysza. Koniuszkiem języka musnął płatek jego ucha. – Zatańczymy?
Bez większego wahania za to z lekkim dreszczem na całym ciele Baekhyun skinął głową. Nie używając zbędnych słów, podążył za mężczyzną w sam środek roztańczonego pośród zgiełku tłumu. W jednej chwili Lu Han chwycił malarza za biodra, odwracając go do siebie tyłem, i przyciągnął go bliżej. Nie krępował się i nie powstrzymywał przed dotykaniem chudego ciała. Raz po raz rozpustnie przesuwał czubkami palców po ledwie osłoniętym torsie Byuna. Czuł, że ma nad nim kontrolę. Nic nie wskazywało na to, że z niej zrezygnuje.
Rozluźniony i nieprzejmujący się niczym Baekhyun poddawał się tym wszystkim mniej lub bardziej subtelnym tknięciom. Skłamałby, mówiąc, że tego nie lubi albo że to go nie podnieca. Miał świadomość, że może do kogoś należeć chociaż przez jedną noc. Nie chciał więcej. Mówił sobie, że nie mógłby z kimś być na stałe, bo czułby się związany. A on był wolnym duchem, człowiekiem-ptakiem. Robił, co mu się żywnie podobało i nikt nie stawiał mu granic.
Nieśmiało odwrócił głowę. Jedno spojrzenie wystarczyło, by upewnić się, że obaj chcą tego samego.

2 komentarze:

  1. Dawno już porządnego komentarza na blogspot nie pisałam… Zacznę od Baekhyuna, ponieważ to bardzo specyficzna postać. W sumie to nie wiem czy ją lubię czy jej nie lubię. Prowadzi życie dość swobodne, bez ograniczeń. Takie, którego w żaden sposób nie pochwalam, ale jest w nim coś sympatycznego. Troszkę takie zagubione dziecko, które nie umie o siebie zadbać. Dobrze, że takiego przyjaciela jak Kyungsoo. Przyjdzie do niego, zadba o jego lodówkę. Miło z jego strony. Jestem ciekawa co chce namalować Baekhyun. I dlaczego akurat w ten sposób szuka inspiracji. Na wszystko przyjdzie czas. Jeśli chodzi o Luhana, to powiem szczerze, że kiedyś wyśmiałabym go w takiej roli, ale ostatnio się zmienił i pasuje do takiego uwodziciela. Fajnie, że pokazałaś go w takiej odsłonie.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu! Z niecierpliwością czekałam na nowe opowiadanie od Ciebie i oto jest! Zapowiada się ciekawie i naprawdę mam nadzieję, że będzie to chanbaek, bo jakoś nie mogę wyobrazić Lu i Baeka :D

    OdpowiedzUsuń