piątek, 7 lipca 2017

Canvas [17/20]

Słońce w pełni


Chanyeol położył dłoń na zimnej klamce, oddychając ciężko. Żołądek znów ściskał mu się boleśnie, jakby za sekundę miał zmusić go do wymiotów. Zaalarmowana, pani Byun posłała mu ciepły uśmiech, a później sama nacisnęła uchwyt i weszli do środka. Wyłożony płytkami korytarz rozsyłał nieprzyjemny zapach lekarstw i choroby, a nawet zawieszonej gdzieś w pobliżu śmierci. Po plecach obydwojgu przeszedł paraliżujący dreszcz.
                – Dzień dobry – niewysoka, dość młoda kobieta z modnymi okularami na nosie wyszła z gabinetu, by ich powitać. – Państwo przyjechali do Byun Baekhyuna? – Brunet i matka malarza skinęli w milczeniu. – Proszę za mną.
Szybkim krokiem lekarka poprowadziła ich do pomieszczenia dla odwiedzających. Wskazała wolne miejsca, gdzie mogli zasiąść i poczekać. Wspomniała również o automatach z napojami i przekąskami, a potem zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
– Myśli pani, że wszystko z nim w porządku? – spytał nagle Park, czując, jak coraz mocniej ściska mu się gardło. Odchrząknął, ale to nic nie dało.
– Na pewno – mruknęła pani Byun, zasiadając na plastikowym krzesełku, które natychmiast zgrzytnęło.
◄►
Hyeon Joo z szybko bijącym sercem weszła do sali, w której przebywał Baekhyun. Po jego ostatnim akcie nachodziły ją myśli, że znów może ją uderzyć, ale mimo to uśmiechnęła się lekko. Nie mogła tak łatwo dać się przestraszyć. Musiała mu pomóc w przyszłym życiu i właśnie dlatego nie zamierzała oddać go pod opiekę kogoś innego.
– Baekhyun – powiedziała cicho, kiedy kilka par ciekawskich oczu zwróciło się w jej stronę. Wydała z siebie niewdzięczne westchnięcie, po czym odwróciła wzrok speszona, podchodząc do swojego pacjenta. – Baekhyun, ktoś do ciebie przyszedł. Powinieneś wyjść – rzekła, ostrożnie kładąc rękę na jego ramieniu.
Strząsnął ją, odwracając się plecami i posyłając kobiecie groźne spojrzenie. Miał dość patrzenia na Kyungsoo i jego rozweseloną buźkę. Chciał go uderzyć, ale do tego brakowało mu siły. Po tych odwiedzinach nie wychodził nigdzie indziej poza toaletą. Przez okno patrzył na szare, zimne niebo, a nocą na gwiazdy, które czasami chowały się za chmurami. Szeptem powtarzał do siebie w kółko te same słowa, jakby prowadził niekończącą się rozmowę z niewidzialnym przyjacielem. Widział niemiłe spojrzenia współlokatorów, ale nauczył się, by zawsze zachować obojętny wyraz. Tylko to sprawiało, że odchodzili niepocieszeni.
– Baekhyun, chodź się chociaż przywitać – wciąż zachęcała lekarka, tym razem ściskając łokieć malarza. Coraz mocniej zaczynała odczuwać, że ma do czynienia z dzieckiem, a nie z dorosłym. – Proszę, zrób to.
– Nie mam ochoty oglądać Kyungsoo – burknął Byun, wyrywając rękę z jej nijakiego uścisku.
– Tym razem to nie on.
– Nie? A kto? – Malarz usiadł, wyraźnie zaciekawiony.
– Chodź, sam zobaczysz.
Nie czekając dłużej, Hyeon Joo wyszła z pomieszczenia. Nim zdążyła policzyć do dziesięciu, jasnowłosy szedł tuż za nią. Kątem oka dostrzegła cienie pod wypełnionymi ponurym blaskiem oczami oraz nieumyte, rozczochrane włosy. Westchnęła ciężko, nieco zwalniając tempa. Baekhyun niekoniecznie nadążał za żwawym postukiwaniem jej obcasów. Nie zdziwiło ją to, zauważyła, że nie jadał zbyt wiele.
Dotarli do sali dla odwiedzających. Lekarka poprowadziła pogrążonego we własnym świecie malarza do stolika, gdzie czekała na niego jego matka i Chanyeol. Odsunęła ze zgrzytem krzesło, zachęcając Byuna do zajęcia miejsca.
– Porozmawiaj z nimi. Gdyby coś się działo, będę tuż za drzwiami – rzuciła mu na ucho, a jak skinął głową, wyszła. Jej usta mieniły się fałszywym uśmiechem ulgi.
Zmęczony Baekhyun podniósł głowę. Jego oczy raptem zrobiły się wielkie jak spodki, jako że nie spodziewał się ujrzeć swojej matki, tym bardziej w towarzystwie Parka. Ciężkie sapnięcie samo wypłynęło spomiędzy jego wysuszonych, pogryzionych do krwi warg. Naciągnął na dłonie rękawy żółtej, rozciągniętej bluzy w rozpaczliwym geście obrony. Szukał słów, lecz te złośliwie umykały, gdy już miał je wypowiedzieć.
– Dlaczego tu przyprowadziłeś? – wykrztusił półszeptem, skubiąc palcami skórki wokół paznokci.
– A dlaczego miałbym tego nie zrobić? To twoja mama, powinna wiedzieć, co z tobą, jak się czujesz, z jakiego powodu tu jesteś… – Brunet zatrzymał się, a jego warga zadrżała niebezpiecznie.
Zacisnął dłonie w pięści, mimo iż przewidywał taką reakcję. Nie liczył na łzy i rzucanie się sobie w ramiona, jednakże miał cichą nadzieję, że malarz uściśnie dłoń matki i zapewni, że wszystko w porządku. Najwyraźniej wolał odwrócić się od rodzicielki. To bardzo zabolało Chanyeola. Nie dlatego przebył kawał drogi, aby skończyło się na gorzkich słowach i kolejnych bezcelowych łzach.  Zacisnął szczękę, odwracając wzrok w kierunku okna.
Pani Byun desperacko wyciągnęła rękę do syna, kiedy ten oparł złożone dłonie na stoliku. Zdążała jedynie pociągnąć go za rękaw. Baekhyun bowiem odsunął się z obrzydzeniem wymalowanym na jego wychudzonej twarzy. Kobieta załkała, próbując powstrzymać zbierające się w oczach zdradliwe łzy. Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Brakowało jej tchu i odwagi, dzięki którym mogłaby unieść wysoko brodę i z dumą przeprosić, przyznać, że nie była taką matką, jaką powinna być, kochającą, cierpliwą, wyrozumiałą.
– Nie musiałeś udawać, że się o mnie martwisz. – Malarz prychnął, wbijając wzrok w plakat wiszący na ścianie za jego matką.
Baekkie – powściągliwie odezwała się pani Byun, ponowie zbierając w sobie cząstki śmiałości. – Baekkie, nie wolno tak mówić. Chanyeol… naprawdę jest przygnębiony z twojego powodu. Spójrz na niego. – Pociągnęła nosem, a potem sięgnęła do torebki po chusteczkę.
– Zamknij się. Nikt nie pytał cię o zdanie – wysyczał Baekhyun.
– Baekhyun – ostrzegawczym tonem wycedził czarnowłosy, twardo kładąc dłoń na stoliku.
– Przepraszam, panie Park, czy mogę na momencik pana prosić? – znikąd pojawiła się Hyeon Joo, przerywając tę zaognioną wymianę zdań.
Chanyeol wstał i już miał odejść z lekarką, lecz Byun natychmiast pochwycił jego nadgarstek. Prośba a wręcz błaganie gładko rysowały się w jego oczach, zmieniając go w małego, zagubionego chłopca. Zdeterminowany brunet wyswobodził dłoń z wcale nie silnego uścisku, po czym z uśmiechem podążył śladami pani doktor. Choć wydawał się rozluźniony, serce podchodziło mu do gardła, niezdrowo kołacząc. Odchrząknął, wchodząc za kobietą do jej niewielkiego, uporządkowanego gabinetu.
– Proszę usiąść – odezwała się Hyeon Joo, niedbałym ruchem ręki wskazując na krzesło. – Napije się pan czegoś? Kawy? Herbaty? Wody?
– Woda wystarczy – odrzekł Chanyeol, przyglądając się skromnemu wystrojowi.
Skrupulatnie posegregowane dokumenty piętrzyły się w lewym rogu biurka, po prawej stał monitor, oślepiając swym światłem nawet w dzień. Na środku leżało kilka rozłożonych teczek, zapewne z historiami chorób poszczególnych pacjentów. W jego interesie nie leżało zaglądanie w życie innych, dlatego prędko przeniósł wzrok na jedyne okno w pomieszczeniu, które i tak było przesłonięte roletą. Na parapecie stał spory kubek, a tuż obok niego czajnik i dwie wysokie szklanki. Lekarka sięgnęła po jedną z nich i wlała wodę z butelki stojącej na wąskim regale w kącie.
– Wiem, że może być ci to nie w smak, ale będę zwracać się do ciebie po imieniu. Nie lubię mówić do ludzi „proszę pana”. Wolę by czuli się przy mnie jak przy koleżance, przyjaciółce – podjęła Hyeon Joo, włączając czajnik i wsypując do kubka dwie czubiaste łyżeczki kawy.
– W porządku – odparł Park, wypuszczając z ust powietrze, które nieświadomie wstrzymywał.
Kobieta usiadła na brzegu krzesła , trzymając w drobnej dłoni parujący napój. Poprawiła okulary, które złowieszczo zjechały na czubek jej nosa. Brunet przyglądał się jej skupionej twarzy, gdy przeglądała zapisane kartki przed sobą. Dopiero teraz dostrzegł lekko rozciętą wargę i miejsce przy uchu, gdzie brakowało odrobiny włosów. Pani doktor podniosła wzrok znad dokumentów, na co Chanyeol aż podskoczył na swoim miejscu.
– Przepraszam – wymamrotał, czując, jak końce jego uszu czerwienią się.
– Nic nie szkodzi. Zauważyłeś coś interesującego w mojej twarzy? – spytała całkiem bezpośrednio, co jeszcze mocniej zawstydziło czarnowłosego.
– Nie, tylko… – zaczął, a potem urwał, bezradnie zwieszając ramiona.
– Tylko rozwaloną wargę i wyrwane kudły, mam rację? – Kobieta zaśmiała się perliście, dopiero po chwili poważniejąc. – To Baekhyun.
– Nie rozumiem. – Park pokręcił głową, jakby chciał odpędzić od siebie otaczające go rzeczy, by nie zakłócały toku jego rozumowania.
– Baekhyun wpadł w szał i mnie uderzył, a potem wyrwał mi trochę włosów. Sam nawet nie wiedział, ile ma siły. Cóż, ja też tego nie przeliczyłam. Nie wiedziałam, że jest skłonny się do tego posunąć, a przecież mogłam na to wpaść, bo prawie dźgnął cię nożem. – Hyeon Joo westchnęła, przekładając teczki. – Dobrze, żeby cię nie trzymać dłużej w niepewności, powiem to otwarcie. Baekhyun ma chorobę dwubiegunową. Z informacji, które zdążyłam zebrać, ostatnie epizody przebiegły u niego bardzo szybko, ale jeszcze nie jestem do końca pewna, czy już wyszedł z manii. Zakładam, że nie, bo jest skłonny do agresji.
Zbity z tropu brunet pozwolił, aby nowe fakty powoli wsiąknęły do jego mózgu. Spuścił głowę, wlepiając z pozoru obojętny wzrok w swoje buty. Nagle również plamki na podłodze wydały mu się o wiele ciekawsze, aniżeli czyjeś problemy. Problemy, które dotyczyły także i jego samego. Zaciskał i rozluźniał dłonie, mając nadzieję, że to pomoże mu się uspokoić. Jednak jego serce coraz bardziej telepało się w piersi, nie mogąc znieść gorzkiej, bolesnej prawdy.
– Czy można mu jakoś pomóc? – odezwał się głosem tak pustym i chłodnym jak niebo w zimowe noce.
– Są lekarstwa, ale – Hyeon Joo uniosła ostrzegawczo palec, spoglądając na Parka znad okularów – to go nie wyleczy. Te tabletki tylko regulują, nazwijmy to, huśtawki nastrojów, rozumiesz, co mam na myśli? – Mężczyzna skinął lekko głową, słuchając w zamyśleniu. – Chodzi też o to, że Baekhyun nie przyjmuje do wiadomości, że jest chory. Twierdzi, że nic mu nie jest. Dlatego mnie zaatakował. Bardziej potrzeba mu osoby, która go wesprze, zaopiekuje się nim, będzie nad nim czuwać. Dobrze, że przywiozłeś–
– Świetnie, ja się nim zajmę – ochoczo podjął Chanyeol, niegrzecznie przerywając wywód pani doktor.
– Jesteś pewien, że sobie z tym poradzisz? – spytała, nerwowo zagryzając wargę.
Zaciskając dłonie na kolanach, brunet przez długi moment rozważał wszystkie kłopoty, jakie mogły stanąć mu na drodze. Owszem, musiał poświęcać czas nauce, jeśli chciał skończyć z satysfakcjonującym matkę wynikiem, ale wierzył, że da sobie radę, bo dla niego nie było rzeczy niemożliwych. W mieszkaniu Baekhyun i tak już się zadomowił, więc to nie stanowiło problemu. Momo mogła spokojnie zamieszkać z nimi. Na razie była u Kyungsoo, lecz Park i tak miał w planach przygarnięcie jej do siebie. Pokiwał głową bardziej do siebie, a później uśmiechnął się szeroko.
– Tak. Poradzę sobie – odrzekł dumnie i z radością, choć gdzieś w jego sercu czaił się cień smutku.
– To świetnie – odpowiedziała kobieta, jednak w jej głosie nie rozbrzmiała nutka entuzjazmu. Raczej powaga i zatroskanie. – Baekhyun wyjdzie na Boże Narodzenie, przyjedź po niego. Na pewno się ucieszy. To znaczy… Ucieszy się, jak już będzie w domu i dojdzie do siebie. Póki co jest otępiały przez leki, ale musimy mu je podawać. – Westchnęła, sięgając po kubek z przestygniętą kawą. – To chyba wszystko. Możesz do nich wrócić.
◄►
Podczas gdy Chanyeol wysłuchiwał nieznośnie długiego wywodu Hyeon Joo, malarz siedział naprzeciw swej matki, wlepiając w nią żałośnie martwe spojrzenie. Zdawało się, że nawet nie mrugał, a jego blada twarz nie ruszała się ani o milimetr. Kobieta była przerażona widokiem syna. Nie przewidywała, że może być mu bliżej do kogoś umierającego niż żywego. Bardzo chciała go przytulić, dotknąć, jednocześnie drżąc ze strachu w obawie przed skrzywdzeniem go. Wyglądał na kruchą istotę, zagubioną w szerokim świecie. Przypominał nieco rzeźbę, którą niedoświadczony artysta tworzył w zupełnie innym zamyśle aniżeli wyglądało skończone dzieło.
– Przepraszam, Baekkie – odezwała się wreszcie bardzo cichym i słabym głosem. – Przepraszam za to, co się stało. Gdybym mogła cofnąć czas–
– Zrobiłabyś to samo – warknął bezceremonialnie Byun, unosząc do góry brew. Matka spojrzała na niego zdezorientowana. – Nie patrz na mnie tak głupio. A co innego byś zrobiła? Chwyciłabyś mnie w ramiona i wychwalała pod niebiosa za to, że dałem dupy jakiemuś przypadkowemu facetowi?! – wykrzyczał, nie zwracając uwagi na innych ludzi w pomieszczeniu.
Pani Byun rozejrzała się dookoła, czując oddech wstydu na policzkach. Zwróciła wzrok na Baekhyuna, który wciąż tępo się w nią wpatrywał, jakby chciał w ten sposób sprowokować ją do jakiegoś karygodnego czynu. Kobieta odetchnęła ciężko, przecierając jedwabną chusteczką oczy, w których zebrały się łzy. Położyła ręce na stoliku i po raz kolejny spróbowała złapać dłoń syna. Udało jej się. Trzymała tak mocno, jak gdyby od tego zależało jej życie. Nie dała za wygraną.
– Może nie zachowałabym się w ten sposób, ale jeszcze raz bym się nad wszystkim zastanowiła. Nie wyrzuciłabym cię z ojcem z domu. Stanęłabym w twojej obronie – mówiła powoli, patrząc mu w oczy. Nie kłamała. Poprzedniego dnia rzuciła Chanyeolowi kilka przykrych zdań na ten temat, lecz tylko dlatego, że przez cały ten czas dusiła to w sobie.
– Łżesz – burknął malarz, próbując zabrać dłoń. Bez skutku.
– Nie, Baekhyun – zaoponowała pani Byun. – Może przez jakiś czas czułam satysfakcję, że pod moim dachem nie mieszka zboczeniec, ale później zaczęły dopadać mnie wyrzuty sumienia. Nie mogłam spać. Miałam koszmary. Mówiłam o tym ojcu, ale on nie mógł nic z tym zrobić. Przez osiem lat martwiłam się o ciebie, ale bałam się szukać, bo wiedziałam, że mnie nienawidzisz.
– Przez ciebie nienawidzę wszystkich kobiet. Tej kłamliwej suki, która zabrała Chanyeola także. – Baekhyun prychnął, przerywając wypowiedź matki.
– Chcę naprawić nasze relacje.
Kobieta w końcu przestała błądzić po nieznanych wodach i wypowiedziała swoje intencje na głos. Jej wzrok, dawniej przepełniony obrzydzeniem i niechęcią, pałał teraz żalem i najczystszym smutkiem. Gdzieś głęboko w sercu czuła, że straciła swoje dziecko na zawsze, chociaż ono wcale nie umarło. To była jej jedyna szansa na pojednanie. Musiała ją wykorzystać. Nie zamierzała wracać do domu w jeszcze gorszym stanie, niż tu przybyła.
– Proszę, Baekhyun, przemyśl to. Wiem, że cię skrzywdziliśmy. Wiem, że cię okradłam i zostawiłam na pastwę losu. Wiem, że byłam złą matką. Wiem, że nie mogę niczym zapełnić tamtych wszystkich lat, ale proszę, spróbujmy znowu być jak rodzina. Bądź w kontakcie, hm? – Pani Byun patrzyła na syna z nadzieją. Jej blade wargi drżały, była bliska płaczu.
– Niech ci będzie, zastanowię się nad tym – mruknął malarz, ostatecznie wyrywając rękę z uścisku kobiety.
W tej samej chwili do stolika przyszedł Chanyeol. Z oddali widział tę niecodzienną scenę i uśmiechnął się do siebie lekko. Teraz jednak na powrót był poważny. Odchrząknął, dając o sobie znać i przysiadł na krześle obok Baekhyuna. Niepewnie położył dłoń na jego ramieniu, ściskając je delikatnie, na co jasnowłosy posłał mu zdezorientowane spojrzenie. Park zawstydził się i zrezygnowany cofnął rękę.
– Jak się dzisiaj czujesz? – spytał, nie mając okazji zrobić tego wcześniej.
– Jakby wyprali mi mózg – sarknął Byun, odwracając wzrok.
– Czyli nie najlepiej. Rozumiem. – Brunet skinął głową w zamyśleniu. – Wydaje mi się, że możesz stąd zadzwonić, więc jak poczujesz się lepiej, to wiedz, że czekam na twój telefon. Miło czasem usłyszeć twój głos – powiedział Park, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
– Przestań pieprzyć.
Powoli wychodząc z siebie, malarz podniósł się ze swojego miejsca i skierował ku wyjściu z niewielkiego pomieszczenia. Nie uraczył gości nawet lichym pożegnaniem. Po prostu wstał i wyszedł, zostawiając ich zaskoczonych. Chanyeol spojrzał na panią Byun, a ta tylko wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała, jak powinna się zachować. Z jednej strony chciała zawołać syna, posiedzieć z nim jeszcze kilka minut czy choćby popatrzeć na jego twarz. Jednak z drugiej strony czuła, że mogłaby go tym zdenerwować, a nie potrzebowała kolejnego wybuchu złości czy bolesnych przykrości, jakie zapewne padłyby z jego ust.
◄►
Wrócili do mieszkania czarnowłosego, gdzie mężczyzna przygotował im kawę i wyciągnął z szafki zapomniane ciastka. Nie były jeszcze przeterminowane, dlatego położył je na talerzyk i razem z opasłymi kubkami zaniósł je do salonu. Przy włączonym telewizorze spędzili popołudnie, co jakiś czas komentując wydarzenia wspomniane w wiadomościach. Każde z nich raczej było pochłonięte sprawą wizyty w szpitalu niż codziennymi głupotami. W pewnej chwili matka Baekhyuna odstawiła opróżniony kubek i wyprostowała się, unosząc dumnie głowę do góry.
– Zamierzam poczekać, aż Baekkie wyjdzie stamtąd, a wtedy znów się do niego odezwę – oświadczyła, splatając dłonie na kolanach. – Przez ten czas pomieszkam w hotelu – dodała już nieco ciszej.
– Dobrze, nie ma problemu – odparł Park, siląc się na uprzejmy uśmiech. – Lekarka powiedziała mi, że wypuszczą Baekhyuna przed świętami. Dzisiaj jest… – Przeniósł wzrok na ekran, gdzie w rogu widniała data wraz z godziną. – Dziś są mikołajki – szepnął osłupiały. – Powinienem był coś mu kupić.
– Nie przejmuj się, Chanyeol. I tak nie był w dobrym humorze. – Kobieta westchnęła. – Przygotuj dla was wspaniałe święta. To będzie więcej warte niż najbardziej kosztowny podarek. Proszę, spraw, żeby Baekhyun poczuł się jak w domu.
– Postaram się. – Brunet z entuzjazmem pokiwał głową, kreując wizję wspaniałego wystroju mieszkania i wykwintnej atmosfery, jaką zapragnął stworzyć dla osoby, która zupełnie znienacka zaczęła znaczyć dla niego więcej niż ci, których do tej pory spotkał na swej życiowej drodze.
◄►
Dni płynęły nieubłaganie, ale nie spieszyły się za bardzo. Po tym, jak matka Baekhyuna ulokowała się w najbliższym możliwym hotelu, Chanyeol przygarnął do siebie Momo. Widocznie ulżył Kyungsoo, który co rusz musiał odnosić ją na pół dnia do sąsiadki, jako że ani jego, ani Jongina nie było w domu. Tuż po przyjeździe do mieszkania, kotka zaczęła badawczo okrążać teren, szukając swojego właściciela. Dopiero później zainteresowała się przepysznym tuńczykiem na spodeczku w kącie kuchni. Kiedy ponownie zwiedziła każdy zakamarek, wskoczyła na kanapę i tam zasnęła zwinięta w kłębek.
Zasiadając w kuchni przy herbacie, Park odetchnął. Przynajmniej z nią będzie najmniej kłopotu. Począł wówczas zastanawiać się, jak przyzwyczaić malarz do nowej sytuacji. Czuł, że nie będzie mu się to podobało i że będzie chciał wrócić do swojego wychłodzonego, marnego mieszkanka, a na to nie mógł pozwolić. Zamierzał użyć wszelkich możliwych środków, by zatrzymać Baekhyuna w tym mieszkaniu pod swoją opieką.
Nim zdążył obmyślić dobry plan, dwa tygodnie przeminęły w mgnieniu oka. Zestresowany, podenerwowany, ale jakże szczęśliwy brunet jechał do szpitala, jechał po Byuna. Śnieg prószył niespodziewanie mocno, ograniczając pole widzenia, dlatego Chanyeol wyruszył wcześniej. Nie chciał się spóźnić, a lekarka poprosiła go, by zjawił się około godziny piętnastej. Nie zjadł obiadu. Chciało mu się wymiotować, gdy tylko patrzył na jedzenie. Jednakże w lodówce trzymał przygotowane wcześniej kluski, które zamierzał ugotować na kolację.
Mimo niesamowitej śnieżycy i upierdliwych białych płatków, które zaczynały układać się w grube pierzyny na drogach, chodnikach i trawnikach, dotarł na miejsce trochę przed czasem. Z nadzieją i strachem zerkał w okna starego budynku, zastanawiając się, czy tego dnia Baekhyun ma równie podły humor jak dwa tygodnie wcześniej. Odetchnął, wierząc, że tak nie będzie. Przecież malarz czasami bywał miły i wesoły jak dzieciak. Zerknąwszy na zegarek, Park wysiadł z auta, gdyż pozostało mu już tylko pięć minut do umówionej godziny.
Bez zastanowienia popchnął drzwi i wszedł do środka, strzepując śnieg z włosów i ramion. Dyskretnie zapukał do gabinetu Hyeon Joo, a później otworzył drzwi, wpraszając się. Baekhyun potulnie siedział na krześle naprzeciw kobiety, patrząc na nią nieufnie. Ona zaś coś mu tłumaczyła. Po chwili odnotowała jego obecność i zerknęła w jego kierunku, po czym żwawym ruchem ręki zaprosiła, by przysiadł obok.
– Tak jak już mówiłam, musisz się pilnować – trajkotała lekarka, notując coś w pośpiechu na małej żółtej karteczce. – Cieszę się, Chanyeol, że udało ci się przyjechać na czas. Spodziewałam się ciebie później przez to śnieżysko. – Hyeon Joo podniosła na niego zmęczone oczy, w których malowała się ulga i szczęście.
– Wyjechałem wcześniej – odparł brunet, siadając na wolnym krześle, które nie wiadomo skąd się tam wzięło. Ostrożnie złapał Baekhyuna za rękę, a ten natychmiast odwrócił się w jego stronę. Wyglądał dużo lepiej niż wcześniej. Jego policzki pokrywał blady rumieniec, będący oznaką powrotu do zdrowia. – Cześć, Baekhyun.
– Tak, cześć – burknął czysto speszony Byun, prędko wyrywając dłoń z czułego uścisku. – Dzisiaj wychodzę z tej dziury. W końcu! Można tu zwariować, serio. Zamknęli mnie tutaj, jakbym był skończonym wariatem. – Mężczyzna zachichotał i pokręcił głową.
Przez parę minut siedzieli w milczeniu. Obserwowali, jak Hyeon Joo wypełniała konieczne dokumenty, mamrocząc do siebie pod nosem nieskładne zdania. Uderzyła się w czoło tyle razy, że zaczęło się czerwienić. Zrobiło jej się z tego powodu strasznie głupio, dlatego przeprosiła ich grzecznie i wróciła do swojej pracy. Skończyła dość szybko jak na niezwykle zapracowaną osobę, jaką była, i uraczyła obydwu mężczyzn serdecznym uśmiechem.
– Baekhyun, możesz iść się już ubrać. Twoje rzeczy – płaszcz, buty, czapka – czekają w szatni. Ja muszę zamienić jeszcze kilka słów z Chanyeolem – oświadczyła, nie kryjąc swoich intencji.
Mężczyzna ulegle pokiwał głową i z kwaśną miną opuścił ciepły gabinet. Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, lekarka chwyciła w dłonie kolorowe, zapisane drobnym, schludnym pismem kartki. Podeszła do Parka, trzymając je przed sobą.
– To tutaj – podniosła do góry lewą rękę – to recepty. Najważniejsze lekarstwa, które Baekhyun powinien przyjmować. Najlepiej będzie, jak wykupisz je od razu. Te kartki tu – uniosła prawą rękę – to wszystkie niezbędne zalecenia. Jak podawać leki, co powinien jeść i… Właśnie! Ostatnim razem zapomniałam ci powiedzieć, że Baekhyun ma bardzo dużą niedowagę. Jakby tego było mało, prawie wcale nie chciał tutaj jeść i chyba jeszcze schudł. Dzisiaj podaliśmy mu bardzo silne leki, więc może być trochę nieswój, ale z czasem się do tego przyzwyczaisz. Wracając do tych zaleceń, uważaj na niego. Niech się wysypia, dobrze je, niech unika stresu i tak dalej. – Kobieta uśmiechnęła się dość przekonująco, wciskając zapiski w dłonie Chanyeola. – To wszystko, gdyby coś się działo, dzwoń. Gdzieś tam zapisałam ci swój numer.
Zagubiony brunet mruknął potakująco w odpowiedzi, a potem opuścił gabinet, widząc, że Hyeon Joo powróciła do swej nad wyraz fascynującej pracy. Zastał Baekhyuna przyodzianego w gruby, długi brązowy płaszcz z szarą wełnianą czapką na głowie i szalikiem dopasowanym pod kolor. Cierpliwie czekał na młodszego, jakby powrót do domu był największym marzeniem, które właśnie miało się spełnić zupełnie niespodziewanie. Tak dziwaczne zachowanie naprawdę wprawiło Parka w zakłopotanie, ale pani doktor dopiero co o tym wspomniała, dlatego nie poczynił na ten temat najmniejszych uwag. W zamian za to uśmiechnął się najpiękniej jak potrafił, prowadząc malarza do samochodu.
– Gdzie pojedziemy? – spytał cicho Baekhyun, opierając czoło o szybę.
Byli już w połowie drogi do Chanyeola, ale zawsze mogli skręcić czy pojechać okrężną drogą do starszego, jeśli takie było jego życzenie.
– Jedziemy do mnie. Jak chcesz, mogę zawrócić i odstawić cię do siebie – zasugerował otwarcie brunet, wytężając wzrok na zamglonym odcinku trasy.
– Nie. – Byun wzruszył ramionami, a potem przymknął oczy. – Obudź mnie, jak dojedziemy na miejsce – mruknął ospale i kilka minut później rzeczywiście już spał.
◄►
Gdy Park zgasił samochód, rzucił okiem na śpiącego malarza. Miał lekko rozchylone usta, a mimo to wyglądał na swój sposób uroczo. Chanyeol ostrożnie potrząsnął go za ramię, szepcząc cicho, by się obudził. Starszy nie natychmiast otworzył oczy i uparcie przetarł je dłońmi. Uśmiechnął się promiennie i o wiele fałszywiej niż zwykle. Wyglądał, jakby personel szpitala nauczył go pewnych specyficznych zachować albo dokleił mu odpowiednie reakcje na słowa czy spojrzenia innych.
Po schodach bez trudu wspięli się na górę. Byun nawet nie narzekał, że za dużo chodzenia albo że bolą go nogi. To zdecydowanie nie było w jego stylu. Dawny Baekhyun jeszcze zrugałby bruneta za to, że pozwolił sobie na mieszkanie położone tak wysoko i że każe mu włazić po tych beznadziejnych schodach, a później na dodatek przewróciłby oczami.
– Gdzie mogę zostawić swoje rzeczy? – zapytał jasnowłosy, zdejmując z głowy oprószoną śniegiem czapkę i rozwiązując zamotany szalik. Otrzepał na wycieraczce buty. – Chodzi mi o płaszcz i buty, poza tym nie mam ze sobą nic. Zabrali mnie w twoich ciuchach, a na odchodne dostałem to, co mam na sobie teraz.
– Odwieś na wieszak, buty wstaw do szafki albo postaw obok – wyjaśnił Chanyeol, pociągając przemarzniętym, czerwonym nosem.
Baekhyun posłusznie odłożył rzeczy w wyznaczone miejsca, a potem, z rękami w kieszeniach, udał się do salonu. Przez moment czarnowłosy przyglądał mu się bardzo uważnie. Nie mógł nie zauważyć, jak starszy rozgląda się po pokoju, jakby patrzył na niego po raz pierwszy. W biegu zrzucił z siebie wierzchnie odzienie i zaczął pocierać o siebie zziębnięte dłonie.
– Co to?! – zawołał malarz, przykuwając uwagę młodszego.
– O co chodzi? – spytał Chanyeol, podchodząc do Byuna.
– To. – Wskazał na pudła i worek, spod którego przebijał ciemnozielony kolor.
– Ach, to choinka i ozdoby. Musimy udekorować mieszkanie na święta, bo trochę brakuje tu klimatu – oświadczył brunet, uśmiechając się z lekkim zażenowaniem.
Przykucnąwszy przy sporym kartonie, Baekhyun ostrożnie rozchylił przykryte kurzem wieko. Jego oczom ukazały się mieniące w słabym świetle zachodzącego słońca wielobarwne bombki, także te w kształcie mikołajów, bałwanków czy szyszek. Tuż obok skrupulatnie zwinięty leżał długi złoty łańcuch, a obok niego dekoracje, które zawieszało się w oknach czy stawiało na półkach. Uśmiechnął się na ten miły widok, po czym zwrócił twarz ku Parkowi.
– Podobają ci się? – zapytał cicho młodszy, siadając na podłodze tak blisko malarza, że ich ramiona się stykały.
– Są prześliczne. Twoje mieszkanie będzie wyglądało pięknie, tak myślę – oznajmił mężczyzna i prędko odwrócił wzrok. – Możemy zacząć już teraz?
– Jasne – odrzekł Chanyeol, po czym wstał, aby zapalić światło.
Z miejsca Byun zabrał się za wyjmowanie mniejszych pudełek, w których bardzo dokładnie posegregowane były bombki różnego rodzaju. W jednym z nich leżały wiekowe ozdoby z ręcznie wykonanymi malunkami, w innym nowoczesne, plastikowe bombki przyodziane w puch mający imitować śnieg, w kolejnym w trzech rządkach ułożono małe kule w trzech kolorach – złotym, brązowym i karmelowym. Powoli odkładał wszystko na bok, musiał poczekać, aż choinka zostanie rozłożona. Przystąpił więc to przeglądania dekoracji, które mogły ożywić nieco to proste mieszkanie.
Pierwszy rzucił mu się w oczy lampion w kształcie kuli. Był pomalowany srebrną farbą i popsikany brokatem. Wycięto w nim wzroki w kształcie gwiazdek i choinek. W środku brakowało świeczki, ale i tak sam ten przedmiot tworzył specyficzny klimat. Baekhyun wstał i postawił go na szafce przy telewizorze. Później odszukał aniołki i śmiało zawiesił dwa w oknie w salonie oraz dwa w kuchni. Nie krępował się biegać po mieszkaniu i wsadzać do kwiatków dekoracji w kształcie bałwanków czy reniferów. Kiedy skończył, jeszcze raz przeszedł się po wszystkich pomieszczeniach, żeby ocenić rezultat swej pracy. Był zadowolony.
W tym samym czasie Chanyeol zajął się choinką. Nie była nowa, ale nie była zniszczona. Może wydawać się to niezwyczajne, ale nie co roku czarnowłosy przynosił ją z piwnicy. Dwa razy odpuścił sobie, przenosząc się na okres Bożego Narodzenia do rodziców. Uszami wychodziło mu marudzenie matki i całkowita obojętność ojca, ale dał się przekonać dzięki wyśmienitym potrawom gotowanym przez najlepszą kucharkę, która jednak została zwolniona tydzień po Nowym Roku. Młodszy syn państwa Park posądził ją o kradzież swego drogocennego zegarka, który tak naprawdę w ogóle nie istniał.
Z anielską cierpliwością Park rozkładał wszystkie gałązki, z żalem obserwując, jak kolejne sztuczne igły zaśmiecają podłogę. Westchnął, kiedy na koniec zobaczył, ile bałaganu narobił. Później manewrował drzewkiem tak, by stało prosto i nie chwiało się w żadną stronę. Zadowolony z siebie, podszedł do przykurzonego kartonu i zauważył, że sporej części ozdób brakuje. Zachichotał pod nosem, biorąc do ręki lampki. Oczywiście nie mogło się obejść bez kilku spalonych żarówek, które na poczekaniu wymienił, a później zawiesił świecące dekoracje na gałązkach choinki.
– Już jest ładnie – odezwał się Baekhyun, a na jego twarzy przez cały czas przyklejony był ten paskudnie kłamliwy uśmiech, który Chanyeol miał ochotę zatrzeć, choćby miał zranić skórę starszego. – Pomogę ci z bombkami – zaofiarował się.
I tym sposobem już po paru minutach osamotnione drzewko zaczęło nabierać kolorów. Złote i brązowe bombki poszły na sam początek, później zawisły bałwanki, mikołaje i szyszki, na które brunet kazał bardzo uważać. Zanim gruby łańcuch otulił zielone gałązki, zawisły na nich ozdoby z wykonanymi przez kogoś malunkami. Właśnie te podobały się malarzowi najbardziej. Przez sekundę pomyślał, że sam mógłby pokusić się o zrobienie czegoś podobnego, lecz idea ta zaraz rozpłynęła się w powietrzu niczym poranna mgła.
– Pójdę odnieść puste pudła do piwnicy. Zaraz wracam – krzyknął z korytarza Chanyeol, zakładając buty na nogi.
– Dobrze – odpowiedział Byun, zasiadając na kanapie.
Jak tylko drzwi klapnęły cicho, jasnowłosy wypuścił z płuc powietrze, które zgromadziło się tam niczym śmiertelna trucizna. Te chwile były dla niego. Nie musiał udawać, chodzić z uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, kiedy tak naprawdę miał ochotę zaszyć się w kącie do końca dnia. Potworny ból rozsadzał mu czaszkę, jakby nagle ktoś wsadził mu do głowy grubą warstwę betonu. Nie czuł się sobą. Miał wrażenie, że jest w klatce i jednocześnie ucieka. Liczne potknięcia i przeszkody utrudniały mu choćby zwykłe  oddychanie czy normalne reakcje. Jakby w jego ciele znajdował się ktoś jeszcze. Podejrzewał, co może być przyczyną takiego stanu, ale nie śmiał wypowiedzieć tego na głos. Musiał przeprowadzić test. 


A/N: Dobry wieczór (czy tam dzień dobry)! Jak widać, powoli zbliżam się do końca i tak naprawdę chyba nie chcę tego robić, bo wiem, że po zakończeniu będzie jakaś pustka. Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają i czytają. Miło by było, gdybyście jeszcze dawali mi jakieś znaki, bo nie do końca nawet wiem, czy Wam się ten ff podoba czy nie. Ale do niczego nie zmuszam. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz