Jaskrawożółte
promienie słońca mozolnie przedzierały się przez ciężkie pluszowe zasłony,
próbując wybudzić Byuna z głębokiego snu. Młody mężczyzna niechętnie otworzył
oczy, a potem usiadł, niespiesznie je przecierając. Rozejrzał się po swojej
pracowni i jednocześnie sypialni, gdzie zasnął minionego wieczora. Pootwierane
tubki i puszki z farbami rozrzucone były po całym pomieszczeniu. Wielkie
kolorowe plamy zabrudzały podłogę tu i tam, a sztaluga wraz z podartym płótnem
leżały w niechlujnej kompozycji.
Prychając
pod nosem, z kpiącym uśmieszkiem, Baekhyun podniósł się z poplamionego kawą
podniszczonego materaca z kwiatowym wzorem. Poprzedniego dnia usiłował
namalować prawdziwe dzieło sztuki, jedno ze swych kolejnych, ale już któryś raz
z kolei mu się nie udało. Zaśmiał się szyderczo, a potem jego mina zrzedła i
pokręcił głową, kopiąc stłamszony koc, pod którym spał. Słysząc dzwonek do
drzwi, od razu poszedł otworzyć. Nie lubił bowiem, gdy ktoś się do niego
dobijał.
Ujrzawszy
pogodną twarz Kyungsoo, odstąpił krok w tył, wpuszczając go do środka. Nie
stawiał oporu, bo przyjaciel tak czy inaczej zawitałby do jego mieszkania,
znajdując własny sposób, by się do niego dostać.
Nie
odzywając się choćby półsłowem, Do zeskanował wzrokiem wszystkie pomieszczenia.
Westchnął ciężko, chociaż mógł się spodziewać, iż zastanie taki sam porządek
jak zwykle. Prowizoryczne łóżko znajdowało się na środku przestronnej sypialni,
a poza nim były tam tylko dwie obskurne komody z ogromnymi szufladami. Na
białym parapecie, z którego odstawały strzępy lakieru, stała bujna paprotka
oraz mała porcelanowa filiżanka ozdobiona malunkiem błękitnych niezapominajek.
Jeden z wielu pędzli Baekhyuna był wetknięty do niewielkiego naczynia, przez co
wyglądał, jakby z niego wyrastał. Kuchnia stała jak zawsze nietknięta. Niemodne
już meble wyglądały jak w sklepie z antykami. Dawno nieodkurzane i niedotykane.
–
Jadłeś już śniadanie? – zapytał Kyungsoo z lekkim niepokojem w głosie.
– Nie
– mruknął Byun, przeciągając się niczym młody kociak. – Dopiero wstałem.
–
Przygotuję coś – odpowiedział Do, przenosząc wzrok na przyjaciela. – A ty się
lepiej ubierz – dodał surowo, zauważając, że drugi stoi w samych bokserkach.
Gdy
tylko starszy z nich znalazł się przy szafkach, które straciły niegdyś
posiadany blask, Byun powłóczył nogami, kierując się w stronę dębowej,
nadgryzionej zębem czasu komody. Ostrożnie wysunął jedną z szuflad, uważając,
by przypadkiem czegoś nie urwać, po czym zaczął przegrzebywać swoje ubrania.
Ostatecznie zdecydował się na niesamowicie wąskie spodnie oraz stary,
wyciągnięty podkoszulek z logo jakiegoś zespołu. Aprobując w myślach swój
ubiór, odsunął masywne zasłony, a następnie otworzył skrzypiące okno.
Patrząc
w dal, wychylił się, mocno zaciskając dłonie na krawędzi parapetu. Długi czas
wpatrywał się w czubki wieżowców, mierzył wzrokiem ludzi kroczących śmiało po
ulicach i obserwował tor jazdy nowoczesnych samochodów. W końcu odetchnął pełną
piersią, zamykając oczy na kilka sekund.
–
Dzień dobry, Seulu. Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie tak beznadziejny jak
poprzedni – wymamrotał, po czym odwrócił się twarzą do wyjścia z pokoju,
słysząc kroki Kyungsoo.
– Nie
masz nic w lodówce – oznajmił, opierając dłonie na biodrach.
– Ani
w żadnej szafce – dodał Baekhyun, przechylając głowę w prawo i lewo.
–
Dlaczego nie zrobiłeś zakupów? Kiedy coś ostatnio gotowałeś? – pytał
zaniepokojony Do, próbując rozszyfrować zachowanie młodszego.
– Nie
chciało mi się, nie miałem czasu, nie czułem potrzeby – odrzekł Byun,
podchodząc bliżej. – Nie wiem, jakiś tydzień temu. Wolę jadać na mieście.
– Nie
wyczaruję śniadania z powietrza, Baek. Natychmiast idziemy na zakupy –
zarządził Kyungsoo, nawet nie komentując wypowiedzi przyjaciela. Znał go już
ładnych parę lat i rozumiał jego sposób bycia.
◄►
Przechodząc
pomiędzy kolejnymi półkami i wrzucając do koszyka to, co wydawało się
najpotrzebniejsze, Do starał się nie stracić Baekhyuna z oczu. Było to trudne,
bo chłopak tkwił w swoim świecie. Zwracał uwagę nawet na niepotrzebne duperele,
które jego zdaniem były czymś nadzwyczaj fascynującym. Podczas gdy Kyungsoo
wkładał do wózka jajka i mleko, młodszy na palcach sięgał do najwyższej półki po
czekoladę z orzechami i płatki miodowe. Zupełnie przez przypadek jego koszulka
podsunęła się do góry, odsłaniając biodro, gdzie widniała olbrzymia czerwona
plama. Nie umknęło to uwadze drugiego. Zmartwił się i nie mógł nie zareagować.
– Czy
to siniak? – spytał od razu, wskazując palcem na rzucające się w oczy miejsce.
Baekhyun
odłożył swoje zachcianki, a potem zgromił przyjaciela wzrokiem.
– Nie,
to malinka – odpowiedział, obruszył się i skrzyżował ręce na piersi.
Wzdychając
ciężko z wyraźną niemocą, Do zamknął
oczy, w myślach licząc do dziesięciu. Doskonale rozumiał, że każdy mężczyzna ma
swoje potrzeby, bo sam miał faceta, ale uważał, że Byun przesadza. I to zdrowo.
Spojrzał na niego poważnie, jak zwykle opierając dłonie na biodrach. Przez
chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby zaraz mieli sobie skoczyć do gardeł.
– Czy
ty jesteś uzależniony?
– Nie,
biedny – odrzekł nonszalancko Baekhyun, nerwowo postukując nogą w brudną
sklepową podłogę.
– To,
że nie masz kasy, nie znaczy, że musisz codziennie dawać dupy za pieniądze –
szepnął Kyungsoo, podchodząc bliżej.
– Ty
tego nie zrozumiesz – powiedział młodszy z wyższością. – Szukam inspiracji –
odpowiedział na niezadane pytanie, a potem ruszył przed siebie, nucąc coś pod
nosem.
Zaciskając
palce na rączce wózka, starszy poszedł dalej, nie zawracając już sobie głowy
przyjacielem. Był przy nim zawsze, ciągle się nim opiekował i czuwał, nawet
kiedy nikt tego nie widział. Dawanie rad także nie było mu obce. W zamian
dostawał lekceważące zachowanie i czasami wredne odzywki, ale nie umiał go
zostawić. Czuł się odpowiedzialny. Każdy głupi postępek Baekhyuna był dla niego
jak nauczka. Starał się wyciągać wnioski z odbytych rozmów i skutków, których
nie miały one przynieść. Zmieniał swoje nastawienie zależnie od sytuacji, a zawsze
kończyło się tak samo. Baek robił co chciał, jak chciał i kiedy chciał. Nikomu
nie było nic do tego.
Wszedł
poirytowany w kolejną alejkę, aby dokończyć to, po co tu przyszedł. Musiał zadbać
o wyżywienie Byuna, bo znał go już na tyle dobrze, iż wiedział, że on sam ani
żadna inna osoba tego nie zrobi.
Po
opuszczeniu supermarketu z wielką siatką produktów Kyungsoo dostrzegł Baekhyuna
opartego o jedną z wielu latarni na parkingu. Młodszy w bardzo dwuznaczny i
prowokujący sposób jadł loda, nie przejmując się otoczeniem. Skupiał się na tej
czynności, jakby była czymś niezwykle ważnym. Promienie słońca bajecznie
oświetlały jego twarz, przez co wyglądał jak dziecko, które jest nieświadome
tego, co robi. W drugiej dłoni trzymał przezroczystą reklamówkę. Do w mig
znalazł się u boku przyjaciela, osłaniając oczy przed rażącym światłem.
– Skąd
miałeś na to pieniądze? – spytał starszy z lekkim podenerwowaniem w głosie.
–
Znalazłem w kieszeni jakieś drobne – odburknął Byun, wyrzucając patyczek po
lodzie na chodnik. – Mam jeszcze żelki, pianki, gumę balonową i watę cukrową w
pudełku. Chcesz coś? – Chłopak otworzył przed Kyungsoo swoją siatkę, patrząc na
niego z nadzieją.
– Nie,
dzięki. Wracamy do domu, żeby zjeść śniadanie.
– Brunet pokręcił głową i skierował się w stronę mieszkania przyjaciela.
◄►
–
Baek, dlaczego nie jesz? – Ostry ton głosu Kyungsoo nie był w stanie oderwać
Baekhyuna od jego zajęcia.
Już od
jakiegoś czasu byli w mieszkaniu młodszego. Do zdążył przygotować jajecznicę na
chudym bekonie. Siedzieli wygodnie na zabrudzonym materacu. Mieli jeść
śniadanie, jednakże Byun był za bardzo zajęty spoglądaniem na to, co dzieje się
za oknem. Nie widział wiele. Tylko dachy budynków, od których odbijały się
południowe promienie przeszywającego słonecznego blasku, błękitne niebo, gdzie
tańczyły śnieżnobiałe obłoki, co chwilę formując się w inne kształty. Widział
też kilka przelatujących samolotów wyglądających jak ogromne stalowe ptaki.
Ostatecznie odwrócił się do przyjaciela, a kąciki jego ust wzniosły się, nadając
twarzy Baekhyuna pogodny wyraz.
–
Myślę, że dzisiaj uda mi się namalować w końcu to, o czym od dawna marzę –
zaczął cicho, po czym opadł na prymitywne posłanie. Talerz z wystygniętym
posiłkiem podskoczył nieco w górę, ale jedzenie nie wylądowało na podłodze. –
Czuję się pełen twórczej mocy – mruknął sekundę później.
Wtem
białe naczynie wraz z widelcem znalazły się przed jego twarzą. Ochoczo chwycił
je w dłonie, a następnie z nieukrywaną radością zaczął zajadać, co przygotował
mu starszy. Nie narzekał na to, że za zimne, że dostał za dużo mięsa i że jajka
mogłyby być bardziej dosmażone. Rozkoszował się samą czynnością, jak gdyby był
to najwznioślejszy akt, forma niesamowitej sztuki, dzieło tylko dla wybranych.
Gdy
skończył, wręczył pusty talerz Kyungsoo, przeciągnął się i legł jak długi w
poprzek materaca. Bezmyślnie utkwił spojrzenie w suficie, zaś jego twarz wciąż
miała radosny, nieco głupkowaty wyraz. Przesunął dłońmi po wysłużonych
panelach, przymykając oczy, jakby badał ich fakturę. Odetchnął, podnosząc się
na równe nogi.
Nie
zwracając uwagi na Kyungsoo, który przeniósł się do kuchni, by trochę
posprzątać i nadać tej klitce stan, który wskazywałby na to, że ktoś tu jeszcze
mieszka, podniósł leżącą na podłodze sztalugę z dziurawym płótnem. Westchnął i
znów prychnął pod nosem, a później ostrożnie
zdjął zszargany materiał i wymienił go na nowy – tym razem był to
papier. Jeszcze przez moment wpatrywał się doskonale porowatą kartkę, która
była jednym z czynników nadających jego życiu sens.
Zupełnie
zapominając o otaczającym go świecie, Baekhyun wziął do rąk swoją starą, trochę
zniszczoną paletę i kilkakrotnie przetarł ją szmatką. Wyjął z szuflady tubki z
farbami, zadowalając się wybranymi kolorami – różem, granatem, żółcią i
czerwienią. Przygotował też kubek z wodą i różne pędzle, które ostatnio dosyć
często walały się po podłodze bądź też wpadały w najciemniejsze zakamarki
komody. Czuł, jak jego umysł i całe ciało są doskonale nastrojone do stworzenia
wspaniałego malunku. Ale nie takiego zwykłego, który można zawiesić na ścianie
i chwalić się przed znajomymi. Chciał czegoś wysublimowanego, czegoś, co nawet
jego samego przyprawi o zawrót głowy.
Pierwsze
kilka muśnięć pędzla było jakby wymierzone, bardzo precyzyjne. Delikatna
błękitna poświata witała się z przypiętym do drewnianego stojaka papierem. Ten
pochłaniał kolor, spijając wszystkie przemyślenia i odczucia młodego malarza.
Co rusz pojawiały się nowe plamy, przyciemniające te wcześniejsze lub
poszerzające błękitny horyzont. Skupienie Baekhyuna wzrastało z kolejnym jego
ruchem, coraz bardziej zapadał się w tylko sobie znany świat, pielęgnował go i
odkrywał nowe ścieżki.
W tym
samym czasie Kyungsoo udało się przywrócić kuchni jaką taką żywotność.
Pomieszczenie znów wyglądało tak, jakby ktoś używał go każdego dnia, by
przyrządzać obiady, śniadania, kolacje czy po prostu przesiadywać tam
wieczorami. W szafkach poukładał rzeczy, które kupił w markecie, zapełnił nimi
także i lodówkę. Kręcąc głową, schował też słodycze wybrane przez przyjaciela.
Miał nadzieję, że to wszystko nie zostanie zaraz zapomniane, a jego trud na coś
się przyda.
W
lekkim pośpiechu zabrał się za uprzątnięcie niewielkiej łazienki, która
wyglądała na równie zaniedbaną jak reszta mieszkania. Prysznic chyba od dawna
nie miał styczności z ludzką stopą i Kyungsoo zastanawiał się, gdzie w takim
razie kąpał się jego przyjaciel. Pominął tę kwestię, woląc skupić się na
zaprowadzeniu jakiegokolwiek porządku. Wątpił w to, czy Baekhyun w niedalekiej
przyszłości kogoś tu przyprowadzi, ale za bardzo przyzwyczaił się do
zachowywania się jak matka. W krew weszło mu wycieranie wszystkich brudów
pozostawionych przez Byuna. Lubił się o niego troszczyć, choć czasami
zastanawiał się, kiedy w końcu młodszy weźmie się w garść i sam zajmie się
domowymi sprawami.
Po
dwóch ciężkich godzinach po całym mieszkanku rozległ się przeraźliwy huk i
ogromny wrzask. Zupełnie jakby ktoś wpadł w neurotyczny szał i zaczął
przewracać każdą rzecz, jaka znajdowała się w jego pobliżu. Do wybiegł z
ciasnej łazienki i stanął w drzwiach sypialni Baekhyuna, patrząc na jego drżące
ramiona. Podłogę zdobiło kilka nowych plam świeżo nałożonej farby, strzępy
potarganego papieru i przewrócona, jak zwykle, sztaluga.
Byun
rzucił na podłogę swoją paletę i pędzel, po czym odwrócił się do starszego z niefrasobliwym
uśmiechem wyginającym różowe usta. Oparł dłonie na biodrach, a potem westchnął
ciężko.
– Nie
wyszło i tym razem – wyjaśnił Baekhyun, rzucając okiem na resztki po obrazie,
który usiłował namalować. – Nawet nie chcę na to patrzeć. Szkaradzieństwo
jakieś. Kto pozwolił mi się do tego w ogóle zabrać? Musiałem być chyba szalony.
Jutro na pewno namaluję coś ładniejszego. Coś, co w końcu pozwoli mi poczuć, że
naprawdę jestem malarzem.
–
Baek, dobrze wiesz, że nie musisz od razu malować jakichś pompatycznych cudów –
stwierdził cicho Kyungsoo, starając się, żeby nie rozzłościć przyjaciela.
Chociaż szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie widział, żeby Byun wściekał się
przez to, że jakieś malowidło mu się nie udało. – Stwórz coś prostego. Jak
kiedyś. Zawsze ci się udawało. Tamte obrazy były wspaniałe.
– Nie
chcę iść na łatwiznę, Kyungsoo – wytłumaczył młodszy głosem dziecka, na które
nakrzyczał rodzic za nieposprzątanie zabawek. – Zamierzam stworzyć coś
wielkiego. Coś, co powali wszystkich na kolana. Ciebie. Każdego oglądającego. A
nawet mnie samego – mówił nieustannie Baekhyun, a w jego oczach szalały iskry
zapału i pasji. – Ale do tego potrzeba mi inspiracji – dodał nieco pustym
tonem, który zdawał się spływać po ścianach niczym kałuże farb rozlewające się
mimowolnie po podłodze.
◄►
–
Wychodzę dziś do klubu. – Owinięty w ręcznik Byun wyszedł z łazienki,
udowadniając tym samym, że wbrew przemyśleniom Kyungsoo korzysta z prysznica.
Z jego
wilgotnych jeszcze włosów skapywały kropelki wody, tworząc maleńkie plamki na
kredowobiałej skórze. Te następnie zamieniały się w szczupłe potoki spływające
z wąskich ramion aż dotąd, póki nie brakło im tchu i nie zakończyły marnego
żywota. Promienie zachodzącego słońca subtelnie przesuwały się po delikatnej
skórze, niespodziewanie wysuszając owe strumyki. Blada cera zaś zalewana była
złotym blaskiem, jak gdyby młody mężczyzna zamienił się w posąg odlany z
drogocennego kruszcu.
– Po
co? – Głuche pytanie krążyło echem, podczas gdy Do mierzył przyjaciela surowym
spojrzeniem.
– Będę
szukał inspiracji – odburknął Baekhyun, zsuwając puszysty materiał z bioder, odsłaniając
całe swoje ciało. Zwinnym krokiem przemierzył odległość dzielącą go od komody,
w której przechowywał ubrania, po czym zaczął wszystko wyrzucać na podłogę.
Kyungsoo
z politowaniem pokręcił głową, wchodząc za przyjacielem do pokoju. Nie miał już
sił, jednak wziął się za pozbieranie pozostałości po poprzednim zajęciu
Baekhyuna. Ten w tym samym czasie starał się wyszukać najlepszy strój na
wieczór. Liczył na to, że znowu natrafi na jakąś interesującą osobę, z którą
szybko znajdzie wspólny język, a potem drogę do prywatnego pokoju. Może to, co
robił niemalże każdego wieczoru, nie było godne pochwały, ale jemu pasowało.
Nie przejmował się innymi, nawet przestrogami Do, choć zdarzały się sytuacje,
kiedy ten miał trochę racji.
Po
bardzo długich przemyśleniach i wyłożeniu większej części swej garderoby na
wyraźnie starą podłogę, Byun zdecydował się na czarne, obcisłe spodnie i
koszulkę z siatki. Lubił pokazywać swoje ciało. Lubił, kiedy ludzie rozbierali
go wzrokiem. Lubił przykuwać uwagę. Pospiesznie nałożył na siebie świeżą
odzież, która pachniała jak morska bryza. A przynajmniej miała nieść taki
zapach, bo na to wskazywał płyn do płukania. W rzeczywistości miała wystarczająco
dużo czasu, by nabyć woni starego drewna. Młody malarz skrzywił się, ponownie
wędrując w stronę łazienki.
Uporządkowawszy
wszystkie walające się przedmioty, Kyungsoo pozmywał z obdrapanych desek plamy
z farb. Wyrzucił też do kosza niepotrzebnie spożytkowany arkusz grubego
papieru. Tak jak Baekhyun powiedział mu w sklepie, nie do końca wszystko
rozumiał. Nie był w stanie pojąć, dlaczego Byun co rusz marnuje tak wiele
materiałów, gdy nie ma pieniędzy na zakup nowych. Oczywiście, ciągle szukał
swojego przeznaczenia, weny, inspiracji czy jak inaczej zwie się to coś,
wyciągając przy tym pieniądze od bogatych facetów, ale to nie zmieniało jego
bezmyślnego zachowania.
– Powinieneś
założyć jakąś marynarkę. Jest dość chłodno – powiedział stanowczo Kyungsoo,
widząc, jak przyjaciel na powrót beznamiętnie upycha ciuchy w bliskiej
rozklekotania komodzie. – Dbaj o siebie.
–
Przecież dbam – obruszył się młodszy, usilnie próbując dopchnąć szufladę tak,
by się zamknęła. – No, dosuń się! – krzyknął w końcu, nie wytrzymując nerwowo.
–
Odsuń się – poprosił Do, podchodząc bliżej. W mgnieniu oka zajął się
skrupulatnym poskładaniem ubrań w kostkę, dopasował skarpety w pary i sprawnie
domknął upierdliwy mebel. – Nie musisz dziękować.
Baekhyun
tylko obdarzył przyjaciela szerokim uśmiechem, a później rzucił mu się na
szyję. Kyungsoo nie protestował. W odpowiedzi objął go w talii, odsuwając na
bok wszystkie humory malarza. Znał go na tyle, by dostrzec, że Byun jest niczym
chodzący ocean. Raz był spokojny, a za innym razem fale niepokoju, radości czy
też innych emocji z potężną siłą wypływały z tego drobnego ciała. Parę sekund
później rozluźnili uścisk, a Baek zupełnie znikąd wyjął granatową marynarkę
oraz włożył trampki.
Kilka
chwil przeglądał się w krzywo zawieszonym lustrze w przedpokoju, nerwowo
przestępując z nogi na nogę. Dopiero gdy skończył poprawiać pojedyncze kosmyki
włosów, klasnął w dłonie, jak gdyby dzięki temu jego wizerunek już nie mógł się
zmienić. W pośpiechu pobiegł jeszcze do łazienki. Tam oczywiście nałożył na
powieki trochę czarnej kredki, by podkreślić swoje spojrzenie. Bez starań nie
osiągnąłby celu, jaki sobie postawił.
– Będę
się już zbierał do domu – oświadczył Kyungsoo, wkładając swoją skórzaną kurtkę.
Nie chciał rozstawać się z młodszym, jakby bał się, że stanie mu się jakaś
krzywda, ale była najwyższa pora na powrót do własnego mieszkania.
– W
porządku – odrzekł Baekhyun, intensywnie perfumując swoje ciało. Chciał przyciągać
nie tylko cudze spojrzenia. – Zobaczymy się jutro?
– Nie
wiem, Baek. Ostatnio mam coraz więcej pracy. Wiesz, jak jest. Ludzie
przychodzą, dokumenty się gromadzą. Trzeba odszukiwać pewne stare zapisy –
zręcznie tłumaczył się Do. Westchnął, a to wcale nie przyniosło mu wymarzonej
ulgi. Martwił się o przyjaciela.
–
Jasne, rozumiem. Do następnego razu – pożegnał się Byun.
–
Cześć, Baek.
Po
wyjściu Kyungsoo z mieszkania Baekhyun wszedł do sypialni, rozejrzał się po
niej nieobecnym wzrokiem, a później położył się na swoim materacu. W jego
oczach zabłyszczały łzy, ale odgonił je, mrugając naprędce. Wcale nie chodziło
o to, że nie chciał wyjść, by zarobić pieniądze w klubie. Nie musiał tego
robić, ale taką drogę wybrał. Nigdy nie narzekał, bo zawsze to on miał nad
wszystkim kontrolę. Czasami po prostu czuł się samotny jak porzucony w
schronisku pies. Nie miał rodziny, przyjaźnił się tylko z Kyungsoo. Z reguły
dlatego, że nikomu nie ufał na tyle, by powierzać mu swoje sekrety i mieszać go
w swoje życie.
Mimo
to grał niezależnego, młodego mężczyznę, który lubi się dobrze bawić. Okrywał
się ciasną powłoką utkaną z barwnych kłamstw wystarczających, aby zaimponować
nowopoznanym osobom. Nigdy nie stawiał się przed nikim, nie odgrywał scen, nie
chwalił się. Mówił tylko tyle, ile wystarczyło, by zaspokoić głodne i
ciekawskie umysły pozostałych. Chciał pozostać w cieniu, w ukryciu. Wolał wieść
spokojne życie i być dla kogoś tylko jednonocnym wspomnieniem. Nie miał w
planach stwarzania sobie problemów, co mogłoby stać się, gdyby wypowiedział
choćby o jedno słowo za dużo. Właśnie dlatego starał się zachowywać tak ogromną
powściągliwość po wypiciu kilku drinków.
Upłynęło
kilka długich, nieco niespokojnych minut. Baekhyun podniósł się na równe nogi i
poprawił ubrania, a potem pogasił światła i wyszedł, przywdziewając na twarz
najbardziej kpiący uśmieszek, na jaki było go stać. Idąc chodnikiem, nie
podnosił wzroku na mijające go osoby. Nie obchodziło go czyjeś życie. Miał
własne, z własnymi sprawami, problemami, trudami i brudami. Oprócz tego bał
się, że ktoś może go zaczepić i przez śliczną buzię oberwie lub ktoś zrobi mu
krzywdę. To, że starał się pokazywać swoją silną stronę, nie znaczyło, że był
silny.
Gdy
wreszcie młody mężczyzna zatrzymał się przed popularnym gejowskim klubem,
kąciki jego ust uniosły się wyżej. Przeczesawszy palcami włosy, wszedł do
środka pewnym krokiem. Znajomy zapach potu i alkoholu z impetem uderzył w jego
nozdrza, otumaniając twórczy umysł. Przymknął na sekundę oczy, pozwalając, by
mistyczna aura otuliła każdy zakamarek jego ciała. Oblizał usta rozluźniony i
ruszył przed siebie, dzikim spojrzeniem wpatrując się w tłum wirujących na
zadymionym parkiecie ciał.
–
Czego się napijesz, cukiereczku? – Niewysoki czarnowłosy mężczyzna zapytał,
kiedy Baekhyun zajął już miejsce na jednym z barowych stołków. Wyraźnie widać
było, że facet nie jest Koreańczykiem, gdyż jego wymowa pozostawiała wiele do
życzenia. Malarz obstawiał, iż to Chińczyk. – Spełnię każde twoje życzenie –
mówiąc to, wyjął z kieszeni spodni portfel, a z niego błyszczącą w mdłym
świetle kartę.
Dłuższą
chwilę Byun skanował go podejrzliwie wzrokiem, zatrzymując spojrzenie to na
przystojnej twarzy, to na wspaniałym, niezwykle modnym garniturze. W końcu
uśmiechnął się zadziornie, zastanawiając się nad tym, co powinien zamówić. Nie
miał ochoty na nic wymyślnego. Wystarczyło mu, że ubiegłej nocy wlał w siebie
tyle różnokolorowych drinków, że nie potrafił spamiętać wszystkich ich nazw.
Odchrząknął cicho, ponownie przenosząc spojrzenie na zniewalającą twarz.
–
Wódka z colą wystarczy – odpowiedział stanowczo, po czym uwodzicielsko
przesunął językiem po wargach i odwrócił wzrok.
– Dwa
razy – dodał pospiesznie nieznajomy do kelnera, od razu przysiadając się do
młodego malarza.
Baekhyun
zdążył już podjąć decyzję. Mówiąc drugiemu, czego chce się napić, podpisał
niewidzialną umowę z samym sobą, że to właśnie z nim spędzi tę noc. Pomimo
półmroku panującego przy kontuarze, był w stanie stwierdzić, czy mężczyzna mu
się podoba czy też nie. Tym razem udało mu się trafić na swój typ. Atrakcyjny,
ubrany w drogie, markowe ciuchy, czarujący i chyba naprawdę skory do spełniania
jego zachcianek. Nawet język nie stanowił zbyt dużej bariery. Byun był w stanie
swoim wdziękiem i mową ciała przekazać, o co mu chodzi, czego pragnie i żąda.
– Jak
ci na imię? – ponownie odezwał się nieznajomy, kiedy barman zaserwował dwa
zamówione drinki.
Przygryzając
kusząco wargę, Baekhyun sięgnął po swoją szklankę. Pomału upił łyk alkoholu
wymieszanego z gazowanym napojem, po czym skrzywił się lekko. Dłuższy moment
rozmyślał nad odpowiedzią. Zwykle nie wyjawiał swego prawdziwego imienia
osobom, z którymi chodził wyłącznie do łóżka. Przedstawiał się jakimś zmyślonym
pseudonimem bądź nazywano go wedle własnego życzenia. Nie sprzeciwiał się, bo
dyktował warunki dotyczące tylko kwestii pieniężnej. Odchrząknął cicho.
– A
jakie imię najbardziej ci się podoba? – rzucił niby od niechcenia.
– Jian
– odrzekł mężczyzna, uśmiechając się promiennie.
–
Jesteś Chińczykiem? – spytał Byun, podnosząc szklankę do ust. Jego wzrok
badawczo spoczywał na nieznajomym.
–
Zgadza się – powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach.
– A
jak brzmi twoje imię?
Czarnowłosy
zaśmiał się pod nosem, zasłaniając się dłonią. Zbliżył się do Baekhyuna,
układając śmiało dłoń na jego udzie. Wnet malarz poczuł ciepły oddech na swojej
szyi i gwałtownie nabrał powietrza w płuca.
–
Jestem Lu Han – odparł uwodzicielsko Chińczyk, przesuwając ręką w gorę i w dół
po nodze swojego towarzysza. Koniuszkiem języka musnął płatek jego ucha. –
Zatańczymy?
Bez
większego wahania za to z lekkim dreszczem na całym ciele Baekhyun skinął
głową. Nie używając zbędnych słów, podążył za mężczyzną w sam środek
roztańczonego pośród zgiełku tłumu. W jednej chwili Lu Han chwycił malarza za
biodra, odwracając go do siebie tyłem, i przyciągnął go bliżej. Nie krępował
się i nie powstrzymywał przed dotykaniem chudego ciała. Raz po raz rozpustnie
przesuwał czubkami palców po ledwie osłoniętym torsie Byuna. Czuł, że ma nad
nim kontrolę. Nic nie wskazywało na to, że z niej zrezygnuje.
Rozluźniony
i nieprzejmujący się niczym Baekhyun poddawał się tym wszystkim mniej lub
bardziej subtelnym tknięciom. Skłamałby, mówiąc, że tego nie lubi albo że to go
nie podnieca. Miał świadomość, że może do kogoś należeć chociaż przez jedną noc.
Nie chciał więcej. Mówił sobie, że nie mógłby z kimś być na stałe, bo czułby
się związany. A on był wolnym duchem, człowiekiem-ptakiem. Robił, co mu się
żywnie podobało i nikt nie stawiał mu granic.
Nieśmiało
odwrócił głowę. Jedno spojrzenie wystarczyło, by upewnić się, że obaj chcą tego
samego.
Dawno już porządnego komentarza na blogspot nie pisałam… Zacznę od Baekhyuna, ponieważ to bardzo specyficzna postać. W sumie to nie wiem czy ją lubię czy jej nie lubię. Prowadzi życie dość swobodne, bez ograniczeń. Takie, którego w żaden sposób nie pochwalam, ale jest w nim coś sympatycznego. Troszkę takie zagubione dziecko, które nie umie o siebie zadbać. Dobrze, że takiego przyjaciela jak Kyungsoo. Przyjdzie do niego, zadba o jego lodówkę. Miło z jego strony. Jestem ciekawa co chce namalować Baekhyun. I dlaczego akurat w ten sposób szuka inspiracji. Na wszystko przyjdzie czas. Jeśli chodzi o Luhana, to powiem szczerze, że kiedyś wyśmiałabym go w takiej roli, ale ostatnio się zmienił i pasuje do takiego uwodziciela. Fajnie, że pokazałaś go w takiej odsłonie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
W końcu! Z niecierpliwością czekałam na nowe opowiadanie od Ciebie i oto jest! Zapowiada się ciekawie i naprawdę mam nadzieję, że będzie to chanbaek, bo jakoś nie mogę wyobrazić Lu i Baeka :D
OdpowiedzUsuń