sobota, 13 października 2018

Faux Amour

Pairing: Chanbaek
Rating: NC-13
Gatunek: AU, angst, romans
Ostrzeżenia: wulgaryzmy
A/N: Dawno, naprawdę dawno mnie tutaj nie było. Ostatni post jest z maja (o rany!). Co prawda dodawałam coś na drugiego bloga, ale to jednak nie to samo. Żebyście tylko nie myśleli, że cały ten czas przeleżałam do góry brzuchem. Bynajmniej! Staram się pisać jak najczęściej, ale pomysłów jest dużo i wszystkie wsypują się do głowy hurtem, aż ciężko wyłowić tę jedną magiczną nić, za którą można by podążać.
Anyways, nie będę dłużej zanudzać. Jak zwykle mam nadzieję, że Wam się spodoba (i że ktoś tu w ogóle wejdzie. XD) Miłego czytania!
(cr. to the owner)

– Kurwa! – zaklął Baekhyun, zrywając się z miejsca. Zdjął z wieszaka bluzę, przekręcił napis „OTWARTE” na „ZAMKNIĘTE”, zamknął sklep na klucz i puścił się biegiem w stronę przedszkola.
Wiedział, że się spóźni. Potrzebował pół godziny na dotarcie, a zostało mu tylko piętnaście minut. Kiedy matki na czas odbiorą swoje dzieci, jego sześcioletni braciszek na dobre zdąży się rozpłakać. Przedszkolanki nie po raz pierwszy będą posyłały mu pełne dezaprobaty spojrzenia, gdy usilnie będzie starał się rozsupłać węzły na sznurówkach granatowych bucików z Pikachu.
Wiatr smagał mu twarz, kiedy zmuszał się do coraz szybszego przebierania nogami. Wierzył, że może uda mu się spóźnić tylko chwilę, bo mistrzem sportu nie był i na czas nigdy by nie zdążył. Nawet gdyby ktoś założył się z nim o paczkę ulubionych fajek.
Gdy przystanął pod przedszkolem i spojrzał na swój telefon, z ekranu biły trzy minuty po czternastej. Nie było tak źle. Zrobił kilka głębszych wdechów, po czym wszedł do środka.
Był wielce zaskoczony, widząc dzieci, które nadal siedziały na wykładzinie z motywem z kreskówki, słuchające muzyki klasycznej gitary jak zaczarowane. Zamrugał prędko i rzucił okiem w kierunku szatni. Zniecierpliwione matki stukały butami albo wywracały oczami, bo w domu przecież stygł obiad, a one miały jeszcze pranie do zrobienia.
Baekhyun jednak uznał, że skoro zajęcia jeszcze się nie skończyły, to wyjdzie na zewnątrz, by zapalić. Wyjął z kieszeni zmięte pudełko, w którym spoczywały ostatnie dwa papierosy, wziął jednego i pospiesznie wsunął w usta. Zaciągnął się mocno, kiedy tylko dostrzegł jarzącą się końcówkę. Oparł się o ścianę i rozkoszował chwilami samotności. Dopiero teraz poczuł, jak pot spływa mu po karku, a podmuchy wiatru podrywają bluzę, której zapomniał zasunąć. Strzepnął popiół na trawę w tym samym momencie, kiedy ktoś otworzył drzwi. Baekhyun podskoczył z zaskoczenia i omal nie wypuścił fajki z dłoni. Spodziewał się karcącego wzroku jednej z przedszkolanek, ale ujrzał jedynie czarny materiał znoszonej kurtki. Podniósł więc wzrok.
– Nie pal. Dajesz swojemu dziecku zły przykład – oznajmił mężczyzna, który przedtem grał na gitarze, a Baekhyun jedynie prychnął i pokręcił głową.
– Nie mam dziecka. – W tej samej chwili z budynku wybiegł braciszek chłopaka, Jinmo. Zaskakujące było to, że sam się ubrał. Podbiegł do brata i złapał go za wolną dłoń.
– A to kto? Może wmówisz mi, że mam zwidy? – spytał kpiąco wyższy mężczyzna, zaciskając nieco mocniej dłoń na futerale, w którym z pewnością spoczywał instrument.
– To mój brat – odparował Baekhyun i po raz kolejny zaciągnął się dogasającym papierosem.
– No to dajesz zły przykład bratu.
– A ty niby kim jesteś, żeby mnie pouczać? – Baekhyunowi zachowanie nieznajomego zaczynało działać na nerwy. Wyrzucił peta i z nadmierną siłą zdeptał go butem. – Moją matką?
– Nauczycielem muzyki – odpowiedział tamten w taki sposób, jakby o jego zawodzie wiedziała każda osoba na świecie.
Baekhyun prychnął po raz kolejny, a potem pociągnął Jinmo z zamiarem pójścia do domu. Nie widział powodu, by wdawać się w dalszą dyskusję z tak aroganckim facetem.
– Hej! Zaczekaj! – zawołał mężczyzna, a Byun mimo wszystko odwrócił głowę, patrząc na niego pytająco, ale i nagląco. Nie chciał tu stać. Musiał zająć się sklepem, zarobić pieniądze, by mieli co jeść i nie musieli tak bardzo zaciskać pasa.
– Czego chcesz? – rzucił kąśliwie, nieco mocniej ściskając małą dłoń brata.
– Jinmo jest bardzo zainteresowany zajęciami z muzyki. Może... – Mężczyzna urwał i zaczął grzebać w ciasnej kieszeni spodni. Po chwili niemal wyszarpnął pomiętą kartkę, na której skreślone były jakieś słowa. Wyciągnął ją w stronę Baekhyuna. – Może mógłbyś się zastanowić i przyprowadzić go na jakieś prywatne lekcje czy zajęcia. Mógłbym nauczyć go-
– Nie – odparł niższy stanowczo. – Nie mamy pieniędzy na prywatne lekcje u takich snobów jak ty. – Znowu się odwrócił. Tym razem to brat mocno szarpnął go za rękę.
– Ale Baekkie, pan Chanyeol tak fajnie gra. Ja też tak chcę. Proszę, proszę, proszę... Baekkie...
Gdy Baekhyun spojrzał na twarz brata, był niemal pewien, że jeśli odmówi, dzieciak się rozpłacze i zacznie wyć tak głośno, aż usłyszy go całe miasto. Westchnął zrezygnowany, a potem spojrzał na pana Chanyeola, który uśmiechał się do chłopca porozumiewawczo, jakby wcześniej wspólnie uknuli ten spisek.
– No dobra... – Baekhyun przewrócił oczami i niedbałym gestem wziął „wizytówkę” z rąk nauczyciela. – Ale albo obniżysz nam stawkę, albo Jinmo pouczy się za darmo. Taka... lekcja próbna. Naprawdę brakuje nam kasy, a kolejne wony przepadają właśnie teraz, bo zamiast siedzieć w sklepie, gadam z tobą o pierdołach.
– Jasne, jasne – powiedział mężczyzna wyraźnie rozweselony. – Będzie za darmo. Lekcja próbna. Tak. Zadzwońcie, to się umówimy, który dzień będzie najbardziej pasował. Bo ja też nie zawsze mogę. Praca swoją drogą, a pasja to inna sprawa. – Odetchnął. – No, ale nie będę zabierał wam więc czasu, żeby nie uciekły miliony. – Zaśmiał się dosyć głośno. Baekhyun już tego nie lubił. – Do zobaczenia. Cześć, Jinmo.
– Cześć, panie Chanyeol – odkrzyknął chłopiec i energicznie pomachał oddalającemu się nauczycielowi muzyki.
– Chodź, Jinmo – burknął Baekhyun i mocno pociągnął braciszka za rękę, kierując się tam, skąd przyszedł.
ɤɤɤ
Baekhyunowi ciężko było patrzeć, jak Jinmo chodzi po domu ze smutną miną i co rusz wypytuje mamę o lekcje gry na gitarze. Biedna kobieta o niczym nie wiedziała, a starszy syn nie raczył nic wyjaśnić, bo miał cichą nadzieję, że braciszek jednak zapomni. Przecież dzieci łatwo ekscytowały się nowymi rzeczami, by zaraz puścić je w niepamięć i dać pochłonąć przez kolejną nowość.
– Jinmo! – zawołał Baekhyun, wychodząc ze swojego pokoju, by zjeść obiad z rodziną w kuchni. – Przestań dokuczać mamie – powiedział z delikatną nutą ostrości w głosie, aby chłopiec wreszcie przestał ciągnąć mamę za spódnicę, robiąc przy tym minę zbitego psiaka.
– Baekhyun – odezwała się pani Byun, jakby lekko zaskoczona obecnością syna, ale zaraz na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy stawiała przed oboma synami miski z zupą.
Sama usiadła ostatnia. I dopiero wtedy Baekhyun nieznacznie podniósł wzrok i zobaczył zmarszczki, które przecinały jej czoło i kurze łapki, które coraz mocniej żłobiły skórę wokół oczu. A przecież wcale nie była stara. To wszystko przez to, że ojciec zmarł na atak serca w drodze do pracy i od tamtej pory musieli radzić sobie sami.
Ale przecież nie było tak źle. Zawsze mogło przytrafić im się coś gorszego, więc nie było na co narzekać. Sama pani Byun powtarzała, że trzeba się uśmiechać i ciężko pracować, pozostawiając przeszłość za sobą, bo to, co się stało, z pewnością nie wydarzyło się przez przypadek. Jej zdaniem wszystko, nawet najgorsze, było czymś, co zesłał Bóg. Dlatego pod liliowym swetrem, prezentem z okazji piętnastej rocznicy ślubu, wisiał prosty srebrny krzyżyk, który ściskała każdego wieczoru klęcząc przed malutkim obrazem w swoim pokoju.
– Idziesz jeszcze dzisiaj do sklepu? – zapytał Baekhyun, chwytając pałeczkami gruby makaron, który skutecznie ześlizgiwał się i z chlupotem na nowo wpadał do zupy.
– Tak – odpowiedziała kobieta zmęczonym głosem, a on zmarszczył brwi i zagryzł wargi.
– W takim razie zajmę się Jinmo. Może... – Przełknął z trudem ślinę, mieszając łyżką w misce z obiadem. – Może pójdę z nim na tę lekcję gitary. Wiesz, ten facet powiedział, że pozwoli mu pograć za darmo.
– Tak! Tak! – krzyknął z entuzjazmem chłopiec, wymachując łyżką i zostawiając tłuste plamy z zupy na podziurawionej ceracie. – Pan Chanyeol dzisiaj pytał, kiedy do niego przyjdę, bo przecież mu obiecaliśmy – dodał po chwili, bezskutecznie próbując trafić pałeczkami do buzi. Mimo to jedzenie i tak wylądowało na jego policzku.
Baekhyun spojrzał pytająco na matkę, a ta powoli pokiwała głową, wracając do swojego jedzenia. Chłopak uśmiechnął się lekko. Chciał dać jej też trochę czasu, by spędziła go sama ze sobą. Wiedział, jak wiele dla nich poświęca. Całymi dniami pracowała w swoim małym sklepie kilkanaście ulic od domu. Robiła tylko godzinną przerwę, by przygotować obiad dla swoich dzieci. Wieczorami późno się kładła i wstawała bardzo wcześnie.
– W takim razie możesz dziś wcześniej wrócić. Kupię po drodze coś dobrego i przygotuję kolację – obiecał z serdecznym uśmiechem, dotykając suchego nadgarstka kobiety, a ta posłała mu spojrzenie, które wyrażało więcej, niż byłaby w stanie wyrazić słowami.
ɤɤɤ
– A zadzwoniłeś do pana Chanyeola, żeby się umówić? – zapytał chłopczyk, łapiąc brata za rękę, kiedy wreszcie wyszli z mieszkania.
– Nie, ale myślę, że będzie miał czas. Niby czym innym miałby się zajmować. Przedszkole jest czynne do 15 – odparł Baekhyun, a Jinmo w zamyśleniu pokiwał głową.
Chłopak wyjął zmiętą kartkę, którą jakieś dwa tygodnie temu dał mu tamten niby-nauczyciel. Przyjrzał się adresowi i stwierdził, że to całkiem niedaleko. Znał tę ulicę, bo w pobliżu mieściło się jego dawne liceum, obok którego znajdował się sklep, gdzie zawsze osoba o dobrym sercu kupowała mu fajki. Dla taty, mówił wtedy, po czym uśmiechał się krzywo. Nawet sam by sobie nie uwierzył, ale inni jakoś wierzyli.
– Wiesz co? Może jednak zadzwonię – odezwał się nagle, gdy Jinmo skończył wreszcie trajkotać o nowych samochodzikach, jakie przynieśli jego koledzy, chwaląc się przed resztą grupy. – Jak go nie ma w domu, to pójdziemy na marne.
Wyjął z kieszeni telefon, uważając przy tym, by przez przypadek nie pogiąć ściśniętych w paczce papierosów. Pospiesznie wstukał numer szybko skreślony na krzywo wyciętej kartce i czekał. Po trzech sygnałach odezwał się niski, zachrypnięty głos, od którego przebiegł go lekki dreszcz.
– Halo? Pan... – Zerknął na kartkę. – Pan Park?
– Tak, słucham? – odezwał się mężczyzna nieco podejrzliwym tonem.
– Z tej strony brat Jinmo. Kiedyś... namawiał go pan, żeby przyszedł pouczyć się grać na gitarze i właśnie jesteśmy w drodze, ale-
– Ach, Jinmo! – wykrzyknął nagle facet, a jego głos natychmiast się rozpromienił. – Hm, to nadal aktualne. Skoro jesteście w drodze, to śmiało możecie wpaść, jestem w domu, więc zapraszam.
– Mhm, jasne. Będziemy za jakieś dziesięć minut – dodał Baekhyun i czym prędzej się rozłączył.
ɤɤɤ
Skromnie, pomyślał Baekhyun, rozglądając się przelotnie po małym mieszkanku. Po takim zarozumialcu spodziewałem się jakiegoś apartamentu. Zdjął buty i odstawił je obok innych par podniszczonych trampek i adidasów. Chociaż facet niezbyt przypadł mu do gustu, nie chciał być niemiły, bo to źle świadczyłoby o jego wychowaniu, a tym samym o jego mamie.
– Napijesz się czegoś? – spytał pan Park, gdy już odprowadził podekscytowanego Jinmo do pokoju.
– Od kiedy jesteśmy na „ty”?
– Od teraz – odparł wyższy, wyciągając dłoń na powitanie i uśmiechając się kącikiem ust. – Chanyeol.
– Baekhyun – powiedział i z wahaniem uścisnął rękę gospodarza.
– To czego się napijesz? Kawy? Herbaty? Soku? – pytał, kierując się do maleńkiej kuchni, a Byun poszedł za nim.
– Kawy, a Jinmo daj sok, najlepiej pomarańczowy – odpowiedział Baekhyun, przysiadając na krześle przy krzywo stojącym stole.
– Masz szczęście, bo akurat taki mam. – Uniósł palec, a potem powędrował do lodówki i wyjął z niej karton z sokiem.
Kiedy już Baekhyun miał kawę w jednej ręce i sok w drugiej, a Chanyeol przygotował sobie herbatę z mlekiem, co wyglądało raczej na mleko z herbatą, przeszli do pokoju, w którym Jinmo bawił się strunami gitary. Po lewej stronie stała rozłożona, ale schludnie posłana wersalka, a tuż przy niej czarna ława, na której widać było lepkie ślady rozlanych napojów. Kawałek dalej mieściło się małe „studio” Chanyeola i stojak, zapewne na gitarę. Prawą część zajmowała starodawna meblościanka z wąską szafą, regałem i barkiem.
– Kolekcjonujesz? – spytał Byun, podchodząc do półki, na której mieściła się chyba setka winylowych płyt. Nie mógł wyjść z podziwu.
– Mhm – mruknął Park, pokazując Jinmo, jak odpowiednio nastroić gitarę. – Tylko nie za mocno, bo pęknie struna, dobrze? – poinstruował chłopca, a ten z radością skinął głową. – Płyty CD nie mają w sobie tego czegoś, dlatego zbieram winyle. – Te słowa skierował już do Baekhyuna, który odwrócił się w jego stronę, upijając łyk mocnej kawy.
– Uważam tak samo. Ale ja zbieram kasety – powiedział z pewną wyższością w głosie, jakby przekomarzał się ze starym kumplem, zapominając o wcześniejszej arogancji gospodarza. – Mam ich całe mnóstwo.
– I zacinają się w magnetofonie – dorzucił Jinmo, podnosząc głowę znad instrumentu, który w jego drobnych rączkach wydawał się olbrzymi.
– Musimy kupić nowy – mruknął pod nosem jego brat, patrząc na dywan, w kilku miejscach poplamiony zaschniętym błotem. – Ale najpierw muszę na niego zarobić – dodał, bardziej do siebie,  gdyż tamci dwaj byli zajęci gitarą.
Jakąś chwilę później Jinmo siedział na wersalce obok Chanyeola, który pokazywał mu najprostsze chwyty i przesuwał jego drobne paluszki, kiedy ześlizgiwały się na niewłaściwe struny. Chłopiec jak gąbka chłonął nową wiedzę, chociaż już po paru minutach zaczął narzekać, że bolą go palce. Park tylko się zaśmiał, na co siedzący na obrotowym krześle Baekhyun, wzdrygnął się lekko. Jego śmiech był równie głęboki i wibrujący jak głos, który wcześniej usłyszał w słuchawce.
– Mogę wyjść na balkon? – zapytał Baekhyun, wskazując na duże drzwi, z których odchodziły strzępki złuszczonej beżowej farby.
– Będziesz palił? – odpowiedział pytaniem Chanyeol, ale i tak wiedział, co tamten mu powie. Łatwo było wyczytać to z jego oczu. Westchnął więc ciężko i wzruszył ramionami. – Idź.
Z nieskrywanym uśmiechem chłopak niemal wyskoczył przez wąskie balkonowe okno, a rześki wiatr rozwiał jego włosy na czole. Sięgnął do kieszeni po zmiętą paczkę fajek, wyjął jedną i pospiesznie odpalił czerwoną zapalniczką. Zaciągnął się długo i mocno, bo ostatni raz miał papierosa dawno temu przed obiadem. Przy matce starał się nie palić, chyba że u siebie; przy Jinmo tym bardziej, jednak czasami nie był w stanie się powstrzymać.
Pet zniknął w krzakach za blokiem szybciej, niż chłopak się zorientował. Oparł się o barierkę, podziwiając zachodzące za betonowym światem słońce. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Powinien teraz jeszcze siedzieć w sklepie, a nie stać tutaj, chociaż ten jeden raz zrobił wyjątek dla braciszka. Kilka godzin mniej w tygodniu chyba nie przyniesie za dużych strat.
– Skończyliście już? – zapytał Baekhyun, widząc, jak Jinmo wcina herbatniki, które z pewnością dostał od Chanyeola. Podszedł do brata i wytarł mu okruszki ciastek z twarzy, uśmiechając się lekko. – Wracamy do domu? Obiecałem mamie, że zrobię kolację.
Jinmo, z napchanymi jak u chomika policzkami, pokiwał głową, po czym także się uśmiechnął, ukazując oklejone herbatnikami ząbki. Spojrzał na swojego nauczyciela, który właśnie odstawił gitarę na stojak i stał obok nich z dłońmi w kieszeniach wąskich, czarnych spodni.
– Podobało ci się? – zabrzmiał niski głos Parka, ozdobiony odrobiną uśmiechu, radości.
– Bardzo – powiedział z entuzjazmem Jinmo.
– A przyjdziesz do mnie jeszcze? – spytał, a chłopiec skierował wzrok na Baekhyuna, marszcząc brwi.
– Przyjdziemy jeszcze? – W jego głosie zabrzmiała płaczliwa nuta, jak gdyby miał się rozpłakać, gdyby tylko starszy brat odmówił.
– Jeśli mama nie będzie miała dużo roboty, to przyjdziemy – odparł tamten.
– Będę pamiętał o soku i ciastkach – dodał zadowolony Chanyeol i zmierzwił Jinmo włosy, na co on zaśmiał się głośno i wepchnął sobie do buzi ostatniego herbatnika z paczki.
ɤɤɤ
I choć Baekhyunowi niezbyt uśmiechało się zostawianie matki samej ze sklepem, w ciągu kolejnych dwóch tygodni zawitał do mieszkania Parka aż cztery razy. Pani Byun cieszyła się, że jej młodszy syn znalazł jakieś zainteresowanie i nie są to komputerowe gry czy zabawki, na które nie było ich stać. Na lekcje gry na instrumencie pewnie też nie byłoby ich stać, gdyby Chanyeol nie powiedział, że będzie uczył sześciolatka za darmo.
Wszystkie wizyty wyglądały bardzo podobnie. Baekhyun wchodził z Jinmo do mieszkania, Park proponował mu coś do picia, zanosił chłopcu sok, po czym uczył go kolejnych chwytów i prostych piosenek. Jakoś po godzinie Byun wychodził na balkon zapalić i popatrzeć na nudną okolicę, w której nic się nie działo, tylko jakieś dzieci biegały po trawniku za blokiem, goniąc się z patykami jako bronią albo urządzali jakieś zawody. Potem zastawał Jinmo z buzią obklejoną okruchami ciastek, wycierał go i pytał, czy już czas, by wracać.
Ale podczas ostatniego spotkania, gdy Baekhyun wstał, zawiązawszy granatowe buciki z wizerunkiem Pikachu, zastał Chanyeola przygryzającego wargę i drapiącego się po karku. Uniósł pytająco brwi, otrzepując kurz z kolan.
– Coś się stało? – zapytał, przechylając lekko głowę w prawo.
– Chciałbym z tobą pogadać... w cztery oczy – powiedział wreszcie tamten, zrzucając niewidzialny ciężar ze swojej piersi.
– Jinmo – zwrócił się Baekhyun do brata. – Zostawiłeś soczek w szklance i nie dojadłeś ciastek. Może wziąłbyś je do domu, co? – powiedział, nie chcąc otwarcie wyganiać chłopca do pokoju.
Ten jednak bez zastanowienia pokiwał głową, jakby przypomniał sobie, że naprawdę zapomniał zjeść ciasteczek. Prędko uciekł z przedpokoju, zostawiając ich samych.
– Chodzi o kasę, co nie? – zaczął Baekhyun. – Wiedziałem, że nie może być tak dobrze, ale przecież mówiłem ci, że nie stać nas na prywatne lekcje gry na gitarze. Cholera, chyba się nie zrozumieliśmy za pierwszym razem i teraz pewnie-
– Dasz mi coś powiedzieć? – przerwał mu Chanyeol, podchodząc o krok bliżej i zerkając na niego z góry.
Baekhyun prawie przygryzł sobie język. Zawsze za dużo gadał, jeśli akurat kogoś nie wyzywał albo nie rzucał mu rozeźlonych spojrzeń. Był więc zaskoczony. Cofnął się machinalnie i dotknął plecami drzwi. Och, jak tandetnie to wyglądało.
– Chciałem zaprosić cię na kawę – rzekł Park, przeniósłszy wzrok na podłogę.
Gdyby nie to, że zaśmiał się pod nosem, Byun wytknąłby mu, że się zaczerwienił. Sam również odrobinę się zmieszał. Nie spodziewał się tego. Nawet jeśli był gejem, to nigdy się do tego nie przyznawał, z nikim się nie umawiał, nigdy nie wepchnął się komuś do łóżka, mimo iż w głębi duszy o tym właśnie marzył.
– Powinienem się zgodzić? – odpowiedział Baekhyun stanowczym tonem. – Czemu?
– Nie wiem – przyznał Chanyeol, szczerze rozbawiony samym sobą. – Po prostu chcę napić się z tobą kawy. Na mieście. Może też pójść na spacer... czy coś.
– Czy to zaproszenie na randkę? – odważył się w końcu chłopak, krzyżując ręce na piersi. – Bo jeśli tak, to bardzo chętnie. Kiedy?
– W sobotę? O tej co zwykle – odparł nieco zaskoczony szybkim rozwojem sytuacji Park, teraz już patrząc w uroczo śmiejące się oczy niższego. – Tylko zostaw Jinmo w domu – dodał, na co Baekhyun roześmiał się głośno, zginając w pół.
– Postaram się nie zapomnieć.
ɤɤɤ
Nim się obejrzał, te kilka dni do soboty już minęło. Byłby nawet zapomniał o spotkaniu. Ciągle przesiadywał w sklepie, aby zarobić jak najwięcej. Naprawdę było im ciężko, a w przedszkolu Jinmo odbywały się różne zabawy i wycieczki, za które musieli płacić. Nikt nie mógł na nich łożyć. W dodatku pani Byun nie chciała, by inne dzieci śmiały się z jego synka.
Gdy więc Baekhyun wyłączył budzik w telefonie i zobaczył, że dziś po pracy ma spotkanie z Chanyeolem – coś, co żartobliwie nazwał randką – bardzo się zdziwił. W chwilę później młodszy brat wpadł do jego pokoju, zawzięcie zdejmując z niego pomiętą i skopaną pościel.
– Wstawaj, śpiochu! Mama robi bibimbap – oznajmił chłopiec, podskakując na miękkim łóżku.
Baekhyun ziewnął szeroko, przecierając oczy palcami i spojrzał na braciszka, śmiejąc się pod nosem. Grzywka podskakiwała mu w górę i w dół, a jego uśmiech był tak szeroki, jakby śmiało się samo słońce. Pochwycił braciszka w pasie, przewracając go na łóżko, a potem mocno przytulił i zaczął łaskotać. Jinmo krzyczał, piszczał i kopał, śmiejąc się wniebogłosy.
– Chodźcie chłopcy – powiedziała pani Byun, stukając knykciami w futrynę.

Siedząc w sklepie i czytając kolorowe czasopismo motoryzacyjne, Baekhyun denerwował się spotkaniem. Nie wiedział, dlaczego Chanyeol go zaprosił. Zamienili ze sobą zaledwie parę zdań. Pomyślał, że może wpadł mu w oko, ale zaraz odpędził tę myśl. Przecież nie każdy facet jest taki jak on. Nie chciał sobie za wiele wyobrażać, bo parę razy się sparzył, zbyt wyzywająco patrząc mężczyznom na ulicy w oczy, którzy przedtem zawiesili wzrok na nim.
Ciamkając gumę pozbawioną miętowego smaku, zatrzasnął gazetę, odłożył ją na półkę i zamknął sklep. Wrócił do domu na obiad i przy okazji pomógł Jinmo przy rysowaniu jakiegoś rysunku do przedszkola. Zjedli przy spokojnej rozmowie. Pani Byun opowiadała o mało interesujących ludziach z targowiska, który wykłócali się o to, że jakiś przechodzień ukradł im owoce.
Po obiedzie to Baekhyun pozmywał. Ucałował matkę w policzek, a bratu zmierzwił włosy na głowie, każąc mu być grzecznym. Odkładał moment spotkania, mimo iż obiecał, że będzie o tej samej godzinie co zwykle. Ostatecznie przebrał się w bardziej wyjściowe ciuchy, wcisnął papierosy, klucze i telefon do kieszeni i wyszedł.

Chanyeol czekał na niego przed blokiem, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Baekhyun właśnie kończył palić. Wyrzucił peta na trawnik i pospiesznie zmiażdżył go butem, po czym podbiegł do Parka. Pomachał mu już z daleka, uśmiechając się lekko.
– Zaczynałem się zastanawiać, czy mnie nie olałeś – oznajmił wyższy, unosząc jedną brew. Ręce trzymał wciśnięte w kieszeniach. Później Baekhyun nauczył się, że to jego nawyk, kiedy był podenerwowany lub gdy kłamał.
– Nie, tylko... – urwał, zagryzając wargę. Kopnął jakiś kamyk i patrzył, jak się toczy.
– Tylko? – zachęcił go Chanyeol, ale niższy pokręcił głową.
– Idziemy? – powiedział w zamian, uśmiechając się przepraszająco.
Zaprowadził Baekhyuna do niedużej kawiarenki, w której pachniało świeżo parzoną kawą oraz szarlotką. Usiedli na schodach, trzymając w dłoniach papierowe kubki. Stoliki były pozajmowane, ludzie rozkoszowali się wolnym czasem, raczyli słodkimi rozmowami. Słońce prawie prażyło, jednak w cieniu parasoli było bardzo przyjemnie. Chanyeol popchnął go bliżej krawędzi, gdy jakaś tęga kobieta przechodziła z gorącą latte, wielkim kawałem ciasta i telefonem.
Byłby się ześlizgnął, siedząc jedynie na jednym pośladku, ale Park w porę go objął i przytrzymał. Posłał mu czarujący uśmiech, od którego Baekhyun poczuł mrowienie w kolanach i czubkach palców.
– Czemu mnie zaprosiłeś? – zapytał otwarcie Byun, dmuchając w parujący napój, żeby nie sparzyć sobie języka.
Wymijające wzruszenie ramion.
– Mówiłem ci, że chcę się napić z tobą kawy na mieście – odrzekł drugi, upijając spory łyk. – Poza tym, czy nie nazwałeś tego randką?
– To był tylko taki żart – wytłumaczył Baekhyun, lecz kącik jego ust drgnął, unosząc się nieznacznie w górę.
– Hej, uśmiechasz się – wytknął mu Chanyeol, delikatnie szturchając go w kolano.
Choć miło siedziało się na schodach kawiarni, ludzi przybywało i musieli się stamtąd wynieść. Pijąc przechłodzoną kawę, która pachniała niezwykle aromatycznie, poszli w inną stronę miasta. Pod ich stopami ciągnął się zniszczony chodnik, a po obu stronach i nad ich głowami wznosiły się pączkujące drzewa, wyginając swe gałęzie w najbardziej wyuzdanych pozach.
– Niedługo zaczną kwitnąć wiśnie – wspomniał Baekhyun, rozglądając się dookoła. Tu również było cicho i spokojnie.
– Jak chcesz, możemy przyjść popatrzeć – zasugerował Chanyeol, zgniatając papierowy kubek i wyrzucając go do najbliższego śmietnika.
– Czy to zaproszenie na kolejną randkę?
– Mam cię. Naprawdę masz to za randkę, co? – Park zaśmiał się, widząc wysoko wspięte rumieńce. Potrząsnął lekko łokciem Byuna. – Nie kryj się. Przecież widzę.
Milczeli, dopóki Baekhyun nie uspokoił swojego szaleńczo reagującego organizmu. Chanyeol szedł, wpatrzony przed siebie, z rękami swobodnie zwisającymi po bokach. Czasami skubał swoje jeansy, jakby koniecznie chciał się czegoś złapać. Kilka razy wzrok niższego zbłądził na uniesioną wysoko, zamyśloną twarz, otoczoną aureolą czarnych, rozwianych włosów.
– No dobra. Przyznaję się – powiedział wreszcie niższy i wysiorbał ostatni łyk z kubeczka.
– Skoro tę kwestię mamy już z głowy, może powiesz mi coś o sobie – zachęcił Park, a kiedy Baekhyun spojrzał na niego zaskoczony, tylko cicho się zaśmiał. – Wiem o tobie tylko tyle, że zbierasz kasety i w godzinę wypalasz więcej fajek, niż ja potrafię nauczyć twojego brata piosenek.
– Długo jeszcze będziesz się czepiał? – Chłopak przewrócił oczami, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Akurat jakaś matka robiła swojej córeczce zdjęcie ze ślicznym kwiatkiem. – Mam na imię Baekhyun, zbieram kasety, mam młodszego brata, pracuję w sklepie – powiedział pospiesznie i wzruszył ramionami. – Nie jestem ciekawą osobą.
– Pozwól mnie to ocenić. – Chanyeol spojrzał na niego wyzywająco, aż wreszcie Baekhyun ugiął się pod jego świdrującym wzrokiem, kręcąc głową. – Dlaczego pracujesz w sklepie? – spytał, przysuwając się nieco bliżej, bo z naprzeciwka nadjeżdżał jakiś nieuważny rowerzysta i byłby go potrącił.
Niższy wzdrygnął się przez ten nagły ruch i cofnął się o krok. Serce zabiło mu szybciej, a pąs po raz kolejny wspiął się na wyżyny jego kości policzkowych. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to był tylko instynkt Parka, który ochronił go przed zderzeniem.
– Muszę jakoś zarobić na życie i utrzymanie rodziny, prawda?
– Mówiłeś przecież, że Jinmo to twój brat, a teraz wyskakujesz z utrzymaniem rodziny i ja-
– Razem z mamą musimy utrzymać siebie, Jinmo, zapłacić za czynsz, mieć w co się ubrać i co do garnka włożyć. To właśnie miałem na myśli – przerwał mu impertynencko Baekhyun.
– Dobra, sorry, nie wiedziałem, tak? – Chanyeol odsunął się od niego równie szybko, jak się zbliżył; jakby dotknął kolca, próbując zerwać piękną różę.
– Jasne. Ja też nie powinienem się unosić. Przepraszam. – Przygryzł wargę i przez chwilę miętosił ją zębami.
– Gdzie jest wasz tata?
– Nie żyje. – Ta odpowiedź, choć wypowiedziana obojętnym tonem, była zimna jak lód i gorzka niczym piołun. – Zmarł na atak serca pięć lat temu. Jinmo miał wtedy zaledwie roczek, ja szesnaście lat. Zacząłem pracować, żeby pomóc mamie. Skończyłem liceum i nie poszedłem na studia, bo nas na to nie stać. Sklep, a właściwie sklepy, są nasze, więc spędzam tam niemal całe dnie.
– To dlatego chciałeś, żeby Jinmo uczył się u mnie za darmo – zauważył Chanyeol, a Baekhyun nieznacznie skinął głową. – W dalszym ciągu uważam, że to żaden problem. W przedszkolu i w domu dziecka zarabiam wystarczająco dużo, więc przeżyję.
– Pracujesz w domu dziecka? – zainteresował się Byun, spoglądając na wyższego z szeroko otwartymi oczami.
– Na pół etatu i tylko przez trzy dni, czasami dodatkowo w soboty, jak nie mam co ze sobą zrobić – odparł.
– Ale dlaczego? – dociekał Baekhyun. – Nie żeby praca w domu dziecka była dla mnie dziwna, ale... po prostu jestem ciekaw.
– Sam wychowałem się w domu dziecka, więc wiem jak to jest. Chcę odrobinę pomóc tym dzieciakom, bo kiedyś sam byłem na ich miejscu – wytłumaczył wyższy, wpatrując się w brudne czubki swoich butów.
Baekhyun nie chciał naciskać. Czuł, że nie może, mimo iż bardzo chciał się dowiedzieć, dlaczego Chanyeol spędził dzieciństwo z dala od rodziców. Zrobiło mu się go trochę żal, ale to chyba z tego powodu, że sam miał cudowną rodzinę, dopóki ich ojciec tak nagle nie zmarł.
– Pewnie chcesz zapytać, gdzie w takim razie byli moi rodzice, co? – Przerwał ciszę Park i westchnął cicho, widząc, jak Baekhyun znowu kiwa głową.
Milczał przez chwilę, jednak widać było, że intensywnie rozważa dobór słów. Wahał się. Szukał czegoś wzrokiem na chodniku, pod butami innych ludzi, na ławce, na której właśnie usiadł jakiś ptak, w koronach drzew, aż wreszcie znalazł to w twarzy swojego rozmówcy. Uśmiechnął się lekko, jednak gest ten był skrzywiony, wypełniony bólem, który chłopak niewątpliwie czuł i trzymał w sobie przez cały czas.
– Miałem zajebistą rodzinkę – zaczął z wyraźnym sarkazmem w głosie, jakby rozprawiał o psiej kupie na trawniku. – Ojciec zaćpał się, zanim w ogóle zjawiłem się na tym świecie, a matka była na najlepszej drodze, by do niego dołączyć. Dawała sobie w żyłę i żłopała wódę jak szalona, więc naprawdę musiało jej się spieszyć. Dziwię się w ogóle, że wszystko było ze mną w porządku.
Urwał, rozglądając się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt ich nie podsłuchuje. Odetchnął kilka razy, chociaż wcale nie było widać, żeby czymś się denerwował. Baekhyun za to zagryzł wargę, niecierpliwie wyczekując dalszej części opowieści.
– Zabrali mnie z domu, jak miałem trzy lata. Sąsiadka zadzwoniła do opieki społecznej, bo niby ciągle ryczałem, ale nic z tego nie pamiętam. Matka chyba chciała mnie odebrać, ale to pewnie tylko w myślach, bo założę się, że ani razu nie była w stanie przyjść, żeby się ze mną zobaczyć, żeby o mnie zawalczyć i coś w sobie zmienić. – Wzruszył ramionami, niewidzącym wzrokiem błądząc po stojącym w oddali wózku z napojami. – Kilka lat później dowiedziałem się, że jakiś miesiąc po tym, jak umieszczono mnie w ośrodku, matka dołączyła do kochanego ojczulka. Wtedy za nią płakałem, ale byłem mały, szukałem mamy. – Znów to samo wzruszenie ramion, puste, rozgrzeszające, jak gdyby pozbywał się z barków ogromnego ciężaru.
– Ale jakoś udało ci się wyjść na ludzi – odezwał się Baekhyun, kiedy Chanyeol już tylko zaczął kopać kamyki leżące na chodniku. – Chociaż raczej nie lubisz wspominać o swojej przeszłości, co?
– A dla ciebie byłoby to miłe? Dam sobie rękę uciąć, że nie – żachnął się Park, spoglądając groźnie na niższego i zaciskając szczękę. – Ale masz rację. Udało mi się wyjść na prostą. Może dlatego, że od dziecka widziałem, co narkotyki mogą zrobić z ludźmi i sam ich nie tykałem, mimo iż sporo osób mnie do tego namawiało.
– Nie chciałeś nigdy założyć rodziny? – spytał nagle Byun, zerkając na czarnowłosego z zaciekawieniem.
Ten tylko parsknął cichym śmiechem, a wiatr rozwiał jego ciemne włosy, unosząc je niczym piórka ptaka. Uroczy widok.
– Żeby móc założyć rodzinę, trzeba mieć ją z czego utrzymać, a mnie wystarcza tylko na siebie – odrzekł Chanyeol wprost. – Ale nie potrzebuję więcej. Nie chcę na razie mieć rodziny. Mam jeszcze dużo czasu. Może kiedyś przyjdzie taka pora, że zechcę się ustatkować.
Dotarli do końca alejki, gdzie starsza pani sprzedawała z wózka nagrzane w słońcu napoje oraz przekąski. Baekhyun skusił się na kruche ciastka dla brata. Jemu wystarczyła kawa, która naprawdę była tak smaczna, jak zachwalał Chanyeol. Uśmiechnął się i skłonił lekko, dziękując kobiecie, a wokół jej oczu pojawiły się urocze zmarszczki, gdy i jej wargi wygięły się w lekkim uśmiechu.
– Wracamy?

Chanyeol nie chciał tak szybko puścić Baekhyuna do domu, więc zaprosił go na górę. Pospiesznie pozbierał porozrzucane ciuchy z wersalki, robiąc miejsce do siedzenia. Kazał mu się rozgościć i pobiegł do kuchni, żeby zrobić herbatę, bo obaj zgodnie stwierdzili, że na kolejną kawę jest już trochę za późno.
– Słodzisz?! – krzyknął z kuchni Park, podczas gdy Byun znów przyglądał się sporej kolekcji płyt i prowizorycznemu studiu muzycznemu.
– Nie – odpowiedział równie głośno, po czym uśmiechnął się do siebie. Polubił to miejsce.
– Czemu się tak uśmiechasz? – zapytał Chanyeol, niosąc w dłoniach dwie szklanki. Postawił je tam, gdzie już wcześniej odcisnęły się lepkie ślady, lustrując niższego wzrokiem.
– Bo fajnie tu masz – odrzekł Baekhyun, wzruszając nieznacznie ramionami. – A skąd wzięła się twoja pasja do muzyki? – dopytał, siadając obok Chanyeola na pospiesznie uprzątniętej wersalce.
– Nie wiem – przyznał szczerze Park, a potem upił spory łyk ciepłego napoju. – Lubiłem lekcje muzyki, na które chodziłem. Interesowałem się gitarą, pianinem. Na tym drugim bardzo chciałem nauczyć się grać, ale nie miałem takiej możliwości, więc zdecydowałem się na gitarę. Przez jakiś czas uczyłem się w ośrodku, później sam zacząłem się jakoś szkolić. Nagrałem kilka utworów, ale nic z nimi nie zrobiłem, bo... stworzyłem je tylko dla siebie. – Wzruszył ramionami. – Kocham muzykę całym sercem.
– A masz w nim miejsce dla drugiej osoby?
– Co? – odezwał się Chanyeol, jakby wyrwany z głębokiego zamyślenia. Baekhyun zaśmiał się melodyjnie.
– Zapytałem, czy w twoim sercu jest miejsce dla drugiej osoby – wyjaśnił z urzekającym uśmiechem. – Chodziło mi o to, czy jesteś w stanie się zakochać?
Park przełknął powoli ślinę, ściskając w dłoniach ciepłą szklankę. Byun intensywnie patrzył w niespiesznie poruszającą się grdykę i zadrżał, zdając sobie sprawę z tego, że się gapi i że nie powinien. Sięgnął po swoje picie i pociągnął łyk, zwilżając suche wargi i przełyk.
– Powiedziałem ci już, że na razie nie chcę zakładać rodziny – odpowiedział po chwili namysłu Chanyeol.
– Ale to nie to samo. Nie musisz zakładać rodziny z osobą, w której się zakochasz, prawda? – Uniósł pytająco brew, na co ostatecznie Park pokiwał głową. – No, więc... odpowiesz mi?
– No dobra – podjął na nowo czarnowłosy i westchnął ciężko. – Nie wiem, czy umiem. Chyba nigdy się nie zakochałem. Przynajmniej nie tak na poważnie. W ośrodku lubiłem kilka dziewczyn i, cholera, nawet się z niektórymi przespałem, ale... raczej nie byłem w nich zakochany.
Baekhyun klasnął językiem, jakby dokładnie taką odpowiedź chciał usłyszeć. Odstawił herbatę na brudną ławę i sięgnął do kieszeni po papierosy. Mimo iż wiedział, że Chanyeol ich nie toleruje, zapalił jednego, zaciągnął się, a potem wydmuchnął dym na środek pokoju. Odchylił głowę do tyłu, zaciągając się drugi raz i Park musiał przyznać, że chyba spodobał mu się ten widok.
– A ty? – powiedział w końcu. – Byłeś kiedyś zakochany?
– No – odpowiedział Baekhyun, przeczesując palcami puszyste, brązowe włosy. – Ale to było nieodwzajemnione uczucie.
– Czemu?
– A chciałbyś, żeby kumpel nazwał cię pedałem? Bo ja nie – wytłumaczył, po czym nonszalancko przekrzywił głowę i wydmuchnął kolejny obłoczek siwego dymu.
– Czyli ty serio jesteś gejem. – Chanyeol był najwyraźniej zaskoczony, co rozbawiło Byuna.
– A ty myślałeś, że żartuję? – Roześmiał się i prawie przy tym zakrztusił, aż w jego oczach pojawiły się drobne łzy. Otarł je pospiesznie. – Przecież sam chciałeś, żebym przyznał się do tego spotkania jako randki. Nie żartowałem wtedy.
– W takim razie jestem głupi.
ɤɤɤ
– Baekhyun, zabierzesz mnie jeszcze do pana Chanyeola? – zapytał Jinmo, kiedy starszy brat przyszedł po niego do przedszkola we wtorek – w dzień, w który powinien pójść na lekcje gitary.
– Nie wiem, Jin. To nie zależy ode mnie – odparł Baekhyun, chociaż myślami był już zupełnie gdzieś indziej.
Minął miesiąc, odkąd poszedł na pierwszą randkę z Chanyeolem. Od tamtej pory spotykali się niemal regularnie, raz lub dwa razy w tygodniu na mieście lub w małym mieszkaniu, gdzie coraz częściej dało się słyszeć stare piosenki czy też ciche brzdąkanie na gitarze. Czasami rozbrzmiewał też donośny śmiech Baekhyuna, a zaraz potem jego zduszony kaszel, gdy krztusił się, paląc papierosa. Na ławie pojawiło się więcej klejących kółek po szklankach, jakby ilość ich spotkań mierzyła się w wypitych herbatach.
– Ale już dawno nie byliśmy u niego, prawda? A tak dobrze mi szło – zrzędził chłopiec, marszcząc wargi.
Jego starszy brat uśmiechnął się pod nosem. Może ty nie byłeś, pomyślał, ale nie odezwał się słowem. Wiedział, że drugiemu byłoby przykro, gdyby dowiedział się, że ukochany braciszek w jakiś sposób go „zdradził”. Bo to, że był dorosły i mógł mieć własne sprawy z Chanyeolem, wcale się nie liczyło.
– To zadzwonię do niego, jak wrócimy do domu i zapytam, czy możesz przyjść, dobrze? – odpowiedział Baekhyun, posyłając Jinmo słodki uśmiech.
– Hura! Hura! – krzyknął chłopiec i zaczął żwawo podskakiwać, gdyż właśnie zatrzymali się na przejściu dla pieszych.
ɤɤɤ
– Naprawdę nie przeszkadza ci to, że musiałem go ze sobą zabrać? – spytał Baekhyun Chanyeola, kiedy już wraz z braciszkiem znalazł się w ciasnawym mieszkaniu.
Park musnął delikatnie jego policzek wargami. Jinmo siedział już grzecznie na wersalce i z niecierpliwością czekał na kolejną lekcję gry na gitarze. Nie mógł ich zobaczyć.
– Nie. Jasne, że nie. Tak właściwie, to w sumie spodobało mi się uczenie go, ale, ekhm, jednak wolę spędzać czas z tym starszym Byunem – powiedział i obaj cicho się zaśmiali.
Scenariusz tej wizyty był bardzo podobny do wszystkich lekcji Jinmo. Baekhyun znów palił na balkonie, lecz tym razem towarzyszył mu intensywny zapach kwitnących pelargonii i begonii, które sąsiadki tak uważnie pielęgnowały. Wyrzucił peta i wrócił do mieszkania, po czym zasiadł na wersalce, słuchając, jak jego braciszek powoli brzdąka jakąś piosenkę.
Rzeczywiście, nie szło mu tak źle. Pewnie przyprowadzałby go tutaj częściej, gdyby i on nie wolał spędzać czasu sam na sam z Parkiem, który teraz uśmiechał się z nieskrywaną dumą, że jego mały uczeń potrafi już zagrać prostą melodię.
Jinmo wypytywał pana Chanyeola o wiele różnych spraw, mimo iż widywał go w przedszkolu. Parę razy chciał dowiedzieć się, dlaczego nie mógł go odwiedzić w ostatnim czasie, a wtedy Park na moment zamierał. Baekhyun upomniał wtedy brata, że to niegrzeczne i marszczył brwi, każąc mu przestać, na co chłopiec wydymał wargi.
– Hej, a może zrobimy razem kolację? – zasugerował Chanyeol, odstawiając gitarę na swoje miejsce. Zerknął na Baekhyuna, unosząc pytająco brew. – Nie jestem mistrzem kuchni, ale razem uda nam się coś wyczarować.
– Co ty na to, Jinmo? Zjemy coś i dopiero pójdziemy do domu? – zapytał, przenosząc wzrok na braciszka. Gdyby to chodziło tylko o niego, zgodziłby się bez sekundy zawahania.
– Tak. Zgłodniałem – przyznał chłopiec, łapiąc się za brzuszek.
– Chcesz pooglądać jakieś bajki? – Chanyeol również spojrzał na Jinmo, mając nadzieję, że najmłodszy zechce zostawić ich choć na chwilę samych.
– Mhm – mruknął i pokiwał z entuzjazmem głową.
Już po chwili na ekranie biegały kolorowe postaci, coś do siebie krzycząc, a między nimi kręcił się mały szczeniak, poszczekując wesoło, jakby miał im w czymś pomóc. Chłopiec chyba lubił tę bajkę, bo zapatrzył się w ekran niczym zaczarowany. Baekhyun powiedział mu tylko, że będą w kuchni, dopóki czegoś nie ugotują, ale Jinmo prawdopodobnie wpuścił to jednym uchem, a wypuścił drugim.
– Chyba nie powinienem był go przyprowadzać. Przez chwilę wydawało mi się, że przywiążesz go do grzejnika, jeśli nie zgodzi się oglądać bajek – stwierdził Baekhyun, wskakując na blat, który od pewnego czasu stał się jego ulubionym miejscem.
– Bo chyba bym to zrobił – odparł Chanyeol i zaśmiał się gardłowo, po czym odwrócił się do lodówki.
Po chwili obok Baekhyuna pojawił się napoczęty bochenek chleba, pudełko z jajkami, paczka margaryny, trochę zeschnięty ser i wędlina. Mimo iż mieli przygotowywać kolację, Park wyjął także owoce: truskawki i brzoskwinie. Byun zatrzymał na nich wzrok na dłuższą chwilę, po czym sięgnął do szuflady pod sobą, wyjął nóż i sięgnął po soczysty, żółtawy owoc. Rozkroił go, a sok spłynął mu po palcach, więc od razu je oblizał. Dopiero słysząc ciche mruknięcie, zorientował się, że Chanyeol na niego patrzy.
– Przestań – powiedział, krojąc brzoskwinię na ćwiartki. Wziął jedną z nich do ust i przeżuwał intensywnie, uśmiechając się do siebie, jakby kosztował najlepszej słodyczy tego świata.
– Lubisz brzoskwinie? – zapytał Park, włożywszy na patelnię dwie kromki chleba, aby się przypiekły.
– To moje ulubione owoce – odparł Byun, ocierając wierzchem dłoni zroszone sokiem wargi.
– Taak? – zdziwił się Chanyeol, przykręcając gaz. – A ja myślałem, że banany – dodał z bardzo poważną miną.
Z początku Baekhyun nie zareagował, ale kiedy dostrzegł czający się w kącikach ust zdradziecki uśmiech, dotarł do niego sens ich rozmowy. Z całej siły kopnął Parka w chudy tyłek, krzycząc „Zboczeniec!”, na co tamten tylko się zaśmiał. Przewrócił kanapki na drugą stronę i, odłożywszy pałeczki, stanął między nogami niższego.
Sięgnął po truskawkę, cały czas patrząc w oczy Chanyeola. Zupełnie po omacku oderwał szypułkę, a potem wsunął sobie owoc między wargi. Już po chwili, jakby odczytując jego wewnętrzne pragnienie i zawołanie, wyższy pochylił się i ugryzł spory kawałek ociekającej sokiem truskawki, stykając ich ciepłe wargi ze sobą.
Nie bacząc na kawałki jedzenia w swoich ustach, całowali się przez dłuższą chwilę. Nawet skwiercząca patelnia nie wywierała na nich większego wrażenia. Parkowi bardzo spodobały się długie palce wplecione w jego włosy, bo mimowolnie ścisnął biodra Baekhyuna, mimo iż nie wiedział, jak jego dłonie się tam znalazły. I choć był to ich pierwszy pocałunek, ich języki i ciała dogadywały się tak dobrze, jakby robili to codziennie tak po prostu, dla zabawy.
– Baekkie?!
Nagły krzyk wyrwał ich z transu. Baekhyun odskoczył, uderzając głową w szafkę za sobą, a Chanyeol ugryzł się w język. W progu zaś stał niepewny i nieco oszołomiony Jinmo, mrugając i powoli przenosząc wzrok to na swojego brata, to na nauczyciela gry na gitarze.
– Chciałem siku – powiedział chłopiec, jakby to wszystko wyjaśniało. – Baekkie miał coś w oku?
– Mhm – mruknął Chanyeol, starając się jakoś zwalczyć piekący ból przygryzionego języka.
Baekhyun zeskoczył z szafki i podszedł do Jinmo, masując sobie tył głowy.
– Chodź, zaprowadzę cię.
Łazienka w mieszkaniu Chanyeola też nie była jakaś duża. Stała tam tylko ubikacja, umywalka, wanna i prostokątna pralko-suszarka, taka, której chyba już nikt nie używał. Kiedy Jinmo załatwił swoją potrzebę, Baekhyun poprawił mu ubranie i pomógł umyć rączki. Na koniec odgarnął frywolną grzywkę, zasłaniającą oczy chłopca, i pocałował go w czoło.
– Chodź, obejrzyj jeszcze ze dwie bajki i sobie zjemy.
Po odstawieniu braciszka z powrotem przed telewizor wrócił do kuchni, gdzie Park zdążył już przygotować dwa tosty z wędliną i serem, który nawet się nieco rozpuścił jak na profesjonalnych zapiekankach. Stanął obok niego, a gdy na siebie spojrzeli, zaczęli się śmiać. I to głośno. Głupio wyszło, ale pewnie gdyby nie Jinmo, wyszłoby z tego coś więcej.
– Mógłbym spalić kuchnię i bym się nie zorientował – przyznał Chanyeol, na co Baekhyun pokiwał głową, wpychając sobie do ust kolejną truskawkę.
– Mocno się ugryzłeś? – spytał.
– Krew nie leci, więc nie jest źle. Ty będziesz miał guza, co?
– Raczej tak. Nieźle grzmotnąłem – odparł, zajmując swoje poprzednie miejsce.
Od tej chwili Park zajął się już tylko smażeniem kanapek i okazjonalnym otwieraniem ust, by zjeść oferowaną mu przez niższego kolegę truskawkę. Ten zaś zajmował się nakładaniem wędliny i sera i patrzeniem, czy kanapki nie sklejają się ze sobą. Z pełnym talerzem poszli do pokoju, gdzie Jinmo podskakiwał na łóżku w rytm piosenki z telewizora. Razem z postaciami klaskał też w dłonie i śpiewał cicho.
– Możesz jeść, głodomorze – powiedział Baekhyun, siadając obok braciszka.
Chanyeol poszedł jeszcze po ketchup i herbatę, a potem zaczęli razem jeść i oglądać następne bajki. Śmiali się przy tym. Jinmo chyba nigdy nie był bardziej uradowany, a starszy Byun czuł się szczerze szczęśliwy. Po raz pierwszy od dawna. Nawet Chanyeol nie zignorował tego przyjemnego łaskotania gdzieś w brzuchu.
ɤɤɤ
– Hej, Baek! Pójdziesz ze mną do klubu? – spytał Park, gdy w następną sobotę spotkał się z Baekhyunem w swoim mieszkaniu.
Baekhyun zdążył już zdjąć buty i teraz patrzył na niego, jakby chciał spytać, czy aby na pewno nie żartuje. Zamrugał kilkukrotnie, oczekując słowa wyjaśnienia, ale się go nie doczekał. Wzruszył więc ramionami i na powrót sięgnął po leżące w kącie tenisówki.
– Mogłeś chociaż napisać, że gdzieś wychodzimy, to bym się inaczej ubrał – odpowiedział Byun, wciskając spoconą stopę w znoszonego buta. Zacisnął sznurówki i zręcznie je zawiązał. – Bardziej wyjściowo, a nie… jeansy i koszulka.
– Ale co w tym złego. Dobrze wyglądasz – powiedział obojętnie Chanyeol, jakby nie widział żadnych przeszkód, by iść do klubu nawet w dresach i bluzie. – Zresztą, nie masz się podobać nikomu poza mną, nie?
– A od kiedy ci się podobam? – zapytał poważnie niższy, patrząc wprost w oczy stojącego naprzeciw niego chłopaka. Uniósł brwi, gdy zauważył, że to pytanie było zaskakujące.
– Chyba od początku – odrzekł Park, wciskając dłonie do kieszeni.
Baekhyun prychnął i pokręcił głową. Po chwili jednak jakby zmienił zdanie, wspiął się na palce i cmoknął Chanyeola w policzek, uśmiechając się przy tym słodko.
– Możemy iść.
Wyszli więc z ciasnego mieszkania, ale było jeszcze wcześnie. Rozmawiając głośno i śmiejąc się na całe gardła, poszli do ulubionej kawiarenki parka. Zamówili kawę na wynos i usiedli na kamiennych schodkach, po których tym razem nikt nie biegał tak często jak za pierwszy razem, gdy tu przyszli.
Może dlatego, że nie było zbyt wielu gości. Było raczej cicho i spokojnie. Baekhyun mógł nawet śmiało oprzeć głowę na ramieniu Parka, rozkoszując się widokiem świeżych kwiatów w porcelanowych wazonikach, które przyozdabiały każdy stolik. Raz po raz pociągał z papierowego kubka mały łyk, wsłuchując się w ciche nucenie Chanyeola. Lubił jego głos, ale jeszcze bardziej przepadał właśnie za tym kojącym dźwiękiem. Zdumiewająco go uspokajał.
Kiedy wreszcie nadszedł czas, weszli do niezbyt dużego klubu, który Park dobrze znał. Jak tylko znaleźli się w środku, pomachały do nich trzy dłonie znad stolika pod ścianą.
Baekhyun się speszył. Myślał, że będą sami, zabawią się, spędzą czas we dwójkę. Tymczasem Chanyeol przyprowadził go do zupełnie obcych mu ludzi. Zagryzł wargę, nie dając po sobie poznać, że wcale mu się to nie podoba. Podążył za czarnowłosym, który nagle zaczął robić coraz większe kroki.
– Siema! – zawołał białowłosy chłopak, podnosząc się z miejsca. Na oko był niewiele wyższy od Byuna.
– Cześć, Chanyeol – powiedział chłopak o kruczoczarnych włosach i przeszywającym spojrzeniu. Miał silnie obcy akcent, co zaskoczyło Baekhyuna.
– Długo się nie widzieliśmy – odezwał się trzeci głos, należący do niesamowicie ładnej dziewczyny.
– Baekhyun, to są moi przyjaciele – odrzekł Chanyeol, obejmując niższego w pasie i przysuwając go do siebie. – Taemin, Yixing i, przepraszam bardzo, że tak na końcu, Hyejin. – Wskazał kolejno na jasnowłosego, kolesia z tym dziwnym akcentem i dziewczynę, która uniosła spojrzenie znad swojego drinka i pomachała do Baekhyuna, ukazując przy tym swoje długie i bardzo zadbane paznokcie. – A to jest Baekhyun – dorzucił Park i zmierzwił chłopakowi włosy na głowie, po czym niemal popchnął go na wysoki stołek.
– Skoro już wstałem, to pójdę coś zamówić – zasugerował Taemin i z uśmiechem na ustach odszedł w stronę lady, za którą kręcił się barman z seksownym kolczykiem w brwi.
Przez moment siedzieli w długiej ciszy. Jedynie muzyka z centrum klubu dudniła im w uszach. Yixing przeglądał coś w swoim telefonie, Hyejin bawiła się różową słomką, przez co resztki jej napoju chlupotały, Chanyeol patrzył na przyjaciół z wyczekiwaniem, a Baekhyun to zerkał na nowo poznane osoby, to uciekał wzrokiem, jakby chciał stąd zniknąć.
– To… kogo nam tu przyprowadziłeś? – odezwał się znienacka Taemin, taszcząc dwa kufle z piwem i dwa niebieskie drinki. Jeden z nich już po chwili znalazł się przed nieco zaskoczonym Byunem, który zamrugał prędko.
– Baekhyun to mój… – zawahał się, podczas gdy oczy całej czwórki (tak, czwórki; sam Baekhyun też był ciekaw, co Park o nim powie) zwróciły się w jego stronę. – przyjaciel? – Spojrzał na swojego towarzysza, uśmiechając się niezręcznie. – Tak, chyba możemy nazwać się przyjaciółmi.
Nie był wcale zdziwiony. Nie oczekiwał, że Chanyeol nazwie go swoim chłopakiem, facetem, partnerem. A jednak gdzieś tam w głębi zrobiło mu się przykro. Mimo to nie odezwał się, ani nie zaprotestował. Nie miał do tego prawa. Nigdy przecież nie rozmawiali o tym, kim dla siebie są, czy cokolwiek dla siebie znaczą. Nawet ten spontaniczny pocałunek w kuchni o niczym nie świadczył.
– To co? Nas odstawiasz już na boczny tor? – żachnęła się Hyejin, ale w jej oczach czaił się zawadiacki błysk i wszyscy wiedzieli, że to tylko żart.
– Och, daj spokój. Możemy przecież spotykać się w piątkę, prawda? – Yixing rozejrzał się po wszystkich twarzach, ale najdłużej zatrzymał się na Baekhyunie, który, zaskoczony jego niesamowitym spojrzeniem, jak najprędzej pokiwał głową. – No właśnie.
– Gdzie się poznaliście? – Tym razem przemówił Taemin, który bawił się szeroką słomką w swoim kuflu piwa. Dopiero teraz Baekhyun dostrzegł pierścionki połyskujące na jego długich palcach oraz pomalowane na śliwkowy kolor paznokcie.
– W przedszkolu – odrzekł i wszyscy zaraz wybuchli śmiechem, na co Byun najpierw skulił się odrobinę, a potem zmarszczył brwi. – Przyszedłem po brata i wpadliśmy na siebie.
– Mhm, chciałem nauczyć jego braciszka grać na gitarze – wyjaśnił Park, otarłszy wargi z piany. – Najpierw nie chcieli się zgodzić, ale wreszcie jakoś się spotkaliśmy.
– Gdyby Jinmo tak nie naciskał, to pewnie bym tu teraz z tobą nie siedział – stwierdził chłodno chłopak, wychylając szklaneczkę do końca. – A wy skąd się znacie? – zapytał, odstawiając szkło na stolik.
– Chanyeol, Yixing i ja znamy się z domu dziecka – wyjaśniła prędko Hyejin i odgarnęła sobie włosy na prawe ramię, co wyglądało bardzo zjawiskowo. – A tego tu – pokazała palcem na białowłosego Taemina – poznaliśmy w barze, kiedy udawał barmana.
– Jak to?
– Wcale nikogo nie udawałem – bronił się Taemin, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. –  Musiałem zastąpić kolegę. – Trójka przyjaciół posłała mu powątpiewające spojrzenie. – Dobra, dobra. Mój facet miał zastąpić swojego kolegę, bo go o to poprosił, ale okazało się, że jednak nie dostał na ten dzień wolnego, więc poprosił mnie. No i jakoś tak się złożyło, że nikt nie chciał u mnie zamawiać, więc cudem namówiłem tych wariatów na kilka drinków.
– Dałam ci nawet napiwek, a ty nazywasz mnie wariatką – obruszyła się Hyejin i skrzyżowała ramiona na piersi. Odwróciła się od niego, po czym nachyliła się bardziej w stronę Byuna, posyłając mu prześliczny uśmiech. – Czym się zajmujesz?
Baekhyun poczuł jej oddech, będący mieszanką alkoholu i gumy miętowej, oraz kwiatowe perfumy, które wręcz idealnie komponowały się z pomarańczową sukienką w ogromne róże. Odpowiedział jej uśmiechem i rozparł się na stoliku, podsuwając dłoń pod brodę.
– Pracuję w sklepie, opiekuję się bratem i spotykam się z Chanyeolem. Głownie to robię – odpowiedział, nie zwracając uwagi na resztę chłopaków.
Zresztą, oni chyba też się nimi nie przejmowali, bo pogrążyli się w rozmowie na temat samochodów, które naprawiał Yixing. Poza tym, że Hyejin wydała mu się bardzo miła, Baekhyun musiał przyznać, że była naprawdę olśniewającą kobietą. Miała niecodzienną urodę; jej małe oczy podkreślone były grubą kreską, a usta wymalowane fioletową szminką. Policzki zaś błyszczały kolorowo od mieniących się w klubie świateł. A gdy przesunął wzrokiem po całej jej postaci, dostrzegł duże piersi, znaczne wcięcie w talii i szerokie biodra, które ukryte były pod rozkloszowaną sukienką.
– Idziesz na papierosa? – Głos Yixinga dotarł do Baekhyuna jakby z oddali.
Chłopak potrząsnął głową, wyrywając się z transu, a dziewczyna uśmiechnęła się znacząco. Skinęła głową, sięgając do małej, okrągłej torebki. Wyjęła z niej długą paczuszkę z zielonym wielbłądem, otworzyła i podsunęła Byunowi. – Poczęstujesz się?
– Chętnie – odpowiedział i wziął jednego papierosa z nieskrywaną radością.
We trójkę wyszli na zewnątrz, zostawiając Chanyeola i Taemina przy barze. Zaproponowali znów coś do picia. Na tę kolejkę wszyscy wybrali piwo, Hyejin poprosiła z sokiem.
– Jesteście razem? – spytał wprost Yixing, podając ogień przyjaciółce.
Baekhyun pokręcił energicznie głową i zaciągnął się mentolową fajką. – Nie. Tylko się spotykamy, widujemy. – Zaśmiał się. – To brzmi źle. – Znów pokręcił głową, strzepując popiół z papierosa, którego połowa już zniknęła.
– Tak czy inaczej – zaczęła Hyejin, zaciągając się swoim papierosem i odrzucając włosy do tyłu – uważaj na niego – ostrzegła, patrząc na Byuna bardzo, bardzo poważnie.
– A co? Może mi zrobić krzywdę? Nie wspominał o tym, że jest przestępcą.
– Nie o to chodzi. – Dziewczyna potrząsnęła głową, aż zabrzęczały jej duże kolczyki, które Baekhyun zauważył dopiero teraz. – To pierwszy raz, jak widzimy, żeby był tak blisko z jakimś chłopakiem.
– Co prawda nigdy nie zwierzał się, żeby jakiegoś zaliczył i licho go wie, ale... To nas zaskoczyło – dodał Yixing, zaciskając na moment wargi w prostą kreskę.
– Ale już wam mówiłem, nie jesteśmy razem! – upierał się Baekhyun, wymachując papierosem na prawo i lewo. – To tylko przyjaźń... kumplowanie się.
– Mów sobie, co chcesz, ale wygląda to trochę inaczej – odezwała się znów Hyejin. – Chanyeol jest inny niż zwykle, więc jeszcze raz proszę, żebyś na niego uważał. Chyba żadne z nas nie chce, żeby coś źle się skończyło, prawda? – spytała, a oni natychmiast potwierdzająco skinęli głowami.
– A z nim to różnie bywa – dodał po namyśle Yixing i po raz ostatni zaciągnął się swoją fajką, po czym rzucił peta na chodnik i zdeptał go butem. – Wracamy?
Gdy weszli do środka, muzyka ostro dudniła z głośników, rozlewając się po całym lokalu. Na zewnątrz nie było tego aż tak słychać, dlatego Baekhyun mimowolnie się skrzywił. Hyejin pociągnęła go do stolika, gdzie Chanyeol i Taemin, pochyleni ku sobie, zawzięcie o czymś dyskutowali. Zaraz zaśmiali się głośno, wracając na swoje miejsca.
– O, jesteście już! – zawołał chłopak, siadając na krześle, które zajmował przedtem.
– Tak. Jesteśmy – potwierdziła Hyejin z westchnieniem.
– Zatańczysz? – spytał Park Baekhyuna, na co ten najpierw niepewnie na niego spojrzał, a potem z wahaniem pokiwał głową.
Kiedy znaleźli się na parkiecie, poruszając się równo z rytmem muzyki w morzu spoconych ciał, oczy trójki przyjaciół skupiły się w pełni na nich. Ale oni nie zwracali na to uwagi. Byli zapatrzeni w siebie.
– Nie wydaje wam się to dziwne, że Chanyeol kręci z tym chłopaczkiem? – odezwał się Taemin, z uporem mieszając fioletową słomką w resztkach piwa.
– To jest dziwniejsze od tego, jak oznajmił, że będzie pracował w przedszkolu – zgodził się Yixing, sącząc piwo z dużego kufla.
– Trochę się boję – oświadczyła Hyejin, krzyżując ręce na piersi.
– Niby czego? – prychnął Taemin.
– Wiecie, jaki jest Chanyeol, prawda? – Spojrzała na nich znacząco.
– No tak, ale to jeszcze nic nie znaczy – oświadczył Lee, odgarniając przydługie włosy za uszy.
– Pożyjemy, zobaczymy – westchnęła dziewczyna, wychylając szklaneczkę z niedopitym wcześniej drinkiem.

W czasie, gdy oni zawzięcie rozmawiali, zastanawiając się nad przyszłością tej dwójki, Chanyeol i Baekhyun zdążyli się zdrowo wyszaleć na parkiecie. Muzyka łomotała im w uszach, a niektóre dźwięki wręcz wwiercały się do mózgu. Byun uśmiechał się szerzej niż zwykle i chętnie odwzajemniał pocałunki, które skradał mu Park, nie przejmując się ludźmi naokoło.
Jakby nie liczyło się nic.
Wrócili do mieszkania Chanyeola przed czwartą. Bolały ich nogi, gardła i głowy. Baekhyun słaniał się. Nie dość, że był trochę wstawiony, to jeszcze zmęczony. Zdjął szybko buty i odstawił je w kąt, po czym poszedł do pokoju i walnął się na łóżko, jak najprędzej nakrywając się kołdrą.
Siadając na brzegu, Park przez chwilę przyglądał się śpiącemu chłopakowi. Jego obraz wreszcie zaczął mu się rozmazywać, więc sam zajął miejsce obok, tym samym dając się przerobić na ludzką poduszkę. Baekhyun jednak nie był ciężki i dobrze dopasował się do jego ciała.
– Nie wiedziałem, że będziesz u mnie nocował – odezwał się Chanyeol, głaszcząc otulony całunem snu policzek Baekhyuna.
– Ja też nie – przyznał tamten i razem zaśmiali się głośno.
ɤɤɤ
– Hej, a może wpadłbyś kiedyś do mnie? – zapytał Baekhyun następnego ranka przy śniadaniu.
O ile południe można było nazwać rankiem, a mocną czarną kawę i papierosa śniadaniem. Chanyeol oczywiście protestował przeciwko fajkom, ale nic nie zdziałał i ostatecznie zgodził się, otwierając w kuchni okno. Gorący powiew wiatru wpadł do mieszkania, szarpiąc zszarzałą firanką w kwiatki. Byun odetchnął pomiędzy łykiem kawy a kolejnym zaciągnięciem się.
– Powinieneś coś zjeść – oświadczył Park, po raz trzeci otwierając drzwi małej lodówki.
– Dzięki, ale nie jestem głodny – odburknął chłopak i wydmuchnął chmurę siwego dymu, która przez moment zawisła nad jego głową, po czym uleciała wraz z kolejnym powiewem. – To kiedy mógłbyś przyjść? O ile w ogóle chcesz.
– To zależy, kiedy tobie pasuje. – Chanyeol wzruszył obojętnie ramionami, zaniechując prób zmuszenia Baekhyuna do zjedzenia czegoś porządnego.
– A twoja praca?!
– Nigdy nie kończę później niż o piętnastej, poza tym soboty mam wolne. Zresztą, są już wakacje i przedszkole jest nieczynne – odpowiedział Park, zalewając sobie herbatę wrzątkiem i chwycił nieco przypalony tost, na którym już roztopił się ser.
– To niech będzie przyszła sobota – mruknął Byun i wydmuchnął kolejną chmurkę dymu, strzepując popiół z żarzącej się końcówki na chodnik daleko w dole. – Mama chyba cały dzień będzie w sklepie i powiem jej, żeby zabrała Jinmo do jakiegoś kolegi. Pewnie się chłopak ucieszy. – Zaśmiał się, wyrzucając peta przez okno. – Ugotuję ci obiad, posiedzimy trochę. – Wzruszył ramionami. – Zobaczysz, jak mieszkam. Może ci się spodoba.
– Skoro ty mi się podobasz, to twoje mieszkanie chyba też mi się spodoba. – Chanyeol uśmiechnął się szeroko, uporczywie wciskając ręce do kieszeni.
ɤɤɤ
Tydzień minął szybciej, niż to w ogóle było możliwe. Baekhyun znowu wrócił do pomagania mamie w sklepie, zabijając czas na pustych wiadomościach z Parkiem lub czytając magazyny motoryzacyjne, które zdejmował z półek w sklepie. Odkładał je potem z powykręcanymi rogami, licząc na to, że żaden z klientów nie zorientuje się, iż nie są egzemplarzami z pierwszej ręki.
Kiedy bardzo się nudził, a Chanyeol mu nie odpisywał i wszystkie gazety przejrzał już po trzy razy, przechadzał się po markecie, układając każdy produkt równiutko na swoim miejscu. Tak bardzo się do tego przyzwyczaił, że wreszcie nie mógł znieść widoku, gdy jakaś butelka z napojem aloesowym była przekręcona o pół milimetra za bardzo w prawo lub w lewo. Wzdychał i bardzo uważnie ustawiał ją jak trzeba. Chciał, by klienci byli z niego zadowoleni, chociaż nie był w żadnym stopniu specjalistą w dziedzinie sprzedaży.
Nadeszła upragniona sobota i mało nie posiadał się z radości, kiedy mama bez jego namowy oznajmiła, że zabiera Jinmo na cały dzień, bo obiecała pani Hwang, że jej synek Jimin będzie mógł się spotkać i pobawić ze swoim rówieśnikiem. Obiecał, że ugotuje sobie obiad, bo kobieta zawsze nalegała, by nie chodził o pustym żołądku i o siebie dbał, mimo iż to ona ciągle gotowała i podawała mu domowe jedzenie.
Dzwonek do drzwi odezwał się kilka minut przed trzynastą. Baekhyun zeskoczył z łóżka, na którym siedział, czytając jakąś starą, wyświechtaną książkę. Raczej jedynie wertował niektóre strony, po kilka razy czytał zaznaczone kolorowymi pisakami fragmenty, a później prychał pod nosem i kręcił głową, śmiejąc się z logiki bohaterów.
Pospiesznie poprawił rozczochrane włosy, podciągnął spodnie i poprawił wymiętą koszulkę. Odchrząknął, podchodząc do drzwi. Otworzył je z uśmiechem na twarzy, a gdy zobaczył tego, na którego czekał, kąciki jego ust powędrowały jeszcze wyżej. Przesunął się na bok, wpuszczając go do środka, po czym przekręcił klucz w zamku. Chanyeol w tym czasie zdjął buty.
– Myślałem, że nie trafię – przyznał Park, za co, wbrew pozorom, zarobił buziaka w policzek.
– Mogłeś zadzwonić. Wyszedłbym po ciebie – odpowiedział prędko Baekhyun, ciągnąc gościa do swojego pokoju.
Wzrok Parka od razu spoczął na regale po brzegi wypełnionym kasetami z mniejszą lub większą warstewką kurzu na brzegu. Pieszczotliwie przesunął palcami po widocznych nazwach zespołów i zaraz odwrócił się do Byuna, a na jego twarzy rozlewał się olbrzymi uśmiech.
– Nie wiedziałem, że masz ich aż tyle. Jestem pod wrażeniem – przyznał, rozglądając się dalej po pokoju.
Stary komputer na sosnowym biurku, przy którym stało koślawe krzesło zawalone stertą ubrań. Pożółkłe ze starości firanki w oknach i dołączone do nich pstrokate zasłony, które jakoś na wiosnę zawiesiła jego matka, omiatając jednocześnie pajęczyny w kącie. Szafa trochę się nie domykała, bo wystawał z niej pasek od plecaka, ale Baekhyun już od dawna przestał zwracać na to uwagę.
Na środku po lewej stało jednak duże, dwuosobowe łóżko, a przy nim mała szafka, na której piętrzył się stos kolorowych magazynów z motocyklami i szybkimi samochodami. Mała lampka chybotała się na nich niebezpiecznie.
– Gejowskie porno? – zagadnął Chanyeol, wskazując kupkę z pismami, która wyglądała, jakby wkrótce miała wylądować na podłodze.
– Nie – odpowiedział Baekhyun, a na jego policzkach pojawiły się małe, różowe plamy. – Gazety o motorach i autach. – Wzruszył ramionami. – Chcesz herbaty?
– Jasne.
Pomknął do kuchni, nie oglądając się za siebie. Zastanawiał się, jak Chanyeol mógł pomyśleć o nim w ten sposób? Gdyby kolekcjonował pisemka, nie zostawiałby ich na widoku. Zresztą, przecież to nie tak, że jak był gejem, to od razu musiał wydawać pieniądze na takie gazety. To nie działa w ten sposób.
Ale odpuścił. Wiedział od Hyejin, że Park po raz pierwszy był w tak bliskiej relacji z innym chłopakiem, więc pewnie nie wiedział, jak to działa.
– Proszę – powiedział Baekhyun, stawiając kubek z gorącą, cytrynową herbatą na biurku.
Cicha muzyka dała się słyszeć z magnetofonu., ale musiał pogłośnić, by usłyszeć zachrypnięte, zawodzące You led me on with a cloak and a dagger and I didn’t know you had made another plans.* Uśmiechnął się do siebie, kiwając wolno głową z uznaniem. Była to jedna z jego ulubionych piosenek, ale nie musiał mówić tego na głos. Chanyeol wyczytał to z wyrazu jego twarzy.
– Też ich lubisz? – spytał, przysiadając na brzegu łóżka.
Spostrzegł, że jego ubrania znajdowały się teraz na podłodze przy szafie.
– Jasne. A kto ich nie lubi?! – odparł Park i zaśmiał się cicho, biorąc kubek do ręki.
– Niby można im zarzucić, że czasem smęcą, ale większość raczej za nimi przepada. Nawet jeśli znają tylko Wind of change. – Baekhyun zaśmiał się perliście i siorbnął spory łyk herbaty ze swojego kubka.
Przesłuchali do końca Sting in the Tail, rozmawiając ciągle o muzyce. Znaleźli kolejnych wykonawców, których obaj lubili. Śpiewali piosenki, przekrzykując radio. Baekhyun wyjął papierosa i obracał go w palcach, gdy Chanyeol rozprawiał nad kawałkami, którymi inspirował się przy nagrywaniu swojej pierwszej amatorskiej płyty. Wreszcie odpalił go i zaciągnął się, kiwając głową z aprobatą.
Words are very unnecessary, they can only do harm** – zaintonował cicho Park, a Byun mimowolnie zadrżał, jakby teraz też słowa były niepotrzebne.
– To prawda – powiedział po namyśle, dogaszając papierosa w resztce herbaty.
– Jak cholera – odburknął ironicznie Chanyeol, ale gdy zobaczył grymas na twarzy Baekhyuna, spuścił z tonu. – Przepraszam. Chodziło mi o to, że są momenty, gdy słowa są najważniejsze. Może gdyby moi starzy umieli się dogadać, nie wychowałbym się w bidulu. Może byłbym lepszym człowiekiem.
– Nie jesteś przecież zły – żachnął się Byun.
– Ale moje wykształcenie jest… praktycznie nieistniejące. Nie stać mnie na studia, a wolałbym być architektem niż jakimś opiekunem – przyznał z goryczą w głosie Chanyeol.
– Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że wtedy byśmy się nie spotkali – powiedział cicho Baekhyun, po czym spojrzał na swojego chłopaka, pogryzając dolną wargę. – Mnie właściwie też nie stać na studia. Czy przez to jestem gorszy? – spytał, odnajdując drugie dno w słowach Parka.
– Nie o to-
– Moi rodzice potrafili się dogadać. Byli najlepszymi rodzicami, jakich mogłem mieć, a jednak jest tu, gdzie jestem i już nic tego nie zmieni. Musiałbym wygrać na loterii. Poza tym umarł mi ojciec, którego kochałem i szanowałem. Nie ćpał, nie pił, a straciłem go – mówił coraz prędzej i bez większego składu.
Mimo swojej siły i postawnego, czasem buntowniczego charakteru, Baekhyun był wrażliwy i momentami zbyt łatwo się peszył lub doprowadzał do stanu, gdy w jego oczach lśniły łzy. Przetarł twarz rękawem i sięgnął po kolejnego papierosa, którego wypalił, nerwowo krążąc po pokoju.
Chanyeol milczał, jakby kolejne jego słowo mogło zburzyć następną warstwę bezpieczeństwa i zaufania Byuna.
– Naprawdę przepraszam. Nie to miałem na myśli – odezwał się wreszcie cicho, kiedy Baekhyun przysiadł na łóżku i patrzył w jeden punkt na wykładzinie, szurając po niej nogami. – Chciałem powiedzieć, że- – urwał, widząc oskarżycielskie i wyzywające spojrzenie. – Już nieważne – mruknął.
Powoli zbliżył się do Byuna i usiadł obok niego. W tej sytuacji więcej słów już nie było potrzeba. Objął go ramieniem i przytulił do siebie, głaszcząc niespiesznie. Baekhyun nie szlochał, ale z jego oczu popłynęło kilka łez, które wsiąknęły w bluzę Chanyeola. Wreszcie odsunął się i przewrócił Parka na łóżko, by móc swobodnie wtulić się w niego całym sobą. Czuł się w ten sposób bezpieczny.
Leżeli tak po prostu w ciszy, dopóki Baekhyun nie podniósł głowy, by popatrzeć na twarz Chanyeola. Chłopak zamknął oczy i miał tylko lekko zmarszczone brwi. Wyglądał, jakby spał. Byun uśmiechnął się do siebie szeroko.
– Chanyeol – zawołał niepewnie i zagryzł wargę.
Gdy tamten otworzył oczy i mruknął, Baekhyun uniósł się na łokciu i złączył ich wargi w powściągliwym pocałunku. Park za to coraz chciwiej smakował jego usta, jak gdyby całowali się po raz pierwszy. I chociaż już wiele razy to robili, to właśnie ten raz był wyjątkowy. Bo akurat dzięki niemu niewinny pąk przeistoczył się w coś więcej, od czego ich ciała drżały nieopanowanie, a oddechy mieszały się w bujnej plątaninie dźwięków.

Skarpetka Baekhyuna zwisała z brzegu łóżka, podczas gdy on sam przylgnął do ciepłych pleców Chanyeola. Wodził palcem po jego ramieniu i łopatce, zataczając kręgi dookoła czarnych linii tatuażu w kształcie orła. Ucałował go już wiele razy i zachwycał się nim bez końca. Jeszcze raz musnął go opuszką i pocałował Parka w kark.
– Nie chwaliłeś się, że masz tatuaż – odezwał się nieco zachrypniętym głosem.
– Bo nie pytałeś – odparł Chanyeol i odwrócił się w końcu twarzą do niego.
Pogłaskał go po twarzy, uśmiechając się czule.
– Mam nadzieję, że to nie był twój pierwszy raz – powiedział z lekką obawą w głosie, a jego dłoń zatrzymała się w pół drogi do podbródka Byuna.
– Nie – skłamał pospiesznie Baekhyun, dziękując ciemności za to, że nie widać jego rumieńców, po czym dał po raz kolejny pocałować swoje spierzchnięte wargi.
– To dobrze – odetchnął z ulgą Chanyeol, uśmiechając się nieznacznie.
– Chanyeol, a co powiesz, żebyśmy… no wiesz, spróbowali? – zasugerował Byun i miał nadzieję, że wyszło to jako luźna propozycja, a nie poważne zobowiązanie.
– Spróbowali, czego? – Nawet w ciemności było widać, jak Park zmarszczył brwi.
– No, być ze sobą – odrzekł Baekhyun z lekkim niedowierzaniem. Po tym, do czego między nimi doszło, wydawało mu się, że wniosek nasuwał się jeden.
– Ach! – Chanyeol zaśmiał się, chowając twarz w ramieniu Byuna. – Jasne, możemy spróbować. Czemu nie? Jestem otwarty na wszelkie propozycje.
Kąciki ust Baekhyuna uniosły się ku górze, a on wewnętrznie odetchnął z ulgą. Ta chwila zasiała ziarnko niepewności w jego sercu, lecz odpowiedź Parka natychmiast ją wypleniła. Zamknął oczy i szczęśliwy przycisnął policzek do ciepłej piersi, wsłuchując się w równomierne bicie serca, które ukołysało go do snu.

Rankiem obudził się w pogniecionej, wypełnionej świeżym snem pościeli. Ziewnął, przekręcając się na bok, i uderzył dłonią w coś zbyt twardego, by mogło być jego materacem. Rozchylił sklejone powieki i zobaczywszy Chanyeola, podskoczył, podciągając nogi pod brodę.
– Jestem aż taki okropny? – odezwał się Park, otwierając jedno oko.
Najwyraźniej nie spał już od jakiegoś czasu, ale czuwał. Nie chciał budzić Baekhyuna, dając mu tyle czasu na sen, ile tamten potrzebował. Uśmiechnął się bałamutnie, podparłszy głowę na łokciu.
– Słodko wyglądasz, jak śpisz – rzekł po chwili, wyciągając rękę w stronę Byuna. – Chodź tu do mnie – poprosił szeptem.

Gdy siedzieli przy stole, było trochę niezręcznie. Rozbiegane spojrzenie Baekhyuna krążyło między jego mamą, która przygotowała śniadanie dla trzech osób i teraz musiała je jakoś rozdzielić na cztery, a Chanyeolem, który śmiało zagadywał Jinmo o jego wakacje i grę na gitarze i starał się nie zwracać uwagi na zirytowane spojrzenie kobiety, która na nowo musiała nakładać ryż do miseczek, dzielić warzywa i dosmażać jajka.
Krytycznie spoglądała na Chanyeola, bo o ile wczoraj wróciła do domu, kiedy Baekhyun i jego gość już dawno spali, o tyle dzisiaj słyszała wszystko, co działo się w sypialni syna. Była zniesmaczona i przekonana, że to Park wpadł na ten pomysł o tak wczesnej godzinie, gdy wszyscy byli w domu i próbowali nadal spać. Najbardziej martwiła się o Jinmo. Wiedziała, że we wakacje chłopiec i tak wcześnie wstaje, a przecież jeszcze nic nie wiedział o tych sprawach.
– Pozmywam – oświadczył stanowczo Chanyeol, kiedy pani Byun postawiła przed nim trochę obtłuczoną miskę z ryżem. Posłał jej przepraszające spojrzenie i podziękował szczerze.
To wystarczyło, by serce kobiety zmiękło. Uśmiechnęła się szeroko, zajmując swoje stałe miejsce przy stole ze szklanką pełną zielonej herbaty. Może nie powinna oceniać znajomych syna tak powierzchownie. Sięgnęła po łyżkę i pałeczki z większym entuzjazmem, niż zamierzała.
– Dziękuję za chęci – powiedziała, patrząc Parkowi prosto z oczy.
Baekhyun wyczuł lekkie napięcie i niepewność, dlatego kontrolnie na nich spojrzał, lecz już po chwili spuścił wzrok. Jeśli jego matka miała coś do Chanyeola, powinna powiedzieć o tym wprost albo odciągnąć go na stronę. Myślał, że udałoby mu się jakoś to ukrócić. Nie chciał wrogich relacji między dwoma osobami, na których teraz zależało mu najbardziej.

Chanyeol naprawdę posprzątał po śniadaniu. Nie dość, że pozmywał, to jeszcze powycierał wszystkie okruchy ze stołu i nauczył Jinmo, że zawsze warto pomagać. Opowiadał mu też o piosenkach, których może go nauczyć, jeśli tylko będzie chciał go odwiedzić z Baekhyunem w przyszłą sobotę. Chłopiec ucieszył się bardzo i od razu zaczął nękać brata, by poszli.
ɤɤɤ
Od tamtej pory spotykali się w każdy weekend. Baekhyun ciężko pracował w sklepie i wymyślał coraz to nowsze sposoby, aby przyciągnąć więcej klientów. Skoro w sobotę było tu zamknięte, musiał jakoś nadrobić straty z tego dnia. Całkiem mu się to udawało. Ludzi kusiły promocje 2+1, a on nie był na tym stratny, ponieważ nieco pozmieniał ceny. Oczywiście wszystko wcześniej ustalał ze swoją mamą.
We wtorkowe popołudnia zaprowadzał Jinmo do Chanyeola, a po skończonych „zajęciach” Park odprowadzał chłopca do sklepu. Tym sposobem mieli dla siebie jeszcze kilka chwil, gdy to młodszy braciszek biegał po całym markecie, szukając ulubionych lizaków. Mogli się pocałować i krótko porozmawiać, ułożyć plany na najbliższy weekend.
A gdy spotkali się kolejnym razem, Chanyeol, jak zwykle, zaparzył herbatę i postawił ją na wiecznie brudnej ławie. Siedzieli na rozłożonej wersalce, rozmawiając o muzyce i filmie, który obaj obejrzeli w telewizji; Chanyeol z Yixingiem, a Baekhyun ze swoją mamą, która w połowie zasnęła.
Po trzeciej szklance zbyt mocnego napoju Park wstał i zaniósł brudne naczynia do kuchni. Byun podążył za nim i zatrzymał się w progu, wspierając się o framugę. Patrzył, jak wysoka postać pochyla się nad zlewem. Uśmiechnął się do siebie, po czym podszedł do Chanyeola i objął go od tyłu, wtulając się w jego plecy.
– Moglibyśmy zrobić coś romantycznego – powiedział cicho, przesuwając dłońmi po brzuchu chłopaka.
– Na przykład co? – odezwał się Park i zwrócił się twarzą do swego gościa. Mokrymi palcami założył jego włosy za ucho. – Kino? Spacer? Pizza? Kolacja w wykwintnej restauracji, na którą nas nie stać? – Zaśmiał się i pocałował Baekhyuna w czoło.
– Nie. Moglibyśmy posiedzieć na balkonie, w kocu, gadać do nocy. – Spojrzał mu w oczy niemal błagalnie. – Czy to nie jest dobry pomysł?
– Nie. Mam lepszy. Chodź.
Chanyeol pociągnął go za rękę i wrócił do pokoju. Wyjął z szafy koc i zaraz wepchnął go Byunowi, a sam poszedł do kuchni. Z lodówki zabrał sushi w plastikowym opakowaniu oraz tanie, nieotwarte wino. Wrzucił je do siatki, a potem dodał jeszcze niedawno umyte szklanki oraz dwa zestawy pałeczek i latarkę.
– Dokąd mnie zabierasz? – spytał Baekhyun, stojąc w przedpokoju z wielkim pakunkiem w rękach.
– Zobaczysz.
Pospiesznie założyli buty – Baekhyun ledwie wsunął stopy w swoje, nim Park wywlókł go na korytarz – i ruszyli klatką schodową w górę. Chanyeol miał dłuższe nogi, więc przeskakiwał po dwa, trzy stopnie za jednym razem. Byun ledwie za nim nadążał i kilka razy zgubiłby buty, jednak jakoś udało mu się wejść na samą górę, gdzie mógł przez moment odpocząć.
Chanyeol patrzył na drabinkę wiodącą na dach i uśmiechał się niemal szatańsko.
– Co będziemy robić na dachu? – zapytał zdyszany Baekhyun, jedną dłoń przyciskając do swojej klatki piersiowej.
– Mamy randkę – odpowiedział z dumą Park, po czym wszedł na górę, by otworzyć właz.
Kiedy już wyszedł na dach, zaczekał na Byuna, by odebrać od niego koc i pomógł mu bezpiecznie stanąć na prostym gruncie. Przeszli parę metrów, żeby znaleźć odpowiednie miejsce, z którego mogli podziwiać miasto oraz niebo. Ściemniało się, dlatego obaj liczyli na to, iż ujrzą choć kilka gwiazd.
– Tu – zawołał Chanyeol, wskazując otwartą przestrzeń, gdzie nie były umieszczone żadne urządzenia ani betonowe murki.
Razem rozłożyli koc i usadowili się na nim wygodnie. Baekhyun wciąż dyszał. Nie miał siły nawet sięgnąć do siatki po jedzenie. Dopiero Park, gdy już popatrzył tęsknym wzrokiem na miasto, wyjął opakowanie z sushi, otworzył je, po czym wziął także butelkę i rozlał wino do szklanek.
– Czyż to nie jest romantyczne? – spytał, podając szklaneczkę kwaśnawego trunku Byunowi.
– Romantyczne jak cholera – sarknął Baekhyun i zaśmiał się, po czym padł na wznak, zamykając oczy.
– Myślałem, że ci się spodoba – powiedział Chanyeol z nutą zawodu w głosie.
– A kiedy niby powiedziałem, że mi się nie podoba? – Uchylił powiekę, spoglądając na skonfundowanego Parka.
– Sądziłem, że-
– To źle sądziłeś – przerwał mu i usiadł, po czym wychylił szklaneczkę kwaskowatego wina dwoma łykami.
Siedzieli na dachu, dopóki niebo nie pokryło się granatową barwą nocy. Nie było widać gwiazd. Chanyeol spojrzał na ledwie dostrzegalny księżyc i zobaczył przepływające ciężkie chmury, które zwiastowały rychły deszcz. I może nie byli nawet wstawieni po tym marnym winie, ale i tak szumiało im lekko w głowach. Wystarczająco jednak, by prowadzić filozoficzne dyskusje.
– Moja mama twierdzi, że Bóg istnieje, ale ja tak nie uważam – powiedział Byun, wpatrując się intensywnie w głębię mroku, jakby starał się dostrzec mikroskopijne punkciki w oddali.
– Dlaczego? – odparł Chanyeol, nachylając się bardziej w jego stronę.
– Bo życie jest zbyt popierdolone. Ojciec umarł, musimy radzić sobie sami. Nie poszedłem na studia, nie spełniam marzeń. Nie zostanę nikim wielkim. Gdzie tu widzisz Boga? – Baekhyun spojrzał wyzywająco na Parka.
– Ludzie są zbyt zaślepieni krzywdami, żeby dostrzec dobro, wiesz? – odpowiedział cicho chłopak, po czym przymknął oczy i złożył leniwy pocałunek na policzku Baekhyuna. – Dobro jest od Boga i ono jest wszędzie, ale ludzie są głupi i dlatego są wojny. Może obie strony mają rację i dałoby się żyć w pokoju, ale kto się przyzna, że jego zdanie nie jest słuszne? Z drugiej strony, niektórzy pewnie byliby w stanie walczyć ze samym sobą, jeśli tylko mieliby możliwość rozdwojenia się. – Wzruszył ramionami.
– Więc wierzysz w Boga?
– Nie wiem. – Chanyeol znowu wzruszył ramionami, spoglądając w niebo. – Wierzę, że ktoś na pewno tam jest, bo ten świat… przyroda, cały ten „układ” jest zbyt doskonały, by człowiek go stworzył. Ludzie nie są idealni. Wiele im brakuje, by móc uczynić coś takiego jak świat. Wydaje im się, że mogą zmienić go na lepsze, ale wszędzie widać nadużycia, czyż nie? – Uśmiechnął się smutno. – Chyba będzie padać.
Nie minęło nawet pięć minut, jak lunął rzęsisty deszcz. Baekhyun pospiesznie zgarnął puste opakowanie po sushi, szklanki oraz butelkę po winie, a Park zwinął koc w kulkę. Zanim dobiegli do włazu, byli już cali przemoczeni. Chanyeol śmiał się i jednocześnie krzyczał, a Byun tylko wrzeszczał, żeby się spieszyć.
Zbiegali po schodach, niemal łamiąc sobie nogi. Woda ściekała po ich ciałach długimi, niekończącymi się strugami. Deszcz był jednak letni, ciepły. Buzie im się nie zamykały, mimo iż powinni już być cicho. Wielkimi krokami zbliżała się cisza nocna, a może nawet już trwała.
Jak tylko wbiegli do mieszkania, Baekhyun odstawił wszystkie rzeczy, które miał w rękach, na stół w kuchni i zzuł buty. Chanyeol zaś rzucił mokry koc na podłogę w łazience i podszedł do chłopaka, by zaraz przycisnąć go do ściany, złączając ich usta w pocałunku.
– Przestań – mruknął Byun, próbując odwrócić głowę, jednak Chanyeol w zamian wziął go na ręce.
– Dlaczego? – zapytał, muskając gorącymi wargami mlecznobiałą szyję, na której od intensywnego biegu pulsowała żyła.
– Jestem mokry, lepię się, będę chory – wyliczał Baekhyun, lecz na końcu nie mógł powstrzymać jęku, gdy Chanyeol zaczął ssać jego skórę, robiąc soczystą malinkę.
– Obaj będziemy chorzy – szepnął Park, językiem pieszcząc zagłębienie za uchem chłopaka.
– Jeśli tak – Baekhyun chwycił Chanyeola za mokrą czuprynę i szarpnął, by spojrzeli sobie w oczy – to nie przestawaj.

Później tej nocy Byun leżał na wznak na sfatygowanej wersalce, podczas gdy Park z lubością całował każdy skrawek jego ciała, jakby już wcześniej tego nie zrobił. Głośne cmokanie roznosiło się po pokoju, gdyż nie szczędził sobie czułości. Chwilami zatrzymywał się na dłużej, by jego wargi zapamiętały delikatną fakturę nieskazitelnej, miękkiej skóry, która pod jego palcami, w jego dłoniach była niczym puch.
– Wyśliniłeś mnie już chyba w każdym calu – mruknął Baekhyun, przesłaniając oczy przedramieniem, by uchronić się od blasku księżyca wpadającego przez okno.
Ulewa już dawno przeszła. Wiatr rozgonił chmury. Srebrzyste gwiazdy błyszczały i chełpiły się na niebie w kolorze atramentu.
– Lubię twoje ciało – rzekł Chanyeol, wychylając się spod kołdry.
Pocałował go w brodę tak lekko, że Byunowi zdawało się, iż musnął go powiew, który dostał się do pokoju przez uchylone okno. Dopiero gdy ich wargi po raz kolejny zetknęły się ze sobą, stwierdził, że jednak nie był to wścibski wiatr, a jego chłopak. Mimowolnie się uśmiechnął, po czym odsłonił twarz. Księżyc już go nie raził, Park skutecznie go zastawiał.
– Tylko moje ciało? – zapytał wyzywająco.
– Nie – stwierdził zdecydowanie Chanyeol, zakładając kosmyk ciemnobrązowych włosów za małe, pokryte kilkoma pieprzykami ucho. – Lubię też twój charakter i świętoszkowatość. – Zaśmiał się, po czym wyszeptał mu do ucha: – Jakbyś potem nie błagał, żebym rżnął cię mocniej.
– Nie niszcz mi wizerunku! – obruszył się Baekhyun, klepiąc go mocno w ramię.
Gardłowy śmiech rozniósł się echem po mieszkaniu i zniknął w zagłębieniu szyi chłopaka, który zaraz sam się uśmiechnął, przyciągając Parka bliżej siebie. Wdychał przez chwilę jego zapach: pot zmieszany z różanym tanim mydłem z supermarketu oraz odrobiną mocnej wody po goleniu. Pocałował go w ucho, w wystającą kość szczęki i w skroń, nim odetchnął głęboko, podejmując jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu.
– Kocham cię – wyszeptał bezwiednie Baekhyun i wcale nie było temu winne marne, kwaśnawe wino.
ɤɤɤ
– Jaki chcesz smak? – zapytał  Chanyeol, podchodząc do stoiska z bubble tea w centrum handlowym, do którego udali się w kolejne sobotnie popołudnie.
– Jeszcze nie wiem – odburknął Baekhyun. – Muszę zobaczyć, co jest.
Chłopak podszedł bliżej, aby przyjrzeć się kuleczkom, które miał możliwość wziąć. Jego ulubione – truskawkowe – już prawie się kończyły, ale na jedną czy dwie porcje jeszcze by wystarczyło. Później spojrzał na rozpiskę smaków. Zauważył kilka nowych wariantów. Po szybkim zastanowieniu zechciał wziąć to, co zwykle, lecz ekspedientka prędko oznajmiła zamawiającemu już Chanyeolowi:
– Nie ma już mleka. Można wziąć jogurt.
I Baekhyun postanowił zmienić zdanie.
Gdy nadeszła jego kolej, uśmiechnął się do siebie szeroko.
– Poproszę malinową na jogurcie..
– Dużą?
– Tak, dużą. – Skinął głową. – I do tego jagodowe kuleczki i tapiokę – powiedział niemal z dumą i położył na ladzie wyliczone pieniądze.
Obaj prędko dostali swoje zamówienia i jak na jeden znak przebili opakowanie słomkami, by zaczerpnąć pierwszy łyk pysznego napoju. Baekhyun wręcz się rozpromienił. Jego niecodzienna kompozycja, zupełnie odbiegająca od pierwotnego planu, była naprawdę smaczna.
– Smakuje jak jogurt! – odezwał się z entuzjazmem chłopak, na co Chanyeol zaśmiał się i byłby się zakrztusił.
– To jest na bazie jogurtu, głuptasie – odpowiedział, zerkając na Byuna. – Mogę spróbować? – spytał, wskazując na jasnoróżowy napój.
– Jasne.
Wymienili się łykami swoich bubble tea i niemal jednocześnie się zaśmiali.
– Wziąłeś jagodowe kuleczki i malinowy smak – odrzekł rozbawiony Park.
– A ty malinowe kulki i jagodę – mruknął niby oburzony Baekhyun.
Usiedli na ławce przed księgarnią i patrzyli przed siebie, z radością popijając orzeźwiającą, nieco słodką bubble tea.
– Chciałbym, żeby moja płyta kiedyś pojawiła się na półce w jakimś znanym sklepie – odezwał się nagle Chanyeol; w jego głosie słyszalna była nuta melancholii.
 – Może tak się stanie. Jeszcze masz przecież dużo czasu na to, żeby coś wydać, opublikować – odpowiedział Byun, siorbiąc resztki napoju.
– Nie, raczej do tego nie dojdzie.
– Czemu w siebie wątpisz? Czy nie powiedziałeś mi ostatnio, że Bóg istnieje i ten cały „układ” jest zbyt doskonały, by stworzyli go ludzie? – zapytał, wznosząc wysoko brwi. – Skoro istnieje jakiś układ, to jesteś jego częścią. A skoro ten układ jest taki doskonały, to nie może się nie udać. Jeśli nie za pierwszym razem, to za kolejnym – powiedział dobitnie, nie dając Chanyeolowi możliwości natychmiastowej odpowiedzi.
Park jednak wstał i sobie poszedł. Baekhyun krzyknął za nim, lecz tamten nie zawrócił. Pobiegł więc jego śladem, po drodze wyrzucając puste opakowanie po bubble tea. Chanyeol miał długie nogi, więc przemierzał piętro dużo szybciej niż przeciętna osoba.
Dopadł go dopiero wtedy, kiedy i on wyrzucał opakowanie po napoju. Byun złapał go w pasie, nie pozwalając mu się ruszyć. Oddychał ciężko, mocno ściskając w dłoniach koszulkę.
– Nawet jeśli zamierzasz uciekać przed Bogiem, to on i tak nie wyrzuci cię ze swoich planów, wiesz? – powiedział poważnie Baekhyun, chwytając Parka za nadgarstek i zmuszając go, by spojrzał mu w oczy.
– Nie uciekam przed Bogiem – odpowiedział, wsuwając dłonie do kieszeni.
To prawda. Nie uciekał przed Bogiem czy istotą, w której istnienie wierzył. Uciekał przed słowami Baekhyuna. Nie chciał przyznać mu racji; czuł, że umniejszyłby sobie. Przygryzł więc wargę, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
– Nie pójdziemy do kina, skoro już jesteśmy w galerii? – rzucił Byun, wciąż stojąc w tym samym miejscu.
– Nie mam ochoty. Chodź do domu – odrzekł Chanyeol, machając ponaglająco ręką.
I Baekhyun go posłuchał, chociaż mógł przecież odpowiedzieć, że też nie ma ochoty, że wolałby obejrzeć coś sam. Mógł tu zostać, ale nie potrafił odmówić Parkowi, który w mieszkaniu zaparzył kolejną szklankę herbaty – tym razem nieco lurowatej i niesmacznej – odciskając kolejne klejące kółka na starej, czarnej ławie.
A potem? Potem znowu się kochali, jakby ta niby-sprzeczka w centrum handlowym nigdy nie zaistniała. Baekhyun przygarniał Chanyeola coraz bliżej siebie, uzależniając od niego nie tylko swoje ciało, które przed tym mężczyzną nie zaznało innego dotyku, ale i swój umysł, który w najgorszych momentach rozpaczliwie ześlizgiwał się z krawędzi świadomości i zdrowego rozsądku, niknąc w odmętach szaleństwa.
ɤɤɤ
– Zabierasz mnie na wycieczkę? – zdziwił się Baekhyun, gdy Park wpadł do niego w sobotni poranek z małym plecakiem na ramieniu i szerokim uśmiechem na ogorzałej twarzy.
Był początek września. Największe upały i burze już przeminęły. Pogoda znacznie się uspokoiła, można było wyjść na zewnątrz i nie narażać się na oparzenie słoneczne. Promienie słońca oświetlały świat na bursztynowo, podkreślając blask aksynitu czający się w tęczówkach Baekhyuna.
Chłopak odpowiedział uśmiechem i wpuścił Parka do mieszkania.
– Nie mam siły odmówić.
– I tak byś nie zdołał. Znalazłbym odpowiednie argumenty, żeby cię stąd wyciągnąć – powiedział wyniośle Chanyeol, opierając się o ścianę w przedpokoju.
– Na przykład jakie?! – odkrzyknął Baekhyun ze swojego pokoju, gdzie upychał do plecaka najpotrzebniejsze na taką eskapadę rzeczy.
– Powiedziałbym, że jest ładna pogoda, czeka na ciebie przystojny facet, i tak nie masz nic do roboty i raczej nie masz ochoty kisić się znów u któregoś z nas w mieszkaniu – odpowiedział swym donośnym głosem, kątem oka obserwując, jak Byun pakuje parasolkę, małą latarkę, telefon i portfel.
– Dokąd w ogóle jedziemy? – zapytał Baekhyun, zapinając bagaż.
– Zobaczysz. To niespodzianka.
– Z jakiej okazji?
– Bez okazji. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Wczoraj tak mnie naszło, żeby gdzieś cię zabrać, więc zaplanowałem trasę wycieczki.
– Wszystko zaplanowałeś?
– Powiedzmy… – Park odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać ostrego spojrzenia, jakie posyłał mu Baekhyun znad swojego buta. – Część będzie na spontanie, ale ogólniki są zaplanowane. – Zerknął pospiesznie na swój telefon. – I według mojego planu musisz się pospieszyć, bo za dwadzieścia minut mamy autobus, a z tobą nie można biec.
– Wziąłeś coś do jedzenia? – dopytywał wciąż Byun, poprawiając swoje ubranie.
Zabrał jeszcze z szafy bluzę oraz poszedł do kuchni po wodę.
– Co za pytanie! Oczywiście, że wziąłem.
Wyszli z mieszkania Baekhyuna, zostawiając na stole notatkę, że chłopak na pewno wróci na noc do domu, a gdyby coś miało się zmienić, zadzwoni lub napisze. Najszybciej, jak mogli – a nie było to zbyt szybko, bo kondycja Byuna była dość licha – dotarli na najbliższy przystanek, z którego odjeżdżał autobus do Cheongju.
Ich autobus podjechał już po chwili. Park wziął na siebie zakup biletów, podczas gdy Baekhyun znalazł dogodne miejsca na niemal dwugodzinną podróż. Poczekał na swojego chłopaka, a kiedy ten już się zjawił i wręczył mu potrzebny świstek, oparł głowę na jego ramieniu z zamiarem spania.
– Naprawdę będziesz teraz spał? Oszalałeś? Chcesz, żeby wszystko cię ominęło? – Chanyeol zaśmiał się, szturchając Baekhyuna łokciem w żebra i brzuch.
– Jakie znowu „wszystko”? – odburknął tamten, marszcząc brwi.
– No wiesz… Lasy, łąki, inne miasta, miasteczka, wsie. Nie lubisz tego?
– Nie, co w tym fajnego? – Baekhyun pokręcił głową i skrzywił się z lekką odrazą.
– Nie wiem. – Park wzruszył ramionami. – Mnie to po prostu rajcuje. Ale nie każdego musi. Najwyraźniej ty nie zaliczasz się do tych ludzi – wytłumaczył pospiesznie i przyciągnął głowę swojego chłopaka do ramienia.
– Tak lepiej – mruknął Byun błogo, chwytając jedną dłoń Chanyeola w swoje dwie.

Przez te dwie godziny jazdy Baekhyun cały czas spał. Czasami się przekręcał i coś by mu się stało, gdyby Chanyeol nie dostosował swojej pozycji do jego ruchów. Jednak nie był za to zły. Spoglądał na chłopaka, którego zamknięte oczy i zmarszczony nos przysłaniała ciemnobrązowa grzywka, i uśmiechał się, jakby miał przy sobie wszystko.
Ale coś w jego wnętrzu wcale się nie śmiało, a krzyczało. Ten błahy uśmiech, ta wycieczka, troska o Byuna, spędzanie z nim czasu maskowały ten bolesny wrzask, który od jakiegoś czasu miażdżył mu pierś. Bał się powiedzieć o tym nawet przyjaciołom, bo wyszedłby na pierdolonego tchórza i frajera. Dobrze o tym wiedział.
Dlatego trzymał buzię na kłódkę. Kiedyś nadejdzie odpowiedni moment, powtarzał sobie w głowie, ilekroć patrzył w twarz temu niewinnemu chłopcu, któremu zawrócił w głowie.  To samo mówił sobie, gdy któryś z jego przyjaciół pytał, czy wszystko u niego w porządku. Po słowach „Mnie możesz powiedzieć wszystko” kiwał głową i uśmiechał się, a głos wiązł mu w gardle, jakby nagle stanął mu tam wielki kamień. Parę razy chciał wyznać prawdę. Już otwierał usta, by to zrobić, ale w ostatniej sekundzie zmieniał temat i cały czas żył ze swoim przekleństwem.
Kiedyś nadejdzie odpowiedni moment, pomyślał i tym razem, po czym odgarnął włosy z czoła Baekhyuna i pocałował go. Przeniósł wzrok na przyrodę za oknem i tęsknie spoglądał na wysokie drzewa stojące hen w oddali, na zwierzęta pasące się na łąkach i na ludzi, którzy pracowali w polu. Mógłby tu wysiąść i nigdy nie wracać. Nie wiedział, co to za wieś, ale właśnie tu wszystkie jego problemy i dylematy odleciałyby niczym zgubione ptasie pióro.

– Baekhyun. Baek – wyszeptał Chanyeol, ostrożnie potrząsając ramieniem pogrążonego we śnie chłopaka. – Baek, wstawaj. Jesteśmy na miejscu.
– Co? Już? – burknął sennie Byun i przeciągnął się na swoim siedzeniu, o mało nie łamiąc przy tym Chanyeolowi nosa.
– Niestety tak – powiedział tamten i wstał szybko, żeby nie narazić się na kolejny niezamierzony atak.
Wziął z półki nad siedzeniami ich plecaki i podał Baekhyunowi jego ekwipunek. Chłopak wreszcie zwlókł się z miejsca, zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia z autobusu. Pożegnali się z kierowcą i podziękowali za jazdę, po czym wyskoczyli na nieczęsto uczęszczanej drodze. Z tego miejsca musieli przejść jeszcze spory kawałek, żeby dotrzeć do Midongsan Arboretum.
Baekhyun trochę narzekał, lecz gdy wreszcie weszli na teren wielkiego parku, od razu na jego twarzy pojaśniał uśmiech. Park kupił bilety, a potem zaczął prowadzić swojego chłopaka do oszklonego ogrodu botanicznego. Tam zobaczyli wiele okazów najdziwniejszych i najpiękniejszych roślin.
Robili zdjęcia. Te mniej i bardziej artystyczne. Chanyeol uwiecznił szeroko uśmiechającego się Baekhyuna, który nawet nie był świadomy tego, że właśnie zapisuje się na nieco dłużej niż ulotną chwilę na karcie życia. Później oczywiście poszli dalej, zostawiając za sobą wspomnienia sprzed momentu. Trzymali się za ręce, oglądając kwitnące krzewy.
Na zewnątrz przeszli się wzdłuż wielkiego jeziora. Przysiedli, by zjeść kanapki przygotowane przez Chanyeola. Byun spałaszował tę z serem, po czym wziął jeszcze rolkę kimbap, które jego chłopak również ze sobą miał. Pocałował go w policzek, mając pełno ryżu w kącikach ust. Wypili na spółkę colę i poszli dalej.
Aleje wysypane drobnym żwirkiem zdobiły kładące się czarne cienie szpalerów wysokich drzew. W cieniu było przyjemnie ciepło, nie za gorąco; czasami powiewał delikatny wiatr. Droga wiodła w górę i to właśnie tam zmierzali. Pomimo zakrętów wszędzie było bardzo pięknie. Liście drzew wciąż błyszczały zdrową zielenią, a krzewy spoglądały uwodzicielskimi oczami rozkwitniętych kwiatów.
Gdy wdrapali się na szczyt. Chanyeol oparł się o barierkę i odetchnął pełną piersią. Jego policzki pokrywał dorodny rumieniec. Baekhyun niemal uwiesił się na tej samej barierce, ale był szczęśliwy. Krew żywo pulsowała w jego żyłach i pomimo słabej kondycji miał się świetnie. Cieszył się, że Park zabrał go w takie wyjątkowe miejsce – że w ogóle gdzieś go zabrał.
– Podoba ci się tu, co? – odezwał się Chanyeol, wyjmując z plecaka telefon, by zrobić jeszcze kilka zdjęć do kolekcji.
Słońce powoli schodziło coraz niżej, całując czubki drzew i rozsiewając złocistą poświatę na twarze ludzi. Baekhyun patrzył wprost na lśniącą tarczę jak urzeczony. Oderwał się od oślepiającego widoku, by oprzeć się o masywną drewnianą barierkę plecami. Wodził wzrokiem za Chanyeolem, robiąc panoramiczne fotki, po czym odetchnął i zaśmiał się.
– Jest świetnie – powiedział zupełnie szczerze. – Ale muszę zapalić. Ostatni raz sięgnąłem po fajkę przy śniadaniu.
– Czyli jednak związek ze mną wpływa na ciebie pozytywnie. Nie powiesz mi, że tak nie jest.
– Muszę przyznać ci rację – odparł Byun, sięgając do plecaka.
Przekopał się przez wszystkie swoje rzeczy i wreszcie odnalazł upragnioną paczkę. Wygrzebał również jakąś starą zapalniczkę. Na szczęście działała. Odpalił fajkę i zaciągnął się tak mocno, aż zakaszlał i zakręciło mu się w głowie. Znowu się zaśmiał, a Chanyeol razem z nim.
– Czyżbyś nie umiał już palić? – droczył się z Baekhyunem, który jedynie posłał mu kpiące spojrzenie.
– Tego się tak szybko nie zapomina. To jak z jazdą na rowerze, grą na gitarze czy… – Zamyślił się na parę sekund, usiłując znaleźć stosowny argument.
– Z seksem – podpowiedział mu Park, za co dostał kuksańca w żebra. – Mówię poważnie. Nie da się tego zapomnieć. Ani tych uczuć. – Uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął dłoń w stronę papierosa, jakby chciał go Baekhyunowi odebrać.
Ten był nieco zaskoczony, lecz po chwili oddał fajkę bez pytania. Wydmuchnął dym przez nos i zęby, zamknąwszy oczy.
– I co, smakuje ci? – zapytał.
Był przekonany, że wbrew swoim przekonaniom Chanyeol spróbował papierosa.
Jakże się zdziwił, kiedy zobaczył dymiącą się połowę papierosa kilka kroków od nich. Nieświadomie zacisnął pięści na kolanach i zdenerwowany spojrzał na Parka. Gdyby wzrok mógł zabijać, Chanyeol już by pewnie nie żył.
– Zmarnowałeś moje pieniądze – warknął Baekhyun, wbijając paznokcie w dłonie.
– Ale uratowałem ci trochę zdrowia. – Park uśmiechnął się, jak gdyby zdobył się na najlepszy uczynek w swoim życiu.
Zaciskając i rozluźniając dłonie, Byun próbował się opanować, żeby znowu nie warknąć na swojego chłopaka. Odwrócił od niego głowę i spojrzał w dal, zatrzymując wzrok na tańczących na wietrze powoli brązowiących się liściach. Wreszcie na powrót spojrzał na Chanyeola, przełykając głośno ślinę.
– Nigdy cię o to nie prosiłem, więc zostaw mnie i mój nałóg w spokoju – powiedział bardzo wolno i wyraźnie, jakby bał się, że zaraz na nowo wybuchnie nieopanowanym gniewem.
– Dobra. Jak chcesz. Chciałem pomóc. – Chanyeol wzruszył ramionami, zwracając wzrok na niebo. – Możemy się powoli zbierać do domu. Jak myślisz?
– Możemy – odpowiedział cicho Baekhyun i gwałtownie oderwał się od barierki, zarzucając sobie plecak na plecy.
Park, wpatrzony w kolorowe smugi na horyzoncie, nie zauważył tego, dopóki nie obejrzał się. Z przerażeniem stwierdził, że Byun mu zwiał. Pobiegł za nim. Chłopak uszedł całkiem spory kawałek jak na krótki czas i swoją słabą kondycję. Z góry nie było tego widać, ale nadal miał zaciśnięte pięści oraz zęby. Walczył też ze łzami, które podstępem wkradły się do jego oczu.
– Baekhyun! – zawołał Chanyeol, lecz tamten zdawał się go nie słyszeć. – Baek! – krzyknął ponownie, jednak znów z zerowym skutkiem.
Podbiegł do chłopaka, złapał go za ramię i odwrócił z impetem w swoją stronę. Baekhyun wyglądał na zdenerwowanego, ale i na rozczarowanego. Park zacisnął wargi i złapał go za rękę, którą tamten od razu usiłował wyrwać z niezbyt mocnego uścisku.
– Baekhyun, przepraszam – rzekł Chanyeol, przysuwając się bliżej. – Naprawdę przepraszam.
– Jakbyś się poczuł, gdybym zniszczył ci gitarę, hę? – spytał buńczucznie Byun, patrząc prosto w oczy Parka, jakby wzrokiem mógł wydusić z niego odpowiedź czy poznać motywy jego działania.
– To nie to samo.
– Gówno prawda. Ja lubię fajki, ty lubisz muzykę. Czy coś w tym złego? Nie! – ostatnie słowo prawie wykrzyczał, bo widział, jak Chanyeol już otwiera usta, by zaprzeczyć.
Wyższy chłopak zaśmiał się gardłowo, odsłaniając garnitur równych zębów. Wziął Baekhyuna w swoje ramiona i zanurzył nos w jego miękkich, rozczochranych przez wiatr włosach. Później pocałował go w czoło i nadal tulił. Byun zatopił się w jego ramionach i niedźwiedzim uścisku, chłonąc przyjemne ciepło i zapach charakterystyczny dla Chanyeola – lawendowy płyn do płukania i tanie perfumy. Polubił go.
Uśmiechnął się, zamykając oczy. Cała złość magicznie z niego odpłynęła i ogarnął go błogi spokój. Olbrzymie dłonie na jego plecach najwyraźniej potrafiły wyciągać złą energię, napełniając jego drobne ciało i szaloną duszę dobrem. Wspiął się na palce i pocałował Chanyeola w policzek, po czym złapał go za rękę i razem ruszyli ścieżką w dalszą drogę.
– O której mamy autobus? – zapytał Baekhyun; w jego oczach nie błyszczały już gromy gniewu, a iskierki radości.
– O 16:50 – odpowiedział Park, spoglądając na zegarek w swoim telefonie. – Czyli musimy się trochę pospieszyć, bo nie zdążymy.
Złapał go za rękę i zaczął biec, ciągnąc zaskoczonego chłopaka za sobą. Byun ledwie nadążał przebierać nogami, ale w końcu złapał rytm i podążał za Chanyeolem, a wkrótce również go dogonił. Biegli całą drogę do wyjścia z Midongsan Arboretum. Nie był to jakiś długi odcinek, ale bieg i tak ich zmęczył. Śmiali się przy tym, chociaż zapierało im dech w piersiach i watr wiał im prosto w twarze.

W drodze powrotnej to Chanyeol położył głowę na ramieniu Baekhyuna, zamykając oczy. Zasnął szybciej, niż drugi zdążył zapytać go o to, czy ma jeszcze coś do jedzenia. Miał ochotę na więcej kanapek i przynajmniej jeden łyk coli. Westchnął, zerkając na rozluźnione rysy twarzy swojego chłopaka, a potem prędko się uśmiechnął.
­Kochał go. Prawdziwie i szczerze. Wierzył, że Chanyeol odwzajemnia to głębokie uczucie. Nie znali się specjalnie długo, a w związku byli jeszcze krócej – zaledwie dwa miesiące – ale jego sercu tyle wystarczyło, by znaleźć to specjalne miejsce, unikatowe mieszkanie dla jeszcze jednej duszy. Bratniej duszy.
Zaśmiał się do siebie pod nosem i szybko cmoknął Parka w czoło, po czym dyskretnie złapał go za rękę. Bawił się jego palcami calutką drogę. Czasami tylko spoglądał przez okno, podziwiając zachód słońca. Baekhyun kilkanaście razy miał ochotę obudzić Chanyeola, ale ostatecznie zrezygnował. On dał mu czas na sen.
ɤɤɤ
Miesiące miały szybciej, od kiedy Park wrócił do pracy w przedszkolu oraz regularnych wizyt w domu dziecka. Nadal spotykali się w soboty lub i w piątkowe popołudnia, lecz w niedzielę Baekhyun zwijał się do domu. Chanyeol musiał przygotować materiały do nauki, bo inaczej panie przedszkolanki dałyby mu popalić i przy okazji urwały te odstające uszy.
Baekhyun także starał się jeszcze więcej udzielać w sklepie. Jeśli nie mógł wymieniać się sms-ami ze swoim chłopakiem, wymyślał sposoby na kolejne promocje i ciekawe oferty, na które po omówieniu chętnie przystawała jego mama. Mieli większy obrót, rzeczywiście, dzięki czemu mógł darować sobie wszystkie soboty, które zamieniał na cenne minuty w towarzystwie wysokiego, czarnowłosego chłopaka.
Urodziny Chanyeola nadeszły w mgnieniu oka. Baekhyun został zaproszony jako pierwszy. Poza nim mieli zjawić się najbliżsi przyjaciele Parka i jeszcze parę innych osób, których Byun do tej pory nie poznał. Mimo wszystko był bardzo podekscytowany, ale i podenerwowany. Nie miał pojęcia, co mógłby dać Chanyeolowi na prezent. A chciał, by ten był dopasowany do jego osoby i wyjątkowy.
W końcu zdecydował się na stojak z przegródkami na płyty winylowe oraz podstawkę na długopisy z ludzikiem grającym na gitarze. Miał wielką nadzieję, że Parkowi przypadną do gustu i będzie z nich często korzystał. Nie chciał pokazywać tego prezentu przy wszystkich, dlatego przyszedł kilka godzin przed umówioną imprezą.
– Jesteś już – powitał go Chanyeol, a w chwilę później na jego twarzy rozlał się błogi uśmiech, w którym Baekhyun zakochał się na nowo.
– Chciałem dać ci prezent na osobności – odparł, wchodząc do środka.
Postawił sporą torbę przy krzesełku, na którym usiadł, żeby zdjąć buty.
– Kupiłem ci coś praktycznego i liczę na to, że będziesz tego używał – powiedział, wstawszy z miejsca.
Wyjął z kieszeni spodni papierosy i wsunął jednego między wargi.
Chanyeol od razu wyrwał mu fajkę z ust i złamał ją na pół.
Nie zastanawiając się długo, Baekhyun zamachnął się i spoliczkował swojego chłopaka. Krew buzowała w jego żyłach, jego nozdrza gwałtownie się rozszerzały, a twarz w momencie poczerwieniała ze złości.
W odwecie Park chwycił go za szczękę, mocno wbijając palce w miękkie policzki. Mierzyli się wzrokiem, a napięcie między nimi rosło, rosło, rosło do granic wytrzymałości.
To Chanyeol poddał się pierwszy. Obrócił Baekhyuna i pchnął go na ścianę, aż tamten z łoskotem uderzył o nią plecami. Wpił się w jego wargi łapczywie i agresywnie, zwierzęco. W mig ścisnął jego biodra, napierając na niego z większą siłą niż zwykle. Nie wiedział, dlaczego złość obudziła w jego ciele tak wielkie napięcie, ale musiał je wykorzystać.
Skończyli w łazience. Nagie pośladki Byuna raz po raz uderzały o ceramiczną umywalkę, a potem o starą, ledwie dychającą pralkę. Chanyeol warczał przy jego skórze, momentami chwytał go tak mocno, że zaraz potem pojawiały się siniaki. Nie było jednak żadnych protestów ze strony Baekhyuna.
Przeciwnie, podobało mu się to. Szarpał swojego chłopaka za włosy, przygryzał skórę na jego ramieniu i szyi, jęczał mu wprost do ucha, przyciągając go jeszcze bliżej i bliżej. Nie chciał, żeby to się skończyło.
Lecz gdyby był troszeczkę bardziej doświadczony, wiedziałby, że penis to nie lekarstwo ani przeprosiny.

Jakiś czas później, kiedy obolały, posiniaczony i zmęczony Baekhyun siedział na wersalce, ściskając w dłoniach szklankę z ciepłą herbatą z cytryną, zadzwonił dzwonek do drzwi. Chanyeol oderwał się od miękkiego policzka, który głaskał z nabożną czcią, podnosząc się z miejsca.
– To pewnie goście – stwierdził i skierował się do drzwi.
Istotnie. Przyszli wszyscy naraz. Białowłosy Taemin ze swoim chłopakiem Jonginem, Yixing oraz Hyejin z dwoma koleżankami z kawiarni – Eunbi i Jiyeon. Chanyeol zaprosił wszystkich do środka. W przedpokoju nagle zapanował taki ścisk, że trzeba było szybko zdjąć buty i ewakuować się, żeby nie nadepnąć nikomu na stopę albo nie walnąć kogoś łokciem.
Solenizant z uśmiechem zaprowadził ich do salonu, gdzie również trudno było się zmieścić. Baekhyun przesunął się na najodleglejszy brzeg wersalki, a obok niego rozsiadły się Jiyeon i Eunbi, zostawiając jeszcze miejsce dla bohatera wieczoru. Jongin i Taemin usiedli na dwóch pufach, które wzięli chyba z powietrza, bo Byun nigdy przedtem ich nie widział. Hyejin i Yixing zgodnie zasiedli na podłodze.
Nie czekali długo, aż Chanyeol przyniósł przekąski w formie własnoręcznie zrobionych koreczków, jakieś ciastka, kolorowe napoje w szklankach, talerzyki i szklanki oraz sztućce. Jego przyjaciele przynieśli mu alkohol. Porządny, smaczny, a nie kwaskowaty wynalazek z pobliskiego marketu, który lubił popijać w towarzystwie Baekhyuna. Dziewczyny miały też dla niego parę nowych płyt, a chłopaki zrzucili się na karafkę w kształcie gitary.
Dopiero wtedy Byun przypomniał sobie o swoim upominku. Okazało się, że nie wypadł tak źle na tle innych. Chanyeol cieszył się z każdego podarku, który trafił w jego ręce. Zaraz też otworzył jeden z tych najlepszych trunków, jakie kiedykolwiek pił, i nalał każdemu do szklanki. Nie chciał inwestować w nowe kieliszki, dlatego nie wyciągał tych starych. Był przekonany, że zaraz przynajmniej połowa skończyłaby na podłodze w milionach drobniutkich kawałków.
Baekhyun cały czas przyglądał się kolejnym nowym znajomym. Czasami wydawało mu się, że się gapi, ale wkrótce potem zbywał to wzruszeniem ramion. Rzadko wdawał się w rozmowę. Jedynie Taemin zagadnął go parę razy, a jego chłopak wtórował mu w wałkowaniu Byuna co do jego związku z Chanyeolem. Zaśmiewali się i spoglądali na siebie znacząco, czasami poruszając brwiami, co wpędzało Baekhyuna w lekkie zakłopotanie.
Był tak zajęty przyglądaniem się obcym, że nie dostrzegał zerknięć, jakie Chanyeol posyłał Eunbi oraz uśmiechów, którymi ona mu odpowiadała. Na szczęście ktoś inny to widział i dokładnie o tym pamiętał, mając na uwadze, wspomnieć o tym, gdy Baekhyun nie będzie słyszał.

Jego kilkugodzinne obserwacje połączone z nieśmiałymi rozmowami i popijaniem kolejnych szklaneczek wina dowiodły go do kilku wniosków. Najdłużej przyglądał się Taeminowi i Jonginowi i to oni najbardziej go zaskoczyli. Świetnie się dogadywali, mimo iż byli swoimi całkowitymi przeciwieństwami.
Taemin, ze swoją bladą skórą, jasnymi włosami i mocnym makijażem oczu, z lekka przypominał wampira. Ubierał się raczej zwyczajnie, ale nosił mnóstwo biżuterii na palcach i malował paznokcie (tym razem były w kolorze winnej czerwieni). Jongin zaś był jakby bardziej opalony, miał przekłutą wargę i brew, a jego dłonie były pozbawione jakichkolwiek ozdób. W rozmowie to Taemin był tym wyciszonym, trzymającym się na uboczu. Wolał położyć dłoń na udzie swojego chłopaka, podczas gdy Jongin rozśmieszał wszystkich swoimi anegdotami.
Lubił patrzeć na tę parę. Na swój sposób byli uroczy i na tę myśl uśmiechał się do siebie. Sam chciał tak wyglądać z Chanyeolem. Wychylił się i spojrzał na niego, ale jego chłopak był pogrążony w rozmowie z Hyejin i jej koleżankami. Zdradzały mu właśnie tajniki przygotowywania wyśmienitej kawy, zaśmiewając się przy tym do łez.
Kiedy skończyli, zapijając swoje bajdurzenie winem, Chanyeol wyszedł na balkon. Chwilę potem Yixing szturchnął Hyejin, sugerując jej wyjście na papierosa. Eunbi dołączyła do nich, chcąc się przewietrzyć. Najwyraźniej za bardzo szumiało jej w głowie, gdyż potknęła się o dywan, parskając przy tym niepohamowanym śmiechem.
Pobiegła za znajomymi, nie przejmując się tym, że niemal lodowaty wiatr otuli jej goły brzuch i nieosłonięte nogi. Baekhyun odprowadził ją spojrzeniem, po czym wziął sobie czekoladowe ciastko i pogrążył się w kolejnej interesującej rozmowie ze swoją ulubioną parką, angażując przy tym Jiyeon, która wyglądałaa, jakby zaraz miała zwymiotować.
– Może zaparzę ci herbaty albo zrobię jakąś kanapkę? – zasugerował, wskazując ubrudzonym na brązowo palcem drogę do kuchni.
– Nie, dzięki. Jest OK – odpowiedziała niepewnie, obejmując brzuch rękami.

Na balkonie Yixing i Hyejin wpatrywali się w białe smużki dymu uciekające wraz z wiatrem, a kawałek od nich stali Chanyeol i przymilająca się do jego boku Eunbi. Śmiała się głośno, chwytając chłopaka za rękę, a on, świadomie bądź nie, przysuwał się bliżej, aż w końcu objął ją w pasie. Wtedy już dwójka przyjaciół wiedziała, że nie jest to coś, co zrobiłby tak mimowolnie i beztrosko.
Hyejin zgasiła peta o barierkę w chwili, kiedy rozchichotana Eunbi przebiegła obok nich, pocierając ramiona z zimna. Rzuciła jej pogardliwe spojrzenie i prychnęła pod nosem, szturchając Yixinga. Ten równie szybko dogasił papierosa i splunął.
Kiedy Chanyeol znalazł się bliżej i również chciał wrócić do mieszkania, Yixing zatrzymał go, kładąc mu rękę na piersi.
– O co chodzi? – zapytał zaskoczony Park, marszcząc ponuro brwi.
– Lepiej ty nam powiedz – poprosiła zimnym jak lód głosem dziewczyna i skrzyżowała ręce na piersi.
– Właśnie, co ty odpierdalasz? – warknął Yixing. Kiedy był zły jego obcy akcent stawał się bardziej wyraźny.
– Nie rozumiem, o co wam chodzi – przyznał zrezygnowany Chanyeol, wsuwając dłonie do kieszeni.
– O tę małą – mruknęła Hyejin, ruchem głowy wskazując blondwłosą dziewczynę, która właśnie włączyła jedną z winylowych płyt Parka i szalała na środku pokoju. – Obmacujesz ją na balkonie, kiedy za oknem, za ścianą siedzi sobie twój chłopak i przez cały wieczór rozmawia z każdym, tylko nie z tobą. Coś jest tutaj, kurwa, nie tak – przyznała, patrząc nagląco na przyjaciela.
– Wypiłem trochę. Odpuśćcie, co? – Zaśmiał się Chanyeol i przeczesał palcami włosy. – Mieliśmy dzisiaj małe spięcie i jakoś tak wyszło. Poza tym wszystko dobrze.
– Tak dobrze, że musisz się migdalić z nową koleżanką – parsknął Yixing, po czym kopnął w balkonowe drzwi i wszedł do środka.
– Nie spierdol tego, Yeol, jasne? – zagroziła dziewczyna i ona również podążyła do mieszkania.
– Jasne – odburknął Park, przewracając oczami.

Kiedy siódma butelka po winie wylądowała na podłodze pośród wielu zgniecionych puszek po piwie, Chanyeol uznał, że czas spać. Problem pojawił się zaraz. Jedna wersalka na pewno nie mogła wystarczyć dla ośmiu osób. To było nierealne.
– Jest jeszcze wersalka w kuchni – odezwał się nagle Taemin, odrywając policzek od jakże wygodnego ramienia swojego chłopaka.
– W kuchni?! – zdziwił się Baekhyun i parsknął śmiechem.
– No tak – przytaknął Park. – Jest tam, ale nikt o niej nie pamięta.
Tym sposobem znalazło się kolejne miejsce. Hyejin, Eunbi i Jiyeon zostały przez chłopaków umieszczone na wersalce w pokoju. Yixing stwierdził, że może spać na podłodze. Nierozłączna para musiała zająć łóżko w kuchni. Baekhyun chciał spać z Chanyeolem, jednak ten ostatecznie namówił go, by poszedł się położyć z chłopakami. Sam zajął miejsce obok Yixinga, który ułożył całkiem wygodne posłanie gdzieś na ziemi.
Baekhyun przekomarzał się z chłopakami, którzy ostrzegali go, że może usłyszeć w nocy jakieś niechciane dźwięki. Czuł się obrzydzony, kiedy posyłali mu niedwuznaczne spojrzenia, ale zaraz potem cała trójka wybuchała śmiechem. Ostatecznie Taemin przytulił się do Jongina i we trzech bez problemu zmieścili się na wiecznie pomijanej wersalce w kuchni. Byun miał swoją kołdrę, a chłopaki swoją, dlatego przynajmniej z tym nie było problemu.

W środku nocy jednak dały się słyszeć te dziwne i mniej chciane dźwięki. Yixing wstał z umoszczonego posłania na podłodze, nadal mając powieki sklejone snem i ślinę na brodzie. Wytarł twarz dłonią i skierował się w stronę toalety. Przez szybę w drzwiach widział zaświecone światło, więc stwierdził, że poczeka. Jego potrzeba nie była aż tak nagła.
Oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami i drzemał na stojąco, kiedy nagle usłyszał niepohamowany jęk, któremu już po chwili towarzyszył gardłowy szept. Doskonale znał ten głos. Ten drugi nieco mniej, lecz także go kojarzył.
Odechciało mu się sikać. Po cichu wyszedł na balkon, żeby przeczekać i nie wybuchnąć. Wolał załatwić to w spokoju. Wyjął papierosy i zapalił jednego, patrząc na nocne niebo i światła miasta. Był wkurzony. Klął pod nosem, a potem kręcił głową, nie wierząc w to, co usłyszał i wywnioskował.
Kilkanaście minut później usłyszał kroki, przytłumione szepty i śmiech. Zaraz potem zaskrzypiały drzwi balkonowe. Odwrócił się, żeby ujrzeć zadowolonego z siebie Parka ze zmierzwionymi włosami i wygniecioną koszulką.
– O, ty też nie możesz spać – odezwał się Chanyeol i przystanął obok przyjaciela.
– A, no tak, wiesz… coś, a raczej ktoś mi przeszkadza – odparł z ironią Yixing, hamując chęć nakrzyczenia na Parka.
– Rozpychałem się? – spytał zaniepokojony.
– Nie, kurwa, ale wytłumacz mi, co ty właśnie odpierdalasz.
Nie wytrzymał. Spojrzał Chanyeolowi prosto w oczy, a tamten udawał niewiniątko. To jeszcze bardziej go rozzłościło.
– Nie… rozumiem – przyznał Park z lekkim rozbawieniem.
– Wiesz, Yeol, przyjaciół się nie okłamuje. Nigdy. – Zrobił dramatyczną pauzę i zacisnął dłonie w pięści. – Słyszałem, jak posuwałeś tę małą. Dosłownie kilka minut temu – warknął.
– Chyba nadal nie rozumiem.
Wtedy Yixing już nie potrafił się powstrzymać. Wziął porządny zamach i uderzył przyjaciela w twarz. Nie patrzył, gdzie celuje, ale miał nadzieję, że będzie go długo bolało i zostanie ślad. Chciał, by Chanyeol wyciągnął jakieś wnioski ze swojego haniebnego zachowania.
Yixing splunął pod nogi Parka i wrócił na swoje posłanie na podłodze, mimo iż nie był pewien, czy uda mu się na nowo zasnąć. Nie mylił się.
Do rana nie zmrużył oka.

Pierwszą rzeczą, jaką Baekhyun rano zobaczył – zaraz po migdalącej się dwójce, z którą spał, oraz małym stole – było podbite oko Chanyeola. Natychmiast zerwał się z łóżka i złapał za oparcie krzesła, bo zakręciło mu się w głowie.
– Co ci się, do cholery, stało? – zapytał, marszcząc brwi i mrużąc oczy. Czuł miarowe pulsowanie w głowie.
– W nocy… uderzyłem się w drzwi, jak szedłem do łazienki – odrzekł Park, nachylając się, by pocałować Baekhyuna w czoło. – Chcesz tabletkę do śniadania?
– Poproszę – odparł Byun, uśmiechając się nieśmiało. Wytłumaczenie Chanyeola połknął zaś bardzo gładko, nie było co do niego żadnych wątpliwości.

Śniadanie zjedli w dość ponurej atmosferze. Większość osób była wciąż nieprzytomna lub zaspana. Yixing wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Hyejin i kiedy potem wyszli na papierosa, opowiedział jej wszystko, a ona wyrzuciła prawie całą fajkę przez barierkę w efekcie wściekłości.
– Nakopię mu do dupy, to zrozumie, w czym leży problem – wycedziła przez zęby, zakładając ręce na piersi.
– Ode mnie już dostał, więc na razie pozostaje tylko czekać – odparł chłopak, oferując swojego papierosa przyjaciółce.
Przyjęła go z wdzięcznością, zaciągnęła się szybko kilka razy i zwróciła fajkę, wydmuchując wielką chmurę siwego dymu. Przez moment żuła swą dolną wargę, tupiąc nogą w zamyśleniu. Spojrzała na Yixinga i w końcu pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Pierdolony dupek – stwierdziła rzeczowo i natychmiast wróciła do mieszkania, by napić się kolejnej kawy.

Atmosfera przy śniadaniu była też… roztrzepana. Baekhyun przykładał mrożonkę do policzka Chanyeola, a jego chłopak zdrowym okiem zezował na zajadającą się tostami Eunbi. Hyejin przechylała szklankę z kawą, jakby założyła się z Yixingiem, że to zrobi za każdym razem, kiedy ich przyjaciel choćby odwróci głowę w stronę blondwłosej dziewczyny.
Jongin i Taemin żyli w swoim świecie, ale starali się zagadywać Jiyeon, która co chwilę pytała koleżanek, kiedy wreszcie wrócą do domu. W nocy się struła, wymiotowała kilka razy i teraz raczyła się jedynie gorzką, czarną herbatą, masując sobie brzuch.
Jedzenia nie było za wiele. Chanyeol może i przygotował przekąski na imprezę, ale zapomniał, że na drugi dzień też trzeba będzie coś zjeść. Wspólnie wygrzebali więc resztki z lodówki i jakoś dali sobie radę. Nikt nie chciał bowiem iść do sklepu, nawet jeśli brakowało fajek. Hyejin otwierała puste pudełko i klęła pod nosem, mając nadzieję, że nikt nie słyszy. Ciężko było jej żyć ze świadomością, że jej najlepszy przyjaciel, którego tak bardzo ceniła, zaczął zachowywać się jak, w jej mniemaniu, najgorsze ścierwo.
ɤɤɤ
Niecały miesiąc później Baekhyun zdecydował się spędzić u Chanyeola święta. Pokłócił się o to z mamą, ale bardzo zależało mu na chłopaku, którego kochał. Kobieta była tak wściekła na starszego syna, że roztrzaskała szklankę, a jej młodszy syn się rozpłakał. Jinmo miał tego nie widzieć ani nie słyszeć, a jednak dowiedział się, że brat nie chce spędzić świąt w rodzinnym gronie.
Ze łzami zaschniętymi na policzkach i fajką w kąciku ust stanął więc Byun na progu mieszkania Chanyeola. Kiedy ten otworzył, rzucił mu się w ramiona.
– Moja matka jest okropna – stwierdził, wciskając twarz w grubą bluzę. – Prawie zabroniła mi u ciebie zostać. Jakbym miał piętnaście lat – burknął i prychnął, po czym zaczął rozbierać się z grubego zimowego odzienia.
– Chciała, żebyście razem spędzili święta.
– Ale ja chcę je spędzić z tobą. Ty nie masz rodziny. Masz jedynie mnie, Hyejin, Yixinga i Taemina. – Baekhyun wyliczał na palcach, raz po raz pociągając nosem. – Nie zostawiłbym cię samego.
– Mogłeś zaprosić mnie do siebie. Chętnie bym wpadł – oznajmił Chanyeol, wzruszając ramionami i wsunął dłonie do kieszeni bluzy.
Baekhyun wzruszył ramionami, ustawiając buty na starym ręczniku, który wchłaniał topiący się śnieg. Złapał Chanyeola za rękę, żeby pomóc sobie wstać, a później razem z nim usiadł w kuchni, gdzie od razu zapalił. Ku uciesze Parka.
– Zamknij to okno, bo się przeziębisz – odezwał się pouczająco Chanyeol, oglądając się przez ramię znad parzonej herbaty.
– Gadanie – burknął Byun, wydmuchując dym.
Może Park nienawidził papierosów. Nie podobał mu się ich zapach, smak był jeszcze bardziej obrzydliwy, a widok kogoś z papierosem przyprawiał go o mdłości. Ale Baekhyun z fajką między wargami, spowity szarą mgłą sprawiał, że jego serce niebezpiecznie kołatało, a na usta wspinał się nieznaczny uśmieszek, który natychmiast powstrzymywał.

Chanyeol nie przygotował typowo świątecznych potraw. Nie miał prawie nic. Dlatego w ostatniej chwili został wyciągnięty na zakupy do najbliższego marketu. Mieli szczęście, że jeszcze nie został zamknięty, bo zostaliby bez jedzenia. Wtedy musieliby iść do Baekhyuna i to tam spędzić święta.
– Mogliśmy zostać w domu – powiedział nieco naburmuszony Park. Nie widział powodu, by robić o tej porze zakupy.
– Wiesz, nie jestem fanem zakupów ani jedzenia na potęgę, ale wypadałoby nie umrzeć z głodu, co? Weźmiemy coś na kolację, do tego jakieś ciasto, wino i… coś na jutro. Gdybyś powiedział wcześniej, że nic nie masz, przyniósłbym wszystko – westchnął Baekhyun, rozglądając się po półkach. – Albo zaprosiłbym cię do siebie – szepnął pod nosem, zdejmując z regału makaron.
Zaopatrzyli się w niezbędne składniki do przygotowania spaghetti, tanie wino, chleb tostowy, słodkie bułeczki i sok żurawinowy, na który uparł się Chanyeol. Baekhyun niósł większość siatek z zakupami i był szczególnie wesoły. Ciągle trajkotał, a obłoczki pary wylatywały z jego ust. Park był z tego powodu bardzo rozbawiony. Niósł w ręce butelkę z winem oraz swój sok.
W mieszkaniu przygotowali kolację przy wtórze świątecznych piosenek puszczanych w radiu. Przeplatały się one ze starymi koreańskimi hitami, które obaj doskonale znali. Baekhyun wypalił trzy papierosy, uprzykrzając nieco życie Chanyeolowi, lecz tym razem (ani już żadnym innym) nie wyrwał mu fajki z ust.
Zjedli w pokoju przy lampce wina i szklance soku, którym Park ubrudził sobie spodnie. Baekhyun próbował mu to wyprać, ale jakoś nie wyszło, więc zwyczajnie się przebrał. Zanosząc brudną odzież do pralki, krzyknął z przedpokoju:
– Zbieraj się!
Zdziwiony Baekhyun zaraz pojawił się w przedpokoju, spoglądając na swojego chłopaka pytającym wzrokiem.
– Idziemy gdzieś?
– Idziemy – potwierdził Chanyeol i uśmiechnął się tajemniczo.
Znów więc wyleźli na mróz. Baekhyun za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, dokąd się o tej porze wybierają, lecz Park odpowiadał mu przez cały czas tym samym uśmiechem. „Zobaczysz” powiedział parę razy i w końcu złapał Byuna za rękę, mając nadzieję, że to go uciszy.
Miasto o tej porze nie było zbyt zatłoczone. Było chłodno i ciemno. Ludzie, choć niewierzący, obdarowywali się prezentami, spędzali czas z rodziną. W wielu miejscach świeciły się światła. Restauracje były jakby mniej zatłoczone, jakby na ten jeden wieczór cała uwaga skupiała się na mieszkaniach i domach.
– Daleko jeszcze? – wysapał Baekhyun, chwytając się za brzuch. Ledwie nadążał za długonogim Chanyeolem, który pędził, jakby od tego zależało jego życie.
– Jeszcze chwila – odparł Park, zerkając na zmęczonego ciągłym marszem chłopaka.
Przeszli kawałek przez pusty plac, gdzie Chanyeol pozwolił wyprzedzić się o kilka kroków. Zaszedł swojego chłopaka od tyłu i zasłonił mu oczy dłońmi, na co tamten krzyknął i wzdrygnął się.
– Po prostu idź przed siebie. Będę cię prowadził – oświadczył, przystawiając wargi do zziębniętego, czerwonego ucha.
Baekhyun szedł na oślep i miał wrażenie, że Park zaprowadzi go w jakieś okropne miejsce. Gdy jednak zdawało się, że dotarli do celu, serce poczęło walić mu jak szalone. Bez powodu. Już po chwili jego oczom ukazały się setki białych róż pośród oszronionej trawy. Nie, kwiaty nie były prawdziwe. Były sztuczne, świeciły ledowym światłem, ale i tak wyglądały cudownie. Z ust chłopaka wyrwał się głośny śmiech.
– Jak tu ładnie – zawołał Baekhyun i odwrócił głowę w stronę Chanyeola. – Zaplanowałeś to?
– Nie do końca – odparł Park, wsuwając dłonie do kieszeni, jakby czegoś szukał. – Zaplanowałem coś innego.
Chwilę potem w jego dłoniach znalazło się średniej wielkości płaskie pudełko. Baekhyun przyglądał się mu z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Nie miał pojęcia, co mogło się tam znajdować, bo Chanyeol mógł schować tam dosłownie wszystko.
– Z okazji świąt chciałem ci coś dać. Na początku nie wiedziałem co wybrać, bo bałem się, że może ci się nie spodobać albo będzie to zbyt tanie, ale w końcu wybrałem to – powiedział lekko podenerwowany i w końcu uniósł wieczko.
Dwie srebrne bransoletki zamigotały w sztucznym świetle, a oczy Baekhyuna zaszkliły się lekko. Jego usta otworzyły się ze zdumienia. Ostrożnie przeniósł wzrok na uśmiechniętego Chanyeola. Choć uśmiechnięty to było raczej mało powiedziane. Chłopak pękał z dumy i radości.
– To naprawdę dla mnie? – odezwał się wreszcie Byun. Słychać było, że brakuje mu tchu.
– Jedna dla ciebie, druga dla mnie.
– Bransoletki dla pary? – droczył się Baekhyun, bawiąc się krótkim metalowym łańcuszkiem, który po przymiarce do przegubu okazał się za duży. – Mogę? – Przysunął chłodny metal do ręki Chanyeola i gdy tamten skinął głową z aprobatą, ochoczo zapiął ozdobę zgrabiałymi z zimna palcami.
Przez moment wpatrywał się w błyszczącą srebrną blaszkę, która znalazła się również na jego nadgarstku. W ciągu kilku sekund jego wargi rozciągnęły się w słodkim, zakochanym uśmiechu. Wspiął się na palce i pocałował zaskoczonego Parka raz i drugi. Objął go za szyję, patrząc mu w oczy.
– Jak bardzo tandetne to jest, tak bardzo mi się podoba – powiedział, owiewając mroźnym oddechem nos Chanyeola. – To chyba najlepszy bożonarodzeniowy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem. Kocham cię i dziękuję.
Park, nadal ściskając pudełeczko w dłoniach, objął Baekhyuna w pasie i uraczył go eskimoskim pocałunkiem. Później cmoknął go w nos z błogim uśmiechem na sinych wargach.
– Cieszę się, że spodobała ci się moja niespodzianka. I… dziękuję, że zdecydowałeś się spędzić te święta ze mną, chociaż mogłeś zaprosić mnie do siebie – wyszeptał i pocałował go czule w usta. – Wracajmy do domu, bo robi się zimno.
– Zaraz. Chcę jeszcze popatrzeć na te róże.
Oderwawszy się od swojego chłopaka, Baekhyun znów podszedł do świecących ledowym światłem kwiatów i zamknął oczy. W duchu podziękował za ten cudowny wieczór i za szczęście, które przytrafiło mu się w tym roku. Nie wierzył w Boga, w przeciwieństwie do matki, ale wierzył, że musi dziękować za to, co mu się przytrafia, bo ktoś na pewno był za to odpowiedzialny.
Chanyeol patrzył na stojącego z pochyloną głową chłopaka i czuł w piersi niewyobrażalny, palący ból. Każdego dnia powtarzał sobie, że wszystko w porządku, ale to było kłamstwo. Nie wiedział, jak długo będzie w stanie się oszukiwać. Wyrzuty sumienia powoli zżerały go od środka, były skuteczne niczym kwas. Czasami budził się w nocy zlany zimnym potem i cieszył się, że nie ma obok Baekhyuna, bo wytłumaczenie się byłoby dla niego nie lada wyzwaniem.

Siedzieli przed telewizorem, jedząc kupiony na wagę sernik. Baekhyun miał pełno okruchów w kącikach ust, co bynajmniej nie przeszkadzało Chanyeolowi w skradaniu drobnych pocałunków z jego warg.
– A co będziemy robić w sylwestra? – zapytał nagle Byun, wreszcie ścierając rękawem zbłąkane okruszki.
– Jak to co? Będziemy się całować od 23:59 do minuty po północy – odrzekł Chanyeol, ukrywając swoje rozbawienie.
– Nie mówisz poważnie, prawda? – Baekhyun spojrzał na niego krytycznie i zmarszczył brwi. Kiedy zauważył najmniejszy cień uśmiechu, czający się w kącikach ust, położył sobie dłoń na piersi i odetchnął. – Masz szczęście. A tak poważnie, co planujesz?
– To, co zawsze. – Przysunął swoją twarz tak blisko, że ich nosy się stykały, po czym wyszeptał: – Będziemy się kochać długo i namiętnie. Zaczniemy przed północą i skończymy… może nad ranem? Chcę dobrze zacząć kolejny rok. – Cmoknął zdezorientowanego Baekhyuna w usta.
– Ten pomysł wydaje się lepszy – powiedział Byun, kiedy już doszedł do siebie – nadal onieśmielała go tak niebezpieczna bliskość Chanyeola, kiedy nie byli w intymnej sytuacji.
– Skarbie, ten pomysł jest lepszy. Sam zobaczysz.
– Wierzę na słowo.

Po Nowym Roku ich życie znów wskoczyło na normalne tory. Baekhyun często długo siedział w sklepie i niemal każdego dnia darł koty ze swoją mamą. Kobieta twierdziła, że chłopak pracuje mniej i mniej, a ona musi zasuwać od rana do nocy, żeby ich utrzymać. Nie raz i nie dwa takie sprzeczki kończyły się płaczem trzech osób.
Jinmo wszystko słyszał ze swojego pokoiku i miał wrażenie, że to wszystko jego wina, choć nic go tak naprawdę nie dotyczyło. Baekhyun go uspokajał, gdy już sam jakoś poradził sobie ze swoimi łzami. Wstydził się ich. Myślał, że musi być silny, a ciągle tylko okazywał swoją słabość i to przy osobie, która według niego potrafiła to najlepiej wykorzystać.
Kiedy on i Jinmo siedzieli w małym pokoju, kolorując obrazki i odrabiając prace domowe, matka chłopców siadała przy stole w kuchni i zanosiła się niemym płaczem. Nie było nikogo, kto objąłby drżące ramiona i otarł zmoczone łzami policzki. Ocierała prędko twarz brudną ścierką i zabierała się za przygotowywanie kolacji, którą mimo wszystko doprawiała zsuwającymi się z twarzy kroplami.
W takie dni Baekhyun nie odbierał telefonów od Chanyeola. Nie chciał, żeby tamten wytykał mu dziecinne zachowanie albo w ogóle nie komentował jego kłopotów, kwitując monotonny monolog machnięciem ręki i kolejną banalną propozycją. Nie tego Byun oczekiwał, dlatego też wolał udawać, że nie może odebrać.

Między nimi też dochodziło do sprzeczek. Parę razy znowu skończyło się na rękoczynach. Jak poprzednio, szło o papierosy. Skończyło się także w łazience. Z krwawiącą wargą, siniakami na plecach i karkiem pełnym zadrapań. Lubili godzić się w ten sposób, nawet jeśli to nie było rozwiązanie żadnych problemów.
Przeciwnie.
Była to ich bezpośrednia przyczyna.
ɤɤɤ
Pierwszy raz w życiu Baekhyun cieszył się na walentynki. Miał kogoś, kogo szczerze kochał, i pomimo tych gorszych, cichych dni wiodło im się dobrze. Powoli budowali relację, która pewnego dnia miała stać się stabilną budowlą zbudowaną na solidnym fundamencie, przynajmniej wedle wyobrażeń i przewidywań Byuna.
Nie spodziewał się jednak, że jego budownicze arcydzieło okaże się domkiem z kart, który zniknął szybciej, niż się pojawił.

Choć była już połowa lutego, śnieg stopniał niemal wszędzie. Wiał jedynie przenikliwie zimny wiatr, który wysuszał Baekhyunowi policzki i usta. Chłopak ściskał w dłoni siatkę z kupionym w swoim markecie sushi, prostym sernikiem oraz tanim, kwaskowym winem, które z Chanyeolem bardzo lubili pić. Spieszył do swojego chłopaka na swego rodzaju randkę.
Był świadom tego, że kilka dni temu znów nie odbierał od niego telefonów, a następnego ranka się pokłócili – przez telefon właśnie – ale umówili się dużo wcześniej. Walentynki mieli spędzić razem. W miłej atmosferze, oglądając tandetne filmy, słuchając słodkiej muzyki płynącej ze starego odtwarzacza Parka.
Polubił te jego winyle. Ciche szumy koiły jego zbłąkaną duszę, kiedy szorstka dłoń przesuwała się po jego nagich, spoconych plecach. Całował wówczas Chanyeola lekko w pierś, przyciągał zmęczoną twarz bliżej i całował go długo, aż do drugiego refrenu. A potem śmiał się cicho, podnosił się z łóżka i stawał nagi przy oknie z papierosem w ustach.

– Dzisiaj jest Red Day, więc powinieneś dać mi jakiś prezent – oznajmił Chanyeol, sięgając pałeczkami, po kolejny kawałek sushi.
Baekhyun parsknął śmiechem i niemal opluł się winem. Kilka czerwonych kropel skapnęło na jego jasną koszulkę. Próbował pospiesznie zetrzeć powstałe plamki, ale nic to nie dało. Machnął więc ręką. To i tak nie był jego ulubiony ciuch.
– Z tego co wiem, w Red Day dziewczyny dają swoim chłopakom prezenty. Sugerujesz, że jestem kobietą w tym związku? – zapytał, unosząc brwi tak wysoko, że zniknęły pod rozczochraną grzywką.
– Jesteś w końcu na dole – stwierdził otwarcie Park, za co dostał piętą w łokieć i upuścił jedzenie na spodnie.
– Kto wymyślił takie idiotyczne podziały? Myślałem, że już wiesz, że to nie działa w taki sposób.
– A niby w jaki, hę? – spytał z przekąsem Chanyeol.
– W normalny. Obaj jesteśmy facetami, więc obaj zachowujemy się jak faceci. Żaden z nas nie może być kobietą w tym związku, rozumiesz? – Park z powątpiewaniem i ukrywanym rozbawieniem pokiwał głową. – Możemy, no nie wiem, dzielić się obowiązkami, ustalać, kto jest na dole albo na górze w łóżku, ale w codziennym życiu nie ma to takiego samego odzwierciedlenia. To, że uważasz mnie za kobiecą część naszej relacji, nie oznacza, że nie mogę kupić ci kwiatów, jeśli będę miał na to ochotę. Zresztą, role płci też są głupstwem. Jakby dziewczyna nie mogła zapłacić za swojego chłopaka w restauracji. – Byun przewrócił oczami.
– Czyli co? Obchodzimy walentynki w zły dzień, bo obaj jesteśmy facetami i powinniśmy zrobić sobie prezenty za miesiąc? – Chanyeol roześmiał się cicho, podnosząc ze spodni zapomniane sushi.
– Nie. Możemy obchodzić je dzisiaj. Bez prezentów. – Baekhyun wzruszył ramionami. – Mnie wystarczy twoja obecność.
Park uśmiechnął się półgębkiem, przeżuwając nieco suchą rybę, którą zaraz zapił porządnym łykiem kwaskowatego wina.
– Mnie też. – I gdyby mógł, włożyłby ręce do kieszeni, a Baekhyun i tak uznałby to za wyraz nonszalancji.
ɤɤɤ
Mimo iż mieli nie obchodzić ponownych walentynek, i tak to zrobili. Byun po raz drugi kupił więc kwaśne, tanie wino, kawałek sernika oraz sushi w plastikowych pudełkach. Śmiał się do siebie pod nosem, wymachując jednorazówką jak dzieciak.
Był już marzec, więc ściemniało się później i powietrze było jakieś świeższe. Zatęchły zapach zimy odpłynął z pierwszym powiewem wiosny, choć ta jeszcze w pełni nie nadeszła. Ten dzień był naprawdę dobry. Baekhyun nie pokłócił się z matką. Stan ten utrzymywał się już od tygodnia, więc wydawało mu się, że wkrótce wszystko się naprawi i wróci do normalności. W sklepie też dobrze szło. Zwiększył mu się utarg.
Lepiej być więc nie mogło. Nie miał powodu, aby się nie cieszyć. Kolacja z kupnym sushi jako głównym daniem może nie była najbardziej romantyczną wizją, ale on naprawdę nie potrzebował nic więcej poza obecnością swojego chłopaka. Kochał go. Był tego pewien od pierwszego razu, kiedy te dwa słowa wymknęły się chyłkiem z jego ust. Upoił się szaleństwem zakochania, lecz nie przejmował się tym zbytnio.
Był ślepy i każdy to widział.
Tylko nikt nie chciał mu o tym powiedzieć.
Z uśmiechem na twarzy i kolejną plastikową siatką w ręku zmierzał do mieszkania swojego chłopaka. Kiedy zobaczył jego blok i światło w kuchennym oknie, przystanął na chwilę, złapał oddech i ruszył dalej. Był podekscytowany, jakby to była ich pierwsza randka.
Dumnie wszedł po schodach i zatrzymał się przed drzwiami mieszkania Chanyeola. Zawahał się, zanim zapukał. Zrobił to cicho, ale w umówiony sposób. Nikt mu jednak nie otworzył. Powtórzył nieco głośniej, lecz i to nic nie dało. Zmarszczył brwi, sięgając do klamki.
Nie przypominał sobie, by Park zostawiał drzwi otwarte, ale tym razem właśnie tak było. Zdezorientowany i lekko przestraszony Baekhyun wszedł do środka. Nie wiedział, czego może się spodziewać, bo te otwarte drzwi wydały mu się podejrzane. Bardzo podejrzane.
Zerknął najpierw w stronę kuchni i dosłownie zamarł w miejscu. Dosyć głośne mlaski dochodzące z pomieszczenia nie były zbyt przyjemne dla ucha, ale widok, jaki zastał był o wiele gorszy. Chanyeol z głową między udami jakiejś chudej, blondwłosej lali – dopiero po kilku chwilach Baekhyun zorientował się, że to Eunbi, którą poznał na jego urodzinach. Duże dłonie, wcześniej chętnie ściskające i pieszczące pośladki Byuna, teraz miętosiły kształtne piersi w koronkowym staniku.
Nie zorientował się, że wypuścił z rąk reklamówkę. Brzęk rozbijanego szkła wyrwał go z letargu. Wtedy też Chanyeol spojrzał w jego stronę skonsternowany i Baekhyun mógł dostrzec (prawdopodobnie) ślinę ściekającą po jego brodzie. Zbita z tropu dziewczyna natychmiast odepchnęła Parka i zaczęła się ubierać.
A Byun nie mógł już na to patrzeć. Wbiegł do łazienki. Czuł, jak pieką go oczy, lecz łzy nie wypływały. Patrzył na siebie w lustrze i chciało mu się wymiotować. Co zrobił nie tak? Nie rozumiał, dlaczego Chanyeol dopuścił się tego. Czy to była jego wina? Na pewno. Ale nie potrafił stwierdzić, w którym miejscu popełnił błąd.
– Baekhyun? – Usłyszał niespokojny głos zza drzwi. – Możemy porozmawiać? – Chanyeol brzmiał wyjątkowo spokojnie, choć może tylko maskował podenerwowanie.
– Spierdalaj – warknął Byun i nim się zorientował, zamachnął się, uderzając pięścią w swoje odbicie w lustrze.
Kolejny odgłos tłuczonego szkła nie uszedł uwagi Parka. Otworzył drzwi, jak tylko zorientował się, że przecież nie ma zamka. Zobaczył roztrzęsionego Baekhyuna, z którego dłoni płynęła krew. Kilka drobnych odłamków szkła tkwiło w brzydkiej ranie.
– Musimy to natychmiast opatrzeć – zarządził Park, stanowczym krokiem podchodząc do Byuna, który patrzył na niego z oczywistym ogniem w oczach.
– Nie dotykaj mnie – wypluł Baekhyun, cofając się. Nogami dotykał krawędzi wanny. Jeszcze krok i by się przewrócił.
– Baek, krwawisz. Jeśli szybko się tym nie zajmiemy, to-
– Zamknij się – powiedział chłodno, przeszywając wysokiego chłopaka wzrokiem.
– Chcesz, żeby się wdało zakaże-
– Powiedziałem, żebyś się zamknął. Co to, kurwa, miało być? Nie wystarczam ci? – zaczął pytać, a głos nagle mu się załamał.
– Nie rozumiem. – Chanyeol zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na piersi.
– Zdradziłeś mnie.
– Niby kiedy? – Park udawał niewzruszonego i było mu jakby wszystko jedno.
– Teraz, przed chwilą. – Baekhyun popatrzył Chanyeolowi prosto w oczy.
– I co z tego? To nie był pierwszy raz – przyznał otwarcie tamten.
– Co? – Byun zmarszczył brwi i mocno zacisnął dłonie w pięści. Krew powoli kapała z rany, tworząc na podłodze małą kałużę.
– To nie był pierwszy raz, kiedy doszło do czegoś między mną a nią, wiesz? Po prostu… byłeś zbyt ślepy, by to zauważyć.
– Ale przecież… Jesteś moim chłopakiem – odezwał się naiwnie Baekhyun; w jego głosie słychać było błagalną nutę. Nie chciał, by słowa Parka okazały się okrutną prawdą. Wystarczyło mu to, co widział.
– Nigdy tego nie powiedziałem. Nigdy oficjalnie nie uznałem nas za parę. Powiedziałem ci, że spróbujemy. Wiesz, Baek, nie jestem gejem. Nie wiedziałem, czy podobają mi się faceci. A ty… wyglądałeś całkiem fajnie, więc pomyślałem, że-
– Można to jakoś wykorzystać, hę? – Baekhyun zaśmiał się smutno i z żalem. – A ja się w tobie zakochałem, dupku. – Popchnął go lekko. – Myślałem, że też mnie kochasz, palancie – podniósł głos.
Przepchnął się obok śmiejącego się z jego infantylności Parka i już sięgał do klamki, chcąc wyjść, ale tamten złapał go za przegub.
– Powinniśmy to opatrzeć, bo naprawdę nabawisz się zakażenia.
– Spierdalaj – odparował Baekhyun i ze wszystkich sił pchnął Chanyeola na ścianę za nim.
Yeol uderzył głową w domofon. Cichy dźwięk głuchego telefonu rozszedł się po przedpokoju. Słuchawka bujała się w prawo i w lewo, co jakiś czas uderzając o ścianę.
– Zaczekaj. Może jednak porozmawiamy – zasugerował Chanyeol, bezskutecznie próbując ratować resztki bałaganu, który sam narobił.
– W dupie mam twoje prośby. Dmuchaj tę swoją lalę i nigdy więcej się ze mną nie kontaktuj.
Zanim jednak wyszedł, Byun uderzył zakrwawioną pięścią Parka. Wiedział, że rozciął mu wargę. Czuł ból – w dłoni i w sercu – ale zacisnął wargi i odszedł. Udawał spokojnego, ale jak tylko zatrzasnęły się za nim drzwi mieszkania, zbiegł czym prędzej po schodach, nie oglądając się za siebie.
Coraz szybciej przebierał nogami, kiedy granatowe niebo znalazło się nad jego głową. W połowie drogi zaczął padać deszcz. Zimne, momentami lodowate krople spadały na twarz chłopaka. Jedne były miękkie, jakby pieściły jego policzki i pomagały wydobyć łzy, które wciąż nie mogły wypłynąć z jego oczu. Inne były niby twarde kamienie. Dawały mu nauczkę. Żłobiły mokre strugi na jego zaróżowionej skórze, paliły niczym kwas.
Kiedy dobiegł pod swój blok, zatrzymał się. Cały drżał z wysiłku, dlatego oparł dłonie na udach i pochylając się, oddychał ciężko, starając się uspokoić rozszalałe ze złości, z żalu i od biegu serce. Wreszcie na miękkich nogach stanął z boku bloku i wyjął z kieszeni pomiętą, ale niezamoczoną paczkę papierosów. Wygrzebał także zapalniczkę i nie bez trudu odpalił pierwszego. Zaciągnął się tak mocno, że rozbolały go płuca, ale było mu jakoś przyjemnie.
Przy trzeciej fajce się rozpłakał. Ramiona mu się trzęsły, twarz krzywiła, ale dzielnie ściskał papierosy mokrymi wargami. Nie wiedział, co czuje. Ciężko było mu to określić ze względu na mętlik panujący w jego głowie. Chaos, totalny bezład.
Wypalił połowę paczki. Kręciło mu się w głowie i przemókł. Zaczął gadać sam do siebie, jakby był pijany. Doczłapał do schodów i powoli, zostawiając za sobą potwornie mokre ślady, wszedł na swoje piętro. Odnalazł zimne klucze i ledwie trafiając do zamka, otworzył sobie.
Aż się dziwił, że nikogo nie obudził. Wydawało mu się, że robi hałas ponad miarę. Rozebrał się w przedpokoju i w samej bieliźnie wszedł do łazienki. Było mu zimno, ale nie zwracał na to uwagi. Wlazł pod prysznic i odkręcił lodowatą wodę. Myślał tylko o tym, aby zapomnieć to, co zobaczył. Chciał wypalić sobie ten obraz z umysłu, choć wiedział, że to niewykonalne.
Stał więc pod strumieniem wody i marzył o tym, aby się odciąć od wszystkiego. Palce coraz szybciej mu kostniały. Pragnął w tej chwili nie czuć nic. Prawie udało mu się osiągnąć cel. Po dwudziestominutowym prysznicu, podczas którego zaczął ostatecznie szczękać zębami i mamrotać do siebie coraz większe głupoty, ledwie wyszedł z kabiny i od razu udał się do swojego pokoju.
Otworzył okno, jakby mało mu było chłodu. Uśmiechnął się, zerkając w ciemną noc, a potem splunął z pogardą wymalowaną na bladej twarzy. Ułożył się na łóżku w pozycji embrionalnej. Przytulił głowę do poduszki, tłumiąc szloch. Materiał łykał kolejne gorące łzy, aż wreszcie sam miał ich dość.
Baekhyun zasnął zmęczony płaczem, drżeniem i samym sobą. Miał dość wszystkiego. Nie spodziewał się, że jego pierwsza prawdziwa miłość stanie się miłosnym zawodem na całej linii.
ɤɤɤ
Obudził się z pulsującym bólem w skroniach. Brzask poranka poraził go w oczy. Dziwił się, że jest mu ciepło. Był zaskoczony jeszcze bardziej, kiedy dostrzegł na sobie koszulkę i poczuł spodnie na nogach. Przyłożywszy dłoń do czoła, wyczuł mokrą ściereczkę i gruby bandaż pokrywający ciągle piekącą skórę.
– Co się, do cholery… – zaczął cicho chrypieć, kiedy nagle do pokoju wbiegła pani Byun.
Widząc, że syn nie śpi, kobieta uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Odstawiła na szafkę miskę z ciepłą zupą i przysiadła na łóżku. Złapała Baekhyuna za rękę, ścisnęła ją mocno, a potem ucałowała szczerze. Odgarnęła rozczochrane włosy za uszy i zaczęła dotykać chłopaka, jakby nie widziała go od co najmniej kilku lat.
– Mamo? – zapytał Baekhyun, marszcząc brwi.
– Baekhyunnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się obudziłeś. Już myślałam, że to coś poważnego. Cały czas gorączkowałeś. Bardzo się martwiliśmy – mówiła i była autentycznie rozradowana.
– Cały czas?
– Tak, calutkie trzy dni miałeś wysoką temperaturę. Chciałam cię zawieźć do szpitala, ale nie miałam jak. Przepraszam, kochanie – powiedziała i wreszcie sięgnęła po talerz świeżo ugotowanej zupy.
– Spałem przez trzy dni?! – zdziwił się chłopak, wiodąc wzrokiem za plastikową miseczką, która wkrótce wylądowała na podstawce przy nim.
– Tak, kochanie. Poważnie się przeziębiłeś. Na szczęście w porę zauważyłam i od razu podawałam ci leki. Coś tam mamrotałeś. Przebudzałeś się, ale byłeś całkowicie nieobecny. Dlatego wszyscy tak bardzo się martwiliśmy. – Kobieta patrzyła, jak jej syn drżącą ręką sięga po łyżkę i zaczyna pomału jeść. – Chanyeol wychodził z siebie. Przesiedział tu całe wczorajsze popołudnie. Przedtem też zaglądał. To bardzo dobry człowiek.
Baekhyun wypuścił łyżkę na dźwięk imienia Chanyeola. Przełknął ślinę, po czym na nowo zaczął jeść. W razie czego wszystko mógł zwalić na chorobę. Bo nadal był chory, prawda?
– Był tutaj? – dopytał, jakby nie dowierzając w to, że osoba, która go skrzywdziła, czuwała nad nim w chorobie.
– Tak. Prosiłam, żeby wyszedł, nie chciałam, żeby się od ciebie zaraził, ale nalegał, by zostać.
Gdy pani Byun musiała wyjść do kuchni, zostawiając tym samym syna samego, Baekhyun odsunął od siebie miskę z zupą i sięgnął po telefon. Skrzynkę miał zapchaną wiadomościami, całą masę nieodebranych połączeń i kilka nagrań na poczcie głosowej. Westchnął ciężko i drżącą dłonią skasował absolutnie wszystko.
Potem ułożył się na wznak i patrzył w sufit, dopóki nie poczuł ciężkiej mgły przesłaniającej mu widok. Zamrugał. Łzy spłynęły po jego skroniach i wpłynęły do jego uszu, czego bardzo nie lubił. Pospiesznie więc usiadł, przetarł rękawem oczy i wrócił do jedzenia ciepłej zupy, która przynajmniej pomagała mu skupić się na czymś innym niż złamane serce.
Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że osoba, której tak bardzo ufał, którą tak mocno kochał, której był w stanie powierzyć swoje życie albo chociaż jego część, potraktowała go w tak paskudny sposób. Chanyeol przez większość czasu zdradzał go z dziewczyną i nie wstyd było mu się do tego przyznać. A Baekhyunowi wydawało się, że to nic, iż nie usłyszał wyznania miłości z jego ust. Niektórych nie było tak szybko na to stać. Był cierpliwy, bo sądził, że to czasu potrzebuje Park.
A tego narzędzia potrzebował jedynie do tego, by uśpić czujność może nieco naiwnego i zbyt ufnego Baekhyuna.
Przełknąwszy ostatnią łyżkę zupy, chłopak podniósł głowę, by ujrzeć w progu matkę trzymającą na dłoni kilka kolorowych tabletek.
– Jeszcze kilka dni i powinno ci przejść – stwierdziła rzeczowo, podając synowi lekarstwa oraz szklankę z wodą do przepicia.
– Chanyeol... – mruknął niby obojętnie Byun, chociaż miał wrażenie, jakby jego język zesztywniał od ilości jadu, która nagle pojawiła się w jego ślinie, kiedy to mówił.
– Tak, kochanie?
– Mówił coś ciekawego? – spytał Baekhyun, wybierając kolejną według palety barw kapsułkę.
– Nic specjalnego. Prosił tylko, żebym cię przeprosiła za to, że puścił cię bez parasola – powiedziała z nikłym uśmiechem i wzruszyła beztrosko ramionami. – Naprawdę uroczy chłopak. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go tu zaprosisz...
ɤɤɤ
Nie zaprosił.
Baekhyun za wszelką cenę starał się wyrzucić Chanyeola ze swojego życia, umysłu i serca. Z tym ostatnim szło mu najgorzej, zwłaszcza kiedy Park wysyłał mu wiadomości albo dzwonił do niego o różnych porach dnia i nocy. Usunął jego numer, ale i tak znał go na pamięć, więc nic to nie zmieniało.
W sklepie znowu czytał kolorowe magazyny o motocyklach i samochodach, niektóre po raz piąty. Miał dość uporczywego wibrowania telefonu na ladzie i ciekawskich spojrzeń klientów, kiedy rzucał komórką, gdy ta zacinała się podczas usuwania kolejnych trzech tuzinów wiadomości przepełnionych pustymi słowami.
Chciał wziąć wolne, ale nie potrafił poprosić o to matki. Wystarczający kłopot sprawił jej swoją chorobą. Musiał to teraz odpracować. Praca dawała mu też niejaki spokój myśli. Przynajmniej nie krążył bezcelowo po domu ani nie leżał bez ruchu w łóżku, zaprzątając sobie myśli niewartym jego nerwów i czasu chłopakiem.
Nie wypowiadał już jego imienia. Brzydził się nim jak psim gównem na środku chodnika.
A kiedy pewnego dnia przez szybę sklepu ujrzał dobrze znaną dziewczęcą sylwetkę, bardzo się zdziwił. Nikogo nie było, więc wyszedł na zewnątrz, po drodze wyjmując z paczki fajkę. Odpalił ją zaraz po wyjściu i dostrzegł, że i ona mocno się zaciąga. Długie czarne włosy jak zwykle falowały na wietrze.
– Nie odzywasz się – stwierdziła i wydmuchnęła dym przez usta. W ułamku sekundy się rozpłynął.
– Nie mam po co. – Baekhyun wzruszył ramionami, trąc butem po skrawku chodnika.
– Do nikogo z nas. Rozumiem, że Chanyeol spierdolił, ale my nie jesteśmy nim – odparła ostro Hyejin i mocniej opatuliła się granatową puchową kurteczką.
– Jesteście jego przyjaciółmi. Staniecie za nim murem. Nie muszę już z wami rozmawiać – odpowiedział i znowu wzruszył ramionami, co powoli zaczynało doprowadzać dziewczynę do szału.
– I tu się mylisz. – Wykrzywiła w uśmiechu pomalowane bordową szminką usta. – Może się przyjaźnimy, ale... No wiesz, naprawdę to wszystko schrzanił. I wszyscy wiemy, że to nie było fair wobec ciebie. Dlaczego więc mielibyśmy go bronić? Za to, że okazał się być wielkim kutasem? – Parsknęła cichym śmiechem i na moment urwała, parę razy zaciągając się papierosem. – Mówiliśmy mu, żeby przestał. Myśleliśmy, że ci powie. – Pokręciła głową.
– To wy od początku wiedzieliście o wszystkim? – Byun był szczerze zaskoczony. Fajka o mało nie wypadła mu z ręki. Hyejin roześmiała się z jego miny, po czym przydeptała peta schodzonym trampkiem.
– Wiedzieliśmy. Yixing nawet mu za to przyłożył, kiedy przeleciał tę laleczkę w kiblu, w noc po swoich urodzinach, a ty smacznie spałeś sobie w kuchni. – Westchnęła ciężko, zapatrując się w dal. – Chan wiele w życiu przeszedł...
– Wiem – wtrącił Baekhyun.
– Ale to go nie usprawiedliwia. Zachował się jak skończony dupek i zasłużył na podobne traktowanie, więc niejako cieszę się, że się od niego odciąłeś i masz go w nosie – powiedziała rzeczowo, po czym przygryzła wargę.
– Ale?
– Ale uważam, że jednak zasługuje na drugą szansę, Baek. Może zachował się jak świnia i nie zamierzam go bronić, jednak wydaje mi się, że... – Nie dokończyła. Odwróciła jedynie głowę i spojrzała Baekhyunowi głęboko w oczy. – Przemyśl to. Ja wiem, że on cię kocha. Nigdy nie był dobry w mówieniu o swoich uczuciach, ale widzę i widziałam, że traktuje cię inaczej. Uwierz mi.
– Gówno prawda! – Byun zaśmiał się głośno i wyrzucił peta na chodnik pstryknięciem. – Gdyby mnie kochał, gdyby cokolwiek do mnie czuł, nie sypiałby się z Eunbi. Nie wystrychnąłby mnie na dudka.
– Za mało o nim wiesz, Baek, ale rób, co sam uważasz za stosowne. To twoje życie. – Odgarnęła włosy z twarzy. – Jeśli chciałbyś pogadać, masz nasze numery. Cześć.
Potem odeszła, zostawiając marznącego na silnym wietrze chłopaka.
ɤɤɤ
Było jednak coś, co zmusiło Baekhyun do wybrania numeru Chanyeola. Przyłożył telefon do ucha, ale po usłyszeniu pierwszego sygnału, natychmiast się rozłączył. Nie, nie miał siły ani odwagi, by odezwać się do tej podłej kreatury. Wystukał więc krótką wiadomość.
Spotkajmy się na szkolnym boisku. Piątek, 20.
Westchnął ciężko, naciskając przycisk „wyślij”, bo kosztowało go to wiele wysiłku. Oczywiście już po chwili komórka zaczęła wibrować. Park za wszelką cenę na nowo próbował się do niego dodzwonić, lecz to nie był dobry moment – cóż, już nigdy dobry moment nie nastał.
Ok.
Przyszło za to w wiadomości, którą otrzymał jakiś czas później. Uśmiechnął się lekko do siebie, po czym przesunął drżącymi palcami po metalowej blaszce na nadgarstku. Paliła go do żywego, tak, ale jakoś nie miał serca jej zdejmować jeszcze teraz, kiedy nadal była u niego.

Zmierzchało, gdy Baekhyun wchodził na boisko, trochę mocniej otulając się cienką bluzą. Nie widział jeszcze Chanyeola, dlatego szybkim ruchem odpiął bransoletkę, która teraz nagle zaczęła mu ciążyć i przeszkadzać. Zacisnął ją w dłoni, spoglądając na wejście po przeciwnej stronie boiska.
Reflektory świeciły mocno, gdyż dzieciaki często wieczorami zaglądały tu, by zagrać szybki mecz w kosza albo po prostu się spotkać. W śmietnikach walały się puste opakowania po niezdrowym żarciu, pety oraz butelki po napojach alkoholowych. Kto nie lubił sobie czasem uciec spod czujnego oka rodziców, by spróbować przygód z przyjaciółmi?
Myśląc o tym, Baekhyun chciał się cofnąć do czasów, gdy i on miał tak błahe sprawy w głowie. Wierzył, że gdyby wtedy zasmakował czułości, namiętności i pożądania, teraz nie dałby się tak omotać i omamić.
– Hej. – Wzdrygnął się, nie dostrzegłszy Parka wcześniej. Tym bardziej zaskoczył go jego głos.
– Cześć – odparł, odchrząknąwszy cicho.
– Chciałeś porozmawiać? – zapytał Chanyeol, patrząc na Byuna z nieopisanym wyrazem na twarzy.
Jego oczy były puste, zmęczone. Nigdy wcześniej Baekhyun ich takimi nie widział. Pamiętał jedynie szaleńczo tańczące iskierki, przeskakujące ogniki i porażające pioruny – w zależności od humoru. Najbardziej jednak lubił ciepły płomień rozpalający hebanowe morza jego pięknych, dużych oczu. To w nich tak bardzo się zakochał.
– Baekhyun? – odezwał się ponownie Park, wyrywając chłopaka z zamyślenia i zatracenia.
– Tak – wymamrotał, po czym odwrócił wzrok w ciemność. – Tak – dodał już dobitniej i poważniej. – Chciałem z tobą porozmawiać.
– O czym? – Słychać było, jak bardzo Chanyeol się denerwuje.
– Muszę ci coś oddać – oświadczył bez ogródek Baekhyun, na powrót przenosząc wzrok na smutną, poszarzałą twarz, która wyglądała jeszcze gorzej w trupiobladym świetle.
Wyciągnął przed siebie zwiniętą pieść, w której ukrył srebrną bransoletkę. Park odruchowo spojrzał na nią, po czym sam wysunął dłoń, by chwycić to coś, co Byun chciał mu dać. Widać było w nim nadzieję, że ich palce zetkną się na choćby ułamek sekundy.
Tak się jednak nie stało.
Baekhyun wypuścił trzymaną ozdobę. Strach przed zetknięciem ich dłoni, które mogło na nowo rozpalić w nim ogień nadziei oraz sprawić, że ta niewidzialna iskra przyciągania przeskoczy między nimi, paraliżował go. Srebrna blaszka miękko wylądowała w wielkiej dłoni Parka, który natychmiast podniósł szeroko otwarte oczy na niemożliwą do odcyfrowania twarz.
– Dlaczego mi ją oddajesz?! – odezwał się z niedowierzaniem, zaciskając i rozluźniając dłoń. – Jest twoja! – dodał płaczliwym tonem.
Baekhyun pokręcił tylko głową. – Nie mogę jej nosić. Nie chcę.
– Baek… – Chanyeol złapał go za nadgarstek, kiedy chłopak chciał odejść. – Możemy chociaż być przyjaciółmi? – spytał z niekłamaną nadzieją, ale i ukrytą rezygnacją. Nie mógł już nic więcej zdziałać.
– Nie – odpowiedział sucho Baekhyun, wyrywając nadgarstek z uścisku.
– Dlaczego? – Mało brakowało, a Park zacząłby błagać.
Zaciskając zęby przed wkradającym się poczuciem winy i wyrzutami sumienia, Byun oczyścił myśli. Odetchnął ciężko, przymykając oczy i licząc do dziesięciu.
– Bo nie jesteś tego wart, Chanyeol. Nie jestem w stanie zaufać ci kolejny raz.
Tym razem odwrócił się na pięcie prędzej, niż wyższemu chłopakowi udało się zareagować. Poczuł namolne igiełki bólu dźgające go w serce, lecz nie spojrzał już ani razu na Chanyeola. Musiał odejść, bo mimo że wierzył, iż każdy zasługuje na drugą szansę, takie zachowanie zdecydowanie na nią nie zasługiwało, a on nie chciał, by ktoś zrobił mu wodę z mózgu po raz drugi.
ɤɤɤ
Wielkimi krokami zbliżał się maj, a wraz z nim dwudzieste drugie urodziny Baekhyuna. Nie planował na ten dzień niczego wielkiego. Szczerze mówiąc, nie planował niczego. Kompletnie. Zamierzał pójść do pracy, pomóc Jinmo w lekcjach, mamie w kuchni oraz obejrzeć wspólnie z rodziną jakiś film. Jak w każdy inny dzień.
Był więc mile zaskoczony, gdy już od progu wyczuł zapach zupy z wodorostów, który roznosił się po calutkim mieszkaniu. Ukochana mama czekała na niego przy piekarniku, skąd wyjmowała jego ulubione ciasteczka maślane. Nauczyła się ich robić specjalnie dla Baekhyuna, który dojrzał to cudo w jakimś zagranicznym serialu.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie! – zawołała kobieta, podchodząc do syna w przybrudzonym fartuchu.
– Dziękuję, mamo. Nie trzeba było, przecież dobrze wiesz – odparł, przytulając ją mocno. Ucałował ją soczyście w policzek, co natychmiast oddała.
– Musiałam. Widziałam, jaki ostatnio chodziłeś przybity.
– Wszystkiego naj, naj, naj, najlepszego, Baekkie! – wykrzyczał Jinmo, wybiegając z pokoiku z kolorową laurką w dłoniach.
– Sam to narysowałeś? – spytał jego starszy brat, spoglądając na piękne pękate balony w różnych odcieniach, barwne prezenty oraz tort na zwykłej kartce z bloku.
– Tak – odparł chłopiec i z dumą wypiął chudą pierś.
Baekhyun zmierzwił mu włosy i pocałował w czoło.
– Dzięki, braciszku – powiedział z czułością, tuląc chłopca.
Po wyśmienitym, pachnącym obiedzie oraz najlepszym na świecie deserze, podczas którego rodzina toczyła rozmowy w bardzo dziwnym języku składającym się z pomruków radości i zachwytu, Baekhyun zdecydował się zejść na dół po pocztę. Z uśmiechem na twarzy wziął kluczyk i wyszedł na klatkę schodową, gdzie spotkał kilkoro sąsiadów, z którymi nawet się przywitał. Miał naprawdę dobry humor.
Otwierając skrzynkę, nie spodziewał się niczego dziwnego. Wyjął sporą kupkę listów. Większość z nich stanowiły reklamy i ulotki w kopertach, było też jednak kilka rachunków oraz kolorowa karta z podpisami Hyejin, Yixinga i Taemina. Ucieszył go ten widok. Nie odzywał się do nich, jednak oni nie wyparli go tak całkiem z pamięci.
Zajrzał do skrzynki, aby sprawdzić, czy czegoś nie przeoczył i zamrugał, widząc plastikowe pudełko w rogu. Jak mógł go nie zebrać? Najwyraźniej przesunęło się, kiedy wyciągał listy.
Kiedy już miał plastikowe pudełeczko w dłoniach, dotarło do niego, że to kaseta. „Dla Baekhyuna w dniu urodzin” widniało na okładce. Zamrugał, zastanawiając się, kto mógł mu sprawić taki prezent. Trójka znajomych nie miała pojęcia o jego kasetowej manii.
Wszedł więc na górę i podzielił się z mamą swoimi znaleziskami. O kasecie jednak nie wspomniał.
Dopiero kiedy pani Byun wróciła do sklepu, przy okazji zabierając Jinmo do kolegi z klasy, Baekhyun zdecydował się odtworzyć to, co zostało nagrane. Instynktownie bał się, co może tam znaleźć, usłyszeć. Drżącymi dłońmi wpakował kasetę do radia, zatrzasnął klapkę, nacisnął przycisk z trójkącikiem i usiadł na łóżku.
Raz, dwa. Raz, dwa, trzy. – Ścisnęło mu się serce, gdy usłyszał zachrypnięty – niczym od nikotynowego nałogu – głos i śmiech, który brzmiał, jakby kruszyły się skały. – Cześć, Baekhyun. Jeśli mnie teraz słyszysz, to znaczy, że dostałeś mój prezent i postanowiłeś go odsłuchać. A to już coś. – Chwila ciszy. Baekhyun liczył sekundy, jak gdyby miał nadzieję na to, że Chanyeol zaraz wylezie z magnetofonu i znajdzie się obok niego. – Wiem, jak bardzo kochasz kasety, więc postanowiłem ci jedną podarować. Taką wprost ode mnie tylko dla ciebie. Chciałem ci też życzyć dużo, dużo zdrowia, miłych klientów, pysznych obiadów, jeszcze więcej kaset, nowego magnetofonu, jeśli nadal nie wyrzuciłeś tego starego i... spełnienia wszystkich twych marzeń i pragnień. No i nie martw się za wiele, bo to źle wpływa na wygląd. Nie chcę cię kiedyś spotkać na ulicy całego w zmarszczkach.
Chłopak milczał. Wsłuchiwał się w cichy oddech, który także znalazł się na taśmie. Liczył krótkie serie westchnięć. Pamiętał doskonale, jak Park wdychał zapach jego spoconych włosów zaraz po seksie, jak śmiał się mu do ucha, jak całował jego policzki i szyję, a później znów się śmiał, przytulając go do siebie z całej siły.
Nagranie nagle się urwało. Baekhyun podniósł głowę, wpatrując się w magnetofon.
Chcę schwycić gwiazdy i oddać je twoim oczom.
Dam ci całego siebie, wszystko.
           
Czasami płaczę, bojąc się, że mogę cię stracić.
           
Czasami czuję, jak zasypiasz w moich ramionach.
            Obiecuję, w dzień, gdy spadnie pierwszy śnieg
            Obiecuję, będę z tobą,
            Będę trzymał twoją dłoń, wędrując za dnia i wykrzyczę,
że cię kocham; mam nadzieję, że trzymając się za dłonie nie będziemy świadomi upływającego czasu.***
Byun zadrżał. Nie spodziewał się po Chanyeolu tak tkliwej piosenki. Najbardziej jednak uderzyły w niego słowa z wyznawaniem miłości. Czy naprawdę go kochał? Nie był tego pewien. Skąd w ogóle mógł to wiedzieć. Może Hyejin jednak miała rację. Ale co w takim razie miała znaczyć tamta dziewczyna, Eunbi? Tego Baekhyun kompletnie nie umiał pojąć.
Potrafił się jednak domyślić, że ta piosenka powstała, kiedy jeszcze byli razem. Odtwarzał w głowie narysowane miękkimi słowami wizje i chciał im wierzyć. Z całego serca pragnął, by były prawdziwe, czyste. Jak jego dusza i uczucia do Parka. Nie odebrał jednak tylu telefonów, skasował tyle wiadomości... Teraz to on był na przegranej pozycji. Był tego świadomy.
Nie potrafię przezwyciężyć tego smutku w swoim sercu.
           
Kolejna z moich nieprzespanych nocy, cierpliwie znoszę to kolejny raz.
            Naprawdę nie przeszkadza mi smutek,
           
to on nieprzytomnie znowu budzi mnie rano.
            Proszę, zostań przy moim boku, proszę, pozostań tu.
            Nie puszczaj mojej dłoni, kiedy trzymasz ją w swoich,
            jeśli to sprawi, że odsuniesz się ode mnie o krok.
Muszę tylko zrobić krok bliżej, prawda?
            Tysiąc razy w ciągu dnia
            twoja twarz wciąż pojawia się w moich myślach,
            te ostre słowa, które mi powiedziałeś,
te puste oczy, ten zimny wyraz twarzy.
            Proszę, po prostu mnie przytul, przytul mnie choć przez chwilę,
            bez żadnych słów, proszę, przybiegnij do mnie,
            z moim osamotnionym i niespokojnym sercem
nadal czekam tu na ciebie.
            Kocham cię, kocham cię,
            wykrzykuję te słowa, tkwiwszy w milczeniu tak długo,
to może wydawać się słabe i dziecinne, lecz naprawdę to czuję.****
Czy rzeczywiście tak się zachował? Jego słowa były ostre? Spojrzenie miał puste? Zimny wyraz twarzy? Może. Wówczas jednak miał w sercu tylko ból i złość. Paliły go do żywego. Czuł ogromną stratę. Nienawidził Chanyeola całym sobą, każdą komórką swego ciała.
Pokręcił głową, gdy usłyszał, że piosenka się skończyła. Całą kolejną melodię wręcz wyparł z głowy. Ciągle wracał myślami do tamtego wieczoru. Może powinien był mu wybaczyć, porozmawiać, wyjaśnić te wszystkie niewytłumaczone sytuacje, sprawy? Może lepiej by było, gdyby zadzwonił do drzwi albo w ogóle nie przyszedł? Być może wtedy nadal byliby razem i Chanyeol dojrzałby do tego, aby ujawnić swoje uczucia, o ile naprawdę je żywił.
Usiądziesz na chwilę? Porozmawiasz ze mną trochę?
           
Popatrzysz przez moment na moją twarz? Jeśli dziś odejdziesz, więcej cię nie zobaczę.
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie odchodź.
            Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
            Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
            Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Przestań, wszyscy patrzą
            Przestań sprawiać, że płaczę
            Proszę, porozmawiajmy jutro
            Błagam, pomyśl o mnie przez chwilę
Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie odchodź.
            Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, zapomnę.
            Dziś, tylko dziś nie odchodź, nie opuszczaj mnie.
            Jeśli dziś przy mnie zostaniesz, będę starał się bardziej.
Wiem, że popełniłem błędy,
            nawet jeśli udaję, że nic się nie stało,
           
ale dlaczego łzy wciąż płyną?*****
Doskonale pamiętał, że właśnie tamtego wieczoru Chanyeol miał paskudnie łamiący się głos. Wrył się w jego głowę bardzo dokładnie i nie był w stanie pomylić go z niczym innym. Wiedział, że to właśnie owego wieczoru, a może nawet i nocy powstała ta piosenka. Westchnął, czując ogromny ciężar spoczywający na jego piersi.
Słysząc jeszcze trzaski i pomruki, uniósł głowę, ze zniecierpliwieniem wpatrując się w odtwarzacz. Taśma przesuwała się. Byun jak zahipnotyzowany patrzył w obracające się kółka. Jego serce to niepewnie drżało, to zatrzymywało się na długie ułamki sekund.
Baekhyun... kocham cię.
Zapłakał.

*Scorpions – Lorelei
**Depeche Mode – Enjoy the Silence
***Listen to the Letter – Chanyeol (cover)
****Hug Me – Chanyeol (cover)
*****Don't Go Tonight – Chanyeol (cover)
Owe covery zostały przetłumaczone przeze mnie, w niektórych miejscach pominęłam fragmenty i zostały one tutaj użyte jako piosenki napisane przez Chanyeola (z całym szacunkiem dla oryginalnych artystów).