sobota, 25 czerwca 2016

Black & White [12/12]

Długość rozdziału: 4120 słów

– Zakochałeś się, Park Chanyeol – oznajmił radosnym tonem Junmyeon, odstawiając na szklaną ławę dwa niezwykle męskie różowe kubki ze świeżą herbatą. – Wiem, co mówię. Jestem psychologiem, więc trochę się na tym znam.
– Opowiadasz bzdury – obruszył się Chanyeol, wygodniej rozsiadając się w beżowym fotelu naprzeciw przyjaciela. Przez jakiś czas patrzył na niego spode łba, a potem westchnął, kręcąc głową. – Ja się nie zakochuję.
Lekarz zaśmiał się pod nosem, po czym zaczerpnął łyk ciepłego napoju. Wciąż był zaspany, jako że Park zadzwonił do niego w środku nocy i obudził go, ale czego nie robi się, żeby pomóc komuś w potrzebie. – Tego nie da się kontrolować. Zakochujesz się i już, rozumiesz? To nie jest coś, co można włączyć czy wyłączyć. To się po prostu dzieje.
Załamując ręce, Park poddał się, nie wypowiadając już ani jednego słowa. Odkąd tu przyjechał, Kim patrzył na niego z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, czego zwykle nie robił. Czasami tylko mu dogryzał, jednak to było ponad wszystkie granice. Biznesman naprodukował się, jak mógł, żeby dość szybko, ale i skrupulatnie opisać od początku wszystkie wydarzenia. Nie pomijał też tego, jak się wówczas czuł, bo przecież właśnie to było istotne dla psychologa. Nie takiego wniosku oczekiwał.
Wpatrując się w zamyśloną i jakby zniechęconą twarz Chanyeola, Junmyeon jeszcze raz przeanalizował to, co usłyszał. Nie wyglądało mu to na żadną chorobę ani obłęd. Znalazł się ktoś, kto wreszcie poruszył serce bruneta od czasu odejścia Kyungsoo. Ktoś, kto obudził w nim głęboko skrywane, być możne zapomniane uczucia. Ktoś, kto wypełnił niewidzialną pustkę i brak odpowiedniej miłości. Może i mówili sobie wcześniej, że ich związek ma dotyczyć tylko kontaktów fizycznych, lecz żadna osoba na świecie nie jest w stanie zapanować nad mimowolnymi procesami.
– Wobec tego to wszystko już na nic – skwitował Park, odwołując się do własnych myśli. Ujął swoją twarz w dłonie i przez kilka minut tępo wpatrywał się w misternie namalowany wzorek na kubku. – Tak czy inaczej koniec z umową.
– Czy ty się na pewno dobrze czujesz? – Blondyn natychmiast wstał i podszedł po przyjaciela. Przyłożył mu dłoń do czoła, sprawdzając temperaturę. – Gorączki nie masz, więc czemu ciągle myślisz o tym przebrzydłym układzie.
– Bo go zepsułem! Żaden z nas miał się nie zakochiwać.
– Nie zniszczyłeś umowy, tylko zniszczyłeś znajomość, w gwoli ścisłości – orzekł Junmyeon, kucając. Położył dłonie na kolanach młodszego, patrząc na jego twarz. Wyraźnie widać było, że malowała się na niej konsternacja z powodu niekontrolowanych uczuć. – Powinieneś go przeprosić. Nie dość, że w pewnym sensie go zdradziłeś, to jeszcze bezpodstawnie go oskarżyłeś o tamten artykuł. Jeśli on czuje to samo co ty, na pewno ci wybaczy. Musisz tylko spróbować.
– Nie chcę próbować – burknął Park, krzyżując ręce na piersi. Wyglądał teraz jak małe dziecko, któremu mama nie kupiła najnowszej zabawki. – Chcę, żeby to cholerne łomotanie w sercu i łaskotanie w brzuchu minęło, i chcę Baekhyuna z powrotem.
– Nie ma nic za darmo, Chanyeol. Nic też samo do ciebie nie przyjdzie. Zdobądź się na odwagę i to ty zrób pierwszy krok – zasugerował starszy, delikatnie klepiąc policzek biznesmana.
– Ale ja się boję. – Te słowa były zupełnie nieoczekiwane z ust tak szanowanej i godnej podziwu osoby. –  Boję się, że on mnie odepchnie.
– Kto nie ryzykuje, nie zyskuje. Zapamiętaj to.
Cały następny dzień Chanyeol spędził zamknięty w domu jak w jakiejś twierdzy. Bardzo uważnie pozamykał drzwi na klucz i zaszył się w salonie. Siedział pod kocem, wyglądając przez okno. Podziwiał Seul, co zazwyczaj go uspokajało, tak samo tym razem pozwoliło trochę rozluźnić umysł i uporządkować co nieco w zabałaganionej głowie. Powoli przeanalizował to, co związane było z Baekhyunem. Owszem, bardzo go lubił i chciał spędzać z nim czas, nawet wychodząc na miasto, ale nie uważał, żeby było to zakochanie.
Od czasu do czasu łapał się na tym, że rozmyśla o tym, jak cudownie byłoby teraz mieć chłopaka przy sobie i to z nim zalegać na kanapie. Jak przyjemnie byłoby tulić jego drobne ciało i rozmawiać o niczym. Karcił się wtedy za swoją beznadziejność, odpychając to na dalszy plan. Dręczył go również problem dziwnego mrowienia czy też łaskotania w brzuchu. Chciał się go pozbyć, ale nie umiał. Pojawiał się za każdym razem, jak tylko coś skojarzyło mu się ze studentem.
Po południu Chanyeol przeniósł się z ciepłej sofy na stołek przy fortepianie. Długo wpatrywał się w poszczególne klawisze z nadmierną uwagą, jakby tam mógł znaleźć rozwiązanie wszystkich swoich trosk. Mimo że znał na pamięć całe krocie pierwszorzędnych utworów, odnosił wrażenie, że nie potrafi teraz zagrać nic. Swobodnie ułożył palce na lśniącej klawiaturze, przymykając oczy.
Istny mętlik w głowie nie pozwalał mu ani na sekundę przywołać przed oczy żadnej pieczołowicie napisanej kompozycji, choć był skupiony do granic możliwości. Jego czoło i brwi były mocno zmarszczone, przez co wydawać się mogło, że Park rozmyślał nad tym, jak zawładnąć całym światem. Ostatecznie odetchnął zrezygnowany i odpuścił. Skoro ani jedna znana melodia nie dała się przypomnieć, postanowił zagrać to, do czego same przystąpią jego palce.
Tym sposobem już kilka minut później po schludnie urządzonym, lecz nieco pustym mieszkaniu rozległy się dźwięki Sonaty Księżycowej Beethovena. Mężczyzna nie wiedział, co tak boleśnie gnieździło się w jego umyśle i sercu, że potrafił wykrzesać z siebie ten prosty utwór, ale najwyraźniej ograniczały one zbytni wysiłek. Nie narzekał. Słodka muzyka rozpływała się dosłownie wszędzie, a jej echo cicho osiadało na meblach czy w kątach salonu przejaśnionego promieniami zachodzącego słońca. Park czuł ulgę, jak zwykle kiedy grywał.
Ale jak tylko otworzył z powrotem oczy, cała chęć do muzyki gdzieś z niego uleciała. Zaczął bezlitośnie rzępolić, nie przejmując się tym, że zaraz ktoś może przyjść do niego z pretensjami, że za głośno gra i obudzi małe dzieci. Jedno spojrzenie na tonący w słonecznym żarze Seul wystarczyło, by przeklęte kłęby myśli powróciły. Rozdrażniony uderzył w klawiaturę tak mocno, że klapa od fortepianu niemal przytrzasnęła mu palce. Niewzruszony wstał, a potem skierował swe kroki do garderoby. Potrzebował się rozerwać i na chwilę uciec od rzeczywistości.
Po dwóch godzinach niezwykle pedantycznego wybierania stroju, szybkim prysznicu i bardzo delikatnym makijażu Park ruszył na miasto. Wezwał taksówkę, żeby później nie kłopotać nikogo o odstawienie mu samochodu pod dom. Zaraz gdy wsiadł do auta, powitał go całkiem miły mężczyzna w średnim wieku. Kiedy biznesman podał adres, pod który chciał się dostać tego wieczoru, taksówkarz uśmiechnął się znacząco, zerkając na swojego pasażera we wstecznym lusterku.
Podczas drogi ucięli sobie krótką pogawędkę, która nie miała jakiegoś większego znaczenia. Ot, zwykła wymiana zdań o bieżących sprawach. Dość szybko przedostali się przez wieczorne morze pędzących w nieznane pojazdów i wkrótce samochód zatrzymał się przy klubie Black Souls. Chanyeol zapłacił należną sumę i wysiadł bez pożegnania. Kilka sekund wpatrywał się w biały, oślepiający neon, aż w końcu westchnął bezsilnie i wszedł do środka przez wielkie czarne wrota.
Znajomy widok roztańczonych ciał na zalanym barwnymi światłami parkiecie obudził w nim pozytywną energię. Przyszedł tutaj, aby zapomnieć. W głębi serca liczył nawet na samotną noc spędzoną przy co chwilę napełnianej alkoholem szklance, ale to marzenie od razu uległo destrukcji, kiedy usiadł przy barze i podszedł do niego Kris.
– Witam w Black Souls. Co podać? – powiedział zupełnie formalnie, jak zwykł witać wszystkich gości, choć doskonale wiedział, że niedługo taka atmosfera zniknie i będą rozmawiać jak normalni znajomi.
– Cześć, Kris – odrzekł ponuro Chanyeol, sunąc wzrokiem po wywieszonej nad kontuarem karcie drinków. Zdawało mu się, że nic nie będzie mu smakować, dlatego przygryzł wargę, jeszcze dogłębniej wczytując się w propozycje klubu.
– Może tequila sunrise? Przeważnie to zamawiasz – zaproponował barman, uśmiechając się lekko.
– Nie – stanowczo odparł brunet. – Daj mi coś mocniejszego.
Po wypiciu kilku głębszych, na które biznesman zdecydowanie rzadko wydawał pieniądze, mężczyzna oparł twarz na dłoniach i patrzył na stojące na półkach butelki wypełnione najróżniejszymi trunkami. Wszystkie miały fascynująco ciekawe barwy, co sprawiło, że zmarszczył brwi, jakby starał się wymyślić jakąś zaskakującą teorię dotyczącą tego, dlaczego taki a taki alkohol ma właśnie ten a nie inny odcień.
– Co jest? – spytał Kris przyciszonym głosem, ale tak, aby drugi usłyszał go pośród głośnej muzyki.
Park nie odpowiedział od razu. Bezczelnie odwrócił głowę w kierunku parkietu, z przesadną uwagą obserwując tańczący tłum. Yifan, bo tak brzmiało prawdziwe imię barmana, z miejsca wyczuł, że coś jest nie w porządku. Poznał czarnowłosego na początku studiów podczas jednej z imprez organizacyjnych i od razu zostali kumplami. Od tamtej pory byli ze sobą blisko i spotykali się dość często, jednak żaden z nich ani myślał, by zaistniało między nimi coś innego niż przyjaźń. Ich zażyłość i wzajemne zaufanie pogłębiły się jeszcze bardziej, kiedy Chanyeol załamał się po wyjeździe Kyungsoo.
Właśnie wtedy blondyn pokazał swą troskliwą i prawdziwie dojrzałą stronę. Potrafił wyciągnąć Parka z dołka, gdy tamten chodził jak zombie i więcej czasu spędzał we własnych marzeniach niż w otaczającej go rzeczywistości. Był prawdziwą podporą i uświadomił mu, jak łatwo może stracić przyszłość, którą przed sobą miał. Jego punkt widzenia był inny niż ten Junmyeona. Patrzył na sytuację bardziej jak prosty człowiek a nie wykwalifikowany specjalista.
– Wszystko się spieprzyło – odezwał się beznamiętnie czarnowłosy, zwracając swój wzrok na Krisa.
– To znaczy?
– Pamiętasz Kyungsoo? – zapytał prosto z mostu Chanyeol, krzywiąc się nieco.
– Jak mógłbym zapomnieć? – żachnął się barman. – Przez trzy lata studiów jęczałeś mi do ucha, jak to dobrze ci z nim jest, jak świetnie do siebie pasujecie i jakie to wasze randki nie są fenomenalne. Nie można też zapomnieć twoich opowieści o tym, jak mistrzowsko ci obciągał i jak krzyczał, kiedy dochodziliście w tym samym czasie. – Z szelmowskim uśmieszkiem Yifan zaserwował kolejnego drinka przyjacielowi. – W pamięć zapada też ten czas, kiedy wyłeś jak obłąkany, bo twój najukochańszy Kyungie wyleciał do Stanów i zwyczajnie kopnął cię w dupę. Nie przypominałeś wtedy samego siebie, byłeś jak wrak i dobrze, że miałeś mnie, bo inaczej nie byłbyś teraz dyrektorem, tylko mieszkałbyś w kartonie na ulicy.
Boleśnie przewracając oczami, Park zacisnął wargi. – On wrócił. – Mężczyzna syknął, nerwowo pocierając dłonią kark. – Jakby tego było mało przyszedł do mnie do firmy, a potem poszedłem z nim do łóżka. – Odwrócił spojrzenie, chcąc uniknąć złowrogiego wzroku blondyna. – A gdyby to nie wystarczyło, Baekhyun nas przyłapał. Później ukazał się w gazecie artykuł o mojej orientacji, który był sprawką mojej jakże miłej siostry, a zgnoiłem za niego nikogo innego jak właśnie Baekhyuna.
– Robisz sobie jaja w tej chwili, prawda? – spytał Yifan, unosząc brwi ku górze. Był szczerze zdziwiony. Jeśli wszystko, co mówił Chanyeol, było prawdą, to biznesman zdecydowanie wdepnął w niezłe gówno.
– Nie – oświadczył dobitnie, kręcąc głową. – Jestem teraz śmiertelnie poważny i zdaję sobie sprawę, na jakiego idiotę wyszedłem, ale co zrobić. Właśnie, co zrobić? – Westchnął w beznadziei. – Musisz mi pomóc rozwiązać ten problem.
– A co tu jest do rozwiązywania? Jak mniemam, Baekhyun już się z tobą nie spotyka. Czy to nie załatwia sprawy? Nie musisz się z nim widywać, możesz poszukać sobie kogoś innego. No, chyba że chłopak podał cię do sądu czy coś takiego.
– Widzisz… nie mogę poszukać sobie kogoś innego, bo cały czas myślę o nim – oznajmił Park z pewną dozą smutku w głosie. Upił spory łyk kolorowego drinka. – Nie wiem, chyba za nim tęsknię. Brakuje mi jego głosu, jego nieśmiałych spojrzeń, słodkiego śmiechu. I nie chodzi o seks, po prostu czuję pustkę, bo nie ma obok właśnie Baekhyuna.
Kris przez moment badawczo wpatrywał się w przyjaciela, sprawdzając, czy tamten jest przy zdrowych zmysłach i czy niczego nie udaje. To nie było do niego podobne. Po swojej wielkiej miłości do Kyungsoo nie mówił podobnych słów o żadnej innej osobie, z jaką się spotykał. Byun był po tamtym pierwszym mężczyzną, którego bliskości Chanyeol łaknął. To można było dosłyszeć poprzez te kilka zdań.
– A co z Kyungsoo? Spałeś z nim i…? – dociekał barman, opierając się na ladzie. Mimo iż nowoprzybyli klienci skarżyli się na brak szybkiej obsługi, nie potrafił zostawić bruneta w potrzebie.
– Nic. Kompletnie nic – wyjaśnił zrezygnowany biznesman. – To znaczy… było w porządku, ale to nie to samo co kiedyś. Jak go całowałem, czułem się, jakbym przykładał usta do zimnego głazu. Moje ciało nie reagowało tak jak dawniej. Nie, żebym zawalił sprawę. O tym nie było mowy – bronił się, śmiejąc się cicho pod nosem. – Chodzi o to, że nie było tych motyli w brzuchu, ekscytacji, brakowało tego czegoś. Tej chemii. Wiesz, błyszczących oczu, wzrostu adrenaliny, burzy hormonów, mrowienia w podbrzuszu, wzmożonych reakcji na każdy drobny gest.
– Skoro tego nie miałeś, to czemu śmiejesz się jak pajac? – Yifan westchnął. Przez te parę chwil zdążył zgubić się w toku myślenia Parka.
– Bo to było, gdy kochałem się z Baekhyunem. – Chanyeol nie mógł ukryć delikatnego rumieńca, który oblał jego twarz. Być może był wywołany przez ilość wypitego alkoholu, a może przez zawstydzenie. Trudno było to stwierdzić. – Za każdym razem nie mogłem przestać na niego patrzeć, jakby był nierealny. Wszystkie minuty spędzone z nim były wręcz idealne, pomijając te w ostatnim czasie. Czasami wydawało mi się, że moje serce bije szybciej. Miałem wrażenie, że jakieś dawno zagrzebane emocje chcą się we mnie obudzić, ale im na to nie pozwalałem…
Urwał i ponownie zwrócił twarz w kierunku ludzi bawiących się w rytm szalonej muzyki. Uśmiech niepewnie błądził na jego ustach. Jakiś czas tkwił we własnym świecie, gdzie nic nie było jeszcze zniszczone. Przed oczami ukazał mu się obraz tamtego wieczoru, gdy studenta prawie zaczął obmacywać jakiś staruch, czemu zapobiegł, interweniując w samą porę. Poczuł wtedy zazdrość, jednak nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą. Westchnął, spoglądając zamglonymi oczyma na Krisa.
– A teraz to tak cholernie boli – oznajmił szczerze, wskazując na miejsce swojego serca. – W zasadzie zabolało już wtedy, kiedy zobaczyłem go w drzwiach ze łzami w oczach. – Jednym haustem wypił do końca swojego drinka i skrzywił się.
– Wiesz co, Chanyeol? Według mnie to ty się zakochałeś. – Blondyn poklepał przyjaciela po ramieniu, posyłając mu szeroki, nieco sztuczny uśmiech.
Park prawie zakrztusił się powietrzem. – Ty następny?! Junmyeon powiedział to samo. Jesteście w zmowie? – Patrzył podejrzliwie na twarz barmana, ale nie udało mu się odnaleźć ukrytych intencji.
– Nie, Chanyeol. Taka jest prawda. Choćbyś nie wiem jak się bronił, nie uciekniesz od tego – powiedział ciepło. – Mam dla ciebie radę. Zabieraj stąd swój chudy tyłek, jedź do najbliższej kwiaciarni. Tutaj za rogiem jest taka otwarta całodobowo. Kup największy bukiet, jaki znajdziesz, a potem jedź do niego i na kolanach błagaj, żeby ci wybaczył.
– A jeśli on nie chce mnie już znać?
– Nie pieprz głupot, tylko natychmiast do niego jedź. Im szybciej, tym lepiej – zapewniał Kris, z każdą kolejną sekundą uśmiechając się coraz szerzej.
Nie chcąc tracić już więcej czasu, biznesman w pośpiechu uregulował rachunek, który tym razem wyniósł nieco więcej niż zwykle, a potem pożegnał się i wyszedł z klubu. Machnął ręką na przejeżdżającą taksówkę, a kiedy ta się zatrzymała, od razu poprosił o podwózkę do pobliskiego sklepu z kwiatami. Na miejscu przywitała go bardzo ładna, młoda dziewczyna, lecz poczuła odrazę, gdy do jej nozdrzy doleciał nie do końca przyjemny zapach alkoholu.
– Poproszę pięćdziesiąt czerwonych róż. Na teraz – oznajmił mężczyzna stanowczo. Nie był ani trochę pijany, co jednak podejrzewała ekspedientka, patrząc na niego, jak gdyby sobie z niej żartował. – Uprzedzę pani pytanie, tak, wszystko ze mną w porządku. Nie musi się pani o nic martwić. Proszę tylko dać mi te kwiatki.
Minah, jak głosiła plakietka, wywróciła oczami, po czym zabrała się do pracy. Ślamazarnie przyniosła odpowiednią ilość róż oraz wszystkie konieczne ozdoby, dzięki którym bukiet miał wyglądać bardzo elegancko i pompatycznie. Zręcznymi palcami precyzyjnie układała kolejne łodygi, wtykając pomiędzy nie drobne kwiaty łyszczca, co nadawało całości wdzięku. Po kilkunastu minutach obłożyła wszystko bajeczną, bordową siateczką i przewiązała kokardą. Z gracją wręczyła swoje dzieło podpitemu mężczyźnie, uśmiechając się bardziej do samej siebie aniżeli do niego.
– Należy się 80 tysięcy won – powiedziała przesłodzonym tonem, patrząc wyczekująco na klienta.
Gdy już była przekonana, że czarnowłosy sobie z niej zakpił, ten wyjął portfel i zapłacił odpowiednią kwotę. Kłaniając się w pas, chwycił wyśmienity bukiet pachnących róż. Mocno wierzył w to, że uda mu się podbić serce Baekhyuna, dołączając do prezentu wszelkie wyjaśnienia. Tak naprawdę stresował się jak przed egzaminem końcowym z matematyki w liceum, ale nie dawał tego po sobie poznać. Wsiadł z powrotem do czekającej na niego taksówki i podał kierowcy dobrze znany sobie adres.
Jadąc opustoszałymi ulicami tętniącego życiem miasta, Park rozmyślał o tym, co dokładnie ma powiedzieć studentowi. W głowie nadal miał mętlik, nie wiedział, czy najpierw powinien przeprosić czy wyjawić to, co czuje. Oparł głowę o szybę i spojrzał na kwiaty, a potem na uliczne latarnie, aż w końcu w niebo. Blask pojedynczych gwiazd przypominał mu radosne iskierki w oczach chłopaka, o których jak na złość nie mógł zapomnieć. Westchnął ciężko, potrząsając głową.
Zaraz też znaleźli się na miejscu. Z sercem, które niemalże chciało wyrwać mu się z klatki piersiowej, biznesman ruszył na górę. Ociężale wchodził po schodach, co rusz wahając się nad kolejnym krokiem. Znalazłszy się przed drzwiami mieszkania Baekhyuna, odetchnął z trudem, a bukiet ukrył za plecami. Przełknął nerwowo ślinę, po czym nacisnął przycisk dzwonka, zaciskając powieki.
Kilka chwil później dały słyszeć się jakieś zgryźliwe szepty i szczękanie zamka. W progu stanął zaspany Jongin, a jak tylko dostrzegł Parka, jego twarz nabrała groźnego wyrazu. Skrzyżował ręce na piersi, mierząc mężczyznę ostrym spojrzeniem. Wyraźnie czuł zapach alkoholu, który ciągnął się za brunetem jak wredna guma przyklejona do nowiutkiego buta.
– Czego tu chciałeś? – zapytał Jongin niewzruszony, po czym ziewnął szeroko.
– Przyszedłem zobaczyć się z Baekhyunem – odparł podenerwowany Chanyeol, ściskając w palcach brzeg wstążki.
– Baek ma cię w dupie, wiesz? – dobitnie oświadczył taksówkarz i prychnął. – Lepiej będzie, jak sobie stąd pójdziesz i już nigdy nie będziesz zawracał mu głowy. Spieprzyłeś sprawę, więc nie dostaniesz drugiej szansy, zrozumiałeś? – Park mimowolnie pokiwał głową. – A teraz życzę dobrej nocy. – Kai zatrzasnął drzwi mieszkania.
Zrezygnowany biznesman oparł się ręką o najbliższą ścianę, smutnymi oczami zwiedzając fakturę posadzki na korytarzu. Nie przewidział takiego ruchu, choć właściwie mógł się go spodziewać. Zacisnął dłoń w pięść i lekko uderzył nią, co mimo wszystko sprawiło mu ból. Niechętnie usiadł na zimnej podłodze, nie mając najmniejszego zamiaru wracać do domu. Skoro student w tej chwili spał, musiał wykorzystać poranek na chociażby króciutką rozmowę. Zdjął marynarkę, ułożył kwiaty na kolanach i okrył się, wtulając zmęczone ciało w ścianę. Na sen nie czekał długo, jako że wypite trunki zadziałały jak najpiękniejsza kołysanka.
Wczesnym rankiem Baekhyun przebudził się, szeroko ziewając w poduszkę. Przetarł zaklejone śpiochami oczy i wyszedł z ciepłego łóżka, żeby przygotować śniadanie i zażyć porannej kąpieli. W nocy zdawało mu się, iż ktoś do nich się dobijał oraz że słyszał jakieś głosy, ale nie znalazł na swoje podejrzenia żadnego potwierdzenia. Stwierdził więc, że pewnie mu się to przyśniło. Poczłapał leniwie do kuchni, pragnąc wypić gorącą herbatę i zjeść coś dobrego. Wcześniej jednak postanowił wyjrzeć na korytarz, by upewnić się, czy aby na pewno jakiś szaleniec nie zostawił czegoś pod drzwiami.
Widok, który ujrzał, zaskoczył go i całkowicie zbił z tropu. Pod ścianą, przykryty swą marynarką spał nie kto inny, a sam Park Chanyeol. Jego włosy były zmierzwione i odstawały we wszystkie strony, twarz była na swój sposób dziecięca, lecz nad nim unosiła się chmura oparów alkoholowych. Byun odkaszlnął cicho. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie chwyciło go to za jego miękkie serce. Jednocześnie poczuł też złość. Zacisnął palce, aż pobielały mu kłykcie.
– Jak bardzo tęskniłeś za nim, kiedy nie mogłeś się z nim zobaczyć? – Brzmiało pierwsze z dociekliwych pytań Jongina.
– Co to za pytanie?! – oburzył się Byun, przełykając kolejne łzy, które z prędkością światła napływały mu do oczu. Po chwili jednak westchnął, spuszczając wzrok. – No, bardzo. Nie wiem, jak mam to określić – burczał pod nosem. – Chciałem po prostu mieć go przed oczami. Sam jego widok wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Czułem, jak moje serce tańczy.
– Aha… A teraz? Teraz też za nim tęsknisz? – Kai zdawał sobie sprawę, że poruszał wrażliwy temat, ale nie miał innego wyjścia.
– T-tak – szepnął Baekhyun, a po jego policzkach stoczyły się dwie ogromne krople. – To nie tak, że chciałem mu dzisiaj wskoczyć do łóżka. Miałem ciche marzenie, żebyśmy wyszli do parku albo oglądali film. Potrzebowałem tylko przy nim być.
– Baekhyun, powiedz mi – zaczął niepewnie starszy, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w przyjaciela – co tak naprawdę czujesz do tego Parka?
Osłupiały chłopak najpierw otworzył usta, a następnie zamknął je, przez co wyglądał jak ryba usiłująca zaczerpnąć powietrze. Pociągnął nosem i przygryzł wargę. Może i nie był w niczym tak doświadczony jak otaczający go ludzie, ale jak oni miał w sobie uczucia. Nie był głazem, a czas, który udało mu się spędzić z biznesmanem był dla niego jak wjazd na sam szczyt kolejki górskiej. Tylko że zamiast z niej teraz zjechać utknął zalany potężną falą nowych, aczkolwiek rozpoznawalnych emocji i wrażeń.
– Podoba mi się – mruknął student, bawiąc się swoimi palcami. – Lubię jego bliskość, lubię spędzać z nim czas. Moje serce bije wtedy jak szalone i czuję motyle w brzuchu, Jongin-ah. A kiedy go nie ma, czuję pustkę. Nie umiem przestać o nim myśleć, nawet nie chcę. To jest silniejsze ode mnie. – Baekhyun w końcu odważył się spojrzeć Kim w oczy. – Dlaczego o to pytasz?
– Widzisz, Baek, nie jestem żadnym tam specjalistą, ale kilka razy w życiu przechodziłem przez ten stan – powiedział ciemnowłosy z lekkim, niewskazanym uśmiechem. – Jesteś po prostu zakochany.
Przez cały czas student miał w głowie ową konwersację, którą przyjaciel przeprowadził z nim tuż po tym, jak wrócił od Parka cały we łzach. Jęknął cicho, patrząc na jego skuloną postać. Nie umiał zaprzeczyć słodkim emocjom, które przez ostatnie dwa tygodnie sprawiały mu mnóstwo bólu. Chciał się ich pozbyć, jednak nie był stanie znaleźć wystarczająco dużo odwagi. Z drugiej strony nie był aż tak zdesperowany, by biec do mężczyzny i wylewnie ujawnić mu, co czuje. Odniósł wrażenie, że los podsunął mu pod nos niepowtarzalną okazję i nie miał prawa jej zmarnować. Drugiej takiej mógł już nie dostać.
Ni stąd, ni zowąd śpiący Park poruszył się, marudząc coś pod nosem. Otworzył oczy, a gdy uprzytomnił sobie, że leży na korytarzu, zaklął najdyskretniej, jak umiał. Jasnowłosy odchrząknął dość głośno, na jego twarzy pojawił się wyraz niesmaku. Biznesman prędko przeniósł na niego wzrok i był jednocześnie zmartwiony i szczęśliwy. Niemal od razu wstał na równe nogi, chwytając w dłonie ogromny bukiet. Miał szczęście, że kwiatom nic nie stało się w ciągu nocy.
– Baekhyun – powiedział cicho, nie wierząc w to, że chłopak przed nim stoi. Gwałtownie przełknął ślinę, czując, jak pocą mu się dłonie. – Dobrze cię widzieć. Jest tyle rzeczy, które chciałbym ci wyjaśnić, że nie wiem, od czego zacząć.
Niższy zgromił go spojrzeniem, mimo iż wewnętrznie chciał zaprosić go do środka i wysłuchać wszystkiego. – Co chcesz wyjaśniać? Miło było, jak zmieszałeś mnie z błotem, nie ma co. Ja nie wiem, co tu w ogóle jest do wytłumaczenia – rzekł ironicznie, po czym wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi.
– Baek, proszę, posłuchaj mnie przez moment – niemal błagał Chanyeol. Z całej siły chwycił bukiet, podsuwając go studentowi przed samą twarz. – Wiem, że zachowałem się jak najgorsza na świecie świnia. Nie powinienem cię tak traktować. Tamten poranek był jak piekło. Przyznam się, że zapomniałem o twoim przyjściu. Uległem mu, bo wydawało mi się, że nadal coś do niego czuję, ale potem okazało się, że jednak wcale tak nie jest. – Prychnął cicho, patrząc w bok. Bał się choćby rzucić okiem na Byuna, bo wiedział, że mógłby tego pożałować. – Ten artykuł to kolejna idiotyczna rzecz, która narobiła mi problemów. Zdawało mi się, że to twoja sprawka, bo nikt inny z mojego otoczenia nie chciałby mi zrobić na złość, więc pomyślałem, że mścisz się za to, że byłem z Kyungsoo.
Zginając i prostując palce dłoni, Baekhyun z pewnym rozdrażnieniem słuchał tłumaczeń czarnowłosego. Poniekąd go rozumiał, jako że od dziecka był empatyczny i potrafił wczuć się w sytuację innych. Oczywiście, że był zły, ale nie w tej chwili. W tej chwili było mu przykro, że zupełnie obce mu osoby poróżniły ich. Dogadywali się tak dobrze, a pomimo to ich wzajemne zaufanie nie było na tyle silne by przetrwać te dwie próby. Dostrzegał też cień strachu malujący się na policzkach starszego. Już miał wyciągnąć rękę i położyć ją na jego ramieniu, gdy tamten zrobił głęboki wdech.
– Przepraszam, Baekhyun. – Park utkwił wzrok w błyszczących oczach studenta. – Przepraszam za to, że zachowałem się jak dupek i wyciągnąłem pochopne wnioski, zanim dowiedziałem się prawdy. Przepraszam, że byłem głupkiem. Przepraszam za to wszystko, co złego zrobiłem wobec ciebie. Przez cały ten czas, kiedy się do mnie nie odzywałeś, bardzo tęskniłem. Ktoś uświadomił mi coś bardzo ważnego. – Przerwał na parę sekund. Stresował się coraz bardziej, nie umiejąc utrzymać emocji na wodzy. – Baekhyun, zakochałem się w tobie – oznajmił ciepłym, pełnym radości głosem.
W jednym momencie chłopak miał wrażenie, że jego serce się zatrzymało. Słowa Chanyeola nie docierały do niego tak, jak powinny. Stał jak wryty z lekko otwartymi ustami, wpatrując się w niego jak wrona w kość. Zamrugał oczyma, kiedy rzeczywistość powoli zaczynała w niego uderzać. Park Chanyeol właśnie wyznał mu, co do niego czuje i o dziwo, były to takie same uczucia, które czuł i on. Bez zastanowienia chwycił wielki bukiet, uśmiechając się na jego widok, a później rzucił się mężczyźnie na szyję.
– Ja też za tobą tęskniłem, Chanyeol – wyszeptał Baekhyun, chowając twarz w zagłębieniu szyi bruneta. Kilka chwil wdychał zapach jego mocnych, drogich perfum, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego w ogóle chciał bronić się przed zmierzającym ku niemu szczęściem. – I… też jestem w tobie zakochany, pabo.

A/N: Witam wszystkich! Jak widać, to już koniec. Mam nadzieję, że podobało Wam się to opowiadanie  będziecie do niego wracać. Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze! ♥

3 komentarze:

  1. jestem szczęśliwa podwójnie bo happy end i baek jest z yeolem ahwhshdhshsjsjbsbd *,* i oczywiście jesteśmy w ćwierćfinale to też xd
    super rozdział tak bardzo nie mogłam się go doczekać tym bardziej że po ostatnim wyrywałam sb włosy z głowy to ten pabo chanyeol wymyślił ugh xd
    przykro mi że ti już ostatni, więc pytam/proszę o jakiś epilog? bo jestem mega ciekawa jak mogłyby dalej potoczyć się losy chanbaeków *,*
    kc~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak <3 Podobało się i to bardzo <3 Baek okazał miłosierdzie i wybaczył Yeolowi, zresztą trudno nie wybaczyć, jak się taki gigant kaja przed nim <3 To było świetne <3 To teraz będą żyć długo i szczęśliwie ^^ Dziękuję za te 12 rozdziałów! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Od samego początku czekałam na kolejne rozdziały tego opowiadania. Wiedziałam, że warto będzie je przeczytać. Postanowiłam sobie tylko, że zrobię to wtedy, kiedy będzie już skończone, bo nie lubię kiedy opowiadanie jest zawieszone, albo co najgorsze przerwane.
    Opowiadanie było cudowne <3 Chanbaek to moje OTP, więc jeszcze przyjemniej mi się je czytało. Fabuła była wciągająca, tak więc w kilka godzin udało mi się je przeczytać.
    Czekam na kolejne opowiadania, które napiszesz. Na pewno je przeczytam c;
    Pozdrawiam i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń