sobota, 11 czerwca 2016

Black & White [10/12]

Długość rozdziału: 4935 słów

Był piątkowy poranek, a Chanyeol już zdążył pozbyć się negatywnych myśli, które nawiedziły go poprzedniego popołudnia. Miał za to wyrzuty sumienia, że nakrzyczał na Baekhyuna, dlatego umówił się z nim na kolejny dzień. Chciał mu to jakoś wynagrodzić. Sam nie spodziewał się po sobie podobnej reakcji, więc dopiero po wszystkim dotarło do niego, jak podle i chamsko się zachował. Pół nocy nie spał, męczony przez ciężkie uczucia, jakie dotykały go prosto w serce. Bał się ich i ich nie rozumiał. Albo nie chciał zrozumieć.
Słońce przebijające się przez szare firanki dało mu nadzieję, że nie będzie tak beznadziejne, jak mogło się wydawać. Jego walka jeszcze się nie rozpoczęła, więc nie było o co się wściekać. Mógł bez przeszkód odzyskać największych inwestorów, jeśli tylko odpowiednio wszystko przygotuje i przedstawi im nowe, lepsze warunki. Nic straconego. Trochę pracy, kilka spotkań, pięknych uśmiechów i wszystko wróci do normy. Oh Investors nie było firmą nie do pokonania.
Z firmowym uśmiechem na twarzy wkroczył do wielkiego szklanego biurowca, witając wszystkie pracownice i pracowników, jakby zupełnie nic się nie stało. Bo przecież się nie stało, powiedział do siebie w myślach, kierując się do swojego biura. Powitał Naeun żartobliwym mrugnięciem, na co dziewczyna lekko się zarumieniła. Od razu poprosił o kawę i o to, by mu nie przeszkadzano, gdyż ma na głowie mnóstwo pracy. Wszyscy jednogłośnie orzekli, że powrócił stanowczy i opanowany Park Chanyeol – szef, którego znali. Zupełnie jakby w nocy ktoś zdjął z niego tragiczną klątwę.
W pocie czoła biznesman porządkował sterty dokumentów, które zalegały na jego biurku, w szufladach oraz tam, gdzie wcale nie powinno ich być. Podpisał wszystkie konieczne umowy, dokładnie je przeczytawszy, ułożył w odpowiedniej kolejności pomieszane papiery. W międzyczasie odszukał stare umowy, które zawarł z utraconymi inwestorami. Kilkukrotnie przeskanował je wzrokiem, zastanawiając się, jakim sposobem mógłby ponownie zwrócić na siebie ich uwagę.
Nim się zorientował, była już pora lunchu. Jako iż dopisywał mu wspaniały humor, nie miał potrzeby opuszczania ukochanego miejsca. Postanowił zjeść w miejscowym bufecie. Może nie było tam zbyt wiele rzeczy, które naprawdę mu smakowały, ale herbata była iście wyborna. Tak więc całą przerwę spędził, czytając artykuły w Internecie, sprawdzając różne statystyki, a przy okazji rozkoszując się cudownym smakiem i aromatem zamówionego napoju. Nie omieszkał zamienić paru słów ze współpracownikami.
Wróciwszy do biura, zatopił się w swoim wygodnym skórzanym fotelu i powrócił do przeglądania dokumentów. Postanowił pozbyć się tych, które od dawna były już nieważne, a te istotne wyłożyć na wierzch. Posprawdzał segregatory, czy aby na pewno nic nie umknęło jego uwadze. Kilka godzin później wstał, rozprostowując kości. Podszedł do okna i oparł się o parapet, przyglądając się panoramie Seulu.
Chylące się ku zachodowi słońce przepięknie oświetlało pogrążone w hałasie i zapracowaniu miasto. Od okien wysokich budynków odbijało się pomarańczowożółte światło ozdabiające świat rześką poświatą. Park pokiwał głową, stwierdzając, że to był zdecydowanie dobry dzień. Był pewien, że następny będzie jeszcze lepszy i już nic nie oddzieli od jego osoby harmonii, którą roztaczał.
Nagłe pukanie do drzwi wyrwało go z chwilowego zamyślenia.
– Proszę wejść – odparł ciepło, zapraszając do środka tego, kto stał po drugiej stronie.
– Proszę pana, ma pan gościa – cicho, trochę nieśmiało zaanonsowała Naeun. Nim jednak czarnowłosy zdążył spytać, o kogo chodzi, dziewczyny już nie było.
– Dzień dobry, panie Park – w zamian odezwał się ciepły, głęboki i aksamitny głos. Głos, którego nie sposób zapomnieć. W istocie Chanyeol wciąż doskonale go pamiętał.
– Do Kyungsoo?! – Odwrócił się prędko. Ogromne zdziwienie malowało się na jego twarzy, kiedy rozpoznał osobę stojącą kilka metrów od biurka.
Ominął mebel, zupełnie jakby go tam nie było. Przed nim stał niewysoki mężczyzna – bardziej wyglądał na chłopca, a jednak nim nie był – o kruczoczarnych schludnie uczesanych włosach, dużych oczach i pełnych wargach, które kształtem przypominały serce, jako że się uśmiechał. Czarne spodnie i szary, wełniany sweter podpowiedziały Chanyeolowi, że ten człowiek wcale się nie zmienił. Dałby uciąć sobie rękę, że nadal jest niezwykle miły, spokojny i czasem nazbyt ciekawski, ale za to lojalny.
– Co ty tu robisz? – zapytał dociekliwie, a kiedy spostrzegł stojące za niższym walizki, podrapał się po karku. – Jak się tu znalazłeś?
Cichy śmiech wyrwał się z ust Kyungsoo, gdy tak obserwował niecodzienne zachowanie biznesmana. – Przyjechałem prosto z lotniska i postanowiłem tutaj zajrzeć – odrzekł bez owijania w bawełnę i wzbogacania historii o zbędne ozdobniki.
– Skąd wiedziałeś, że tu będę? Jak wyjeżdżałeś, byłem jeszcze na studiach. – Chanyeol nadal nie dowierzał własnym oczom.
– To było oczywiste, że odziedziczysz firmę po rodzicach – żachnął się niższy, krzyżując ręce na piersi. – A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie… Cóż, skończyłem studia, trochę popracowałem i uznałem, że amerykańskie życie nie jest dla mnie – dodał szybko.
Chanyeol nie ukrywał, iż ucieszył się z nagłego powrotu Do. Jeszcze parę chwil patrzył na niego, dokładnie rejestrując każdy szczegół. Jego wygląd niewiele się zmienił. Może tylko trochę urósł i z licealisty wyrósł na dorosłego mężczyznę. Park po raz kolejny rzucił okiem na bagaże przy boku przybysza i zmarszczył brwi. Skoro tamten dopiero przyleciał, pewnie jeszcze nie zdążył się nigdzie zameldować.
– Wracasz do domu czy zatrzymasz się w hotelu? – spytał nagle biznesman, wracając do swojego biurka, by uprzątnąć pozostałości po wcześniejszej pracy.
– Właściwie moja rodzina nie wie, że wróciłem. – Chanyeol nagle podniósł głowę znad dokumentów, badawczo przyglądając się Kyungsoo. – Myślałem, żeby spędzić noc w hotelu, ale nie mam pojęcia, w którym. Tak dawno nie byłem w Korei, że chyba o wszystkim zapomniałem – odpowiedział niższy, a potem zaśmiał się nerwowo .
Na moment zapadła niezręczna cisza. Park bił się z własnymi myślami, podczas gdy wpadały mu do głowy najróżniejsze pomysły. Nie zwrócił uwagi, kiedy udało mu się zapomnieć o tym, co już zaplanował. Wszystko to zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zerknął na sterty papierów, lecz zaraz zaczął je układać na właściwych dla nich miejscach na szklanym regale, nadal zastanawiając się, czy to, co przed sekundą wymyślił, jest dobrym rozwiązaniem. Ostatecznie kiwając do siebie, stwierdził, że to najlepsze wyjście.
– Możesz przenocować u mnie – rzucił bezceremonialnie, co bardzo zaskoczyło Do. – A wcześniej może dasz się zabrać na kolację, hm? – spytał z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
– Jeżeli to nie stanowi dla ciebie problemu, to w porządku – powiedział Kyungsoo uprzejmym tonem i lekko przygryzł wargę.
Ponieważ Chanyeol skończył już wszystko, co tego dnia miał do zrobienia, od razu opuścili misternie urządzone biuro. Nie rozmawiali zbyt wiele, ale nie przeszkadzało im to. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, w końcu nie spotkali się po raz pierwszy, ani drugi. Mimo to było im nieco dziwnie odzywać się do siebie półsłówkami i strzępkami zdań.
Na parkingu wyższy umieścił walizkę Do na tylnym siedzeniu, a jemu samemu polecił, by wsiadł i zapiął pas. Westchnął, zatrzasnąwszy drzwi, i spojrzał na popołudniowe niebo. Cała ta sytuacja wydawała mu się nieprawdopodobna. Ktoś, kogo stracił kilka lat temu, z powrotem zawitał w jego życiu, które powoli zaczynało robić się jednym wielkim rozgardiaszem. Zajął miejsce kierowcy i czym prędzej odjechał.
– Gdzie chcesz zjeść? – zapytał, zatrzymując się na czerwonym świetle. Spojrzał na delikatną twarz towarzysza, co automatycznie wywołało u niego uśmiech. Tęsknił za nim.
– Uhm. – Młodszy wyjrzał przez okno, unikając wzrokowego kontaktu, i zaczął zastanawiać się, na co miał ochotę. W Ameryce trochę brakowało mu koreańskiej kuchni i domowego jedzenia, dlatego na myśl nasunęło mu się tylko jedno miejsce. – Czy istnieje jeszcze ta knajpka, do której zawsze chodziliśmy?
– Wydaje mi się, że tak – odpowiedział Chanyeol, ruszając w dalszą drogę. Niedługo potem skręcił w prawo, a później znów w prawo. – Pamiętam, że lubiłeś hamburgery z kimchi. Ja ich nie lubiłem, ale kilka razy mnie namówiłeś i potem obaj to braliśmy. – Zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
Reszta drogi minęła im w towarzystwie spokojnej muzyki z radia. Wiadomości czy też podawane historie były dość interesujące, co przejawiało się tym, że obaj mężczyźni w tym samym momencie wzdychali, wydawali z siebie ciche okrzyki podziwu. Jakby ich myśli łączyła jakaś niewidzialna nić. Już na początku znajomości świetnie się dogadywali i widać, że spora przerwa nie zrobiła żadnej różnicy. Było to poniekąd wyjątkowe, nie każdego spotyka coś takiego.
Po pół godzinie jazdy, skręcania w mniejsze bądź większe ulice dotarli do zamierzonego celu. Mały bar z zielono-czerwonym neonem nad wejściem aż uśmiechał się do nich, zapraszając do środka. Home Sweet Home już od progu pachniało jak prawdziwy dom. Wystrój przypominający wiejską okolicę z miejsca przywoływał wspomnienia z dzieciństwa, a roznoszące się dookoła smakowite aromaty pobudzały wszystkie zmysły. Chciało się tam spędzać czas, jedząc znane potrawy w całkiem nowym wydaniu.
Gdy rozejrzeli się po pomieszczeniu oraz wybrali najbardziej dogodne miejsce do rozmowy, zasiedli przy stoliku. Niemal natychmiast złożyli zamówienie na dwa hamburgery z kimchi i coca-colę. Chcieli choć na moment cofnąć się do czasu, kiedy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Kyungsoo dokładnie przyjrzał się wszystkim wiszącym dekoracjom i uśmiechnął się do siebie. Potem spojrzał na Chanyeola, a jego uśmiech tylko się poszerzył.
– Nic się nie zmieniło – oznajmił, kładąc ręce na stole. – Tylko my się trochę postarzeliśmy.
– Masz rację – odrzekł Park wesoło. – A teraz opowiadaj wszystko. Jak było w Stanach? Co tam robiłeś? No, wszystko. Długo nie rozmawialiśmy.
Do zaśmiał się na nagłą ciekawość towarzysza. Nie myślał, że coś takiego nastąpi, jednak była to miła odmiana. Normalne było, że czarnowłosy chciał znać szczegóły jego wyjazdu na studia. Od tamtej pory nie wymienili się ani jednym listem, mailem ani telefonem. Zwyczajnie urwali kontakt, bo uznali, że tak będzie lepiej.
Za długo. – Niższy zerknął na swoje dłonie, zbierając myśli. – Nie mam pojęcia od czego zacząć. Tego jest tak wiele. Huh, może… może zacznę od tego, jak tam przyleciałem. – Rzucił biznesmanowi pytające spojrzenie, na co tamten odpowiedział skinieniem głowy. – Czułem się obco i dziwnie, ale to chyba naturalne. Oczywiście jakoś dogadywałem się z ludźmi dookoła, choć z początku było ciężko. Zdarzało mi się mówić do ludzi po koreańsku, a wtedy oni gapili się na mnie jak na idiotę. Później było już tylko łatwiej. Poszedłem do szkoły znalazłem kilku przyjaciół i jakoś się żyło.
– Imprezowałeś? – spytał przekornie starszy.
– Czasami – odparł Kyungsoo, śmiejąc się zupełnie szczerze. – Kilka razy mnie poniosło i byłem nieprzytomny na drugi dzień, jednak nigdy nie straciłem swojej „klasy”. Praktyki w szpitalu też były świetne. Wiesz, jak wiele nauczyłem się od tych chorych ludzi. Prawie każdy z nich walczył o to, by znowu wyzdrowieć. Niektórym się udało, innym niestety nie, ale to nie było już moją winą.
– Właśnie! Jakim w końcu lekarzem zdecydowałeś się zostać?
– Kardiologiem – powiedział młodszy. W tym samym czasie ich posiłek dotarł do stolika. Grzecznie podziękowali, rzucając głodne spojrzenia w kierunku soczystych hamburgerów. – To interesowało mnie najbardziej. Myślałem też o byciu pediatrą, ale dzieci, ugh. Niby są milutkie i słodziutkie, ale potrafią być naprawdę upierdliwe.
– Masz rację. – Park oparł brodę na dłoni. – Ja skończyłem studia i od razu wylądowałem w biurze. W końcu jestem synem Parków. Wszyscy oczekują ode mnie gwiazdek z nieba, a w tym samym czasie traktują mnie, jakbym miał pięć lat. Wyobrażasz to sobie?
– Trzeba było jechać do Ameryki ze mną – śmiało zasugerował Do, po czym wziął spory łyk swojej coli. Zachwycał się nią przez kilka sekund. – Może wtedy nie musiałbym wracać. Miałbym cię obok przez cały czas. Nie tęskniłbym.
– A tęskniłeś? – Ciekawość biznesmana zaczynała wzmagać się z każdym zdaniem. Oparł się o stolik, wyczekująco wpatrując się w pogodną twarz.
– Tak, ale tylko z początku. Później przywykłem.
Mając już dość ciągłego stawiania Kyungsoo w obliczu nadmiernego zainteresowania, Park zajął się jedzeniem swojego hamburgera. Poza tym nie chciał, by mu wystygł. Prawie zapomniał, jak smakował. Nie przychodził do tego miejsca, od kiedy drugi wyjechał, bo nie miał zamiaru rozdrapywania starych ran. Żył szczęśliwe, robiąc to co lubił i co chciał. Do leżał gdzieś głęboko w jego pamięci, tak samo jak wszystkie rzeczy z nim związane.
Co jakiś czas rzucał przelotne spojrzenia jedzącemu młodemu lekarzowi. Tym, czego nie zapomniał, były ciepłe uczucia, jakie do niego żywił. Wciąż pamiętał przyjemne uczucie motyli w brzuchu, gdy spotkali się po raz pierwszy i zaczęli umawiać. On był w trzeciej klasie liceum, a Kyungsoo trzeciej gimnazjum. Pomimo różnicy wieku mieli mnóstwo wspólnych tematów. Potrafili też godzinami wpatrywać się w siebie nawzajem, nie wymieniając ani jednego słowa. Naprawdę się kochali.
Ich pierwszy pocałunek to był czysty przypadek. Do w tak uroczy sposób wyraził swoją wdzięczność za urodzinowy prezent. Życie w kolorowej bańce przepełnionej tęczą i słońcem trwało, dopóki młodszy nie ukończył liceum, oznajmiając, że wyjeżdża studiować za granicą. To złamało starszemu serce i na jakiś czas pogrążyło go w rozpaczy. To właśnie Kris – barman z zapadającym w pamięć uśmiechem – pomógł mu wydostać się z dołka, w którym znalazł się w trakcie studiów.
Od tamtego czasu nauczył się oddzielać uczucia od pracy i obowiązków. Każdego dnia uczył się, jak nie wprowadzać emocji w trudne sytuacje a także jak być opanowanym, stanowczym i miłym dla innych osób. Zapomniał o Kyungsoo, zakopując go w najciemniejszych zakamarkach umysłu. Tylko niekiedy dopadały go melancholijne stany, kiedy zamykał się w swoim mieszkaniu i nie dopuszczał do siebie nikogo. Później minęło i to.
– Nad czym tak rozmyślasz? – zagadnął Do, popijając swój napój, z którego uciekł już gaz.
– Nad niczym – odpowiedział Park i wytarł ubrudzone sosem usta. – Wypijmy i jedźmy do mnie. Jestem trochę zmęczony. Miałem dzisiaj mnóstwo pracy.
– Ach, słyszałem. Twoja sekretarka mówiła. – Młodszy przeciągnął się, ziewając lekko. On też był zmęczony po podróży. Wypił na raz prawie całą zawartość butelki i westchnął. – Możemy jechać.
Chanyeol zaśmiał się tylko. To było do niego podobne. Sam pospiesznie dopił colę, po czym zapłacił i wyszli z niedużego baru, który mocno kojarzył się z domem. Nie marnując już czasu, dość szybko pojechali do mieszkania starszego. Mężczyzna znał potrzebne skróty, co wykorzystał, aby znaleźć się pod swoim blokiem w mgnieniu oka. Gdy dotarli na miejsce, już prawie zapadł zmrok i wszystkie gwiazdy połyskiwały na ciemnym niebie.
–Będziemy musieli gramolić się po schodach z tymi bagażami? – spytał Kyungsoo, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Niemal z miejsca Park wysiadł z auta i wziął walizki swojego gościa. Poczekał na niego, a później obaj ruszyli ku dużym wejściowym drzwiom. Czarnowłosy prowadził ich bezpośrednio do windy, a Do nie mógł nadziwić się miejscu, w jakim się znalazł. Czuł się jakoś swojsko i nie było w tym nic dziwnego, nie był to pierwszy raz, gdy odwiedzał starszego w jego domu. Drugi zaś witał mijanych w drodze sąsiadów czy znajomych, nie szczędząc obdarowywania ich życzliwymi gestami.
Po paru minutach stali pod odpowiednimi drzwiami. Chanyeol nadal miał w dłoniach ciężkie torby, jako że chciał pokazać się ze swej najlepszej strony. Uprzejmości nigdy dość. Odetchnął, odstawiając bagaże na ziemię. Przeszukawszy wszystkie kieszenie, wydobył klucze i pospiesznie otworzył drzwi, zapraszając swojego gościa do środka. Powitało ich ciepło i spokój, co było dokładnym odbiciem osobowości Parka.
Kyungsoo nieśmiało zapalił światło w przedpokoju oraz pozbył się wierzchniego odzienia. Bez pozwolenia wybrał się na wycieczkę. Najpierw zajrzał do biura i sypialni, które go nie zainteresowały. Jego uwaga skupiła się na przepięknie urządzonym salonie. Do gustu przypadły mu wszystkie ozdoby i bibeloty, a także miękka kanapa i rzecz najbardziej przyciągająca wzrok – biały fortepian. Mimo to najwyraźniej przebijał się przez wszystko sam właściciel tego miejsca. Każdy zakamarek skrywał zapach Chanyeola.
– Możesz spać w moim łóżku, a ja zajmę kanapę – odezwał się starszy, wnosząc kolorowe walizki. Jego gość patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
– Nie. To ja będę spał na kanapie. To twój dom, a ja tak jakby się wepchnąłem, więc będzie sprawiedliwie, jeśli przenocuję tutaj – oświadczył dobitnie Do, po czym posłał biznesmanowi szeroki uśmiech świadczący o tym, że z nim nie wygra. – Poza tym cieszę się, że kupiłeś fortepian. Dawniej często o nim wspominałeś. Bardzo chciałeś mieć właśnie taki. Czekaj, jak to było? Tak biały, że będzie rozświetlał mój pokój zawsze, jak tylko na niego spojrzę.
– Yhm. – Chanyeol skinął głową, po czym wyszedł na korytarz. – Łazienka jest po lewej, jak wyjdziesz! Możesz wykąpać się pierwszy. Potrzebujesz ręcznik albo coś takiego?
– Ręcznik i jakiś żel pod prysznic, poproszę – zawołał młodszy, a następnie zabrał się za szukanie czegoś, w czym mógłby swobodnie spać.  Po paru minutach wygrzebał bieliznę i duży podkoszulek. Pomyślał, że skoro i tak śpi sam, to nikomu nie będzie przeszkadzał jego strój.
Zupełnie znikąd pojawił się biznesman, trzymając w dłoniach dwa duże ręczniki oraz koc, poduszkę i prześcieradło. Zaproponował, że rozściela posłanie, gdy drugi pójdzie się odświeżyć. Tak też zrobił. Jak tylko niższy zniknął za drzwiami łazienki, starannie rozłożył prześcieradło na kanapie, a później ułożył poduszkę i ciepły koc. Miał nadzieję, że to wystarczy. Nie chciał, aby dawny przyjaciel poczuł się w jakikolwiek sposób zaniedbany. Ostrożnie ustawił jego bagaże obok instrumentu, aby nie zawadzały i udał się do siebie.
Z dziwnym uczuciem w sercu Park rozebrał się, a potem wskoczył w piżamę. Nie miał ochoty brać prysznica, pomimo że wcale nie było późno. Z drugiej strony nie chciał też przesiadywać z Kyungsoo. Bał się, że znowu coś do niego poczuje, a przecież ten rozdział swojego życia miał już za sobą. W jego głowie na sekundę pojawił się Baekhyun. Westchnął, wsuwając się pod kołdrę. Zamknął oczy, odpędzając od siebie wszystkie myśli. Nim się obejrzał, zasnął pogrążony w konstelacji przedziwnych odczuć.
Rankiem, gdy słońce coraz szybciej zbliżało się do zenitalnego położenia, Kyungsoo leniwie otworzył oczy, przetarł je, a potem ziewnął przeciągle, rozciągając się na kanapie jak młody kociak. Mocniej otulił się grubym kocem, nasłuchując dźwięków z otoczenia. Panowała zupełna cisza, więc Chanyeol musiał jeszcze spać. Przeniósł wzrok na sufit, uśmiechając się do siebie szeroko. Po tak długim rozstaniu nareszcie wrócił do Seulu, do domu.
Szczęśliwym trafem był teraz w mieszkaniu swojego byłego chłopaka i może ktoś uznałby to za narzucanie się, ale on tak czy inaczej wprosiłby się tu. Skoro zyskał tę szansę, nawet się o nią nie starając, był na wygranej pozycji. Tak bardzo tęsknił za starszym, iż od czasu do czasu zdarzało mu się złościć na siebie samego, że wyjechał, zostawiając go samego. Brakowało mu jego ciepłych ramion, słodkich ust, długich rozmów prowadzonych nocą i tego wszystkiego, co razem zbudowali.
Jeśli słuch go nie mylił, Park nie miał w obecnej chwili nikogo. Uciekając się do małego podstępu, chciał go znowu odzyskać. Powoli wysunął się spod okrycia i zadrżał, kiedy jego szczupłe nogi owiało chłodne powietrze mieszkania. Nie czuł skrępowania, stojąc w samej bieliźnie i trochę przydługiej koszulce, która, nawiasem mówiąc, należała do Chanyeola. Podszedł do fortepianu i przesunął palcami po klawiszach. Nacisnął kilka z nich, a potem zwrócił się do wyjścia.
Na korytarzu nadal nie było słychać nikogo, więc zbliżył się do drzwi sypialni biznesmana. Były lekko uchylone, dlatego zajrzał przez wąską szparę. Dostrzegłszy śpiącą postać, odetchnął, a następnie na palcach wszedł do środka. Przysiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w pogrążoną we śnie twarz olbrzyma. Jego twarde, męskie rysy świadczące o stanowczości i promieniującej pewności siebie zniknęły. Były zastąpione przez uroczą, nieco dziecięcą twarz, na którą nie sposób nie patrzeć.
Do delikatnie przesunął palcami po miękkim policzku, gdzie tańczyły żywe promienie, malując niemalże anielską poświatę. Doskonale wiedział, jak mężczyzna lubił być budzony, stąd też nachylił się oraz subtelnie, z pewną nieśmiałością musnął jego wargi. Zaspane powieki natychmiast uchyliły się, a Park jęknął zszokowany. Przełknął głośno ślinę, mając niedoparte wrażenie, że nadal śni.
– Dzień dobry, Chanyeol – powiedział młodszy, a kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze.
– Dz-dzień dobry. Co ty… Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał z miejsca, podnosząc się na łokciach. Nieobecnym wzrokiem wyjrzał za okno, starając się zorientować, która jest godzina.
– Przecież to lubisz. Znaczy, lubiłeś. Nie podobało ci się? – Kyungsoo wydął dolną wargę i niewinnie zamrugał oczami.
– Nie, nie, nie mam nic przeciwko. Trochę mnie zaskoczyłeś. – Park odetchnął, przeczesując palcami włosy. A zatem to nie sen. – Co ty robisz?! – wypalił, gdy Do zaczął gramolić mu się pod kołdrę.
– Przyszedłem do ciebie, bo tam jest zimno. Nawet pod tym kocem – nagiął nieco fakty i z miejsca zadrżał.
Chanyeol skłamałby, gdyby powiedział, że nie był zmieszany. Mimo to niepewnie otoczył niższego ramieniem, pozwalając mu wtulić się w swoją klatkę piersiową. Oparł nos o jego czoło, wdychając słodki aromat szamponu, który mu pożyczył. Westchnął głęboko, przymykając oczy. Nie potrafił się bronić i musiał przyznać przed samym sobą, że tęsknił i to bardzo. Miło było mieć przy sobie osobę, z którą spędziło się w związku kilka lat.
Otworzywszy oczy, był speszony, że ich spojrzenia skrzyżowały się. Niewielka dłoń Kyungsoo znalazła swoje miejsce na odzianym torsie wyższego. Zachęcająco i niby przypadkiem przesunął językiem po suchych wargach. Ten gest zdecydowanie zbyt intensywnie zadziałał na Parka. Momentalnie przysunął się bliżej. Czuł na nosie i policzkach oddech drugiego i nie potrafił się już bronić. Zaciskając powieki, złączył ich wargi w długo wyczekiwanym pocałunku, który przepełniony był nostalgicznym uczuciem.
Mnąc w palcach koszulkę starszego, Do przyciągnął go bliżej siebie. Nieznacznie uśmiechnął się przez pocałunek i pogłębił go, całkiem zwinnie wsuwając język do ust Chanyeola. Nie ukrywał, że cieszył się ze swojego małego zwycięstwa. Jego ręce szybko znalazły się na karku drugiego, kiedy poczuł duże dłonie na swoich wąskich biodrach. Co jak co, ale jego sylwetka wciąż była taka sama jak wcześniej, a miał świadomość, że takie jak jego najbardziej pociągały biznesmana.
– Czy ty masz na sobie moją koszulkę? – wysapał Park, gdy się od siebie oderwali.
Zdławiony chichot wyrwał się z gardła młodszego. – Ukradłem ci ją, jak byłem u ciebie ostatni raz. Chciałem mieć przy sobie coś, co będzie z tobą związane.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, czarnowłosy przechylił głowę, aby złożyć kilka motylich pocałunków na szyi niższego.  – Jesteś niemożliwy – wymruczał pomiędzy kolejnymi muśnięciami. Raz po raz drażniąc wystające kości biodrowe, rozkoszował się westchnięciami wymykającymi się z ust Kyungsoo. W pewnej chwili ostrożnie polizał płatek jego ucha, a tamten tylko przymknął oczy, jeszcze mocniej przylegając do jego ciała.
Oddech mniejszego był znacznie przyspieszony, zaś puls szumiał mu w uszach. Zamroczonym wzrokiem spojrzał na starszego i ponownie złączył ich wargi. Tym razem był to gwałtowny, niemal agresywny gest, świadczący o tym, jak wiele czasu minęło od poprzedniego razu. Zupełnie jakby to było wszystkim czego w tamtym momencie potrzebował. Nie myślał o niczym. Chanyeol był teraz najważniejszy.
Park odruchowo wsunął ręce pod cienką koszulkę, a później pospiesznie ją zdjął. Zanurzając się pod kołdrą, począł całować wrażliwą klatkę piersiową Kyungsoo, która falowała niebezpiecznie szybko. Jego język kreślił bliżej nieokreślone wzory, co sprawiało ogromną rozkosz młodszemu. Kiedy wreszcie wziął do ust jeden z jego sutków, a drugi ścisnął słabo, spomiędzy warg Do wydobył się dźwięczny jęk. Niespokojnie poruszył nogami, zachęcając do dalszego działania.
Niby odruchowo wyższy otarł swoim kroczem o krocze Kyungsoo, co było tylko jak dolanie oliwy do ognia. Chłopak złapał go za włosy i pociągnął dość mocno. Cała ta scena wyglądała dokładnie tak, jak powinno wyglądać spotkanie kochanków po latach. Wyjątek był tylko taki, że Chanyeol poniekąd kogoś miał. Kogoś, o kim teraz zapomniał, jednak był zbyt pochłonięty obecną sytuacją, by oprzytomnieć.
– Chan... yeol! Nie każ mi dłużej czekać. Błagam pospiesz się – wykrztusił niższy, mimowolnie unosząc biodra ku górze.
– Ale ty jesteś niespokojny. Nic się nie zmieniłeś. – Brunet zaśmiał się, odkrywając kołdrę.
Szybko pozbył się swojej koszulki i spodni, które służyły mu za piżamę. Z bielizną także nie zwlekał i wkrótce dwie pary bokserek zaśmiecały podłogę. Biznesman sięgnął do szafki przy łóżku, wydobywając z niej potrzebny żel. Na powrót znikając pod kołdrą, przesunął dłonią po wewnętrznej stronie uda młodszego.
– Miałeś kogoś w Stanach? – zapytał niespodziewanie, subtelnie szczypiąc skórę Kyungsoo.
Na moment zapadła cisza.
– Czy to ważne? Ważne jest to, że nie zapomniałem o tobie ani na moment. – Tak szybko jak padła ta odpowiedź, tak szybko dwa nawilżone palce Parka znalazły się w ciasnym wejściu drugiego.
Ostry, głośny jęk Do wypełnił pomieszczenie, kiedy jego ciało napięło się pod wpływem znajomego acz zapomnianego uczucia. Chwilę uspokajał rozszalały oddech, aż w końcu skinął głową, pozwalając Chanyeolowi na dalsze ruchy. Z początku czuł lekki dyskomfort, gdyż już dość dawno z nikim nie był. To nie tak, że w Ameryce był singlem i zachowywał się jak cnotka. Nie był puszczalski, ale czasami pozwalał sobie na krótkie, niezobowiązujące związki. Nie sądził, żeby Park był święty i zapewne też pozwalał sobie na coś podobnego. W głębi duszy jednak wierzył, że znów będą razem.
Po odpowiednim przygotowaniu, czarnowłosy wysunął palce i wytarł je. Uśmiechnął się znacząco do Kyungsoo, dość solidnie nawilżając swojego członka. Nie chciał sprawić mu niepotrzebnego bólu. Ostrożnie wszedł w niego, z każdą chwilą wsuwając się coraz głębiej, aż jego męskość cała znalazła się we wnętrzu mniejszego. Z ust tego drugiego dało się słyszeć stęknięcia i sapnięcia. Jego głowa coraz mocniej wciskała się w poduszkę, jakby nie mógł znieść potęgującej się rozkoszy, której dostarczał mu ten akt.
– Poczekaj chwilę – wymamrotał młodszy, ujmując twarz Chanyeola w dłonie.
Kilka długich sekund patrzył mu w oczy, dysząc cicho. Jego uśmiech poszerzał się z sekundy na sekundę. Jego radość była nieopisana. Nadal nie wierzył, że ponownie jest u boku kogoś, na kim kiedyś tak bardzo mu zależało.  Przymknął powieki i mocno ucałował nabrzmiałe wargi biznesmana, a wtedy tamten wykonał pierwszy ruch biodrami.
Oddając się czystej przyjemności przeplatanej z wybuchową mieszanką uczuć, Do odchylił do tyłu głowę, pozwalając starszemu całować swoją szyję. Niemalże czuł pojawiające się malinki, dlatego był pewien, że wszystko wraca do normy i będzie tak jak było dawniej. Tylko on i Chanyeol. Jęczał coraz głośniej, jako że Park raz po raz trafiał w jego prostatę. Oplótł go nogami w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Ciągle było mu mało.
Sobotni poranek był dla Baekhyuna pełen pracy. Chciał wyglądać jak najlepiej, mimo że poprzedniego dnia zdarzyło mu się jeszcze kilkakrotnie płakać z powodu Parka. Miał do niego słabość i nie mógł temu zaprzeczyć. Wstał wcześniej, by delikatnym makijażem ukryć cienie pod oczami, a także pomyśleć nad tym, co mógłby mu powiedzieć. Był urażony, dlatego nie chciał puścić płazem ostatniego wybryku mężczyzny. Skrycie oczekiwał przeprosin.
Było dość słonecznie, kiedy jednak chłopak otworzył okno, mocny wiatr wpadł do mieszkania, wywołując u niego dreszcze. Mimo wszystko chciał ożywić dom, by być w pozytywnym nastroju. Lekki chłód dodawał mu również trochę energii, dlatego nie narzekał, a słodki uśmiech zdobił jego usta. Musiał również przygotować śniadanie dla siebie i Jongina, za co zabrał się niedługo po przebudzeniu.
Kiedy na stole stała duża patelnia wypełniona bekonem i jajkami, Byun wparował do pokoju przyjaciela. Z rozmachem rzucił się na jego łóżku, a słysząc nerwowy jęk, zaśmiał się perliście. Może i miał w sobie trochę z dziecka, ale właśnie to dawało mu nadzieję, że już nic się nie zepsuje. Natychmiast wstał, ściągając z Kim kołdrę.
– Nie śpij, bo spóźnisz się do pracy, a wtedy będziemy mieszkać pod mostem. Chcesz tego? – oświadczył Baekhyun surowym i stanowczym tonem, na co starszy niemal biegiem udał się do kuchni.
W spokoju zasiedli przy stole, ciesząc się ciepłym posiłkiem i pyszną herbatą. Jasnowłosy napomknął coś o pogodzie, na co Jongin nakazał mu ubrać się ciepło, niezależnie od tego, jak mocno świeciło słońce. Sam zaś zaczął narzekać na korki i mnóstwo klientów, chociaż przecież na wożeniu ich polegała jego praca.
– Poradzisz sobie. Jak zawsze – zapewnił student, napychając swoje usta kolejną porcją jajek.
– Dzięki za wsparcie. Uważaj na siebie przy Chanyeolu. Teraz już wiesz, że czasami mu odbija, prawda? – powiedział, unosząc brwi lekko do góry.
– To był tylko jeden raz – obruszył się Byun, przestając przeżuwać. Jego policzki były nadęte niczym u chomika, co rozbawiło Kim. – Yah, nie śmiej się ze mnie! – chłopak podniósł głos, a później przełknął, aby móc dokończyć początkową myśl. – Jeden raz nic nie znaczy. Może był wyjątkowo zły. Każdemu może się zdarzyć.
– Gdybym to ja na ciebie nakrzyczał, pewnie byś mnie stąd wypieprzył. Mam rację?
– To zależy.
– Od czego? – Jongin odłożył widelec na stół.
– Od tego czy miałbyś przy sobie wypłatę czy nie. Jeśli nie, to po kilku dniach sam mieszkałbym na ulicy.
Starszy chłopak wybuchnął gromkim śmiechem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedział jego przyjaciel. Znając go, pewnie wcale by tego nie zrobił, ale jego mina była dość poważna, co mogło sugerować, że mimo wszystko zachowałby się w taki sposób. Kiedy w końcu powstrzymał swoją głupawkę, pomógł Baekhyunowi posprzątać po śniadaniu, a także obiecał, że pozmywa naczynia. Kazał mu się ubierać, żeby nie spóźnił się do Parka, na co tamten tylko pokiwał głową i popędził do pokoju, aby się wyszykować.
Niedługo później Byun wyszedł z mieszkania uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby cieszyło go samo to, że wstał z łóżka. Nie dzwonił już do Chanyeola. Chciał zrobić mu poranną niespodziankę. Miał w planach wspólne gotowanie obiadu, może wyjście na jakiś spacer, a później miły wieczór. Nie liczył na nic więcej, choć możliwe, że to właśnie takie przeprosiny byłby według starszego najbardziej odpowiednie.
Idąc nieco mniej niż zwykle zatłoczonymi ulicami, mijał mnóstwo zakochanych par oraz rodzin z dziećmi. Mnóstwo osób odwiedziło park i radowało się kwitnącymi kwiatami, drzewami. Mniejsze dzieci bawiły się na placu zabaw, a starsze skakały na skakankach lub jeździły na rowerach. Odetchnął ciężko, licząc na to, że on dzisiaj również będzie świetnie bawił się z Parkiem.
Dotarł do jego mieszkania niedługo przed południem. Zapukał do drzwi, ale zaraz też nacisnął na klamkę i okazało się, że było otwarte. W biegu zdjął buty i ruszył w kierunku sypialni Chanyeola. Trochę stresował się tym, co będzie, jeśli mężczyzna jeszcze śpi, ale w mig odpędził te myśli. Z impetem otworzył drzwi, a to co zobaczył i usłyszał przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Zatkał usta dłonią, patrząc, jak Park pieprzy jakiegoś innego chłopaka, któremu najwyraźniej sprawia to ogromną przyjemność. Kiedy tamci obaj go spostrzegli, obydwóm zabrakło słów. Baekhyun odwrócił się i wyszedł na korytarz, powstrzymując cisnące się do jego oczu łzy. Zaczął zakładać buty i zacisnął powieki, chcąc zamazać obraz, który zobaczył kilka sekund temu.
Zszokowany biznesman niemal od razu wyskoczył z łóżka i ubrał leżące na podłodze spodnie, zostawiając Kyungsoo samemu sobie. Zupełnie wyleciało mu z głowy, że tego dnia miał go odwiedzić Byun. Zacisnął usta, zmierzając w jego kierunku. Dotarło do niego, że zachował się nieodpowiednio i niesprawiedliwie.
– Baekhyun, zaczekaj. Wszystko ci wytłumaczę – odezwał się, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
– A co tu jest do tłumaczenia?! Wracaj pieprzyć tego… kogoś, bo jeszcze ci ucieknie! – krzyknął student, wybiegając na klatkę schodową.
– Baekhyun! – Park wyszedł za młodszym, usilnie chcąc go zatrzymać.
– Byłem idiotą, że ci zaufałem i że dałem tak się omotać! Już nigdy nie chcę cię widzieć! – Wrzaski jasnowłosego rozchodziły się echem niemalże wszędzie. Kilku sąsiadów otworzyło drzwi, by przysłuchać się kłótni, które zdarzały się tutaj dość rzadko i właśnie dlatego były ogromną atrakcją.


A/N: Nastąpił chyba nieoczekiwany przez was zwrot akcji. Wybaczcie, ale naprawdę musiałam to zrobić, bo inaczej byłoby zbyt nudno. Jak również widać, powoli zbliżamy się ku końcowi. Mam jednak nadzieję, że zdążę napisać coś następnego, żebyście o mnie nie zapomnieli i często tu zaglądali!

4 komentarze:

  1. I jak ja mam teraz czekac tydzien na nowy rozdzial? Ja wiedzialam ze jak Do sie pojawil to musialo sie cos wydarzyc. Ale bym skopala tylek Chanyeola i dala mu prawego sierpowego, lewego tez. Ughhhh

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego chyba nikt się nie spodziewał TTTT

    Jest mi szkoda Baekhyuna, ale teraz chyba jest już oczywiste, że czuje do Chanyeola coś więcej, w końcu ich umowa była niezobowiązująca i gdyby rzeczywiście tak było, miał by gdzieś, czy jest jego jedynym partnerem, czy jednak nie. Mam nadzieję, że Yeol to wszystko dostrzeże i spróbuje jakoś dotrzeć do Baeka.

    Czuję, że czekanie na kolejny rozdział będzie prawdziwą męką :<

    OdpowiedzUsuń
  3. MOJE SERCE PLACZE, KRWWAWI I MAM NIE POCHAMOWANA RZĄDZĘ MORDU -,-
    przepraszam ale nawet nie czytałam seksow chansoo bo shipperskie chanbaekowe serce i tak dużo wycierpialo ;_;
    why why why
    wgl to jaki koniec? O czym ty wgl mówisz? nawet nie planuj xd
    wgl to mam nadzieję tak bardzo bardzo mam nadzieję że nie będę musiała cierpieć przez oczekiwanie na nowy rozdział aż do soboty, proszę ;_;
    still kc bo to ff jest super <3
    tylko ten chansoo, szczerze to jedyny nie popularny paring którego nie mogę znieść ;_;
    weny~~
    / Nika

    OdpowiedzUsuń