niedziela, 2 lipca 2017

Canvas [16/20]

Pierwszy śnieg


Jaskrawe światło uporczywie przezierało przez okno, oślepiając zamknięty pod powiekami świat Baekhyuna. Otworzył oczy bardzo powoli, z miejsca przykładając dłoń do czoła. Rozsadzający ból głowy nie dawał mu spokoju już od kilku dni. Jeszcze przez sekundę udawał, że śpi, choć tak naprawdę liczył, że jakoś uda mu się cofnąć czas i zapobiec wydarzeniom, które miały miejsce tydzień temu. Zakrwawiony obraz Chanyeola majaczył w jego snach, zamieniając je w najpaskudniejsze koszmary świata.
Podniósł się z chybotliwym jękiem, a łóżko skrzypnęło zdradziecko, przykuwając uwagę innych pacjentów. Było ich w sali sześciu. Nie znali swoich imion, tylko ponury wygląd. Jeden przypominał drugiego mniej lub bardziej. Łączyły ich choroby, o których zdrowi ludzie nie mogli nic wiedzieć. Zwykle patrzyli na siebie, niemo pytając o samopoczucie. Niedostępne oczy zawsze ziały niezmierzoną pustką, bezkresnym oceanem nicości.
– Czujesz się, jakbyś miał papkę zamiast mózgu, hę? – Nieco żywiej wyglądający mężczyzna wszedł do środka, niosąc na tacy parującą owsiankę i pojemniczek z lekarstwami. – Smacznego, Byun. Po śniadaniu masz się widzieć ze swoją lekarką, czaisz? – Niedbale rzucił tackę na zimny parapet, sprawiając, że jedzenie podskoczyło i spora część kleistego ryżu wylądowała na obleśnej podłodze.
Zniesmaczony Baekhyun zmarszczył wargi i zacisnął chude pięści, aż zadrżały mu ręce. Ten sam facet codziennie przynosił mu jedzenie i denerwował go uszczypliwymi komentarzami zupełnie bez powodu. Zachowywał się tak, jak gdyby znał wcześniejsze życie malarza i chciał mu pokazać, jak nisko upadł, jak bardzo się stoczył, lądując w szpitalu dla psychicznie chorych. Wstając z nieskrywanym trudem, westchnął, a później dowlókł się do kąta i przysunął sobie pod parapet metalowe, miejscami pordzewiałe krzesło.
Jadł bez przekonania, obserwując mizerne ruchy granatowych spodni z białymi lampasami i żółtych niczym piórka kanarka koszulek. To jego koledzy. Po przybyciu tu wmawiał sobie, że jakoś się z nimi dogada, lecz doszczętnie ich zignorował. Nawet ich rozmowy, które zazwyczaj dotyczyły tematu pogody czy książek, nie przykuwały jego uwagi. Czasami bał się, że ktoś mu coś zrobi za to, że mu się przyglądał. W nocy zaś nierzadko budził się zlany zimnym potem, mając wyraźne przeczucie, że ktoś nad nim stoi.
Tabletki połknął, układając się starannie na łyżce z ryżem. Nie mógł dopuścić, by rozpuściły się na jego języku jak poprzednim razem. Nienawidził gorzkiego smaku, od którego miał mdłości, aż wreszcie zwymiotował na podłogę. Musiał to oczywiście uprzątnąć, czując na sobie taksujące i pogardliwe spojrzenia współlokatorów. Jego suche i roztrzęsione dłonie ze wszystkich sił ściskały podziurawioną szmatę, a jemu samemu znów chciało się płakać. Z beznadziejności.
Odniósłszy tacę z opróżnioną miską na stołówkę, udał się do gabinetu lekarki prowadzącej. Na początku wciąż zadawano mu pytania. Miał wrażenie, że jest na nieustającym przesłuchaniu, ale w końcu dano mu spokój. Robiono mu również różne badania. Nic nie rozumiał, bo niemal od początku dostawał leki na uspokojenie. Zabrano go tutaj, bowiem uznano, że był niebezpieczny dla najbliższego otoczenia, jako że bez powodu zaatakował osobę, z którą mieszkał. Na to stwierdzenie jedynie obojętnie wzruszył ramionami.
Usiadł na krześle przed młodą kobietą, pewnie niewiele starszą od niego samego. Miała krótkie brązowe włosy i dziewczęcą, trochę za długą grzywkę. Gdy zapisywała coś w swoim zeszycie czy kalendarzu albo jak wystukiwała informacje na klawiaturze, marszczyła brwi, przez co jej twarz wydawała się niemal dziecięca. Baekhyun miał okazję to zaobserwować, gdy zwyczajnie nie chciał z nią rozmawiać, mimo iż go o to prosiła. Ignorował ją, więc ona nie skupiała się na nim. Wracała do poprzedniego zajęcia, czekając, aż sam zacznie mówić, ale to nie następowało. Po godzinie pozwalała mu wrócić do siebie, rzucając mu smutne spojrzenie zza lekko wytuszowanych rzęs. Była zawiedziona taką postawą, jednak nigdy nie zmuszała swoich podopiecznych do wyjawienia sekretów, do odpowiedzi na trudne pytania. Dawała im wskazówki i cierpliwie oczekiwała rozwoju sytuacji.
– Jak się dzisiaj czujesz, Baekhyun? – zapytała miękko, odstawiając na spodeczek filiżankę z mocną herbatą.
– Może być – odparł mężczyzna i odchylił się na krześle.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmiła, przekładając dokumenty, aż jego teczka znalazła się na wierzchu. – Po tych wszystkich rozmowach i badaniach odkryłam dwie rzeczy. Co prawda od ciebie nie można było się za wiele dowiedzieć, jak sam się domyślasz, ale zadzwoniłam do twojego przyjaciela. Przepraszam, że grzebałam w twoich papierach. To było konieczne. Do Kyungsoo okazał się dość pomocny.
Pełna oczekiwania cisza zapadła, gdy Hyeon Joo znów sięgnęła po herbatę i upiła spory łyk, jakby chcąc odciągnąć ten moment jak najdalej. Odchrząknęła, poprawiając się na krześle.
– Przykro mi to stwierdzić, ale jesteś bipolarny – powiedziała na jednym tchu, przez co na koniec jej głos załamał się i przycichł. Oczy malarza niemal w sekundzie otworzyły się znacznie szerzej. – Masz chorobę dwubiegunową. A poza tym ważysz zbyt mało. – Zacisnęła wargi, powstrzymując się od komentarza.
Zdumiony Baekhyun odruchowo walnął pięścią w biurko. Stosy papierów niebezpiecznie zadrżały, po czym zsunęły się, robiąc bałagan. Mężczyzna bezskutecznie gromił ją zawziętym spojrzeniem, chcąc sprawdzić, by zapadła się pod ziemię albo cofnęła swoje słowa. Tak się jednak nie stało. Wtedy też malarz wstał, podniósł pierwszy lepszy plik dokumentów i podrzucił go do góry. Był tak zły, że miał ochotę zniszczyć niewielkie biuro, ale stać go było tylko na deszcz zapisanych tajemniczym, lekarskim językiem kartek. Dyszał ciężko, zaciskając drobne pięści. Czuł, jak paznokcie wbijają mu się w skórę.
– Nie jestem chory, słyszysz?! Nie jestem chory! Nie jestem chory! Nie byłem chory, nie jestem i nigdy nie będę, rozumiesz?! Nie jestem chory! – Krzyczał, zdzierając sobie gardło. Od nadmiernego wysiłku zakręciło mu się w głowie i opadł na krzesło, a jego twarz poczerwieniała.
– To normalne, że tego nie akceptujesz. Jak już stąd wyjdziesz, zapiszę cię na terapię, dostaniesz receptę­ i–
– Zamknij się! Nie jestem chory! Nie widzisz tego? – spytał, wybałuszając oczy, jak gdyby to w nich krył się zdradziecki pierwiastek choroby. – Wykreśl to wszystko co napisałaś i wypuść mnie do domu. Nie zostanę tu ani chwili dłużej!
– Zostaniesz. Jeszcze trzy tygodnie i pójdziesz do domu. Zobaczysz, szybko minie – uspokajała go, ostrożnie przesuwając porozrzucane papiery na bok, by nie zasłaniały jej karty Baekhyuna.
Byun miał już tego po dziurki w nosie. Wstał i bezceremonialnie uderzył niewinną kobietę w twarz z głośnym plaśnięciem. Ta krzyknęła tak głośno, że już po chwili dwóch pielęgniarzy stało w pomieszczeniu ze strzykawką. Prędko złapali malarza, ale nim zdążyli wstrzyknąć mu środek uspokajający, udało mu się szarpnąć Hyeon Joo za włosy. – Głupia suka – wysyczał przez zęby, a potem niespodziewanie zamknął oczy i osunął się w ramiona młodych mężczyzn.
◄►
Minęły trzy dni, odkąd Baekhyun dowiedział się o swojej chorobie. Nie akceptował tego. Nie wierzył w ani jedno słowo, które powiedziała do niego lekarka. Za każdym razem prychał drwiąco, przypominając sobie przebieg tamtego spotkania. Później zaśmiewał się pod nosem i kręcił głową. Nie mógł być chory. Wszyscy inni tak, ale nie on. Może i życie kiedyś porządnie kopnęło go w dupę i stał się największym śmieciem, żyjącym jak rynsztokowa biedota, ale nie zasłużył na to, żeby zmagać się z jakąś dolegliwością. Nie miał czasu, by więcej o tym myśleć, bo ktoś poszturchał jego ramieniem, sprawiając, że otworzył oczy.
– Czego chcesz? – burknął niedbale, widząc swojego ulubionego gościa, który jednak tym razem nie miał dla niego tacki z jedzeniem.
– Ktoś do ciebie przyjechał – powiedział z wyrzutem, krzyżując ręce na piersi. – Masz iść się z nimi zobaczyć, bo tak i już – dodał i nie czekając na Byuna wyszedł z sali.
Malarz wstał wolno, jako że robiąc to zbyt gwałtownie, strasznie kręciło mu się w głowie. Prawie tak, jakby dopiero co wypił kilka mocniejszych drinków. Nie dostrzegał tego, że jest zbyt słaby i ma ochotę tylko spać albo leżeć. Ostatnio tylko myśli o nieszczerej prawdzie zatruwały jego umysł, dlatego zdarzało mu się omijać niektóre posiłki.
Wyszedł na korytarz, gdzie przeraźliwe światło świetlówek uderzyło w jego oczy. Zasłonił się dłonią, a jak już się przyzwyczaił, poszedł w lewo, gdzie znajdowało się pomieszczenie dla odwiedzających. Stając w wejściu widział przy stolikach osoby, które rozmawiały ze swoimi rodzinami, bliskimi. Nierzadko ktoś ronił łzę wyrażającą bezkresną tęsknotę. On jednakże nie znalazł znajomej twarzy. Zmarszczył brwi, gdy właśnie przemiła kobieta z szerokim uśmiechem wprowadziła do sali dwóch młodych mężczyzn.
– Cześć, Baekhyun – odezwał się cicho Kyungsoo, nostalgicznie chwytając dłoń przyjaciela.
– Cz-cześć – wyjąkał Byun, mrugając niepewnie.
Zasiedli przy stoliku stojącym jak najdalej od wejścia. W pobliżu nie było nikogo. W jednym kącie siedział tylko sanitariusz nadzorujący otoczenie, by w razie czego odpowiednio szybko zareagować. Drewniane krzesła zgrzytnęły cicho, kiedy siadali. Jongin posłał swojemu hyungowi nieśmiały uśmiech. Cieszył się, że widzi go całego i zdrowego. Złapał jego drugą dłoń i ścisnął ją z wyczuciem.
– Baliśmy się, że robią ci tu coś złego – przemówił najmłodszy, a później lekko przygryzł wargę. – Kyungsoo naprawdę się martwił. Obaj się martwiliśmy.
– Wczoraj byliśmy u Chanyeola. U niego wszystko w porządku. Ręka goi się tak, jak powinna – rzucił Do, a malarz tylko pokiwał ospale głową.
Rozmowa nie przebiegała właściwymi torami. Raczej to Jongin i Kyungsoo mówili do Baekhyuna, a on tylko się uśmiechał, czasami coś wtrącił albo mruknął. Nigdy nic nie opowiadał. Błędnym wzrokiem wodził to tu to tam, ale ani razu nie odwrócił się, definitywnie pokazując, że ich lekceważy. Ciągle słuchał. Słowa wsiąkały do jego głowy, by po kolejnej dawce informacji rozpłynąć się na dobre.
Półtorej godziny i słabą herbatę z automatu później dwaj mężczyźni wstali, uśmiechając się lekko do malarza. Pożegnali się, ściskając go i życząc mu rychłego powrotu do domu. On odwzajemniał te gesty, lecz jakby nie był w nie w pełni zaangażowany. Był jak drewno, które ktoś usilnie stara się ożywić, używając wszystkich swoich uczuć. Ze słabym uśmiechem na ustach wrócił do pokoju. Jak tylko przekroczył próg, głowy pozostałych mężczyzn zwróciły się w jego stronę. Przez moment uważnie mu się przyglądali, ale zaraz powrócili do swoich zajęć.
Baekhyun położył się do łóżka, podpierając głowę na łokciu. Wyglądał przez okno i jedynie apatycznie mrugnięcia powiek świadczyły o tym, że nie zapadł w sen. Odetchnął ciężko, w jednej sekundzie przewracając się na plecy. Nie wiadomo skąd powróciły kłujące myśli o prawdopodobnej chorobie. Prychnął, naciągając na siebie śmierdzącą potem i kurzem kołdrę, po czym zasnął przytłoczony wyimaginowaną rzeczywistością.
◄►
Po powrocie do domu Chanyeol nadal był oszołomiony i całkowite dojście do siebie zajęło mu kilka dni. W głowie nie mieściło mu się to, że Byun tak zwyczajnie posłuchał lekarza i poddał się leczeniu. Odkąd się rozstali, nie miał o nim żadnych wieści. Kyungsoo zadzwonił raz, dając znać, że trzymają starszego w szpitalu, bo stanowi pozorne zagrożenie dla otaczających go osób. Na to Park pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nie kłócił się. W zamian za to chciał zrobić coś bardziej użytecznego.
Gdy Jongin wraz z Kyungsoo odwiedzili go, uraczył ich dużymi filiżankami jaśminowej herbaty. Siedzieli w kuchni, gdzie brunet ostatnio spędzał większość swoich dni, jako że reszta mieszkania przywoływała mu na myśl Baekhyuna. Był niespokojny. Do wypytywał go o wszystko, co się działo, gdy nie miał kontaktu z jasnowłosym, dlatego Chanyeol zdał mu bardzo dokładną relację, nie oszczędzając na żadnym szczególe. W końcu przyjaciel powinien wiedzieć najlepiej.
– To bardzo w jego stylu – skomentował Kyungsoo, słysząc o uporze malarza. – A ty jak się trzymasz? Co z twoją raną?
– Jest dobrze, ale i tak muszę odwiedzać szpital co drugi dzień – odrzekł Park, wypijając na raz blisko pół filiżanki ciepłego napoju. – Poza tym jest nieźle. Co prawda ledwie przesypiam noce, bo myślę o tym, co mogę zrobić dla Baekhyuna.
– Wiesz, kiedy ostatni raz z tobą rozmawiałem, mówiłem o jego rodzicach. Zanim Baek dotarł do takiego stanu, w jakim jest teraz miał… – urwał, nie mając pojęcia, jak zacząć opowieść, lecz czarnowłosy zbył go machnięciem ręki.
– Już o wszystkim wiem. Powiedział mi – rzucił cicho.
– To niewiarygodne. – Do był zaskoczony, aż zamrugał parokrotnie. – Nikomu o tym nie mówił. Poza mną. Ale nieważne. Chodziło mi o to, że… Może mógłbyś odszukać jego rodziców i ich tutaj sprowadzić? Wiem, że Baekhyun zapewne nie chce mieć z nimi kontaktu, ale może jednak coś to zmieni, jeżeli się z nimi spotka.
Sugestia Kyungoo nie prezentowała się źle. Chanyeol począł się zastanawiać. Nie wiadomo, co mogłoby wywołać takie spotkanie po latach, lecz możliwe, że próba była warta zachodu. Nikt nie był pewien, czy rodzice malarza nadal są tacy zacofani i zgorzkniali. Park zacisnął mocno szczękę, przesuwając palcami po brodzie.
– Podaj mi ich dokładny adres – poprosił, zwracając się do Kyungsoo, któremu uśmiech ulgi wykrzywił pełne usta w kształcie serca.
Następnego dnia Park od samego rana przygotowywał się do podróży. Zapakował do torby pełno jedzenia, termos z herbatą i drugi z kawą, książkę – na wypadek, gdyby chciał zrobić przerwę – oraz koc. Nie zapomniał również o płytach z ulubioną muzyką i nawigacji, do której zdążył już wklepać adres rodziców Baekhyuna. Denerwował się. Jak tylko próbował odetchnąć i ubrać na usta najpiękniejszy ze swych uśmiechów, wielka gula przedzierała się przez jego gardło i wpadała do żołądka, niosąc ze sobą potężną falę mdłości.
Jazda samochodem bardzo go męczyła. W połowie drogi zatrzymał się w najbliższym możliwym miejscu, które okazało się być parkingiem dla ciężarówek. Znajdował się tam również mały bar, gdzie można było coś przekąsić. Park nie miał jednak czasu na stanie w kolejce, która chyba była spora, co stwierdził na podstawie kilkunastu wielkich aut. Zaparkował więc w cieniu ogromnego drzewa, a potem wysiadł.
Odetchnął świeżym powietrzem. Wcześniej był tak skupiony na drodze, że odruchowo włączył klimatyzację, rezygnując z uchylenia okna. Pewnie dlatego wciąż zbierało mu się na wymioty. Po dozie niezapuszkowanego tlenu jasny uśmiech rozświetlił jego twarz. Wyjął ze swej podróżnej torby przygotowane wcześniej kanapki i przysiadł na trawie. Jakiś czas obserwował ptaki, starając się nie myśleć o niczym. Kiedy skończył, strząsnął okruchy z kolan, wypił pół termosu herbaty i ruszył w dalszą trasę.
Jak się okazało, dom państwa Byun znajdował się na obrzeżach Jeonju. Był całkiem spory, posesja, na której został wybudowany, również nie była jakaś specjalnie duża. Z tyłu posadzono drzewa iglaste i krzewy, jako że niedaleko było stąd do lasu. Już z oddali w oczy rzucało się oczko wodne, w którym aktualnie nie pływały ryby, gdyż był już początek grudnia. Reszta ogrodu zdawała się spać. Nagie gałęzie pozostałych drzew i rabaty kwiatowe nie dawały złudnego wrażenia, że czas tu stanął w miejscu.
Podjazd był długi, wysypany zwyczajnymi kamieniami, ale brama otwierała się automatycznie. Zaskoczony, że tak nagle się odsunęła, wjechał na teren posiadłości, czując, jak jego nerwy zwijają się w kłębek i przyklejają się do jego żołądka. Coraz gorzej, mruknął do siebie w myślach. Gdy był już blisko budynku, skręcił w prawo i zaparkował w pobliżu innych samochodów. Odetchnął głęboko kilka razy, nabierając odwagi.
Wreszcie wysiadł i z duszą na ramieniu podążył w kierunku wejścia, które zauważył wcześniej. Widząc wszystko z bliska, wydawało mu się, że dom jest bardzo nowoczesny i jasny, dlatego że niemal wszędzie zamontowano ogromne okna. Począł zastanawiać się, kto z państwa Byun wpadł na taki pomysł, ale nie doszedł do żadnego wniosku, jako że drzwi przed nim otworzyły się niespodziewanie i stanął w nich energiczny mężczyzna koło pięćdziesiątki. Ukłonił się i posłał serdeczny uśmiech, na co Chanyeol odpowiedział w ten sam sposób.
– Kim pan jest i co pana tutaj sprowadza? – zapytał starszy pan, lustrując bruneta od stóp do głów, jak gdyby miał rentgen w oczach.
– Nazywam się Park Chanyeol i… chciałem porozmawiać z państwem Byun. Czy zastałem ich w domu? – Był tak podenerwowany, że założył ręce do tyłu i począł ściskać palce raz jednej, raz drugiej ręki aż do tępego bólu. Trochę pomagało.
– Jeśli to coś bardzo pilnego, proszę za mną. – Mężczyzna zaprosił Parka do środka płynnym ruchem dłoni.
Przełykając z trudem ślinę, czarnowłosy wszedł do domu, a gdy drzwi zamknięto za nim drzwi, aż podskoczył. Nie miał zbyt wiele czasu, by przyjrzeć się wnętrzu, ale nie dało się ukryć bardzo ładnego wystroju. Choć ludzie ci z pewnością do biednych nie należeli, nie afiszowali się swym bogactwem, rozmieszczając w domu kiczowate, drogocenne bibeloty. Owszem, tu i ówdzie wisiało kilka obrazów, ale nie było to nic szczególnie wyszukanego.
Kiedy mężczyzna wszedł do salonu, oczom Chanyeola ukazała się siedząca w miękkim fotelu kobieta w podobnym wieku. Podniosła wzrok znad kolorowego pisma o urodzie i zmarszczyła brwi, po czym posłała obydwojgu pytające spojrzenie.
– Kochanie, ten młody człowiek chce o czymś z nami pomówić – wytłumaczył mężczyzna, a brunet natychmiast zamarł, rozumiejąc, że właśnie stoi przed rodzicami Baekhyuna.
Pani Byun wstała i miękkim ruchem dłoni nakazała Parkowi usiąść. On zaś ukłonił się i zajął miejsce na kanapie z wzorem podobnym do tego na fotelu. Serce biło mu niewiarygodnie szybko. Czuł, że za moment wyskoczy mu z piersi albo wpadnie do żołądka, dołączając do kłębka nerwów i będzie przyczyną jego wymiotów. Rozmasował dłonie, a potem rozpiął płaszcz, czekając, aż kobieta wróci z zaparzoną herbatą.
– Skąd przyjechałeś? – zapytał nagle pan Byun, przysiadając obok czarnowłosego.
– Z Seulu – wykrztusił Chanyeol, po czym zdobył się na najmniej sztuczny uśmiech.
– To spory kawałek drogi – skomentował mężczyzna, opierając dłonie na kolanach. – Musisz mieć do nas chyba bardzo poważną sprawę, skoro przyjechałaś prawie na drugi koniec kraju. Poczekamy na moją żonę i wtedy o wszystkim nam powiesz, dobrze? – Park pokiwał mechanicznie głową, pamiętając o tym, by nie wstrzymywać niepotrzebnie powietrza.
Pani Byun weszła niedługo potem. Postawiła na ławie srebrną tacę z filiżankami i imbryczkiem do herbaty z subtelnym kwiatowym wzorem. Brunet uśmiechał się lekko, przypominając sobie zapomnianą filiżankę z niezapominajkami na parapecie w mieszkanku Baekhyuna. Kiedy wszyscy troje siedzieli już wygodnie, ojciec malarza odchrząknął głośno, zwracając na siebie całą uwagę.
– Więc co było tak istotnego, że przyjechałeś porozmawiać z nami osobiście? – spytał mężczyzna.
– Cóż… Ja… – Chanyeol nie wiedział, jak powinien zacząć. Przez całą drogę tak bardzo rosło jego podenerwowanie, że nawet nie udało mu się przygotować choćby krótkiego monologu. Przeklął w myślach i szybko zrobił łyk herbaty. Była smaczna, raczej drogocenna, ale odrobinę podniosła go na duchu i dodała odwagi. Zrobił głęboki wdech. – Chodzi o Baekhyuna – powiedział to ciszej, niż zamierzał, jednocześnie jego głos jakby rozniósł się echem po całym domu, zachowując to zdanie w najodleglejszych zakamarkach.
Państwo Byun niemal podskoczyli na swoich miejscach. Byli mocno zdumieni. Patrzyli to na siebie, to na młodego mężczyznę pomiędzy nimi. Pani Byun nerwowo splotła palce i ułożyła je na kolanach, ignorując spazmatyczne drżenie dłoni.
– Wiem, jak wygląda cała ta sytuacja – odezwał się, kątem oka widząc poirytowaną twarz starszego pana. – Zdaję sobie sprawę, że nadal musi być państwu trudno, ale–
– A tobie nie byłoby trudno, gdybyś zobaczył swoje dziecko w ramionach obcego mężczyzny? Nie tak go wychowywaliśmy. Nasz syn nie urodził się zboczeńcem. Nie wiem kto i co próbował mu udowodnić, ale Baekhyun nigdy taki nie był. Ten drugi zboczeniec musiał mu namieszać w głowie i naopowiadać jakichś bzdur – wypaliła kobieta bez zastanowienia, patrząc na Parka z kamiennym wyrazem twarzy. Jej słowa były zimne i ostre jak noże.
– Seung Min, uspokój się, proszę, posłuchajmy go do końca, hm? – Mężczyzna złapał swą żonę za rękę, starając się ją jakoś pokrzepić.
– Jak już powiedziałem, na pewno wciąż państwo nie mogą sobie z tym poradzić, ale nic już nie można zmienić. Jednak nie przyjechałem tutaj, by rozmawiać o tym, czy Baekhyun preferuje kobiety czy mężczyzn. – Strumień słów Parka płynął bardzo powoli i wydawało się, że pokonuje przy tym nie wniesienia, ale całe wysokie góry. Musiał ostrożnie dobierać poszczególne słowa, by nie zostać źle zrozumianym. – Baekhyun jest w szpitalu psychiatrycznym – wydusił w końcu i wielki ciężar spadł z jego piersi, pozwalając mu normalnie oddychać.
– Co?! – krzyknęła pani Byun, otwierając szeroko małe oczy. Czarnowłosy dostrzegł podobieństwo między nią a jej synem. – J-jak to?!
– Jakiś tydzień temu prawie dźgnął mnie nożem w ramię. Później sam zadzwonił na pogotowie. Lekarz przeprowadził z nami rozmowę. Wnioskuję, że miało to jakiś związek z szokiem pourazowym. Gdy doktor wypytywał mnie o to, jak się czuję, podejrzałem, co zapisał na temat Baekhyuna. Było tam napisane, że miał halucynacje. Prawdopodobnie dlatego mnie zranił. Zabrali go, twierdząc, że stanowi zagrożenie dla najbliższego otoczenia. Nic więcej nie mogę państwu powiedzieć, bo sam nie wiem.
Rodzice Baekhyuna zamarli zszokowani. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć ani jak zareagować. Byli przygotowani na każdą wiadomość, ale nie na coś takiego. W pewnej chwili pani Byun wypuściła z ust drżący oddech i zrobiła łyk herbaty, rozlewając przy tym trochę na podłogę. Machnęła ręką, odstawiając filiżankę na spodek i spojrzała Chanyeolowi w oczy.
– Cz-czy mogłabym się z nim zobaczyć? – spytała cicho, nieśmiało. Jej głos trząsł się od nadmiaru emocji i faktów, jakie przyszło jej przyswoić.
– Ja również bardzo chciałbym pojechać do syna, ale praca mnie wzywa – odezwał się nagle pan Byun. – Poza tym nie umiałbym spojrzeć mu w oczy. Nie tym razem – dodał, a później wstał i wyszedł z pokoju.
Gospodyni zaś złapała Parka za rękę z nadmiarem energii. W jej oczach skrywał się prawdziwy żal i smutek, jakby chciała przeprosić za wszystko, co zrobiła dawno temu. Przełknęła nerwowo ślinę, czując miliony słów nasuwające się na czubek jej języka. Ostatecznie nie wydusiła z siebie nic. Jedynie po jej policzkach popłynęło kilka samotnych łez beznadziejności i rozpaczy. Potrząsnęła głową, wciąż kurczowo trzymając się Chanyeola.
– Proszę nie płakać – powiedział brunet, zakłopotany. – Jeśli pani sobie życzy, zabiorę panią do tego szpitala, żeby mogła pani zobaczyć Baekhyuna. Musi pani za nim tęsknić. – Kobieta powoli, w pewnym zamyśleniu, pokiwała głową. – Ja też za nim tęsknię. Nie widziałem go tydzień, ale bardzo za nim tęsknię.
– Czy wy… jesteście razem? – ledwie wykrztusiła z siebie pani Byun, jakby bała się zbrukać coś nad wyraz czystego tak prostym pytaniem.
– Nie… – odrzekł Chanyeol, odwracając wzrok. – Niestety nie.
◄►
Chanyeol spędził noc w gościnnym pokoju u państwa Byun. Czuł się bardzo nieswojo, nawet odmówił zjedzenia kolacji, mimo iż był świadom, że w ten sposób sprawia przykrość mamie malarza. Położył się do łóżka bardzo wcześnie i jeszcze raz zastanowił nad tym, co odpowiedział jej, gdy zapytała, o jego relację z Baekhyunem.
Po raz pierwszy dał się ponieść uczuciu, które od jakiegoś czasu się w nim kumulowało. Nie przyznawał tego nawet przed samym sobą, lecz uznał, że wreszcie nadszedł czas, by to zrobić. Wstydził się, ale nie uważał, żeby było to coś złego. Już od początku starszy jakoś go zauroczył. Jego zachowanie było niegrzeczne i wręcz odpychające, ale Park nie dawał za wygraną. Początkowo wyglądało mu to na zwykłą grzeczność, dopiero później zauważył, że to wcale nie tak.
Kiedy zaprosił do siebie Baekhyuna, aby miał bliżej do szpitala Kyungsoo, zaczął odczuwać w sobie jakąś zmianę. Podobało mu się, że ma dla kogo gotować, z kim zamienić kilka słów czy zwyczajnie wie o obecności drugiej osoby. Znosił wszelakie humorki malarza, mimo iż czasami chciał się poddać i wyprosić go z mieszkania. Później przyzwyczaił się do nich, a niektóre nawet polubił. Uśmiechnął się do siebie lekko. Jakże uroczy był ten dziecinny Byun, który w sklepie przytaszczył chyba połowę półki ze słodyczami.
Podczas choroby naprawdę się przejął. Martwił się. Wówczas w jego piersi nie rozbłyskały gwiazdy, a cała przyjemna atmosfera jakby schowała się głęboko pod łóżkiem. Strach sparaliżował go, bo wydawało mu się, że Baekhyun jest bliski śmierci. Odetchnął z ulgą, gdy mu się polepszyło i kiedy ponownie mógł się poświęcić gotowaniu oraz opiece. Owszem, obawiał się, że może się zarazić, dlatego po kryjomu brał witaminy, aby móc dalej czuwać.
Po fatalnej wizycie u rodziców czuł się winny. Mógł postąpić inaczej. Mógł odrzucić propozycję matki. Mógł również pojechać sam. Ale nie zrobił tego. Nie umiał zostawić Byuna na pastwę losu, samego w mieszkaniu. Przeczuł, że chodziłby cały dzień głodny, dlatego wolał go mieć przy sobie.
Nie ukrywał, że ta nagła rozłąka zasmuciła go. Setki razy dzwonił i pisał, nie uzyskując żadnego odzewu. Dopiero Kyungsoo podał mu adres. Gdy znalazł się w tej ubogiej dzielnicy, nie wierzył własnym oczom. Ale historia, która wypłynęła z ust Baekhyuna, zbliżyła Chanyeola do niego, jednocześnie sprawiając, że jego serce rozpadało się na drobniutkie kawałki. Chciał przytulać malarza, odpędzić wszystkie jego troski i zmartwienia. Właśnie dlatego ponownie zabrał go do siebie. Niewyleczona choroba była tylko tanią wymówką.
Przewrócił się na bok, szeroko otwartymi oczami wyglądając przez okno na rozgwieżdżone niebo. Zrozumiał, że naprawdę lubi Baekhyuna.
◄►
Nazajutrz z samego rana Chanyeol i pani Byun wyruszyli do Seulu. Śniadanie upłynęło w bardzo miłej atmosferze, jednak brunet cały czas wyczuwał w powietrzu pewne napięcie. Nie wiedział, czy było to spowodowane faktem, że Baekhyun jest w szpitalu czy podenerwowaniem gospodarzy. Próbował jakoś załagodzić gęstniejące powietrze poprzez żarty. Opowiedział im również co nieco o sobie, nic nie stało na przeszkodzie.
Po upływie czterech godzin, podczas których zaczął padać pierwszy śnieg dotarli do miasta. W połowie drogi Park wykonał telefon, aby w pośpiechu umówić wizytę na godzinę czternastą. Kiedy lekarka prowadząca zgodziła się, odetchnął z ulgą, ale w tym samym momencie ogarnęło go przerażenie. Bał się, czego się dowie, o ile cokolwiek będzie dane mu wiedzieć. Matka malarza odzywała się tylko od czasu do czasu, pochłonięta własnymi myślami.
Obiad zjedli w mieszkaniu Chanyeola. Ugościł panią Byun najlepiej, jak potrafił, choć wysilił się jedynie na danie z pudełka. Nie miał siły ani ochoty na gotowanie. Jego głowę coraz bardziej zaprzątały myśli o jasnowłosym i o tym, jak on się ma, jak zareaguje na obecność kobiety.
– Coś musi cię bardzo rozpraszać – zauważyła mama Baekhyuna, gdy Park upuścił makaron na swoje spodnie.
Zarumienił się zawstydzony i poszedł po szmatkę. – Nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Bardzo się tym przejmuję, to tyle – odpowiedział, próbując pozbyć się tłustych plam. – Chyba będę musiał się przebrać. – Przeprosił, po czym wyszedł zmienić spodnie na wygodniejsze i czyste.
Sama jazda do szpitala trwała krócej, niż się wydawało. Nawigacja podała czas czterdziestu minut, ale Chanyeol był tam już po pół godzinie. Serce biło mu zaskakująco szybko, tłumiąc wszystkie inne dźwięki, jakie go otaczały. Zaparkował niedaleko wejścia, żeby później nie musieć szukać samochodu. Pani Byun z wahaniem położyła swą drobną dłoń na tej jego i ścisnęła ją delikatnie, a na jej usta wspiął się pokrzepiający uśmiech.
– Będzie dobrze, zobaczysz – rzekła cicho. – Przynajmniej dla ciebie. Nie musisz się niczego obawiać. Ja za to mam ochotę wysiąść i uciec. Wiem, że Baekhyun nie będzie chciał ze mną rozmawiać, z pewnością nie chce mnie widzieć. Byłam złą matką. Owszem, zaskoczyło mnie jego młodzieńcze zachowanie, ale nie powinnam tak zareagować… – Ucięła.
– Proszę się nie obwiniać – zaprotestował niespodziewanie Chanyeol, choć wiedział, że kobieta ma rację. Ta pokręciła tylko głową.
– To nasza wina, Chanyeol – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Gdybyśmy nie wyrzucili go z domu, gdybyśmy spróbowali go wysłuchać, zrozumieć, może nie byłby teraz w tym paskudnym miejscu. – Rzuciła okiem na nieco zaniedbany budynek.
– Gdyby go tu nie było, nie zdarzyłyby się te wszystkie sytuacje, które do tego doprowadziły. A gdyby to się nie wydarzyło, nie poznałbym Baekhyuna. – Tym razem brunet, nieco spłoszony własną śmiałością, spojrzał kobiecie w twarz. – Proszę pani, ja… Lubię Baekhyuna.


A/N: Nigdy nie miałam do czynienia z opisywaną chorobą, wszystko, o czym napisałam oparte jest na informacjach znalezionych w internecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz