Pairing: Chanbaek
Rating: NC-13
Gatunek: AU, angst, romans
Ostrzeżenia: wulgaryzmy
A/N: Dawno, naprawdę dawno mnie tutaj nie było. Ostatni post jest z maja (o rany!). Co prawda dodawałam coś na drugiego bloga, ale to jednak nie to samo. Żebyście tylko nie myśleli, że cały ten czas przeleżałam do góry brzuchem. Bynajmniej! Staram się pisać jak najczęściej, ale pomysłów jest dużo i wszystkie wsypują się do głowy hurtem, aż ciężko wyłowić tę jedną magiczną nić, za którą można by podążać.
Anyways, nie będę dłużej zanudzać. Jak zwykle mam nadzieję, że Wam się spodoba (i że ktoś tu w ogóle wejdzie. XD) Miłego czytania!
(cr. to the owner)
– Kurwa! – zaklął Baekhyun, zrywając się z miejsca. Zdjął
z wieszaka bluzę, przekręcił napis „OTWARTE” na „ZAMKNIĘTE”, zamknął sklep na
klucz i puścił się biegiem w stronę przedszkola.
Wiedział, że się spóźni. Potrzebował pół godziny na
dotarcie, a zostało mu tylko piętnaście minut. Kiedy matki na czas odbiorą
swoje dzieci, jego sześcioletni braciszek na dobre zdąży się rozpłakać.
Przedszkolanki nie po raz pierwszy będą posyłały mu pełne dezaprobaty
spojrzenia, gdy usilnie będzie starał się rozsupłać węzły na sznurówkach
granatowych bucików z Pikachu.
Wiatr smagał mu twarz, kiedy zmuszał się do coraz
szybszego przebierania nogami. Wierzył, że może uda mu się spóźnić tylko
chwilę, bo mistrzem sportu nie był i na czas nigdy by nie zdążył. Nawet gdyby
ktoś założył się z nim o paczkę ulubionych fajek.
Gdy przystanął pod przedszkolem i spojrzał na swój
telefon, z ekranu biły trzy minuty po czternastej. Nie było tak źle. Zrobił
kilka głębszych wdechów, po czym wszedł do środka.
Był wielce zaskoczony, widząc dzieci, które nadal
siedziały na wykładzinie z motywem z kreskówki, słuchające muzyki klasycznej
gitary jak zaczarowane. Zamrugał prędko i rzucił okiem w kierunku szatni.
Zniecierpliwione matki stukały butami albo wywracały oczami, bo w domu przecież
stygł obiad, a one miały jeszcze pranie do zrobienia.
Baekhyun jednak uznał, że skoro zajęcia jeszcze się nie
skończyły, to wyjdzie na zewnątrz, by zapalić. Wyjął z kieszeni zmięte pudełko,
w którym spoczywały ostatnie dwa papierosy, wziął jednego i pospiesznie wsunął
w usta. Zaciągnął się mocno, kiedy tylko dostrzegł jarzącą się końcówkę. Oparł
się o ścianę i rozkoszował chwilami samotności. Dopiero teraz poczuł, jak pot
spływa mu po karku, a podmuchy wiatru podrywają bluzę, której zapomniał
zasunąć. Strzepnął popiół na trawę w tym samym momencie, kiedy ktoś otworzył
drzwi. Baekhyun podskoczył z zaskoczenia i omal nie wypuścił fajki z dłoni.
Spodziewał się karcącego wzroku jednej z przedszkolanek, ale ujrzał jedynie
czarny materiał znoszonej kurtki. Podniósł więc wzrok.
– Nie pal. Dajesz swojemu dziecku zły przykład – oznajmił
mężczyzna, który przedtem grał na gitarze, a Baekhyun jedynie prychnął i
pokręcił głową.
– Nie mam dziecka. – W tej samej chwili z budynku wybiegł
braciszek chłopaka, Jinmo. Zaskakujące było to, że sam się ubrał. Podbiegł do
brata i złapał go za wolną dłoń.
– A to kto? Może wmówisz mi, że mam zwidy? – spytał kpiąco
wyższy mężczyzna, zaciskając nieco mocniej dłoń na futerale, w którym z
pewnością spoczywał instrument.
– To mój brat – odparował Baekhyun i po raz kolejny
zaciągnął się dogasającym papierosem.
– No to dajesz zły przykład bratu.
– A ty niby kim jesteś, żeby mnie pouczać? – Baekhyunowi
zachowanie nieznajomego zaczynało działać na nerwy. Wyrzucił peta i z nadmierną
siłą zdeptał go butem. – Moją matką?
– Nauczycielem muzyki – odpowiedział tamten w taki sposób,
jakby o jego zawodzie wiedziała każda osoba na świecie.
Baekhyun prychnął po raz kolejny, a potem pociągnął Jinmo
z zamiarem pójścia do domu. Nie widział powodu, by wdawać się w dalszą dyskusję
z tak aroganckim facetem.
– Hej! Zaczekaj! – zawołał mężczyzna, a Byun mimo wszystko
odwrócił głowę, patrząc na niego pytająco, ale i nagląco. Nie chciał tu stać.
Musiał zająć się sklepem, zarobić pieniądze, by mieli co jeść i nie musieli tak
bardzo zaciskać pasa.
– Czego chcesz? – rzucił kąśliwie, nieco mocniej ściskając
małą dłoń brata.
– Jinmo jest bardzo zainteresowany zajęciami z muzyki.
Może... – Mężczyzna urwał i zaczął grzebać w ciasnej kieszeni spodni. Po chwili
niemal wyszarpnął pomiętą kartkę, na której skreślone były jakieś słowa.
Wyciągnął ją w stronę Baekhyuna. – Może mógłbyś się zastanowić i przyprowadzić
go na jakieś prywatne lekcje czy zajęcia. Mógłbym nauczyć go-
– Nie – odparł niższy stanowczo. – Nie mamy pieniędzy na
prywatne lekcje u takich snobów jak ty. – Znowu się odwrócił. Tym razem to brat
mocno szarpnął go za rękę.
– Ale Baekkie, pan Chanyeol tak fajnie gra. Ja też tak
chcę. Proszę, proszę, proszę... Baekkie...
Gdy Baekhyun spojrzał na twarz brata, był niemal pewien,
że jeśli odmówi, dzieciak się rozpłacze i zacznie wyć tak głośno, aż usłyszy go
całe miasto. Westchnął zrezygnowany, a potem spojrzał na pana Chanyeola, który uśmiechał się do chłopca porozumiewawczo,
jakby wcześniej wspólnie uknuli ten spisek.
– No dobra... – Baekhyun przewrócił oczami i niedbałym
gestem wziął „wizytówkę” z rąk nauczyciela. – Ale albo obniżysz nam stawkę,
albo Jinmo pouczy się za darmo. Taka... lekcja próbna. Naprawdę brakuje nam
kasy, a kolejne wony przepadają właśnie teraz, bo zamiast siedzieć w sklepie,
gadam z tobą o pierdołach.
– Jasne, jasne – powiedział mężczyzna wyraźnie
rozweselony. – Będzie za darmo. Lekcja próbna. Tak. Zadzwońcie, to się umówimy,
który dzień będzie najbardziej pasował. Bo ja też nie zawsze mogę. Praca swoją
drogą, a pasja to inna sprawa. – Odetchnął. – No, ale nie będę zabierał wam
więc czasu, żeby nie uciekły miliony. – Zaśmiał się dosyć głośno. Baekhyun już
tego nie lubił. – Do zobaczenia. Cześć, Jinmo.
– Cześć, panie Chanyeol – odkrzyknął chłopiec i energicznie
pomachał oddalającemu się nauczycielowi muzyki.
– Chodź, Jinmo – burknął Baekhyun i mocno pociągnął
braciszka za rękę, kierując się tam, skąd przyszedł.
ɤɤɤ
Baekhyunowi ciężko było patrzeć, jak Jinmo chodzi po domu
ze smutną miną i co rusz wypytuje mamę o lekcje gry na gitarze. Biedna kobieta
o niczym nie wiedziała, a starszy syn nie raczył nic wyjaśnić, bo miał cichą
nadzieję, że braciszek jednak zapomni. Przecież dzieci łatwo ekscytowały się
nowymi rzeczami, by zaraz puścić je w niepamięć i dać pochłonąć przez kolejną
nowość.
– Jinmo! – zawołał Baekhyun, wychodząc ze swojego pokoju,
by zjeść obiad z rodziną w kuchni. – Przestań dokuczać mamie – powiedział z
delikatną nutą ostrości w głosie, aby chłopiec wreszcie przestał ciągnąć mamę
za spódnicę, robiąc przy tym minę zbitego psiaka.
– Baekhyun – odezwała się pani Byun, jakby lekko
zaskoczona obecnością syna, ale zaraz na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy
stawiała przed oboma synami miski z zupą.
Sama usiadła ostatnia. I dopiero wtedy Baekhyun nieznacznie
podniósł wzrok i zobaczył zmarszczki, które przecinały jej czoło i kurze łapki,
które coraz mocniej żłobiły skórę wokół oczu. A przecież wcale nie była stara.
To wszystko przez to, że ojciec zmarł na atak serca w drodze do pracy i od tamtej pory
musieli radzić sobie sami.
Ale przecież nie było tak źle. Zawsze mogło przytrafić im
się coś gorszego, więc nie było na co narzekać. Sama pani Byun powtarzała, że
trzeba się uśmiechać i ciężko pracować, pozostawiając przeszłość za sobą, bo
to, co się stało, z pewnością nie wydarzyło się przez przypadek. Jej zdaniem
wszystko, nawet najgorsze, było czymś, co zesłał Bóg. Dlatego pod liliowym
swetrem, prezentem z okazji piętnastej rocznicy ślubu, wisiał prosty srebrny
krzyżyk, który ściskała każdego wieczoru klęcząc przed malutkim obrazem w swoim
pokoju.
– Idziesz jeszcze dzisiaj do sklepu? – zapytał Baekhyun,
chwytając pałeczkami gruby makaron, który skutecznie ześlizgiwał się i z
chlupotem na nowo wpadał do zupy.
– Tak – odpowiedziała kobieta zmęczonym głosem, a on zmarszczył
brwi i zagryzł wargi.
– W takim razie zajmę się Jinmo. Może... – Przełknął z
trudem ślinę, mieszając łyżką w misce z obiadem. – Może pójdę z nim na tę
lekcję gitary. Wiesz, ten facet powiedział, że pozwoli mu pograć za darmo.
– Tak! Tak! – krzyknął z entuzjazmem chłopiec, wymachując
łyżką i zostawiając tłuste plamy z zupy na podziurawionej ceracie. – Pan
Chanyeol dzisiaj pytał, kiedy do niego przyjdę, bo przecież mu obiecaliśmy –
dodał po chwili, bezskutecznie próbując trafić pałeczkami do buzi. Mimo to
jedzenie i tak wylądowało na jego policzku.
Baekhyun spojrzał pytająco na matkę, a ta powoli pokiwała
głową, wracając do swojego jedzenia. Chłopak uśmiechnął się lekko. Chciał dać
jej też trochę czasu, by spędziła go sama ze sobą. Wiedział, jak wiele dla nich
poświęca. Całymi dniami pracowała w swoim małym sklepie kilkanaście ulic od
domu. Robiła tylko godzinną przerwę, by przygotować obiad dla swoich dzieci.
Wieczorami późno się kładła i wstawała bardzo wcześnie.
– W takim razie możesz dziś wcześniej wrócić. Kupię po
drodze coś dobrego i przygotuję kolację – obiecał z serdecznym uśmiechem,
dotykając suchego nadgarstka kobiety, a ta posłała mu spojrzenie, które
wyrażało więcej, niż byłaby w stanie wyrazić słowami.
ɤɤɤ
– A zadzwoniłeś do pana Chanyeola, żeby się umówić? –
zapytał chłopczyk, łapiąc brata za rękę, kiedy wreszcie wyszli z mieszkania.
– Nie, ale myślę, że będzie miał czas. Niby czym innym
miałby się zajmować. Przedszkole jest czynne do 15 – odparł Baekhyun, a Jinmo w
zamyśleniu pokiwał głową.
Chłopak wyjął zmiętą kartkę, którą jakieś dwa tygodnie
temu dał mu tamten niby-nauczyciel. Przyjrzał się adresowi i stwierdził, że to
całkiem niedaleko. Znał tę ulicę, bo w pobliżu mieściło się jego dawne liceum,
obok którego znajdował się sklep, gdzie zawsze osoba o dobrym sercu kupowała mu
fajki. Dla taty, mówił wtedy, po czym
uśmiechał się krzywo. Nawet sam by sobie nie uwierzył, ale inni jakoś wierzyli.
– Wiesz co? Może jednak zadzwonię – odezwał się nagle, gdy
Jinmo skończył wreszcie trajkotać o nowych samochodzikach, jakie przynieśli
jego koledzy, chwaląc się przed resztą grupy. – Jak go nie ma w domu, to
pójdziemy na marne.
Wyjął z kieszeni telefon, uważając przy tym, by przez
przypadek nie pogiąć ściśniętych w paczce papierosów. Pospiesznie wstukał numer
szybko skreślony na krzywo wyciętej kartce i czekał. Po trzech sygnałach
odezwał się niski, zachrypnięty głos, od którego przebiegł go lekki dreszcz.
– Halo? Pan... – Zerknął na kartkę. – Pan Park?
– Tak, słucham? – odezwał się mężczyzna nieco podejrzliwym
tonem.
– Z tej strony brat Jinmo. Kiedyś... namawiał go pan, żeby
przyszedł pouczyć się grać na gitarze i właśnie jesteśmy w drodze, ale-
– Ach, Jinmo! – wykrzyknął nagle facet, a jego głos
natychmiast się rozpromienił. – Hm, to nadal aktualne. Skoro jesteście w
drodze, to śmiało możecie wpaść, jestem w domu, więc zapraszam.
– Mhm, jasne. Będziemy za jakieś dziesięć minut – dodał
Baekhyun i czym prędzej się rozłączył.
ɤɤɤ
Skromnie,
pomyślał Baekhyun, rozglądając się przelotnie po małym mieszkanku. Po takim zarozumialcu spodziewałem się
jakiegoś apartamentu. Zdjął buty i odstawił je obok innych par
podniszczonych trampek i adidasów. Chociaż facet niezbyt przypadł mu do gustu,
nie chciał być niemiły, bo to źle świadczyłoby o jego wychowaniu, a tym samym o
jego mamie.
– Napijesz się czegoś? – spytał pan Park, gdy już
odprowadził podekscytowanego Jinmo do pokoju.
– Od kiedy jesteśmy na „ty”?
– Od teraz – odparł wyższy, wyciągając dłoń na powitanie i
uśmiechając się kącikiem ust. – Chanyeol.
– Baekhyun – powiedział i z wahaniem uścisnął rękę
gospodarza.
– To czego się napijesz? Kawy? Herbaty? Soku? – pytał,
kierując się do maleńkiej kuchni, a Byun poszedł za nim.
– Kawy, a Jinmo daj sok, najlepiej pomarańczowy –
odpowiedział Baekhyun, przysiadając na krześle przy krzywo stojącym stole.
– Masz szczęście, bo akurat taki mam. – Uniósł palec, a
potem powędrował do lodówki i wyjął z niej karton z sokiem.
Kiedy już Baekhyun miał kawę w jednej ręce i sok w
drugiej, a Chanyeol przygotował sobie herbatę z mlekiem, co wyglądało raczej na
mleko z herbatą, przeszli do pokoju, w którym Jinmo bawił się strunami gitary.
Po lewej stronie stała rozłożona, ale schludnie posłana wersalka, a tuż przy
niej czarna ława, na której widać było lepkie ślady rozlanych napojów. Kawałek
dalej mieściło się małe „studio” Chanyeola i stojak, zapewne na gitarę. Prawą
część zajmowała starodawna meblościanka z wąską szafą, regałem i barkiem.
– Kolekcjonujesz? – spytał Byun, podchodząc do półki, na
której mieściła się chyba setka winylowych płyt. Nie mógł wyjść z podziwu.
– Mhm – mruknął Park, pokazując Jinmo, jak odpowiednio
nastroić gitarę. – Tylko nie za mocno, bo pęknie struna, dobrze? – poinstruował
chłopca, a ten z radością skinął głową. – Płyty CD nie mają w sobie tego
czegoś, dlatego zbieram winyle. – Te słowa skierował już do Baekhyuna, który
odwrócił się w jego stronę, upijając łyk mocnej kawy.
– Uważam tak samo. Ale ja zbieram kasety – powiedział z
pewną wyższością w głosie, jakby przekomarzał się ze starym kumplem,
zapominając o wcześniejszej arogancji gospodarza. – Mam ich całe mnóstwo.
– I zacinają się w magnetofonie – dorzucił Jinmo,
podnosząc głowę znad instrumentu, który w jego drobnych rączkach wydawał się
olbrzymi.
– Musimy kupić nowy – mruknął pod nosem jego brat, patrząc
na dywan, w kilku miejscach poplamiony zaschniętym błotem. – Ale najpierw muszę
na niego zarobić – dodał, bardziej do siebie,
gdyż tamci dwaj byli zajęci gitarą.
Jakąś chwilę później Jinmo siedział na wersalce obok
Chanyeola, który pokazywał mu najprostsze chwyty i przesuwał jego drobne
paluszki, kiedy ześlizgiwały się na niewłaściwe struny. Chłopiec jak gąbka
chłonął nową wiedzę, chociaż już po paru minutach zaczął narzekać, że bolą go
palce. Park tylko się zaśmiał, na co siedzący na obrotowym krześle Baekhyun,
wzdrygnął się lekko. Jego śmiech był równie głęboki i wibrujący jak głos, który
wcześniej usłyszał w słuchawce.
– Mogę wyjść na balkon? – zapytał Baekhyun, wskazując na
duże drzwi, z których odchodziły strzępki złuszczonej beżowej farby.
– Będziesz palił? – odpowiedział pytaniem Chanyeol, ale i
tak wiedział, co tamten mu powie. Łatwo było wyczytać to z jego oczu. Westchnął
więc ciężko i wzruszył ramionami. – Idź.
Z nieskrywanym uśmiechem chłopak niemal wyskoczył przez
wąskie balkonowe okno, a rześki wiatr rozwiał jego włosy na czole. Sięgnął do
kieszeni po zmiętą paczkę fajek, wyjął jedną i pospiesznie odpalił czerwoną
zapalniczką. Zaciągnął się długo i mocno, bo ostatni raz miał papierosa dawno
temu przed obiadem. Przy matce starał się nie palić, chyba że u siebie; przy
Jinmo tym bardziej, jednak czasami nie był w stanie się powstrzymać.
Pet zniknął w krzakach za blokiem szybciej, niż chłopak
się zorientował. Oparł się o barierkę, podziwiając zachodzące za betonowym
światem słońce. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Powinien teraz jeszcze
siedzieć w sklepie, a nie stać tutaj, chociaż ten jeden raz zrobił wyjątek dla
braciszka. Kilka godzin mniej w tygodniu chyba nie przyniesie za dużych strat.
– Skończyliście już? – zapytał Baekhyun, widząc, jak Jinmo
wcina herbatniki, które z pewnością dostał od Chanyeola. Podszedł do brata i
wytarł mu okruszki ciastek z twarzy, uśmiechając się lekko. – Wracamy do domu?
Obiecałem mamie, że zrobię kolację.
Jinmo, z napchanymi jak u chomika policzkami, pokiwał głową,
po czym także się uśmiechnął, ukazując oklejone herbatnikami ząbki. Spojrzał na
swojego nauczyciela, który właśnie odstawił gitarę na stojak i stał obok nich z
dłońmi w kieszeniach wąskich, czarnych spodni.
– Podobało ci się? – zabrzmiał niski głos Parka, ozdobiony
odrobiną uśmiechu, radości.
– Bardzo – powiedział z entuzjazmem Jinmo.
– A przyjdziesz do mnie jeszcze? – spytał, a chłopiec
skierował wzrok na Baekhyuna, marszcząc brwi.
– Przyjdziemy jeszcze? – W jego głosie zabrzmiała
płaczliwa nuta, jak gdyby miał się rozpłakać, gdyby tylko starszy brat odmówił.
– Jeśli mama nie będzie miała dużo roboty, to przyjdziemy
– odparł tamten.
– Będę pamiętał o soku i ciastkach – dodał zadowolony
Chanyeol i zmierzwił Jinmo włosy, na co on zaśmiał się głośno i wepchnął sobie
do buzi ostatniego herbatnika z paczki.
ɤɤɤ
I choć Baekhyunowi niezbyt uśmiechało się zostawianie
matki samej ze sklepem, w ciągu kolejnych dwóch tygodni zawitał do mieszkania
Parka aż cztery razy. Pani Byun cieszyła się, że jej młodszy syn znalazł jakieś
zainteresowanie i nie są to komputerowe gry czy zabawki, na które nie było ich
stać. Na lekcje gry na instrumencie pewnie też nie byłoby ich stać, gdyby
Chanyeol nie powiedział, że będzie uczył sześciolatka za darmo.
Wszystkie wizyty wyglądały bardzo podobnie. Baekhyun
wchodził z Jinmo do mieszkania, Park proponował mu coś do picia, zanosił
chłopcu sok, po czym uczył go kolejnych chwytów i prostych piosenek. Jakoś po
godzinie Byun wychodził na balkon zapalić i popatrzeć na nudną okolicę, w której
nic się nie działo, tylko jakieś dzieci biegały po trawniku za blokiem, goniąc
się z patykami jako bronią albo urządzali jakieś zawody. Potem zastawał Jinmo z
buzią obklejoną okruchami ciastek, wycierał go i pytał, czy już czas, by
wracać.
Ale podczas ostatniego spotkania, gdy Baekhyun wstał,
zawiązawszy granatowe buciki z wizerunkiem Pikachu, zastał Chanyeola
przygryzającego wargę i drapiącego się po karku. Uniósł pytająco brwi,
otrzepując kurz z kolan.
– Coś się stało? – zapytał, przechylając lekko głowę w
prawo.
– Chciałbym z tobą pogadać... w cztery oczy – powiedział
wreszcie tamten, zrzucając niewidzialny ciężar ze swojej piersi.
– Jinmo – zwrócił się Baekhyun do brata. – Zostawiłeś
soczek w szklance i nie dojadłeś ciastek. Może wziąłbyś je do domu, co? –
powiedział, nie chcąc otwarcie wyganiać chłopca do pokoju.
Ten jednak bez zastanowienia pokiwał głową, jakby
przypomniał sobie, że naprawdę zapomniał zjeść ciasteczek. Prędko uciekł z
przedpokoju, zostawiając ich samych.
– Chodzi o kasę, co nie? – zaczął Baekhyun. – Wiedziałem,
że nie może być tak dobrze, ale przecież mówiłem ci, że nie stać nas na
prywatne lekcje gry na gitarze. Cholera, chyba się nie zrozumieliśmy za
pierwszym razem i teraz pewnie-
– Dasz mi coś powiedzieć? – przerwał mu Chanyeol, podchodząc
o krok bliżej i zerkając na niego z góry.
Baekhyun prawie przygryzł sobie język. Zawsze za dużo
gadał, jeśli akurat kogoś nie wyzywał albo nie rzucał mu rozeźlonych spojrzeń.
Był więc zaskoczony. Cofnął się machinalnie i dotknął plecami drzwi. Och, jak
tandetnie to wyglądało.
– Chciałem zaprosić cię na kawę – rzekł Park, przeniósłszy
wzrok na podłogę.
Gdyby nie to, że zaśmiał się pod nosem, Byun wytknąłby mu,
że się zaczerwienił. Sam również odrobinę się zmieszał. Nie spodziewał się
tego. Nawet jeśli był gejem, to nigdy się do tego nie przyznawał, z nikim się
nie umawiał, nigdy nie wepchnął się komuś do łóżka, mimo iż w głębi duszy o tym
właśnie marzył.
– Powinienem się zgodzić? – odpowiedział Baekhyun
stanowczym tonem. – Czemu?
– Nie wiem – przyznał Chanyeol, szczerze rozbawiony samym
sobą. – Po prostu chcę napić się z tobą kawy. Na mieście. Może też pójść na
spacer... czy coś.
– Czy to zaproszenie na randkę? – odważył się w końcu
chłopak, krzyżując ręce na piersi. – Bo jeśli tak, to bardzo chętnie. Kiedy?
– W sobotę? O tej co zwykle – odparł nieco zaskoczony
szybkim rozwojem sytuacji Park, teraz już patrząc w uroczo śmiejące się oczy
niższego. – Tylko zostaw Jinmo w domu – dodał, na co Baekhyun roześmiał się
głośno, zginając w pół.
– Postaram się nie zapomnieć.
ɤɤɤ
Nim się obejrzał, te kilka dni do soboty już minęło. Byłby
nawet zapomniał o spotkaniu. Ciągle przesiadywał w sklepie, aby zarobić jak
najwięcej. Naprawdę było im ciężko, a w przedszkolu Jinmo odbywały się różne
zabawy i wycieczki, za które musieli płacić. Nikt nie mógł na nich łożyć. W
dodatku pani Byun nie chciała, by inne dzieci śmiały się z jego synka.
Gdy więc Baekhyun wyłączył budzik w telefonie i zobaczył,
że dziś po pracy ma spotkanie z Chanyeolem – coś, co żartobliwie nazwał randką
– bardzo się zdziwił. W chwilę później młodszy brat wpadł do jego pokoju,
zawzięcie zdejmując z niego pomiętą i skopaną pościel.
– Wstawaj, śpiochu! Mama robi bibimbap – oznajmił
chłopiec, podskakując na miękkim łóżku.
Baekhyun ziewnął szeroko, przecierając oczy palcami i
spojrzał na braciszka, śmiejąc się pod nosem. Grzywka podskakiwała mu w górę i
w dół, a jego uśmiech był tak szeroki, jakby śmiało się samo słońce. Pochwycił
braciszka w pasie, przewracając go na łóżko, a potem mocno przytulił i zaczął łaskotać.
Jinmo krzyczał, piszczał i kopał, śmiejąc się wniebogłosy.
– Chodźcie chłopcy – powiedziała pani Byun, stukając
knykciami w futrynę.
Siedząc w sklepie i czytając kolorowe czasopismo
motoryzacyjne, Baekhyun denerwował się spotkaniem. Nie wiedział, dlaczego
Chanyeol go zaprosił. Zamienili ze sobą zaledwie parę zdań. Pomyślał, że może
wpadł mu w oko, ale zaraz odpędził tę myśl. Przecież nie każdy facet jest taki
jak on. Nie chciał sobie za wiele wyobrażać, bo parę razy się sparzył, zbyt
wyzywająco patrząc mężczyznom na ulicy w oczy, którzy przedtem zawiesili wzrok
na nim.
Ciamkając gumę pozbawioną miętowego smaku, zatrzasnął
gazetę, odłożył ją na półkę i zamknął sklep. Wrócił do domu na obiad i przy
okazji pomógł Jinmo przy rysowaniu jakiegoś rysunku do przedszkola. Zjedli przy
spokojnej rozmowie. Pani Byun opowiadała o mało interesujących ludziach z
targowiska, który wykłócali się o to, że jakiś przechodzień ukradł im owoce.
Po obiedzie to Baekhyun pozmywał. Ucałował matkę w
policzek, a bratu zmierzwił włosy na głowie, każąc mu być grzecznym. Odkładał
moment spotkania, mimo iż obiecał, że będzie o tej samej godzinie co zwykle.
Ostatecznie przebrał się w bardziej wyjściowe ciuchy, wcisnął papierosy, klucze
i telefon do kieszeni i wyszedł.
Chanyeol czekał na niego przed blokiem, nerwowo
przestępując z nogi na nogę. Baekhyun właśnie kończył palić. Wyrzucił peta na
trawnik i pospiesznie zmiażdżył go butem, po czym podbiegł do Parka. Pomachał
mu już z daleka, uśmiechając się lekko.
– Zaczynałem się zastanawiać, czy mnie nie olałeś –
oznajmił wyższy, unosząc jedną brew. Ręce trzymał wciśnięte w kieszeniach.
Później Baekhyun nauczył się, że to jego nawyk, kiedy był podenerwowany lub gdy
kłamał.
– Nie, tylko... – urwał, zagryzając wargę. Kopnął jakiś
kamyk i patrzył, jak się toczy.
– Tylko? – zachęcił go Chanyeol, ale niższy pokręcił
głową.
– Idziemy? – powiedział w zamian, uśmiechając się
przepraszająco.
Zaprowadził
Baekhyuna do niedużej kawiarenki, w której pachniało świeżo parzoną kawą oraz
szarlotką. Usiedli na schodach, trzymając w dłoniach papierowe kubki. Stoliki
były pozajmowane, ludzie rozkoszowali się wolnym czasem, raczyli słodkimi
rozmowami. Słońce prawie prażyło, jednak w cieniu parasoli było bardzo
przyjemnie. Chanyeol popchnął go bliżej krawędzi, gdy jakaś tęga kobieta
przechodziła z gorącą latte, wielkim kawałem ciasta i telefonem.
Byłby się ześlizgnął, siedząc jedynie na jednym pośladku,
ale Park w porę go objął i przytrzymał. Posłał mu czarujący uśmiech, od którego
Baekhyun poczuł mrowienie w kolanach i czubkach palców.
– Czemu mnie zaprosiłeś? – zapytał otwarcie Byun,
dmuchając w parujący napój, żeby nie sparzyć sobie języka.
Wymijające wzruszenie ramion.
– Mówiłem ci, że chcę się napić z tobą kawy na mieście –
odrzekł drugi, upijając spory łyk. – Poza tym, czy nie nazwałeś tego randką?
– To był tylko taki żart – wytłumaczył Baekhyun, lecz
kącik jego ust drgnął, unosząc się nieznacznie w górę.
– Hej, uśmiechasz się – wytknął mu Chanyeol, delikatnie
szturchając go w kolano.
Choć miło siedziało się na schodach kawiarni, ludzi
przybywało i musieli się stamtąd wynieść. Pijąc przechłodzoną kawę, która
pachniała niezwykle aromatycznie, poszli w inną stronę miasta. Pod ich stopami
ciągnął się zniszczony chodnik, a po obu stronach i nad ich głowami wznosiły
się pączkujące drzewa, wyginając swe gałęzie w najbardziej wyuzdanych pozach.
– Niedługo zaczną kwitnąć wiśnie – wspomniał Baekhyun,
rozglądając się dookoła. Tu również było cicho i spokojnie.
– Jak chcesz, możemy przyjść popatrzeć – zasugerował Chanyeol,
zgniatając papierowy kubek i wyrzucając go do najbliższego śmietnika.
– Czy to zaproszenie na kolejną randkę?
– Mam cię. Naprawdę masz to za randkę, co? – Park zaśmiał
się, widząc wysoko wspięte rumieńce. Potrząsnął lekko łokciem Byuna. – Nie kryj
się. Przecież widzę.
Milczeli, dopóki Baekhyun nie uspokoił swojego szaleńczo
reagującego organizmu. Chanyeol szedł, wpatrzony przed siebie, z rękami
swobodnie zwisającymi po bokach. Czasami skubał swoje jeansy, jakby koniecznie
chciał się czegoś złapać. Kilka razy wzrok niższego zbłądził na uniesioną
wysoko, zamyśloną twarz, otoczoną aureolą czarnych, rozwianych włosów.
– No dobra. Przyznaję się – powiedział wreszcie niższy i
wysiorbał ostatni łyk z kubeczka.
– Skoro tę kwestię mamy już z głowy, może powiesz mi coś o
sobie – zachęcił Park, a kiedy Baekhyun spojrzał na niego zaskoczony, tylko
cicho się zaśmiał. – Wiem o tobie tylko tyle, że zbierasz kasety i w godzinę
wypalasz więcej fajek, niż ja potrafię nauczyć twojego brata piosenek.
– Długo jeszcze będziesz się czepiał? – Chłopak przewrócił
oczami, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Akurat jakaś matka robiła swojej
córeczce zdjęcie ze ślicznym kwiatkiem. – Mam na imię Baekhyun, zbieram kasety,
mam młodszego brata, pracuję w sklepie – powiedział pospiesznie i wzruszył
ramionami. – Nie jestem ciekawą osobą.
– Pozwól mnie to ocenić. – Chanyeol spojrzał na niego
wyzywająco, aż wreszcie Baekhyun ugiął się pod jego świdrującym wzrokiem,
kręcąc głową. – Dlaczego pracujesz w sklepie? – spytał, przysuwając się nieco
bliżej, bo z naprzeciwka nadjeżdżał jakiś nieuważny rowerzysta i byłby go
potrącił.
Niższy wzdrygnął się przez ten nagły ruch i cofnął się o
krok. Serce zabiło mu szybciej, a pąs po raz kolejny wspiął się na wyżyny jego
kości policzkowych. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to był tylko
instynkt Parka, który ochronił go przed zderzeniem.
– Muszę jakoś zarobić na życie i utrzymanie rodziny,
prawda?
– Mówiłeś przecież, że Jinmo to twój brat, a teraz
wyskakujesz z utrzymaniem rodziny i ja-
– Razem z mamą musimy utrzymać siebie, Jinmo, zapłacić za
czynsz, mieć w co się ubrać i co do garnka włożyć. To właśnie miałem na myśli –
przerwał mu impertynencko Baekhyun.
– Dobra, sorry, nie wiedziałem, tak? – Chanyeol odsunął
się od niego równie szybko, jak się zbliżył; jakby dotknął kolca, próbując
zerwać piękną różę.
– Jasne. Ja też nie powinienem się unosić. Przepraszam. –
Przygryzł wargę i przez chwilę miętosił ją zębami.
– Gdzie jest wasz tata?
– Nie żyje. – Ta odpowiedź, choć wypowiedziana obojętnym
tonem, była zimna jak lód i gorzka niczym piołun. – Zmarł na atak serca pięć
lat temu. Jinmo miał wtedy zaledwie roczek, ja szesnaście lat. Zacząłem
pracować, żeby pomóc mamie. Skończyłem liceum i nie poszedłem na studia, bo nas
na to nie stać. Sklep, a właściwie sklepy, są nasze, więc spędzam tam niemal
całe dnie.
– To dlatego chciałeś, żeby Jinmo uczył się u mnie za
darmo – zauważył Chanyeol, a Baekhyun nieznacznie skinął głową. – W dalszym
ciągu uważam, że to żaden problem. W przedszkolu i w domu dziecka zarabiam
wystarczająco dużo, więc przeżyję.
– Pracujesz w domu dziecka? – zainteresował się Byun,
spoglądając na wyższego z szeroko otwartymi oczami.
– Na pół etatu i tylko przez trzy dni, czasami dodatkowo w
soboty, jak nie mam co ze sobą zrobić – odparł.
– Ale dlaczego? – dociekał Baekhyun. – Nie żeby praca w
domu dziecka była dla mnie dziwna, ale... po prostu jestem ciekaw.
– Sam wychowałem się w domu dziecka, więc wiem jak to
jest. Chcę odrobinę pomóc tym dzieciakom, bo kiedyś sam byłem na ich miejscu –
wytłumaczył wyższy, wpatrując się w brudne czubki swoich butów.
Baekhyun nie chciał naciskać. Czuł, że nie może, mimo iż
bardzo chciał się dowiedzieć, dlaczego Chanyeol spędził dzieciństwo z dala od
rodziców. Zrobiło mu się go trochę żal, ale to chyba z tego powodu, że sam miał
cudowną rodzinę, dopóki ich ojciec tak nagle nie zmarł.
– Pewnie chcesz zapytać, gdzie w takim razie byli moi
rodzice, co? – Przerwał ciszę Park i westchnął cicho, widząc, jak Baekhyun
znowu kiwa głową.
Milczał przez chwilę, jednak widać było, że intensywnie
rozważa dobór słów. Wahał się. Szukał czegoś wzrokiem na chodniku, pod butami
innych ludzi, na ławce, na której właśnie usiadł jakiś ptak, w koronach drzew,
aż wreszcie znalazł to w twarzy swojego rozmówcy. Uśmiechnął się lekko, jednak
gest ten był skrzywiony, wypełniony bólem, który chłopak niewątpliwie czuł i
trzymał w sobie przez cały czas.
– Miałem zajebistą rodzinkę – zaczął z wyraźnym sarkazmem
w głosie, jakby rozprawiał o psiej kupie na trawniku. – Ojciec zaćpał się,
zanim w ogóle zjawiłem się na tym świecie, a matka była na najlepszej drodze,
by do niego dołączyć. Dawała sobie w żyłę i żłopała wódę jak szalona, więc
naprawdę musiało jej się spieszyć. Dziwię się w ogóle, że wszystko było ze mną
w porządku.
Urwał, rozglądając się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt
ich nie podsłuchuje. Odetchnął kilka razy, chociaż wcale nie było widać, żeby
czymś się denerwował. Baekhyun za to zagryzł wargę, niecierpliwie wyczekując
dalszej części opowieści.
– Zabrali mnie z domu, jak miałem trzy lata. Sąsiadka
zadzwoniła do opieki społecznej, bo niby ciągle ryczałem, ale nic z tego nie
pamiętam. Matka chyba chciała mnie odebrać, ale to pewnie tylko w myślach, bo
założę się, że ani razu nie była w stanie przyjść, żeby się ze mną zobaczyć,
żeby o mnie zawalczyć i coś w sobie zmienić. – Wzruszył ramionami, niewidzącym
wzrokiem błądząc po stojącym w oddali wózku z napojami. – Kilka lat później
dowiedziałem się, że jakiś miesiąc po tym, jak umieszczono mnie w ośrodku,
matka dołączyła do kochanego ojczulka. Wtedy za nią płakałem, ale byłem mały,
szukałem mamy. – Znów to samo wzruszenie ramion, puste, rozgrzeszające, jak
gdyby pozbywał się z barków ogromnego ciężaru.
– Ale jakoś udało ci się wyjść na ludzi – odezwał się
Baekhyun, kiedy Chanyeol już tylko zaczął kopać kamyki leżące na chodniku. –
Chociaż raczej nie lubisz wspominać o swojej przeszłości, co?
– A dla ciebie byłoby to miłe? Dam sobie rękę uciąć, że
nie – żachnął się Park, spoglądając groźnie na niższego i zaciskając szczękę. –
Ale masz rację. Udało mi się wyjść na prostą. Może dlatego, że od dziecka
widziałem, co narkotyki mogą zrobić z ludźmi i sam ich nie tykałem, mimo iż
sporo osób mnie do tego namawiało.
– Nie chciałeś nigdy założyć rodziny? – spytał nagle Byun,
zerkając na czarnowłosego z zaciekawieniem.
Ten tylko parsknął cichym śmiechem, a wiatr rozwiał jego
ciemne włosy, unosząc je niczym piórka ptaka. Uroczy widok.
– Żeby móc założyć rodzinę, trzeba mieć ją z czego
utrzymać, a mnie wystarcza tylko na siebie – odrzekł Chanyeol wprost. – Ale nie
potrzebuję więcej. Nie chcę na razie mieć rodziny. Mam jeszcze dużo czasu. Może
kiedyś przyjdzie taka pora, że zechcę się ustatkować.
Dotarli do końca alejki, gdzie starsza pani sprzedawała z
wózka nagrzane w słońcu napoje oraz przekąski. Baekhyun skusił się na kruche
ciastka dla brata. Jemu wystarczyła kawa, która naprawdę była tak smaczna, jak
zachwalał Chanyeol. Uśmiechnął się i skłonił lekko, dziękując kobiecie, a wokół
jej oczu pojawiły się urocze zmarszczki, gdy i jej wargi wygięły się w lekkim uśmiechu.
– Wracamy?
Chanyeol nie chciał tak szybko puścić Baekhyuna do domu,
więc zaprosił go na górę. Pospiesznie pozbierał porozrzucane ciuchy z wersalki,
robiąc miejsce do siedzenia. Kazał mu się rozgościć i pobiegł do kuchni, żeby
zrobić herbatę, bo obaj zgodnie stwierdzili, że na kolejną kawę jest już trochę
za późno.
– Słodzisz?! – krzyknął z kuchni Park, podczas gdy Byun
znów przyglądał się sporej kolekcji płyt i prowizorycznemu studiu muzycznemu.
– Nie – odpowiedział równie głośno, po czym uśmiechnął się
do siebie. Polubił to miejsce.
– Czemu się tak uśmiechasz? – zapytał Chanyeol, niosąc w
dłoniach dwie szklanki. Postawił je tam, gdzie już wcześniej odcisnęły się
lepkie ślady, lustrując niższego wzrokiem.
– Bo fajnie tu masz – odrzekł Baekhyun, wzruszając
nieznacznie ramionami. – A skąd wzięła się twoja pasja do muzyki? – dopytał,
siadając obok Chanyeola na pospiesznie uprzątniętej wersalce.
– Nie wiem – przyznał szczerze Park, a potem upił spory
łyk ciepłego napoju. – Lubiłem lekcje muzyki, na które chodziłem. Interesowałem
się gitarą, pianinem. Na tym drugim bardzo chciałem nauczyć się grać, ale nie
miałem takiej możliwości, więc zdecydowałem się na gitarę. Przez jakiś czas
uczyłem się w ośrodku, później sam zacząłem się jakoś szkolić. Nagrałem kilka
utworów, ale nic z nimi nie zrobiłem, bo... stworzyłem je tylko dla siebie. –
Wzruszył ramionami. – Kocham muzykę całym sercem.
– A masz w nim miejsce dla drugiej osoby?
– Co? – odezwał się Chanyeol, jakby wyrwany z głębokiego
zamyślenia. Baekhyun zaśmiał się melodyjnie.
– Zapytałem, czy w twoim sercu jest miejsce dla drugiej
osoby – wyjaśnił z urzekającym uśmiechem. – Chodziło mi o to, czy jesteś w
stanie się zakochać?
Park przełknął powoli ślinę, ściskając w dłoniach ciepłą
szklankę. Byun intensywnie patrzył w niespiesznie poruszającą się grdykę i
zadrżał, zdając sobie sprawę z tego, że się gapi i że nie powinien. Sięgnął po
swoje picie i pociągnął łyk, zwilżając suche wargi i przełyk.
– Powiedziałem ci już, że na razie nie chcę zakładać
rodziny – odpowiedział po chwili namysłu Chanyeol.
– Ale to nie to samo. Nie musisz zakładać rodziny z osobą,
w której się zakochasz, prawda? – Uniósł pytająco brew, na co ostatecznie Park
pokiwał głową. – No, więc... odpowiesz mi?
– No dobra – podjął na nowo czarnowłosy i westchnął
ciężko. – Nie wiem, czy umiem. Chyba nigdy się nie zakochałem. Przynajmniej nie
tak na poważnie. W ośrodku lubiłem kilka dziewczyn i, cholera, nawet się z
niektórymi przespałem, ale... raczej nie byłem w nich zakochany.
Baekhyun klasnął językiem, jakby dokładnie taką odpowiedź
chciał usłyszeć. Odstawił herbatę na brudną ławę i sięgnął do kieszeni po
papierosy. Mimo iż wiedział, że Chanyeol ich nie toleruje, zapalił jednego,
zaciągnął się, a potem wydmuchnął dym na środek pokoju. Odchylił głowę do tyłu,
zaciągając się drugi raz i Park musiał przyznać, że chyba spodobał mu się ten
widok.
– A ty? – powiedział w końcu. – Byłeś kiedyś zakochany?
– No – odpowiedział Baekhyun, przeczesując palcami
puszyste, brązowe włosy. – Ale to było nieodwzajemnione uczucie.
– Czemu?
– A chciałbyś, żeby kumpel nazwał cię pedałem? Bo ja nie –
wytłumaczył, po czym nonszalancko przekrzywił głowę i wydmuchnął kolejny
obłoczek siwego dymu.
– Czyli ty serio jesteś gejem. – Chanyeol był najwyraźniej
zaskoczony, co rozbawiło Byuna.
– A ty myślałeś, że żartuję? – Roześmiał się i prawie przy
tym zakrztusił, aż w jego oczach pojawiły się drobne łzy. Otarł je pospiesznie.
– Przecież sam chciałeś, żebym przyznał się do tego spotkania jako randki. Nie
żartowałem wtedy.
– W takim razie jestem głupi.
ɤɤɤ
– Baekhyun, zabierzesz mnie jeszcze do pana Chanyeola? –
zapytał Jinmo, kiedy starszy brat przyszedł po niego do przedszkola we wtorek –
w dzień, w który powinien pójść na lekcje gitary.
– Nie wiem, Jin. To nie zależy ode mnie – odparł Baekhyun,
chociaż myślami był już zupełnie gdzieś indziej.
Minął miesiąc, odkąd poszedł na pierwszą randkę z
Chanyeolem. Od tamtej pory spotykali się niemal regularnie, raz lub dwa razy w
tygodniu na mieście lub w małym mieszkaniu, gdzie coraz częściej dało się
słyszeć stare piosenki czy też ciche brzdąkanie na gitarze. Czasami
rozbrzmiewał też donośny śmiech Baekhyuna, a zaraz potem jego zduszony kaszel,
gdy krztusił się, paląc papierosa. Na ławie pojawiło się więcej klejących kółek
po szklankach, jakby ilość ich spotkań mierzyła się w wypitych herbatach.
– Ale już dawno nie byliśmy u niego, prawda? A tak dobrze
mi szło – zrzędził chłopiec, marszcząc wargi.
Jego starszy brat uśmiechnął się pod nosem. Może ty nie
byłeś, pomyślał, ale nie odezwał się słowem. Wiedział, że drugiemu byłoby
przykro, gdyby dowiedział się, że ukochany braciszek w jakiś sposób go
„zdradził”. Bo to, że był dorosły i mógł mieć własne sprawy z Chanyeolem, wcale
się nie liczyło.
– To zadzwonię do niego, jak wrócimy do domu i zapytam,
czy możesz przyjść, dobrze? – odpowiedział Baekhyun, posyłając Jinmo słodki
uśmiech.
– Hura! Hura! – krzyknął chłopiec i zaczął żwawo
podskakiwać, gdyż właśnie zatrzymali się na przejściu dla pieszych.
ɤɤɤ
– Naprawdę nie przeszkadza ci to, że musiałem go ze sobą
zabrać? – spytał Baekhyun Chanyeola, kiedy już wraz z braciszkiem znalazł się w
ciasnawym mieszkaniu.
Park musnął delikatnie jego policzek wargami. Jinmo
siedział już grzecznie na wersalce i z niecierpliwością czekał na kolejną
lekcję gry na gitarze. Nie mógł ich zobaczyć.
– Nie. Jasne, że nie. Tak właściwie, to w sumie spodobało
mi się uczenie go, ale, ekhm, jednak wolę spędzać czas z tym starszym Byunem –
powiedział i obaj cicho się zaśmiali.
Scenariusz tej wizyty był bardzo podobny do wszystkich lekcji
Jinmo. Baekhyun znów palił na balkonie, lecz tym razem towarzyszył mu
intensywny zapach kwitnących pelargonii i begonii, które sąsiadki tak uważnie
pielęgnowały. Wyrzucił peta i wrócił do mieszkania, po czym zasiadł na
wersalce, słuchając, jak jego braciszek powoli brzdąka jakąś piosenkę.
Rzeczywiście, nie szło mu tak źle. Pewnie przyprowadzałby
go tutaj częściej, gdyby i on nie wolał spędzać czasu sam na sam z Parkiem,
który teraz uśmiechał się z nieskrywaną dumą, że jego mały uczeń potrafi już
zagrać prostą melodię.
Jinmo wypytywał pana Chanyeola o wiele różnych
spraw, mimo iż widywał go w przedszkolu. Parę razy chciał dowiedzieć się,
dlaczego nie mógł go odwiedzić w ostatnim czasie, a wtedy Park na moment
zamierał. Baekhyun upomniał wtedy brata, że to niegrzeczne i marszczył brwi,
każąc mu przestać, na co chłopiec wydymał wargi.
– Hej, a może zrobimy razem kolację? – zasugerował
Chanyeol, odstawiając gitarę na swoje miejsce. Zerknął na Baekhyuna, unosząc
pytająco brew. – Nie jestem mistrzem kuchni, ale razem uda nam się coś
wyczarować.
– Co ty na to, Jinmo? Zjemy coś i dopiero pójdziemy do
domu? – zapytał, przenosząc wzrok na braciszka. Gdyby to chodziło tylko o
niego, zgodziłby się bez sekundy zawahania.
– Tak. Zgłodniałem – przyznał chłopiec, łapiąc się za
brzuszek.
– Chcesz pooglądać jakieś bajki? – Chanyeol również
spojrzał na Jinmo, mając nadzieję, że najmłodszy zechce zostawić ich choć na
chwilę samych.
– Mhm – mruknął i pokiwał z entuzjazmem głową.
Już po chwili na ekranie biegały kolorowe postaci, coś do
siebie krzycząc, a między nimi kręcił się mały szczeniak, poszczekując wesoło,
jakby miał im w czymś pomóc. Chłopiec chyba lubił tę bajkę, bo zapatrzył się w
ekran niczym zaczarowany. Baekhyun powiedział mu tylko, że będą w kuchni,
dopóki czegoś nie ugotują, ale Jinmo prawdopodobnie wpuścił to jednym uchem, a
wypuścił drugim.
– Chyba nie powinienem był go przyprowadzać. Przez chwilę
wydawało mi się, że przywiążesz go do grzejnika, jeśli nie zgodzi się oglądać
bajek – stwierdził Baekhyun, wskakując na blat, który od pewnego czasu stał się
jego ulubionym miejscem.
– Bo chyba bym to zrobił – odparł Chanyeol i zaśmiał się
gardłowo, po czym odwrócił się do lodówki.
Po chwili obok Baekhyuna pojawił się napoczęty bochenek
chleba, pudełko z jajkami, paczka margaryny, trochę zeschnięty ser i wędlina.
Mimo iż mieli przygotowywać kolację, Park wyjął także owoce: truskawki i
brzoskwinie. Byun zatrzymał na nich wzrok na dłuższą chwilę, po czym sięgnął do
szuflady pod sobą, wyjął nóż i sięgnął po soczysty, żółtawy owoc. Rozkroił go,
a sok spłynął mu po palcach, więc od razu je oblizał. Dopiero słysząc ciche
mruknięcie, zorientował się, że Chanyeol na niego patrzy.
– Przestań – powiedział, krojąc brzoskwinię na ćwiartki.
Wziął jedną z nich do ust i przeżuwał intensywnie, uśmiechając się do siebie,
jakby kosztował najlepszej słodyczy tego świata.
– Lubisz brzoskwinie? – zapytał Park, włożywszy na
patelnię dwie kromki chleba, aby się przypiekły.
– To moje ulubione owoce – odparł Byun, ocierając
wierzchem dłoni zroszone sokiem wargi.
– Taak? – zdziwił się Chanyeol, przykręcając gaz. – A ja
myślałem, że banany – dodał z bardzo poważną miną.
Z początku Baekhyun nie zareagował, ale kiedy dostrzegł
czający się w kącikach ust zdradziecki uśmiech, dotarł do niego sens ich
rozmowy. Z całej siły kopnął Parka w chudy tyłek, krzycząc „Zboczeniec!”, na co
tamten tylko się zaśmiał. Przewrócił kanapki na drugą stronę i, odłożywszy
pałeczki, stanął między nogami niższego.
Sięgnął po truskawkę, cały czas patrząc w oczy Chanyeola.
Zupełnie po omacku oderwał szypułkę, a potem wsunął sobie owoc między wargi.
Już po chwili, jakby odczytując jego wewnętrzne pragnienie i zawołanie, wyższy
pochylił się i ugryzł spory kawałek ociekającej sokiem truskawki, stykając ich
ciepłe wargi ze sobą.
Nie bacząc na kawałki jedzenia w swoich ustach, całowali
się przez dłuższą chwilę. Nawet skwiercząca patelnia nie wywierała na nich
większego wrażenia. Parkowi bardzo spodobały się długie palce wplecione w jego
włosy, bo mimowolnie ścisnął biodra Baekhyuna, mimo iż nie wiedział, jak jego
dłonie się tam znalazły. I choć był to ich pierwszy pocałunek, ich języki i
ciała dogadywały się tak dobrze, jakby robili to codziennie tak po prostu, dla
zabawy.
– Baekkie?!
Nagły krzyk wyrwał ich z transu. Baekhyun odskoczył,
uderzając głową w szafkę za sobą, a Chanyeol ugryzł się w język. W progu zaś
stał niepewny i nieco oszołomiony Jinmo, mrugając i powoli przenosząc wzrok to
na swojego brata, to na nauczyciela gry na gitarze.
– Chciałem siku – powiedział chłopiec, jakby to wszystko
wyjaśniało. – Baekkie miał coś w oku?
– Mhm – mruknął Chanyeol, starając się jakoś zwalczyć
piekący ból przygryzionego języka.
Baekhyun zeskoczył z szafki i podszedł do Jinmo, masując
sobie tył głowy.
– Chodź, zaprowadzę cię.
Łazienka w mieszkaniu Chanyeola też nie była jakaś duża.
Stała tam tylko ubikacja, umywalka, wanna i prostokątna pralko-suszarka, taka,
której chyba już nikt nie używał. Kiedy Jinmo załatwił swoją potrzebę, Baekhyun
poprawił mu ubranie i pomógł umyć rączki. Na koniec odgarnął frywolną grzywkę,
zasłaniającą oczy chłopca, i pocałował go w czoło.
– Chodź, obejrzyj jeszcze ze dwie bajki i sobie zjemy.
Po odstawieniu braciszka z powrotem przed telewizor wrócił
do kuchni, gdzie Park zdążył już przygotować dwa tosty z wędliną i serem, który
nawet się nieco rozpuścił jak na profesjonalnych zapiekankach. Stanął obok
niego, a gdy na siebie spojrzeli, zaczęli się śmiać. I to głośno. Głupio
wyszło, ale pewnie gdyby nie Jinmo, wyszłoby z tego coś więcej.
– Mógłbym spalić kuchnię i bym się nie zorientował –
przyznał Chanyeol, na co Baekhyun pokiwał głową, wpychając sobie do ust kolejną
truskawkę.
– Mocno się ugryzłeś? – spytał.
– Krew nie leci, więc nie jest źle. Ty będziesz miał guza,
co?
– Raczej tak. Nieźle grzmotnąłem – odparł, zajmując swoje
poprzednie miejsce.
Od tej chwili Park zajął się już tylko smażeniem kanapek i
okazjonalnym otwieraniem ust, by zjeść oferowaną mu przez niższego kolegę
truskawkę. Ten zaś zajmował się nakładaniem wędliny i sera i patrzeniem, czy
kanapki nie sklejają się ze sobą. Z pełnym talerzem poszli do pokoju, gdzie
Jinmo podskakiwał na łóżku w rytm piosenki z telewizora. Razem z postaciami
klaskał też w dłonie i śpiewał cicho.
– Możesz jeść, głodomorze – powiedział Baekhyun, siadając
obok braciszka.
Chanyeol poszedł jeszcze po ketchup i herbatę, a potem
zaczęli razem jeść i oglądać następne bajki. Śmiali się przy tym. Jinmo chyba
nigdy nie był bardziej uradowany, a starszy Byun czuł się szczerze szczęśliwy.
Po raz pierwszy od dawna. Nawet Chanyeol nie zignorował tego przyjemnego
łaskotania gdzieś w brzuchu.
– Hej, Baek! Pójdziesz ze mną do klubu? – spytał Park, gdy
w następną sobotę spotkał się z Baekhyunem w swoim mieszkaniu.
Baekhyun zdążył już zdjąć buty i teraz patrzył na niego,
jakby chciał spytać, czy aby na pewno nie żartuje. Zamrugał kilkukrotnie,
oczekując słowa wyjaśnienia, ale się go nie doczekał. Wzruszył więc ramionami i
na powrót sięgnął po leżące w kącie tenisówki.
– Mogłeś chociaż napisać, że gdzieś wychodzimy, to bym się
inaczej ubrał – odpowiedział Byun, wciskając spoconą stopę w znoszonego buta.
Zacisnął sznurówki i zręcznie je zawiązał. – Bardziej wyjściowo, a nie… jeansy
i koszulka.
– Ale co w tym złego. Dobrze wyglądasz – powiedział
obojętnie Chanyeol, jakby nie widział żadnych przeszkód, by iść do klubu nawet
w dresach i bluzie. – Zresztą, nie masz się podobać nikomu poza mną, nie?
– A od kiedy ci się podobam? – zapytał poważnie niższy,
patrząc wprost w oczy stojącego naprzeciw niego chłopaka. Uniósł brwi, gdy
zauważył, że to pytanie było zaskakujące.
– Chyba od początku – odrzekł Park, wciskając dłonie do
kieszeni.
Baekhyun prychnął i pokręcił głową. Po chwili jednak jakby
zmienił zdanie, wspiął się na palce i cmoknął Chanyeola w policzek, uśmiechając
się przy tym słodko.
– Możemy iść.
Wyszli więc z ciasnego mieszkania, ale było jeszcze
wcześnie. Rozmawiając głośno i śmiejąc się na całe gardła, poszli do ulubionej
kawiarenki parka. Zamówili kawę na wynos i usiedli na kamiennych schodkach, po
których tym razem nikt nie biegał tak często jak za pierwszy razem, gdy tu
przyszli.
Może dlatego, że nie było zbyt wielu gości. Było raczej
cicho i spokojnie. Baekhyun mógł nawet śmiało oprzeć głowę na ramieniu Parka,
rozkoszując się widokiem świeżych kwiatów w porcelanowych wazonikach, które
przyozdabiały każdy stolik. Raz po raz pociągał z papierowego kubka mały łyk,
wsłuchując się w ciche nucenie Chanyeola. Lubił jego głos, ale jeszcze bardziej
przepadał właśnie za tym kojącym dźwiękiem. Zdumiewająco go uspokajał.
Kiedy wreszcie nadszedł czas, weszli do niezbyt dużego
klubu, który Park dobrze znał. Jak tylko znaleźli się w środku, pomachały do
nich trzy dłonie znad stolika pod ścianą.
Baekhyun się speszył. Myślał, że będą sami, zabawią się,
spędzą czas we dwójkę. Tymczasem Chanyeol przyprowadził go do zupełnie obcych
mu ludzi. Zagryzł wargę, nie dając po sobie poznać, że wcale mu się to nie
podoba. Podążył za czarnowłosym, który nagle zaczął robić coraz większe kroki.
– Siema! – zawołał białowłosy chłopak, podnosząc się z
miejsca. Na oko był niewiele wyższy od Byuna.
– Cześć, Chanyeol – powiedział chłopak o kruczoczarnych
włosach i przeszywającym spojrzeniu. Miał silnie obcy akcent, co zaskoczyło
Baekhyuna.
– Długo się nie widzieliśmy – odezwał się trzeci głos,
należący do niesamowicie ładnej dziewczyny.
– Baekhyun, to są moi przyjaciele – odrzekł Chanyeol,
obejmując niższego w pasie i przysuwając go do siebie. – Taemin, Yixing i,
przepraszam bardzo, że tak na końcu, Hyejin. – Wskazał kolejno na jasnowłosego,
kolesia z tym dziwnym akcentem i dziewczynę, która uniosła spojrzenie znad
swojego drinka i pomachała do Baekhyuna, ukazując przy tym swoje długie i
bardzo zadbane paznokcie. – A to jest Baekhyun – dorzucił Park i zmierzwił
chłopakowi włosy na głowie, po czym niemal popchnął go na wysoki stołek.
– Skoro już wstałem, to pójdę coś zamówić – zasugerował
Taemin i z uśmiechem na ustach odszedł w stronę lady, za którą kręcił się
barman z seksownym kolczykiem w brwi.
Przez moment siedzieli w długiej ciszy. Jedynie muzyka z
centrum klubu dudniła im w uszach. Yixing przeglądał coś w swoim telefonie,
Hyejin bawiła się różową słomką, przez co resztki jej napoju chlupotały,
Chanyeol patrzył na przyjaciół z wyczekiwaniem, a Baekhyun to zerkał na nowo
poznane osoby, to uciekał wzrokiem, jakby chciał stąd zniknąć.
– To… kogo nam tu przyprowadziłeś? – odezwał się znienacka
Taemin, taszcząc dwa kufle z piwem i dwa niebieskie drinki. Jeden z nich już po
chwili znalazł się przed nieco zaskoczonym Byunem, który zamrugał prędko.
– Baekhyun to mój… – zawahał się, podczas gdy oczy całej
czwórki (tak, czwórki; sam Baekhyun też był ciekaw, co Park o nim powie)
zwróciły się w jego stronę. – przyjaciel? – Spojrzał na swojego towarzysza, uśmiechając
się niezręcznie. – Tak, chyba możemy nazwać się przyjaciółmi.
Nie był wcale zdziwiony. Nie oczekiwał, że Chanyeol nazwie
go swoim chłopakiem, facetem, partnerem. A jednak gdzieś tam
w głębi zrobiło mu się przykro. Mimo to nie odezwał się, ani nie zaprotestował.
Nie miał do tego prawa. Nigdy przecież nie rozmawiali o tym, kim dla siebie są,
czy cokolwiek dla siebie znaczą. Nawet ten spontaniczny pocałunek w kuchni o
niczym nie świadczył.
– To co? Nas odstawiasz już na boczny tor? – żachnęła się
Hyejin, ale w jej oczach czaił się zawadiacki błysk i wszyscy wiedzieli, że to
tylko żart.
– Och, daj spokój. Możemy przecież spotykać się w piątkę,
prawda? – Yixing rozejrzał się po wszystkich twarzach, ale najdłużej zatrzymał
się na Baekhyunie, który, zaskoczony jego niesamowitym spojrzeniem, jak najprędzej
pokiwał głową. – No właśnie.
– Gdzie się poznaliście? – Tym razem przemówił Taemin,
który bawił się szeroką słomką w swoim kuflu piwa. Dopiero teraz Baekhyun
dostrzegł pierścionki połyskujące na jego długich palcach oraz pomalowane na
śliwkowy kolor paznokcie.
– W przedszkolu – odrzekł i wszyscy zaraz wybuchli
śmiechem, na co Byun najpierw skulił się odrobinę, a potem zmarszczył brwi. –
Przyszedłem po brata i wpadliśmy na siebie.
– Mhm, chciałem nauczyć jego braciszka grać na gitarze –
wyjaśnił Park, otarłszy wargi z piany. – Najpierw nie chcieli się zgodzić, ale
wreszcie jakoś się spotkaliśmy.
– Gdyby Jinmo tak nie naciskał, to pewnie bym tu teraz z
tobą nie siedział – stwierdził chłodno chłopak, wychylając szklaneczkę do
końca. – A wy skąd się znacie? – zapytał, odstawiając szkło na stolik.
– Chanyeol, Yixing i ja znamy się z domu dziecka –
wyjaśniła prędko Hyejin i odgarnęła sobie włosy na prawe ramię, co wyglądało
bardzo zjawiskowo. – A tego tu – pokazała palcem na białowłosego Taemina –
poznaliśmy w barze, kiedy udawał barmana.
– Jak to?
– Wcale nikogo nie udawałem – bronił się Taemin,
wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. –
Musiałem zastąpić kolegę. – Trójka przyjaciół posłała mu powątpiewające
spojrzenie. – Dobra, dobra. Mój facet miał zastąpić swojego kolegę, bo go o to
poprosił, ale okazało się, że jednak nie dostał na ten dzień wolnego, więc
poprosił mnie. No i jakoś tak się złożyło, że nikt nie chciał u mnie zamawiać,
więc cudem namówiłem tych wariatów na kilka drinków.
– Dałam ci nawet napiwek, a ty nazywasz mnie wariatką –
obruszyła się Hyejin i skrzyżowała ramiona na piersi. Odwróciła się od niego,
po czym nachyliła się bardziej w stronę Byuna, posyłając mu prześliczny
uśmiech. – Czym się zajmujesz?
Baekhyun poczuł jej oddech, będący mieszanką alkoholu i
gumy miętowej, oraz kwiatowe perfumy, które wręcz idealnie komponowały się z
pomarańczową sukienką w ogromne róże. Odpowiedział jej uśmiechem i rozparł się
na stoliku, podsuwając dłoń pod brodę.
– Pracuję w sklepie, opiekuję się bratem i spotykam się z
Chanyeolem. Głownie to robię – odpowiedział, nie zwracając uwagi na resztę
chłopaków.
Zresztą, oni chyba też się nimi nie przejmowali, bo
pogrążyli się w rozmowie na temat samochodów, które naprawiał Yixing. Poza tym,
że Hyejin wydała mu się bardzo miła, Baekhyun musiał przyznać, że była naprawdę
olśniewającą kobietą. Miała niecodzienną urodę; jej małe oczy podkreślone były
grubą kreską, a usta wymalowane fioletową szminką. Policzki zaś błyszczały
kolorowo od mieniących się w klubie świateł. A gdy przesunął wzrokiem po całej
jej postaci, dostrzegł duże piersi, znaczne wcięcie w talii i szerokie biodra,
które ukryte były pod rozkloszowaną sukienką.
– Idziesz na papierosa? – Głos Yixinga dotarł do Baekhyuna
jakby z oddali.
Chłopak potrząsnął głową, wyrywając się z transu, a
dziewczyna uśmiechnęła się znacząco. Skinęła głową, sięgając do małej, okrągłej
torebki. Wyjęła z niej długą paczuszkę z zielonym wielbłądem, otworzyła i
podsunęła Byunowi. – Poczęstujesz się?
– Chętnie – odpowiedział i wziął jednego papierosa z
nieskrywaną radością.
We trójkę wyszli na zewnątrz, zostawiając Chanyeola i
Taemina przy barze. Zaproponowali znów coś do picia. Na tę kolejkę wszyscy
wybrali piwo, Hyejin poprosiła z sokiem.
– Jesteście razem? – spytał wprost Yixing, podając ogień
przyjaciółce.
Baekhyun pokręcił energicznie głową i zaciągnął się
mentolową fajką. – Nie. Tylko się spotykamy, widujemy. – Zaśmiał się. – To
brzmi źle. – Znów pokręcił głową, strzepując popiół z papierosa, którego połowa
już zniknęła.
– Tak czy inaczej – zaczęła Hyejin, zaciągając się swoim
papierosem i odrzucając włosy do tyłu – uważaj na niego – ostrzegła, patrząc na
Byuna bardzo, bardzo poważnie.
– A co? Może mi zrobić krzywdę? Nie wspominał o tym, że
jest przestępcą.
– Nie o to chodzi. – Dziewczyna potrząsnęła głową, aż
zabrzęczały jej duże kolczyki, które Baekhyun zauważył dopiero teraz. – To
pierwszy raz, jak widzimy, żeby był tak blisko z jakimś chłopakiem.
– Co prawda nigdy nie zwierzał się, żeby jakiegoś zaliczył
i licho go wie, ale... To nas zaskoczyło – dodał Yixing, zaciskając na moment
wargi w prostą kreskę.
– Ale już wam mówiłem, nie jesteśmy razem! – upierał się
Baekhyun, wymachując papierosem na prawo i lewo. – To tylko przyjaźń...
kumplowanie się.
– Mów sobie, co chcesz, ale wygląda to trochę inaczej –
odezwała się znów Hyejin. – Chanyeol jest inny niż zwykle, więc jeszcze raz
proszę, żebyś na niego uważał. Chyba żadne z nas nie chce, żeby coś źle się
skończyło, prawda? – spytała, a oni natychmiast potwierdzająco skinęli głowami.
– A z nim to różnie bywa – dodał po namyśle Yixing i po
raz ostatni zaciągnął się swoją fajką, po czym rzucił peta na chodnik i zdeptał
go butem. – Wracamy?
Gdy weszli do środka, muzyka ostro dudniła z głośników,
rozlewając się po całym lokalu. Na zewnątrz nie było tego aż tak słychać,
dlatego Baekhyun mimowolnie się skrzywił. Hyejin pociągnęła go do stolika,
gdzie Chanyeol i Taemin, pochyleni ku sobie, zawzięcie o czymś dyskutowali.
Zaraz zaśmiali się głośno, wracając na swoje miejsca.
– O, jesteście już! – zawołał chłopak, siadając na
krześle, które zajmował przedtem.
– Tak. Jesteśmy – potwierdziła Hyejin z westchnieniem.
– Zatańczysz? – spytał Park Baekhyuna, na co ten najpierw
niepewnie na niego spojrzał, a potem z wahaniem pokiwał głową.
Kiedy znaleźli się na parkiecie, poruszając się równo z
rytmem muzyki w morzu spoconych ciał, oczy trójki przyjaciół skupiły się w
pełni na nich. Ale oni nie zwracali na to uwagi. Byli zapatrzeni w siebie.
– Nie wydaje wam się to dziwne, że Chanyeol kręci z tym
chłopaczkiem? – odezwał się Taemin, z uporem mieszając fioletową słomką w
resztkach piwa.
– To jest dziwniejsze od tego, jak oznajmił, że będzie
pracował w przedszkolu – zgodził się Yixing, sącząc piwo z dużego kufla.
– Trochę się boję – oświadczyła Hyejin, krzyżując ręce na
piersi.
– Niby czego? – prychnął Taemin.
– Wiecie, jaki jest Chanyeol, prawda? – Spojrzała na nich
znacząco.
– No tak, ale to jeszcze nic nie znaczy – oświadczył Lee,
odgarniając przydługie włosy za uszy.
– Pożyjemy, zobaczymy – westchnęła dziewczyna, wychylając
szklaneczkę z niedopitym wcześniej drinkiem.
W czasie, gdy oni zawzięcie rozmawiali, zastanawiając się
nad przyszłością tej dwójki, Chanyeol i Baekhyun zdążyli się zdrowo wyszaleć na
parkiecie. Muzyka łomotała im w uszach, a niektóre dźwięki wręcz wwiercały się
do mózgu. Byun uśmiechał się szerzej niż zwykle i chętnie odwzajemniał
pocałunki, które skradał mu Park, nie przejmując się ludźmi naokoło.
Jakby nie liczyło się nic.
Wrócili do mieszkania Chanyeola przed czwartą. Bolały ich
nogi, gardła i głowy. Baekhyun słaniał się. Nie dość, że był trochę wstawiony,
to jeszcze zmęczony. Zdjął szybko buty i odstawił je w kąt, po czym poszedł do
pokoju i walnął się na łóżko, jak najprędzej nakrywając się kołdrą.
Siadając na brzegu, Park przez chwilę przyglądał się
śpiącemu chłopakowi. Jego obraz wreszcie zaczął mu się rozmazywać, więc sam
zajął miejsce obok, tym samym dając się przerobić na ludzką poduszkę. Baekhyun
jednak nie był ciężki i dobrze dopasował się do jego ciała.
– Nie wiedziałem, że będziesz u mnie nocował – odezwał się
Chanyeol, głaszcząc otulony całunem snu policzek Baekhyuna.
– Ja też nie – przyznał tamten i razem zaśmiali się
głośno.
ɤɤɤ
– Hej, a może wpadłbyś kiedyś do mnie? – zapytał Baekhyun
następnego ranka przy śniadaniu.
O ile południe można było nazwać rankiem, a mocną czarną
kawę i papierosa śniadaniem. Chanyeol oczywiście protestował przeciwko fajkom,
ale nic nie zdziałał i ostatecznie zgodził się, otwierając w kuchni okno.
Gorący powiew wiatru wpadł do mieszkania, szarpiąc zszarzałą firanką w kwiatki.
Byun odetchnął pomiędzy łykiem kawy a kolejnym zaciągnięciem się.
– Powinieneś coś zjeść – oświadczył Park, po raz trzeci
otwierając drzwi małej lodówki.
– Dzięki, ale nie jestem głodny – odburknął chłopak i
wydmuchnął chmurę siwego dymu, która przez moment zawisła nad jego głową, po
czym uleciała wraz z kolejnym powiewem. – To kiedy mógłbyś przyjść? O ile w
ogóle chcesz.
– To zależy, kiedy tobie pasuje. – Chanyeol wzruszył
obojętnie ramionami, zaniechując prób zmuszenia Baekhyuna do zjedzenia czegoś
porządnego.
– A twoja praca?!
– Nigdy nie kończę później niż o piętnastej, poza tym
soboty mam wolne. Zresztą, są już wakacje i przedszkole jest nieczynne –
odpowiedział Park, zalewając sobie herbatę wrzątkiem i chwycił nieco przypalony
tost, na którym już roztopił się ser.
– To niech będzie przyszła sobota – mruknął Byun i
wydmuchnął kolejną chmurkę dymu, strzepując popiół z żarzącej się końcówki na
chodnik daleko w dole. –
Mama chyba cały dzień będzie w sklepie i powiem jej, żeby zabrała Jinmo do
jakiegoś kolegi. Pewnie się chłopak ucieszy. – Zaśmiał się, wyrzucając peta
przez okno. – Ugotuję ci obiad, posiedzimy trochę. – Wzruszył ramionami. –
Zobaczysz, jak mieszkam. Może ci się spodoba.
–
Skoro ty mi się podobasz, to twoje mieszkanie chyba też mi się spodoba. –
Chanyeol uśmiechnął się szeroko, uporczywie wciskając ręce do kieszeni.
ɤɤɤ
Tydzień
minął szybciej, niż to w ogóle było możliwe. Baekhyun znowu wrócił do pomagania
mamie w sklepie, zabijając czas na pustych wiadomościach z Parkiem lub czytając
magazyny motoryzacyjne, które zdejmował z półek w sklepie. Odkładał je potem z
powykręcanymi rogami, licząc na to, że żaden z klientów nie zorientuje się, iż
nie są egzemplarzami z pierwszej ręki.
Kiedy
bardzo się nudził, a Chanyeol mu nie odpisywał i wszystkie gazety przejrzał już
po trzy razy, przechadzał się po markecie, układając każdy produkt równiutko na
swoim miejscu. Tak bardzo się do tego przyzwyczaił, że wreszcie nie mógł znieść
widoku, gdy jakaś butelka z napojem aloesowym była przekręcona o pół milimetra
za bardzo w prawo lub w lewo. Wzdychał i bardzo uważnie ustawiał ją jak trzeba.
Chciał, by klienci byli z niego zadowoleni, chociaż nie był w żadnym stopniu
specjalistą w dziedzinie sprzedaży.
Nadeszła
upragniona sobota i mało nie posiadał się z radości, kiedy mama bez jego namowy
oznajmiła, że zabiera Jinmo na cały dzień, bo obiecała pani Hwang, że jej synek
Jimin będzie mógł się spotkać i pobawić ze swoim rówieśnikiem. Obiecał, że
ugotuje sobie obiad, bo kobieta zawsze nalegała, by nie chodził o pustym
żołądku i o siebie dbał, mimo iż to ona ciągle gotowała i podawała mu domowe
jedzenie.
Dzwonek
do drzwi odezwał się kilka minut przed trzynastą. Baekhyun zeskoczył z łóżka,
na którym siedział, czytając jakąś starą, wyświechtaną książkę. Raczej jedynie
wertował niektóre strony, po kilka razy czytał zaznaczone kolorowymi pisakami
fragmenty, a później prychał pod nosem i kręcił głową, śmiejąc się z logiki
bohaterów.
Pospiesznie
poprawił rozczochrane włosy, podciągnął spodnie i poprawił wymiętą koszulkę.
Odchrząknął, podchodząc do drzwi. Otworzył je z uśmiechem na twarzy, a gdy
zobaczył tego, na którego czekał, kąciki jego ust powędrowały jeszcze wyżej.
Przesunął się na bok, wpuszczając go do środka, po czym przekręcił klucz w
zamku. Chanyeol w tym czasie zdjął buty.
–
Myślałem, że nie trafię – przyznał Park, za co, wbrew pozorom, zarobił buziaka
w policzek.
–
Mogłeś zadzwonić. Wyszedłbym po ciebie – odpowiedział prędko Baekhyun, ciągnąc
gościa do swojego pokoju.
Wzrok
Parka od razu spoczął na regale po brzegi wypełnionym kasetami z mniejszą lub
większą warstewką kurzu na brzegu. Pieszczotliwie przesunął palcami po
widocznych nazwach zespołów i zaraz odwrócił się do Byuna, a na jego twarzy
rozlewał się olbrzymi uśmiech.
– Nie
wiedziałem, że masz ich aż tyle. Jestem pod wrażeniem – przyznał, rozglądając
się dalej po pokoju.
Stary
komputer na sosnowym biurku, przy którym stało koślawe krzesło zawalone stertą
ubrań. Pożółkłe ze starości firanki w oknach i dołączone do nich pstrokate
zasłony, które jakoś na wiosnę zawiesiła jego matka, omiatając jednocześnie
pajęczyny w kącie. Szafa trochę się nie domykała, bo wystawał z niej pasek od
plecaka, ale Baekhyun już od dawna przestał zwracać na to uwagę.
Na
środku po lewej stało jednak duże, dwuosobowe łóżko, a przy nim mała szafka, na
której piętrzył się stos kolorowych magazynów z motocyklami i szybkimi
samochodami. Mała lampka chybotała się na nich niebezpiecznie.
–
Gejowskie porno? – zagadnął Chanyeol, wskazując kupkę z pismami, która
wyglądała, jakby wkrótce miała wylądować na podłodze.
–
Nie – odpowiedział Baekhyun, a na jego policzkach pojawiły się małe, różowe
plamy. – Gazety o motorach i autach. – Wzruszył ramionami. – Chcesz herbaty?
–
Jasne.
Pomknął
do kuchni, nie oglądając się za siebie. Zastanawiał się, jak Chanyeol mógł
pomyśleć o nim w ten sposób? Gdyby kolekcjonował pisemka, nie zostawiałby ich
na widoku. Zresztą, przecież to nie tak, że jak był gejem, to od razu musiał
wydawać pieniądze na takie gazety. To nie działa w ten sposób.
Ale
odpuścił. Wiedział od Hyejin, że Park po raz pierwszy był w tak bliskiej
relacji z innym chłopakiem, więc pewnie nie wiedział, jak to działa.
–
Proszę – powiedział Baekhyun, stawiając kubek z gorącą, cytrynową herbatą na
biurku.
Cicha
muzyka dała się słyszeć z magnetofonu., ale musiał pogłośnić, by usłyszeć
zachrypnięte, zawodzące You led me on
with a cloak and a dagger and I didn’t know you had made another plans.* Uśmiechnął
się do siebie, kiwając wolno głową z uznaniem. Była to jedna z jego ulubionych
piosenek, ale nie musiał mówić tego na głos. Chanyeol wyczytał to z wyrazu jego
twarzy.
–
Też ich lubisz? – spytał, przysiadając na brzegu łóżka.
Spostrzegł,
że jego ubrania znajdowały się teraz na podłodze przy szafie.
–
Jasne. A kto ich nie lubi?! – odparł Park i zaśmiał się cicho, biorąc kubek do
ręki.
–
Niby można im zarzucić, że czasem smęcą, ale większość raczej za nimi przepada.
Nawet jeśli znają tylko Wind of change.
– Baekhyun zaśmiał się perliście i siorbnął spory łyk herbaty ze swojego kubka.
Przesłuchali
do końca Sting in the Tail,
rozmawiając ciągle o muzyce. Znaleźli kolejnych wykonawców, których obaj
lubili. Śpiewali piosenki, przekrzykując radio. Baekhyun wyjął papierosa i
obracał go w palcach, gdy Chanyeol rozprawiał nad kawałkami, którymi inspirował
się przy nagrywaniu swojej pierwszej amatorskiej płyty. Wreszcie odpalił go i
zaciągnął się, kiwając głową z aprobatą.
– Words are very unnecessary, they can only do
harm** – zaintonował cicho Park, a Byun mimowolnie zadrżał, jakby teraz też
słowa były niepotrzebne.
– To
prawda – powiedział po namyśle, dogaszając papierosa w resztce herbaty.
–
Jak cholera – odburknął ironicznie Chanyeol, ale gdy zobaczył grymas na twarzy
Baekhyuna, spuścił z tonu. – Przepraszam. Chodziło mi o to, że są momenty, gdy
słowa są najważniejsze. Może gdyby moi starzy umieli się dogadać, nie
wychowałbym się w bidulu. Może byłbym lepszym człowiekiem.
–
Nie jesteś przecież zły – żachnął się Byun.
–
Ale moje wykształcenie jest… praktycznie nieistniejące. Nie stać mnie na
studia, a wolałbym być architektem niż jakimś opiekunem – przyznał z goryczą w
głosie Chanyeol.
–
Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że wtedy byśmy się nie spotkali –
powiedział cicho Baekhyun, po czym spojrzał na swojego chłopaka, pogryzając
dolną wargę. – Mnie właściwie też nie stać na studia. Czy przez to jestem
gorszy? – spytał, odnajdując drugie dno w słowach Parka.
–
Nie o to-
–
Moi rodzice potrafili się dogadać. Byli najlepszymi rodzicami, jakich mogłem
mieć, a jednak jest tu, gdzie jestem i już nic tego nie zmieni. Musiałbym
wygrać na loterii. Poza tym umarł mi ojciec, którego kochałem i szanowałem. Nie
ćpał, nie pił, a straciłem go – mówił coraz prędzej i bez większego składu.
Mimo
swojej siły i postawnego, czasem buntowniczego charakteru, Baekhyun był
wrażliwy i momentami zbyt łatwo się peszył lub doprowadzał do stanu, gdy w jego
oczach lśniły łzy. Przetarł twarz rękawem i sięgnął po kolejnego papierosa,
którego wypalił, nerwowo krążąc po pokoju.
Chanyeol
milczał, jakby kolejne jego słowo mogło zburzyć następną warstwę bezpieczeństwa
i zaufania Byuna.
–
Naprawdę przepraszam. Nie to miałem na myśli – odezwał się wreszcie cicho,
kiedy Baekhyun przysiadł na łóżku i patrzył w jeden punkt na wykładzinie,
szurając po niej nogami. – Chciałem powiedzieć, że- – urwał, widząc
oskarżycielskie i wyzywające spojrzenie. – Już nieważne – mruknął.
Powoli
zbliżył się do Byuna i usiadł obok niego. W tej sytuacji więcej słów już nie
było potrzeba. Objął go ramieniem i przytulił do siebie, głaszcząc
niespiesznie. Baekhyun nie szlochał, ale z jego oczu popłynęło kilka łez, które
wsiąknęły w bluzę Chanyeola. Wreszcie odsunął się i przewrócił Parka na łóżko,
by móc swobodnie wtulić się w niego całym sobą. Czuł się w ten sposób
bezpieczny.
Leżeli
tak po prostu w ciszy, dopóki Baekhyun nie podniósł głowy, by popatrzeć na
twarz Chanyeola. Chłopak zamknął oczy i miał tylko lekko zmarszczone brwi.
Wyglądał, jakby spał. Byun uśmiechnął się do siebie szeroko.
–
Chanyeol – zawołał niepewnie i zagryzł wargę.
Gdy
tamten otworzył oczy i mruknął, Baekhyun uniósł się na łokciu i złączył ich
wargi w powściągliwym pocałunku. Park za to coraz chciwiej smakował jego usta,
jak gdyby całowali się po raz pierwszy. I chociaż już wiele razy to robili, to
właśnie ten raz był wyjątkowy. Bo akurat dzięki niemu niewinny pąk przeistoczył
się w coś więcej, od czego ich ciała drżały nieopanowanie, a oddechy mieszały
się w bujnej plątaninie dźwięków.
Skarpetka
Baekhyuna zwisała z brzegu łóżka, podczas gdy on sam przylgnął do ciepłych
pleców Chanyeola. Wodził palcem po jego ramieniu i łopatce, zataczając kręgi
dookoła czarnych linii tatuażu w kształcie orła. Ucałował go już wiele razy i
zachwycał się nim bez końca. Jeszcze raz musnął go opuszką i pocałował Parka w
kark.
–
Nie chwaliłeś się, że masz tatuaż – odezwał się nieco zachrypniętym głosem.
– Bo
nie pytałeś – odparł Chanyeol i odwrócił się w końcu twarzą do niego.
Pogłaskał
go po twarzy, uśmiechając się czule.
–
Mam nadzieję, że to nie był twój pierwszy raz – powiedział z lekką obawą w
głosie, a jego dłoń zatrzymała się w pół drogi do podbródka Byuna.
–
Nie – skłamał pospiesznie Baekhyun, dziękując ciemności za to, że nie widać
jego rumieńców, po czym dał po raz kolejny pocałować swoje spierzchnięte wargi.
– To
dobrze – odetchnął z ulgą Chanyeol, uśmiechając się nieznacznie.
–
Chanyeol, a co powiesz, żebyśmy… no wiesz, spróbowali? – zasugerował Byun i
miał nadzieję, że wyszło to jako luźna propozycja, a nie poważne zobowiązanie.
–
Spróbowali, czego? – Nawet w ciemności było widać, jak Park zmarszczył brwi.
–
No, być ze sobą – odrzekł Baekhyun z lekkim niedowierzaniem. Po tym, do czego
między nimi doszło, wydawało mu się, że wniosek nasuwał się jeden.
–
Ach! – Chanyeol zaśmiał się, chowając twarz w ramieniu Byuna. – Jasne, możemy
spróbować. Czemu nie? Jestem otwarty na wszelkie propozycje.
Kąciki
ust Baekhyuna uniosły się ku górze, a on wewnętrznie odetchnął z ulgą. Ta
chwila zasiała ziarnko niepewności w jego sercu, lecz odpowiedź Parka
natychmiast ją wypleniła. Zamknął oczy i szczęśliwy przycisnął policzek do
ciepłej piersi, wsłuchując się w równomierne bicie serca, które ukołysało go do
snu.
Rankiem
obudził się w pogniecionej, wypełnionej świeżym snem pościeli. Ziewnął,
przekręcając się na bok, i uderzył dłonią w coś zbyt twardego, by mogło być
jego materacem. Rozchylił sklejone powieki i zobaczywszy Chanyeola, podskoczył,
podciągając nogi pod brodę.
–
Jestem aż taki okropny? – odezwał się Park, otwierając jedno oko.
Najwyraźniej
nie spał już od jakiegoś czasu, ale czuwał. Nie chciał budzić Baekhyuna, dając
mu tyle czasu na sen, ile tamten potrzebował. Uśmiechnął się bałamutnie,
podparłszy głowę na łokciu.
–
Słodko wyglądasz, jak śpisz – rzekł po chwili, wyciągając rękę w stronę Byuna.
– Chodź tu do mnie – poprosił szeptem.
Gdy
siedzieli przy stole, było trochę niezręcznie. Rozbiegane spojrzenie Baekhyuna
krążyło między jego mamą, która przygotowała śniadanie dla trzech osób i teraz
musiała je jakoś rozdzielić na cztery, a Chanyeolem, który śmiało zagadywał
Jinmo o jego wakacje i grę na gitarze i starał się nie zwracać uwagi na
zirytowane spojrzenie kobiety, która na nowo musiała nakładać ryż do miseczek,
dzielić warzywa i dosmażać jajka.
Krytycznie
spoglądała na Chanyeola, bo o ile wczoraj wróciła do domu, kiedy Baekhyun i
jego gość już dawno spali, o tyle dzisiaj słyszała wszystko, co działo się w
sypialni syna. Była zniesmaczona i przekonana, że to Park wpadł na ten pomysł o
tak wczesnej godzinie, gdy wszyscy byli w domu i próbowali nadal spać.
Najbardziej martwiła się o Jinmo. Wiedziała, że we wakacje chłopiec i tak
wcześnie wstaje, a przecież jeszcze nic nie wiedział o tych sprawach.
–
Pozmywam – oświadczył stanowczo Chanyeol, kiedy pani Byun postawiła przed nim
trochę obtłuczoną miskę z ryżem. Posłał jej przepraszające spojrzenie i
podziękował szczerze.
To
wystarczyło, by serce kobiety zmiękło. Uśmiechnęła się szeroko, zajmując swoje
stałe miejsce przy stole ze szklanką pełną zielonej herbaty. Może nie powinna
oceniać znajomych syna tak powierzchownie. Sięgnęła po łyżkę i pałeczki z
większym entuzjazmem, niż zamierzała.
–
Dziękuję za chęci – powiedziała, patrząc Parkowi prosto z oczy.
Baekhyun
wyczuł lekkie napięcie i niepewność, dlatego kontrolnie na nich spojrzał, lecz
już po chwili spuścił wzrok. Jeśli jego matka miała coś do Chanyeola, powinna
powiedzieć o tym wprost albo odciągnąć go na stronę. Myślał, że udałoby mu się
jakoś to ukrócić. Nie chciał wrogich relacji między dwoma osobami, na których
teraz zależało mu najbardziej.
Chanyeol
naprawdę posprzątał po śniadaniu. Nie dość, że pozmywał, to jeszcze powycierał
wszystkie okruchy ze stołu i nauczył Jinmo, że zawsze warto pomagać. Opowiadał
mu też o piosenkach, których może go nauczyć, jeśli tylko będzie chciał go
odwiedzić z Baekhyunem w przyszłą sobotę. Chłopiec ucieszył się bardzo i od
razu zaczął nękać brata, by poszli.
ɤɤɤ
Od
tamtej pory spotykali się w każdy weekend. Baekhyun ciężko pracował w sklepie i
wymyślał coraz to nowsze sposoby, aby przyciągnąć więcej klientów. Skoro w
sobotę było tu zamknięte, musiał jakoś nadrobić straty z tego dnia. Całkiem mu
się to udawało. Ludzi kusiły promocje 2+1, a on nie był na tym stratny,
ponieważ nieco pozmieniał ceny. Oczywiście wszystko wcześniej ustalał ze swoją
mamą.
We
wtorkowe popołudnia zaprowadzał Jinmo do Chanyeola, a po skończonych
„zajęciach” Park odprowadzał chłopca do sklepu. Tym sposobem mieli dla siebie
jeszcze kilka chwil, gdy to młodszy braciszek biegał po całym markecie, szukając
ulubionych lizaków. Mogli się pocałować i krótko porozmawiać, ułożyć plany na
najbliższy weekend.
A
gdy spotkali się kolejnym razem, Chanyeol, jak zwykle, zaparzył herbatę i
postawił ją na wiecznie brudnej ławie. Siedzieli na rozłożonej wersalce, rozmawiając
o muzyce i filmie, który obaj obejrzeli w telewizji; Chanyeol z Yixingiem, a
Baekhyun ze swoją mamą, która w połowie zasnęła.
Po
trzeciej szklance zbyt mocnego napoju Park wstał i zaniósł brudne naczynia do
kuchni. Byun podążył za nim i zatrzymał się w progu, wspierając się o framugę.
Patrzył, jak wysoka postać pochyla się nad zlewem. Uśmiechnął się do siebie, po
czym podszedł do Chanyeola i objął go od tyłu, wtulając się w jego plecy.
–
Moglibyśmy zrobić coś romantycznego – powiedział cicho, przesuwając dłońmi po
brzuchu chłopaka.
– Na
przykład co? – odezwał się Park i zwrócił się twarzą do swego gościa. Mokrymi
palcami założył jego włosy za ucho. – Kino? Spacer? Pizza? Kolacja w wykwintnej
restauracji, na którą nas nie stać? – Zaśmiał się i pocałował Baekhyuna w
czoło.
–
Nie. Moglibyśmy posiedzieć na balkonie, w kocu, gadać do nocy. – Spojrzał mu w
oczy niemal błagalnie. – Czy to nie jest dobry pomysł?
–
Nie. Mam lepszy. Chodź.
Chanyeol
pociągnął go za rękę i wrócił do pokoju. Wyjął z szafy koc i zaraz wepchnął go
Byunowi, a sam poszedł do kuchni. Z lodówki zabrał sushi w plastikowym
opakowaniu oraz tanie, nieotwarte wino. Wrzucił je do siatki, a potem dodał
jeszcze niedawno umyte szklanki oraz dwa zestawy pałeczek i latarkę.
–
Dokąd mnie zabierasz? – spytał Baekhyun, stojąc w przedpokoju z wielkim
pakunkiem w rękach.
–
Zobaczysz.
Pospiesznie
założyli buty – Baekhyun ledwie wsunął stopy w swoje, nim Park wywlókł go na
korytarz – i ruszyli klatką schodową w górę. Chanyeol miał dłuższe nogi, więc
przeskakiwał po dwa, trzy stopnie za jednym razem. Byun ledwie za nim nadążał i
kilka razy zgubiłby buty, jednak jakoś udało mu się wejść na samą górę, gdzie
mógł przez moment odpocząć.
Chanyeol
patrzył na drabinkę wiodącą na dach i uśmiechał się niemal szatańsko.
– Co
będziemy robić na dachu? – zapytał zdyszany Baekhyun, jedną dłoń przyciskając
do swojej klatki piersiowej.
–
Mamy randkę – odpowiedział z dumą Park, po czym wszedł na górę, by otworzyć
właz.
Kiedy
już wyszedł na dach, zaczekał na Byuna, by odebrać od niego koc i pomógł mu
bezpiecznie stanąć na prostym gruncie. Przeszli parę metrów, żeby znaleźć
odpowiednie miejsce, z którego mogli podziwiać miasto oraz niebo. Ściemniało
się, dlatego obaj liczyli na to, iż ujrzą choć kilka gwiazd.
– Tu
– zawołał Chanyeol, wskazując otwartą przestrzeń, gdzie nie były umieszczone
żadne urządzenia ani betonowe murki.
Razem
rozłożyli koc i usadowili się na nim wygodnie. Baekhyun wciąż dyszał. Nie miał
siły nawet sięgnąć do siatki po jedzenie. Dopiero Park, gdy już popatrzył
tęsknym wzrokiem na miasto, wyjął opakowanie z sushi, otworzył je, po czym
wziął także butelkę i rozlał wino do szklanek.
–
Czyż to nie jest romantyczne? – spytał, podając szklaneczkę kwaśnawego trunku
Byunowi.
–
Romantyczne jak cholera – sarknął Baekhyun i zaśmiał się, po czym padł na
wznak, zamykając oczy.
–
Myślałem, że ci się spodoba – powiedział Chanyeol z nutą zawodu w głosie.
– A
kiedy niby powiedziałem, że mi się nie
podoba? – Uchylił powiekę, spoglądając na skonfundowanego Parka.
–
Sądziłem, że-
– To
źle sądziłeś – przerwał mu i usiadł, po czym wychylił szklaneczkę kwaskowatego
wina dwoma łykami.
Siedzieli
na dachu, dopóki niebo nie pokryło się granatową barwą nocy. Nie było widać
gwiazd. Chanyeol spojrzał na ledwie dostrzegalny księżyc i zobaczył
przepływające ciężkie chmury, które zwiastowały rychły deszcz. I może nie byli
nawet wstawieni po tym marnym winie, ale i tak szumiało im lekko w głowach.
Wystarczająco jednak, by prowadzić filozoficzne dyskusje.
–
Moja mama twierdzi, że Bóg istnieje, ale ja tak nie uważam – powiedział Byun,
wpatrując się intensywnie w głębię mroku, jakby starał się dostrzec
mikroskopijne punkciki w oddali.
–
Dlaczego? – odparł Chanyeol, nachylając się bardziej w jego stronę.
– Bo
życie jest zbyt popierdolone. Ojciec umarł, musimy radzić sobie sami. Nie
poszedłem na studia, nie spełniam marzeń. Nie zostanę nikim wielkim. Gdzie tu
widzisz Boga? – Baekhyun spojrzał wyzywająco na Parka.
–
Ludzie są zbyt zaślepieni krzywdami, żeby dostrzec dobro, wiesz? – odpowiedział
cicho chłopak, po czym przymknął oczy i złożył leniwy pocałunek na policzku
Baekhyuna. – Dobro jest od Boga i ono jest wszędzie, ale ludzie są głupi i
dlatego są wojny. Może obie strony mają rację i dałoby się żyć w pokoju, ale
kto się przyzna, że jego zdanie nie jest słuszne? Z drugiej strony, niektórzy
pewnie byliby w stanie walczyć ze samym sobą, jeśli tylko mieliby możliwość
rozdwojenia się. – Wzruszył ramionami.
–
Więc wierzysz w Boga?
–
Nie wiem. – Chanyeol znowu wzruszył ramionami, spoglądając w niebo. – Wierzę,
że ktoś na pewno tam jest, bo ten świat… przyroda, cały ten „układ” jest zbyt
doskonały, by człowiek go stworzył. Ludzie nie są idealni. Wiele im brakuje, by
móc uczynić coś takiego jak świat. Wydaje im się, że mogą zmienić go na lepsze,
ale wszędzie widać nadużycia, czyż nie? – Uśmiechnął się smutno. – Chyba będzie
padać.
Nie
minęło nawet pięć minut, jak lunął rzęsisty deszcz. Baekhyun pospiesznie
zgarnął puste opakowanie po sushi, szklanki oraz butelkę po winie, a Park
zwinął koc w kulkę. Zanim dobiegli do włazu, byli już cali przemoczeni.
Chanyeol śmiał się i jednocześnie krzyczał, a Byun tylko wrzeszczał, żeby się
spieszyć.
Zbiegali
po schodach, niemal łamiąc sobie nogi. Woda ściekała po ich ciałach długimi,
niekończącymi się strugami. Deszcz był jednak letni, ciepły. Buzie im się nie
zamykały, mimo iż powinni już być cicho. Wielkimi krokami zbliżała się cisza
nocna, a może nawet już trwała.
Jak
tylko wbiegli do mieszkania, Baekhyun odstawił wszystkie rzeczy, które miał w
rękach, na stół w kuchni i zzuł buty. Chanyeol zaś rzucił mokry koc na podłogę
w łazience i podszedł do chłopaka, by zaraz przycisnąć go do ściany, złączając
ich usta w pocałunku.
–
Przestań – mruknął Byun, próbując odwrócić głowę, jednak Chanyeol w zamian
wziął go na ręce.
– Dlaczego?
– zapytał, muskając gorącymi wargami mlecznobiałą szyję, na której od
intensywnego biegu pulsowała żyła.
–
Jestem mokry, lepię się, będę chory – wyliczał Baekhyun, lecz na końcu nie mógł
powstrzymać jęku, gdy Chanyeol zaczął ssać jego skórę, robiąc soczystą malinkę.
–
Obaj będziemy chorzy – szepnął Park, językiem pieszcząc zagłębienie za uchem
chłopaka.
–
Jeśli tak – Baekhyun chwycił Chanyeola za mokrą czuprynę i szarpnął, by
spojrzeli sobie w oczy – to nie przestawaj.
Później
tej nocy Byun leżał na wznak na sfatygowanej wersalce, podczas gdy Park z
lubością całował każdy skrawek jego ciała, jakby już wcześniej tego nie zrobił.
Głośne cmokanie roznosiło się po pokoju, gdyż nie szczędził sobie czułości.
Chwilami zatrzymywał się na dłużej, by jego wargi zapamiętały delikatną fakturę
nieskazitelnej, miękkiej skóry, która pod jego palcami, w jego dłoniach była
niczym puch.
–
Wyśliniłeś mnie już chyba w każdym calu – mruknął Baekhyun, przesłaniając oczy
przedramieniem, by uchronić się od blasku księżyca wpadającego przez okno.
Ulewa
już dawno przeszła. Wiatr rozgonił chmury. Srebrzyste gwiazdy błyszczały i
chełpiły się na niebie w kolorze atramentu.
–
Lubię twoje ciało – rzekł Chanyeol, wychylając się spod kołdry.
Pocałował
go w brodę tak lekko, że Byunowi zdawało się, iż musnął go powiew, który dostał
się do pokoju przez uchylone okno. Dopiero gdy ich wargi po raz kolejny
zetknęły się ze sobą, stwierdził, że jednak nie był to wścibski wiatr, a jego
chłopak. Mimowolnie się uśmiechnął, po czym odsłonił twarz. Księżyc już go nie
raził, Park skutecznie go zastawiał.
–
Tylko moje ciało? – zapytał wyzywająco.
–
Nie – stwierdził zdecydowanie Chanyeol, zakładając kosmyk ciemnobrązowych
włosów za małe, pokryte kilkoma pieprzykami ucho. – Lubię też twój charakter i świętoszkowatość.
– Zaśmiał się, po czym wyszeptał mu do ucha: – Jakbyś potem nie błagał, żebym
rżnął cię mocniej.
–
Nie niszcz mi wizerunku! – obruszył się Baekhyun, klepiąc go mocno w ramię.
Gardłowy
śmiech rozniósł się echem po mieszkaniu i zniknął w zagłębieniu szyi chłopaka,
który zaraz sam się uśmiechnął, przyciągając Parka bliżej siebie. Wdychał przez
chwilę jego zapach: pot zmieszany z różanym tanim mydłem z supermarketu oraz
odrobiną mocnej wody po goleniu. Pocałował go w ucho, w wystającą kość szczęki
i w skroń, nim odetchnął głęboko, podejmując jedną z ważniejszych decyzji w
swoim życiu.
–
Kocham cię – wyszeptał bezwiednie Baekhyun i wcale nie było temu winne marne,
kwaśnawe wino.
ɤɤɤ
–
Jaki chcesz smak? – zapytał Chanyeol,
podchodząc do stoiska z bubble tea w centrum handlowym, do którego udali się w
kolejne sobotnie popołudnie.
–
Jeszcze nie wiem – odburknął Baekhyun. – Muszę zobaczyć, co jest.
Chłopak
podszedł bliżej, aby przyjrzeć się kuleczkom, które miał możliwość wziąć. Jego
ulubione – truskawkowe – już prawie się kończyły, ale na jedną czy dwie porcje
jeszcze by wystarczyło. Później spojrzał na rozpiskę smaków. Zauważył kilka
nowych wariantów. Po szybkim zastanowieniu zechciał wziąć to, co zwykle, lecz
ekspedientka prędko oznajmiła zamawiającemu już Chanyeolowi:
–
Nie ma już mleka. Można wziąć jogurt.
I
Baekhyun postanowił zmienić zdanie.
Gdy
nadeszła jego kolej, uśmiechnął się do siebie szeroko.
–
Poproszę malinową na jogurcie..
–
Dużą?
–
Tak, dużą. – Skinął głową. – I do tego jagodowe kuleczki i tapiokę – powiedział
niemal z dumą i położył na ladzie wyliczone pieniądze.
Obaj
prędko dostali swoje zamówienia i jak na jeden znak przebili opakowanie
słomkami, by zaczerpnąć pierwszy łyk pysznego napoju. Baekhyun wręcz się
rozpromienił. Jego niecodzienna kompozycja, zupełnie odbiegająca od pierwotnego
planu, była naprawdę smaczna.
–
Smakuje jak jogurt! – odezwał się z entuzjazmem chłopak, na co Chanyeol zaśmiał
się i byłby się zakrztusił.
– To
jest na bazie jogurtu, głuptasie – odpowiedział, zerkając na Byuna. – Mogę
spróbować? – spytał, wskazując na jasnoróżowy napój.
–
Jasne.
Wymienili
się łykami swoich bubble tea i niemal jednocześnie się zaśmiali.
–
Wziąłeś jagodowe kuleczki i malinowy smak – odrzekł rozbawiony Park.
– A
ty malinowe kulki i jagodę – mruknął niby oburzony Baekhyun.
Usiedli
na ławce przed księgarnią i patrzyli przed siebie, z radością popijając
orzeźwiającą, nieco słodką bubble tea.
–
Chciałbym, żeby moja płyta kiedyś pojawiła się na półce w jakimś znanym sklepie
– odezwał się nagle Chanyeol; w jego głosie słyszalna była nuta melancholii.
– Może tak się stanie. Jeszcze masz przecież
dużo czasu na to, żeby coś wydać, opublikować – odpowiedział Byun, siorbiąc
resztki napoju.
–
Nie, raczej do tego nie dojdzie.
–
Czemu w siebie wątpisz? Czy nie powiedziałeś mi ostatnio, że Bóg istnieje i ten
cały „układ” jest zbyt doskonały, by stworzyli go ludzie? – zapytał, wznosząc
wysoko brwi. – Skoro istnieje jakiś układ, to jesteś jego częścią. A skoro ten
układ jest taki doskonały, to nie
może się nie udać. Jeśli nie za pierwszym razem, to za kolejnym – powiedział
dobitnie, nie dając Chanyeolowi możliwości natychmiastowej odpowiedzi.
Park
jednak wstał i sobie poszedł. Baekhyun krzyknął za nim, lecz tamten nie
zawrócił. Pobiegł więc jego śladem, po drodze wyrzucając puste opakowanie po
bubble tea. Chanyeol miał długie nogi, więc przemierzał piętro dużo szybciej
niż przeciętna osoba.
Dopadł
go dopiero wtedy, kiedy i on wyrzucał opakowanie po napoju. Byun złapał go w
pasie, nie pozwalając mu się ruszyć. Oddychał ciężko, mocno ściskając w
dłoniach koszulkę.
–
Nawet jeśli zamierzasz uciekać przed Bogiem, to on i tak nie wyrzuci cię ze
swoich planów, wiesz? – powiedział poważnie Baekhyun, chwytając Parka za
nadgarstek i zmuszając go, by spojrzał mu w oczy.
–
Nie uciekam przed Bogiem – odpowiedział, wsuwając dłonie do kieszeni.
To
prawda. Nie uciekał przed Bogiem czy istotą, w której istnienie wierzył.
Uciekał przed słowami Baekhyuna. Nie chciał przyznać mu racji; czuł, że
umniejszyłby sobie. Przygryzł więc wargę, odwrócił się na pięcie i ruszył przed
siebie.
–
Nie pójdziemy do kina, skoro już jesteśmy w galerii? – rzucił Byun, wciąż
stojąc w tym samym miejscu.
–
Nie mam ochoty. Chodź do domu – odrzekł Chanyeol, machając ponaglająco ręką.
I
Baekhyun go posłuchał, chociaż mógł przecież odpowiedzieć, że też nie ma
ochoty, że wolałby obejrzeć coś sam. Mógł tu zostać, ale nie potrafił odmówić
Parkowi, który w mieszkaniu zaparzył kolejną szklankę herbaty – tym razem nieco
lurowatej i niesmacznej – odciskając kolejne klejące kółka na starej, czarnej
ławie.
A
potem? Potem znowu się kochali, jakby ta niby-sprzeczka w centrum handlowym
nigdy nie zaistniała. Baekhyun przygarniał Chanyeola coraz bliżej siebie,
uzależniając od niego nie tylko swoje ciało, które przed tym mężczyzną nie
zaznało innego dotyku, ale i swój umysł, który w najgorszych momentach
rozpaczliwie ześlizgiwał się z krawędzi świadomości i zdrowego rozsądku, niknąc
w odmętach szaleństwa.
ɤɤɤ
–
Zabierasz mnie na wycieczkę? – zdziwił się Baekhyun, gdy Park wpadł do niego w
sobotni poranek z małym plecakiem na ramieniu i szerokim uśmiechem na ogorzałej
twarzy.
Był
początek września. Największe upały i burze już przeminęły. Pogoda znacznie się
uspokoiła, można było wyjść na zewnątrz i nie narażać się na oparzenie
słoneczne. Promienie słońca oświetlały świat na bursztynowo, podkreślając blask
aksynitu czający się w tęczówkach Baekhyuna.
Chłopak
odpowiedział uśmiechem i wpuścił Parka do mieszkania.
–
Nie mam siły odmówić.
– I
tak byś nie zdołał. Znalazłbym odpowiednie argumenty, żeby cię stąd wyciągnąć –
powiedział wyniośle Chanyeol, opierając się o ścianę w przedpokoju.
– Na
przykład jakie?! – odkrzyknął Baekhyun ze swojego pokoju, gdzie upychał do
plecaka najpotrzebniejsze na taką eskapadę rzeczy.
–
Powiedziałbym, że jest ładna pogoda, czeka na ciebie przystojny facet, i tak
nie masz nic do roboty i raczej nie masz ochoty kisić się znów u któregoś z nas
w mieszkaniu – odpowiedział swym donośnym głosem, kątem oka obserwując, jak
Byun pakuje parasolkę, małą latarkę, telefon i portfel.
–
Dokąd w ogóle jedziemy? – zapytał Baekhyun, zapinając bagaż.
–
Zobaczysz. To niespodzianka.
– Z
jakiej okazji?
–
Bez okazji. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Wczoraj tak mnie naszło, żeby
gdzieś cię zabrać, więc zaplanowałem trasę wycieczki.
–
Wszystko zaplanowałeś?
–
Powiedzmy… – Park odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać ostrego spojrzenia, jakie
posyłał mu Baekhyun znad swojego buta. – Część będzie na spontanie, ale
ogólniki są zaplanowane. – Zerknął pospiesznie na swój telefon. – I według
mojego planu musisz się pospieszyć, bo za dwadzieścia minut mamy autobus, a z
tobą nie można biec.
–
Wziąłeś coś do jedzenia? – dopytywał wciąż Byun, poprawiając swoje ubranie.
Zabrał
jeszcze z szafy bluzę oraz poszedł do kuchni po wodę.
– Co
za pytanie! Oczywiście, że wziąłem.
Wyszli
z mieszkania Baekhyuna, zostawiając na stole notatkę, że chłopak na pewno wróci
na noc do domu, a gdyby coś miało się zmienić, zadzwoni lub napisze.
Najszybciej, jak mogli – a nie było to zbyt szybko, bo kondycja Byuna była dość
licha – dotarli na najbliższy przystanek, z którego odjeżdżał autobus do
Cheongju.
Ich
autobus podjechał już po chwili. Park wziął na siebie zakup biletów, podczas
gdy Baekhyun znalazł dogodne miejsca na niemal dwugodzinną podróż. Poczekał na
swojego chłopaka, a kiedy ten już się zjawił i wręczył mu potrzebny świstek,
oparł głowę na jego ramieniu z zamiarem spania.
–
Naprawdę będziesz teraz spał? Oszalałeś? Chcesz, żeby wszystko cię
ominęło? – Chanyeol zaśmiał się, szturchając Baekhyuna łokciem w żebra i
brzuch.
–
Jakie znowu „wszystko”? – odburknął tamten, marszcząc brwi.
– No
wiesz… Lasy, łąki, inne miasta, miasteczka, wsie. Nie lubisz tego?
–
Nie, co w tym fajnego? – Baekhyun pokręcił głową i skrzywił się z lekką odrazą.
–
Nie wiem. – Park wzruszył ramionami. – Mnie to po prostu rajcuje. Ale nie
każdego musi. Najwyraźniej ty nie zaliczasz się do tych ludzi – wytłumaczył
pospiesznie i przyciągnął głowę swojego chłopaka do ramienia.
–
Tak lepiej – mruknął Byun błogo, chwytając jedną dłoń Chanyeola w swoje dwie.
Przez
te dwie godziny jazdy Baekhyun cały czas spał. Czasami się przekręcał i coś by
mu się stało, gdyby Chanyeol nie dostosował swojej pozycji do jego ruchów.
Jednak nie był za to zły. Spoglądał na chłopaka, którego zamknięte oczy i zmarszczony
nos przysłaniała ciemnobrązowa grzywka, i uśmiechał się, jakby miał przy sobie
wszystko.
Ale
coś w jego wnętrzu wcale się nie śmiało, a krzyczało. Ten błahy uśmiech, ta
wycieczka, troska o Byuna, spędzanie z nim czasu maskowały ten bolesny wrzask,
który od jakiegoś czasu miażdżył mu pierś. Bał się powiedzieć o tym nawet
przyjaciołom, bo wyszedłby na pierdolonego tchórza i frajera. Dobrze o tym
wiedział.
Dlatego
trzymał buzię na kłódkę. Kiedyś nadejdzie
odpowiedni moment, powtarzał sobie w głowie, ilekroć patrzył w twarz temu
niewinnemu chłopcu, któremu zawrócił w głowie.
To samo mówił sobie, gdy któryś z jego przyjaciół pytał, czy wszystko u
niego w porządku. Po słowach „Mnie możesz powiedzieć wszystko” kiwał głową i
uśmiechał się, a głos wiązł mu w gardle, jakby nagle stanął mu tam wielki
kamień. Parę razy chciał wyznać prawdę. Już otwierał usta, by to zrobić, ale w
ostatniej sekundzie zmieniał temat i cały czas żył ze swoim przekleństwem.
Kiedyś nadejdzie odpowiedni
moment,
pomyślał i tym razem, po czym odgarnął włosy z czoła Baekhyuna i pocałował go.
Przeniósł wzrok na przyrodę za oknem i tęsknie spoglądał na wysokie drzewa
stojące hen w oddali, na zwierzęta pasące się na łąkach i na ludzi, którzy
pracowali w polu. Mógłby tu wysiąść i nigdy nie wracać. Nie wiedział, co to za
wieś, ale właśnie tu wszystkie jego problemy i dylematy odleciałyby niczym
zgubione ptasie pióro.
–
Baekhyun. Baek – wyszeptał Chanyeol, ostrożnie potrząsając ramieniem
pogrążonego we śnie chłopaka. – Baek, wstawaj. Jesteśmy na miejscu.
–
Co? Już? – burknął sennie Byun i przeciągnął się na swoim siedzeniu, o mało nie
łamiąc przy tym Chanyeolowi nosa.
–
Niestety tak – powiedział tamten i wstał szybko, żeby nie narazić się na
kolejny niezamierzony atak.
Wziął
z półki nad siedzeniami ich plecaki i podał Baekhyunowi jego ekwipunek. Chłopak
wreszcie zwlókł się z miejsca, zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę
wyjścia z autobusu. Pożegnali się z kierowcą i podziękowali za jazdę, po czym
wyskoczyli na nieczęsto uczęszczanej drodze. Z tego miejsca musieli przejść
jeszcze spory kawałek, żeby dotrzeć do Midongsan Arboretum.
Baekhyun
trochę narzekał, lecz gdy wreszcie weszli na teren wielkiego parku, od razu na
jego twarzy pojaśniał uśmiech. Park kupił bilety, a potem zaczął prowadzić
swojego chłopaka do oszklonego ogrodu botanicznego. Tam zobaczyli wiele okazów
najdziwniejszych i najpiękniejszych roślin.
Robili
zdjęcia. Te mniej i bardziej artystyczne. Chanyeol uwiecznił szeroko
uśmiechającego się Baekhyuna, który nawet nie był świadomy tego, że właśnie
zapisuje się na nieco dłużej niż ulotną chwilę na karcie życia. Później
oczywiście poszli dalej, zostawiając za sobą wspomnienia sprzed momentu.
Trzymali się za ręce, oglądając kwitnące krzewy.
Na
zewnątrz przeszli się wzdłuż wielkiego jeziora. Przysiedli, by zjeść kanapki
przygotowane przez Chanyeola. Byun spałaszował tę z serem, po czym wziął
jeszcze rolkę kimbap, które jego chłopak również ze sobą miał. Pocałował go w
policzek, mając pełno ryżu w kącikach ust. Wypili na spółkę colę i poszli
dalej.
Aleje
wysypane drobnym żwirkiem zdobiły kładące się czarne cienie szpalerów wysokich
drzew. W cieniu było przyjemnie ciepło, nie za gorąco; czasami powiewał
delikatny wiatr. Droga wiodła w górę i to właśnie tam zmierzali. Pomimo zakrętów
wszędzie było bardzo pięknie. Liście drzew wciąż błyszczały zdrową zielenią, a
krzewy spoglądały uwodzicielskimi oczami rozkwitniętych kwiatów.
Gdy
wdrapali się na szczyt. Chanyeol oparł się o barierkę i odetchnął pełną
piersią. Jego policzki pokrywał dorodny rumieniec. Baekhyun niemal uwiesił się
na tej samej barierce, ale był szczęśliwy. Krew żywo pulsowała w jego żyłach i
pomimo słabej kondycji miał się świetnie. Cieszył się, że Park zabrał go w
takie wyjątkowe miejsce – że w ogóle gdzieś go zabrał.
– Podoba
ci się tu, co? – odezwał się Chanyeol, wyjmując z plecaka telefon, by zrobić
jeszcze kilka zdjęć do kolekcji.
Słońce
powoli schodziło coraz niżej, całując czubki drzew i rozsiewając złocistą
poświatę na twarze ludzi. Baekhyun patrzył wprost na lśniącą tarczę jak
urzeczony. Oderwał się od oślepiającego widoku, by oprzeć się o masywną
drewnianą barierkę plecami. Wodził wzrokiem za Chanyeolem, robiąc panoramiczne
fotki, po czym odetchnął i zaśmiał się.
–
Jest świetnie – powiedział zupełnie szczerze. – Ale muszę zapalić. Ostatni raz
sięgnąłem po fajkę przy śniadaniu.
–
Czyli jednak związek ze mną wpływa na ciebie pozytywnie. Nie powiesz mi, że tak
nie jest.
–
Muszę przyznać ci rację – odparł Byun, sięgając do plecaka.
Przekopał
się przez wszystkie swoje rzeczy i wreszcie odnalazł upragnioną paczkę.
Wygrzebał również jakąś starą zapalniczkę. Na szczęście działała. Odpalił fajkę
i zaciągnął się tak mocno, aż zakaszlał i zakręciło mu się w głowie. Znowu się
zaśmiał, a Chanyeol razem z nim.
–
Czyżbyś nie umiał już palić? – droczył się z Baekhyunem, który jedynie posłał
mu kpiące spojrzenie.
–
Tego się tak szybko nie zapomina. To jak z jazdą na rowerze, grą na gitarze
czy… – Zamyślił się na parę sekund, usiłując znaleźć stosowny argument.
– Z
seksem – podpowiedział mu Park, za co dostał kuksańca w żebra. – Mówię
poważnie. Nie da się tego zapomnieć. Ani tych uczuć. – Uśmiechnął się
półgębkiem i wyciągnął dłoń w stronę papierosa, jakby chciał go Baekhyunowi
odebrać.
Ten
był nieco zaskoczony, lecz po chwili oddał fajkę bez pytania. Wydmuchnął dym
przez nos i zęby, zamknąwszy oczy.
– I
co, smakuje ci? – zapytał.
Był
przekonany, że wbrew swoim przekonaniom Chanyeol spróbował papierosa.
Jakże
się zdziwił, kiedy zobaczył dymiącą się połowę papierosa kilka kroków od nich.
Nieświadomie zacisnął pięści na kolanach i zdenerwowany spojrzał na Parka.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Chanyeol już by pewnie nie żył.
–
Zmarnowałeś moje pieniądze – warknął Baekhyun, wbijając paznokcie w dłonie.
–
Ale uratowałem ci trochę zdrowia. – Park uśmiechnął się, jak gdyby zdobył się
na najlepszy uczynek w swoim życiu.
Zaciskając
i rozluźniając dłonie, Byun próbował się opanować, żeby znowu nie warknąć na
swojego chłopaka. Odwrócił od niego głowę i spojrzał w dal, zatrzymując wzrok
na tańczących na wietrze powoli brązowiących się liściach. Wreszcie na powrót
spojrzał na Chanyeola, przełykając głośno ślinę.
–
Nigdy cię o to nie prosiłem, więc zostaw mnie i mój nałóg w spokoju –
powiedział bardzo wolno i wyraźnie, jakby bał się, że zaraz na nowo wybuchnie
nieopanowanym gniewem.
–
Dobra. Jak chcesz. Chciałem pomóc. – Chanyeol wzruszył ramionami, zwracając
wzrok na niebo. – Możemy się powoli zbierać do domu. Jak myślisz?
–
Możemy – odpowiedział cicho Baekhyun i gwałtownie oderwał się od barierki,
zarzucając sobie plecak na plecy.
Park,
wpatrzony w kolorowe smugi na horyzoncie, nie zauważył tego, dopóki nie
obejrzał się. Z przerażeniem stwierdził, że Byun mu zwiał. Pobiegł za nim.
Chłopak uszedł całkiem spory kawałek jak na krótki czas i swoją słabą kondycję.
Z góry nie było tego widać, ale nadal miał zaciśnięte pięści oraz zęby. Walczył
też ze łzami, które podstępem wkradły się do jego oczu.
–
Baekhyun! – zawołał Chanyeol, lecz tamten zdawał się go nie słyszeć. – Baek! –
krzyknął ponownie, jednak znów z zerowym skutkiem.
Podbiegł
do chłopaka, złapał go za ramię i odwrócił z impetem w swoją stronę. Baekhyun
wyglądał na zdenerwowanego, ale i na rozczarowanego. Park zacisnął wargi i
złapał go za rękę, którą tamten od razu usiłował wyrwać z niezbyt mocnego
uścisku.
–
Baekhyun, przepraszam – rzekł Chanyeol, przysuwając się bliżej. – Naprawdę
przepraszam.
–
Jakbyś się poczuł, gdybym zniszczył ci gitarę, hę? – spytał buńczucznie Byun,
patrząc prosto w oczy Parka, jakby wzrokiem mógł wydusić z niego odpowiedź czy
poznać motywy jego działania.
– To
nie to samo.
–
Gówno prawda. Ja lubię fajki, ty lubisz muzykę. Czy coś w tym złego? Nie! –
ostatnie słowo prawie wykrzyczał, bo widział, jak Chanyeol już otwiera usta, by
zaprzeczyć.
Wyższy
chłopak zaśmiał się gardłowo, odsłaniając garnitur równych zębów. Wziął
Baekhyuna w swoje ramiona i zanurzył nos w jego miękkich, rozczochranych przez
wiatr włosach. Później pocałował go w czoło i nadal tulił. Byun zatopił się w
jego ramionach i niedźwiedzim uścisku, chłonąc przyjemne ciepło i zapach
charakterystyczny dla Chanyeola – lawendowy płyn do płukania i tanie perfumy.
Polubił go.
Uśmiechnął
się, zamykając oczy. Cała złość magicznie z niego odpłynęła i ogarnął go błogi
spokój. Olbrzymie dłonie na jego plecach najwyraźniej potrafiły wyciągać złą
energię, napełniając jego drobne ciało i szaloną duszę dobrem. Wspiął się na
palce i pocałował Chanyeola w policzek, po czym złapał go za rękę i razem
ruszyli ścieżką w dalszą drogę.
– O
której mamy autobus? – zapytał Baekhyun; w jego oczach nie błyszczały już gromy
gniewu, a iskierki radości.
– O
16:50 – odpowiedział Park, spoglądając na zegarek w swoim telefonie. – Czyli
musimy się trochę pospieszyć, bo nie zdążymy.
Złapał
go za rękę i zaczął biec, ciągnąc zaskoczonego chłopaka za sobą. Byun ledwie
nadążał przebierać nogami, ale w końcu złapał rytm i podążał za Chanyeolem, a
wkrótce również go dogonił. Biegli całą drogę do wyjścia z Midongsan Arboretum.
Nie był to jakiś długi odcinek, ale bieg i tak ich zmęczył. Śmiali się przy
tym, chociaż zapierało im dech w piersiach i watr wiał im prosto w twarze.
W
drodze powrotnej to Chanyeol położył głowę na ramieniu Baekhyuna, zamykając
oczy. Zasnął szybciej, niż drugi zdążył zapytać go o to, czy ma jeszcze coś do
jedzenia. Miał ochotę na więcej kanapek i przynajmniej jeden łyk coli.
Westchnął, zerkając na rozluźnione rysy twarzy swojego chłopaka, a potem prędko
się uśmiechnął.
Kochał go. Prawdziwie i szczerze.
Wierzył, że Chanyeol odwzajemnia to głębokie uczucie. Nie znali się specjalnie
długo, a w związku byli jeszcze krócej – zaledwie dwa miesiące – ale jego sercu
tyle wystarczyło, by znaleźć to specjalne miejsce, unikatowe mieszkanie dla
jeszcze jednej duszy. Bratniej duszy.
Zaśmiał
się do siebie pod nosem i szybko cmoknął Parka w czoło, po czym dyskretnie
złapał go za rękę. Bawił się jego palcami calutką drogę. Czasami tylko
spoglądał przez okno, podziwiając zachód słońca. Baekhyun kilkanaście razy miał
ochotę obudzić Chanyeola, ale ostatecznie zrezygnował. On dał mu czas na sen.
ɤɤɤ
Miesiące
miały szybciej, od kiedy Park wrócił do pracy w przedszkolu oraz regularnych
wizyt w domu dziecka. Nadal spotykali się w soboty lub i w piątkowe popołudnia,
lecz w niedzielę Baekhyun zwijał się do domu. Chanyeol musiał przygotować
materiały do nauki, bo inaczej panie przedszkolanki dałyby mu popalić i przy
okazji urwały te odstające uszy.
Baekhyun
także starał się jeszcze więcej udzielać w sklepie. Jeśli nie mógł wymieniać
się sms-ami ze swoim chłopakiem, wymyślał sposoby na kolejne promocje i ciekawe
oferty, na które po omówieniu chętnie przystawała jego mama. Mieli większy
obrót, rzeczywiście, dzięki czemu mógł darować sobie wszystkie soboty, które
zamieniał na cenne minuty w towarzystwie wysokiego, czarnowłosego chłopaka.
Urodziny
Chanyeola nadeszły w mgnieniu oka. Baekhyun został zaproszony jako pierwszy.
Poza nim mieli zjawić się najbliżsi przyjaciele Parka i jeszcze parę innych
osób, których Byun do tej pory nie poznał. Mimo wszystko był bardzo
podekscytowany, ale i podenerwowany. Nie miał pojęcia, co mógłby dać
Chanyeolowi na prezent. A chciał, by ten był dopasowany do jego osoby i
wyjątkowy.
W
końcu zdecydował się na stojak z przegródkami na płyty winylowe oraz podstawkę
na długopisy z ludzikiem grającym na gitarze. Miał wielką nadzieję, że Parkowi
przypadną do gustu i będzie z nich często korzystał. Nie chciał pokazywać tego
prezentu przy wszystkich, dlatego przyszedł kilka godzin przed umówioną
imprezą.
–
Jesteś już – powitał go Chanyeol, a w chwilę później na jego twarzy rozlał się
błogi uśmiech, w którym Baekhyun zakochał się na nowo.
–
Chciałem dać ci prezent na osobności – odparł, wchodząc do środka.
Postawił
sporą torbę przy krzesełku, na którym usiadł, żeby zdjąć buty.
–
Kupiłem ci coś praktycznego i liczę na to, że będziesz tego używał –
powiedział, wstawszy z miejsca.
Wyjął
z kieszeni spodni papierosy i wsunął jednego między wargi.
Chanyeol
od razu wyrwał mu fajkę z ust i złamał ją na pół.
Nie
zastanawiając się długo, Baekhyun zamachnął się i spoliczkował swojego
chłopaka. Krew buzowała w jego żyłach, jego nozdrza gwałtownie się rozszerzały,
a twarz w momencie poczerwieniała ze złości.
W
odwecie Park chwycił go za szczękę, mocno wbijając palce w miękkie policzki.
Mierzyli się wzrokiem, a napięcie między nimi rosło, rosło, rosło do granic
wytrzymałości.
To
Chanyeol poddał się pierwszy. Obrócił Baekhyuna i pchnął go na ścianę, aż
tamten z łoskotem uderzył o nią plecami. Wpił się w jego wargi łapczywie i
agresywnie, zwierzęco. W mig ścisnął
jego biodra, napierając na niego z większą siłą niż zwykle. Nie wiedział,
dlaczego złość obudziła w jego ciele tak wielkie napięcie, ale musiał je
wykorzystać.
Skończyli
w łazience. Nagie pośladki Byuna raz po raz uderzały o ceramiczną umywalkę, a
potem o starą, ledwie dychającą pralkę. Chanyeol warczał przy jego skórze,
momentami chwytał go tak mocno, że zaraz potem pojawiały się siniaki. Nie było
jednak żadnych protestów ze strony Baekhyuna.
Przeciwnie,
podobało mu się to. Szarpał swojego chłopaka za włosy, przygryzał skórę na jego
ramieniu i szyi, jęczał mu wprost do ucha, przyciągając go jeszcze bliżej i
bliżej. Nie chciał, żeby to się skończyło.
Lecz
gdyby był troszeczkę bardziej doświadczony, wiedziałby, że penis to nie
lekarstwo ani przeprosiny.
Jakiś
czas później, kiedy obolały, posiniaczony i zmęczony Baekhyun siedział na
wersalce, ściskając w dłoniach szklankę z ciepłą herbatą z cytryną, zadzwonił
dzwonek do drzwi. Chanyeol oderwał się od miękkiego policzka, który głaskał z
nabożną czcią, podnosząc się z miejsca.
– To
pewnie goście – stwierdził i skierował się do drzwi.
Istotnie.
Przyszli wszyscy naraz. Białowłosy Taemin ze swoim chłopakiem Jonginem, Yixing
oraz Hyejin z dwoma koleżankami z kawiarni – Eunbi i Jiyeon. Chanyeol zaprosił
wszystkich do środka. W przedpokoju nagle zapanował taki ścisk, że trzeba było
szybko zdjąć buty i ewakuować się, żeby nie nadepnąć nikomu na stopę albo nie
walnąć kogoś łokciem.
Solenizant
z uśmiechem zaprowadził ich do salonu, gdzie również trudno było się zmieścić.
Baekhyun przesunął się na najodleglejszy brzeg wersalki, a obok niego rozsiadły
się Jiyeon i Eunbi, zostawiając jeszcze miejsce dla bohatera wieczoru. Jongin i
Taemin usiedli na dwóch pufach, które wzięli chyba z powietrza, bo Byun nigdy
przedtem ich nie widział. Hyejin i Yixing zgodnie zasiedli na podłodze.
Nie
czekali długo, aż Chanyeol przyniósł przekąski w formie własnoręcznie
zrobionych koreczków, jakieś ciastka, kolorowe napoje w szklankach, talerzyki i
szklanki oraz sztućce. Jego przyjaciele przynieśli mu alkohol. Porządny,
smaczny, a nie kwaskowaty wynalazek z pobliskiego marketu, który lubił popijać
w towarzystwie Baekhyuna. Dziewczyny miały też dla niego parę nowych płyt, a
chłopaki zrzucili się na karafkę w kształcie gitary.
Dopiero
wtedy Byun przypomniał sobie o swoim upominku. Okazało się, że nie wypadł tak
źle na tle innych. Chanyeol cieszył się z każdego podarku, który trafił w jego
ręce. Zaraz też otworzył jeden z tych najlepszych trunków, jakie kiedykolwiek
pił, i nalał każdemu do szklanki. Nie chciał inwestować w nowe kieliszki,
dlatego nie wyciągał tych starych. Był przekonany, że zaraz przynajmniej połowa
skończyłaby na podłodze w milionach drobniutkich kawałków.
Baekhyun
cały czas przyglądał się kolejnym nowym znajomym. Czasami wydawało mu się, że
się gapi, ale wkrótce potem zbywał to wzruszeniem ramion. Rzadko wdawał się w
rozmowę. Jedynie Taemin zagadnął go parę razy, a jego chłopak wtórował mu w
wałkowaniu Byuna co do jego związku z Chanyeolem. Zaśmiewali się i spoglądali
na siebie znacząco, czasami poruszając brwiami, co wpędzało Baekhyuna w lekkie
zakłopotanie.
Był
tak zajęty przyglądaniem się obcym, że nie dostrzegał zerknięć, jakie Chanyeol
posyłał Eunbi oraz uśmiechów, którymi ona mu odpowiadała. Na szczęście ktoś
inny to widział i dokładnie o tym pamiętał, mając na uwadze, wspomnieć o tym,
gdy Baekhyun nie będzie słyszał.
Jego
kilkugodzinne obserwacje połączone z nieśmiałymi rozmowami i popijaniem
kolejnych szklaneczek wina dowiodły go do kilku wniosków. Najdłużej przyglądał
się Taeminowi i Jonginowi i to oni najbardziej go zaskoczyli. Świetnie się
dogadywali, mimo iż byli swoimi całkowitymi przeciwieństwami.
Taemin,
ze swoją bladą skórą, jasnymi włosami i mocnym makijażem oczu, z lekka
przypominał wampira. Ubierał się raczej zwyczajnie, ale nosił mnóstwo biżuterii
na palcach i malował paznokcie (tym razem były w kolorze winnej czerwieni).
Jongin zaś był jakby bardziej opalony, miał przekłutą wargę i brew, a jego
dłonie były pozbawione jakichkolwiek ozdób. W rozmowie to Taemin był tym
wyciszonym, trzymającym się na uboczu. Wolał położyć dłoń na udzie swojego
chłopaka, podczas gdy Jongin rozśmieszał wszystkich swoimi anegdotami.
Lubił
patrzeć na tę parę. Na swój sposób byli uroczy i na tę myśl uśmiechał się do
siebie. Sam chciał tak wyglądać z Chanyeolem. Wychylił się i spojrzał na niego,
ale jego chłopak był pogrążony w rozmowie z Hyejin i jej koleżankami. Zdradzały
mu właśnie tajniki przygotowywania wyśmienitej kawy, zaśmiewając się przy tym
do łez.
Kiedy
skończyli, zapijając swoje bajdurzenie winem, Chanyeol wyszedł na balkon.
Chwilę potem Yixing szturchnął Hyejin, sugerując jej wyjście na papierosa.
Eunbi dołączyła do nich, chcąc się przewietrzyć. Najwyraźniej za bardzo
szumiało jej w głowie, gdyż potknęła się o dywan, parskając przy tym
niepohamowanym śmiechem.
Pobiegła
za znajomymi, nie przejmując się tym, że niemal lodowaty wiatr otuli jej goły
brzuch i nieosłonięte nogi. Baekhyun odprowadził ją spojrzeniem, po czym wziął
sobie czekoladowe ciastko i pogrążył się w kolejnej interesującej rozmowie ze
swoją ulubioną parką, angażując przy tym Jiyeon, która wyglądałaa, jakby zaraz
miała zwymiotować.
–
Może zaparzę ci herbaty albo zrobię jakąś kanapkę? – zasugerował, wskazując
ubrudzonym na brązowo palcem drogę do kuchni.
–
Nie, dzięki. Jest OK – odpowiedziała niepewnie, obejmując brzuch rękami.
Na
balkonie Yixing i Hyejin wpatrywali się w białe smużki dymu uciekające wraz z
wiatrem, a kawałek od nich stali Chanyeol i przymilająca się do jego boku
Eunbi. Śmiała się głośno, chwytając chłopaka za rękę, a on, świadomie bądź nie,
przysuwał się bliżej, aż w końcu objął ją w pasie. Wtedy już dwójka przyjaciół
wiedziała, że nie jest to coś, co zrobiłby tak mimowolnie i beztrosko.
Hyejin
zgasiła peta o barierkę w chwili, kiedy rozchichotana Eunbi przebiegła obok
nich, pocierając ramiona z zimna. Rzuciła jej pogardliwe spojrzenie i prychnęła
pod nosem, szturchając Yixinga. Ten równie szybko dogasił papierosa i splunął.
Kiedy
Chanyeol znalazł się bliżej i również chciał wrócić do mieszkania, Yixing
zatrzymał go, kładąc mu rękę na piersi.
– O
co chodzi? – zapytał zaskoczony Park, marszcząc ponuro brwi.
–
Lepiej ty nam powiedz – poprosiła zimnym jak lód głosem dziewczyna i
skrzyżowała ręce na piersi.
–
Właśnie, co ty odpierdalasz? – warknął Yixing. Kiedy był zły jego obcy akcent
stawał się bardziej wyraźny.
–
Nie rozumiem, o co wam chodzi – przyznał zrezygnowany Chanyeol, wsuwając dłonie
do kieszeni.
– O
tę małą – mruknęła Hyejin, ruchem głowy wskazując blondwłosą dziewczynę, która
właśnie włączyła jedną z winylowych płyt Parka i szalała na środku pokoju. –
Obmacujesz ją na balkonie, kiedy za oknem, za ścianą siedzi sobie twój chłopak
i przez cały wieczór rozmawia z każdym, tylko nie z tobą. Coś jest tutaj,
kurwa, nie tak – przyznała, patrząc nagląco na przyjaciela.
–
Wypiłem trochę. Odpuśćcie, co? – Zaśmiał się Chanyeol i przeczesał palcami
włosy. – Mieliśmy dzisiaj małe spięcie i jakoś tak wyszło. Poza tym wszystko
dobrze.
–
Tak dobrze, że musisz się migdalić z nową koleżanką – parsknął Yixing, po czym
kopnął w balkonowe drzwi i wszedł do środka.
–
Nie spierdol tego, Yeol, jasne? – zagroziła dziewczyna i ona również podążyła
do mieszkania.
–
Jasne – odburknął Park, przewracając oczami.
Kiedy
siódma butelka po winie wylądowała na podłodze pośród wielu zgniecionych puszek
po piwie, Chanyeol uznał, że czas spać. Problem pojawił się zaraz. Jedna
wersalka na pewno nie mogła wystarczyć dla ośmiu osób. To było nierealne.
–
Jest jeszcze wersalka w kuchni – odezwał się nagle Taemin, odrywając policzek
od jakże wygodnego ramienia swojego chłopaka.
– W
kuchni?! – zdziwił się Baekhyun i parsknął śmiechem.
– No
tak – przytaknął Park. – Jest tam, ale nikt o niej nie pamięta.
Tym
sposobem znalazło się kolejne miejsce. Hyejin, Eunbi i Jiyeon zostały przez
chłopaków umieszczone na wersalce w pokoju. Yixing stwierdził, że może spać na
podłodze. Nierozłączna para musiała
zająć łóżko w kuchni. Baekhyun chciał spać z Chanyeolem, jednak ten ostatecznie
namówił go, by poszedł się położyć z chłopakami. Sam zajął miejsce obok
Yixinga, który ułożył całkiem wygodne posłanie gdzieś na ziemi.
Baekhyun
przekomarzał się z chłopakami, którzy ostrzegali go, że może usłyszeć w nocy
jakieś niechciane dźwięki. Czuł się obrzydzony, kiedy posyłali mu niedwuznaczne
spojrzenia, ale zaraz potem cała trójka wybuchała śmiechem. Ostatecznie Taemin
przytulił się do Jongina i we trzech bez problemu zmieścili się na wiecznie
pomijanej wersalce w kuchni. Byun miał swoją kołdrę, a chłopaki swoją, dlatego
przynajmniej z tym nie było problemu.
W
środku nocy jednak dały się słyszeć te dziwne i mniej chciane dźwięki. Yixing
wstał z umoszczonego posłania na podłodze, nadal mając powieki sklejone snem i
ślinę na brodzie. Wytarł twarz dłonią i skierował się w stronę toalety. Przez
szybę w drzwiach widział zaświecone światło, więc stwierdził, że poczeka. Jego
potrzeba nie była aż tak nagła.
Oparł
się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami i drzemał na stojąco, kiedy
nagle usłyszał niepohamowany jęk, któremu już po chwili towarzyszył gardłowy
szept. Doskonale znał ten głos. Ten drugi nieco mniej, lecz także go kojarzył.
Odechciało
mu się sikać. Po cichu wyszedł na balkon, żeby przeczekać i nie wybuchnąć.
Wolał załatwić to w spokoju. Wyjął papierosy i zapalił jednego, patrząc na
nocne niebo i światła miasta. Był wkurzony. Klął pod nosem, a potem kręcił
głową, nie wierząc w to, co usłyszał i wywnioskował.
Kilkanaście
minut później usłyszał kroki, przytłumione szepty i śmiech. Zaraz potem
zaskrzypiały drzwi balkonowe. Odwrócił się, żeby ujrzeć zadowolonego z siebie
Parka ze zmierzwionymi włosami i wygniecioną koszulką.
– O,
ty też nie możesz spać – odezwał się Chanyeol i przystanął obok przyjaciela.
– A,
no tak, wiesz… coś, a raczej ktoś mi
przeszkadza – odparł z ironią Yixing, hamując chęć nakrzyczenia na Parka.
–
Rozpychałem się? – spytał zaniepokojony.
–
Nie, kurwa, ale wytłumacz mi, co ty właśnie odpierdalasz.
Nie
wytrzymał. Spojrzał Chanyeolowi prosto w oczy, a tamten udawał niewiniątko. To
jeszcze bardziej go rozzłościło.
–
Nie… rozumiem – przyznał Park z lekkim rozbawieniem.
–
Wiesz, Yeol, przyjaciół się nie okłamuje. Nigdy.
– Zrobił dramatyczną pauzę i zacisnął dłonie w pięści. – Słyszałem, jak
posuwałeś tę małą. Dosłownie kilka minut temu – warknął.
–
Chyba nadal nie rozumiem.
Wtedy
Yixing już nie potrafił się powstrzymać. Wziął porządny zamach i uderzył
przyjaciela w twarz. Nie patrzył, gdzie celuje, ale miał nadzieję, że będzie go
długo bolało i zostanie ślad. Chciał, by Chanyeol wyciągnął jakieś wnioski ze
swojego haniebnego zachowania.
Yixing
splunął pod nogi Parka i wrócił na swoje posłanie na podłodze, mimo iż nie był
pewien, czy uda mu się na nowo zasnąć. Nie mylił się.
Do
rana nie zmrużył oka.
Pierwszą
rzeczą, jaką Baekhyun rano zobaczył – zaraz po migdalącej się dwójce, z którą
spał, oraz małym stole – było podbite oko Chanyeola. Natychmiast zerwał się z
łóżka i złapał za oparcie krzesła, bo zakręciło mu się w głowie.
– Co
ci się, do cholery, stało? – zapytał, marszcząc brwi i mrużąc oczy. Czuł
miarowe pulsowanie w głowie.
– W
nocy… uderzyłem się w drzwi, jak szedłem do łazienki – odrzekł Park, nachylając
się, by pocałować Baekhyuna w czoło. – Chcesz tabletkę do śniadania?
–
Poproszę – odparł Byun, uśmiechając się nieśmiało. Wytłumaczenie Chanyeola
połknął zaś bardzo gładko, nie było co do niego żadnych wątpliwości.
Śniadanie
zjedli w dość ponurej atmosferze. Większość osób była wciąż nieprzytomna lub
zaspana. Yixing wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Hyejin i kiedy potem
wyszli na papierosa, opowiedział jej wszystko, a ona wyrzuciła prawie całą
fajkę przez barierkę w efekcie wściekłości.
–
Nakopię mu do dupy, to zrozumie, w czym leży problem – wycedziła przez zęby,
zakładając ręce na piersi.
–
Ode mnie już dostał, więc na razie pozostaje tylko czekać – odparł chłopak,
oferując swojego papierosa przyjaciółce.
Przyjęła
go z wdzięcznością, zaciągnęła się szybko kilka razy i zwróciła fajkę,
wydmuchując wielką chmurę siwego dymu. Przez moment żuła swą dolną wargę,
tupiąc nogą w zamyśleniu. Spojrzała na Yixinga i w końcu pokręciła głową z
niedowierzaniem.
–
Pierdolony dupek – stwierdziła rzeczowo i natychmiast wróciła do mieszkania, by
napić się kolejnej kawy.
Atmosfera
przy śniadaniu była też… roztrzepana. Baekhyun przykładał mrożonkę do policzka
Chanyeola, a jego chłopak zdrowym okiem zezował na zajadającą się tostami
Eunbi. Hyejin przechylała szklankę z kawą, jakby założyła się z Yixingiem, że
to zrobi za każdym razem, kiedy ich przyjaciel choćby odwróci głowę w stronę
blondwłosej dziewczyny.
Jongin
i Taemin żyli w swoim świecie, ale starali się zagadywać Jiyeon, która co
chwilę pytała koleżanek, kiedy wreszcie wrócą do domu. W nocy się struła,
wymiotowała kilka razy i teraz raczyła się jedynie gorzką, czarną herbatą,
masując sobie brzuch.
Jedzenia
nie było za wiele. Chanyeol może i przygotował przekąski na imprezę, ale
zapomniał, że na drugi dzień też trzeba będzie coś zjeść. Wspólnie wygrzebali
więc resztki z lodówki i jakoś dali sobie radę. Nikt nie chciał bowiem iść do
sklepu, nawet jeśli brakowało fajek. Hyejin otwierała puste pudełko i klęła pod
nosem, mając nadzieję, że nikt nie słyszy. Ciężko było jej żyć ze świadomością,
że jej najlepszy przyjaciel, którego tak bardzo ceniła, zaczął zachowywać się
jak, w jej mniemaniu, najgorsze ścierwo.
ɤɤɤ
Niecały
miesiąc później Baekhyun zdecydował się spędzić u Chanyeola święta. Pokłócił
się o to z mamą, ale bardzo zależało mu na chłopaku, którego kochał. Kobieta była tak wściekła na
starszego syna, że roztrzaskała szklankę, a jej młodszy syn się rozpłakał.
Jinmo miał tego nie widzieć ani nie słyszeć, a jednak dowiedział się, że brat
nie chce spędzić świąt w rodzinnym gronie.
Ze
łzami zaschniętymi na policzkach i fajką w kąciku ust stanął więc Byun na progu
mieszkania Chanyeola. Kiedy ten otworzył, rzucił mu się w ramiona.
–
Moja matka jest okropna – stwierdził, wciskając twarz w grubą bluzę. – Prawie
zabroniła mi u ciebie zostać. Jakbym miał piętnaście lat – burknął i prychnął,
po czym zaczął rozbierać się z grubego zimowego odzienia.
–
Chciała, żebyście razem spędzili święta.
–
Ale ja chcę je spędzić z tobą. Ty nie
masz rodziny. Masz jedynie mnie, Hyejin, Yixinga i Taemina. – Baekhyun
wyliczał na palcach, raz po raz pociągając nosem. – Nie zostawiłbym cię samego.
–
Mogłeś zaprosić mnie do siebie. Chętnie bym wpadł – oznajmił Chanyeol,
wzruszając ramionami i wsunął dłonie do kieszeni bluzy.
Baekhyun
wzruszył ramionami, ustawiając buty na starym ręczniku, który wchłaniał topiący
się śnieg. Złapał Chanyeola za rękę, żeby pomóc sobie wstać, a później razem z
nim usiadł w kuchni, gdzie od razu zapalił. Ku uciesze Parka.
–
Zamknij to okno, bo się przeziębisz – odezwał się pouczająco Chanyeol,
oglądając się przez ramię znad parzonej herbaty.
–
Gadanie – burknął Byun, wydmuchując dym.
Może
Park nienawidził papierosów. Nie podobał mu się ich zapach, smak był jeszcze
bardziej obrzydliwy, a widok kogoś z papierosem przyprawiał go o mdłości. Ale
Baekhyun z fajką między wargami, spowity szarą mgłą sprawiał, że jego serce niebezpiecznie
kołatało, a na usta wspinał się nieznaczny uśmieszek, który natychmiast
powstrzymywał.
Chanyeol
nie przygotował typowo świątecznych potraw. Nie miał prawie nic. Dlatego w
ostatniej chwili został wyciągnięty na zakupy do najbliższego marketu. Mieli
szczęście, że jeszcze nie został zamknięty, bo zostaliby bez jedzenia. Wtedy musieliby iść do Baekhyuna i to tam
spędzić święta.
–
Mogliśmy zostać w domu – powiedział nieco naburmuszony Park. Nie widział
powodu, by robić o tej porze zakupy.
–
Wiesz, nie jestem fanem zakupów ani jedzenia na potęgę, ale wypadałoby nie
umrzeć z głodu, co? Weźmiemy coś na kolację, do tego jakieś ciasto, wino i… coś
na jutro. Gdybyś powiedział wcześniej, że nic nie masz, przyniósłbym wszystko –
westchnął Baekhyun, rozglądając się po półkach. – Albo zaprosiłbym cię do
siebie – szepnął pod nosem, zdejmując z regału makaron.
Zaopatrzyli
się w niezbędne składniki do przygotowania spaghetti, tanie wino, chleb
tostowy, słodkie bułeczki i sok żurawinowy, na który uparł się Chanyeol.
Baekhyun niósł większość siatek z zakupami i był szczególnie wesoły. Ciągle
trajkotał, a obłoczki pary wylatywały z jego ust. Park był z tego powodu bardzo
rozbawiony. Niósł w ręce butelkę z winem oraz swój sok.
W
mieszkaniu przygotowali kolację przy wtórze świątecznych piosenek puszczanych w
radiu. Przeplatały się one ze starymi koreańskimi hitami, które obaj doskonale
znali. Baekhyun wypalił trzy papierosy, uprzykrzając nieco życie Chanyeolowi,
lecz tym razem (ani już żadnym innym) nie wyrwał mu fajki z ust.
Zjedli
w pokoju przy lampce wina i szklance soku, którym Park ubrudził sobie spodnie.
Baekhyun próbował mu to wyprać, ale jakoś nie wyszło, więc zwyczajnie się
przebrał. Zanosząc brudną odzież do pralki, krzyknął z przedpokoju:
–
Zbieraj się!
Zdziwiony
Baekhyun zaraz pojawił się w przedpokoju, spoglądając na swojego chłopaka
pytającym wzrokiem.
–
Idziemy gdzieś?
–
Idziemy – potwierdził Chanyeol i uśmiechnął się tajemniczo.
Znów
więc wyleźli na mróz. Baekhyun za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, dokąd się
o tej porze wybierają, lecz Park odpowiadał mu przez cały czas tym samym
uśmiechem. „Zobaczysz” powiedział parę razy i w końcu złapał Byuna za rękę,
mając nadzieję, że to go uciszy.
Miasto
o tej porze nie było zbyt zatłoczone. Było chłodno i ciemno. Ludzie, choć
niewierzący, obdarowywali się prezentami, spędzali czas z rodziną. W wielu
miejscach świeciły się światła. Restauracje były jakby mniej zatłoczone, jakby
na ten jeden wieczór cała uwaga skupiała się na mieszkaniach i domach.
–
Daleko jeszcze? – wysapał Baekhyun, chwytając się za brzuch. Ledwie nadążał za
długonogim Chanyeolem, który pędził, jakby od tego zależało jego życie.
–
Jeszcze chwila – odparł Park, zerkając na zmęczonego ciągłym marszem chłopaka.
Przeszli
kawałek przez pusty plac, gdzie Chanyeol pozwolił wyprzedzić się o kilka
kroków. Zaszedł swojego chłopaka od tyłu i zasłonił mu oczy dłońmi, na co
tamten krzyknął i wzdrygnął się.
– Po
prostu idź przed siebie. Będę cię prowadził – oświadczył, przystawiając wargi
do zziębniętego, czerwonego ucha.
Baekhyun
szedł na oślep i miał wrażenie, że Park zaprowadzi go w jakieś okropne miejsce.
Gdy jednak zdawało się, że dotarli do celu, serce poczęło walić mu jak szalone.
Bez powodu. Już po chwili jego oczom ukazały się setki białych róż pośród oszronionej
trawy. Nie, kwiaty nie były prawdziwe. Były sztuczne, świeciły ledowym
światłem, ale i tak wyglądały cudownie. Z ust chłopaka wyrwał się głośny
śmiech.
–
Jak tu ładnie – zawołał Baekhyun i odwrócił głowę w stronę Chanyeola. –
Zaplanowałeś to?
– Nie
do końca – odparł Park, wsuwając dłonie do kieszeni, jakby czegoś szukał. –
Zaplanowałem coś innego.
Chwilę
potem w jego dłoniach znalazło się średniej wielkości płaskie pudełko. Baekhyun
przyglądał się mu z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Nie miał pojęcia, co
mogło się tam znajdować, bo Chanyeol mógł schować tam dosłownie wszystko.
– Z
okazji świąt chciałem ci coś dać. Na początku nie wiedziałem co wybrać, bo
bałem się, że może ci się nie spodobać albo będzie to zbyt tanie, ale w końcu
wybrałem to – powiedział lekko podenerwowany i w końcu uniósł wieczko.
Dwie
srebrne bransoletki zamigotały w sztucznym świetle, a oczy Baekhyuna zaszkliły
się lekko. Jego usta otworzyły się ze zdumienia. Ostrożnie przeniósł wzrok na
uśmiechniętego Chanyeola. Choć uśmiechnięty to było raczej mało powiedziane.
Chłopak pękał z dumy i radości.
– To
naprawdę dla mnie? – odezwał się wreszcie Byun. Słychać było, że brakuje mu
tchu.
–
Jedna dla ciebie, druga dla mnie.
–
Bransoletki dla pary? – droczył się Baekhyun, bawiąc się krótkim metalowym
łańcuszkiem, który po przymiarce do przegubu okazał się za duży. – Mogę? –
Przysunął chłodny metal do ręki Chanyeola i gdy tamten skinął głową z aprobatą,
ochoczo zapiął ozdobę zgrabiałymi z zimna palcami.
Przez
moment wpatrywał się w błyszczącą srebrną blaszkę, która znalazła się również
na jego nadgarstku. W ciągu kilku sekund jego wargi rozciągnęły się w słodkim,
zakochanym uśmiechu. Wspiął się na palce i pocałował zaskoczonego Parka raz i
drugi. Objął go za szyję, patrząc mu w oczy.
–
Jak bardzo tandetne to jest, tak bardzo mi się podoba – powiedział, owiewając
mroźnym oddechem nos Chanyeola. – To chyba najlepszy bożonarodzeniowy prezent,
jaki kiedykolwiek dostałem. Kocham cię i dziękuję.
Park,
nadal ściskając pudełeczko w dłoniach, objął Baekhyuna w pasie i uraczył go
eskimoskim pocałunkiem. Później cmoknął go w nos z błogim uśmiechem na sinych
wargach.
–
Cieszę się, że spodobała ci się moja niespodzianka. I… dziękuję, że
zdecydowałeś się spędzić te święta ze mną, chociaż mogłeś zaprosić mnie do
siebie – wyszeptał i pocałował go czule w usta. – Wracajmy do domu, bo robi się
zimno.
–
Zaraz. Chcę jeszcze popatrzeć na te róże.
Oderwawszy
się od swojego chłopaka, Baekhyun znów podszedł do świecących ledowym światłem
kwiatów i zamknął oczy. W duchu podziękował za ten cudowny wieczór i za
szczęście, które przytrafiło mu się w tym roku. Nie wierzył w Boga, w
przeciwieństwie do matki, ale wierzył, że musi dziękować za to, co mu się
przytrafia, bo ktoś na pewno był za to odpowiedzialny.
Chanyeol
patrzył na stojącego z pochyloną głową chłopaka i czuł w piersi niewyobrażalny,
palący ból. Każdego dnia powtarzał sobie, że wszystko w porządku, ale to było
kłamstwo. Nie wiedział, jak długo będzie w stanie się oszukiwać. Wyrzuty
sumienia powoli zżerały go od środka, były skuteczne niczym kwas. Czasami
budził się w nocy zlany zimnym potem i cieszył się, że nie ma obok Baekhyuna,
bo wytłumaczenie się byłoby dla niego nie lada wyzwaniem.
Siedzieli
przed telewizorem, jedząc kupiony na wagę sernik. Baekhyun miał pełno okruchów
w kącikach ust, co bynajmniej nie przeszkadzało Chanyeolowi w skradaniu
drobnych pocałunków z jego warg.
– A
co będziemy robić w sylwestra? – zapytał nagle Byun, wreszcie ścierając rękawem
zbłąkane okruszki.
–
Jak to co? Będziemy się całować od 23:59 do minuty po północy – odrzekł
Chanyeol, ukrywając swoje rozbawienie.
–
Nie mówisz poważnie, prawda? – Baekhyun spojrzał na niego krytycznie i
zmarszczył brwi. Kiedy zauważył najmniejszy cień uśmiechu, czający się w
kącikach ust, położył sobie dłoń na piersi i odetchnął. – Masz szczęście. A tak
poważnie, co planujesz?
–
To, co zawsze. – Przysunął swoją twarz tak blisko, że ich nosy się stykały, po
czym wyszeptał: – Będziemy się kochać długo i namiętnie. Zaczniemy przed
północą i skończymy… może nad ranem? Chcę dobrze zacząć kolejny rok. – Cmoknął
zdezorientowanego Baekhyuna w usta.
–
Ten pomysł wydaje się lepszy – powiedział Byun, kiedy już doszedł do siebie –
nadal onieśmielała go tak niebezpieczna bliskość Chanyeola, kiedy nie byli w
intymnej sytuacji.
–
Skarbie, ten pomysł jest lepszy. Sam
zobaczysz.
–
Wierzę na słowo.
Po
Nowym Roku ich życie znów wskoczyło na
normalne tory. Baekhyun często długo siedział w sklepie i niemal każdego
dnia darł koty ze swoją mamą. Kobieta twierdziła, że chłopak pracuje mniej i
mniej, a ona musi zasuwać od rana do nocy, żeby ich utrzymać. Nie raz i nie dwa
takie sprzeczki kończyły się płaczem trzech
osób.
Jinmo
wszystko słyszał ze swojego pokoiku i miał wrażenie, że to wszystko jego wina,
choć nic go tak naprawdę nie dotyczyło. Baekhyun go uspokajał, gdy już sam
jakoś poradził sobie ze swoimi łzami. Wstydził się ich. Myślał, że musi być silny,
a ciągle tylko okazywał swoją słabość i to przy osobie, która według niego
potrafiła to najlepiej wykorzystać.
Kiedy
on i Jinmo siedzieli w małym pokoju, kolorując obrazki i odrabiając prace
domowe, matka chłopców siadała przy stole w kuchni i zanosiła się niemym
płaczem. Nie było nikogo, kto objąłby drżące ramiona i otarł zmoczone łzami
policzki. Ocierała prędko twarz brudną ścierką i zabierała się za
przygotowywanie kolacji, którą mimo wszystko doprawiała zsuwającymi się z
twarzy kroplami.
W
takie dni Baekhyun nie odbierał telefonów od Chanyeola. Nie chciał, żeby tamten
wytykał mu dziecinne zachowanie albo w ogóle nie komentował jego kłopotów,
kwitując monotonny monolog machnięciem ręki i kolejną banalną propozycją. Nie
tego Byun oczekiwał, dlatego też wolał udawać, że nie może odebrać.
Między
nimi też dochodziło do sprzeczek. Parę razy znowu skończyło się na rękoczynach.
Jak poprzednio, szło o papierosy. Skończyło się także w łazience. Z krwawiącą
wargą, siniakami na plecach i karkiem pełnym zadrapań. Lubili godzić się w ten sposób, nawet jeśli to nie było
rozwiązanie żadnych problemów.
Przeciwnie.
Była
to ich bezpośrednia przyczyna.
ɤɤɤ
Pierwszy
raz w życiu Baekhyun cieszył się na walentynki. Miał kogoś, kogo szczerze
kochał, i pomimo tych gorszych, cichych dni wiodło im się dobrze. Powoli
budowali relację, która pewnego dnia miała stać się stabilną budowlą zbudowaną
na solidnym fundamencie, przynajmniej wedle wyobrażeń i przewidywań Byuna.
Nie
spodziewał się jednak, że jego budownicze arcydzieło okaże się domkiem z kart,
który zniknął szybciej, niż się pojawił.
Choć
była już połowa lutego, śnieg stopniał niemal wszędzie. Wiał jedynie
przenikliwie zimny wiatr, który wysuszał Baekhyunowi policzki i usta. Chłopak
ściskał w dłoni siatkę z kupionym w swoim markecie sushi, prostym sernikiem
oraz tanim, kwaskowym winem, które z Chanyeolem bardzo lubili pić. Spieszył do
swojego chłopaka na swego rodzaju randkę.
Był
świadom tego, że kilka dni temu znów nie odbierał od niego telefonów, a
następnego ranka się pokłócili – przez telefon właśnie – ale umówili się dużo
wcześniej. Walentynki mieli spędzić razem. W miłej atmosferze, oglądając
tandetne filmy, słuchając słodkiej muzyki płynącej ze starego odtwarzacza
Parka.
Polubił
te jego winyle. Ciche szumy koiły jego zbłąkaną duszę, kiedy szorstka dłoń
przesuwała się po jego nagich, spoconych plecach. Całował wówczas Chanyeola
lekko w pierś, przyciągał zmęczoną twarz bliżej i całował go długo, aż do
drugiego refrenu. A potem śmiał się cicho, podnosił się z łóżka i stawał nagi
przy oknie z papierosem w ustach.
–
Dzisiaj jest Red Day, więc powinieneś dać mi jakiś prezent – oznajmił Chanyeol,
sięgając pałeczkami, po kolejny kawałek sushi.
Baekhyun
parsknął śmiechem i niemal opluł się winem. Kilka czerwonych kropel skapnęło na
jego jasną koszulkę. Próbował pospiesznie zetrzeć powstałe plamki, ale nic to
nie dało. Machnął więc ręką. To i tak nie był jego ulubiony ciuch.
– Z
tego co wiem, w Red Day dziewczyny dają
swoim chłopakom prezenty. Sugerujesz, że jestem kobietą w tym związku? –
zapytał, unosząc brwi tak wysoko, że zniknęły pod rozczochraną grzywką.
–
Jesteś w końcu na dole – stwierdził otwarcie Park, za co dostał piętą w łokieć
i upuścił jedzenie na spodnie.
–
Kto wymyślił takie idiotyczne podziały? Myślałem, że już wiesz, że to nie
działa w taki sposób.
– A
niby w jaki, hę? – spytał z przekąsem Chanyeol.
– W
normalny. Obaj jesteśmy facetami, więc obaj zachowujemy się jak faceci. Żaden z
nas nie może być kobietą w tym związku, rozumiesz? – Park z powątpiewaniem i
ukrywanym rozbawieniem pokiwał głową. – Możemy, no nie wiem, dzielić się
obowiązkami, ustalać, kto jest na dole albo na górze w łóżku, ale w codziennym
życiu nie ma to takiego samego odzwierciedlenia. To, że uważasz mnie za kobiecą
część naszej relacji, nie oznacza, że nie mogę kupić ci kwiatów, jeśli będę
miał na to ochotę. Zresztą, role płci też są głupstwem. Jakby dziewczyna nie
mogła zapłacić za swojego chłopaka w restauracji. – Byun przewrócił oczami.
–
Czyli co? Obchodzimy walentynki w zły dzień, bo obaj jesteśmy facetami i
powinniśmy zrobić sobie prezenty za miesiąc? – Chanyeol roześmiał się cicho,
podnosząc ze spodni zapomniane sushi.
–
Nie. Możemy obchodzić je dzisiaj. Bez prezentów. – Baekhyun wzruszył ramionami.
– Mnie wystarczy twoja obecność.
Park
uśmiechnął się półgębkiem, przeżuwając nieco suchą rybę, którą zaraz zapił
porządnym łykiem kwaskowatego wina.
–
Mnie też. – I gdyby mógł, włożyłby ręce do kieszeni, a Baekhyun i tak uznałby
to za wyraz nonszalancji.
ɤɤɤ
Mimo
iż mieli nie obchodzić ponownych walentynek, i tak to zrobili. Byun po raz
drugi kupił więc kwaśne, tanie wino, kawałek sernika oraz sushi w plastikowych
pudełkach. Śmiał się do siebie pod nosem, wymachując jednorazówką jak dzieciak.
Był
już marzec, więc ściemniało się później i powietrze było jakieś świeższe.
Zatęchły zapach zimy odpłynął z pierwszym powiewem wiosny, choć ta jeszcze w
pełni nie nadeszła. Ten dzień był naprawdę dobry. Baekhyun nie pokłócił się z
matką. Stan ten utrzymywał się już od tygodnia, więc wydawało mu się, że
wkrótce wszystko się naprawi i wróci do normalności. W sklepie też dobrze szło.
Zwiększył mu się utarg.
Lepiej
być więc nie mogło. Nie miał powodu, aby się nie cieszyć. Kolacja z kupnym
sushi jako głównym daniem może nie była najbardziej romantyczną wizją, ale on
naprawdę nie potrzebował nic więcej poza obecnością swojego chłopaka. Kochał go. Był tego pewien od pierwszego
razu, kiedy te dwa słowa wymknęły się chyłkiem z jego ust. Upoił się
szaleństwem zakochania, lecz nie przejmował się tym zbytnio.
Był ślepy i każdy to widział.
Tylko
nikt nie chciał mu o tym powiedzieć.
Z
uśmiechem na twarzy i kolejną plastikową siatką w ręku zmierzał do mieszkania
swojego chłopaka. Kiedy zobaczył jego blok i światło w kuchennym oknie,
przystanął na chwilę, złapał oddech i ruszył dalej. Był podekscytowany, jakby
to była ich pierwsza randka.
Dumnie
wszedł po schodach i zatrzymał się przed drzwiami mieszkania Chanyeola. Zawahał
się, zanim zapukał. Zrobił to cicho, ale w umówiony sposób. Nikt mu jednak nie
otworzył. Powtórzył nieco głośniej, lecz i to nic nie dało. Zmarszczył brwi,
sięgając do klamki.
Nie
przypominał sobie, by Park zostawiał drzwi otwarte, ale tym razem właśnie tak
było. Zdezorientowany i lekko przestraszony Baekhyun wszedł do środka. Nie
wiedział, czego może się spodziewać, bo te otwarte drzwi wydały mu się
podejrzane. Bardzo podejrzane.
Zerknął
najpierw w stronę kuchni i dosłownie zamarł w miejscu. Dosyć głośne mlaski
dochodzące z pomieszczenia nie były zbyt przyjemne dla ucha, ale widok, jaki
zastał był o wiele gorszy. Chanyeol z głową między udami jakiejś chudej,
blondwłosej lali – dopiero po kilku chwilach Baekhyun zorientował się, że to
Eunbi, którą poznał na jego urodzinach. Duże dłonie, wcześniej chętnie
ściskające i pieszczące pośladki Byuna, teraz miętosiły kształtne piersi w
koronkowym staniku.
Nie
zorientował się, że wypuścił z rąk reklamówkę. Brzęk rozbijanego szkła wyrwał
go z letargu. Wtedy też Chanyeol spojrzał w jego stronę skonsternowany i
Baekhyun mógł dostrzec (prawdopodobnie) ślinę ściekającą po jego brodzie. Zbita
z tropu dziewczyna natychmiast odepchnęła Parka i zaczęła się ubierać.
A
Byun nie mógł już na to patrzeć. Wbiegł do łazienki. Czuł, jak pieką go oczy,
lecz łzy nie wypływały. Patrzył na siebie w lustrze i chciało mu się wymiotować.
Co zrobił nie tak? Nie rozumiał, dlaczego Chanyeol dopuścił się tego. Czy to
była jego wina? Na pewno. Ale nie potrafił stwierdzić, w którym miejscu
popełnił błąd.
–
Baekhyun? – Usłyszał niespokojny głos zza drzwi. – Możemy porozmawiać? –
Chanyeol brzmiał wyjątkowo spokojnie, choć może tylko maskował podenerwowanie.
–
Spierdalaj – warknął Byun i nim się zorientował, zamachnął się, uderzając
pięścią w swoje odbicie w lustrze.
Kolejny
odgłos tłuczonego szkła nie uszedł uwagi Parka. Otworzył drzwi, jak tylko
zorientował się, że przecież nie ma zamka. Zobaczył roztrzęsionego Baekhyuna, z
którego dłoni płynęła krew. Kilka drobnych odłamków szkła tkwiło w brzydkiej
ranie.
–
Musimy to natychmiast opatrzeć – zarządził Park, stanowczym krokiem podchodząc
do Byuna, który patrzył na niego z oczywistym ogniem w oczach.
–
Nie dotykaj mnie – wypluł Baekhyun, cofając się. Nogami dotykał krawędzi wanny.
Jeszcze krok i by się przewrócił.
–
Baek, krwawisz. Jeśli szybko się tym nie zajmiemy, to-
–
Zamknij się – powiedział chłodno, przeszywając wysokiego chłopaka wzrokiem.
–
Chcesz, żeby się wdało zakaże-
–
Powiedziałem, żebyś się zamknął. Co to, kurwa, miało być? Nie wystarczam ci? –
zaczął pytać, a głos nagle mu się załamał.
–
Nie rozumiem. – Chanyeol zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na piersi.
–
Zdradziłeś mnie.
–
Niby kiedy? – Park udawał niewzruszonego i było mu jakby wszystko jedno.
–
Teraz, przed chwilą. – Baekhyun popatrzył Chanyeolowi prosto w oczy.
– I
co z tego? To nie był pierwszy raz – przyznał otwarcie tamten.
–
Co? – Byun zmarszczył brwi i mocno zacisnął dłonie w pięści. Krew powoli kapała
z rany, tworząc na podłodze małą kałużę.
– To
nie był pierwszy raz, kiedy doszło do czegoś między mną a nią, wiesz? Po
prostu… byłeś zbyt ślepy, by to zauważyć.
–
Ale przecież… Jesteś moim chłopakiem – odezwał się naiwnie Baekhyun; w jego
głosie słychać było błagalną nutę. Nie chciał, by słowa Parka okazały się
okrutną prawdą. Wystarczyło mu to, co widział.
–
Nigdy tego nie powiedziałem. Nigdy oficjalnie nie uznałem nas za parę.
Powiedziałem ci, że spróbujemy.
Wiesz, Baek, nie jestem gejem. Nie wiedziałem, czy podobają mi się faceci. A
ty… wyglądałeś całkiem fajnie, więc pomyślałem, że-
–
Można to jakoś wykorzystać, hę? – Baekhyun zaśmiał się smutno i z żalem. – A ja
się w tobie zakochałem, dupku. – Popchnął go lekko. – Myślałem, że też mnie
kochasz, palancie – podniósł głos.
Przepchnął
się obok śmiejącego się z jego infantylności Parka i już sięgał do klamki,
chcąc wyjść, ale tamten złapał go za przegub.
–
Powinniśmy to opatrzeć, bo naprawdę nabawisz się zakażenia.
–
Spierdalaj – odparował Baekhyun i ze wszystkich sił pchnął Chanyeola na ścianę
za nim.
Yeol
uderzył głową w domofon. Cichy dźwięk głuchego telefonu rozszedł się po
przedpokoju. Słuchawka bujała się w prawo i w lewo, co jakiś czas uderzając o
ścianę.
–
Zaczekaj. Może jednak porozmawiamy – zasugerował Chanyeol, bezskutecznie
próbując ratować resztki bałaganu, który sam narobił.
– W
dupie mam twoje prośby. Dmuchaj tę swoją lalę i nigdy więcej się ze mną nie
kontaktuj.
Zanim
jednak wyszedł, Byun uderzył zakrwawioną pięścią Parka. Wiedział, że rozciął mu
wargę. Czuł ból – w dłoni i w sercu – ale zacisnął wargi i odszedł. Udawał
spokojnego, ale jak tylko zatrzasnęły się za nim drzwi mieszkania, zbiegł czym
prędzej po schodach, nie oglądając się za siebie.
Coraz
szybciej przebierał nogami, kiedy granatowe niebo znalazło się nad jego głową.
W połowie drogi zaczął padać deszcz. Zimne, momentami lodowate krople spadały
na twarz chłopaka. Jedne były miękkie, jakby pieściły jego policzki i pomagały
wydobyć łzy, które wciąż nie mogły wypłynąć z jego oczu. Inne były niby twarde
kamienie. Dawały mu nauczkę. Żłobiły mokre strugi na jego zaróżowionej skórze,
paliły niczym kwas.
Kiedy
dobiegł pod swój blok, zatrzymał się. Cały drżał z wysiłku, dlatego oparł
dłonie na udach i pochylając się, oddychał ciężko, starając się uspokoić
rozszalałe ze złości, z żalu i od biegu serce. Wreszcie na miękkich nogach
stanął z boku bloku i wyjął z kieszeni pomiętą, ale niezamoczoną paczkę papierosów.
Wygrzebał także zapalniczkę i nie bez trudu odpalił pierwszego. Zaciągnął się
tak mocno, że rozbolały go płuca, ale było mu jakoś przyjemnie.
Przy
trzeciej fajce się rozpłakał. Ramiona mu się trzęsły, twarz krzywiła, ale
dzielnie ściskał papierosy mokrymi wargami. Nie wiedział, co czuje. Ciężko było
mu to określić ze względu na mętlik panujący w jego głowie. Chaos, totalny
bezład.
Wypalił
połowę paczki. Kręciło mu się w głowie i przemókł. Zaczął gadać sam do siebie,
jakby był pijany. Doczłapał do schodów i powoli, zostawiając za sobą potwornie
mokre ślady, wszedł na swoje piętro. Odnalazł zimne klucze i ledwie trafiając
do zamka, otworzył sobie.
Aż
się dziwił, że nikogo nie obudził. Wydawało mu się, że robi hałas ponad miarę.
Rozebrał się w przedpokoju i w samej bieliźnie wszedł do łazienki. Było mu
zimno, ale nie zwracał na to uwagi. Wlazł pod prysznic i odkręcił lodowatą
wodę. Myślał tylko o tym, aby zapomnieć to, co zobaczył. Chciał wypalić sobie
ten obraz z umysłu, choć wiedział, że to niewykonalne.
Stał
więc pod strumieniem wody i marzył o tym, aby się odciąć od wszystkiego. Palce
coraz szybciej mu kostniały. Pragnął w tej chwili nie czuć nic. Prawie udało mu
się osiągnąć cel. Po dwudziestominutowym prysznicu, podczas którego zaczął
ostatecznie szczękać zębami i mamrotać do siebie coraz większe głupoty, ledwie
wyszedł z kabiny i od razu udał się do swojego pokoju.
Otworzył
okno, jakby mało mu było chłodu. Uśmiechnął się, zerkając w ciemną noc, a potem
splunął z pogardą wymalowaną na bladej twarzy. Ułożył się na łóżku w pozycji
embrionalnej. Przytulił głowę do poduszki, tłumiąc szloch. Materiał łykał
kolejne gorące łzy, aż wreszcie sam miał ich dość.
Baekhyun
zasnął zmęczony płaczem, drżeniem i samym sobą. Miał dość wszystkiego. Nie
spodziewał się, że jego pierwsza prawdziwa miłość stanie się miłosnym zawodem
na całej linii.
Obudził
się z pulsującym bólem w skroniach. Brzask poranka poraził go w oczy. Dziwił
się, że jest mu ciepło. Był zaskoczony jeszcze bardziej, kiedy dostrzegł na
sobie koszulkę i poczuł spodnie na nogach. Przyłożywszy dłoń do czoła, wyczuł
mokrą ściereczkę i gruby bandaż pokrywający ciągle piekącą skórę.
– Co
się, do cholery… – zaczął cicho chrypieć, kiedy nagle do pokoju wbiegła pani
Byun.
Widząc,
że syn nie śpi, kobieta uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zaszkliły się
łzy. Odstawiła na szafkę miskę z ciepłą zupą i przysiadła na łóżku. Złapała
Baekhyuna za rękę, ścisnęła ją mocno, a potem ucałowała szczerze. Odgarnęła
rozczochrane włosy za uszy i zaczęła dotykać chłopaka, jakby nie widziała go od
co najmniej kilku lat.
–
Mamo? – zapytał Baekhyun, marszcząc brwi.
–
Baekhyunnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się obudziłeś. Już myślałam,
że to coś poważnego. Cały czas gorączkowałeś. Bardzo się martwiliśmy – mówiła i
była autentycznie rozradowana.
–
Cały czas?
–
Tak, calutkie trzy dni miałeś wysoką temperaturę. Chciałam cię zawieźć do
szpitala, ale nie miałam jak. Przepraszam, kochanie – powiedziała i wreszcie
sięgnęła po talerz świeżo ugotowanej zupy.
–
Spałem przez trzy dni?! – zdziwił się chłopak, wiodąc wzrokiem za plastikową
miseczką, która wkrótce wylądowała na podstawce przy nim.
–
Tak, kochanie. Poważnie się przeziębiłeś. Na szczęście w porę zauważyłam i od
razu podawałam ci leki. Coś tam mamrotałeś. Przebudzałeś się, ale byłeś
całkowicie nieobecny. Dlatego wszyscy tak bardzo się martwiliśmy. – Kobieta
patrzyła, jak jej syn drżącą ręką sięga po łyżkę i zaczyna pomału jeść. –
Chanyeol wychodził z siebie. Przesiedział tu całe wczorajsze popołudnie.
Przedtem też zaglądał. To bardzo dobry człowiek.
Baekhyun
wypuścił łyżkę na dźwięk imienia Chanyeola. Przełknął ślinę, po czym na nowo
zaczął jeść. W razie czego wszystko mógł zwalić na chorobę. Bo nadal był chory,
prawda?
–
Był tutaj? – dopytał, jakby nie dowierzając w to, że osoba, która go
skrzywdziła, czuwała nad nim w chorobie.
–
Tak. Prosiłam, żeby wyszedł, nie chciałam, żeby się od ciebie zaraził, ale
nalegał, by zostać.
Gdy
pani Byun musiała wyjść do kuchni, zostawiając tym samym syna samego, Baekhyun
odsunął od siebie miskę z zupą i sięgnął po telefon. Skrzynkę miał zapchaną
wiadomościami, całą masę nieodebranych połączeń i kilka nagrań na poczcie
głosowej. Westchnął ciężko i drżącą dłonią skasował absolutnie wszystko.
Potem
ułożył się na wznak i patrzył w sufit, dopóki nie poczuł ciężkiej mgły
przesłaniającej mu widok. Zamrugał. Łzy spłynęły po jego skroniach i wpłynęły
do jego uszu, czego bardzo nie lubił. Pospiesznie więc usiadł, przetarł rękawem
oczy i wrócił do jedzenia ciepłej zupy, która przynajmniej pomagała mu skupić
się na czymś innym niż złamane serce.
Wciąż
nie mógł uwierzyć w to, że osoba, której tak bardzo ufał, którą tak mocno
kochał, której był w stanie powierzyć swoje życie albo chociaż jego część,
potraktowała go w tak paskudny sposób. Chanyeol przez większość czasu zdradzał
go z dziewczyną i nie wstyd było mu się do tego przyznać. A Baekhyunowi
wydawało się, że to nic, iż nie usłyszał wyznania miłości z jego ust.
Niektórych nie było tak szybko na to stać. Był cierpliwy, bo sądził, że to
czasu potrzebuje Park.
A
tego narzędzia potrzebował jedynie do tego, by uśpić czujność może nieco
naiwnego i zbyt ufnego Baekhyuna.
Przełknąwszy
ostatnią łyżkę zupy, chłopak podniósł głowę, by ujrzeć w progu matkę trzymającą
na dłoni kilka kolorowych tabletek.
–
Jeszcze kilka dni i powinno ci przejść – stwierdziła rzeczowo, podając synowi
lekarstwa oraz szklankę z wodą do przepicia.
–
Chanyeol... – mruknął niby obojętnie Byun, chociaż miał wrażenie, jakby jego
język zesztywniał od ilości jadu, która nagle pojawiła się w jego ślinie, kiedy
to mówił.
–
Tak, kochanie?
–
Mówił coś ciekawego? – spytał Baekhyun, wybierając kolejną według palety barw
kapsułkę.
–
Nic specjalnego. Prosił tylko, żebym cię przeprosiła za to, że puścił cię bez
parasola – powiedziała z nikłym uśmiechem i wzruszyła beztrosko ramionami. –
Naprawdę uroczy chłopak. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go tu zaprosisz...
ɤɤɤ
Nie
zaprosił.
Baekhyun
za wszelką cenę starał się wyrzucić Chanyeola ze swojego życia, umysłu i serca.
Z tym ostatnim szło mu najgorzej, zwłaszcza kiedy Park wysyłał mu wiadomości
albo dzwonił do niego o różnych porach dnia i nocy. Usunął jego numer, ale i
tak znał go na pamięć, więc nic to nie zmieniało.
W
sklepie znowu czytał kolorowe magazyny o motocyklach i samochodach, niektóre po
raz piąty. Miał dość uporczywego wibrowania telefonu na ladzie i ciekawskich
spojrzeń klientów, kiedy rzucał komórką, gdy ta zacinała się podczas usuwania
kolejnych trzech tuzinów wiadomości przepełnionych pustymi słowami.
Chciał
wziąć wolne, ale nie potrafił poprosić o to matki. Wystarczający kłopot sprawił
jej swoją chorobą. Musiał to teraz odpracować. Praca dawała mu też niejaki
spokój myśli. Przynajmniej nie krążył bezcelowo po domu ani nie leżał bez ruchu
w łóżku, zaprzątając sobie myśli niewartym jego nerwów i czasu chłopakiem.
Nie
wypowiadał już jego imienia. Brzydził się nim jak psim gównem na środku
chodnika.
A
kiedy pewnego dnia przez szybę sklepu ujrzał dobrze znaną dziewczęcą sylwetkę,
bardzo się zdziwił. Nikogo nie było, więc wyszedł na zewnątrz, po drodze
wyjmując z paczki fajkę. Odpalił ją zaraz po wyjściu i dostrzegł, że i ona
mocno się zaciąga. Długie czarne włosy jak zwykle falowały na wietrze.
–
Nie odzywasz się – stwierdziła i wydmuchnęła dym przez usta. W ułamku sekundy
się rozpłynął.
–
Nie mam po co. – Baekhyun wzruszył ramionami, trąc butem po skrawku chodnika.
– Do
nikogo z nas. Rozumiem, że Chanyeol spierdolił, ale my nie jesteśmy nim –
odparła ostro Hyejin i mocniej opatuliła się granatową puchową kurteczką.
–
Jesteście jego przyjaciółmi. Staniecie za nim murem. Nie muszę już z wami
rozmawiać – odpowiedział i znowu wzruszył ramionami, co powoli zaczynało
doprowadzać dziewczynę do szału.
– I
tu się mylisz. – Wykrzywiła w uśmiechu pomalowane bordową szminką usta. – Może
się przyjaźnimy, ale... No wiesz, naprawdę to wszystko schrzanił. I wszyscy
wiemy, że to nie było fair wobec ciebie. Dlaczego więc mielibyśmy go
bronić? Za to, że okazał się być wielkim kutasem? – Parsknęła cichym śmiechem i
na moment urwała, parę razy zaciągając się papierosem. – Mówiliśmy mu, żeby
przestał. Myśleliśmy, że ci powie. – Pokręciła głową.
– To
wy od początku wiedzieliście o wszystkim? – Byun był szczerze zaskoczony. Fajka
o mało nie wypadła mu z ręki. Hyejin roześmiała się z jego miny, po czym
przydeptała peta schodzonym trampkiem.
–
Wiedzieliśmy. Yixing nawet mu za to przyłożył, kiedy przeleciał tę laleczkę w
kiblu, w noc po swoich urodzinach, a ty smacznie spałeś sobie w kuchni. –
Westchnęła ciężko, zapatrując się w dal. – Chan wiele w życiu przeszedł...
–
Wiem – wtrącił Baekhyun.
–
Ale to go nie usprawiedliwia. Zachował się jak skończony dupek i zasłużył na
podobne traktowanie, więc niejako cieszę się, że się od niego odciąłeś i masz
go w nosie – powiedziała rzeczowo, po czym przygryzła wargę.
–
Ale?
–
Ale uważam, że jednak zasługuje na drugą szansę, Baek. Może zachował się jak
świnia i nie zamierzam go bronić, jednak wydaje mi się, że... – Nie dokończyła.
Odwróciła jedynie głowę i spojrzała Baekhyunowi głęboko w oczy. – Przemyśl to.
Ja wiem, że on cię kocha. Nigdy nie był dobry w mówieniu o swoich
uczuciach, ale widzę i widziałam, że traktuje cię inaczej. Uwierz mi.
–
Gówno prawda! – Byun zaśmiał się głośno i wyrzucił peta na chodnik
pstryknięciem. – Gdyby mnie kochał, gdyby cokolwiek do mnie czuł, nie
sypiałby się z Eunbi. Nie wystrychnąłby mnie na dudka.
– Za
mało o nim wiesz, Baek, ale rób, co sam uważasz za stosowne. To twoje życie. –
Odgarnęła włosy z twarzy. – Jeśli chciałbyś pogadać, masz nasze numery. Cześć.
Potem
odeszła, zostawiając marznącego na silnym wietrze chłopaka.
ɤɤɤ
Było jednak coś, co zmusiło Baekhyun do wybrania numeru
Chanyeola. Przyłożył telefon do ucha, ale po usłyszeniu pierwszego sygnału, natychmiast
się rozłączył. Nie, nie miał siły ani odwagi, by odezwać się do tej podłej
kreatury. Wystukał więc krótką wiadomość.
Spotkajmy się na
szkolnym boisku. Piątek, 20.
Westchnął ciężko, naciskając przycisk „wyślij”, bo
kosztowało go to wiele wysiłku. Oczywiście już po chwili komórka zaczęła
wibrować. Park za wszelką cenę na nowo próbował się do niego dodzwonić, lecz to
nie był dobry moment – cóż, już nigdy dobry moment nie nastał.
Ok.
Przyszło za to w wiadomości, którą otrzymał jakiś czas
później. Uśmiechnął się lekko do siebie, po czym przesunął drżącymi palcami po
metalowej blaszce na nadgarstku. Paliła go do żywego, tak, ale jakoś nie miał
serca jej zdejmować jeszcze teraz, kiedy nadal była u niego.
Zmierzchało, gdy Baekhyun wchodził na boisko, trochę
mocniej otulając się cienką bluzą. Nie widział jeszcze Chanyeola, dlatego
szybkim ruchem odpiął bransoletkę, która teraz nagle zaczęła mu ciążyć i
przeszkadzać. Zacisnął ją w dłoni, spoglądając na wejście po przeciwnej stronie
boiska.
Reflektory świeciły mocno, gdyż dzieciaki często
wieczorami zaglądały tu, by zagrać szybki mecz w kosza albo po prostu się
spotkać. W śmietnikach walały się puste opakowania po niezdrowym żarciu, pety
oraz butelki po napojach alkoholowych. Kto nie lubił sobie czasem uciec spod
czujnego oka rodziców, by spróbować przygód
z przyjaciółmi?
Myśląc o tym, Baekhyun chciał się cofnąć do czasów, gdy i
on miał tak błahe sprawy w głowie. Wierzył, że gdyby wtedy zasmakował czułości,
namiętności i pożądania, teraz nie dałby się tak omotać i omamić.
– Hej. – Wzdrygnął się, nie dostrzegłszy Parka wcześniej.
Tym bardziej zaskoczył go jego głos.
– Cześć – odparł, odchrząknąwszy cicho.
– Chciałeś porozmawiać? – zapytał Chanyeol, patrząc na
Byuna z nieopisanym wyrazem na twarzy.
Jego oczy były puste, zmęczone. Nigdy wcześniej Baekhyun
ich takimi nie widział. Pamiętał jedynie szaleńczo tańczące iskierki,
przeskakujące ogniki i porażające pioruny – w zależności od humoru. Najbardziej
jednak lubił ciepły płomień rozpalający hebanowe morza jego pięknych, dużych
oczu. To w nich tak bardzo się zakochał.
– Baekhyun? – odezwał się ponownie Park, wyrywając
chłopaka z zamyślenia i zatracenia.
– Tak – wymamrotał, po czym odwrócił wzrok w ciemność. –
Tak – dodał już dobitniej i poważniej. – Chciałem z tobą porozmawiać.
– O czym? – Słychać było, jak bardzo Chanyeol się
denerwuje.
– Muszę ci coś oddać – oświadczył bez ogródek Baekhyun, na
powrót przenosząc wzrok na smutną, poszarzałą twarz, która wyglądała jeszcze
gorzej w trupiobladym świetle.
Wyciągnął przed siebie zwiniętą pieść, w której ukrył
srebrną bransoletkę. Park odruchowo spojrzał na nią, po czym sam wysunął dłoń,
by chwycić to coś, co Byun chciał mu dać. Widać było w nim nadzieję, że ich
palce zetkną się na choćby ułamek sekundy.
Tak się jednak nie stało.
Baekhyun wypuścił trzymaną ozdobę. Strach przed
zetknięciem ich dłoni, które mogło na nowo rozpalić w nim ogień nadziei oraz
sprawić, że ta niewidzialna iskra przyciągania przeskoczy między nimi,
paraliżował go. Srebrna blaszka miękko wylądowała w wielkiej dłoni Parka, który
natychmiast podniósł szeroko otwarte oczy na niemożliwą do odcyfrowania twarz.
– Dlaczego mi ją oddajesz?! – odezwał się z
niedowierzaniem, zaciskając i rozluźniając dłoń. – Jest twoja! – dodał
płaczliwym tonem.
Baekhyun pokręcił tylko głową. – Nie mogę jej nosić. Nie
chcę.
– Baek… – Chanyeol złapał go za nadgarstek, kiedy chłopak
chciał odejść. – Możemy chociaż być przyjaciółmi? – spytał z niekłamaną
nadzieją, ale i ukrytą rezygnacją. Nie mógł już nic więcej zdziałać.
– Nie – odpowiedział sucho Baekhyun, wyrywając nadgarstek
z uścisku.
– Dlaczego? – Mało brakowało, a Park zacząłby błagać.
Zaciskając zęby przed wkradającym się poczuciem winy i
wyrzutami sumienia, Byun oczyścił myśli. Odetchnął ciężko, przymykając oczy i
licząc do dziesięciu.
– Bo nie jesteś tego wart, Chanyeol. Nie jestem w stanie
zaufać ci kolejny raz.
Tym razem odwrócił się na pięcie prędzej, niż wyższemu
chłopakowi udało się zareagować. Poczuł namolne igiełki bólu dźgające go w
serce, lecz nie spojrzał już ani razu na Chanyeola. Musiał odejść, bo mimo że wierzył, iż każdy zasługuje na drugą
szansę, takie zachowanie zdecydowanie na nią nie zasługiwało, a on nie chciał,
by ktoś zrobił mu wodę z mózgu po raz drugi.
ɤɤɤ
Wielkimi
krokami zbliżał się maj, a wraz z nim dwudzieste drugie urodziny Baekhyuna. Nie
planował na ten dzień niczego wielkiego. Szczerze mówiąc, nie planował niczego.
Kompletnie. Zamierzał pójść do pracy, pomóc Jinmo w lekcjach, mamie w kuchni
oraz obejrzeć wspólnie z rodziną jakiś film. Jak w każdy inny dzień.
Był
więc mile zaskoczony, gdy już od progu wyczuł zapach zupy z wodorostów, który
roznosił się po calutkim mieszkaniu. Ukochana mama czekała na niego przy
piekarniku, skąd wyjmowała jego ulubione ciasteczka maślane. Nauczyła się ich
robić specjalnie dla Baekhyuna, który dojrzał to cudo w jakimś zagranicznym
serialu.
–
Wszystkiego najlepszego, kochanie! – zawołała kobieta, podchodząc do syna w
przybrudzonym fartuchu.
–
Dziękuję, mamo. Nie trzeba było, przecież dobrze wiesz – odparł, przytulając ją
mocno. Ucałował ją soczyście w policzek, co natychmiast oddała.
–
Musiałam. Widziałam, jaki ostatnio chodziłeś przybity.
–
Wszystkiego naj, naj, naj, najlepszego, Baekkie! – wykrzyczał Jinmo, wybiegając
z pokoiku z kolorową laurką w dłoniach.
–
Sam to narysowałeś? – spytał jego starszy brat, spoglądając na piękne pękate
balony w różnych odcieniach, barwne prezenty oraz tort na zwykłej kartce z
bloku.
–
Tak – odparł chłopiec i z dumą wypiął chudą pierś.
Baekhyun
zmierzwił mu włosy i pocałował w czoło.
–
Dzięki, braciszku – powiedział z czułością, tuląc chłopca.
Po
wyśmienitym, pachnącym obiedzie oraz najlepszym na świecie deserze, podczas
którego rodzina toczyła rozmowy w bardzo dziwnym języku składającym się z
pomruków radości i zachwytu, Baekhyun zdecydował się zejść na dół po pocztę. Z
uśmiechem na twarzy wziął kluczyk i wyszedł na klatkę schodową, gdzie spotkał
kilkoro sąsiadów, z którymi nawet się przywitał. Miał naprawdę dobry humor.
Otwierając
skrzynkę, nie spodziewał się niczego dziwnego. Wyjął sporą kupkę listów.
Większość z nich stanowiły reklamy i ulotki w kopertach, było też jednak kilka
rachunków oraz kolorowa karta z podpisami Hyejin, Yixinga i Taemina. Ucieszył
go ten widok. Nie odzywał się do nich, jednak oni nie wyparli go tak całkiem z pamięci.
Zajrzał
do skrzynki, aby sprawdzić, czy czegoś nie przeoczył i zamrugał, widząc
plastikowe pudełko w rogu. Jak mógł go nie zebrać? Najwyraźniej przesunęło się,
kiedy wyciągał listy.
Kiedy
już miał plastikowe pudełeczko w dłoniach, dotarło do niego, że to kaseta. „Dla
Baekhyuna w dniu urodzin” widniało na okładce. Zamrugał, zastanawiając się,
kto mógł mu sprawić taki prezent. Trójka znajomych nie miała pojęcia o jego
kasetowej manii.
Wszedł
więc na górę i podzielił się z mamą swoimi znaleziskami. O kasecie jednak nie
wspomniał.
Dopiero
kiedy pani Byun wróciła do sklepu, przy okazji zabierając Jinmo do kolegi z
klasy, Baekhyun zdecydował się odtworzyć to, co zostało nagrane. Instynktownie
bał się, co może tam znaleźć, usłyszeć. Drżącymi dłońmi wpakował kasetę do
radia, zatrzasnął klapkę, nacisnął przycisk z trójkącikiem i usiadł na łóżku.
– Raz,
dwa. Raz, dwa, trzy. – Ścisnęło mu się serce, gdy usłyszał zachrypnięty –
niczym od nikotynowego nałogu – głos i śmiech, który brzmiał, jakby kruszyły
się skały. – Cześć, Baekhyun. Jeśli mnie teraz słyszysz, to znaczy, że
dostałeś mój prezent i postanowiłeś go odsłuchać. A to już coś. – Chwila
ciszy. Baekhyun liczył sekundy, jak gdyby miał nadzieję na to, że Chanyeol
zaraz wylezie z magnetofonu i znajdzie się obok niego. – Wiem, jak bardzo
kochasz kasety, więc postanowiłem ci jedną podarować. Taką wprost ode mnie
tylko dla ciebie. Chciałem ci też życzyć dużo, dużo zdrowia, miłych klientów,
pysznych obiadów, jeszcze więcej kaset, nowego magnetofonu, jeśli nadal nie
wyrzuciłeś tego starego i... spełnienia wszystkich twych marzeń i pragnień. No
i nie martw się za wiele, bo to źle wpływa na wygląd. Nie chcę cię kiedyś
spotkać na ulicy całego w zmarszczkach.
Chłopak
milczał. Wsłuchiwał się w cichy oddech, który także znalazł się na taśmie.
Liczył krótkie serie westchnięć. Pamiętał doskonale, jak Park wdychał zapach
jego spoconych włosów zaraz po seksie, jak śmiał się mu do ucha, jak całował
jego policzki i szyję, a później znów się śmiał, przytulając go do siebie z
całej siły.
Nagranie
nagle się urwało. Baekhyun podniósł głowę, wpatrując się w magnetofon.
– Chcę schwycić gwiazdy i oddać je twoim oczom.
Dam ci całego siebie, wszystko.
Czasami płaczę, bojąc się, że mogę cię stracić.
Czasami czuję, jak zasypiasz w moich ramionach.
Czasami płaczę, bojąc się, że mogę cię stracić.
Czasami czuję, jak zasypiasz w moich ramionach.
Obiecuję,
w dzień, gdy spadnie pierwszy śnieg
Obiecuję,
będę z tobą,
Będę
trzymał twoją dłoń, wędrując za dnia i wykrzyczę,
że cię kocham; mam nadzieję, że
trzymając się za dłonie nie będziemy świadomi upływającego
czasu.***
Byun
zadrżał. Nie spodziewał się po Chanyeolu tak tkliwej piosenki. Najbardziej
jednak uderzyły w niego słowa z wyznawaniem miłości. Czy naprawdę go kochał?
Nie był tego pewien. Skąd w ogóle mógł to wiedzieć. Może Hyejin jednak miała
rację. Ale co w takim razie miała znaczyć tamta dziewczyna, Eunbi? Tego
Baekhyun kompletnie nie umiał pojąć.
Potrafił
się jednak domyślić, że ta piosenka powstała, kiedy jeszcze byli razem.
Odtwarzał w głowie narysowane miękkimi słowami wizje i chciał im wierzyć. Z
całego serca pragnął, by były prawdziwe, czyste. Jak jego dusza i uczucia do
Parka. Nie odebrał jednak tylu telefonów, skasował tyle wiadomości... Teraz to
on był na przegranej pozycji. Był tego świadomy.
– Nie potrafię przezwyciężyć
tego smutku w swoim sercu.
Kolejna z moich nieprzespanych nocy, cierpliwie znoszę to kolejny raz.
Naprawdę nie przeszkadza mi smutek,
to on nieprzytomnie znowu budzi mnie rano.
Kolejna z moich nieprzespanych nocy, cierpliwie znoszę to kolejny raz.
Naprawdę nie przeszkadza mi smutek,
to on nieprzytomnie znowu budzi mnie rano.
Proszę,
zostań przy moim boku, proszę, pozostań tu.
Nie
puszczaj mojej dłoni, kiedy trzymasz ją w swoich,
jeśli to
sprawi, że odsuniesz się ode mnie o krok.
Muszę tylko zrobić krok bliżej,
prawda?
Tysiąc
razy w ciągu dnia
twoja
twarz wciąż pojawia się w moich myślach,
te ostre
słowa, które mi powiedziałeś,
te puste oczy, ten zimny wyraz
twarzy.
Proszę,
po prostu mnie przytul, przytul mnie choć przez chwilę,
bez
żadnych słów, proszę, przybiegnij do mnie,
z moim
osamotnionym i niespokojnym sercem
nadal czekam tu na ciebie.
Kocham
cię, kocham cię,
wykrzykuję
te słowa, tkwiwszy w milczeniu tak długo,
to może wydawać się słabe i
dziecinne, lecz naprawdę to czuję.****
Czy
rzeczywiście tak się zachował? Jego słowa były ostre? Spojrzenie miał puste?
Zimny wyraz twarzy? Może. Wówczas jednak miał w sercu tylko ból i złość. Paliły
go do żywego. Czuł ogromną stratę. Nienawidził Chanyeola całym sobą, każdą
komórką swego ciała.
Pokręcił
głową, gdy usłyszał, że piosenka się skończyła. Całą kolejną melodię wręcz
wyparł z głowy. Ciągle wracał myślami do tamtego wieczoru. Może powinien był mu
wybaczyć, porozmawiać, wyjaśnić te wszystkie niewytłumaczone sytuacje, sprawy?
Może lepiej by było, gdyby zadzwonił do drzwi albo w ogóle nie przyszedł? Być
może wtedy nadal byliby razem i Chanyeol dojrzałby do tego, aby ujawnić swoje
uczucia, o ile naprawdę je żywił.
– Usiądziesz na chwilę?
Porozmawiasz ze mną trochę?
Popatrzysz przez moment na moją twarz? Jeśli dziś odejdziesz, więcej cię nie zobaczę.
Popatrzysz przez moment na moją twarz? Jeśli dziś odejdziesz, więcej cię nie zobaczę.
Dziś,
tylko dziś nie odchodź, nie odchodź.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Przestań,
wszyscy patrzą
Przestań sprawiać, że płaczę
Proszę, porozmawiajmy jutro
Błagam, pomyśl o mnie przez chwilę
Przestań sprawiać, że płaczę
Proszę, porozmawiajmy jutro
Błagam, pomyśl o mnie przez chwilę
Dziś,
tylko dziś nie odchodź, nie odchodź.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Wiem, że
popełniłem błędy,
nawet jeśli udaję, że nic się nie stało,
ale dlaczego łzy wciąż płyną?*****
nawet jeśli udaję, że nic się nie stało,
ale dlaczego łzy wciąż płyną?*****
Doskonale
pamiętał, że właśnie tamtego wieczoru Chanyeol miał paskudnie łamiący się głos.
Wrył się w jego głowę bardzo dokładnie i nie był w stanie pomylić go z niczym
innym. Wiedział, że to właśnie owego wieczoru, a może nawet i nocy powstała ta
piosenka. Westchnął, czując ogromny ciężar spoczywający na jego piersi.
Słysząc
jeszcze trzaski i pomruki, uniósł głowę, ze zniecierpliwieniem wpatrując się w
odtwarzacz. Taśma przesuwała się. Byun jak zahipnotyzowany patrzył w obracające
się kółka. Jego serce to niepewnie drżało, to zatrzymywało się na długie ułamki
sekund.
–
Baekhyun... kocham cię.
Zapłakał.
*Scorpions – Lorelei
**Depeche Mode – Enjoy the Silence
***Listen to the Letter – Chanyeol (cover)
****Hug Me – Chanyeol (cover)
*****Don't Go Tonight – Chanyeol (cover)
Owe covery zostały przetłumaczone przeze mnie, w niektórych miejscach pominęłam fragmenty i zostały one tutaj użyte jako piosenki napisane przez Chanyeola (z całym szacunkiem dla oryginalnych artystów).
*Scorpions – Lorelei
**Depeche Mode – Enjoy the Silence
***Listen to the Letter – Chanyeol (cover)
****Hug Me – Chanyeol (cover)
*****Don't Go Tonight – Chanyeol (cover)
Owe covery zostały przetłumaczone przeze mnie, w niektórych miejscach pominęłam fragmenty i zostały one tutaj użyte jako piosenki napisane przez Chanyeola (z całym szacunkiem dla oryginalnych artystów).
Właśnie skończyłam czytać i jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie planowałam nawet czytać dziś całości, ale naprawdę się wciągnęłam. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, cała fabuła również jest cudowna, chociaż trochę szkoda, że wszystko tak się skończyło. Mimo to bardzo fajnie rozbudowałaś charaktery postaci, chociaż niektórych zachowań bym się po Chanyeolu nie spodziewała. W każdym razie na pewno jeszcze kiedyś wrócę do tego opowiadania i będę wyczekiwać kolejnych!
OdpowiedzUsuńO Boże! Ktoś naprawdę tu zagląda. I nawet zostawił komentarz!
UsuńJestem naprawdę bardzo wdzięczna za przeczytanie i zostawienie jakiegoś śladu po sobie. ♥
I dziękuję za wszystkie komplementy! Do następnego! ♥♥♥