Park
Chanyeol był jednym z najpopularniejszych mężczyzn w Korei Południowej. Mimo
swoich dwudziestu dziewięciu lat zajmował już najwyższe stanowisko w firmie
rodziców, a z jego portfela pieniądze
wylewały się niczym wodospad Niagara. Szczycił się także nienagannym wyglądem.
Lśniące, czarne włosy, głęboki głos i zwalające z nóg spojrzenie zapewniały
rzesze fanek, wielbicielek i adoratorek jego skromnej osobie.
Park Chanyeol był niezwykle
charyzmatycznym i otwartym człowiekiem. Zawsze bez owijania w bawełnę mówił o
tym, co leży mu na wątrobie; jakoś nie obchodziło go zdanie innych. Biła od
niego naturalnie silna aura. Osoby, które z nim rozmawiały, zapominały języka w
gębie przez jego energię. Mogłoby się wydawać, że był on zupełnie
nieskazitelny, bez jakiejkolwiek zmazy na swoim życiorysie.
W rzeczywistości Park Chanyeol miał
sporo wad. Lubił dużo pić i często wychodził do klubu bądź na różne bankiety.
Kiedy coś nie szło po jego myśli, bardzo szybko się denerwował, a czasami bywał
nawet opryskliwy, nie do zniesienia.
Jednak pomimo to ludzie tolerowali jego osobę. Oczywiście sława niosła ze sobą
także wrogów, ale mężczyzna nie zwracał na to uwagi. Otaczał się pięknymi,
młodszymi od siebie kobietami. Jednak ciągle był sam.
– Zostaniesz starym kawalerem, ahjussi – pewnego razu powiedziała do
niego barmanka. Biznesman zbył ją tylko machnięciem ręki, a potem dokończył
swojego drinka i wyszedł.
Aktualnie Park Chanyeol stał oparty
o parapet w swoim biurze, podziwiając panoramę Seulu. Tęsknił, choć sam nie
wiedział za czym. Zauważył, że zaczynało brakować mu czasu na spontaniczne
wypady i cotygodniowe rozrywki, ale pracę stawiał ponad wszystko. Nie chciał
zawieść swoich rodziców, bo w przeciwnym razie odebraliby mu firmę, a tego by
nie przebolał.
– Panie Park, pańska matka do pana –
odezwał się wysoki głos młodziutkiej sekretarki, która ledwie uchyliła drzwi.
– Niech wejdzie – odpowiedział
mężczyzna, odwracając się w stronę swojego biurka.
Nie minęła nawet minuta, nim do
biura weszła szczupła, niewysoka kobieta. Włosy miała upięte w ciasny kok na
czubku głowy, jej szyja zaś i uszy przyozdobione były drogocenną, brylantową
biżuterią. Aksamitny kostium w kolorze czerwonego wina idealnie podkreślał
walory jej sylwetki, zaś lekki makijaż nadał jej twarzy świeżości i
młodzieńczego wyglądu.
– Witaj, mamo – powiedział Chanyeol,
kłaniając się. Do kogo, jak do kogo, ale do swojej rodzicielki mężczyzna miał
naprawdę ogromny szacunek. Nie potrafiłby powiedzieć na nią złego słowa, gdyż
ta zawsze broniła go w każdej niebezpiecznej sytuacji.
– Dzień dobry, synu – odparła Park
Jiyoung, kiwając głową. – Musiałam zobaczyć się z tobą, bo chciałam ci
przekazać, że z ojcem wyjeżdżamy w podróż po Europie. Chcę, abyś pamiętał, żeby
nie robić głupstw. Nasze przedsiębiorstwo musi funkcjonować sprawnie i bez
zastrzeżeń, bo konkurencja tylko szczerzy na nas kły – kobieta mówiła bez
ustanku. – Jeśli tylko potkniesz się, to Oh Investors zgraną nam wszystkich
klientów sprzed nosa, a wiesz, że to nasi najwięksi wrogowie.
Na każde słowo pani Park Chanyeol
zgodnie kiwał głową. Nie miał siły, ani nawet nie odważyłby się sprzeciwić się
choćby jednemu jej zdaniu. Przynajmniej wtedy, gdy była w pobliżu. Za jej
plecami robił setki innych rzeczy, o których wcale nie musiała wiedzieć. Po
krótkiej pauzie młody biznesman zdecydował się zabrać głos.
– Mam dwadzieścia dziewięć lat i nie
jestem aż tak niemądry, żeby dopuścić do upadku firmy przez jeden wasz wyjazd –
wyjaśnił. – To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia taka sytuacja, więc nie masz
się o co martwić. – Na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. – Udanej
podróży, eommoni.
Razem z echem ostatnich słów kobieta
wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi. Chanyeol wywrócił oczami, wypuszczając
głośno powietrze z ust. To prawda, szanował matkę, ale czasami miał jej po
prostu dość. Co chwilę męczyła go i dręczyła tym, jak bardzo musi troszczyć się
o interesy, żeby czegoś nie spaprać.
– Przecież nie mam jedenastu lat! –
krzyknął biznesman, uderzając pięścią w biurko.
Był podenerwowany tym, że rodzice
nadal traktują go jak dziecko. Musiał jakoś odreagować. W pośpiechu opuścił
biuro, zostawiając sekretarce wiadomość, iż wychodzi zagrać w tenisa.
Wsiadając do swojego nowiutkiego,
białego Porsche Panamera Turbo, wykonał jeden telefon. Zadzwonił do swojego zaufanego kolegi. W końcu
nie mógł grać sam, skoro potrzebował się wyżyć. Zawsze tak robił, gdy był zirytowany
z powodów rodzinnych albo własnych, o których nie chciał nikomu nic mówić.
Po krótkiej jeździe Park znalazł się
na dobrze znanym sobie korcie tenisowym. Jego dobry znajomy, Kim Junmyeon, już
był na miejscu. Blondyn z daleka pomachał do biznesmana, uśmiechając się przy
tym. Dość długo już się nie widzieli.
Chanyeol bez wahania wysiadł z
samochodu, a potem wyjął z bagażnika wielką torbę. Trzymał tam swój strój i
rakiety tenisowe. Każda z nich była przeznaczona na specjalną okazję. Tym razem
mężczyzna wybrał czarną, tą, która była najlepsza na najcięższe dni.
Po wyjściu z szatni, już w sportowym
ubraniu, czarnowłosy podszedł do kolegi, aby się z nim przywitać. Naprawdę
bardzo go lubił i w trudnych chwilach mógł na nim polegać. Poza tym ten kort
należał do niego, więc inaczej raczej by się nie spotkali.
– Coś się stało, Yeol – stwierdził
jasnowłosy, spoglądając na twarz kolegi.
Cóż, o to nie musiał pytać. Park
dzwonił do niego, prosząc o grę tylko wtedy, gdy coś poważnie go dręczyło.
Junmyeon był bardzo dobrze znanym psychologiem, dlatego potrafił dawać dobre,
skuteczne rady. Nawet sam polecił Chanyeolowi, by wyrzucał całą swoją złość,
uprawiając sport.
– Stało się, oj stało – odparł
biznesman, pocierając skroń dłonią wolną od rakiety. – Moja matka znowu mnie
dręczy. Wyjeżdżają sobie do Europy. Oczywiście ona musiała przyleźć do mojego biura i marudzić o tym, że muszę uważać, co robię, gdy ich nie ma.
Przecież nie jestem dzieckiem!
– Spokojnie, Chanyeol – powiedział
Junmyeon, kładąc dłoń na ramieniu swojego towarzysza. – W zasadzie to jest
wyjście, aby przestali mieć cię za nierozsądnego nastolatka, jakim nawet nie
jesteś.
– Jaki to sposób? – spytał Park,
rzucając mu dociekliwe spojrzenie.
– Cóż… do tego potrzeba ci żony –
odparł po krótkiej chwili zupełnie spokojnym głosem. – Znajdziesz ładną
dziewczynę, poznacie się, potem przedstawisz ją rodzicom, oznajmisz, że
bierzecie ślub, pobierzecie się i gotowe. Matka zejdzie ci z głowy, a firma będzie już
tylko i wyłącznie twoja. Nikt nie będzie tam wsadzał swoich paluchów.
– Suho, czy ty, do cholery, oszalałeś,?! – krzyknął
czarnowłosy, będąc tylko bardziej rozjuszonym. – Jaka żona?! Zaraz matka będzie
kazała mi się starać o dziecko!
– Po pierwsze nie mów do mnie Suho,
a po drugie-
– Ja mam tak nie mówić, ale jak mówi
to twój chłoptaś, to tylko byś go błagał o więcej – przerwał mu Park,
uśmiechając się cynicznie.
– Nie wkraczaj w moje życie
towarzyskie, Chanyeol – oburzył się Junmyeon, krzyżując ręce na piersi.
– Przestań mi mówić o małżeństwie, a
ja przestanę się tak do ciebie zwracać.
– Ale zrozum, że małżeństwo, to
jedyne racjonalne wyjście – tłumaczył się lekarz.
– Wiesz, Suho, wydaje mi się, że
można znaleźć jakieś inne rozwiązanie – odparł Chanyeol, wredny uśmieszek nie
schodził z jego twarzy.
– Okej. – Kim spojrzał prosto w oczy
biznesmana. – Są inne sposoby, ale ja ich nie znam. Zadowolony?
– Jak cholera – odpowiedział
czarnowłosy, a następnie zaśmiał się perliście, odchodząc w stronę swojej
części kortu.
Nie minęło wiele czasu, nim
rozpoczęli zaciętą rywalizację. Może i nie walczyli o nic konkretnego, ale Park
czuł, że musi porządnie się wyładować i zmęczyć, aby wyzbyć się całej złości.
Dlatego też starał się grać jak najlepiej, posyłając ciężkie, szybkie piłki,
które Junmyeon z trudem odbierał.
Mimo
iż takie rozgrywki urządzali nie raz, psycholog nadal nie przystosował się do
sposobu gry drugiego mężczyzny. Może było to powodem tego, że był od niego
starszy i czasami nawet w trakcie meczu zaprzątał sobie głowę problemami z
pracy? Doskonale wiedział, że podczas gry powinien się wyluzować, skoncentrować
na piłce oraz rakiecie, to jednak tego nie potrafił.
Chanyeol
był jego zupełnym przeciwieństwem. Gdy tylko chciał pozbyć się negatywnych
emocji, skupiał swoje myśli na zupełnie innych, bardziej wyczerpujących
zajęciach. Zapewne dlatego zawsze wygrywał ze swoim przeciwnikiem. Dodatkowo
pomagał mu wzrost i wspaniała kondycja, której tamtemu nieznacznie brakowało.
Po
niezwykle szybkiej, aczkolwiek zaciekłej rozgrywce, Park wygrał trzy do zera.
Wynik nie zdziwił żadnego z nich, bo biznesman zjawił się na korcie mocno
poirytowany.
–
Miło się grało – wydyszał Park, podchodząc do kolegi. Usiadł na ziemi, starając
się złapać oddech. – Dzisiaj chyba gorzej ci szło. – Uniósł głowę, mrużąc jedno
oko.
Junmyeon
nic nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową, zebrał swoje rzeczy i poszedł do
samochodu, by je odłożyć. Tak samo bez słowa wszedł do szatni. Nic nie
rozumiejąc, Chanyeol postąpił podobnie.
Stojąc
pod chłodnym strumieniem wody, czarnowłosy rozmyślał nad tym, co tego dnia ma
jeszcze do zrobienia. Cóż, zazwyczaj coś miał w planach, jednak tego dnia, co
dziwne, nie było nic. W zasadzie miał wolne popołudnie. Pomimo to musiał
siedzieć w biurze, bo nigdy nie wiadomo, co mogło się stać. A gdyby przyszedł
potencjalny klient i Parka by nie było, to jego matka chyba odrąbałaby mu głowę
wielkim tasakiem, który zawsze wisiał w jej kuchni.
Zadrżał
na samą myśl, zakręcając w pośpiechu wodę.
Kiedy
już przebrał się z powrotem w służbowe ubranie, wrócił do samochodu, uprzednio
żegnając się z Junmyeonem. Teraz w
planach miał lunch. Porządny, zdrowy lunch. Taki, jak lubił najbardziej. Ze
szklanką świeżego soku i czymś, co da mu pozytywną energię, postawi go na nogi.
Tym
też sposobem znalazł się w swoim ulubionym miejscu. Serwowali tam żywność inną,
niż ta, którą jadł codziennie. Podawano świeże warzywa i owoce, jeśli ktoś
sobie tego zażyczył, jednak nie zapominano o podstawowych potrawach jak ramen
czy kimchi.
Chanyeol
wszedł do baru z uśmiechem, witając się serdecznie z napotkanymi pracownicami.
Pośpiesznie zajął swój ulubiony stolik przy oknie, z którego mógł bezpośrednio
obserwować ulicę.
Chwilę
siedział bezczynnie, gapiąc się tylko na to, co znajdowało się na zewnątrz.
Jakaś kobieta przebiegła na czerwonym świetle i o mały włos potrąciłby ją
jadący tir; jakieś dziecko zaczęło płakać, bo mama nie chciała mu kupić
pluszowego misia z różową wstążką.
Park
wyrwał się z zamyślenia, kiedy zobaczył obok siebie wysoką, szczupłą szatynkę.
Kobieta uśmiechała się do niego, trzymając w dłoniach nieduży notes i długopis.
Mężczyzna zerknął na plakietkę na jej piersi. Min Sun.
–
Poproszę bibimbap i dodatkowo sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy –
powiedział biznesman z uśmiechem, rozpinając jeden guzik u swej koszuli. –
Jesteś bardzo ładna, Min Sun-ah –
dodał po chwili. Oczywiście, jak się tego spodziewał, policzki kelnerki
zaróżowiły się, a jej dłonie lekko zadrżały. Skinąwszy głową, uciekła na
zaplecze.
Chanyeol
był człowiekiem świadomym swego osobistego uroku i wyglądu. Nie wstydził się
więc prawić komplementów nieznajomym kobietom, onieśmielając je przy tym.
Czasem wystarczył nawet zwykły, delikatny uśmiech, żeby zmiękły im kolana. On
jednak nie wykorzystywał tego w żaden sposób. Po prostu lubił być miły i
uprzejmy, bez żadnych ukrytych podtekstów.
Na
swoje zamówienie Park nie musiał długo czekać. Już po piętnastu minutach ta
sama kelnerka wróciła, niosąc na tacy to, o co poprosił. Jej twarz nadal była
lekko rumiana jednak teraz dziewczyna była bardziej pewna siebie. Prędko
odstawiła jedzenie na stolik, ukłoniła się i odeszła tam, skąd przyszła.
Biznesman
zajął się jedzeniem i dopiero wtedy dostrzegł, że z głośników sączyła się
przyjemna soulowa muzyka. Właśnie za to kochał to miejsce. Była to istna
mieszanka całego świata w niewielkim budynku z pysznymi daniami i napojami. Tam
zawsze się odprężał podczas jakiegoś męczącego dnia. Była to jego mała
ucieczka, o której nikt nie wiedział.
Po
skończonym lunchu Park Chanyeol wrócił do swojego biura, którego w pewne dni
szczerze nienawidził, a ten dzień był właśnie taki, bo ciągle miał w głowie
wcześniejszą rozmowę z matką. Naprawdę miał dość bycia traktowanym jak dziecko.
Był bowiem człowiekiem odpowiedzialnym i godnym zaufania, a przynajmniej tak
uważał. Nie widział żadnych przeszkód, aby tylko jemu pozostawić firmę na dwa
tygodnie.
Zresztą
inni raczej nie mieli w tym temacie zbyt wiele do powiedzenia. Rodzinne
przedsiębiorstwo już od czterech lat należało tylko i wyłącznie do niego. Miał
więc prawo rządzić w nim w sposób, jaki jemu się podobało.
Po
kilkunastu minutach rozległo się ciche pukanie do drzwi. Mężczyzna wiedział
doskonale, że była to jego sekretarka. Znał ją jak własną kieszeń. Dziewczyna
nie była wścibska i nie wpychała się nigdzie, gdzie jej nie pozwolono. Z tego
też powodu Park zatrudniał właśnie ją, a nie kogoś innego. Dodatkowo Naeun, bo
tak miała na imię, była bardzo ładna, z czego Chanyeol korzystał, kiedy musiał
pozbyć się prędko jakiegoś klienta albo musiał udać się z kimś w delegację czy
na bankiet.
–
Proszę – odezwał się biznesman, siadając w swoim wielkim skórzanym fotelu.
Kilka
sekund później drzwi lekko uchyliły się, a zza nich wydobył się cichy głosik. –
Prezes Lee Sunghan do pana. Prosi, aby przyjąć go jak najszybciej, bo bardzo
się spieszy. Ma do odwiedzenia jeszcze kilka różnych biur, a potem wylatuje do
Włoch.
–
Jasne, może wejść. Postaram się uporać z nim tak szybko, jak tylko będzie to
możliwe. – Dyrektor Park poprawił marynarkę, a potem nałożył na twarz firmowy
uśmiech. Szykowała się kolejna okazja na pokazanie rodzicielom, jak dojrzałym
mężczyzną jest.
෴
–
Park Chanyeol… – wysoki chłopak imieniem Jongin mruknął do siebie pod nosem, obracając
w palcach prostą, białą wizytówkę. Oprócz nazwiska widniał na niej adres
siedziby wspomnianego mężczyzny. – Kim, do cholery, jest ten cały Park
Chanyeol, Baek?
Baekhyun,
współlokator oraz najlepszy przyjaciel Jongina, wyłonił się z łazienki,
trzymając w dłoniach sporą torbę. – Nie wiem. Z tego, co zdążyłem usłyszeć,
Park Chanyeol jest jakimś super popularnym biznesmanem, ma własną firmę, którą
odziedziczył po rodzicach i zarabia krocie.
–
Niby taki popularny, a jakoś pierwszy raz o nim słyszę – odparł kpiąco Kai i zaśmiał się pod nosem. – Co ty w ogóle masz
z nim robić, że chcesz, żebym zawiózł cię tam osobiście? Nie mógłbyś użyć metra
albo autobusu?
–
Muszę przeprowadzić z nim wywiad. Takie dostałem zadanie na uczelni. Zasadniczo
mam na to miesiąc, ale im szybciej się uporam, tym więcej czasu będę miał na
inne sprawy – wyjaśnił Byun, uśmiechając się rozbrajająco. – Chcę, żebyś mnie
tam zawiózł, bo, na litość boską, jesteś taksówkarzem, Kim Jongin! Poza tym nie
chcę czekać godzinę na autobus do domu, jeśli nie zastanę go w biurze.
–
Och… – Jongin westchnął, krzyżując ręce na piersi. – Czyli wydaje ci się, że
poza wożeniem twojego tyłka nie mam nic innego do roboty? Przecież setki albo
nawet i tysiące ludzi czekają na pierwszą wolną taksówkę. W dodatku oni mi
zapłacą, a ty… Cóż, ty mi nigdy nie płacisz.
–
Jongin, proszę skończymy ten temat. Przyjaźnimy się od dziecka i zawsze sobie
pomagamy. Proszę cię, podwieź mnie ten ostatni raz. Obiecuję, że przez cały
następny tydzień będę sprzątał mieszkanie włącznie z twoim pokojem – odrzekł student,
patrząc błagalnie na Kaia.
–
No dobra. Zrobię to dla ciebie, ale to naprawdę ostatni raz – odrzekł drugi chłopak
po chwili namysłu. Tak naprawdę nie zastanawiał się długo. Oczywiście, że
chciał mieć za darmo wysprzątane swoje cztery ściany. Po codziennej jeździe
taksówką z jednego końca miasta na drugi miał dość. Brakowało mu więc siły i
energii, by jeszcze mógł uprzątnąć walające się tu i tam ubrania oraz papierki.
Gdy
zakończyli już krótką lecz rzeczową wymianę zdań, obaj zeszli na dół. Przed ich
nieco podniszczonym blokiem stała Kia, którą Jongin zakupił za swoją
kilkumiesięczną wypłatę, kiedy pracował jeszcze jako pomocnik w drukarni. Od
kiedy skończył liceum imał się każdej pracy, jaka tylko przyszła mu pod nos.
Nie poszedł na studia, bo nie miał na to pieniędzy, dlatego też wolał chwytać
wszystko, co podsyłał mu los.
Tym
sposobem wreszcie stał się taksówkarzem i wykonywał ten zawód już od trzech
lat. Może nie była to najświetniejsza kariera, ale nie musiał takiej mieć.
Cieszył się, że starczało mu pieniędzy na opłacenie czynszu, zakup jedzenia i
czasami na jakieś wypady do klubów ze znajomymi. Cieszył się również z tego, że
mógł mieszkać z Baekhyunem. Znali się bowiem praktycznie od urodzenia. To
znaczy Kai znał Byuna, od kiedy tamten się urodził.
Byun
Baekhyun był młodszy od niego o całe cztery lata, jednak i tak rozumieli się
nawet bez słów. Traktowali się jak bracia. Pomimo wielu kłótni i sporów zawsze
potrafili dojść do porozumienia. Nie okłamywali się, nie podkładali sobie świń.
Potrafili dbać o siebie i kochać się jak rodzina, którą przecież w
rzeczywistości nie byli.
Nie
więcej jak pięć minut później Jongin odpalił swój nieco podstarzały samochód,
po czym zerknął na adres zapisany na wizytówce. Z jego obliczeń wynikło, że
jazda nie powinna zająć zbyt wiele czasu, biorąc pod uwagę fakt, że znał skróty
i objazdy, dzięki którym można było uniknąć korków. Zaraz też ruszył więc,
kierując się w wyznaczone miejsce.
Baekhyun
w tym czasie przeglądał swoje notatki, gdzie zapisał kilka pytań, które chciał
zadać szanowanemu biznesmanowi. Miał nadzieję, że rozmowa pójdzie gładko i bez
żadnych problemów zaliczy swoje studenckie zadanie. Gdyby tak się stało, mogło
się zdarzyć, że jego artykuł pojawiłby się w gazecie. Musiał przyznać, że uczył
się nienagannie a wręcz bardzo dobrze. Niektórzy mogli mu pozazdrościć
niesamowitego talentu, gdyż Byun raczej nie spędzał czasu z nosem w książkach.
Wolał wyjść do kina czy zwyczajnie polenić się na kanapie.
Nie
minęło wiele czasu, a Kai zatrzymał się pod ogromnym oszklonym biurowcem.
Zwrócił się w stronę przyjaciela i szturchnął go w ramię. Oczywiście, że nie
chciał żadnych pieniędzy, ale zauważył, że Baek pogrążył się w przemyśleniach.
–
Jesteśmy na miejscu – oznajmił spokojnie, ponownie dźgając ramię młodszego.
Student
jakby otrząsnął się z szoku. Szeroko otwartymi oczyma zerknął na Jongina, a
potem kilkakrotnie zamrugał. Widać było, że trochę się stresował. Chyba było to
normalne. Przecież nie codziennie odbywa się rozmowy z jednym z
najpopularniejszych i najbogatszych ludzi w kraju.
–
No to idę – mruknął Byun, po czym wysiadł z taksówki oraz poprawił swoje
ubranie.
Szybkim
i pewnym krokiem chłopak dostał się do budynku. Od razu poszedł do recepcji z
zapytaniem, gdzie znajduje się gabinet pana Parka. Kiedy tylko otrzymał
odpowiedź, prawie pobiegł do windy i wcisnął guzik z odpowiednim piętrem. Sam
jeszcze do końca nie wiedział, czy jest gotów stawić czoło temu zadaniu.
Wierzył jednak w siebie i swoje umiejętności, dlatego czuł, że mimo wszystko da
sobie radę.
෴
Chanyeol
chyba już po raz setny przeglądał te same papiery. Wcześniej szybko odprawił
prezesa Lee Sunghana, więc teraz nie bardzo miał się czym zajmować. Mógł
oczywiście wyjść już biura, jednak
postanowił zaczekać do godziny szesnastej, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś
mógł się zjawić.
Po
kolejnym sprawdzeniu stosu różnych papierków mężczyzna usłyszał ciche pukanie
to drzwi. Znowu to samo. Sekretarka zjawiła się pewnie po to, aby kogoś
zaanonsować lub aby zapytać, czy może już wyjść. Biznesman odetchnął ciężko,
poprawiając marynarkę i wyraził zgodę na wyjście.
–
Panie dyrektorze, ma pan specjalnego gościa – powiedziała Naeun nieco
tajemniczym jak na nią tonem.
–
Och, a któż to taki? – zapytał Park, zerkając na młodą kobietę pytającym
wzrokiem. Był bardzo ciekaw, jaki to specjalny gość do niego przyszedł.
–
Nie przedstawił się, ale bardzo nalegał, żeby pan go wpuścił. Podejrzewam więc,
że musi być to coś bardzo wyjątkowego – odparła, nieśmiało zakładając za ucho
kosmyk włosów.
–
Dobrze, wpuść go. Zobaczymy, co go do mnie sprowadza. – Po tych słowach drzwi
gabinetu zamknęły się, a Chanyeol z niecierpliwością czekał, aż ponownie się
otworzą.
W
zasadzie sam nie wiedział, czego się spodziewać. Mógł to być dosłownie każdy,
chociaż rzadko zdarzało się, by ktoś przychodził bez żadnej zapowiedzi. Czasem
był to zwykły telefon z nazwiskiem i datą albo krótka wizyta jakiegoś
asystenta. Brunet musiał przyznać, że był niezwykle zdziwiony czymś takim.
Wzruszył tylko ramionami, pokręcił głową i właśnie w tej chwili cichy szmer
oznajmił, iż drzwi po raz kolejny uchyliły się.
Do
środka wszedł niewysoki chłopak ze spuszczoną głową. Jego włosy były w kolorze
miodu i okalały jego twarz jak aureola. Drobną sylwetkę okrywał błękitny
sweter, zaś kształtne uda opinały ciemne spodnie. Biznesman przez kilka sekund
przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dopiero po chwili zorientował się, że
powinien coś powiedzieć.
–
Słucham? Czym mogę służyć? – odezwał się przyjaznym służbowym tonem, a na jego
ustach pojawił się nikły uśmiech.
–
Dzień dobry, panie Park – odparł młodzieniec, podnosząc wzrok i podchodząc
bliżej. – Nazywam się Byun Baekhyun. Jestem studentem dziennikarstwa i
chciałbym przeprowadzić z panem wywiad – dokończył, lekko przygryzł wargę.
Chanyeol
przełknął ślinę, obserwując uważnie twarz chłopaka. Nie dostrzegł na niej
żadnej zmiany, więc na pewno tamten nie żartował. Zmrużył oczy, patrząc tym
razem w biurko. Delikatnie potarł palcami brodę, myśląc nad tym, co powinien
teraz zrobić.
–
Przepraszam cię bardzo – zaczął spokojnie czarnowłosy – ale dzisiaj nie mam
czasu na takie rzeczy. Zaraz przychodzi do mnie kolejny klient, więc jestem
teraz zajęty. Naprawdę bardzo mi przykro. – Na twarzy mężczyzny pojawił się
nico sztuczny, chytry uśmieszek, jednak Baekhyun nie zauważył w nim
fałszywości.
Zmieszany
spuścił głowę, wlepiając wzrok w podłogę. – Dobrze, panie Park – odparł,
wstając z miejsca. – Nie będę się narzucał, skoro nie ma pan czasu. Do
widzenia. – Kilka sekund później drzwi gabinetu zamknęły się.
Park
zaśmiał się do siebie pod nosem, po czym przeciągnął się w fotelu. Przymknął na
chwilę oczy. Postanowił odczekać kilka minut i dopiero wtedy coś zadziałać.
෴
Kiedy
ciche kliknięcie oznajmiające zamknięcie drzwi dotarło do uszu Byuna, westchnął
on ciężko, a potem zaczął iść w stronę windy. Czuł, że zwyczajnie poległ i jest
już skończony, a na zaliczenie nie ma co liczyć. Mógł pożegnać się ze zdaniem w
tym roku. Dotarłszy do metalowego wejścia, nadal rozmyślał o tym, jak mogło mu
się nie udać. Zawiódł się na samym sobie.
Po
pięciu minutach powłóczył już nogami, kierując się w stronę taksówki Jongina.
Nie był bliski płaczu. Chciał zaś zniszczyć każdą rzecz, która tylko kojarzyła
mu się w tamtej chwili z jego uczelnią. Nienawidził w tamtym momencie
wszystkich swoich wykładowców, a nawet znajomych.
Wsiadł
do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwiczki.
–
Tak szybko wam poszło? No, no, nie wiedziałem, że jesteś aż tak dobry – odezwał
się Kai, spoglądając z ukosa na przyjaciela. Zaraz jednak dostrzegł, że
Baekhyun nie jest nawet uśmiechnięty, więc nie cieszy się z odbytej rozmowy. –
Czekaj. Chyba jednak coś poszło nie tak. Opowiadaj. Już.
–
Nie przeprowadziłem z nim żadnego wywiadu – burknął niechętnie młodszy, gapiąc
się tępo w swój notatnik. Powoli obracał w rękach ołówek, jakby to miało
cokolwiek zmienić. – Za kilka minut ma rozmowę z klientem, więc nie mógł
poświęcić mi ani odrobiny czasu. – Baekhyun z lekkim przerażeniem spojrzał
prosto w oczy Jongina. – To koniec. Całe studia poszły się pieprzyć, rozumiesz?
Nie pójdę do niego drugi raz, więc mogę sobie tylko pomarzyć, że zaliczę ten
rok.
Starszy
kilkakrotnie zamrugał, powoli przetrawiając słowa, które przed sekundą
wypowiedział jasnowłosy. Nie dowierzał. Przecież Baek zawsze był idealnym
uczniem i zawsze sobie ze wszystkim radził. Prawie nigdy nie przydarzały mu się
porażki.
Jeszcze
jakiś czas siedzieli w całkowitej ciszy. Już mieli odjeżdżać, aż nagle Baekhyun
dostrzegł, jak dyrektor Park opuszcza wielki oszklony budynek. Co więcej,
mężczyzna był sam. Nie było możliwe, że w ciągu dosłownie paru minut załatwił
sprawy z klientem i teraz tak zwyczajnie wychodził sobie na miasto. Byun patrzył
szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, co ma robić.
– A to dupek! – wykrzyknął w końcu
chłopak, łamiąc na pół ołówek, który zaciskał w dłoniach. – Ten palant mnie
okłamał! Rozumiesz, Jongin-ah?! Ten palant mnie okłamał!
A/N: Witam po dość długiej przerwie! Powracam z czymś zupełnie nowym, więc mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać i że Wam się to spodoba. Rozdziały są już skończone, jednak nie dodam wszystkiego na raz, a będę wrzucać je regularnie - co tydzień. Po cichutku wierzę, że czekaliście na coś ode mnie. Za okładkę bardzo dziękuję Milce, nie wiem, co bym bez niej zrobiła.
Yah, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo czekałam na ten ff! Muszę przyznać, że zapowiada się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńBędę z niecierpliwością czekała na kolejne rozdziały ♥
omg super się zapowiada aw *,* bardzo podoba mi się twój styl pisania ;3 bardzo dobre opisy i wgl super pomysł + chanbaek to moje otp więc wgl bardzo się cieszę i na pewno będę wyczekiwała następnej części ;3
OdpowiedzUsuńpiszę z anonima ponieważ nie mam konta a na tele ciężko mi go założyć bo trochę się tnie ://
jestem na twoim blogu pierwszy raz i chciałabym zapytać czy masz może konto na wattpadzie? ;3
// Nika
Konto na Wattpadzie mam, ale tylko do bardzo rzadkiego czytania. Nie dodaję tam nic.
UsuńJestem tu pierwszy raz, ale zostaję na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się pierwszy rozdział, a szczególnie postać Baekhyuna, bo mimo, że było jej tu niewiele to i tak zyskała moją sympatię od razu. Jongin też jest super. Ale to jak zwykle także na ten temat nie muszę się chyba wypowiadać xD
A co do Chanyeola to nie podoba mi się, że okłamał Baeka. No niby wiem, że to taka szycha itp., itd., ale w ten sposób mógłby zyskać jeszcze większy rozgłos, że niby pomaga studentom. Ja na miejscu Baeka bym teraz wsiadła do samochodu z Kaiem i kazałabym się zawieźć pod siedzibę Oh Investors i bym przeprowadziła wywiad z tym jej założycielem, aby pokazać Parkowi, że nie jest niezastąpiony. Z drugiej strony rozumiem Chanyeola, bo miał gorszy dzień przez matkę, ale w sumie to go nie usprawiedliwia.
Życzę dużo weny i czasu do pisania ;)
Pozdrawiam ;*
Zapowiada się ciekawie *.* czekam na dalsze rozdziały <3
OdpowiedzUsuńZajeżdża mi Greyem, ale zostaję i idę czytać dalej. XD
OdpowiedzUsuń