sobota, 9 kwietnia 2016

Black & White [1/12]

Długość rozdziału: 3698 słów

Park Chanyeol był jednym z najpopularniejszych mężczyzn w Korei Południowej. Mimo swoich dwudziestu dziewięciu lat zajmował już najwyższe stanowisko w firmie rodziców, a z jego  portfela pieniądze wylewały się niczym wodospad Niagara. Szczycił się także nienagannym wyglądem. Lśniące, czarne włosy, głęboki głos i zwalające z nóg spojrzenie zapewniały rzesze fanek, wielbicielek i adoratorek jego skromnej osobie.
            Park Chanyeol był niezwykle charyzmatycznym i otwartym człowiekiem. Zawsze bez owijania w bawełnę mówił o tym, co leży mu na wątrobie; jakoś nie obchodziło go zdanie innych. Biła od niego naturalnie silna aura. Osoby, które z nim rozmawiały, zapominały języka w gębie przez jego energię. Mogłoby się wydawać, że był on zupełnie nieskazitelny, bez jakiejkolwiek zmazy na swoim życiorysie.
            W rzeczywistości Park Chanyeol miał sporo wad. Lubił dużo pić i często wychodził do klubu bądź na różne bankiety. Kiedy coś nie szło po jego myśli, bardzo szybko się denerwował, a czasami bywał nawet opryskliwy,  nie do zniesienia. Jednak pomimo to ludzie tolerowali jego osobę. Oczywiście sława niosła ze sobą także wrogów, ale mężczyzna nie zwracał na to uwagi. Otaczał się pięknymi, młodszymi od siebie kobietami. Jednak ciągle był sam.
            ­– Zostaniesz starym kawalerem, ahjussi – pewnego razu powiedziała do niego barmanka. Biznesman zbył ją tylko machnięciem ręki, a potem dokończył swojego drinka i wyszedł.
            Aktualnie Park Chanyeol stał oparty o parapet w swoim biurze, podziwiając panoramę Seulu. Tęsknił, choć sam nie wiedział za czym. Zauważył, że zaczynało brakować mu czasu na spontaniczne wypady i cotygodniowe rozrywki, ale pracę stawiał ponad wszystko. Nie chciał zawieść swoich rodziców, bo w przeciwnym razie odebraliby mu firmę, a tego by nie przebolał.
            – Panie Park, pańska matka do pana – odezwał się wysoki głos młodziutkiej sekretarki, która ledwie uchyliła drzwi.
            – Niech wejdzie – odpowiedział mężczyzna, odwracając się w stronę swojego biurka.
            Nie minęła nawet minuta, nim do biura weszła szczupła, niewysoka kobieta. Włosy miała upięte w ciasny kok na czubku głowy, jej szyja zaś i uszy przyozdobione były drogocenną, brylantową biżuterią. Aksamitny kostium w kolorze czerwonego wina idealnie podkreślał walory jej sylwetki, zaś lekki makijaż nadał jej twarzy świeżości i młodzieńczego wyglądu.
            – Witaj, mamo – powiedział Chanyeol, kłaniając się. Do kogo, jak do kogo, ale do swojej rodzicielki mężczyzna miał naprawdę ogromny szacunek. Nie potrafiłby powiedzieć na nią złego słowa, gdyż ta zawsze broniła go w każdej niebezpiecznej sytuacji.
            – Dzień dobry, synu – odparła Park Jiyoung, kiwając głową. – Musiałam zobaczyć się z tobą, bo chciałam ci przekazać, że z ojcem wyjeżdżamy w podróż po Europie. Chcę, abyś pamiętał, żeby nie robić głupstw. Nasze przedsiębiorstwo musi funkcjonować sprawnie i bez zastrzeżeń, bo konkurencja tylko szczerzy na nas kły – kobieta mówiła bez ustanku. – Jeśli tylko potkniesz się, to Oh Investors zgraną nam wszystkich klientów sprzed nosa, a wiesz, że to nasi najwięksi wrogowie.
            Na każde słowo pani Park Chanyeol zgodnie kiwał głową. Nie miał siły, ani nawet nie odważyłby się sprzeciwić się choćby jednemu jej zdaniu. Przynajmniej wtedy, gdy była w pobliżu. Za jej plecami robił setki innych rzeczy, o których wcale nie musiała wiedzieć. Po krótkiej pauzie młody biznesman zdecydował się zabrać głos.
            – Mam dwadzieścia dziewięć lat i nie jestem aż tak niemądry, żeby dopuścić do upadku firmy przez jeden wasz wyjazd – wyjaśnił. – To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia taka sytuacja, więc nie masz się o co martwić. – Na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. – Udanej podróży, eommoni.
            Razem z echem ostatnich słów kobieta wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi. Chanyeol wywrócił oczami, wypuszczając głośno powietrze z ust. To prawda, szanował matkę, ale czasami miał jej po prostu dość. Co chwilę męczyła go i dręczyła tym, jak bardzo musi troszczyć się o interesy, żeby czegoś nie spaprać.
            – Przecież nie mam jedenastu lat! – krzyknął biznesman, uderzając pięścią w biurko.
            Był podenerwowany tym, że rodzice nadal traktują go jak dziecko. Musiał jakoś odreagować. W pośpiechu opuścił biuro, zostawiając sekretarce wiadomość, iż wychodzi zagrać w tenisa.
            Wsiadając do swojego nowiutkiego, białego Porsche Panamera Turbo, wykonał jeden telefon.  Zadzwonił do swojego zaufanego kolegi. W końcu nie mógł grać sam, skoro potrzebował się wyżyć. Zawsze tak robił, gdy był zirytowany z powodów rodzinnych albo własnych, o których nie chciał nikomu nic mówić.
            Po krótkiej jeździe Park znalazł się na dobrze znanym sobie korcie tenisowym. Jego dobry znajomy, Kim Junmyeon, już był na miejscu. Blondyn z daleka pomachał do biznesmana, uśmiechając się przy tym. Dość długo już się nie widzieli.
            Chanyeol bez wahania wysiadł z samochodu, a potem wyjął z bagażnika wielką torbę. Trzymał tam swój strój i rakiety tenisowe. Każda z nich była przeznaczona na specjalną okazję. Tym razem mężczyzna wybrał czarną, tą, która była najlepsza na najcięższe dni.
            Po wyjściu z szatni, już w sportowym ubraniu, czarnowłosy podszedł do kolegi, aby się z nim przywitać. Naprawdę bardzo go lubił i w trudnych chwilach mógł na nim polegać. Poza tym ten kort należał do niego, więc inaczej raczej by się nie spotkali.
            – Coś się stało, Yeol – stwierdził jasnowłosy, spoglądając na twarz kolegi.
            Cóż, o to nie musiał pytać. Park dzwonił do niego, prosząc o grę tylko wtedy, gdy coś poważnie go dręczyło. Junmyeon był bardzo dobrze znanym psychologiem, dlatego potrafił dawać dobre, skuteczne rady. Nawet sam polecił Chanyeolowi, by wyrzucał całą swoją złość, uprawiając sport.
            – Stało się, oj stało – odparł biznesman, pocierając skroń dłonią wolną od rakiety. – Moja matka znowu mnie dręczy. Wyjeżdżają sobie do Europy. Oczywiście ona musiała przyleźć do mojego biura i marudzić o tym, że muszę uważać, co robię, gdy ich nie ma. Przecież nie jestem dzieckiem!
            – Spokojnie, Chanyeol – powiedział Junmyeon, kładąc dłoń na ramieniu swojego towarzysza. – W zasadzie to jest wyjście, aby przestali mieć cię za nierozsądnego nastolatka, jakim nawet nie jesteś.
            – Jaki to sposób? – spytał Park, rzucając mu dociekliwe spojrzenie.
            – Cóż… do tego potrzeba ci żony – odparł po krótkiej chwili zupełnie spokojnym głosem. – Znajdziesz ładną dziewczynę, poznacie się, potem przedstawisz ją rodzicom, oznajmisz, że bierzecie ślub, pobierzecie się i gotowe.  Matka zejdzie ci z głowy, a firma będzie już tylko i wyłącznie twoja. Nikt nie będzie tam wsadzał swoich paluchów.
            – Suho, czy ty,  do cholery, oszalałeś,?! – krzyknął czarnowłosy, będąc tylko bardziej rozjuszonym. – Jaka żona?! Zaraz matka będzie kazała mi się starać o dziecko!
            – Po pierwsze nie mów do mnie Suho, a po drugie-
            – Ja mam tak nie mówić, ale jak mówi to twój chłoptaś, to tylko byś go błagał o więcej – przerwał mu Park, uśmiechając się cynicznie.
            – Nie wkraczaj w moje życie towarzyskie, Chanyeol – oburzył się Junmyeon, krzyżując ręce na piersi.
            – Przestań mi mówić o małżeństwie, a ja przestanę się tak do ciebie zwracać.
            – Ale zrozum, że małżeństwo, to jedyne racjonalne wyjście – tłumaczył się lekarz.
            – Wiesz, Suho, wydaje mi się, że można znaleźć jakieś inne rozwiązanie – odparł Chanyeol, wredny uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
            – Okej. – Kim spojrzał prosto w oczy biznesmana. – Są inne sposoby, ale ja ich nie znam. Zadowolony?
            – Jak cholera – odpowiedział czarnowłosy, a następnie zaśmiał się perliście, odchodząc w stronę swojej części kortu.
            Nie minęło wiele czasu, nim rozpoczęli zaciętą rywalizację. Może i nie walczyli o nic konkretnego, ale Park czuł, że musi porządnie się wyładować i zmęczyć, aby wyzbyć się całej złości. Dlatego też starał się grać jak najlepiej, posyłając ciężkie, szybkie piłki, które Junmyeon z trudem odbierał.
Mimo iż takie rozgrywki urządzali nie raz, psycholog nadal nie przystosował się do sposobu gry drugiego mężczyzny. Może było to powodem tego, że był od niego starszy i czasami nawet w trakcie meczu zaprzątał sobie głowę problemami z pracy? Doskonale wiedział, że podczas gry powinien się wyluzować, skoncentrować na piłce oraz rakiecie, to jednak tego nie potrafił.
Chanyeol był jego zupełnym przeciwieństwem. Gdy tylko chciał pozbyć się negatywnych emocji, skupiał swoje myśli na zupełnie innych, bardziej wyczerpujących zajęciach. Zapewne dlatego zawsze wygrywał ze swoim przeciwnikiem. Dodatkowo pomagał mu wzrost i wspaniała kondycja, której tamtemu nieznacznie brakowało.
Po niezwykle szybkiej, aczkolwiek zaciekłej rozgrywce, Park wygrał trzy do zera. Wynik nie zdziwił żadnego z nich, bo biznesman zjawił się na korcie mocno poirytowany.
– Miło się grało – wydyszał Park, podchodząc do kolegi. Usiadł na ziemi, starając się złapać oddech. – Dzisiaj chyba gorzej ci szło. – Uniósł głowę, mrużąc jedno oko.
Junmyeon nic nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową, zebrał swoje rzeczy i poszedł do samochodu, by je odłożyć. Tak samo bez słowa wszedł do szatni. Nic nie rozumiejąc, Chanyeol postąpił podobnie.
Stojąc pod chłodnym strumieniem wody, czarnowłosy rozmyślał nad tym, co tego dnia ma jeszcze do zrobienia. Cóż, zazwyczaj coś miał w planach, jednak tego dnia, co dziwne, nie było nic. W zasadzie miał wolne popołudnie. Pomimo to musiał siedzieć w biurze, bo nigdy nie wiadomo, co mogło się stać. A gdyby przyszedł potencjalny klient i Parka by nie było, to jego matka chyba odrąbałaby mu głowę wielkim tasakiem, który zawsze wisiał w jej kuchni. 
Zadrżał na samą myśl, zakręcając w pośpiechu wodę.
Kiedy już przebrał się z powrotem w służbowe ubranie, wrócił do samochodu, uprzednio żegnając się z Junmyeonem.  Teraz w planach miał lunch. Porządny, zdrowy lunch. Taki, jak lubił najbardziej. Ze szklanką świeżego soku i czymś, co da mu pozytywną energię, postawi go na nogi.
Tym też sposobem znalazł się w swoim ulubionym miejscu. Serwowali tam żywność inną, niż ta, którą jadł codziennie. Podawano świeże warzywa i owoce, jeśli ktoś sobie tego zażyczył, jednak nie zapominano o podstawowych potrawach jak ramen czy kimchi.
Chanyeol wszedł do baru z uśmiechem, witając się serdecznie z napotkanymi pracownicami. Pośpiesznie zajął swój ulubiony stolik przy oknie, z którego mógł bezpośrednio obserwować ulicę.
Chwilę siedział bezczynnie, gapiąc się tylko na to, co znajdowało się na zewnątrz. Jakaś kobieta przebiegła na czerwonym świetle i o mały włos potrąciłby ją jadący tir; jakieś dziecko zaczęło płakać, bo mama nie chciała mu kupić pluszowego misia z różową wstążką.
Park wyrwał się z zamyślenia, kiedy zobaczył obok siebie wysoką, szczupłą szatynkę. Kobieta uśmiechała się do niego, trzymając w dłoniach nieduży notes i długopis. Mężczyzna zerknął na plakietkę na jej piersi. Min Sun.
– Poproszę bibimbap i dodatkowo sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy – powiedział biznesman z uśmiechem, rozpinając jeden guzik u swej koszuli. – Jesteś bardzo ładna, Min Sun-ah – dodał po chwili. Oczywiście, jak się tego spodziewał, policzki kelnerki zaróżowiły się, a jej dłonie lekko zadrżały. Skinąwszy głową, uciekła na zaplecze.
Chanyeol był człowiekiem świadomym swego osobistego uroku i wyglądu. Nie wstydził się więc prawić komplementów nieznajomym kobietom, onieśmielając je przy tym. Czasem wystarczył nawet zwykły, delikatny uśmiech, żeby zmiękły im kolana. On jednak nie wykorzystywał tego w żaden sposób. Po prostu lubił być miły i uprzejmy, bez żadnych ukrytych podtekstów.
Na swoje zamówienie Park nie musiał długo czekać. Już po piętnastu minutach ta sama kelnerka wróciła, niosąc na tacy to, o co poprosił. Jej twarz nadal była lekko rumiana jednak teraz dziewczyna była bardziej pewna siebie. Prędko odstawiła jedzenie na stolik, ukłoniła się i odeszła tam, skąd przyszła.
Biznesman zajął się jedzeniem i dopiero wtedy dostrzegł, że z głośników sączyła się przyjemna soulowa muzyka. Właśnie za to kochał to miejsce. Była to istna mieszanka całego świata w niewielkim budynku z pysznymi daniami i napojami. Tam zawsze się odprężał podczas jakiegoś męczącego dnia. Była to jego mała ucieczka, o której nikt nie wiedział.
Po skończonym lunchu Park Chanyeol wrócił do swojego biura, którego w pewne dni szczerze nienawidził, a ten dzień był właśnie taki, bo ciągle miał w głowie wcześniejszą rozmowę z matką. Naprawdę miał dość bycia traktowanym jak dziecko. Był bowiem człowiekiem odpowiedzialnym i godnym zaufania, a przynajmniej tak uważał. Nie widział żadnych przeszkód, aby tylko jemu pozostawić firmę na dwa tygodnie.
Zresztą inni raczej nie mieli w tym temacie zbyt wiele do powiedzenia. Rodzinne przedsiębiorstwo już od czterech lat należało tylko i wyłącznie do niego. Miał więc prawo rządzić w nim w sposób, jaki jemu się podobało.
Po kilkunastu minutach rozległo się ciche pukanie do drzwi. Mężczyzna wiedział doskonale, że była to jego sekretarka. Znał ją jak własną kieszeń. Dziewczyna nie była wścibska i nie wpychała się nigdzie, gdzie jej nie pozwolono. Z tego też powodu Park zatrudniał właśnie ją, a nie kogoś innego. Dodatkowo Naeun, bo tak miała na imię, była bardzo ładna, z czego Chanyeol korzystał, kiedy musiał pozbyć się prędko jakiegoś klienta albo musiał udać się z kimś w delegację czy na bankiet.
– Proszę – odezwał się biznesman, siadając w swoim wielkim skórzanym fotelu.
Kilka sekund później drzwi lekko uchyliły się, a zza nich wydobył się cichy głosik. – Prezes Lee Sunghan do pana. Prosi, aby przyjąć go jak najszybciej, bo bardzo się spieszy. Ma do odwiedzenia jeszcze kilka różnych biur, a potem wylatuje do Włoch.
– Jasne, może wejść. Postaram się uporać z nim tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. – Dyrektor Park poprawił marynarkę, a potem nałożył na twarz firmowy uśmiech. Szykowała się kolejna okazja na pokazanie rodzicielom, jak dojrzałym mężczyzną jest.
– Park Chanyeol… – wysoki chłopak imieniem Jongin mruknął do siebie pod nosem, obracając w palcach prostą, białą wizytówkę. Oprócz nazwiska widniał na niej adres siedziby wspomnianego mężczyzny. – Kim, do cholery, jest ten cały Park Chanyeol, Baek?
Baekhyun, współlokator oraz najlepszy przyjaciel Jongina, wyłonił się z łazienki, trzymając w dłoniach sporą torbę. – Nie wiem. Z tego, co zdążyłem usłyszeć, Park Chanyeol jest jakimś super popularnym biznesmanem, ma własną firmę, którą odziedziczył po rodzicach i zarabia krocie.
– Niby taki popularny, a jakoś pierwszy raz o nim słyszę – odparł kpiąco Kai  i zaśmiał się pod nosem. – Co ty w ogóle masz z nim robić, że chcesz, żebym zawiózł cię tam osobiście? Nie mógłbyś użyć metra albo autobusu?
– Muszę przeprowadzić z nim wywiad. Takie dostałem zadanie na uczelni. Zasadniczo mam na to miesiąc, ale im szybciej się uporam, tym więcej czasu będę miał na inne sprawy – wyjaśnił Byun, uśmiechając się rozbrajająco. – Chcę, żebyś mnie tam zawiózł, bo, na litość boską, jesteś taksówkarzem, Kim Jongin! Poza tym nie chcę czekać godzinę na autobus do domu, jeśli nie zastanę go w biurze.
– Och… – Jongin westchnął, krzyżując ręce na piersi. – Czyli wydaje ci się, że poza wożeniem twojego tyłka nie mam nic innego do roboty? Przecież setki albo nawet i tysiące ludzi czekają na pierwszą wolną taksówkę. W dodatku oni mi zapłacą, a ty… Cóż, ty mi nigdy nie płacisz.
– Jongin, proszę skończymy ten temat. Przyjaźnimy się od dziecka i zawsze sobie pomagamy. Proszę cię, podwieź mnie ten ostatni raz. Obiecuję, że przez cały następny tydzień będę sprzątał mieszkanie włącznie z twoim pokojem – odrzekł student, patrząc błagalnie na Kaia.
– No dobra. Zrobię to dla ciebie, ale to naprawdę ostatni raz – odrzekł drugi chłopak po chwili namysłu. Tak naprawdę nie zastanawiał się długo. Oczywiście, że chciał mieć za darmo wysprzątane swoje cztery ściany. Po codziennej jeździe taksówką z jednego końca miasta na drugi miał dość. Brakowało mu więc siły i energii, by jeszcze mógł uprzątnąć walające się tu i tam ubrania oraz papierki.
Gdy zakończyli już krótką lecz rzeczową wymianę zdań, obaj zeszli na dół. Przed ich nieco podniszczonym blokiem stała Kia, którą Jongin zakupił za swoją kilkumiesięczną wypłatę, kiedy pracował jeszcze jako pomocnik w drukarni. Od kiedy skończył liceum imał się każdej pracy, jaka tylko przyszła mu pod nos. Nie poszedł na studia, bo nie miał na to pieniędzy, dlatego też wolał chwytać wszystko, co podsyłał mu los.
Tym sposobem wreszcie stał się taksówkarzem i wykonywał ten zawód już od trzech lat. Może nie była to najświetniejsza kariera, ale nie musiał takiej mieć. Cieszył się, że starczało mu pieniędzy na opłacenie czynszu, zakup jedzenia i czasami na jakieś wypady do klubów ze znajomymi. Cieszył się również z tego, że mógł mieszkać z Baekhyunem. Znali się bowiem praktycznie od urodzenia. To znaczy Kai znał Byuna, od kiedy tamten się urodził.
Byun Baekhyun był młodszy od niego o całe cztery lata, jednak i tak rozumieli się nawet bez słów. Traktowali się jak bracia. Pomimo wielu kłótni i sporów zawsze potrafili dojść do porozumienia. Nie okłamywali się, nie podkładali sobie świń. Potrafili dbać o siebie i kochać się jak rodzina, którą przecież w rzeczywistości nie byli.
Nie więcej jak pięć minut później Jongin odpalił swój nieco podstarzały samochód, po czym zerknął na adres zapisany na wizytówce. Z jego obliczeń wynikło, że jazda nie powinna zająć zbyt wiele czasu, biorąc pod uwagę fakt, że znał skróty i objazdy, dzięki którym można było uniknąć korków. Zaraz też ruszył więc, kierując się w wyznaczone miejsce.
Baekhyun w tym czasie przeglądał swoje notatki, gdzie zapisał kilka pytań, które chciał zadać szanowanemu biznesmanowi. Miał nadzieję, że rozmowa pójdzie gładko i bez żadnych problemów zaliczy swoje studenckie zadanie. Gdyby tak się stało, mogło się zdarzyć, że jego artykuł pojawiłby się w gazecie. Musiał przyznać, że uczył się nienagannie a wręcz bardzo dobrze. Niektórzy mogli mu pozazdrościć niesamowitego talentu, gdyż Byun raczej nie spędzał czasu z nosem w książkach. Wolał wyjść do kina czy zwyczajnie polenić się na kanapie.
Nie minęło wiele czasu, a Kai zatrzymał się pod ogromnym oszklonym biurowcem. Zwrócił się w stronę przyjaciela i szturchnął go w ramię. Oczywiście, że nie chciał żadnych pieniędzy, ale zauważył, że Baek pogrążył się w przemyśleniach.
– Jesteśmy na miejscu ­– oznajmił spokojnie, ponownie dźgając ramię młodszego.
Student jakby otrząsnął się z szoku. Szeroko otwartymi oczyma zerknął na Jongina, a potem kilkakrotnie zamrugał. Widać było, że trochę się stresował. Chyba było to normalne. Przecież nie codziennie odbywa się rozmowy z jednym z najpopularniejszych i najbogatszych ludzi w kraju.
– No to idę – mruknął Byun, po czym wysiadł z taksówki oraz poprawił swoje ubranie.
Szybkim i pewnym krokiem chłopak dostał się do budynku. Od razu poszedł do recepcji z zapytaniem, gdzie znajduje się gabinet pana Parka. Kiedy tylko otrzymał odpowiedź, prawie pobiegł do windy i wcisnął guzik z odpowiednim piętrem. Sam jeszcze do końca nie wiedział, czy jest gotów stawić czoło temu zadaniu. Wierzył jednak w siebie i swoje umiejętności, dlatego czuł, że mimo wszystko da sobie radę.
Chanyeol chyba już po raz setny przeglądał te same papiery. Wcześniej szybko odprawił prezesa Lee Sunghana, więc teraz nie bardzo miał się czym zajmować. Mógł oczywiście wyjść już  biura, jednak postanowił zaczekać do godziny szesnastej, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś mógł się zjawić.
Po kolejnym sprawdzeniu stosu różnych papierków mężczyzna usłyszał ciche pukanie to drzwi. Znowu to samo. Sekretarka zjawiła się pewnie po to, aby kogoś zaanonsować lub aby zapytać, czy może już wyjść. Biznesman odetchnął ciężko, poprawiając marynarkę i wyraził zgodę na wyjście.
– Panie dyrektorze, ma pan specjalnego gościa – powiedziała Naeun nieco tajemniczym jak na nią tonem.
– Och, a któż to taki? – zapytał Park, zerkając na młodą kobietę pytającym wzrokiem. Był bardzo ciekaw, jaki to specjalny gość do niego przyszedł.
– Nie przedstawił się, ale bardzo nalegał, żeby pan go wpuścił. Podejrzewam więc, że musi być to coś bardzo wyjątkowego – odparła, nieśmiało zakładając za ucho kosmyk włosów.
– Dobrze, wpuść go. Zobaczymy, co go do mnie sprowadza. – Po tych słowach drzwi gabinetu zamknęły się, a Chanyeol z niecierpliwością czekał, aż ponownie się otworzą.
W zasadzie sam nie wiedział, czego się spodziewać. Mógł to być dosłownie każdy, chociaż rzadko zdarzało się, by ktoś przychodził bez żadnej zapowiedzi. Czasem był to zwykły telefon z nazwiskiem i datą albo krótka wizyta jakiegoś asystenta. Brunet musiał przyznać, że był niezwykle zdziwiony czymś takim. Wzruszył tylko ramionami, pokręcił głową i właśnie w tej chwili cichy szmer oznajmił, iż drzwi po raz kolejny uchyliły się.
Do środka wszedł niewysoki chłopak ze spuszczoną głową. Jego włosy były w kolorze miodu i okalały jego twarz jak aureola. Drobną sylwetkę okrywał błękitny sweter, zaś kształtne uda opinały ciemne spodnie. Biznesman przez kilka sekund przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dopiero po chwili zorientował się, że powinien coś powiedzieć.
– Słucham? Czym mogę służyć? – odezwał się przyjaznym służbowym tonem, a na jego ustach pojawił się nikły uśmiech.
– Dzień dobry, panie Park – odparł młodzieniec, podnosząc wzrok i podchodząc bliżej. – Nazywam się Byun Baekhyun. Jestem studentem dziennikarstwa i chciałbym przeprowadzić z panem wywiad – dokończył, lekko przygryzł wargę.
Chanyeol przełknął ślinę, obserwując uważnie twarz chłopaka. Nie dostrzegł na niej żadnej zmiany, więc na pewno tamten nie żartował. Zmrużył oczy, patrząc tym razem w biurko. Delikatnie potarł palcami brodę, myśląc nad tym, co powinien teraz zrobić.
– Przepraszam cię bardzo – zaczął spokojnie czarnowłosy – ale dzisiaj nie mam czasu na takie rzeczy. Zaraz przychodzi do mnie kolejny klient, więc jestem teraz zajęty. Naprawdę bardzo mi przykro. – Na twarzy mężczyzny pojawił się nico sztuczny, chytry uśmieszek, jednak Baekhyun nie zauważył w nim fałszywości.
Zmieszany spuścił głowę, wlepiając wzrok w podłogę. – Dobrze, panie Park – odparł, wstając z miejsca. – Nie będę się narzucał, skoro nie ma pan czasu. Do widzenia. – Kilka sekund później drzwi gabinetu zamknęły się.
Park zaśmiał się do siebie pod nosem, po czym przeciągnął się w fotelu. Przymknął na chwilę oczy. Postanowił odczekać kilka minut i dopiero wtedy coś zadziałać.
Kiedy ciche kliknięcie oznajmiające zamknięcie drzwi dotarło do uszu Byuna, westchnął on ciężko, a potem zaczął iść w stronę windy. Czuł, że zwyczajnie poległ i jest już skończony, a na zaliczenie nie ma co liczyć. Mógł pożegnać się ze zdaniem w tym roku. Dotarłszy do metalowego wejścia, nadal rozmyślał o tym, jak mogło mu się nie udać. Zawiódł się na samym sobie.
Po pięciu minutach powłóczył już nogami, kierując się w stronę taksówki Jongina. Nie był bliski płaczu. Chciał zaś zniszczyć każdą rzecz, która tylko kojarzyła mu się w tamtej chwili z jego uczelnią. Nienawidził w tamtym momencie wszystkich swoich wykładowców, a nawet znajomych.
Wsiadł do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwiczki.
– Tak szybko wam poszło? No, no, nie wiedziałem, że jesteś aż tak dobry – odezwał się Kai, spoglądając z ukosa na przyjaciela. Zaraz jednak dostrzegł, że Baekhyun nie jest nawet uśmiechnięty, więc nie cieszy się z odbytej rozmowy. – Czekaj. Chyba jednak coś poszło nie tak. Opowiadaj. Już.
– Nie przeprowadziłem z nim żadnego wywiadu – burknął niechętnie młodszy, gapiąc się tępo w swój notatnik. Powoli obracał w rękach ołówek, jakby to miało cokolwiek zmienić. – Za kilka minut ma rozmowę z klientem, więc nie mógł poświęcić mi ani odrobiny czasu. – Baekhyun z lekkim przerażeniem spojrzał prosto w oczy Jongina. – To koniec. Całe studia poszły się pieprzyć, rozumiesz? Nie pójdę do niego drugi raz, więc mogę sobie tylko pomarzyć, że zaliczę ten rok.
Starszy kilkakrotnie zamrugał, powoli przetrawiając słowa, które przed sekundą wypowiedział jasnowłosy. Nie dowierzał. Przecież Baek zawsze był idealnym uczniem i zawsze sobie ze wszystkim radził. Prawie nigdy nie przydarzały mu się porażki.
Jeszcze jakiś czas siedzieli w całkowitej ciszy. Już mieli odjeżdżać, aż nagle Baekhyun dostrzegł, jak dyrektor Park opuszcza wielki oszklony budynek. Co więcej, mężczyzna był sam. Nie było możliwe, że w ciągu dosłownie paru minut załatwił sprawy z klientem i teraz tak zwyczajnie wychodził sobie na miasto. Byun patrzył szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, co ma robić.
            – A to dupek! – wykrzyknął w końcu chłopak, łamiąc na pół ołówek, który zaciskał w dłoniach. – Ten palant mnie okłamał! Rozumiesz, Jongin-ah?! Ten palant mnie okłamał!

A/N: Witam po dość długiej przerwie! Powracam z czymś zupełnie nowym, więc mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać i że Wam się to spodoba. Rozdziały są już skończone, jednak nie dodam wszystkiego na raz, a będę wrzucać je regularnie - co tydzień. Po cichutku wierzę, że czekaliście na coś ode mnie. Za okładkę bardzo dziękuję Milce, nie wiem, co bym bez niej zrobiła.

6 komentarzy:

  1. Yah, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo czekałam na ten ff! Muszę przyznać, że zapowiada się naprawdę ciekawie.
    Będę z niecierpliwością czekała na kolejne rozdziały ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. omg super się zapowiada aw *,* bardzo podoba mi się twój styl pisania ;3 bardzo dobre opisy i wgl super pomysł + chanbaek to moje otp więc wgl bardzo się cieszę i na pewno będę wyczekiwała następnej części ;3
    piszę z anonima ponieważ nie mam konta a na tele ciężko mi go założyć bo trochę się tnie ://
    jestem na twoim blogu pierwszy raz i chciałabym zapytać czy masz może konto na wattpadzie? ;3

    // Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konto na Wattpadzie mam, ale tylko do bardzo rzadkiego czytania. Nie dodaję tam nic.

      Usuń
  3. Jestem tu pierwszy raz, ale zostaję na dłużej ;)
    Bardzo podoba mi się pierwszy rozdział, a szczególnie postać Baekhyuna, bo mimo, że było jej tu niewiele to i tak zyskała moją sympatię od razu. Jongin też jest super. Ale to jak zwykle także na ten temat nie muszę się chyba wypowiadać xD
    A co do Chanyeola to nie podoba mi się, że okłamał Baeka. No niby wiem, że to taka szycha itp., itd., ale w ten sposób mógłby zyskać jeszcze większy rozgłos, że niby pomaga studentom. Ja na miejscu Baeka bym teraz wsiadła do samochodu z Kaiem i kazałabym się zawieźć pod siedzibę Oh Investors i bym przeprowadziła wywiad z tym jej założycielem, aby pokazać Parkowi, że nie jest niezastąpiony. Z drugiej strony rozumiem Chanyeola, bo miał gorszy dzień przez matkę, ale w sumie to go nie usprawiedliwia.
    Życzę dużo weny i czasu do pisania ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie *.* czekam na dalsze rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajeżdża mi Greyem, ale zostaję i idę czytać dalej. XD

    OdpowiedzUsuń