–
Zakochałeś się, Park Chanyeol – oznajmił radosnym tonem Junmyeon, odstawiając
na szklaną ławę dwa niezwykle męskie różowe kubki ze świeżą herbatą. – Wiem, co
mówię. Jestem psychologiem, więc trochę się na tym znam.
–
Opowiadasz bzdury – obruszył się Chanyeol, wygodniej rozsiadając się w beżowym
fotelu naprzeciw przyjaciela. Przez jakiś czas patrzył na niego spode łba, a
potem westchnął, kręcąc głową. – Ja się nie
zakochuję.
Lekarz
zaśmiał się pod nosem, po czym zaczerpnął łyk ciepłego napoju. Wciąż był
zaspany, jako że Park zadzwonił do niego w środku nocy i obudził go, ale czego
nie robi się, żeby pomóc komuś w potrzebie. – Tego nie da się kontrolować.
Zakochujesz się i już, rozumiesz? To nie jest coś, co można włączyć czy
wyłączyć. To się po prostu dzieje.
Załamując
ręce, Park poddał się, nie wypowiadając już ani jednego słowa. Odkąd tu
przyjechał, Kim patrzył na niego z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, czego zwykle
nie robił. Czasami tylko mu dogryzał, jednak to było ponad wszystkie granice.
Biznesman naprodukował się, jak mógł, żeby dość szybko, ale i skrupulatnie
opisać od początku wszystkie wydarzenia. Nie pomijał też tego, jak się wówczas
czuł, bo przecież właśnie to było istotne dla psychologa. Nie takiego wniosku
oczekiwał.
Wpatrując
się w zamyśloną i jakby zniechęconą twarz Chanyeola, Junmyeon jeszcze raz
przeanalizował to, co usłyszał. Nie wyglądało mu to na żadną chorobę ani obłęd.
Znalazł się ktoś, kto wreszcie poruszył serce bruneta od czasu odejścia
Kyungsoo. Ktoś, kto obudził w nim głęboko skrywane, być możne zapomniane uczucia.
Ktoś, kto wypełnił niewidzialną pustkę i brak odpowiedniej miłości. Może i
mówili sobie wcześniej, że ich związek ma dotyczyć tylko kontaktów fizycznych,
lecz żadna osoba na świecie nie jest w stanie zapanować nad mimowolnymi
procesami.
–
Wobec tego to wszystko już na nic – skwitował Park, odwołując się do własnych
myśli. Ujął swoją twarz w dłonie i przez kilka minut tępo wpatrywał się w
misternie namalowany wzorek na kubku. – Tak czy inaczej koniec z umową.
–
Czy ty się na pewno dobrze czujesz? – Blondyn natychmiast wstał i podszedł po
przyjaciela. Przyłożył mu dłoń do czoła, sprawdzając temperaturę. – Gorączki
nie masz, więc czemu ciągle myślisz o tym przebrzydłym układzie.
–
Bo go zepsułem! Żaden z nas miał się nie zakochiwać.
–
Nie zniszczyłeś umowy, tylko zniszczyłeś znajomość, w gwoli ścisłości – orzekł
Junmyeon, kucając. Położył dłonie na kolanach młodszego, patrząc na jego twarz.
Wyraźnie widać było, że malowała się na niej konsternacja z powodu
niekontrolowanych uczuć. – Powinieneś go przeprosić. Nie dość, że w pewnym
sensie go zdradziłeś, to jeszcze bezpodstawnie go oskarżyłeś o tamten artykuł.
Jeśli on czuje to samo co ty, na pewno ci wybaczy. Musisz tylko spróbować.
–
Nie chcę próbować – burknął Park, krzyżując ręce na piersi. Wyglądał teraz jak
małe dziecko, któremu mama nie kupiła najnowszej zabawki. – Chcę, żeby to
cholerne łomotanie w sercu i łaskotanie w brzuchu minęło, i chcę Baekhyuna z
powrotem.
–
Nie ma nic za darmo, Chanyeol. Nic też samo do ciebie nie przyjdzie. Zdobądź
się na odwagę i to ty zrób pierwszy krok – zasugerował starszy, delikatnie
klepiąc policzek biznesmana.
–
Ale ja się boję. – Te słowa były zupełnie nieoczekiwane z ust tak szanowanej i
godnej podziwu osoby. – Boję się, że on
mnie odepchnie.
–
Kto nie ryzykuje, nie zyskuje. Zapamiętaj to.
෴
Cały
następny dzień Chanyeol spędził zamknięty w domu jak w jakiejś twierdzy. Bardzo
uważnie pozamykał drzwi na klucz i zaszył się w salonie. Siedział pod kocem, wyglądając
przez okno. Podziwiał Seul, co zazwyczaj go uspokajało, tak samo tym razem
pozwoliło trochę rozluźnić umysł i uporządkować co nieco w zabałaganionej
głowie. Powoli przeanalizował to, co związane było z Baekhyunem. Owszem, bardzo
go lubił i chciał spędzać z nim czas, nawet wychodząc na miasto, ale nie
uważał, żeby było to zakochanie.
Od
czasu do czasu łapał się na tym, że rozmyśla o tym, jak cudownie byłoby teraz
mieć chłopaka przy sobie i to z nim zalegać na kanapie. Jak przyjemnie byłoby
tulić jego drobne ciało i rozmawiać o niczym. Karcił się wtedy za swoją
beznadziejność, odpychając to na dalszy plan. Dręczył go również problem
dziwnego mrowienia czy też łaskotania w brzuchu. Chciał się go pozbyć, ale nie
umiał. Pojawiał się za każdym razem, jak tylko coś skojarzyło mu się ze
studentem.
Po
południu Chanyeol przeniósł się z ciepłej sofy na stołek przy fortepianie.
Długo wpatrywał się w poszczególne klawisze z nadmierną uwagą, jakby tam mógł
znaleźć rozwiązanie wszystkich swoich trosk. Mimo że znał na pamięć całe krocie
pierwszorzędnych utworów, odnosił wrażenie, że nie potrafi teraz zagrać nic.
Swobodnie ułożył palce na lśniącej klawiaturze, przymykając oczy.
Istny
mętlik w głowie nie pozwalał mu ani na sekundę przywołać przed oczy żadnej
pieczołowicie napisanej kompozycji, choć był skupiony do granic możliwości.
Jego czoło i brwi były mocno zmarszczone, przez co wydawać się mogło, że Park
rozmyślał nad tym, jak zawładnąć całym światem. Ostatecznie odetchnął
zrezygnowany i odpuścił. Skoro ani jedna znana melodia nie dała się
przypomnieć, postanowił zagrać to, do czego same przystąpią jego palce.
Tym
sposobem już kilka minut później po schludnie urządzonym, lecz nieco pustym
mieszkaniu rozległy się dźwięki Sonaty
Księżycowej Beethovena. Mężczyzna nie wiedział, co tak boleśnie gnieździło
się w jego umyśle i sercu, że potrafił wykrzesać z siebie ten prosty utwór, ale
najwyraźniej ograniczały one zbytni wysiłek. Nie narzekał. Słodka muzyka
rozpływała się dosłownie wszędzie, a jej echo cicho osiadało na meblach czy w
kątach salonu przejaśnionego promieniami zachodzącego słońca. Park czuł ulgę,
jak zwykle kiedy grywał.
Ale
jak tylko otworzył z powrotem oczy, cała chęć do muzyki gdzieś z niego
uleciała. Zaczął bezlitośnie rzępolić, nie przejmując się tym, że zaraz ktoś
może przyjść do niego z pretensjami, że za głośno gra i obudzi małe dzieci.
Jedno spojrzenie na tonący w słonecznym żarze Seul wystarczyło, by przeklęte
kłęby myśli powróciły. Rozdrażniony uderzył w klawiaturę tak mocno, że klapa od
fortepianu niemal przytrzasnęła mu palce. Niewzruszony wstał, a potem skierował
swe kroki do garderoby. Potrzebował się rozerwać i na chwilę uciec od
rzeczywistości.
Po
dwóch godzinach niezwykle pedantycznego wybierania stroju, szybkim prysznicu i
bardzo delikatnym makijażu Park
ruszył na miasto. Wezwał taksówkę, żeby później nie kłopotać nikogo o
odstawienie mu samochodu pod dom. Zaraz gdy wsiadł do auta, powitał go całkiem
miły mężczyzna w średnim wieku. Kiedy biznesman podał adres, pod który chciał
się dostać tego wieczoru, taksówkarz uśmiechnął się znacząco, zerkając na
swojego pasażera we wstecznym lusterku.
Podczas
drogi ucięli sobie krótką pogawędkę, która nie miała jakiegoś większego
znaczenia. Ot, zwykła wymiana zdań o bieżących sprawach. Dość szybko przedostali
się przez wieczorne morze pędzących w nieznane pojazdów i wkrótce samochód
zatrzymał się przy klubie Black Souls. Chanyeol
zapłacił należną sumę i wysiadł bez pożegnania. Kilka sekund wpatrywał się w
biały, oślepiający neon, aż w końcu westchnął bezsilnie i wszedł do środka
przez wielkie czarne wrota.
Znajomy
widok roztańczonych ciał na zalanym barwnymi światłami parkiecie obudził w nim
pozytywną energię. Przyszedł tutaj, aby zapomnieć.
W głębi serca liczył nawet na samotną noc spędzoną przy co chwilę napełnianej
alkoholem szklance, ale to marzenie od razu uległo destrukcji, kiedy usiadł
przy barze i podszedł do niego Kris.
–
Witam w Black Souls. Co podać? –
powiedział zupełnie formalnie, jak zwykł witać wszystkich gości, choć doskonale
wiedział, że niedługo taka atmosfera zniknie i będą rozmawiać jak normalni
znajomi.
–
Cześć, Kris – odrzekł ponuro Chanyeol, sunąc wzrokiem po wywieszonej nad
kontuarem karcie drinków. Zdawało mu się, że nic nie będzie mu smakować,
dlatego przygryzł wargę, jeszcze dogłębniej wczytując się w propozycje klubu.
–
Może tequila sunrise? Przeważnie to zamawiasz – zaproponował barman,
uśmiechając się lekko.
–
Nie – stanowczo odparł brunet. – Daj mi coś mocniejszego.
Po
wypiciu kilku głębszych, na które biznesman zdecydowanie rzadko wydawał
pieniądze, mężczyzna oparł twarz na dłoniach i patrzył na stojące na półkach
butelki wypełnione najróżniejszymi trunkami. Wszystkie miały fascynująco ciekawe barwy, co sprawiło,
że zmarszczył brwi, jakby starał się wymyślić jakąś zaskakującą teorię
dotyczącą tego, dlaczego taki a taki alkohol ma właśnie ten a nie inny odcień.
–
Co jest? – spytał Kris przyciszonym głosem, ale tak, aby drugi usłyszał go
pośród głośnej muzyki.
Park
nie odpowiedział od razu. Bezczelnie odwrócił głowę w kierunku parkietu, z
przesadną uwagą obserwując tańczący tłum. Yifan, bo tak brzmiało prawdziwe imię
barmana, z miejsca wyczuł, że coś jest nie w porządku. Poznał czarnowłosego na
początku studiów podczas jednej z imprez organizacyjnych i od razu zostali
kumplami. Od tamtej pory byli ze sobą blisko i spotykali się dość często,
jednak żaden z nich ani myślał, by zaistniało między nimi coś innego niż
przyjaźń. Ich zażyłość i wzajemne zaufanie pogłębiły się jeszcze bardziej,
kiedy Chanyeol załamał się po wyjeździe Kyungsoo.
Właśnie
wtedy blondyn pokazał swą troskliwą i prawdziwie dojrzałą stronę. Potrafił
wyciągnąć Parka z dołka, gdy tamten chodził jak zombie i więcej czasu spędzał
we własnych marzeniach niż w otaczającej go rzeczywistości. Był prawdziwą
podporą i uświadomił mu, jak łatwo może stracić przyszłość, którą przed sobą
miał. Jego punkt widzenia był inny niż ten Junmyeona. Patrzył na sytuację
bardziej jak prosty człowiek a nie wykwalifikowany specjalista.
–
Wszystko się spieprzyło – odezwał się beznamiętnie czarnowłosy, zwracając swój
wzrok na Krisa.
–
To znaczy?
–
Pamiętasz Kyungsoo? – zapytał prosto z mostu Chanyeol, krzywiąc się nieco.
–
Jak mógłbym zapomnieć? – żachnął się barman. – Przez trzy lata studiów jęczałeś
mi do ucha, jak to dobrze ci z nim jest, jak świetnie do siebie pasujecie i
jakie to wasze randki nie są fenomenalne. Nie można też zapomnieć twoich
opowieści o tym, jak mistrzowsko ci
obciągał i jak krzyczał, kiedy dochodziliście w tym samym czasie. – Z
szelmowskim uśmieszkiem Yifan zaserwował kolejnego drinka przyjacielowi. – W
pamięć zapada też ten czas, kiedy wyłeś jak obłąkany, bo twój najukochańszy Kyungie wyleciał do Stanów
i zwyczajnie kopnął cię w dupę. Nie przypominałeś wtedy samego siebie, byłeś
jak wrak i dobrze, że miałeś mnie, bo inaczej nie byłbyś teraz dyrektorem,
tylko mieszkałbyś w kartonie na ulicy.
Boleśnie
przewracając oczami, Park zacisnął wargi. – On wrócił. – Mężczyzna syknął,
nerwowo pocierając dłonią kark. – Jakby tego było mało przyszedł do mnie do
firmy, a potem poszedłem z nim do łóżka. – Odwrócił spojrzenie, chcąc uniknąć
złowrogiego wzroku blondyna. – A gdyby to nie wystarczyło, Baekhyun nas
przyłapał. Później ukazał się w gazecie artykuł o mojej orientacji, który był
sprawką mojej jakże miłej siostry, a zgnoiłem za niego nikogo innego jak
właśnie Baekhyuna.
–
Robisz sobie jaja w tej chwili, prawda? – spytał Yifan, unosząc brwi ku górze.
Był szczerze zdziwiony. Jeśli wszystko, co mówił Chanyeol, było prawdą, to biznesman
zdecydowanie wdepnął w niezłe gówno.
–
Nie – oświadczył dobitnie, kręcąc głową. – Jestem teraz śmiertelnie poważny i
zdaję sobie sprawę, na jakiego idiotę wyszedłem, ale co zrobić. Właśnie, co
zrobić? – Westchnął w beznadziei. – Musisz mi pomóc rozwiązać ten problem.
–
A co tu jest do rozwiązywania? Jak mniemam, Baekhyun już się z tobą nie
spotyka. Czy to nie załatwia sprawy? Nie musisz się z nim widywać, możesz
poszukać sobie kogoś innego. No, chyba że chłopak podał cię do sądu czy coś
takiego.
–
Widzisz… nie mogę poszukać sobie kogoś innego, bo cały czas myślę o nim – oznajmił Park z pewną dozą smutku
w głosie. Upił spory łyk kolorowego drinka. – Nie wiem, chyba za nim tęsknię.
Brakuje mi jego głosu, jego nieśmiałych spojrzeń, słodkiego śmiechu. I nie
chodzi o seks, po prostu czuję pustkę, bo nie ma obok właśnie Baekhyuna.
Kris
przez moment badawczo wpatrywał się w przyjaciela, sprawdzając, czy tamten jest
przy zdrowych zmysłach i czy niczego nie udaje. To nie było do niego podobne.
Po swojej wielkiej miłości do Kyungsoo nie mówił podobnych słów o żadnej innej
osobie, z jaką się spotykał. Byun był po tamtym pierwszym mężczyzną, którego
bliskości Chanyeol łaknął. To można było dosłyszeć poprzez te kilka zdań.
–
A co z Kyungsoo? Spałeś z nim i…? – dociekał barman, opierając się na ladzie.
Mimo iż nowoprzybyli klienci skarżyli się na brak szybkiej obsługi, nie
potrafił zostawić bruneta w potrzebie.
–
Nic. Kompletnie nic – wyjaśnił zrezygnowany biznesman. – To znaczy… było w
porządku, ale to nie to samo co kiedyś. Jak go całowałem, czułem się, jakbym
przykładał usta do zimnego głazu. Moje ciało nie reagowało tak jak dawniej.
Nie, żebym zawalił sprawę. O tym nie było mowy – bronił się, śmiejąc się cicho
pod nosem. – Chodzi o to, że nie było tych motyli w brzuchu, ekscytacji,
brakowało tego czegoś. Tej chemii. Wiesz, błyszczących oczu, wzrostu
adrenaliny, burzy hormonów, mrowienia w podbrzuszu, wzmożonych reakcji na każdy
drobny gest.
–
Skoro tego nie miałeś, to czemu śmiejesz się jak pajac? – Yifan westchnął.
Przez te parę chwil zdążył zgubić się w toku myślenia Parka.
–
Bo to było, gdy kochałem się z
Baekhyunem. – Chanyeol nie mógł ukryć delikatnego rumieńca, który oblał jego
twarz. Być może był wywołany przez ilość wypitego alkoholu, a może przez
zawstydzenie. Trudno było to stwierdzić. – Za każdym razem nie mogłem przestać
na niego patrzeć, jakby był nierealny. Wszystkie minuty spędzone z nim były
wręcz idealne, pomijając te w
ostatnim czasie. Czasami wydawało mi się, że moje serce bije szybciej. Miałem
wrażenie, że jakieś dawno zagrzebane emocje chcą się we mnie obudzić, ale im na
to nie pozwalałem…
Urwał
i ponownie zwrócił twarz w kierunku ludzi bawiących się w rytm szalonej muzyki.
Uśmiech niepewnie błądził na jego ustach. Jakiś czas tkwił we własnym świecie,
gdzie nic nie było jeszcze zniszczone. Przed oczami ukazał mu się obraz tamtego
wieczoru, gdy studenta prawie zaczął obmacywać jakiś staruch, czemu zapobiegł,
interweniując w samą porę. Poczuł wtedy zazdrość,
jednak nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą. Westchnął, spoglądając zamglonymi oczyma na Krisa.
–
A teraz to tak cholernie boli – oznajmił szczerze, wskazując na miejsce swojego
serca. – W zasadzie zabolało już wtedy, kiedy zobaczyłem go w drzwiach ze łzami
w oczach. – Jednym haustem wypił do końca swojego drinka i skrzywił się.
–
Wiesz co, Chanyeol? Według mnie to ty się zakochałeś. – Blondyn poklepał przyjaciela
po ramieniu, posyłając mu szeroki, nieco sztuczny uśmiech.
Park
prawie zakrztusił się powietrzem. – Ty następny?! Junmyeon powiedział to samo. Jesteście
w zmowie? – Patrzył podejrzliwie na twarz barmana, ale nie udało mu się
odnaleźć ukrytych intencji.
–
Nie, Chanyeol. Taka jest prawda. Choćbyś nie wiem jak się bronił, nie
uciekniesz od tego – powiedział ciepło. – Mam dla ciebie radę. Zabieraj stąd
swój chudy tyłek, jedź do najbliższej kwiaciarni. Tutaj za rogiem jest taka
otwarta całodobowo. Kup największy bukiet, jaki znajdziesz, a potem jedź do
niego i na kolanach błagaj, żeby ci wybaczył.
–
A jeśli on nie chce mnie już znać?
–
Nie pieprz głupot, tylko natychmiast do niego jedź. Im szybciej, tym lepiej –
zapewniał Kris, z każdą kolejną sekundą uśmiechając się coraz szerzej.
෴
Nie
chcąc tracić już więcej czasu, biznesman w pośpiechu uregulował rachunek, który
tym razem wyniósł nieco więcej niż zwykle, a potem pożegnał się i wyszedł z
klubu. Machnął ręką na przejeżdżającą taksówkę, a kiedy ta się zatrzymała, od
razu poprosił o podwózkę do pobliskiego sklepu z kwiatami. Na miejscu
przywitała go bardzo ładna, młoda dziewczyna, lecz poczuła odrazę, gdy do jej
nozdrzy doleciał nie do końca przyjemny zapach alkoholu.
–
Poproszę pięćdziesiąt czerwonych róż. Na teraz – oznajmił mężczyzna stanowczo.
Nie był ani trochę pijany, co jednak podejrzewała ekspedientka, patrząc na
niego, jak gdyby sobie z niej żartował. – Uprzedzę pani pytanie, tak, wszystko
ze mną w porządku. Nie musi się pani o nic martwić. Proszę tylko dać mi te
kwiatki.
Minah,
jak głosiła plakietka, wywróciła oczami, po czym zabrała się do pracy.
Ślamazarnie przyniosła odpowiednią ilość róż oraz wszystkie konieczne ozdoby,
dzięki którym bukiet miał wyglądać bardzo elegancko i pompatycznie. Zręcznymi
palcami precyzyjnie układała kolejne łodygi, wtykając pomiędzy nie drobne
kwiaty łyszczca, co nadawało całości wdzięku. Po kilkunastu minutach obłożyła
wszystko bajeczną, bordową siateczką i przewiązała kokardą. Z gracją wręczyła
swoje dzieło podpitemu mężczyźnie,
uśmiechając się bardziej do samej siebie aniżeli do niego.
–
Należy się 80 tysięcy won – powiedziała przesłodzonym tonem, patrząc
wyczekująco na klienta.
Gdy
już była przekonana, że czarnowłosy sobie z niej zakpił, ten wyjął portfel i
zapłacił odpowiednią kwotę. Kłaniając się w pas, chwycił wyśmienity bukiet
pachnących róż. Mocno wierzył w to, że uda mu się podbić serce Baekhyuna,
dołączając do prezentu wszelkie wyjaśnienia. Tak naprawdę stresował się jak
przed egzaminem końcowym z matematyki w liceum, ale nie dawał tego po sobie
poznać. Wsiadł z powrotem do czekającej na niego taksówki i podał kierowcy
dobrze znany sobie adres.
Jadąc
opustoszałymi ulicami tętniącego życiem miasta, Park rozmyślał o tym, co
dokładnie ma powiedzieć studentowi. W głowie nadal miał mętlik, nie wiedział,
czy najpierw powinien przeprosić czy wyjawić to, co czuje. Oparł głowę o szybę
i spojrzał na kwiaty, a potem na uliczne latarnie, aż w końcu w niebo. Blask
pojedynczych gwiazd przypominał mu radosne iskierki w oczach chłopaka, o
których jak na złość nie mógł zapomnieć. Westchnął ciężko, potrząsając głową.
Zaraz
też znaleźli się na miejscu. Z sercem, które niemalże chciało wyrwać mu się z
klatki piersiowej, biznesman ruszył na górę. Ociężale wchodził po schodach, co
rusz wahając się nad kolejnym krokiem. Znalazłszy się przed drzwiami mieszkania
Baekhyuna, odetchnął z trudem, a bukiet ukrył za plecami. Przełknął nerwowo
ślinę, po czym nacisnął przycisk dzwonka, zaciskając powieki.
Kilka
chwil później dały słyszeć się jakieś zgryźliwe szepty i szczękanie zamka. W
progu stanął zaspany Jongin, a jak tylko dostrzegł Parka, jego twarz nabrała
groźnego wyrazu. Skrzyżował ręce na piersi, mierząc mężczyznę ostrym
spojrzeniem. Wyraźnie czuł zapach alkoholu, który ciągnął się za brunetem jak
wredna guma przyklejona do nowiutkiego buta.
–
Czego tu chciałeś? – zapytał Jongin niewzruszony, po czym ziewnął szeroko.
–
Przyszedłem zobaczyć się z Baekhyunem – odparł podenerwowany Chanyeol,
ściskając w palcach brzeg wstążki.
–
Baek ma cię w dupie, wiesz? – dobitnie oświadczył taksówkarz i prychnął. –
Lepiej będzie, jak sobie stąd pójdziesz i już nigdy nie będziesz zawracał mu głowy. Spieprzyłeś sprawę, więc nie
dostaniesz drugiej szansy, zrozumiałeś? – Park mimowolnie pokiwał głową. – A
teraz życzę dobrej nocy. – Kai zatrzasnął drzwi mieszkania.
Zrezygnowany
biznesman oparł się ręką o najbliższą ścianę, smutnymi oczami zwiedzając
fakturę posadzki na korytarzu. Nie przewidział takiego ruchu, choć właściwie
mógł się go spodziewać. Zacisnął dłoń w pięść i lekko uderzył nią, co mimo
wszystko sprawiło mu ból. Niechętnie usiadł na zimnej podłodze, nie mając
najmniejszego zamiaru wracać do domu. Skoro student w tej chwili spał, musiał
wykorzystać poranek na chociażby króciutką rozmowę. Zdjął marynarkę, ułożył
kwiaty na kolanach i okrył się, wtulając zmęczone ciało w ścianę. Na sen nie
czekał długo, jako że wypite trunki zadziałały jak najpiękniejsza kołysanka.
෴
Wczesnym
rankiem Baekhyun przebudził się, szeroko ziewając w poduszkę. Przetarł
zaklejone śpiochami oczy i wyszedł z ciepłego łóżka, żeby przygotować śniadanie
i zażyć porannej kąpieli. W nocy zdawało mu się, iż ktoś do nich się dobijał
oraz że słyszał jakieś głosy, ale nie znalazł na swoje podejrzenia żadnego
potwierdzenia. Stwierdził więc, że pewnie mu się to przyśniło. Poczłapał
leniwie do kuchni, pragnąc wypić gorącą herbatę i zjeść coś dobrego. Wcześniej
jednak postanowił wyjrzeć na korytarz, by upewnić się, czy aby na pewno jakiś
szaleniec nie zostawił czegoś pod drzwiami.
Widok,
który ujrzał, zaskoczył go i całkowicie zbił z tropu. Pod ścianą, przykryty swą
marynarką spał nie kto inny, a sam Park Chanyeol. Jego włosy były zmierzwione i
odstawały we wszystkie strony, twarz była na swój sposób dziecięca, lecz nad
nim unosiła się chmura oparów alkoholowych. Byun odkaszlnął cicho. Skłamałby,
gdyby powiedział, że nie chwyciło go to za jego miękkie serce. Jednocześnie
poczuł też złość. Zacisnął palce, aż pobielały mu kłykcie.
– Jak bardzo
tęskniłeś za nim, kiedy nie mogłeś się z nim zobaczyć? – Brzmiało pierwsze z
dociekliwych pytań Jongina.
– Co to za
pytanie?! – oburzył się Byun, przełykając kolejne łzy, które z prędkością
światła napływały mu do oczu. Po chwili jednak westchnął, spuszczając wzrok. –
No, bardzo. Nie wiem, jak mam to określić – burczał pod nosem. – Chciałem po
prostu mieć go przed oczami. Sam jego widok wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
Czułem, jak moje serce tańczy.
– Aha… A teraz?
Teraz też za nim tęsknisz? – Kai zdawał sobie sprawę, że poruszał wrażliwy
temat, ale nie miał innego wyjścia.
– T-tak – szepnął
Baekhyun, a po jego policzkach stoczyły się dwie ogromne krople. – To nie tak,
że chciałem mu dzisiaj wskoczyć do łóżka. Miałem ciche marzenie, żebyśmy wyszli
do parku albo oglądali film. Potrzebowałem tylko przy nim być.
– Baekhyun, powiedz
mi – zaczął niepewnie starszy, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w
przyjaciela – co tak naprawdę czujesz do tego Parka?
Osłupiały chłopak
najpierw otworzył usta, a następnie zamknął je, przez co wyglądał jak ryba
usiłująca zaczerpnąć powietrze. Pociągnął nosem i przygryzł wargę. Może i nie
był w niczym tak doświadczony jak otaczający go ludzie, ale jak oni miał w
sobie uczucia. Nie był głazem, a czas, który udało mu się spędzić z biznesmanem
był dla niego jak wjazd na sam szczyt kolejki górskiej. Tylko że zamiast z niej
teraz zjechać utknął zalany potężną falą nowych, aczkolwiek rozpoznawalnych emocji
i wrażeń.
– Podoba mi się –
mruknął student, bawiąc się swoimi palcami. – Lubię jego bliskość, lubię
spędzać z nim czas. Moje serce bije wtedy jak szalone i czuję motyle w brzuchu, Jongin-ah. A kiedy go nie ma, czuję
pustkę. Nie umiem przestać o nim myśleć, nawet nie chcę. To jest silniejsze ode
mnie. – Baekhyun w końcu odważył się spojrzeć Kim w oczy. – Dlaczego o to
pytasz?
– Widzisz, Baek,
nie jestem żadnym tam specjalistą, ale kilka razy w życiu przechodziłem przez
ten stan – powiedział ciemnowłosy z lekkim, niewskazanym uśmiechem. – Jesteś po
prostu zakochany.
Przez
cały czas student miał w głowie ową konwersację, którą przyjaciel przeprowadził
z nim tuż po tym, jak wrócił od Parka cały we łzach. Jęknął cicho, patrząc na
jego skuloną postać. Nie umiał zaprzeczyć słodkim emocjom, które przez ostatnie
dwa tygodnie sprawiały mu mnóstwo bólu. Chciał się ich pozbyć, jednak nie był
stanie znaleźć wystarczająco dużo odwagi. Z drugiej strony nie był aż tak
zdesperowany, by biec do mężczyzny i wylewnie ujawnić mu, co czuje. Odniósł
wrażenie, że los podsunął mu pod nos niepowtarzalną okazję i nie miał prawa jej
zmarnować. Drugiej takiej mógł już nie dostać.
Ni
stąd, ni zowąd śpiący Park poruszył się, marudząc coś pod nosem. Otworzył oczy,
a gdy uprzytomnił sobie, że leży na korytarzu, zaklął najdyskretniej, jak umiał.
Jasnowłosy odchrząknął dość głośno, na jego twarzy pojawił się wyraz niesmaku.
Biznesman prędko przeniósł na niego wzrok i był jednocześnie zmartwiony i
szczęśliwy. Niemal od razu wstał na równe nogi, chwytając w dłonie ogromny
bukiet. Miał szczęście, że kwiatom nic nie stało się w ciągu nocy.
–
Baekhyun – powiedział cicho, nie wierząc w to, że chłopak przed nim stoi. Gwałtownie
przełknął ślinę, czując, jak pocą mu się dłonie. – Dobrze cię widzieć. Jest
tyle rzeczy, które chciałbym ci wyjaśnić, że nie wiem, od czego zacząć.
Niższy
zgromił go spojrzeniem, mimo iż wewnętrznie chciał zaprosić go do środka i wysłuchać
wszystkiego. – Co chcesz wyjaśniać? Miło było, jak zmieszałeś mnie z błotem,
nie ma co. Ja nie wiem, co tu w ogóle jest do wytłumaczenia – rzekł ironicznie,
po czym wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi.
–
Baek, proszę, posłuchaj mnie przez moment – niemal błagał Chanyeol. Z całej
siły chwycił bukiet, podsuwając go studentowi przed samą twarz. – Wiem, że
zachowałem się jak najgorsza na świecie świnia. Nie powinienem cię tak
traktować. Tamten poranek był jak piekło. Przyznam się, że zapomniałem o twoim
przyjściu. Uległem mu, bo wydawało mi się, że nadal coś do niego czuję, ale
potem okazało się, że jednak wcale tak nie jest. – Prychnął cicho, patrząc w
bok. Bał się choćby rzucić okiem na Byuna, bo wiedział, że mógłby tego
pożałować. – Ten artykuł to kolejna idiotyczna rzecz, która narobiła mi
problemów. Zdawało mi się, że to twoja sprawka, bo nikt inny z mojego otoczenia
nie chciałby mi zrobić na złość, więc pomyślałem, że mścisz się za to, że byłem
z Kyungsoo.
Zginając
i prostując palce dłoni, Baekhyun z pewnym rozdrażnieniem słuchał tłumaczeń
czarnowłosego. Poniekąd go rozumiał, jako że od dziecka był empatyczny i
potrafił wczuć się w sytuację innych. Oczywiście, że był zły, ale nie w tej
chwili. W tej chwili było mu przykro, że zupełnie obce mu osoby poróżniły ich.
Dogadywali się tak dobrze, a pomimo to ich wzajemne zaufanie nie było na tyle
silne by przetrwać te dwie próby. Dostrzegał też cień strachu malujący się na
policzkach starszego. Już miał wyciągnąć rękę i położyć ją na jego ramieniu,
gdy tamten zrobił głęboki wdech.
–
Przepraszam, Baekhyun. – Park utkwił wzrok w błyszczących oczach studenta. –
Przepraszam za to, że zachowałem się jak dupek i wyciągnąłem pochopne wnioski,
zanim dowiedziałem się prawdy. Przepraszam, że byłem głupkiem. Przepraszam za
to wszystko, co złego zrobiłem wobec ciebie. Przez cały ten czas, kiedy się do
mnie nie odzywałeś, bardzo tęskniłem. Ktoś uświadomił mi coś bardzo ważnego. –
Przerwał na parę sekund. Stresował się coraz bardziej, nie umiejąc utrzymać
emocji na wodzy. – Baekhyun, zakochałem się w tobie – oznajmił ciepłym, pełnym
radości głosem.
W
jednym momencie chłopak miał wrażenie, że jego serce się zatrzymało. Słowa
Chanyeola nie docierały do niego tak, jak powinny. Stał jak wryty z lekko
otwartymi ustami, wpatrując się w niego jak wrona w kość. Zamrugał oczyma,
kiedy rzeczywistość powoli zaczynała w niego uderzać. Park Chanyeol właśnie wyznał
mu, co do niego czuje i o dziwo, były to takie same uczucia, które czuł i on.
Bez zastanowienia chwycił wielki bukiet, uśmiechając się na jego widok, a
później rzucił się mężczyźnie na szyję.
–
Ja też za tobą tęskniłem, Chanyeol – wyszeptał Baekhyun, chowając twarz w
zagłębieniu szyi bruneta. Kilka chwil wdychał zapach jego mocnych, drogich
perfum, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego w ogóle chciał bronić się przed
zmierzającym ku niemu szczęściem. – I… też jestem w tobie zakochany, pabo.
A/N: Witam wszystkich! Jak widać, to już koniec. Mam nadzieję, że podobało Wam się to opowiadanie będziecie do niego wracać. Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze! ♥
jestem szczęśliwa podwójnie bo happy end i baek jest z yeolem ahwhshdhshsjsjbsbd *,* i oczywiście jesteśmy w ćwierćfinale to też xd
OdpowiedzUsuńsuper rozdział tak bardzo nie mogłam się go doczekać tym bardziej że po ostatnim wyrywałam sb włosy z głowy to ten pabo chanyeol wymyślił ugh xd
przykro mi że ti już ostatni, więc pytam/proszę o jakiś epilog? bo jestem mega ciekawa jak mogłyby dalej potoczyć się losy chanbaeków *,*
kc~~
Oj tak <3 Podobało się i to bardzo <3 Baek okazał miłosierdzie i wybaczył Yeolowi, zresztą trudno nie wybaczyć, jak się taki gigant kaja przed nim <3 To było świetne <3 To teraz będą żyć długo i szczęśliwie ^^ Dziękuję za te 12 rozdziałów! :D
OdpowiedzUsuńOd samego początku czekałam na kolejne rozdziały tego opowiadania. Wiedziałam, że warto będzie je przeczytać. Postanowiłam sobie tylko, że zrobię to wtedy, kiedy będzie już skończone, bo nie lubię kiedy opowiadanie jest zawieszone, albo co najgorsze przerwane.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie było cudowne <3 Chanbaek to moje OTP, więc jeszcze przyjemniej mi się je czytało. Fabuła była wciągająca, tak więc w kilka godzin udało mi się je przeczytać.
Czekam na kolejne opowiadania, które napiszesz. Na pewno je przeczytam c;
Pozdrawiam i weny życzę ^^