Jaskrawe światło uporczywie przezierało przez
okno, oślepiając zamknięty pod powiekami świat Baekhyuna. Otworzył oczy bardzo
powoli, z miejsca przykładając dłoń do czoła. Rozsadzający ból głowy nie dawał
mu spokoju już od kilku dni. Jeszcze przez sekundę udawał, że śpi, choć tak
naprawdę liczył, że jakoś uda mu się cofnąć czas i zapobiec wydarzeniom, które
miały miejsce tydzień temu. Zakrwawiony obraz Chanyeola majaczył w jego snach,
zamieniając je w najpaskudniejsze koszmary świata.
Podniósł się z chybotliwym jękiem, a łóżko
skrzypnęło zdradziecko, przykuwając uwagę innych pacjentów. Było ich w sali
sześciu. Nie znali swoich imion, tylko ponury wygląd. Jeden przypominał
drugiego mniej lub bardziej. Łączyły ich choroby, o których zdrowi ludzie nie
mogli nic wiedzieć. Zwykle patrzyli na siebie, niemo pytając o samopoczucie. Niedostępne
oczy zawsze ziały niezmierzoną pustką, bezkresnym oceanem nicości.
– Czujesz się, jakbyś miał papkę zamiast
mózgu, hę? – Nieco żywiej wyglądający mężczyzna wszedł do środka, niosąc na
tacy parującą owsiankę i pojemniczek z lekarstwami. – Smacznego, Byun. Po
śniadaniu masz się widzieć ze swoją lekarką, czaisz? – Niedbale rzucił tackę na
zimny parapet, sprawiając, że jedzenie podskoczyło i spora część kleistego ryżu
wylądowała na obleśnej podłodze.
Zniesmaczony Baekhyun zmarszczył wargi i
zacisnął chude pięści, aż zadrżały mu ręce. Ten sam facet codziennie przynosił
mu jedzenie i denerwował go uszczypliwymi komentarzami zupełnie bez powodu.
Zachowywał się tak, jak gdyby znał wcześniejsze życie malarza i chciał mu
pokazać, jak nisko upadł, jak bardzo się stoczył, lądując w szpitalu dla psychicznie
chorych. Wstając z nieskrywanym trudem, westchnął, a później dowlókł się do
kąta i przysunął sobie pod parapet metalowe, miejscami pordzewiałe krzesło.
Jadł bez przekonania, obserwując mizerne
ruchy granatowych spodni z białymi lampasami i żółtych niczym piórka kanarka
koszulek. To jego koledzy. Po
przybyciu tu wmawiał sobie, że jakoś się z nimi dogada, lecz doszczętnie ich
zignorował. Nawet ich rozmowy, które zazwyczaj dotyczyły tematu pogody czy
książek, nie przykuwały jego uwagi. Czasami bał się, że ktoś mu coś zrobi za
to, że mu się przyglądał. W nocy zaś nierzadko budził się zlany zimnym potem,
mając wyraźne przeczucie, że ktoś nad nim stoi.
Tabletki połknął, układając się starannie na
łyżce z ryżem. Nie mógł dopuścić, by rozpuściły się na jego języku jak
poprzednim razem. Nienawidził gorzkiego smaku, od którego miał mdłości, aż
wreszcie zwymiotował na podłogę. Musiał to oczywiście uprzątnąć, czując na
sobie taksujące i pogardliwe spojrzenia współlokatorów. Jego suche i
roztrzęsione dłonie ze wszystkich sił ściskały podziurawioną szmatę, a jemu
samemu znów chciało się płakać. Z beznadziejności.
Odniósłszy tacę z opróżnioną miską na
stołówkę, udał się do gabinetu lekarki prowadzącej. Na początku wciąż zadawano
mu pytania. Miał wrażenie, że jest na nieustającym przesłuchaniu, ale w końcu
dano mu spokój. Robiono mu również różne badania. Nic nie rozumiał, bo niemal
od początku dostawał leki na uspokojenie. Zabrano go tutaj, bowiem uznano, że
był niebezpieczny dla najbliższego otoczenia, jako że bez powodu zaatakował
osobę, z którą mieszkał. Na to stwierdzenie jedynie obojętnie wzruszył
ramionami.
Usiadł na krześle przed młodą kobietą, pewnie
niewiele starszą od niego samego. Miała krótkie brązowe włosy i dziewczęcą,
trochę za długą grzywkę. Gdy zapisywała coś w swoim zeszycie czy kalendarzu
albo jak wystukiwała informacje na klawiaturze, marszczyła brwi, przez co jej
twarz wydawała się niemal dziecięca. Baekhyun miał okazję to zaobserwować, gdy
zwyczajnie nie chciał z nią rozmawiać, mimo iż go o to prosiła. Ignorował ją,
więc ona nie skupiała się na nim. Wracała do poprzedniego zajęcia, czekając, aż
sam zacznie mówić, ale to nie następowało. Po godzinie pozwalała mu wrócić do
siebie, rzucając mu smutne spojrzenie zza lekko wytuszowanych rzęs. Była zawiedziona
taką postawą, jednak nigdy nie zmuszała swoich podopiecznych do wyjawienia
sekretów, do odpowiedzi na trudne pytania. Dawała im wskazówki i cierpliwie
oczekiwała rozwoju sytuacji.
– Jak się dzisiaj czujesz, Baekhyun? –
zapytała miękko, odstawiając na spodeczek filiżankę z mocną herbatą.
– Może być – odparł mężczyzna i odchylił się
na krześle.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmiła,
przekładając dokumenty, aż jego teczka znalazła się na wierzchu. – Po tych
wszystkich rozmowach i badaniach odkryłam dwie rzeczy. Co prawda od ciebie nie
można było się za wiele dowiedzieć, jak sam się domyślasz, ale zadzwoniłam do
twojego przyjaciela. Przepraszam, że grzebałam w twoich papierach. To było
konieczne. Do Kyungsoo okazał się dość pomocny.
Pełna oczekiwania cisza zapadła, gdy Hyeon
Joo znów sięgnęła po herbatę i upiła spory łyk, jakby chcąc odciągnąć ten
moment jak najdalej. Odchrząknęła, poprawiając się na krześle.
– Przykro mi to stwierdzić, ale jesteś
bipolarny – powiedziała na jednym tchu, przez co na koniec jej głos załamał się
i przycichł. Oczy malarza niemal w sekundzie otworzyły się znacznie szerzej. –
Masz chorobę dwubiegunową. A poza tym ważysz zbyt mało. – Zacisnęła wargi,
powstrzymując się od komentarza.
Zdumiony Baekhyun odruchowo walnął pięścią w
biurko. Stosy papierów niebezpiecznie zadrżały, po czym zsunęły się, robiąc
bałagan. Mężczyzna bezskutecznie gromił ją zawziętym spojrzeniem, chcąc
sprawdzić, by zapadła się pod ziemię albo cofnęła swoje słowa. Tak się jednak
nie stało. Wtedy też malarz wstał, podniósł pierwszy lepszy plik dokumentów i
podrzucił go do góry. Był tak zły, że miał ochotę zniszczyć niewielkie biuro,
ale stać go było tylko na deszcz zapisanych tajemniczym, lekarskim językiem
kartek. Dyszał ciężko, zaciskając drobne pięści. Czuł, jak paznokcie wbijają mu
się w skórę.
– Nie jestem chory, słyszysz?! Nie jestem
chory! Nie jestem chory! Nie byłem chory, nie jestem i nigdy nie będę,
rozumiesz?! Nie jestem chory! – Krzyczał, zdzierając sobie gardło. Od
nadmiernego wysiłku zakręciło mu się w głowie i opadł na krzesło, a jego twarz
poczerwieniała.
– To normalne, że tego nie akceptujesz. Jak
już stąd wyjdziesz, zapiszę cię na terapię, dostaniesz receptę i–
– Zamknij się! Nie jestem chory! Nie widzisz
tego? – spytał, wybałuszając oczy, jak gdyby to w nich krył się zdradziecki
pierwiastek choroby. – Wykreśl to wszystko co napisałaś i wypuść mnie do domu.
Nie zostanę tu ani chwili dłużej!
– Zostaniesz. Jeszcze trzy tygodnie i
pójdziesz do domu. Zobaczysz, szybko minie – uspokajała go, ostrożnie przesuwając
porozrzucane papiery na bok, by nie zasłaniały jej karty Baekhyuna.
Byun miał już tego po dziurki w nosie. Wstał
i bezceremonialnie uderzył niewinną kobietę w twarz z głośnym plaśnięciem. Ta
krzyknęła tak głośno, że już po chwili dwóch pielęgniarzy stało w pomieszczeniu
ze strzykawką. Prędko złapali malarza, ale nim zdążyli wstrzyknąć mu środek
uspokajający, udało mu się szarpnąć Hyeon Joo za włosy. – Głupia suka –
wysyczał przez zęby, a potem niespodziewanie zamknął oczy i osunął się w
ramiona młodych mężczyzn.
◄►
Minęły trzy dni, odkąd Baekhyun dowiedział
się o swojej chorobie. Nie akceptował tego. Nie wierzył w ani jedno słowo,
które powiedziała do niego lekarka. Za każdym razem prychał drwiąco,
przypominając sobie przebieg tamtego spotkania. Później zaśmiewał się pod nosem
i kręcił głową. Nie mógł być chory. Wszyscy inni tak, ale nie on. Może i życie
kiedyś porządnie kopnęło go w dupę i stał się największym śmieciem, żyjącym jak
rynsztokowa biedota, ale nie zasłużył na to, żeby zmagać się z jakąś
dolegliwością. Nie miał czasu, by więcej o tym myśleć, bo ktoś poszturchał jego
ramieniem, sprawiając, że otworzył oczy.
– Czego chcesz? – burknął niedbale, widząc
swojego ulubionego gościa, który
jednak tym razem nie miał dla niego tacki z jedzeniem.
– Ktoś do ciebie przyjechał – powiedział z
wyrzutem, krzyżując ręce na piersi. – Masz iść się z nimi zobaczyć, bo tak i
już – dodał i nie czekając na Byuna wyszedł z sali.
Malarz wstał wolno, jako że robiąc to zbyt
gwałtownie, strasznie kręciło mu się w głowie. Prawie tak, jakby dopiero co
wypił kilka mocniejszych drinków. Nie dostrzegał tego, że jest zbyt słaby i ma
ochotę tylko spać albo leżeć. Ostatnio tylko myśli o nieszczerej prawdzie
zatruwały jego umysł, dlatego zdarzało mu się omijać niektóre posiłki.
Wyszedł na korytarz, gdzie przeraźliwe
światło świetlówek uderzyło w jego oczy. Zasłonił się dłonią, a jak już się
przyzwyczaił, poszedł w lewo, gdzie znajdowało się pomieszczenie dla
odwiedzających. Stając w wejściu widział przy stolikach osoby, które rozmawiały
ze swoimi rodzinami, bliskimi. Nierzadko ktoś ronił łzę wyrażającą bezkresną
tęsknotę. On jednakże nie znalazł znajomej twarzy. Zmarszczył brwi, gdy właśnie
przemiła kobieta z szerokim uśmiechem wprowadziła do sali dwóch młodych
mężczyzn.
– Cześć, Baekhyun – odezwał się cicho
Kyungsoo, nostalgicznie chwytając dłoń przyjaciela.
– Cz-cześć – wyjąkał Byun, mrugając
niepewnie.
Zasiedli przy stoliku stojącym jak najdalej
od wejścia. W pobliżu nie było nikogo. W jednym kącie siedział tylko
sanitariusz nadzorujący otoczenie, by w razie czego odpowiednio szybko
zareagować. Drewniane krzesła zgrzytnęły cicho, kiedy siadali. Jongin posłał
swojemu hyungowi nieśmiały uśmiech. Cieszył się, że widzi go całego i zdrowego.
Złapał jego drugą dłoń i ścisnął ją z wyczuciem.
– Baliśmy się, że robią ci tu coś złego –
przemówił najmłodszy, a później lekko przygryzł wargę. – Kyungsoo naprawdę się
martwił. Obaj się martwiliśmy.
– Wczoraj byliśmy u Chanyeola. U niego
wszystko w porządku. Ręka goi się tak, jak powinna – rzucił Do, a malarz tylko
pokiwał ospale głową.
Rozmowa nie przebiegała właściwymi torami.
Raczej to Jongin i Kyungsoo mówili do Baekhyuna, a on tylko się uśmiechał,
czasami coś wtrącił albo mruknął. Nigdy nic nie opowiadał. Błędnym wzrokiem
wodził to tu to tam, ale ani razu nie odwrócił się, definitywnie pokazując, że
ich lekceważy. Ciągle słuchał. Słowa wsiąkały do jego głowy, by po kolejnej
dawce informacji rozpłynąć się na dobre.
Półtorej godziny i słabą herbatę z automatu
później dwaj mężczyźni wstali, uśmiechając się lekko do malarza. Pożegnali się,
ściskając go i życząc mu rychłego powrotu do domu. On odwzajemniał te gesty,
lecz jakby nie był w nie w pełni zaangażowany. Był jak drewno, które ktoś
usilnie stara się ożywić, używając wszystkich swoich uczuć. Ze słabym uśmiechem
na ustach wrócił do pokoju. Jak tylko przekroczył próg, głowy pozostałych
mężczyzn zwróciły się w jego stronę. Przez moment uważnie mu się przyglądali,
ale zaraz powrócili do swoich zajęć.
Baekhyun położył się do łóżka, podpierając
głowę na łokciu. Wyglądał przez okno i jedynie apatycznie mrugnięcia powiek
świadczyły o tym, że nie zapadł w sen. Odetchnął ciężko, w jednej sekundzie
przewracając się na plecy. Nie wiadomo skąd powróciły kłujące myśli o
prawdopodobnej chorobie. Prychnął, naciągając na siebie śmierdzącą potem i
kurzem kołdrę, po czym zasnął przytłoczony wyimaginowaną rzeczywistością.
◄►
Po powrocie do domu Chanyeol nadal był
oszołomiony i całkowite dojście do siebie zajęło mu kilka dni. W głowie nie
mieściło mu się to, że Byun tak zwyczajnie posłuchał lekarza i poddał się leczeniu.
Odkąd się rozstali, nie miał o nim żadnych wieści. Kyungsoo zadzwonił raz,
dając znać, że trzymają starszego w szpitalu, bo stanowi pozorne zagrożenie dla
otaczających go osób. Na to Park pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nie
kłócił się. W zamian za to chciał zrobić coś bardziej użytecznego.
Gdy Jongin wraz z Kyungsoo odwiedzili go,
uraczył ich dużymi filiżankami jaśminowej herbaty. Siedzieli w kuchni, gdzie
brunet ostatnio spędzał większość swoich dni, jako że reszta mieszkania
przywoływała mu na myśl Baekhyuna. Był niespokojny. Do wypytywał go o wszystko,
co się działo, gdy nie miał kontaktu z jasnowłosym, dlatego Chanyeol zdał mu
bardzo dokładną relację, nie oszczędzając na żadnym szczególe. W końcu
przyjaciel powinien wiedzieć najlepiej.
– To bardzo w jego stylu – skomentował
Kyungsoo, słysząc o uporze malarza. – A ty jak się trzymasz? Co z twoją raną?
– Jest dobrze, ale i tak muszę odwiedzać
szpital co drugi dzień – odrzekł Park, wypijając na raz blisko pół filiżanki
ciepłego napoju. – Poza tym jest nieźle. Co prawda ledwie przesypiam noce, bo
myślę o tym, co mogę zrobić dla Baekhyuna.
– Wiesz, kiedy ostatni raz z tobą
rozmawiałem, mówiłem o jego rodzicach. Zanim Baek dotarł do takiego stanu, w
jakim jest teraz miał… – urwał, nie mając pojęcia, jak zacząć opowieść, lecz
czarnowłosy zbył go machnięciem ręki.
– Już o wszystkim wiem. Powiedział mi –
rzucił cicho.
– To niewiarygodne. – Do był zaskoczony, aż
zamrugał parokrotnie. – Nikomu o tym nie mówił. Poza mną. Ale nieważne.
Chodziło mi o to, że… Może mógłbyś odszukać jego rodziców i ich tutaj
sprowadzić? Wiem, że Baekhyun zapewne nie chce mieć z nimi kontaktu, ale może
jednak coś to zmieni, jeżeli się z nimi spotka.
Sugestia Kyungoo nie prezentowała się źle.
Chanyeol począł się zastanawiać. Nie wiadomo, co mogłoby wywołać takie
spotkanie po latach, lecz możliwe, że próba była warta zachodu. Nikt nie był
pewien, czy rodzice malarza nadal są tacy zacofani i zgorzkniali. Park zacisnął
mocno szczękę, przesuwając palcami po brodzie.
– Podaj mi ich dokładny adres – poprosił,
zwracając się do Kyungsoo, któremu uśmiech ulgi wykrzywił pełne usta w
kształcie serca.
Następnego dnia Park od samego rana
przygotowywał się do podróży. Zapakował do torby pełno jedzenia, termos z
herbatą i drugi z kawą, książkę – na wypadek, gdyby chciał zrobić przerwę –
oraz koc. Nie zapomniał również o płytach z ulubioną muzyką i nawigacji, do
której zdążył już wklepać adres rodziców Baekhyuna. Denerwował się. Jak tylko
próbował odetchnąć i ubrać na usta najpiękniejszy ze swych uśmiechów, wielka
gula przedzierała się przez jego gardło i wpadała do żołądka, niosąc ze sobą
potężną falę mdłości.
Jazda samochodem bardzo go męczyła. W połowie
drogi zatrzymał się w najbliższym możliwym miejscu, które okazało się być
parkingiem dla ciężarówek. Znajdował się tam również mały bar, gdzie można było
coś przekąsić. Park nie miał jednak czasu na stanie w kolejce, która chyba była
spora, co stwierdził na podstawie kilkunastu wielkich aut. Zaparkował więc w
cieniu ogromnego drzewa, a potem wysiadł.
Odetchnął świeżym powietrzem. Wcześniej był
tak skupiony na drodze, że odruchowo włączył klimatyzację, rezygnując z
uchylenia okna. Pewnie dlatego wciąż zbierało mu się na wymioty. Po dozie
niezapuszkowanego tlenu jasny uśmiech rozświetlił jego twarz. Wyjął ze swej
podróżnej torby przygotowane wcześniej kanapki i przysiadł na trawie. Jakiś
czas obserwował ptaki, starając się nie myśleć o niczym. Kiedy skończył,
strząsnął okruchy z kolan, wypił pół termosu herbaty i ruszył w dalszą trasę.
Jak się okazało, dom państwa Byun znajdował
się na obrzeżach Jeonju. Był całkiem spory, posesja, na której został
wybudowany, również nie była jakaś specjalnie duża. Z tyłu posadzono drzewa
iglaste i krzewy, jako że niedaleko było stąd do lasu. Już z oddali w oczy
rzucało się oczko wodne, w którym aktualnie nie pływały ryby, gdyż był już
początek grudnia. Reszta ogrodu zdawała się spać. Nagie gałęzie pozostałych
drzew i rabaty kwiatowe nie dawały złudnego wrażenia, że czas tu stanął w
miejscu.
Podjazd był długi, wysypany zwyczajnymi
kamieniami, ale brama otwierała się automatycznie. Zaskoczony, że tak nagle się
odsunęła, wjechał na teren posiadłości, czując, jak jego nerwy zwijają się w
kłębek i przyklejają się do jego żołądka. Coraz
gorzej, mruknął do siebie w myślach. Gdy był już blisko budynku, skręcił w
prawo i zaparkował w pobliżu innych samochodów. Odetchnął głęboko kilka razy,
nabierając odwagi.
Wreszcie wysiadł i z duszą na ramieniu
podążył w kierunku wejścia, które zauważył wcześniej. Widząc wszystko z bliska,
wydawało mu się, że dom jest bardzo nowoczesny i jasny, dlatego że niemal
wszędzie zamontowano ogromne okna. Począł zastanawiać się, kto z państwa Byun
wpadł na taki pomysł, ale nie doszedł do żadnego wniosku, jako że drzwi przed
nim otworzyły się niespodziewanie i stanął w nich energiczny mężczyzna koło
pięćdziesiątki. Ukłonił się i posłał serdeczny uśmiech, na co Chanyeol
odpowiedział w ten sam sposób.
– Kim pan jest i co pana tutaj sprowadza? –
zapytał starszy pan, lustrując bruneta od stóp do głów, jak gdyby miał rentgen
w oczach.
– Nazywam się Park Chanyeol i… chciałem
porozmawiać z państwem Byun. Czy zastałem ich w domu? – Był tak podenerwowany,
że założył ręce do tyłu i począł ściskać palce raz jednej, raz drugiej ręki aż
do tępego bólu. Trochę pomagało.
– Jeśli to coś bardzo pilnego, proszę za mną.
– Mężczyzna zaprosił Parka do środka płynnym ruchem dłoni.
Przełykając z trudem ślinę, czarnowłosy
wszedł do domu, a gdy drzwi zamknięto za nim drzwi, aż podskoczył. Nie miał
zbyt wiele czasu, by przyjrzeć się wnętrzu, ale nie dało się ukryć bardzo
ładnego wystroju. Choć ludzie ci z pewnością do biednych nie należeli, nie
afiszowali się swym bogactwem, rozmieszczając w domu kiczowate, drogocenne
bibeloty. Owszem, tu i ówdzie wisiało kilka obrazów, ale nie było to nic
szczególnie wyszukanego.
Kiedy mężczyzna wszedł do salonu, oczom
Chanyeola ukazała się siedząca w miękkim fotelu kobieta w podobnym wieku.
Podniosła wzrok znad kolorowego pisma o urodzie i zmarszczyła brwi, po czym
posłała obydwojgu pytające spojrzenie.
– Kochanie, ten młody człowiek chce o czymś z
nami pomówić – wytłumaczył mężczyzna, a brunet natychmiast zamarł, rozumiejąc,
że właśnie stoi przed rodzicami Baekhyuna.
Pani Byun wstała i miękkim ruchem dłoni nakazała
Parkowi usiąść. On zaś ukłonił się i zajął miejsce na kanapie z wzorem podobnym
do tego na fotelu. Serce biło mu niewiarygodnie szybko. Czuł, że za moment
wyskoczy mu z piersi albo wpadnie do żołądka, dołączając do kłębka nerwów i
będzie przyczyną jego wymiotów. Rozmasował dłonie, a potem rozpiął płaszcz,
czekając, aż kobieta wróci z zaparzoną herbatą.
– Skąd przyjechałeś? – zapytał nagle pan
Byun, przysiadając obok czarnowłosego.
– Z Seulu – wykrztusił Chanyeol, po czym
zdobył się na najmniej sztuczny uśmiech.
– To spory kawałek drogi – skomentował
mężczyzna, opierając dłonie na kolanach. – Musisz mieć do nas chyba bardzo
poważną sprawę, skoro przyjechałaś prawie na drugi koniec kraju. Poczekamy na
moją żonę i wtedy o wszystkim nam powiesz, dobrze? – Park pokiwał mechanicznie
głową, pamiętając o tym, by nie wstrzymywać niepotrzebnie powietrza.
Pani Byun weszła niedługo potem. Postawiła na
ławie srebrną tacę z filiżankami i imbryczkiem do herbaty z subtelnym kwiatowym
wzorem. Brunet uśmiechał się lekko, przypominając sobie zapomnianą filiżankę z
niezapominajkami na parapecie w mieszkanku Baekhyuna. Kiedy wszyscy troje
siedzieli już wygodnie, ojciec malarza odchrząknął głośno, zwracając na siebie
całą uwagę.
– Więc co było tak istotnego, że przyjechałeś
porozmawiać z nami osobiście? – spytał mężczyzna.
– Cóż… Ja… – Chanyeol nie wiedział, jak
powinien zacząć. Przez całą drogę tak bardzo rosło jego podenerwowanie, że
nawet nie udało mu się przygotować choćby krótkiego monologu. Przeklął w
myślach i szybko zrobił łyk herbaty. Była smaczna, raczej drogocenna, ale
odrobinę podniosła go na duchu i dodała odwagi. Zrobił głęboki wdech. – Chodzi
o Baekhyuna – powiedział to ciszej, niż zamierzał, jednocześnie jego głos jakby
rozniósł się echem po całym domu, zachowując to zdanie w najodleglejszych
zakamarkach.
Państwo Byun niemal podskoczyli na swoich
miejscach. Byli mocno zdumieni. Patrzyli to na siebie, to na młodego mężczyznę
pomiędzy nimi. Pani Byun nerwowo splotła palce i ułożyła je na kolanach,
ignorując spazmatyczne drżenie dłoni.
– Wiem, jak wygląda cała ta sytuacja –
odezwał się, kątem oka widząc poirytowaną twarz starszego pana. – Zdaję sobie
sprawę, że nadal musi być państwu trudno, ale–
– A tobie nie byłoby trudno, gdybyś zobaczył
swoje dziecko w ramionach obcego mężczyzny?
Nie tak go wychowywaliśmy. Nasz syn nie urodził się zboczeńcem. Nie wiem kto i
co próbował mu udowodnić, ale Baekhyun nigdy taki nie był. Ten drugi zboczeniec
musiał mu namieszać w głowie i naopowiadać jakichś bzdur – wypaliła kobieta bez
zastanowienia, patrząc na Parka z kamiennym wyrazem twarzy. Jej słowa były
zimne i ostre jak noże.
– Seung Min, uspokój się, proszę, posłuchajmy
go do końca, hm? – Mężczyzna złapał swą żonę za rękę, starając się ją jakoś
pokrzepić.
– Jak już powiedziałem, na pewno wciąż
państwo nie mogą sobie z tym poradzić, ale nic już nie można zmienić. Jednak
nie przyjechałem tutaj, by rozmawiać o tym, czy Baekhyun preferuje kobiety czy mężczyzn.
– Strumień słów Parka płynął bardzo powoli i wydawało się, że pokonuje przy tym
nie wniesienia, ale całe wysokie góry. Musiał ostrożnie dobierać poszczególne
słowa, by nie zostać źle zrozumianym. – Baekhyun jest w szpitalu
psychiatrycznym – wydusił w końcu i wielki ciężar spadł z jego piersi,
pozwalając mu normalnie oddychać.
– Co?! – krzyknęła pani Byun, otwierając
szeroko małe oczy. Czarnowłosy dostrzegł podobieństwo między nią a jej synem. –
J-jak to?!
– Jakiś tydzień temu prawie dźgnął mnie nożem
w ramię. Później sam zadzwonił na pogotowie. Lekarz przeprowadził z nami
rozmowę. Wnioskuję, że miało to jakiś związek z szokiem pourazowym. Gdy doktor
wypytywał mnie o to, jak się czuję, podejrzałem, co zapisał na temat Baekhyuna.
Było tam napisane, że miał halucynacje. Prawdopodobnie dlatego mnie zranił.
Zabrali go, twierdząc, że stanowi zagrożenie dla najbliższego otoczenia. Nic
więcej nie mogę państwu powiedzieć, bo sam nie wiem.
Rodzice Baekhyuna zamarli zszokowani. Żadne z
nich nie wiedziało, co powiedzieć ani jak zareagować. Byli przygotowani na
każdą wiadomość, ale nie na coś takiego. W pewnej chwili pani Byun wypuściła z
ust drżący oddech i zrobiła łyk herbaty, rozlewając przy tym trochę na podłogę.
Machnęła ręką, odstawiając filiżankę na spodek i spojrzała Chanyeolowi w oczy.
– Cz-czy mogłabym się z nim zobaczyć? –
spytała cicho, nieśmiało. Jej głos trząsł się od nadmiaru emocji i faktów,
jakie przyszło jej przyswoić.
– Ja również bardzo chciałbym pojechać do
syna, ale praca mnie wzywa – odezwał się nagle pan Byun. – Poza tym nie
umiałbym spojrzeć mu w oczy. Nie tym razem – dodał, a później wstał i wyszedł z
pokoju.
Gospodyni zaś złapała Parka za rękę z
nadmiarem energii. W jej oczach skrywał się prawdziwy żal i smutek, jakby
chciała przeprosić za wszystko, co zrobiła dawno temu. Przełknęła nerwowo
ślinę, czując miliony słów nasuwające się na czubek jej języka. Ostatecznie nie
wydusiła z siebie nic. Jedynie po jej policzkach popłynęło kilka samotnych łez
beznadziejności i rozpaczy. Potrząsnęła głową, wciąż kurczowo trzymając się
Chanyeola.
– Proszę nie płakać – powiedział brunet,
zakłopotany. – Jeśli pani sobie życzy, zabiorę panią do tego szpitala, żeby
mogła pani zobaczyć Baekhyuna. Musi pani za nim tęsknić. – Kobieta powoli, w
pewnym zamyśleniu, pokiwała głową. – Ja też za nim tęsknię. Nie widziałem go
tydzień, ale bardzo za nim tęsknię.
– Czy wy… jesteście razem? – ledwie
wykrztusiła z siebie pani Byun, jakby bała się zbrukać coś nad wyraz czystego
tak prostym pytaniem.
– Nie… – odrzekł Chanyeol, odwracając wzrok.
– Niestety nie.
◄►
Chanyeol spędził noc w gościnnym pokoju u
państwa Byun. Czuł się bardzo nieswojo, nawet odmówił zjedzenia kolacji, mimo
iż był świadom, że w ten sposób sprawia przykrość mamie malarza. Położył się do
łóżka bardzo wcześnie i jeszcze raz zastanowił nad tym, co odpowiedział jej,
gdy zapytała, o jego relację z Baekhyunem.
Po raz pierwszy dał się ponieść uczuciu,
które od jakiegoś czasu się w nim kumulowało. Nie przyznawał tego nawet przed
samym sobą, lecz uznał, że wreszcie nadszedł czas, by to zrobić. Wstydził się,
ale nie uważał, żeby było to coś złego. Już od początku starszy jakoś go
zauroczył. Jego zachowanie było niegrzeczne i wręcz odpychające, ale Park nie
dawał za wygraną. Początkowo wyglądało mu to na zwykłą grzeczność, dopiero
później zauważył, że to wcale nie tak.
Kiedy zaprosił do siebie Baekhyuna, aby miał
bliżej do szpitala Kyungsoo, zaczął odczuwać w sobie jakąś zmianę. Podobało mu
się, że ma dla kogo gotować, z kim zamienić kilka słów czy zwyczajnie wie o
obecności drugiej osoby. Znosił wszelakie humorki malarza, mimo iż czasami
chciał się poddać i wyprosić go z mieszkania. Później przyzwyczaił się do nich,
a niektóre nawet polubił. Uśmiechnął się do siebie lekko. Jakże uroczy był ten
dziecinny Byun, który w sklepie przytaszczył chyba połowę półki ze słodyczami.
Podczas choroby naprawdę się przejął. Martwił
się. Wówczas w jego piersi nie rozbłyskały gwiazdy, a cała przyjemna atmosfera
jakby schowała się głęboko pod łóżkiem. Strach sparaliżował go, bo wydawało mu
się, że Baekhyun jest bliski śmierci. Odetchnął z ulgą, gdy mu się polepszyło i
kiedy ponownie mógł się poświęcić gotowaniu oraz opiece. Owszem, obawiał się,
że może się zarazić, dlatego po kryjomu brał witaminy, aby móc dalej czuwać.
Po fatalnej wizycie u rodziców czuł się
winny. Mógł postąpić inaczej. Mógł odrzucić propozycję matki. Mógł również
pojechać sam. Ale nie zrobił tego. Nie umiał zostawić Byuna na pastwę losu,
samego w mieszkaniu. Przeczuł, że chodziłby cały dzień głodny, dlatego wolał go
mieć przy sobie.
Nie ukrywał, że ta nagła rozłąka zasmuciła
go. Setki razy dzwonił i pisał, nie uzyskując żadnego odzewu. Dopiero Kyungsoo
podał mu adres. Gdy znalazł się w tej ubogiej dzielnicy, nie wierzył własnym
oczom. Ale historia, która wypłynęła z ust Baekhyuna, zbliżyła Chanyeola do
niego, jednocześnie sprawiając, że jego serce rozpadało się na drobniutkie
kawałki. Chciał przytulać malarza, odpędzić wszystkie jego troski i zmartwienia.
Właśnie dlatego ponownie zabrał go do siebie. Niewyleczona choroba była tylko
tanią wymówką.
Przewrócił się na bok, szeroko otwartymi
oczami wyglądając przez okno na rozgwieżdżone niebo. Zrozumiał, że naprawdę lubi Baekhyuna.
◄►
Nazajutrz z samego rana Chanyeol i pani Byun
wyruszyli do Seulu. Śniadanie upłynęło w bardzo miłej atmosferze, jednak brunet
cały czas wyczuwał w powietrzu pewne napięcie. Nie wiedział, czy było to
spowodowane faktem, że Baekhyun jest w szpitalu czy podenerwowaniem gospodarzy.
Próbował jakoś załagodzić gęstniejące powietrze poprzez żarty. Opowiedział im
również co nieco o sobie, nic nie stało na przeszkodzie.
Po upływie czterech godzin, podczas których
zaczął padać pierwszy śnieg dotarli do miasta. W połowie drogi Park wykonał
telefon, aby w pośpiechu umówić wizytę na godzinę czternastą. Kiedy lekarka
prowadząca zgodziła się, odetchnął z ulgą, ale w tym samym momencie ogarnęło go
przerażenie. Bał się, czego się dowie, o ile cokolwiek będzie dane mu wiedzieć.
Matka malarza odzywała się tylko od czasu do czasu, pochłonięta własnymi
myślami.
Obiad zjedli w mieszkaniu Chanyeola. Ugościł
panią Byun najlepiej, jak potrafił, choć wysilił się jedynie na danie z
pudełka. Nie miał siły ani ochoty na gotowanie. Jego głowę coraz bardziej
zaprzątały myśli o jasnowłosym i o tym, jak on się ma, jak zareaguje na
obecność kobiety.
– Coś musi cię bardzo rozpraszać – zauważyła
mama Baekhyuna, gdy Park upuścił makaron na swoje spodnie.
Zarumienił się zawstydzony i poszedł po
szmatkę. – Nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Bardzo się tym przejmuję,
to tyle – odpowiedział, próbując pozbyć się tłustych plam. – Chyba będę musiał
się przebrać. – Przeprosił, po czym wyszedł zmienić spodnie na wygodniejsze i
czyste.
Sama jazda do szpitala trwała krócej, niż się
wydawało. Nawigacja podała czas czterdziestu minut, ale Chanyeol był tam już po
pół godzinie. Serce biło mu zaskakująco szybko, tłumiąc wszystkie inne dźwięki,
jakie go otaczały. Zaparkował niedaleko wejścia, żeby później nie musieć szukać
samochodu. Pani Byun z wahaniem położyła swą drobną dłoń na tej jego i ścisnęła
ją delikatnie, a na jej usta wspiął się pokrzepiający uśmiech.
– Będzie dobrze, zobaczysz – rzekła cicho. –
Przynajmniej dla ciebie. Nie musisz się niczego obawiać. Ja za to mam ochotę
wysiąść i uciec. Wiem, że Baekhyun nie będzie chciał ze mną rozmawiać, z
pewnością nie chce mnie widzieć. Byłam złą matką. Owszem, zaskoczyło mnie jego
młodzieńcze zachowanie, ale nie powinnam tak zareagować… – Ucięła.
– Proszę się nie obwiniać – zaprotestował
niespodziewanie Chanyeol, choć wiedział, że kobieta ma rację. Ta pokręciła
tylko głową.
– To nasza wina, Chanyeol – powiedziała,
patrząc mu w oczy. – Gdybyśmy nie wyrzucili go z domu, gdybyśmy spróbowali go
wysłuchać, zrozumieć, może nie byłby teraz w tym paskudnym miejscu. – Rzuciła
okiem na nieco zaniedbany budynek.
– Gdyby go tu nie było, nie zdarzyłyby się te
wszystkie sytuacje, które do tego doprowadziły. A gdyby to się nie wydarzyło,
nie poznałbym Baekhyuna. – Tym razem brunet, nieco spłoszony własną śmiałością,
spojrzał kobiecie w twarz. – Proszę pani, ja… Lubię Baekhyuna.
A/N: Nigdy nie miałam do czynienia z opisywaną chorobą, wszystko, o czym napisałam oparte jest na informacjach znalezionych w internecie.
A/N: Nigdy nie miałam do czynienia z opisywaną chorobą, wszystko, o czym napisałam oparte jest na informacjach znalezionych w internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz