sobota, 4 czerwca 2016

Black & White [9/12]

Długość rozdziału: 3124 słowa

Kolejny dzień nie był już tak wspaniały jak poprzednie. Pogoda była całkiem beznadziejna – padał rzęsisty deszcz, rozmazując orzeźwiający widok lasu, a towarzyszyła mu mleczna mgła, która otulała świat nieprzyjemną kołdrą. Baekhyun nie miał najmniejszej ochoty opuszczać przytulnego domku, jednak wkrótce mieli wracać do Seulu i mimo wszystko musieli wyjść na zewnątrz. Po obiedzie, na który składało się wspólnie przyrządzone spaghetti z sosem meksykańskim i luźna atmosfera, zaczęli pakować swoje rzeczy.
Dokładnie układając rzeczy w swojej torbie, jasnowłosy kątem oka zerkał na starszego, który zbierał sprzęty pozostawione po pamiętnej piątkowej nocy. Na policzki wpełzł mu rumieniec, gdy przypomniał sobie, z jakiego powodu wciąż szczypią go uda, dlatego zaraz powrócił do składania koszulek, które zupełnie mu się nie przydały. Jongin miał rację, pomyślał, spakowałem się, jakbym jechał na dwa miesiące.
– Hej, Baek, chodź tutaj na chwilę – zawołał nagle Park, odrywając chłopaka od jego zajęcia.
Ochoczo, ze słodkim uśmiechem na twarzy młodszy znalazł się tuż obok starszego, obserwując go uważnie. Nie rozumiał, o co chodzi, dopóki nie ujrzał przed sobą polaroidu. Chanyeol zaproponował, żeby na pamiątkę zrobili sobie kilka zdjęć. Nie sposób było nie przystać na tę propozycję, w wyniku czego już kilka sekund później student stał przytulony do ramienia mężczyzny, a ten przystawił sobie dwa palce do twarzy w geście zwycięstwa i nacisnął przycisk aparatu.
Po wydrukowaniu Baekhyun delikatnie machał kawałkiem papieru, osuszając fotografię. Kiedy wreszcie spojrzał na nią, poczuł otulającego go nieznane ciepło. Wyglądali razem bardzo ładnie, jakby byli parą, która darzy się wzajemnie ogromnymi uczuciami. Problem tkwił w tym, że on i Park żywili do siebie nieco inny rodzaj uczuć i znali odmienne znaczenie słowa kochać. Nie wiązało się ono dla nich z żadnym emocjonalnym uniesieniem, a z fizyczną przyjemnością, jakiej od początku sobie nie szczędzili.
Następne zdjęcie chłopak z zaskoczenia wykonał czarnowłosemu, chichocząc przy tym jak złośliwy chochlik. Aparat natychmiast zmienił więc właściciela i wtedy to wyższy wykonał kadr naburmuszonego Byuna, leżąc na łóżku. Nie było to wiele, ale okazało się pamiątką, która za jakiś czas na pewno przywoła miłe wspomnienia. Baekhyun położył się na miejscu obok starszego, gdy tamten poklepał wolną przestrzeń.
Ukradkiem rzucił mu tęskne spojrzenie, a gdy został na tym przyłapany, odwrócił wzrok w stronę sufitu. Leżeli tak przez jakiś czas, wsłuchując się w swoje  oddechy niemo opowiadające ich dotychczasową historię. Nic nie było takie samo jak wcześniej. Z zupełnie obcych sobie ludzi zamienili się w dwóch mężczyzn żyjących ze sobą bardzo blisko, a jednocześnie bardzo daleko. Dzieliło ich prawie wszystko, jednak łączyło poczucie bezpieczeństwa, ciepło, chęć uwagi i troski. W jakimś stopniu zżyli się ze sobą, lecz byli tylko znajomymi. Nikim ważnym, a przynajmniej obaj tak twierdzili.
– Chyba czas się zbierać – oznajmił Chanyeol, podnosząc się do siadu. Poprawił rozmierzwioną czuprynę i zabrał się za odnoszenie bagaży do samochodu.
Ostatni raz Baekhyun przeszedł po wszystkich pomieszczeniach, rozkoszując się widokiem tego ślicznego miejsca. Naprawdę mu się podobało i miał nadzieję, że jeszcze nie raz Park zabierze go tutaj. Zerknął jeszcze na duże łóżko, a później wyszedł na zewnątrz, nałożywszy na siebie skórzaną kurtkę. Spuścił głowę, kiedy deszcz nieuchronnie moczył mu włosy. Niemal podbiegł do samochodu, by zająć miejsce pasażera i czekał, aż brunet zamknie domek i do niego dołączy.
Niecałe pięć minut później kierowali się już z powrotem do ruchliwego, głośnego miasta, którego nie widzieli dwa dni. Mglista poświata spowiła wszystko naokoło, dlatego też nie było widać już tętniącego życiem, magicznego lasu, a tylko jasnoszarą zasłonę. Przygnębiający nastrój jednak nie dosięgnął żadnego z nich, co było tylko powodem do uśmiechu. Ciągle ze sobą rozmawiali i śmiali się nawet z rzeczy, z których nie powinni. Mieli swój własny mały świat, kolorową bańkę szczęścia, dzięki której zmieniali się nie do poznania.
Będąc już prawie w Seulu, biznesman włączył muzykę, gdyż Byun zasnął kilka minut wcześniej. Paskudna pogoda wyraźnie go zmęczyła i otuliła wrednymi ramionami snu. Lepiej jednak, jeżeli odpoczywał, aniżeli miałby się męczyć i marudzić. Nie widząc lepszego rozwiązania, mężczyzna podjechał prosto pod mieszkanie swojego towarzysza. Mijane budynki były mu bardzo dobrze znanie, równocześnie obce. Nie do końca lubił spędzać czas tam, gdzie hałas otaczał go ze wszystkich stron. Między innymi dlatego nie zapraszał do siebie wielu gości. Wolał żyć w ciszy i spokoju, nie wszczynając z nikim dyskusji i kłótni – siostra była przykrym wyjątkiem.
Nie miał serca budzić Baekhyuna, ale to było jedyne wyjście. Z wyczuciem potrząsnął jego ramię, starając się go wyrwać z objęć Morfeusza, zaparkowawszy samochód przed miejscem jego zamieszkania. Kiedy chłopak wreszcie rozchylił powieki, Chanyeol uśmiechnął się do niego. Jednak to nie było takie trudne, jak się spodziewał.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział Park, odpinając pas. – Mogę odprowadzić cię do drzwi? – spytał nieco niepewnie. Wiedział, że jasnowłosy nie mieszkał sam, dlatego nie chciał nastręczać mu kłopotów.
– Jasne, chodź. – Młodszy dziarsko wysiadł z samochodu. Miał już zatrzasnąć za sobą drzwi, lecz odwrócił się z figlarnym uśmieszkiem na ustach. – Ale zanosisz moją torbę. Taki mam warunek.
Czarnowłosy odpowiedział gardłowym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Mimo iż to on miał przewagę, jeśli chodziło o sprawy łóżkowe, w „normalnym” świecie nie istniały dla niego pojęcia dominujący i uległy. Dominować jednie mógł ktoś, kto miał więcej pieniędzy, jednak to nie świadczyło o tym, iż biedniejsi mieli mu się kłaniać i być na jego posyłki. Wszystkich ludzi traktował równo, z należytym szacunkiem. Starał się być dla nich dobry, bo chciał, by inni również traktowali go w taki sposób.
– Na którym piętrze mieszkasz? – zapytał nagle Chanyeol, gdy wdrapywali się po schodach na górę.
– Na siódmym – odrzekł chłopak, spoglądając przez ramię. – Dlaczego idziesz tak wolno? Przecież moja torba nie waży tak dużo. Sam miałeś więcej, a niosłeś to jakoś z większym zapałem.
Ciche, sztucznie pogardliwe prychnięcie wyrwało się z ust bruneta. – Jak chcesz to zostawię ci to tutaj i sam będziesz to taszczył na górę, pasuje? – Byun natychmiast zesztywniał, przełykając nerwowo ślinę. – Żartuję. Tak naprawdę chcę pobyć z tobą trochę dłużej. Popatrzeć na ciebie. Nie wiem, czy już ci to mówiłem, ale jesteś naprawdę ładny. Masz w sobie to coś.
Nie spodziewając się takich słów z ust Parka, Baekhyun całkowicie się speszył. Końce jego uszu zaczerwieniły się, a na policzkach wykwitł słodki rumieniec. Uznał, że to cholernie miłe ze strony starszego. W ogóle ze strony jakiegokolwiek człowieka. Zwykle tylko mama albo babcia mówiły mu, że jest przystojnym chłopcem. Na uczelni raczej nikt nie zawracał sobie nim głowy, a Jongina po prostu nie pociągali faceci.
Niedługo później dotarli pod odpowiednie drzwi. Byun zadzwonił dzwonkiem, oczekując, że przyjaciel mu otworzy.
– Wiesz, naprawdę świetnie się z tobą bawiłem przez ten czas – powiedział szczerze mężczyzna, spoglądając tajemniczym wzrokiem na studenta. – Chciałbym, żebyśmy jeszcze kiedyś gdzieś razem pojechali, a póki co zasady są takie jak wcześniej.
W odpowiedzi jasnowłosy skinął głową. Doskonale wiedział, że wystarczył telefon i jedno życzenie, a on już miał być w drodze do Parka. Chanyeol odwrócił się twarzą do Baekhyuna, po czym zupełnie niespodziewanie przyciągnął go do siebie i pocałował prosto w usta. W tej samej chwili drzwi mieszkania otworzyły się i stanął w nich zaskoczony Jongin. Patrzył na dwójkę, drapiąc się po głowie.
– Nie chciałbym przeszkadzać, ale-
– Powinienem już iść – wypalił czarnowłosy, oderwawszy się od oszołomionego chłopaka. Uśmiechnął się przelotnie na pożegnanie. – Cześć.
– Do widzenia, Chanyeol. – Byun lekko przygryzł wargę, jeszcze przez jakiś czas oglądając się za starszym.
– Co to miało być? – zapytał Kim, gdy jego przyjaciel zdążył wrócić na ziemię z siódmego nieba i wszedł do środka.
– Nie rozumiem, o co ci-
– Dlaczego się całowaliście? Nie mówiłeś przypadkiem, że tylko ze sobą sypiacie? Wydawało mi się, że to nie uwzględnia tych wszystkich czułych gestów, buziaczków i trzymania się za rączki. – Jongin był wyraźnie oburzony. Do końca nie wiedział, co w niego wstąpiło, lecz widząc ponurą twarz jasnowłosego, odpuścił. – Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.
– Nie przepraszaj – zbył go Baekhyun, który poczuł się lekko urażony. Takie zachowanie ze strony biznesmana było dla niego czymś nowym, jednocześnie ujmującym. A Kai jak zwykle musiał wszystko zniszczyć. – Ostatnio powiedziałeś, że przestaniesz się tak zachowywać. – Byun ruszył do swojego pokoju, wlokąc za sobą torbę z rzeczami z wyjazdu.
Nie mogąc znieść rodzącego się w nim poczucia winy, Jongin wziął bagaż przyjaciela i odniósł go w odpowiednie miejsce. – Właśnie dlatego przepraszam – powiedział, siadając na wychłodzonym łóżku młodszego. Poklepał miejsce obok siebie, a kiedy przyjaciel usiadł, przytulił go do siebie jak młodszego brata. – Jestem tu po to, żeby się tobą opiekować, a żartuję sobie z ciebie i się wściekam. Lepiej opowiadaj, jak tam było.
Jasnowłosy zaśmiał się, czując, jak Kim żartobliwie czochra mu włosy. – Było super. Jak zawsze. Jeździliśmy konno, kąpaliśmy się w jeziorze, byliśmy na wsi. Poczułem się, jakbym na trochę wrócił do domu – odrzekł pełen zadowolenia.
– W takim razie muszę przyznać, że ten cały Chanyeol wcale nie jest takim złym facetem.
Cały następny tydzień była dla Parka istnym pasmem niepowodzeń. Na dobry początek w poniedziałkowy poranek coś zepsuło się w jego samochodzie. Co z tego, że dbał o niego jak o dziecko i zawsze upewniał się, żeby wszystko było w porządku. Los chciał inaczej, dlatego też w najmniej oczekiwanym momencie, najbardziej niepozorna rzecz postanowiła odmówić posłuszeństwa. W pośpiechu zadzwonił do mechanika, a gdy ten się zjawił, Chanyeol i tak był już spóźniony do pracy.
Zostawiając auto pod opieką specjalisty, udał się do biura autobusem. Tłok, hałas i nieprzyjemny zapach od niektórych osób działały mu na nerwy, delikatnie mówiąc. Jak tylko wysiadł, miał wrażenie, że jeszcze sekundę wcześniej był zamknięty w ogromnej metalowej puszcze po brzegi wypełnionej sardynkami. W niezbyt dobrym nastroju skierował się do firmy. Sekretarki oczywiście nie było na miejscu, na którym powinna się znajdować, co jeszcze bardziej rozwścieczyło mężczyznę. Sam musiał przynieść sobie kawę, choć i ta wcale go nie uspokoiła.
We wtorek biznesman postanowił udać się do pracy na piechotę. Miał dość zgiełku w komunikacji miejskiej, którą poruszał się poprzedniego dnia, natomiast swój ukochany pojazd miał odzyskać dopiero jutro. Szedł ulicami nieczęsto uczęszczanymi przez jakichkolwiek przechodniów. To pozwoliło mu się wyciszyć. Chociaż na godzinę.
W tym czasie wrócił do weekendu spędzonego z Baekhyunem. Wszystkie te momenty, gdy spoglądał na niego, kiedy tamten nie patrzył. Widział w nim coś, czego wcześniej chyba nie potrafił dostrzec. Jego serce znów boleśnie i niebezpiecznie załomotało, sprowadzając go z powrotem na ziemię. Potrząsnął głową, sięgając do kieszeni. Jako że był w pełni szczęścia, nie obyłoby się bez zniszczenia nastroju. Czując pustkę w spodniach, odkrył, że zostawił telefon w domu.
– Pięknie – warknął do siebie, przewracając boleśnie oczami. – Zero kontaktu ze światem. – Przyspieszył kroku, mając nadzieję, że chociaż w biurze będzie mógł uwolnić od prześladującego go pecha.
Do końca dnia nie działo się już nic nadzwyczajnego. Tylko kilka zgubionych dokumentów, pominiętych podpisów, zdenerwowanych klientów, którzy nie otrzymali maili z odpowiedzą i innych normalnych wypadków. Normalnych dla wszystkich pozostałych ludzi. Park zawsze miał wszystko pod kontrolą i nigdy nie zdarzało mu się popełniać błędów w pracy. Jak widać nadszedł czas i na to. Miał tylko cichą nadzieję, że nie odbije się to większym echem w najbliższej przyszłości, bo wtedy mógłby pożegnać się z pozycją dyrektora.
Środa natomiast to była przysłowiowa cisza przed burzą. Z samego rana Chanyeol odzyskał naprawiony samochód, który działał jak złoto i nawet wcześniej ledwie dostrzegalne niedociągnięcia zniknęły. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, gdy wreszcie mógł dotrzeć do biura klimatyzowanym pojazdem, słuchając ulubionej muzyki. W pracy wszystko układało się bezproblemowo. Żadnych skarg, nadmiaru dokumentów czy zepsutych drukarek albo faksów. Wszystko działało jak w zegarku, więc Park stwierdził, że już nic złego nie spotka go w tym tygodniu. Wieczorem zadzwonił nawet do Baekhyuna, zapraszając go na następny dzień.
Jednakże czwartek okazał się prawdziwym piekłem. Tym razem nie chodziło już o auto, telefon czy brak jakiegoś podpisu. Chanyeol siedział zatopiony w studiowaniu kolejnej długiej umowy, którą sam niedawno kazał napisać, kiedy zdyszana Naeun wbiegła do jego biura, nawet nie kusząc się o pukanie do drzwi.
– Jest gorzej, niż się panu wydaje – wykrztusiła jednym tchem, opierając się o futrynę.
Park wstał pospiesznie, z niepokojem patrząc na dziewczynę. – O co chodzi?
– Straciliśmy trzech największych inwestorów – wydyszała, jednak uniosła rękę, aby jej nie przeszkadzano. – Jakby tego było mało, wszyscy trzej zaraz skierowali się do Oh Investors. Czy pan wie, co to oznacza? Pójdziemy na dno. Na samo dno. Zostaniemy z niczym.
Przez kilka długich minut Chanyeol zaciskał dłonie, aż zbielały mu kłykcie. W końcu z całej siły uderzył w dębowe biurko, które podskoczyło, a wszystkie lezące na nim dokumenty sfrunęły na podłogę. Nie rozumiał, jak to się działo. Cały czas miał na oku sprawy swojego przedsiębiorstwa. Jeśli tylko potkniesz się, to Oh Investors zgraną nam wszystkich klientów sprzed nosa, a wiesz, że to nasi najwięksi wrogowie. Słowa matki odbiły się głośnym echem w jego głowie. Jaki błąd? Przecież nie zrobił nic złego.
– Proszę to natychmiast naprawić. Przygotujcie nowe umowy, postawcie lepsze warunki. Przydajcie się do czegoś, do jasnej cholery! – krzyknął w przypływie złości, po czym wyszedł z firmy, trzaskając wszystkimi drzwiami, jakie napotkał na swojej drodze.
W mgnieniu oka dotarł do mieszkania, łamiąc chyba wszystkie przepisy drogowe, jakie tylko mógł. Nie liczył, ile razy przejechał na czerwonym świetle czy przekroczył dozwoloną prędkość. Chciał tylko  znaleźć się w domu, usiąść i spokojnie pomyśleć nad rozwiązaniem ogromnego problemu. Jeśli nie uda mu się go rozwikłać, rodzice chyba go wydziedziczą a firmę dostanie pierwszy lepszy fagas jego siostry.
Wściekły pchnął drzwi, nie zwracając uwagi, że były otwarte. Zupełnie zapomniał o tym, że zostawił Baekhyunowi klucz pod wycieraczką i że mieli razem spędzić miły wieczór. Zdjął pospiesznie buty i zaczął nerwowo szarpać się z krawatem, gdy z kuchni wyszedł zdziwiony Byun.
– O, Chanyeol. Jesteś już – odezwał się z szerokim uśmiechem na twarzy. Podszedł bliżej, ale gdy zauważył dość surowy i poważny wyraz twarzy starszego, wycofał się. – Czy coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. Ale zrobiłem obiad, więc może-
– Zamknij się, Baek! – gwałtownie przerwał czarnowłosy, łapiąc mniejszego za nadgarstek. Szarpnął go mocno, kierując się do salonu.
– Przepraszam – jęknął Baekhyun, usiłując wyrwać dłoń z niedźwiedziego uścisku. – Myślałem, że będzie miło, jak wpadnę wcześniej, zrobię coś do jedzenia-
– Kazałem ci się zamknąć! – wycedził Chanyeol, mierząc młodszego piorunującym spojrzeniem. Tamten zląkł się. Jeszcze nigdy nie widział biznesmana w takim stanie. – Straciłem najważniejszych klientów, a ty masz czelność pierdolić mi o jakimś obiedzie! Mogłeś wcale nie przychodzić! Tylko zawracasz mi głowę! Jesteś beznadziejny i najlepiej będzie, jak znikniesz z tego domu w ciągu pięciu sekund! W innym razie nie ręczę za swoje czyny i słowa! Zrozumiano?!
Do głębi przestraszony student otworzył usta, by zdobyć się na jakąś racjonalną odpowiedź. Szybko zrezygnował, obawiając się starszego. Nie znał go od tej strony, stąd nie miał pojęcia, do czego był zdolny. Mógł go uderzyć albo nakrzyczeć na niego jeszcze bardziej. Jego tępy, rozkazujący wzrok i nerwowa aura nie świadczyły o niczym dobrym. Baekhyunowi zrobiło się przykro, lecz nie dał tego po sobie za bardzo poznać.
Grzecznie opuścił bogato urządzony salon, lekko się skłoniwszy, po czym prędko nałożył buty i prawie wybiegł z mieszkania. Nie miał ochoty patrzeć na innych ludzi. Stał w windzie tyłem do drzwi, starając się powstrzymać łzy, który cisnęły mu się do oczu. Nie potrafił zrozumieć, że osoba, która do tej pory żyła z nim w kolorowej bańce mydlanej nagle stała się kimś zupełnie innym. Nie znał Chanyeola długo, jednak zdążył ujrzeć już kilka jego twarzy. Ta była kolejna. Zdecydowanie najbardziej bolesna, jeśli dodać słowa, które padły z ust mężczyzny.
Jesteś beznadziejny. Zdanie to krążyło po głowie Byuna, nie dając mu spokoju. Wyszedł z windy i w ślimaczym tempie szedł w stronę domu. Jedyne, czego teraz chciał, to przytulić się do Jongina i wypłakać mu się w ramię. Jego smutek był uzasadniony, ponieważ traktował Parka jak kolegę. Mimo to nie powinien czuć tak głębokiego bólu, nie żywił przecież do niego jakichś specjalnych uczuć, które pozwoliłyby mu mówić o zdradzie czy złamaniu jakiejś obietnicy.
Droga zajęła mu dwa razy dłużej, aniżeli powinna. Bez przerwy powłóczył nogami, unikając patrzenia na innych ludzi czy wystawy sklepowe, choć każdy zwracał uwagę na niego. Kilka razy usłyszał, że jest ślamazarny i mógłby łazić szybciej, bo tylko przeszkadza tym, którzy się spieszą. Miał ochotę krzyczeć, ale się powstrzymał. Ciągle wstrzymywał również łzy, które w zastraszająco szybkim tempie powracały, ilekroć próbował je odepchnąć.
Stojąc przed drzwiami mieszkania, westchnął ciężko. Już miał zadzwonić, gdy te same otworzyły się, jakby Jongin wyczuł jego obecność. Starszy o nic nie pytał. Widział jego przygnębioną postawę i nieciekawy wyraz twarzy. Natychmiast wciągnął go do środka i mocno przytulił, uspokajająco głaszcząc po głowie. Takie sytuacje najlepiej pokazywały, jak wiele dla siebie znaczą, że są dla siebie jak rodzeństwo. Nie potrzebowali słów, by zrozumieć swe samopoczucie.
– Powiedział, że jestem beznadziejny – wybełkotał Baekhyun, a potem zaniósł się głośnym płaczem.
Kai tylko mocniej przycisnął go do siebie. Może i był to głupi powód do płaczu, jednak wiedział, że młodszemu zależało na relacji z Parkiem, jakakolwiek by ona nie była. Ostatnim razem stwierdził, że są kumplami, a teraz tamten zachował się jak prawdziwy dupek. Na pewno nie powiedział tego, uśmiechając się szeroko, ale powód był nie ważny. Nieprzemyślane wyzwiska i obelgi bolały najbardziej.
– Nie płacz, Baekkie – szepnął Kim, co rusz przeczesując palcami włosy przyjaciela. – Pogodzicie się. Może… miał gorszy humor albo stało się coś złego.
– Nakrzyczał na mnie – od razu odparł Byun, odsuwając się od Jongina. Spojrzał na niego i wysilił się na słaby uśmiech. – Dobrze, że jesteś. Zawsze mogę na ciebie liczyć – dodał, na powrót wtulając się w ciepło, jakim go uraczył.
Wszystko szło zgodnie z jej planem. Yoona uśmiechnęła się do siebie złośliwie, podnosząc do ust kieliszek z winem. Ogień w kominku przyjemnie rozświetlał i ogrzewał ogromny salon, który niestety nie należał do niej. Jeszcze. Oczywiście nic nie zrobiła sama, bo to byłby dla niej ogromny wysiłek. Zadzwoniła do koleżanki, która rozpowszechniła wiadomości o odstąpieniu trzech ważnych inwestorów z firmy Parka. Wynajęła kogoś, kto umiejętnie zepsuł samochód brata, ale tak, aby nie stała mu się krzywda.
Czy chciała go skompromitować? Tak. To od zawsze było jej marzeniem, ale dopiero teraz miała okazję by je zrealizować jasne było, że nie działała dla siebie. Miała swojego szefa, który poprosił ją o wykonanie tych kilku zadań. W zamian za to miała otrzymać cudowną nagrodę, co było jej kolejnym marzeniem.
Wysoki blondyn podszedł do dziewczyny wygodnie ułożonej w miękkim fotelu. Delikatnie pogłaskał ją po głowie, a ona podniosła wzrok, obdarzając go czarującym uśmiechem. Nie sądziła, że takie szczęście kiedyś jej się trafi. Nie szukała go. To ono znalazło ją.
– Kiedy z nim skończysz? – zapytał mężczyzna, siadając na oparciu.
– Wkrótce – odpowiedziała spokojnie. – Znajdę na niego coś takiego, że się po tym nie pozbiera i będzie to mocniejsze niż cios z inwestorami. Zobaczysz, będziesz ze mnie dumny.
– Na to liczę, kochana. – Musnął palcami policzek Yoony, po czym złożył na jej ustach żarliwy pocałunek.
– Baekhyun, bardzo przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. Proszę, przyjdź w sobotę na lunch – odczytał głośno jasnowłosy, usilnie wtulając twarz w poduszkę na kanapie.
– Czy to Chanyeol? – spytał jak zwykle ciekawski Jongin, chrupiąc paprykowe chipsy, podczas gdy w telewizji po raz kolejny nadawali ten sam odcinek dramy.
– Tak – burknął młodszy, przecierając obolałe od wcześniejszego płaczu oczy.
– I co zrobisz?
– Chyba pójdę. Nie umiem być długo zły – wyjaśnił Byun z nieco skrzywioną miną. Wiedział, że Kim to się nie do końca podoba, ale naprawdę chciał widzieć się z Parkiem i odkręcić tę całą bezsensowną sprawę.

2 komentarze:

  1. Boże, nienawidzę Yoony. Po prostu jej nienawidzę. Wredna suka, myśląca tyko o sobie. DNWUSLSNDHAJXKAK!!!
    Mam tylko nadzieję, że Chan będzie przepraszał Baeka na kolanach, bo jedynie takie wyjście mi odpowiada. Innych przeprosin bym nie przyjęła, gdybym była Baekhyunem.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. A było tak pięknie, aish </3 Kiedy Chanyeol tak nakrzyczał na Baekhyuna sama miałam łzy w oczach, mam nadzieję, że jakoś się pogodzą i chociaż między nimi będzie dobrze, no i jak zwykle, że przestaną sobie wmawiać, że łączy ich tylko i wyłącznie fizyczna bliskość.

    A Yoona jest naprawdę okropna, żeby tak wbijać nóż w plecy własnemu bratu! Mam jednak nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i cała ta sytuacja obróci się przeciwko niej, bo zdecydowanie na to właśnie zasłużyła.

    Będę czekać na kolejny rozdział, fighting! ♥

    OdpowiedzUsuń