poniedziałek, 17 lipca 2017

Canvas [19/20]

Ciała niebieskie


Chanyeol nawet nie poczuł, jak zasnął. Jednak następnego poranka przebudził się z potwornym uczuciem niepokoju, ogarniającym całe jego ciało razem z wnętrznościami. Rozchylił powieki i dostrzegł ciekawską parę oczu wpatrującą się w niego z wyraźnym zainteresowaniem. Oczy te były również opuchnięte i mocno zaczerwienione, były to ślady tego, że niedawno toczyły się z nich ogromne ilości łez, zapewne bliskie niezmierzonym oceanom.
– Jesteś bardzo przystojny, kiedy śpisz – skomentował Baekhyun zachrypniętym od snu i płaczu głosem. Uśmiechnął się blado. – Przepraszam, że wczoraj postąpiłem tak pochopnie – powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie, spuszczając wzrok w nieznane. – Musiałeś się bardzo przejąć. Po tych tabletkach miałem lekki odlot, zanim zasnąłem, ale i tak czułem, że mocno mnie przytulasz. Pewnie nieźle cię przestraszyłem.
Brunet skinął głową i dopiero wtedy zorientował się, że nadal są w tej samej pozycji, co wieczorem. Może tylko teraz Byun trochę się odsunął, by móc swobodnie mówić. To jednak nie zniechęciło Parka. Z całej siły przyciągnął starszego do siebie. Był bardziej pewny siebie, stanowczy. W końcu coś sobie obiecał tam na dachu, kiedy mroźny wiatr niewidzialnym pyłem osiadał na jego skórze.
Ostrożnie ułożył sobie głowę jasnowłosego na piersi, tuląc go do siebie. Pragnął, aby Baekhyun poczuł się przy nim bezpieczny, by odnalazł w nim oparcie. Wiedział, że będą musieli przeprowadzić poważną rozmowę. Dotarło do niego także i to, że będzie musiał się zmienić, ale był gotów na wszystko, byleby tylko malarz nie zrobił już nic, co im obydwu przyniosłoby szkodę. Niepewnie przeczesał palcami jego włosy, a później otulił dużą dłonią wątłe ramię.
– Porozmawiajmy, Chanyeol – podjął nagle starszy.
Leżeli już jakiś czas. Słońce nakreśliło maleńki łuk, swoimi promieniami dotykając wszystkiego, co znalazło się w ich zasięgu. Było jeszcze bardzo, bardzo wcześnie. Zbyt wcześnie, aby wstawać. Zbyt wcześnie, by dawać ponieść się fantazji. Zbyt wcześnie, by konwersować o istotnych sprawach. A mimo to postanowili to zrobić. Po krótkiej chwili ciszy, Baekhyun przełknął ślinę tak głośno, aż echo rozniosło się i ukryło w liściach kwiatów, zapamiętując ten moment na zawsze.
– Nie będę przyjmował leków – zaczął cicho malarz, zdając sobie sprawę, że stąpa bo nikłej powierzchni złowieszczego lodu. – Chcę, żebyś wysłuchał mnie do końca. To dla mnie ważne. – Urwał na sekundę, nabierając w płuca nieskończoną ilość powietrza. – Kiedy wyszedłeś, poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nie było cię chyba dwie godziny. Cały ten czas przeleżałem na łóżku. Płakałem. Tak. Ale też dużo myślałem o tym, co powiedziałeś. Co wyznałeś. Nie spodziewałem się tego.
Niezdarna cisza wkradła się pomiędzy nich, jednak Baekhyun musiał kolejny raz dokładnie przemyśleć, co chce powiedzieć. Było mu trudno. Głównie dlatego, że już druga osoba, która była z nim związana, która czuła do niego coś więcej niż pogardę, płakała z jego powodu. Ciężar niepewności leżał na jego piersi niczym podły kamień przygniatający biednemu zwierzęciu ogon. Odetchnął ciężko, gromadząc wszystkie potrzebne słowa w niewygórowane zdania.
– Dziękuję za to, że byłeś ze mną szczery. Nie rozumiem, dlaczego czujesz coś takiego do takiej osoby jak ja, ale nie będę w to wnikał. Okazuje się, że ludzkie uczucia czasem znajdują dom w najmniej spodziewanych ludziach – mówił powoli, miarkował słowa, jakby bał się, że powie coś nie na miejscu lub urazi Chanyeola. – Ja sam nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób. Byłeś kimś, kto robił dla mnie to, czym zwykle zajmował się Kyungsoo, więc przyjmowałem to za coś naturalnego. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bardzo się starasz. Wiem teraz, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Dlatego proszę, żebyś nie wciskał mi tych okropnych tabletek. – Westchnął, chwytając koszulkę bruneta, chcąc go powstrzymać tym od zabrania głosu. – Kiedy coś będzie nie tak, wtedy możesz interweniować. Jak zauważysz, że dzieje się ze mną coś niedobrego, możesz wepchnąć mi te paskudztwa do gardła, a potem zabrać do lekarza, ale w innym wypadku pozwól mi być sobą.
Bo jestem normalny.
Bo nie czuję się chory i nie chcę, by inni tak mnie traktowali.
– Jeszcze jedno.
Baekhyun znów długo się nie odzywał. Ważył słowa. Zastanawiał się, czy aby na pewno to dobry moment, by wyrazić to, co ma w sercu. Park dał mu już wiele, mimo iż o to nie prosił. Bardzo go to zawstydziło, gdy dokładnie przeanalizował ich znajomość od samego początku. Nie miał do stracenia za wiele. Jedynie kolejną osobę. Jednak był to ktoś, kto miał wobec niego zupełnie inne zamiary niż ludzie, których spotkał przez całe swoje życie. Malarz usiadł wyprostowany, czarnowłosy wkrótce postąpił tak samo. Patrzyli sobie prosto w oczy, gdy Byun wreszcie zdecydował się przemówić.
– Chcę, żebyś był moim płótnem, Chanyeol. Płótnem, na którym namaluję wszystkie te uczucia, które kiedyś zamazałem. Chcę nauczyć się ich od nowa. Chcę, żebyś mi w tym pomógł, żebym później mógł bez wahania powiedzieć, że choć raz w życiu trafiłem na człowieka, dla którego byłem czymś więcej niż tylko tym, co można łatwo wykorzystać.
Właśnie to sprawiło, że Chanyeol zaniemówił. Dobrze wiedział, ile trudu kosztowało Baekhyuna, by przekazać najskrytsze odczucia. Uśmiechnął się czule, nieśmiało chwytając drobną dłoń w swoje duże i ciepłe. Podniósł ją do ust i ucałował, jak gdyby zawierał przysięgę. Później przytulił ją do swego policzka, bez przerwy zatapiając się w tajemniczym spojrzeniu jasnowłosego. Pragnął, by tak było już zawsze.
– Z przyjemnością spełnię twoją prośbę, Baekhyun – odrzekł po długiej chwili zastanowienia, choć odpowiedź znał, zanim malarz wypowiedział życzenie.
By każdy dzień był jak dziś. A dzisiaj przecież jest wigilia.
◄►
Trzy miesiące później życie Baekhyuna nie różniło się wiele od tego, które wiódł przez poznaniem Parka. Były jednak małe wyjątki. Mieszkał z Chanyeolem, który każdego dnia witał go najszerszym uśmiechem na świecie, przygotowywał pyszne śniadania i nie narzekał, gdy Byun zapomniał wykonać domowych obowiązków, którymi się podzielili. Na dobre rozstał się z nocnymi wypadami do klubów i zdecydował się więcej wychodzić za dnia. Polubił spacery, a że wiosna zaczynała budzić się ze wszystkich sił, wstyd było siedzieć na tyłku i gapić się w telewizor.
Przestał też przejmować się chorobą. Owszem, brunet ciągle miał na niego oko, ale nic nie wspominał na temat lekarstw, lekarzy i szpitala. Wiedział, gdy powinna zapalić mu się czerwona lampka. Od czasu do czasu Byun odwiedzał swoje stare mieszkanie, aby namalować jakiś obraz. Nie pamiętał, ile ich stworzył, ale wszystkie odstawiał na bok i nie zwracał na nie więcej uwagi. Zaczął też bardziej troszczyć się o swoją kotkę. Zdał sobie sprawę, że w czasie szalonego miesiąca po napadzie choroby zaniedbał zwierzę, dlatego postanowił to zmienić.
Siedział właśnie na kanapie, oglądając jakiś nudny program w telewizji i głaskał Momo, która mruczała głośno, kiedy do jego uszu dobiegł szczęk klucza w zamku. Wyprostował się na swoim miejscu, zastanawiając się, kto i jak mógł wejść do mieszkania. Matka i ojciec Chanyeola nigdy nie odwiedzali syna, to samo tyczyło się Sehuna. Baekhyun pomyślał, że może to jakiś włamywacz, ale nie ruszył się z miejsca, tylko delikatnie ścisnął łapkę kota.
– Hej, Baek, już wróciłem! – Radosny głos Parka rozniósł się szerokim echem po mieszkaniu, a Byun odetchnął z ulgą, ciesząc się, że to nie kto inny a właśnie jego chłopak.
Tak. Malarz zebrał w sobie całą odwagę i zgodził się na związek z Chanyeolem. Początkowo był sceptycznie nastawiony i wydawało mu się, że będzie się musiał starać ponad swoje siły, ale rzeczywistość okazała się inna. Nie było między nimi udawanych czułości, niepotrzebnych słodkich słówek, nieustannego trzymania się za ręce i obściskiwania w parku czy w wąskich uliczkach, gdy chodzili na spacer. Dużo za to rozmawiali, poznawali się coraz bardziej, odkrywali się warstwa po warstwie. Nie pod przymusem chwytali swoje dłonie, kiedy ich palce zdawkowo ocierały się. Nikt nic nie mówił, było to coś całkiem naturalnego.
– Co robisz w domu tak wcześnie? – Baekhyun wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę. – Nie powinieneś być jeszcze na uczelni.
– Niby powinienem, ale tak wyszło, że nie mam reszty zajęć. Nie wiem, o co tam dokładnie chodzi – odpowiedział czarnowłosy, zdejmując kurtkę i zabrudzone błotem buty. – Przyniosłem nam ciepły obiad. Kupiłem po drodze pierożki gyoza. – Uśmiechnął się, podnosząc z podłogi reklamówkę.
Dłuższą chwilę Chanyeol przyglądał się starszemu, przekręcając głowę to w prawo, to w lewo. Mrużył oczy, bo zdawało mu się, że widzi w nim jakąś różnicę, jednak nie potrafił jej do niczego dopasować. Byun uniósł brwi do góry na to niecodzienne i komiczne zachowanie, tłamsząc w sobie chęć głupkowatego docinania.
– Pofarbowałeś włosy! – wykrzyknął wreszcie Park, prawie podskakując.
– Brawo, geniuszu. Już myślałem, że nie zauważysz – zadrwił malarz, a potem prychnął, przeczesując palcami jasną czuprynę, z której nie wyglądały przebrzydłe odrosty.
– Ale zauważyłem, więc nie masz mi nic do zarzucenia – odgryzł się Chanyeol, grożąc palcem i wchodząc do kuchni.
Kiedy mył ręce i wyjmował opakowania z jedzeniem z siatki, starszy obserwował go, jakby był niecodziennym zjawiskiem. Później bez słowa zaparzył herbatę i zaniósł ją do salonu. Nie zamierzał jeść obiadu w nieoświetlonej słońcem kuchni. Wolał wygrzewać się na sofie, wystawiając swoją twarz do złocistych promieni, nawet jeśli wpadały one tylko przez okno. Ponadto chciał być bliżej bruneta. Chciał z nim dyskutować na tematy poruszane w informacyjnych programach przewijających się na kolorowym ekranie.
– Jeszcze nie wystygły, więc jedzmy, póki świeże – odezwał się Park, zajmując miejsce między Baekhyunem a zaskoczoną kotką.
Prawie równocześnie otworzyli pudełka i cudowny zapach wypełnił ich nozdrza. Chociaż nie był to wyszukany posiłek godny wielkiego mistrza kuchni, smakował naprawdę wyśmienicie. Aż sama Momo wstała na równe łapki i w błagalnym geście ugniatała udo czarnowłosego, usiłując wymusić w ten sposób przynajmniej malutki kawałek pierożka. Byun zajadał się, nie zwracając uwagi na wszystko dookoła. Odkąd ustanowił nowy porządek i zasady, poprawił mu się apetyt. Miał ochotę jeść wszystko, o każdej porze, nie wybrzydzał, nie wykręcał się.
– Jak ci minął dzień? – spytał Chanyeol z nieco niewyraźnie, jako że jego usta były prawie pełne.
W odpowiedzi malarz wzruszył ramionami. On, w przeciwieństwie do bruneta, wolał zachowywać podstawy kulturalnego zachowania i nie odpowiadać, kiedy groziło poważne ryzyko, że jego obiad może przy tym wylądować na podłodze.
– Oglądałem telewizję, bawiłem się z kotem, czekałem na ciebie – odparł wreszcie i zrobił spory łyk nieco przestygniętej herbaty.
– Czyli dzień jak co dzień – skomentował Park i napchał sobie usta kolejnym pierożkiem.
– Dokładnie – odrzekł Baekhyun, pałaszując z entuzjazmem smakowity obiad.
Mniej więcej pół godziny później rozparli się na kanapie, oglądając nowy odcinek aktualnie nadawanej dramy. Szybko jednak stracili nim zainteresowanie i Chanyeol zmienił kanał na taki, gdzie puszczano jakiś głupawy teleturniej. Nic lepszego nie było, więc go zostawił, w myślach odpowiadając na dziecinnie proste pytania. W międzyczasie Byun przysunął się bliżej i oparł głowę na jego ramieniu, bacznie wpatrując się w ekran.
Znudzona kotka wskoczyła na jego kolana, a tam zwinęła w kłębek i zasnęła. Malarz delikatnie pieścił jej sierść, co wyraźnie jej się podobało, gdyż mruczała bardzo głośno. Brunet, pomimo iż po części zajmował swój umysł quizem, nie mógł nie zauważyć, że starszy się do niego przytulił. Nieśmiały uśmiech wkradł się na jego usta, a serce przyspieszyło biegu. Był naprawdę szczęśliwy, że wszystko układało się teraz według ich myśli.
– Obejrzymy jakiś film? – spytał nagle Baekhyun, spoglądając na czarnowłosego.
– A na co masz ochotę? Komedia? Romans? Horror? Film akcji? – wyliczał Chanyeol.
Początkowo wlepiał wzrok w telewizor, ale po chwili przeniósł go na twarz jasnowłosego. Nie spodziewał się, że jest aż tak blisko, dlatego cicho westchnął zaskoczony. Później bezceremonialnie zmierzwił jego włosy i zaśmiał się, gdy Byun nadął policzki, udając obrażonego. To nie pierwszy raz, gdy wyglądał jak nastoletni chłopiec.
– To co, komedia? – zapytał ponownie Park, na co malarz pokiwał ochoczo głową.
Jak tylko czarnowłosy poszedł po laptopa, by mogli obejrzeć wybrany wspólnie film, Baekhyun zniknął w kuchni. Wyrzucił do kosza puste opakowania po obiedzie i przygotował świeżą herbatę, uznając, że więcej jedzenia na razie nie będzie im potrzebne. Wrócili niemal w tym samym czasie, wymieniając się subtelnymi uśmiechami. Zasiedli znów przytuleni do siebie, bo tak było o wiele wygodniej, a przynajmniej taką wymówką wykręcał się malarz. Momo, oczywiście obrażona na cały świat, bo nikt nie interesował się tylko i wyłącznie nią, zasnęła na kolanach Parka.
Komedia, jaką wybrali, była chyba najśmieszniejszym filmem, jaki mógł im się trafić. Niemal bez przerwy wybuchali śmiechem, a kilka razy zdarzyło im się uronić łzę. Nie było chwili, by szerokie uśmiechy nie wykwitały na ich twarzach. Pod koniec bolały ich policzki i cali byli czerwoni. Dla uspokojenia się równocześnie sięgnęli po przestygniętą herbatę, której do tej pory nie tknęli. Obaj wypili ją prawie że duszkiem.
– Nie mam już siły – mruknął Byun i zaśmiał się pod nosem. – Ten film był genialny.
– To prawda – odpowiedział Chanyeol, przyglądając się bardzo rzadkiemu zjawisku, jakim była rozpromieniona słonecznym uśmiechem twarz ukochanego. Podziwiał ją, ale robił to niepostrzeżenie, jakby popełniał najgorsze z możliwych przestępstw. Tak naprawdę jednak trochę bał się, że starszy zacznie z niego kpić, co było bardzo w jego stylu. – Wiesz, Baek, tak naprawdę to wcale nie miałem dzisiaj skróconych zajęć – wyznał po chwili ciszy.
– Nie? – zdziwił się Baekhyun, biorąc kotkę na swoje kolana i bawiąc się z nią. – To po co przyszedłeś do domu tak wcześnie?
– Chciałem spędzić większość dnia z tobą, a znając mój plan, to pewnie nigdy by mi się to nie udało – oświadczył, wzruszając ramionami ze szczerym wyrazem twarzy.
– Naprawdę? – Malarz był zbity z tropu. Zamrugał szybko kilka razy, po czym odwrócił wzrok, aby wyrwać się z atmosfery zakłopotania. – Nie musisz robić dla mnie takich rzeczy.
– Ale chcę. Jesteśmy razem, dlatego ważne jest dla mnie byśmy spędzali razem czas, nawet na najprostszych głupotach jak gotowanie, jedzenie czy siedzenie w salonie w ciszy – odpowiedział Chanyeol, trzymając dłoń jasnowłosego, bawiąc się jego palcami. – Poza tym… chciałbym dziś to z tobą zrobić – dodał pewnie, nie spuszczając spojrzenia z ważnej dla niego osoby.
– To? Czyli co? – Baekhyun nie był do końca zainteresowany przemową bruneta albo bardzo skutecznie udawał, że nie słucha. Zaczepiał Momo, która już kilka razy solidnie podrapała jego nadgarstek.
– Chciałbym się z tobą kochać – oznajmił zdecydowanie, bez choćby cienia skrępowania.
Policzki malarza zaś pokryły się z początku subtelną czerwienią, która wkrótce przeistoczyła się w niemal krwisty odcień, jaki przybierały róże w słoneczne dni. Zawstydziło go coś tak prostego, naturalnego; coś, o co nikt nigdy go nie prosił, zawsze to on tego żądał i pragnął. Tym razem jednak było nieco inaczej. Nie był już bowiem tym samym człowiekiem co kilka miesięcy temu. Zmienił się i sam to zauważył.
Zakłopotanie wciąż tańczyło na jego twarzy, gdy wyjrzał przez okno. Zauważył chylącą się ku zachodowi płomienną kulę, rzucającą migotliwe pasma oranżu, które w uroczy sposób rozświetlały przytulny salon. Nie umiał normalnie spojrzeć w twarz mężczyźnie siedzącemu obok. To była dla niego prawdziwa nowość. Westchnął więc ciężko, spoglądając na znudzoną kotkę, która najwyraźniej miała już dość zaczepiania swojego pana i dopraszania się o atencję. Próbując przerwać to niekończące się głuche milczenie, przepełnione nutą oczekiwania, odchrząknął głośno.
– W takim razie chodźmy się najpierw wykąpać – powiedział z radosnym tonem w głosie, po czym zerwał się z miejsca i jako pierwszy ruszył do łazienki.
To właśnie on przygotował wannę pełną piany, która roztaczała przyjemnie drażniący nozdrza zapach. Spojrzał w lustro, by upewnić się, że pąsowe plamy zniknęły z jego policzków. Uśmiechnął się do swego odbicia, na które już nie wstydził się patrzeć. W ostatnim czasie zniknęły cienie pod oczami, wargi przestały być spierzchnięte, włosy znów zaczęły zdrowo błyszczeć tak jak i oczy. Prędko pozbył się swych ubrań i nadal patrzył na siebie w szklanej tafli.
Nie wystawały mu żebra, schowały się obojczyki, ramiona delikatnie zaokrągliły się, brzuch przestał zapadać się do środka. Jedynie kości biodrowe wciąż prześwitywały na tle reszty ciała. Cóż, taka widocznie była jego natura. I choć bez skrępowania był w stanie oceniać swe odbicie, w pośpiechu wskoczył do wody, gdy usłyszał, że drzwi się otwierają. Nie umiał jeszcze pokazać się Chanyeolowi, co było do niego zupełnie nie podobne. Dawniej pewnie nawet rozebrałby się bez kiwnięcia palcem.
– Dlaczego się boisz? – zapytał brunet, zdejmując czarny golf. Zmierzwione włosy na moment przykuły uwagę Baekhyuna, ale zaraz odwrócił wzrok, udając, że wcale go nie obeszło to, jak przystojnie wygląda jego partner. – Onieśmielam cię? – zapytał pewny siebie, przyglądając się swej twarzy w lustrze, oparłszy dłonie na biodrach.
– Ty?! – Byun zakpił i prychnął. – Dlaczego miałbym się przed tobą wstydzić? Ja? Przed tobą? Nigdy w życiu. – Pokręcił głową, zaprzeczając własnym myślom.
– To dlaczego wskoczyłeś tak szybko do wody, jak wszedłem? – spytał, pomału wchodząc do wanny, by usiąść za jasnowłosym.
– Zrobiło mi się zimno – odburknął malarz w dziecinny sposób i oparł się o szeroką pierś Chanyeola. – Ale teraz jest już ciepło.
Długie ramiona Parka całkiem prędko znalazły się wokół talii Baekhyuna, przytulając go do większego, ciepłego ciała. Obaj przymknęli oczy. Cisza była przyjemna, uspokajająca. Tylko ich oddechy prowadziły zaciekłą rozmowę, wymieniając poglądy wraz z pojedynczymi kroplami wody, która skapywała z kranu i rozbijała się o gładką taflę wody, przeniknąwszy przez gęstą pianę. Nie potrzeba było nic więcej. I choć nie byli idealni, nie dopełniali się wzajemnie, widzieli swoje wady i nie umieli docenić niektórych zalet, uważali, że tworzą dobre dopasowanie.
Nagle czarnowłosy czule ucałował ramię malarza i uśmiechnął się szeroko. Bez pytania sięgnął po pięknie pachnące mydło, po czym ostrożnie zaczął myć miękką, wrażliwą skórę ukochanego. Podobało mu się to zajęcie. Jedne miejsca bardzo dokładnie zwiedzał palcami, zapamiętując niepowtarzalną fakturę najdrobniejszych zgięć, łuków, blizn i znamion. Ciepłą wodą zmył ślady swoich poczynań, by zaraz móc rzeźbić nowe wzory. Użył warg, by pozostawić cudowne zdobienia na pochylonym karku i wystających łopatkach. Kilka niedostrzegalnych gołym okiem żłobków pojawiło się wzdłuż kręgosłupa. Zniknęły tak szybko, jak Chanyeolowi zabrakło tchu, by rzeźbić je dalej.
– Dość. Teraz twoja kolej – powiedział Baekhyunowi do ucha, na co ten zadrżał niepostrzeżenie.
Jak na polecenie malarz odwrócił się przodem do bruneta i przysiadł na piętach. Umył go tak samo dokładnie, odwdzięczając się podobnymi pieszczotami, jednak były one o wiele bardziej niepewne, ale nie nieśmiałe. Skończył szybko, bo woda powoli stygła, co nie spotkało się z jego aprobatą. Spłukał mydlaną pianę, a później wyszedł z wody i w pośpiechu owinął się ręcznikiem, nie pozwalając patrzeć na swoje ciało.
Wycierał się bardzo dokładnie, czasami poświęcał przesadnie dużo uwagi niektórym miejscom, co sprawiło, że skóra tam zrobiła się lekko czerwona. Chanyeol za to był nieco zbity z tropu. Kątem oka obserwował poczynania ukochanego, ścierając niepotrzebne krople wody ze swoich rąk i nóg.
– Będę na ciebie czekał. Nie musisz się spieszyć – odezwał się nagle Byun i posłał młodszemu przelotny uśmiech. Tuż przed zamknięciem za sobą drzwi odwinął ręcznik z bioder i rzucił go na ziemię. Dały się jeszcze słyszeć jego kroki, gdy biegł do sypialni.
I rzeczywiście, brunet się nie spieszył. Dokładnie sobie wszystko przemyślał, wycierając nawet swoje plecy, bo ostatnim, czego potrzebował, był niezadowolony Baekhyun, w najgorszym momencie wyganiający go do łazienki i oznajmiający, że jednak nic z tego nie będzie. Zaśmiał się na taki scenariusz, a potem powiesił ręcznik na grzejniku i wyszedł, gasząc za sobą światło.
Śmiało kroczył korytarzem, choć musiał przyznać przed samym sobą, że maleńki chochlik podenerwowania gryzł mu wnętrzności. Otworzył drzwi do sypialni i w półmroku ujrzał siedzącą na łóżku nagą postać. Nie mógł ukryć uśmiechu, kiedy zobaczył lekko zaokrąglone uda i nie tak chudy brzuch. Wcześniej go to przerażało. Bał się, że byle ruch może skrzywdzić malarza. Teraz był już śmielszy. Nie zdawał sobie sprawy, że zbyt intensywnie wpatruje się w i tak drobne ciało, dopóki jego właściciel mu tego nie uzmysłowił
– Przestaniesz się tak gapić? – odezwał się Byun, wyrywając Chanyeola z zamyślenia.
– Nie – odpowiedział stanowczo, przysiadając na brzegu. Chłodna pościel wywołała na jego skórze ciarki. – Jesteś piękny, Baekhyun.
W mgnieniu oka ich wargi złączyły się w pocałunku. Z początku był bardzo, bardzo niezdarny i to z winy bruneta. Niby starał się grać pewnego siebie i zdecydowanego na wszystko, ale jego czyny nie były już takie śmiałe. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie byli tak blisko, jak mieli być tej nocy. Owszem, całowali się i to dosyć często, ale wtedy nie były to tak nieporadne ruchy, jakby ktoś zestawił dwóch nastolatków, którzy całują się po raz pierwszy.
Oddychając głęboko przez nos, Chanyeol przysunął się odrobinę bliżej i pogłębił gest. Jego usta nie drżały już bezsilnie, nadając pocałunkowi jednolite tempo. To był dopiero początek, więc nie mieli gdzie się spieszyć. Park subtelnie oblizał koniuszkiem języka nieco napuchnięte wargi malarza, a ten w odpowiedzi rozchylił je, pozwalając by ich języki splotły się w tańcu namiętności. Dłonie Byuna jakoś same powędrowały na kark czarnowłosego, przyciągając go jeszcze bliżej, by mógł chłonąć jego ciepło i dzielić się z nim powietrzem.
Wkrótce potem mokre ślady zaczęły leniwie osiadać na szczęce i szyi Baekhyuna. Nieskończenie długie sekundy trwało, aż Chanyeol zrobił pierwszą malinkę. Delikatnie zassał wrażliwy kawałek skóry, a w jego uszach rozbrzmiał cichy, gardłowy jęk wywołany tym posunięciem. Duże, nieco szorstkie dłonie sunęły po nieosłoniętej talii, zatrzymując się na chwilę na biodrach, by przejść do grzesznie miękkich ud, między którymi usadowił się brunet.
Nie był do końca świadomy tego, co robi. Większość podpowiadało mu serce, któremu mógł w pełni zaufać. Spomiędzy jego warg wydobywał się gorący oddech, tak przyjemnie drażniący stwardniałe sutki malarza, gdy całował jego blady tors, oświetlony jedynie przez błahą lampkę. Starszy nie protestował, bo nie miał na to czasu. Jego usta okupowane były przez urywane jęki, przenikliwe westchnięcia i półprzytomne stęknięcia. Niekiedy, gdy język Parka dotykał wyczulonych miejsc, drżał niepostrzeżenie, zaciskając dłonie na białej pościeli lub na plecach Chanyeola.
Gorące, niemal płomienne pocałunki osiadały na podbrzuszu Baekhyuna niczym magiczny pył. Były niewystarczające, pragnął ich więcej, a jednocześnie paliły jego skórę, pozostawiając niewidzialne ślady miłosnej gry. Odchylił głowę, a z jego ust popłynął ledwie słyszalny jęk, kiedy to Park chwycił w zęby delikatną skórę na udzie. Otrzeźwiający dreszcz przebiegł po drobnym ciele, kiedy starszy czuł ciepły język bezkarnie kreślący wyimaginowane ścieżki. Jęknął w końcu zniecierpliwiony, unosząc się na łokciach.
– Pozwól, że teraz-
– Nie – stanowczo przerwał mu Chanyeol, z uporem patrząc w jego oczy. – Jeszcze nie skończyłem.
Tuż po tym brunet przystąpił do ponownego całowania brzucha i piersi malarza. Niby to niepewnie polizał jego sutka i zaraz wziął go do ust, ssąc w drażniący sposób. Jedną dłonią gładził wystającą kość biodrową Baekhyuna, a w drugą ujął jego członka i zaczął pieścić kciukiem jego czubek. Jedynie na moment uniósł głowę, by dostrzec wykrzywioną w bezgranicznej przyjemności twarz, półprzymknięte, przesłonięte nietradycyjną mgłą oczy i rozchylone rozpustnie usta. Powrócił do zadowalania swojego partnera, wkładając w to jeszcze więcej pasji.
Rytmiczne, nieznośnie wolne ruchy dłonią doprowadzały Byuna na skraj cierpliwości, równocześnie wysyłając ciarki uniesienia do jego podbrzusza. Oddychał coraz szybciej, a Chanyeol, jakby właśnie tylko na tym się koncentrował, przyspieszał w tym samym momencie. Gdy zbielałe kłykcie były o krok od przebicia cienkiej jak papier skóry, Park nagle przerwał, odrywając się od przyjemnie pachnącego, miękkiego i rozgrzanego ciała.
– I co? To koniec?! Zamierzasz mnie tak zostawić?! – Malarz znowu podniósł się na łokciach, wykrzykując karcące słowa drżącym głosem. Mimo zażenowania, które wymalowało jego twarz na kolor burgundy, nie zapomniał o swoich potrzebach. To one w tej chwili wydawały się najważniejsze.
– Myślałem, że podczas zbliżeń nie pokazujesz pazurków, a tu proszę – mruknął czarnowłosy do ucha starszego i zaśmiał się gardłowo.
– A ty nagle jesteś taki odważny i pewny siebie? – odszczeknął Byun, a później na powrót ułożył się wygodnie na łóżku. Zlustrował wzrokiem grzebiącego w szufladzie Chanyeola, po czym przełknął głośno ślinę. – Muszę jednak pochwalić, że dłonie to ty masz niezłe.
Czarnowłosy prychnął cicho, znów usadawiając się wygodnie między biodrami Baekhyuna. Chwycił wolną poduszkę i podłożył ją pod jego biodra, gdy ten patrzył na niego nieco zbity z tropu. Myślał, że nieśmiały Park zapyta o jakieś pozwolenie, słowo pomocy, cokolwiek, a on jak gdyby nigdy nic sam się wszystkim zajmował. Już moment później trzymał w dłoniach lubrykant i rozsmarowywał go po swoich palcach. Spojrzał pytająco na malarza, a kiedy ten, wciąż nieco zaskoczony, skinął niemrawo głową, ostrożnie wsunął w niego jeden ze swoich długich palców.
Ni to jęk, ni to pomruk wydobył się spomiędzy zaczerwienionych warg malarza, gdy brunet zaczął miarowo i dość pewnie poruszać dłonią. Nie potrzebował długo, by się przyzwyczaić. Aż tak bardzo jego ciało nie zapomniało tego aktu, w końcu kiedyś zaciągał facetów do łóżka niemal dzień w dzień, a raczej noc w noc. Tylko westchnął cicho, czując w sobie drugi palec. Silna dłoń, która przytrzymywała jego biodra, aby się nie poruszały, dawała sobie radę, jednak Byun chciał ją jakoś przechytrzyć. Nie był w stanie racjonalnie myśleć. Każdy zmysł skupiał się na przyjemności, która płynęła z gestów Chanyeola.
– Pospie- Ach! – krzyknął Baekhyun, wciskając głowę w miękką poduszkę, gdy niespodziewanie, dołączywszy kolejny zwinny palec, czarnowłosy trafił w jego prostatę. Drażniąc ten jakże wrażliwy kłębek nerwów, powodował, że całe drobne ciało drżało i prawie skręcało z emocji, jakie przez nie przepływały.
Właśnie to upewniło Parka, że może posunąć się o krok dalej. Cofnął więc dłoń, na co malarz znowu jęknął zbolały, zniecierpliwiony i podenerwowany. Patrzył na Chanyeola, jakby miał zaraz rozszarpać go na strzępy za takie traktowanie, ale powstrzymywał go fakt, że za chwilę dojdzie między nimi do tak długo wyczekiwanego zbliżenia. Tak, obaj marzyli o tym już od dawna, lecz żaden nie śmiał się otwarcie podjąć tego tematu. Brunet był zbyt zajęty ­– lub takowego udawał – sprawami związanymi z uczelnią, natomiast Byun stwarzał pozory, że koncentruje się nieprzerwanie na normalnym funkcjonowaniu.
– Nie – szepnął jasnowłosy, odpychając dłoń młodszego, która wyciągnięta była w stronę paczuszki z prezerwatywą. – Chcę cię poczuć.
– Ale przecież kiedyś mówiłeś coś innego – zaprotestował Park, przysiadając na piętach.
– Pieprzyć to, co wtedy powiedziałem. Spełnij moją prośbę. – W oczach Baekhyuna malowało się oczywiście pożądanie, ale nie przysłoniło ono innych uczuć, którymi były zaufanie i dziwne coś jarzące się niemal niewidocznym płomieniem. To samo coś tliło się w oczach Chanyeola już od jakiegoś czasu.
– W porządku – odezwał się wreszcie tamten.
Gdy był już gotowy, przysunął się najbliżej, jak mógł do rozpalonego kochanka. Pochylił się nad nim i ucałował czule jego usta, na parę sekund odrywając ich od rzeczywistego świata. Dłonie przesunął na jego biodra, ale poza tym nie zrobił nic. To jeszcze bardziej rozdrażniło Byuna i natychmiast odsunął od siebie twarz bruneta.
– Pospiesz się. Nie będę wiecznie na ciebie czekał – ponaglił go, a jego oczy zwęziły się.
Problem polegał na tym, że nieśmiała strona Chanyeola znowu wzięła górę. Zawstydził się w najważniejszym momencie swojego życia, głównie dlatego, że jeszcze nigdy nie kochał się z żadnym mężczyzną. Odwrócił więc głowę, przygryzając wargę. Puścił słowa malarza mimo uszu, starając się przezwyciężyć swoje lęki i obawy.
– Czy coś jest nie w porządku? – Ton głosu blondyna nagle stał się bardzo zmartwiony i niepewny.
– To nic takiego.
– Chodź tu, pomogę ci – rzucił Baekhyun, na co Park kolejny raz pochylił się nad nim.
Rozedrgane dłonie Byuna objęły czarnowłosego za szyję. Ich usta zderzyły się tak nagle i niespodziewanie, jednak to ani trochę nie odebrało temu pocałunkowi jego swoistej magii i uroku. Choć obaj się denerwowali, starali się zamaskować pięknymi słowami lub śmiałymi gestami. Prawda jednak zawsze brała górę.
– A teraz się w końcu pospiesz – wymamrotał malarz tuż przy ustach swojego kochanka, nadal pieszcząc je troskliwie.
I wyraźnie ten pozornie błahy gest uspokoił rozszalałe myśli Chanyeola i pozwolił mu odpędzić wszelkie obawy. Z początku nieznacznie przybliżył się do rozgrzanego ciała, zaciskając powieki. Później jednak dodał sam sobie jeszcze więcej odwagi, powtarzając sobie, że przecież na to czekał przez cały czas. Jego duże dłonie niepewnie zacisnęły się na wąskich biodrach, unosząc je nieco góry. Z cichym stęknięciem wszedł w Baekhyuna, przyprawiając go o pobudzające dreszcze na całym ciele oraz wywołując uśmiech na jego twarzy.
Mozolne, wulgarnie powolne ruchy bioder wynosiły cierpliwość malarza na nowy poziom, jednocześnie pozwalając mu czerpać niezmierzone ilości niewysłowionej przyjemności. Czuł dokładnie to, co chciał ofiarować mu Park. Widział szczegółowo to, co malowało się w oczach bruneta, które teraz niemal płonęły wypełnione gorącym uczuciem, przyozdobionym woalem pożądania. Objął go za szyję, rozwierając szeroko usta, spomiędzy których wypływały przydługie wiązanki niezrozumiałych tonów miłości.
Zacisnął powieki, kiedy duże ręce wsunęły się pod jego plecy, zwiedzając niezbadane zakamarki jego ciała i duszy. Chciwe wargi spijały z łabędziej szyi błyszczące w świetle księżyca krople nieśmiałych uczuć, czerpiąc z nich więcej radości niż z niepewnych słów. Gorliwe oczy zapamiętywały malujący się przed nimi obraz błahej kruchości, pogrążonej w stanie najwyższego uniesienia.
– Kocham cię, Baekhyun – wyszeptał Chanyeol, kiedy starszy z całej siły wbijał palce w jego plecy, pragnąc mieć go jeszcze bliżej siebie.
W odpowiedzi malarz jęknął przeciągle, patrząc wprost na twarz Parka. Nie umiał opisać, jak wiele uczuć przelewa się przez niego w jednej chwili, dlatego wolał nie mówić nic. Wystarczyło mu, że odpowiadał na długie, żywe pchnięcia lekkim kołysaniem bioder; na śmiałe pocałunki, głośnymi, urywanymi westchnięciami. Pozorne imponderabilia pozwalały im bez trudu wspólnie wspinać się na wyżyny, poznawać swoje ciała w każdej kolejnej sferze.
Nieprzenikniony dreszcz wstrząsnął nimi niemal w tym samym czasie. Z ust Baekhyuna wyrwał się przepełniony roztargnieniem krzyk, w którym zawarte było imię kochanka. Wargi Parka jedynie mocno przywarły do dołka między obojczykami jasnowłosego, zostawiając tam sinoczerwony ślad. Długie palce niespodziewanie wplątały się w kruczoczarne kosmyki, gładząc je spokojnie, jakby z ulgą, pomimo iż serce biło szybko, jak gdyby gdzieś w środku uwięziony był spragniony wolności ptak.
– Ja… też cię kocham, Chanyeol – wymamrotał malarz, odwracając głowę w bok.
Tak, wstydził się własnych uczuć. Tak, nie potrafił ich do końca opisać. Ale nosił w sobie jakiś ciężar, a gdy wypowiedział te proste słowa, ciężar zniknął. Spojrzał na twarz zaskoczonego i równocześnie szczęśliwego Parka, nadal bawiąc się jego włosami. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się ku górze.
Kiedy już młodszy powoli przetoczył się na swoją stronę łóżka, obaj starali się uspokoić rozedrgane oddechy, gwałtownie falujące piersi. Ich palce stykały się potajemnie, a roztrzepane włosy zdobiły poduszki niczym puch. W pewnej chwili Baekhyun przysunął się bliżej i choć był brudny, przekręcił się na bok i położył głowę na klatce piersiowej Chanyeola. Objął go w pasie, przymykając na moment oczy. Napawał się jego zapachem, mimo iż ten spowity był nutą zmęczenia i seksu.
– Jutro musimy iść uprzątnąć twoje mieszkanie, jeśli chcemy je sprzedać. No, chyba że się rozmyśliłeś – oznajmił brunet, kładąc rękę na talii malarza, przyciągając go do siebie.
– Nie zmieniłem zdania. Chcę je sprzedać, chcę mieć pieniądze, chcę mieszkać z tobą – oświadczył Byun, podnosząc wzrok na Parka. – Chcę zacząć całkiem nowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz