Chanyeol nawet nie poczuł, jak zasnął. Jednak
następnego poranka przebudził się z potwornym uczuciem niepokoju, ogarniającym
całe jego ciało razem z wnętrznościami. Rozchylił powieki i dostrzegł ciekawską
parę oczu wpatrującą się w niego z wyraźnym zainteresowaniem. Oczy te były
również opuchnięte i mocno zaczerwienione, były to ślady tego, że niedawno
toczyły się z nich ogromne ilości łez, zapewne bliskie niezmierzonym oceanom.
– Jesteś bardzo przystojny, kiedy śpisz –
skomentował Baekhyun zachrypniętym od snu i płaczu głosem. Uśmiechnął się
blado. – Przepraszam, że wczoraj postąpiłem tak pochopnie – powiedział cicho,
niemal niedosłyszalnie, spuszczając wzrok w nieznane. – Musiałeś się bardzo
przejąć. Po tych tabletkach miałem lekki odlot, zanim zasnąłem, ale i tak
czułem, że mocno mnie przytulasz. Pewnie nieźle cię przestraszyłem.
Brunet skinął głową i dopiero wtedy
zorientował się, że nadal są w tej samej pozycji, co wieczorem. Może tylko
teraz Byun trochę się odsunął, by móc swobodnie mówić. To jednak nie zniechęciło
Parka. Z całej siły przyciągnął starszego do siebie. Był bardziej pewny siebie,
stanowczy. W końcu coś sobie obiecał tam na dachu, kiedy mroźny wiatr
niewidzialnym pyłem osiadał na jego skórze.
Ostrożnie ułożył sobie głowę jasnowłosego na
piersi, tuląc go do siebie. Pragnął, aby Baekhyun poczuł się przy nim
bezpieczny, by odnalazł w nim oparcie. Wiedział, że będą musieli przeprowadzić
poważną rozmowę. Dotarło do niego także i to, że będzie musiał się zmienić, ale
był gotów na wszystko, byleby tylko malarz nie zrobił już nic, co im obydwu
przyniosłoby szkodę. Niepewnie przeczesał palcami jego włosy, a później otulił
dużą dłonią wątłe ramię.
– Porozmawiajmy, Chanyeol – podjął nagle
starszy.
Leżeli już jakiś czas. Słońce nakreśliło
maleńki łuk, swoimi promieniami dotykając wszystkiego, co znalazło się w ich
zasięgu. Było jeszcze bardzo, bardzo wcześnie. Zbyt wcześnie, aby wstawać. Zbyt
wcześnie, by dawać ponieść się fantazji. Zbyt wcześnie, by konwersować o
istotnych sprawach. A mimo to postanowili to zrobić. Po krótkiej chwili ciszy,
Baekhyun przełknął ślinę tak głośno, aż echo rozniosło się i ukryło w liściach
kwiatów, zapamiętując ten moment na zawsze.
– Nie będę przyjmował leków – zaczął cicho
malarz, zdając sobie sprawę, że stąpa bo nikłej powierzchni złowieszczego lodu.
– Chcę, żebyś wysłuchał mnie do końca. To dla mnie ważne. – Urwał na sekundę,
nabierając w płuca nieskończoną ilość powietrza. – Kiedy wyszedłeś, poczułem,
jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nie było cię chyba dwie godziny. Cały ten czas
przeleżałem na łóżku. Płakałem. Tak. Ale też dużo myślałem o tym, co
powiedziałeś. Co wyznałeś. Nie
spodziewałem się tego.
Niezdarna cisza wkradła się pomiędzy nich,
jednak Baekhyun musiał kolejny raz dokładnie przemyśleć, co chce powiedzieć.
Było mu trudno. Głównie dlatego, że już druga osoba, która była z nim związana,
która czuła do niego coś więcej niż pogardę, płakała z jego powodu. Ciężar
niepewności leżał na jego piersi niczym podły kamień przygniatający biednemu
zwierzęciu ogon. Odetchnął ciężko, gromadząc wszystkie potrzebne słowa w
niewygórowane zdania.
– Dziękuję za to, że byłeś ze mną szczery.
Nie rozumiem, dlaczego czujesz coś takiego do takiej osoby jak ja, ale nie będę
w to wnikał. Okazuje się, że ludzkie uczucia czasem znajdują dom w najmniej spodziewanych
ludziach – mówił powoli, miarkował słowa, jakby bał się, że powie coś nie na
miejscu lub urazi Chanyeola. – Ja sam nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób.
Byłeś kimś, kto robił dla mnie to, czym zwykle zajmował się Kyungsoo, więc
przyjmowałem to za coś naturalnego. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bardzo
się starasz. Wiem teraz, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Dlatego proszę,
żebyś nie wciskał mi tych okropnych tabletek. – Westchnął, chwytając koszulkę
bruneta, chcąc go powstrzymać tym od zabrania głosu. – Kiedy coś będzie nie
tak, wtedy możesz interweniować. Jak zauważysz, że dzieje się ze mną coś
niedobrego, możesz wepchnąć mi te paskudztwa do gardła, a potem zabrać do
lekarza, ale w innym wypadku pozwól mi być sobą.
Bo jestem
normalny.
Bo nie czuję
się chory i nie chcę, by inni tak mnie traktowali.
– Jeszcze jedno.
Baekhyun znów długo się nie odzywał. Ważył
słowa. Zastanawiał się, czy aby na pewno to dobry moment, by wyrazić to, co ma
w sercu. Park dał mu już wiele, mimo iż o to nie prosił. Bardzo go to
zawstydziło, gdy dokładnie przeanalizował ich znajomość od samego początku. Nie
miał do stracenia za wiele. Jedynie kolejną osobę. Jednak był to ktoś, kto miał
wobec niego zupełnie inne zamiary niż ludzie, których spotkał przez całe swoje
życie. Malarz usiadł wyprostowany, czarnowłosy wkrótce postąpił tak samo.
Patrzyli sobie prosto w oczy, gdy Byun wreszcie zdecydował się przemówić.
– Chcę, żebyś był moim płótnem, Chanyeol.
Płótnem, na którym namaluję wszystkie te uczucia, które kiedyś zamazałem. Chcę
nauczyć się ich od nowa. Chcę, żebyś mi w tym pomógł, żebym później mógł bez
wahania powiedzieć, że choć raz w życiu trafiłem na człowieka, dla którego
byłem czymś więcej niż tylko tym, co można łatwo wykorzystać.
Właśnie to sprawiło, że Chanyeol zaniemówił.
Dobrze wiedział, ile trudu kosztowało Baekhyuna, by przekazać najskrytsze
odczucia. Uśmiechnął się czule, nieśmiało chwytając drobną dłoń w swoje duże i
ciepłe. Podniósł ją do ust i ucałował, jak gdyby zawierał przysięgę. Później przytulił
ją do swego policzka, bez przerwy zatapiając się w tajemniczym spojrzeniu
jasnowłosego. Pragnął, by tak było już zawsze.
– Z przyjemnością spełnię twoją prośbę,
Baekhyun – odrzekł po długiej chwili zastanowienia, choć odpowiedź znał, zanim
malarz wypowiedział życzenie.
By każdy
dzień był jak dziś. A dzisiaj przecież jest wigilia.
◄►
Trzy miesiące później życie Baekhyuna nie
różniło się wiele od tego, które wiódł przez poznaniem Parka. Były jednak małe
wyjątki. Mieszkał z Chanyeolem, który każdego dnia witał go najszerszym
uśmiechem na świecie, przygotowywał pyszne śniadania i nie narzekał, gdy Byun
zapomniał wykonać domowych obowiązków, którymi się podzielili. Na dobre rozstał
się z nocnymi wypadami do klubów i zdecydował się więcej wychodzić za dnia. Polubił
spacery, a że wiosna zaczynała budzić się ze wszystkich sił, wstyd było
siedzieć na tyłku i gapić się w telewizor.
Przestał też przejmować się chorobą. Owszem,
brunet ciągle miał na niego oko, ale nic nie wspominał na temat lekarstw,
lekarzy i szpitala. Wiedział, gdy powinna zapalić mu się czerwona lampka. Od
czasu do czasu Byun odwiedzał swoje stare mieszkanie, aby namalować jakiś
obraz. Nie pamiętał, ile ich stworzył, ale wszystkie odstawiał na bok i nie
zwracał na nie więcej uwagi. Zaczął też bardziej troszczyć się o swoją kotkę.
Zdał sobie sprawę, że w czasie szalonego miesiąca po napadzie choroby zaniedbał
zwierzę, dlatego postanowił to zmienić.
Siedział właśnie na kanapie, oglądając jakiś
nudny program w telewizji i głaskał Momo, która mruczała głośno, kiedy do jego
uszu dobiegł szczęk klucza w zamku. Wyprostował się na swoim miejscu,
zastanawiając się, kto i jak mógł wejść do mieszkania. Matka i ojciec Chanyeola
nigdy nie odwiedzali syna, to samo tyczyło się Sehuna. Baekhyun pomyślał, że może
to jakiś włamywacz, ale nie ruszył się z miejsca, tylko delikatnie ścisnął
łapkę kota.
– Hej, Baek, już wróciłem! – Radosny głos
Parka rozniósł się szerokim echem po mieszkaniu, a Byun odetchnął z ulgą,
ciesząc się, że to nie kto inny a właśnie jego chłopak.
Tak. Malarz zebrał w sobie całą odwagę i
zgodził się na związek z Chanyeolem. Początkowo był sceptycznie nastawiony i
wydawało mu się, że będzie się musiał starać ponad swoje siły, ale
rzeczywistość okazała się inna. Nie było między nimi udawanych czułości,
niepotrzebnych słodkich słówek, nieustannego trzymania się za ręce i
obściskiwania w parku czy w wąskich uliczkach, gdy chodzili na spacer. Dużo za
to rozmawiali, poznawali się coraz bardziej, odkrywali się warstwa po warstwie.
Nie pod przymusem chwytali swoje dłonie, kiedy ich palce zdawkowo ocierały się.
Nikt nic nie mówił, było to coś całkiem naturalnego.
– Co robisz w domu tak wcześnie? – Baekhyun
wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę. – Nie powinieneś być jeszcze na
uczelni.
– Niby powinienem, ale tak wyszło, że nie mam
reszty zajęć. Nie wiem, o co tam dokładnie chodzi – odpowiedział czarnowłosy,
zdejmując kurtkę i zabrudzone błotem buty. – Przyniosłem nam ciepły obiad.
Kupiłem po drodze pierożki gyoza. – Uśmiechnął się, podnosząc z podłogi reklamówkę.
Dłuższą chwilę Chanyeol przyglądał się
starszemu, przekręcając głowę to w prawo, to w lewo. Mrużył oczy, bo zdawało mu
się, że widzi w nim jakąś różnicę, jednak nie potrafił jej do niczego
dopasować. Byun uniósł brwi do góry na to niecodzienne i komiczne zachowanie,
tłamsząc w sobie chęć głupkowatego docinania.
– Pofarbowałeś włosy! – wykrzyknął wreszcie
Park, prawie podskakując.
– Brawo, geniuszu. Już myślałem, że nie
zauważysz – zadrwił malarz, a potem prychnął, przeczesując palcami jasną czuprynę,
z której nie wyglądały przebrzydłe odrosty.
– Ale zauważyłem, więc nie masz mi nic do
zarzucenia – odgryzł się Chanyeol, grożąc palcem i wchodząc do kuchni.
Kiedy mył ręce i wyjmował opakowania z
jedzeniem z siatki, starszy obserwował go, jakby był niecodziennym zjawiskiem.
Później bez słowa zaparzył herbatę i zaniósł ją do salonu. Nie zamierzał jeść
obiadu w nieoświetlonej słońcem kuchni. Wolał wygrzewać się na sofie,
wystawiając swoją twarz do złocistych promieni, nawet jeśli wpadały one tylko przez
okno. Ponadto chciał być bliżej bruneta. Chciał z nim dyskutować na tematy
poruszane w informacyjnych programach przewijających się na kolorowym ekranie.
– Jeszcze nie wystygły, więc jedzmy, póki
świeże – odezwał się Park, zajmując miejsce między Baekhyunem a zaskoczoną
kotką.
Prawie równocześnie otworzyli pudełka i
cudowny zapach wypełnił ich nozdrza. Chociaż nie był to wyszukany posiłek godny
wielkiego mistrza kuchni, smakował naprawdę wyśmienicie. Aż sama Momo wstała na
równe łapki i w błagalnym geście ugniatała udo czarnowłosego, usiłując wymusić
w ten sposób przynajmniej malutki kawałek pierożka. Byun zajadał się, nie
zwracając uwagi na wszystko dookoła. Odkąd ustanowił nowy porządek i zasady,
poprawił mu się apetyt. Miał ochotę jeść wszystko, o każdej porze, nie
wybrzydzał, nie wykręcał się.
– Jak ci minął dzień? – spytał Chanyeol z
nieco niewyraźnie, jako że jego usta były prawie pełne.
W odpowiedzi malarz wzruszył ramionami. On, w
przeciwieństwie do bruneta, wolał zachowywać podstawy kulturalnego zachowania i
nie odpowiadać, kiedy groziło poważne ryzyko, że jego obiad może przy tym
wylądować na podłodze.
– Oglądałem telewizję, bawiłem się z kotem,
czekałem na ciebie – odparł wreszcie i zrobił spory łyk nieco przestygniętej
herbaty.
– Czyli dzień jak co dzień – skomentował Park
i napchał sobie usta kolejnym pierożkiem.
– Dokładnie – odrzekł Baekhyun, pałaszując z
entuzjazmem smakowity obiad.
Mniej więcej pół godziny później rozparli się
na kanapie, oglądając nowy odcinek aktualnie nadawanej dramy. Szybko jednak
stracili nim zainteresowanie i Chanyeol zmienił kanał na taki, gdzie puszczano
jakiś głupawy teleturniej. Nic lepszego nie było, więc go zostawił, w myślach
odpowiadając na dziecinnie proste pytania. W międzyczasie Byun przysunął się
bliżej i oparł głowę na jego ramieniu, bacznie wpatrując się w ekran.
Znudzona kotka wskoczyła na jego kolana, a
tam zwinęła w kłębek i zasnęła. Malarz delikatnie pieścił jej sierść, co
wyraźnie jej się podobało, gdyż mruczała bardzo głośno. Brunet, pomimo iż po
części zajmował swój umysł quizem, nie mógł nie zauważyć, że starszy się do
niego przytulił. Nieśmiały uśmiech wkradł się na jego usta, a serce
przyspieszyło biegu. Był naprawdę szczęśliwy, że wszystko układało się teraz
według ich myśli.
– Obejrzymy jakiś film? – spytał nagle
Baekhyun, spoglądając na czarnowłosego.
– A na co masz ochotę? Komedia? Romans?
Horror? Film akcji? – wyliczał Chanyeol.
Początkowo wlepiał wzrok w telewizor, ale po
chwili przeniósł go na twarz jasnowłosego. Nie spodziewał się, że jest aż tak
blisko, dlatego cicho westchnął zaskoczony. Później bezceremonialnie zmierzwił
jego włosy i zaśmiał się, gdy Byun nadął policzki, udając obrażonego. To nie
pierwszy raz, gdy wyglądał jak nastoletni chłopiec.
– To co, komedia? – zapytał ponownie Park, na
co malarz pokiwał ochoczo głową.
Jak tylko czarnowłosy poszedł po laptopa, by
mogli obejrzeć wybrany wspólnie film, Baekhyun zniknął w kuchni. Wyrzucił do
kosza puste opakowania po obiedzie i przygotował świeżą herbatę, uznając, że
więcej jedzenia na razie nie będzie im potrzebne. Wrócili niemal w tym samym
czasie, wymieniając się subtelnymi uśmiechami. Zasiedli znów przytuleni do
siebie, bo tak było o wiele wygodniej, a przynajmniej taką wymówką wykręcał się
malarz. Momo, oczywiście obrażona na cały świat, bo nikt nie interesował się
tylko i wyłącznie nią, zasnęła na kolanach Parka.
Komedia, jaką wybrali, była chyba
najśmieszniejszym filmem, jaki mógł im się trafić. Niemal bez przerwy wybuchali
śmiechem, a kilka razy zdarzyło im się uronić łzę. Nie było chwili, by szerokie
uśmiechy nie wykwitały na ich twarzach. Pod koniec bolały ich policzki i cali
byli czerwoni. Dla uspokojenia się równocześnie sięgnęli po przestygniętą
herbatę, której do tej pory nie tknęli. Obaj wypili ją prawie że duszkiem.
– Nie mam już siły – mruknął Byun i zaśmiał
się pod nosem. – Ten film był genialny.
– To prawda – odpowiedział Chanyeol,
przyglądając się bardzo rzadkiemu zjawisku, jakim była rozpromieniona
słonecznym uśmiechem twarz ukochanego. Podziwiał ją, ale robił to
niepostrzeżenie, jakby popełniał najgorsze z możliwych przestępstw. Tak
naprawdę jednak trochę bał się, że starszy zacznie z niego kpić, co było bardzo
w jego stylu. – Wiesz, Baek, tak naprawdę to wcale nie miałem dzisiaj
skróconych zajęć – wyznał po chwili ciszy.
– Nie? – zdziwił się Baekhyun, biorąc kotkę
na swoje kolana i bawiąc się z nią. – To po co przyszedłeś do domu tak
wcześnie?
– Chciałem spędzić większość dnia z tobą, a
znając mój plan, to pewnie nigdy by mi się to nie udało – oświadczył,
wzruszając ramionami ze szczerym wyrazem twarzy.
– Naprawdę? – Malarz był zbity z tropu.
Zamrugał szybko kilka razy, po czym odwrócił wzrok, aby wyrwać się z atmosfery
zakłopotania. – Nie musisz robić dla mnie takich rzeczy.
– Ale chcę. Jesteśmy razem, dlatego ważne
jest dla mnie byśmy spędzali razem czas, nawet na najprostszych głupotach jak
gotowanie, jedzenie czy siedzenie w salonie w ciszy – odpowiedział Chanyeol,
trzymając dłoń jasnowłosego, bawiąc się jego palcami. – Poza tym… chciałbym
dziś to z tobą zrobić – dodał pewnie, nie spuszczając spojrzenia z ważnej dla
niego osoby.
– To? Czyli co? – Baekhyun nie był do końca
zainteresowany przemową bruneta albo bardzo skutecznie udawał, że nie słucha.
Zaczepiał Momo, która już kilka razy solidnie podrapała jego nadgarstek.
– Chciałbym się z tobą kochać – oznajmił
zdecydowanie, bez choćby cienia skrępowania.
Policzki malarza zaś pokryły się z początku
subtelną czerwienią, która wkrótce przeistoczyła się w niemal krwisty odcień,
jaki przybierały róże w słoneczne dni. Zawstydziło go coś tak prostego,
naturalnego; coś, o co nikt nigdy go nie prosił, zawsze to on tego żądał i
pragnął. Tym razem jednak było nieco inaczej. Nie był już bowiem tym samym
człowiekiem co kilka miesięcy temu. Zmienił się i sam to zauważył.
Zakłopotanie wciąż tańczyło na jego twarzy,
gdy wyjrzał przez okno. Zauważył chylącą się ku zachodowi płomienną kulę,
rzucającą migotliwe pasma oranżu, które w uroczy sposób rozświetlały przytulny
salon. Nie umiał normalnie spojrzeć w twarz mężczyźnie siedzącemu obok. To była
dla niego prawdziwa nowość. Westchnął więc ciężko, spoglądając na znudzoną
kotkę, która najwyraźniej miała już dość zaczepiania swojego pana i dopraszania
się o atencję. Próbując przerwać to niekończące się głuche milczenie,
przepełnione nutą oczekiwania, odchrząknął głośno.
– W takim razie chodźmy się najpierw wykąpać
– powiedział z radosnym tonem w głosie, po czym zerwał się z miejsca i jako
pierwszy ruszył do łazienki.
To właśnie on przygotował wannę pełną piany,
która roztaczała przyjemnie drażniący nozdrza zapach. Spojrzał w lustro, by
upewnić się, że pąsowe plamy zniknęły z jego policzków. Uśmiechnął się do swego
odbicia, na które już nie wstydził się patrzeć. W ostatnim czasie zniknęły
cienie pod oczami, wargi przestały być spierzchnięte, włosy znów zaczęły zdrowo
błyszczeć tak jak i oczy. Prędko pozbył się swych ubrań i nadal patrzył na
siebie w szklanej tafli.
Nie wystawały mu żebra, schowały się
obojczyki, ramiona delikatnie zaokrągliły się, brzuch przestał zapadać się do
środka. Jedynie kości biodrowe wciąż prześwitywały na tle reszty ciała. Cóż,
taka widocznie była jego natura. I choć bez skrępowania był w stanie oceniać
swe odbicie, w pośpiechu wskoczył do wody, gdy usłyszał, że drzwi się
otwierają. Nie umiał jeszcze pokazać się Chanyeolowi, co było do niego zupełnie
nie podobne. Dawniej pewnie nawet rozebrałby się bez kiwnięcia palcem.
– Dlaczego się boisz? – zapytał brunet,
zdejmując czarny golf. Zmierzwione włosy na moment przykuły uwagę Baekhyuna,
ale zaraz odwrócił wzrok, udając, że wcale go nie obeszło to, jak przystojnie
wygląda jego partner. – Onieśmielam cię? – zapytał pewny siebie, przyglądając
się swej twarzy w lustrze, oparłszy dłonie na biodrach.
– Ty?! – Byun zakpił i prychnął. – Dlaczego
miałbym się przed tobą wstydzić? Ja? Przed tobą? Nigdy w życiu. – Pokręcił
głową, zaprzeczając własnym myślom.
– To dlaczego wskoczyłeś tak szybko do wody,
jak wszedłem? – spytał, pomału wchodząc do wanny, by usiąść za jasnowłosym.
– Zrobiło mi się zimno – odburknął malarz w
dziecinny sposób i oparł się o szeroką pierś Chanyeola. – Ale teraz jest już
ciepło.
Długie ramiona Parka całkiem prędko znalazły
się wokół talii Baekhyuna, przytulając go do większego, ciepłego ciała. Obaj
przymknęli oczy. Cisza była przyjemna, uspokajająca. Tylko ich oddechy
prowadziły zaciekłą rozmowę, wymieniając poglądy wraz z pojedynczymi kroplami
wody, która skapywała z kranu i rozbijała się o gładką taflę wody,
przeniknąwszy przez gęstą pianę. Nie potrzeba było nic więcej. I choć nie byli
idealni, nie dopełniali się wzajemnie, widzieli swoje wady i nie umieli docenić
niektórych zalet, uważali, że tworzą dobre dopasowanie.
Nagle czarnowłosy czule ucałował ramię
malarza i uśmiechnął się szeroko. Bez pytania sięgnął po pięknie pachnące
mydło, po czym ostrożnie zaczął myć miękką, wrażliwą skórę ukochanego. Podobało
mu się to zajęcie. Jedne miejsca bardzo dokładnie zwiedzał palcami,
zapamiętując niepowtarzalną fakturę najdrobniejszych zgięć, łuków, blizn i
znamion. Ciepłą wodą zmył ślady swoich poczynań, by zaraz móc rzeźbić nowe
wzory. Użył warg, by pozostawić cudowne zdobienia na pochylonym karku i
wystających łopatkach. Kilka niedostrzegalnych gołym okiem żłobków pojawiło się
wzdłuż kręgosłupa. Zniknęły tak szybko, jak Chanyeolowi zabrakło tchu, by
rzeźbić je dalej.
– Dość. Teraz twoja kolej – powiedział
Baekhyunowi do ucha, na co ten zadrżał niepostrzeżenie.
Jak na polecenie malarz odwrócił się przodem
do bruneta i przysiadł na piętach. Umył go tak samo dokładnie, odwdzięczając
się podobnymi pieszczotami, jednak były one o wiele bardziej niepewne, ale nie
nieśmiałe. Skończył szybko, bo woda powoli stygła, co nie spotkało się z jego
aprobatą. Spłukał mydlaną pianę, a później wyszedł z wody i w pośpiechu owinął
się ręcznikiem, nie pozwalając patrzeć na swoje ciało.
Wycierał się bardzo dokładnie, czasami
poświęcał przesadnie dużo uwagi niektórym miejscom, co sprawiło, że skóra tam
zrobiła się lekko czerwona. Chanyeol za to był nieco zbity z tropu. Kątem oka
obserwował poczynania ukochanego, ścierając niepotrzebne krople wody ze swoich
rąk i nóg.
– Będę na ciebie czekał. Nie musisz się
spieszyć – odezwał się nagle Byun i posłał młodszemu przelotny uśmiech. Tuż
przed zamknięciem za sobą drzwi odwinął ręcznik z bioder i rzucił go na ziemię.
Dały się jeszcze słyszeć jego kroki, gdy biegł do sypialni.
I rzeczywiście, brunet się nie spieszył.
Dokładnie sobie wszystko przemyślał, wycierając nawet swoje plecy, bo ostatnim,
czego potrzebował, był niezadowolony Baekhyun, w najgorszym momencie
wyganiający go do łazienki i oznajmiający, że jednak nic z tego nie będzie.
Zaśmiał się na taki scenariusz, a potem powiesił ręcznik na grzejniku i
wyszedł, gasząc za sobą światło.
Śmiało kroczył korytarzem, choć musiał przyznać
przed samym sobą, że maleńki chochlik podenerwowania gryzł mu wnętrzności.
Otworzył drzwi do sypialni i w półmroku ujrzał siedzącą na łóżku nagą postać.
Nie mógł ukryć uśmiechu, kiedy zobaczył lekko zaokrąglone uda i nie tak chudy
brzuch. Wcześniej go to przerażało. Bał się, że byle ruch może skrzywdzić
malarza. Teraz był już śmielszy. Nie zdawał sobie sprawy, że zbyt intensywnie
wpatruje się w i tak drobne ciało, dopóki jego właściciel mu tego nie
uzmysłowił
– Przestaniesz się tak gapić? – odezwał się
Byun, wyrywając Chanyeola z zamyślenia.
– Nie – odpowiedział stanowczo, przysiadając
na brzegu. Chłodna pościel wywołała na jego skórze ciarki. – Jesteś piękny,
Baekhyun.
W mgnieniu oka ich wargi złączyły się w
pocałunku. Z początku był bardzo, bardzo niezdarny i to z winy bruneta. Niby
starał się grać pewnego siebie i zdecydowanego na wszystko, ale jego czyny nie
były już takie śmiałe. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie byli tak blisko,
jak mieli być tej nocy. Owszem, całowali się i to dosyć często, ale wtedy nie
były to tak nieporadne ruchy, jakby ktoś zestawił dwóch nastolatków, którzy
całują się po raz pierwszy.
Oddychając głęboko przez nos, Chanyeol
przysunął się odrobinę bliżej i pogłębił gest. Jego usta nie drżały już
bezsilnie, nadając pocałunkowi jednolite tempo. To był dopiero początek, więc
nie mieli gdzie się spieszyć. Park subtelnie oblizał koniuszkiem języka nieco
napuchnięte wargi malarza, a ten w odpowiedzi rozchylił je, pozwalając by ich
języki splotły się w tańcu namiętności. Dłonie Byuna jakoś same powędrowały na
kark czarnowłosego, przyciągając go jeszcze bliżej, by mógł chłonąć jego ciepło
i dzielić się z nim powietrzem.
Wkrótce potem mokre ślady zaczęły leniwie
osiadać na szczęce i szyi Baekhyuna. Nieskończenie długie sekundy trwało, aż
Chanyeol zrobił pierwszą malinkę. Delikatnie zassał wrażliwy kawałek skóry, a w
jego uszach rozbrzmiał cichy, gardłowy jęk wywołany tym posunięciem. Duże,
nieco szorstkie dłonie sunęły po nieosłoniętej talii, zatrzymując się na chwilę
na biodrach, by przejść do grzesznie miękkich ud, między którymi usadowił się
brunet.
Nie był do końca świadomy tego, co robi.
Większość podpowiadało mu serce, któremu mógł w pełni zaufać. Spomiędzy jego
warg wydobywał się gorący oddech, tak przyjemnie drażniący stwardniałe sutki
malarza, gdy całował jego blady tors, oświetlony jedynie przez błahą lampkę.
Starszy nie protestował, bo nie miał na to czasu. Jego usta okupowane były
przez urywane jęki, przenikliwe westchnięcia i półprzytomne stęknięcia.
Niekiedy, gdy język Parka dotykał wyczulonych miejsc, drżał niepostrzeżenie,
zaciskając dłonie na białej pościeli lub na plecach Chanyeola.
Gorące, niemal płomienne pocałunki osiadały
na podbrzuszu Baekhyuna niczym magiczny pył. Były niewystarczające, pragnął ich
więcej, a jednocześnie paliły jego skórę, pozostawiając niewidzialne ślady
miłosnej gry. Odchylił głowę, a z jego ust popłynął ledwie słyszalny jęk, kiedy
to Park chwycił w zęby delikatną skórę na udzie. Otrzeźwiający dreszcz
przebiegł po drobnym ciele, kiedy starszy czuł ciepły język bezkarnie kreślący
wyimaginowane ścieżki. Jęknął w końcu zniecierpliwiony, unosząc się na
łokciach.
– Pozwól, że teraz-
– Nie – stanowczo przerwał mu Chanyeol, z
uporem patrząc w jego oczy. – Jeszcze nie skończyłem.
Tuż po tym brunet przystąpił do ponownego
całowania brzucha i piersi malarza. Niby to niepewnie polizał jego sutka i
zaraz wziął go do ust, ssąc w drażniący sposób. Jedną dłonią gładził wystającą
kość biodrową Baekhyuna, a w drugą ujął jego członka i zaczął pieścić kciukiem
jego czubek. Jedynie na moment uniósł głowę, by dostrzec wykrzywioną w
bezgranicznej przyjemności twarz, półprzymknięte, przesłonięte nietradycyjną
mgłą oczy i rozchylone rozpustnie usta. Powrócił do zadowalania swojego
partnera, wkładając w to jeszcze więcej pasji.
Rytmiczne, nieznośnie wolne ruchy dłonią
doprowadzały Byuna na skraj cierpliwości, równocześnie wysyłając ciarki
uniesienia do jego podbrzusza. Oddychał coraz szybciej, a Chanyeol, jakby
właśnie tylko na tym się koncentrował, przyspieszał w tym samym momencie. Gdy
zbielałe kłykcie były o krok od przebicia cienkiej jak papier skóry, Park nagle
przerwał, odrywając się od przyjemnie pachnącego, miękkiego i rozgrzanego
ciała.
– I co? To koniec?! Zamierzasz mnie tak
zostawić?! – Malarz znowu podniósł się na łokciach, wykrzykując karcące słowa
drżącym głosem. Mimo zażenowania, które wymalowało jego twarz na kolor
burgundy, nie zapomniał o swoich potrzebach. To one w tej chwili wydawały się
najważniejsze.
– Myślałem, że podczas zbliżeń nie pokazujesz
pazurków, a tu proszę – mruknął czarnowłosy do ucha starszego i zaśmiał się
gardłowo.
– A ty nagle jesteś taki odważny i pewny
siebie? – odszczeknął Byun, a później na powrót ułożył się wygodnie na łóżku.
Zlustrował wzrokiem grzebiącego w szufladzie Chanyeola, po czym przełknął
głośno ślinę. – Muszę jednak pochwalić, że dłonie to ty masz niezłe.
Czarnowłosy prychnął cicho, znów usadawiając
się wygodnie między biodrami Baekhyuna. Chwycił wolną poduszkę i podłożył ją
pod jego biodra, gdy ten patrzył na niego nieco zbity z tropu. Myślał, że
nieśmiały Park zapyta o jakieś pozwolenie, słowo pomocy, cokolwiek, a on jak
gdyby nigdy nic sam się wszystkim zajmował. Już moment później trzymał w
dłoniach lubrykant i rozsmarowywał go po swoich palcach. Spojrzał pytająco na
malarza, a kiedy ten, wciąż nieco zaskoczony, skinął niemrawo głową, ostrożnie
wsunął w niego jeden ze swoich długich palców.
Ni to jęk, ni to pomruk wydobył się spomiędzy
zaczerwienionych warg malarza, gdy brunet zaczął miarowo i dość pewnie poruszać
dłonią. Nie potrzebował długo, by się przyzwyczaić. Aż tak bardzo jego ciało
nie zapomniało tego aktu, w końcu kiedyś zaciągał facetów do łóżka niemal dzień
w dzień, a raczej noc w noc. Tylko westchnął cicho, czując w sobie drugi palec.
Silna dłoń, która przytrzymywała jego biodra, aby się nie poruszały, dawała
sobie radę, jednak Byun chciał ją jakoś przechytrzyć. Nie był w stanie
racjonalnie myśleć. Każdy zmysł skupiał się na przyjemności, która płynęła z
gestów Chanyeola.
– Pospie- Ach! – krzyknął Baekhyun, wciskając
głowę w miękką poduszkę, gdy niespodziewanie, dołączywszy kolejny zwinny palec,
czarnowłosy trafił w jego prostatę. Drażniąc ten jakże wrażliwy kłębek nerwów,
powodował, że całe drobne ciało drżało i prawie skręcało z emocji, jakie przez
nie przepływały.
Właśnie to upewniło Parka, że może posunąć
się o krok dalej. Cofnął więc dłoń, na co malarz znowu jęknął zbolały,
zniecierpliwiony i podenerwowany. Patrzył na Chanyeola, jakby miał zaraz
rozszarpać go na strzępy za takie traktowanie, ale powstrzymywał go fakt, że za
chwilę dojdzie między nimi do tak długo wyczekiwanego zbliżenia. Tak, obaj
marzyli o tym już od dawna, lecz żaden nie śmiał się otwarcie podjąć tego
tematu. Brunet był zbyt zajęty – lub takowego udawał – sprawami związanymi z
uczelnią, natomiast Byun stwarzał pozory, że koncentruje się nieprzerwanie na
normalnym funkcjonowaniu.
– Nie – szepnął jasnowłosy, odpychając dłoń
młodszego, która wyciągnięta była w stronę paczuszki z prezerwatywą. – Chcę cię
poczuć.
– Ale przecież kiedyś mówiłeś coś innego –
zaprotestował Park, przysiadając na piętach.
– Pieprzyć to, co wtedy powiedziałem. Spełnij
moją prośbę. – W oczach Baekhyuna malowało się oczywiście pożądanie, ale nie
przysłoniło ono innych uczuć, którymi były zaufanie i dziwne coś jarzące się niemal niewidocznym
płomieniem. To samo coś tliło się w
oczach Chanyeola już od jakiegoś czasu.
– W porządku – odezwał się wreszcie tamten.
Gdy był już gotowy, przysunął się najbliżej,
jak mógł do rozpalonego kochanka. Pochylił się nad nim i ucałował czule jego
usta, na parę sekund odrywając ich od rzeczywistego świata. Dłonie przesunął na
jego biodra, ale poza tym nie zrobił nic. To jeszcze bardziej rozdrażniło Byuna
i natychmiast odsunął od siebie twarz bruneta.
– Pospiesz się. Nie będę wiecznie na ciebie
czekał – ponaglił go, a jego oczy zwęziły się.
Problem polegał na tym, że nieśmiała strona
Chanyeola znowu wzięła górę. Zawstydził się w najważniejszym momencie swojego
życia, głównie dlatego, że jeszcze nigdy nie kochał się z żadnym mężczyzną.
Odwrócił więc głowę, przygryzając wargę. Puścił słowa malarza mimo uszu,
starając się przezwyciężyć swoje lęki i obawy.
– Czy coś jest nie w porządku? – Ton głosu
blondyna nagle stał się bardzo zmartwiony i niepewny.
– To nic takiego.
– Chodź tu, pomogę ci – rzucił Baekhyun, na
co Park kolejny raz pochylił się nad nim.
Rozedrgane dłonie Byuna objęły czarnowłosego
za szyję. Ich usta zderzyły się tak nagle i niespodziewanie, jednak to ani
trochę nie odebrało temu pocałunkowi jego swoistej magii i uroku. Choć obaj się
denerwowali, starali się zamaskować pięknymi słowami lub śmiałymi gestami.
Prawda jednak zawsze brała górę.
– A teraz się w końcu pospiesz – wymamrotał
malarz tuż przy ustach swojego kochanka, nadal pieszcząc je troskliwie.
I wyraźnie ten pozornie błahy gest uspokoił
rozszalałe myśli Chanyeola i pozwolił mu odpędzić wszelkie obawy. Z początku
nieznacznie przybliżył się do rozgrzanego ciała, zaciskając powieki. Później
jednak dodał sam sobie jeszcze więcej odwagi, powtarzając sobie, że przecież na
to czekał przez cały czas. Jego duże dłonie niepewnie zacisnęły się na wąskich
biodrach, unosząc je nieco góry. Z cichym stęknięciem wszedł w Baekhyuna,
przyprawiając go o pobudzające dreszcze na całym ciele oraz wywołując uśmiech
na jego twarzy.
Mozolne, wulgarnie powolne ruchy bioder
wynosiły cierpliwość malarza na nowy poziom, jednocześnie pozwalając mu czerpać
niezmierzone ilości niewysłowionej przyjemności. Czuł dokładnie to, co chciał
ofiarować mu Park. Widział szczegółowo to, co malowało się w oczach bruneta,
które teraz niemal płonęły wypełnione gorącym uczuciem, przyozdobionym woalem
pożądania. Objął go za szyję, rozwierając szeroko usta, spomiędzy których
wypływały przydługie wiązanki niezrozumiałych tonów miłości.
Zacisnął powieki, kiedy duże ręce wsunęły się
pod jego plecy, zwiedzając niezbadane zakamarki jego ciała i duszy. Chciwe
wargi spijały z łabędziej szyi błyszczące w świetle księżyca krople nieśmiałych
uczuć, czerpiąc z nich więcej radości niż z niepewnych słów. Gorliwe oczy zapamiętywały
malujący się przed nimi obraz błahej kruchości, pogrążonej w stanie najwyższego
uniesienia.
– Kocham cię, Baekhyun – wyszeptał Chanyeol,
kiedy starszy z całej siły wbijał palce w jego plecy, pragnąc mieć go jeszcze
bliżej siebie.
W odpowiedzi malarz jęknął przeciągle,
patrząc wprost na twarz Parka. Nie umiał opisać, jak wiele uczuć przelewa się
przez niego w jednej chwili, dlatego wolał nie mówić nic. Wystarczyło mu, że
odpowiadał na długie, żywe pchnięcia lekkim kołysaniem bioder; na śmiałe pocałunki,
głośnymi, urywanymi westchnięciami. Pozorne imponderabilia pozwalały im bez
trudu wspólnie wspinać się na wyżyny, poznawać swoje ciała w każdej kolejnej
sferze.
Nieprzenikniony dreszcz wstrząsnął nimi
niemal w tym samym czasie. Z ust Baekhyuna wyrwał się przepełniony
roztargnieniem krzyk, w którym zawarte było imię kochanka. Wargi Parka jedynie
mocno przywarły do dołka między obojczykami jasnowłosego, zostawiając tam
sinoczerwony ślad. Długie palce niespodziewanie wplątały się w kruczoczarne
kosmyki, gładząc je spokojnie, jakby z ulgą, pomimo iż serce biło szybko, jak
gdyby gdzieś w środku uwięziony był spragniony wolności ptak.
– Ja… też cię kocham, Chanyeol – wymamrotał
malarz, odwracając głowę w bok.
Tak, wstydził się własnych uczuć. Tak, nie
potrafił ich do końca opisać. Ale nosił w sobie jakiś ciężar, a gdy
wypowiedział te proste słowa, ciężar zniknął. Spojrzał na twarz zaskoczonego i
równocześnie szczęśliwego Parka, nadal bawiąc się jego włosami. Kąciki jego ust
mimowolnie uniosły się ku górze.
Kiedy już młodszy powoli przetoczył się na
swoją stronę łóżka, obaj starali się uspokoić rozedrgane oddechy, gwałtownie
falujące piersi. Ich palce stykały się potajemnie, a roztrzepane włosy zdobiły
poduszki niczym puch. W pewnej chwili Baekhyun przysunął się bliżej i choć był
brudny, przekręcił się na bok i położył głowę na klatce piersiowej Chanyeola.
Objął go w pasie, przymykając na moment oczy. Napawał się jego zapachem, mimo
iż ten spowity był nutą zmęczenia i seksu.
– Jutro musimy iść uprzątnąć twoje mieszkanie,
jeśli chcemy je sprzedać. No, chyba że się rozmyśliłeś – oznajmił brunet,
kładąc rękę na talii malarza, przyciągając go do siebie.
– Nie zmieniłem zdania. Chcę je sprzedać,
chcę mieć pieniądze, chcę mieszkać z tobą – oświadczył Byun, podnosząc wzrok na
Parka. – Chcę zacząć całkiem nowe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz