Był
piątkowy poranek, a Chanyeol już zdążył pozbyć się negatywnych myśli, które
nawiedziły go poprzedniego popołudnia. Miał za to wyrzuty sumienia, że
nakrzyczał na Baekhyuna, dlatego umówił się z nim na kolejny dzień. Chciał mu
to jakoś wynagrodzić. Sam nie spodziewał się po sobie podobnej reakcji, więc
dopiero po wszystkim dotarło do niego, jak podle i chamsko się zachował. Pół
nocy nie spał, męczony przez ciężkie uczucia, jakie dotykały go prosto w serce.
Bał się ich i ich nie rozumiał. Albo nie chciał zrozumieć.
Słońce
przebijające się przez szare firanki dało mu nadzieję, że nie będzie tak
beznadziejne, jak mogło się wydawać. Jego walka jeszcze się nie rozpoczęła,
więc nie było o co się wściekać. Mógł bez przeszkód odzyskać największych
inwestorów, jeśli tylko odpowiednio wszystko przygotuje i przedstawi im nowe,
lepsze warunki. Nic straconego. Trochę pracy, kilka spotkań, pięknych uśmiechów
i wszystko wróci do normy. Oh Investors nie było firmą nie do pokonania.
Z
firmowym uśmiechem na twarzy wkroczył do wielkiego szklanego biurowca, witając
wszystkie pracownice i pracowników, jakby zupełnie nic się nie stało. Bo przecież się nie stało, powiedział do
siebie w myślach, kierując się do swojego biura. Powitał Naeun żartobliwym
mrugnięciem, na co dziewczyna lekko się zarumieniła. Od razu poprosił o kawę i
o to, by mu nie przeszkadzano, gdyż ma na głowie mnóstwo pracy. Wszyscy
jednogłośnie orzekli, że powrócił stanowczy i opanowany Park Chanyeol – szef,
którego znali. Zupełnie jakby w nocy ktoś zdjął z niego tragiczną klątwę.
W
pocie czoła biznesman porządkował sterty dokumentów, które zalegały na jego
biurku, w szufladach oraz tam, gdzie wcale nie powinno ich być. Podpisał
wszystkie konieczne umowy, dokładnie je przeczytawszy, ułożył w odpowiedniej
kolejności pomieszane papiery. W międzyczasie odszukał stare umowy, które
zawarł z utraconymi inwestorami. Kilkukrotnie przeskanował je wzrokiem,
zastanawiając się, jakim sposobem mógłby ponownie zwrócić na siebie ich uwagę.
Nim
się zorientował, była już pora lunchu. Jako iż dopisywał mu wspaniały humor,
nie miał potrzeby opuszczania ukochanego miejsca. Postanowił zjeść w miejscowym
bufecie. Może nie było tam zbyt wiele rzeczy, które naprawdę mu smakowały, ale
herbata była iście wyborna. Tak więc całą przerwę spędził, czytając artykuły w
Internecie, sprawdzając różne statystyki, a przy okazji rozkoszując się
cudownym smakiem i aromatem zamówionego napoju. Nie omieszkał zamienić paru
słów ze współpracownikami.
Wróciwszy
do biura, zatopił się w swoim wygodnym skórzanym fotelu i powrócił do
przeglądania dokumentów. Postanowił pozbyć się tych, które od dawna były już
nieważne, a te istotne wyłożyć na wierzch. Posprawdzał segregatory, czy aby na
pewno nic nie umknęło jego uwadze. Kilka godzin później wstał, rozprostowując kości.
Podszedł do okna i oparł się o parapet, przyglądając się panoramie Seulu.
Chylące
się ku zachodowi słońce przepięknie oświetlało pogrążone w hałasie i
zapracowaniu miasto. Od okien wysokich budynków odbijało się pomarańczowożółte
światło ozdabiające świat rześką poświatą. Park pokiwał głową, stwierdzając, że
to był zdecydowanie dobry dzień. Był pewien, że następny będzie jeszcze lepszy
i już nic nie oddzieli od jego osoby harmonii, którą roztaczał.
Nagłe
pukanie do drzwi wyrwało go z chwilowego zamyślenia.
–
Proszę wejść – odparł ciepło, zapraszając do środka tego, kto stał po drugiej
stronie.
–
Proszę pana, ma pan gościa – cicho, trochę nieśmiało zaanonsowała Naeun. Nim
jednak czarnowłosy zdążył spytać, o kogo chodzi, dziewczyny już nie było.
–
Dzień dobry, panie Park – w zamian odezwał się ciepły, głęboki i aksamitny
głos. Głos, którego nie sposób zapomnieć. W istocie Chanyeol wciąż doskonale go pamiętał.
–
Do Kyungsoo?! – Odwrócił się prędko. Ogromne zdziwienie malowało się na jego
twarzy, kiedy rozpoznał osobę stojącą kilka metrów od biurka.
Ominął
mebel, zupełnie jakby go tam nie było. Przed nim stał niewysoki mężczyzna –
bardziej wyglądał na chłopca, a jednak nim nie był – o kruczoczarnych schludnie
uczesanych włosach, dużych oczach i pełnych wargach, które kształtem
przypominały serce, jako że się uśmiechał. Czarne spodnie i szary, wełniany
sweter podpowiedziały Chanyeolowi, że ten człowiek wcale się nie zmienił. Dałby
uciąć sobie rękę, że nadal jest niezwykle miły, spokojny i czasem nazbyt
ciekawski, ale za to lojalny.
–
Co ty tu robisz? – zapytał dociekliwie, a kiedy spostrzegł stojące za niższym
walizki, podrapał się po karku. – Jak się tu znalazłeś?
Cichy
śmiech wyrwał się z ust Kyungsoo, gdy tak obserwował niecodzienne zachowanie
biznesmana. – Przyjechałem prosto z lotniska i postanowiłem tutaj zajrzeć –
odrzekł bez owijania w bawełnę i wzbogacania historii o zbędne ozdobniki.
–
Skąd wiedziałeś, że tu będę? Jak wyjeżdżałeś, byłem jeszcze na studiach. –
Chanyeol nadal nie dowierzał własnym oczom.
–
To było oczywiste, że odziedziczysz firmę po rodzicach – żachnął się niższy,
krzyżując ręce na piersi. – A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie… Cóż,
skończyłem studia, trochę popracowałem i uznałem, że amerykańskie życie nie
jest dla mnie – dodał szybko.
Chanyeol
nie ukrywał, iż ucieszył się z nagłego powrotu Do. Jeszcze parę chwil patrzył
na niego, dokładnie rejestrując każdy szczegół. Jego wygląd niewiele się
zmienił. Może tylko trochę urósł i z licealisty wyrósł na dorosłego mężczyznę.
Park po raz kolejny rzucił okiem na bagaże przy boku przybysza i zmarszczył
brwi. Skoro tamten dopiero przyleciał, pewnie jeszcze nie zdążył się nigdzie
zameldować.
–
Wracasz do domu czy zatrzymasz się w hotelu? – spytał nagle biznesman, wracając
do swojego biurka, by uprzątnąć pozostałości po wcześniejszej pracy.
–
Właściwie moja rodzina nie wie, że wróciłem. – Chanyeol nagle podniósł głowę
znad dokumentów, badawczo przyglądając się Kyungsoo. – Myślałem, żeby spędzić
noc w hotelu, ale nie mam pojęcia, w którym. Tak dawno nie byłem w Korei, że
chyba o wszystkim zapomniałem – odpowiedział niższy, a potem zaśmiał się
nerwowo .
Na
moment zapadła niezręczna cisza. Park bił się z własnymi myślami, podczas gdy
wpadały mu do głowy najróżniejsze pomysły. Nie zwrócił uwagi, kiedy udało mu
się zapomnieć o tym, co już zaplanował. Wszystko to zniknęło jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Zerknął na sterty papierów, lecz zaraz zaczął je
układać na właściwych dla nich miejscach na szklanym regale, nadal
zastanawiając się, czy to, co przed sekundą wymyślił, jest dobrym rozwiązaniem.
Ostatecznie kiwając do siebie, stwierdził, że to najlepsze wyjście.
–
Możesz przenocować u mnie – rzucił bezceremonialnie, co bardzo zaskoczyło Do. –
A wcześniej może dasz się zabrać na kolację, hm? – spytał z figlarnym
uśmieszkiem na ustach.
–
Jeżeli to nie stanowi dla ciebie problemu, to w porządku – powiedział Kyungsoo
uprzejmym tonem i lekko przygryzł wargę.
Ponieważ
Chanyeol skończył już wszystko, co tego dnia miał do zrobienia, od razu
opuścili misternie urządzone biuro. Nie rozmawiali zbyt wiele, ale nie
przeszkadzało im to. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, w końcu nie
spotkali się po raz pierwszy, ani drugi. Mimo to było im nieco dziwnie odzywać
się do siebie półsłówkami i strzępkami zdań.
Na
parkingu wyższy umieścił walizkę Do na tylnym siedzeniu, a jemu samemu polecił,
by wsiadł i zapiął pas. Westchnął, zatrzasnąwszy drzwi, i spojrzał na
popołudniowe niebo. Cała ta sytuacja wydawała mu się nieprawdopodobna. Ktoś,
kogo stracił kilka lat temu, z powrotem zawitał w jego życiu, które powoli
zaczynało robić się jednym wielkim rozgardiaszem. Zajął miejsce kierowcy i czym
prędzej odjechał.
–
Gdzie chcesz zjeść? – zapytał, zatrzymując się na czerwonym świetle. Spojrzał
na delikatną twarz towarzysza, co automatycznie wywołało u niego uśmiech. Tęsknił za nim.
–
Uhm. – Młodszy wyjrzał przez okno, unikając wzrokowego kontaktu, i zaczął
zastanawiać się, na co miał ochotę. W Ameryce trochę brakowało mu koreańskiej
kuchni i domowego jedzenia, dlatego na myśl nasunęło mu się tylko jedno
miejsce. – Czy istnieje jeszcze ta knajpka, do której zawsze chodziliśmy?
–
Wydaje mi się, że tak – odpowiedział Chanyeol, ruszając w dalszą drogę.
Niedługo potem skręcił w prawo, a później znów w prawo. – Pamiętam, że lubiłeś
hamburgery z kimchi. Ja ich nie lubiłem, ale kilka razy mnie namówiłeś i potem
obaj to braliśmy. – Zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
Reszta
drogi minęła im w towarzystwie spokojnej muzyki z radia. Wiadomości czy też
podawane historie były dość interesujące, co przejawiało się tym, że obaj
mężczyźni w tym samym momencie wzdychali, wydawali z siebie ciche okrzyki
podziwu. Jakby ich myśli łączyła jakaś niewidzialna nić. Już na początku
znajomości świetnie się dogadywali i widać, że spora przerwa nie zrobiła żadnej
różnicy. Było to poniekąd wyjątkowe, nie każdego spotyka coś takiego.
Po
pół godzinie jazdy, skręcania w mniejsze bądź większe ulice dotarli do
zamierzonego celu. Mały bar z zielono-czerwonym neonem nad wejściem aż
uśmiechał się do nich, zapraszając do środka. Home Sweet Home już od progu pachniało jak prawdziwy dom. Wystrój
przypominający wiejską okolicę z miejsca przywoływał wspomnienia z dzieciństwa,
a roznoszące się dookoła smakowite aromaty pobudzały wszystkie zmysły. Chciało
się tam spędzać czas, jedząc znane potrawy w całkiem nowym wydaniu.
Gdy
rozejrzeli się po pomieszczeniu oraz wybrali najbardziej dogodne miejsce do
rozmowy, zasiedli przy stoliku. Niemal natychmiast złożyli zamówienie na dwa
hamburgery z kimchi i coca-colę. Chcieli choć na moment cofnąć się do czasu,
kiedy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Kyungsoo dokładnie przyjrzał się
wszystkim wiszącym dekoracjom i uśmiechnął się do siebie. Potem spojrzał na
Chanyeola, a jego uśmiech tylko się poszerzył.
–
Nic się nie zmieniło – oznajmił, kładąc ręce na stole. – Tylko my się trochę
postarzeliśmy.
–
Masz rację – odrzekł Park wesoło. – A teraz opowiadaj wszystko. Jak było w
Stanach? Co tam robiłeś? No, wszystko. Długo nie rozmawialiśmy.
Do
zaśmiał się na nagłą ciekawość towarzysza. Nie myślał, że coś takiego nastąpi,
jednak była to miła odmiana. Normalne było, że czarnowłosy chciał znać
szczegóły jego wyjazdu na studia. Od tamtej pory nie wymienili się ani jednym
listem, mailem ani telefonem. Zwyczajnie urwali kontakt, bo uznali, że tak
będzie lepiej.
–
Za długo. – Niższy zerknął na swoje
dłonie, zbierając myśli. – Nie mam pojęcia od czego zacząć. Tego jest tak
wiele. Huh, może… może zacznę od tego, jak tam przyleciałem. – Rzucił
biznesmanowi pytające spojrzenie, na co tamten odpowiedział skinieniem głowy. –
Czułem się obco i dziwnie, ale to chyba naturalne. Oczywiście jakoś dogadywałem
się z ludźmi dookoła, choć z początku było ciężko. Zdarzało mi się mówić do
ludzi po koreańsku, a wtedy oni gapili się na mnie jak na idiotę. Później było
już tylko łatwiej. Poszedłem do szkoły znalazłem kilku przyjaciół i jakoś się
żyło.
–
Imprezowałeś? – spytał przekornie starszy.
–
Czasami – odparł Kyungsoo, śmiejąc się zupełnie szczerze. – Kilka razy mnie
poniosło i byłem nieprzytomny na drugi dzień, jednak nigdy nie straciłem swojej
„klasy”. Praktyki w szpitalu też były świetne. Wiesz, jak wiele nauczyłem się
od tych chorych ludzi. Prawie każdy z nich walczył o to, by znowu wyzdrowieć.
Niektórym się udało, innym niestety nie, ale to nie było już moją winą.
–
Właśnie! Jakim w końcu lekarzem zdecydowałeś się zostać?
–
Kardiologiem – powiedział młodszy. W tym samym czasie ich posiłek dotarł do
stolika. Grzecznie podziękowali, rzucając głodne spojrzenia w kierunku
soczystych hamburgerów. – To interesowało mnie najbardziej. Myślałem też o
byciu pediatrą, ale dzieci, ugh. Niby są milutkie i słodziutkie, ale potrafią
być naprawdę upierdliwe.
–
Masz rację. – Park oparł brodę na dłoni. – Ja skończyłem studia i od razu
wylądowałem w biurze. W końcu jestem synem Parków.
Wszyscy oczekują ode mnie gwiazdek z nieba, a w tym samym czasie traktują
mnie, jakbym miał pięć lat. Wyobrażasz to sobie?
–
Trzeba było jechać do Ameryki ze mną – śmiało zasugerował Do, po czym wziął
spory łyk swojej coli. Zachwycał się nią przez kilka sekund. – Może wtedy nie
musiałbym wracać. Miałbym cię obok przez cały czas. Nie tęskniłbym.
–
A tęskniłeś? – Ciekawość biznesmana zaczynała wzmagać się z każdym zdaniem.
Oparł się o stolik, wyczekująco wpatrując się w pogodną twarz.
–
Tak, ale tylko z początku. Później przywykłem.
Mając
już dość ciągłego stawiania Kyungsoo w obliczu nadmiernego zainteresowania,
Park zajął się jedzeniem swojego hamburgera. Poza tym nie chciał, by mu
wystygł. Prawie zapomniał, jak smakował. Nie przychodził do tego miejsca, od
kiedy drugi wyjechał, bo nie miał zamiaru rozdrapywania starych ran. Żył
szczęśliwe, robiąc to co lubił i co chciał. Do leżał gdzieś głęboko w jego
pamięci, tak samo jak wszystkie rzeczy z nim związane.
Co
jakiś czas rzucał przelotne spojrzenia jedzącemu młodemu lekarzowi. Tym, czego
nie zapomniał, były ciepłe uczucia, jakie do niego żywił. Wciąż pamiętał
przyjemne uczucie motyli w brzuchu, gdy spotkali się po raz pierwszy i zaczęli
umawiać. On był w trzeciej klasie liceum, a Kyungsoo trzeciej gimnazjum. Pomimo
różnicy wieku mieli mnóstwo wspólnych tematów. Potrafili też godzinami
wpatrywać się w siebie nawzajem, nie wymieniając ani jednego słowa. Naprawdę
się kochali.
Ich
pierwszy pocałunek to był czysty przypadek. Do w tak uroczy sposób wyraził
swoją wdzięczność za urodzinowy prezent. Życie w kolorowej bańce przepełnionej
tęczą i słońcem trwało, dopóki młodszy nie ukończył liceum, oznajmiając, że wyjeżdża
studiować za granicą. To złamało starszemu serce i na jakiś czas pogrążyło go w
rozpaczy. To właśnie Kris – barman z zapadającym w pamięć uśmiechem – pomógł mu
wydostać się z dołka, w którym znalazł się w trakcie studiów.
Od
tamtego czasu nauczył się oddzielać uczucia od pracy i obowiązków. Każdego dnia
uczył się, jak nie wprowadzać emocji w trudne sytuacje a także jak być
opanowanym, stanowczym i miłym dla innych osób. Zapomniał o Kyungsoo, zakopując
go w najciemniejszych zakamarkach umysłu. Tylko niekiedy dopadały go
melancholijne stany, kiedy zamykał się w swoim mieszkaniu i nie dopuszczał do
siebie nikogo. Później minęło i to.
–
Nad czym tak rozmyślasz? – zagadnął Do, popijając swój napój, z którego uciekł
już gaz.
–
Nad niczym – odpowiedział Park i wytarł ubrudzone sosem usta. – Wypijmy i
jedźmy do mnie. Jestem trochę zmęczony. Miałem dzisiaj mnóstwo pracy.
–
Ach, słyszałem. Twoja sekretarka mówiła. – Młodszy przeciągnął się, ziewając
lekko. On też był zmęczony po podróży. Wypił na raz prawie całą zawartość
butelki i westchnął. – Możemy jechać.
Chanyeol
zaśmiał się tylko. To było do niego podobne. Sam pospiesznie dopił colę, po
czym zapłacił i wyszli z niedużego baru, który mocno kojarzył się z domem. Nie
marnując już czasu, dość szybko pojechali do mieszkania starszego. Mężczyzna
znał potrzebne skróty, co wykorzystał, aby znaleźć się pod swoim blokiem w
mgnieniu oka. Gdy dotarli na miejsce, już prawie zapadł zmrok i wszystkie
gwiazdy połyskiwały na ciemnym niebie.
–Będziemy
musieli gramolić się po schodach z tymi bagażami? – spytał Kyungsoo, jednak nie
uzyskał odpowiedzi.
Niemal
z miejsca Park wysiadł z auta i wziął walizki swojego gościa. Poczekał na
niego, a później obaj ruszyli ku dużym wejściowym drzwiom. Czarnowłosy
prowadził ich bezpośrednio do windy, a Do nie mógł nadziwić się miejscu, w
jakim się znalazł. Czuł się jakoś swojsko i nie było w tym nic dziwnego, nie
był to pierwszy raz, gdy odwiedzał starszego w jego domu. Drugi zaś witał
mijanych w drodze sąsiadów czy znajomych, nie szczędząc obdarowywania ich
życzliwymi gestami.
Po
paru minutach stali pod odpowiednimi drzwiami. Chanyeol nadal miał w dłoniach
ciężkie torby, jako że chciał pokazać się ze swej najlepszej strony.
Uprzejmości nigdy dość. Odetchnął, odstawiając bagaże na ziemię. Przeszukawszy
wszystkie kieszenie, wydobył klucze i pospiesznie otworzył drzwi, zapraszając
swojego gościa do środka. Powitało ich ciepło i spokój, co było dokładnym
odbiciem osobowości Parka.
Kyungsoo
nieśmiało zapalił światło w przedpokoju oraz pozbył się wierzchniego odzienia.
Bez pozwolenia wybrał się na wycieczkę. Najpierw zajrzał do biura i sypialni,
które go nie zainteresowały. Jego uwaga skupiła się na przepięknie urządzonym
salonie. Do gustu przypadły mu wszystkie ozdoby i bibeloty, a także miękka
kanapa i rzecz najbardziej przyciągająca wzrok – biały fortepian. Mimo to
najwyraźniej przebijał się przez wszystko sam właściciel tego miejsca. Każdy
zakamarek skrywał zapach Chanyeola.
–
Możesz spać w moim łóżku, a ja zajmę kanapę – odezwał się starszy, wnosząc
kolorowe walizki. Jego gość patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
–
Nie. To ja będę spał na kanapie. To twój dom, a ja tak jakby się wepchnąłem,
więc będzie sprawiedliwie, jeśli przenocuję tutaj – oświadczył dobitnie Do, po
czym posłał biznesmanowi szeroki uśmiech świadczący o tym, że z nim nie wygra.
– Poza tym cieszę się, że kupiłeś fortepian. Dawniej często o nim wspominałeś.
Bardzo chciałeś mieć właśnie taki. Czekaj, jak to było? Tak biały, że będzie
rozświetlał mój pokój zawsze, jak tylko na niego spojrzę.
–
Yhm. – Chanyeol skinął głową, po czym wyszedł na korytarz. – Łazienka jest po
lewej, jak wyjdziesz! Możesz wykąpać się pierwszy. Potrzebujesz ręcznik albo
coś takiego?
–
Ręcznik i jakiś żel pod prysznic, poproszę – zawołał młodszy, a następnie
zabrał się za szukanie czegoś, w czym mógłby swobodnie spać. Po paru minutach wygrzebał bieliznę i duży
podkoszulek. Pomyślał, że skoro i tak śpi sam, to nikomu nie będzie
przeszkadzał jego strój.
Zupełnie
znikąd pojawił się biznesman, trzymając w dłoniach dwa duże ręczniki oraz koc,
poduszkę i prześcieradło. Zaproponował, że rozściela posłanie, gdy drugi
pójdzie się odświeżyć. Tak też zrobił. Jak tylko niższy zniknął za drzwiami
łazienki, starannie rozłożył prześcieradło na kanapie, a później ułożył
poduszkę i ciepły koc. Miał nadzieję, że to wystarczy. Nie chciał, aby dawny przyjaciel poczuł się w jakikolwiek
sposób zaniedbany. Ostrożnie ustawił jego bagaże obok instrumentu, aby nie
zawadzały i udał się do siebie.
Z
dziwnym uczuciem w sercu Park rozebrał się, a potem wskoczył w piżamę. Nie miał
ochoty brać prysznica, pomimo że wcale nie było późno. Z drugiej strony nie
chciał też przesiadywać z Kyungsoo. Bał się, że znowu coś do niego poczuje, a
przecież ten rozdział swojego życia miał już za sobą. W jego głowie na sekundę
pojawił się Baekhyun. Westchnął, wsuwając się pod kołdrę. Zamknął oczy,
odpędzając od siebie wszystkie myśli. Nim się obejrzał, zasnął pogrążony w
konstelacji przedziwnych odczuć.
෴
Rankiem,
gdy słońce coraz szybciej zbliżało się do zenitalnego położenia, Kyungsoo
leniwie otworzył oczy, przetarł je, a potem ziewnął przeciągle, rozciągając się
na kanapie jak młody kociak. Mocniej otulił się grubym kocem, nasłuchując
dźwięków z otoczenia. Panowała zupełna cisza, więc Chanyeol musiał jeszcze
spać. Przeniósł wzrok na sufit, uśmiechając się do siebie szeroko. Po tak
długim rozstaniu nareszcie wrócił do Seulu, do domu.
Szczęśliwym
trafem był teraz w mieszkaniu swojego byłego chłopaka i może ktoś uznałby to za
narzucanie się, ale on tak czy inaczej wprosiłby się tu. Skoro zyskał tę
szansę, nawet się o nią nie starając, był na wygranej pozycji. Tak bardzo
tęsknił za starszym, iż od czasu do czasu zdarzało mu się złościć na siebie
samego, że wyjechał, zostawiając go samego. Brakowało mu jego ciepłych ramion,
słodkich ust, długich rozmów prowadzonych nocą i tego wszystkiego, co razem
zbudowali.
Jeśli
słuch go nie mylił, Park nie miał w obecnej chwili nikogo. Uciekając się do
małego podstępu, chciał go znowu odzyskać. Powoli wysunął się spod okrycia i
zadrżał, kiedy jego szczupłe nogi owiało chłodne powietrze mieszkania. Nie czuł
skrępowania, stojąc w samej bieliźnie i trochę przydługiej koszulce, która,
nawiasem mówiąc, należała do Chanyeola. Podszedł do fortepianu i przesunął
palcami po klawiszach. Nacisnął kilka z nich, a potem zwrócił się do wyjścia.
Na
korytarzu nadal nie było słychać nikogo, więc zbliżył się do drzwi sypialni
biznesmana. Były lekko uchylone, dlatego zajrzał przez wąską szparę. Dostrzegłszy
śpiącą postać, odetchnął, a następnie na palcach wszedł do środka. Przysiadł na
brzegu łóżka, wpatrując się w pogrążoną we śnie twarz olbrzyma. Jego twarde,
męskie rysy świadczące o stanowczości i promieniującej pewności siebie
zniknęły. Były zastąpione przez uroczą, nieco dziecięcą twarz, na którą nie
sposób nie patrzeć.
Do
delikatnie przesunął palcami po miękkim policzku, gdzie tańczyły żywe
promienie, malując niemalże anielską poświatę. Doskonale wiedział, jak
mężczyzna lubił być budzony, stąd też nachylił się oraz subtelnie, z pewną
nieśmiałością musnął jego wargi. Zaspane powieki natychmiast uchyliły się, a
Park jęknął zszokowany. Przełknął głośno ślinę, mając niedoparte wrażenie, że
nadal śni.
–
Dzień dobry, Chanyeol – powiedział młodszy, a kąciki jego ust nieznacznie
uniosły się ku górze.
–
Dz-dzień dobry. Co ty… Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał z miejsca, podnosząc się
na łokciach. Nieobecnym wzrokiem wyjrzał za okno, starając się zorientować,
która jest godzina.
–
Przecież to lubisz. Znaczy, lubiłeś. Nie podobało ci się? – Kyungsoo wydął
dolną wargę i niewinnie zamrugał oczami.
–
Nie, nie, nie mam nic przeciwko. Trochę mnie zaskoczyłeś. – Park odetchnął,
przeczesując palcami włosy. A zatem to
nie sen. – Co ty robisz?! – wypalił, gdy Do zaczął gramolić mu się pod
kołdrę.
–
Przyszedłem do ciebie, bo tam jest zimno. Nawet pod tym kocem – nagiął nieco
fakty i z miejsca zadrżał.
Chanyeol
skłamałby, gdyby powiedział, że nie był zmieszany. Mimo to niepewnie otoczył
niższego ramieniem, pozwalając mu wtulić się w swoją klatkę piersiową. Oparł
nos o jego czoło, wdychając słodki aromat szamponu, który mu pożyczył.
Westchnął głęboko, przymykając oczy. Nie potrafił się bronić i musiał przyznać
przed samym sobą, że tęsknił i to bardzo. Miło było mieć przy sobie osobę, z
którą spędziło się w związku kilka lat.
Otworzywszy
oczy, był speszony, że ich spojrzenia skrzyżowały się. Niewielka dłoń Kyungsoo
znalazła swoje miejsce na odzianym torsie wyższego. Zachęcająco i niby
przypadkiem przesunął językiem po suchych wargach. Ten gest zdecydowanie zbyt
intensywnie zadziałał na Parka. Momentalnie przysunął się bliżej. Czuł na nosie
i policzkach oddech drugiego i nie potrafił się już bronić. Zaciskając powieki,
złączył ich wargi w długo wyczekiwanym pocałunku, który przepełniony był
nostalgicznym uczuciem.
Mnąc
w palcach koszulkę starszego, Do przyciągnął go bliżej siebie. Nieznacznie
uśmiechnął się przez pocałunek i pogłębił go, całkiem zwinnie wsuwając język do
ust Chanyeola. Nie ukrywał, że cieszył się ze swojego małego zwycięstwa. Jego
ręce szybko znalazły się na karku drugiego, kiedy poczuł duże dłonie na swoich
wąskich biodrach. Co jak co, ale jego sylwetka wciąż była taka sama jak
wcześniej, a miał świadomość, że takie jak jego najbardziej pociągały
biznesmana.
–
Czy ty masz na sobie moją koszulkę? – wysapał Park, gdy się od siebie oderwali.
Zdławiony
chichot wyrwał się z gardła młodszego. – Ukradłem ci ją, jak byłem u ciebie
ostatni raz. Chciałem mieć przy sobie coś, co będzie z tobą związane.
Kręcąc
z niedowierzaniem głową, czarnowłosy przechylił głowę, aby złożyć kilka
motylich pocałunków na szyi niższego. –
Jesteś niemożliwy – wymruczał pomiędzy kolejnymi muśnięciami. Raz po raz
drażniąc wystające kości biodrowe, rozkoszował się westchnięciami wymykającymi
się z ust Kyungsoo. W pewnej chwili ostrożnie polizał płatek jego ucha, a
tamten tylko przymknął oczy, jeszcze mocniej przylegając do jego ciała.
Oddech
mniejszego był znacznie przyspieszony, zaś puls szumiał mu w uszach.
Zamroczonym wzrokiem spojrzał na starszego i ponownie złączył ich wargi. Tym
razem był to gwałtowny, niemal agresywny gest, świadczący o tym, jak wiele
czasu minęło od poprzedniego razu. Zupełnie jakby to było wszystkim czego w
tamtym momencie potrzebował. Nie myślał o niczym. Chanyeol był teraz najważniejszy.
Park
odruchowo wsunął ręce pod cienką koszulkę, a później pospiesznie ją zdjął.
Zanurzając się pod kołdrą, począł całować wrażliwą klatkę piersiową Kyungsoo,
która falowała niebezpiecznie szybko. Jego język kreślił bliżej nieokreślone
wzory, co sprawiało ogromną rozkosz młodszemu. Kiedy wreszcie wziął do ust
jeden z jego sutków, a drugi ścisnął słabo, spomiędzy warg Do wydobył się
dźwięczny jęk. Niespokojnie poruszył nogami, zachęcając do dalszego działania.
Niby
odruchowo wyższy otarł swoim kroczem o krocze Kyungsoo, co było tylko jak
dolanie oliwy do ognia. Chłopak złapał go za włosy i pociągnął dość mocno. Cała
ta scena wyglądała dokładnie tak, jak powinno wyglądać spotkanie kochanków po
latach. Wyjątek był tylko taki, że Chanyeol poniekąd kogoś miał. Kogoś, o kim
teraz zapomniał, jednak był zbyt pochłonięty obecną sytuacją, by oprzytomnieć.
–
Chan... yeol! Nie każ mi dłużej czekać. Błagam pospiesz się – wykrztusił
niższy, mimowolnie unosząc biodra ku górze.
–
Ale ty jesteś niespokojny. Nic się nie zmieniłeś. – Brunet zaśmiał się,
odkrywając kołdrę.
Szybko
pozbył się swojej koszulki i spodni, które służyły mu za piżamę. Z bielizną
także nie zwlekał i wkrótce dwie pary bokserek zaśmiecały podłogę. Biznesman
sięgnął do szafki przy łóżku, wydobywając z niej potrzebny żel. Na powrót
znikając pod kołdrą, przesunął dłonią po wewnętrznej stronie uda młodszego.
–
Miałeś kogoś w Stanach? – zapytał niespodziewanie, subtelnie szczypiąc skórę
Kyungsoo.
Na
moment zapadła cisza.
–
Czy to ważne? Ważne jest to, że nie zapomniałem o tobie ani na moment. – Tak
szybko jak padła ta odpowiedź, tak szybko dwa nawilżone palce Parka znalazły
się w ciasnym wejściu drugiego.
Ostry,
głośny jęk Do wypełnił pomieszczenie, kiedy jego ciało napięło się pod wpływem
znajomego acz zapomnianego uczucia. Chwilę uspokajał rozszalały oddech, aż w
końcu skinął głową, pozwalając Chanyeolowi na dalsze ruchy. Z początku czuł
lekki dyskomfort, gdyż już dość dawno z nikim nie był. To nie tak, że w Ameryce
był singlem i zachowywał się jak cnotka. Nie był puszczalski, ale czasami
pozwalał sobie na krótkie, niezobowiązujące związki. Nie sądził, żeby Park był
święty i zapewne też pozwalał sobie na coś podobnego. W głębi duszy jednak
wierzył, że znów będą razem.
Po
odpowiednim przygotowaniu, czarnowłosy wysunął palce i wytarł je. Uśmiechnął
się znacząco do Kyungsoo, dość solidnie nawilżając swojego członka. Nie chciał
sprawić mu niepotrzebnego bólu. Ostrożnie wszedł w niego, z każdą chwilą
wsuwając się coraz głębiej, aż jego męskość cała znalazła się we wnętrzu
mniejszego. Z ust tego drugiego dało się słyszeć stęknięcia i sapnięcia. Jego
głowa coraz mocniej wciskała się w poduszkę, jakby nie mógł znieść potęgującej
się rozkoszy, której dostarczał mu ten akt.
–
Poczekaj chwilę – wymamrotał młodszy, ujmując twarz Chanyeola w dłonie.
Kilka
długich sekund patrzył mu w oczy, dysząc cicho. Jego uśmiech poszerzał się z
sekundy na sekundę. Jego radość była nieopisana. Nadal nie wierzył, że ponownie
jest u boku kogoś, na kim kiedyś tak bardzo mu zależało. Przymknął powieki i mocno ucałował nabrzmiałe
wargi biznesmana, a wtedy tamten wykonał pierwszy ruch biodrami.
Oddając
się czystej przyjemności przeplatanej z wybuchową mieszanką uczuć, Do odchylił
do tyłu głowę, pozwalając starszemu całować swoją szyję. Niemalże czuł
pojawiające się malinki, dlatego był pewien, że wszystko wraca do normy i
będzie tak jak było dawniej. Tylko on i Chanyeol. Jęczał coraz głośniej, jako
że Park raz po raz trafiał w jego prostatę. Oplótł go nogami w pasie,
przyciągając jeszcze bliżej siebie. Ciągle było mu mało.
෴
Sobotni
poranek był dla Baekhyuna pełen pracy. Chciał wyglądać jak najlepiej, mimo że
poprzedniego dnia zdarzyło mu się jeszcze kilkakrotnie płakać z powodu Parka.
Miał do niego słabość i nie mógł temu zaprzeczyć. Wstał wcześniej, by
delikatnym makijażem ukryć cienie pod oczami, a także pomyśleć nad tym, co
mógłby mu powiedzieć. Był urażony, dlatego nie chciał puścić płazem ostatniego wybryku mężczyzny. Skrycie oczekiwał
przeprosin.
Było
dość słonecznie, kiedy jednak chłopak otworzył okno, mocny wiatr wpadł do
mieszkania, wywołując u niego dreszcze. Mimo wszystko chciał ożywić dom, by być
w pozytywnym nastroju. Lekki chłód dodawał mu również trochę energii, dlatego
nie narzekał, a słodki uśmiech zdobił jego usta. Musiał również przygotować
śniadanie dla siebie i Jongina, za co zabrał się niedługo po przebudzeniu.
Kiedy
na stole stała duża patelnia wypełniona bekonem i jajkami, Byun wparował do
pokoju przyjaciela. Z rozmachem rzucił się na jego łóżku, a słysząc nerwowy
jęk, zaśmiał się perliście. Może i miał w sobie trochę z dziecka, ale właśnie
to dawało mu nadzieję, że już nic się nie zepsuje. Natychmiast wstał, ściągając
z Kim kołdrę.
–
Nie śpij, bo spóźnisz się do pracy, a wtedy będziemy mieszkać pod mostem.
Chcesz tego? – oświadczył Baekhyun surowym i stanowczym tonem, na co starszy niemal
biegiem udał się do kuchni.
W
spokoju zasiedli przy stole, ciesząc się ciepłym posiłkiem i pyszną herbatą.
Jasnowłosy napomknął coś o pogodzie, na co Jongin nakazał mu ubrać się ciepło,
niezależnie od tego, jak mocno świeciło słońce. Sam zaś zaczął narzekać na
korki i mnóstwo klientów, chociaż przecież na wożeniu ich polegała jego praca.
–
Poradzisz sobie. Jak zawsze – zapewnił student, napychając swoje usta kolejną
porcją jajek.
–
Dzięki za wsparcie. Uważaj na siebie przy Chanyeolu. Teraz już wiesz, że
czasami mu odbija, prawda? – powiedział, unosząc brwi lekko do góry.
–
To był tylko jeden raz – obruszył się Byun, przestając przeżuwać. Jego policzki
były nadęte niczym u chomika, co rozbawiło Kim. – Yah, nie śmiej się ze mnie! –
chłopak podniósł głos, a później przełknął, aby móc dokończyć początkową myśl.
– Jeden raz nic nie znaczy. Może był wyjątkowo zły. Każdemu może się zdarzyć.
–
Gdybym to ja na ciebie nakrzyczał, pewnie byś mnie stąd wypieprzył. Mam rację?
–
To zależy.
–
Od czego? – Jongin odłożył widelec na stół.
–
Od tego czy miałbyś przy sobie wypłatę czy nie. Jeśli nie, to po kilku dniach
sam mieszkałbym na ulicy.
Starszy
chłopak wybuchnął gromkim śmiechem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie
powiedział jego przyjaciel. Znając go, pewnie wcale by tego nie zrobił, ale
jego mina była dość poważna, co mogło sugerować, że mimo wszystko zachowałby
się w taki sposób. Kiedy w końcu powstrzymał swoją głupawkę, pomógł Baekhyunowi
posprzątać po śniadaniu, a także obiecał, że pozmywa naczynia. Kazał mu się
ubierać, żeby nie spóźnił się do Parka, na co tamten tylko pokiwał głową i
popędził do pokoju, aby się wyszykować.
Niedługo
później Byun wyszedł z mieszkania uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby cieszyło
go samo to, że wstał z łóżka. Nie dzwonił już do Chanyeola. Chciał zrobić mu
poranną niespodziankę. Miał w planach wspólne gotowanie obiadu, może wyjście na
jakiś spacer, a później miły wieczór. Nie liczył na nic więcej, choć możliwe,
że to właśnie takie przeprosiny byłby według starszego najbardziej odpowiednie.
Idąc
nieco mniej niż zwykle zatłoczonymi ulicami, mijał mnóstwo zakochanych par oraz
rodzin z dziećmi. Mnóstwo osób odwiedziło park i radowało się kwitnącymi
kwiatami, drzewami. Mniejsze dzieci bawiły się na placu zabaw, a starsze
skakały na skakankach lub jeździły na rowerach. Odetchnął ciężko, licząc na to,
że on dzisiaj również będzie świetnie bawił się z Parkiem.
Dotarł
do jego mieszkania niedługo przed południem. Zapukał do drzwi, ale zaraz też
nacisnął na klamkę i okazało się, że było otwarte. W biegu zdjął buty i ruszył
w kierunku sypialni Chanyeola. Trochę stresował się tym, co będzie, jeśli
mężczyzna jeszcze śpi, ale w mig odpędził te myśli. Z impetem otworzył drzwi, a
to co zobaczył i usłyszał przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Zatkał
usta dłonią, patrząc, jak Park pieprzy jakiegoś innego chłopaka, któremu
najwyraźniej sprawia to ogromną przyjemność. Kiedy tamci obaj go spostrzegli,
obydwóm zabrakło słów. Baekhyun odwrócił się i wyszedł na korytarz,
powstrzymując cisnące się do jego oczu łzy. Zaczął zakładać buty i zacisnął
powieki, chcąc zamazać obraz, który zobaczył kilka sekund temu.
Zszokowany
biznesman niemal od razu wyskoczył z łóżka i ubrał leżące na podłodze spodnie,
zostawiając Kyungsoo samemu sobie. Zupełnie wyleciało mu z głowy, że tego dnia
miał go odwiedzić Byun. Zacisnął usta, zmierzając w jego kierunku. Dotarło do
niego, że zachował się nieodpowiednio i niesprawiedliwie.
–
Baekhyun, zaczekaj. Wszystko ci wytłumaczę – odezwał się, kładąc dłoń na
ramieniu chłopaka.
–
A co tu jest do tłumaczenia?! Wracaj pieprzyć tego… kogoś, bo jeszcze ci
ucieknie! – krzyknął student, wybiegając na klatkę schodową.
–
Baekhyun! – Park wyszedł za młodszym, usilnie chcąc go zatrzymać.
–
Byłem idiotą, że ci zaufałem i że dałem tak się omotać! Już nigdy nie chcę cię
widzieć! – Wrzaski jasnowłosego rozchodziły się echem niemalże wszędzie. Kilku
sąsiadów otworzyło drzwi, by przysłuchać się kłótni, które zdarzały się tutaj
dość rzadko i właśnie dlatego były ogromną atrakcją.
A/N: Nastąpił chyba nieoczekiwany przez was zwrot akcji. Wybaczcie, ale naprawdę musiałam to zrobić, bo inaczej byłoby zbyt nudno. Jak również widać, powoli zbliżamy się ku końcowi. Mam jednak nadzieję, że zdążę napisać coś następnego, żebyście o mnie nie zapomnieli i często tu zaglądali!
MOJE SERCE PŁACZE
OdpowiedzUsuńI jak ja mam teraz czekac tydzien na nowy rozdzial? Ja wiedzialam ze jak Do sie pojawil to musialo sie cos wydarzyc. Ale bym skopala tylek Chanyeola i dala mu prawego sierpowego, lewego tez. Ughhhh
OdpowiedzUsuńTego chyba nikt się nie spodziewał TTTT
OdpowiedzUsuńJest mi szkoda Baekhyuna, ale teraz chyba jest już oczywiste, że czuje do Chanyeola coś więcej, w końcu ich umowa była niezobowiązująca i gdyby rzeczywiście tak było, miał by gdzieś, czy jest jego jedynym partnerem, czy jednak nie. Mam nadzieję, że Yeol to wszystko dostrzeże i spróbuje jakoś dotrzeć do Baeka.
Czuję, że czekanie na kolejny rozdział będzie prawdziwą męką :<
MOJE SERCE PLACZE, KRWWAWI I MAM NIE POCHAMOWANA RZĄDZĘ MORDU -,-
OdpowiedzUsuńprzepraszam ale nawet nie czytałam seksow chansoo bo shipperskie chanbaekowe serce i tak dużo wycierpialo ;_;
why why why
wgl to jaki koniec? O czym ty wgl mówisz? nawet nie planuj xd
wgl to mam nadzieję tak bardzo bardzo mam nadzieję że nie będę musiała cierpieć przez oczekiwanie na nowy rozdział aż do soboty, proszę ;_;
still kc bo to ff jest super <3
tylko ten chansoo, szczerze to jedyny nie popularny paring którego nie mogę znieść ;_;
weny~~
/ Nika