piątek, 28 kwietnia 2017

Canvas [3/20]

Lustro na dnie jeziora

Baekhyun zamarł. Przełknął głośno ślinę, nie podnosząc wzroku na chłopaka. Jego głos wywołał dreszcze na całym ciele malarza, dlatego bał się, co by było, gdyby ich spojrzenia się spotkały. Po dłuższej chwili zaczął zastanawiać się nad jakąś sensowną odpowiedzią na zadane pytanie. Zupełnie nie widział nic w sobie ani w swoim życiu, co byłoby warte zmarnowania czasu na opowieść. Był nudny. Jego bytowanie bez ustanku oscylowało przy tych samych punktach: niekończącym się tworzeniu obrazów, które i tak zaraz ulegały destrukcji; nierzadkich wypadach do klubów w celu skorzystania z ludzkiej wolności; zdobywaniu pieniędzy poprzez niezbyt godny chwalenia się trud i równie częstych spotkaniach z Kyungsoo, który raz po raz zbierał go do kupy. Odchrząknął z lekka, jakby szykując się do zabrania głosu.
– A co tu jest do opowiadania? Pewnie Kyungsoo już wszystko ci wyjawił – odezwał się w końcu Byun, splatając dłonie na brzegu stołu.
– Masz rację. Całkiem sporo o tobie wiem. Jesteś malarzem i chcesz osiągnąć niebywały sukces. To bardzo interesujące – przyznał nieśmiało Jongin, po czym wziął ostatni łyk wina. Smakował go na języku, więc zapadło między nimi niezręczne milczenie. – Mimo iż powiedział mi bardzo wiele, abym mógł cię choć odrobinę poznać – podjął ponownie po chwili – nie wspominał mi o tym, czym zajmujesz się, kiedy nie pracujesz.
Zbity z tropu Baekhyun spojrzał na Kim, a ten tylko patrzył na niego ciekawsko, wyczekując ujmującego wyznania, które nie jednemu dałoby do myślenia. Byun teraz zupełnie nie miał pojęcia, co mógłby z siebie wydusić. Bacznym wzrokiem studiował łagodne rysy twarzy chłopaka, dzięki którym wyglądał jak nastolatek. Kiedy jednak spojrzał w jego oczy, natychmiast tego pożałował. Był pewien, że niewinne oczy od razu mogą przeistoczyć się w magnetyzującą toń, której nie sposób było się oprzeć. I malarz był już pewien, że poznanie Jongina nie było najlepszą rzeczą, jakiej się doczekał, chociaż przedtem czekał na to.
Zacisnął zęby, a w jego głowie pojawił się tajemniczy głos, który podszepnął mu, aby zagrał w grę, która zwykle działała na innych mężczyzn. Poruszył się więc niespokojnie, pozwalając, by jego ramię odsłoniło się, prezentując rzędy mozaikowych malinek i ostatnie ugryzienie. Stopą delikatnie przesunął po łydce Kim, najwyraźniej wprowadzając go w zakłopotanie. Przejął kontrolę i prowokował, choć jego wcześniejsze intencje wcale tego nie zapowiadały. Był jakby otumaniony uśpioną żądzą, której tak rychło nie dało się odpędzić. Otrząsnął się dopiero, kiedy Jongin zagaił kolejny temat.
– Ja na co dzień uczę się w szkole baletowej, a w wolnym czasie jestem instruktorem tańca – powiedział z błahym uśmiechem, zupełnie jakby jeszcze sekundę wcześniej starszy niczego względem niego nie inicjował. – Jestem więc trochę zapracowany, ale jak mam więcej czasu zabieram Kyungsoo do kina albo jeździmy poza miasto, żeby się zrelaksować – brzmiał prawie niczym zakochany dzieciak z liceum, ale w gruncie rzeczy był niewiele starszy i wszystko widział w innych barwach.
– To bardzo miłe z twojej strony. Nie dziwię się, dlaczego Soo tak ciebie czasami chwali – odrzekł Byun, unosząc kąciki ust w górę. – W wolnym czasie też maluję albo wychodzę… gdzieś. Bywa tak, że nie mam ochoty kisić się w moim mieszkanku. – Westchnął, po czym przewrócił oczami. Mimo iż usilnie próbował skupić się na sensownej wypowiedzi, jego myśli odbiegały w zupełnie inne strony. Utkwił pewne spojrzenie w uroczej buzi. – Nie pomyślałeś o tym, że moglibyśmy pójść–
– Gdzie pójdziemy? – Nagłe pojawienie się Kyungsoo zatrzymało niebezpieczną sytuację, z której Byun nie potrafił znaleźć wyjścia.
– Moglibyście wpaść do mnie, nie uważasz, że to dobry pomysł? – malarz zwrócił się do przyjaciela, nerwowo poprawiając swój sweter.
– Nie dzisiaj. Jestem już trochę zmęczony, a jutro znów szykuje się długi dzień w pracy – narzekał Do, oparłszy głowę o pierś ukochanego. Ten objął go w talii, a następnie czule ucałował w skroń, co już doszczętnie zgasiło zapędy Baekhyuna.
– To może ja pójdę zapłacić – zasugerował naprędce, nie mogąc znieść podenerwowania.
Jak tylko wstał od stolika i ominął kilka innych, począł kręcić się bez celu tu i tam. Nie panował nad tym, co w niego wstąpiło, ale czuł się źle. Czuł, że musi wyznać przyjacielowi prawdę, ale równocześnie obawiał się, że Do pokłóci się z nim i zostawi samemu sobie. Pokręcił głową, nagle wpadając na kelnera, który tego wieczoru ich przywitał i wskazał ich miejsce. Uśmiechnął się do niego z nieskrywaną ulgą i poprosił o rachunek, zatrzymując się przy najbliższej ścianie. Był za filarem, więc miał pewność, że może na moment oderwać się od paskudnych myśli. Ostatni raz zaciągnął się wyśmienitymi zapachami unoszącymi się dookoła niego, dając upust wyobraźni.
Z miejsca przeniósł się na powrót do swej sypialni przed rozłożone płótno i farby czekające przy sztaludze. Chwycił beztrosko pędzel, wykonując pociągnięcie za pociągnięciem i bez końca malował. Tworzył ogromne dzieło, którego nikt by się nie powstydził. Nie widział końca, choć każdy szczegół już był wykreowany. Kolejne pociągnięcia nanosiły nowe elementy. Cudowny pejzaż przedstawiał wielkie jezioro w modrym kolorze, tu i tam poprzetykane soczystą liściastą zielenią. Nad nim zwieszało się drzewo, jakby przeglądało się w lustrze wody i podziwiało swą nieskazitelną urodę. Tu i tam piętrzyły się krzaki dające poczucie, że tylko owe drzewo wiedziało o istnieniu cudnego jeziora.
– Pański rachunek – głos kelnera wyrwał Baekhyuna z niebotycznej fantazji. Odliczył odpowiednią sumę, podziękował się i ukłonił, a potem odnalazł przyjaciół czekających u wyjścia.
◄►
Przyjaciele odprowadzili malarza pod jego parszywą kamienicę, rozmawiając między sobą. Byun pozostał cicho przez całą drogę, bo i tak nie miał nic konkretnego do powiedzenia, a jeszcze narobiłby sobie jakichś kłopotów. Mógłby na przykład wyjawić, że próbował coś insynuować w restauracji, a nie chciał ostrych spojrzeń, których czasami zwyczajnie miał dość. Cieszył się przynajmniej szczęściem Kyungsoo i tym, że tak świetnie dogaduje się ze swoim chłopakiem. Jemu nie potrzeba było osoby do kochania, jako że nie potrafił wzbudzić w sobie najprostszych uczuć jak radość czy smutek.
– A ty co o tym myślisz, Baek? – Roześmiany głos Do wyrwał Baekhyuna z zamyślenia. Mężczyzna przygryzł wargę, nawet nie wysilając się na udawanie, że w ogóle słuchał.
– Znowu nie słuchał – podszepnął Jongin, po czym delikatnie musnął wargami skroń ukochanego. – Mówiliśmy o tym, że byłoby wygodniej, gdybyśmy mieszkali bliżej siebie. Mógłbyś mieszkać w naszej dzielnicy albo my tutaj, chociaż nie uważam, żeby było to najwspanialsze miejsce na świecie – przyznał i uśmiechnął się kwaśno.
– Może i tak byłoby lepiej – mruknął malarz, obejmując się ramionami, gdyż zawiał mocniejszy wiatr.
W rzeczywistości nie miał najmniejszej ochoty przeprowadzać się ze swojej kamienicy. Znał kilkoro ludzi w sąsiedztwie i to mu wystarczało. Kiedy nadarzyłaby się wyjątkowa sytuacja, dałby radę poprosić o pomoc. Nie był pięciolatkiem, którego na każdym kroku trzeba pilnować, by nie zrobił sobie krzywdy. Nie był też pewien, czy mieszkanie tak blisko Kyungsoo wyszłoby mu na dobre. Starszemu co jakiś czas załączał się iście matczyny instynkt, czego Baekhyun nie potrafił zrozumieć. Możliwe, że nawet nie próbował zrozumieć. Lubił żyć tak jak teraz. Był niezależny, a Do wyłącznie go wspierał i wyciągał pomocną dłoń, gdy było to potrzebne.
Uniósł wzrok na nocne niebo, czując kolejne podmuchy wichru. Pojedyncze gwiazdy tańczyły, rytmicznie mrugając raz za razem. Chmury co rusz przesłaniały srebrzystą tarczę księżyca i po chwili ukazywały go na nowo, jakby prezentując coraz to nowe oblicze. Coraz więcej ciężkich szarych kłębów jęło przykrywać migoczący obraz i nim się zorientował, spadł rzęsisty deszcz. Szybko rozejrzał się zaniepokojony, starając się odnaleźć przyjaciół. Lecz tych nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Zadrżał, nie mając pojęcia, w którą stronę powinien iść.
– Baekhyun! Baek! – krzyczał Kyungsoo, wychylając się spod wiaty przystanku oddalonego o kilkaset metrów.
– Tutaj! – odkrzyknął Byun, biegnąc w kierunku Do. Zimne krople bardziej dogłębnie nasączały jego ubrania.
– Dlaczego się tam zatrzymałeś? Ktoś tam był? – rzucał ciekawskie pytania Jongin, a dreszcze co parę sekund przebiegały po jego ciele.
– Nie, zapatrzyłem się – odpowiedział spokojnie Baekhyun, zasiadając na plastikowej ławeczce. Czuł, jak materiał przykleja się do jego ciała, lecz nie mógł temu zaradzić.
– Wyglądasz teraz jak zmokła kura. Kiedy my byliśmy o dwa kroki od tej budy, ty gapiłeś się w niebo – żachnął się Kyungsoo, po czym odetchnął ciężko. – Musisz o siebie dbać, nie możesz narażać się na choroby, a teraz jesteś cały przemoczony i pewnie jutro będziesz miał katar. – Na to malarz posłał mu tylko śmiercionośne spojrzenie. Współczucie i rozczulanie się były mu niepotrzebne.
– Poradzę sobie jakoś – odburknął, krzyżując ramiona na piersi.
Dziesięć minut później deszcz przestał padać, więc trójka bez kłopotu mogła opuścić przystanek. Z ubrań Baekhyun spływały strumienie wody. Przyspieszyli więc kroku, żeby naprawdę się nie przeziębił i dosłownie po chwili znaleźli się pod dużymi drewnianymi drzwiami z urwaną kolorową figurką przy klamce. Pożegnali się i Byun jeszcze raz obiecał, że będzie na siebie uważał. Później leniwie wszedł po schodach, czując, że przemoczona odzież niesłychanie mu ciąży. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi mieszkania i zapalił światło.
Mokry i zziębnięty pomału pozbył się ubrań, a zaraz potem udał się po gruby, ciepły ręcznik, którym wytarł się do sucha. Pociągając nosem, zaparzył sobie gorącej herbaty z miodem i plasterkiem cytryny, po czym zasiadł na starym narożniku przy stole w kuchni. Choć raz postanowił naprawdę posłuchać przyjaciela, bo nie miał pieniędzy na lekarstwa. Tego dnia wydał niemalże wszystko, co poprzedniej nocy zarobił. Ale nie obchodziło go to zbyt wiele. Miał przed sobą przecież jeszcze mnóstwo okazji, kiedy będzie mógł zdobyć dwa, a może i trzy razy tyle.
Gdy w końcu dno kubka pokazało się oczom malarza, wstawił go do zlewu, nie kwapiąc się nawet, by posprzątać. Wszedł do sypialni, naciągnął na tyłek pierwsze wyciągnięte z szuflady bokserki, a następnie od razu rzucił się na posłanie. Zadrżał, czując lekki chłód, bo dopiero co się ogrzał, lecz natychmiast okrył kościste ciało, nie pozwalając temperaturze uciec. Z całych sił zacisnął powieki, jakby miał dość wszystkiego. Pomimo że zrobił dobry uczynek, zapraszając Kyungsoo i Jongina do restauracji, z niczym nie było mu lżej.
Wiedział, że kolejnego ranka znów będzie musiał wstać,  poskładać się do kupy i znów próbować coś namalować. Pewnie po raz kolejny podrze wartościowe płótno lub gruby papier, klnąc pod niebiosa i złoszcząc się o utratę weny. Wieczorem przywdzieje najbardziej seksowne ubranie, jakie znajdzie w jednej z komód, uważając, żeby nie powtórzyło się z ubiorem z poprzednich nocy, i wyruszy do klubu, aby zdobyć trochę grosza na najpotrzebniejsze rzeczy. A zauważył, że zaczynało ubywać przyborów do malowania. A wiadomo, że bez nich nie mógł nic zdziałać.
Przekręcił się na drugi bok, pociągnął nosem i zasnął, nie zważając na księżycowy blask wlewający się przez okno.
◄►
Poranek okazał się dla Baekhyuna jakoś dziwnie drażniący. Wszystko leciało mu z rąk: naczynia – tak, postanowił sobie przyrządzić śniadanie, co było dla niego nie lada wyczynem, szczoteczka do zębów, pędzle, tubki z farbami. Tupał nogą, licząc na to, że jednak nie zrobi dziury w podłodze, która swoje i tak już zapewne wycierpiała. Denerwował go śpiew ptaków, które przysiadły na pobliskim drucie i świergotały, ile tylko starczyło im sił. Podszedł do okna i krzyczał na nie, wymachując rękami jak prawdziwy szaleniec.
Odetchnął dopiero koło południa, gdy udało mu się idealnie rozłożyć odpowiednio przygotowane płótno i wycisnąć farby na paletę bez pobrudzenia wszystkiego dookoła. Uśmiechnął się sarkastycznie, mając pewność, że za sekundę coś i tak pójdzie nie po jego myśli. Tak czy inaczej wziął się do pracy. Mimo iż była to praca z farbami olejnymi, nie chciał tracić czasu na szkicowanie. Miał zamysł, a ołówek pewnie wszystko by zniszczył.
Delikatnie więc przymknął oczy, a leciutki wiatr musnął jego policzki. Przypomniał sobie zapachy unoszące się dookoła niego w restauracji. Nie wiedział, dlaczego aromat jedzenia wywoływał u niego fantazje związane z krajobrazami, ale nie była to pora, na myślenie o tym. Do każdej komórki jego ciała dotarły też wszystkie barwy i faktury, jakie poprzedniego dnia ujrzał czy dotknął.
Zanurzył pędzel w jasnoróżowej plamie i począł nanosić to tu, to tam kilkucentymetrowe maźnięcia. Kolejne stworzył nieco przybrudzonym odcieniem, po czym zrezygnował zupełnie z ciepłego koloru. Poszedł w zieleń. Zrazu jasną, a później coraz ciemniejszą, jakby brzydszą. Ta wkrótce przemieniła się w błotnistą szarość, jakże konieczną do oddania kolorytu gór. Puste miejsce w lewym dolnym rogu zapełnił żółtym kleksem rozmąconym z ziemistym brązem. Po kilku godzinach uznał swe dzieło za skończone. Musiał tylko poczekać, aż wyschnie, co miało potrwać niekrótko, jako że gdzieniegdzie warstwy farby były naprawdę grube.
Wyszedł do łazienki, by umyć dłonie, uprzednio wkładając pędzle do słoika z rozpuszczalnikiem. Jak tylko wrócił, jego wzrok spoczął na dopiero co namalowanym obrazie. Uśmiechnął się do siebie z dumą, przestawiając sztalugę bliżej komody, by nie zabierała niepotrzebnie miejsca. Odetchnął świeżym powietrzem, powoli porządkując porozkładane dookoła siebie narzędzia. Raczył nawet pościerać kolorowe plamki z podłogi, na co zwykle nie miał siły. Miał jednak nadzieję, że skoro udała mu się jedna rzecz, może pozwolić sobie na takie pierdoły.
Powróciwszy z kuchni po wypiciu mocnej kawy, znów utkwił wzrok w jeszcze nie wyschniętym malowidle. Skrzywił się lekko. Przekręcił głowę w prawo, później w lewo, a na jego twarz wpełzł grymas, który całkowicie odejmował mu urok. Zacisnął zęby i pięści, przełykając ciężko ślinę. Milion myśli przepłynęło mu przez głowę niby górski potok. Jeszcze raz z przesadną uwagą obejrzał malunek, podchodząc raz bliżej, raz dalej. Zupełnie nagle kopnął stopą w sztalugę, nie zważając na ból w dużym palcu, jaki to przyniosło.
– To miało być wrzosowisko, a nie jakieś barwione gówno – powiedział kąśliwie do samego siebie. – Nawet bachor umie namalować jakieś krzaki lepiej niż ja! – krzyknął, odrywając płótno i rzucając je na ziemię.
Nie baczył na to, że brudzi swoje nagie stopy. Deptał materiał, rozmazując plamy farby nie tylko po nim, ale po niedawno sprzątanej podłodze. Ostatecznie poszedł po nóż, aby pociąć nieudane bazgroły i wyrzucić strzępy do kosza. Wrzeszczał przy tym i przeklinał na cały świat, jakby była to wola jakiejś wyższej siły, a nie jego samego. Ktoś całkiem obcy mógłby pomyśleć, że w kamienicy zamieszkał wariat i należałoby go zamknąć w stosownym miejscu, ale to był tylko Baekhyun i właśnie w ten sposób wyrażał swoją złość.
Kiedy zmordowany leżał na ziemi, dysząc ciężko, jako że było to niełatwe zadanie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Malarz zamknął oczy, biorąc uspokajający wdech. Ktoś zadzwonił po raz kolejny. Byun natychmiast podniósł się z podłogi, po czym poszedł otworzyć. Dobijanie się, to nie było coś, co lubił. Z impetem rozwarł drzwi, a jego twarz przybrała groźny wyraz. Nie bez powodu. Wolał być sam po tym, jak znowu nie udało mu się stworzyć arcydzieła, o którym tak bardzo marzył.
– Co ci się stało? – zapytał Kyungsoo, bez zbędnych uprzejmości i wszedł do środka, lustrując wzrokiem pobrudzonego malarza.
– Gorszy dzień…? – Baekhyun bardziej zapytał, niż stwierdził, zatrzaskując wejście za przyjacielem.  – Tak, tak mi się wydaje. No, bo jak inaczej można nazwać to, że mój obraz nadaje się tylko do śmieci albo do tego, żeby można się nim podetrzeć?
– Nie może być aż tak źle – odrzekł Do, jednak gdy wszedł do zabałaganionej sypialni, jego oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów i z miejsca zmienił zdanie. – Czy ty… znów zniszczyłeś jakiś obraz?
– Badziewie, a nie obraz – sprostował Byun, uśmiechając się kpiąco. Szybko zamrugał oczyma, jakby nagle przypominając sobie o wszelakich manierach. – Może napijesz się czegoś?
– Nie, lepiej zostań tutaj. Jeszcze coś rozbijesz i się pokaleczysz, a to nie byłoby dla ciebie dobre – bełkotał coraz ciszej Kyungsoo, ogarniając umysłem zastany nieporządek.
– Wiesz co, pójdę się dzisiaj napić – poinformował Baekhyun, podchodząc bliżej przyjaciela. – Odstresuję się, a potem pójdę poszukać inspiracji.
– Ty nie potrzebujesz inspiracji, Baek, ty potrzebujesz uczuć. To one pobudzają człowieka do działania. Dzięki emocjom będziesz mógł–
– Nie mów mi, co mam robić, sam wiem lepiej, okej? – Głos malarza był stanowczy, trochę chłodny i ostry. – Te całe uczucia są do niczego. Możesz je sobie wcisnąć gdzieś.
– W porządku, rób, jak uważasz. – Do wysilił się na pobłażliwy uśmiech. – A teraz się rozbierz, bo wyglądasz, jakby ktoś wylał na ciebie kilka puszek farby. I śmierdzisz jak farba. Co ty właściwie zrobiłeś?
– Można powiedzieć, że wytarzałem się we własnym obrazie. Zniszczyłem go doszczętnie, rozcinając płótno nożem. Chciałem, żeby cierpiało – powiedział szczerze i posłusznie zdjął wszystkie ubrania, zostając w samej bieliźnie. – Nawet jeśli to tylko rzecz, może ma duszę. Może kocha, jak się po nim maluje. A może ja chciałem, żeby umarło, bo okazało się bezwartościowe jak plastikowy manekin z wystawy.
– Dobra, dobra, przestań filozofować, Baek. – Do odwrócił się w kierunku przyjaciela i miał podnieść brudne ciuchy z podłogi, gdy jego uwagę przykuły niemal świeże ślady na ciele młodszego. Dotknął jego ramienia i przygryzł wargę, kiedy tamten syknął cicho. – Dlaczego sobie na to pozwalasz?
– To się stało przypadkiem. Nie wiedziałem, że mi to zrobił.
– Jak to… nie wiedziałeś? – spytał wyraźnie zainteresowany Kyungsoo. Zastanawiał się też, czy malarz tylko się wykręcał czy jednak mówił prawdę.
– Normalnie. Nie mogłem wiedzieć, bo dochodziłem.
Do natychmiast otworzył usta z niedowierzaniem. Aż tak intymne fakty z życia przyjaciela nie były mu potrzebne. – Nie musiałem tego wiedzieć.
– Ale chciałeś – żachnął się Baekhyun, a na jego usta wpełzł figlarny uśmieszek.
Przyjaciel nie odezwał się już nic. Zacisnął tylko wargi, marszcząc brwi, po czym zebrał odzież z podłogi i wrzucił ją do pralki. Znowu zamieniał się w prywatną kurę domową Baekhyuna. Włączył pranie, a następnie wziął mokrą szmatę i chciał zabrać się za umycie podłogi w sypialni.
W tym czasie pocięte płótno zniknęło, gdyż malarz wyniósł je do przedpokoju. Był dziwakiem, ale nie chciał paradować w majtkach przed kamienicą. Obawiał się zboczeńców, którzy mogli czyhać gdzieś za żywopłotem. Później podreptał do łazienki, by zdrapać farbę ze swoich bladych rąk i twarzy. Co chwila syczał lub klął, bo niektóre fragmenty były już mocno zaschnięte, lecz musiał to wycierpieć. Im więcej czasu by upłynęło, tym bardziej by go bolało. Ostatecznie po pięciu minutach zeskrobał wszystkie barwne ślady ze swej skóry. Mimo iż trząsł się od zimnej wody, wyszedł z uśmiechem na twarzy.
Kyungsoo uparcie tarł ścierką po wysłużonych deskach, powoli zacierając ślady napadu złości przyjaciela. Nie pytał, dlaczego tamten wyrządził szkodę praktycznie samemu sobie, bo znał powód. Kolejny obraz okazał się niewart tracenia czasu na oglądanie go i rozmyślanie nad całokształtem. Co z tego, że nikt nie powiedział o nim choćby jednego słowa. Baekhyun sam najlepiej wiedział, iż coś jest rozpaczliwie obrzydliwe, choć tak naprawdę mogło być niewyobrażalnie pięknym odwzorowaniem nieistniejącego na świecie miejsca czy też rzeczy.
Westchnął ciężko, ocierając z czoła drobne kropelki potu. Podniósł się z klęczek, rzucając okiem na cały pokój, a jego ramiona żałośnie opadły ze zmęczenia. Przez moment poczuł, jakby z jednej pracy przyszedł do drugiej, jednakże nie miał odwagi odmówić pomocy czy zwyczajnie rzucić Baekhyunowi śmierdzącą szmatą w twarz. Zacisnął więc zęby, a kiedy ujrzał malarza w pobliżu, na jego ustach zagościł słaby uśmiech. Bądź co bądź miał go obok siebie i zawsze mógł się do niego odezwać w każdej sprawie. Nie robił tego za często, bo nie lubił się narzucać, ale już sama świadomość dawała mu poczucie bezpieczeństwa, jakie można odczuć tylko w rodzinnym domu.
– Muszę poszukać czegoś eleganckiego – wypalił nagle Byun, szczerząc dwa rządki równiutkich zębów w pełnym fałszu geście. W głowie miał wizję nocy, nie myślał o tym, co jest teraz.
Późno popołudniowe słońce powoli znikało za linią horyzontu, wiedzione na cienkiej nitce, pyszniąc się ponad wszystkimi ludźmi. Przyjemne morze oranżu i czerwieni migoczącymi falami zalewało niebo, oślepiając przechodniów na ulicach czy dzieci w oknach. Z każdą kolejną minutą wielka tarcza była coraz mniej widoczna, dając przyzwolenie na conocny występ milionów srebrzystych perełek, mrugających tu i ówdzie.
◄►
Baekhyun dopinał wszystko na ostatni guzik, gotując się do wyruszenia na wieczorny podbój. Czarna połyskująca koszula ciasno opinała jego wątłą postać, zaś spodnie w tym samym kolorze sprawiały, że jego nogi wyglądały na jeszcze chudsze, niż były w rzeczywistości. Nerwowo przesunął palcem po dolnej wardze, orientując się, że Do wciąż siedzi w jego mieszkaniu. Prawdopodobnie siorbał za gorącą dla niego herbatę, podczas gdy malarz mozolnie dopracowywał makijaż, bez którego nie potrafił się obejść.
– Kyungsoo, czy ty nie masz zamiaru iść do domu? – spytał Baek, opierając dłonie na biodrach.
– O co ci chodzi? – spytał Do zbity z tropu. Nigdzie mu się nie spieszyło. Chciał spędzić trochę czasu z przyjacielem.
– Chciałbym już wyjść. Mówiłem ci, że muszę się napić. – Głośne westchnięcie pełne podenerwowania wyrwało się z ust malarza. Tupnął nogą, spoglądając na sufit. – Muszę zapomnieć o tym pierdolonym obrazie. Potrzebuję stworzyć nowy.
– Idź, Baek. Zostanę dzisiaj tutaj – odrzekł Kyungsoo, biorąc kolejny łyk napoju.
– Co?! Dlaczego nie wracasz do domu, do Jongina? – zapytał wyraźnie zniecierpliwiony. Baekhyun był w tej chwili w takim nastroju, że mógłby dosłownie wyrzucić starszego za drzwi. Ciągle miał w głowie to przeklęte malowidło.
– Jestem wyczerpany. Przenocuję tutaj, a jutro przed pracą szybko się zmyję. – Patrzył niemal błagalnie na przyjaciela, przymykając powieki. – Proszę, Baek.
– No dobra, ale nic mi tu nie zniszcz. – Malarz pogroził palcem, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami, a te omal nie wypadły z zawiasów.
– Oj, Baek, gdybyś ty wiedział, jak bardzo chciałbym dziś spać w swoim łóżku – mruknął Kyungsoo pod nosem, przeciągając się w najlepsze. Mówiąc szczerze, został w tej lichej klitce tylko po to, żeby poczekać na przyjaciela. Miał dziwne przeczucie, że tej nocy coś może się stać, a nie chciał potem gnać przez pół miasta na złamanie karku. Stąd było po prostu bliżej.
◄►
Głośna muzyka, gryzący w oczy papierosowy dym i duszące zapachy perfum uroczyście powitały Baekhyuna, jak tylko przekroczył próg swego ulubionego klubu. Wsunął dłoń do kieszeni i poczuł ulgę, odnajdując tam kilka banknotów. Potrzebował się porządnie spić, jednak na tyle, by nie stracić poczucia rzeczywistości. Od razu skierował się do baru, zajmując pierwsze wolne miejsce i poprosił o kilka shotów. Po chwili zamówił też sok, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Wszystkie obawy zniknęły po pierwszym kieliszku. Za nim szedł kolejny, a urocza twarz raz po raz wykrzywiała się w grymasie niesmaku. Na koniec popił wszystko pomarańczowym, nieco za słodkim sokiem. Zamrugał prędko, pozbywając się wstrętnego smaku z języka i rozejrzał się dookoła. Nie było źle. Nie czuł zawrotów głowy, mimo iż wypił sporo, a noc była jeszcze całkiem młoda. Uprzejmie podziękował barmanowi, który go obsłużył, zapłacił i przesiedział parę minut bezczynnie, czekając na lepszą piosenkę.
Gdy zaczęło nudzić mu się w samotności – dookoła niego siadały tylko mniej lub bardziej obrzydzające pary, obściskujące się na oczach wszystkich i niemal zjadające sobie twarze – zeskoczył z wysokiego stołka i pewnym krokiem udał się na parkiet. Wcisnął się pomiędzy tłum ocierających się o siebie mężczyzn, nie siląc się nawet na wzrokowy kontakt. Miał ochotę na zabawę, niekoniecznie na seks, niemniej jednak i tym by nie pogardził. Zamknął oczy, wypuszczając z ust zasnute potwornymi przemyśleniami powietrze. Całego jego ciało zaczęło poruszać się w rytm płynącej z głośników melodii. Biodra same kołysały się, przykuwając wygłodniałe spojrzenia.
How you doing, babe? – Nieco skrzekliwy, niezupełnie sympatyczny głos sprawił, że Baekhyun otworzył oczy. Tuż przed nim wysoki, rudowłosy obcokrajowiec starał się dopasować swoje ruchy do tych jego.
Pretty good – odpowiedział płynnie malarz, uśmiechając się półgębkiem. Nieznacznie przysunął się do dość przystojnego jegomościa, kładąc dłonie na jego ramionach.
– Może chcesz poczuć się lepiej? – spytał mężczyzna, nie rezygnując z angielszczyzny. Przesunął dłonie na biodra Byuna, przyciągając go do siebie mocno, jakby był jakąś lalką.
– Bardzo chętnie – mruknął Baekhyun.
Nim się zorientował, rudzielec pociągnął go za sobą na górę. Skanował wzrokiem jego postać i oblizał wargi. Może nie był to do końca jego typ, ale stanowił miłą odmianę. Nie umiał stwierdzić, czy to Europejczyk czy Amerykanin, ale było mu to obojętne, o ile umiał zachować się w łóżku. Jego dłoń była szorstka, aczkolwiek przyjemna i wyobrażał sobie, jak to jest być dotykanym przez takie dłonie. Był pewien, że zaraz się przekona. Nie mógł się doczekać.
Ale rudowłosemu też wyraźnie się spieszyło. Po schodach prawie biegli. Malarz kilka razy był bliski przewrócenia się, lecz zdołał trzymać równowagę i mknąć dalej za nieznajomym. Niedługo potem dotarli do jednego z tych tandetnie wystrojonych pokoi. Tam czekała na Byuna prawdziwa niespodzianka. Miejsca w puchatych fotelach zajmowały wyrozbierane kobiety, które chyba weszły tu przez okno, jako że nie bardzo miały, czego tu szukać. Kilka butelek szampana czy innego trunku stało na podłodze.
Baekhyun nerwowo przełknął ślinę. Miał pieprzyć się na oczach dwóch wypindrzonych damulek? Nigdy w życiu. Zerknął na mężczyznę, który zdążył puścić jego rękę. Czekał zatrwożony, nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. Przełknął ślinę, zaciskając i rozluźniając dłonie. W końcu rudzielec odwrócił się w jego stronę, machając mu przed nosem woreczkiem z białym proszkiem.
– Siadaj na łóżku. Przygotuję wszystko i poczujemy się lepiej – oznajmił, uśmiechając się z wyższością. Wyglądał iście paskudnie.
Z niepokojem i duszą na ramieniu Byun zasiadł na miękkiej, gładkiej pościeli, wyczekując najgorszego. Jeśli nie wypił za dużo i mózg dobrze mu podpowiadał, facet trzymał narkotyki i zwyczajnie chciał go naćpać. A on nie to miał na myśli.
Mała srebrna taca została wsunięta mu na kolana i zwinięty dolar wetknięty w dłoń. Dostał nawet instrukcję. Musiał się tylko pochylił, przytknąć rulonik do nosa i wciągnąć kreskę. Zadrżał. Czuł się jak małe dziecko. Niezdolny do uprzedniej oceny niebezpieczeństwa wszedł prosto w paszczę lwa. Zrobił kilka uspokajających oddechów i zebrał się na odwagę. Nim zdążył się odezwać, rudowłosy go uprzedził.
– Nie bawisz się? – rzucił szorstko, w jego głosie można było dosłyszeć nawet rozkaz.
– Nie chcę – wymamrotał w końcu Baekhyun. Odstawił tackę na bok, zagryzając wargę i wstał.
Już był przy drzwiach, gdy mężczyzna ostro złapał go za nadgarstek, po czym uderzył w twarz. Byun aż się zatoczył, uderzając plecami o klamkę. Zabolało jak cholera.
– Dostałeś nagrodę, a teraz spieprzaj. Jeśli zobaczę cię dziś raz jeszcze, to pożałujesz. Ze mną nie pogrywa się w ten sposób, bo… – Ale Baekhyun już go nie słyszał. Do jego uszu dotarł tylko stłumiony chichot dwóch towarzyszek rudzielca, gdy opuszczał ten przeklęty pokój.
Przeszedł kilka kroków, mijając inne białe drzwi. Usłyszał krzyk i puścił się biegiem. Jak błyskawica popędził po schodach w dół i ponownie zasiadł przy barze. Serce biło mu tak szybko, jakby przebiegł najdłuższy w życiu dystans, zaś oddech był niebywale nierównomierny. Chude ciało trzęsło się jak w ataku paniki. Sam barman zainteresował się stanem malarza, ale ten zbył go tylko machnięciem ręki. Oparł głowę na rękach położonych na blacie. Nie wierzył, że tak łatwo dał się zapędzić w kozi róg. Wiele razy słyszał, że narkotyki do wspaniała rozrywka, lecz nie miał ochoty próbować. Znał takie przypadki, gdzie kończyło się to fatalnie i podświadomie przeczuwał, że sam byłby jednym z nich.
Następne pół godziny spędził na piciu kolorowych drinków, gapieniu się na tańczący tłum i wodzeniu wzrokiem za tańczącymi na blatach młodymi chłopakami. Prychnął pod nosem. Od niechcenia wychylił kolejne dwa shoty, a potem poczuł niemałe zawirowania. Potrząsnął głową raz, drugi i trzeci, jednakże to nic nie pomogło. Parkiet, ludzie, szklanki, butelki. Wszystko wirowało przed nim i nie dawał rady tego powstrzymać.
Nieprzytomnie zsuwał się ze stołka, gdy wnet poczuł jakieś ciepłe ramiona dookoła swej talii. Ktoś go przytrzymał i postawił na nogi. Wkrótce chłodne nocne powietrze musnęło jego twarz. Mamrotał coś do siebie pod nosem, ale sam nie widział w tym głębszego sensu. Zwykłe głupoty. Zaraz też zasnął, nie czując już nic. Miał tylko świadomość tego, że jest od teraz czyimś ciężarem.


obraz Baekhyuna
A/N: Cześć wszystkim! Jak widać zaczęłam nowe ff. Cieszę się, że się Wam podoba i dziękuję za wszystkie komentarze.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Canvas [2/20]

Plama na ścianie

Seks był dla Baekhyuna niemal tak ważny jak sen czy oddychanie. Z tego powodu już kilka chwil później on i Chińczyk znaleźli się w pokoju niczym z love hotelu. Świadczyło o tym choćby łóżko, którego metalowa rama na samym środku przybierała kształt serca. Zasłane było również pościelą w kolorze różu. Tu i ówdzie na ścianach powieszone były cytaty związane z miłością oraz symbole jej sprzyjające. Całość prezentowała się niezwykle tandetnie i żenująco, jednakże było to miejsce mające dać tylko chwilę na wyładowanie buzujących żądzy, a nie coś, co powinno sprzyjać rozkwitowi uczuć.
– Jian… – mruknął Lu Han, swobodnie zsuwając elegancką marynarkę z wątłych ramion Byuna.
– Hm? – Malarz odwrócił głowę i poczuł palący rumieniec na policzkach, gdy mężczyzna pogłaskał go po twarzy.
– Piękny jesteś.
Baekhyun zarzucił ręce na szyję czarnowłosego, a następnie pocałował go mocno i pożądliwie. Tak brzmiała jego odpowiedź. Drugi nie protestował. Łapczywie wręcz odwzajemnił gest, wyraźnie dając znak, że jest spragniony fizycznej bliskości. Bez zastanowienia wsunął dłonie pod wyzywającą koszulkę Byuna i począł dotykać jego chłodnej skóry. Pod palcami wyczuwał gęsią skórkę, ale uznał to wyłącznie za pozytywną reakcję. To właśnie on pogłębił pocałunek, niemal uparcie wpychając język do ust kochanka.
Przytłumiony jęk wyrwał się z ust malarza, gdy Chińczyk wsunął nogę pomiędzy jego uda. Zaraz potem jego górna garderoba spoczęła gdzieś przy łóżku. Trochę za nim nie nadążał, dlatego nawet nie zorientował się, a już leżał na łóżku, dotykając plecami zimnej pościeli. Tęsknym wzrokiem wodził za Lu Hanem, który sam pozbywał się swej odzieży. Jako pierwsza z podłogą spotkała się czarna marynarka, a zaraz po niej biała jak śnieg koszula. Przyzwyczajony już do mdłego światła w pomieszczeniu, Baekhyun wyraźnie dostrzegał lekko zarysowane mięśnie u drugiego. I mimo iż mu się podobały i miał ochotę podziwiać je godzinami, nie po to tu przyszli.
Prędko jednak jakiekolwiek wątpliwości Byuna zostały rozwiane. Chińczyk z gracją zajął miejsce między jego nogami i od razu jął obsypywać bladą skórę niekończącymi się pocałunkami. To tu, to tam zatrzymywał się na dłużej, pozostawiając czerwone ślady, które dołączały do poprzednich pamiątek stworzonych przez innych mężczyzn. W jego interesie nie leżało jednakże ocenianie tego. Nie znał swojego kochanka i nie miał żadnego prawa wtrącać się w jego życie i sposób, w jaki się prowadził. Dlatego też dogłębnie skupił się na dawaniu mu przyjemności przez zdecydowany dotyk. Jego ciepłe wargi zaś znaczyły mokre wzory, które po tej nocy miały bezpowrotnie zniknąć, choćby stanowiły najpiękniejsze na świecie dzieło.
Niepewne westchnięcia0 i bezbarwne jęki uciekały spomiędzy ust Baekhyun, kiedy Lu Han dostarczał mu rozkoszy. Podświadomie czuł, że za mało wypił i nie jest w stanie w pełni skupić się na tym, co się dzieje. Mocno zacisnął więc powieki, zdając się tylko na to, co czuł. Odważne pieszczoty zadowalały go, a gdy poczuł dłoń na swoim kroczu oraz wargi na podbrzuszu, wzburzony otworzył oczy. Oddychał szybciej. Bał się, że to nigdy nie nastąpi i Chińczyk tylko będzie się z nim droczył, a później go zostawi, bo takie sytuacje też mu się zdarzały. Był mile zaskoczony, kiedy jego spodnie zostały rozpięte.
– Widzę, że jesteś bardzo niegrzeczny, Jian – wymruczał Lu Han, zsuwając odzienie z bioder malarza. Nie sposób było nie zauważyć ogromnej malinki stanowiącej dekorację wystającej kości.
– Lubię czasem dać się ukarać – odpowiedział nieco zachrypniętym głosem Baekhyun.
Niedługo później poczuł chłód pokoju ciasno oplatający jego nogi. Niemal wszystkie jego ubrania zalegały na podłodze, a Lu Han już dobierał się do jego bielizny. Nie zadowalało go to, że cały czas był bierny. Owszem, nigdy nie był górą, nie dominował, ale nie był także jakąś dmuchaną lalą, którą można rozbierać, całować i bawić się nią bez konsekwencji. Zmarszczył lekko nos, podnosząc się na łokciach.
Deng yixia. Poczekaj chwilę – wyszeptał Byun w ojczystym języku swego kochanka.
– Coś nie tak? – Tamten także zaczął używać chińskiego, zdając sobie sprawę, że drugi doskonale potrafi się z nim porozumieć.
– Nie, tylko… – Malarz usiadł, po czym chwycił twarz Lu Hana w dłonie, zaglądając mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się półgębkiem, przesuwając paznokciami po jego torsie. Gdy natrafił na pasek szykownych spodni, rozpiął go jednym, sprawnym ruchem i wsunął rękę wprost w bokserki Chińczyka. – Też chciałem się pobawić – dodał ledwie słyszalnie, ostrożnie ściskając jego męskość.
Czarnowłosy niepohamowanie jęknął, wpatrując się w źrenice Byuna, nie mogąc dokładnie określić, jak się poczuł. Takie posunięcie było bardziej niż prowokujące. Nie mógł go przewidzieć, ale skrycie czekał na interesującą zamianę ról, która, ku jego uciesze, wreszcie nadeszła. Przymknął powieki, dosłownie oddając się w ręce Baekhyuna. Ten pieścił go delikatnie zgrabnymi palcami, z początku powoli, ale później przyspieszył. Wsłuchiwał się w każdy, nawet najcichszy dźwięk, jaki wydobył się z ust Chińczyka. Mając przeczucie, że koniec jest coraz bliżej oraz widząc tonącą w morzu błogości twarz, malarz cofnął dłoń w pośpiechu. Pozostawił po sobie jedynie uczucie pustki i przedziwnego braku. Lu Han spojrzał na niego z wyrzutem, dysząc ciężko.
– I co? To koniec? – zapytał z nutą zaskoczenia i zawodu w głowie, choć wcale nie miał na celu tego pokazywać.
– Połóż się – poprosił niepewnie Byun, odsuwając się na bok, żeby zrobić miejsce.
Kiedy już czarnowłosy zajął wygodną dla siebie pozycję, Baek zręcznie pozbawił go wszelkiej odzieży. Posłał mu z pozoru niewinne spojrzenie, przygryzając wargę, po czym schylił się i już bez ociągania wziął jego pobudzonego członka do ust. Serce biło mu nienaturalnie szybko i słyszał własny puls w uszach. Nie traktował tego jako obowiązku, dlatego też dość rzadko sprawiał swoim partnerom przyjemność w ten sposób. Robił to tylko tym, którzy naprawdę byli w jego typie. Ot, była to nagroda za to, jak wyglądają, jak stworzyła ich sama Matka Natura, bo przecież nie miał czasu na bliższe znajomości i ocenę charakteru.
Lu Han czuł, że jest w siódmym niebie, gdy jego Jian z wolna poruszał głową w górę i w dół, niemalże doprowadzając go tym do szaleństwa. Mimo iż wcześniej liczył tylko na szybkie „pięć minut”, zapomniał o tym, skupiając się na poczynaniach kochanka. Kolejne ruchy były pewniejsze i śmielsze, toteż i on nie powstrzymywał głębokich jęków czy nagłych sapnięć. Jego dłonie jakby samoczynnie wplątały się we włosy Baekhyuna, co rusz szarpiąc je lub po prostu przeczesując. Nim zdążył przeanalizować w głowie całą sytuację, mimowolnie odchylił do tyłu głowę, zaciskając zęby, a spełnienie zawładnęło całym jego ciałem.
Wycierając niespostrzeżenie usta i policzek, malarz odchylił się do tyłu, a już sekundę później kolejny raz jego chude plecy zetknęły się z wyziębłą pościelą. Nieobecnym wzrokiem patrzył w brzydki sufit, czekając, aż Chińczyk przyjdzie do siebie i znów zacznie się nim zajmować. Tylko tym razem porządnie.
 Oczekiwanie nie trwało jednak zbyt długo. Lu han bez problemu otrząsnął się po przeżytym orgazmie, lecz odnosił wrażenie, że jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze. Uśmiechał się bez wyraźnego powodu, jak gdyby nieoczekiwanie na nocnym niebie pojawiła się wyrazista tęcza. Musnął palcami nogę Baekhyuna, a w następnej chwili zdjął z niego pozostawioną do samego końca bieliznę. Bez trudu rozsunął jego uda, mocno zaciskając na nich palce. Z miejsca zamierzał przystąpić do rzeczy, jednak Jian go powstrzymał, wskazując ręką na szafkę nocną po prawej stronie.
– Zabezpiecz się – wymamrotał surowo i chłodno.
Nie ignorując tych niepozornych słów, Chińczyk wyjął z pobliskiej szuflady prezerwatywę, nie pytając, skąd drugi wiedział o jej obecności. Wkrótce potem, ujmując wystające kości biodrowe, wszedł w niego cały za jednym zamachem. Agonalny krzyk wydostał się z gardła Baekhyuna niczym motyl, który uciekł z niewolniczego uścisku dłoni. Malarz ciasno objął ramionami swojego kochanka, gdy ten począł wykonywać intensywne ruchy biodrami. Odczuwał jego potrzebę przekazania tego, co sam przed chwilą przeżył. Nie dziwiło go nawet, że Lu Han od samego początku perfekcyjnie trafiał w jego prostatę, jakby ktoś wcześniej mu to wskazał.
Zanurzając się w coraz potężniejszych falach napływających na jego umysł i członki, Byun w odpowiedzi na silne pchnięcia jęczał, zdzierając sobie krtań. Bezwiedne wbijanie paznokci i przyciskanie ciepłego ciała do siebie były wyrazem tęsknoty za tym, co tak bardzo kochał; za czymś, co było dla niego jak narkotyk. Wyginając plecy w łuk, otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Mlecznobiała mgła zawiązała szczelną opaskę na oczach Baekhyuna. Mała śmierć przyszła do niego ponownie. Była wspaniała. Tak wspaniała, że nawet nie poczuł, jak Chińczyk wbił mu zęby w ramię, drugi raz tej nocy osiągając szczyt rozkoszy.
Zmęczony opadł na miękką kołdrę z bezgłośnym jękiem, podczas gdy Lu Han zasypywał drobne ciało niedbałymi pocałunkami, chcąc dać ukojenie im obu. Po chwili wyszedł z malarza z westchnięciem ulgi i euforii i zajął się sprzątaniem zrobionego bałaganu. Wciąż otumaniony Byun starał się oddychać coraz głębiej, jakby usiłował samego siebie przywrócić do życia. Było już po wszystkim i to zadowalało go najbardziej. Miał otrzymać zapłatę, chociaż do tej pory nie wspomniał o niej ani słowem.
Przewrócił się na bok właśnie wtedy, gdy kochanek powrócił do łóżka, trzymając w dłoni kilka chusteczek. Bez zapytania lecz z pewną nieśmiałością wytarł brzuch Baekhyuna, a potem ułożył się obok niego. Nie był do końca pewien, czy powinien zostać tu na noc czy też sobie iść, ale nie chciał pozostawiać go samemu sobie jak niepotrzebnej nikomu rzeczy.
– Jian, czy…
– Zostań – odrzekł cicho Byun, uprzedzając pytanie Chińczyka. To nie tak, że bał się osamotnienia. Pragnął zwyczajnie czyjegoś ciepła i serdecznego dotyku.
◄►
Było jeszcze bardzo wcześnie, kiedy Baekhyun się przebudził. Przez gęstą szarość nieba przebijały się jedynie te najbardziej skore do figli promienie słońca. Rzucił krótkie spojrzenie na śpiącego mężczyznę obok i delikatny uśmiech wstąpił na jego twarz. Przetarł porządnie oczy i ziewnął szeroko, po czym znów skierował swój wzrok na Lu Hana.
Zachwyciły go długie rzęsy rzucające na policzki prawie magiczny cień. Zaskoczyła go blizna na dolnej wardze, które nie wyczuł pośród namiętnych pocałunków. Spodobał mu się także uroczy nos, który tak zupełnie nie pasował do osoby, która go posiadała. Wnet powieki Chińczyka rozchyliły się i Byun miał wrażenie, że ktoś zajrzał w głąb jego duszy. Prędko się odsunął, a jego twarz oblała się słabym rumieńcem.
– Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć – wymamrotał czarnowłosy, z czułością przesuwając palcami po ramieniu malarza.
– To ja przepraszam. Powinienem od razu cię obudzić – zaprotestował Baekhyun, uciekając wzrokiem. – Muszę już iść i… – urwał, nie wiedząc, jak przekazać to, że oczekuje zapłaty. Poczuł nienaturalny i niecodzienny wstyd, przez co zarumienił się jeszcze bardziej. – Czekam na zapłatę – wypalił w końcu, wysilając się, aby spojrzeć mężczyźnie w oczy.
Zdezorientowany oraz nieco zmieszany Chińczyk zaśmiał się nerwowo. Dopiero teraz dotarło do niego, że spędził noc z kimś, kto prawdopodobnie już drugi raz na niego nie spojrzy. Cofnął dłoń gładzącą białą skórę, a następnie usiadł. To, co wydawało mu się świetnym zaczątkiem na przelotny romans, właśnie chyliło się ku końcowi. Przeczesał palcami włosy raz i drugi, potem wstał i odnalazł swoje spodnie. Zastanawiając się nad własną naiwnością, wyciągnął z portfela grubszy plik banknotów. Odwrócił się, by jeszcze przez moment popatrzeć na swego niedawnego kochanka.
Wychodząc spod różowej kołdry, Baekhyun odsłonił całą swą sylwetkę. Bez trudu można było policzyć wszystkie jego żebra czy nakreślić wzrokiem rysy innych wystających kości. Lu Han jednak nie uznawał tego za nieatrakcyjne. Przeciwnie. Niemalże anorektyczka chudość nadawała drugiemu lekkości niedającej opisać się słowami. Jednocześnie jego zachowanie świadczyło o tym, że twardo stąpał po ziemi i doskonale wiedział czego chce. Parę jeszcze sekund nagie ciało dało się bezwstydnie podziwiać, aż w końcu zniknęło pod materiałem ubrań, w których Byun przyszedł do klubu poprzedniego wieczoru.
Pewnym krokiem zbliżył się do czarnowłosego i z niezręcznym uśmiechem wziął od niego pieniądze.
Xiexie. Dziękuję – powiedział, lekko schylając głowę. Na odchodne zostawił na ustach Chińczyka słodki smak swoich warg, czego też zbyt często nie robił, by nie dać się drugi raz zaciągnąć do łóżka.
◄►
Krocząc starym, popękanym chodnikiem, Baekhyun rozglądał się dookoła, zwracając uwagę na rzeczy, które innych w ogóle nie interesowały. Patrzył, jak nowoczesne szklane budynki budzą się do życia oblepione złotem wspinającego się po niebiańskich szczeblach słońca. Tego poranka ludzie nie mieli wielkości mrówek. Tym razem byli tuż obok niego, lecz on, jak poprzedniego wieczoru, nie zaglądał im w twarze. Miał przekonanie, że cudze życie toczy się gdzieś obok niego, nie mając wpływu na jego własne. Wszyscy ci urzędnicy, sekretarki, sklepikarze, lekarze i doradcy stanowili dla niego coś zupełnie odrębnego, inny świat. Świat, do którego nigdy nie chciał zaglądać.
Dotarł do mieszkania po całkiem niedługim spacerze. Prędko pozbył się zbędnego ubrania, a potem wszedł pod prysznic, mając zamiar doprowadzić się do porządku. Chłodna woda spływała kaskadami po jego ciele, zmywając wspomnienia minionej nocy. Mimo iż Byun był w pełni świadomy tego, co zaszło, nie widział sensu w rozpamiętywaniu. Stało się i już nigdy więcej się nie powtórzy. Odchylił głowę, obmywając twarz dla orzeźwienia. Przesuwając dłońmi po własnych ramionach i torsie, wyczuł kilka bolących miejsc. Nie zastanowiło go to. Zdarzyło mu się wrócić bogatszym o dwa czy trzy siniaki, bo ktoś za mocno go przytrzymał.
Wyszedłszy z kabiny, zatrzymał się przed wiszącym na ścianie lustrem. Począł dokładnie przyglądać się swemu odbiciu. Nic szczególnego nie zwróciło jego uwagi poza śladami zębów na ramieniu. Może nie była to bardzo odpowiednia pamiątka, ale za to była niezwykle oryginalna. Rzadko bowiem trafiał na kogoś, kto w tak gwałtowny sposób reagował na orgazm. Prawie zawsze był albo dociskany do czyichś bioder, albo ktoś zwyczajnie przygniatał go całym sobą. Nie lubił tego, ale nie narzekał, żeby nie dać po sobie nic poznać.
Kilka chwil później Baekhyun był już w kuchni. Przeszukał wszystkie szafki, aż w końcu natrafił na zakupione dzień wcześniej słodycze. Wybrał kolorowe żelki i oblizał usta, zasiadając na blacie stołu. Miał gdzieś to, że przez okno ludzie mieszkający na tym samym piętrze z łatwością będą mogli zobaczyć jego nagie ciało. Otworzył niewielką paczkę i od razu wepchnął sobie do buzi dwa misie wypełnione w środku kwaśnym sokiem. Skrzywił się, czując szczypanie na języku, a później zaśmiał się cicho. Mimo wszystko uwielbiał ten smak. Siedział tak przez dobre kilkanaście minut, machając nogami i zapychając głód słodyczami. Co jakiś czas wyglądał przez okno, jednak to nie było tak fascynujące jak maleńka plamka nad zlewem, której nigdy przedtem nie dostrzegł.
Po niezbyt obfitym śniadaniu malarz poczłapał do sypialni. Przez moment przyglądał się wszystkim przedmiotom w pomieszczeniu, jak gdyby czegoś uporczywie szukał, aż w końcu odetchnął ciężko. Położył się na swym mizernym posłaniu, naciągając na siebie kołdrę. Nim zdążył zamyślić się nad jakimś konkretnym tematem, zasnął, będąc wciąż zmęczonym po minionej nocy.
◄►
– Hej, Kyungsoo, masz czas dziś wieczorem? – zapytał Baekhyun, opierając się biodrem o zlew i przegryzając chrupiącą marchewkę.
Była już najwyższa pora na obiad, dlatego znalazł coś, czym mógłby zagłuszyć burczenie w brzuchu. Nie miał ochoty na gotowanie czegokolwiek, wolał poczekać do kolacji. Wpadł na całkiem miły, jego zdaniem, pomysł i miał nadzieję, że on wypali. Chciał spędzić trochę czasu z przyjacielem, ale jednocześnie nie chciał, by tamten żałował, że Byun ciągle wymaga poświęcania mu uwagi.
– Hm, raczej tak – odrzekł Do po krótkiej chwili ciszy. – Proszę jeszcze tutaj podpisać. Tak. Tutaj też. – Wniosek nasuwał się sam – mężczyzna był wciąż w pracy. Po krótkiej rozmowie z klientem wrócił do konwersacji z Baekhyunem. – Wydaje mi się, że nie mam żadnych specjalnych planów. Pewnie zrobimy z Jonginem kolację, a potem będziemy coś oglądać. Wieczór jak każdy inny.
– To się dobrze składa.
Tak, a czemu? – spytał Kyungsoo w nieco dociekliwy sposób, który wyraźnie rozbawił malarza.
– Chciałem cię zaprosić na kolację – odrzekł z dumą młodszy, uśmiechając się do siebie, po czym zrobił kolejny duży gryz swojego świeżutkiego warzywa.
A z jakiej to okazji?
– Tak po prostu. – Baekhyun wzruszył ramionami, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że drugi tego nie widzi. – Mam pieniądze i chcę dobrze zjeść, czy to wystarczy? Poza tym weź ze sobą swojego faceta. Nie chcę, żebyś zanudził się ze mną na śmierć. Spotkajmy się przed moją kamienicą o ósmej, dobra?
– W porządku – odpowiedział pewnie Do, nie rozważając już żadnych za i przeciw. Poniekąd było to spowodowane tym, że chciał, by przyjaciel chociaż raz zjadł coś porządnego. Był też pewien, że jeśli to on zapraszał, to musiał mieć naprawdę dużo do wydania. – Mamy ubrać się w coś specjalnego?
– Czy ja wiem. – Marszcząc nos, Byun zastanowił się nad wyborem miejsca, w którym zjedzą wieczorny posiłek. – Może być elegancko, ale nie odświętnie. Żadnych krawatów, marynarek i innych takich.
– Okej, więc będziemy gotowi na ósmą. – Z szumu i nagłych gwałtownych ruchów malarz wywnioskował, że szef pojawił się gdzieś w okolicy Kyungsoo lub przyszedł kolejny klient.
– W takim razie do zobaczenia później – powiedział z nieskrywaną radością, a następnie rozłączył się.
◄►
Było już grubo po siódmej, gdy Baekhyun wyszedł spod prysznica – po raz drugi tego dnia – i zaczął przygotowywać się do wyjścia z przyjacielem i jego chłopakiem. W istocie wiedział, że Do od dawna już kogoś ma, ale jeszcze ani razu nie miał okazji się z nim spotkać. Główną tego przyczyną był fakt, że nie lubił, jak zupełnie obcy ludzie przychodzili do jego mieszkania. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się, że ktoś surowym okiem oceniał jego skromne umeblowanie i niezbyt wykwintne dbanie o porządek. Czuł się wtedy bardzo mały, jakby skurczył się do rozmiarów krasnoludka. Nie chciał przyznawać się do tego, czym się zajmuje, jak spędza swój czas, a ponaglający i karcący wzrok tych nieuprzejmych osób właśnie do tego go zmuszał.
Poza tym trochę wstydził się tamtego chłopaka. Był on kilka lat młodszy, a wydawał się być energiczny, sympatyczny i śmiały z tego, co opowiadał mu Kyungsoo. Byun wypadał przy tym blado. Zdecydowanie wolał przecież siedzieć w domu, zajmować się bezsensownym bazgraniem farbami po płótnie albo spaniem po męczącej nocy. Dziwiło go, dlaczego przyjaciel tak bardzo lubi do niego przychodzić, spędzać z nim czas czy nawet wychodzić na zakupy, skoro on sam nie miał do tego takiego zapału. Zupełnie jakby nie potrafił spędzać czasu z własnym „ja”.
Ze starej komody wyciągnął swoje najlepsze jasne spodnie i beżowy, kaszmirowy sweter. Kiedy tylko dotykał miękkiego materiału, od razu polepszył mu się humor. Zdecydowanie była to jego najulubieńsza rzecz spośród wszystkich ubrań, jakie chomikował. Pospiesznie wciągnął na siebie czystą odzież, a później poszedł do łazienki, żeby wysuszyć włosy i delikatnie pomalować oczy. Dawniej aż tak bardzo nie zależało mu na dbaniu o siebie. Uważał, że to coś przeznaczonego tylko dla dziewczyn, jednak gdy rozpoczął bujne życie towarzyskie, jego ręka sięgnęła po kredkę do oczu i podkład. Przestał przejmować się cudzym zdaniem, które ubliżało jego wyglądowi. Był sobą.
Tuż przed ósmą ubrał w pośpiechu trampki i zbiegł po schodach, by być wcześniej niż Kyungsoo i jego partner. Nie mieszkał w niebezpiecznej dzielnicy, choć ludzie tam żyjący nie zaliczali się do tych z górnej części drabiny społecznej. Czasami napatoczyło się kilku zapijaczonych, starszych panów, ale tuż za nimi kroczyły zdenerwowane żony, raz po raz bijące swych mężów torebką za przepijanie ostatnich pieniędzy. Bywały też dni, kiedy dzieciaki biły się pod jedną z kamienic, ale do tego też nie wzywano policji. Zwykle chodziło o zabawki czy jakieś brednie, nic specjalnego. Dlatego właśnie Baekhyun grzecznie czekał w świetle starej, nieco zardzewiałej latarni.
Lampa nie dawała już stałego światła. Żarówka mrugała co kilka sekund, ale to nie przeszkadzało mu w wypatrywaniu znajomej twarzy. Szybko jednak znudziło mu się patrzenie w ciemność i zaczął kopać butem pobliski kamyk. Gdy przycisnął go mocniej, na jednej z chodnikowych płyt odmalował się dziwaczny wzór. Byun prędko go wytarł, widząc zbliżających się ludzi. Pech chciał, że nie był to przyjaciel, a jakaś para mieszkająca w sąsiedniej kamienicy. Malarz lekko skinął głową, nie wysilając się na uprzejmości. Nigdy w życiu nie zamienił z tymi ludźmi ani słowa, dlatego nie widział powodu, by się z nimi witać.
W końcu po parunastu zaledwie minutach – choć Baekhyunowi wydawało się, że minęła cała wieczność – w zasięgu wzroku pojawił się Do, a tuż obok niego kroczył wysoki, cudownie opalony mężczyzna. Na pierwszy rzut oka wydał się Byunowi zwyczajny i niczym się niewyróżniający. Uśmiechnął się do niego, aby nie wyjść na gbura i nie przynieść przyjacielowi wstydu, choć miał ochotę od razu pójść w zaplanowane miejsce. Nie uważał, żeby poświęcanie większej uwagi chłopakowi Kyungsoo miało głębszy sens, skoro był tylko przystojny.
– Cześć, Baek. Długo czekasz? – rzucił na powitanie Do, nerwowo zerkając na swojego towarzysza.
– Znając mnie, czekam pewnie jakieś pięć czy siedem minut, ale mam wrażenie, jakby minęło sto lat. Wiesz dobrze, że jestem niecierpliwy – raczej wyburczał niż powiedział malarz, a jego twarz miała całkiem obojętny wyraz.
– Jeszcze raz przepraszam – rzekł Kyungsoo z nutą skruchy w głosie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciel może już teraz nie być w tak cudownym nastroju, w jakim był jeszcze moment temu. – Mogliśmy wyjść wcześniej. Nie gniewaj się, okej?
– Okej, już w porządku – mruknął Byun, lekko wydymając dolną wargę. Humor poprawił mu się tylko dlatego, że nie mógł się doczekać spędzenia wieczoru z najbliższą mu osobą.
– A, to jest Jongin. – Wspomniany chłopak wyciągnął rękę w kierunku Baekhyuna, którą ten niemrawo uścisnął i wysilił się na kolejny niezręczny uśmiech.
– Miło poznać.
Zaraz potem ruszyli w kierunku centrum miasta. Malarz trzymał w sekrecie restaurację, w której będą jedli. Chciał mieć w zanadrzu jakiś element zaskoczenia, a lepszego nie mógł znaleźć. Nie odzywali się za wiele. Głównie z powodu Jongina. Byun nie wiedział, o czym może przy nim mówić, a o czym nie. Nie czuł się jeszcze komfortowo w jego towarzystwie. Nadal przecież nie wiedział o nim zupełnie nic. Co parę sekund tylko jakieś porozumiewawcze mruknięcia wymykały się z ust Kyungsoo lub jego partnera, na co Baekhyun przewracał boleśnie oczami. Był prawie pewien, że idą teraz za rękę i są do siebie niemalże przyklejeni. Ale nie mógł tego zobaczyć, bo szedł przed nimi i odwracanie się, by to skontrolować wydałoby się podejrzane.
Po bardzo długim spacerze i lawirowaniu kolejnymi uliczkami, dotarli do nowoczesnego, szklanego wieżowca. Nikt nie zadawał pytań, dlatego Byun prowadził, nie oglądając się za siebie. Weszli do windy i mężczyzna wcisnął przycisk z odpowiednim piętrem, na którym mieli się zatrzymać. Przyjemna muzyka wpływała z głośników, lecz nie trwało to długo, gdyż winda stanęła na drugim piętrze. Szalenie podekscytowany Baekhyun prawie biegiem puścił się w kierunku stolików. Nie mógł nacieszyć się widokiem przed nim.
Wspaniałe okna od podłogi do sufitu ukazywały panoramę zapracowanego i zatłoczonego miasta, błyskając światłami to tu, to tam. Wielkie pomieszczenie wypełniały zapachy, od których ślina cisnęła się na język. Goście zasiadający na swoich krzesłach rozmawiali przyciszonymi głosami, ciesząc się swoimi posiłkami. Wszystko wyglądało, jakby było wykreowane przez osobę wyższą. Delikatne, przygaszone oświetlenie. Stołki przystrojone jak na przyjęcie weselne. Piękne kwiaty stojące w wazonach. Całość stanowiła harmonię, która zostałaby zakłócona, gdyby jednej z tych rzeczy zabrakło.
– Witam państwa w Cornerstone. Czym mogę służyć? – Niski, przyjaźnie wyglądający mężczyzna w bardzo formalnym stroju podszedł do trójki, uśmiechając się, jak nakazywała mu pracownicza etykieta.
– Poprosimy stolik dla nas trzech – równie miłym głosem odparł Baekhyun, wskazując na siebie i swoich towarzyszy.
Kelner szybko zeskanował wzrokiem pięknie wystrojoną salę, a jego oczy zabłyszczały, gdy w końcu znalazł wolne miejsce. Poprosił gości, by poszli za nim, a oni bez słowa ruszyli, oglądając się za każdą, nawet najmniejszą rzeczą. Usiedli przy oknie, by, jak zachęcał pracownik obsługi, lepiej im się jadło przy podziwianiu widoków miasta. Zaabsorbowani nieskazitelną panoramą nie zorientowali się, kiedy mężczyzna odszedł, aby już po chwili powrócić, trzymając w dłoniach trzy karty dań. Z uśmiechem polecił danie dnia, lecz ostateczny wybór pozostawił klientom. Ukłoniwszy się, odszedł, pozwalając trójce zastanowić się nad wyborem posiłku.
Baekhyun dokładnie czytał opisy wszystkiego, co znajdowało się w menu. Mimo iż była to restauracja, która specjalizowała się głównie w tradycyjnych włoskich daniach, w ofercie mieli mnóstwo wspaniałych pozycji. Długo myślał nad najlepszą opcją, jako że był niezwykle niezdecydowany, podczas gdy przyjaciel wraz ze swoim chłopakiem już dawno podjęli decyzję, że zamówią pieczony comber jagnięcy. Byun ostatecznie wybrał rybę, choć nie był przekonany, czy to właśnie na to miał ochotę.
Gdy już przekazali temu samemu kelnerowi swoje zamówienie, do którego doszło również wino, podziękowali mu z uśmiechem. Mogli zająć się rozmową i malarz miał okazję, by poznać Jongina. Ledwie Baekhyun podniósł wzrok na młodszego, a już zaschło mu w gardle. Przekonał się, że jego początkowa ocena była mylna. Okazało się, że młody mężczyzna jednak jest w jego typie. Był nie tylko zwykły czy przystojny. Jego wygląd oszałamiał. Nieco ciemniejszy odcień skóry dodawał mu seksownego czaru, od którego Byunowi aż zakręciło się w głowie. Jego spojrzenie było pewne i hipnotyzujące, uśmiech zaś zupełnie naturalny, aczkolwiek kuszący.
– Powiesz mi w końcu z jakiej okazji zaprosiłeś nas na tę kolację? Nie wierzę, że to tylko twoja dobra wola – podjął rozmowę Kyungsoo, machając szklanką z wodą.
Malarz otworzył usta i zaraz je zamknął. Na moment zapomniał, jak się nazywa. – Mówiłem ci już. Dostałem kasę i chciałem zjeść coś dobrego – odrzekł w końcu, unikając patrzenia na Kim. Bał się, że gdy znów to zrobi, ulegnie.
– I właśnie dlatego zabrałeś nas do najdroższej restauracji w Seulu, tak?
– Do jednej z najdroższych, mówiąc ściślej – poprawił z wyższością Byun, spoglądając na przyjaciela. – Tak, właśnie dlatego. Nie chcę wyjść na sknerę, kiedy mogę kupić to, na co mam największą ochotę.
Tylko westchnięcie wyrwało się z ust Do. On na miejscu jasnowłosego postarałby się o jakiś nowszy mebel do swego lichego mieszkanka czy o maleńki remont. Niewiele brakowało, żeby coś zaczęło się sypać mu na głowę, ale on nic sobie z tego nie robił. Wolał korzystać z życia, jak sam to nazywał, czego starszy nie mógł zrozumieć.
Wkrótce ich jedzenie wraz z alkoholem dotarło do stolika. Wszystko pachniało iście wybornie, a każdy talerz wyglądał jak małe dzieło sztuki. Patrząc na nie, Byun miał wizję malowideł skropionych takimi samymi barwami, jakie miały sosy na kawałkach jagnięciny czy na pierwszorzędnym łososiu. Uśmiechnął się do siebie, odrywając się od rzeczywistości. Przymknął oczy, przenosząc się do swojej prawie pustej sypialni. Oczyma wyobraźni przypinał płótno do sztalugi, wyjmował z komody farby i długo, długo zajmował się tworzeniem arcydzieła, które każdy by zachwalał. Tak bardzo zatracił się w tych nierealnych na obecną chwilę marzeniach, że ocknął się dopiero, gdy Kyungsoo powiedział, że jego ryba stygnie i niedługo stanie się niesmaczna.
– Wybaczcie, zamyśliłem się trochę – rzucił skrępowanie Baek, uśmiechając się nerwowo. Odruchowo sięgnął po kieliszek i zrobił duży łyk czerwonego wytrawnego wina. Z miejsca ocuciło to jego zatraconą w fantazji głowę, aż odetchnął. – Jedzcie jak najwięcej i jak najlepiej.
Z ogromną ochotą malarz chwycił sztućce w dłonie i począł kroić rybę, do której zostało dodane ziemniaczane puree i odrobina mizerii. Nie lubił ogórków, dlatego skrzywił się oraz postanowił, że ich nie zje. Całkiem spory kawałek ryby znalazł się w jego ustach już sekundę później. Mruknął z satysfakcją, jakby po raz pierwszy raz w życiu jadł coś takiego. Może to dlatego, że był niebywale głodny, a może dlatego, że jego chudy tyłek zajmował miejsce w jednej z tych drogich restauracji, na które nigdy nie miał odwagi choćby spojrzeć. To dziwne jak pieniądze mogą natychmiast zmienić człowieka.
Pochłonięty konsumowaniem swej kolacji Byun nie oglądał się na zakochaną parę. Kyungsoo i Jongin co jakiś czas wymieniali ukradkowe spojrzenia czy delikatne uśmiechy. Młodszy nawet przysunął się kilka centymetrów bliżej Do, by móc nieśmiało pogłaskać go po udzie. Oblizał wtedy wargi i zaraz odsunął się, nie chcąc zawstydzać partnera. Ten tylko rzucił mu karcące spojrzenie, za jakim kryło się o wiele więcej, i powrócił do zajadania się jagnięciną.
Gdy w końcu wszystkie sztućce zostały równo ułożone na talerzach, nadszedł czas na mały odpoczynek i więcej rozmów, bo do tej pory nie było prawie żadnej. Ale jak można było prowadzić jakąkolwiek konwersację przy tak wyśmienitych daniach? Każdy skupiał się na wyczuwaniu najdelikatniejszych tonów mięsa czy sosu albo i dodatków. Wytarłszy usta serwetką, Kyungsoo podniósł się z miejsca.
– Przepraszam, muszę wyjść do toalety – powiedział, po czym zniknął w głębi sali między innymi stolikami i obcymi ludźmi.
Do Baekhyuna dość szybko dotarło, że został sam na sam z Jonginem. To zmroziło mu krew w żyłach, lecz jego serce poczęło bić dość szybko. Jednocześnie jego twarz oblała się subtelnym rumieńcem, którego nie mógł w żaden sposób powstrzymać.
– Może opowiesz mi coś o sobie, hyung? – zasugerował młodszy, chcąc skupić na sobie uwagę drugiego.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Canvas [1/20]

Poszarpane płótno


Jaskrawożółte promienie słońca mozolnie przedzierały się przez ciężkie pluszowe zasłony, próbując wybudzić Byuna z głębokiego snu. Młody mężczyzna niechętnie otworzył oczy, a potem usiadł, niespiesznie je przecierając. Rozejrzał się po swojej pracowni i jednocześnie sypialni, gdzie zasnął minionego wieczora. Pootwierane tubki i puszki z farbami rozrzucone były po całym pomieszczeniu. Wielkie kolorowe plamy zabrudzały podłogę tu i tam, a sztaluga wraz z podartym płótnem leżały w niechlujnej kompozycji.
Prychając pod nosem, z kpiącym uśmieszkiem, Baekhyun podniósł się z poplamionego kawą podniszczonego materaca z kwiatowym wzorem. Poprzedniego dnia usiłował namalować prawdziwe dzieło sztuki, jedno ze swych kolejnych, ale już któryś raz z kolei mu się nie udało. Zaśmiał się szyderczo, a potem jego mina zrzedła i pokręcił głową, kopiąc stłamszony koc, pod którym spał. Słysząc dzwonek do drzwi, od razu poszedł otworzyć. Nie lubił bowiem, gdy ktoś się do niego dobijał.
Ujrzawszy pogodną twarz Kyungsoo, odstąpił krok w tył, wpuszczając go do środka. Nie stawiał oporu, bo przyjaciel tak czy inaczej zawitałby do jego mieszkania, znajdując własny sposób, by się do niego dostać.
Nie odzywając się choćby półsłowem, Do zeskanował wzrokiem wszystkie pomieszczenia. Westchnął ciężko, chociaż mógł się spodziewać, iż zastanie taki sam porządek jak zwykle. Prowizoryczne łóżko znajdowało się na środku przestronnej sypialni, a poza nim były tam tylko dwie obskurne komody z ogromnymi szufladami. Na białym parapecie, z którego odstawały strzępy lakieru, stała bujna paprotka oraz mała porcelanowa filiżanka ozdobiona malunkiem błękitnych niezapominajek. Jeden z wielu pędzli Baekhyuna był wetknięty do niewielkiego naczynia, przez co wyglądał, jakby z niego wyrastał. Kuchnia stała jak zawsze nietknięta. Niemodne już meble wyglądały jak w sklepie z antykami. Dawno nieodkurzane i niedotykane.
– Jadłeś już śniadanie? – zapytał Kyungsoo z lekkim niepokojem w głosie.
– Nie – mruknął Byun, przeciągając się niczym młody kociak. – Dopiero wstałem.
– Przygotuję coś – odpowiedział Do, przenosząc wzrok na przyjaciela. – A ty się lepiej ubierz – dodał surowo, zauważając, że drugi stoi w samych bokserkach.
Gdy tylko starszy z nich znalazł się przy szafkach, które straciły niegdyś posiadany blask, Byun powłóczył nogami, kierując się w stronę dębowej, nadgryzionej zębem czasu komody. Ostrożnie wysunął jedną z szuflad, uważając, by przypadkiem czegoś nie urwać, po czym zaczął przegrzebywać swoje ubrania. Ostatecznie zdecydował się na niesamowicie wąskie spodnie oraz stary, wyciągnięty podkoszulek z logo jakiegoś zespołu. Aprobując w myślach swój ubiór, odsunął masywne zasłony, a następnie otworzył skrzypiące okno.
Patrząc w dal, wychylił się, mocno zaciskając dłonie na krawędzi parapetu. Długi czas wpatrywał się w czubki wieżowców, mierzył wzrokiem ludzi kroczących śmiało po ulicach i obserwował tor jazdy nowoczesnych samochodów. W końcu odetchnął pełną piersią, zamykając oczy na kilka sekund.
– Dzień dobry, Seulu. Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie tak beznadziejny jak poprzedni – wymamrotał, po czym odwrócił się twarzą do wyjścia z pokoju, słysząc kroki Kyungsoo.
– Nie masz nic w lodówce – oznajmił, opierając dłonie na biodrach.
– Ani w żadnej szafce – dodał Baekhyun, przechylając głowę w prawo i lewo.
– Dlaczego nie zrobiłeś zakupów? Kiedy coś ostatnio gotowałeś? – pytał zaniepokojony Do, próbując rozszyfrować zachowanie młodszego.
– Nie chciało mi się, nie miałem czasu, nie czułem potrzeby – odrzekł Byun, podchodząc bliżej. – Nie wiem, jakiś tydzień temu. Wolę jadać na mieście.
– Nie wyczaruję śniadania z powietrza, Baek. Natychmiast idziemy na zakupy – zarządził Kyungsoo, nawet nie komentując wypowiedzi przyjaciela. Znał go już ładnych parę lat i rozumiał jego sposób bycia.
◄►
Przechodząc pomiędzy kolejnymi półkami i wrzucając do koszyka to, co wydawało się najpotrzebniejsze, Do starał się nie stracić Baekhyuna z oczu. Było to trudne, bo chłopak tkwił w swoim świecie. Zwracał uwagę nawet na niepotrzebne duperele, które jego zdaniem były czymś nadzwyczaj fascynującym. Podczas gdy Kyungsoo wkładał do wózka jajka i mleko, młodszy na palcach sięgał do najwyższej półki po czekoladę z orzechami i płatki miodowe. Zupełnie przez przypadek jego koszulka podsunęła się do góry, odsłaniając biodro, gdzie widniała olbrzymia czerwona plama. Nie umknęło to uwadze drugiego. Zmartwił się i nie mógł nie zareagować.
– Czy to siniak? – spytał od razu, wskazując palcem na rzucające się w oczy miejsce.
Baekhyun odłożył swoje zachcianki, a potem zgromił przyjaciela wzrokiem.
– Nie, to malinka – odpowiedział, obruszył się i skrzyżował ręce na piersi.
Wzdychając ciężko z  wyraźną niemocą, Do zamknął oczy, w myślach licząc do dziesięciu. Doskonale rozumiał, że każdy mężczyzna ma swoje potrzeby, bo sam miał faceta, ale uważał, że Byun przesadza. I to zdrowo. Spojrzał na niego poważnie, jak zwykle opierając dłonie na biodrach. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby zaraz mieli sobie skoczyć do gardeł.
– Czy ty jesteś uzależniony?
– Nie, biedny – odrzekł nonszalancko Baekhyun, nerwowo postukując nogą w brudną sklepową podłogę.
– To, że nie masz kasy, nie znaczy, że musisz codziennie dawać dupy za pieniądze – szepnął Kyungsoo, podchodząc bliżej.
– Ty tego nie zrozumiesz – powiedział młodszy z wyższością. – Szukam inspiracji – odpowiedział na niezadane pytanie, a potem ruszył przed siebie, nucąc coś pod nosem.
Zaciskając palce na rączce wózka, starszy poszedł dalej, nie zawracając już sobie głowy przyjacielem. Był przy nim zawsze, ciągle się nim opiekował i czuwał, nawet kiedy nikt tego nie widział. Dawanie rad także nie było mu obce. W zamian dostawał lekceważące zachowanie i czasami wredne odzywki, ale nie umiał go zostawić. Czuł się odpowiedzialny. Każdy głupi postępek Baekhyuna był dla niego jak nauczka. Starał się wyciągać wnioski z odbytych rozmów i skutków, których nie miały one przynieść. Zmieniał swoje nastawienie zależnie od sytuacji, a zawsze kończyło się tak samo. Baek robił co chciał, jak chciał i kiedy chciał. Nikomu nie było nic do tego.
Wszedł poirytowany w kolejną alejkę, aby dokończyć to, po co tu przyszedł. Musiał zadbać o wyżywienie Byuna, bo znał go już na tyle dobrze, iż wiedział, że on sam ani żadna inna osoba tego nie zrobi.
Po opuszczeniu supermarketu z wielką siatką produktów Kyungsoo dostrzegł Baekhyuna opartego o jedną z wielu latarni na parkingu. Młodszy w bardzo dwuznaczny i prowokujący sposób jadł loda, nie przejmując się otoczeniem. Skupiał się na tej czynności, jakby była czymś niezwykle ważnym. Promienie słońca bajecznie oświetlały jego twarz, przez co wyglądał jak dziecko, które jest nieświadome tego, co robi. W drugiej dłoni trzymał przezroczystą reklamówkę. Do w mig znalazł się u boku przyjaciela, osłaniając oczy przed rażącym światłem.
– Skąd miałeś na to pieniądze? – spytał starszy z lekkim podenerwowaniem w głosie.
– Znalazłem w kieszeni jakieś drobne – odburknął Byun, wyrzucając patyczek po lodzie na chodnik. – Mam jeszcze żelki, pianki, gumę balonową i watę cukrową w pudełku. Chcesz coś? – Chłopak otworzył przed Kyungsoo swoją siatkę, patrząc na niego z nadzieją.
– Nie, dzięki. Wracamy do domu, żeby zjeść śniadanie. – Brunet pokręcił głową i skierował się w stronę mieszkania przyjaciela.
◄►
– Baek, dlaczego nie jesz? – Ostry ton głosu Kyungsoo nie był w stanie oderwać Baekhyuna od jego zajęcia.
Już od jakiegoś czasu byli w mieszkaniu młodszego. Do zdążył przygotować jajecznicę na chudym bekonie. Siedzieli wygodnie na zabrudzonym materacu. Mieli jeść śniadanie, jednakże Byun był za bardzo zajęty spoglądaniem na to, co dzieje się za oknem. Nie widział wiele. Tylko dachy budynków, od których odbijały się południowe promienie przeszywającego słonecznego blasku, błękitne niebo, gdzie tańczyły śnieżnobiałe obłoki, co chwilę formując się w inne kształty. Widział też kilka przelatujących samolotów wyglądających jak ogromne stalowe ptaki. Ostatecznie odwrócił się do przyjaciela, a kąciki jego ust wzniosły się, nadając twarzy Baekhyuna pogodny wyraz.
– Myślę, że dzisiaj uda mi się namalować w końcu to, o czym od dawna marzę – zaczął cicho, po czym opadł na prymitywne posłanie. Talerz z wystygniętym posiłkiem podskoczył nieco w górę, ale jedzenie nie wylądowało na podłodze. – Czuję się pełen twórczej mocy – mruknął sekundę później.
Wtem białe naczynie wraz z widelcem znalazły się przed jego twarzą. Ochoczo chwycił je w dłonie, a następnie z nieukrywaną radością zaczął zajadać, co przygotował mu starszy. Nie narzekał na to, że za zimne, że dostał za dużo mięsa i że jajka mogłyby być bardziej dosmażone. Rozkoszował się samą czynnością, jak gdyby był to najwznioślejszy akt, forma niesamowitej sztuki, dzieło tylko dla wybranych.
Gdy skończył, wręczył pusty talerz Kyungsoo, przeciągnął się i legł jak długi w poprzek materaca. Bezmyślnie utkwił spojrzenie w suficie, zaś jego twarz wciąż miała radosny, nieco głupkowaty wyraz. Przesunął dłońmi po wysłużonych panelach, przymykając oczy, jakby badał ich fakturę. Odetchnął, podnosząc się na równe nogi.
Nie zwracając uwagi na Kyungsoo, który przeniósł się do kuchni, by trochę posprzątać i nadać tej klitce stan, który wskazywałby na to, że ktoś tu jeszcze mieszka, podniósł leżącą na podłodze sztalugę z dziurawym płótnem. Westchnął i znów prychnął pod nosem, a później ostrożnie  zdjął zszargany materiał i wymienił go na nowy – tym razem był to papier. Jeszcze przez moment wpatrywał się doskonale porowatą kartkę, która była jednym z czynników nadających jego życiu sens.
Zupełnie zapominając o otaczającym go świecie, Baekhyun wziął do rąk swoją starą, trochę zniszczoną paletę i kilkakrotnie przetarł ją szmatką. Wyjął z szuflady tubki z farbami, zadowalając się wybranymi kolorami – różem, granatem, żółcią i czerwienią. Przygotował też kubek z wodą i różne pędzle, które ostatnio dosyć często walały się po podłodze bądź też wpadały w najciemniejsze zakamarki komody. Czuł, jak jego umysł i całe ciało są doskonale nastrojone do stworzenia wspaniałego malunku. Ale nie takiego zwykłego, który można zawiesić na ścianie i chwalić się przed znajomymi. Chciał czegoś wysublimowanego, czegoś, co nawet jego samego przyprawi o zawrót głowy.
Pierwsze kilka muśnięć pędzla było jakby wymierzone, bardzo precyzyjne. Delikatna błękitna poświata witała się z przypiętym do drewnianego stojaka papierem. Ten pochłaniał kolor, spijając wszystkie przemyślenia i odczucia młodego malarza. Co rusz pojawiały się nowe plamy, przyciemniające te wcześniejsze lub poszerzające błękitny horyzont. Skupienie Baekhyuna wzrastało z kolejnym jego ruchem, coraz bardziej zapadał się w tylko sobie znany świat, pielęgnował go i odkrywał nowe ścieżki.
W tym samym czasie Kyungsoo udało się przywrócić kuchni jaką taką żywotność. Pomieszczenie znów wyglądało tak, jakby ktoś używał go każdego dnia, by przyrządzać obiady, śniadania, kolacje czy po prostu przesiadywać tam wieczorami. W szafkach poukładał rzeczy, które kupił w markecie, zapełnił nimi także i lodówkę. Kręcąc głową, schował też słodycze wybrane przez przyjaciela. Miał nadzieję, że to wszystko nie zostanie zaraz zapomniane, a jego trud na coś się przyda.
W lekkim pośpiechu zabrał się za uprzątnięcie niewielkiej łazienki, która wyglądała na równie zaniedbaną jak reszta mieszkania. Prysznic chyba od dawna nie miał styczności z ludzką stopą i Kyungsoo zastanawiał się, gdzie w takim razie kąpał się jego przyjaciel. Pominął tę kwestię, woląc skupić się na zaprowadzeniu jakiegokolwiek porządku. Wątpił w to, czy Baekhyun w niedalekiej przyszłości kogoś tu przyprowadzi, ale za bardzo przyzwyczaił się do zachowywania się jak matka. W krew weszło mu wycieranie wszystkich brudów pozostawionych przez Byuna. Lubił się o niego troszczyć, choć czasami zastanawiał się, kiedy w końcu młodszy weźmie się w garść i sam zajmie się domowymi sprawami.
Po dwóch ciężkich godzinach po całym mieszkanku rozległ się przeraźliwy huk i ogromny wrzask. Zupełnie jakby ktoś wpadł w neurotyczny szał i zaczął przewracać każdą rzecz, jaka znajdowała się w jego pobliżu. Do wybiegł z ciasnej łazienki i stanął w drzwiach sypialni Baekhyuna, patrząc na jego drżące ramiona. Podłogę zdobiło kilka nowych plam świeżo nałożonej farby, strzępy potarganego papieru i przewrócona, jak zwykle, sztaluga.
Byun rzucił na podłogę swoją paletę i pędzel, po czym odwrócił się do starszego z niefrasobliwym uśmiechem wyginającym różowe usta. Oparł dłonie na biodrach, a potem westchnął ciężko.
– Nie wyszło i tym razem – wyjaśnił Baekhyun, rzucając okiem na resztki po obrazie, który usiłował namalować. – Nawet nie chcę na to patrzeć. Szkaradzieństwo jakieś. Kto pozwolił mi się do tego w ogóle zabrać? Musiałem być chyba szalony. Jutro na pewno namaluję coś ładniejszego. Coś, co w końcu pozwoli mi poczuć, że naprawdę jestem malarzem.
– Baek, dobrze wiesz, że nie musisz od razu malować jakichś pompatycznych cudów – stwierdził cicho Kyungsoo, starając się, żeby nie rozzłościć przyjaciela. Chociaż szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie widział, żeby Byun wściekał się przez to, że jakieś malowidło mu się nie udało. – Stwórz coś prostego. Jak kiedyś. Zawsze ci się udawało. Tamte obrazy były wspaniałe.
– Nie chcę iść na łatwiznę, Kyungsoo – wytłumaczył młodszy głosem dziecka, na które nakrzyczał rodzic za nieposprzątanie zabawek. – Zamierzam stworzyć coś wielkiego. Coś, co powali wszystkich na kolana. Ciebie. Każdego oglądającego. A nawet mnie samego – mówił nieustannie Baekhyun, a w jego oczach szalały iskry zapału i pasji. – Ale do tego potrzeba mi inspiracji – dodał nieco pustym tonem, który zdawał się spływać po ścianach niczym kałuże farb rozlewające się mimowolnie po podłodze.
◄►
– Wychodzę dziś do klubu. – Owinięty w ręcznik Byun wyszedł z łazienki, udowadniając tym samym, że wbrew przemyśleniom Kyungsoo korzysta z prysznica.
Z jego wilgotnych jeszcze włosów skapywały kropelki wody, tworząc maleńkie plamki na kredowobiałej skórze. Te następnie zamieniały się w szczupłe potoki spływające z wąskich ramion aż dotąd, póki nie brakło im tchu i nie zakończyły marnego żywota. Promienie zachodzącego słońca subtelnie przesuwały się po delikatnej skórze, niespodziewanie wysuszając owe strumyki. Blada cera zaś zalewana była złotym blaskiem, jak gdyby młody mężczyzna zamienił się w posąg odlany z drogocennego kruszcu.
– Po co? – Głuche pytanie krążyło echem, podczas gdy Do mierzył przyjaciela surowym spojrzeniem.
– Będę szukał inspiracji – odburknął Baekhyun, zsuwając puszysty materiał z bioder, odsłaniając całe swoje ciało. Zwinnym krokiem przemierzył odległość dzielącą go od komody, w której przechowywał ubrania, po czym zaczął wszystko wyrzucać na podłogę.
Kyungsoo z politowaniem pokręcił głową, wchodząc za przyjacielem do pokoju. Nie miał już sił, jednak wziął się za pozbieranie pozostałości po poprzednim zajęciu Baekhyuna. Ten w tym samym czasie starał się wyszukać najlepszy strój na wieczór. Liczył na to, że znowu natrafi na jakąś interesującą osobę, z którą szybko znajdzie wspólny język, a potem drogę do prywatnego pokoju. Może to, co robił niemalże każdego wieczoru, nie było godne pochwały, ale jemu pasowało. Nie przejmował się innymi, nawet przestrogami Do, choć zdarzały się sytuacje, kiedy ten miał trochę racji.
Po bardzo długich przemyśleniach i wyłożeniu większej części swej garderoby na wyraźnie starą podłogę, Byun zdecydował się na czarne, obcisłe spodnie i koszulkę z siatki. Lubił pokazywać swoje ciało. Lubił, kiedy ludzie rozbierali go wzrokiem. Lubił przykuwać uwagę. Pospiesznie nałożył na siebie świeżą odzież, która pachniała jak morska bryza. A przynajmniej miała nieść taki zapach, bo na to wskazywał płyn do płukania. W rzeczywistości miała wystarczająco dużo czasu, by nabyć woni starego drewna. Młody malarz skrzywił się, ponownie wędrując w stronę łazienki.
Uporządkowawszy wszystkie walające się przedmioty, Kyungsoo pozmywał z obdrapanych desek plamy z farb. Wyrzucił też do kosza niepotrzebnie spożytkowany arkusz grubego papieru. Tak jak Baekhyun powiedział mu w sklepie, nie do końca wszystko rozumiał. Nie był w stanie pojąć, dlaczego Byun co rusz marnuje tak wiele materiałów, gdy nie ma pieniędzy na zakup nowych. Oczywiście, ciągle szukał swojego przeznaczenia, weny, inspiracji czy jak inaczej zwie się to coś, wyciągając przy tym pieniądze od bogatych facetów, ale to nie zmieniało jego bezmyślnego zachowania.
– Powinieneś założyć jakąś marynarkę. Jest dość chłodno – powiedział stanowczo Kyungsoo, widząc, jak przyjaciel na powrót beznamiętnie upycha ciuchy w bliskiej rozklekotania komodzie. – Dbaj o siebie.
– Przecież dbam – obruszył się młodszy, usilnie próbując dopchnąć szufladę tak, by się zamknęła. – No, dosuń się! – krzyknął w końcu, nie wytrzymując nerwowo.
– Odsuń się – poprosił Do, podchodząc bliżej. W mgnieniu oka zajął się skrupulatnym poskładaniem ubrań w kostkę, dopasował skarpety w pary i sprawnie domknął upierdliwy mebel. – Nie musisz dziękować.
Baekhyun tylko obdarzył przyjaciela szerokim uśmiechem, a później rzucił mu się na szyję. Kyungsoo nie protestował. W odpowiedzi objął go w talii, odsuwając na bok wszystkie humory malarza. Znał go na tyle, by dostrzec, że Byun jest niczym chodzący ocean. Raz był spokojny, a za innym razem fale niepokoju, radości czy też innych emocji z potężną siłą wypływały z tego drobnego ciała. Parę sekund później rozluźnili uścisk, a Baek zupełnie znikąd wyjął granatową marynarkę oraz włożył trampki.
Kilka chwil przeglądał się w krzywo zawieszonym lustrze w przedpokoju, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Dopiero gdy skończył poprawiać pojedyncze kosmyki włosów, klasnął w dłonie, jak gdyby dzięki temu jego wizerunek już nie mógł się zmienić. W pośpiechu pobiegł jeszcze do łazienki. Tam oczywiście nałożył na powieki trochę czarnej kredki, by podkreślić swoje spojrzenie. Bez starań nie osiągnąłby celu, jaki sobie postawił.
– Będę się już zbierał do domu – oświadczył Kyungsoo, wkładając swoją skórzaną kurtkę. Nie chciał rozstawać się z młodszym, jakby bał się, że stanie mu się jakaś krzywda, ale była najwyższa pora na powrót do własnego mieszkania.
– W porządku – odrzekł Baekhyun, intensywnie perfumując swoje ciało. Chciał przyciągać nie tylko cudze spojrzenia. – Zobaczymy się jutro?
– Nie wiem, Baek. Ostatnio mam coraz więcej pracy. Wiesz, jak jest. Ludzie przychodzą, dokumenty się gromadzą. Trzeba odszukiwać pewne stare zapisy – zręcznie tłumaczył się Do. Westchnął, a to wcale nie przyniosło mu wymarzonej ulgi. Martwił się o przyjaciela.
– Jasne, rozumiem. Do następnego razu – pożegnał się Byun.
– Cześć, Baek.
Po wyjściu Kyungsoo z mieszkania Baekhyun wszedł do sypialni, rozejrzał się po niej nieobecnym wzrokiem, a później położył się na swoim materacu. W jego oczach zabłyszczały łzy, ale odgonił je, mrugając naprędce. Wcale nie chodziło o to, że nie chciał wyjść, by zarobić pieniądze w klubie. Nie musiał tego robić, ale taką drogę wybrał. Nigdy nie narzekał, bo zawsze to on miał nad wszystkim kontrolę. Czasami po prostu czuł się samotny jak porzucony w schronisku pies. Nie miał rodziny, przyjaźnił się tylko z Kyungsoo. Z reguły dlatego, że nikomu nie ufał na tyle, by powierzać mu swoje sekrety i mieszać go w swoje życie.
Mimo to grał niezależnego, młodego mężczyznę, który lubi się dobrze bawić. Okrywał się ciasną powłoką utkaną z barwnych kłamstw wystarczających, aby zaimponować nowopoznanym osobom. Nigdy nie stawiał się przed nikim, nie odgrywał scen, nie chwalił się. Mówił tylko tyle, ile wystarczyło, by zaspokoić głodne i ciekawskie umysły pozostałych. Chciał pozostać w cieniu, w ukryciu. Wolał wieść spokojne życie i być dla kogoś tylko jednonocnym wspomnieniem. Nie miał w planach stwarzania sobie problemów, co mogłoby stać się, gdyby wypowiedział choćby o jedno słowo za dużo. Właśnie dlatego starał się zachowywać tak ogromną powściągliwość po wypiciu kilku drinków.
Upłynęło kilka długich, nieco niespokojnych minut. Baekhyun podniósł się na równe nogi i poprawił ubrania, a potem pogasił światła i wyszedł, przywdziewając na twarz najbardziej kpiący uśmieszek, na jaki było go stać. Idąc chodnikiem, nie podnosił wzroku na mijające go osoby. Nie obchodziło go czyjeś życie. Miał własne, z własnymi sprawami, problemami, trudami i brudami. Oprócz tego bał się, że ktoś może go zaczepić i przez śliczną buzię oberwie lub ktoś zrobi mu krzywdę. To, że starał się pokazywać swoją silną stronę, nie znaczyło, że był silny.
Gdy wreszcie młody mężczyzna zatrzymał się przed popularnym gejowskim klubem, kąciki jego ust uniosły się wyżej. Przeczesawszy palcami włosy, wszedł do środka pewnym krokiem. Znajomy zapach potu i alkoholu z impetem uderzył w jego nozdrza, otumaniając twórczy umysł. Przymknął na sekundę oczy, pozwalając, by mistyczna aura otuliła każdy zakamarek jego ciała. Oblizał usta rozluźniony i ruszył przed siebie, dzikim spojrzeniem wpatrując się w tłum wirujących na zadymionym parkiecie ciał.
– Czego się napijesz, cukiereczku? – Niewysoki czarnowłosy mężczyzna zapytał, kiedy Baekhyun zajął już miejsce na jednym z barowych stołków. Wyraźnie widać było, że facet nie jest Koreańczykiem, gdyż jego wymowa pozostawiała wiele do życzenia. Malarz obstawiał, iż to Chińczyk. – Spełnię każde twoje życzenie – mówiąc to, wyjął z kieszeni spodni portfel, a z niego błyszczącą w mdłym świetle kartę.
Dłuższą chwilę Byun skanował go podejrzliwie wzrokiem, zatrzymując spojrzenie to na przystojnej twarzy, to na wspaniałym, niezwykle modnym garniturze. W końcu uśmiechnął się zadziornie, zastanawiając się nad tym, co powinien zamówić. Nie miał ochoty na nic wymyślnego. Wystarczyło mu, że ubiegłej nocy wlał w siebie tyle różnokolorowych drinków, że nie potrafił spamiętać wszystkich ich nazw. Odchrząknął cicho, ponownie przenosząc spojrzenie na zniewalającą twarz.
– Wódka z colą wystarczy – odpowiedział stanowczo, po czym uwodzicielsko przesunął językiem po wargach i odwrócił wzrok.
– Dwa razy – dodał pospiesznie nieznajomy do kelnera, od razu przysiadając się do młodego malarza.
Baekhyun zdążył już podjąć decyzję. Mówiąc drugiemu, czego chce się napić, podpisał niewidzialną umowę z samym sobą, że to właśnie z nim spędzi tę noc. Pomimo półmroku panującego przy kontuarze, był w stanie stwierdzić, czy mężczyzna mu się podoba czy też nie. Tym razem udało mu się trafić na swój typ. Atrakcyjny, ubrany w drogie, markowe ciuchy, czarujący i chyba naprawdę skory do spełniania jego zachcianek. Nawet język nie stanowił zbyt dużej bariery. Byun był w stanie swoim wdziękiem i mową ciała przekazać, o co mu chodzi, czego pragnie i żąda.
– Jak ci na imię? – ponownie odezwał się nieznajomy, kiedy barman zaserwował dwa zamówione drinki.
Przygryzając kusząco wargę, Baekhyun sięgnął po swoją szklankę. Pomału upił łyk alkoholu wymieszanego z gazowanym napojem, po czym skrzywił się lekko. Dłuższy moment rozmyślał nad odpowiedzią. Zwykle nie wyjawiał swego prawdziwego imienia osobom, z którymi chodził wyłącznie do łóżka. Przedstawiał się jakimś zmyślonym pseudonimem bądź nazywano go wedle własnego życzenia. Nie sprzeciwiał się, bo dyktował warunki dotyczące tylko kwestii pieniężnej. Odchrząknął cicho.
– A jakie imię najbardziej ci się podoba? – rzucił niby od niechcenia.
– Jian – odrzekł mężczyzna, uśmiechając się promiennie.
– Jesteś Chińczykiem? – spytał Byun, podnosząc szklankę do ust. Jego wzrok badawczo spoczywał na nieznajomym.
– Zgadza się – powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach.
– A jak brzmi twoje imię?
Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem, zasłaniając się dłonią. Zbliżył się do Baekhyuna, układając śmiało dłoń na jego udzie. Wnet malarz poczuł ciepły oddech na swojej szyi i gwałtownie nabrał powietrza w płuca.
– Jestem Lu Han – odparł uwodzicielsko Chińczyk, przesuwając ręką w gorę i w dół po nodze swojego towarzysza. Koniuszkiem języka musnął płatek jego ucha. – Zatańczymy?
Bez większego wahania za to z lekkim dreszczem na całym ciele Baekhyun skinął głową. Nie używając zbędnych słów, podążył za mężczyzną w sam środek roztańczonego pośród zgiełku tłumu. W jednej chwili Lu Han chwycił malarza za biodra, odwracając go do siebie tyłem, i przyciągnął go bliżej. Nie krępował się i nie powstrzymywał przed dotykaniem chudego ciała. Raz po raz rozpustnie przesuwał czubkami palców po ledwie osłoniętym torsie Byuna. Czuł, że ma nad nim kontrolę. Nic nie wskazywało na to, że z niej zrezygnuje.
Rozluźniony i nieprzejmujący się niczym Baekhyun poddawał się tym wszystkim mniej lub bardziej subtelnym tknięciom. Skłamałby, mówiąc, że tego nie lubi albo że to go nie podnieca. Miał świadomość, że może do kogoś należeć chociaż przez jedną noc. Nie chciał więcej. Mówił sobie, że nie mógłby z kimś być na stałe, bo czułby się związany. A on był wolnym duchem, człowiekiem-ptakiem. Robił, co mu się żywnie podobało i nikt nie stawiał mu granic.
Nieśmiało odwrócił głowę. Jedno spojrzenie wystarczyło, by upewnić się, że obaj chcą tego samego.