sobota, 24 maja 2014

Voodoo doll - Rozdział 12

Tytuł: Voodoo doll
Bohaterowie: Oh Sehun, Lu Han, Zhang Yixing (Lay), Park Chanyeol
Pairing: HunHan, LayHan
Rating: NC-17
Gatunek:AU, angst, smut, chaptered, romans
A/N: Witam! Podsyłam kolejny rozdział Voodoo doll. Do końca zostały już tylko dwa. Trochę smutek. Zapraszam do czytania i komentowania! :3

12. W obliczu śmierci

            -Sehun, kazałem ci przestać! – wrzeszczał Chanyeol odkąd tylko wszedł do domu przyjaciela.
            Szybkim krokiem przemierzył dystans, jaki był pomiędzy nimi i zgrabnym ruchem wypchnął z jego rąk szklankę wypełnioną alkoholem. Naczynie z głuchym hukiem upadło na podłogę i rozbiło się na setki drobnych kryształków, pozostawiając mokrą plamę rozlanego trunku.
            -Ups – mruknął Oh, wzruszając ramionami i przestępując z nogi na nogę. – Rozbiłeś – westchnął i zrobił krok w jego stronę, raniąc stopę rozbitym szkłem. – Musisz posprzątać – odszedł, utykając na rozciętą kończynę.
            Park zacisnął dłonie w pięści i gwałtownie odwrócił się, po czym złapał jasnowłosego za ramię. Przez chwilę zaciskał rękę na chudym ciele, dopóki chłopak nie zaczął drżeć pod wpływem jego krzywdzącego dotyku.
            -To boli – szepnął Sehun, zagryzając wargi i zaciskając powieki.
            -Mnie też boli, kiedy widzę, jakie głupoty wyprawiasz – powiedział olbrzym chłodnym tonem, piorunując tył jego głowy swoim spojrzeniem.
            -Jesteś kretynem, Channie – wymamrotał, przecierając oczy, z których zaczęły płynąć pojedyncze łzy. – Nie zrozumiesz mnie. Nigdy.
            -Obiecałem ci pomóc i to zrobię – odparł i zaczął głaskać go w miejscu, gdzie wcześniej usilnie zaciskał swoją dłoń.
            Młodszy chłopak odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego zapłakanymi oczami. Widniał w nich ogromny strach, który aż wylewał się z pięknych brązowych tęczówek, sprawiając, że każdy człowiek na niego patrzący przeraziłby się. Oh zrobił dwa drobne kroki w stronę czarnowłosego, po czym oparł głowę na jego piersi. Wyglądał jak drewniana marionetka, której uczuciami manipuluje doskonały lalkarz, tak samo jak jego ruchami.
            -Zabierz mnie stąd – szepnął prawie bezgłośnie, oddychając ciężko.
            -Pójdziemy do lekarza. Przebierz się – odrzekł Chanyeol rozkazującym tonem.
            -Nie chcę.
            -Chcesz walczyć o Luhana. Widzę i czuję to – na te słowa Sehun tylko pokiwał głową – więc weź swoją wychudzoną dupę w garść i się ogarnij.
            Chłód bijący od nich obu roznosił się dokoła nich jak lodowa chmura. Zimno uderzające od Parka było delikatne i ulotne, które roztapiało się wraz z poczuciem bezpieczeństwa i zaufania. Mroźna aura drugiego chłopaka otulała go szczelnie z każdej strony, jednocześnie ciągnąc go na dno. Z impetem uderzała w jego serce, przenikając aż do jego kruchej duszy, powoli zabijając jego człowieczeństwo.
            - Po prostu mnie stąd zabierz – wymamrotał młodszy i rozpłakał się.
***      
            Następnego dnia zdesperowany Chanyeol prawie siłą zaciągnął Sehuna do psychologa. Jasnowłosy chłopak próbował się opierać, gryząc i drapiąc swojego przyjaciela, jednak ten się nie poddał. Kiedy byli na miejscu, Oh został skutecznie wepchnięty do gabinetu doktora Kim.
            Przyjazny wygląd lekarza i jego promienny nastrój wzbudził podejrzenia wychudzonego młodzieńca. Nieprzenikliwie otoczony żelaznym chłodem swoich uczuć badał wzrokiem mężczyznę w średnim wieku. Spoglądał na niego zmęczonymi oczami, gdy ten zapisywał w kartotece jego dane.
            Po upływie około dziesięciu długich minut, pan Kim zaczął mówić coś do chłopaka. Chciał z nim porozmawiać. Chciał pomóc mu rozwiązać jego problemy. Jednak Sehun wszystko wpuszczał jednym uchem, a drugim wypuszczał. Milczał. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a dreszcze na całym jego ciele zdradzały strach, który od niedawna wypełniał każdy jego dzień. Spuścił głowę, chcąc ukryć puste łzy i zdławić szloch wstrząsający nawet jego duszą.
            Miły doktor ostrożnie podszedł do jasnowłosego i położył mu dłoń na ramieniu, ale ten od razu zepchnął ją z niewiarygodną – jak na niego – siłą. Patrzył groźnie na mężczyznę i zacisnął dłonie w pięści. W jego gardle ugrzęzła soczysta wiązanka przekleństw, którą spłukały łykane przez niego łzy.
            -Panie Oh, w ten sposób nie będę mógł nic dla pana zrobić – powiedział lekarz, przysuwając stołek naprzeciw chłopaka.
            Jasnowłosy długo stawiał opór, zanim pan Kim dotarł do niego przez grub mur, który wybudował dookoła siebie z niewidzialnej lodowej ściany, Kiedy chłopak wreszcie otworzył swoje wnętrze przed czterdziestoletnim mężczyzną, bez większych zahamować zaczął wylewać z siebie swoje łzy, a z jego ust padały słowa, które do tej pory raniły go od wewnątrz.
            Po kilkugodzinnej szczerej rozmowie lekarz zdiagnozował u Sehuna postępującą depresję, a także wstępny alkoholizm. Gołym okiem zauważył również, że chłopak ma głęboką anemię. Dostał leki, które obiecał wykupić i zażywać codziennie według wskazań oraz porządną poradę, aby z kimś dużo rozmawiać na temat tego, co czuje.
            Chanyeol odebrał całkiem odmienionego przyjaciela z gabinetu doktora Kim. Nie był już ponury i przygnębiony. Mimo zapłakanych oczu i zapuchniętej twarzy na jego ustach zagościł blady uśmiech. Terapeuta nieco zmienił jego tok myślenia. Wpoił mu, że może być lepiej i wszystko jakoś się ułoży. Ponad to wepchnął mu do głowy, że tylko prawdziwa pomoc sprawi, że zapomni o swoich trudnych przejściach i da mu siłę, aby naprawdę przywrócić stary porządek.
***
            Kiedy obaj opuścili aptekę, Oh poprosił olbrzyma o telefon, aby mógł zadzwonić do Luhana. Chanyeol bez zastanowienia pożyczył mu komórkę. Czuł się spełniony. Wiedział, że wypełnił swoją obietnicę i był z tego powodu niesamowicie dumny.
            Niestety mina mu zrzedła, gdy jasnowłosy prawie rzucił jego telefonem o chodnik. W jego oczach znów pojawiło się mnóstwo łez przelanych strachem. Chłopak cały drżał. Nie był w stanie się opanować, więc otworzył usta i zaczął krzyczeć. Park przytulił go do siebie i nie pytając, co się stało, zaczął uspokajać.
            Pół godziny krzyku wymęczyło Sehuna do szpiku kości. Nie miał więcej sił, aby użalać się nad swoim losem. Czarnowłosy wziął go na ręce i zaniósł do samochodu, po czym zawiózł go do domu.
            -Nie odebrał, prawda? – zapytał cicho chłopak, kiedy Oh w miarę przywrócił się do normalnego stanu. Nadal płakał, ale nie krzyczał już jak furiat wypuszczony z ośrodka psychiatrycznego.
            -Nie odebrał – mruknął, spoglądając z szybę. Pogoda tego dnia nie była wcale świetna. Wiało i padało tak jak kilka dni wcześniej, jakby pogoda dokładnie wyczuwała nastrój zbolałego serca Sehuna.
            Dłuższy odpoczynek przyniósł spore korzyści młodszemu chłopakowi. Stał się on nieco żywszy i po zażyciu leków porozmawiał z Chanyeolem. Mówił mu o tym, co czai się w jego sercu, powoli krusząc lód, obtulający go do tej pory tak szczelnie jak sieć pajęcza niewinną ofiarę.
            Spokojny Park był pewien, że może zostawić przyjaciela bez opieki, bo ten będzie umiał sobie poradzić. Wierzył, że właściwie rozpisane dawkowanie leków nie zagubi się i Sehun będzie o nim pamiętał. Dodatkowo naładował jego telefon i obiecał, że będzie dzwonił do niego codziennie, aby upewnić się, czy wszystko w porządku i odwiedzać go tak często, jak tylko będzie mógł.
            W zamian za to jasnowłosy przysiągł dobrze się sprawować i telefonować w razie problemów czy chęci wypłakania mu się i wyżalenia wszystkiego, co leży mu na sercu. Chłopak postanowił więcej nie ukrywać w sobie uczuć, które mogłyby go niszczyć.
***
            Już w ciągu następnych kilku dni wszystkie obietnice zostały złamane. Sehun nie zadzwonił, gdy potrzebował wsparcia. Wolał utopić swoje smutki w alkoholu, zapominając o lekarstwach. Chanyeol natomiast nie dbał o to, czy przyjaciel ma się dobrze. Nie miał czasu, aby odsłuchać kilka głupich sygnałów i przeprowadzić krótką lecz znaczącą rozmowę z przyjacielem. Żadnemu z nich nie przeszkadzała pustka, jaka znów zaistniała między nimi. Nicość i tak wisiała już wcześniej w powietrzu, a nic nie warte przysięgi tylko ją dopełniły.
            Próba kontaktu z Luhanem nie dostarczała Oh spokoju, ale tamten nie dawał żadnego odzewu z niewiadomej przyczyny. Może zgubił telefon? Może nie chciał już dłużej być z Sehunem? A może po prostu nie mógł przeboleć tego, że popełnił błąd i nie potrafił się do tego przyznać?
            Serce młodszego chłopaka było obolałe od ran, jakie bez przerwy zadawało mu życie, a jego ciało było wymęczone i potrzebowało odpoczynku. Jednak jego psychika po wizycie u specjalisty nakazywała mu walczyć o swój nie do końca zepsuty związek.
            Brak jakiegokolwiek sygnału ze strony Xiao powodował, że jasnowłosy działał impulsywnie. Biegał po domu i krzyczał coś bez sensu.  Czasami tłukł jakieś naczynia, ale ostatnim razem czara goryczy się przelała.
            Po kolejnym głuchym telefonie do Luhana, Sehun rzucił komórkę w kąt. Ciężko oddychał, a z jego oczu płynęły kolejne pojedyncze łzy. Powoli zaczął krążyć po domu, rozluźniając i zaciskając na przemian pięści. Pod nosem po cichu rzucał wyzwiskami co do osoby Yixinga, a potem Xiao Lu.
            Na drżących nogach podszedł do stolika z lekarstwami i postanowił nadrobić zaległości w ich zażywaniu. Garść białych tabletek znalazła się na jego kruchej, trzęsącej się dłoni. Kilka z nich wylądowało na podłodze, ale chłopak się tym nie przejął. Następnym przystankiem w jego domu był barek z alkoholem. Chwycił jedną butelkę, która była otwarta i upił mały łyk. Rozkoszował się cudownym gorzkim smakiem trunku. Po chwili wszystkie drażetki ze swojej dłoni wsypał do ust i zalał ulubionym napojem. Wszystko dokładnie połknął.
            Nie upłynęło dużo czasu, a Sehunowi zaczęło kręcić się w głowie. Chwiejnym krokiem odnalazł drogę do łazienki. Podszedł do lustra i spojrzał na swoje nędzne odbicie. Uderzył pięścią w umywalkę, aż szafka pod nią otworzyła się. Spojrzał w dół i ujrzał na półce błyszczącą w jasnym świetle żyletkę. Blado uśmiechnął się do siebie i chwycił ją do ręki. Oparł się o zimne kafelki, po czym płacząc, zsunął się na podłogę.
            W swoich chudych palcach obracał ostry metalowy przedmiot, tłocząc w głowie setki negatywnych myśli. Bez pośpiechu przyłożył narzędzie do żył na swoim lewym nadgarstku i pociągnął kilkakrotnie. Chwile później to samo uczynił na swoim prawym przegubie. Krew spływała po jego rękach, tworząc coraz dłuższe strumyki.
            Z każdą chwilą chłopak widział coraz gorzej. Nie tylko łzy zamazywały mu obraz, ale również omamy spowodowane utratą dużej ilości krwi. Z minuty na minutę majaczył coraz bardziej. Opowiadał różne głupoty i zsuwał się na podłogę do pozycji leżącej.
            Szkarłatna ciecz tworzyła dookoła niego większą kałużę z każdą kolejną kroplą, mieszając się ze spływającymi z jego policzków łzami. Umysł młodego chłopaka powoli przestawał funkcjonować jak powinien. Robiło mu się lżej na duszy i przed oczami widniała mu niezliczona ilość małych, czarnych plamek, aż w końcu całkowicie zalały mu one widok. Kilka chwil później Sehun utracił przytomność.
***
            Chanyeol był takim, który zawsze przybywał w porę. Tak było i w tym wypadku. Zaniepokojony zerwaniem obietnicy i tym, że jego przyjaciel nie odbiera od niego telefonu, pojechał do niego mimo później pory. Bez zastanowienia przeszukał cały dom i odnalazł Oh na podłodze w łazience.
            -Sehun! Sehun! – krzyczał, potrząsając za wątłe ramiona chłopaka.
            Krew otaczała go z każdej strony. Czuł jej zapach, a nawet smak, co przyprawiało go o mdłości. Czym prędzej chwycił za telefon i zadzwonił na pogotowie. Drżącym głosem złożył wezwanie, po czym powrócił do jasnowłosego chłopaka. Dokładnie oglądał jego ciało i zauważył głębokie ślady cięć, które bardzo go zdziwiły. Bowiem nigdy wcześniej Sehun nie robił takich rzeczy. Zdusił w sobie rwący krzyk i potok łez, trzymając przyjaciela za rękę. Cały czas mówił do niego, bo ślepo wierzył, że ten jeszcze się obudzi.
            Gdy karetka przyjechała i sanitariusze zabrali nieprzytomnego chłopaka, Chanyeol chciał pojechać z nimi, jednak mu nie pozwolono. Ledwie ogarnął siebie i swoje roztrzęsione emocje i ruszył za ambulansem do szpitala. Siedział w poczekalni, nerwowo tupiąc nogami i wykręcając swoje palce. Dwie godziny później ordynator podszedł do P

arka i powiedział mu, żeby szedł do domu, gdyż udało się przywrócić młodemu pacjentowi przytomność i jakoś ustabilizować jego stan. Czarnowłosy usłuchał lekarza i opuścił szpital.
***
            Sehun obudził się następnego ranka, jednak nie otwierał oczu. Jego powieki były ociężałe tak jak cała reszta ciała. Nie mógł się ruszyć z nieznanego sobie powodu. Do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach, a w jego uszach co chwilę coś piszczało. Wyostrzył bardziej swoje zmysły i usłyszał również czyjś oddech i wyczuć w powietrzu delikatną woń świeżych malin, która wydała mu się podejrzanie znajoma.
            Zebrał w sobie wszystkie swoje siły i spróbował poruszyć palcem lewej ręki, co po kilku próbach udało mu się. Chwilę później poczuł na swojej dłoni przyjemne ciepło od drugiej osoby. Ktoś coś do niego mówił przyciszonym głosem i nie mógł tego usłyszeć. Za wszelką cenę chciał zobaczyć swojego gościa. Powoli i ociężale uchylił powieki, a biel pomieszczenia silnie uderzyła do jego oczu.
            Po chwili przyzwyczaił się i przesunął swój wzrok na tajemniczą osobę. Był to Luhan. Serce Sehuna z prędkością światła skoczyło mu do gardła, przez co obraz na urządzeniu monitorującym gwałtownie się zmienił. Chłopak zamknął oczy i wziął długi, głęboki wdech. Gdy uznał, że jest na tyle silny, aby odezwać się, zrobił to.
            -Wyjdź stąd natychmiast i zostaw mnie w spokoju – wychrypiał dość słabo, sztyletując chłopaka wzrokiem.
            -A-ale... – wydukał Xiao, a z jego oczu popłynęły łzy, kiedy jasnowłosy wyciągnął rękę z jego delikatnego uścisku.
            -Wyjdź! Nie chcę cię oglądać – wycedził przez zęby i w tym samym czasie lekarz w białym fartuchu wszedł do sali. Zapłakany szatyn odpuścił i spojrzał na starszego mężczyznę z bólem serca. – panie doktorze, czy wszystko z nim w porządku? – zapytał, ukradkiem spoglądając na Sehuna.
            -Jego stan jest teraz stabilny. Przeprowadziliśmy płukanie żołądka i zabandażowaliśmy rany oraz przetoczyliśmy świeżą krew. Nałykał się tabletek antydepresyjnych i zapił je alkoholem. To definitywnie była próba samobójcza – odparł lekarz, po czym wyszedł.
            Łzy wezbrały w oczach Xiao Lu, gdyż nie spodziewał się czegoś takiego po swoim chłopaku. Wrócił do niego i usiadł na skraju jego łózka.
            -Sehunnie –zaczął cichutko, nie patrząc na niego. Nie był na tyle odważny, aby spojrzeć mu w oczy właśnie w tym momencie. – Dlaczego to zrobiłeś? Jaki był powód tego, że chciałeś się zabić?
            Niedoszły samobójca odwrócił głowę i udawał, że go nie słyszy. Nie widziałem sensu życia, w świecie, gdzie nie ma ciebie, pomyślał. Znów zamykał się w swoim świecie. W tej chwili miał do siebie żal za to, że tak desperacko postąpił. Zobaczyć twarz swojej miłości po czymś taki, to było dla niego zbyt wiele.
            Nie mogąc znieść ciszy ze strony Oh, Luhan postanowił opuścić pomieszczenie. Chwiejnym krokiem z drżącym od płaczu ciałem powoli poruszał się w kierunku drzwi. Ostatni raz ze łzami w oczach spojrzał na niego i nacisnął klamkę, po czym wyszedł.
            -Mam nadzieję, że do mnie wrócisz – szepnęli obaj, nie słysząc siebie nawzajem, jednak w ich sercach coś ciepłego rozbudziło się na nowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz